5 minute read
Droga do elektromobilności
OD 2035 R. W UNII EUROPEJSKIEJ NIE BęDZIE MOŻNA KUPIć NOWEGO SAMOCHODU SPALINOWEGO, A NAWET HyBRyDOWEGO. POLSKA MUSI Być PRZyGOTOWANA NA TO WyZWANIE. PRODUCENCI POWINNI ZDąŻyć Z PRZESTAWIENIEM PRODUKCJI, ALE DUŻyM PROBLEMEM MOŻE OKAZAć SIę BRAK ODPOWIEDNIEJ INFRASTRUKTURy DO ŁADOWANIA POJAZDóW ELEKTRyCZNyCH. INWESTyCJE W STACJE ŁADOWANIA MOGą OKAZAć SIę DOBRyM BIZNESEM.
WW Polsce szybko rośnie liczba pojazdów napędzanych prądem. Jest ich już ok. 30 tys. Choć to liczba śladowa w porównaniu z pojazdami spalinowymi, to co roku jest ich o kilkadziesiąt procent więcej. Rozwija się również infrastruktura do ich ładowania. Pod koniec maja w Polsce działało 2190 stacji (4253 punkty). 39 proc. z nich to stacje szybkiego ładowania prądem stałym (DC), a 71 proc. – wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) o mocy mniejszej lub równej 22 kW. Co miesiąc na mapie kraju przybywa kilkadziesiąt nowych punktów.
Advertisement
Jaką ładowarkę wybrać?
Na początku musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, do czego ma nam służyć ładowarka – do celów prywatnych, ładowania aut firmowych i flotowych czy do świadczenia usług komercyjnych. Najprostsze, wolne ładowarki prądu przemiennego (AC) do użytku własnego typu Wallbox, które można przyczepić do ściany domowego garażu, kosztują 2-3 tys. zł. Na rynku jest coraz więcej producentów tego typu urządzeń, także z Polski, więc można przypuszczać, że będą one taniały. Tego typu sprzęt nie nadaje się jednak do użytku komercyjnego. Do biur i hoteli najlepszym rozwiązaniem są ładowarki półszybkie prądu przemiennego (AC) o mocy 11-22 kW. W tych miejscach szybkość ładowania nie jest bowiem problemem. Goście hotelowi i pracownicy biur zostawiają zwykle swoje samochody na parkingu na kilka godzin, a to wystarczy, żeby naładować ich baterie na sto procent. Ważniejsza od szybkości jest dostępność. Chodzi o to, żeby miejsc przystosowanych do ładowania było kilka lub kilkanaście i każdy gość hotelowy lub pracownik korporacji mógł bez problemu podpiąć swój samochód do ładowarki i nie zastanawiał się, kiedy go przestawić, aby udostępnić stanowisko innym. Poza tym w tego typu urządzeniach bateria samochodu ładuje się w stu procentach, a w ładowarkach szybkich tylko w 80 proc. Ładowarki półszybkie można już kupić za 5-7 tys. zł. Mają niewielkie rozmiary, ważą tylko 2-4 kg i można je umieścić na ścianie garażu. Niektóre modele można podłączyć do zwykłego gniazda i ładować z maksymalną mocą 3-4 kW, jednak jeśli zwiększy się moc przyłączeniową budynku, to samo urządzenie będzie gotowe do ładowania samochodu z mocą aż 22 kW. Oprogramowanie niektórych z nich umożliwia też ładowanie pojazdu elektrycznego ekologiczną energią pochodzącą z domowych paneli fotowoltaicznych, turbin wiatrowych lub mieszanką energii z paneli i sieci. Droższe modele, do użytku typowo komercyjnego, które są odporne na trudne warunki atmosferyczne i można je postawić w miejscach publicznych, to koszt 15-22 tys. zł. Pojawiają się również rozwiązania pośrednie czyli Wallboxy dwustanowiskowe, dzięki którym można ładować jedno auto z mocą 50 kW, a dwa kolejne z mocą po 25 kW. Koszt takiego urządzenia to ok. 65 tys. zł. To rozwiązanie pośrednie między ładowarkami półszybkimi i szybkimi i bardzo dobra propozycja dla hoteli i firm. Na stacjach paliw lub w miejscach położonych w pobliżu autostrad lub ruchliwych dróg stawia się głównie szybkie ładowarki prądu stałego (DC). Ich moc szybko rośnie. Jeszcze niedawno miały one 50 kW, a obecnie ich moc to
100-150 kW lub więcej. Dzięki temu ładowanie samochodu trwa bardzo krótko. Cena takiego urządzenia z dwoma gniazdami do ładowania to co najmniej 100 tys. zł. To równowartość sześciu czy siedmiu wolniejszych ładowarek, ale też marżowość w tym przypadku jest większa. Większa też niż w przypadku sprzedaży paliw płynnych na tradycyjnych stacjach benzynowych. Przy obecnych cenach za sprzedaż kilowatogodziny prądu z ładowarek AC uzyskamy 1-1,40 zł, a tę samą kilowatogodzinę z ładowarki DC sprzedamy za 2-2,40 zł. W pierwszym przypadku, czyli ładowarek zainstalowanych w hotelach czy biurowcach, nie chodzi Jeśli mamy odpowiednie łącze i wystarczy wykonać tylko drobne prace polegające na zainstalowaniu wewnętrznej linii zasilającej, to czas inwestycji wynosi dwa-trzy miesiące. W przypadku stacji DC trwa to dłużej – od sześciu do 12 miesięcy. To głównie ze względu na wydłużony czas oczekiwania na ładowarki i wiele różnych formalności, m.in. konieczność dopuszczenia do eksploatacji przez Urząd Dozoru Technicznego oraz umieszczenia znaków drogowych informujących o stacji. Z tego powodu zawsze radzimy naszym klientom, żeby w przypadku ładowarek półszybkich (AC) zakładali, że czas realizacji inwestycji to
jednak o zarobek. To tylko uzupełnienie naszego biznesu, które pozwala przyciągnąć nowych klientów.
Jak zacząć zarabiać?
Zanim zdecydujemy się założyć stację ładowania, musimy zrobić audyt przyłącza prądu w naszym obiekcie i zorientować się u dostawcy energii, czy można zwiększyć jego moc. Wtedy możemy zaplanować liczbę oraz moc ładowarek. Czas realizacji takiej inwestycji zależy bowiem w dużej mierze właśnie od tego. trzy-sześć miesięcy, a w przypadku ładowarek DC ok. 12 miesięcy. Długi czas oczekiwania na nowe urządzenia wynika z dwóch przyczyn – perturbacji w dostawie mikroprocesorów oraz zwiększonego zapotrzebowania na ładowarki w Europie Zachodniej oraz w USA. Tam następuje wprost lawinowy przyrost oddawanych do użytku stacji ładowania. Obecnie trudno określić, kiedy nastąpi zwrot kosztów poniesionych na zainstalowanie ładowarki. Zależy to głównie od lokalizacji i liczby klientów. Moim zdaniem zwrot nakładów następuje mniej więcej po pięciu latach. Inwestycje można sfinansować poprzez leasing, ale też z funduszy rządowych. Mam nadzieję, że po tegorocznym sukcesie programu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, który przyznawał dotacje na budowanie stacji ładowania pojazdów elektrycznych, w kolejnych latach będą podobne programy. W pierwszym naborze można było dostać dotację w wysokości nawet do 50 proc. całości kosztów! Nie więc dziwnego, że chętnych było więcej niż pieniędzy. Program ruszył na początku stycznia 2022 r., a fundusze na szybkie ładowarki DC powyżej 150 kWh skończyły się po dwóch tygodniach. Pieniędzy na mniejsze ładowarki starczyło do końca marca. To pokazuje, że warto powtórzyć ten program. A im więcej jest stacji ładowania, tym szybciej przybywa samochodów elektrycznych. Przy wyborze ładowarki nie należy kierować się tylko ceną. Warto zwrócić uwagę na jej producenta. Musi to być sprawdzona firma. Ważny jest też system zarządzania ładowarką i współpraca z firmą, która to robi. Nie warto iść na skróty, bo w razie awarii i braku szybkiego serwisu dużo na tym tracimy. Ważne jest też, aby nasz punkt ładowania był widoczny na mapach, ponieważ posiadacze samochodów elektrycznych korzystają głównie z różnych aplikacji telefonicznych i dzięki nim lokalizują ładowarki. Z punktu widzenia właściciela stacji ważne jest, aby być widocznym w aplikacji nie tylko jednego operatora czy dostawcy usług, ale wielu.
Nowe wyzwania
Tradycyjne stacje benzynowe nie znikną z Polski po roku 2035. Trzeba je będzie tylko przebudować. Zmienią się proporcje i zamiast jednego czy dwóch dystrybutorów do paliw będą tam stały ładowarki elektryczne. Będziemy musieli zbudować kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset tysięcy ładowarek. Nie tylko na stacjach, ale także w biurach, na osiedlach mieszkaniowych i w domach. Sądzę, że możemy temu sprostać, choć bez wsparcia państwa się nie odbędzie. Jest ono konieczne przy budowie superszybkich ładowarek, których koszt sięga obecnie kilkuset tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty przyłączy i przesyłu prądu. To naprawdę duże koszty i prawdziwe wyzwanie dla Polski, bo trzeba będzie przebudować całą infrastrukturę. Wąskim gardłem jest właśnie kwestia infrastruktury technicznej i nadrobienie wieloletnich zaległości. Wsparcie ze strony rządu musi więc iść równolegle i polegać na pomocy w budowaniu stacji ładowania oraz infrastruktury.