1 minute read

Katarzyna Piwowarczyk o Małgorzacie Marczewskiej

Styropianowe kapliczki Małgorzaty Marczewskiej są na swój sposób hipnotyzujące. Przynajmniej ja mam takie odczucie, kiedy zatapiam w nich swój wzrok – zapewne to zasługa ledowych zniczy, niewykluczone, że jest to naturalny stan – próba skupienia, wyciszenia, może jest to pewien rodzaj kultu. Kontynuacja prac w przeszłości, jej modyfikacja i dalsze zagłębienie się w temat jest w pełni zrozumiałe – papier był i jest obecny, jednak w nowej postaci kapliczki wydają się czyste, minimalistyczne. To „wyczyszczenie” paradoksalnie skłania do głębszych refleksji. Surowa postać styropianu pozwala dostrzec podobieństwa z architekturą np. klasycystyczną. Widoczna jest gra formą, wydobycie kształtami, geometrią, bielą i szarością, szukanie zamierzonego efektu. Całość kapliczek dopełniają wcześniej wspomniane figurki Maryjki i krzyże , które swoim światłem zabarwiają materiał recyklingowy. Pojawiła się też refleksja na temat interesującego mnie zagadnienia jakim jest kicz. W kapliczkach Małgosi (kapliczki Małgosi – jak to miękko i pięknie brzmi), widać trud włożony w jej prace. Kombinacje, których musiała próbować opierały się – tak myślę – na grze kiczem. Od razu w moich wspomnieniach pojawiła się postać Sabiny z „ Nieznośnej lekkości bytu” , artystki, którą przerażał perfekcjonizm w sztuce – był dla niej bezduszny, nieprzystępny dla indywidualności, a ona swoim działaniem odbiegała od surowych ram postrzegania sztuki – wychodziła im naprzeciw. Kicz był elementem nie tylko estetycznym ale i etycznym. W styropianowych pracach widać pewną lekkość, swobodę i intuicyjność, a przy tym działania mają charakter majestatyczny i znaczący. Dlatego też w krainie kiczu wszystko należy traktować ze śmiertelną powagą.

Advertisement

This article is from: