8 minute read

rozmowa z Łukaszem Konopnickim ���������������������������������������������������������������������

Gdy branża została zamknięta, otworzyli się na nowe pomysły. Tak powstał sweet truck, który z czasem zaczął spełniać znacznie więcej zadań, niż miał wźdomyśle. To nie jedyny innowacyjny pomysł Łukasza Konopnickiego,

który odważył się skakać na bungee z sernikiem w ręku i właśnie wprowadza ciasta paleo do oferty rodzinnej pracowni cukierniczej Cake Break.

„ Rozmawiała:

Natalia Aurora Ignacek

Natalia Aurora Ignacek: W dobie mody na zloty foodtruckowe pomysł na busa ze słodkościami wydaje się

czymś oczywistym, a jednak jako sta-

ła bywalczyni takich zlotów wiem, że

jest ich bardzo niewiele. Postanowili-

ście tę lukę zapełnić czy może historia Waszego busa jest inna?

Łukasz Konopnicki: Tak naprawdę zaczynaliśmy dwa lata temu jako tradycyjna pracownia cukiernicza. Firmę założyła moja mama, która – podobnie jak tata – zjadła zęby na robieniu słodkości. Oboje pracują w cukiernictwie już ponad dwie dekady, doświadczenie zdobywali w renomowanych, a tata wielokrotnie zdobywał nagrody w konkursach branżowych. A jednak początki wcale nie były łatwe, bo obsługiwaliśmy tylko indywidualnych klientów z najbliższej okolicy. Ja byłem cały czas obok, raczej tylko z doskoku pomagałem w prowadzeniu Facebooka itp. Nie interesował mnie ten świat. Pracowałem wtedy w korporacji. Byłem też na rocznym kursie managerskim.

Co Cię zatem skłoniło do rzucenia etatu i dołączenia do rodzinnego biznesu?

Wszystko zmieniło się, gdy nadeszła pandemia. Był to już czas, gdy rodzice utrzymywali się praktycznie tylko z klientów biznesowych, a tych zleceń nagle zabrakło, bo w czasie lockdownu wszystko było zamknięte. Postanowiłem rzucić pracę i pomóc rodzicom w tej trudnej sytuacji, chciałem na nowo „rozbujać” ten biznes, mimo że na ciastkach znam się tylko pod kątem ich jedzenia (śmiech).

Trudno było Ci się nagle przebran-

żowić?

Z jednej strony tak, bo nie znałem produktu. Mieliśmy już wtedy ponad 50 pozycji

Sweet truck do zadań specjalnych

w ofercie, więc niełatwo mi było się w tym wszystkim połapać. Zwłaszcza że nie mam do czynienia z produkcją. Ale schematy organizacji pracy firm są mniej więcej podobne. Zawsze byłem elastyczny i wielozadaniowy, brałem na siebie najróżniejsze obowiązki. Obecnie szukam nowych klientów, planuję zakupy, dostawy, zajmuję się szeroko pojętym marketingiem. Innymi słowy, jestem managerem firmy.

I to właśnie Ty wpadłeś na pomysł sweet trucka?

Tak, w czasie lockdownu zaczęliśmy szukać sposobu dotarcia do klienta. a jako że od dawna myśleliśmy o otwarciu własnego lokalu, postanowiliśmy ruszyć z takim „lokalem” na kółkach. Wydawało się to najlogiczniejszym sposobem na sprzedaż, gdyż handel z food trucka był w tamtym czasie legalny. I zadziałało! Wręcz przerosło nasze oczekiwania, food truck pomógł nam głównie marketingowo. Ustawiony w centrum Wrocławia stanowił świetną reklamę i tak pozyskaliśmy sporo nowych klientów, którzy właśnie dzięki niemu się o nas dowiedzieli. Ludzie kupowali ciastko na wynos i przekonani smakiem wracali do nas, by stać się stałymi klientami. Były tygodnie, że sprzedaż z busa była średnia, ale „odbijaliśmy” to sobie na zamówieniach tortowych, które jednak zyskaliśmy dzięki naszemu sweet truckowi!

Podsumowując, stał się on nie tyle

środkiem mobilnej sprzedaży co uda-

ną formą reklamy!

