7 minute read

PORADNIK

Czy leci z nami lekarz? Czy już pora zająć się medycyna kosmiczną?

Kiedy wokół nas szaleje pandemia COVID-19 wywołana wirusem SARS-CoV-2, burzliwy rozkwit przeżywa teleopieka. Według różnych szacunków, nawet trzy czwarte wizyt lekarskich odbywa się obecnie w Polsce dzięki technologii telemedycznej.

Advertisement

Wojciech Zawalski

Telemedycyna, traktowana przez lata po macoszemu, rozwinęła skrzydła. Wszyscy uświadomiliśmy sobie, jak ogromną wartość niesie w sytuacji braku dostępu tradycyjnych wizyt, wtedy, kiedy dzieli nas odległość od lekarza, albo świadczenie usługi medycznej niesie ryzyko dla lekarza lub pacjenta. Technologia pokazała ludzką twarz. Umożliwiła udzielenie pomocy setkom tysięcy Polaków. I o dziwo, wykorzystujemy na co dzień bardzo proste technologie, bez różnych wodotrysków i kosztownych urządzeń – po prostu lekarz i pacjent połączeni telefonem. Taką telemedycynę już znamy, ale czy można inaczej, czy to koniec możliwości telemedycyny AD2020? Absolutnie nie. Wierzę, że nastąpi obecnie żywiołowy rozwój tej dziedziny. The sky is the limit? Nie, telemedycyna przekroczy granice nieba, poleci z nami w przestrzeń kosmiczną. Tu, na ziemi, wystarczy telefon, czasem komunikator wideo. Zgodnie z tym co przewidywałem od lat, nie potrzebujemy kosztownych opasek, elektronicznych stetoskopów, kiosków telemedycznych itd. Wystarcza w znaczącej większości przypadków połączenie telefoniczne z lekarzem. Telemedycyna w Polsce rozwinęła się, podobnie jak i na świecie, po chwilowym zachłyśnięciu mnogością tele-gadżetów i przekształciła do formy najbardziej naturalnej – bezpośredniego kontaktu z lekarzem. W sytuacji, gdy ten kontakt był ograniczony pandemią, telekonsultacje zniosły bariery odległości. Nikt dziś nie proponuje pacjentowi telestetoskopu, teleEKG i innych gadżetów – praktycznie 100% porad to rozmowa. Okazało się, że to wystarczy. Każ

da technologia musi znaleźć swoją niszę, miejsce gdzie jest potrzebna. Podobnie było z robotem medycznym. Projekt Zeus, potem da Vinci, został pierwotnie zainicjowany w celu pomocy rannym żołnierzom. Lekarz miał znajdować się nawet tysiące kilometrów od pacjenta i operować przy pomocy maszyny. Lekarz w bezpiecznym miejscu, pacjent na polu walki. Założenie świetne, realizacja i wykorzystanie mocno dyskusyjne. To, co nie sprawdziło się na polu walki głównie z powodu możliwych zakłóceń i opóźnienia związanego z reakcją robota na komendy, okazało się dobrym rozwiązaniem, kiedy zniknął czynnik odległości i związanych z nim problemów. Robot dobrze sprawdza się w bliskich odległościach, kiedy lekarz znajduje się w jednym miejscu z pacjentem. Ktoś zapytałby, a po co robot? Odpowiedź jest prosta. Po pierwsze wspomaga większą ilością „dłoni”, a po drugie stabilizuje ruchy i zapobiega popełnieniu błędów. Telemedycyna okazała się w tym przypadku doskonała. Dostosowaliśmy dobre urządzenie do realiów praw fizyki. Niestety, z pola walki żołnierza nadal trzeba ewakuować do bezpiecznego szpitala albo lekarza narazić na niebezpieczeństwo pobytu w rejonie walk. Ale są sytuacje, gdy nie można zniwelować odległości, a sama porada przez telefon nie wystarczy. Lekarze ze szpitala w Mikołowie podjęli się opieki telemedycznej nad polskimi polarnikami z misji na Szpicbergenie. Tam rozmowa telefoniczna jest jedyną możliwością pomocy w sytuacji zagrożenia. W przypadku choroby, pacjentowi można pomóc prostymi urządzeniami medycznymi obsługiwanymi przez kolegów lub zdalnymi, obsługiwanymi przez komendy internetowe. Schody zaczynają się podczas zagrożenia życia, konieczności wykonania operacji chirurgicznej lub – hipotetycznie – odebrania porodu. Wtedy telemedycyna nie pomoże. Niezbędna jest ewakuacja pacjenta lub wizyta lekarza i zapewnienie bezpośredniej opieki na miejscu. Ale nie zawsze to jest takie łatwe. Na drodze lekarza niosącego pomoc może stanąć chociażby pogoda. Takich miejsc na kuli ziemskiej, oddalonych od lekarzy o setki kilometrów, są tysiące. Czasami nie tylko odległość przeszkadza. Ciężko jest udzielić pomocy pacjentowi jeżeli znajduje się pozornie blisko, ale dostęp jest do niego ograniczony, na przykład w kopalni po zawaleniu się chodnika. Wtedy musimy nie tylko połączyć się z poszkodowanym, ale również wysłać robota obdarzonego odpowiednimi urządzeniami diagnostycznoterapeutycznymi. Robot taki musi przede wszystkim dotrzeć do zaginionego górnika. Drugim zadaniem jest ocena funkcji życiowych czasem nieprzytomnego człowieka. Najlepiej jeżeli robot potrafiłby pomóc rannemu chociażby poprzez zatamowanie krwawienia lub udrożnienie dróg oddechowych. W dniu dzisiejszym to pieśń przyszłości, aczkolwiek trwają prace nad takimi robotami. Prawdziwe wyzwania pojawiają się jednak przed telemedycyną podczas podróży kosmicznych. Homo Sapiens postawił 21 lipca 1969 r. swoje stopy poza Ziemią, na Księżycu. Neil Amstrong wypowiedział swoje wiekopomne słowa „To mały krok człowieka, wielki dla ludzkości”. Zwykle małe kroki oprócz wielkich sukcesów niosą również problemy. Zostały pobudzone wielkie ambicje, chęć podboju kosmosu, człowiek postanowił sięgnąć gwiazd. Po krótkiej zadyszce końca 20. wieku weszliśmy w 21. wiek, na księżycu lądują inne kraje (na razie bezzałogowo), a przynajmniej kilka wybiera się na Marsa. Podbój gwiazd, na razie skromnie, ale został rozpoczęty. Planujemy wysłać człowieka na Marsa. Planują rządy, agencje kosmiczne NASA, ESA, ale też i prywatne firmy. Na kartach powieści SF, ale przede wszystkim w umysłach wizjonerów, postawimy w ciągu najbliższych lat stopę na powierzchni planet i księżyców w Układzie Słonecznym, a nawet – jeżeli odkrycia fizyki pozwolą – gdzieś poza nim. Podróże załogowe wiążą się z ryzykiem utraty zdrowia i życia załogi. Pomoc medyczna będzie niezbędna. Najprościej w każdą podróż byłoby wysłać lekarza i dobrze wyposażony szpital. Niestety, ograniczenia techniczne uniemożliwiają takie rozwiązanie. Nawet o ile udałoby się włączyć w podróż jednego lekarza, to raczej będzie miał ograniczenia sprzętowe, a nie zapominajmy, że medycyna to bardzo rozległa gałąź wiedzy i nikt nie zna się na wszystkim. Medycyna kosmiczna to zupełnie inna medycyna niż ta na ziemi. Układ kostno-stawowy pozbawiony ciążenia ulega degradacji, a nawet najprostsze badania diagnostyczne w przestrzeni pozbawionej ciążenia są wyzwaniem. Proste USG jamy brzusznej w kosmosie sprawia wiele problemów, chociażby diagnostyka krwawień do jamy brzusznej wiąże się z koniecznością poszukiwania zbiorników płynu w zupełnie innych miejscach. Przykłady można by mnożyć. Medycyna kosmiczna wymaga nie tylko poszerzenia naszej wiedzy, ale również dostarczenia nowych narzędzi diagnostyczno-terapetycznych. Telemedycyna kosmiczna będzie inna niż ta, którą znamy. Po pierwsze, musimy pamiętać o drodze, jaką promieniowanie radiowe niosące sygnał ma do pokonania. Wraz z odległością spada jego jakość, jak również zwiększa się opóźnienie. O ile będziemy w stanie zaakceptować sekundowe opóźnienia w rozmowie, to opóźnienie na linii Ziemia–Mars będzie sięgało kilkudziesięciu minut. Czas na ratowanie życia zbyt długi. Również na jakość sygnału pozwalającą na przykład naprowadzenie operacji sterowanej z Ziemi nie mamy co liczyć. Medycyna kosmiczna będzie musiała być autonomiczna. Wyobraźmy sobie pożar w kapsule lecącej na Marsa. Czas potrzebny na dojście sygnału na Ziemię to około 15 minut. Astronauta nieprzytomny. Pierwsza czynność jaką należy podjąć to diagnostyka. Ale jak diagnozować pacjenta skoro jest oddalony od lekarza o tysiące kilometrów? Opóźnienie sygnału, a przede wszystkim nieprzytomny astronauta uniemożliwiają ocenę sytuacji, postawienie diagnozy i wdrożenie leczenia w sposób znany nam z Ziemi.

» Albo wyślemy z misją kosmiczną w pełni wyposażony szpital z pełną obsadą medyczną, albo zdecydujemy się na automatyzację procesów diagnostyczno- -terapeutycznych. «

Medycyna kosmiczna wymaga systemów autonomicznych. Należy przygotować czujniki, urządzenia diagnostyczne, które rozpoznają, czy pacjent żyje, zdiagnozują jego funkcje życiowe lub ocenią szansę na przeżycie. System taki musi być oparty głównie na czujnikach wizyjnych, kamerach, które zmierzą temperaturę, oszacują ruchy dowolne, mimowolne i oddechowe nieprzytomnego pacjenta. Z uwagi na odległość, opóźnienie sygnału i brak możliwości reakcji lekarza, decyzja taka musi być oparta na układach samouczących się, sztucznej inteligencji. O wadze takich decyzji niech świadczy przykład: płonie przedział załogowy z nieprzytomnym kosmonautą, w przedziale obok znajdują się inni żywi ludzie. Brak jest możliwości dotarcia do uwięzionego człowieka. System musi oszacować, czy są szanse na uratowanie życia pacjenta i podjąć działanie dające największe szanse na przetrwanie misji – wypompowanie powietrza z płonącego przedziału kontra uruchomienie mniej skutecznych instrumentów gaszenia pożaru, ale pozwalających na przeżycie nieprzytomnego astronauty, jednocześnie zmniejszających szanse na uratowanie całej misji. Brak możliwości kontaktu z lekarzem i bezpośredniego zbadania pacjenta zmusza nas do zaprogramowania w pełni autonomicznych systemów medycznych. Oddamy zdrowie i życie ludzi w ręce maszyn będących tak skutecznymi, jak je zaprogramujemy. Kolejnym, niezbędnym krokiem po diagnostyce funkcji życiowych będzie wdrożenie terapii. To, co dziś wydaje się być w sferze fantastyki, za kilka lat stanie się koniecznością. Albo wyślemy z misją kosmiczną w pełni wyposażony szpital z pełną obsadą medyczną, albo zdecydujemy się na automatyzację procesów diagnostyczno-terapeutycznych. Nie wydaje się w dniu dzisiejszym realne całkowite odrzucenie obecności lekarza w takiej misji, ale bezwzględnie jeden człowiek nie będzie w stanie sprostać wyzwaniu. Musimy go odpowiednio wyposażyć, zarówno w autonomiczne procesy diagnostyczne jak i w roboty wspomagające leczenie. Kiedy dziś myślimy o podróżach kosmicznych i medycynie kosmicznej, to wydaje się nam to fantastyką. Stopień komplikacji i brak gotowych rozwiązań sprawia, że przestajemy się zastanawiać, uznając problem za nierealny i traktujemy go w kategoriach sciencefiction. Czy słusznie? Nie sądzę. Kilkadziesiąt lat temu ludzkość zarzuciła misje załogowe na księżyc, żeby powrócić po latach do tego pomysłu, a nawet sięgnąć do planów podróży na Marsa. Kilkanaście lat temu nikt nie wyobrażał sobie, że najpoważniejszym graczem na rynku podróży kosmicznych nie będzie NASA, ESA czy Rosja, ale firma prywatna stworzona przez Elona Musk’a. Podobnie jak kilkanaście miesięcy temu nikt nie wyobrażał sobie ogólnoświatowej pandemii, która zamknie nas w domach. Świat potrafi zaskakiwać, a my jako gatunek chcący przetrwać, musimy być przygotowani na walkę o przeżycie. Oznacza to rozwój medycyny, a także sposobów udzielania pomocy medycznej na odległość. Przełom roku 2019/20 pokazał, że apokaliptyczne wizje pandemii znane z filmów mogą się spełniać. Jakkolwiek ciężki jest obecny kryzys, wydaje się, że go przetrwamy. Wielu z nas przeżyje dzięki telemedycynie. Niestety, przyjdą kolejne wyzwania, pandemie, podróże kosmiczne, globalne kataklizmy. Musimy być na nie gotowi. Medycyna musi zapewnić nam leczenie i diagnozę, także na odległość. Bez wątpienia czeka nas złota era rozwoju telemedycyny. Jak wykorzystamy jej możliwości, zależy tylko od nas. 

This article is from: