malarstwo • architektura • fotografia • design • biżuteria • rękodzieło • literatura • teatr • muzyka • ilustracja moda • rozwój osobisty • biznes • edukacja • sport • turystyka • wypoczynek • kulinaria • historia
ISSN 2545-1871
JAK? czasopismo bardzo kulturalne
nr 5 (2/2018) egzemplarz bezpłatny
Galeria jednego obrazu
Angelika Galus Na rykowisku, 2017 olej, płótno; wym.: 72 x 92 cm Praca została zaprezentowana na wystawie „Światy równoległe” w Galerii Szalom w Krakowie.
wstępniak Drodzy czytelnicy! Najnowszy numer JAK? Czasopismo Bardzo Kulturalne jest jubileuszowy – niedawno obchodziliśmy rok od wydania pierwszego numeru. Cieszy nas bardzo, że każdy kolejny miesiąc przynosi nowe wyzwania, tematy i pozwala na kontakt z Bardzo Kulturalnymi Ludźmi. Dziękujemy, że jesteście z nami. W piątej odsłonie jak zwykle przyglądamy się kulturze w różnych jej aspektach, często je łącząc. Prezentujemy wybrane działania artystyczne, rozmawiamy z uznanymi twórcami, dzielimy się wrażeniami z ciekawych wystaw, sięgamy po nowe tematy. Jednym z nich będzie tym razem moda – piękna, kobieca i pełna charakteru. Ponadto, jako że nastał czas wakacji i urlopów, proponujemy muzyczną wyprawę do Lizbony i opowieść o szybowaniu ponad codziennymi troskami. Dajcie się zainspirować również w trakcie urlopów. Życzymy wszystkim udanego wypoczynku, relaksu i wielu pięknych chwil oraz zapraszamy do lektury!
spis treści 3
Pieśni z duszy wywiad z Joanną Słowińską
4
Projektant graficzny, plakacista... rozmowa z prof. Władysławem Plutą
8
Wyjątkowość w standardzie, czyli pokochaj to, jak wyglądasz w swoich ubraniach Aleksandra Madej
12
Starzy wyciągają ręce do młodych Bożena Boba-Dyga
14
W świecie orłów Tomasz Kawa
17
PROJEKT ARTING 2017
18
Sztuka łączy, NIE dzieli Aleksandra Madej
19
Wyspiański – ogromny i krakowski Aleksandra Kurasz
20
Czar luzofonii Karolina Golemo
23
Marzenia spełniają się tylko tym, którzy je mają Katarzyna Ruchała
24
Feministka. Feminista. Feministyczny TA Fundacja
26
Jak czytać abstrakcję: szkiełkiem i okiem czy poprzez emocje? Aleksandra Madej
28
Gotowanie intuicyjne Renata Rusnak
29
Umowa o dzieło Jadwiga Stachnik
30
Próba sił – zapowiedź wystawy
31
Bądźmy w Kontakcie Katarzyna Michniowska
32
Fakty i mity na temat medycyny estetycznej Wioletta Pachocka
wydarzenia
Zapowiedzi wydarzeń kulturalnych 23.03–30.09 – wystawa Dali, Warhol Geniusz Wszechstronny, Muzeum Teatru, Wrocław 06.04–19.08 – wystawa Z drugiej strony rzeczy. Polski dizajn po roku 1989, Gmach Główny Muzeum Narodowego w Krakowie 08.05– 02.09 – wystawa Stambuł. Dwa Światy, jedno miasto, MCK Kraków 12.05–19.08 – Cricot idzie!, Cricoteka, Kraków 22.05–27.05 – Copernicus Festival 2018, Kraków 24.06–5.08 – 23. Summer Jazz Festival Kraków, Kraków 29.08–26.08 – 4. Bielski Festiwal Sztuk Wizualnych 2018, Bielsko-Biała 01.07 – koncert Deep Purple, Tauron Arena, Kraków 01.07– 06.07 – IX Krakowskie Miniatury Teatralne, ICE, Kraków 01.07–26.08 – Scena Letnia 2018, Kraków 01.07–31.07 – Vertigo Summer Jazz Festival, Wrocław 03.07 – koncert Pearl Jam, Tauron Arenia, Kraków 04.07–7.07 – EtnoKraków / Rozstaje 2018, Kraków 05.07– 07.07 – Młyn Jazz Festiwal, Wadowice 05.07– 08.07 – 31. ULICA – Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych, Rynek Główny, Kraków 05.07– 08.07 – Warsaw Summer Jazz Days 2018, Klub Stodoła, Warszawa 06.07 – Take 6 / Tribute to Al Jarreau, sala koncertowa NOSPR, Katowice 06.07 – 21.08 – Międzynarodowe Triennale Grafiki 2018, Kraków 08.07 – koncert The Rolling Stones No Filter Tour, Stadion Narodowy, Warszawa 08.07 – koncert Malinowa – Stanisława Celińska, ICE, Kraków 18.07 – koncert ICE Classic: Kent Nagano, ICE, Kraków 20-21.07.2018 i 4.08.2018 – 12. Festiwal Legend Rocka, Dolina Charlotty 22.07–29.07 – XIX Festiwal Tańców Dworskich „Cracovia Danza”, Rynek Główny, Kraków 26.07– 05.08 – 18. Festiwal Nowe Horyzonty, Wrocław 27.07 – koncert Iron Maiden, Tauron Arena, Kraków 03.08 – koncert Roger Waters, Tauron Arenia, Kraków 03.08– 05.08 – OFF Festival, Dolina Trzech Stawów, Katowice 17.08–18.08 – Kraków Live Festival 2018, Kraków 24.08– 01.09 – 20. Letnia Akademia Muzyczna, Kraków 08.09 – koncert artystów Piwnicy Pod Baranami pt. Wieczna jak trawa, Opera Krakowska, Kraków 07.09–16.09 – Wratislavia Cantans 2018, Wrocław
materiały sponsorowane i reklamy umieszczone są na stronach: 8–11, 17, 26–27, 32 i 3. stronie okładki.
JAK? czasopismo bardzo kulturalne wydawca: JAK - studio graficzne ul. Jemiołowa 20F, Kraków adres redakcji: ul. Wygrana 9/2, Kraków tel.: 607 986 515 e-mail: jakczasopismo@gmail.com www.facebook.com/jakczasopismo
redakcja: Aleksandra Madej, Katarzyna Michniowska, Jakub Michniowski projekt graficzny, skład i łamanie: JAK – studio graficzne www.jakstudio.pl
Zapraszamy do kontaktu chętnych do zamieszczenia reklamy bądź artykułu sponsorowanego oraz osoby pragnące zaprezentować siebie i swoją działalność. 2
muzyka
Pieśni z duszy wywiad z Joanną Słowińską
Joanna Słowińska – pieśniarka, skrzypaczka, znana z repertuaru inspirowanego polską i słowiańską muzyką tradycyjną, absolwentka Akademii Muzycznej w Poznaniu. Jako jedna z nielicznych wokalistek używa techniki białego głosu. Na swoim koncie ma cztery płyty z zespołem Muzykanci, którego jest współzałożycielką, oraz sześć albumów solowych. Koncertuje z różnymi zespołami i orkiestrami symfonicznymi w Polsce i na świecie. Oprócz działalności artystycznej zajmuje się też edukacją muzyczną, prowadząc indywidualne i grupowe warsztaty śpiewu i ekspresji scenicznej. W 2013 uhonorowana przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego medalem Gloria Artis – Zasłużony Kulturze. Katarzyna Michniowska: Powszechnie jest Pani kojarzona głównie z muzyką ludową, z białym głosem. Jednak kategoria „muzyka etno, folk” wydaje się być dziś niewystarczająca, by opisać obszary muzyczne, w których się Pani porusza. Współczesne aranżacje, mieszanie stylów, eksperymenty sprawiają, że trudno jest tę muzykę zaszufladkować. Jaka muzyka jest Pani najbliższa w tym momencie, a jaka była kiedyś? Joanna Słowińska: Od kiedy pamiętam muzyka była obecna i bardzo dla mnie ważna. To samo piękno zachwyca mnie w niej teraz, co wprzódy. Niektóre z pieśni śpiewam od trzydziestu lat i mój zachwyt nie maleje. Odkrywam nowe pieśni ludowe i nowe dla nich konteksty, pojawia się poezja napisana przez mojego męża, nowa kompozycja naszego syna i rodzi się nowe, inne piękno. Mam ogromny przywilej śpiewać pieśni skomponowane przez Zygmunta Koniecznego i zachwycać się nimi ciągle od nowa. Podsumowując, nie ma znaczenia czas. Mój zachwyt wciąż przyrasta. Żyję, śpiewam, trwam w zachwycie nad pięknem muzyki. Każda pieśń jest tak samo ważna. KM: Ma Pani całą rodzinę muzyków. Czy to talent „genetyczny”, ukierunkowanie przez naśladowanie, czy jedno i drugie? JS: Myślę, że to autonomiczny wybór każdego z osobna. KM: Rodzinnym, a właściwie dwurodzinnym projektem jest, współtworzony przez Panią, zespół Muzykanci. W lutym Muzykanci koncertowali w Indiach – w Kalkucie i na Goa. Jakie to było doświadczenie? Czy pojawiły się nowe inspiracje? JS: Bardzo piękny i bardzo trudny czas. Piękni ludzie, wspaniała muzyka pełna nowych inspirujących brzmień, a w kontraście: Kalkuta – świat, którego ani zrozumieć, ani zaakceptować nie umiałam. Bardzo intensywne, trudne do zdefiniowania emocje. KM: Prowadzi też Pani warsztaty śpiewania. Przychodzą na nie zarówno osoby mające dobry słuch i głos, jak takie, którym „słoń nadepnął na ucho”. Jak sobie Pani wtedy radzi? Czy śpiewać każdy może?
zdjęcie: Jakub Michniowski
JS: Nie tylko może, ale i powinien. Kluczowe jest zrozumienie, że dźwięki to nie abstrakcja a fizyczna, bardzo konkretna wartość. Najważniejsze jednak jest pokazać niedowiarkowi, że śpiewanie jest łatwe i zupełnie dla człowieka naturalne. Piękno pieśni ludowych, oto cała tajemnica. KM: 24 marca grała i śpiewała Pani wraz z Aukso i zespołem Stanisław Słowiński Quintet w NOSPR-ze. Jak było? Czy tak duża publiczność jest wdzięcznym odbiorcą Pani muzyki? JS: Koncert, który zabrzmiał 24 marca w przepięknej sali NOSPR to spełnienie marzeń. Śpiewać z towarzyszeniem tak znakomitej orkiestry, jaką jest zespół Aukso, pod dyrekcją Marka Mosia, nie tylko wybitnego dyrygenta,
ale i wspaniałego muzyka o niespotykanej wrażliwości, to nie tylko przyjemność, ale i ogromny zaszczyt. Na widowni był Zygmunt Konieczny, wielki kompozytor, którego muzyka wypełniła ten wieczór czarowny. Wreszcie Stanisław Słowiński, autor aranżacji i opracowania orkiestrowego utworów Zygmunta Koniecznego, a także kompozytor utworu dedykowanego synowi (a naszemu wnukowi) Ignacemu. Możliwość wspólnej obecności na scenie i słuchanie improwizacji skrzypcowych Staszka jest dla mnie zawsze świętem. Okazało się, że utwory wybrane na ten wieczór nie tylko mnie przypadły do gustu. Salę NOSPR wypełniła blisko dwutysięczna, czuła publiczność. Miałam poczucie dobrej, wspólnej myśli ze wszystkimi spotkanymi tam ludźmi, i tymi na widowni, i tymi na scenie. Wspominam i trwam w zachwycie. 3
projektowanie graficzne
Projektant graficzny, plakacista... rozmowa z prof. Władysławem Plutą
Jakub Michniowski: Twój słynny plakat z 1976 roku „8 marca – pamiętaj” co roku o tej porze gdzieś „wypływa” i przypomina nam o Tobie. Natomiast gdy wpisałem w wyszukiwarkę hasło „Władysław Pluta”, pierwsze co wyskoczyło, to ładna notka biograficzna, gdzie jedynym z początkowych słów jest „plakacista”. Dla nas, jako absolwentów i Twoich niegdysiejszych studentów, jesteś pedagogiem, projektantem grafiki użytkowej, projektantem wydawnictw i… plakacistą. Kim czujesz się najbardziej? Władysław Pluta: Zadałeś mi naprawdę trudne pytanie. Czuję się projektantem graficznym. Rzeczywiście plakat jest ważny, ale jest jednym z kilku pól, na których się poruszam, na których lubię się poruszać. Inne równie ważne dziedziny to projektowanie książek, katalogów i pokrewnych oraz projektowanie znaków. Od czasu do czasu zajmuję się też grafiką artystyczną, czyli taką, która jest nie na zlecenie zewnętrzne, tylko, powiedziałbym, moje wewnętrzne. Wszystkie te pola mieszczą się w spektrum sztuk wizualnych. JM: Jesteś jednym z niewielu projektantów wykształconych jeszcze w czasach pracy czysto manualnej, którzy doskonale weszli w okres komputerowy. Potrafiłeś wykorzystać nowe narzędzie, nie zmieniając przy tym swojego stylu. Jaki był moment przejścia? WP: Nasza szkoła – Wydział Form Przemysłowych na ASP – była jedną z pierwszych instytucji w Krakowie, mających komputery. Oczywiście były to proste urządzenia – takie, jakie wtedy były. Braliśmy udział w różnych projektach międzynarodowych. Projekt Tempus umożliwiał „mobility grants”, czyli dostawaliśmy środki 4
na wymianę kadry i studentów. Współpracowało wtedy kilka ośrodków – Wydział Sztuki i Designu Politechniki w Manchesterze, Kent Institute of Art & Design, National College of Art & Design w Dublinie, Ecole des Beaux-Arts w Tuluzie oraz ASP w Warszawie i ASP w Krakowie. W programie, oprócz wymiany ludzi, możliwy był też zakup sprzętu. My startowaliśmy z pozycji pretendu1
2
JM: Twoje prace, szczególnie plakaty, ale też okładki, bazują na typografii, na literach. Duża ich część zawiera, na pierwszy rzut oka, jedną literę, kilka liter albo część litery. Czy masz jakiś szczególny sposób podejścia do typografii?
projektowanie graficzne
jących do Europy i zakupiono dla nas kilka pecetów. Ja właściwie byłem w tej dziedzinie pionierem, zaraz po Jurku Ginalskim, najpierw się przyuczałem, a potem sam uczyłem innych. Potem wycofałem się z wchodzenia w zawiłości techniki komputerowej, ponieważ szybko sobie uświadomiłem, że jeśli chcę być dobrym projektantem, to nie nadążę za wszystkimi nowinkami, programami itd. Odtąd współpracuję w większości moich realizacji, szczególnie tych czasochłonnych, z kolegami którzy są bardziej biegli technicznie. Można też powiedzieć, że część moich realizacji była wręcz komputerowa, mimo że powstała przed erą komputerową. Cofnijmy się do mojej pracy dyplomowej – był to system znaków bezpieczeństwa pracy, oparty na małej liczbie elementów modułowych, dający wielką ilość znaczeń, które wyczerpywały potrzeby tego systemu. Kiedy sprzęt komputerowy do nas przyszedł, z radością go zacząłem wykorzystywać, ale nie jak szaleniec, tylko tak, żeby szybciej realizować to, co się dało zrobić wcześniej.
WP: Ponieważ bardzo poważnie biorę pod uwagę funkcję rzeczy, którymi się zajmuję, jeżeli projektuję plakat lub okładkę to wiem, że przekaz musi być syntetyczny. Musi być skrótowy, złapać oko, zachęcić widza do zastanowienia się nad tym, co mu oferujemy. Wydaje mi się, że nie ma lepszej drogi niż syntetyczne, proste rozwiązania. To też pewnie wynika z mojej natury. Ktoś może powiedzieć – co tam jedna litera i to równo ustawiona, ale mnie dojście do takiej syntezy kosztuje wbrew pozorom sporo czasu. Na przełomie lat 80. i 90. też robiłem plakaty syntetyczne, tylko używałem techniki fotograficznej – bazowałem na fotografii tak zwanej inscenizowanej, to znaczy fotografowałem to, co się dało ustawić z obiektów, przedmiotów. Chciałem się porozumiewać z odbiorcą poprzez to, co jest najbliższe i mnie, i jemu, to co mam w kieszeniach, w bliskim otoczeniu. Jeżeli z tego udało mi się zbudować jakiś przekaz, to się bardzo cieszyłem. Fotografia – w tym czasie czarno-biała – trochę mnie w pewnym momencie znużyła. Gdy pojawił się sprzęt komputerowy pojawiła się za duża łatwość dostępu do krojów, wielkości, rozciągania – od razu skreślałem te możliwości. W czasie projektowania plakatu zacząłem się zastanawiać, czy element ikoniczny, który w mojej pracy był wyrażony przez użycie fotografii, jest tam potrzebny. Jak robiłem zlecenie lub brałem udział w konkursie na plakat do sztuki czy wydarzenia, wymagany był właściwie tylko tytuł i autor – np. Makbet/Szekspir, a niepotrzebny żaden symbol, obraz – korona, topór czy miecz. No i zacząłem eksperymentować – zresztą to nie wielkie odkrycie, tak robiono od zarania dziejów – ale tak mi się to spodobało, to moje wewnętrzne odkrycie, że można w ten sposób. Odrzuciłem więc warstwę ikoniczną, ale nie do końca, dlatego że w tych literach dodawałem coś, co było przedmiotem albo sugestią przedmiotu. Nie deformowałem liter, tylko dawałem lekką sugestię, podpowiedź, żeby odbiorca też miał przyjemność odkrywania czegoś w tym przekazie. Ktoś powiedział, że ja swoimi plakatami stawiam wysoko poprzeczkę odbiorcy. A ja staram się to robić tak, żeby było dostępne, choćby w odczuciu odbiorcy. Oczywiście 5
projektowanie graficzne
rozwiązania typograficzne mają pewne ograniczenia, szczególnie jeśli chodzi o języki. Na przykład jeśli plakat ma mieć przekaz szerszy niż polski, musimy znaleźć odpowiednik w innym języku. Jest to kolejne wyzwanie i kolejne ograniczenie. Ale ja lubię pracować w ramach ograniczeń. JM: Jest takie coś, co można nazwać Twoim stylem. Twój styl jest rozpoznawalny. WP: To jest bardzo trudne – mówienie o stylu indywidualnym, kiedy się operuje takim uniwersalnym językiem. Zapewne wynika to z prostoty, syntezy – im podporządkowuję wszystko. Mam dużą potrzebę wprowadzania ładu, takiego nawet matematycznego. Choćby format – ciekawy temat. Moje odkrycie to na przykład 24x30. Kiedyś projektowałem książkę o Nowosielskim, w jednym z rozdziałów poruszona została kwestia formatów, które on stosował. Format 4x5 (czyli odpowiednik mojego 24x30) traktował podwójnie, czyli jakby to było otwarcie dwóch rąk – otrzymujemy 30x48, czyli 5x8 – dopuszczalne zaokrąglenie formatu złotego podziału. JM: Od wielu lat, właściwie od dyplomu, nieprzerwanie pracujesz na ASP. Czym dla Ciebie jest praca ze studentami? WP: Gdybym nie miał w tym przyjemności i nie widział możliwości rozwoju, na pewno bym tego nie robił. Zresztą, szkoła to nie tylko studenci. To też pewne środowisko, które składa się z pedagogów oraz gości, którzy tu przychodzą. Jest ośrodkiem, bazą, gdzie się wymienia myśli, gdzie się koncentrują pewne informacje. To jej niesamowita wartość. W tyglu, w którym ja studiowałem i potem zacząłem pracować, trzeba by było być niemądrym, żeby z tego nie czerpać satysfakcji. Nasz Wydział Form Przemysłowych ma zresztą od lat renomę i rozpoznawalność. Spośród innych wydziałów designu i grafiki wyróżnia się tym, że oprócz przedmiotów artystycznych ma również zajęcia takie jak metodologia projektowania, wykłady z heurystyki, wykłady z psychologii, teorii reklamy a także zajęcia z nielubianej geometrii wykreślnej. Właściwie teraz w cokolwiek nasi absolwenci włożą ręce, odnoszą sukcesy, podczas gdy ludzie po innych wydziałach są bardzo „monotematyczni”, w tym sensie, że nie jest im łatwo przeskakiwać z jednej dziedziny w drugą. 6
JM: Widać różnicę między projektami ludzi z Form i z Grafiki. To jest to, co cenimy po studiach u Was – planowanie, konstrukcję, logikę. WP: Niedawno, na zasadzie tak zwanego wolnego wyboru, miałem sporo studentów grafiki, którzy bardzo chcieli tu przyjść dlatego, że tę logikę w postępowaniu, systemowość, w małym stopniu mają u siebie na wydziale, a bardzo sobie ją cenią i bardzo chętnie tu przychodzili. Nawet trochę krzywo na mnie patrzono, że ich przyjmuję i zajmuję się nimi kosztem naszych rodzimych studentów. Nie brano przy tej krytyce pod uwagę faktu, że studenci się też uczą od siebie nawzajem. Jak był konkurs wewnętrzny na przykład na logo, dawałem go jako temat obowiązkowy. I widziałem jak przepływają idee – nie tyle pomysły, co sposoby podejścia do projektowania – z grafików na naszych i odwrotnie. Graficy opierają się na kreacji wynikającej z serca, ręki, odczuć, podczas gdy nasi są bardziej racjonalni. Ja nie wartościuję tych rzeczy. Ale jeśli student ma możliwość obserwowania różnych sposobów, to ma to dużą wartość. Podstawą prac naszych studentów i absolwentów są kreacje artystyczne, ale na bazie wiedzy o człowieku. 3
projektowanie graficzne
4
Ilustracje: 1. 8.marca – pamiętaj!, 1976 r. plakat społeczny, offset, 98x67,5 cm 2. Szkoła letnia Akademia Sztuk Pięknych Kraków, Polska 1985 r. plakat promocyjny, offset, 84,5x59 cm 3. Chleb, 1981 r. plakat społeczny, offset, 67x98 cm 4. Plakat z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych 1899–2003, 2004 r. plakat wystawowy, offset, 98x68 cm
Władysław Pluta – projektant graficzny, plakacista, zajmuje się również grafiką książkową, projektowaniem czasopism, systemów identyfikacji wizualnej, folderów, znaków, a także grafiki artystycznej. Studiował na ASP w Krakowie na Wydziale Form Przemysłowych, dyplom uzyskał w pracowni prof. Ryszarda Otręby. W 1974 roku rozpoczął pracę pedagogiczną w Katedrze Komunikacji Wizualnej macierzystej uczelni, gdzie obecnie jest profesorem. Uczestniczy w wystawach w kraju i za granicą. Obok wielu nagród w dziedzinie projektowania plakatu i książki otrzymał również liczne wyróżnienia za działalność artystyczną i pedagogiczną.
fot. Anna Szwaja 7
moda
Wyjątkowość w standardzie, czyli pokochaj to, jak wyglądasz w swoich ubraniach
tekst: Aleksandra Madej zdjęcia: Tomasz Prokop
Każdy pragnie być szczęśliwy i piękny. Współczesność wpędza ludzi w coraz szybciej obracającą się pętlę wyścigu szczurów. Mkniemy naprzód, dusimy się tą prędkością, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że życie może być piękne. A przecież można inaczej. Gdyby tak zwolnić, zacząć cieszyć się życiem i dostrzegać jego urodę w różnych aspektach? Wtedy nagle pojawia się indywidualizm, wieloznaczność, mnogość doznań i przestrzeni – każda inna i równie wspaniała. Dopiero przystając w biegu moglibyśmy zobaczyć, jak wiele paradoksów niesie ze sobą aktualna
8
rzeczywistość. Z jednej strony na piedestale stawia się wyidealizowane w programach graficznych modelki, których tysiące zdjęć zalewają media społecznościowe. Z drugiej strony moda ulicy zmierza w kierunku wszędobylskich sieciówek, gdzie próżno szukać wysokiej jakości produktów – wybija się przeciętność lub nieprzemyślana ekstrawagancja, w której trudno wyglądać dobrze. Każdy osobnik, ubrany w swój sklepowy uniform, wbija się w tłum. Z pozoru mnogość wyboru i produktówsprowadza się do niezmiernie ograniczonej ilości wzorów i rozmiarów. A każdy z nas przecież jest inny
– ma swoją niepowtarzalną sylwetkę, charakter i styl. Podstawowe pytanie, które musimy sobie zdać, to: „W jaki sposób możemy pokazać to nasze JA i nie dać się zwariować konsumpcjonizmowi?”. Atelier krawieckie Bellfama pojawiło się na modowej mapie Krakowa rok temu. Od samego początku podstawową ideą, która przyświeca marce, jest promocja i powrót do tak bardzo niedocenianego ostatnio rzemiosła, gdzie kunszt rzemieślnika stanowił o prawdziwej jakości przedmiotu. To protest przeciw bylejakości ulicy oraz kreowanie
moda
9
10
teatr/performance
idealnie odzwierciedla to, co gra nam w duszy. Czy jesteś kobietą biznesu, artystką, prawniczką czy matką na pełen etat – zasługujesz na stroje szyte tylko dla Ciebie. W odpowiednio dobranym stroju poczujesz się kobieco, samopoczucie się poprawi, a samoocena wzrośnie. Będziesz sobą i będziesz piękna. Uśmiechniesz się szeroko do siebie i świata. Od tego można zacząć codzienne funkcjonowanie. Bo czy właśnie nie na tym powinno polegać prawdziwe piękno?
