malarstwo • architektura • fotografia • design • biżuteria • rękodzieło • literatura • teatr • muzyka • media ilustracja • moda • rozwój osobisty • biznes • edukacja • sport • turystyka • wypoczynek • historia
JAK? czasopismo bardzo kulturalne
nr 2 (2/2017) egzemplarz bezpłatny
wstępniak Drodzy Czytelnicy, przyszła jesień, a z nią nowy numer czasopisma „JAK?”. Czas wakacji dla zespołu redakcyjnego przeplatał momenty odpoczynku i wzmożonej pracy. Pierwszy numer postawił wiele znaków zapytania. Każde nowe odkrycie niesie ze sobą zawsze kolejne pytania: o kulturę, o sztukę oraz o to, jak wielkie znaczenie dla tych dwóch pierwszych ma biznes? Chcielibyśmy, by drugi numer stał się przyczynkiem do dyskusji o tym. Pojawią się w nim zagadnienia dotyczące czystej kultury, ale też tematy takie jak: inwestowanie w sztukę, rola dobrego logotypu w budowaniu wizerunku firmy czy pasje teatralne, które stały się podstawą dla technicznego zawodu. Kultura jest wszędzie. A JAK z nią. Oczywiście, jak zawsze, bardzo kulturalny. Zapraszamy do lektury!
spis treści
materiały sponsorowane i reklamy umieszczone są na stronach: 2 str. okł., 7, 10-11, 12-13, 15-17, 18,19, 22-23, 26, 28, 29.
2
Zielnik Polski na Cracovia Sacra; Pieśń Naszych Korzeni Katarzyna Michniowska
3
Rzeka – temat rzeka rozmowa z Cecylią Malik i Pawłem Augustynkiem Halnym
8
Ilustracja autorska Witold Vargas
10
7. FotoArtFestiwal 2017 Inez Baturo
12
Piksele natury Mike’a Fullartona Aleksandra Madej
14
Warsztaty tworzenia komiksu Witold Vargas
15
DasCoin - waluta zaufania Marek Szaroletta
18
Jak z jednoosobowej działalności przejść w spółkę Katarzyna Leśniak
19
Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach domaga się uwolnienia biznesu!
20
Wartość profesjonalnego logo Katarzyna i Jakub Michniowscy
22
Technika, chemia i sztuka od kulis Aleksandra Kurasz
24
Drogi – nie dzieła, czyli o tym, do czego potrzebna jest ludziom sztuka młoda Aleksandra Madej
27
Cztery kroki do porozumienia Agata Olszak-Szymula
30
Jesienna kuchnia – placki warzywne z dynią Iwona Zasuwa
31
Incredible Goa Ewa i Jarek Kaniewscy
JAK? czasopismo bardzo kulturalne adres redakcji: ul. Wygrana 9/2, Kraków e-mail: jakczasopismo@gmail.com www.facebook.com/jakczasopismo
redakcja: Aleksandra Madej, Katarzyna Michniowska, Jakub Michniowski skład i łamanie: JAK - studio graficzne druk: Drukarnia M8
Zapraszamy do współpracy reklamodawców oraz osoby pragnące zaprezentować siebie i swoją działalność.
wydarzenia
Zapowiedzi jesiennych wydarzeń kulturalnych w Krakowie Międzynarodowe Centrum Kultury 25.07–05.11 – wystawa Adriatycka epopeja. Ivan Meštrović 12.10 – seminarium Meštrović w Europie. 25.10–3.12 – wystawa Michał Korta. Balkan Playground 30.11.2017–8.04.2018 – wystawa Lwów, 24 czerwca 1937. Miasto, architektura, modernizm Goethe-Institut Krakau 10.10 – dyskusyjny klub książkowy – Michael Kumpfmüller „Wspaniałość życia” 12.10 – spotkanie autorskie z Anke Stelling 20 i 21.10 – gościnny występ Bayerisches Staatsballett z Monachium: Balet Triadyczny (występ w ICE!)
Centrum Kultury Dworek Białoprądnicki 5.10 – Światłoczuli – wernisaż fotografii grupy Polish Obscura połączony z rozpoczęciem warsztatów fotografii eksperymentalnej 7–8.10 – 24-godzinny maraton komiksowy 16.10 – Salon Artystyczny SABAS Skazany na sztukę – wieczór poezji połączony z wernisażem malarstwa Grzegorza Steca Centrum Kultury Podgórza 19.10 – koncert chóru Kleinkoor Caprice – kościół św.św. Apostołów Piotra i Pawła 20.10 – koncert chóru Kleinkoor Caprice – kościół św. Józefa 28.10 – koncert chóru Nissedalskoret – kościół Redemtorystów
Zielnik Polski na Cracovia Sacra
tekst: Katarzyna Michniowska zdjęcie: Jakub Michniowski
15 sierpnia na festiwalu Cracovia Sacra w Bazylice Bożego Ciała wystąpiła charyzmatyczna wokalistka, gwiazda muzyki etno i world, Joanna Słowińska wraz z Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej i zespołem Stanisław Słowiński Quartet. Zaprezentowany repertuar, Zielnik Polski, to w warstwie literackiej dzieło Jana Słowińskiego – współczesna interpretacja historii świętych i patronów (m.in. św. Stanisław
Pieśń Naszych Korzeni Jarosław jest pięknym, zabytkowym miastem, trochę zapomnianym. Jednak raz do roku, w sierpniu, przez tydzień miasto kwitnie, huczy, szaleje. W kilku miejscach, głównie kościołach, gromadzą się setki ludzi, w tym wielu przyjezdnych z całego świata. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Dawnej „Pieśń Naszych Korzeni”
Linnamuusikud, zdjęcie: Mirosław Chudy 2
w Jarosławiu stanowi już duży kawałek historii. To wielkie święto i obowiązkowe miejsce spotkania miłośników muzyki dawnej. W tym roku odbyła się jego jubileuszowa, 25. edycja. Hasłami przewodnimi tegorocznych koncertów, warsztatów i imprez towarzyszących były Reformacja i Kontrreformacja. Repertuar
ze Szczepanowa, św. Zofia). Muzykę (forma kantatowa), łączącą brzmienie instrumentów etnicznych, elektronicznych i smyczkowych, skomponował młody, ale już utytułowany muzyk – Stanisław Słowiński. Koncert był dużym wydarzeniem, także medialnym. Śpiew Joanny Słowińskiej jak zwykle zachwycał, a muzyka, nie dająca się łatwo zaszufladkować, bogata, wielowątkowa, porwała publiczność.
tekst: Katarzyna Michniowska
był wielowątkowy i wielokulturowy – wystąpiły m.in. zespoły: Linnamuusikud, Ritornello, Musica Fiata i La Capella Ducale, La Bilanchetta, Doxophonia, The Schoole of Night. Zachwycało bogactwo form muzycznych: msze, pieśni mistyczne, chorały, hymny reformacyjne, religijne pieśni ludowe.
Ritornello+Fraucimor, zdjęcie: Michał Żołyniak
ekologia
Rzeka – temat rzeka rozmowa z Cecylią Malik i Pawłem Augustynkiem Halnym
1
Ochrona Puszczy Białowieskiej to w ostatnich miesiącach sprawa gorąca i medialna. Jednak obok, w cieniu, mamy niemniej ważny temat ekologiczny – polskie rzeki. Redakcja: Widzimy Was jako tandem: ekolog merytoryczny i ekolog artystyczny. Skąd pomysł, żeby działać razem? Cecylia: Poznaliśmy się przy okazji akcji „Warkocze Białki”. Od galerii Bunkier Sztuki dostałam propozycję indywidualnej wystawy i moja kuratorka Aneta Rostkowska zaproponowała, żebym przy tej okazji zrobiła jakąś akcję zaangażowaną społecznie. Skorzystałam wtedy z pomocy tej instytucji i akcję zadedykowałam rzece Białce, która jest mi wyjątkowo bliska. Pomyślałam, że to świetna okazja, żeby nagłośnić to, iż chcemy, by Białka została naturalną rzeką. No i potrzebowałam do współpracy jakichś ludzi, którzy się po prostu na tym znają trochę lepiej. Miałam wtedy kontakt do Kazimierza Walasza i prof. Romana Żurka (który jest znanym hydrogeologiem). Prof. Żurek pokazał mi coś, czego nie wiedziałam wcześniej, czyli jak są dewastowane w Polsce rzeki – aktualnie za pieniądze z UE – cały plan przeciwpowodziowy górnej Wisły. Miał masę zdjęć, które wyglądały przerażająco. Powiedział: „Jeśli kogoś potrzebujesz, jest taki świetny człowiek, aktywista, ale też artysta – Paweł Augustynek Halny”. Pamiętam, że umówiliśmy się pierwszy raz w „Kolorach” na Kazimierzu. Rysowałam Pawłowi w kalendarzu, jak ma wyglądać akcja „Warkocze Białki” (śmiech). Jak tylko dyrektor Bunkra się zgodził, zaproponowaliśmy Pawłowi i profesorowi, że jedną ścianę w galerii przeznaczymy na wystawę edukacyjną pokazującą, co dzieje się z rzekami. To w ogóle był ciekawy eksperyment, że w instytucji zajmującej się kulturą pojawił się materiał naukowy, edukacyjny. Pod zdjęciami pokazującymi, jak dewastowane są polskie rzeki, umieściłam apel: „Jeśli nie chcecie, żeby coś takiego stało się z rzeką Białką, plećcie z nami wspólnie warkocze”. Pomysł był taki, by upleść warkocz długości rzeki. To utopijna idea, ale w sumie przez miesiąc Krakowianie upletli piękny wodospad, który wspólnie zawieźliśmy nad przełom, robiąc tam instalację i na Rynku też była instalacja – wodospad. Mieliśmy wsparcie merytoryczne profesora Romana Żurka i właśnie
Pawła. Dołączyła też do nas Monika Kotulak z Klubu Przyrodników, przygotowując materiały o tym, jak prawnie bronić rzek. Każde takie przedsięwzięcie ma na celu zwrócenie uwagi mediów, żeby temat zaistniał w szerszym obiegu. To stało się pretekstem, żeby dziennikarze porozmawiali z Pawłem, z profesorem, z kilkoma osobami, które mają na ten temat coś do powiedzenia. Akcja stała się agorą, miejscem spotkania, wymiany myśli. No i tak to wyglądało – przy okazji akcji „Warkocze Białki” poznaliśmy się. A ja się potem zaangażowałam na dłużej w sprawy związane z rzekami i chcę artystycznie współpracować i wspierać akcje w obronie naturalnych rzek w Polsce. Paweł: Może ja dopowiem coś do tej historii... Dzwoni do mnie prof. Żurek i mówi: „Jest taka dziewczyna, taka trochę nawiedzona artystka. Pojedźcie z nią, zorganizujcie z tymi górolami jakiś protest”. A ja mówię: „Dlaczego, przecież tych ludzi nie wolno prowokować, ja się nie zgadzam, absolutnie, nie będę rozmawiał”. Ale profesor mówi: „Idź na spotkanie, porozmawiaj”. Poszedłem. Wymyśliliśmy hasła, żeby to nie była wystawa przeciwko czemuś, tylko ku przestrodze, by decydentom, urzędnikom, pokazać te zdjęcia – do czego się dopuszcza, a my ostrzegamy, że tak dalej być nie może. C: ... Przyszedł RDOŚ (Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska) – dyrektorka z pracownikami, czyli osoba, która ma bezpośrednią władzę, bo przełom Białki im podlega, bo to jest obszar Natura 2000. To już było bardzo dobre dla nas – mieliśmy wsparcie RDOŚ-u, oni też chcieli utrzymać Naturę 2000 na tych terenach. Byli naciskani z różnych powodów przez mieszkańców tamtych okolic. Zawsze urzędnicy, którzy muszą podjąć niepopularne decyzje, potrzebują wsparcia medialnego, pokazania, że to nie są jakieś martwe przepisy unijne, ale że jest część społeczeństwa, która myśli inaczej. Chce na przykład, żeby w rzece żyły pstrągi. I żeby ona była piękna, bo to też jest jakiś majątek, nasz wspólny. P: Z Białką trzeba naprostować pewien fakt. To nie jest tak, że tylko część społeczeństwa jest za naturalną rzeką, tylko tam jest wręcz na odwrót – większość jest za naturalną rzeką. Natomiast część mieszkańców, którzy mają tereny najbliżej rzeki, wymyśliła, że trzeba przekopywać i uregulować, wtedy rzeka przestanie podmywać pola uprawne i działki. (To dość prymitywne myślenie o hydrodynamice). Tam nie ma sensu próba walczenia z żywiołem, po pierwsze są przepisy ochrony 3
ekologia
środowiska, a po drugie nie miało to ani uzasadnienia ekonomicznego, ani technicznego. Przyszli hydrotechnicy i zaproponowali plan wałów, ale tamci ludzie się uparli. Może to wina negocjatorów – nie potrafili odpowiednio wytłumaczyć, że te tereny trzeba odsprzedać pod wały, może należało zaoferować ludziom więcej pieniędzy. No i wały też się nie podobały. Jak pojechaliśmy tam na miejsce, to wszystkich uczulałem, że nie jesteśmy przeciwko tym ludziom, tylko że jest pewien plan – co zrobić, by ochronić się przed powodzią, nie niszcząc przyrody. I my ten plan popieramy, natomiast jesteśmy przeciwni dzikim pomysłom typu: chłop sam bierze koparę i zaczyna jeździć po rzece, rozkopywać, prostować wyspy, bo uważa, że tak należy. Na naszą akcję przyjechali też górale – z Bukowiny, z Nowego Targu – którzy lubią Białkę i nie chcą kopar.
sobie nowy dom po drugiej stronie drogi. Były takie pomysły – proponowano ludziom po 300 tysięcy ryczałtem, ale to jest śmieszne... Myślę, że gdyby tam zatrudniono negocjatorów z prawdziwego zdarzenia, ten problem byłby rozwiązany. Tereny by zostały sprzedane, wspólnota agrarna, która ma te pola uprawne by zarobiła – to są de facto ugory. A jeśli chodzi o domy, które są naprawdę zagrożone – można by zaproponować ludziom jakieś uczciwe pieniądze, żeby im się opłacało przeprowadzić kawałek dalej. I tyle, po problemie. Ale na razie nikt tego nie podejmuje, sprawa została nierozwiązana. Obawiam się, że może być taka chwila, że ktoś jednak powie „regulujemy tę Białkę”. C: Ja mam doświadczenie, że protesty działają trzy lata. I od nowa! Tak samo było z Zakrzówkiem. I Modraszkiem. Po trzech latach musieliśmy znów protestować.
R: Białka to był mocny akcent, który odbił się dużym echem. Jakie były skutki akcji? P: Wyobrażaliśmy sobie, że urzędnicy podejmą jakąś definitywną decyzję – że plan budowy wałów jest ostateczny, dojdzie do jego realizacji i nie będzie dalszej dyskusji. Natomiast niedawno czytałem, że są znów wnioski o przekopanie, usuwanie wysp, prostowanie, wywożenie żwiru itd. Nikt nie mówi ostatecznego nie, ale też nie proponuje się nic mieszkańcom. Podejrzewam, że tu jest clou problemu – lobby hydrotechniczne też na tym zarabia, po każdej powodzi się coś buduje, rozwala, naprawia, znowu powódź to rozwali, znowu się zarabia. W ich interesie nie jest to, żeby wziąć pieniądze, które są przeznaczone na prace hydrotechniczne i przekazać bezpośrednio powodzianom, np. mieliśmy wydać 9 milionów na to, więc dzielimy te 9 milionów na 9 domów i każdy np. dostaje milion i buduje
R: Ale jakiś skutek tamtych działań wtedy był. C: Był! Za każdym razem jest jakiś skutek, bo to jest taka strategia, że te rzeczy są po prostu medialne. Urzędnikom, gdy wszyscy patrzą, wygodnie jest mówić, że będą bronić jakiegoś miejsca. A potem, jak sprawa przestaje być tematem, przestaje być modna, to jest to duży wysiłek. Np. jakby ktoś zrobił film nad przełomem Białki – z zachwytami, jaka jest piękna – może jakimś decydentom wypadałoby wypowiadać się w jej obronie. P: Może właśnie muszę taki zrobić. Na razie zrobiłem o smogu. R: A czy po „Warkoczach” podejmowaliście jakieś wspólne działania? P: Razem działamy w koalicji Ratujmy Rzeki – to duża sprawa. Po wszystkich latach zaniedbań w gospodarce
2 4
R: Cecylia, a Ty się w tych działaniach odnajdujesz bardziej jako artystka czy działaczka ekologiczna? C: Moja historia jest taka. „Warkocze Białki” to był proces. Wynikło to z tego, że wcześniej realizowałam projekt „6 rzek” – to były spływy wszystkimi rzeczkami Krakowa ręcznie robioną łódką – trwało to rok. Moim przewodnikiem był ornitolog Kazimierz Walasz – przetestowałam wtedy ścisłą współpracę z przyrodnikiem, doświadczyłam jego innego spojrzenia. Poznaliśmy się już wcześniej przy okazji Modraszków, konsultował nam projekt. I kiedyś powiedział „Jeśli Cię interesuje dziki Kraków, to musisz pójść nad rzekę! Marzy mi się, żeby spłynąć wszystkimi krakowskimi rzekami, prawdopodobnie nikt tego nigdy nie zrobił”. Umówiliśmy się na wspólny spływ, Kazimierz wyciągnął swój stary ponton, wziął aparacik, powiedział: „Cecylia, masz mieć kapok”. A ja myślę: „O Boże, zielony ponton, odblaskowy kapok, jak to będzie wyglądać na zdjęciach?” No i próbowałam robić zdjęcia w trakcie tych naszych spływów, ale Kaziu Walasz też robił zdjęcia – każdej żabie, każdemu nielegalnemu ściekowi, jakimś murkom, więc ja nie mogłam robić zdjęć, tylko wiosłowałam i wydobywałam nas z pokrzyw. Okazało się, że te rzeki są gorsze niż Czarna Hańcza! Wpadasz w ostrężyny, pokrzywy, po kostki, potem głębiej, trafiasz na nielegalne ścieki. Było to bardzo trudne. Wilgi praktycznie nie przebyliśmy – po całym dniu byliśmy dopiero po krótkim odcinku, ponton nam się przebił, musieliśmy go kleić. Przerwaliśmy jesienią po zaliczeniu części rzek i na Dłubnię w Hucie wróciliśmy już na wiosnę. Zaczęłam się bardzo interesować rzekami, poznałam ludzi, którzy spływają Wisłą cały rok, poznałam f lisaków, różnych aktywistów rzecznych. I po roku, kiedy wróciłam na spływ z Kazimierzem, to... zrozumiałam go. Zrozumiałam, że on potrzebuje
100 zdjęć nielegalnych ścieków, a ja potrzebuję mieć jedno monumentalne wspaniałe zdjęcie z groźnym kanałem wchodzącym do rzeki. Ja potrzebuję jednego obrazu, a on potrzebuje liczb. Siła wynika z tego, że artysta może dać emocje, pokazać piękno, grozę, a naukowiec może dać fakty i liczby, które są niezbędne do obrony przedsięwzięcia. Kazimierz Walasz był dla mnie przewodnikiem. A potem ja zupełnie niezależnie popłynęłam tymi rzekami ręcznie robioną łódką – o bladych świtach w listopadową mgłę, tak że te fotki były piękne i powstał z tego film dokumentalny i cykl zdjęć. Przez ten rok bardzo się zżyłam z rzekami i zobaczyłam całkiem inną rzeczywistość miasta. Jak wrzucałam zdjęcia na Facebooka, to zaczęli się do mnie odzywać różni ludzie. Gocha Nieciecka zaczęła prowadzić audycję w radiu „Temat rzeka” o Wiśle. Poznałyśmy Ewę Ciepielewską, malarkę, która już chyba 9 razy spłynęła całą Wisłą. Jako koalicja zaprosiliśmy teraz Ewę, żeby była naszą ambasadorką, bo nikt tak jak ona nie zna całej Wisły. Rzeki, która jest naszym skarbem narodowym – naturalna, nieuregulowana na tak dużym obszarze. W ogóle ten projekt i ludzie związani z rzekami stali mi się bardzo bliscy. A trzeba powiedzieć, że ludzie zajmujący się rzekami w Polsce się w większości znają – to nie jest duże środowisko (bardzo fajnych ludzi). Teraz wszyscy dołączyli do koalicji. Jest klub Gaja, ludzie, którzy już w latach 70-tych zaczęli bronić Wisły przed regulacją, o której marzył Edward Gierek – chciał zrobić z Wisły szlak transportu węgla. No i my w 2017 roku jesteśmy w podobnym punkcie. Wtedy nie udało się tego wszystkiego przeprowadzić. Powstało kilka zapór, np. w Krakowie próg Kościuszki, Dąbie. W sumie nie udało się zrobić z Wisły rzeki do transportu.
ekologia
wodnej, w tym „chaosie wodnym”, zebrało się ok. 30 organizacji, które mają dosyć dewastowania ekosystemów rzecznych, powołaliśmy koalicję i wspólnie działamy. Na razie skupiamy się na przekazach medialnych, przygotowujemy stanowiska, kontry dla planów rządowych – tłumaczymy dlaczego nie mają sensu, są nieracjonalne, nieopłacalne ekonomicznie, jak to strasznie zdewastuje przyrodę, itd. To jest walka na lata. Powiem wam, że jeśli chodzi o rzeki w Polsce, nikomu nie udało się niczego trwale wywalczyć. Trzeba zawsze iść na zgniłe kompromisy, a później po latach okazuje się, że ten kompromis dalej powoduje jakieś szkody środowiskowe. Wcześniej np. mieliśmy taką akcję „Stop przegradzaniu rzek”, gdzie protestowaliśmy przeciwko planom elektrowni wodnych na południu Polski. Inwestorzy prywatni się nagle rzucili i chcieli 80 tych elektrowni budować. Zrobiliśmy protest i teoretycznie zadziałał, bo ministerstwo wprowadziło zapis, że nie wolno budować nowych przegród wodnych pod te elektrownie, a jeśli jest istniejąca, to trzeba ją przebudować i dostosować. I niby się trzymają tego zapisu, ale wszystko idzie swoją drogą, bo prawo nie zostało zmienione, jest tylko jeden taki zapis i tych elektrowni jednak sporo powstało. Same w sobie elektrownie wodne nie są złe, bo to energia odnawialna, ale w momencie, gdy się niszczy rzekę, to już nie jest ekologia.
Ale mamy rzekę, na której jest kilkaset miejsc programu Natura 2000. Rzekę, którą można pokazywać turystom, która jest przepiękna, ma niesamowicie dużo walorów turystycznych i przyrodniczych. No i teraz rząd ma marzenia i mrzonki, że będziemy potęgą żeglugi śródlądowej. No i właśnie dlatego powstała koalicja. P: Jak już jesteśmy przy żegludze, Krakowie i stopniach wodnych, to wspomnę o akcjach Big Jump. To są takie akcje ogólnoeuropejskie, że się wskakuje do wody, żeby zwrócić uwagę na różne problemy związane z rzekami. C: ... i że fajnie byłoby, gdyby były czyste! P: Parę lat temu odtworzyła się naturalna plaża pod Wawelem. Ja byłem zachwycony – po latach mieliśmy w końcu kawałek plaży. Wymyśliliśmy, że to idealne miejsce na Big Jump. Tylko nagle dowiedzieliśmy się, że Zarząd Zieleni będzie to usuwał. Najpierw RZGW usunął odsypisko, to, co było bliżej wody, a potem Zarząd Zieleni powiedział, że nie będzie utrzymywał piasku, on jest od utrzymywania trawy, w związku z tym usunęli piasek i zasiali trawę. My wtedy zrobiliśmy serię artykułów, pokazaliśmy serię zdjęć starego Krakowa (sprzed lat 60-tych) i pokazywaliśmy, że pod Wawelem była piękna plaża, że ludzie się kąpali, można było odpoczywać nad wodą. A w tej chwili mamy beton i zakaz kąpieli. 5
ekologia
Najgorsze jest to, że ludzie myślą, że Wisła jest brudna, w sensie zanieczyszczenia chemicznego. A ona już na szczęście od lat 90-tych chemicznie nie jest zanieczyszczona tak, by zagrażała zdrowiu, a jest brudna dlatego, że zamieniliśmy ją w kanał, który się sam nie oczyszcza. Nie ma tego transportu – to się nazywa rumosz – czyli żwirów i piasku – to się nie filtruje, bo zablokowaliśmy przepływ stopniami wodnymi. W związku z tym jest pełno namułu, jak tam wchodzę czasem w trakcie badań terenowych, to tonę w czarnym mule. R: W świadomości ludzi Wisła jest taka brudna, że się nie da w niej kąpać, bo się człowiekowi coś stanie. C: Tak. A Kaziu Walasz mi mówił – „To nic, że woda się wlewa do pontonu, rzeki wcale nie są brudne, nic Ci się nie stanie”. My z Pawłem, nie wiedząc o tym, robiliśmy podobne akcje w tym samym czasie. Jak Paweł robił Big Jump, ja z ekipą wymyśliłam, że na premierę moich filmów ludzie też przypłyną. Kaziu mi mówił „można pływać wszystkim, oczywiście, że możesz płynąć pontonem, nie trzeba mieć rejestrowanego pojazdu, trzeba mieć tylko skończone 16 lat i kapok”. Kiedyś miałam taką przygodę. Płynęłam w marcu moją ręcznie robioną łódeczką ze sklejki – patrzę, a tu płynie do mnie policja wodna, a straż pożarna brzegiem. Co się okazało – ktoś do nich zadzwonił, że dziecko płynie samo brzegiem, samoróbką. A ja mówię: „Ale ja jestem dorosła, a to jest taki projekt artystyczny”. I oni właściwie nie mogli nic zrobić i tylko powiedzieli, żebym do nich zadzwoniła, jak znowu będę płynęła. Dzięki temu doświadczeniu wymyśliłyśmy z koleżanką pierwszą Wodną Masę Krytyczną, żeby ludzi weszli na tę Wisłę. By ich do tego zachęcić, zrobiłyśmy takie historyczne zdjęcie – Aneta Rostkowska, kuratorka Bunkra Sztuki, Gocha Nieciecka,
3
Cecylia Malik – krakowska artystka i ekolożka. Współtwórczyni Małego Klubu Bunkra Sztuki, Modraszek Kolektyw i Wodnej Masy Krytycznej. Autorka projektów: „6 Rzek”, „365 Drzew” i „Warkocze Białki”. Znana aktywistka zaangażowana w wiele akcji społecznych, m.in. ratowanie krakowskiego Zakrzówka, naturalnych rzek czy modernistycznego hotelu Cracovia. Jest inicjatorką akcji „Matki Polki na wyrębie”. Pomysłodawczyni szeroko dyskutowanych happeningów i performensów. 6
dziennikarka, i ja, w kółkach do pływania, pod Wawelem, siedzimy w Wiśle. Wrzuciłyśmy je do mediów – że jesteśmy w Wiśle, w wodzie, kąpiemy się, nic nam nie jest! I to zdjęcie było zachętą dla Krakowian – skoczcie do Wisły, nic się nie stanie. No i w tym roku robiliśmy szóstą Wodną Masę, już teraz wiele osób nie kojarzy tego ze mną, bo stała się taką cykliczną imprezą miejską, podczas której ludzie wskakują do Wisły, pływają po niej na tym co tam mają, dotykają jej. To wydarzenie związane jest z zabawą, ale jest pretekstem do porozmawiania o rzece. P: I w tym roku była WMK pod hasłem „Ratujmy rzeki”, wspólnie z Koalicją. Chciałbym żeby ludzie w Krakowie pomyśleli, jak wiele utracił Kraków kulturowo przez te pomysły z czasów PRL-u. Miasto, które powstało nad rzeką, dlatego, że jest rzeka, żyło i z rybołówstwa, i z takiego zgodnego z naturą transportu rzecznego. Nagle przyszedł PRL, chore pomysły na transport przemysłowy. Ten pomysł nie wypalił, rzeka została zniszczona, Kraków podmaka, bo poziom wody się podniósł, jest stworzony system odwadniania kamienic. Nikt nie ma odwagi powiedzieć „To był ogromny błąd cywilizacyjny, straszna głupota, zniszczyliśmy rzekę”. Tego transportu nie ma, są tylko statki turystyczne, które i tak mogłyby pływać po naturalnej rzece. Moglibyśmy obniżyć poziom wód gruntowych, byłoby mniejsze zagrożenie powodziowe. A jeśli chodzi o mosty – niektórzy mówią, że pojawia się zagrożenie erozją – trzeba by najwyżej przebudować mosty, a nie całą rzekę! Dla mnie to jest jakiś totalny paradoks tego miasta – przychodzę nad rzekę i nie dość, że się nie da do niej wejść, bo jest to tak skonstruowane, to mam zakaz kąpieli! Zdjęcia: 1. Mieszko Stanisławski 2. Tomasz Wiech 3. Piotr Dziurdzia 4. Jacek Płachecki
4
Paweł Augustynek Halny – z zawodu montażysta, scenarzysta i reżyser filmów dokumentalnych, twórca videoartu i grafik, a z zamiłowania wędkarz i aktywista, który od kilkunastu lat działa społecznie na rzecz ochrony przyrody wód górskich.
teatr/performance
Ostoja Górska Koninki
noclegi przy stoku • 200 miejsc noclegowych, • klimatyczne dwupoziomowe domki z łazienkami, • całoroczna Kolej Linowa Tobołów, • ponad 2 km tras o różnym stopniu trudności, • trasy rowerowe i trasy downhillowe, • szlaki turystyczne po Gorcach, • boisko, kort tenisowy, boisko do siatkówki, • miejsce grillowe i ogniskowe, • restauracja i kawiarnia. Organizujemy : • pobyty firmowe, imprezy integracyjne, szkolenia, • zielone szkoły, białe szkoły, zimowiska, kolonie, • wesela pod namiotem.
www.ostojakoninki.pl
kontakt: Ostoja Górska Koninki Poręba Wielka 251 34-735 Niedźwiedź tel. (18) 33-17-580 w. 21, 508-929-836 recepcja@ostojakoninki.pl www.facebook.com/koninki
7
ilustracja
Ilustracja autorska tekst i ilustracje: Witold Vargas
Ten termin ukułem sam, ale dla pewności wpisałem go w Internecie, żeby sprawdzić, czy nie funkcjonuje już powszechnie w znaczeniu, którego sam nie znam. Wyświetlił się. Pierwsze rubryki pokazują obrazki do powieszenia na ścianie narysowane w modnym aktualnie stylu ilustratorskim. Obrazki łatwe, dekoracyjne, niezobowiązujące. To smutne.
Dla mnie ilustracja autorska to większe niż zwykło się uważać zaangażowanie ilustratora w dzieło końcowe, jakim jest książka. Ilustracja autorska wykonana jest zgodnie z tekstem, w porozumieniu z autorem tekstu. Jest wreszcie nieodłączną częścią całościowej koncepcji estetycznej dzieła. Mówiąc potocznie to te obrazy, które kwitną przed naszymi oczami, kiedy otwieramy jedną z tych perełek wydawniczych, które zwykliśmy nazywać pięknymi książkami. W nich równie ważna jest sztuka typografii, okładka, jakość papieru, format, jakość druku. Jako ilustrator już wiele lat temu postanowiłem pójść tą drogą. Zaczęło się od tego, że nie chciało mi się czekać 1 2
ze założonymi rękami, aż ktoś łaskawie zleci mi zilustrowanie czegoś. Postanowiłem wziąć sprawę we własne ręce i samemu proponować, jak to robią pisarze, własne pomysły na książki, ilekroć znalazłem się w jakimś wydawnictwie. Tak powstały pierwsze moje książki autorskie. Między innymi „Stwory baśniowe małe i duże” – bogato ilustrowany leksykon najpopularniejszych stworów fantastycznych w wersji dla dzieci. Kilka książek później poznałem Pawła Zycha, z którym postanowiliśmy stworzyć pierwszy leksykon słowiańskich stworów fantastycznych. Nazwaliśmy naszą książkę „Bestiariusz słowiański”. Paweł zebrał i zredagował opisy potworków, a ilustracjami podzieliliśmy się po połowie. Dopiero później z gotowym dziełem ruszyliśmy w poszukiwaniu wydawcy. Tak trafiliśmy do Wydawnictwa BOSZ, które postanowiło zaryzykować i nam zaufać. Książka pojawiła się już 5 lat temu i nadal jest w ciągłej, nieprzerwanej sprzedaży. Nakład i wznowienia przekroczyły już kilkadziesiąt tysięcy. Po niej, za namową BOSZA, powstały kolejne książki w serii naszego autorstwa „LEGENDARZ”. O duchach, świętych, diabłach, i innych demonach. W naszych książkach omawiamy wspólnie każdy szczegół. Poprawiamy każdy błąd graficzny i estetyczny. 8
ilustracja
Nie dopuszczamy do druku, dopóki nie przekonamy się, że więcej z tego materiału nie da się wyciągnąć. Marzymy o tym, żeby następne książki z serii były arcydziełami. Pracujemy nad tym. Czy się uda? Trzymajcie kciuki!
3
4
5
Ilustracje: 1. Żelazny wilk – rysunek niedokończony – „Kowal, słowiański znachor i czarownik” 2. Czarna Dama z Janowca – „Duchy polskich miast i zamków” 3. Jędza – „Bestiariusz Słowiański” 4. Troll – „Stwory Baśniowe małe i duże” 5. Barsztuki – „Bestiariusz Słowiański II”
Witold Vargas – ilustrator książek, muzyk, pedagog i opowiadacz. Od wielu lat, przez swoją sztukę i pracę, stara się wpoić i głosić potrzebę wysokiego poziomu kultury i sztuki w społeczeństwie. Jest współautorem „Bestiariusza słowiańskiego” i całej serii „Legendarz”, które to książki poprzez bogate ilustracje przybliżają czytelnikowi naszą zachodniosłowiańską tradycję fantastyki ludowej. W tym legendy, opowieści i zabobony. www.facebook.com/BestiariuszSlowianski/ 9
fotografia
7. FotoArtFestival 2017 im. Andrzeja Baturo
tekst: Inez Baturo zdjęcia z archiwum Festiwalu: Piotr Bieniecki
FotoArtFestival to niezwykle interesująca międzynarodowa impreza fotograficzna, organizowana z dużym rozmachem w pięknym mieście na południu Polski – w Bielsku-Białej.
Organizatorzy – gmina Bielsko-Biała oraz Fundacja Centrum Fotografii zapraszają do Polski wybitnych fotografików o światowej renomie, których dorobek nie pozostawia wątpliwości o ich ogromnych zasługach dla sztuki. Wystarczy wspomnieć tak renomowane nazwiska jak: Eikoh Hosoe (Japonia), Sara Moon (Francja), Stefan Bremer (Finlandia), Erwin Olaf (Holandia), Inge Morath (Austria), Michael Kenna (Wielka Brytania), Franco Fontana (Włochy), Joan Fontcuberta (Hiszpania) i wiele jeszcze innych gwiazd tego formatu, zaprezentowanych na festiwalu w cyklu biennale od roku 2005. Należy zaznaczyć, że wszystkie wystawy indywidualne FotoArtFestivalu, od pierwszej jego edycji, to polskie premiery. Jest to wyróżnik bielskiej imprezy i powód do dumy. Wszyscy artyści zapraszani są osobiście na dwudniowy Maraton Autorski, podczas którego prezentują swoją twórczość w formie multimedialnej, pokazując dodatkowe prace, filmy, dyskutując z publicznością na ważkie tematy. Jest dużo śmiechu, refleksji, gorących tematów dotyczących otaczającego nas świata i człowieka przede wszystkim. Są to dwa intensywne dni pełne
wielkich inspiracji i rozważań. Często sami autorzy zaznaczają, że są wzruszeni niespotykaną życzliwością i otwartością polskiej publiczności, która wita ich z ogromnym szacunkiem i ciekawością. A trzeba wspomnieć, że w tych dniach w Bielsku-Białej spotyka się cała Polska, od morza po góry, oraz wiele osób z zagranicy, zainteresowanych fotografią na najwyższym poziomie. Dyskusje nie mają końca i przenoszą się, po oficjalnych wydarzeniach, w miejsce przytulnych restauracji w centrum tego uroczego, kameralnego miasta. FotoArtFestival to również szansa na zaistnienie dla amatorów fotografii, którzy mogą wziąć udział w wystawie zbiorowej FotoOpen, w pokazach multimedialnych oraz w różnorodnych warsztatach fotograficznych. Dzięki tym działaniom wielu fotografów ma szansę zaistnienia na poważnej, międzynarodowej arenie. W festiwal zaangażowanych jest kilka bielskich insytucji kulturalnych, jak na przykład Galeria Bielska BWA, czy Muzeum Historyczne, gwarantujących wysoki po-
10
fotografia
ziom całej immrezy. Nie brak również wolontariuszy, których liczba w każdej edycji wydarzenia sięga około 100 młodych, prężnie działających osób. Wystawy festiwalowe odwiedzane są przez około 20 000 gości, co jest liczbą niezwykle imponującą, jak na miasto, które nie jest wielką metropolią. Celem festiwalu jest stworzenie miejsca wymiany myśli i obrazu, czyli platformy, gdzie spotykają się różne pokolenia, różne kierunki fotograficzne i style – od dokumentu po eksperyment. Jest to festiwal tworzony przez ludzi i dla ludzi, których łączy tolerancja oraz życzliwość do świata. To impreza dla osób poszukujących, chcących doświadczyć czegoś nowego, szukających inspiracji dla własnej twórczości. Atmosfera kameralnego miasta sprzyja powolnemu oglądaniu wystaw, a Maraton Autorski cieszy się niezmienne ogromnym powodzeniem wśród publiczności. Tu nawiązują się nowe przyjaźnie, powstają nowe dzieła ...
A wszystko w myśl “slow life”, czyli festiwalu na ludzką miarę, na którym można zapomnieć na chwilę o codzienności, zwolnić tempo i pobyć wśród ludzi myślących podobnie, wśród dzieł sztuki fotograficznej z najwyższej półki.
W tym roku odszedł on nas Andrzej Baturo, znany i ceniony artysta fotografik, niezmiernie zasłużony dla polskiej fotografii, twórca i dotychczasowy dyrektor generalny FotoArtFestivalu. Stąd siódma edycja FotoArtFestivalu, jak i jego kolejne odsłony będą nosić imię Andrzeja Baturo. 11
malarstwo
Piksele natury Mike’a Fullartona tekst: Aleksandra Madej
Znalezienie nowej formy nie oznacza oczywiście tego samego, co znalezienie nowego przedmiotu, czego dowodem, że fotografia najzupełniej fantastycznego przedmiotu pozostanie obrazem naturalistycznym. Chodzi tu o stworzenie właściwego milieu, polegającego na wzajemnem ustosunkowaniu różnych kształtów barwnych, które są właściwemi elementami obrazu. Ale powstanie tego milieu jest równoznaczne z rzuceniem podstaw pod nową rzeczywistość. Leon Chwistek
Badamy pod mikroskopem próbkę tkanki, komórki. Wydają się one abstrakcją, czymś zupełnie nierealnym, nieznanym ludzkiemu oku. Oglądamy je i nie możemy wyjść z podziwu, że z nich zbudowane jest wszystko, co żywe wokół nas. Wszystko, co traktujemy jako naszą codzienność. Patrzymy każdego dnia, a nie zawsze widzimy. Dopiero specjalista oraz dokładny sprzęt odkrywają przed nami światy dotąd nieznane i nieod-
12
kryte. Często podobnie bywa w przypadku odkrywania sztuki. Mike Fullarton pochodzi ze Szkocji, gdzie ukończył studia z rysunku i malarstwa w Duncan of Jordanstone College of Art And Design w Dundee. Od zawsze pociągało go malarstwo abstrakcyjne, któremu poświęcił lata poakademickie. Tworzył duże, wielobarwne kompozycje, wystawiane w różnych galeriach w Anglii. Równocześnie rozwijał
drugą pasję – podróże. Zwiedził Europę i Azję, żeby następnie przyjechać do Krakowa. Tu też pozostał na stałe. Założył rodzinę, prowadzi zajęcia z języka angielskiego i… nadal maluje. Jak sam mówi – tworzy „pikselowe pejzaże”. Bryły budowane inaczej niż w przypadku pudełkowych kompozycji kubistów. Tu ważny jest detal i kolor, które stają się bazą dla całości kompozycji, gdyż z nich
malarstwo
wyrasta całość płótna. Artysta rozpoczyna od pracy z mikro jednostką, która buduje dalsze tkanki, organy i kompletną kompozycję. Rozrasta się, pączkuje i kreuje. Abstrakcja staje się pretekstem do komponowania natury w sposób nowy, mocno intuicyjny i nie dający się opisać wprost. Rzeczywistość to pojedyncze, drobne kształty, które wspólnie tworzą wrażenie wchłaniającej wszystko i wszystkich głębi, przestrzeni, światła i cienia. Poszczególne elementy kompozycji są samopodobne, rozwijając się w naturalnie organiczne kształty i formy. Fraktal oplata nas przestrzenią inną niż wszystko, co znamy – z pozoru nieznaną, futurystyczną i niekojarzącą się z niczym. To jest nasz świat, ale widziany w inny sposób niż zazwyczaj. Artysta staje się tłumaczem i przewodnikiem. Kompozycja struktury obrazu też nie jest klasyczna. Nie ma jednego dominującego elementu, wszystkie fragmenty w tym magicznym autostereogramie są tak samo istotne – te w centrum, jak i przy samych krawędziach płótna. Przyciągają, drgają na całej powierzchni i sprawiają, że dwa wymiary w naszych oczach zyskują przestrzeń. A wszystko uzupełnia kolor, kładziony lokalnie. Nie ma tu chaosu – z niego zdążył już wyłonić się nowy porządek malarski. Kolejne dzieła artysty stają się coraz dojrzalsze. Detal, kolor i kompozycja pejzaży zmuszają do zastanowienia się, wciągnięcia wzroku i emocji, żeby zobaczyć więcej niż pojedyncze piksele. Może nie zawsze uda się nam dostrzec konkretny kształt – czasami będzie to tylko ulotne i nieuchwytne wrażenie. Ale czy wszystko musi być niezmiennie takie samo i opisane do końca? Jak bardzo ta nowa rzeczywistość potrafi wciągnąć odbiorcę, będziemy mogli przekonać się niebawem. Tej jesieni w Krakowie, podczas monograficznej wystawy, artysta zaprezentuje zespół nowych, nie pokazywanych dotąd prac. Świat pikselowych pejzaży Mike’a Fullartona zakwitnie przed nami feerią fantastycznych barw i kształtów. Dalsze szczegóły i informacje już wkrótce!
Mike Fullarton www.facebook.com/mikefullartonartist Wybrane wystawy zbiorowe: 2000 – Royal Scottish Academy, Edinburgh; Dundee University ‘Four Play’; Duncan of Jordanstone Degree Show; Gallery of Contemporary Art, group exhibition, Forfar; 2000 – 2003 – Gallery of Contemporary Art, Wimbledon, UK 13
komiks
Warsztaty tworzenia komiksu tekst: Witold Vargas zdjęcia: Jakub Michniowski
W kawiarni literackiej w Krakowie odbyły się warsztaty komiksu. Słuchaczami byli głównie adepci tej sztuki w wieku studenckim, chcący poznać kulisy tworzenia plansz komiksowych i umiejący już nieco rysować. W zajęciach uczestniczyło też kilka młodszych i mniej doświadczonych osób, ale ponieważ warsztaty miały charakter otwarty, każdy otrzymał zadanie skrojone na miarę swoich możliwości. Ponadto, olbrzymia energia i zapał w zespole sprawiły, że w efekcie w pracach końcowych różnice umiejętności niemalże się zatarły. Warsztaty rozpocząłem od pogadanki na temat komiksu jako sztuki oraz krótkiego przeglądu etapów jego tworzenia. Następnie, jako że ja – prowadzący – zajmuję się dziś głównie słowiańską demonologią, zaproponowałem historyjkę o przepychankach domowego skrzata i kota rozrabiaki. Historyjka musiała być dynamiczna i urozmaicona. Metodą burzy mózgów wraz z uczestnikami postanowiliśmy, że opowieść będzie o tym, jak w nocy, gdy gospodarze śpią, kot rusza do akcji, by niszczyć sprzęt domowy, a skrzat z całych sił stara się temu zapobiec. W pierwszym etapie każdy uczestnik narysował własnego skrzata, a ja spośród nich wybrałem tego, którego najłatwiej można „zaanimować”, czyli narysować w różnych pozycjach i ruchach. Następnie, jako że uczestników była dwudziestka, stworzyliśmy dziesięć par, i każda z nich odpowiedzialna była za jedną klatkę historyjki. W każdej parze jedna osoba rysowała kota, a druga skrzata. Tak powstała cała mini opowieść. Choć warsztaty trwały dwie godziny, niestety nie zdążyliśmy ani do końca rozplanować układu okienek na planszy, ani zrobić rysunków na czysto. Jednak najważniejszą rzeczą podczas całego spotkania było nawiązywanie do zasad tworzenia komiksu podczas pracy słuchaczy, czyli zwracanie uwagi na konsekwen-
14
cję kadrowania, topografię kadrów, zgodność z treścią planów bliskich i dalekich oraz dynamikę postaci zgodnych z danym zdarzeniem. Warsztaty zakończyły się przeglądem całej pracy na brudno oraz publicznym omówieniem każdego rysunku. Atmosfera była bardzo twórcza i przyjazna. Jako prowadzący odniosłem wrażenie, że słuchacze byli bardzo zainteresowani treścią zajęć. Warto było naświetlić i wyłożyć teorię sztuki komiksu, choć wydawałoby tak oczywistą i nieskomplikowaną. Szkoda, że dwie godziny zajęć nie wystarczyły na dokończenie pracy. Liczę na to, że choć jeden z uczestników dokończy planszę na własną rękę i prześle mi ją na stronę FB „Bestiariusz Słowiański”, a jeśli będzie rzetelnie wykonana, na pewno zostanie opublikowana. Pomimo że rysowanie komiksu może nie być zajęciem zbyt intratnym, niewątpliwie należy wspierać tych, którzy pragną się temu poświęcić. Bo czego nie robi się dla sztuki?
biznes
DasCoin – waluta zaufania tekst: Marek Szaroletta
W głównym nurcie finansowym jest wiele możliwości, ale nam zależy na stworzeniu i zaimplementowaniu rozwiązań, które otworzą opcje finansowe dla wszystkich. Terry O’Hearn, Dyrektor DasCoin
Technologia Zmieniła Nasz Świat. Google zmienił informację, Facebook zmienił przyjaźń, Apple zmienił komunikację... Jednak o wiele bardziej znacząca zmiana dopiero nadchodzi. Technologia Zmienia Wartości, a paradygmat tego, co ma dla nas wartość zmienia się. Przechodzimy ze Świata, gdzie fizyczna postać, która miała wartość w towarze, zamieniona zostaje na postać cyfrową. I coraz częściej rozumiemy, że wartość ma to, co znajduje się w sieci.
Technologia zmieniła finanse, z pieniędzy fizycznych w pieniądź cyfrowy. Wizjoner i Miliarder Richard Branson powiedział, że użycie blockchaina może kreować realną rewolucję w ekonomii, a Bill Gates również wypowiedział się w podobnym tonie, twierdząc, że w przyszłości transakcje f inansowe będą cyfrowe, uniwersalne i prawie bezpłatne. Początkiem tej rewolucji był Bitcoin. Pojawił się on 3 stycznia 2009, jako swego rodzaju odpowiedź na kryzys ekonomiczny roku 2008. Jego wartość wówczas była tak nieznacząca, że tylko nieliczni go dostrzegli. Ale... Stał się początkiem rewolucji w światowych finansach i rozpoczął nowy kierunek, o którym będziemy informować w kolejnych artykułach. Otworzył drzwi do nowego trendu, który nazywa się fintech – finansowe technologie. Jest to aktualnie najszybciej rosnący trend na świecie.
Bitcoin jest pierwszy i jest czubkiem góry lodowej. Po nim idą następcy i zdobywają rynek fintechu, coraz bardziej nowatorskimi rozwiązaniami, większą użytecznością oraz wartością. Jeżeli w 2010 roku kupiłeś 1 Bitcoina, zapłaciłeś wówczas za niego 1 USD, to dziś ma on wartość 40000 USD. Niesamowite, a to dopiero 8 lat obecności na rynku. Interesujący jest również niesamowity wzrost wartości nie tylko Bitcoina, ale również innych kryptowalut notowanych na giełdzie. Gdybyśmy przyj-
15
biznes rzeli się kapitalizacji całego rynku kryptowalut, tylko w tym roku, to zobaczymy dynamiczny wzrost wartości aktywów. Początkowa wartość kapitalizacji całego rynku kryptowalut wynosiła około 20 mld USD. Dominacja Bitcoina stanowiła ponad 90% wszystkich. Aby już w kwietniu 2017 osiągnąć wartość 25 mld USD, miesiąc później 37 mld USD, w czerwcu było to 112 mld USD i w sierpieniu 160 mld. Przy czym zauważyć należy, że Bitcoin nie ma już dominującej pozycji wśród wszystkich kryptowalut. Obecnie jest to mniej niż 50%, a wartość kapitalizacji samego Bitcoina wzrosła 3-krotnie, od stycznia 2017. Inne kryptowaluty oparte o blockchain zaczynają pozyskiwać coraz szersze grono zwolenników.
Jedną z takich kryptowalut nowej generacji, opartej o blockchain, jest DasCoin. Projekt, który w założeniu twórców ma jako pierwszy wprowadzić kryptowalutę do masowego użycia. Do codzienności. Jest to cyfrowa waluta, którą proponuje się społeczeństwu światowemu, jako kryptowalutę zaufania.
Właśnie o zaufanie chodzi w świecie walut, bo od kiedy został w 1971 zniesiony przez Nixona parytet złota, to jedynym parytetem pozostało właśnie zaufanie. Interesujący jest również fakt, że Goldman Sachs, na swojej stronie internetowej, umieścił jako jedną z odsłon informację i graficzną prezentację blockchaina opartego o zaufanie.
DASCOIN – Digital Asset System – System Aktywów Cyfrowych W tym miejscu rodzi się nowa jakość – DasCoin. Jest to waluta wyjątkowa na rynku kryptowalut. DasCoin to pełny ekosystem cyfrowych wartości, stworzony przez zespół światowej sławy ekspertów, zjednoczonych wokół nadrzędnego celu: systematycznie powiększać zamożność na świecie. Wierzą, że waluty fiducjarne, takie jak dolar/euro/złotówka, mają strukturalną wadę i zostały zaprzepaszczone przez złe zarządzanie. Z kolei aktualnie dostępne kryptowaluty nie spełniają jeszcze pokładanych w nich oczekiwań. Wznosząc się ponad nieporozumienia, niepewności oraz wady, w oparciu o najwyższy poziom zaufania, zbudowano nową jakość. DasCoin kandyduje do roli pierwszej waluty cyfrowej ogólnodostępnej i łatwej w użyciu dla każdego. DasCoin jest w pełni świadomy, że w tym ryzykownym wyścigu, aby zostać pierwszą mainstreamową kryptowalutą, najpierw musi zdobyć powszechne zaufanie. A jest to zadanie trudne od samego początku. Przekonanie krypto purystów, odrzucających wszystko, co nie jest w pełni zdecentralizowane – to tylko jedno z trudnych wyzwań na start. Wytrwała 16
biznes
praca, wiara w przedsięwzięcie oraz konieczność pokazania odrębności od innych cyfrowych środków płatniczych zrodziły własną DasCoinową mantrę: Trust is the Currency of DasCoin and DasCoin is the Currency of Trust (Zaufanie jest walutą DasCoina, a DasCoin jest walutą Zaufania).
Jak działać w sieci w pełni bezpiecznie? Podstawa hybrydowej struktury DasCoina – jednocześnie zdecentralizowanej i scentralizowanej – została oparta na czterech filarach: bezpieczeństwie, użyteczności, płynności i wzroście wartości. Aby wejść do głównego nurtu walutowego wszystkie te elementy muszą być w pełni krystaliczne i godne zaufania. Na zorganizowanym w Zurychu 31 marca b.r. wydarzeniu, DasCoin zaprezentował szereg imponujących statystyk oraz działań, które udało się im przedsięwziąć, żeby zbudować wszechobecną kulturę zaufania w każdym aspekcie stworzonego przez nich ekosystemu, w którym silna zweryfikowana sieć jest sprawą najważniejszą.
Sercem sieci jest blockchain – narzędzie pozwalające na weryfikację transakcji przy minimalnym udziale osób trzecich. Nazwiska kupujących i sprzedających nigdy nie zostaną ujawnione (wyłącznie ich adresy wewnątrz systemu). W kwestii precyzji i bezpieczeństwa protokół DasCoina nie ma sobie równych. Jak mówi Prezes Zarządu DasCoin Ltd Michael Mathias: „Aspekt bezpieczeństwa w przypadku systemu DasCoina jest bezprecedensowy w świecie kryptowalut. Używa on najbezpieczniejszego wirtualnego portfela na świecie. Wszyscy posiadacze waluty są częścią zweryfikowanej sieci, a wszystkie transakcje wymagają każdorazowej akceptacji. Możemy tego dokonać dzięki hybrydowej budowie systemu – połączeniu zcentralizowanych elementów z tymi zdecentralizowanymi. W przypadku walut opartych wyłącznie na modelu zdecentralizowanym nigdy nie uda się tego osiągnąć z powodu ograniczeń w budowie systemu.” Potwierdzając słuszność tej tezy Michael Matias dodaje: „Żeby potwierdzić, że dana osoba jest tym, za kogo się podaje, konieczna jest centralna jednostka.
Oczywiście, wszyscy skłaniamy się do decentralizacji i korzyści z niej płynących, ale weryfikacja jest jednak wartością nadrzędną. Obecnie sieci zweryfikowane nie istnieją w świecie kryptowalut; chcemy stworzyć system, który przetrwa setki lat. Proponowane przez nas hybrydowe rozwiązanie jest kluczem, a jego serce stanowi zaufanie”. Bo czy jest trudno zapłacić telefonem komórkowym, tak jak kartą płatniczą? Jedną z kluczowych funkcji jaka przyświecała twórcom DasCoina jest jego użyteczność i łatwość użycia. Jedna aplikacja i możliwość płacenia wszędzie tam gdzie jest terminal Visa lub Master Card w 62 MILIONACH miejsc na świecie. To już plany na koniec 1 kwartału 2018. Czyli całkiem niedługo... Dziś DasCoin ma już White Paper. Ma blockchain oraz dedykowane portfele. Ma wartość i jest... na wewnętrznej giełdzie. Ma najskuteczniejsze zabezpieczenia i ludzi, którzy stoją za projektem, wierzą w niego, kreują jego użyteczność i wartość. Ale o tym, kto stoi za DASCOIN, kto do niego dołączył w trakcie trwania projektu oraz co możesz zyskać nabywając licencje DasCoina, już w kolejnym artykule.
Jeżeli czas ma dla Ciebie znaczenie i nie chcesz czekać do kolejnego artykułu, chcesz już dziś wiedzieć więcej, skontaktuj się ze mną, z wielką przyjemnością podzielę się z Tobą wiedzą o tym niesamowitym projekcie. Marek Szaroletta NetLeaders Team marek.szaroletta@gmail.com
17
prawo
Jak z jednoosobowej działalności przejść w spółkę tekst: Katarzyna Leśniak
Rozwój założonego przedsiębiorstwa jest powodem do zadowolenia – rodzi również pytania o to, jak dalej prowadzić biznes, czy można przekazać go następcom, jak zabezpieczyć majątek osobisty i rozdzielić go od majątku firmy. Zakładając działalność gospodarczą, wielu przedsiębiorców decyduje się na rozpoc zęcie jej prowadzenia w formie jednoosobowej działalności. Wydaje się być ona najprostsza i najszybsza w założeniu, rodzi niskie koszty prowadzenia i w przypadku niepowodzenia może być szybko zlikwidowana. Gdy następuje moment rozwoju, zwiększonych obrotów, wzrastających wartości kontraktów, zwiększa się również odpowiedzialność, a nadto pojawia się potrzeba poszerzenia składu osobowego prowadzonej firmy, przekazania jej następcom prawnym. Powstaje wówczas pytanie: czy można przekazać firmę następcom, sprzedać ją, wprowadzić do niej wspólników lub przekształcić w spółkę. Przedsiębiorca jednoosobowy na pewno nie może wprowadzić do prowadzonej działalności gospodarczej wspólników, bowiem nie jest spółką, a prowadzona przez niego działalność opiera się właśnie na działalności jednoosobowej. Zasadniczo jednoosobowy przedsiębiorca, który zmierza do wprowadzenia zmian, może podjąć decyzję o przekształceniu jednoosobowej działalności w spółkę z o.o. lub S. A., wniesieniu przedsiębiorstwa aportem do spółki lub założeniu obok prowadzonej działalności nowej spółki, która będzie stopniowo przejmowała działalność. Pierwsza z możliwości pozwala zachować kontynuację prowadzonej firmy, bowiem spółka powstała w wyniku przekształcenia jest następcą prawnym przedsiębiorcy na zasadzie sukcesji generalnej. Oznacza to, że spółka powstała z przekształcenia wchodzi we wszystkie prawa i obowiązki przekształcanego przedsiębiorcy, bez potrzeby zawierania nowych umów lub ich aneksowania. Pracownicy przed-
18
siębiorcy stają się z mocy prawa pracownikami spółki. Przekształcona spółka staje się podmiotem wszelkich koncesji, zezwoleń i ulg oraz innych uprawnień z decyzji administracyjnej, chyba że ustawa lub decyzja stanowi inaczej. Przekształcony przedsiębiorca staje się zawsze z dniem przekształcenia jedynym wspólnikiem spółki przekształconej. Druga możliwość, czyli wniesienie przedsiębiorstwa aportem do spółki – nowo założonej lub już istniejącej, oznacza, że przez jedną czynność prawną na spółkę przechodzi przedsiębiorstwo jako zorganizowany zespół składników materialnych (np. nieruchomości, maszyny) i niematerialnych (np. wierzytelności, koncesje), używany do prowadzenia działalności. Istotne jest jednak to, że przy wnoszeniu przedsiębiorstwa aportem do spółki, na spółkę przechodzą automatycznie wszystkie prawa z umów, ale nie obowiązki. Na przejście tych ostatnich potrzebna jest każdorazowa zgoda drugiej strony umowy i dokonanie jej aneksowania. Pracownicy „przenoszeni” z przedsiębiorstwem będą mogli skorzystać z uprawnienia do wypowiedzenia umów o pracę. Co do zasady, przy wnoszeniu przedsiębiorstwa aportem, na spółkę nie przechodzą zezwolenia, koncesje ani inne decyzje administracyjne. Dla przedsiębiorcy aport przedsiębiorstwa oznacza, że staje się on wspólnikiem (lub jednym z wspólników) w nowo założonej spółce. Zasadnicza różnica polega na tym, że spółka jest podmiotem odrębnym od dotychczasowego przedsiębiorcy i nie ma możliwości kontynuacji działalności na zasadzie sukcesji generalnej. Wreszcie, trzecia możliwość – decyzja o założeniu nowej spółki, która będzie stopniowo przejmowała działalność przedsiębiorcy, oznacza założenie nowego odrębnego podmiotu, na który nie przejdą żadne prawa ani obowiązki przedsiębiorcy, chyba że zostaną one w drodze osobnych umów przeniesione na spółkę. Podobnie, w drodze odrębnych (wielu) umów, mogą być przenoszone składniki majątkowe. Zmiany dotyczące pracowników mogą polegać wyłącznie na rozwiązywaniu umów
o pracę z jednym podmiotem i zawieraniu nowych z nową spółką. W przypadku założenia nowej spółki, jak również w przypadku wnoszenia przedsiębiorstwa aportem, przedsiębiorca ma jednak większy wybór – może wybrać założenie lub „wejście” do spółki kapitałowej jak i osobowej, podczas gdy przy przekształceniu może wybrać wyłącznie pomiędzy spółką z o.o. a S. A. Każde z przedstawionych rozwiązań wymaga podjęcia innych czynności oraz prowadzi do różnych efektów. Porównanie nie obejmuje skutków podatkowych, które w procesie przekształcenia odgrywają istotną rolę. Dlatego przed wyborem koniecznie należy ustalić, jakie są zamierzone cele, pożądany czas realizacji oraz które z prezentowanych rozwiązań będzie najlepszą formą dla danego przedsiębiorstwa.
Katarzyna Leśniak radca prawny w ramach prowadzonej Kancelarii zajmuje się obsługą jednoosobowych przedsiębiorców, spółek prawa handlowego oraz świadczy usługi w obszarze przekształceń www.kancelarialesniak.pl e-mail: office@kancelarialesniak.pl
kongres
Regionalna Izba Gospodarcza w Katowicach domaga się uwolnienia biznesu! Generują 50% PKB i tworzą ponad 70% miejsc pracy. Współutrzymują ZUS i wydatnie dokładają się do programu 500+. Pomimo tego napotykają na szereg utrudnień – nie tylko fiskalno-prawnych – w codziennej działalności. Małe i średnie przedsiębiorstwa coraz częściej mówią: „uwolnić biznes!”. Pod tym wielowątkowym hasłem odbędzie się VII edycja Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach! Od siedmiu lat październik w Katowicach jest wyjątkowym miesiącem dla małych i średnich przedsiębiorstw. Wówczas w stolicy Śląska spotykają się przedstawiciele nauki, biznesu i samorządu, aby podczas trzydniowego cyklu debat, warsztatów i wydarzeń towarzyszących wspólnie wypracować rozwiązania sprzyjające rozwojowi polskiej gospodarki i jednocześnie wspierające przedsiębiorców z tego sektora. W tym roku Europejski Kongres MŚP odbędzie się 18-20 października w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach, a udział w nim jest bezpłatny.
ekspertów w wybranych zagadnieniach, zabrać głos w dyskusji, jak i pozyskać praktyczną wiedzę. Rozmowy będą dotyczyć m.in. innowacyjności w zarządzaniu, prawa i podatków, rynku pracy i edukacji czy finansowania MŚP. Nie zabraknie również spotkań poświęconych marketingowi, firmom rodzinnym, czasowi wolnemu i automotive. Ważnym punktem programu są spotkania dotyczące współpracy międzynarodowej, które jednocześnie będą okazją do nawiązania relacji biznesowych z instytucjami i firmami ze Stanów Zjednoczonych, Ukrainy, Białorusi, Niemiec i Belgii.
Stałe motto wydarzenia to Nauka – Biznes – Samorząd RAZEM DLA GOSPODARKI. Siódma edycja będzie prowadzona pod hasłem przewodnim „Uwolnić biznes!”, które stanowi wielopłaszczyznowy postulat przedsiębiorców, wyrażający gotowość do zmiany prawa, postaw przedsiębiorczości, otwarcia się na nowe technologie oraz ekspansję zagraniczną.
Samorządy pochylą się nad kwestią m.in. przedsiębiorczości na terenach wiejskich, cyberbezpieczeństwa w miastach czy elektryfikacji transportu. Z kolei samorządy, które w sposób szczególny wspierają rozwój małej i średniej przedsiębiorczości, uhonorowane zostaną nagrodami „Samorząd, który wspiera MŚP”. Kongresowi, jak co roku, towarzyszy szereg wydarzeń, takich jak Śląskie Forum Samorządów Zawodów Zaufania Publicznego, konferencja Innovations in Biomedical Engineering czy Śląski Dzień Budowlanych. IX Śląskie Forum Inwestycji, Budownictwa, Nieruchomości.
– Uwolnienie biznesu to także weryfikacja stanu prawnego dla biznesu i samego otoczenia biznesu – mówi Tadeusz Donocik, Prezes Regionalnej Izby w Katowicach, organizator Kongresu. – To również samoocena biznesu w celu zwiększenia wydajności pracy, produkcji oraz poszerzenia współpracy międzynarodowej w globalizującym się świecie. Europejski Kongres MŚP to miejsce dla wszystkich, którzy chcą realnie działać na rzecz rozwoju własnej firmy i całej gospodarki. To również sposobność do otwarcia dyskusji na temat Konstytucji dla Biznesu i jej konsekwencji dla przedsiębiorców. Tegoroczny Kongres poruszy zagadnienia w obszarze 10 ścieżek tematycznych, z których każda dzieli się na sesje panelowe i warsztaty. Uczestnicy będą mogli zarówno poznać zdanie
Planując obecność na Kongresie, warto zwrócić uwagę na trzydniowe Targi Usług i Produktów dla MŚP BIZNES EXPO, podczas których odbędą się spotkania B2B, prezentacje, panele, warsztaty i inne atrakcje gromadzące podmioty związane z biznesem. Program i bezpłatna rejestracja na wydarzenie: www.ekmsp.eu. Udział w EKMŚP jest bezpłatny.
artykuł dostarczony przez Regionalna Izbę Gospodarczą w Katowicach
19
projektowanie graficzne
Wartość profesjonalnego logo tekst: Katarzyna i Jakub Michniowscy
W dzisiejszych czasach każda firma obowiązkowo musi mieć logo. Bo tak wypada, bo konkurencja ma, bo sąsiad ma, wreszcie – niektórzy ludzie mają świadomość, że dobry znak jest potrzebny, przydatny, że dzięki niemu firma może być zauważona i rozpoznawalna. Gdy do właściciela firmy dotrze, że powinien to logo mieć, zaczyna rozglądać się za kimś, kto mu je „narysuje”. Często sam wie dokładnie, co by chciał zobaczyć – wtedy prosi szwagra lub kuzyna, który zna programy komputerowe, o narysowanie znaku – i gotowe, a koszty niewielkie. Bywa, że nie ma własnych pomysłów, za to traktuje projektowanie podobnie jak każdą inną usługę i wtedy szuka kogoś, kto wykona zamówienie jak najtaniej – przecież są firmy, oferujące pakiet logo (3 wersje) + wizytówki za 199 zł w 24 godziny. Nic, tylko zamówić.
Dobre logo to centralny element systemu identyfikacji wizualnej. Zacznijmy od przygotowań, czyli rozeznania rynku. Projektant, po rozmowie z klientem, zapoznaniu się z jego potrzebami, zasiada do literatury i komputera. Rozpoczyna się mozolne wyszukiwanie firm z tej samej i pokrewnych branż – jak one się prezentują? Jeśli była sugestia lub pomysł konkretnego motywu graficznego, należy wyszukać maksymalną liczbę znaków i ilustracji związanych z tym właśnie motywem. Będzie to potrzebne nie tyle do inspiracji, co po to, by nie popełnić nieświadomego plagiatu. Następnie powstaje cała seria szkiców odręcznych – wiele stron zapełnionych rysunkami. Pomysł ewoluuje, pojawiają się liczne warianty i mutacje. Często, niejako „same”, objawiają się idee zupełnie nowe. Wreszcie przechodzimy do digitalizacji projektu. Czasem ten etap jest krótki – kilka wybranych szkiców szybko można narysować w programie graficznym. Bywa, że trwa to długo – choćby dlatego, że projektantowi podobał się szkic ołówkiem czy pisakiem, a wersja wektorowa go nie satysfakcjonuje… Potem czas na kluczowy moment – pierwsze zaprezentowanie projektów klientowi. Zwykle są to dwie-trzy różne koncepcje, z których potem zostaje jedna.
20
Dobrze, gdy klient wybierze tę „najlepszą” (zawsze grafik ma swoją ulubioną)! Wybraną wersję rozwijamy – często trzeba dopracować proporcje, dobrać kolory, zaproponować warianty zastosowania czcionek. W końcu uzyskujemy ostateczną akceptację projektu. Przy wyjątkowo sprzyjającym temacie może to wszystko trwać kilka dni i być szalonym, kreatywnym czasem współpracy zleceniodawcy i projektanta. Zwykle musi trwać dłużej – kilka spotkań i wiele godzin pracy. Efekt musi być satysfakcjonujący dla obu stron – klient powinien mieć poczucie, że dostał dzieło profesjonalne, dobre, ładne, oryginalne i skuteczne biznesowo; grafik natomiast powinien być ze swego dzieła na tyle zadowolony, by dołączyć je do portfolio.
Wykształcony i doświadczony projektant (designer) przy tworzeniu logo zadba o to, by było ono nie tylko oryginalne, estetyczne, harmonijnie skomponowane, ale także czytelne. Przewidzi gdzie i jak ma ono funkcjonować, bo przecież może mieć zarówno 5 m 2 na fasadzie budynku, jak i 2x2 cm na wizytówce; będzie drukowane i w wersji kolorowej, ale może też przybrać formę odcisku czarno-białej pieczęci firmowej. Profesjonaliści pilnują, by ich projekty logo nie żyły później własnym życiem, by nie były zniekształcane. W tym celu tworzą opracowania zwane „księgą znaku”, w których szczegółowo rozpisane są proporcje, kolory, czcionki, dopuszczalne tła, marginesy, itp. Księga znaku to minimum kilkanaście stron, a w przypadku projektowania logo i całej identyfikacji wizualnej firmy – może mieć grubość sporej książki. Oczywiście nie każda firma czy wydarzenie (bo przecież swoje logo może mieć konferencja czy festiwal) potrzebuje pełnej księgi znaku, ale pewne podstawowe wytyczne dla stosowania logo powinny towarzyszyć każdemu projektowi. Dobre logo to WYZWANIE, bo projektowanie logo jest kwintesencją projektowania graficznego.
projektowanie greaficzne
Etapy projektowania logo szkice
digitalizacja wybranych wariantów szkicowych
Omnis
Omnis
office
office
OMNIS office
Omnis office
dopracowywanie wersji kolorystycznych i kompozycyjnych
Omnis
Omnis
office
Omnis office
office
Omnis office
Omnis office
finalna wersja logo
Omnis
office
btslingua
Katarzyna i Jakub Michniowscy – absolwenci Wydziału Form Przemysłowych krakowskiej ASP, prowadzą studio projektowe JAK – studio graficzne, zajmują się projektowaniem grafiki użytkowej, specjalizują się w tworzeniu identyfikacji wizualnej oraz projektowaniu publikacji. www.jakstudio.pl 21
biznes
Technika, chemia i sztuka od kulis
tekst: Aleksandra Kurasz zdjęcia: Dawid Słota
Tysiące metrów kabli, żarówki, agregaty – codzienne życie człowieka, który ze sztuką ma wiele wspólnego, od zawsze – choć nie zawsze tak samo. Dawid Słota, właściciel firmy Technostage, zajmującej się profesjonalną obsługą energetyczną eventów, jest prawdziwym artystą. Bo czysta sztuka, żeby zaistnieć poza samym artyzmem, potrzebuje również techniki i chemii. Cała historia zaczęła się w teatrze. Na scenie i za jej kulisami. W arkana teatralne wprowadził go ojciec, krakowski aktor. Zdolności rozwijał, śpiewając w musicalach, grając różnorodne role już jako nastolatek i zdobywając nagrody na ogólnopolskich konkursach. Równocześnie odkrywał drugą stronę sceny, współpracując z teatrem KTO jako pracownik techniczny. Ten drugi punkt widzenia wciągnął go bardziej. Z biegiem czasu doskonalił umiejętności obsługi sceny. Nie mogąc liczyć na programową edukację w tym zakresie, gdyż nie ma zinstytucjonalizowanych szkół dla tej branży, skończył technikum elektryczne. Reszty nauczył się sam, zdobywając kolejne doświadczenia. Jak sam mówi: słyszałem kiedyś, że trzeba przepracować 10 000 godzin w czymś, żeby stać się ekspertem. Ja mam tych godzin już trochę więcej (śmiech). Nauczył się obsługiwać scenę od strony oświetlenia, a z czasem również szerzej pojętego zaplecza energetycznego.
22
Tak narodziła się w 2010 roku firma Technostage. Zacięcie do własnego biznesu też było rodzinne. W latach 50-tych pradziadek był liczącym się krakowskim „biznesmenem”, a Dawid od lat najmłodszych miał wzorzec w osobie mamy, prowadzącej własny komis z antykami. Technostage zajęło się kompleksową obsługą wydarzeń – od planów filmowych, przez imprezy plenerowe, po bardziej kameralne projekty we wnętrzach. Przydało się doświadczenie z pracy w teatrze, współpracy z telewizją i planami filmowymi. Cały czas wątek artystyczny nie zniknął jednak z działań firmy – nabrał tylko charakteru zdecydowanie technicznego.
W chwili, kiedy trzeba zrealizować zamysł artystyczny, technika jest podstawą i bazą wszelkich działań. Tak jak przy jednym z ostatnich bardziej artystycznych projektów – Alchemii Światła, gdzie Technostage zapewniało warunki do działania dla muzyków (Motion Trio, Jelonek), tancerzy (Art Colour Ballet) oraz samych wizualizacji na budynkach. Niewidoczna na pierwszy rzut oka tkanka zbudowana z kabli, agregatów i instalacji, pod nieustannym nadzorem specjalistów, dała szansę zaistnienia niesamowitego
Doświadczenie i znajomość obu stron tego widowiskowego medalu sprawiają, że łatwiej zrozumieć każdy ze światów – artystyczny i techniczny – połączyć je i dać nową jakość wydarzeniu, które się współtworzy. A praca przynosi nieustannie nowe wyzwania i każdego dnia coś, co jeszcze niedawno było trudne, teraz staje się codziennością. Mariaże i bagaż doświadczeń przynoszą też kompromisy. Nie zawsze da się z pasji zrobić zawód, stąd oświetlenie, choć bardziej widowiskowe, nie może być główną dziedziną działania firmy. Stały się nią z czasem obsługa techniczna i energetyczna imprez, wynajem agregatów prądotwórczych – wciąż orbitują one jednak głównie wokół branży eventowej. Z czasem pojawiło się inne spojrzenie na tę samą sztukę. Technostage obsługuje małe i duże festiwale,
biznes
baletu światła, koloru, muzyki i ruchu. Im bardziej niewidoczna, tym bardziej wartościowa – niezmiennie jednak konieczna, a przy tym wciąż niedoceniana, nawet przez osoby z polskiej branży eventowo-artystycznej. Bardzo wiele zespołów światowych ma szacunek do techniki. Wiedzą, że dzięki temu istnieją. Wystarczy, że dźwięk będzie źle zrobiony. Bez niego zaśpiewają wyłącznie dla kilkunastu osób. Za prawdziwymi artystami stoi zawsze rzesza specjalistów – wspierających w działaniach, realizujących wizje, często nawet trudne w wykonaniu. Przez niektórych jestem uważany za człowieka, który umie zrobić rzeczy niemożliwe.
koncerty, plany filmowe, czy imprezy firmowe. Zamiast na scenie dawny aktor stoi teraz z boku, pilnie doglądając każdego technicznego tematu. Nie jest też sam w świetle ref lektorów. Ja inwestuję w sprzęt i ludzi. Wielu kolegów z branży tego nadal nie rozumie, że sprzęt kosztujący miliony złotych bez ludzi nic nie da. Co z nimi zrobić bez ludzi? Można usiąść i co najwyżej na niego patrzeć. Dawid zebrał wokół siebie odpowiedni zespół osób, dzięki któremu teraz nie patrzy. On tworzy. Tworzy scenę dla artystów, którzy bez niego i jemu podobnych nic wielkiego nie mogliby zdziałać.
