8 minute read
Czy(m) nam grozi GMO
n Natalia Aurora Ignacek
Temat żywności GMO coraz częściej wraca w kontekście mówienia o żywieniu przyszłości. Czy w Polsce jest prawne przyzwolenie na takie uprawy? Jaki jest stosunek naszych rodaków do tego typu produktów? Czy taka żywność w ogóle powinna znaleźć się na talerzu? O wyrażenie zdania na ten temat poprosiliśmy przeciwniczkę GMO, aktywistkę i rolniczkę EDYTĘ JAROSZEWSKĄ-NOWAK.
Advertisement
Zainteresowanie modyfikacjami genetycznymi roślin zaczęło się u Edyty Jaroszewskiej-Nowak, gdy była jeszcze uczennicą liceum. Potem, gdy studiowała już na Akademii Rolniczej w Szczecinie, była tak zafascynowana tematyką modyfikacji i samej genetyki, że napisała pracę, ale dotyczącą świata zwierząt, nie fauny. W modyfikacjach genetycznych widziała zarówno ogromny potencjał, jak i sporo niebezpieczeństw. Był to koniec lat 80. w., zatem temat był rozwojowy, nie do końca jeszcze zbadany. Badaczka ze spokojem obser- Edyta Jaroszewska-Nowak, absolwentka Akademii Rolniczej wowała, co się dzieje w tym te- w Szczecinie. Doradca rolnośrodowiskowy i członek Rady macie, aż do czasu zetknięcia Powiatowej Zachodniopomorskiej Izby Rolniczej. Od 26 lat się z pierwszymi poważnymi, prowadzi ekologiczne gospodarstwo w województwie niepokojącymi sygnałami. zachodniopomorskim. – W pewnym momencie z całego świata zaczęły nadchodzić informacje o tym, że żywność taka wcale nie jest neutralna dla ludzkiego organizmu. Zaczęłam wówczas jeszcze mocniej śledzić wszelkie doniesienia różnych grup naukowców z całego świata, uczestniczyć w konferencjach ze specjalistami. To były szokujące wręcz informacje, ale jeszcze bardziej szokujące dla mnie było to, że nikt w mediach o tym nie pisał, nie mówił . Wręcz przeciwnie, wciąż pokazuje się GMO jako szansę dla rolników oraz narzędzie do walki z głodem na świecie – relacjonuje rolniczka prowadząca na co dzień gospodarstwo ekologiczne. Choć w mainstreamowych mediach ten temat jest raczej MistrzBranzy.pl 73
przemilczany, ukazały się dwie publikacje książkowe, które obudziły (i budzą) sporą część konsumentów. Mowa o Nasionach kłamstwa Jeffreya M. Smitha oraz wiecie według MonsantoMarie Moni ue Robin.
JAK SPRZEDAĆ ZŁO?
W jaki sposób udało się przeforsować GMO wśród rolników, którzy od pokoleń uprawiali pola w sposób naturalny, tradycyjny i ekologiczny Można powiedzieć, że dokładnie tak jak każdy inny nowy produkt na rynku – w oparciu o największe problemy i potrzeby rolników. A tymi okazały się zbyt słabe zbiory i wszędobylskie chwasty. Rolnicy otrzymali nasiona rzepaku modyfikowanego genetycznie, tak by roślina była odporna na herbicyd (glifosat produkowany przez tę samą firmę, która wyprodukowała nasiona GMO), którym podlewano pola, by nie rosły na nich chwasty. W krótkim czasie mogli naocznie przekonać się o „cudownym działaniu” zarówno nasion, jak i herbicydu. Widzieli też konkretny zysk – lepsze uprawy, więcej pieniędzy. Zachęceni tym wszystkim bez większych obaw i zastrzeżeń weszli w uprawę GMO. Niestety dość szybko okazało się, że chwasty w sposób naturalny uodporniły się na glifosat, a plony wcale nie różniły się znacząco od tych, jakie pozyskiwano dotychczas. Zamiast tego musieli używać coraz więcej herbicydu, by uporać się z chwastami gigantami.
UE VS. GMO?
Z pewnością rolnicy nieco ostrożniej spojrzeliby na innowacyjne nasiona, gdyby samo państwo przyjrzało im się bliżej, nim wprowadziło je na rynek. Tak się jednak nie stało. W USA wprowadzono je do obiegu bez dokładnych badań. – Amerykańska instytucja do spraw bezpiecznej żywności (FDA) uznała je za żywność identyczną z naturalną, tak jakby nasiona GMO istniały od zawsze w naturze – komentuje Edyta Jaroszewska Nowak. Nieco inaczej podeszła do sprawy Unia Europejska, która nigdy nie uległa ekspansji produktów GMO, wprowadzając dodatkowe przepisy dotyczące żywności GMO. Na Starym Kontynencie uznano ją za „nową żywność”, która wymaga badań toksykologicznych, by wprowadzić ją do obrotu. Pierwsze badania były rozpoczęte w USA i dotyczyły pomidorów modyfikowanych tak, by nie psuły się zbyt szybko na półkach sklepu i były odporniejsze w transporcie. Szczury nimi karmione cierpiały na krwawienia żołądka i inne dolegliwości. Nic dziwnego, że mieszkańcy UE od początku z nieufnością patrzyli na żywność GMO. Ostatecznie w niektórych krajach dopuszczono niektóre produkty GMO, ale z bezwzględnym zastrzeżeniem ich odpowiedniego znakowania. Krajem, który otworzył się najszerzej na uprawy modyfikowane jest Hiszpania. W większości krajów europejskich (w tym w Polsce) nie dopuszczono upraw GMO. – Mamy więc zakaz obrotu materiałem siewnym i samych upraw. Polscy konsumenci nie chcą żywności GMO, a więc nie zależy na tym i rolnikom – zaznacza badaczka tematu.
POLSKA WOLNA OD GMO?
Czy znaczy to, że polski konsument nie jest narażony na spożycie żywności modyfikowanej genetycznie Niestety, choć nie bezpośrednio, żywność GMO ostatecznie i tak trafia do naszych koszyków! W jaki sposób Do handlu dopuszczone są pasze GMO, którymi karmi się trzodę chlewną, a z tej produkuje się wędliny i mięso. Marek Kryda z Koalicji Polska Wolna od GMO twierdzi wręcz, że nie ma w Polsce większej fermy, która jest wolna od pasz GMO. Skąd pomysł na tego typu pasze, wśród których prym wiedzie śruta sojowa To najlepsze i najtańsze ródło białka. Niestety żywność produkowana ze zwierząt karmionych takimi specyfikami według prawa nie musi być oznakowana jako GMO.
CZY JEST SIĘ CZEGO BAĆ?
W chwili obecnej nikt nie może bronić się niewiedzą na temat skutków spożywania roślin modyfikowanych genetycznie. Badania nad nimi są liczne i prowadzą je grupy naukowców na całym świecie. Nim jeszcze GMO wprowadzono do UE, dr Arpad Pusztai przeprowadził badanie kluczowe nad GMO, które w zamyśle miało potwierdzić jej bezpieczeństwo. A jednak, ku zaskoczeniu wszystkich, wyniki okazały się przeczyć temu założeniu. Ostatecznie Pusztaia zdyskredytowano, wmawiając opinii publicznej, że protokół badawczy był le skonstruowany i znalazło się w nim wiele błędów. Przełomem okazały się badania prof. Gillesa rica S raliniego, biologa molekularnego z francuskiego Uniwersytetu w Caen, który jako pierwszy przeprowadził długofalowe badania (2 lata) nad skutkami spożywania roślin modyfikowanych genetycznie. Wszystkie znane wyniki pochodziły dotychczas z badań zleconych przez koncerny, które trwały co najwyżej kilka miesięcy. – Rzeczywiście po
tak krótkim okresie nie zachodziły żadne niepokojące zmiany w organizmach badanych. Ale już po 2 latach tak – u szczurów powstawały ogromne i liczne guzy nowotworowe – komentuje Edyta Jaroszewska Nowak i dodaje: – Zdjęcia ilustrujące wyniki badań były tak spektakularne i dobitne, że cały świat zamarł. – Badania były przygotowane z największą starannością, a zespół świetnie przygotowany, jako że spodziewano się, że znajdą się pod ostrzałem wielkich koncernów, które będą chciały udowodnić im choćby najmniejszy błąd – podkreśla rolniczka. O powadze badań francuskiego profesora świadczył chociażby fakt, że ich wyniki opublikowano w najbardziej znaczącym i prestiżowym magazynie branży medycznej „The Lancet”. W odpowiedzi, tak jak się spodziewano, korporacje wytoczyły najgrubsze działa. Zmuszono komitet, który dopuścił publikację, do wycofania artykułu. Jednak ponad 100 naukowców z całego świata podpisało się pod listem broniącym naukowca i jego badania. – Najważniejsze było jednak to, że informacja obiegła świat i pobudziła opinię publiczną – kwituje nasza rozmówczyni. Fakty przedstawione w wynikach rzeczywiście przemawiały do wyobra ni. Naukowiec testował dwie grupy zwierząt. Pierwsza otrzymywała żywność modyfikowaną genetycznie, druga zaś wodę ze śladową ilością glifosatu (według dopuszczalnej przez rząd normy). Jak się okazało, już manipulacja genetyczna ma istotny wpływ na zdrowie zwierząt, ale tak samo glifosat. Innym znaczącym badaniem, które otworzyło oczy wielu, były badania Iriny Jermakowej, która chciała zobaczyć, jak będą funkcjonować zwierzęta karmione żywnością GMO w kolejnych pokoleniach. Wykazała ona, że w drugim pokoleniu zwierzęta rodzą się mniejsze, a mioty są mniej liczne. Kolejne pokolenie nie urodziło się w ogóle, bo zwierzęta stały się bezpłodne...
PORA SIĘ OBUDZIĆ!
– Wobec tego wszystkiego, co czytałam, słuchałam, wiedziałam, nie mogłam siedzieć cicho. Poczułam wręcz desperacką chęć zatrzymania tego procesu, chciałam krzyczeć do wszystkich, że trzeba się opamiętać – tak działaczka wspomina czas, gdy kolejne wyniki docierały do opinii publicznej. Zamiast krzyczeć zdecydowała się jednak na inną formę buntu – głodówkę. Była to forma ostateczna, bo najpierw podjęła korespondencję z Ministerstwem Rolnictwa, a następnie we współpracy z grupą osób z podobną determinacją oraz wiedzą co ona zorganizowała ogólnopolską kampanię przeciwko GMO. Dopiero jednak głodówka odbiła się szerszym echem. – Ludzie nagle zaczęli się budzić. Nagle zaczęło do niektórych docierać, że firmy produkująstosowanych do uprawy, chemii rolnej. Zmieniła ona swój fenotyp i przez to też jest ciężkostrawna – wyjaśnia zmartwiona rolniczka. Mowa konkretnie o glifosacie, który stosuje się w Polsce do osuszania zbóż. W chwili obecnej coraz bardziej rośnie świadomość szkodliwości tego specyfiku, co więcej są już podejmowane realne działania prowadzące do wycofania tego środka. Zdaniem
Co roku do Polski sprowadza się blisko 2,5 tony zboża (soja, kukurydza, rzepak). W ponad 90% to rośliny modyfikowane genetycznie, które uprawiane są w USA, Argentynie i wielu innych krajach spoza UE (źródło: Koalicja Polska Wolna od GMO)
ce nasiona GMO to wielkie koncerny, którym niekoniecznie zależy na dobru ludzkości – wyjaśnia aktywistka. A więc na czym – Jeśli przyjrzeć się działalności firmy Monsanto, producentowi GMO, już po pobieżnym oglądzie widać, że dąży ona do kontroli całego rynku rolniczego. Począwszy od nasion, poprzez środki do produkcji, uprawy, wytwarza też środki chwastobójcze. Monsanto nie sprzedaje tylko nasion GMO. Sprzedaje całą technologię – podsumowuje.
GROŹNIEJSZE NIŻ GMO?
Jedząc tradycyjny polski chleb, konsumenci mogą czuć się bezpieczni, jeśli chodzi o kwestię GMO – nie ma bowiem modyfikowanej pszenicy, owsa czy żyta. A jednak, coraz więcej mówi się o jego szkodliwym wpływie na zdrowie człowieka. Czyżby istniał inny problem gro niejszy niż GMO – Obecnie mówi się dużo o tym, że pszenica nie jest zdrowa dla człowieka, ale nie w kontekście GMO, lecz z racji środków rolniczki taki ruch niczego nie zmieni, bo to jedynie wierzchołek góry lodowej. Jak wynika z jej obserwacji, korporacje go pro dukujące mają w zanadrzu kolejne środki o innych nazwach, które wejdą do handlu, gdy tylko glifosat zostanie zakazany. A z tym akurat się liczą, gdyż zbiorowe pozwy są stałym elementem prowadzenia firmy. – Cokolwiek produkują, wiedzą, że to będzie wycofane, bo mają świadomość szkodliwości owej chemii. Póki jednak bilans zysków jest wyższy niż strat, to to robią. Zatem nie chodzi o to, by coś zwalczać i wycofywać. Chodzi o to, by zaistniała alternatywa! A tą alternatywą jest tylko i wyłącznie rolnictwo ekologiczne. Bez chemii. Jestem przekonana, że żywność ekologiczna może wyżywić świat, jest bezpieczna zarówno dla ludzi, jak i dla środowiska – kończy z nutą optymizmu nasza rozmówczyni. Akurat o tym, że ekologiczne uprawy faktycznie nie zaszkodzą ani ludzkiemu organizmowi, ani planecie, nie trzeba nikogo przekonywać. I ten fakt powinien najmocniej przemawiać do wyobra ni wszystkich. n