moda
elegancji jako nowego standardu. Bellfama skupia się na potrzebach współczesnej kobiety, równocześnie pokazując jej, jak może stać się piękna, nie skupiając się na krótkofalowych modach, oderwanych od potrzeb i wygody. Bellfama odwołuje się do ponadczasowego stylu w modzie damskiej, który ma pokazywać, jak różnorodne może być piękno. A stworzyły ją niesamowite, piękne i pełne energii kobiety, które mają pasję i wiedzą, jak podzielić się nią z innymi. W świecie dyskontowej jakości produktów założycielki Atelier Bellfama postanowiły, że każdy tworzony przez nie wzór będzie dopracowany w najdrobniejszym nawet szczególe. Właśnie w ten sposób, na przekór taniej codzienności, tworzą klasyczne elegancją płaszcze, sukienki, spódnice. Inspiracje czerpiąc od klientek, ich potrzeb oraz charakteru, dopasowują modę do potrzeb każdej z nich, żeby wyglądały pięknie, elegancko i z klasą. Marka opiera się na ponadczasowych krojach, dodając do nich nonszalancję koloru i wzoru pięknych tkanin, dobieranych z niezmienną troską o najwyższą jakość. Tu można zapomnieć o tanich poliestrach, które nie dają komfortu noszenia, a na dodatek źle się układają. W parze z jakością wykonania muszą iść naturalne tkaniny, takie jak jedwab, bawełna, kaszmir czy len. Dzięki temu każda kreacja jest wygodna i wytrzymała oraz fenomenalnie się prezentuje. Podstawą działania w Atelier Bellfama jest budowanie długofalowych relacji z odwiedzającymi je kobietami. Wzajemne poznawanie się inspiruje twórczo, a rozmowy, spędzany wspólnie czas, owocują idealnie dobranym strojem, który podkreśla kobiece atuty i pokazuje niezauważane dotąd zalety. W chwili, gdy kupujemy gotową odzież w sklepach, nie możemy oczekiwać, że w każdym elemencie dokładnie sprosta naszym oczekiwaniom. Indywidualnie dopasowane stroje sprawiają, że możemy poczuć się w nich jak w drugiej skórze. Trudno przecenić wartość, jaką daje dobrze skrojony płaszcz z pięknego materiału, w kolorze, który
modelki: Angelika Galus, Katarzyna Guran sesja zdjęciowa zrealizowana na Zamku Królewskim w Niepołomicach BELLFAMA Józefa Friedleina 42, 30-009 Kraków nr tel.: 509 899 530 www.bellfama.pl fb.: Bellfama Atelier Krawieckie
11
sztuka
Starzy wyciągają ręce do młodych, czyli rzecz o Kole Młodych w ponad stuletnim Związku Polskich Artystów Plastyków
tekst: Bożena Boba-Dyga zdjęcia: Szymon Kiwerski, Peter Javorik
Młodzi artyści potrzebują wsparcia, zwłaszcza w obecnych czasach. Życie pędzi na oślep, wszystkiego jest w nadmiarze, natomiast w ogólnym zamieszaniu kultura nie jest priorytetem. Kultura wysoka z definicji nie jest popularna, w ślad za tym nie przynosi spektakularnych dochodów. Z tego powodu brakuje na nią środków, nie ma wystarczających systemów wspierania twórczości poprzez stypendia artystyczne czy subwencje dla lokali na pracownie twórcze. Nie ma dostatecznego mecenatu i wsparcia ani państwowego, ani w sektorze biznesu. Profesjonalna twórczość jest spychana do sektora działalności bliskiej hobby. Ta niesprzyjająca sytuacja skłania tym bardziej do gromadzenia się twórców, zrzeszania w związki czy stowarzyszenia w ramach organizacji obywatelskich, które mają w tzw. trzecim sektorze niejakie przywileje i możliwości. Tradycja profesjonalnych związków twórczych w Europie jest ponad stuletnia. Ogólnopolski Związek Polskich Artystów Plastyków założono w Krakowie w 1911 roku i jest on uznawany za najstarszy.
12
Historia związku była burzliwa. W 1981 roku działalność ZPAP zawieszono, podobnie jak wielu innych stowarzyszeń twórczych np. artystów scen polskich czy literatów. W 1983 ZPAP rozwiązano w odwecie za poparcie postulatów „Solidarności” przez jego członków. Po upadku komunizmu w 1989 ZPAP ponownie zarejestrowano, a od 1995 posiada zezwolenie MKiDN na zbiorowe zarządzanie prawami autorskimi i fundusz repartycji. Obecnie istnieją 23 autonomiczne okręgi (Okręg Krakowski uzyskał osobowość prawną w 2004) i 1 oddział. Związek jest reprezentowany w Światowym Komitecie Wykonawczym Międzynarodowego Stowarzyszenia Sztuk Plastycznych i Radzie Artystów Europy. Okręg krakowski może się poszczycić siedzibą – tzw. Domem Plastyków – wybudowaną w stylu modernizmu, a zaprojektowaną przez słynnego architekta Adolfa Szyszko-Bohusza, ówczesnego prezesa ZPAP. Przed wojną, w czasie PRL czy zaraz po reaktywacji, do ZPAP aspirował każdy młody absolwent ASP. Choć wstęp do związku był
trudniejszy niż obecnie, zapisywało się do niego więcej artystów. Obecnie w szumie informacyjnym znika z pola widzenia młodego artysty możliwość uzyskania wsparcia i skorzystania z przywilejów NGO w ramach branżowego związku. Dlatego w marcu 2017 powstał pomysł stworzenia Koła Młodych. Jego zadaniem jest nie tylko gromadzenie młodych absolwentów, ale też współpraca ze studentami ASP, głównie poprzez Samorząd Studencki i Koła Naukowe, by ci zawczasu dowiedzieli się o Związku i jego działalności, a także wdrożyli w sposób jego funkcjonowania. Dzięki młodym stary związek uzyskuje aktualność i trwałość, a dzięki staremu związkowi młodzi uzyskują wsparcie, pomost pomiędzy akademią a praca zawodową i przyspieszony kurs uzupełniający przydatne kompetencje. W planach koła jest m.in. organizowanie wystaw zbiorowych i indywidualnych, organizowanie wykładów na przydatne tematy oraz spacerów naukowych w formie Akademii Młodych ZPAP, Festiwalu Młodej Sztuki, giełdy wszelakich pożytecznych informacji.
sztuka
Nowa społeczność potrzebuje modelu identyfikacji. Młodzi potrzebują, by ten system był dla nich zrozumiały i wychodził od nich samych, dlatego we współpracy ZPAP OK z ASP został zorganizowany konkurs na elementy identyfikacji wizualnej koła, w tym jego logo. W 2018 roku jury wyłoniło, spośród 33 uczestników, laureatów konkursu. Projekty zostały przygotowane przez studentów II roku studiów 1. stopnia na kierunku wzornictwo w Pracowni Podstaw Projektowania Komunikacji Wizualnej Katedry Komunikacji Wizualnej na Wydziale Form Przemysłowych ASP w Krakowie, pod kierunkiem dr Anny Myczkowskiej-Szczerskiej i dra Petera Javoríka. Przyznano następujące nagrody i wyróżnienia: – I miejsce – wdrożenie projektu – Adriana Jakubiak. Laureatka tak pisze o swoim projekcie znaku przypominającego wstęgę Mobiusa: Znak Koła Młodych powstał na bazie czterech kół, które odpowiednio ze sobą połączone utworzyły prostą i nowoczesną formę. Główną inspiracją przy jego tworzeniu było hasło „przeplatanie się”. Jest ono związane ze spotykaniem i mieszaniem się ludzi z różnych kierunków, z odmiennymi doświadczeniami. Skojarzenie z symbolem nieskończoności ma wskazywać na wieczne trwanie związku zasilanego przez młodych twórców, natomiast niedomknięty znak ma podkreślać otwartość Koła na kreatywnych początkujących artystów, projektantów i konserwatorów dzieł sztuki. – II miejsce – Kamil Kozik – III miejsce – Marcin Kościółek – 3 równorzędne wyróżnienia honorowe: Mateusz Góralczyk, Karolina Róg, Anna Rykała Jury zgodnie podkreśliło niezwykle wysoki poziom wszystkich prac konkursowych. Już pod szyldem nowego logo Koła Młodych, we współpracy z Kołem Naukowym na Wydziale Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki, odbyły się dwa wykłady gościnne Anny Suwały z ZPAP Okręgu Warszawskiego, w gościnnych progach krakowskiej ASP – wykład o powojennej ilustracji książkowej z prezentacją dziesiątek oryginałów, które prelegentka kolekcjonuje
Zwycięski projekt identyfikacji wizualnej Koła Młodych autorstwa Adriany Jakubiak
oraz o fałszerstwach dzieł sztuki, które prelegentka tropi. Ponadto organizowana jest w krakowskim RIO (od 5 kwietnia do 2 maja) pierwsza wspierana przez koło wystawa indywidualna jego członkini z kręgu absolwentów – Ireny Emilewicz. Wystawa intermedialna,
w której korespondują ze sobą sztuka wizualna i literatura. Artystka prezentuje grafiki i splata je z opowiadaniem pod zagadkowym tytułem „Instrukcja”. Warto śledzić działania Koła Młodych ZPAP OK, warto się w nie włączyć!
https://www.facebook.com/Koło-Młodych-ZPAP-OK
Bożena Boba-Dyga – absolwentka Wydziału Konserwacji i Restauracji Dzieł Sztuki krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. Artystka intermedialna, konserwatorka dzieł sztuki, kompozytorka, wokalistka, improwizatorka, pisarka i animatorka kultury. Członek Związku Polskich Artystów Plastyków, wiceprzewodnicząca Ogólnopolskiej Rady Konserwatorów Dzieł Sztuki przy ZG ZPAP, wiceprzewodnicząca Sekcji Konserwacji Okręgu Krakowskiego ZPAP, twórca i opiekun Koła Młodych OK ZPAP, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich Oddział Kraków, oraz założyciel i prezes Fundacji Art Forum. 13
sport
W świecie orłów
tekst: Tomasz Kawa zdjęcia: z archiwum autora oraz Sebastian Kawa
Człowiek zawsze zazdrościł ptakom, lecz dopiero wiek temu mógł spełnić swe marzenia, gdy z patyków i płótna zaczęto klecić pierwsze szybowce. Doznania z tych lotów były niesamowite. Siedziało się jak na ożogu, bez żadnej osłony, więc nic nie ograniczało bajkowych widoków, a wiatr smagający twarz, targający włosy i nogawki, potęgował wrażenia.
Lot to przestrzeń i wolność. Wolność od zgiełku, tłumów, ograniczeń dotykających nas na każdym skrawku ziemi, a nawet spraw i trosk wypełniających nasze dni, bo gdy tylko ustanie hurgot podwozia trzeba się całkowicie skupić na locie. Wymuszają to szczególnie loty bezsilnikowe na szybowcach, oraz lotniach i paralotniach, będących formą nawrotu do czasów pionierskich. Po dodaniu do szybowca silnika i zwichrowanej deski w formie śmigła powstało urządzenie przydatne dla celów militarnych i gospodarczych – samolot. Rozpoczął się najbardziej dynamiczny w historii świata rozwój technologiczny. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat etażerki ledwo trzymające się powietrza, zmieniły się w super szybkie maszyny bojowe, potężne samoloty transportowe i pasażerskie oraz promy kosmiczne. Przez lotnictwo zmalały wymiary Ziemi. Przeszły też ewolucje szybowce. Lot bez silnika wymusza doskonałość aerodynamiczną bryły, a ich wyrafinowane kształty konieczność stosowania coraz lepszych materiałów i technologii. Przenosi się to do dużego lotnictwa. Przykładem jest kompozytowy Boeing 787 „Dreamliner”, który zbudowano wykorzystując wieloletnie doświadczenia ze stosowania tych materiałów w szybownictwie. Szybownictwo to królewska dyscyplina lotnictwa. Start w przestworza zapewniały szybownikowi początkowo własne nogi albo gumowa proca. Potem holowano je jak latawce z użyciem samochodu lub wyciągarek. Obecnie używa się samolotów holujących oraz silników startowych. Podczas lotu skrzydła wytwarzają siły aerodynamiczne, utrzymujące konstrukcję w powietrzu, ale szybowiec ciągle ślizga się w dół. Motorem są siły przyrody oraz wiedza i umiejętności pilota. Aby nie wylądować w przysłowiowej kapuście, pilot musi wyszukać niewidoczny prąd wstępujący, który wyniesie go w górę i pozwoli na kolejny ślizg. To wymaga stałego skupienia i obserwacji, finezyjnego sterowania w trzech wymiarach przestrzeni dla wykorzystaniu wznoszeń oraz stałej analizy możliwości kontynuowania lotu i oceny zagrożeń. Ocean
powietrzny jest dla człowieka obcym środowiskiem. Szybownictwo bardzo przyczyniło się do poznania zjawisk atmosferycznych. Najpierw latano w strugach wiatru, wspinającego się po nawietrznych zboczach. Potem poznano prądy termiczne powietrza nagrzanego przy ziemi. Takie ciepłe banie po oderwaniu się od gruntu tworzą „kominy” formujące obłoki, gdy zawarta w nich para wodna osiągnie w ochładzającym się powietrzu punkt rosy. Prądy termiczne są potężne. Przyjmują czasem formę tornada lub gigantycznych burz. Wynoszą wtedy w górę tysiące ton pary wodnej, spadającej potem w formie deszczu lub gradu. Chmury takie dalekim łukiem omijają nawet metalowe giganty. My dla rekordów lub mocnych przeżyć, wlatywaliśmy na szybowcach w takie rewiry piekieł, gdzie rodzą się pioruny, grozi oblodzenie, grad, a prądy powietrzne mają prędkość pociągów. Z użyciem szybowców badano zjawiska falowania powietrza przy huraganowych wiatrach. Dzięki nim możemy pokonywać ogromne odległości albo wznieść się do stratosfery.
