6 minute read
Manekin ważna figura w świecie mody
from FASON 4_2020
Rozmawiała: Karolina Michalak, zdjęcia: archiwum firmy Antares
Manekiny krawieckie pozwalają projektantom na urzeczywistnienie swoich pomysłów. Mało kto dziś pamięta, że pierwsze manekiny przypominały lalki i były niewielkich rozmiarów. Na takich miniaturowych postaciach krawcy przesyłali na dwór wzory sukien. Jeśli fason spodobał się, przystępowali do prac w rzeczywistym rozmiarze. Nim powstały pierwsze magazyny i katalogi z modą, takie mini manekiny krążyły po świecie i promowały kolekcje projektantów. Mimo, że wygląd manekinów zmieniał się na przestrzeni lat, to wciąż pełnią tę samą funkcję. Ustami Beaty Żołądkowskiej opowiadamy historię rodzinnej firmy Antares, będącej najstarszym polskim producentem manekinów.
Advertisement
Wasza firma to 49 lat historii i tradycji. Od czego i od kogo się zaczęło?
Beata Żołądkowska: Firmę Antares Manekiny stworzył w 1971 roku mój tato Teodor Kukulski. Nie był rdzennym mieszkańcem Żar. Wraz z rodziną, po wojnie przeprowadził się tu z Częstochowy. Był osobą niesamowicie kreatywną, poszukującą nowych wyzwań. O tym, że zajął się produkcją manekinów zaważył przypadek i zrządzenie losu. Długo walczył nad rozpracowaniem sposobu ich produkcji. Nie miał nauczyciela, nie znał osoby, która podpowiedziałaby mu jak zrealizować projekt. Nie było Internetu ani tutoriali. Musiał sam opracować sposób ich wytwarzania, a kolejno dystrybucji.
Jak znalazł pierwszego klienta?
B.Ż. Początki działalności firmy nie były łatwe, ale mój tato nie poddawał się. Pracował w pocie czoła. Pierwszych klientów szukał niedaleko, wśród zakładów krawieckich i sklepów z odzieżą. Po prostu wsiadał w pociąg z manekinem i wyruszał w podróż, by znaleźć kontrahentów w innych regionach polski. I tak z miesiąca na miesiąc przybywało klientów i zamówień.
W czym tkwi sekret Państwa manekinów?
B.Ż. W ręcznej pracy, naturalnych produktach, lnie z polskich fabryk i rodzinnym patencie na ich wytwarzanie. Choć dla mnie ich siła tkwi w osobie mojego taty, który wkładał w nie całe swoje serce. Ich mocną stroną jest także oryginalność. W Europie są tylko dwie firmy, które produkują manekiny tą metodą. My i francuski Stockman. O tym, że ten proces produkcyjny wygląda bardzo podobnie dowiedzieliśmy się dopiero niedawno, oglądając program na kanale Discovery. Kiedyś nie było Internetu, dostępu do zachodnich gazet. Nie wyjeżdżało się za granicę i nie byłod kogo podpatrywać. Wszystko, co tata wiedział o manekinach wynikało z jego ciężkiej i samodzielnej pracy.
Jak powstają Wasze manekiny?
B.Ż. Manekiny wykonuje się od podstaw ręcznie, wyklejając warstwy tektury gorącym klejem. Taki manekin musi dobrze wyschnąć, dlatego odstawiamy go do magazynu na trzy miesiące. Następne etapy to okładanie watoliną, naciąganie naturalnego lnianego płótna na gwoździe i ręczne obszywanie lnianymi nićmi. Ta metoda daje nam niezwykle trwały, wręcz niezniszczalny korpus. Od początku do końca cały proces jest wykonywany ręcznie, bez użycia maszyn i trwa cztery miesiące.
Jak udało się Wam przetrwać próbę czasu? Zmianę ustroju, rozwój technologiczny i zachłyśnięcie Polaków produktami z importu?
B.Ż. Gdy przyszedł czas zmian i nastała doba produkcji styropianu, gdzie sto korpusów wyskakiwało z maszyny w ciągu krótkiego czasu, przyszła obawa czy się obronimy. Sami rozważaliśmy podjęcie takiej produkcji, jednak nie zdecydowaliśmy się na ten krok. Widzieliśmy słabą jakość manekina powstającego w ten sposób. Postawiliśmy na trwałość, estetykę i naturalne materiały. Nie da się porównać manekina pokrytego tanią laykrą bez specjalnych wymiarów do naszych manekinów, które pokrywamy polskim naturalnym lnem, który w pełni jest ekologiczny. W zakładce „nasi klienci” znajduje się lista wielkich polskich firm i projektantów, z którymi współpracujemy, a którzy mają świadomość, że nabywając nasz manekin, mogą pracować na nim długie lata. Wykonujemy również renowacje naszych manekinów, które mają za sobą po 40 lat intensywnej pracy w pracowniach krawieckich. Dajemy im drugie życie, dzięki czemu krawcy dalej mogą cieszyć się ich użytkowaniem. Idziemy z duchem czasu i korzystamy z nowych rozwiązań, ale głównie w zakresie promocji. Założyliśmy profil na Facebooku i Instagramie, a chcąc zwiększyć swoje zasięgi i pozyskać klientów z zagranicy prowadzimy je również w języku angielskim. Dziś nie ma od tego odwrotu, jeśli nie chce się wypaść z rynku.
Czy w branży manekinów widoczne są trendy? Czy ich kształt, sposób wykonania, wzory i kolory zmieniały się na przestrzeni lat?
B.Ż. W naszej firmie od razu wprowadziliśmy pełną tabelę sylwetek. Od małych rozmiarów, po duże, damskie i męskie. Systematycznie je modyfikowaliśmy, w miarę jak zmieniało się społeczeństwo. Coraz większa otyłość i wyższy wzrost spowodowały, że i nasze manekiny musiały się rozrosnąć i wydłużyć. Kiedyś kobiety miały większe biusty i bardziej krągłe biodra, dziś ta sylwetka wygląda zgoła inaczej. U nas sposób wykonania od lat jest niezmienny, watolina, len, drewniane lub metalowe wykończenie. I temu chcemy być wierni, pozostać przy naszej tradycyjnej formie wykonania. Naszą ofertę wzbogaciliśmy nowymi rozwiązaniami, takimi jak piękne lniane czy drewniane, ruchome ręce, nowoczesne głowy z tkanego drutu, lniane głowy, podstawy na kołach. Klient może teraz wybrać czy chciałby tradycyjny manekin, czy może bardziej nowoczesny. W Polsce i na świecie manekiny są wykonywane z pianki, ze styropianu czy żywicy, ale to nie wynik trendów, tylko raczej dostępnych technologii, kosztów produkcji czy chęci wyróżnienia się na rynku.
Czy nie obawiają się Państwo, że nowe technologie i determinowane nimi nowe produkty i usługi, jak na przykład awatary, druk 3D, wirtualne przymierzalnie, wyprą tradycyjną formę prezentowania odzieży, jaką są manekiny?
B.Ż. Na pewno zmagamy się z problemami zalewu styropianu i dziwnym myśleniem „tańsze to lepsze”, ale mamy świadomość, że wspaniale wykonany naturalny manekin przetrwa wszystkie burze.
Co pandemia zmieniła w Waszej pracy?
B.Ż. Przede wszystkim zmienił się klient. Do tej pory, przez blisko 50 lat działalności naszymi klientami były zakłady krawieckie, sieci handlowe, butiki, producenci odzieży, muzea i projektanci. Zamawiali po kilkanaście i kilkadziesiąt sztuk. W momencie, gdy utknęliśmy w domach, zamknięto galerie handlowe, punkty usługowe, szkoły…, ludzie zaczęli myśleć czym mogą zająć swój czas, zaczęli podejmować aktywności, na które nie było wcześniej miejsca, albo zwyczajnie stracili pracę i zmuszeni byli poszukać dla siebie nowego zajęcia. Zaczęły odzywać się do nas indywidualne osoby, które rozpoczęły naukę szycia z myślą o stworzeniu małej marki odzieżowej, a także studenci kierunków projektowych, którzy przeszli na tryb nauczania zdalnego. Do marca, korzystali z uczelnianych manekinów krawieckich, a dziś ucząc się i projektując w domu nie mają niezbędnych atrybutów pracy projektanta. Drugą istotną zmianą jest czas na realizację nowych – starych pomysłów, które odkładaliśmy gdzieś na bok z myślą, że w końcu znajdziemy chwilę, by się ich podjąć.
Czyli nad czym teraz pracujecie?
B.Ż. W tej chwili kończymy projekt małego miniaturowego kobiecego lnianego manekina w skali 1:50, który będzie przeznaczony szczególnie dla młodych projektantów i studentów. Nieduży i poręczny. Można go będzie zabrać na warsztaty i kursy projektowania. Jest genialny. Zaletą jego jest małe zużycie drogich materiałów wykorzystywanych przy projektowaniu.
Czy to jest Wasz autorski pomysł, czy powstał na zlecenie?
B.Ż. Dwadzieścia lat temu wykonywaliśmy takie miniaturowe manekiny na zamówienie dla uczelni artystycznej w Hamburgu. Gdzieś po drodze zaniknął ten projekt a my zajęliśmy się innymi tematami w firmie i dopiero teraz u u nas w kraju pojawiło się zapotrzebowanie na takie formy, a my kolejny raz wychodzimy naprzeciw potrzebom rynku.
Z kim współpracujecie?
B.Ż. Cieszymy się każdą współpracą z wielkimi projektantami, teatrami, muzeami, którzy wybrali nasze manekiny do prezentowania swoich kolekcji. Nasze manekiny były tłem dla kolekcji Macieja Zienia prezentowanej w warszawskich Łazienkach Królewskich w 2019 roku, a obecnie w Starym Browarze w Poznaniu są na nich prezentowane niesamowite stroje autorstwa Iris Van Herpen. Na naszych lnianych manekinach pani Irena Tyl z Warszawy malowała obrazy i wysyłała do galerii na całym świecie. Wielką dumą dla nas jest także współpraca z młodą, genialną projektantką Patrycją Kujawą.