1 minute read

Anna Michalik o Katarzynie Piwowarczyk

Niech pierwszym i ważnym punktem w tej recenzji będzie to, że nie znałam prac Katarzyny Piwowarczyk. Sama artystka jest dla mnie nowa, ale z radością zareagowałam na podesłaną relację fotograficzną i opis jej twórczości. Od pierwszych zdań tegoż właśnie opisu, jej działania wydały mi się bardzo znajome, eksplorujące korzenie i historie rodzinne. Katarzyna Piwowarczyk w swojej pracy wychodzi od zdjęć, gazet i listów archiwalnych swojej rodziny, dodaje papier czerpany i tworzy kolaże, zabarwione brązem i beżem, spokojne i ciepłe w odbiorze, splatające się płynnie ze sobą. Z jej prac patrzą na odbiorcę fragmenty twarzy, uniesione brwi, szeroko otwarte oczy. W tej mieszance wszystkiego jest dużo, ale nie zbyt dużo, mało i nie zbyt mało. Szorstka struktura czerpanego papieru nieodmiennie kojarzy mi się z opakowaniami na jajka, ale w dobrym tego skojarzenia znaczeniu. Swojskość pasuje do historii i upływającego czasu, mocno osadza w miejscu, wobec ulotnej rzeczywistości przeszłości. Podoba mi się pożółkłość papieru listownego i gazetowego, słowa, wydarzenia, które kiedyś miały miejsce. Wszystko razem zabełtane w jednej kompozycji. Nie wiem ile ostatecznie udało jej się stworzyć plansz, ale te które widziałam, już w takiej wersji odpowiadają na jej założenia, przynajmniej moim skromnym zdaniem.

Advertisement

This article is from: