6 minute read
rozmowa z Grzegorzem Gwoździem ��������������������������������������������������������������������
Rodzina
siłąnapędową
Advertisement
Rozmawiała:
Natalia Aurora Ignacek
Rodzina jest najważniejsza. A potem jakość! Te dwa słowa najlepiej opisują podejście GrzeGorza Gwoździa do prowadzenia firmy, która rozpoczęła działalność w latach 90. XX wieku od wypieków robionych przez ciocie i babcie. Dziś eleganckie makaroniki, praliny i wegańskie tarty cukierni Karpicko są znane nie tylko w Polsce, ale też za naszą zachodnią granicą.
Mistrz Branży: Cofnijmy się 30 lat wstecz, do tego piekarnika, o którym czytamy na Państwa stronie, bo to od
niego wszystko się zaczęło… Począt-
ki rzeczywiście były takie skromne?
Grzegorz Gwóźdź: U nas w rodzinie wszystkie ciocie i babcie od zawsze piekły. I robiły to dobrze, dlatego gdy szukaliśmy z żoną pomysłu na biznes, to próbując lepić pierogi, to produkując sery, zdecydowaliśmy się właśnie na słodkie wypieki. Zaczynaliśmy od jednego lokalu, ale z czasem postanowiłem stworzyć kilka w Zielonej Górze, mieście moich studiów, gdzie mam sporo przyjaciół. Po latach przyszła też decyzja o większych metropoliach, jak Wrocław i Poznań. Do dziś te trzy miasta są naszymi głównymi ośrodkami, choć mamy też wiele cukierni w mniejszych miejscowościach, taki jak Wolsztyn, w którym aktualnie rozmawiamy.
Lokal lśni nowością i jest urządzony
w bardzo nowoczesnym, minimali-
stycznym stylu.
Rzeczywiście został otwarty tydzień temu. Za jego wystrój odpowiada moja córka, absolwentka ASP. Natomiast lokal ten ma być wzorcowym przykładem opcji franczyzowej, jako że wchodzimy w ten model współpracy.
To wielkie wyzwanie, ale i nobilita-
cja, bo znaczy, że marka jest bardzo rozpoznawalna na rynku.
Myślę, że przez te trzy dekady udało nam się stworzyć znaną markę, ale przede wszystkim chyba po prostu nasz produkt smakuje i się podoba. Szczerze powiedziawszy, pomysł na franczyzę nie wyszedł ode mnie, ale właśnie od samych zainteresowanych. A to zainteresowanie jest wręcz ogromne! Potencjalnych franczyzobiorców mam w Warszawie, Gdańsku i na Śląsku. A nawet w Berlinie. Koncept jest już opracowany, najgorsze są aspekty prawne, które ciągle się zmieniają. Dajemy sobie jeszcze pół roku.
A nie strach przed niejako „oddaniem” firmy w cudze ręce?
Oczywiście odpowiednio się zabezpieczymy, już stworzyliśmy projekt systemu kontroli. Przede wszystkim w każdym z tych miast najpierw otworzymy własny lokal, taką bazę, a potem franczyzobiorca swoje lokale. Nastawiamy się na większe projekty – przynajmniej 3, 4 albo i więcej lokali naszej marki. Najpierw zapraszamy zainteresowanego przedsiębiorcę do nas, by poznał od środka funkcjonowanie firmy, przeszkolił pracowników. Człowiek ten musi myśleć w podobnych kategoriach co my, musi mu się podobać nasz styl, by wszystkie lokale Karpicko miały spójny klimat. Ktoś z bardzo odległą wizją po prostu się nie sprawdzi.
Czy decyzja o franczyzie wynika też z nadmiaru obowiązków we własnych
lokalach? W końcu Karpicko to potęż-
na firma z 30 cukierniami!
Dzięki franczyzie będziemy mogli bardziej skupić się na tym, co my mamy i co robimy. A chcemy wejść na kolejne piętro kunsztu cukierniczego – jakość, jakość i jeszcze raz jakość! Jeśli mamy z kimś rywalizować, to zawsze tylko na jakość. Osobiście zaś chciałbym jak najwięcej obowiązków przekazywać, by wrócić do pracy twórczej. Przez wiele lat tworzyłem w czekoladzie i dziś, gdy widzę, jakie cuda powstają w naszej pracowni, mam po prostu ochotę odejść od komputera, papierów i znów się tym zająć.
Czekolada jest mocnym akcentem, ale zdaje się, że Państwa sztandarowym wyrobem są rogale marcińskie. Czy może jakiś inny produkt?
Czekoladę uwielbiam, więc jest jej u nas sporo, ale to też chyba najtrudniejszy produkt. Przez 15 lat dokładaliśmy do niej. Teraz mamy na to wszystko nieco inny pomysł – kupiliśmy nowe maszyny, ciekawe formy i wiemy, jak to sprzedawać. Z całą pewnością ta czekolada pójdzie zwłaszcza w Berlinie, który jest pod tym względem lepiej uświadomiony. Polski konsument też ma już znacznie bardziej wyrafinowane podniebienie. Owszem, rogale marcińskie od dziesiątek lat są naszym bestsellerem, wielokrotnie były nagradzane w plebiscycie „Gazety Wyborczej”, w którym konsumenci wybierają najlepsze rogale regionu. Obecnie pod względem zainteresowania dorównują im także nasze makaroniki. Mamy ich 12 rodzajów i dostały aprobatę samych Francuzów. Jestem z tego produktu bardzo dumny.
Słysząc o makaronikach, ale też za-
glądając za tutejszą witrynę widzimy,
że idą Państwo w kierunku nowocze-
snego, butikowego stylu cukierni.
Mamy tak wiele lokali, że możemy sobie pozwolić na pójście w różnych kierunkach, na przykład w mniejszych miejscowościach lepiej sprzedają się klasyczne wypieki. Ale tak jak wspomniałem, bardzo wielu ludzi nie
chce już mieć zawalonego cukrem talerza, wolą zjeść mniej, a czuć więcej. Zaczynają rozróżniać smaki, podchodzić do deserów degustacyjnie. I z większą świadomością surowca, zdrowia. Dlatego też właśnie 3 lata temu zapadła decyzja o wprowadzeniu słodkości wegańskich i bezglutenowych. W Poznaniu mamy punkt, który zajmuje się tylko i wyłącznie tym.
Wsłuchanie się w potrzeby klienta, czyli też trendy, jest równie ważne jak realizacja własnych zamysłów?
Cały czas trzeba być na bieżąco z tym, co dzieje się w trendach konsumenckich. Odpowiadać na te potrzeby w zgodzie z własnym stylem. Właśnie dlatego wprowadziliśmy własne lody rzemieślnicze. A także sklep internetowy. Lody mieliśmy już od dawna, ale od zewnętrznego producenta, natomiast współczesny klient mocno zwraca uwagę na to, że produkt jest od nas, rzemieślniczy. Inna sprawa, że dążymy do tego, by wszystko było robione od podstaw. Na razie mamy tylko ok. 20 smaków, bo lodów wciąż się uczymy. Mamy trzy nowe maszyny Telme, które nam to ułatwiają. Co do sklepu, to nasza odpowiedź na czas pandemii. Pomysł, który sprawdził się tak doskonale, że do chwili obecnej prowadzimy prężną sprzedaż online, która stale rośnie i się rozwija. W tym sklepie można zamówić nawet tort weselny. Oczywiście później dalsze konsultacje prowadzimy offline. Tym zajmuje się oddzielny team 3 osób, bo takie rozmowy są bardzo intensywne i długotrwałe.
Dzięki sklepowi online czas pandemii był lżejszy?
Pandemia była bardzo trudnym okresem też dlatego, że zaraz na początku popełniłem błąd, zamykając cukiernię na ponad miesiąc. Potem ciężko było się w tej rzeczywistości odnaleźć, a prawda jest taka, że w złych okresach też trzeba działać, tylko inaczej. Na szczęście mam brata, który prowadzi wielką firmę piekarską i na którego pomoc mogłem liczyć. Dlatego tak często powtarzam, że w prowadzeniu biznesu rodzina jest najważniejsza. Zawsze możemy na siebie liczyć. Poza tym nikt nie zna firmy tak jak rodzina – jesteśmy razem w tych sukcesach, ale i w trudnościach, przeżywamy je wspólnie i możemy z tego wyjść wspólnie. Nic nie umacnia tak jak kryzys.
To dość zaskakująca odpowiedź, rzad-
ko kto lubi mówić o kryzysach, tym bardziej w pozytywnym kontekście.
Na przestrzeni 30 lat zdarzało się wiele dobrych rzeczy, ale również wiele złych. Natomiast zawsze, gdy zdarzał się jakiś kryzys czy firma była w słabszej kondycji, to wtedy paradoksalnie był to moment rozwojowy. Zamiast się cofać, tym bardziej parliśmy do przodu. Staraliśmy się zrobić coś, co spowoduje, że dochód będzie wyższy. Taka ucieczka do przodu. I potem okazywało się, iż kłopoty łączą, bo wspólne myślenie nad wyjściem bardzo mocno spaja. Każdy powinien od czasu do czasu mieć trochę kłopotów, by bardziej docenić ludzi wokół i odnoszone sukcesy.
Dziś widzimy przede wszystkim suk-
cesy firmy, jaki jest ten największy?
Było ich po drodze sporo, jak współpraca z Akademią Mistrza, otwarcie Zielonej Prowansji, budowa największego parowozu w mojej pracowni… Ale chyba najbardziej jestem dumny z tego, że mamy tak lojalnych ludzi w zespole. Uczniowie, którzy przychodzą się szkolić, już zostają, choć często mają inne propozycje. To mnie cieszy, bo oznacza, że udało nam się stworzyć dobre miejsce, w którym ludzie chcą pracować. Co więcej, tymi nowymi pracownikami, którzy dołączyli do zespołu cukierni na stałe, są od 7 lat też moje dzieci. Córka zajmuje się otwieraniem kolejnych lokali, a syn – głównym zakładem w Karpicku. Praca z rodziną to znakomite rozwiązanie, bo mamy zespół, który jest w tej firmie sercem i angażuje się w 200%. Moment wejścia dzieci do firmy przyspieszył jej dynamiczny rozwój. Teraz mogę być spokojny o firmę.
Zatem tego spokoju i dalszych sukcesów życzymy! Dziękujemy za rozmowę!