1 minute read

FOLIA

Next Article
WIERZĄCE BABY

WIERZĄCE BABY

Kola z ważną miną oparł się o parkan i zaczął czekać na Aloszę. O tak, już dawno chciał się z nim spotkać. Słyszał o nim wiele od chłopców, ale dotychczas udawał obojętną na pozór pogardę, a nawet „krytykował” Aloszę, gdy mu o nim opowiadano. Lecz w głębi duszy ogromnie pragnął go poznać: we wszystkich relacjach o Aloszy była jakaś nutka sympatii, która Kolę bardzo pociągała.

Toteż chwila obecna była dlań bardzo ważna: po pierwsze, trzeba było postawić się, okazać niezależność: „Bo jeszcze pomyśli, że mam trzynaście lat i że nie różnię się od tamtych. I cóż go obchodzi ta dzieciarnia? Zapytam o to, jak go zobaczę. Najgorsze, że jestem taki niski. Tuzikow jest młodszy ode mnie, a o pół głowy wyższy. Twarz mam co prawda wcale mądrą; nie jestem ładny, wiem o tym, mam wstrętną twarz, ale mądrą. Nie trzeba też za dużo gadać mu, bo to zaraz uściski itd., a on pomyśli... Tfu, jakie to będzie obrzydliwe, jeżeli tak pomyśli...”

Advertisement

Tak niepokoił się Kola, starając się dodać sobie powagi. Najbardziej dręczył go jego niski wzrost, nie tyle „wstrętna” twarz, co wzrost. U siebie w domu, w kącie na ścianie, jeszcze przed rokiem naznaczył ołówkiem swój wzrost i od tego czasu co dwa miesiące mierzył się z wielkim przejęciem: o ile też urósł?

This article is from: