6 minute read
TK Krajobraz Słuchowisko-uzdrowisko
Słuchowisko-uzdrowisko
TK Krajobraz
Advertisement
Miejscowości uzdrowiskowych jest w Polsce ponad pięćdziesiąt. Nieustannie przyjmują gości – kuracjuszy i turystów. Kolejnych kilkadziesiąt to uzdrowiska bez oficjalnego statusu, wśród których niekiedy pojedyncze zakłady kontynuują sanatoryjną tradycję.
Miasta te przynależą do ważnego w skali Europy nurtu kultury uzdrowiskowej, której oddziaływanie pozwala znaleźć wspólne elementy w zabudowie tak odległych od siebie miejscowości, jak Szczawnica i Davos, Kołobrzeg i Baden-Baden.
Mimo to wielu aspirujących krajoznawców będzie szerokim łukiem omijać miejscowości z członem „zdrój”. Bo zbyt mainstreamowo, bo straszne tłumy, bo kramy z pamiątkami gorsze niż na Krupówkach.
Wszystko to oczywiście prawda. Ale i tak warto. W uzdrowiskach jak nigdzie indziej niezwykłe warunki przyrodnicze łączą się z twórczą działalnością człowieka. Wśród lasów i pagórków, w pobliżu solankowych źródeł czy pełnych jodu morskich wybrzeży wyrastały niezwykłe wille i gmachy uzdrowiskowe. Ich sezonowymi lokatorami bywali najbardziej znani ludzie polityki i kultury.
W projekcie „Słuchowisko uzdrowisko” staramy się za pomocą cyklu podcastów nagłośnić wielki potencjał miejscowości uzdrowiskowych. Na dobry początek stworzyliśmy podcasty o Ciechocinku, Nałęczowie, Iwoniczu-Zdroju i Połczynie-Zdroju. Nagraniom towarzyszą plakaty każdej miejscowości oraz foldery pomagające w zwiedzaniu.
Do wód!
Podcasty dostępne są na stronie www.krajobraz.org.
Projekt został zrealizowany ze środków Muzeum Historii Polski w ramach programu Patriotyzm Jutra.
Plakat: Robert Czajka
Nałęczów. Kurort Nałęczów zalicza się do grona najstarszych polskich miejscowości uzdrowiskowych. Pierwsze kuracje odbywały się tutaj jeszcze w ostatnich latach I Rzeczpospolitej. W późniejszym czasie uzdrowisko zaliczało swoje wzloty i upadki. Ich przyczyną nie były walory lecznicze nałęczowskiego mikroklimatu (te zawsze oceniano może nie jako zjawiskowe, ale na pewno przyzwoite), ale polityka, która brutalnie wdzierała się między kąpiele i spacery.
Złoty wiek Nałęczowa zaczął się w latach 80. XIX wieku, gdy uzdrowisko zapełniło się przedstawicielami ówczesnych elit – kulturalnej i politycznej. Bolesław Prus spędził w Nałęczowie 27 sezonów i najchętniej zostałby stałym mieszkańcem, ale na przeszkodzie stanęły mu układy rodzinne. Przeprowadzka powiodła się w przypadku Stefana Żeromskiego, który zasiedlił specjalnie dla niego zbudowaną w stylu zakopiańskim „Chatę” – połączenie pracowni, samotni i bazy wypadowej do korzystania z uciech nałęczowskiego życia towarzyskiego. Z kolei Michał Elwiro Andriolli został w Nałęczowie na zawsze. Gdy poczuł, że trawiąca go choroba wchodzi w fazę terminalną, kazał się przywieźć do Nałęczowa, by tu spędzić ostatnie chwile i spocząć na nałęczowskim cmentarzu. Wsie i miejscowości dookoła są całkiem zwyczajne. Kiedyś budowano je z bielonego drewna i strzechy, dziś z pustaków i dachówki. Tylko Nałęczów jest zupełnie inny. Nagle, pośród lessowych pagórków i wąwozów, zaczynają wyrastać wille jak w Zakopanem czy Szwajcarii. Wśród lokatorów – najbardziej znane nazwiska z podręczników historii Polski. Z Nałęczowa równie daleko jest do góralskich lasów, jak do powietrza pełnego jodu. Jak to się stało, że pod koniec XVIII wieku, z dala od morza i gór, w niepozornym interiorze, zaczęło wyrastać jedno z najpopularniejszych polskich uzdrowisk?
Bohaterem podcastu jest Jerzy Michał Sołdek, mieszkaniec Nałęczowa i znawca jego historii oraz współczesności. Jego opowieść pozwala lepiej zrozumieć, jak przebiegała błyskawiczna kariera Nałęczowa. Z podcastu dowiemy się także, dlaczego XVIII-wieczni magnaci pozwalali zamykać się w beczkach, co wyniknęło z rozkładu wód mineralnych, który w Nałęczowie przeprowadził najbardziej znany farmaceuta epoki, oraz czy dawna nałęczowska snycerka rzeczywiście jest już całkowicie zapomnianą sztuką.
Plakat: Marta Janik
Iwonicz-Zdrój. Odwierty Otaczające Iwonicz-Zdrój łagodne wzgórza Beskidu Niskiego dobrze komponują się z zaciszną atmosferą miejscowości. Choć jest to jedno z najstarszych uzdrowisk w Polsce, nie należy do najbardziej znanych. Najwcześniejsze wzmianki o bijących tu leczniczych źródłach sięgają początku XV wieku, a pierwsza pewna informacja o działającym w Iwoniczu uzdrowisku pochodzi z końca XVI wieku. Dostarcza jej Wojciech Oczko, ojciec polskiej balneologii, w swej pionierskiej publikacji „Cieplice”.
Prawdziwy szczyt popularności uzdrowiska przypada na XX wiek, na lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Powstały wtedy nowoczesne sanatoria przystosowane do całorocznej obsługi kuracjuszy. Do repertuaru oferowanych im rozrywek, takich jak bale, teatr, występy orkiestry, doszły nowe: kino i tenis. To wszystko przerwała II wojna światowa. Po niej zaś, wraz z nadejściem nowej rzeczywistości politycznej w Polsce, zakład został znacjonalizowany. Do Iwonicza zaczęły ściągać turnusy pracownicze. Powstawały nowe sanatoria, a na zboczach Góry Winiarskiej wyrosła nawet cała ich dzielnica.
W latach 70. XX wieku Iwonicz-Zdrój zyskał prawa miejskie, a jego centrum z dziewiętnasto- i dwudziestowiecznymi budynkami zostało objęte ochroną konserwatorską. Być może to uchroniło uzdrowisko przed gwałtownym przekształceniem jego zabytkowej części wraz z nadejściem kapitalizmu – w latach 90. XX wieku i później, po prywatyzacji zakładu w 2011 roku.
Pobyt w sanatorium to moment intensywnych doznań zmysłowych – zabiegi, masaże i kąpiele. Picie wód mineralnych o dziwnych i wyrazistych smakach. Dodatkowo doświadczenie to wzmacnia zwolnienie rytmu dnia, ograniczenie codziennych aktywności i skupienie na ciele. To są uniwersalne doświadczenia każdego kuracjusza, niezależnie od tego, w jakim uzdrowisku się znajduje. Dla odwiedzających Iwonicz-Zdrój ten zestaw sensualnych doświadczeń jest jeszcze bogatszy. Podczas spacerów po okolicznych lasach dosięga ich charakterystyczny, ostry zapach ropy naftowej zmieszany z wonią jodłowego igliwia. A wraz z nim sentymentalna i pobudzająca wyobraźnię opowieść dotycząca odległej przeszłości, w której Bełkotka – najstarsze źródło wody mineralnej – cudownie płonęła żywym ogniem.
Beskid Niski był kiedyś bogaty w złoża ropy naftowej. Wraz z przełomowymi odkryciami – lampą naftową i metodą destylacji nafty z ropy – dokonanymi przez Ignacego Łukasiewicza w XIX wieku całą Galicję ogarnęła gorączka wydobycia oleju skalnego. W krótkim czasie powstawały spektakularne fortuny. Także właściciele Iwonicza-Zdroju włączyli się w poszukiwania i wydobycie cennego surowca. Zbocza okolicznych gór zaczęły znaczyć liczne odwierty i charakterystyczne kiwony oraz inne konstrukcje służące wydobyciu skałooleju ciekłego na powierzchnię ziemi. Podcast opowiada, jak odbiło się to na historii kurortu, jego najbliższej okolicy i mieszkańcach. Zdradza także tajemnicę Bełkotki, i to nie tylko tę legendarną, opisywaną już w XV-wiecznych zapiskach uczonych, ale także XX-wieczną i tę zupełnie współczesną.
Plakat: Jerzy Parfianowicz
Połczyn-Zdrój. Warstwy Połczyn-Zdrój był kiedyś jednym z najważniejszych uzdrowisk Niemiec, stanowił swego rodzaju uzdrowiskowe zaplecze Berlina. Po 1945 roku, na skutek przesunięcia granic, zmienił nazwę z Bad-Poltzin na Połczyn-Zdrój i znalazł się w granicach Polski. Brak zniszczeń wojennych sprawił, że tradycje uzdrowiskowe zachowały ciągłość. Dość powiedzieć, że tutejszy szpital uzdrowiskowy „Gryf” do lat 70. XX wieku był największym obiektem uzdrowiskowym w Polsce. Co równie ważne, oprócz obiektów zdrojowych przetrwał także unikalny układ urbanistyczny miasta oraz sięgający historią początków XIX wieku browar, który dziś przeżywa swoją drugą młodość.
Tradycja uzdrowiskowa Połczyna sięga kilka stuleci wstecz. O pierwszych śladach tutejszego lecznictwa organizowanego dzięki odkrytym w okolicy źródłom wód, tak zwanych szczaw żelazistych, można przeczytać już w źródłach z początków XVIII wieku. W wieku XIX odkryto z kolei źródła borowiny, a wkrótce potem Bad-Poltzin zaczęło być tłumnie odwiedzane przez berlińczyków. W początkach XX wieku uzdrowisko znane już było w skali całej Europy, a liczba kuracjuszy przekraczała dziesięć tysięcy rocznie. Świetne połączenia kolejowe bardzo pomagały w budowaniu mocnej pozycji Bad-Poltzin na mapie europejskich uzdrowisk. Niestety, to ten element, po którym dziś w Połczynie nie pozostał niemal żaden ślad – infrastruktura kolejowa zniknęła z miasta definitywnie w XXI wieku. Na szczęście nadal możemy zobaczyć i odwiedzić niemal kompletne zabytkowe budowle kompleksu uzdrowiskowego wraz z pięknym, utrzymywanym w oryginalnym, ale miejscami półdzikim kształcie parkiem zdrojowym.
„Chcesz mieć córkę albo syna, przywieź żonę do Połczyna”. Wielu dzisiejszych kuracjuszy pamięta dobrze czasy, w których tak się mówiło o tym zachodniopomorskim uzdrowisku. Powiedzenie to oznaczało jednak coś innego, niż podpowiadają pierwsze skojarzenia. W Połczynie warto zaglądać pod spód – miasto kryje w sobie różne warstwy historii. Tak jak pod warstwą odrapanych tynków na jednym z budynków stojących w samym sercu Połczyna kryła się historia domu, który nie istniał, i żydowskiej rodziny, o której pamięć prawie zaginęła. I zaginęłaby, gdyby nie pewien pasjonat historii Połczyna, którego śladami podążamy w słuchowisku.
Plakat: Karolina Kotowska