Dawid Słota – właściciel firmy TechnoStage www.zasilania.com www.facebook.com/TechnoStage1/
23
sztuka
Drogi – nie dzieła, czyli o tym, do czego potrzebna jest ludziom sztuka młoda
tekst: Aleksandra Madej
„Sztuka” zazwyczaj większości ludzi kojarzy się z galerią czy muzeum – przestrzenią oderwaną od codzienności, dostępną dla wybranych, elitarną i tajemniczą. Nie jeden raz zaobserwowałam zmianę w zachowaniu ludzi przekraczających progi galerii – milkną, rozglądając się nerwowo wokół z nabożnie kościelnym skupieniem i trwogą. Nie twierdzę bynajmniej, że należy zapomnieć o podstawowych zasadach dobrego wychowania. Z drugiej strony traktowanie sztuki jako ustawionego na piedestale sacrum, zwłaszcza sztuki współczesnej, drastycznie ogranicza interakcję i możliwość bezpośredniego zrozumienia jej. A przecież właśnie sztuka najnowsza powinna być najbliżej każdego człowieka. Dlaczego? Dróg jest wiele – poniżej zaprezentujemy tylko kilka z nich, pokazujących, że w sztuce młodej każdy może się odnaleźć. WIELOTOROWOŚĆ. Współczesność kipi wielością barw i kreatywnych pomysłów. Przed naszymi oczami rodzą się nieustannie nowe, jeszcze nie skondensowane przez historię do sztywnego kanonu, nurty artystycznego wyrazu. Pojawiają się młodzi twórcy, reagujący na otaczającą ich rzeczywistość, komentujący ją, należący do świata, który znamy wszyscy. Pośród wielu stylów, mając chęci i poszerzając wiedzę, zawsze znajdziemy ten pasujący do nas, naszego światopoglądu i gustu. ROZWÓJ. Każde poważnie traktowane zainteresowanie powinno być poparte rozwojem własnym, poszerzaniem horyzontów, ciągłymi poszukiwaniami, budowaniem wiedzy poprzez lekturę, odwiedzanie wystaw oraz rozmowy ze specjalistami w danej dziedzinie. Będą oni w stanie rozwiać wątpliwości, doradzić i pomóc w stawianiu pierwszych kroków w świecie sztuki. Wówczas może się okazać, że jedno dzieło, stanie się początkiem pięknej pasji i hobby. AUTOPREZENTACJA. Ludzie współcześni są nastawieni na wyrażanie siebie na wielu płaszczyznach. Otaczają się przedmiotami, odzwierciedlającymi ich charakter oraz pasje. Konsumpcyjny styl życia wymusił zmianę w rozkładzie akcentów – obecnie tak zwane dobra luksusowe są znacznie szerzej dostępne. Niemal 24
każdego stać na zakup smartfona, samochodu czy modnych ubrań. Podobnie jest ze sztuką. Poprzez konkretne dzieła sztuki jesteśmy w stanie przedstawić otoczeniu siebie samego – niekoniecznie rozpoczynając od dzieł z najdroższej i najbardziej prestiżowej półki. MÓJ DOM, MOJA TWIERDZA. Społeczeństwo współczesne znacznie wzbogaciło się w porównaniu do społeczeństwa sprzed kilkudziesięciu lat. Majątek zdobywa się wcześniej niż jeszcze dwa pokolenia wstecz, gdy ludzie pracowali długie lata na własny dom oraz jego wyposażenie. Obecni trzydziestolatkowie, kupując swoje pierwsze domy czy mieszkania, pragną, aby były one 1
sztuka
perfekcyjne. Coraz częściej sięgają po kompleksowe pomysły dekoratorów wnętrz, bądź projektują wszystko samodzielnie. Przestrzeń mieszkaniowa przeistacza się w kompleksową strukturę. Dlaczego więc nie wprowadzić do niej indywidualnego rysu? Ciekawa grafika lub obraz są w stanie ożywić wnętrze znacznie lepiej niż wydrukowany w tysiącach egzemplarzy plakat bądź zdjęcie z popularnego sklepu meblowego. KOLEKCJA. Coraz młodsi ludzie zwracają się w stronę kolekcjonowania dzieł sztuki. Rynki światowe prężnie się rozwijają, a sztuka współczesna zaczyna odgrywać coraz większą rolę na międzynarodowych aukcjach. Również w Polsce domy aukcyjne oswajają sztukę najnowszą, promując artystów najmłodszego pokolenia na aukcjach w całości im poświęconym. INWESTYCJA. Jak już powiedziano wcześniej – sztuka młoda zdobywa salony najbardziej prestiżowych domów aukcyjnych, włącznie z Christie’s oraz Sotheby’s. Oczywiście inwestowanie w dzieła artysty dopiero rozpoczynającego karierę, to duże ryzyko. Jednakże wnikliwie analizując zmiany i tendencje, można zaobserwować nurty, za którymi podąża współczesny rynek. Olbrzymią pomocą mogą nam służyć, dzięki wiedzy oraz doświadczeniu, eksperci, pracujący w galeriach sztuki. Zajmujący się inwestowaniem alternatywnym specjaliści stwierdzają, że najbezpieczniej lokować ok. 80% funduszy w sztukę tradycyjną, a pozostałą kwotę w sztukę nową. Nigdy nie wiadomo czy na naszej ścianie nie zawiśnie przyszły Mark Rothko, kupiony w odpowiednim momencie za niewielkie pieniądze.
obrazy: 1. Magdalena Stano, z cyklu O! kurka, akryl, płótno 2. Ewa Ludwig, Gra biały-czarny, olej, płótno 3. Angelika Galus, Przebudzenie, olej, płótno
Powyższy tekst oczywiście nie wyczerpuje listy powodów, dla których warto zainteresować się sztuką najnowszą. Nie jest to również podział skrajnie restrykcyjny. Poszczególne ścieżki mogą się łączyć, przeplatać, iść obok siebie. A później? Cóż, to może być początek prawdziwej przyjaźni ze sztuką!
Aleksandra Madej historyk sztuki, kurator wystaw, właścicielka Galerii Varietes, zajmującej się promocją oraz sprzedażą sztuki i unikatowej biżuterii artystycznej.
2
3
25
Profesjonalne lekcje gry na fortepianie z dojazdem do ucznia. • absolwentka Krakowskiej Akademii Muzycznej z wieloletnim doświadczeniem, • nauka gry na instrumentach klawiszowych (fortepian, pianino, keyboard), • lekcje dla dzieci (od 5 roku życia), młodzieży i dorosłych, • przygotowywanie do egzaminów w Państwowych Szkołach Muzycznych, pomoc w ćwiczeniu, korepetycje z kształcenia słuchu i rytmiki. kontakt w Krakowie: telefon: 501 329 052 e-mail: pianomobi@gmail.com
„Miłość w stylu retro”
Oferujemy elegancki program z repertuaru m.in. Kabaretu Starszych Panów, Henryka Warsa, Kaliny Jędrusik. Wysoki poziom wykonawczy gwarantowany przez profesjonalnych muzyków. Recital lekki, zabawny oraz wzruszający, idealny na wszelkie okazje takie jak bankiety, imprezy firmowe, eventy, wystawy, promocje itp.
26
kontakt: Katarzyna Guran 881 209 407 katarzyna.guran@gmail.com
rozwój osobisty
Cztery kroki do porozumienia Czyli czym jest metoda „Porozumienia Bez Przemocy” Marshalla Rosenberga, zwana inaczej Komunikacją Empatyczną lub Językiem Serca tekst: Agata Olszak-Szymula
O metodzie tej usłyszałam po raz pierwszy w 2008 roku. Nazwa nie skojarzyła mi się najlepiej. Wyobraziłam sobie, że polega ona na umiejętności zawierania kompromisów i używania „ugrzecznionych” komunikatów, których celem jest załagodzenie konfliktu. Nic bardziej mylnego! Jak bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że sednem tzw. języka serca (jak nazywa tę metodę jej autor) jest bycie w zgodzie ze swoimi potrzebami, umiejętność zadbania o nie i ich wyrażanie, a także umiejętność wsłuchania się w potrzeby innych osób, czyli empatia. W relacji, w której przynajmniej jedna osoba używa komunikacji empatycznej, jest znacznie większa szansa na to, że obie strony dojdą do porozumienia, nie rezygnując z własnych potrzeb. Na czym to polega?
DAJ SOBIE EMPATIĘ
Podstawą dobrej relacji jest umiejętność zrozumienia siebie i wzięcie odpowiedzialności za swoje uczucia. Naszym nawykiem może być obwinianie innych za nasze samopoczucie. Oj, wiem, jakie to kuszące powiedzieć sobie: „To przez niego mi nie wyszło! On taki jest dominujący, że nie miałem szansy nawet się zaprezentować na tym zebraniu!”. Myśląc tak, pozbawiam się możliwości zadbania o swoją potrzebę. Co wtedy robię? Zazwyczaj albo wchodzę w rolę ofiary, albo wchodzę w konf likt z tą osobą. Oba scenariusze fatalne i dla naszej relacji, i dla nas samych. Jak więc wyjść z takiego sposobu myślenia? Wystarczą 4 kroki:
• Oddziel obserwację od interpretacji Zastanów się, jaka konkretna sytuacja sprawiła, że się gorzej poczułeś. Zamiast oceniać czy
interpretować, np. „on jest dominujący”, opisz obiektywnie i konkretnie sytuację tak, jakby widziała to kamera. Czyli: „podczas spotkania prezentującego naszą firmę, mój wspólnik 3 razy przerwał mi w połowie zdania”.
• Oddziel uczucia od myśli Zastanów się, jak się poczułeś w tej sytuacji. Zrobiło Ci się przykro, może smutno, może byłeś zły? Unikaj tzw. myśli w kształcie uczuć, czyli np. zlekceważony, nieszanowany, bo właśnie one dają innym władzę nad naszym samopoczuciem. Przeżyj swoje uczucia w pełni. Nie odcinaj się od nich. Uczucia przemijają, kiedy pozwolimy im przez nas przepłynąć, a nasilają się, kiedy próbujemy je tłumić.
• Poszukaj potrzeby, która była dla Ciebie ważna U źródeł naszych uczuć leżą właśnie nasze potrzeby, nie czyjeś zachowanie. Zachowanie może być jedynie katalizatorem tych potrzeb. Masz wątpliwości? Przywołaj sytuację, która wywołała różne emocje u różnych osób. Niektórzy mogli zareagować złością, inni mogli być smutni, a jeszcze inni mogli poczuć ulgę. Zależy to właśnie od potrzeb, jakie mieli w danym momencie. Być może w podanym przeze mnie przykładzie zabrakło partnerstwa? A może równych szans na pokazanie się potencjalnym klientom? A może szacunku? Nie oceniaj swoich potrzeb. Poczuj ich piękno i moc.
• Prośba do siebie lub innych Teraz jest czas na to, aby zadbać o swoje potrzeby. Wymyśl kilka strategii na zaspokojenie swoich ważnych potrzeb. Może zechcesz
ustalić zasady prezentacji ze swoim wspólnikiem tak, aby obie strony miały równe szanse? A może wolałabyś, żeby każde z Was prowadziło spotkania samodzielnie? A może chciałbyś po prostu powiedzieć, jak Ty się z tym masz i posłuchać co on ma do powiedzenia? Otwórz się na różne rozwiązania. Jest nieskończona liczba strategii na zaspokojenie Twoich potrzeb. Nie przywiązuj się tylko do jednej. Kiedy już wyjdziesz z ocen i oskarżeń, przeżyjesz swoje emocje i będziesz mieć jasność, na czym Ci zależy, poczujesz większa moc do nawiązania dialogu z drugą osobą.
WYRAŹ SIEBIE
Poczuj różnicę pomiędzy tymi dwoma komunikatami: Na spotkaniu byłeś taki dominujący, że nie mogłem przez Ciebie nic powiedzieć! To jest brak szacunku! Czy taki komunikat wywołuje chęć wysłuchania tej osoby? Czy może wywołuje odruch tłumaczenia się lub przerzucenia na nią winy? Jeśli widzisz, że oddala Cię to od porozumienia, spróbuj inaczej: Kiedy na spotkaniu 3 razy mi przerwałeś, byłem zły, bo zależy mi na przestrzeni dla każdego z nas. Co Ty na to, żebyśmy porozmawiali teraz, jak mogłaby wyglądać taka prezentacja, w której każdy z nas ma tyle samo czasu? W tym przykładzie bierzesz odpowiedzialność za swoje uczucia, nie obwiniając rozmówcy. Jest większa szansa na to, że nasz wspólnik nas usłyszy, bo przecież też ma potrzebę przestrzeni. Uczucia i potrzeby mamy wszyscy te same. Zauważ, że ten komunikat składa się właśnie z czterech kroków, o których już wspomniałam, czyli: • OBSERWACJA: Kiedy na spotkaniu 3 razy mi przerwałeś… 27
rozwój osobisty
• UCZUCIE: byłem zły • POTRZEBA: bo zależy mi na przestrzeni dla każdego z nas. • PROŚBA: Co Ty na to, żebyśmy porozmawiali teraz, jak mogłaby wyglądać taka prezentacja, w której każdy z nas ma tyle samo czasu? Takimi słowami możesz rozpocząć dialog i pamiętaj, że nie chodzi tu o przeforsowanie swojej racji, lecz o nawiązanie porozumienia, z otwartością również na potrzeby drugiej strony. Za zachowaniem naszego wspólnika też mogły stać ważne potrzeby, które warto usłyszeć i dopiero wtedy poszukać strategii na zaspokojenie potrzeb obu stron.
USŁYSZ ROZMÓWCĘ
Wyobraźmy sobie, że nasz rozmówca nam odpowie: Wiesz, musiałem Ci przerwać, bo zacząłeś podawać dane, które są już nieaktualne. Wtedy z pomocą przychodzi empatia, czyli próba odgadnięcia, jak się czuje i czego potrzebuje nasz rozmówca. Możemy zacząć tak: – Acha, czyli kiedy podałem te dane, to się przestraszyłeś się, bo zależało Ci na wiarygodności w oczach naszych klientów? – Tak, zapomniałem Ci powiedzieć o tych zmianach. Za mało mieliśmy czasu przed tą prezentacją... – może odpowiedzieć nasz wspólnik. I dialog trwa..
POSZUKAJ STRATEGII
Dopiero kiedy usłyszymy siebie wzajemnie, możemy poszukać sposobu na zaspokojenie potrzeb obu stron: np. przygotowujemy się wcześniej do prezentacji i ustalamy podział, co kto mówi. Czasami nie potrafimy od razu znaleźć satysfakcjonującej obie strony strategii – wymaga to czasu. Ale najważniejsze jest to, że budujemy relację opartą na szacunku.
Agata Olszak-Szymula Trenerka komunikacji empatycznej. Prowadzi szkolenia i sesje indywidualne w oparciu o metodę „Porozumienia bez Przemocy”. Cykl warsztatów „Słowa jak mosty” rusza 9 listopada w Krakowie. www.strefarelacji.pl
- usługi księgowe - usługi doradcze - biznesplany - wnioski o dotacje - analizy fot. Dorota Ostrowska
6 lat temu, zmotywowane zapotrzebowaniem znajomych przedsiębiorców na usługi księgowe, powstało BDB Biuro Doradztwa Biznesowego. Postawiło na jakość i profesjonalizm. Połączyło pasję i doświadczenie. Wtedy w małym gronie... Dziś na BDB stronie .... można przeczytać o nas tak: - „Z BDB - Bądź Doskonałym Biznesmenem” - „Pełen profesjonalizm, fachowe doradztwo, indywidualne podejście, a także duże wsparcie na każdym etapie procesu. Rzetelna i kompetentna usługa oraz duża elastyczność.” - „Biuro Doradztwa Biznesowego - dla Twojego spokoju świętego!!!!” - „BDB - warto skorzystać, bo to Bardzo Dobre Biuro :)” 28 Księgujemy,
BDB Biuro Doradztwa Biznesowego Biuro Rachunkowe Sp. z o.o. ul. Ks. Zygmunta Goliana 4a 32-020 Wieliczka tel. 605-845-880 Anna Chmielowska tel. 664-476-173 Joanna Waga tel. 601-560-267 Paulina Loska
doradzamy, analizujemy, wdrażamy, pomagamy i dojeżdżamy!
teatr/performance Restauracja to miejsce stworzone dla przyjemności, gdzie różnorodne smaki potraw, razem z przyjemną atmosferą wnętrza, budują piękne wspomnienia niezapomnianych chwil spędzonych z innymi ludźmi. Kim jesteśmy? – Smakoszami kuchni, dla których każde danie to uczta dla smaku i wzroku. – Miłośnikami pięknych miejsc, dbającymi o każdy najmniejszy nawet detal wnętrza restauracji. Ludźmi, dla których rodzina jest zawsze ważna. Odwiedźcie nas ze znajomymi, przyjdźcie na romantyczną kolację we dwoje, szybki lunch w ciągu dnia (poniedziałek – piątek do godz. 16:00), wspólny posiłek z całą rodziną (posiadamy kącik zabaw dla dzieci). Serdecznie zapraszamy! Pieprz i Wanilia godziny otwarcia: 11:00–22:00 ul. Gołaśka 1a, 30-619 Kraków e-mail: restauracja@pieprzwanilia.com.pl tel.: 12 425 59 89 www: www.pieprzwanilia.com.pl fb: www.facebook.com/PieprziWaniliaKrakow
29
kulinaria
Jesienna kuchnia placki warzywne z dynią
tekst: Iwona Zasuwa
Te placuszki to weterani moich wakacyjnych i warsztatowych wyjazdów. Ich ciekawy, orzechowy posmak, uzyskany dzięki mące z ciecierzycy, podbił serca wielu smakoszy. Są naprawdę warte wypróbowania!
składniki (na 18–20 placków):
400g dyni butternut lub hokkaido (o zwartym miąższu) 300g młodej cukinii ze skórką 1 mała cebula 1 mała marchew 2 łyżki świeżo mielonego lnu złocistego 5 kopiastych łyżek mąki z ciecierzycy (lub zmielonej w młynku do kawy ciecierzycy) sól do smaku dowolne świeże zioła (u nas majeranek, lubczyk, oregano) olej kokosowy lub masło klarowane do smażenia
wykonanie: Dynię butternut obierz ze skórki (hokkaido nie musisz obierać), marchew również i obie zetrzyj na tarce o dużych oczkach. Cukinię młodą umyj, zetrzyj również, odciśnij sok, cebulę pokrój drobno, len zmiksuj na mąkę. Posól i połącz wszystko w wilgotną, dość zwartą masę. Dodaj mąkę z ciecierzycy i wymieszaj. Smaż na rumiano na wybranym tłuszczu dość cienkie (około półcentymetrowe) placki. Podawaj z dowolnym sosem, surówką lub leczo. PS. Wersja nieco zdrowsza to placki pieczone na blasze wyłożonej papierem do pieczenia – w piekarniku, w temperaturze 140°C, do lekkiego zrumienienia i ulubionej chrupkości.
Iwona Zasuwa Na co dzień jest jedną z najbardziej cenionych wokalistek sesyjnych i chórzystek na polskim rynku muzycznym. Autorka książki pt. „Smakoterapia” (bestseller już w sprzedaży) oraz bloga o tym samym tytule, promującego zdrowe odżywianie.
30
podróże
Incredible Goa tekst: Jarek i Ewa Kaniewscy zdjęcia: Beata i Wojciech Iwanow
Wszystko zaczęło się od prostego pytania: „Jak?”. Jak chcemy żyć? A potem sprawy potoczyły się bardzo szybko… Jeszcze cztery lata temu byliśmy zwykłą krakowską rodziną, mieszkającą na Prądniku Białym. Nasze dzieci chodziły tu do szkoły, a my wraz z innymi Krakusami chodziliśmy na marsze antysmogowe, przegryzając precle. Potem wszystko się zmieniło… Ale od początku. To zimy były dla nas największym utrapieniem. Napój imbirowy z cytryną stanowił wtedy eliksir życia. Po cichu marzyliśmy o spokojnym domku w ciepłych, egzotycznych krajach, gorącym słońcu i życiu pozbawionym pośpiechu. Widzieliśmy taką przyszłość, ale była na tyle odległa, że aż nierealna. Mówiliśmy sobie: „Kiedyś, jak dzieci podrosną – wtedy na pewno to zrobimy.” Nagle wszystko nabrało przyspieszenia, kiedy przypadkiem natrafiliśmy w Internecie na informację o tym, że na Goa jest bardzo fajna, międzynarodowa szkoła inspirowana nurtem waldorfskim. Gdy zobaczyliśmy stronę internetową tej szkoły, a potem zdjęcia z Goa, nagle coś w nas pękło. Wiedzieliśmy, że to jest dokładnie to, o czym marzyliśmy i jak chcemy żyć na tym etapie naszego życia. Planowaliśmy tu być tylko pół roku. Okazało się jednak, że nasze plany uległy zmianie. Już od czterech lat mieszkamy w Południowym Goa w Indiach, codziennie chodzimy boso po pięknej plaży, a dzieci w drodze do szkoły zamiast precli przegryzają samosy. Zakochaliśmy się w tym miejscu i bez wątpienia możemy powiedzieć, że stało się ono naszym nowym domem.
Goa to rajski zakątek w Indiach. Ziemia obiecana wszystkich turystów podróżujących po tym dość trudnym i surowym dla globtroterów kraju. Po tygodniach tułania się z miejsca na miejsce, w przeludnionych autobusach i pociągach, wielu turystów wybiera ten najmniejszy indyjski stan jako miejsce, w którym w końcu zatrzymają się, odpoczną i wygrzeją zmęczone kości. Tutejsze plaże należą do jednych z najładniejszych na świecie. Często można na nich spotkać krowy przechadzające się w rodzinnych stadkach i bardzo przyjazne wszędobylskie kundle. Turyści, którzy kochają naturę, biorą zazwyczaj na celownik Południowe Goa, gdzie nadal można poczuć hipisowskiego ducha dawnych czasów. W małe rybackie wioski Agondę, Palolem i Patnem wtopiona jest nienachalna turystyczna infrastruktura: klimatyczne zakąski, szkoły jogi i masa sklepików. W leniwej wyspiarskiej atmosferze (chociaż Goa, jak sądzą niektórzy, wcale nie jest wyspą) można poczuć, czym jest prawdziwy relaks i wolność od zmartwień. Sprzyjają temu nie tylko okoliczności przyrody, ale także ludzie. Mieszkańcy Indii mają w sobie ciepło, życzliwość i wesołość, które udzielają się każdemu, rozbrajając swoją prostolinijnością nawet najbardziej zestresowanych smutasów. Oprócz turystów, którzy pojawiają się tutaj na kilka dni, gdzieś w drugim obiegu funkcjonuje grupa ekspatów (ludzi takich jak my), którzy przyjeżdżają tutaj na
31
podróże wiele miesięcy. My stanowimy młodą falę napływową, która w większości charakteryzuje się posiadaniem dzieci i wolnych zawodów. Są tu także stare wygi, którzy przyjechali do Indii razem z Beatlesami i tak im się spodobało, że zostali do dziś. Wielu z nich prowadzi tu teraz swoje biznesy – głównie restauracje, hoteliki i szkoły jogi. Opowiadają o czasach, gdy na plażach nie było jeszcze żadnych turystów, Hinduski chodziły topless, a wokół rozkwitał handel wymienny. Choć te czasy już dawno minęły, Południowe Goa nadal ma swój cudowny urok. W tym roku Ewa wraz z koleżanką Martyną postanowiły podzielić się z innymi tym magicznym miejscem. Stworzyły projekt MojeGoa.pl, w ramach którego organizują kameralne wyjazdy dla kobiet, pokazując im najpiękniejsze skarby południowego Goa i dając przestrzeń oraz okazję do spojrzenia w głąb siebie.
Mówi się, że Indie można kochać lub nienawidzić. Coś w tym jest. Podstawową umiejętnością, którą trzeba tutaj posiadać, jest akceptacja. Akceptacja wszystkich absurdalnych sytuacji, które zdarzają się tu na co dzień: od pięciu Indusów obsługujących jedną kasę w sklepie, w którym nie ma żadnego klienta oprócz Ciebie, przez plażowych czyścicieli uszu, po przechadzające się po restauracjach święte krowy. Tak naprawdę żadne słowa nie są w stanie oddać klimatu Indii – trzeba tu być, by tego zasmakować. Przyjeżdżamy tu już od czterech lat i niemal każdy dzień potrafi nas czymś zaskoczyć. I to jest właśnie piękno tego kraju. Nie bez powodu hasło reklamujące Indie brzmi: „Incredible India”. Bo Indie rzeczywiście są niesamowite. Unikalne w skali całego Wszechświata.
Jarek Kaniewski – z zawodu copywriter, z zamiłowania podróżnik i bajkopisarz. Ewa Kaniewska – masażystka, coach duchowy i współautorka projektu MojeGoa.pl. 32
Prawdziwego mistrza pozna się po rysunku! Budowanie poprawnej kompozycji przy pomocy czystej linii oraz plamy światła-cienia jest zadaniem trudnym. Rysunek zdradza maestrię, umiejętności i wszystko, co mogłaby ukryć warstwa koloru farby. Daje szansę obserwowania rozwoju na przestrzeni lat. I o tym mówić będzie wystawa trzech cyklów rysunkowych autorstwa Jewhena Petrenki – ukraińskiego artysty, pochodzącego z Ługańska, związanego z Kijowem, Moskwą, Krakowem i Kretą. Wybitny twórca, łączący mnogość inspiracji i stylów, pozostawił po sobie obok bogatego dorobku malarskiego również rysunki – opowiadające historie bezpośrednie szkice sytuacji, postaci i nieutajonego piękna.
Wernisaż wystawy odbędzie się 25 października (środa) o godzinie 18:00 w pięknych i zacisznych wnętrzach Hotelu Indigo Kraków Old Town (ul. Św. Filipa 18, Kraków). Serdecznie zapraszamy!