Szybowiec nie może się zatrzymać, dlatego na wzór ptaków wykonuje majestatyczne manewry w prądzie wznoszącym. Myliłby się jednak ten, kto tak postrzega szybowanie. Współczesne szybowce bez kropli paliwa mogą latać z prędkościami 250-300 km/h. Swobodnie spadający skoczek nie rozpędzi się powyżej 200 km/h. Wzniesiono się na wysokość 16 500 m, a są plany osiągnięcia 30 000 m. Przekroczono dystans 3000 km w locie bez lądowania. Nie jest to osiągalne dla większości paliwożernych urządzeń latających. Szybowiec to kwiat pokoju. Po pierwszym konflikcie światowym
14
Jest to wspaniała forma rekreacji. Pozytywnych wrażeń i przeżyć dostarcza już samo pilotowanie, a jedyne w swoim rodzaju są wrażenia estetyczne oraz igraszki z siłami atmosfery. Latanie na szybowcach jest doskonałą szkołą i sitem weryfikującym przydatność do innych rodzajów lotnictwa. Pilot, który nie był szybownikiem jest pilotem ułomnym. Z tego względu szkolenie szybowcowe młodzieży powinno stanowić podstawę „piramidy lotniczej”.
sport
nastąpił okres fascynacji lataniem. Najpierw latano w górach, bo starty do lotu odbywały się ze szczytów, a gdy upowszechniono inne rodzaje wzlotów – także nad równinami zawirowały szybowce.
Do latania garnęli się ci, którzy aby latać sami musieli budować swoje „patyki”. Żeglugi napowietrznej próbowali też ludzie elit. Także kobiety. Latały córki Piłsudskiego, Wanda Rayska – córka dowódcy wojsk lotniczych, Janina Lewandowska – córka przywódcy Powstania Wielkopolskiego, gen. Dowbor-Muśnickiego. Trzy miesiące po ślubie dostała się do niewoli i jako jedyna kobieta została rozstrzelana w Katyniu. Dyscyplina ta daje także znakomitą możliwość rywalizacji sportowej. Konkursy organizowano już w czasach, gdy piloci nosili swe aparaty latające na plecach. Wiodącą rolę mieli Niemcy, bo szybownictwo pozwoliło im ominąć postanowienia Układu Wersalskiego, zakazujące im szkolenia pilotów
15
sport
samolotowych. Dziesiątki tysięcy szybowników łatwo było przesadzić na samoloty. Polska nie zostawała z tyłu. Pierwszą w świecie uchwałą sejmową nadano szybownictwu rangę sportu narodowego. Rozwijały się szkoły szybowcowe i aerokluby. Nasi piloci osiągali doskonale wyniki w zawodach. Mieliśmy też doskonałych konstruktorów. Szybownictwo weszło do programu Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach. Miały się odbyć w 1941, ale Hitler podpalił świat i zagrzmiały armaty, tłumiące nie tylko rozwój sportu. Gdy z niebios zniknęły śmiercionośne maszyny, wróciły pod chmury subtelniejsze aerodyny. W Polsce w miejsce Lwowa i Bieszczad miasto Bielsko-Biała z lotniskiem Aleksandrowice, wraz ze szkołami szybowcowymi na Żarze i w Goleszowie, stało się kolebką i stolicą naszego lotnictwa. Tu szkolono pierwszych instruktorów i pilotów, tworzono programy, podręczniki, a zakłady szybowcowe z biegiem lat rozwinęły swą produkcję tak, że dziś począwszy od Japonii, Nowej Zelandii, przez Europę, USA, po Brazylię i Argentynę możemy na lotniskach spotkać polskie szybowce. Sport cichych, smukłych skrzydeł przyniósł nam spory splendor w świecie. Tuż przed wojną Tadeusz Góra przelotem z Bieszczad do Wilna ustanowił piękny rekord świata. Duże uznanie zyskały pierwsze tytuły mistrza świata wywalczone na polskich szybowcach przez Adama Witka, Edwarda Makulę, Jana Wróblewskiego i Janusza Centkę. Franciszek Kepka z Bielska wywalczył 3 brązowe medale. Mistrzostwa świata i Europy to dwa tygodnie ciężkiej próby fizycznej i psychicznej. To rywalizacja ludzi oraz techniki, więc sukces nobilituje pilota i jego kraj. Współcześnie możemy się szczycić w Beskidach pilotem, jakiego nie było w historii.
16
Sebastian Kawa wygrał już 22 razy zawody szybowcowe o randze mistrzostw świata, Europy lub Światowych Igrzysk Lotniczych. Podniosłe są momenty, gdy reprezentanci wielkich i bogatych narodów muszą z dołu patrzeć na podium i słuchać Mazurka Dąbrowskiego. Jest liderem światowej list rankingowej i pierwszym pilotem, który na szybowcu spenetrował Himalaje oraz przecierał pionierskie szlaki w dzikich górach Kaukazu. Dlaczego o tym niewiele wiemy? Bo szybownictwo to sport bez trybun i komercji. Rekompensuje to jednak wspaniała sportowa atmosfera i uroki zmagań pod obłokami. Tej dyscyplinie łatwo zaprzedać ciało i duszę. Ja od pierwszego lotu chodzę ciągle z oczami zwróconymi ku niebu, choć powinienem już bacznie patrzeć pod nogi.
Tomasz Kawa jest lekarzem, pilotem i publicystą lotniczym. Wylatał ponad 3500 godzin na szybowcach i 1000 na samolotach. Uczestniczył w akcjach agrolotniczych w Egipcie, Sudanie, oraz jako pilot/lekarz w akcji pomocy dla głodujących w Etiopii. Na Żarze wprowadzał na lotnicze ścieżki wielu pilotów, w tym swego syna Sebastiana. W 2002 roku stanął obok syna na podium mistrzostw Polski, a rok później, latając z nim w reprezentacji Polski, pomógł mu w zdobyć pierwszy tytułu szybowcowego mistrza świata. Od tego momentu Sebastian wygrywa niemal wszystkie zawody, w których uczestniczy, a ojciec pełni rolę trenera, menadżera, pomocnika, czasem... kucharza. Był członkiem zarządu Aeroklubu Polskiego, Aeroklubu Gliwickiego i Bielsko- Bialskiego, przewodniczącym Rady Szkoły Szybowcowej Żar, oraz działaczem organizacji lekarskich.
konkurs
pr
udržitelný design soutěž
PROJEKT ARTING 2017
of i t
Konkurs wzornictwa przemysłowego Projekt Arting 2017 nosił tytuł „Równowaga” i był kolejną edycją podejmującą problematykę projektowania zrównoważonego („Energia jutra” z 2013 roku i „Miejsce w którym żyjemy” z 2015 roku)
Dlaczego równowaga?
Pojęcie „równowagi” jest kluczowe dla diagnozy przyczyn destabilizacji współczesnego świata. Dążenie do równowagi, jest zdaniem naukowców, jednym z podstawowych prawideł wszechświata. Na poziomie komórek i organizmów złożonych, ekosystemów i społeczności, nauk materialistycznych i duchowych. Równowaga pomiędzy technologią a naturą, kultura a gospodarką, zyskiem a zdrowiem, potrzebą a konsumpcją, informacją a wolnością. Wreszcie pomiędzy człowiekiem a środowiskiem, twórcą a odbiorcą, projektantem a skutkiem jego działań.
Zrównoważone projektowanie
Projektowanie zrównoważone, najogólniej rzecz biorąc, podejmuje tematy zrównoważonego rozwoju, którego popularna definicja brzmi: „na obecnym poziomie cywilizacyjnym możliwy jest rozwój zrównoważony, to jest taki rozwój, w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie”. Znane hasła przybliżające ideę to anglojęzyczne skróty 4R oraz 3P. Pierwszy oznacza: redukcję, ponowne użycie, recykling, odnawianie (reduse, reuse, recycle, renewable). Do hasła 3P mówiącego o konieczności równoważenia trzech elementów: ludzie, planeta, zysk (people, planet, profit) – dodaje się czwarty element: projekt.
1
Akcja edukacyjna
Projekt Arting ma ambicje bycia nie tylko konkursem, ale też imprezą edukacyjną, promującą ludzi i wiedzę. Stąd cykl wystaw i seminariów m.in. w Bielsku-Białej, Ostrawie, Krakowie i Katowicach, a także międzynarodowa konferencja Projekt Arting „Równowaga” w Akademii Techniczno-Humanistycznej w Bielsku-Białej, towarzysząca wystawie pokonkursowej. Konkurs ma formułę międzynarodową i jest elementem polsko-czeskiej akcji edukacyjnej na terenie Euroregionu Beskidy, finansowanej dzięki programowi Interreg Polska-Czechy 2014-2020.
2
1994–2018
Tradycja Projekt Arting sięga początków polskiej transformacji. W 1994 roku Gmina Bielsko-Biała zorganizowała a Prezydent Miasta objął patronatem pierwszy konkurs mający „integrować środowiska twórcze i inżynierskie na rzecz rozwoju regionu…”. Sześć pierwszych edycji w sposób istotny dotyczyło gospodarki regionu. W 2013 roku po włączeniu w organizację Fundacji Ludzie-Innowacje-Design konkurs zwrócił się w kierunku projektowania zrównoważonego i budowania świadomości. Na konkurs wpłynęły 62 projekty z Polski i Czech.
3 1. Patryk Kurczb „Waltek” – główna nagroda arting 2. Alexander Litwiński, Antoni Michalak, Anna Nana Piękoś „Studnia” – nagroda arting w kategorii technologia 3. Aleksandra Rutkowska „Vistla” – nagroda arting w kategorii Edukacja 17
wystawa
Sztuka łączy, NIE dzieli recenzja wystawy kolaży Filipa Dujardin w BWA w Katowicach tekst: Aleksandra Madej zdjęcie: Rafał Paluch
Kiedy mówimy „kolaż”, większość z nas automatycznie przywołuje w pamięci wspomnienia z wczesnego dzieciństwa, gdy tnąc lub targając na kawałki strony z czasopism, tworzyliśmy niesamowite i fantastyczne kompozycje wielonogich stworów, nie do końca poprawnych anatomicznie postaci. Kiedy pomyślimy o historii sztuki światowej, pojawią się przed naszymi oczami dzieła Salvadora Dali lub Pablo Picasso, a czytelnicy JAK-a może przypomną sobie również patchworkowe prace Gerarda Carruthersa. Wszystkie wymienione prace nie ukrywają wielorodności źródeł pozyskanych elementów, spajając je w nową, często mocno zaskakującą całość. Kolaż może łączyć różne techniki artystyczne, z których każda zachowuje swój indywidualny charakter, a wspólnie tworzą nową jakość kompozycji.
Tym razem mamy jednak do czynienia ze sztuką inną, bardziej iluzjonistyczną i na pierwszy rzut oka naturalistyczną. Zaprezentowana w katowickiej BWA wystawa prac belgijskiego fotografika Filipa Dujardin wniosła nowy element do dialogu o sztuce, ponieważ z wieloznacznością samej techniki połączyła dodatkowo fotomontaż oraz myślenie architektoniczne. Gdy po raz pierwszy patrzymy na prace artysty, wydaje nam się, że oto pokazano nam zwykły, standardowy pejzaż. Nic bardziej mylnego. Każda z prac Filipa Dujardin jest ubrana w liczne warstwy, które odkrywamy z każdą kolejną minutą wpatrywania się w zdjęcie. Najpierw widzimy zwykły pejzaż, po chwili jednak wzrok zaczyna dostrzegać zakłócenia w realności przedstawienia. Schody prowadzą donikąd, dachy tworzą fantastycznie niepraktyczne ornamentalne wzory. Przenosimy się na poziom baśniowości, fantazji. Po chwili, gdy wzrok już przyzwyczai się do strony formalnej, będziemy w stanie czytać tę opowieść o miej-
18
scu, wyabstrahowanym, często otoczonym zielenią. Gdzie nie ma ludzi. Jest to świat inny od tego, który znamy. I tu pojawi się nowa niespodzianka. Każdy element zdjęcia pochodzi z realnej przestrzeni miejskiej, którą mijamy codziennie. W ramach zaprezentowanego zespołu prac pojawiły się dzieła, w których wykorzystano fragmenty architektury Katowic, umiejętnie wplecione w zupełnie inne miejsca i kształty. Zobaczymy wieżowiec, budynek o zmienionym dachu czy balkonach. Analizując dzieło, stajemy się detektywami sztuki i codziennego funkcjonowania w normalnym mieście. Wielopoziomowy odbiór został umożliwiony też poprzez układ ekspozycji, gdzie oprawione prace zawieszono z dbałością o pozostawienie każdej z nich oddechu, wyizolowanie ich na płaszczyźnie ściany. Fenomenalnym uzupełnieniem tej klarownej i uporządkowanej kompozycji stało się ponadto umieszczenie w drugim pomieszczeniu prac wydrukowanych na wielkogabarytowych płótnach, wśród których można było błądzić, niczym w prawdziwej miejskiej dżungli – dżungli, stworzonej w wyobraźni artysty. Podsumowując, wystawa prac autorstwa Filipa Dujardin daje szansę na obcowanie ze sztuką niesztampową, dającą szansę na wielotorowość analizy, indywidualne skojarzenia oraz grę z odbiorcą.
Pozwala gubić się w architektonicznych zakamarkach i znajdywać znane nam przestrzenie w zupełnie niespodziewanych miejscach. Sprawia, że chce się spędzić dłuższą chwilę i zagłębić w stworzonym przez artystę świecie – ponad podziałami kulturowymi, lingwistycznymi i ludzkimi. Sztuka może być przecież jednym z najbardziej uniwersalnych środków przekazu. W przypadku tej ekspozycji jest taka na pewno.
– ogromny i krakowski Parafrazując słowa klasyka, jaka jest sztuka Stanisława Wyspiańskiego, teoretycznie każdy widzi. Teoretycznie widział od dawna w każdym albumie o sztuce polskiej, podręczniku do języka polskiego. W masowej pamięci polskiej utrwaliły się twarze dzieci, kreślone przez artystę płynną, pewną linią oraz soczystym kolorem oraz wielobarwne polichromie z motywami rodzimej roślinności. Muzeum Narodowe w Krakowie na aktualnej, monograficznej wystawie mistrza polskiej sztuki pokazuje, że ścieżek twórczości Wyspiańskiego było znacznie więcej. Ekspozycja jest monumentalna – w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Pomimo początkowego onieśmielenia widza, niekoniecznie przygotowanego na tak olbrzymią formę wystawy, z każdym kolejnym obiektem budzi w nas skojarzenia z tym, co już znamy, żeby chwilę później nauczyć nas czegoś nowego. W ten sposób budowany jest całościowy portret pamięciowy artysty – znaki rozpoznawcze, tematy znane miłośnikom konkretnych dziedzin, ale też wysmakowane detale. Dostrzegamy, że Wyspiański to nie tylko piękne portrety, pejzaże, ale również niesamowite projekty wnętrz, nowatorskie wydawnictwa, poezja, dramaty czy ekspresyjne projekty kostiumów i scenografii teatralnych. Każda z wyodrębnionych przestrzeni pokazuje inną twarz artysty. A na czas ekspozycji wnętrza muzealne zostały w pełni podporządkowane artyście. Zmieniły się układy przestrzeni. Wszystko po to, aby lepiej pokazać bogaty dorobek artystyczny tego polskiego „człowieka renesansu”. Błądzimy wytyczonymi ścieżkami, w labiryncie korytarzy lśniących odpowiednio dobranym światłem oraz kolorem, przykuwających uwagę – np. tak jak w przypadku projektów witraży do kościoła Mariackiego w Krakowie, wykonanych wspólnie z Józefem Mehofferem. Umieszczone w centrum pomieszczenia, z korytarzem subtelnie zwężającym się w ich stronę i oświetlone punktowo, stają się punktem centralnym tej części ekspozycji. Pokazano Wyspiańskiego nie tylko jako herosa sztuki. Pokazuje go jako Krakusa, związanego z lokalnym środowiskiem, współtworzącego je, czerpiącego z lokalnej tradycji, szukającego weny w podkrakowskiej przyrodzie, ale też aktywnie budującego kulturowy wizerunek miasta.
wystawa
Wyspiański tekst: Aleksandra Kurasz zdjęcie: Miroslaw Żak, MNK
wielotematyczna, wieloaspektowa – pokazuje wielkość artysty ponad granicami oraz jego umiłowanie lokalnego kolorytu. Taki Wyspiański mógł urodzić się tylko tu. Ekspozycja jest monumentalna, tak jak autor. Pokazano ponad 500 różnorodnych prac. Odbiorca może zagłębiać się w tematyczne historie i śledzić wątki. Aranżacja pozwala się skupić na poszczególnych dziełach, równocześnie w miejscach gdzie jest to potrzebne, zadziałać jednorodną płaszczyzną wspólnie umiejscowionych prac, zakrywających całą ścianę. Dodatkowym uzupełnieniem ekspozycji stał się projekt: „Wyspiański – aneks”. To prezentacja prac z kolekcji obcych. W marcu pokazano dwa pastelowe portrety sióstr Pareńskich. W ramach Nocy Muzeów natomiast zostaną zaprezentowane projekty dekoracji wykonane w 1904 roku dla Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego (na zlecenie profesora Jana Nowaka). „Wyspiańskiego” powinien odwiedzić każdy i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Można tu zobaczyć obrazy powszechnie znane i utrwalone w świadomości kulturowej każdego odbiorcy. Sąsiadują z nimi obiekty mniej sztandarowe, które dopełniają obrazu mistrza. Pokazują, że nie tylko teatr w wydaniu Wyspiańskiego był „ogromny”, ale też sam twórca – dziełem i ideą. Gorąco zachęcamy do odwiedzenia wystawy w Gmachu Głównym Muzeum Narodowego w Krakowie i zakochania się w twórczości Wyspiańskiego.
Przedstawiono przekrój różnych dziedzin działalności mistrza sztuki. Jest 19
muzyka/podróże
Czar luzofonii. Muzyczny spacer po Lizbonie
Lizbona, cidade que abraça (miasto, które przytula), od lat wabi przyjezdnych swoim atlantyckim urokiem. Uderza tu jasne, przejrzyste światło, oszałamia wiatr pachnący oceanem, intryguje krajobraz dźwiękowy. Portugalska stolica to przestrzeń kulturowych kontrastów. Położona na skraju kontynentu, mocno osadzona w europejskiej kulturze, spogląda z nostalgią w stronę Atlantyku, za którym rozciągają się dalsze, inne światy. Muzyczną wizytówką miasta jest fado – przepełnione smutkiem i żalem pieśni opowiadające najczęściej o utracie, niespełnionych miłościach i nieuchronności losu. Ale dzisiejsza Lizbona to nie tylko melancholia i roztęsknienie – „saudade”. Przybysze z krajów Afryki kontynentalnej, z Brazylii czy Wysp Zielonego Przylądka przynieśli ze sobą nowe style muzyczne i energię, która kontrastuje z sentymentalnym obliczem miasta. Ta wyjątkowa mozaika melodii i rytmów, to muzyczne pomieszanie może być kluczem do poznania Lizbony.
Fado – muzyka portugalskiej duszy
Miłośnicy fado uważają, że jest ono odzwierciedleniem luzytańskiej duszy. Początków tego gatunku – w formie, jaką znamy dzisiaj – należy szukać w portowych dzielnicach Lizbony, w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku. Ale współcześni etnomuzykolodzy coraz częściej podkreślają afrykańsko-brazylijskie pochodzenie fado, dowodząc, że powstało ono wcześniej, w wyniku kulturowych przepływów między trzema obszarami: Lizboną oraz skolonizowaną przez Portugalczyków Angolą i Brazylią. To tam doszło do melanżu rytmów i form afrykańskich z harmonią i muzycznymi stylami Europy. Na samym początku muzyce fado towarzyszył zmysłowy taniec, przy akompaniamencie bębnów. Odwiedzający Brazylię Europejczycy określali go wręcz jako lubieżny i niemoralny. Ten element choreograficzny został potem w Lizbonie całkowicie wygaszony. Współcześnie śpiewakowi czy śpiewaczce towarzyszą zazwyczaj dwie gitary – klasyczna oraz 12-strunowa gitara portugalska. Przez ponad dwieście lat swojego istnienia fado przechodziło przez różne fazy rozwoju, z ulic i mrocznych zaułków Alfamy i Mourarii przedostawało się do eleganckich sal koncertowych i szykownych lokali. Zmieniali się także jego odbiorcy – do lokalnych wspólnot z najniższych warstw społecznych dołączali przedstawiciele tak zwanych wyższych sfer. Dzięki Amálii Rodrigues, nazywanej „królową fado”, muzyka ta wydostała się poza 20
tekst i zdjęcia: Karolina Golemo
terytorium portugalskie i zyskała uznanie międzynarodowej publiczności. W okresie dyktatury reżim António Salazara próbował wpływać na fado, wprowadzając cenzurę i określając sztywne zasady jego wykonywania. Na koncerty fado, organizowane również w wielkich halach, przychodzą dziś tysiące słuchaczy. Fadiści występują jako gwiazdy na festiwalach muzyki etnicznej, zaszczycają swoją obecnością różne okolicznościowe imprezy, pokazują się w telewizji. Jednak początki tego gatunku były zupełnie inne. Portugalskie fado narodziło się wśród prostej ludności, w ubogich dzielnicach Lizbony. Jeżeli teraz „domem fado” (casa de fado) określa się mniej lub bardziej eleganckie restauracje i tawerny, w których odbywają się występy, to w pierwszej fazie istnienia gatunku „domem” dla fado była ulica. I do tej idei powrócili pomysłodawcy projektu Zwiedzania ze śpiewem. Od kilku lat Muzeum Fado organizuje lokalne wycieczki po
muzyka/podróże
najciekawszych zakątkach Alfamy i Mourarii. Grupie zwiedzających towarzyszą muzycy (śpiewacy i gitarzyści), upiększając opowieści przewodników utworami wykonywanymi na ulicy, na placykach, na schodach kościołów. Miałam okazję kilka razy uczestniczyć w takiej „wizycie śpiewanej” i za każdym razem ujmowało mnie zaangażowanie miejscowych ludzi w dziejące się przed oknami ich domów widowisko. Starsi mieszkańcy jakby oczekiwali nadejścia wycieczki z przewodnikiem i muzykami po to, aby wychylić się z okna albo usadowić na stołkach w progu kamienicy i uczestniczyć w tym minikoncercie. Wzruszające było ich oddanie, włączanie się w muzykę, śpiewanie lub choćby tylko szeptanie tekstów pieśni znanych pewnie od najmłodszych lat.
Muzyczne spotkania różnych kontynentów
Dzięki działalności niektórych stowarzyszeń kulturalnych, społeczności imigranckich czy pojedynczych pasjonatów, coraz bardziej widoczne staje się międzykulturowe oblicze Lizbony. Jednym z inicjatorów takiego podejścia jest portal Lisboa Africana – forum przekazujące informacje na temat kultur afrykańskich, w tym także wydarzeń muzycznych. Afrykańskie (afro-luzofońskie) brzmienia promują też pomysłodawcy projektu Celeste Mariposa. Organizują koncerty afrykańskich artystów, wydają ich płyty, starając się zaznajomić Portugalczyków (a przy okazji – przyjeżdżających tutaj cudzoziemców) z bogactwem muzycznym obszaru PALOP (krajów afrykańskich z urzędowym językiem portugalskim), które ciągle pozostaje nieznane. Etniczną muzykę afrykańską w ciekawych aranżacjach tworzy portugalska grupa „Terrakota”, określająca swój styl jako Afro-fusion. Zespół „Coladera” łączy muzyczne formy z Portugalii, Brazylii i Cabo Verde. Tradycyjną muzykę Afryki, a szczególnie Wysp Zielonego Przylądka, serwuje założony w 1995 roku klub B.leza. Wieloetnicznym muzycznym repertuarem kusi sporo lizbońskich barów, lokali i klubów (część
z nich to jednocześnie fundacje czy stowarzyszenia). Warto wśród nich wymienić: Renovar Mouraria, Art Casa, Chapitô, Casa Indipendente, Damas, Zé dos Bois, Crew Hassan, Teatro A Barraca, Café Largo, Fábrica Braço da Prata, czy Musicbox Lisboa. Od dekady odbywa się też coroczny festiwal Imigrarte, prezentujący twórczość artystyczną, zwłaszcza muzyczną, imigrantów z różnych kontynentów. Repertuar niektórych zespołów grających w Lizbonie, jak „Orquestra Latinidade” czy „Kilôko”, to prawdziwe laboratorium muzycznych fuzji, w którym łączą się wpływy portugalskie, włoskie, brazylijskie, argentyńskie, hiszpańskie.
Przestrzeń miasta wypełniona muzyką
Lizbona pulsuje muzyką. Uliczni artyści są ważnym elementem miejskiego krajobrazu. W ciepłe wieczory przy górnej stacji metra Baixa-Chiado można się pokołysać przy kabowerdeńskich rytmach zespołu „Mistiçu” albo
21
muzyka/podróże
wsłuchać się w rockowe zawodzenie jakiegoś samotnego gitarzysty. Przy rzece, na nabrzeżu Cais das Colunas albo przy kiosku Ribeira das Naus grywa czasem zespół „Nôs Raíz”, łączący kilka pokoleń muzyków z Cabo Verde. Na Avenida da Liberdade słyszałam kiedyś świetny brazylijski band grający funk i soul, a na placu Martim Moniz – francuską artystkę, która swoimi mazurkami wygrywanymi na akordeonie (ciekawe, że mazurka to jedna z popularnych form również na Wyspach Zielonego Przylądka), zauroczyła słuchających. Brazylijczyków spontanicznie grających forró czy sambę można czasem spotkać na Miradouro da Santa Catarina. Na najwyższym tarasie widokowym w mieście, Nossa Senhora da Monte, lubi natomiast przygrywać hiszpański gitarzysta, który zgrabnie łączy w swoim repertuarze klasykę gitarową Albeniza z utworami Gipsy Kings, Bryana Adamsa i Metalliki. Lizbona to także miejsce inspirujące do tańca. Na eleganckiej alei Avenida da Liberdade czy placu Martim Moniz w pogodne wieczory gromadzą się miłośnicy brazylijskiego forró albo angolskiej kizomby, aby potańczyć na wolnym powietrzu. Gatunki te zdecydowanie różni nie tylko pochodzenie, ale i temperament; bywa jednak, że ich entuzjaści organizują wspólne taneczne imprezy. Kizomba, nazywana czasem afrykańskim tangiem, dominuje w ostatnich latach w miejscowych klubach tanecznych i w ofertach szkół tańca. Wielbiciele swingu i lindy hop spotykają się w parku Estrela, na tarasie widokowym przy Largo das Portas do Sol albo na placu Intendente. W hallu stacji Cais do Sodré odbywają się czasem milongi, przyciągające pasjonatów argentyńskiego tanga. Powodzeniem cieszą się imprezy taneczne przy brzmieniach afrykańskich. Muzykę Afryki lat 60. i 70. wykorzystują podczas swoich setów didżeje z duetu „Celeste Mariposa” (potańcówki znane są jako AfroBaile) czy prezentujący Afrykę z winyli „Irmãos Makossa”. Coraz bardziej popularna w lizbońskich klubach staje się też latynoamerykańska cumbia.
22
Muzyczna mapa Lizbony jest tak bogata dzięki wieloetnicznym wpływom, które od wieków charakteryzują to miejsce. Czuć w mieście siłę luzofonii, muzyka trzech kontynentów stapia się ze sobą w dialogu, a spoiwem jest język portugalski. Dzisiejsza wielokulturowa Lizbona wciąż czerpie ze skomplikowanej kolonialnej przeszłości i jednocześnie zanurza się w imigranckiej teraźniejszości. Zwiedzanie poprzez dźwięki pozwala pełniej poznać i odczuć tę różnorodność.
Karolina Golemo – kulturoznawczyni, miłośniczka południowych klimatów Europy. Od lat równolegle zakochana we Włoszech, Hiszpanii i Portugalii. Od zawsze żyje blisko muzyki i pasjonuje się jej ciągłym odkrywaniem. Szczególnie lubi muzyczne fuzje i eksperymenty. Prowadzi bloga „Portugalia na żywo i w kolorach”. Mieszka w Lizbonie.
Gościem spotkania w Saloniku Literackim Książnicy Beskidzkiej, które odbyło się 14 marca 2018 był Zbigniew Michniowski. W bielskiej bibliotece promował swoją najnowszą książkę – zbiór myśli wszelakich pt. Lajkonik trojański. Zbigniew Michniowski z wykształcenia jest inżynierem energetykiem, projektantem form przemysłowych. Ścisły umysł o duszy artysty. Studia ukończył na Politechnice Śląskiej, podyplomowe na Akademii Ekonomicznej i Akademii Sztuk Pięknych. Zawodowo pracował jako konstruktor, projektant wzornictwa przemysłowego, kierownik wydziału. Był dyrektorem Galerii Sztuki, prezydentem miasta, prezesem Agencji Poszanowania Energii, wieloletnim zastępcą prezydenta miasta i pełnomocnikiem do spraw zrównoważonego rozwoju. Przebogate doświadczenie zawodowe, kontakty z ludźmi zajmującymi się zarówno sprawami ściśle naukowymi, jak i sztuką czy literaturą, jak sam mówił, skłaniają do ref leksji. A te, notowane, zaowocowały dwoma zbiorkami. Myśli są ulotne, równie szybko przychodzą, jak odchodzą, dlatego zawsze warto mieć przy sobie coś do pisania. Dobre pomysły nie pozostają z nami na zawsze. Spostrzeżenia, myśli, słowa – wszystko to warto notować, ponieważ, być może w odpowiednim momencie będą mogły przerodzić się w coś wartego opublikowania. I taki jest właśnie Lajkonik trojański. Ten, wydawałoby się niepozorny, skromny tomik, zawiera wielkie myśli. Zbigniew Michniowski mistrzowsko bawi się słowem, znaczeniem, formą. Nieprzypadkowo podtytuł tomiku brzmi: Lajkonik trojański czyli ma tematyka tylko dla inteligentnych. Autor wierzy w inteligencję czytelnika i serwuje mu ucztę intelektualną. Dania są
spotkania autorskie
Marzenia spełniają się tylko tym, którzy je mają
tekst: Katarzyna Ruchała
różnorodne. Każdy znajdzie tu cos dla siebie. Pod żartobliwą zdawałoby się treścią, kryje się głęboka refleksja o życiu, miłości, polityce, ludziach. Sam Zbigniew Michniowski jest świetnym obserwatorem rzeczywistości, a swoje przemyślenia po mistrzowsku zamyka w krótkich, celnych zdaniach. W trakcie spotkania w Książnicy Beskidzkiej teksty z tomiku Lajkonik trojański odczytane zostały przez dwoje aktorów Teatru Polskiej w Bielsku-Białej: Anitę Jancię-Prokopowicz i Kazimierza Czaplę. Autor tomiku zadbał, by czytanym tekstom towarzyszyła odpowiednia oprawa muzyczna. Po zakończeniu spotkania był czas na indywidualne rozmowy i autografy.
23
organizacje społeczne
Feministka. Feminista. Feministyczny. tekst: TA Fundacja
Feminizm. To słowo niewiele osób pozostawia obojętnymi. W każdej i każdym z nas otwiera różne szuf ladki, nasuwa różne skojarzenia, stawia przed oczami różne obrazy. I tak ma być. TA Fundacja powstała w maju 2017 roku. Podstawowym celem Fundacji jest promowanie sztuki i działalność kulturalna, ze szczególnym uwzględnieniem twórczości artystycznej kobiet i wypowiedzi o charakterze feministycznym. TA Fundacja powstała w ważnym momencie – intensywnych społecznych manifestacji, a zarazem na bazie indywidualnego niepoko-
ju i buntu, w poczuciu dewaluacji postaw i pojęć związanych z feminizmem, z potrzeby działania. Jest przestrzenią mówienia własnym, silnym głosem i swobodnego wyrażania kobiecego doświadczenia; mocną bazą dla wspólnoty, wymiany doświadczeń i działań afirmatywnych; ochrony praw i godności; wsparcia, aktywizacji i debaty. TA Fundacja prowadzi inicjatywę wystawienniczą pod marką TA galeria feministyczna. Galeria programowo nie posiada stałej siedziby. Zakładamy, że wystawy, które organizujemy, odbywać się mają w przestrzeniach partnerów instytucjonalnych oraz innych galerii.
TA Fundacja reprezentuje Artystki zajmujące się różnymi obszarami sztuki: Iwonę Demko (rzeźba), Keymo (fotografia, malarstwo), Ewę Kulkę (malarstwo), Ewę Pasternak–Kaperę (kolaż) oraz Anne Seagrave (performance). Swoją działalność zainaugurowałyśmy wystawą TA | Anne Seagrave | Involved (maj 2017, currentart.space, Kraków), podkreślając element zaangażowania. Od tamtej pory wspieramy inicjatywy krytyczne, takie jak np. dyskusja o (nie) obecności kobiet na ASP (nie tylko w Krakowie) z udziałem: Magdy Ujmy, Moniki Rydiger, Małgorzaty Dąbrowskiej, wiceprezeski Fundacji Karoliny Harazim-Mazur oraz 1
24
kobiecego doświadczenia oraz ochrony praw i godności. Feminizm pojmujemy jako działania równościowe, wzmacniające kobiety, podnoszące ich samoświadomość oraz promujące dobre praktyki we wzajemnych relacjach pomiędzy płciami. Interesuje nas feminizm w znaczeniu: upełnomocnienie oraz solidarność, a naszym celem jest demitologizacja kobiecości realizowana w opozycji do opowieści snutych przez wszechobecną normotwórczą narrację patriarchalną – ZRÓBMY TO RAZEM!
Więcej informacji o naszych działaniach znajdziecie na: www.tafundacja.org oraz na naszym profilu na Facebooku
organizacje społeczne
Iwony Demko (październik 2017); projekty akademickie, jak objęta przez nas matronatem prezentacja projektu CROSSxTOYS Dominiki Spytek – skoncentrowanego na analizie pokutujących w szerokiej świadomości stereotypów dotyczących płci i płciowości (marzec 2018, Galeria BB, Kraków); działania badawcze, jak tropienie losów pierwszej studentki krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych Zofii Baltarowicz-Dzielińskiej przez artystkę i wykładowczynię ASP Iwonę Demko lub realizowany wspólnie z fotograf ką Anną Stankiewicz projekt „Pracownie do wglądu”, dokumentujący pracownie krakowskich artystek i artystów. Naszą inicjatywą był – skierowany do ludzi sztuki, dla których feminizm i głos kobiet są esencją twórczości bądź źródłem inspiracji – zakończony 31 grudnia 2017 Open Call. Słowa, które wtedy posłałyśmy w świat, nie straciły na aktualności: poruszamy się w przestrzeni twórców i sztuki, ale mamy głęboką świadomość, że ani my nie wiemy wszystkiego o wszystkich, ani nie wszyscy wiedzą o nas – chcemy to zmienić!
1. Ewa Kulka, „Gradobicie” 2. Keymo
Termin Open Call minął, ale niech Was to nie zraża: pokażcie nam swoją sztukę i dołączcie do nas. Opowiedzcie o sobie i swojej twórczości, ponieważ TA Fundacja powstała z potrzeby obserwacji, analizy i promocji działań skoncentrowanych na feminizmie oraz nim inspirowanych, a TA Galeria ma za zadanie dać sztuce feministycznej dedykowaną przestrzeń i donośny kobiecy głos. Jesteśmy ciekawe: co Was interesuje, co inspiruje, co boli, co wścieka? Interesują nas wszelkie media, od malarstwa po poezję. Wierzymy w to, że sztuka może dać kobietom i szeroko pojmowanemu feminizmowi wiele potrzebnego fermentu do przesuwania granic, przełamywania tabu, wyzwolenia ze schematów, do działania i wprowadzania zmian. Dajemy mocną bazę dla wymiany doświadczeń i działań afirmatywnych; mówienia własnym, mocnym głosem; swobodnego wyrażania
2 25
malarstwo
Jak czytać abstrakcję: szkiełkiem i okiem czy poprzez emocje?
tekst: Aleksandra Madej fotografie z archiwum własnego artysty
W jaki sposób można przedstawić rzeczywistość? Czy takie odwzorowanie zawsze musi oznaczać realizm i figurację? W duszy grać może wiele obrazów. Zwłaszcza w tej należącej do podwójnie artystycznej osobowości: malarza i muzyka. Artystyczne myśli i ich realizacje u Wojtka Więckowskiego od dawna biegną torem, łączącym synkretycznie elementy obrazu i dźwięku. Nie powoduje to jednak najmniejszych nawet zakłóceń, nie sprawia, że wyczuwamy fałsze. Patrzymy i… widzimy brzmienie barw i formy. Artystę zafascynowała abstrakcja, która z biegiem lat poddała się konsekwentnej i niespiesznej ewolucji w jego twórczości. Początkowo królowały w niej mocne w kształcie i fakturze plamy barwne, gdzie powierzchnia malarska nabierała rzeźbiarskości. Kolor był intensywny i konkretny, a główny motyw wybijał się na pierwszy plan ze spokojnej płaszczyzny tła. Obecnie Wojtek wkroczył na nowy etap poszukiwań. Poszczególne fragmenty płótna zrównały się wartością. Pojedynczy motyw zastąpiła plątanina organicznej materii, zdobywająca całą dostępną przestrzeń. Ewolucja stworzyła nową istotę.
Tak jak w naturze, nie spotykamy tu symetrii geometrycznej, a mimo to możemy mówić o doskonałej harmonii kompozycji. To naprawdę żyje! 26
teatr/performance
W przypadku prac Wojtka trudno mówić o akademickiej, przeintelektualizowanej teorii przełożonej na obraz. To czysta praktyka sztuki. Nawiązuje do dawnych mistrzów w poszukiwaniu związku plastyki i dźwięku. Próbuje namalować to, co słyszalne. Podczas koncertów artysta często pokazuje w tle prezentacje, zbudowane z makrofotografii fragmentów swoich obrazów. Współbrzmią one z granymi na żywo utworami. Pozwalają wyciszyć umysł, a następnie zamiast demonów, obudzić emocje. Harmonia muzyczna wpływa na fakturę malarską, kolor na odbiór dźwięków. Zaczynamy odczuwać sztukę szerzej, bardziej wielozmysłowo. Żaden z elementów nie dominuje nad pozostałymi, tworzą raczej jedną, spójną całość.
U Wojtka Więckowskiego sztuka staje się ciągłym eksperymentem, odzwierciedleniem aktualnego stanu ducha twórcy. Niepotrzebna jej narracja słowna – bardziej przyda się intuicja. Pokazuje cienie nastrojów, emocji, które odbiorca może współodczuwać, odnajdywać w sobie. Poszczególne elementy warsztatu – takie jak, m.in. dopracowywanie techniki, łączącej malarstwo akrylowe, olejne z monotypią, czy wpisanie się w odwieczny spór sztuki o prymat koloru czy rysunku, to szczere zwierciadło, w którym odbija się Artysta. Malarz. Muzyk. Praktyk. Dzięki jego twórczości również my możemy zobaczyć, co w tej duszy gra. A w jaki sposób? Zdecydowanie nie tylko przed oczami duszy naszej. Ani tym bardziej tylko przy pomocy szkiełka i oka. Spójrzmy szerzej, głębiej i otwarcie – każdym ze zmysłów i emocji, wtedy zobaczymy szczerą sztukę, dzięki której nawet zamiast zwykłego felietonu powstanie poemat.
Wojtek Więckowski. Malarz, gitarzysta, artysta multimedialny, członek Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Związku Polskich Artystów Rzeczypospolitej Polskiej. Prawdziwy obywatel świata. Mieszkał w Stanach Zjednoczonych, Francji, Anglii, Australii i Niemczech. W plastyce koncentruje się na abstrakcji, a w muzyce tworzy do małych form filmowych, teatralnych, slamów poetyckich oraz performance.
27
kulinaria
Gotowanie intuicyjne Moja babcia robiła najlepsze na świecie placki z blach i polentę. Dziadek najlepiej na świecie przyrządzał pstrąga na maśle. Tata robi najwspanialszą, idealnie ściętą jajecznicę, bo ze zwykłego, domowego jajka potrafi wydobyć najrozkoszniejsze, jedwabiste smaki. Syn gotuje świetne makarony, a odpowiednie osolenie wody i stan al dente rozpoznaje po zapachu. Mama otwiera przepis na ciasto, czyta i ze składników rozumie jego smak. Jeszcze przed pierwszym pieczeniem ulepsza proporcje, żeby smakowało doskonalej. I nikomu nie wychodzi takie ciasto drożdżowe z „kakaem”, jak najstarszej ciotce, Karolinie. Bardzo, bardzo długo usiłowałam nauczyć się od nich tych ukochanych potraw. „Powiedz, jak to robisz? Jaki jest przepis? Ile czego dajesz? Jak długo? Po czym poznajesz, że już?”.
Nic z tego. Żaden najdokładniej spisany przepis ani najczujniejsza obserwacja nie pomogły mi odtworzyć ich pracy. Nigdy nic nie smakowało tak, jak z ich ręki. „Jak to jak robić i ile dodawać? – dziwili się. – No tak, na oko”… Wreszcie do mnie dotarło – przecież wszystko, co w życiu zjadłam najsmaczniejszego, było robione „na oko”. Uwolniłam się od prób zachowania tego, co dawali mi najbliżsi. Zostawiłam przepisy i zaczęłam łączyć składniki według tego, co podpowiadało moje własne „oko”. Słodzić suszonymi owocami, dokwaszać sokami, zaostrzać przyprawami. Zmieniać proporcje,
Przepis z Bazylią w tle Składniki 250 g soczewicy czerwonej, suszony koper, bazylia, kurkuma, suszona cała cytryna (lub trawa cytrynowa), sól nieoczyszczona. Wypłukać soczewicę, dodać drugie tyle wody, zagotować z całą cytryną. Wrzucić sporą łyżeczkę bazylii suszonej lub 2, 3 gałązki świeżej. Dodać tyle samo kopru suszonego lub posiekaną 1/2 świeżego pęczka i pół płaskiej łyżeczki kurkumy (albo kawałek korzenia w całości). Gotować na wolnym ogniu do rozpadnięcia. Małą szczyptę nieoczyszczonej soli dodać na sam koniec, tylko dla delikatnej równowagi. Odparować wodę na tyle, by soczewica była gęsta, ale nie sucha. Można zrobić rzadszą (więcej wody), będzie służyła za sos/dal. Pasuje do kaszy jaglanej, ziemniaków i drobiu, poprawia humor, dodaje otuchy i lekkości. Czerwona soczewica szybko się gotuje, 15-20 minut, trzeba pilnować, żeby się nie spaliła. Cytryny bio wystarczy zostawić na dłużej w lodówce, żeby wyschły. Po ugotowaniu wyjąć z garnka i wysuszyć, można użyć dwa, trzy razy. Świeże zioła dodajemy na pięć minut przed końcem gotowania. Soczewica powinna smakować ziołami, kurkuma nie może tłumić i dominować smaku, tu nadaje tylko koloru i działa bakteriobójczo.
bo nie każdego dnia potrzebuję tego samego. Gotować inaczej dla każdego z moich bliskich. Szukać prostoty wykonania i urozmaicać potrawy bogactwem Natury. Poczułam ogromną ulgę, a gotowanie zaczęło sprawiać mi radość. Teraz gotuję w pełni intuicyjnie i tę samą umiejętność oddałam bohaterkom „Sto siedemdziesiątej pierwszej podróży Bazylii von Wilchek”. One żyją i gotują podobnie do mnie. Są wolne i aktywne, bo nie marnują mocy na naśladowanie innych. Szukają własnych ścieżek, a to daje im spełnienie i poczucie sensu nawet w trudnych życiowych sytuacjach.
Renata Rusnak pisarka, tłumaczka, blogerka, autorka „Sto siedemdziesiątej pierwszej podróży Bazylii von Wilchek”. http://renatarusnak.com/
28
tekst: Renata Rusnak
Piszącemu artykuł o tematyce prawnej do „czasopisma bardzo kulturalnego” w sposób oczywisty na myśl przychodzi umowa o dzieło. To ten typ umowy nazwanej w kodeksie cywilnym, który najczęściej towarzyszy twórcom, ale też często jest wykorzystywana w życiu codziennym. Umowa o dzieło to każda umowa, bez względu na to, jak strony ją nazwą, w której wykonawca zobowiązuje się do wykonania na rzecz zamawiającego określonego dzieła, a zamawiający zobowiązuje się to dzieło odebrać i zapłacić wynagrodzenie wykonawcy. Przy czym dziełem może być każdy wytwór ludzkiej działalności: chociażby stół, projekt architektoniczny, raport finansowy czy artykuł prasowy. Umowa o dzieło często bywa mylona z innymi umowami funkcjonującymi w obrocie gospodarczym, tj. z umową zlecenia czy umowa o świadczenie usług. W przeciwieństwie do tych dwóch, w których główny akcent położony jest na staranne działanie wykonawcy, umowa o dzieło jest umową rezultatu. Oznacza to, że prawidłowe wykonanie tej umowy przez wykonawcę następuje wtedy, gdy wyda zamawiającemu produkt, który posiada wszystkie właściwości określone w umowie. Zaś to, w jaki sposób wykonawca ten cel osiągnie, jest sprawą drugorzędną. Nie sposób omówić w jednym artykule wszystkich istotnych zagadnień dotyczących tej umowy, dlatego spróbuję opisać pokrótce ważniejsze prawa i obowiązki stron. Najważniejszym obowiązkiem wykonawcy, co oczywiste, jest wykonanie dzieła zgodnie z postanowieniami umowy. Oznacza to tyle, że wykonawca, przyjmując zamówienie, powinien je wydać zamawiającemu w umówionym stanie i uzgodnionym terminie. Dlatego niezwykle ważnym jest dla obu stron, aby umowa, najlepiej wyrażona na piśmie, choć nie jest to konieczne, zawierała precyzyjne określenie zarówno terminu ukończenia dzieła, jak i jego istotnych cech, które są przez zamawiającego oczekiwane. Brak takich ustaleń nieuchronnie może doprowadzić strony do nieporozumień. Przypuśćmy, że zamówiłam u stolarza stół dębowy w rozmiarze ok. 1m2. Termin wydania ustaliliśmy na dwa tygodnie od zawarcia umowy. Stolarz uwinął się w terminie, powiadomił mnie o możliwości wydania stołu. I tutaj pojawił się problem, bo stolarz chce mi wydać kwadratowy, a mnie chodziło o blat okrągły, ale tego nie sprecyzowałam. Dodam, że stół nie ma żadnych wad, wykonany jest z dobrej jakości materiałów. W tej sytuacji muszę odebrać oferowany mi stół i zapłacić całość umówionego wynagrodzenia, choć nie do końca o to mi chodziło. Jeśli jednak okazałaby się, że zamówiony przedmiot nie został ukończony w umówionym terminie, a zamawiający wcześniej przyszedł obejrzeć postępy prac i wówczas zauważył tę niezgodność, to w takim wypadku może on zgodnie z art. 644 kodeksu cywilnego od takiej umowy odstąpić. Jednak w takiej sytuacji, zobowiązany jest do zapłaty wynagrodzenia umówionego, przy czym może od niego odliczyć to, co wykonawca oszczędził z powodu jego nie wykonania. Taka możliwość przysługuje zamawiającemu również w sytuacji, gdy przedmiot zamówienia jest całkowicie zgodny z oczekiwaniami. Warunkiem odstąpienia od umowy w tym trybie jest okoliczność, że dzieło nie zostało ukończone. Inne przypadki odstąpienia od umowy o dzieło przez zamawiającego dotyczą sytuacji, gdy wykonawca opóźnia się z rozpoczęciem prac lub ich zakończeniem tak dalece, że niemożliwym będzie ich ukończenie w terminie. Wówczas zamawiający może od takiej umowy odstąpić bez wyznaczania wykonawcy dodatkowego terminu przed upływem terminu zakończenia umowy. Jeśli zaś wykonawca wykonuje dzieło wadliwie lub opóźnia się z jego wydaniem, a termin umowny upłynął, wówczas zamawiający może odstąpić od takiej umowy, pod warunkiem, że wyznaczy wykonawcy dodatkowy termin do usunięcia uchybień.
prawo
UMOWA O DZIEŁO
tekst: Jadwiga Stachnik
W sytuacji takiej, jeśli wykonawca nie usunie uchybień w wyznaczonym czasie, jak wyżej wskazałam, zamawiający może od umowy odstąpić, bądź powierzyć dalsze wykonanie dzieła na koszt i niebezpieczeństwo wykonawcy. W każdym wypadku, gdy następuje odstąpienie od umowy, w dacie złożenia skutecznego oświadczenia o odstąpieniu, umowę uważa się za niezawartą. Oznacza to, że strony nie mają do siebie żadnych roszczeń, z wyjątkiem obowiązku zwrotu wszystkiego, co sobie dotychczas świadczyły, np. zwrot wpłaconej zaliczki. Wyjątkiem jest sytuacja, gdy strony w umowie o dzieło zastrzegły, na wypadek odstąpienia od umowy z przyczyn zależnych od jednej strony, obowiązek zapłaty odszkodowania umownego. Wówczas odstąpienie od umowy będzie się wiązać, poza obowiązkiem zwrotu dotychczasowych świadczeń, również z obowiązkiem zapłaty odszkodowania w umówionej kwocie na rzecz strony dla której je zastrzeżono. Na koniec chciałabym wskazać podstawowe obowiązki zamawiającego. Kodeks cywilny podaje, że obowiązkiem zamawiającego jest zapłata umówionego wynagrodzenia oraz, co niektórych dziwi, odbiór dzieła. Odebranie zamówionego dzieła nie jest wbrew pozorom prawem a obowiązkiem zamawiającego. W każdej sytuacji, gdy wykonawca zgłasza zamawiającemu gotowość do odbioru dzieła, zamawiający powinien przystąpić do tych czynności, inaczej popadnie w zwłokę. Oczywiście nie oznacza to, że zamawiający nie może odmówić odbioru dzieła, jeśli nie jest ono zgodne z umową, tzn. posiada wady. Niemniej w takiej sytuacji wymagana jest aktywność zamawiającego, przejawiająca się w obowiązku złożenia oświadczenia o odmowie odbioru dzieła i wyznaczeniu wykonawcy dodatkowego terminu do usunięcia wad. Do czasu usunięcia wad nie powstaje po stronie zamawiającego obowiązek zapłaty umówionego wynagrodzenia. Jeśli zaś wykonawca nie doprowadzi działa do stanu wymaganego umową w ustalonym terminie, wówczas aktywuje się prawo do odstąpienia od umowy. Zamawiający może również zgodzić się na odbiór dzieła wadliwego, przy czym w tej sytuacji aktywują się prawa wynikające z rękojmi, w szczególności prawo do żądania usunięcia wady, prawo do obniżenia ceny lub w końcu do odstąpienia od umowy. Tak w telegraficznym skrócie przedstawiają się prawa i obowiązki stron umowy o dzieło określone w kodeksie cywilny. Oczywiście strony, w ramach swobody umów, mogą kształtować łączący je stosunek prawny w sposób najlepiej odpowiadający ich interesom, byleby nie przekraczały przepisów bezwzględnie obowiązujących, zawartych w kodeksie cywilnym określającym podstawowe prawa i obowiązki stron.
Jadwiga Stachnik – radca prawny, specjalizuje się w prawie cywilnym i obsłudze prawnej przedsiębiorstw. tel.: +48 501 067 274
29
wystawa
Próba sił wystawa zbiorowa
Artyści: Przemek Branas, Ewa Axelrad, Martyna Kielesińska, Dominika Knapik, Marta Antkowiak, Dominika Kowynia, Norbert Delman, Agnieszka Antkowiak, Karolina Jarzębak, Emilia Kina, Daniel Koniusz, Piotr Łakomy Tytuł projektu „Próba sił”, z jednej strony akcentuje obecność młodego pokolenia twórców, z drugiej wskazuje na testowy, laboratoryjny charakter zbioru. Wprowadzenie w tytule pojęcia „siły” tożsamej z przemocą, ma na celu uwyraźnienie poruszanej problematyki, jaką jest polityka dominacji, sygnalizuje ładunek krytyczny dzieła sztuki, które może stać się przyczynkiem do dialogu, polem eksperymentów, ćwiczeniem dla wyobraźni. W tym kontekście tłem dla realizacji prezentowanych na wystawie będzie pytanie o rolę i miejsce artystów we współczesnym społeczeństwie. Zaproszeni twórcy przyjmą funkcje archetypicznych tricksterów, powracającej w mitach i baśniach postaci przekraczającej granicę światów, pełniących rolę posłańców, rozbrajających systemy i podważającej zastane porządki. fragment tekstu kuratorskiego do wystawy
Ewa Axelrad, Sztama #1
Kurator: Marta Lisok Miejsce: Galeria Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach Termin wystawy: 27 lipca 2018 (wernisaż o godzinie 18:00) – 2 września 2018 (zamknięcie wystawy) 30
muzyka
BĄDŹMY W KONTAKCIE tekst: Katarzyna Michniowska zdjęcie: Jakub Michniowski
Krakowski „Kontakt – przestrzeń ruchu i tańca” to miejsce szczególne. Zauważyłam je na Facebooku, bo powtarzało się w postach znajomych – jedni tam prowadzą zajęcia, inni w nich uczestniczą, jeszcze inni przychodzą na koncerty. Wszyscy zgodnie piszą o wyjątkowości tego miejsca, chwalą jego atmosferę, artystycznego ducha i barwną wielokulturowość. Nie dotarłam jeszcze do Kontaktu na zajęcia, ale wciąż się wybieram. Pewnie dlatego wciąż się nie udaje, że mam syndrom osiołka – pociąga mnie na równi yoga dance, forro, afro dance, taniec brzucha, vinyasa, modern jazz i śpiew… i co tu wybrać? Zamiast tego jak psychofanka chodzę na każdy koncert Chóru w Kontakcie. Chór założył i prowadzi Wassim Ibrahim, syryjski muzyk i kompozytor, mieszkający w Krakowie od pięciu lat, człowiek, który zaraża pasją
i gromadzi wokół siebie coraz większą gromadę ludzi utalentowanych i pełnych entuzjazmu. W chórze śpiewają amatorzy i profesjonalni muzycy, w jego repertuarze jest muzyka ludowa, tradycyjna i klasyczna, utwory z całego świata w wielu językach. 1 lipca trafiłam na koncert wyjątkowy – wakacyjny, kończący i podsumowujący sezon. Było po polsku, po grecku, po arabsku, po łacinie, po włosku – ludowo, etnicznie, klasycznie, a nawet operowo! Bardzo ambitnie, ze spektakularnymi partiami solowymi, a zarazem wesoło, luźno i zabawnie. Każdego, kto przyszedł na występ, na pewno uderzyła wyjątkowa atmosfera tego miejsca i to, z jaką sympatią wszyscy odnoszą się do Wassima i do siebie nawzajem. Zachowują się jak grupa dobrych przyjaciół, którzy cieszą się, że spędzają razem czas. Każda okazja jest dla nich dobra, by urządzić huczną imprezę, zwykle opartą na jakimś szalonym artystycznym pomyśle. Spotykają się często, by się integrować, po prostu dobrze się bawić. Wpadnijcie kiedyś do Kontaktu. Dajcie się unieść muzyce, a może porwie Was taniec. Przyjdźcie, pozwólcie sobie na zanurzenie się w cudownej atmosferze tego miejsca. BĄDŹMY W KONTAKCIE!
31
zdrowie
Fakty i mity na temat medycyny estetycznej Przez ostatnie dwie, trzy dekady zabiegi medycyny estetycznej stały się w Polsce bardziej dostępne i popularne. Wokół tego tematu narosło jednak sporo mitów. Przekazywane z ust do ust, zwłaszcza przez osoby niemające na temat medycyny estetycznej rzetelnej wiedzy, stały się wręcz legendami. Jak wiadomo, pewne historie można włożyć między bajki. Zanim zatem podpiszemy się pod którąkolwiek z opinii na temat zabiegów medycyny estetycznej, obalmy mity i poznajmy fakty. Zabiegi z zakresu medycyny estetycznej można wykonać w każdym gabinecie kosmetycznym. Pewne zabiegi z zakresu medycyny estetycznej nieodłącznie wiążą się z przerwaniem ciągłości skóry. Należą do nich: iniekcje osocza czy fibryny bogatopłytkowej, mezoterapia igłowa. Zabiegi te mogą być wykonywane wyłącznie przez dyplomowanego lekarza medycyny estetycznej. Musi odbywać się to w gabinecie lekarskim, w sterylnych warunkach, z wykorzystaniem wysokiej jakości sprzętu medycznego i certyfikowanych materiałów. Zabiegi medycyny estetycznej to jedynie zabiegi odmładzające naszą twarz. Oprócz zabiegów odmładzających twarz, a w zasadzie opóźniających efekty starzenia, mamy całą gamę zabiegów leczniczych. Zabiegi te poprawiają nie tylko wygląd, ale niwelują również wiele uciążliwych dolegliwości. Do takich zabiegów należą: leczenie nadpotliwości, zamykanie naczynek krwionośnych, usuwanie defektów skóry (np. włókniaków czy brodawek łojotokowych), leczenie trądziku i blizn potrądzikowych, modelowanie asymetrii twarzy.
32
Botoks powoduje efekt maski na twarzy. Toksyna botulinowa to lek wydawany na receptę. Stosowana przez uprawnione osoby i podawana w odpowiednich ilościach z uwzględnieniem anatomii mięśni wygładza drobne zmarszczki, odmładza naszą twarz i nie przyczynia się do powstania sztucznego efektu. Ma również zastosowanie typowo medyczne: przy leczeniu migren, bruksizmu i nadpotliwości. Zabiegi medycyny estetycznej są bolesne. Zabiegi medycyny estetycznej to zabiegi małoinwazyjne i w większości przypadków nie ma potrzeby wykonywania znieczulenia. Przy zabiegach laserowych lub wielokrotnego nakłuwania (mezoterapia igłowa, iniekcje osocza czy fibryny bogatopłytkowej) stosujemy znieczulenie miejscowe w postaci kremu. Zabiegi medycyny estetycznej są drogie. Obecnie czasy zmieniły się na tyle, że zabiegi upiększające nie są przeznaczone tylko i wyłącznie dla osób majętnych czy sławnych. Regularne dbanie o kondycję skóry (pilingi, mezoterapia igłowa, osocze bogatopłytkowe) wiąże się z kosztami nie większymi niż koszty wizyty w renomowanym salonie fryzjerskim czy wykonującym manicure. Podsumujmy nasze rozważania, podając fakty: 1. Zabiegom medycyny estetycznej poddajemy się z potrzeby upiększenia, pragnienia zatrzymania młodości i chęci usunięcia uciążliwych dolegliwości. To wszystko gwarantuje nam atrakcyjny wygląd. 2. Defekty urody negatywnie wpływają na nasz nastrój i samoocenę. Zabiegi medycyny estetycznej w połączeniu z odpowiednią dietą,
tekst: Wioletta Pachocka
ruchem i właściwym nastawieniem, pozwolą nam dobrze funkcjonować na co dzień. 3. Medycyna estetyczna to profilaktyka przedwczesnego starzenia się. Zabiegi maja wpływ nie tylko na nasz wygląd zewnętrzny, ale również na nasze wnętrze poprzez stymulację komórek do samoregeneracji i neokolagenezy. Piękno zewnętrzne i wewnętrzne są ze sobą ściśle połączone, a tym łącznikiem jest niewątpliwie medycyna estetyczna – innowacyjna, skuteczna i bezpieczna w rękach dyplomowanych lekarzy.
Wioletta Pachocka – lekarz stomatolog, lekarz medycyny estetycznej, absolwentka Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego i studiów podyplomowych GWSH w Katowicach na wydziale Medycyny estetycznej dla lekarzy. Pracowała w Uniwersyteckiej Klinice Stomatologicznej, Centrum Periodontologicznym GLOBUS. Od 2004 prowadzi prywatną praktykę stomatologiczną, a obecnie również gabinet medycyny estetycznej. Mama dwójki dzieci, pasjonatka podróży i dobrej książki. tel.: 603 690 256 @: violapachocka@op.pl www.midimed.pl
SALON FRYZJERSKI
Joanna Długosz
STRZYŻENIE • MODELOWANIE FRYZURY OKOLICZNOŚCIOWE KOLORYZACJA OMBRE • SOMBRE • BRAIDS • SHADOW • HEADLINES • MOONLIGHT • DEKOLORYZACJA • FLAMBOYAGE • BALEAGE PIELĘGNACJA OPAPLEX • REKONSTRUKCJA • AMPUŁKI • BOOSTER • ELIKSIR Z KOMÓREK MACIERZYSTYCH KARTY PODARUNKOWE • ODSPRZEDAŻ KOSMETYKÓW • PRZEDŁUŻANIE WŁOSÓW METODĄ ULTRADŹWIĘKÓW WŁOSY NATURALNE SŁOWIAŃSKIE • MAKIJAŻ WIECZOROWY I ŚLUBNY
Kraków, ul. Garbarska 14 • 12 422 13 64 • 501 131 728 hairbazaarkrakow
hairbazaarkrakow
miejsce przyjazne psom
Projekt dofinansowany z budĹźetu Miasta Gliwice.