Dokładnie. Dlatego, pomimo że już wszystko zostało odmrożone, nadal działamy z busem, wystawiając go co weekend na różnych eventach. W ogóle czas lockdownu

Łukasz konopnicki, czyli 1/4 rodzinnej firmy Cake Break, w której jest managerem

dał nam troszkę więcej przestrzeni na nieco inne działania marketingowe. Mieliśmy wtedy bardzo ciekawe pomysły, np. skok z ciastem na bungee! Zrobiliśmy z kolegą test, które ciasto będzie smakować lepiej przy skakaniu. Odzew był super – 10 500 wyświetleń na YouTube. Najważniejsze, że przełożyło się to na zamówienia indywidualne i nowych klientów, którzy właśnie w ten sposób nas poznali. Obecnie mamy już tak dużo zleceń, że skupiamy się głównie na produkcji i dostawach do klientów, a także samych słodkościach, bo ich jakość jest dla nas najważniejsza.

Czy Wasza oferta jest równie inno-

wacyjna jak pomysły marketingowe, czy stawiacie na klasykę?

Pandemia nieco zmieniła również naszą ofertę, która coraz bardziej zmierza w kierunku słodkości specjalistycznych, tzn. ketogenicznych, bezglutenowych, wegańskich, proteinowych itd. Jeśli chodzi o zamówienia, mamy obecnie ok. 65-70% ciast klasycznych i 30% słodkości w stylu fit i specjalistycznych.

Po pandemii ludzie wolą jeść zdrow-

sze słodkości?

Powodów tej zmiany jest kilka. Generalnie jako rodzina tak właśnie się odżywiamy – praktycznie nie jemy mięsa, więc naturalnie ciągnęło nas do wegańskich propozycji. Mieliśmy też coraz więcej tego typu zapytań od klientów. Co ciekawe dotyczyło to coraz częściej nawet tortów weselnych i słodkich stołów. Wyszliśmy naprzeciw tej potrzebie, mama podjęła się takich realizacji, a skoro na imprezy okolicznościowe mamy takie menu, to włączyliśmy je też na do ogólnej oferty. Zaczęliśmy również współpracować ze sklepami ekologicznymi i z tej strony też widzieliśmy rosnące zapotrzebowanie na takie słodkości. Fakt faktem, po pandemii ludzie bardziej dbają o zdrowie, częściej odwiedzają sklepy ze zdrową żywnością, a więc częściej jedzą takie ciasta i desery. Wreszcie, część klientów po lockdownie straciła formę przez siedzący tryb życia i chce wrócić do dawnej sylwetki, stąd też szukają słodyczy, które ułatwią im to zadanie.

Czy tworzenie takich specjalistycznych słodkości jest większym wy-

zwaniem?

Na pewno, bo to coś nowego. Ale też przede wszystkim wiąże się z wiedzą na temat żywienia, dlatego całą ofertę tych słodkości konsultujemy z dietetykiem klinicznym oraz technologiem żywności. Bez tego bardzo łatwo wpędzić się w kłopoty, a komuś zrobić krzywdę. Dlatego każdą recepturę oddajemy w ręce specjalistów, którzy coś dodają, odejmują i modyfikują tak, by było zgodne z założeniami zdrowego odżywiania. Naszym niekwestionowanym bestsellerem jest brownie, które wychodzi z naszej pracowni w 7 różnych odsłonach, można je przygotować w wersji wegańskiej czy bezglutenowej. Są miejsca, które zamawiają u nas tylko i wyłącznie brownie. A także klienci, którzy jedząc gdzieś brownie, potrafią poznać, że to właśnie nasz produkt.

Cake Break to oferta klasyczna, ale też specjalistyczna. Słodkie stoły i torty weselna powstają tu także w wersji wege, bez glutenu, a nawet keto!

Do produkcji trzeba wiedzy, specjalistów do konsultacji, ale też surow-

ców. Jak wygląda sytuacja z tym aspektem?

Żyjemy w XXI wieku, więc akurat z tym nie ma najmniejszego problemu. W internecie można znaleźć niemal wszystko. Bazujemy jednak na wiedzy ekspertów od żywienia, z którymi na bieżąco wszystko konsultujemy. Tak jak wspomniałem, obsługujemy też sklepy ekologiczne, stąd naturalnie często stają się one pośrednikami w zakupie surowców. W takich sklepach najczęściej pracują bardzo specyficzne osoby, które są pasjonatami – mają ogromną wiedzę oraz sieć kontaktów, łatwo się zaopatrzyć, mając takie znajomości. Działamy trochę na zasadzie synergii. Dużo uczymy się od tych ludzi. Przede wszystkim korzystamy z ich wiedzy o klientach i ich wyborach zakupowych. Przecież w końcu to, co klienci kupują w takim sklepie, chcą mieć finalnie w naszych słodkościach. Podpowiadają, co jest w danym momencie popularnym produktem, a czego klienci unikają, bo ich uczula itp. 80% wiedzy i produktów mamy więc ze sklepów ekologicznych. Z reguły są one sprowadzane z Czech, aczkolwiek jest też sporo hurtowni z Polski. Szczerze mówiąc, do tej pory bardziej przekonywała mnie jakość produktów z Czech, ale są one też droższe. Z ostatnich ciekawostek, sprzedawca podrzucił nam, np. mąkę z orzechów tygrysich, dzięki czemu stworzymy ciasta stricte w duchu diety paleo.

Zatem współpraca ze sklepami eko-

logicznymi się opłaca!

Przede wszystkim chcemy dmuchać na zimne, bo w branży cukierniczej okres pikowy trwa od połowy września, przez październik aż do końca lutego. Później, gdy robi się cieplej, mniej schodzi ciężkich, tradycyjnych ciast. Obsługując sklepy ekologiczne, mamy zawsze popyt na te miesiące ciepłe. A poza tym, to się opłaca także w aspekcie bezpieczeństwa biznesowego na wypadek kolejnego zamknięcia branży, bo sklepy mogą funkcjonować przez cały czas, nawet gdy kawiarnie i inne lokale będą znów zamrożone.

Po naszej rozmowie jestem przede wszystkim przekonana, że opłaca się nie tylko zwrot w kierunku zdrowia, ale też pracy z rodziną. Gdy zjedno-

czyliście siły, firma mimo trudnego czasu niesamowicie się rozwinęła. Czy z tej drugiej strony, „od kuchni” też tak to wygląda?

Rzeczywiście, wszyscy – rodzice i ja z siostrą – tworzymy firmę. Współpracuje się nam naprawdę dobrze, bo jesteśmy tak samo zdrowo papierniczeni (śmiech). Mamy ten sam styl komunikacji, więc rozumiemy się bez słów. Każdy jest dobry w czymś innym, toteż nie wchodzimy sobie w drogę, a przez to nie spinamy się i nie krzyczymy na siebie. Zawsze mieliśmy dobry kontakt. Gdy zaczęliśmy wspólnie prowadzić firmę, nic się nie zmieniło, no może tylko to, że spędzamy ze sobą jeszcze więcej czasu. Zazwyczaj członkowie rodziny spotykają się w niedzielę przy wspólnym stole, a my wtedy właśnie od siebie odpoczywamy. Oczywiście, czasem się pokłócimy, ale najwyżej na 15 minut, bo zaraz jest nowy temat w pracy i trzeba dojść do konsensusu. Mimo wszystko, praca z rodziną ma zdecydowanie więcej plusów niż minusów.

Kto zatem jest szefem?

Wszyscy wzajemnie się uzupełniamy i każdy zajmuje się czymś innym, a najważniejsze decyzje podejmujemy wspólnie. Ja od zawsze miałem lekkie ADHD, a mama często studzi mój zapał. I dobrze, bo pomysły powinno się realizować, ale nie na hop-siup. Gdy wpadłem na pomysł busa, po sekundzie już miałem 11 wybranych ofert kupna. Ostatecznie realizacja zajęła mi miesiąc. Generalnie mama jest szefem produkcji, ja zajmuje się tą drugą stroną – sprzedażą i kontaktem z klientem. Jest

Sweet Truck, który stał się mobilną reklamą firmy, co weekend pojawia się na imprezach plenerowych Wrocławia

Cake Break to dekady doświadczenia cukierniczego rodziców oraz nowoczesne pomysły młodszego pokolenia

to o tyle łatwe i przyjemne, że uwielbiam produkt, który sprzedaję, więc nie muszę się wysilać, by go specjalnie polecać.

Taka praca przestaje być „pracą”, choć na pewno teraz, w dobie wesel i komunii jest trudno.

Właśnie dotarliśmy do takiego momentu, w którym wręcz musimy odmawiać klientom realizacji, bo nie mamy tylu mocy przerobowych ani miejsca. Daltego jakiś czas temu zdecydowaliśmy o poszerzeniu działalności, tzn. właśnie kończymy budowę drugiej pracowni i przyjmujemy nowe osoby do załogi. Pracujemy 6 dni w tygodniu, obsługujemy eventy, sklepy, co miesiąc-dwa mamy nowe produkty w ofercie, więc cały czas działamy na pełnych obrotach.

I takie stwierdzenie cieszy! Dziękuję za rozmowę i najpyszniejsze brownie,

jakie jadłam! „

This article is from: