Nr 24 (2016)
Medium
Tradycyjnie
e-magazyn rozwoju osobistego
Duński sposób na szczęście
Yule Orgonitowe czary Wymiana energetyczna
str. 1
ilustracja: Tina Wieczorek
Na dzień dobry
Kończy się kolejny rok. Dla mnie był numerologiczną Dwójką, czasem wyciszenia, zadumy nad tym, co dobre, a co niekorzystne w moim życiu. Uruchomiła ta liczba we mnie sporo różnych emocji. Pojawiło się wahanie, czy warto robić to, co robię oraz pytanie, co koniecznie trzeba zmienić. Połączyły się te myśli z refleksyjną Dziewiątką, która patronowała wibracji całego roku. Poddałam się tej energii, zastanawiając nad minionymi wyborami i przymierzając do kolejnych projektów. Zapragnęłam odpocząć od nadmiernej aktywności w sieci i poświęcić pisaniu, temu, co kocham najbardziej. Odpoczywałam. Dzisiaj jednak po długiej przerwie wracamy do Was Kochani Czytelnicy, aby przynieść do Waszych domów troszkę dobrej energii na magiczny zimowy czas. Wracamy przede wszystkim dla Was, chociaż przyznaję, że piszemy, bo dzielenie się dobrymi informacjami sprawia nam dużo przyjemności. Miło nam, że czekacie i cieszycie się na każdy kolejny numer. Dziękujemy wszystkim naszym Sympatykom za cierpliwość. Wracamy w szczególnym przedświątecznym czasie, kiedy wokół nas ludzie spieszą z choinkami i prezentami, a wszystko spowijają dźwięki kolęd. Nawet ci z nas, którzy z różnych powodów nie obchodzą świąt Bożego Narodzenia przyznają, że w tym wyjątkowym okresie stajemy się dla siebie lepsi i bardziej serdeczni. W dzień wigi-
lijny dzieląc się opłatkiem, wybaczamy sobie stare urazy, bo tak każe tradycja. I poddajemy się temu nakazowi, jakby był obowiązkowy. Czym zatem jest tradycja: presją czy zwyczajem? Skąd się bierze i jak przejawia, próbujemy odpowiedzieć w kontekście Bożego Narodzenia. A przy okazji piszemy też o tym, jak smakują tradycyjne potrawy i jak wyglądają święta w innych rejonach świata. Przynosimy Wam w darze to wszystko, co uznaliśmy za ciekawe i godne polecenia. Obok psychologicznych i duchowych rozważań znajdziecie jak zawsze bajki, przepisy kulinarne, refleksje o Reiki i bajecznie kolorowe opowieści o mandalach i orgonitach. Życzymy Wam tęczowego, pełnego miłości czasu. Niech w Waszym życiu dzieje się tylko Dobro.
str. 2
str. 3
Spis treści Tradycyjnie ........................................ 5 Słów parę o tradycji ............................7
Yule ....................................................9
Święta Bożego Narodzenia w Afryce .11
Duński sposób na szczęście ............. 13 Życiowa sytość .................................. 15
Magia żywiołów ................................. 41
Historie życiem pisane ...................... 17
Wymiana energetyczna .....................43 Runa Jera ......................................... 45
Tarot – rodzaje pytań ......................... 49
Ustawienia systemowe ...................... 19
Refleksje o Reiki Chociażby dziś nie złość się ..............51
Sekret szczęśliwego związku Ideałów nie ma .................................. 25 Wtul mnie w siebie cz. 3 .................... 27
Magiczna kuchnia Małgosi ................ 53 Skóra pod zimową pierzynką ............ 57
Orgonitowe czary................................ 31
Ciepełko ............................................ 59
Mandale ............................................. 35
Moje Vedic Art ....................................39 Kruszonka z ciastem ......................... 61 Gwiazdkowa bajka dla KotaZapieckowego ...................... 63 Bractwo Dusz .................................... 65
str. 4
Temat numeru Bogusława M. Andrzejewska trener rozwoju osobistego, publicystka, nauczyciel Reiki, konsultant NAO, astropsycholog, numerolog. http://prosperita.edu.pl
Tradycyjnie Słowo to kojarzy mi się niezmiennie ze „Skrzypkiem na dachu” i niezapomnianą rolą Topola, który mistrzowsko odtworzył Tewjego Mleczarza. W tej doskonałej adaptacji znanego musicalu temat tradycji przewija się przez wszystkie wątki. I gdyby nie owa tradycja, zapewne Tewje nie miałby problemu z podjęciem jakiejkolwiek decyzji. Blokuje ona szczęście jego córek, popycha do kłamstw, rozstań i rodzinnych dramatów. A jednocześnie jest dumą i spoiwem łączącym w jedno ubogich mieszkańców Anatewki. To właśnie tradycja pozwala zachować równowagę ludziom, którzy jak tytułowy skrzypek, grają muzykę swojego życia balansując na stromym dachu. „Tradycyjnie, jak co roku…” – takimi słowami zaczynamy składać innym życzenia. Tradycyjnie ustawiamy choinkę, szykujemy świąteczny barszcz i rybę, idziemy na wigilię do nielubianego szwagra. Tradycja nakazuje przecież, więc musimy… No właśnie. Taka presja! Czy ta tradycja jest zatem dobra czy zła? Od razu udzielę odpowiedzi, że żadna jakość nie jest pozytywna ani negatywna. Wszystko zależy od nas, od naszej interpretacji i od tego, co zrobimy z ofiarowanym nam przez życie darem. Dwa lata po wyjściu za mąż zdecydowałam, że nie będę jeździć na wigilię do mamusi, lecz
sama zorganizuję świąteczną kolację dla swojej rodziny. Czułam się szczęśliwą żoną i panią domu. Nie chciałam świąt spędzać w podróży pomiędzy jednymi i drugimi rodzicami. Chciałam też stworzyć własną tradycję, coś dla mnie, mojego męża i dzieci. Zaczęłam od wystroju mieszkania, kontynuowałam ubraniem choinki, a wreszcie dotarłam do ustalenia menu tej wyjątkowej i jedynej w roku uczty. Moja babcia, a potem mama, podawały na wigilię karpia w galarecie, następnie żurek, potem pierogi z kapustą i kutię. Myślę, że to był kluczowy moment, kiedy zadałam sobie prozaiczne pytanie: czy ja chcę karpia? Czy muszę? Przecież nikt z nas go nie lubi. Wyrzuciłam ryby z listy potraw, ponieważ ryby jadam tylko w lecie i tylko w jednym barze w Polsce – przyrządzone przez naszego sympatycznego znajomego Marcina. Potem wykluczyłam żurek i inne potrawy, które jadałam zawsze tylko dlatego, że tak każe tradycja. Ułożyłam własne pyszne menu, które odpowiadało wszystkim w moim domu. Ktoś może powiedzieć: ależ tak nie wolno, tradycją jest ryba na wigilię. Myślę, że wielkim minusem jest narzucanie sobie tego, czego nie chcemy, tylko dlatego, że tak każe zwyczaj. Światły człowiek jest otwarty nie tylko na zmianę poglądów, ale także odejście od tego, co mu nie
str. 5
Temat numeru Tradycyjnie
służy. W gruncie rzeczy, gdybyśmy kurczowo trzymali się przyzwyczajeń, to dzisiaj nie mielibyśmy lamp elektrycznych, bo przecież sto lat temu tradycją było zapalanie świecy. Nie byłoby komputerów, komórek ani innych urządzeń. Tradycja traktowana jako przymus i nakaz jest wrogiem postępu. Co w niej zatem dobrego? Po pierwsze łączenie ludzi o zbliżonych poglądach. Dla wielu ludzi tradycja to tożsamość i przynależność. To możliwość dzielenia się wrażeniami, legendami i symbolami zrozumiałymi tylko dla nas. To poczucie bliskości i budowanie choćby częściowe kultury. Mądrze nakreślana to także tworzenie dobrych i wartościowych rytuałów. Po drugie – wspólne dla grupy zwyczaje, takie jak nadchodzące święta, to cudowne otwieranie serc. Nie wszyscy na świecie obchodzą Boże Narodzenie. Są kultury, w których taki dzień nie istnieje. Ale te, które świętują przyjście na świat Chrystusa, odnajdują w tym okresie piękną wspólnotę, która wyraża się w życzliwości, serdeczności i wspaniałych życzeniach. Ludzie dzielą się opłatkiem lub chlebem, obdarowują prezentami i wzajemnie odwiedzają. Zauważam w tym czasie więcej ciepła i tolerancji. Bo tradycja nakazuje nie tylko jeść rybę, ale także wybaczać. I czasem to pomaga zajadłym wrogom w podaniu sobie ręki. Bo nie wypada inaczej. Nie ma znaczenia, że wybaczać powinniśmy innym nie tylko od święta, bo lepiej wybaczać raz w roku, niż nie wybaczać wcale. Krąży w sieci złośliwy mem, który wzgardliwie mamrocze o tym, że nadchodzi czas fałszywych życzeń. Bardzo nieszczęśliwa jest osoba, która go stworzyła lub rozpowszechnia. Bardzo biedna i złakniona miłości. Ale tu właśnie widać, że przymus zabija w nas serdeczność. Są ludzie, którzy zmuszani do składania życzeń widzą w tym coś przykrego. Być może, gdyby nie tradycja postrzegana jako presja, chętniej otworzyliby serce na pozytywne dla siebie i innych doświadczenia. Dobre słowa są jak latarnia, która rozprasza mrok. Wnoszą światło i uzdrawiają. Nie szczędźmy sobie ciepłych słów. Nie miewam takich problemów. Każdemu, dokładnie każdemu, życzę miłości, radości i szczęścia. Także tym, którzy zachowali się
wobec mnie niegodziwie. Im bardziej będą kochani i szczęśliwi, tym mniej złych rzeczy będą wyrządzać komukolwiek – to proste. Dlatego dobre życzenia są jak magiczna różdżka, która uzdrawia świat. Składanie życzeń jest jednym z najpiękniejszych zwyczajów na świecie, ponieważ cokolwiek życzymy innym, umacniamy także w sobie. Oczywiście nie potrzebujemy świąt i opłatka, by mówić sobie ciepłe słowa – to jasne. Możemy każdy dzień zaczynać od dobrych życzeń. Ale podobnie, jak w przypadku wybaczania – są wśród nas ludzie, którym taki rytuał jest potrzebny, aby w ogóle wyartykułowali coś pozytywnego do drugiej osoby. Lepiej od święta życzyć innym szczęścia niż nigdy nic dobrego nie powiedzieć. Myślę, że to przykład, który pokazuje, że tradycja uczy pięknych wartości. Jest jeszcze jeden powód, dla którego lubię świąteczne zwyczaje. Roziskrzona światełkami choinka i stos kolorowo zapakowanych prezentów budzi we mnie radość wewnętrznego dziecka. Zapach świerkowych gałązek i gotowanych grzybów przywołuje obrazy cudownego dzieciństwa i błogości; czasów, kiedy byłam malutka i szczęśliwa. Jakże łatwo wtedy rozdmuchać w sobie ten drobny płomyczek szczęśliwości i oświetlić nim chwilę obecną. Czasem wystarczy, że pochylę się nad gałązką choinki i powącham ten cudowny leśny aromat. Zamykam na chwilę oczy i… kiedy je otwieram, jestem w raju. Wiem, że każdy to potrafi, jeśli tylko zechce. Staram się podążać za głosem serca i być w zgodzie z tym, co gra w moim wnętrzu. Dlatego jestem uparta i niezwykle odporna na presję. Nie daję się zmuszać do niczego, ponieważ sama wybieram to, co dla mnie dobre i wartościowe. W świątecznych zwyczajach umiem znaleźć wiele pięknych elementów, które wzbogacają mnie i moich bliskich. Szukam takich rzeczy w tradycyjnych przekazach moich przodków, doceniając ich mądrość. Przecież piękno nie urodziło się dzisiaj. Otwierając się na zmiany, które nieuchronnie nadchodzą każdego dnia, sama także tworzę nowe, pozytywne rytuały. Wierzę, że ktoś kiedyś z ciepłym uśmiechem także nazwie je tradycją.
str. 6
Krzysztof Matusiak
trener rozwoju osobistego i biznesowego, praktyk Reiki, terapeuta http://doradztwoartex.pl
Słów kilka o tradycji Napisać coś o tradycji w języku ludzi, którzy żyją tradycjami, nie jest prosto. Zwłaszcza, gdy ma się inne spojrzenie na owe. Tradycje Polaków obejmują święta religijne, historyczne zdarzenia – zwłaszcza przegrane sprawy, czczenie umarłych, nienawiść do innych itd. Plemiona wolnych ludzi, Słowian, którym siłą narzucono religię im obcą, w swej tradycji zachowują i kultywują wszelakie święta, a zwłaszcza nadchodzące święta tzw. Bożego Narodzenia. Niewielu pozostało wśród nas tych, którzy pamiętają o swoim słowiańskim rodowodzie, o potędze
Słowian, ich wolności i bliskości ze Stwórcą. Nawet ci, którzy mienią się niewierzącymi lub rozumiejącymi matriks i niewolę wobec religii, polityki, mediów ulegają tradycji spędzania w określony sposób tego czasu między 24 a 26 grudnia. Nie ma w tym ani logiki, ani wiary, pozostaje jednak zaprogramowane działanie. Spotykają się ludzie w ten jeden wieczór, ludzie, którzy czasem przez cały pozostały okres roku się nienawidzą, aby udawać przed sobą miłość, bliskość, zrozumienie, czystość intencji. Ponieważ wymaga tego tradycja.
str. 7
Temat numeru Słów kilka o tradycji
Słyszę dookoła: bo tak powinniśmy, bo taka jest tradycja, bo tak nas nauczono. Gdzież jest tu miejsce na szczerość, prawdziwe odczuwanie siebie i innych, chęć bycia sobą? Gdy coś/ktoś za nas decyduje. Smutny jest ten świat, ponieważ jesteśmy zniewoleni przez tradycję, religie, politykę, korporacje, banki i media. Wszystko to mówi nam co i jak mamy myśleć. Zapewnia nam igrzyska – święta, chleb – ochłapy z pańskich stołów wynikające z pracy lub częstego przebywania w MOPS-ach. I wszystko to mieści się w obszarze tzw. tradycji. Ja postrzegam tradycję jako narzucony naszym umysłom program, który nakazuje świętować wybrane dni w roku, według nakazów kapłanów lub polityków, podczas gdy świętować trzeba każdy dzień. Bez wyróżnienia. Poza tym tradycyjne podejście do świąt, rocznic itp. prowadzi do tego, że ludzie utożsamiają się z nimi, zamiast dbać o świętowanie swych własnych doznań i przeżyć. Narzucono nam coś co „pięknie” wygląda i brzmi, ale ma jeden jedyny cel – zniewolić nas doszczętnie. Zgodnie z założeniami tradycyjnych zachowań. Zbliża się kolejny okres udawanej bliskości oraz miłości między rodzinami, ludźmi w ogóle. Jedni będą łamać się tradycyjnie opłatkiem, jeść karpia i pójdą na pasterkę, podczas gdy w tym samym czasie wielu ludzi umrze z głodu, w wyniku wojen, konfliktów itp. Wierzę, że nie o takim świecie mówił Joshua zwany u nas Jezusem. Nie o takim świecie mówił Budda, Lao Tse, Konfucjusz, pewnie i Mahomet. Wszyscy oni widzieli zło, które jest w nas i podawali proste recepty by się od niego wyzwolić. Wybaczenie i miłość, a nie tradycja i niewola umysłu oraz duszy. Jednak niewielu ludzi ma moc, by się wyzwolić z okowów tradycyjnych zachowań, ponieważ wisi nad nimi jak miecz Damoklesa: co ludzie powiedzą? Dla spokoju matki/ojca trzeba to zrobić! Gdzie się podziała odwaga dusz? Gdzie jest schowana prawda głosu, który nam stale przypomina o tym kim jesteśmy, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy? Rodzimy się jako wolne istoty obdarzone wolną duszą, a życie na ziemi po-
woduje, że oddajemy wolność w imię religii, tradycji, polityki, konsumpcjonizmu, wspólnoty. Poddajemy się indoktrynacji, przy której indoktrynacja komunistyczna, faszystowska, demokratyczna są niczym. Poddajemy się indoktrynacji tradycji narzuconej nam przez religie i polityków. Kupujemy je i sprzedajemy siebie oraz swoją wolność wyboru. Oddajemy się w ręce innych, którzy decydują za nas co i kiedy mamy robić, jak żyć, jakich praw przestrzegać. Praw wymyślonych przez ludzi przeciwko ludziom. Tak jest też z tradycyjnym pojmowaniem demokracji. Jak mawiał Churchill jest to najgorszy system wymyślony przez człowieka. Jednak tradycyjnie jesteśmy nim zachłyśnięci i nie widzimy, że nie ma takiego prawa naturalnego, które mówi, że 51% obywateli może decydować za 49% innych, co mają robić, jak żyć, w co wierzyć….. To kolejna tradycja, której ludzie bronią bardziej, niż własnej wolności. Tradycja wbrew pozorom rozbija ludzką wspólnotę, która mogłaby przeciwstawić się jej i pozwolić wszystkim, by żyli według zasad, które mają głęboko ukryte w sobie. Pierwotnych zasad Wszechświata, gdzie dobro oznaczało to, że każdy szanował czyjąś wolność wyboru, czyjąś wolność decydowania o swoim życiu, gdzie dobrem było współistnienie z naturą i swoim duchem. Każdy z nas ma cząstkę Stwórcy w sobie – jego ducha i duszę, więc nie potrzebuje innej tradycji, niż spojrzenia w głąb siebie, by przypomnieć sobie naturalne prawa życia. Duch nie potrzebuje pośredników do kontaktu ze StwórcąOjcem Wszechrzeczy. Sam się z nim kontaktuje. I to jest prawdziwa tradycja, zapomniana i zarzucona przez ludzi-dusze. Dlatego stale żyjemy w kole narodzin i śmierci, którego jednym z elementów jest tradycja i tradycyjne zachowania. A koło można opuścić w jeden sposób – odzyskując swoją wolność poprzez nie podleganie jakiejkolwiek indoktrynacji, w tym głównie tradycji i jej pochodnym: świętom, obchodom, rytuałom, akademiom ku czci. Wszystko to karmi naszą pychę, lecz nie wnosi niczego do naszego ducha.
str. 8
Ewa Lenart pasjonatka i nauczyciel rozwoju osobistego, miłośniczka Reiki, Run, Tarota, Vedic Art. http://czaroferek.blogspot.pl
Yule
Ludzie od dawna obserwowali naturę. Ich życie zależało w ogromnym stopniu od zmian w niej zachodzących. Dostosowywali do niej zasiewy i zbiory upraw, gromadzili zapasy na trudne okresy – zimy lub susze. Dzięki temu nauczyli się rozpoznawać jej cykle i stałe okresy w niej zachodzące. Natura to nie tylko roślinność, czy temperatury, to również zmieniające się energie. W różnych okresach naszej historii i różnych rejonach wiedza astronomiczna była bardzo zróżnicowana jednak nawet w najmniej rozwiniętych obszarach zauważano takie zmiany jak punkty przesilenia czy równonocy. Najczęściej w takich okresach obchodzono różnego rodzaju obrzędy. Jednym z bardzo ważnych dni jest właśnie zbliżający się okres zimowego przesilenia. W tym czasie obchodzono święto o nazwie Yule. To czas, kiedy dzień jest najkrótszy, a noc najdłuższa. W tym okresie ludziom towarzyszył często strach o przetrwanie: o żywność i ciepło. I choć nie we wszystkich obszarach zima jest równie trudna do przeżycia, to jednak wszyscy zauważali czas uśpienia i spowolnienia rytmu istnienia. Yule, to święto kiedy bogini rodziła nowego boga słońce, dającego nadzieję, że już niedługo dnia znów zacznie przybywać, znów pojawi się roślinność i znów będzie pod dostatkiem pożywienia, a natura stanie się bardziej przyjazna dla ludzi.
Początków tego święta można się dopatrzyć w obchodach narodzin Boga Słońca celebrowanych w pradawnych czasach na wyspach Morza Śródziemnego. Później obchodzone było w większości krajów europejskich (w krajach słowiańskich aż do X wieku). Stopniowo zostało wyparte przez chrześcijańskie Boże Narodzenie. Obchody Yule oczywiście różniły się od siebie i w różnych rejonach z czasem narastały różne zwyczaje. Palono wtedy polana, aby pomóc nowo narodzonemu bogu światła rozświetlać świat. Pomimo strachu o pożywienie, ucztowano. Było to więc, na przekór ciemności, święto światła i obfitości, suto zastawionych stołów, radości i zabawy.
Aby zapewnić sobie pomyślność na następny rok dawano sobie prezenty, składano życzenia pomyślności i dostatku. Na znak, że pomimo ciężkich warunków uda się jednak przetrwać, przynoszono do domów zimozielone rośliny i ozdabiano je symbolami płodności natury: jabłkami, orzechami, pomarańczami, laskami cynamonu, woreczkami z ziołami czy ciasteczkami. We wszystkich tych zwyczajach jedna rzecz była wspólna. Zawsze chodziło o wytworzenie dobrej energii, nadziei na lepsze jutro, na to, że światło znów zwycięży i znów natura rozkwitnie pełnią życia.
str. 9
Temat numeru Yule
Nie przez przypadek chrześcijańskie Boże Narodzenie zostało osadzone właśnie w tym czasie. Tradycja związana z obchodzeniem tego święta również jest bardzo podobna. Tu także obchodzimy radosne wydarzenie przyjścia Jezusa na świat, co zapowiada lepsze czasy radości i nadziei. Przynosimy do domów choinki i ozdabiamy je najpiękniej jak potrafimy, składamy życzenia i obdarowujemy się prezentami. Nie chcę tutaj dzielić ludzi na chrześcijan i pogan. Moim celem było wykazanie, że bez względu na to z jakiego powodu świętujemy, jest to po prostu święto rodzinne, radosne i pełne nadziei. Święto, podczas którego ludzie powinni odczuć pozytywne wibracje. Na przekór zimie, niedogodnościom, milionom spraw, które chcemy załatwić na czas, to przede wszystkim święto, podczas którego powinniśmy się trochę zatrzymać. Zadumać nad cyklami natury, nad tym, że wszystko przemija, ale też się odradza, że stare odchodzi tylko po to, aby zrobić miejsce nowemu i że zawsze jest nadzieja. Tekst ten piszę w czasie, kiedy sama oczekuję narodzin dziecka, więc szczególnie jestem wyczulona na rodzinną atmosferę i na pozytywne
wibracje i wiem, że to właśnie od nas zależy, jaka atmosfera będzie obecna w tym czasie w naszym domu. Moim sposobem na udane święta jest radość, zabawa, odpuszczenie tego, co niepotrzebne, a przede wszystkim miłość i zrozumienie. Mało ważne jest to, czy serwetki na stole będą idealnie pasować do wzorów na obrusie, a zdecydowanie ważniejsze, że ten stół nakryjemy razem z moją córeczką i do stołu zasiądziemy z całą rodzinką.
Nie ma znaczenia, czy prezenty będą trendy, czy będzie to symboliczny drobiazg, ale to, że cała rodzina zaangażuje się w to, aby dać coś od siebie. Każdy w tym czasie będzie się starał pomyśleć o innych, o tym żeby sprawiać sobie nawzajem nawet drobne przyjemności. Święta można też obchodzić w sposób zupełnie inny, tak jak każdemu pasuje najbardziej. Ważne żeby pozwolić sobie w tym czasie na poczucie radości, spokoju i nadziei. I takich właśnie pozytywnych wibracji wszystkim życzę.
Piękne, inspirujące kalendarze z motylami. POLECAMY na Nowy Rok 2017! http://www.mandalavision.pl
str. 10
Robert Piasecki spisała Katarzyna Zamiar
Święta Bożego Narodzenia w Afryce Moje pierwsze święta w Afryce spędziłem w Kenii w 1971r. Pamiętam jak pojechaliśmy z rodzicami nad Ocean pod namioty z całą grupą Polaków. Wigilia była w pewnym sensie normalna z tego punktu widzenia, że śpiewaliśmy Polskie kolędy, a Wieczerza Wigilijna była w miarę możliwości zbliżona do polskich potraw tradycyjnych. A jednak… było bardzo gorąco, opodal Ocean Indyjski rozbijał swe ciepłe fale o rafę koralową i wiatr szumiał w liściach palm kokosowych. Mieliśmy małą sztuczną choinkę i na niej były bombki, ale trzeba było uważać, żeby większa „bombka” w postaci orzecha kokosowego nie spadła na głowę. W takim otoczeniu trudno odwzorować prawdziwą atmosferę Świąt. W każde Święta spędzone w Afryce brakowało mi śniegu (choć obecnie w Polsce „białe Święta” należą już także do rzadkości) i atmosfery prawdziwego Polskiego Bożego Narodzenia. Dzielenia się opłatkiem i życzeń składanych sobie nawzajem. Brakowało mi szczególnej magii Świąt. Tej szczególnej atmosfery, jaką tworzy mróz, śnieg i ludzie, otwarci w tym okresie na pojednanie, wybaczenie i miłość. Ludzie w RPA są tylko trochę bardziej hojni niż zwykle. Choinka w RPA jest ozdabiana bombkami, lampkami, łańcuchem, ale bez szpica czy Aniołka na czubku
Choinki. Czubek choinki bez niczego. Nie ma w zwyczaju wieszania na choince słodyczy. Prezenty są pod choinką bądź w ogromnej skarpecie przeznaczonej do prezentów. Pod względem religijnym społeczeństwo RPA składa się w 81% z chrześcijan, z czego tylko 7% to rzymskokatolicy. Ludność polskiego pochodzenia w RPA liczy ok.25–30 tysięcy osób, a więc tradycyjne Święta obchodzi tam tylko garstka ludzi. Już z początkiem listopada pojawiają się dekoracje Świąteczne w centrach handlowych i wszędzie słychać kolędy. Kolędy, które nie są jednak tak wzniosłe jak polskie. Wszystko ma bardziej charakter komercyjny i mało ma wspólnego z przeżyciem religijnym, jaki odczuwamy w Polsce.
Wigilia jest tradycją polską, a więc obchodzona tylko w polskich domach. Na polskich stołach pojawiają się potrawy tradycyjne lub do nich zbliżone, bo śledzia lub karpia trudno dostać w RPA, więc zastępowane są innymi rybami lub owocami morza, ale na ogół tradycyjny barszcz z uszkami oraz kompot z suszu jest zawsze. Nie robi się sałatek. Jedna jedyna sałatka, jaką można znaleźć na Wigilijnym stole w RPA, to ziemniak pokrojony w kostkę z majonezem.
str. 11
Temat numeru Święta Bożego Narodzenia w Afryce
Trudno też o mak, a więc kluski z makiem lub makowiec to prawdziwy rarytas. Kolacja Wigilijna rozpoczyna się dzieleniem, „zdobycznym” opłatkiem, który w RPA w ogóle nie jest dostępny - nawet w Kościele. Pod obrusem można znaleźć sianko i puste miejsce przy stole dla „wędrowca”. Do kolacji nie obowiązuje strój galowy. Do stołu siada się np. w szortach i klapkach. Tradycyjnie wymiana prezentów ma miejsce po wieczerzy wigilijnej, a w polskich parafiach odbywa się także Pasterka. Ogólnie w RPA prezenty rozdawane są rano w Boże Narodzenie. Popularny jest też tzw. „Kalendarz Adwentu”, który ma kieszonki na każdy dzień adwentu i umieszcza się w nich słodycze dla dzieci. Boże Narodzenie w RPA przypada w lato. A więc o śniegu raczej nie ma mowy, ale za to obiad świąteczny można zjeść na dworze. Wśród tradycyjnych potraw w dzień Bożego Narodzenia są: indyk, kaczka, pieczeń wołowa, pieczeń z baraniny z sosem miętowym lub pieczeń wieprzowa z sosem jabłkowym, sałatka z ziemniaka i babeczki „mince pie” (babeczki nadziewane masą baka-
liową). Na stołach są też krakersy (to taki rulonik papierowy w kształcie cylindra przypominający z wyglądu cukierek, który w środku zawiera jakąś niespodziankę – na ogół małą zabawkę). Obchodzi się tu również Boxing Day, tj. dzień wolny od pracy 26 grudnia. „Boxing” nie ma nic wspólnego z dyscypliną sportową. Tu chodzi o rozpowszechniony w Anglii zwyczaj dawno temu, gdy „ostatki” z posiłków Bożego Narodzenia w domach ludzi zamożnych były pakowane w pudełka (ang. „boxes”) i rozdawane ubogim. Obyczajem w RPA jest spędzanie drugiego dnia Świąt przy grillu i co za tym idzie w tradycji spożywania sporej ilości alkoholu :D Większość osób wyjeżdża o tej porze roku na wakacje. Kurorty i kempingi są wypchane po brzegi, a więc Święta Bożego Narodzenia ludzie spędzają wśród tłumów wczasowiczów, którzy też wyjechali, aby „uciec od zgiełku” dnia codziennego. Osobiście uwielbiam Święta Bożego Narodzenia w Polsce – nigdzie indziej na świecie nie są one obchodzone tak tradycyjnie.
Wigilia 1971 Mombassa – Kenia
str. 12
Pozytywnie Beata Łukasiewicz dziennikarka, blogerka, podróżniczka i doradca wizerunku, właścicielka firmy konsultingowej. http://zabawnaliteraturka.blog.pl/
Duński sposób na szczęście O Duńczykach, skromnym i cichym narodzie europejskim ostatnio dużo się w mediach mówi. Skąd to zainteresowanie? Przez hygge!
Okazuje się, że ten niewielki kraj na północy Europy posiadł receptę na szczęście. Nie dość, że w badaniach przeprowadzonych przez ONZ wyszło, iż jego mieszkańcy czują się najszczęśliwsi, to teraz o duńskim stylu życia powstają książki i wszyscy chcą być koniecznie hygge, tak jak oni. Prawdę mówiąc wcale mnie to nie dziwi. Od wielu lat znam Danię jako kraj ludzi dziwnie wyluzowanych i nieprzejmujących się byle błahostką. Kiedyś, dawno, o tym kraju czytałam w kryminałach Chmielewskiej, które „działy” się w małym duńskim miasteczku. Autorka przemycała w nich mimochodem informacje np. o mentalności Duńczyków - szalenie uczciwych. Można było spokojnie zgubić portfel w centrum dużego miasta, a on czekał na właściciela nawet kilka dni. Ponoć było to skutkiem drakońskiego prawa, niegdyś obowiązującego w królestwie duńskim.
Z kolei w niespokojnych u nas latach 80. ubiegłego wieku miałam znajomych, których krewni mieszkali w Dani. Opieka państwa nad jednostkami, które nie radziły sobie z życiowymi problemami (bo np. „mieli artystyczną duszę”), była wręcz legendarna. No a teraz pojawiła się ta mania hyggowania! Samo słowo (hygge) wybrane zostało słowem roku 2016! Oznacza miłe rzeczy: przytulny styl życia i bycia, sztukę stwarzania przyjemnej atmosfery. Z Duńczykami coś nas łączy – głównie jesienna i zimowa pogoda, szarość krajobrazu oraz podły nastrój, który te czynniki mogą wywoływać. Jednak w Duńczykach nie wywołują, bo oni mają broń - hygge właśnie! To klucz do radości życia: cieszenie się każdą chwilą i czerpanie radości z prostych rzeczy. Koncentrowaniu się na tym, co jest pozytywne. Każda czynność może być przecież przyjemna, jeśli ją taką uczynimy! Zatem bardzo „hygge” jest odciąć się od świata w domowym zaciszu, gdy na zewnątrz deszcz i zawierucha, a my w ciepłych kapciach i kocyku, przy kominku, z dobrą książką w dłoni zatapiamy się w przytulności, spokoju.
str. 13
Pozytywnie Duński sposób na szczęście
Hygge jest schować głęboko smartfona, telewizor wynieść na strych, by zjeść obiad z rodziną, z przyjaciółmi, smakując każdy kęs i prowadząc długie rozmowy, pełne śmiechu. Zapalić świece, cieszyć się ciepłem, miłą atmosferą, przyjaźnią, miłością. Według tej sztuki tworzenia miłego nastroju, każde pomieszczenie z łatwością można zamienić w hygge i nie trzeba do tego jakichś wielkich nakładów finansowych: wystarczy ciepłe światło, pluszowy koc, poduszki, kominek. Muzyka, zapach olejków, kawy z cynamonem, herbaty z miodem i imbirem – i już świat wokół jest hygge. Naszą codzienność łatwo zamienić w hygge: wprowadzić piękno i harmonię do zwykłych czynności. Pomogą w tym piękne użytkowe przedmioty, które zbudują atmosferę przytulności, komfortu. Nie zapędźmy się jednak, bo hygge to doświadczanie, dobre emocje a nie zwyczajne gromadzenie przytulnych rzeczy. Duńczycy mimo swej zamożności żyją dość prosto i nie identyfikują posiadania wielu dóbr materialnych ze szczęściem.
Co ciekawe, hygge nie dotyczy tylko mieszkania czy domu. Duńczycy przenoszą je do pracy. Zmieniają przestrzeń biurową, by czuć się jak w domu. Dzięki temu pracownicy czują się lepiej i są bardziej kreatywni. Bo chodzi tu też o poczucie wspólnoty, przekonanie, że każdy jest równy, bycie razem, ale w tu i teraz, nie na facebooku! Co najfajniejsze w tym całym hyggowaniu, że filozofię tę można zacząć wyznawać w każdym wieku… Dla osób, które potrzebują więcej informacji, by zacząć żyć według zasad hygge są dostępne na polskim rynku książki. Ja sama o hygge dowiedziałam się stosunkowo niedawno, natomiast ten styl życia nie był mi chyba obcy. Teraz już wiem, dlaczego zawsze w listopadzie ogarnia mnie mania palenia świec, roztaczania zapachu olejków aromatycznych, picia kawy z cynamonem i zakładania pluszowych kapci z mordką pieska…
str. 14
Katarzyna Zamiar terapeutka d/s uzależnień, bajkoterapeutka, doradca dietetyczny, pasjonatka rozwoju osobistego.
Życiowa sytość Codziennie czytam mnóstwo przekazów dotyczących spełniania siebie, swoich pragnień, osiągania szczęścia oraz dostrzegania pozytywnych rzeczy w zwykłej codzienności, trudnościach i w ludziach. Zastanowiło mnie to, jak dużo tego pojawia się w Internecie i czy potrafimy naprawdę chcieć i brać ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zastanowiło mnie, dlaczego tak mało ludzi wie, czego chce w życiu. Dlaczego tyle osób ma niespełnione pragnienia i czy są gotowi przyjąć to, czego pragną? Czy potrafią się już nie martwić niczym i odczuwać szczęście i radość z tego, co otrzymali? Czy też pojawią się nowe pragnienia (czytaj: braki), które nie pozwolą cieszyć się tym, co mamy w obecnym czasie? Niektórzy nie potrafią wyobrazić sobie więcej, bo teraz są gotowi przyjąć tylko tyle, ile mają, a mają tyle, ile im właśnie w tym momencie potrzeba. Szczęście, to uczucie życiowej sytości i przyjmowania tego, co pojawia się w naszym życiu. Nie ślepe i wygłodniałe gonienie za wyznaczonym celem. Dlaczego tak uważam? Wiele rzeczy w życiu otrzymałam, nie goniąc za nimi. W życiu się ich nie spodziewałam. Nawet mi się o nich nie śniło. Moim zdaniem cel ogranicza prawdziwe dary, jakie na nas czekają. Skupiając się na celu, przegapiamy prawdziwe bogactwo. Gonimy jak ślepe owce za przysłowiową marchewką, nie widząc niczego wokół. Wiele rzeczy otrzymałam w życiu bez trudu i żadnego wysiłku, i jestem pewna, że w odpowiednim czasie otrzymam dużo więcej, niż oczekuję, niż marzę w sposób nader ograniczony. Zapewniam Was, że nawet sobie nie wyobrażacie ile wspaniałych rzeczy możecie otrzymać. Kiedyś pomyślałam sobie, że fajnie byłoby jeździć lepszym
autem, wyobraziłam sobie jakbym się czuła, jakby to było i koniec. Nie myślałam o konkretnej marce samochodu, kolorze i etc. Pomyślałam tylko o takim aucie, którego mi trzeba i więcej o tym nie myślałam. Po dwóch miesiącach, mimo że nie dysponowałam żadną gotówką na nowy samochód, pojawiło się dużo lepsze auto, ze wszystkimi potrzebnymi możliwościami. Podobnie było z moim partnerem. Długo byłam singielką i myślałam o swoim partnerze w bardzo ogólnym zarysie. Miał być taki, jakiego potrzebuję, właściwy dla mnie. Tyle, nic więcej. Pojawił się dokładnie taki, jakiego potrzebowałam i jest najukochańszy na świecie. Tak też pojawiają się w moim życiu pieniądze. Dosłownie ze źródeł, z których nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Zadziwia mnie sposób w jaki wszystko manifestuje się w moim życiu. W prosty, zupełnie nieskomplikowany sposób. Niesamowite! I wiecie co? Nie mam pragnień. Mam całe mnóstwo powodów, by czuć szczęście i radość. Nie żyję w ograniczeniach, a moje marzenia spełniają się dosłownie same, dając mi dodatkową radość i fascynację życiem. Wiem, że wszystko co jest mi potrzebne teraz, przychodzi do mnie we właściwym czasie. Nie gonię za tym, nie myślę bez przerwy, po prostu wiem, że będzie i najmniej mnie obchodzi, skąd. Dostaję dokładnie to, co mnie uszczęśliwia. Dla mnie pragnienie, to niedosyt. Myślę, że wszelkie źródło bogactwa, drzemiące w nas, otwiera się, kiedy mamy prawdziwe poczucie życiowej sytości. Nie chodzi o to, by iść przez życie niczym wygłodniałe wilki, niezaspokojone finansowo żarłacze, którym ciągle mało. Mając poczucie życiowej sytości
str. 15
Pozytywnie Życiowa sytość
nie zadawalasz się byle czym, jakimiś drobiazgami. Twoje życzenia stają się ambitne. Nie istnieje zgoda na byle jakie warunki, przypieczętowana stwierdzeniem: dobre i to, dobre chociaż tyle. Zamówienia zaczynają mieć wartość i o to chodzi, żeby były wygórowane, a odpowiednie dla nas w danym momencie potrzeb i naszej gotowości na przyjmowane prezenty. Znam mnóstwo małżeństw, które się rozpadły po zakupie mieszkania, czy budowie domu. Uważam, że nie byli gotowi na przyjęcie tego i cieszenie się wspólnie tym osiągnięciem. Dary otrzymujemy bez trudu i wysiłku, bez zabijania siebie, a już na pewno nie kosztem innych. Nie musimy za niczym gonić. Na obecną chwilę mamy tyle, ile trzeba, by zebrać odpowiednie doświadczenia z materią i zrozumieć, że otwarcie się na bogactwo, to poczucie życiowej sytości, spełnienia i umiejętność zachwycania się drobiazgami. Rozejrzyjcie się dookoła ile macie rzeczy w zasięgu ręki, z których możecie skorzystać, którymi możecie się cieszyć. Po co ta chęć posiadania wszystkiego na własność ? Nic tak naprawdę nie jest nasze. Wszystko mamy na chwilę, bliskich także. Dlatego nauczmy się być z samym sobą. Wówczas usłyszymy co nas uszczęśliwia. Zdefiniujmy życzenia i odróżnijmy potrzebę od zachcianki. Przebywanie ze sobą pozwala uświadomić sobie, że mamy to, czego nam potrzeba. Kiedyś ciągle myślałam: tego nie mam, tamto jeszcze potrzebuję, a tu jeszcze tyle długów. Zadałam sobie pytanie: co mogę zrobić żeby to zmienić? Jak mogę wpłynąć na polepszenie swojej sytuacji życiowej w szeroko rozumianym pojęciu, bo nie tylko chodzi tu o finansową stronę bytu? Zdrowe podejście, jeśli pomyślisz o tym raz i będziesz szukać rozwiązań. Chore, jeśli myślisz o tym non stop. Twoja uwaga skierowana jest głównie na pragnienia, na niedostatek, na wszystko czego brak. Nie skupiajcie się na pragnieniach, to niedosyt, głód materialny, uczuciowy i emocjonalny, to poczucie braku. Ktoś, kto potrafi być ze sobą, nie będzie miał uczucia niedosytu oraz niespełnienia. Radość z przebywania ze sobą przekłada się na cieszenie się z towarzystwa. Potrafisz być ze sobą, potrafisz być
z innymi. Wszyscy dookoła uczą nas brać, więc nauczmy się tego. Przyjmujmy, tylko w ten sposób okazujemy światu gotowość na przyjmowanie wszystkich darów, ze wszystkimi jego konsekwencjami. A marzenia? W moim rozumieniu, to zamówienie złożone wszechświatowi, bardzo często mylone z pragnieniami i przekształcające się często w niedosyt i poczucie braku. Dlatego tak rzadko się spełniają. Codziennie coś tracimy, w coś inwestujemy, za coś płacimy w ten czy inny sposób, po to, byśmy nauczyli się bycia w tym co mamy. Czerpania z tego i doświadczania. Wszystko co nas otacza to „zabaweczki” z których wyrastamy i z czasem chcemy innych, fajniejszych, piękniejszych. Naturalna rzecz. Wymieniajmy na lepsze, ale pozbądźmy się starych, niepotrzebnych rzeczy z naszego życia. Jeśli coraz częściej myślicie o tym, czego wam brak, macie pragnienia, to zastanówcie się, czego powinniście się pozbyć z waszego życia, od czego odejść, by dostać to, czego chcecie. Podstawą do otrzymania nowego jest pozbycie się starego. Oddajecie i bierzecie. Tracicie i zyskujecie. To jest prawdziwa gotowość na bogactwo i dostatek. To świadczy o waszym otwarciu się na przyjmowanie. Wszystko w przestrzeni ma swoje miejsce, wszystko się zmienia. Róbcie miejsce w tej przestrzeni, którą chcecie zmienić, która was już nie uszczęśliwia i patrzcie jak się ponownie wypełnia lepszym, piękniejszym, cudowniejszym. To ta wymiana energetyczna i poczucie sytości życiowej daje nam uczucie szczęścia oraz spełnienia. Realizujcie to, czego chcecie właśnie w ten sposób, a zobaczycie na własne oczy cuda. Zaczniecie przyciągać do swojego życia rzeczy, o których wam się nawet nie śniło. Zaczniecie spełniać się i robić to, co naprawdę kochacie. Warunek, by odchodzić od rzeczy, które już wam nie służą, przebywać z miłością ze sobą oraz cieszyć się bez okazji z najmniejszych rzeczy i spraw. Tylko w ten sposób wyrażacie swoją gotowość na przyjęcie wszystkich cudowności ze źródła wszelkiego dostatku i obfitości. Tylko tak odblokowujecie kanał energetyczny, który będzie miał odpowiednią przestrzeń, by się zamanifestować. Wiem to z autopsji
str. 16
Grażyna A. Adamska Certyfikowany Praktyk Theta Healing, Soul Body Fusion i Dwupunktu. Autorka serii książek "Bractwo Dusz" http://grazynaadamska.pl/
Historie życiem pisane Wiem, że każdy ma swoją indywidualną drogę przez życie i w bardziej lub mniej świadomie nią podąża. Podobnie jest ze mną. Od czasu zabawy w Polu Matrycy moje decyzje są znacznie odważniejsze i bliższe temu, co czuję, czego pragnę i tego, jak chcę żyć. Jednak był czas, kiedy pojawiały się w moim życiu dość brutalne lekcje. Lekcje, które miały mi uświadomić, że błądzę we mgle. Lekcje, które miały mi pokazać, że stać mnie na więcej. Lekcje, które miały otworzyć mi szeroko oczy. Jakiś czas temu powrócił do mnie temat zasługiwania i w rozmowach z Polem Kwantowym przypomniała mi się stara historia, którą pragnę się z Tobą podzielić. Być może będzie dla Ciebie inspiracją.
zes klepnął projekt i pełna zapału zabrałam się do pracy. Rektor się zgodził i po ustaleniu wszystkich warunków został ustalony termin nagrań do telewizji. Gdy wszystko było gotowe poszłam do mojego ówczesnego szefa z dokumentami o współpracy do podpisania. Byłam bardzo podekscytowana, bo dzięki tej współpracy miałam mieć opłacony cały rok studiów. Tymczasem prezes powiedział, że nie może się jednak zgodzić na ten układ, bo dlaczego miałby to zrobić właśnie dla mnie? Dlaczego myślę, że na to zasługuję? Dlaczego ma mnie wyróżniać spośród innych pracowników? W tym momencie zaniemówiłam. Zamurowało mnie. Po prostu wyszłam z gabinetu, powiedziałam dziewczynie z agencji reklaSytuacja ta wydarzyła się w moim życiu mowej, że ma wszystko odwołać i z podkuponad 10 lat temu.Pracowałam wtedy lonym ogonem wróciłam do domu. w poznańskiej telewizji i byłam jedną z barOczywiście tego typu sytuacje mobilizują dziej zaangażowanych osób w rozwój firmy, mnie do działania, a nie do użalania się nad a że jednocześnie studiowałam na prywat- sobą i pierwsze, co zrobiłam to napisałam nej uczelni, gdzie czesne było dość wysokie, CV do różnych telewizji w Warszawie i wrzupostanowiłam skorzystać z okazji i zainicjo- ciłam je do szuflady. Zaplanowałam wysławać współpracę pomiędzy uczelnią a tele- nie CV na lipiec kolejnego roku. Był właśnie wizją. początek października, a ostatni rok studiów Zaproponowałam szefowi swój pomysł wiązał się z pisaniem pracy dyplomowej, tak skonstruowany, że zarówno uczelnia jak więc najlepszym czasem na zmianę pracy i telewizja by na tym bardzo skorzystały. Pre- wydawał mi się lipiec, po obronie.
str. 17
Pozytywnie Historie życiem pisane
Tymczasem już w grudniu dostałam telefon od znajomej, że szukają pracowników w prywatnej stacji telewizyjnej w Warszawie, i że już o mnie wspomniała swojemu szefowi. Dowiedziałam się, że moja znajoma dopiero co zaczęła pracę w warszawskiej telewizji i to jej pierwsza rekrutacja, więc szuka najlepszych pracowników, aby się wykazać. Co było niesamowite, miałam zarabiać trzykrotność tego, co obecnie tak, że wysokość czesnego już mnie nie przerażała. W styczniu byłam na tygodniowym okresie próbnym, a od lutego wyprowadzałam się z Poznania do Warszawy. Poznańską telewizję pożegnałam z dnia na dzień, bez żalu i z pełną satysfakcją. Z perspektywy czasu widzę, ile korzyści przyniosło mi takie zachowanie byłego szefa.Dzisiaj dziękuję mu z całego serca za to, że zasiał we mnie taką wątpliwość
w moje umiejętności. Dzięki całej tej sytuacji zdałam sobie sprawę, że jeśli zamykają się jedne drzwi, to po to, aby otworzyły się nowe. Gdyby doszło do współpracy, nie mogłabym zrezygnować z pracy w Poznaniu, bo miałabym zobowiązanie wobec uczelni i firmy. Gdyby nie zachowanie prezesa nie brałabym pod uwagę pracy w Warszawie, bo przecież miałam dobrą i ciepłą posadkę na miejscu. Gdyby nie słowa szefa nie miałabym motywacji do zmiany, do działania, a wystarczyło napisać cv i schować je do szuflady, aby Wszechświat zadziałał. Dodatkowo dostałam informacje od Stwórcy, że zasługuje na wiele więcej niż myślę. I tego się trzymam do teraz. Pamiętaj, że wszystko, co się dzieje w Twoim życiu ma swój cel!
Prosta zasada zabawy z Matrycą Energetyczną to „wpadnij, umieść intencję, odpuść”. Wpadnij w pole serca. Umieść intencję: wybierz jakiekolwiek dwa punkty, które przyciągają Twoja uwagę. Odpuść i usuń się z drogi, tak by pole potencjału kosmicznej świadomości mogło się przez Ciebie wyrazić. To także oznacza odpuszczenie wszelkich oczekiwań co do rezultatu.
Nie ma właściwego i niewłaściwego sposobu wykonywania Dwupunktu, także przyjmuj, że za każdym razem wykonujesz go prawidłowo. Jeśli: * czujesz, że źle wykonujesz Dwupunkt, * nie wiesz, co to znaczy być w polu serca, * masz problem ze sformułowaniem intencji, * nie wiesz jak odpuścić oczekiwany rezultat, * nie zauważasz zmiany po sesji, * chcesz wiedzieć więcej o Dwupunkcie, to ten ebook jest dla Ciebie!
str. 18
Psychologicznie Sylwia Bartosz
dziennikarka, blogerka, artystka, pasjonatka duchowego rozwoju https://innergoddess.live
Ustawienia systemowe Rozmowa z Beatą Ptaszek, terapeutką metody ustawień systemowych wg Berta Hellingera Każdy z nas nosi w sobie pierwiastek żeński i męski. Na każdy problem można spojrzeć od strony logiki i rozumu albo czucia i intuicji. Oba pierwiastki, męski i żeński, uzupełniają się nawzajem. Przez ostatnie kilka tysięcy lat pierwiastek żeński był ograniczony, teraz budzi się i odżywa. Jak grzyby po deszczu mnożą się instytucje wspomagające kobiety. My kobiety zmieniamy się i dojrzewamy. Elisabeth Gilbert, autorka bestseleru “Jedz, módl się, kochaj”, mówi, że współczesne kobiety nie mają tak naprawdę wzorców do naśladowania. Czasy tak szybko się zmieniają. Jeśli męskość to ruch, nadawanie kierunku, to żeńskość jest tym, co wypełnia i wszystko trzyma. Każdy z nas ma w sobie oba pierwiastki. Mężczyzna dojrzewa poprzez kontakt z jego wewnętrzną kobietą, kobieta staje się prawdziwa poprzez swojego wewnętrznego mężczyznę. Boginie w
mitologii zawsze nosiły w sobie archetypowe modele kobiecości, które tak naprawdę są w każdym z nas. Na spotkaniach Inner Goddess rozmawiamy o różnych aspektach życia. Każde spotkanie ma osoby temat. Zawsze jest gość specjalny. Tematem pierwszego jest rodzina i nasze powiązania z przodkami. Żaden z nas nie jest odcięty od korzeni. Przodkowie to nie tylko DNA. Kontrowersyjny naukowiec Rupert Sheldrake pisze o polu, które wszystkich nas łączy. Pole to nazywa polem morfogenetycznym. Hipoteza bardzo krytykowana przez środowiska naukowe, zdaje się jednak potwierdzać w metodzie ustawień rodzinnych Berta Hellingera. Rodzina i nasze korzenie to temat specjalny naszego spotkania, którego gościem jest Beata Ptaszek, dyplomowana terapeutka tej metody. Oto krótka rozmowa z nią.
str. 19
Psychologicznie Ustawienia systemowe
zdjęcie: Michał Sendrak
– Kiedy pierwszy raz miałaś do czynienia z Ustawieniami Hellingera i jak się o nich dowiedziałaś? – Z Ustawieniami Hellingera zetknęłam się po raz pierwszy w 2002 roku. Przeżywałam poważne problemy emocjonalne związanie z rodziną i ówczesnym partnerem. Czułam się zagubiona, zrozpaczona, nie wiedziałam w którą stronę pójść. Zaczęłam szukać pomocy i trafiłam do terapeutki, która między innymi zajmowała się tą metodą terapii. Zaprosiła mnie na sesje grupową. Miałam wahania, gdyż nie uczestniczyłam wcześniej w terapii grupowej, odważyłam się jednak i byłam pod wrażeniem tego co się ukazało. – Jaki wpływ miały ustawienia na Twoje życie? – Po pierwszym zetknięciu się z tą metodą terapii, byłam pod wielkim wrażeniem tego, co ukazują Ustawienia Systemowe. Niesamowity był dla mnie fakt, iż osoby, które były tylko przedstawicielami członków mojej rodziny podczas terapii, którzy nie znali mnie ani mojej sytuacji potrafili ukazać moich bliskich i moje własne emocje z pełną dokładnością. Moje życie zmieniło się bardzo od tamtego momentu, zaczęłam bardziej przyglądać się sferze duchowej i rozwijać się na tych poziomach. Uczestniczyłam w wielu warsz-
tatach i poznałam wiele terapii. Z wielu korzystam nadal, jednak Ustawienia najbardziej przypadły mi do gustu. Myślę, że każda droga do samego siebie jest dobra, człowiek powinien w tej kwestii podążać za głosem serca. Moje relacje z rodzicami oraz bliskimi, partnerem, a także relacje w pracy i mój stosunek do związków, finansów i ogólnie mojego życia zmienił się na bardziej pozytywny. Jestem bardziej spokojna, ufna, akceptuję więcej i umiem dotrzeć do swojego wnętrza. Moje życie staje się pełniejsze. – Od kiedy zajmujesz się prowadzeniem Ustawień? – Sześć lat temu zrobiłam pierwszy kurs i od tamtego czasu nieustannie się dokształcam w tym zakresie. – Na czym polegają Ustawienia Rodzinne metodą Berta Hellingera? – Ustawienia Rodzinne w swojej obecnej formie rozwijane były przez Berta Hellingera na przełomie ostatnich 20 lat. W Ustawieniach tych w celu dotarcia do rozwiązania problemu, konieczne jest włączenie zarówno rodziny klienta, jak i systemu, z którym jest on związany. Wszyscy członkowie rodziny połączeni są poprzez rząd pokoleniowy i są w stanie uwolnić się z narzuconych im przez rodzinę zadań.
str. 20
Psychologicznie Ustawienia systemowe
Ustawienia podkreślają istotę dawania i brania jako wyrównania potencjałów w ramach relacji i związków międzyludzkich. W metodzie Berta Hellingera pracuje się z pojedynczym klientem i jego wewnętrznym obrazem rodziny, takim jaki się on pokazuje poprzez postrzeganie ustawionych reprezentantów. Bert Hellinger rozszerzył zdecydowanie naszą wiedzę w tej materii i tworząc systemową terapię rodzinną w oparciu o konstelacje rodzin, dał nam nowy wymiar spojrzenia na przynależność człowieka w jego rodzinie. Najważniejszą zasadą jest tu równe prawo wszystkich członków rodziny do przynależności do niej. To znaczy że każdy członek rodziny, niezależnie od tego kim był i jakich czynów się dopuścił, ma poniekąd równe prawo do miłości. Dotyczy to także poronień i aborcji. Zawsze bowiem wtedy, gdy komuś, kto należy do rodziny, odmawia się prawa do przynależności, ktoś inny z rodziny przejmuje w niej w myśl częściowej identyfikacji lub reprezentacji los lub istotne części losu wyłączonej osoby.
Dramatyczne losy, które mogą mieć wpływ na więcej pokoleń, to ciężkie zbrodnie: np. ofiary i sprawcy morderstw, a także lekkomyślna strata ekonomicznych podstaw życiowych rodziny, m.in. gospodarstwa rolnego czy majątku, przez przodków. Wszystko to, co przytrafiło się naszym przodkom żyje w nas i w jakiś sposób wpływa na nasze życie. Głęboko poruszającą realność tej pracy pojąć można tylko poprzez własny udział w ustawieniu, czy to w charakterze osoby stającej w roli reprezentanta, czy też przychodząc z osobistym problemem, który wymaga rozwiązania. – Obecnie sama jesteś kwalifikowanym terapeutą tej metody, u kogo się uczyłaś? – Jak wspomniałam, pierwszy kurs zrobiłam 6 lat temu u Grzegorza Halkiewa. W międzyczasie w Polsce została utworzona filia Instytutu Hellingerowskiego. Gerhard Walper oraz Wolfgang Deusser wraz z Anna Choińską stworzyli Szkołę Ustawień Systemowych, której jestem obecnie uczestniczką. – Dlaczego wybrałaś właśnie Ustawienia? – Spotkałam się z Ustawieniami wiele lat temu i od tamtego czasu stosuję tę terapię zdjęcie: Michał Sendrak
str. 21
Psychologicznie Ustawienia systemowe
w swoim życiu, dla siebie, oraz zaczęłam stosować dla innych, którzy wyrazili taką wolę. Wewnętrznie od zawsze wiedziałam, że nasze zachowania są determinowane nie tylko naszymi własnymi wyborami, że istnieją mechanizmy, które nas pchają do takich, a nie innych wyborów. Te mechanizmy zakodowane są w naszej podświadomości i kierują nieświadomie naszymi wyborami, poprzez Ustawienia możemy zobaczyć skąd lub od kogo pochodzą. Możemy zmienić to co nieświadome tylko w jeden sposób, odkrywając skąd i od kogo pochodzi. I to właśnie podoba mi się w Ustawieniach, ta łatwość z jaką przychodzi uzdrowienie. – Co masz do przekazania innym? – Wierzę, że każde życie ludzkie bez wyjątku ma wielką wartość dla tego Świata. Każdy z nas coś cennego przynosi dla siebie i innych. Uczymy się od siebie nawzajem. Tym co robię, chcę zainspirować innych. Jeśli w jakikolwiek sposób moja praca przyczynia się do polepszenia życia innych, to chcę ją nadal wykonywać. – Jaka jest twoja życiowa misja? – Moja misja… nadal ją odkrywam. Moją misją jest moja droga życiowa, częściowo już odkryta, częściowo nadal nieznana. Doświadczam, próbuję, odkrywam. Uczę się żyć tu i teraz, w pełnej akceptacji dla losu, który niosę ze sobą. – Jak Ustawienia wpływają na życie innych? – Po Ustawieniach wiele osób do mnie wraca, pisze lub dzwoni. Opowiadają co się zmieniło, jak spotkanie na nich wpłynęło. Mam wiele pozytywnych opowieści. Zawsze bardzo się cieszę jak ktoś wraca zadowolony, by opowiedzieć o zmianach w swoim życiu. – Jaki masz stosunek do swojej kobiecości? – Czuję się w pełni kobietą, w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie zawsze jednak tak było, zmieniło się to pod wpływem wieloletniej pracy i warsztatów w których uczestniczyłam. – Co możesz powiedzieć o żeńskiej energii w kontekście Ustawień? – Bert Hellinger przez 16 lat pracował jako misjonarz w Afryce. To co tam odkrył wpłynęło na jego późniejszą pracę. W pełni zgadza się i głosi to, co wyznają rdzenne plemiona afrykańskie: ”Wszystko, czym jesteśmy i wszystko, co mamy,
jesteśmy winni tylko raz naszemu ojcu, ale podwójnie naszej matce. Mężczyzna – tak mówi się u nas – jest roztargnionym siewcą, podczas gdy matka stanowi jakby boski warsztat, w którym Stwórca wprost, bez pośrednika pracuje, tworzy nowe życie i prowadzi je do dorosłości. Z tego powodu w Afryce matka jest szanowana prawie tak jak bóstwo”. – Jak energia żeńska i męska przejawia się w Ustawieniach Rodzinnych? – Energia żeńska i męska przenika się nieustannie. Jedna nie może istnieć bez drugiej. Kobieta ma w sobie aspekty męskie, a mężczyzna żeńskie. Wszystko powinno pozostawać w równowadze. To wprowadzają Ustawienia w nasze życie, równowagę i harmonię. Każdy ma swoje miejsce w systemie rodziny: i kobieta, i mężczyzna.
str. 22
zdjęcie: Michał Sendrak
str. 23
Zapraszamy na warsztaty z Ustawień Systemowych wg Berta Hellingera do Wrocławia 25 lutego 2017
Prowadzenie: Katarzyna Hanna Palicka Zapisy: bandrzejewska@wp.pl katzam@wp.pl str. 24
Bogusława M. Andrzejewska Sekret szczęśliwego związku Ideałów nie ma Ideałów nie ma. Każdy z nas jest normalny i posiada oprócz zalet także jakieś słabości. Oczywiście, to rzecz względna, co uznamy za słabość, a co będzie zaletą. Dla młodej osoby, która uwielbia dyskoteki zaletą będzie u kogoś to, że świetnie tańczy i nie lubi siedzieć w domu. Dla domatora odwrotnie – niezwykle cenne jest u partnera to, że nie lubi nigdzie chodzić i najszczęśliwszy jest z kubkiem herbaty i dobrą książką w domowych pieleszach. Dobieramy się według różnych zestawów. Jesteśmy jak dwa klocki puzzli i – jak napisałam kiedyś – najważniejsze jest, by wzajemnie pasować do swoich kształtów i wcięć. To, co jednych zachwyca, innym nie musi się podobać. Warto, zanim zdecydujemy się na posiadanie dzieci, pomieszkać razem i zobaczyć, czy jest nam ze sobą dobrze. Sprawdzić swoje upodobania i oczekiwania. Zobaczyć, na ile umiemy tolerować swoje słabości. Warto i przed ślubem, ale ślub ma tę dobrą stronę, że można go rozwiązać przez rozwód, a jeśli powołamy na świat dzieci, to już nic z tym zrobić nie można. To one ponosić będą konsekwencje naszych decyzji odnośnie związku. W XXI wieku największą głupotą i okrucieństwem jest zajście w ciążę, zanim
dobrze poznamy ojca naszego dziecka i sprawdzimy, czy w ogóle chce być z nami. Jeśli istnieje szczyt lekkomyślności, to w tym go upatruję. Związek jest układem dynamicznym. Zmienia się z upływem czasu, ponieważ dojrzewamy, rozwijamy się i w nas też wiele się zmienia. Warto obserwować te transformacje. Czasem, kiedy opada pierwsze zauroczenie, kiedy wycisza się chemia, może okazać się, że partner jest nam całkiem obcy i nie znajdujemy z nim wspólnego języka. Im szybciej to odkryjemy, tym lepiej dla nas, bo możemy się rozstać i poszukać swojej prawdziwej miłości. Ta najpiękniejsza i najmocniejsza jest bardzo ciekawym doświadczeniem. W pewien sposób wychodzi poza wszystko, o czym tu mówimy. Kiedy kochamy, to obiekt naszych uczuć jest dla nas zawsze „idealny”. Oczywiście widzimy, że rozrzuca skarpetki, kruszy, nie sprząta po sobie i zostawia w lodówce puste opakowania, ale traktujemy to jak drobiazgi bez znaczenia. Te czy inne zachowania mieszczą się dla nas w normie. Są do przyjęcia. U kogoś kochanego są po prostu charakterystyczną cechą, której staramy się nie oceniać.
str. 25
Psychologicznie Sekret szczęśliwego związku
Inaczej wszystko wygląda, kiedy nie ma miłości, lecz zauroczenie. Bywają w naszym życiu związki na jakiś czas. Są wartościowe i potrzebne, ale musimy umieć je rozpoznać. W takiej relacji może się zdarzyć, że te same zachowania będą nas drażnić i doprowadzać do szału. A jeśli mieszkamy razem, to prędzej czy później musimy się skonfrontować z różnymi doświadczeniami. I w tym miejscu widać przewagę miłości – ona wszystko przyjmuje spokojnie. Umie tolerować i akceptować. Umie wybaczać i nie przejmować się sprawami małej wagi. Prawdziwa miłość wybacza zresztą dokładnie wszystko, nawet zdradę czy oszustwo, chociaż rzecz jasna powinna też zmusić do poniesienia konsekwencji. Miłość to takie „różowe okulary”. Nawet leń i bałaganiarz wygląda przez nie jak wcielenie ideału. To jednak znakomity sposób na dobry związek, bo dzięki temu nie zrzędzimy, nie marudzimy i nie krytykujemy bez końca. Kobiety niestety mają taką cechę, że wiecznie narzekają i kapryszą, psując tym często nie tylko dobry nastrój, ale i niszcząc więzi. Zanim jednak o tym narzekaniu powiem, przypomnę tylko, że w relacji obowiązuje równowaga między dawaniem i braniem, co oznacza, że brak zrzędzenia nie oznacza pokornego poddawania się wykorzystywaniu, a jedynie sposób reagowania na to, co nam się nie podoba. Mamy prawo asertywnie domagać się od partnera różnych rzeczy. Natomiast nie warto wiecznie narzekać i marudzić. Kobiety często oczekują od partnera, by zaspokajał na okrągło ich potrzebę miłości. Kiedy związek już trochę trwa, mężczyzna przestaje się zachwycać i mówić piękne rzeczy, przynosić kwiaty i czekoladki. Zaczyna się zachowywać normalnie. Czasem bywa zdenerwowany, czasem zmęczony lub zniecierpliwiony i pozwala sobie na różne emocje w obecności swojej kobiety. Partnerka z wyniesionym z dzieciństwa deficytem miło-
ści będzie miała do niego ciągłe pretensje o to, że nie kocha, nie rozpieszcza, nie jest taki jak kiedyś. Takie narzekanie i nadąsane domaganie się uwagi niczemu nie służy, a często burzy bliskość w związku. Zamiast wiecznych narzekań, można wprost mówić o tym, czego się potrzebuje. We wszystkich związkach, bez wyjątku, są sytuacje i rzeczy, które nam się nie podobają. Jeśli chcemy coś zmienić, musimy o tym otwarcie, ale z szacunkiem mówić. Najgorszą możliwą reakcją jest nadąsanie się lub kłótnie i pretensje o to, że ktoś się nie domyślił, czego chcemy. A niestety czasem bywa i tak, że mamy zły dzień i jesteśmy nie w humorze, a kiedy pojawia się partner, to naskakujemy na niego, jakby to on był winny naszego podłego nastroju. Jak się chce psa uderzyć, kij się znajdzie – mawiano. W ten sposób zawsze znajdziemy powód do tego, by się na kogoś rzucić z awanturą. Jest tu i drugie powiedzonko: „prawdziwa kobieta potrafi z niczego zrobić obiad, kapelusz i awanturę”. No właśnie. A po co ta awantura? Pisałam już o tym, że otwarta komunikacja jest jednym z filarów udanego związku. Kiedy chcę dostać kwiaty, mówię o tym mężowi. Kiedy chcę być przytulona, podchodzę i się przytulam. Czegokolwiek potrzebuję – mówię wprost. Jedną z największych wartości mojego związku jest to, że kiedy jest mi smutno albo jestem zmęczona, nie owijając w bawełnę informuję o tym mojego partnera i dodaję, czego bym w związku z tym oczekiwała. Jak dotąd nigdy mi nie odmówił – daje mi wsparcie, załatwia za mnie sprawy, ścieli łóżko lub pozwala mi leżeć z głową na jego kolanach. Dla mnie to ideał, chociaż pełen zwykłych ludzkich wad. Także ideał związku. Myślę, że właśnie po to wchodzimy w relacje, aby móc liczyć na drugą osobę i móc się do niej przytulić nie tylko wtedy, kiedy jesteśmy szczęśliwi, ale także wtedy, kiedy tego po prostu potrzebujemy.
str. 26
Katarzyna Hojan-Sitkowska Terapeutka czyszczenie linii rodowych, uwarunkowań i lęków, hipnoterapeutka, nauczycielka i praktyk Reiki, nauczycielka Vedic Art https://www.facebook.com/purityofenergy https://www.facebook.com/nauczyciel.vedicart
Wtul mnie w siebie cz.3 Wypiję herbatę i pojadę. Ale jak?! Skoro doświadczyłam tutaj takiego błogostanu, może powinnam zostać? Jakie to ma znaczenie? Usiadłam na fotelu. Specjalnie, by nie siadać na sofie obok niego. W głowie całkowita pustka. Bez myśli. Puściłam wszystkie, by nie komplikować zdarzeń. – Cała drżysz – powiedział patrząc na mnie z troską. – Ty też - uniosłam wzrok i zobaczyłam, że jego ciało, jak moje przebiegają spazmy. – Koc nic nie da, to nie z zimna – wyszeptał, dotykając moją dłoń. Wioletka podeszła do stołu, opowiadając o indiańskim kocu, w jaki się opatuliła. Jaka ja byłam jej wdzięczna za to! Basia postawiła przede mną kawę, skupiłam się na słodzeniu, mieszaniu, dociskaniu cytryny do dna kubka. Uważność. Jak wielką uważność znalazłam w sobie w tych chwilach. Wspaniałe doświadczenie. Nie-myślenie, nie-słuchanie, nie-mówienie. Cisza we mnie pozwoliła opanować drżenie. Byłam gotowa wsiąść do samochodu i odjechać.
str. 27
Psychologicznie Wtul mnie w siebie cz.3
– Chodźmy, pokażę Wam moje ulubione miejsce, dziś ten magiczny księżyc. A może później zostaniecie u nas na noc? Tyle wolnego miejsca jest, Małgosia pojechała – Gospodarz robił wszystko, by nas zatrzymać. Dlaczego? Przecież jak wyjedziemy to będzie tak, jakby nas tu w ogóle nie było. I znów szłyśmy wąską, piaszczystą ścieżką wśród pól. Z przodu Basia ze spuszczoną głową. Za nią Wiola opowiadając o Indianach, rozstawianiu tipi i wspaniałych znajomościach, jakie ma dzięki tym wyjazdom. Gospodarz, słuchając Wioli, raz po raz zerkał na mnie. Na końcu szłam ja, ściskając w dłoniach kubek z kawą. Próbowałam ćwiczyć uważność omijając korzenie i luźne piaski. – Tu siedziałyśmy – wskazałam nasze wzgórze. Gospodarz roześmiał się opowiadając, że jego miejsce jest po drugiej stronie górki. Tam nas prowadzi. I dotknął mojej dłoni. Kolejny raz. Delikatnie i subtelnie. Było mi dobrze, że jest daleko
i blisko jednocześnie. Czułam, że on bardzo chce być bliżej. Zapadła cisza. Wiola coś czarowała. Nie dociekałam co, na pewno dobro. Zeszliśmy ze ścieżki wdrapując się na górkę. Było niesamowicie! Tak zimno, że z ust uciekały kłębuszki pary przy każdym oddechu. Owinęłam się szalem, poczułam ciepło wełny blisko ciała i chłonęłam widoki. Panorama daleka, na skoszone pola, a z drugiej strony na niedalekie, niższe pagórki. Gdzieś tam światła domu. Zapach mokrej ziemi – głęboki, korzenny. Jak najlepsze perfumy. Rozmawiali o czymś. Nie wiem, czy nie słyszałam, czy zwyczajnie nie pamiętam. Tak bardzo chciałam zostać na tym szczycie sama. Poprosiłam o to, by poczekali na mnie chwilkę u podnóża.
str. 28
Psychologicznie Wtul mnie w siebie cz.3
Ucichły ich głosy. Nastała cisza. Stanęłam bosymi stopami na mokrej trawie, rozstawiając nogi szeroko. Postawa Góry, z tai-chi. Zakorzeniłam się. Rozłożyłam ręce... na prawej przysiadło zachodzące pomarańczowo-czerwone Słońce, na lewej biało-srebrny, wschodzący Księżyc. Poczułam ich ciężar. Oddech głęboki aż do Ziemi pozwalał mi zamknąć kwadrat z głową, wysoko w chmurach. Prosiłam, by została ze mną Prawda. By złudzenia, oczekiwania i nadzieje odeszły. Czułam się częścią tego rytuału. Czułam się Ziemią, Niebem, Księżycem i Słońcem jednocześnie. Byłam. Nie wiem jak długo stałam w tym zespoleniu żywiołów. Aż usłyszałam w głowie - już. Otworzyłam oczy i wypuściłam głośno powietrze z płuc. Byłam lekka jak piórko i szczęśliwa jak dziecko. Ubrałam buty i radośnie zbiegłam z górki. Złapał mnie gdy potykając się o korzeń prawie upadłam. Zacisnął dłonie na moim pasie i... nie puszczał. Było ciemno, a ja czułam jego wzrok na twarzy. Złapał mnie za rękę i nie puszczał mimo, że Basia i Wiola patrzyły co się dzieje. Uwolniłam się z jego uścisku, nie czułam się z tym dobrze. I w tej samej chwili złapałam go za rękę, by był blisko. Otulił mnie łapiąc za ramiona. Szeptał, że nie wie co się dzieje, że nie rozumie. A mi z oczu znów płynęły łzy. Dostrzegł je i znów scałował. Stanęliśmy w świetle Tarczy Księżyca. – Wtul mnie w siebie – znów bezwiednie wypowiedziałam te słowa. I zrobił to. Nasze oddechy się wyrównały, a on ustami odkrył moją gołą szyję. Zaczął mnie całować tak subtelnie jak całuje się płatki róż...
str. 29
str. 30
Inspiracje Monika Wiśniewska
fotograf, artystka, malarka, nauczyciel Reiki oraz innych metod pracy z energią i rozwojem osobistym http://www.monikawisniewska.com zdjęcia: Monika Wiśniewska
Orgonitowe czary Orgonit to urządzenie wypromieniowujące pozytywną dla organizmów żywych energię (POR). Zawarty we wnętrzu orgonitu kryształ ma za zadanie transformować szkodliwą energię (DOR) na odżywczą energię (POR). Idea tworzenia orgonitów wzięła się od akumulatorów orgonu, które jako pierwszy konstruował badacz Wilhelm Reich. Różnica polega na tym, iż w akumulatorach Reicha energia – czyli pozytywny orgon – była kumulowana wewnątrz urządzenia. Natomiast orgonity są budowane na zasadzie odwrotnej, tak by energia ta promienio-
wała na zewnątrz zasilając środowisko wokół orgonitu. Wszystkie minerały i metale zawarte w orgonitach wysyłają swoją energię na zewnątrz. Tak więc elementy orgonitu wzmacniają się wzajemnie, wzmacniają się przez to wszystkie cechy minerałów i innych składników zawartych wewnątrz. Kryształ górski, obecny w każdym orgonicie porządkuje energię w taki sposób, że zawsze działa pozytywnie bez względu na to w jak negatywnym otoczeniu się znajduje. Kształt orgonitu i sposób rozmieszczenia składników wewnątrz może również odgrywać rolę w jego działaniu.
str. 31
Inspiracje Orgonitowe czary
Orgonity nie wymagają zasilania, można je doładowywać wystawiając na promieniowanie słoneczne lub księżycowe. Orgonity się nie zużywają. Można je ustawić na otwartej przestrzeni w domu i poza nim. Można ich dotykać – działają korzystnie na organizm ludzki. Nie wymagają wiary w ich działanie, ani uwagi. Chronią od wpływu energii elektromagnetycznej wytwarzanej przez urządzenia elektryczne (wi-fi, komputery, telefony, telewizory, mikrofalówki itd.). Harmonizują, oczyszczają i witalizują przestrzeń w której się znajdują poprawiając funkcjonowanie jak i sen. Działanie orgonitu wpływa na energię mentalną wypływającą z niskich stanów energetycznych człowieka jak depresja, stres, lęki, nienawiść, gniew itp. Urządzenie neutralizuje taką energię, która działa bardzo niekorzystnie na osoby w otoczeniu szczególnie dzieci i osoby nadwrażliwe.
Orgonit jest również odpromiennikiem działającym w miejscach stref geopatycznych (pochodzenia naturalnego) w postaci słabych pól elektromagnetycznych Ziemi. Długie przebywanie w miejscu tych anomalii może prowadzić do zaburzeń zdrowotnych i rozwoju chorób. Strefy geopatyczne powstają w miejscach przecięcia podziemnych cieków wodnych znajdujących się na różnej głębokości i rozpadlin geologicznych w górnych warstwach skorupy ziemskiej. Moje orgonity zawsze tworzone w tzw. „polu serca”, są dodatkowo wzmocnione, mogą zostać również doładowane energią REIKI. Niektóre z moich orgonitów zawierają w sobie energie nazywane anielskimi lub inne zależne od symboli umieszczonych wewnątrz, np. Kwiat życia i inne. Wszystkie materiały używane przeze mnie do tworzenia orgonitów są najwyższej jakości. Orgonity są tworzone ręcznie, nie ma dwóch identycznych sztuk.
str. 32
Inspiracje Orgonitowe czary
str. 33
Inspiracje Orgonitowe czary
str. 34
Alicja Błaś Mandale Odkąd pamiętam, zawsze chciałam tworzyć sztukę pozytywnie oddziałującą na widza. Świadoma tego, że człowiek, by coś znaczył, powinien nieustannie rozwijać się na wielu płaszczyznach, z pasją oddawałam się wschodnim filozofiom, gdzie teoria wypływa z praktyki. Z biegiem czasu coraz silniej uzmysławiałam sobie działanie myśli, kolorów, dźwięków i ich wibracji na człowieka – na jego myśli, zdrowie, samopoczucie. Dlatego arteterapia stała się główną drogą, jaką chcę podążać. Pomyślałam, że jeśli swoją twórczością mogę pomagać ludziom, to z przyjemnością będę to robiła. Tak zaczęły powstawać Mandale. Z informacji jakie do mnie docierają od osób, które są w posiadaniu malowanych przeze mnie mandali dowiaduję się, że to na co patrzy odbiorca, przyglądając się mandalom, najczęściej go wzrusza. Ludzie odczuwają radość, wzrok ludzi jakby przywiera do obrazu. Oglądający mówią, że czują się bardzo dobrze, są pogodniejsi, spokojniejsi. Intuicyjna twórczość od widza również wymaga intuicji. Nie analizy, jak myślą niektórzy, a umiejętności odczuwania. Są osoby, które patrząc na rysunki wewnętrznie czują, co zawiera obraz, jakie jest jego przesłanie i chętnie zdobią sobie nimi swoje mieszkania. Jak pracuję ? Jak tworzę swoje mandale? Mandale tak naprawdę każdy może stworzyć sam. Istotne jest, by w trakcie procesu tworzenia powstrzymać myślenie, choć to może śmiesznie brzmi. Dobór formy i kolo-
rów powinien być instynktowny. Przed rozpoczęciem pracy dobrze jest się wyciszyć, a potem po prostu sięgnąć po kredki, pisaki, farby i pozwolić się prowadzić intuicji, wybierając te kolory, które najbardziej nas przyciągają . Ważne, by się nie wahać, nie oceniać tego, co powstaje. Mandala jest gotowa wówczas, gdy sami uznamy, że jest skończona - tak myślę. Każda jest jedyna w swoim rodzaju i każda w swojej niepowtarzalności niesie swój przekaz. Proces, jaki towarzyszy mi w trakcie tworzenia jest czymś niezwykłym. Świat wokół mnie jakby się zmieniał, przybierał inny wymiar, inny wydźwięk. Daję się prowadzić intuicji, pozwalam wieść swoją rękę po barwach, kształtach i uśmiecham się do wyobraźni. I mam nadzieję, że ta przygoda nigdy się nie skończy.
str. 35
Inspiracje Mandale
str. 36
Inspiracje Mandale
str. 37
Polecamy podręcznik do Nieinwazyjnej Analizy Osobowości. Opowiada o interpretacji naszego wyglądu. Jest dostępny na http://ebookpoint.pl
str. 38
Katarzyna Hojan Sitkowska
Moje Vedic Art Wszystko, czego nie akceptujemy w drugim człowieku, jest dokładnie tym, czego nie akceptujemy w sobie. Znam tę prawdę od dawna. Po wielokroć sama mówiłam ją innym, wskazując tę zależność jako rozwiązanie wielu ich trosk. I nagle stanęły te słowa we mnie niczym słup na drodze rowerzysty zderzyłam się z nimi. Kończyłam właśnie pewien etap w moim życiu. Żegnałam się z człowiekiem, który przed długi czas był blisko mnie. Miałam wiele emocji w sobie. Wiele skrajnych emocji, które przeprowadzały mnie przez uczucie wolności, szczęścia, po obojętność, aż do złości. Zawsze mówię – zostań z emocjami, stań twarzą w twarz z nimi, przyjrzyj się im nazywając i zdystansuj się. Zatem przygotowałam płótno i wszystkie farby i rozsiadłam się do malowania. Jak zawsze rozpoczęłam od pierwszej zasady... długo kreśliłam linię, by przestać myśleć. Dużo dłużej niż zwykle. Dałam sobie jednak ten czas, nie pośpieszając się. To mój czas zrozumienia. Proces malowania jak zawsze jest wejściem w siebie, niewiele się z niego pamięta. Jeśli jest inaczej nie jest to Vedic Art. W Vedic nie ma miejsca na myślenie w trakcie malowania. Na dobieranie kolorów, ukła-
danie kompozycji. To robi się już kończąc obraz. W samym Procesie pozwala się sobie płynąć swobodnie za ruchem, za kolorem, fakturą i przestrzenią wymalowaną na płótnie. Vedic Art to 17 zasad, które Kurt Calmann otrzymał jako dar i podzielił się nimi. Dzięki stosowaniu ich w życiu codziennym mamy możliwość rozwiązywania trudnych tematów w prosty sposób. Zatem i ja zeszłam do punktu ciszy i dotknęłam moich emocji. Pozwoliłam im, by wypłynęły, by same wybrały kolory, jakimi się reprezentują, by ułożyły kształty w tańcu niemyślenia. Nie wiem jak długo malowałam. Patrząc po ilości warstw farby na płótnie, długo. Patrząc na dłonie, całe w wielu kolorach farby, namiętnie i dogłębnie. Patrząc na obraz... I tego nie chciałam widzieć! Właśnie przed tym odchodziłam! Przed smokiem, którego nazywam brakiem akceptacji drugiego człowieka w konkretnych tematach, przed złością i frustracją, przed samotnością i rozpaczą. Jak odczytałam to z tego obrazu? Sobą. Jeśli obraz jest namalowany zgodnie z zasadami, które przekazał Kurt, jest niczym książka. Można z niego czytać wchodząc w głąb przekazu niczym w wartką akcję powieści. Vedic to nie są rozchlapane smugi
str. 39
Inspiracje Moje Vedic Art
farby, by kompozycyjnie ładnie pasowało. By "pojawił" się kształt aniołka... Vedic to prawda nienazwana. Ta, którą jesteśmy wypełnieni. Ta, która wydostaje się z nas właśnie w Procesie malowania. Na moim obrazie była złość. Siedziałam patrząc i płacząc. Jak to? Jak to możliwe, że we mnie jest złość? Tak nisko wibracyjna energia! I nagle olśnienie! Przecież złość nie jest nisko wibracyjna! Gdyby tak było nie trzęsłabym się w całym ciele. Wibracje są wysokie, tylko wektor energetyki jest skierowany w drugą stronę. Oto cała tajemnica. Już spokojnie dotykałam tej emocji, wiedząc, że właśnie oto przychodzi zrozumienie intencji z jaką malowałam. Powód mojego pożegnania stał się przejrzysty i zrozumiały. Nie akceptowałam w sobie tematu, który przez tyle czasu wydawał się problemem drugiej strony. Co się właściwie stało tego wieczora?
Zderzyłam się ze swoją prawdą o sobie. Nazwałam ją, wymalowałam i... jest teraz czymś do przepracowania. Ale to już temat na inny obraz. Pożegnałam się z tymi emocjami. Już teraz nie są smokami skrywanymi w podświadomości. Spojrzałam im w oczy i oswoiłam w sobie. Pożegnałam też osobę, z którą się rozstawałam. Zastanawiasz się, jak to możliwe, malując obraz. Spróbuj sam dotrzeć do pokładów prawdy o sobie. Nie wiem, jakie wybierzesz narzędzie, by poznać siebie, poradzić sobie z traumami, uwolnić od lęków, dla mnie idealnym jest Vedic Art.
str. 40
Zapraszam na warsztat, w czasie którego nauczę Cię, jak to działa.
Rozwój duchowy
Grażyna A. Adamska
Magia Żywiołów Nadchodzący Nowy 2017 Rok jest idealnym momentem, aby zaprzyjaźnić się z mocą czterech żywiołów i skorzystać z ich potężnej magii przy spełnianiu marzeń. Od wieków człowiek traktował żywioły z ogromnym szacunkiem z uwagi na ich potężną siłę. Jednocześnie budziły, i dalej budzą w nas, wielką ekscytację swoją tajemniczą mocą, której jeszcze nikomu nie udało się okiełznać. Nie każdy wie, że żywioły mogą nas wspierać w trudnych momentach życia, mogą nam pomagać uwolnić się od niekorzystnych emocji, a nawet dodawać energii w dążeniu ku realizacji celów. Zapraszam Ciebie na magiczny rytuał, który wykonywany systematycznie przez kolejne 30 dni, otworzy przed Tobą bramę do spełniania marzeń.
str. 41
Rozwój duchowy Magia żywiołów Rytuał Mocy Żywiołów Stań bosymi nogami na ziemi. Ręce opadają wzdłuż ciała. Wycisz myśli. Weź 3 głębokie oddechy. Z każdym wdechem Twoje ciało nabiera nowej energii, a z każdym wydechem uwalnia to, co stare i niepotrzebne. Poczuj ziemię pod swoimi stopami. Wyobraź sobie, że z Twoich stóp wyrastają korzenie, które wtapiają się w głąb ziemi. Są naturalnie mocne i silne. Stanowią Twoją postawę, Twój fundament życia. W ten sposób łączysz się z żywiołem ziemi. Poczuj całym sobą połączenie z Matką Ziemią. Następnie zauważ, że napływa żywioł wody w postaci rzeki, która obmywa Ciebie z wszelkich negatywnych myśli, emocji, przestarzałych programów. Poczuj, jak wszelkie troski znikają wraz z wodą, która po Tobie spływa. Czujesz się lekko i radośnie. Jednocześnie odczuwasz, jak Twoje korzenie są zasilane energią wody. Jak stajesz się jeszcze mocniejszy, potężniejszy, trwalszy. W Twoim wnętrzu rozpala się żywioł ognia. Żywioł, który ożywia Twoją pasję, twórczość, działanie. W Twojej głowie rodzą się nowe pomysły, nowe idee, nowe wizje. Pojawiają się odpowiedzi i rozwiązania. Obserwuj jak Twój żywioł ognia rośnie w Tobie, jak dodaje Tobie energii. Poczuj w sobie moc. Na koniec pojawia się żywioł powietrza w postaci lekkiego, przyjemnego wiatru. Wiatru, który przywiewa do Ciebie wszystko to, co jest potrzebne do realizacji Twoich marzeń. Wiatru, który rozdmuchuje wszelkie blokady i ograniczenia. Wiatru, który dopuszcza tylko to, co dla Ciebie najlepsze. Wyobraź sobie, jak każde Twoje marzenie spełnia się; jak pojawiają się cudowne okazje, pomocni ludzie, niezwykłe zbiegi okoliczności; jak wszystkie wyznaczone przez Ciebie cele realizują się. Pobądź w tym uczuciu przez kilka chwil. Niech każda część Ciebie doświadczy połączenia z czterema żywiołami. Poczuj w sobie pełnię. Poczuj w sobie połączenie ze wszystkim. Poczuj w sobie życie. Tu i teraz.
str. 42
Agnieszka Zdrzałek nauczyciel Reiki, doradca duchowy, anielski terapeuta http://ascendencja-duszy.blogspot.co.uk/
Wymiana energetyczna Temat wymiany energetycznej jest ostatnio bardzo popularny, ale też, powiedziałabym, kontrowersyjny dla niektórych osób. Dlaczego kontrowersyjny i dla kogo? Moim zdaniem, bardzo wielu ludzi przez całe życie poświęca siebie dla innych. Dają od siebie to, co najlepsze, najcenniejsze, najpiękniejsze – uśmiech, radość, komplementy, porady, pieniądze, swój czas, swoją miłość, delikatność itd. Takie osoby żyją w przekonaniu, że robią dobrze, że czują się szczęśliwe i spełnione, że dzięki temu sprawiają radość i dobro w życiu innych. Takie osoby jednak, po pewnym czasie zaczynają odczuwać ciężar. Nie czują już tej samej radości co kiedyś, nie czują się już tak dobrze i fantastycznie, kiedy pomagają. Odczuwają wręcz niesmak, poczucie, że inni ich wykorzystują, że oni dają siebie i nic właściwie z tego nie mają. Takie osoby czują się osłabione, apatyczne, zrezygnowane. Niejednokrotnie pojawia się poczucie winy i żal do samych siebie, ale też w stosunku do innych osób, które proszą o pomoc. Są też inni ludzie, tacy, którzy całe życie są obdarowywani przez inne osoby, przez wszechświat, mają wszystkiego pod dostatkiem i czują, że mogą góry przenosić, bo szczęście im sprzyja. Niestety prawda jest taka, że w obu przypadkach problem polega na tym, że nie zachodzi tutaj wymiana energetyczna. Nie ma równowagi, nie ma balansu. Piszę o tym w taki sposób, ponieważ sama należałam kiedyś do grupy ludzi, którzy cały czas dawali coś od siebie. Czułam się dobrze, a wręcz fantastycznie, kiedy mogłam pomagać. Czułam,
że po to jestem tu, na Ziemi, aby pomagać innym i to było cudowne. Niestety po latach ciągłego obdarowywania innych poczułam, że coś jest nie tak. Czułam się zmęczona, rozbita, często zakradał się smutek, pojawiały się bóle głowy. Ludzie przyzwyczajeni do tego, że nigdy nie odmawiam i zawsze chętnie pomagam, nadal przychodzili i oczekiwali mojej pomocy, moich „darów”. Ponieważ nie potrafiłam odmawiać, bo bałam się, że zostanę odrzucona, zlekceważona, źle osądzona, robiłam co w mojej mocy, aby inni byli zadowoleni. Czułam się z tym coraz gorzej, bo za każdym razem, kiedy robiłam coś wbrew swojej woli, odczuwałam niesmak, żal – zarówno do siebie jak i do innych, ponieważ nie potrafiłam zrozumieć, jak to jest możliwe, że ludzie ciągle czegoś ode mnie chcieli, a ja właściwie nie mogłam na nikim polegać. Czułam złość. Trwało to bardzo długo, ale przyszedł dzień, kiedy spotkałam wspaniałych ludzi, którzy pokazali mi, że brak asertywności, brak odwagi, żeby otrzymywać coś w zamian za dawanie, jest po prostu niewłaściwe. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie chciałam w to wierzyć. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogę komuś odmówić. Mimo wszystko zaczęłam uczyć się asertywności i coraz częściej podążałam za głosem swojego ciała i swojej intuicji. I choć ciężko czasem było odmówić przyjaciółce, czułam się bardziej wartościowa, bo nie zrobiłam niczego wbrew sobie i jak się później okazało, przyjaciółka nie była wcale zła, że jej odmówiłam lub się na coś nie zgodziłam. W taki sposób, małymi kroczkami zaczęłam być coraz bardziej pewna siebie i poziom energii wzrastał.
str. 43
Rozwój duchowy Wymiana energetyczna
Pojawił się jednak inny problem, kiedy zaczęłam udzielać porad poprzez rozkłady kart anielskich i rozpoczęłam sesje Reiki. Na początku, ponieważ dopiero się uczyłam, oferowałam swoje usługi oczywiście za darmo. Radości nie było końca, kiedy moi znajomi i rodzina byli zadowoleni z rozkładów kart lub też ból znikał po energetycznych zabiegach. Oj, jaka byłam szczęśliwa – do czasu. Znowu poczułam, że jest mi z tym źle. Miałam dni, kiedy po prostu nie miałam ochoty ani na karty, ani na Reiki, a co gorsza: na spotkania z moimi przyjaciółmi. Czułam się wykorzystywana. Czułam się wypalona, a moja pasja nagle przestała mieć znaczenie. Wtedy kolejny raz pojawili się moi Aniołowie, dobre dusze, którzy zaczęli tłumaczyć, że tak się dzieje, ponieważ nie zachodzi ponownie wymiana energetyczna. Nie rozumiałam, co to ma wspólnego z energią. Tu chodziło o pieniądze. Jak się później dowiedziałam z wykładów Prosperity, pieniądze to też energia. Odważyłam się prosić o pieniądze za swoje usługi. Wielu odeszło, ale pojawiły się też nowe osoby, które szanowały moją pracę, moje podejście do klienta, moje zaangażowanie i pasję. Te osoby nie miały nic przeciw temu, by zapłacić za odczyt z kart czy też sesję Reiki. Te osoby były wdzięczne i szczęśliwe, bo one wiedziały, że dzięki temu, że dają, utrzymują swoją równowagę energetyczną. I choć do dziś pojawiają się osoby, które coś chcą za darmo, ja wiem, że do pewnego stopnia mogę sobie na to pozwolić. Kolejną sprawą jest to, że każda dusza ma tutaj na Ziemi coś do zrobienia, i tak jedni muszą się nauczyć brać, a inni dawać. Więc jeśli ktoś ofiaruje Ci swoją pomoc lub wsparcie, nie odmawiaj. Przyjmij to, co jest ci ofiarowane, bo tym samym pomagasz tej duszy zrealizować jej życiowy plan i lekcje. Chciałabym w tym miejscu zacytować jedną z kart anielskich Doreen Virtue, która pięknie mówi o dawaniu i przyjmowaniu. „Działanie całego wszechświata opiera się na cyklach podobnych do wdechów i wydechów. Jeśli ograniczasz się do wydechów (dawanie) lub wdechów (przyjmowanie), wypadasz z rytmu wszechświata. Pamiętaj, żeby każdy wdech w swoim życiu zrównoważyć wydechem, w ten sposób utrzymasz optymalny stan zdrowia i energii”.
Dalej Doreen Virtue pisze: „Jeśli dajesz znacznie więcej niż przyjmujesz, to prawdopodobnie czujesz, że inni wykorzystują twoją życzliwość. Jeśli nierównowaga polega na tym, że więcej przyjmujesz niż dajesz, to być może odczuwasz niepokój, przygnębienie, a nawet poczucie winy. Choć nie można każdego dnia idealnie równoważyć dawania i przyjmowania, można jednak zachować zdrowy balans. W tym celu pamiętaj, żeby codziennie dawać coś od siebie (czas, pieniądze, prezent lub komplement), nie oczekując niczego w zamian. Tego samego dnia z wdzięcznością przyjmuj niespodziewane propozycje pomocy, komplementy czy inne dary. Mów „dziękuję” bez zakłopotania czy poczucia winy. W relacjach, w których to ty więcej dajesz, wyrażaj swoje potrzeby i proś o pomoc. ” - z talii „Anielskie przesłania każdego dnia inne”. Jest to piękna karta i piękne przesłanie anielskie, z którego warto skorzystać i które warto zapamiętać, dla dobra naszego zdrowia, samopoczucia i równowagi. Nie zawsze jest nam łatwo coś przyjąć lub coś dać, ale kiedy spróbujemy kilka razy, kiedy okaże się, że czujemy się z tym dobrze, a poziom naszej energii wzrasta, nagle poczujemy, że jest to naturalna rzecz, naturalny cykl i naturalny stan naszego istnienia.
str. 44
Małgorzata Kołakowska runistka, nauczyciel Reiki http://mannaz.pl
Runa Jera
Dwunasta runa starszego futharku.
praca poprzedzająca ten moment będzie przyjemnym wspomnieniem. Jera pilnuje, aby nasze działania były dokładne, takie jak trzeba w danym momencie. Runa związana z czasem, jego upływem i cyPrzyciągnie ludzi i zdarzenia, które pomogą nam klicznością wydarzeń, harmonijnym rozwojem. Cokolwiek czynisz, czyń po kolei. Najbardziej doprowadzić plany do końca, zrealizować je. duchowi runy Jera odpowiadają żniwa. Zanim do Przypomni o tym, o czym mogliśmy zapomnieć. nich dojdzie musisz wiedzieć co chcesz mieć Runa ta patronuje zmianom, które przychodzą jako plon. Zebrać narzędzia, przygotować ziemię, w odpowiednim momencie naszego życia, po posiać, doglądać i dopiero na końcu przychodzi wypełnieniu pewnych zadań. Te zmiany są czas zbioru. Niech będzie czasem radości zgodne z tym, co powinno się teraz zdarzyć, aby z uzyskanych rezultatów! Wówczas nawet ciężka cykl się wypełnił. Nie obawiajmy się ich.
str. 45
Rozwรณj duchowy Runa Jera
str. 46
Rozwój duchowy Runa Jera
Osoby urodzone pod znakiem Jery (22.0607.07) są rozważne, spokojne, zharmonizowane. Czują powiązanie Tu i Teraz z tym, co działo się wcześniej. Mają świadomość upływającego czasu i zmian z tym związanych. Nie mają zwyczaju łapania wielu srok za ogon, wiedzą, że konieczny jest czas do osiągnięcia zamierzonych celów. Umieją obserwować siebie i naturę, a więc wiedzą, że potrzebny jest swoisty rytm, w którym całą natura egzystuje. Nie planują co do sekundy całego dnia, ale i nie mają problemu z dotrzymaniem terminów Obecnie tak modny wyścig z czasem nie ma do nich zastosowania, gdyż rozkładają wysiłek spokojnie - bez pośpiechu można zrobić więcej i dokładniej. Mało tego, mają czas na odpoczynek. Osoby te lubią posiadanie przedmiotów luksusowych, ale też niezwykle ważne jest dla nich dzielenie się. Uwielbiają obdarowywać znajomych i bliskich drobiazgami. Są niezwykle życzliwe, na ludzi patrzą zauważając głownie dobre cechy. Spontanicznie podtrzymują smutnych na duchu, dzielą się optymizmem i nadzieją. W dużym uproszczeniu rysunek runy Jera, to spirala - symbol przemijania i narodzin od nowa. Nic w życiu nie trwa wiecznie, wszystko podlega upływowi czasu. Duchowa zgoda na ten cykl powoduje harmonijnie następujące po sobie, stopniowe zmiany. Nasz pobyt Tu i Teraz też jest cykliczny... Gdy to pojmiemy, łatwiej będzie zrozumieć pewne wydarzenia mające miejsce w naszym życiu oraz prawdę, że niektórych zjawisk nie można ani przyspieszyć, ani opóźnić. Żywioł – woda Głoska – J Kolor – niebieski
Energetyka terapeutyczna – runa dla osób z problemami z tarczycą i huśtawką emocjonalną. Uspokoi, złagodzi problemy hormonalne. Zwróci uwagę na następstwo wydarzeń w czasie, co pomoże zharmonizować planowanie i realizację zamierzeń.
Talizman – Jera będzie pomocą dla osób, które nie umieją dostrzec pozytywów dni bieżą-
cych, tylko ciągle przebywają myślami w przeszłości albo martwią się o przyszłość. Zachęci do skupienia się na działalności w zakresie zainteresowań i przyniesie radość z niej. Zapewni wiarę w sens działania.
Remedium Feng Shui – Działa w rejonie południowo-wschodnim, odpowiedzialnym za dobrobyt i pomyślność.
Elementy – Lustrzane odbicie Kenaz - pracy. Bardzo uproszczony wizerunek spirali. Inna nazwa: Jeran.
Interpretacja rozkładu – Jera w rozkładach przypomina o tym, że w życiu codziennym spotykamy się ciągle z rezultatami naszych działań wcześniejszych. Często mamy tendencję do zrzucania odpowiedzialności na innych, na warunki, na układy, na brak środków i przymus okoliczności. Czasem tak jest rzeczywiście, ale najczęściej sytuacja obecna jest prostą konsekwencją naszych decyzji, wyborów podejmowanych w przeszłości. To także uświadomienie konieczności zmian. Nic nie trwa w bezruchu, życie to ciągłe zmiany i akceptacja tego faktu znacznie ułatwia ich przyjęcie. Runa Jera niesie ze sobą nadzieję na to, że zmiany przyniosą oczekiwany rezultat i praca włożona w osiągnięcie zamierzeń wyda dobre owoce. W połączeniu z Fehu prognozuje przypływ gotówki, ale jako wynik pracy włożonej wcześniej w jej osiągnięcie. Razem z Durisaz przypomina, a by nie przyspieszać biegu wydarzeń, lecz czekać, akceptując wszystkie konieczne zmiany następujące po sobie. Obok Kenaz runa Jera prognozuje dobry plon, a obok Naudiz przynosi nadzieję na rozwiązanie problemów, ale po niezbędnym okresie drobnych zmian. Pięknie łączy się znaczeniowo z Tiwaz, ponieważ obie mówią o konsekwencji w działaniu. W połączeniu z Laukaz lub Ingwaz daje nadzieję na powodzenie nowych przedsięwzięć i realizację marzeń tylko znów – po kolei, konsekwentnie, z zachowaniem kolejności zdarzeń.
str. 47
Polecamy doskonały podręcznik. Zawiera dużo praktycznych ćwiczeń. http://prosperita.edu.pl
***
Dostępny na http://ebookpoint.pl
Nowa płyta z wykładami Prosperity dla zaawansowanych http://prosperita.edu.pl str. 48
Draxus Tarot: rodzaje pytań W tej części cyklu o Tarocie opowiem Wam nieco o rodzajach pytań, z jakimi zwracają się ludzie do tarocistów oraz napiszę o tym, jakie pytania są moim zdaniem najlepsze, a które z pytań powinny pozostać bez odpowiedzi, czy to dlatego, że nie da się na nie prawdziwie odpowiedzieć lub być może nie należy tego robić. Całość oczywiście jak zwykle przedstawiam z własnej perspektywy, w oparciu o własne doświadczenie i etykę. Nie jest to więc krytyka pod czyimś adresem, a jedynie przedstawienie własnych założeń, które na chwilę obecną uważam za najlepsze.
Tarot i analiza ogólna
Zacznijmy może od tego, do czego Tarota chętnie używam i na jakie pytania analizy robię najchętniej. Otóż najlepsza rzeczą według mnie, do której nadaje się Tarot, to analiza ogólna sytuacji i potencjału osoby, która obejmuje analizę sytuacji obecnej oraz najlepsze rozwiązania na niedaleką przyszłość. Jest tak dlatego, że w ramach tej analizy osoba przychodząca po rade otwiera się na to, co ma usłyszeć, nie ograniczając się do konkretnego, sprecyzowanego pytania. W poprzednich artykułach pisałem o wpływie podświadomości oraz o tym, iż przed postawieniem kart Tarota zwracam się do wyższej mądrości z prośbą o przewodnictwo w celu dostarczenia osobie jak najbardziej pomocnych i właściwych na dany moment informacji. Kiedy dokonujemy więc analizy ogólnej i osoba po prostu chce usłyszeć to co ma usłyszeć, to świetnie, gdyż w takim otwartym układzie jest miejsce, by pojawiły się takie właśnie informacje – te najlepsze na dany moment.
Podczas gdy kiedy ktoś pyta o konkretną rzecz, to wówczas sam już z góry określa, co jego zdaniem jest najbardziej istotne i zamyka się na inne, kto wie czy nie przydatniejsze informacje. W tych kwestiach mam większe zaufanie do Wszechświata, że podeśle nam to, na czym faktycznie warto się skupić, niż do tego, że to my będziemy swoim ego o ograniczonej perspektywie najlepiej decydować, o co pytać. Oczywiście to nie znaczy, że konkretne pytania nie są ok, ale tam, gdzie pozostawia się większą otwartość na to, co może w kartach wyjść, moim zdaniem pojawiają się najbardziej wartościowe rzeczy. Analizy ogólne robię więc z największą przyjemnością.
Tarot i pytania bez odpowiedzi
Choć Tarot i jasnowidzenie potrafią być precyzyjne, to jednak są pewne granice zdrowego rozsądku. Pytania na które odpowiedzi nawet nie próbuję uzyskiwać, to pytania typu: "jakiego koloru będą miały oczy moje dzieci", "ile będę mieć dzieci" i tym podobne. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że to jest zupełnie inny zakres i poziom jasnowidzenia. O ile analizę Tarota wykonuję w oparciu o energię danej osoby, którą mogę poczuć i która tworzy rzeczywistość tej osoby oraz kreuje jej przyszłość, to ta energia w dużej mierze związana jest z usposobieniem, warstwą emocjonalną etc. To są rzeczy, które jasnowidz może poczuć i rozróżnić oraz wyciągać na ich podstawie odpowiednie wnioski.
str. 49
Rozwój duchowy Tarot: rodzaje pytań
na osoby poza nią. Problemy i dylematy życiowe biorą się nie z zewnątrz, ale z wewnątrz nas samych. To nasze nastawienie i działania determinują, jakie wybieramy otoczenie w dorosłym życiu, jakie relacje tworzymy z ludźmi etc. To, czego unikam, to mówienie czegokolwiek o kimkolwiek poza osobą, która przychodzi do mnie z pytaniem. Oczywiście o osobach w otoczeniu mówię zainteresowanej osobie tyle, by zwrócić jej na coś uwagę co dotyczy jej samej, ale nic poza tym. Takie podejście do stawiana kart Tarota moim zdaniem jest najbardziej dojrzałe i etyczne. Trzymanie się tej etyki nie jest takie proste wśród tarocistów, gdyż ludzie czasem przychodzą z pytaniami o partnerów/partnerki, o rodzinę, z którą mają trudne relacje, o osoby w pracy etc. W takiej sytuacji zawsze staram się uzmysłowić takiej osobie, że aby cokolwiek zmienić na lepsze, najpierw musi zrozumieć i poznać samą siebie, a nie skupiać się na innych i ich problemach. Jedno pytanie, na które uważam że nigdy, przenigdy nie powinniśmy odpowiadać za pomocą Tarota to: "czy on/ona mnie kocha?". Ludzie o to czasem pytają. Uważam, że jeśli nie wiesz, to powinnaś porozmawiać z osobą, której to dotyczy i od niej/od niego usłyszeć odpowiedź. Ostatnie co by mi przyszło do głowy, to determinować podejście i dalsze działania danej osoby, mówiąc jej czy ją ktoś kocha, czy nie. To jest zbyt osobisty i ważny temat by powierzać odpowiadanie na niego komukolwiek, poza parą zainteresowanych sobą osób. Nawet w związkach trudnych, gdzie nie jest na to pytanie łatwo znaleźć odpowiedzi, osoba niepewna powinna skupić się na przeanalizowaTarot a pytania o osoby trzecie niu własnych uczuć i oczekiwań, własnej postawy Ostatnim punktem programu na dziś jest to, i w oparciu o to podejmować ewentualne decyzje, co najważniejsze. Celowo zostawiłem ten temat a nie w oparciu o to, że ktoś Ci powie, że on czy na koniec, gdyż w zasadzie to jest to, z czym ona Cię kocha bądź nie. Nie umiałbym pozbawić chcę czytelnika zostawić do przemyślenia i zro- kogoś tej jakże ważnej i osobistej możliwości zadecydowania samemu poprzez własną świadozumienia. To, czego nie robię na chwilę obecną i co mość tworzonych relacji z drugą osobą. Dlatego kłóci się póki co z moim sumieniem (piszę póki nie udzielam odpowiedzi na pytania o uczucia inco, bo kto wie, może kiedyś spojrzę na to z innej nych. Dla mnie ważne jest to, co Ty czujesz i jakie perspektywy), to odpowiadanie na pytania masz oczekiwania względem siebie i własnego o osoby trzecie. Uważam bowiem, że Tarot jest życia, a znając i rozumiejąc to, możesz samodla osoby, która pyta i po to by pomóc poukładać dzielnie decydować i dokonywać samodzielnych jej samą siebie, a nie po to, by przenosić uwagę świadomych wyborów. Pytania o przyszłość konkretne, ale dotyczące rzeczy, które są w zasadzie nam przecież obojętne i nie mają dla nas aktualnie żadnego faktycznego znaczenia poza ciekawością, są o wiele trudniejsze do wychwycenia, o ile w ogóle możliwe. No właśnie. Uważam, że jeśli nawet można przewidzieć takie rzeczy, to nie znam nikogo, kto by to faktycznie potrafił (choć ktoś może tak twierdzić i strzelać przypadkowo, zgadując takie rzeczy). Wśród tarocistów pojawia się często pokusa, by ludziom zadającym takie pytania udzielić odpowiedzi jakiejkolwiek, bo osoba prędko tego nie zweryfikuje, a z sesji tarota wyjdzie zadowolona (zapłaciwszy), w przeciwieństwie do tego, gdy odmówimy jej udzielenia odpowiedzi na takie pytania. Ja odpowiedzi na takie pytania nie udzielam, nie tylko dlatego, że uważam, że tego nie da się dostatecznie pewnie i trafnie przewidywać. Ja nawet nie staram się tego sprawdzić, czy się da. Dlaczego? Tu dochodzę do faktycznej odpowiedzi, dlaczego uważam, iż takie pytania należy pozostawić bez odpowiedzi. Otóż zwyczajnie dlatego, że nic one nie wnoszą, a sztukę Tarota sprowadzają do roli kuglarskiej sztuczki i zabawy. Używanie Tarota na zasadzie zaspokajania trywialnej ciekawości, dla zabawy, w zasadzie po nic, uważam za niewarte praktykowania i niewłaściwe. I doprawdy nie rozumiem ludzi, którzy z takimi pytaniami przychodzą. Po co im to? Ciekawość? Jest wiele rzeczy, na które swoją ciekawość jest lepiej ukierunkować, niż wnikanie, jaki będzie kolor oczu przyszłych dzieci.
str. 50
Refleksje o Reiki Bogusława M. Andrzejewska
Chociażby dziś nie złość się Chociażby dziś dajemy sobie prawo do pogodnego nastroju, wolnego od niepotrzebnych i szkodliwych emocji. A potem powtarzamy to każdego dnia, skupiając się za każdym razem na Tu i Teraz. Bo tylko chwila obecna jest tą chwilą, w której możemy zmienić swoje życie, doświadczenie i świat. To czas największej mocy i możliwości. Właśnie dlatego: „chociażby dziś”. Te emocje, które określamy jako pozytywne, np.: radość, sympatia, zadowolenie, poczucie wolności i bezpieczeństwa, itp. – są harmonijne przez sam fakt swojego istnienia. Z zasady zbliżają nas do miłości bezwarunkowej, która przecież jest celem naszego życia. Kiedy się pojawiają, podnoszą nam energię. Sprawiają, że czujemy się lepiej. W skrajnych przypadkach dzięki nim "kochamy cały świat", co z pewnością jest niesłychanie dobrym zjawiskiem. Te emocje, które nazywamy negatywnymi - np. złość, zazdrość, żal, wstyd, poczu-
cie winy, strach, rozczarowanie itp. – są w gruncie rzeczy przykre i ściągają nam energię. Jednak warto pamiętać, że są bardzo potrzebne. Pojawiają się nieprzypadkowo. Spełniają ważne zadanie. Wszechświat jest pełen harmonii i rozumiejąc rolę tych trudnych emocji, dostrzeżemy w ich istnieniu także pewną harmonię. Pojawiają się jako istotny nauczyciel. Nie poradzilibyśmy sobie bez nich. Są jak drogowskazy, które podpowiadają nam, z czym w danym momencie powinniśmy pracować. Zjawiska, które wywołują w nas gniew, mają za zadanie skierować nas w stronę rozwoju i odnalezienia prawdziwej przyczyny tego, co się wydarzyło. Nikt nas nie zaczepia i nie obraża bez powodu. Zawsze, ale to zawsze jest to spowodowane koniecznością podniesienia poczucia własnej wartości. Człowiek o wysokiej samoocenie tworzy taką przestrzeń energetyczną, w której nikt go nie zaatakuje. Podobnie dzieje się
str. 51
Rozwój duchowy Refleksje o Reiki
w przypadku innych denerwujących zdarzeń – każde z nich pokazuje nam lekcję do odrobienia. Uczy nas cierpliwości, asertywności, hojności, tolerancji, łagodności, akceptacji. Tak działa lustro wszechświata. Czy zatem złość ma w ogóle sens? Tylko wówczas, kiedy rozumiemy, że taka emocja wskazuje nam ułomny wzorzec w nas i umiejętnie go szukamy, by uzdrowić. Natomiast trzymanie się energii gniewu niczemu dobremu nie służy. Jak uczy psychosomatyka: złość odkładana w podświadomości wpływa fatalnie na nasze ciało, powodując rozwijanie się różnych chorób. Bardzo szczegółowo opisuje to w swoich opracowaniach (a także w filmach i prezentacjach) dr Bruce Lipton. Jest to zatem potwierdzone naukowo. Reiki dąży do uzdrawiania naszego ciała i wprowadzania weń pełnej harmonii. Dlatego też będzie niwelować wszystkie szkodliwe emocje. To wielka zaleta tej pięknej energii, że pomaga nam w wyciszeniu i odzyskaniu spokoju. Wystarczy na moment położyć dłonie na splocie słonecznym i już po chwili odnajdujemy wewnętrzny pokój. W podobny sposób poradzimy sobie z innymi niechcianymi emocjami – Reiki pomoże nam w odzyskaniu równowagi. Dodam tylko, że odzyskanie spokoju nie zwalnia nas z pracy nad sobą i poszukiwania odpowiedzi na pytanie: co mnie tak rozzłościło i dlaczego? Jaki aspekt domaga się uzdrowienia? Natomiast można wykorzystać drugi stopień Reiki, aby pomóc sobie w pozytywnej zmianie niewłaściwego wzorca na korzystny. Wielu ludziom jest bardzo trudno zaakceptować gniew. Bo jak można lubić coś tak okropnego! I jaki to wstyd dla osoby, która zajmuje się rozwojem. Tymczasem problemem nie jest wcale emocja, która się poja-
wia, lecz to, co z nią zrobimy. Bo dopóki chodzimy po Ziemi, będziemy odczuwać różne rzeczy – w większym lub mniejszym natężeniu. Tylko Istoty Oświecone są całkowicie wolne od emocjonalnego zawirowania. Głównie dlatego, że wyszły poza dualizm. Z duchowego punktu widzenia, nic nie jest dobre ani złe, to tylko człowiek próbuje wszystko oceniać i dzielić na czarne i białe. Wszystko ma swój cel i sens. Wszystko jest w harmonii. Osoby, które systematycznie medytują i pracują z energią Reiki, są bardziej opanowane i rzadziej odczuwają trudne emocje. Wynika to przede wszystkim z systematycznego podnoszenia energetycznego poziomu. Im wyżej jest nasza energia, tym lepszy nastrój, tym większa dystans do problemów, tym więcej w nas bezwarunkowej miłości i akceptacji dla innych. W ślad za tym idzie też wyciszenie, wielkoduszność, spontaniczna tolerancja i bycie ponad problemami. Czasem sięgamy nawet stanu błogości, w której wszystko jest dla nas w całkowitej harmonii i nie ma tam miejsca na negatywne emocje. A przecież to właśnie Reiki jest znakomitym i niezawodnym narzędziem podnoszenia energii. Na jakimś etapie duchowej praktyki zaczynamy rozumieć, że wszystko jest iluzją, grą i zabawą, a dla naszej prawdziwej esencji nie ma znaczenia, co się dzieje, co kto mówi i jak nas traktuje. Dlatego polecam gorąco Reiki wszystkim, którzy chcieliby odnaleźć w sobie prawdziwy spokój. Nie taki, który jest ucieczką od rzeczywistości, ale który jest totalną akceptacją wszystkiego, co jest. To najlepsze lekarstwo na wszystkie trudne emocje. Jeśli naprawdę wszystko akceptujemy, to nie mamy powodu, by odczuwać gniew czy żal. Te rzeczy przestają dla nas istnieć. Oto prosta recepta na szczęście i wolność od zmartwień.
str. 52
Dla ciała
Małgorzata Kołakowska
Kotlety mielone z cukinią Od dawna chciałam zrobić kotlety mielone z dodatkiem cukinii. I to był dobry pomysł, wyszły pyszne :))
tartej, aby dostosować konsystencję, sól, pieprz - tylko zamiast bułki namoczonej w wodzie lub mleku daję kawałek cukinii startej na tarce o grubych oczkach razem ze skórką. Składniki, jak na zwykłe kotlety mielone: Składniki wymieszać, formować małe kotlezmielone mięso (ja używam mięsa z udźca in- ciki, zamoczyć w jajku i w bułce tartej, smażyć na dyka), zeszklona cebulka, jajko, odrobina bułki oleju kokosowym.
str. 53
Dla ciała Magiczna kuchnia Małgosi Skladniki: ok. 15 placuszków
Placuszki z cukinii Ewy Wachowicz pieprz sól oliwa do smażenia
1 średnia cukinia (ok. 300 g ) 1 średnia cebula 2 jaja 2 łyżki jogurtu naturalnego 6-8 łyżek mąki pszennej 1 garść świeżego koperku 1 ząbek czosnku
Do podania: jogurt naturalny lub kwaśna śmietana świeży koperek szczypiorek itp.
Przygotowanie:
Cukinię dokładnie myję, osuszam, odcinam końce i bez obierania ścieram na tarce o grubych oczkach. Przekładam ją na sito i przyprószam solą, pozostawiam na 15-30 minut, aby puściła sok. Następnie dokładnie odciskam cukinię, najlepiej zrobić to czystymi dłońmi. Do cukinii dodaję pokrojoną w kostkę cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz, koperek, jogurt naturalny oraz jaja. Całość dokładnie mieszam i na koniec dodaję mąkę w takiej ilości, aby ciasto nie było zbyt luźne. (Ilość mąki tak naprawdę zależy od tego jakiej wielkości mamy cukinię i na ile dokładnie odcisnęliśmy sok.) Na patelni dobrze rozgrzewam oliwę i smażę na niej placki. Niewielkie ilości ciasta nakładam łyżką i smażę placki w obydwu stron na złocisto, następnie przekładam na papierowy ręczniczek, aby odsączyć je z nadmiaru tłuszczu. Podaję póki gorące z ulubionymi dodatkami, np. kleksem śmietany czy jogurtu naturalnego i świeżym koperkiem.
str. 54
Dla ciała Magiczna kuchnia Małgosi
Sałatka ziemniaczana z papryką i ogórkiem kiszonym
Składniki - ugotowane ziemniaki 4 szt. - papryka czerwona ( 1 mniejsza, lub pół większej ) - ogórki kiszone 3 sztuki - pół białej cebuli - jajka ugotowane na twardo 3 szt. - majonez, śmietana - domowa Vegeta ( opcjonalnie pieprz ) Wykonanie Ziemniaki, paprykę, ogórki, cebulę i jajka kroję w kosteczkę. Dodaję 2 łyżki majonezu i 2 łyżki śmietany. Mieszam, doprawiam domową Vegetą. Gotowe. Smacznego :)
Po prostu pasta jajeczna
Składniki - 5 jajek na twardo - jogurt grecki - musztarda (wersja ostra) lub majonez (wersja łagodna) - posiekany koperek i szczypiorek - sól, pieprz
Wykonanie Składniki wymieszać. Dodatkowo posypać szczypiorkiem. Wstawić do lodówki na pół godziny, do przegryzienia smaków.
str. 55
Polecamy !
http://trismegista.pl. http://pismolasombra.pl.
str. 56
Beata Łukasiewicz Skóra pod zimową pierzynką Za chwilę pojawi się zima, a z nią - nienajlepszy czas dla skóry. Wiatr, deszcz, zimno, a potem suche, gorące powietrze ogrzewanych pomieszczeń – takie wahania temperatur są niekorzystne dla kondycji skóry. Czym ją zatem chronić, jak okryć ją ochronną pierzynką?
Wbrew pozorom nie tyle niskie temperatury są niekorzystne dla skóry, co ich wahania. Kiedy z mroźnego otoczenia wchodzimy do domu czy biura, w którym jest ogrzewane, suche i ciepłe powietrze, skóra przeżywa szok termiczny. Zwężone zimnem naczynia krwionośne nagle się rozszerzają, przez co następuje szybsze odparowywanie wody z naskórka. Kiedy taka sytuacja powtarza się kilka razy dziennie i w dodatku w krótkich odstępach czasu, skóra szybko traci urodę. Utrata wody i tzw. „gra” naczyniowa skutkują bowiem przesuszeniem, szorstkością, łuszczeniem się cery. Najszybciej cierpi cera cienka, delikatna, dojrzała, z widocznymi naczynkami. To jednak nie znaczy, że skórze tłustej nic nie grozi – ta również wymaga ochrony, mimo że posiada własną „pierzynkę” - sebum…
Odszukaj rodzaj swojej cery i sprawdź, co możesz zrobić, by zima nie zamieniła Cię w Królową Lodu!
Cera normalna albo tłusta Taka skóra pokryta jest naturalną warstwą sebum, wydzieliną, która zabezpiecza przed odparowywaniem wody, a także przed niekorzystnym działaniem czynników atmosferycznych, np. wiatru. Jednak gdy jest zbyt dużo czynników stymulujących, ten rodzaj skóry produkuje jeszcze więcej tłustej warstwy ochronnej. Dlatego nawet w zimowym sezonie nie należy rezygnować z kremów nawilżających. Na warstwę kremu koniecznie trzeba nałożyć podkład matujący, który stanie się dodatkową ochroną przed mrozem i chłodem, przy okazji zmniejszając tzw. „świecenie się”. Jeśli masz w planie aktywność na świeżym powietrzu – np. narty lub gdy temperatura spadnie 15 stopni poniżej zera, sięgnij po tłuste kosmetyki, także wtedy, gdy zauważysz zaczerwienienie nosa, policzków czy brody. Po powrocie do domu usuń ten kosmetyk i nałóż na buzię lżejszy, nawilżający.
str. 57
Dla ciała Skóra pod zimowa pierzynką
Skóra wrażliwa i sucha Suchej skórze brakuje warstwy ochronnej i to nie tylko zimą, ale przez cały rok. Jej naturalny płaszcz hydrolipidowy jest cienki, niezbyt szczelny, podatny na uszkodzenia. Taka sucha skóra na najmniejsze zmiany warunków reaguje błyskawicznie – nawet na lekkim mrozie piecze i szczypie, a po wejściu do cieplejszego pomieszczenia pojawia się uczucie ściągnięcia. Tu podstawą pielęgnacji jest nadal nawilżanie i ochrona. Pamiętać należy o ochronie przeciwsłonecznej, gdyż promieniowanie UVA uszkadza DNA skóry, a dociera do nas przez cały rok w tym samym natężeniu. W przypadku tego rodzaju skóry również nie można zapominać o podkładzie, który wyrówna pięknie koloryt i dodatkowo ją ochroni. Odmianą skóry suchej jest cera naczyniowa. Łatwo ją poznać po zaczerwienieniach, „pajączkach” widocznych pod skórą. Dla tak delikatnej skóry polecane są kosmetyki z dodatkiem witaminy C, która uszczelnia, obkurcza i wzmacnia naczynia krwionośne, niwelując nieestetyczne czerwone plamy. Na noc dobrze jest stosować krem lub serum o silnym odżywczym i regenerującym skórę działaniu. Komórki skóry odnawiają się nocą – w czasie wypoczynku cera lepiej wchłania zawarte w kosmetykach, dobroczynne dla niej substancje. Warto sięgnąć po nowoczesne preparaty,
wzbogacone o witaminy A, C i E i składniki nawilżające. Nie zapomnij o podkładzie, który da komfort estetyczny (ukryje czerwone plamy) oraz dodatkowo wzmocni ochronę skóry w ciągu dnia.
Pielęgnacja zimą nie jest skomplikowana, chociaż na pewno wymaga od nas większej staranności i uwagi. Tu nie ma czasu na pośpiech i błędy, bo skutki będą szybkie i opłakane: skóra twarzy zacznie wyglądać po prostu bardzo źle i sprawiać duży dyskomfort. Jeśli chciałabyś wiedzieć więcej o tym, jak Ty powinnaś się pielęgnować, umów się ze mną na indywidualną konsultację. Jestem doradcą kosmetycznym w firmie Mary Kay, organizuję bezpłatne warsztaty dla kobiet, na których dowiadują się, jak dbać o skórę na co dzień i przymierzają wyjątkowe produkty do pielęgnacji twarzy. Na warsztatach dobieram też podkład, oferuję zabieg na dłonie i usta, lekki makijaż dzienny. Nie zobowiązują do zakupów, aczkolwiek każda pani może nabyć produkty, które nakładała sobie na twarz. Warsztaty odbywają się we Wrocławiu i w promieniu 100 km, także w domu u klientki. Zapraszam, warto! Beata Łukasiewicz, Doradca kosmetyczny i wizerunkowy 601 73 21 46
str. 58
Bogusława M. Andrzejewska
Ciepełko Życie jest najpiękniejsze wtedy, kiedy otacza nas ciepło. Zarówno to z kaloryfera czy pieca kaflowego, jak i to z ludzkiego serca. To człowiek, którego nazywamy ciepłym, ma w sobie najwięcej dobrej energii dla nas. I podobnie, jak ogrzewamy się w promieniach słońca, tak ogrzewamy się w życzliwości i serdeczności innych ludzi. Z jakiegoś powodu energia żywiołu ognia daje nam to wszystko, czego najbardziej potrzebujemy, by zanurzyć się w błogości. Odczuwanie ciepła wyzwala w nas wrażliwość na piękno i uruchamia więcej dobrych uczuć. Być może jest to jakaś biologiczna cecha każdego ludzkiego stworzenia, że wiosną przeżywa więcej radości, niż kiedy indziej. A może po prostu kochamy słońce i jego ciepły blask? To wydaje mi się najbardziej prawdopodobne. Nie twierdzę, że nie możemy być szczęśliwi mroźną zimą, kiedy zjeżdżamy na nartach czy obrzucamy się śnieżkami. Oczywiście, że szczęście i radość są w nas i to my je wyzwalamy bez
względu na temperaturę. Zauważyłam tylko, że łatwiej jest być pogodną i zadowoloną osobą, kiedy jest nam najnormalniej i po ludzku ciepło. I przypominam sobie w tym momencie chwile, kiedy mieszkając w górach wracałam ze spaceru i tuliłam się z rozkoszą do pieca, a potem ogrzewałam sobie przy nim kołderkę, zanim ułożyłam się do snu. To było szczególnie miłe uczucie. Milsze niż cały mroźny dzień. To fizyczne ciepło jest jakby bardzo oczywistym warunkiem dobrego samopoczucia. Choćby dlatego, że kiedy jest nam zimno, ogrzanie zmarzniętego ciała wymaga od nas wydatkowania większej ilości energii. A im jej w nas mniej, tym nastrój niższy. A też i zdrowie słabsze, samopoczucie gorsze. Proste? Niekoniecznie. Bo z kolei upał niektórych męczy jeszcze bardziej niż zimno, a świat dzieli się po równo na zwolenników zimy i lata. Nie ma tutaj nic jednoznacznego. Można jednak zaobserwować w tym pewną prawidłowość.
str. 59
Dla ciała Ciepełko
Niedawno wróciłam z cudownej greckiej wyspy, na której temperatura nie spadała poniżej 18 stopni nawet w nocy. Przez cały swój pobyt, byłam w siódmym niebie, w bardzo wysokich wibracjach. Nieustająco byłam rozanielona. Być może to energia samej niezwykłej wyspy... Zwróciłam jednak też uwagę na ludzi, którzy mieszkają na południu Europy. Zarówno Grecy, jak i Włosi są bardziej pozytywnie nastawieni do życia. Oni są inni i żyją inaczej niż my. Wolniej. Spokojniej. Szczęśliwiej. Tak, jakby wyższe temperatury pozwalały im żyć łagodniej. Bez szarpania o wszystko. Z rozkoszowaniem się każdą chwilą i każdym promieniem słońca. Od dawna wiem, że żywioł ognia daje ludziom mnóstwo radości i inspiracji. A słońce tak hojnie ogrzewające basen Morza Śródziemnego jest przecież światłem tego żywiołu. Kocham słońce od zawsze i lato jest moją ulubioną porą roku. Należę do tych osób, które mogą bezkarnie wystawiać się na ciepło słonecznych promieni i w ten sposób doładowują wewnętrzne baterie. Uwielbiam spacery w ciepłe wieczory i przy odpowiednio wysokiej temperaturze mogę spokojnie przemierzać całe kilometry. Zapewne dlatego tak bardzo doceniam ciepło i widzę w nim źródło szczęśliwości. Oczywiście jedno z wielu. A przecież lubię też pozostałe żywioły i kocham zarówno pływanie, jak i szum wiatru czy spacery boso po trawie. Warto pamiętać, że ludzie tacy jak ja – i zapewne mieszkańcy rejonów takich jak Grecja czy Włochy – to osoby, które przemierzają życie niespiesznie, ale za to z radością. Ja smakuję życie.
Zachwycam się drobiazgami i nie waham się przystanąć, aby podziwiać motyla, który przysiadł na listku. Moje życie jest jak otwarta czysta księga, którą sama zapisuję i która jest dla mnie cudowną zabawą. Zdarzają się czasem niemiłe niespodzianki i lekcje, których nie przewidziałam, ale potrafię spokojnie obrócić kolejną kartkę i cieszyć się tym, co pięknego znowu się pojawi. Rozkoszuję się seksem, smakiem, dotykiem, zapachami i temperaturą. Kocham zmysłowe doświadczanie świata. Cenię sobie powolność, spokój i czas. Nienawidzę natomiast pośpiechu i nawarstwienia spraw. Mam piękne marzenia i realizuję je w komfortowy dla siebie sposób. To mój wybór, chociaż niewykluczone, że taka po prostu się urodziłam. Nade wszystko kocham słońce i ciepło, które podnosi mi nastrój. Gorące słoneczne promienie są tym, co daje mi najwięcej radości i najwięcej energii. Nawet w dużym skwarze czuję się o wiele lepiej niż w mroźny dzień. Nie uciekam też nigdy zbytnio przed słońcem, bo czuję namacalnie jak mnie ono wzmacnia. Wszystko jest oczywiście całkowicie względne i nie zamierzam narzekać na zimę. Uważam, że umiarkowany klimat, w którym żyjemy ma wiele zalet, a jedną z nich są cudowne zielone lasy i łąki. Takiej soczystej barwy próżno szukać w okolicach zwrotnika, gdzie słoneczko wypala każdą roślinkę. Ale dzisiaj, kiedy temperatura spadła poniżej zera, rozgrzewam się zdjęciami gorącego kraju. Wiem doskonale, że mają w sobie cudowną energię. To, co ciepłe, jest naprawdę milutkie...
str. 60
Literacko Agnieszka Lela Babulewicz czarodziejka słów, blogerka http://agnieszkababulewicz.blogspot.com
Kruszonka z ciastem Sierpniowe słońce grzało mocno, starając się ze wszystkich sił przepędzić wspomnienie chłodnego poranka. Smok spał, od czasu do czasu jeżąc grzebień i poruszając czubkiem ogona, gdy do snów wkradali się żądni sławy, błędni rycerze. Bajarz siedział wsparty o smoczy bok i pisał zawzięcie, od czasu do czasu maczając pióro w buteleczce inkaustu, skrytej niemal całkowicie w wysokiej trawie. Obrażona koza, której nie pozwolił posmakować świeżej literatury, pasła się wyniośle nieopodal, raz po raz zerkając w stronę zapisanych kartek przyciśniętych kamieniem. I w ten senny, sielankowy obrazek wbił się nagle rozeźlony głos wieśmy. – KTO ZEŻARŁ KRUSZONKĘ?! – O matko moja łuskowata! – wyrwany ze snu smok, potoczył nieprzytomnym wzrokiem po polanie. Siniger z wrażenia zrobił wielkiego, atramentowego kleksa na środku gęsto zapisanego pergaminu a koza uciekła. Na wszelki wypadek. – Ale…to nie my! Przysięgam! – wymamrotał bajarz, jednocześnie starając się ratować nowo powstałą bajkę. – To kto?! Może krasnoludki?! – wieśma stała w progu chaty, zła jak osa. W ręku ściskała groźnie wyglądająca ścierkę. – Olaboga…a skąd ona wie? – pisnęło spod kuchennego stołu. – Mówiłem wam, że się wyda! Przecież to wieśma. Ona wie wszystko! – w kuchni zakotłowało się gwałtownie, zatupotały małe stópki, cichutko zadzwonił jakiś dzwoneczek. – Chodu, panowie! – Ooooo NIE! – Margolota trzepnęła ścierką,
zaganiając małych złodziei w kąt kuchni. Było ich siedmiu. Wszyscy w przepisowych, czerwonych czapeczkach. Wszyscy z resztkami kruszonki w białych, długich brodach. Jeden spał, podtrzymywany przez kamratów. – Tłumaczyć się! Ale już! – rozkazała, splatając ręce na piersiach i wymownie tupiąc drobną stópką. Krasnoludki struchlały. Kiedy kobieta zaczynała tak tupać to było źle. Bardzo źle. – Ale przecież ciasto zostawiliśmy…My jedynie to z wierzchu… – bąknął ten w okularach. To chyba nie była najlepsza odpowiedź, bo wieśma tylko brwi ściągnęła, patrząc srogo na bandę w czerwonych czapeczkach. – Śnieżka nie piecze ciast. – siąknął smętnie inny. – Dba o linię. – A o nas już wcale. – burknął kolejny. – Ile można jeść zupę z kapusty? To nie jest strawa dla górnika! Ostatnio jakeśmy po tej zupie na przodek zeszli i Gburek chciał latarenkę w hełmie zapalić to tak pieprzneeekhe khe… – zakaszlał. – Ledwośmy się spod gruzu wygrzebali. Gremialne westchnienie zakołysało rąbkiem obrusa. – No tak. – wieśma złagodniała. - Ale zamiast wyjadać kruszonkę z drożdżówki, mogliście poprosić. Upiekłabym ciasto z samej kruszonki. – A da się tak? – Siniger czując, że największa burza już przeszła, wsadził rozczochraną głowę do kuchni. – Da się. Tylko śliwek mi nazrywaj – westchnęła Margolota, ku uldze krasnoludków odwieszając ścierkę na haczyk.
str. 61
Literacko Kruszonka z ciastem
Ilustracja: http://liaselina.deviantart.com/art/The-Frog-Witch-276233410 Kruszonka z ciastem (przepis):
Trzy szklanki mąki pszennej Duże jajko Niepełna szklanka cukru + łyżka (do śliwek) 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia Kostka masła (200g) 10 dużych śliwek (około 600g) Pół łyżki mąki ziemniaczanej.
Z mąki pszennej, cukru, proszku do pieczenia, jajka i masła (zimne starłam na tarce o gru-
bych oczkach) rozcieramy palcami kruszonkę o konsystencji mokrego piasku. Ze śliwek usuwamy pestki, kroimy na cząstki (nie za małe), mieszamy z łyżką cukru i mąką ziemniaczaną. Dno tortownicy o średnicy 26cm wykładamy papierem do pieczenia, boki smarujemy masłem i posypujemy mąką. Do blachy wsypujemy 2/3 kruszonki, wykładamy owoce, posypujemy resztą ciasta. Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni (góra-dół bez termoobiegu). Pieczemy około 45 minut, do ładnego, złotego koloru.
str. 62
Hanna Kocińska
medium, twórczyni magicznej biżuterii http://kocurratuj.blogspot.de
Gwiazdkowa bajka dla KotaZapieckowego Ponieważ czarodziejka nade wszystko lubiła Boże Narodzenie, przedłużała sobie radość uroczyście obchodząc adwent. Piekła wtedy ciasteczka przeróżne, a pierniki to już był cały rytuał. Zdobiła domek girlandami, gałązkami, wstążkami i kokardami, bombkami, koniecznie szklanymi, pobrzękującymi dźwięcznie. Plastikowych nie lubiła. A zaczynała od przygotowania wieńca adwentowego.
I tak dziś właśnie, gdy zapadał wczesny jesienny zmrok, rozłożyła na stole przyniesione z ogrodu świerkowe i cisowe gałązki. Ze strychu zniosła pudło z napisem "adventskranz" i wyjmowała z niego wstęgi, bombki złocone, szyszki i orzechy. Z wielkiego słoja wyciągała rumiane, lekko podsuszone rajskie jabłuszka. Kot przypomniał sobie, jak cieszyła się i podskakiwała z radości, gdy dostrzegła w okolicy ich domku drzewo oblepione tymi jabłuszkami... Potarł łapą oko wzruszone i wiedziony kocią potrzebą zabawy – pacnął orzecha. Zajrzał pod gałązkę, ogonem bombki przegarnął. I znalazł wstążkę, piękną, czerwoną, ze złoconymi brzegami. Dłuuugą
i szeroką. Marzenie..... W jednej chwili zaplątał się w nią cały. – Broisz, Kocie.... – westchnęła czarodziejka, biorąc się za odplątywanie Zapieckowego. – Ubiem omżeczki – wysapał Kot przez tasiemkowe zawoje na mordce. – Wiem, że lubisz wstążeczki, ale ona mi potrzebna do oplecenia wieńca, a nie kota. – Y ożesz em pieszyć?? Yle o abawy esze.... – niecierpliwił się zwierz. – Nie mogę się spieszyć zanadto, bo misternie się zaplątałeś, a do zabawy to masz kulki z dzwonkami i kocimiętkowe myszki, a nie ozdoby świąteczne. Żeby ci się nie nudziło – opowiem ci bajkę o świecach z wieńca adwentowego. Chcesz? – Yhy... – mruknął KotZapieckowy, bo lubił jej bajki. Lubił jej głos. Lubił słuchać, gdy opowiadała.
– Na wieńcu adwentowym są zawsze cztery świece. Nie tylko dlatego, że adwent trwa cztery tygodnie i co tydzień zapala się jedną świecę więcej. Aż w Wigilię palą się wszystkie cztery. Każda z nich ma swoje imię
str. 63
Literacko Gwiazdkowa bajka dla KotaZapieckowego
i swoje znaczenie. Dawno, dawno temu siedziałam przy stole sama. Na środku stał wieniec adwentowy, a na nim paliły się cztery świece. Wokół było całkiem cicho, tak cicho, że usłyszałam, jak świece zaczęły mówić. Pierwsza świeca westchnęła i powiedziała: "na imię mi Pokój. Moje światło świeci, ale ludzie nie dbają o Pokój. Oni nie chcą mnie więcej...". Jej światło stawało się coraz mniejsze, aż w końcu zgasła zupełnie. Druga świeca zamigotała i powiedziała: "nazywam się Wiara, ale jestem zbyteczna. Ludzie nie chcą o Bogu nic wiedzieć. Nie ma już sensu bym dalej płonęła". Lekki powiew przemknął przez pokój i druga świeca zgasła. Wtedy cichutko i smutno odezwała się trzecia świeca tymi słowy: "na imię mi Miłość. Nie mam już sił płonąć. Ludzi już nie obchodzę. Oni myślą tylko o sobie, nic a nic o tych, których powinni kochać." I z ostatnim mrugnięciem także jej światło zgasło. Zrobiło mi się smutno. Jakże tak... – bez światła świec? Bez ich ciepła i przyjaznych błysków? – I co zrobiłaś, czarodziejko? Użyłaś magii? – zapytał KotZapieckowy, któremu czarodziejka zdołała już uwolnić mordkę z wstążkowych oplotów. – Nie wierć się... nadal wyglądasz jak świąteczny baleronik... – zaśmiała się czarodziejka. – No, troszkę się poprawiłem na twojej kuchni – mruknął Kot oblizując się na wspomnienie dzisiejszego obiadu. I sernika na podwieczorek. "Ciekawe, czy jeszcze choć kawałek został" – pomyślał Kot. – Został, jeśli nie pożarłeś całego kawałka – odpowiedziała czarodziejka. Czytanie w myślach szło im coraz lepiej... – Zanim go pożrę – opowiedz co się stało ze świecami. Zgasły już trzy. Wszystko umarło bezpowrotnie? I Pokój, i Wiara, i Miłość? – dopominał się Kot. – E,nie... Zeszło z Nieba Dzieciątko. Spojrzało na świece i zapytało: "czyż nie powinnyście nadal płonąć jasno, a nie zagasłymi być?". I rozpłakało się rzewnie.
Odezwała się na to czwarta świeca: "nie bój się Maleńki. Dopóki ja płonę – możemy zawsze pozostałe trzy świece zapalić. Jam jest Nadzieja!". Wzięło Dzieciątko drzazgę i płomieniem Nadziei zapaliło Pokój, Wiarę i Miłość. Gotowe!!! – czarodziejka skończyła opowieść i rozplątywanie Kota. – Przynieść ci kawy? – zapytał Zapieckowy, poprawiając zmierzwione futro. – Przynieść. I sernika też. W spiżarni jest. Bym chociaż spróbowała, żarłoku – zaśmiała się. – A nie stoi za wysoko? – zapytał Kot. – Dla ciebie nie ma "za wysoko" – odpowiedziała dziewczyna, patrząc jak oddala się w stronę spiżarni niemal dwumetrowy chłopak. Magia świąt... ;)
str. 64
Grażyna A. Adamska
Bractwo Dusz księga druga
Następnego dnia z rana do pomocy w ratowaniu mieszkańców wioski zostali także przysłani Michael i Tony. – Jesteście Strażnikami Duszy? – zagadnęła Grace. – Tak – odpowiedział Tony. – Ja mam chronić Lidię, a Michael – wskazał na przyjaciela – Mayę. – Tak się cieszę – powiedziała Lidia, przytulając się do Tony’ego. – Nigdy nie miałam rodzeństwa – uśmiechnęła się do chłopaka. Arthur patrzył na dziewczynę z politowaniem. – Przecież wychowywaliśmy się razem, tak jak rodzeństwo – zauważył złośliwie. – Ale to nie to samo – odparła stanowczo. – Rodzeństwa? – szepnął zdziwiony Tony, zerkając na Marcka. Ten, widząc minę przyjaciela, szybko wyjaśnił: – Chodzi o połączenie Energii Miłości braterskiej – podkreślił ostatnie słowo. Tony zrozumiał zaakcentowanie Marcka, podobnie Michael, ale żaden z chłopców nie próbował niczego prostować, bo czas ich naglił. Peter i David pakowali plecaki, Arthur sprawdzał latarki i noktowizory, Steven i Marck dopracowywali jeszcze szczegóły oswobodzenia wioski. Dziewczyny szykowały prowiant. – Od dawna się znacie? – zapytała Maya Michaela, gdy ten pakował plecak. – Od dzieciństwa – wyjaśnił chłopak. – Razem się szkoliliśmy – dokończył, spoglądając na Marcka.
– Zupełnie jak bracia – wtrąciła uradowana Lidia. Tony uśmiechnął się do dziewczyny. – Wszyscy Strażnicy są dla siebie braćmi – dodał. – A nie macie dziewczyn? – zagadnęła Maya. Chłopcy zmieszali się. – Regulamin tego zabrania – odpowiedział Michael. Dziewczyny się zdziwiły. – Jak to zabrania? – zapytała Grace, ale chłopcy nie zdążyli odpowiedzieć, bo przerwał im Steven. – Szykujcie się – rozkazał. Wszyscy jeszcze raz zerknęli na plan akcji, a Pan Wu przypomniał, kto ma jakie zadanie. – Może przyda się wam ktoś do pomocy? – przerwał im nagle głos od drzwi. – Timon! – zareagował radośnie Marck i podszedł przywitać się z przyjacielem. Chłopcy z Bractwa spoważnieli. Tymczasem czarnowłosy młodzieniec wyjaśnił wszystkim pojawienie się przyjaciela: – Timon też jest Strażnikiem. – Dziewczyny popatrzyły na siebie zaskoczone, a ciemny blondyn, o opalonej karnacji i niebieskich oczach, ubrany w czarną skórzaną kurtkę i czarne skórkowe spodnie, dodał: – Z tym, że nie jestem osobistym bodyguardem – mrugnął do dziewczyn. – Należę do Wojowników – dodał dumnie. – Jasne – wtrącił Tony. – I jesteś największym babiarzem, jakiego znam. – Parsknęli śmiechem. Maya zerknęła z politowaniem na Timona. – Do tego trzeba jeszcze sobą coś reprezento-
str. 65
Literacko Bractwo Dusz
wać – dodała złośliwie. Blondyn spojrzał urażony na dziewczynę, ale ta nie miała zamiaru go przepraszać. – Ciekawe, jakie jeszcze czekają nas niespodzianki – wtrącił trochę zaniepokojony Arthur, zerkając na Stevena. – Chyba Diana, Nina lub Tamara nie... – zaczął. – Nie – przerwał Marck. – One były zwerbowane przez Katherinę – wytłumaczył. Dziewczyny odetchnęły z ulgą. Po południu wszyscy byli już gotowi do akcji. Mieli ruszyć dopiero w nocy, stąd po obiedzie każdy miał odpocząć, aby nabrać sił. – Śpisz? – zapytała Grace, wiercąc się w łóżku. – Nie – odpowiedział David i wtulił się w dziewczynę. – Tak się rzucasz, że nie mogę zasnąć – dodał zadziornie. Ta odwróciła się lekko w jego stronę. – Może byśmy się trochę rozluźnili przed akcją? – zaproponowała, zerkając figlarnie na chłopaka. David podniósł głowę z poduszki i szeroko się uśmiechnął. – A myślałem, że tylko ja nie mogę zasnąć, bo cały czas myślę o tobie – odpowiedział prowokująco, po czym pomógł Grace się odwrócić i delikatnie zdejmując koszulkę z dziewczyny, zaczął muskać jej usta, potem szyję i piersi. Grace czuła ogromne podniecenie, a że uwielbiała takie pieszczoty, oddała się im całkowicie.
po czym już w skupieniu dobiegli na ustalone miejsce. Głównym celem było uwolnienie i doprowadzenie mieszkańców wioski na północną cześć wyspy. Tam czekały łodzie ratunkowe, które miały ich przetransportować na statek, skąd planowano dotrzeć helikopterami na wyspę Pana Wu. Gdy wszyscy zajęli swoje pozycje, Timon rozejrzał się po okolicy. Pozostali z ukrycia obserwowali, co się dzieje w wiosce. – Przy każdej bramie jest po dwóch strażników – szepnął chłopak do mikroportu. – W wiosce nie widzę nikogo, kto by pilnował mieszkańców, chyba, że są w tych ambulansach – dodał. – To mało prawdopodobne – wtrącił Marck. – Ci ludzie nie są agresywni, nie potrzebowaliby takiej ochrony – powiedział. – Racja – potwierdził Steven, po czym już miał zamiar rozpocząć akcję, gdy Grace coś zauważyła. – Czujesz? – zapytała z niepokojem, spoglądając na Marcka. Ten z poważną miną potwierdził kiwnięciem głową. – Co? – zapytał Steven. Pozostali zerknęli na parę. – Mają Energię Ognia – wyjaśnił zdziwiony chłopak. – To tłumaczy brak broni – zauważył Arthur. Jednak Marckowi dalej nie dawało to spokoju. Około północy młodzi pod dowództwem Ste- Popatrzył na Timona, a ten na niego. Oboje zavena dotarli do prywatnego lotniska Strażników częli podejrzewać, że dzieje się coś niepokojącego. Ziemi i stamtąd niewielkim samolotem dolecieli – Zaczynamy – rozkazał Steven i wszyscy na obrzeża Wyspy Uzdrowicieli. skupili się na swoich zadaniach. – Ruszajcie – – Rozdzielmy się – szepnął Steven i razem z dodał mężczyzna, dając znak Davidowi i TimoDavidem i Arthurem pobiegli przodem. Dalej nowi, którzy byli odpowiedzialni za bramę półbiegli Peter, Michael i Maya, za nimi Tony z Lidią nocną. David odwrócił się do Marcka. i Timonem i na końcu Grace z Marckiem. – Dbaj o nią. – Ten potwierdził skinieniem i – Jak minęło popołudnie? – zapytał z szyder- oboje uśmiechnęli się do dziewczyny. David i czym uśmiechem Marck, zerkając na Grace. Ta Timon wybiegli z lasu. spojrzała zaskoczona. – Teraz wy – szepnął Steven i Arthur razem z – Podsłuchiwałeś? – odpowiedziała złośliwie. Peterem ruszyli w stronę zachodniej bramy. Peter Chłopak parsknął śmiechem. pocałował jeszcze Mayę na pożegnanie. – Nie podsłuchiwałem – oburzył się i szepnął – Dziewczynom nie może spaść włos z głowy, jej do ucha: – Nie muszę podsłuchiwać, czuję to, zrozumiano? – powiedział stanowczo mężczyzna, co ty. – Grace otworzyła usta, po czym poczuła, patrząc na Strażników. Cała trójka potwierdziła i jak oblewa ją rumieniec, bo przypomniała sobie, Steven pobiegł w stronę bramy południowej. że razem z Marckiem są połączeni Energią Od– Teraz my – zadecydował Marck, gdy jego czuć. Uśmiechnęła się zawstydzona do chłopaka, ojciec zniknął im z oczu. – Zajmiemy się bramą
str. 66
Literacko Bractwo Dusz
wschodnią – wskazał na stojących niedaleko strażników, po czym odwrócił się do reszty i dodał: – Poczekajcie, aż damy wam znak. – Przyjaciele potwierdzili i Marck razem z Grace zbliżyli się na tyle, na ile było to możliwe, do wartowników. – Bierzesz tego z prawej czy z lewej? – zapytał chłopak, gdy byli już gotowi do ataku. – Z prawej – odpowiedziała pewnie dziewczyna. – To na trzy, gdy dam znać – szepnął Marck. Gdy za sprawą Davida księżyc zniknął za chmurami, chłopak odliczył i oboje rzucili dwiema kulami ognia w stronę mężczyzn. Ci nie zdążyli zareagować i gdy kule odrzuciły ich daleko w las, padli bez tchu na ziemię. Tony i Michael wciągnęli nieprzytomnych wartowników do wcześniej przygotowanej dziury i zasypali gałęziami. Brama wschodnia została otwarta. W tym samym czasie Arthur i Peter podtopili strażników w beczce z deszczówką i ukryli w pobliskiej szopie. Kolejna brama była zdobyta. David i Timon powietrzem z piaskiem oślepili swoich wartowników, a potem, wciągając ich do lasu, zasypali gałęziami. Tymczasem na południu Steven doprowadził do wybuchu paliwa w kanistrze. Cała wioska została postawiona na nogi. Mieszkańcy zmieszani z naukowcami biegali i krzyczeli. Strażnicy Duszy popatrzyli na siebie zaniepokojeni. – Co teraz? – zapytała wystraszona Lidia. – Zajmijcie się dziećmi – rozkazał Michael, po czym pomógł chłopakom przygotować ciężarówki do przetransportowania ludzi z wioski. Arthur i Peter sprawdzali każdy samochód medyczny i kierowali mieszkańców do bram. David i Timon pomagali kobietom i zaglądali do domów, informując wszystkich, dokąd mają się udać. Steven ugasił pożar wywołany przez wybuch, po czym pobiegł do chłopaków i razem wprowadzali ludzi do ciężarówek. W pewnej chwili w stronę Grace i Marcka poleciała kula ognia. Chłopak odepchnął dziewczynę na bok i sam uskoczył. Byli rozdzieleni ognistą obręczą. Grace próbowała uspokoić ogień, ale napastnik po raz kolejny zaatakował. Zauważył to David, któremu udało się przejąć ogień. Mężczyzna spojrzał zaskoczony. Chwilę jego nieuwagi wykorzystał Marck, rozpalając przed nim ogromny ognisty mur, a Maya dołożyła silny wiatr, tak że powstał ogromny stożek z ognia,
który zamknął napastnika w środku. Wszyscy wskoczyli do ciężarówki. – Gdzie Lidia? – zapytał nagle zaniepokojony Tony, w momencie, gdy Michael miał ruszać. Dziewczyna tymczasem zauważyła na końcu szałasu małą dziewczynkę, której pobiegła na pomoc. Tony ruszył za nią. Dobiegł w momencie, gdy stożek ognia zaczął się do nich zbliżać. Chłopak chwycił małą na ręce, a Lidii kazał biec. W ostatniej sekundzie wskoczyli do ciężarówki, która ruszyła, barykadując część ogrodzenia. Marck popatrzył jeszcze na wybiegających za nimi mężczyzn, którzy po kilku krokach zatrzymali się. Grace, również obserwująca wartowników, zdziwiła się. Oboje popatrzyli na siebie zaskoczeni. Marck po chwili namysłu spoważniał i zerkając ponownie na dziewczynę, pokazał palcem na ustach, aby była cicho i nie komentowała tej sytuacji. Oboje usiedli i w ciszy jechali do umówionego miejsca. Na brzegu czekały na nich łodzie. – Oni na nas czekali – szepnęła Grace do Marcka, gdy ten odcumowywał łódkę. Chłopak spojrzał na nią poważnie i wypychając łódź z brzegu, wskoczył do środka i usiadł do swojego wiosła. – Wiem – odpowiedział po chwili, zerkając na siedzącego po drugiej stronie Stevena. Grace zauważyła spojrzenie Marcka.
str. 67
Literacko Bractwo Dusz
– Myślisz, że on o tym wszystkim wiedział? – szepnęła, siadając na brzegu łódki. Jednak chłopak znów tylko wskazał palcem, aby była cicho. Łącznie płynęły 4 łodzie. W pierwszej David i Timon, razem z kobietami i najmłodszymi dziećmi, w drugiej Tony, Lidia z Michaelem i Mayą, którzy mieli na pokładzie starsze dzieci i najsłabszych mężczyzn, w kolejnej Arthur i Peter z rannymi i schorowanymi ludźmi, a w ostatniej Marck z Grace i Steven z mężczyznami. Podróż trwała około 30 minut. Gdy dotarli do statku, czekali na nich ludzie Stevena, którzy zajęli się ocalonymi z wioski. Tymczasem mężczyzna z młodzieżą wsiedli do dwóch motorówek i ruszyli z powrotem na wyspę, gdzie czekał na nich samolot. W ciągu dwóch godzin znaleźli się znowu w domku na wyspie Bractwa. Świtało. Wchodząc do domu, Marck zwrócił się wściekły do Stevena: – Sprzedałeś ich! – Wszyscy spojrzeli zaskoczeni na młodego chłopaka. Mężczyzna odwrócił się i podchodząc do Marcka, chciał coś odpowiedzieć, ale ten nie dał mu dojść do słowa. – Ta cała akcja mała pokazać, jaką Energią dysponują, prawda?! – krzyknął. – Miała pokazać, że Odyn mówił prawdę i linia życia Energii Bractwa Dusz nie została przerwana?! – Pokręcił z obrzydzeniem głową. – Zawarłeś układ z tymi pseudonaukowcami, zgadza się?! – dodał, cedząc przez zęby. Steven, stojąc naprzeciw chłopaka, odpowiedział spokojnie: – Do tego zostali stworzeni, żeby służyć Bractwu. – Po czym odwrócił się plecami i ruszył w stronę swojego pokoju. Pozostali stali jak zamurowani. – Ty durniu! – krzyknął jeszcze bardziej wściekły Marck. – To nie są maszyny, które możesz wykorzystywać do zabijania! – Mężczyzna cofnął się i wymierzył potężny cios w twarz chłopakowi. Ten upadł. Timon, Tony i Michael patrzyli z pogardą na Stevena, ale tylko drgnęli, nie ruszając się ze swoich miejsc. Tymczasem do Marcka podbiegła Grace, kucnęła obok niego i próbowała pomóc mu wstać. Mężczyzna nachylił się do chłopaka i szepnął wściekły: – Jesteś tak samo naiwny jak twoja matka! Myślisz, że sprowadzając na ziemię Dusze tak potężnych Energii, Odyn zrobił to z miłości do ludzi? – Parsknął pogardliwym śmiechem. Arthur i David patrzyli ze złością na Stevena. – Albo
dla ratowania Energii Ziemi czy Kosmosu? – Przykucnął przed leżącym Marckiem. Maya i Lidia były zdenerwowane. – Dysponujemy w tej chwili największą możliwą władzą na tej ziemi – dodał z szyderczym wyrazem twarzy. – Mamy potężną moc, jaką jest władza nad pięcioma żywiołami i na pewno to wykorzystamy – powiedział dobitnie. – Chyba jednak nie – wtrącił stanowczo David, a reszta stanęła za nim. Steven parsknął śmiechem. – Nie macie wyboru! – powiedział, śmiejąc się, po czym szybko poważniejąc, dodał: – Inaczej cała wioska i rodzina Wu zginie. – Ty zdrajco! – krzyknął David i rzucił się na Stevena. Zaczął go okładać pięściami po twarzy, a Timon z Arthurem próbowali ich rozdzielić. Michael stanął pomiędzy nimi. David dalej wyrywał się do bójki. Tymczasem mężczyzna pozbierał się z ziemi i uśmiechając się ironicznie, powiedział: – Jeśli spadnie mi choć włos z głowy, ludzie z wioski zostaną żywcem spaleni. – Przetarł krwawiącą wargę. Chłopak ponownie chciał dołożyć mężczyźnie, ale Timon go powstrzymywał. – Nie będziemy ci służyć – wtrąciła Grace. Steven popatrzył na dziewczynę. – Jeśli nie… – chciał podejść do Grace, ale Marck szybko podniósł się i ją zasłonił. Steven spojrzał pogardliwie na syna. – …to one za to zapłacą – wskazał wzrokiem na Mayę i Lidię. Michael i Tony stanęli przed dziewczynami. Te popatrzyły przerażone na siebie, potem na Grace. Steven odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Gdy drzwi się zatrzasnęły, Marck powiedział wściekły: – Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć! – Ukucnął, zakładając ręce na głowie. Pozostali spojrzeli na chłopaka. – Daj spokój – wtrącił David. – Coś wymyślimy – dodał, próbując wszystkich uspokoić. Lidia wtuliła się w Arthura, a Mayę objął Peter. – Przecież musi być jakieś wyjście – szepnęła zaniepokojona Grace, podchodząc do swojego chłopaka. Ten pogładził ją po plecach. – Jak mamy powiedzieć o tym Panu Wu? – zapytała załamanym głosem Lidia. – Myślę, że on wie – odpowiedział już spokojniej Marck, podnosząc się i prostując. – Nie, on by nas nie zdradził – zaprzeczyła pewnie Grace.
str. 68
Literacko Bractwo Dusz
– Nie zdradził – odparł Marck. – Pewnie go zaszantażowali – dodał smutno, spoglądając na dziewczynę. Ta przytuliła się do Davida. – Jak to zaszantażowali? – spytała zaskoczona Maya. – Odbijaliśmy ludzi z wioski od wartowników do tych samych wartowników – wyjaśnił Timon. Dziewczyny popatrzyły zdziwione. – Do tego wszyscy byli ludźmi Stevena – dopowiedział wściekły Marck. Arthur zerknął pogardliwie w stronę pokoju mężczyzny. – Skąd to wiesz? – zapytał zaniepokojony Peter. – Poznałem mężczyznę, który rzucał kulami ognia w Grace – wyjaśnił chłopak. – Był kiedyś u nas w domu. – Co teraz zrobimy? – zapytała wystraszona Lidia. Marck spojrzał po kolei na wszystkich. – Jeszcze nie wiem – odpowiedział i ruszył w stronę swojego pokoju. – Tymczasem odpocznijcie – dodał jeszcze na koniec. Wieczorem wszyscy, z wyjątkiem Stevena, spotkali się przy ognisku. Panował nastrój przygnębienia. Nawet Arthur nie miał ochoty żartować. Marck i Timon siedzieli nieco dalej niż pozostali, dyskutując nad czymś bardzo zaciekle. Peter z Davidem donosili drewno do ognia, a dziewczyny piekły kiełbaski na patykach. – Dlaczego Steven tak traktuje Marcka? Przecież on jest jego synem – szepnęła Lidia. Tony, podając dziewczynie kolejny kij z kiełbasą, odparł: – Zawsze był wymagający wobec Marcka. – Oboje zerknęli na siedzącego w oddali chłopaka. – Myśleliśmy, że to dlatego, że przygotowuje go do objęcia po sobie przewodnictwa Strażników – wyjaśnił. – Marck będzie przywódcą Strażników Bractwa? – zapytała zaskoczona Maya. – Jest najważniejszy, zaraz po Davidzie – uśmiechnął się Michael. – Będzie Wielkim Mistrzem – dodał Tony. – Ale masz szczęście, Grace – wtrąciła Lidia. Dziewczyna spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę. – Kocha ciebie król, a ochrania najważniejszy rycerz. – Maya z uśmiechem popatrzyła na Petera i Arthura, którzy tylko pokręcili głowami. Tymczasem Tony z Michaelem zerknęli poważnie w stronę Marcka. – Zawsze jest tak, że przywódca jest jednocześnie Strażnikiem Duszy kobiety Senseja? – za-
gadnął po chwili Arthur. – Właściwie to my jesteśmy pierwszymi Strażnikami, którzy mają połączenie Energii Miłości, Życia i Odczuć – odpowiedział Tony. Dziewczyny popatrzyły zaskoczone. – Dlaczego? – dopytywał Arthur, ale chłopak nie zdążył mu odpowiedzieć, bo właśnie podszedł Marck. – Wymyśliłeś coś? – zapytał Michael. Chłopak potwierdził i zerknął w stronę domu, czy Steven nie obserwuje ich z okna. Potem, grzebiąc patykiem w ognisku, powiedział: – Muszę jeszcze jutro sprawdzić coś z Timonem w czasie zajęć w szkole. – Popatrzył na strażników, a ci przytaknęli. – Potrzebujecie pomocy? – spytał David. Chłopak zerknął w stronę Senseja i zaprzeczył. – Może powiemy rodzicom? Może nam pomogą? – zaproponowała zdenerwowana Lidia. – A jeśli też dostaną się do niewoli? – odparł pytaniem Arthur. – Albo stanie się coś jeszcze gorszego – dodał już ciszej. Lidia popatrzyła na niego z przerażeniem. – Arthur ma rację – poparł kolegę Marck. – Lepiej jak sami znajdziemy rozwiązanie – powiedział spokojnie. – Czyli mamy udawać, że jest wszystko okay? – zapytała Maya. – Mamy godzić się na ich warunki? – dodała zdenerwowana. – Póki co, tak – odpowiedział stanowczo Strażnik, a chłopcy mu zawtórowali.
„Bractwo Dusz, Księga 2” www.bractwodusz.com Autor: Grażyna A. Adamska Praktyk Synchronizacji Duszy, Ciała i Umysłu autor serii książek dla młodzieży pt. Bractwo Dusz www.grazynaadamska.pl
str. 69
Ilustracje: Klaudia Bezak, Edyta Milewska, Marzena Wiśniewska
Do nabycia - http://www.amazon.com str. 70
Medium magazyn elektroniczny rozwoju osobistego https://mediumblog.wordpress.com/
Redaktor Naczelna: Bogusława M. Andrzejewska
Zastępca Redaktor Naczelnej: Małgorzata Kołakowska Zespół redakcyjny: Grażyna A. Adamska Katarzyna Hojan-Sitkowska Katarzyna Zamiar Krzysztof Matusiak Tina Wieczorek
Współpracują: Agnieszka Lela Babulewicz, Agnieszka Zdrzałek, Aneta Śladowska, Beata Łukasiewicz, Ewa Lenart, Hanna Kocińska, Jakub Qba Niegowski, Monika Wiśniewska, Sylwia Bartosz,Tomasz Sobolewski. Skład i łamanie: Bogusława M. Andrzejewska
Zdjęcia, ilustracje i grafiki: Bogusława M. Andrzejewska, Tina Wieczorek, zdjęcia autorów Okładka: Bogusława M. Andrzejewska
Wydanie własne. Udostępnianie: strona – https://mediumblog.wordpress.com/ Magazyn elektroniczny „Medium” jest BEZPŁATNY. Wszystkie artykuły zamieszczone w „Medium” są chronione prawem autorskim. Rozpowszechnianie ich bez zgody autorów jest niedozwolone.
Jesteśmy na facebooku pod adresem: facebook.com/pismo.medium
str. 71