10 minute read

ERIDERS E-pojazdy „szyte na miarę”

70 Moto E-pojazdy „szyte na miarę”

– ERIDERS

Advertisement

Transport, siła napędowa współczesnej cywilizacji, stoi obecnie w obliczu fundamentalnych zmian – właśnie elektromobilności (w tym tej „micro”). Rynek się nasyca tego typu e-sprzętami, technologia wciąż rozwija, a popularność rośnie! Na szczęście mamy już ustawę regulującą kwestię poruszania się tego typu pojazdami i fantastyczne miejsce w sercu Poznania, gdzie nie tylko kupisz swój pierwszy e-pojazd, ale także rozpoczniesz niezwykłą przygodę z elektromobilnością. Gdzie dokładnie? U Jana Popowskiego, którego sklep „ERIDERS” znajduje się na poziomie -1 Ronda Kaponiery.

tekst i zdjęcia: Filip Olczak

Jakie były początki biznesu, który w Polsce wciąż nie ma tylu zwolenników, ilu mieć powinien?

JAN POPOWSKI: Zarówno filmy, jak i trendy przychodzą do nas zza oceanu z kilkumiesięcznym lub nawet kilkuletnim opóźnieniem. Niemniej w dobie właściwie nieograniczonego, błyskawicznego i łatwego w odbiorze przepływu informacji, ten czas znacznie się skraca. Zanim jednak przejdę do konkretów musimy rozdzielić dwa trendy tego biznesu: e-pojazdów prywatnych i tzw. sharingowych. Ja skupię się na tych prywatnych.

Początki tego biznesu w Polsce rzeczywiście były bardzo skromne i dotarły do nas z opóźnieniem, ale nie ma też się czego wstydzić. W ostatnich trzech latach zdarzyło się w tej branży tak dużo, że mało kto nad tym wszystkim nadąża. Na końcu tej kolejki pozostał najwyraźniej ustawodawca, który w końcu coś uchwalił w tym temacie – od 20 maja br. zaczęła obowiązywać ustawa regulująca status prawny hulajnóg elektrycznych i urządzeń

transportu osobistego.

Postęp moimi oczami wygląda tak, że trzy lata temu, jak podjeżdżałem pod górkę e-hulajnogą (wyglądającą, jak zwykła hulajnoga), to piesi i rowerzyści jadący i schodzący z naprzeciwka przekręcali za mną głowy z ogromnym zdziwieniem, jak ja to robię bez odpychania się nogą. Co więcej, cena ok. dwa tysiące zł za najbardziej popularną

w tamtym czasie e-hulajnogę typu miejskiego, robiła wrażenie. Po roku już nie było tego zdziwienia, a sklepy nie nadążały nad sprowadzaniem tego typu e-hulajnóg. Na portalach sprzedażowych pojawiały się nawet oferty w o wiele wyższych cenach (czasami kilkukrotnie przewyższających normalną cenę), ale z opcją „kup teraz”. Co więcej, zaczęły pojawiać się problemy z serwisem tego typu pojazdów. Owszem serwisy rowerowe mogły naprawić pewne podzespoły mechaniczne (choć niechętnie), ale elektroniki itd. już nie. Rynek w tamtym okresie bardzo się nasycał i zaczęły powstawać nowe kanały sprzedażowe (sklepy stacjonarne i internetowe). Nad producentami i modelami e-pojazdów można było jeszcze jakoś zapanować; mieć je powiedzmy w pamięci.

Zmieniło się podejście klienta?

Trzeci rok to już jest elektryczny szał. Nie ma problemu z dostępnością e-pojazdów, choć rynek wciąż bardzo się nasyca. Cena dwa tysiące zł nie robi już

wrażenia. Oznacza to, że kiedyś początkujący użytkownik wydawał z duszą na ramieniu dwa tys. zł, a teraz na ten sam rodzaj klient wydaje cztery/sześć tys. i to

bez większego stresu. Bo wie, że to nie jest fanaberia, że tego jest już dużo, a będzie jeszcze więcej i może to w każdej chwili sprzedać. Taki klient nie chce już byle czego, żeby tylko było. Ma wybór. Chce dołożyć, aby móc dłużej się tym cieszyć. Żeby zaraz nie zabrakło mu mocy czy dystansu. Co więcej, coraz bardziej liczy się porządny serwis gwarancyjny, dostępność części i przede wszystkim jakość. No i jest już uregulowana kwestia poruszania się tymi e-pojazdami.

A co z zagrożeniami?

Biznes ma swoje prawa. Idąc za „łatwym” zarobkiem powstało mnóstwo różnych producentów (i zarazem importerów), którzy kuszą niskimi cenami i świetnymi parametrami swoich pojazdów. Niestety nie zawsze idzie to w parze z jakością, serwisem, pewną gwarancją, dostępem do części, a podane parametry są częstokroć przerysowane. Dodatkowo, pojazdy są projektowane i budowane z coraz większą mocą, pojemniejszą baterią itd. – w mojej opinii robi się niebezpiecznie. Dlatego za priorytet biorę uświadamianie klientów, zarówno w kwestiach samej jazdy, uregulowań prawnych, w sprawach bezpieczeństwa (np. zawsze pytamy, czy klient ma już kask), jak i wskazuję, na co warto zwrócić uwagę przy zakupie. Liczy się świadomy i pewny zakup. Będzie bezpieczniej i przyjemniej na wspólnie uczęszczanych ścieżkach.

Rzuciłeś karierę prawnika, żeby zająć się prowadzeniem własnego ekologicznego biznesu. Najpierw było zauroczenie i to od pierwszej przejażdżki podstawowym modelem, typowo miejskiej prywatnej e-hulajnogi. Następnie po miesiącu użytkowania i 700 przejechanych km najwyraźniej narodziła się pasja. Dostrzegłem liczne zalety tego typu środków transportu, ale i ogromne możliwości, które pragnąłem badać. Inaczej byłbym chyba szaleńcem, kupując w tamtym czasie, tj. 3 lata temu, e-hulajnogę za 7000 zł! Natomiast kolejny krok to był już początek biznesu.

To była wypadkowa zdarzeń, a także coraz głębsze zanurzenie się w ten świat małej elektromobilności. Pierwszym krokiem biznesowym był portalERIDERS.PL z jedyną na polskim rynku giełdą tego typu pojazdów (jak OTOMOTO dla motoryzacji), mapą serwisów (to był wtedy spory problem) i ogólnymi informacjami (przepisy prawne, sprawy techniczne, itd.). Rok trwało budowanie tego portalu, aby był funkcjonalny, estetyczny i nie kosztował majątku. W końcu to była wielka niewiadoma, a ja miałem swoją stałą pracę i liczne zobowiązania, przede wszystkim rodzinne. (śmiech).

Na portalu się nie skończyło. Co wymyśliłeś dalej?

Po kolejnym roku od uruchomienia portalu stworzyłem własny kanał na YouTube z testami nowych i używanych e-pojazdów. Założeniem były krótkie (do 10 min) – uporządkowane w stałym schemacie, przyjemne w odbiorze i przede wszystkim rzetelne – materiały wideo. To była szansa, ale i spore ryzyko. Wystawiłem się wraz z moim pieczołowicie budowanym przedsięwzięciem na publiczną ocenę. Mogło być różnie. Sfera Internetu, mediów społecznościowych bywa bezlitosna, ale Electric Johnny przetrwał (śmiech) i ma się tam całkiem

72 dobrze. Obecnie zdarza się, że klienci przychodzą właśnie do Moto niego po poradę, co do wyboru e-sprzętu. Od tego momentu tak już tym wszystkim przesiąknąłem, że pozostały mi dwie opcje: albo w ten świat całkowicie wchodzę, albo zupełnie wychodzę. Już nie mogłem dalej łączyć stałej wymagającej pracy, w której zarządzałem zespołem, realizować należycie obowiązków rodzinnych, mając dwójkę dzieci na rodzinnym pokładzie i jednocześnie zajmować się absorbującym dodatkowym hobby-biznesem. Co więcej, od lat borykam się ze swoimi problemami zdrowotnymi, które w tamtym czasie zaczęły mi coraz bardziej doskwierać.

Po 6 miesiącach od uruchomienia kanału na YouTube rzuciłem dotychczasowe urzędowe przywileje wraz z prestiżowym stanowiskiem, na które przez ostatnie lata ciężko pracowałem (a wcześniej studiowałem, kończąc dwa fakultety, w tym prawo) i otworzyłem Salon ERIDERS.STORE w samym centrum Poznania, jakim jest Rondo Kaponiera. Całość trwała dosłownie tygodnie – od podjęcia decyzji do wprowadzenia się do Salonu! Szalone tempo i decyzja.

Deski, hulajnogi, kółka – czym tak naprawdę są i czym się charakteryzują?

Pisałem o tym na portalu ERIDERS.PL w artykule „Królewskie e-trio”. Istnieje wiele typów urządzeń małej elektromobilności. Niemniej jednak tylko trzy z nich zasługują na miano tej królewskiej e-trójki: rowery, hulajnogi i monocykle.

Dobór tego typu urządzeń opiera się głównie na potrzebach (dystans, bagaż), ale i uwzględniając równie ważne aspekty, jak obsługa (jazda), użytkowanie (serwisowanie) czy koszty (zakupu, napraw).

E-rowerem dojedziemy najdalej. Można nim najwięcej ze sobą zabrać. Sam rower jest powszechnie używanym środkiem transportu, więc prawie każdy potrafi nim jeździć i serwisować, poza elektrycznym układem napędowym i baterią. Co więcej, nie trzeba kupować oryginalnego e-roweru, a wystarczy przerobić swój dotychczasowy – tzw. konwersja.

E-hulajnogą można się sprawnie przemieszczać w gąszczu zurbanizowanych miast, pomykać wąskimi uliczkami czy zatłoczonymi chodnikami. Po jej złożeniu jest możliwa do przenoszenia, można z nią podróżować w komunikacji zbiorowej (polecam umieścić w specjalną/dedykowaną torbę), wejść do sklepu (trzymając jak walizkę) czy schować pod biurko (w pracy). Kilka godzin ładowania wystarcza na przejechanie kilkudziesięciu kilometrów. Te zalety są domeną niewielkich e-hulajnóg, typu miejskiego, z jednym niewielkim silnikiem. Ale są też większe, miejsko-offroadowe z dwoma silnikami, większym skokiem zawieszenia, ale i takie specjalistyczne: typowo w offroad, wyścigi, pokazy. Ich waga i cena rosną wprost proporcjonalnie do ich możliwości. Zresztą z e-rowerami jest tak samo. Od miejskich, przez górskie po indywidualne przeróbki o prawie nieograniczonych możliwościach. Sam już czasami nie wiem, czy to motor czy samolot. (śmiech)

E-monocykl to taka walizeczka mieszcząca w sobie koło, za pomocą którego można przemykać na równi z pieszym, ale zdecydowanie szybciej i z mniejszym użyciem własnej energii. Po jeździe lub w miejscu nie nadającym się na kontynuowanie trasy wyciąga się rączkę i prowadzi jak walizeczkę na kółkach. A jak to cudo działa? Ten niezwykły e-pojazd wyposażony jest w samobalansujący system, elektryczny silnik i żyroskop, co wymaga stosunkowo dużo pracy ciałem oraz zmysłu równowagi. Tu nie ma już ręcznego układu hamulcowego, a elektryczny reagujący na ruchy użytkownika, czyli wspomniany balans ciałem. Nie ma też prostej instrukcji, jak tego się używa. Jedyna droga to próby oraz nauka na błędach. Bez nabrania pewności siebie, nauka jazdy nie będzie

postępowała. Jednakże po opanowaniu jazdy ewentualne otarcia rekompensuje radość użytkowania – podobno, ja jeszcze się nie przemogłem do tego e-sprzętu. (śmiech) Także i tu mamy spory wachlarz możliwości, gabarytów i cen.

Kto jest Twoim klientem, jeżeli chodzi o przedział wiekowy?

To jest bardzo ciekawe i jednocześnie miłe zjawisko, że nie ma jednego bardzo przeważającego „typu” klientów. Wiek tu nie gra roli. Najmłodsi, czyli kilkunastoletni, przychodzą z opiekunami , oczywiście po te najbardziej podstawowe sprzęty. Takie e-hulajnogi mają regulowaną wysokość sztycy kierownicy, którą można odpowiednio dopasować. To jest niezwykle istotna sprawa. Natomiast dla tych najmłodszych dzieci nic nie mam, a wręcz odradzam i to pomimo wielu zapytań.

Są też starsi, powiedzmy doświadczeni życiowo klienci. Niejednokrotnie proszą o przejażdżkę tymi najmocniejszymi e-pojazdami. Początkowo myślałem, że to niewiedza czy jakaś fanaberia. Nic bardziej mylnego. Ci klienci mogliby mnie uczyć. Mają doskonale obeznany rynek. Są bardzo świadomi. Chcą już jedynie w praktyce dokonać wyboru. To niesamowite. To nie ja „starsze” osoby edukuje czy zaskakuje, a to wręcz one mnie onieśmielają. Wiek nie jest jedyną „różnicą”. W swojej ofercie posiadam przystawki z napędem elektrycznym do wózków inwalidzkich. Wózki inwalidzkie są ciężkie i drogie. Poza tym nie zawsze są konieczne. Takie przystawki są doskonałą alternatywą dla osób, które korzystają ze zwykłych wózków inwalidzkich. Krótkie i niewymagające dystanse o własnych siłach, a te bardziej absorbujące przy wsparciu elektrycznej przystawki (schowanej np. w bagażniku auta). Co więcej, istnieją dotacje do tego typu sprzętów medycznych, nawet do 70 procent.

Czy Twój sklep to rodzaj biznesu, w którym starasz się pomagać innym być jeszcze bardziej ekologicznym?

Nie, to nie jest moje główne założenie. Chcę propagować ten wspa-

niały środek transportu. Jest ekonomiczny, ekologiczny, szybki i przyjemny, ale wiele osób wciąż ma niewystarczającą lub błędną wiedzę na jego temat. Co więcej, źle interpretuje zastosowania.

Niewystarczająca wiedza to pytania takie jak: gdzie kupić, za ile, co, jak użytkować, gdzie serwisować, jaki jest dystans, czy warto w ogóle zainwestować.

Błędna wiedza to przede wszystkim takie hasła, jak: drogie, fanaberia, brak ruchu.

Zła interpretacja: dla leniuchów, dla gadżeciaży, dla młodych.

No cóż, jesteśmy na początku tej e-przygody i wiele osób nie dostrzega sedna sprawy. Przecież te środki e-transportu: ODCIĄŻAJĄ ZAKORKOWANE I ZADYMIONE MIASTA, USPRAWNIAJĄ I UMILAJĄ KOMUNIKACJĘ, A TAKŻE UMOŻLIWIAJĄ KORZYSTANIE Z ICH STANDARDOWYCH WERSJI, JAK ROWERY CZY HULAJNOGI, OSOBOM KTÓRYM ZDROWIE I LEKARZE ZABRANIAJĄ ICH UŻYTKOWANIA. E-WSPOMAGANIE ROZWIĄZUJE TE PROBLEMY!

Osobiście znam czy poznałem na trasie osoby, którym e-możliwości przedłużają, a nawet wręcz umożliwiają korzystanie z rowerów, hulajnóg i w ogóle usprawniają funkcjonowanie w swojej niepełnosprawności.

Ostatnio miałeś dość napięty grafik.

Tak, bo sprzedaż to nie wszystko! W ogóle ta branża jest zaskakująca. Początkowo miał być tylko portal. Później powstał kanał YouTube, następnie Salon, serwis i eventy.

Właśnie eventy i cała ta reszta – skąd to się wzięło?

W ostatnich latach brałem udział w Forach Rozwoju Miast Polskich, organizowanych przez Miasto Poznań i Wydział Smart City (oczywiście dla tematu e-mobilności). Wypadkową powyższego (i oczywiście mojej działalności) była wspólna akcja z Miastem Poznań i BOLTEM: „Śmigaj Bezpiecznie”. Kolejna taka akcja, ale w większej formule, odbędzie się już niedługo we wrześniu. Promocja bezpiecznej jazdy i przepisów prawnych.

Następnie znajomy, który prowadzi (jak dla mnie najlepszy) kanał na YouTube - TABA NA ROWERZE, polecił mnie firmie organizującej tego typu wydarzenia. Padła propozycja stworzenia i obsługi stref z e-pojazdami w 6 miastach w całej Polsce. Dzień po dniu. Udało się i to jeszcze jak! Mała, ale z potencjałem elektromobilność została godnie zaprezentowana! Także kolejna rzecz, którą chciałbym mocno rozwinąć. Duże eventy, ale i te małe, dla grup, firm i o różnej tematyce (off-road, jazdy po torach wyścigowych). Sprzęt już mam.

W tych czterech zwariowanych miesiącach od otwarcia Salonu brałem także udział w akcji charytatywnej. Wystawiłem miejską e-hulajnogę wraz z zaprzyjaźnioną firmą produkującą e-pojazdy – TECHLIFE na licytację, która odbyła się podczas XIII Gali Biznes Boxing Polska. Dochód z przekazanej na licytacje e-hulajnogi został w całości przekazany na wsparcie sekcji Ampfutbolu Warty Poznań, sekcji piłki dla niepełnosprawnych. To także nie jest akcja jednorazowa. W połowie września będę uczestniczył w innej gali sportowej, w takiej samej formule, licytacji.

Co ciekawe, w Salonie mieliśmy już kupców z innych miast Polski, jak Szczecin, ale i zza oceanu, ze stanu Alabama (oczywiście będącego na kontrakcie w PL). Natomiast świeżo co otwarty serwis przyjmował do naprawy e-sprzęty z rodzimego terenu, jak Międzyzdroje, ale i z zagranicy, Irlandii. A zaczynałem sam, od wymiany opon na kartonie i kawałku deski. Teraz mam na pokładzie wspaniałych fachowców, ale i pasjonatów. To stąd te rzeczowe opinie i emocjonalne podziękowania od klientów. Miód na nasze spracowane ręce.

This article is from: