VIII
Stimulus czasopismo studentów psychologii UJ
Wywiady z: Karoliną Dukałą i mgr. Pawłem Banasiem dr. hab. Michałem Wierzchoniem mgr Anną Przebindą mgr. Krzysztofem Kasparkiem dr Mirą Marcinów dr Malwiną Szpitalak i wieloma innymi
2017
ISSN 2300 - 2972
Spis treści 5 Słowo wstępne Michał Stachera 6 Wywiad z dr Karoliną Dukałą i mgr. Pawłem Banasiem Rozmawiały: Natalia Jurys, Kamila Maciołek 9 Wywiad z dr. hab. Michałem Wierzchoniem Rozmawiały: Sylwia Zając, Daria Kaźmierczyk 13 Wywiad z mgr Anną Przebindą Rozmawiali: Michał Stachera, Anna Rybicka 18 Wywiad z mgr. Krzysztofem Kasparkiem Rozmawiały: Magdalena Mucha, Adrianna Figiel 22 Wywiad z dr Mirą Marcinów Pytania przygotowały: Zuzanna Stępień, Helena Bieniek 24 Wywiad z dr Malwiną Szpitalak Pytania przygotowały: Helena Bieniek, Joanna Kunysz
26 Wywiad z dr. Piotrem Dragonem Rozmawiały: Magdalena Celuch, Marzena Szydłowska 29 Doniesienia z badań Karolina Sikora 31 Doniesienia z badań Mikołaj Zioło, Michał Wereszczyński 34 „Uważam, że samobójstwo to szczyt tchórzostwa i egoizmu”. Czy na pewno masz prawo do oceny? Magdalena Mucha 36 Recenzje Anna Rybicka, Paulina Olekszyk 34 Z życia Koła Magdalena Celuch
S
Słowo wstępne
Michał Stachera
Widmo krąży po Stimulusie. Widmo zmian. Wszyscy członkowie redakcji sprzymierzyli się dla świętego dzieła wprowadzenia ich – recenzenci i twórcy artykułów, piszący „Doniesienia z badań” i felietoniści, redaktor naczelny i opiekun naukowy. Ze zmianami jest jak z uchodźcami – jedni się ich boją i nie chcą, inni przyjmują je z entuzjazmem. W Instytucie Psychologii UJ, w redakcji Stimulusa, jesteśmy zdecydowanymi zwolennikami przyjmowania zmian. Co więcej, sami je prowokujemy, a gdy już zaczną zachodzić, staramy się ten proces dokończyć, aby po wdrożeniu ocenić oraz utrwalić te pozytywne. Jest to zadanie wymagające dużej dozy samozaparcia, zaangażowania i elastyczności. Zmiany mogą być powodowane różnymi pobudkami. U nas podstawową jest chęć rozwoju. W zeszłym roku podjęliśmy decyzję, że z czasopisma luźnego, którego naukowość jest jednym z kilku, lecz nie priorytetowym elementem, zostaniemy pełnoprawnym czasopismem naukowym o zasięgu krajowym. Mieliśmy pewne wyobrażenia co do kierunku zmian, ale już wtedy wiedzieliśmy, że konsekwencje tej decyzji ujawnią się w pełni dopiero podczas procesu przebudowy Stimulusa. I po kolei ujawniają się. Odbiorca naszego Czasopisma widzi zlepki liter układające się w zdania, z których składają się artykuły, wywiady, recenzje, felietony, doniesienia z badań. Nie widzi czasu spędzonego nad poprawą tekstów, szukaniem osób, z którymi można przeprowadzić wywiady lub nawiązać współpracę, załatwianiem biurokratycznej papierologii i innych kwestii organizacyjnych. A jest to tak naprawdę większość obowiązków osób będących w redakcji, które poświęcają swój prywatny czas i robią to nie dla korzyści materialnych (których nota bene nie ma żadnych), lecz z pasji i chęci nauczenia się czegoś nowego. Te obowiązki często potrafią wyczerpać i zabrać radość z samego pisania, która powinna być motywem przewodnim całej pracy redakcyjnej jak topos tęsknoty za ojczyzną w polskim romantyzmie. Bo kiedy trzeba odpisać na dwudziestego mejla, chodzić kilka razy do różnych instytucji w celu załatwienia potrzebnej zgody czy przemyśleć każdy najdrobniejszy szczegół i jego ewentualny wpływ na odbiór czasopisma, to samo pisanie może stać się kolejną sprawą do jak najszybszego odbębnienia, zamiast środkiem
3
Michał Stachera Wywiady z:
wyrazu, czy to w kwestii naukowego opisu świata, czy opiniotwórczego wyrażenia siebie. Ten rok jest okresem przejściowym. Szukamy jak najlepszego rozwiązania w celu pogodzenia naukowości artykułów i luźniejszej formy naszych stałych, redakcyjnych rubryk. Numer, który za chwilę przeczytacie, składa się z dwóch części: wywiadów z byłymi członkami Koła Naukowego Studentów Psychologii UJ i rubryk członków redakcji Stimulusa. Drugi numer, który ukaże się wkrótce, będzie zawierał jedynie artykuły naukowe na różne tematy napisane przez studentów, nie tylko psychologii UJ. Wykonując to posunięcie, kierujemy się chęcią podwyższenia standardów naukowości, nie tracąc jednocześnie luźniejszego sznytu. Jeszcze nie wiemy, jak rozwiążemy tę kwestię za rok. Dużo piszę o zmianach. Czytelnik zapewne spyta „a jakież to zmiany?”. Trochę ich jest: zrezygnowaliśmy z numerów tematycznych na rzecz propagowania różnych gałęzi psychologii. Zorganizowaliśmy profesjonalny zespół recenzentów merytorycznych. Przyjęliśmy dużo nowych członków redakcji. Stworzyliśmy nowy adres e-mail i stronę Czasopisma. Zmieniliśmy numer ISSN. Rozdzieliliśmy część naukową i redakcyjną. Ponadto w tzw. międzyczasie utrzymywaliśmy kontakt z autorami artykułów, recenzentami merytorycznymi, edytorami, graficzką, Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Biblioteką Narodową i innymi ważnymi podmiotami. Były momenty lepsze i gorsze, chwile radości i zwątpienia, lecz rezygnacja nikomu nie przeszła przez myśl. W tym momencie, niczym na gali Oscarów, należy podziękować zaangażowanym w działalność czasopisma. Dziękuję autorom rubryk, opiekunowi naukowemu doktorowi Krystianowi Barzykowskiemu i jego zespołowi recenzentów, zespołowi edytorów i graficzce. Gdyby nie Wy, zmiany nie miałyby racji bytu ani środków, żeby zaistnieć. Dziękuję również czytelnikom, którzy są zainteresowani naukową wiedzą z zakresu psychologii. Dzięki Wam i dla Was staramy się dopiąć wszystko na czas, choć bywa z tym różnie. Mamy nadzieję, że spełniamy Wasze oczekiwania. Psychologowie wszystkich szkół, łączcie się! I czytajcie nasze Czasopismo.
W
Wywiad z dr Karoliną Dukałą i mgr. Pawłem Banasiem Rozmawiały: Natalia Jurys, Kamila Maciołek
Czy na początku moglibyście wspomnieć, w jaki sposób związani byliście z działalnością Koła Naukowego Studentów Psychologii?
Paweł Banaś: Było jakieś spotkanie otwarte Koła Naukowego w 2007 roku. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba na tym spotkaniu poznaliśmy się z Pawłem Dolińskim i zgadaliśmy się, żeby stworzyć Sekcję Psychologii Sądowej. Koło jako takie pełniło funkcję forum wymiany myśli, na którym ustalaliśmy plan działania na najbliższy czas, natomiast właściwa praca nad projektami odbywała się już w poszczególnych sekcjach. Na spotkania Koła przychodzili koordynatorzy poszczególnych sekcji. Ja z Pawłem [Dolińskim – przyp. red.] zawsze przychodziliśmy we dwóch jako przedstawiciele Sekcji Psychologii Sądowej, którą razem założyliśmy. Tak swoją drogą był to trudny czas w historii Koła – do 2007 roku jego działalność była zawieszona. To jest taki naturalny tryb, że koła naukowe przez pewien czas działają intensywnie, a potem się to bardzo osłabia. Karolina Dukała: Faktycznie, działalność koła oparta jest na pewnej cykliczności – wynika to z tego, że zwykle studenci angażują się w tego typu przedsięwzięcia dopiero na trzecim roku studiów, gdy ich zainteresowania są bardziej sprecyzowane. Następnie przez dwa lata koło dzięki przypływowi świeżej krwi rozkwita. Niestety potem zaangażowane osoby kończą studia i historia zaczyna się od początku. Tak jak już wspomniał Paweł, on razem z Pawłem Dolińskim założyli Sekcję Psychologii Sądowej, a ja się rekrutowałam. Pamiętam, że jak mówili o założeniu Sekcji, to pomyślałam: „Fajnie! Nie było czegoś takiego do tej pory, będzie dobrze, będziemy coś robić, będziemy działać”. Właśnie taka była moja motywacja i przypuszczam, że większość osób z grupy podzielała mój entuzjazm.
Skąd wziął się u was pomysł, aby zaangażować się w działalność Sekcji Psychologii Sądowej? P.B.: Nas spoiła idea, aby zorganizować Konferencję Psychologii Sądowej – to był taki pomysł na start. K.D.: Pamiętam, że na początku spotykaliśmy się w ramach naszej Sekcji w sali na ul. Piłsudzkiego, w piwnicach, które były zastawione kartonami. Wtedy w tamtym miejscu odbywały się jeszcze zajęcia z psychologii i my również mieliśmy tam jedną z salek. P.B.: To była salka całego Koła – na jego spotkaniach też się tam gromadziliśmy. Pamiętam, jak rywalizowaliśmy o czas w sali, bo mieliśmy do dyspozycji ten sam pokój, więc trzeba było się umawiać.
4
Stimulus VIII
mgr Paweł Banaś – Absolwent prawa WPiA UJ (2011), magister filozofii
(UJ, 2015). Obecnie przygotowuje rozprawę doktorską na temat kierowania się regułami. Zainteresowania naukowe: psychologia i prawo, filozofia analityczna. Współzałożyciel Koła Psychologii Sądowej UJ. dr Karolina Dukała – adiunkt w Instytucie Psychologii. Interesuje się głównie psychologią sądową, gerontologią, wykrywaniem kłamstwa oraz metodami przesłuchiwania. Aktywnie uczestniczy w wielu projektach badawczych z zakresu psychologii oraz jest autorką naukowych publikacji o międzynarodowym zasięgu. Jest także organizatorką i współorganizatorką międzynarodowych konferencji. Współtworzy m.in. Cracow Conference of Psychology and Law. Prywatnie dr Dukała ma dwie pasje: piwowarstwo domowe (średnio 20 warek w ciągu roku!) i zwiedzanie (w szczególności polskie dwory i zamki oraz włoskie zabytki renesansu).
K.D.: Później przenieśliśmy się na Mickiewicza, a teraz Koło działa na Ingardena. W trakcie pierwszego spotkania siedzieliśmy w takim kółeczku jak na terapii i rozmawialiśmy o tym, czego oczekujemy od Koła i w jakiej sekcji chcielibyśmy działać. Mam takie poczucie, że większość z nas nie bardzo miała pomysł, a ty i Paweł mimochodem rzuciliście „Załóżmy Sekcję Psychologii Sądowej”. P.B.: O wartości tego przedsięwzięcia, jakim było Koło stanowili też zaangażowani w to ludzie, Patrycja Antosz – prezes i Maciek Solecki – wiceprezes Koła (Maciek Solecki – wiceprezes Koła Naukowego Studentów Psychologii. Zmarł tragicznie w wypadku tramwajowym. Prekursor Floatingu w Krakowie. Jeden z założycieli Floatarium – przyp. red.).
Jak wyglądały początki Sekcji Psychologii Sądowej? P.B.: Tak jak mówiliśmy, nas spoiła idea stworzenia konferencji, to był nasz pomysł na start, ale mieliśmy też trochę innych wydarzeń. Na przykład spotkania z praktykami. K.D.: Faktycznie, organizowaliśmy sporo wydarzeń, na przykład spotkania filmowe, które może niekoniecznie były najlepsze, ale za to było na nich zabawnie. Co do spotkań z praktykami, dla studenta trzeciego roku to wiele znaczyło, móc się dowiedzieć, co rzeczywiście robi człowiek, który skończył psychologię.
Co Was skłoniło do zorganizowania konferencji? K.D.: Pamiętam, że wizja stworzenia konferencji była dla mnie wtedy czymś trudnym do wyobrażenia, a co dopiero do zrealizowania. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. Myślałam: „Mamy robić konferencję, przecież to wymaga bardzo dużo pracy” i tak też w istocie było. W dodatku nie mieliśmy za dużo pieniędzy. Pamiętam, jak Paweł [Doliński – przyp. red.] namawiał nas do tego pomysłu. Argumentował, że ma z różnych innych konferencji mnóstwo plakietek, wykorzystamy je i nie będziemy musieli inwestować – może to brzmi śmiesznie, ale to był właśnie argument, który mnie przekonał do tego pomysłu.
Kiedy odbyła się pierwsza edycja Krakowskiej Konferencji Psychologii Sądowej? K.D.: Pierwsza edycja Konferencji odbyła się w 2008 roku. Tak naprawdę przygotowaliśmy ją chyba w miesiąc, ponieważ nie mogliśmy się zebrać.
Jak wyglądały wszystkie przygotowania do pierwszej konferencji? K.D.: Siedzieliśmy w Starym Porcie, piliśmy grzane wino i zastanawialiśmy się, co zrobić. Współpracowaliśmy wspólnie, my i Paweł Doliński.
5
P.B.: Paweł przekonywał, że mamy coś robić, ja go stopowałem. Mówiłem, że niektóre rzeczy są niemożliwe. K.D.: Poza tym Paweł [Doliński – przyp. red.] był zawsze zorganizowany, bo miał listę rzeczy, co do których ktoś zobowiązał się, że je zrobi, i potem było rozliczanie – czy zrobiłeś w ciągu ostatniego tygodnia to, do czego się zgłosiłeś. Ciągle narzekał i był okropnym pesymistą, ale bez takich osób nie byłoby dobrego działania grupy, bo drugi Paweł [Banaś – przyp. red.] był mega hurraoptymistą, „a jakoś to będzie, jakoś się zrobi, samo wyjdzie, będzie spoko”. P.B.: A potem dokładaliśmy z własnej kieszeni, bo brakowało pieniędzy na konferencję. Mimo tego, że wszystko robiliśmy małym kosztem. K.D.: Pierwsza edycja konferencji była zorganizowana za dwa tysiące złotych. Część pieniędzy dostaliśmy z RKN-u. Jakieś 300 złotych dofinansowania. Problem polegał na tym, że trudno nam było oszacować koszty. Byliśmy młodymi ludźmi, którzy po raz pierwszy organizowali konferencję, to było dla nas zupełnie nowe doświadczenie, a przede wszystkim nie lada wyzwanie. P.B.: Pamiętam, jak przeżywaliśmy rozliczenie właśnie z tych 300 złotych! Nie wiem, jaki jest teraz budżet, ale… K.D.: Ponad 10 razy większy. Jednak żeby odczarować ten ponury obraz, to pochwalę się, że zgromadziliśmy prawie 100 osób na tej konferencji. Wszyscy byli zadowoleni, a udział był darmowy. Co więcej, gości zapraszaliśmy po znajomości tak naprawdę… Wtedy pojawiły się takie nazwiska jak prof. Gierowski, prof. Wójcikiewicz. P.B.: No właśnie, w porównaniu do tego, jak to wygląda dzisiaj, to jest niebo a ziemia. Wtedy musieliśmy ciąć wszystkie koszty, szukaliśmy sponsorów, np. Maciek [Solecki – przyp. red] znalazł piekarnię, która dała nam drożdżówki za darmo. Nie mieliśmy pieniędzy na catering, więc nie było jakichś wymyślnych obiadów, kanapeczek, tylko wielkie buły, „drożdżówy”. Mimo wszystko nikt nie narzekał. Po prostu – były dobre. Oprócz nich mieliśmy wodę mineralną, również za darmo. Także wynajęcie Biblioteki Jagiellońskiej było decyzją związaną z finansami. Zapłaciliśmy jedynie za warniki. Daliśmy za nie 200 złotych, ale dzięki temu była kawa i herbata. Pamiętam, że bardzo się tym wszystkim przejmowaliśmy. Stres towarzyszył nam praktycznie do samego końca konferencji. W trakcie jej trwania nagle wystąpiła awaria zasilania tych warników i zepsuł się jeden. K.D.: Wracając do drożdżówek, to nie były takie złe. Zresztą sporo zostało po konferencji i na następny dzień poszliśmy do Brata Alberta na ul. Kapucyńską i oddaliśmy je oraz wodę mineralną bezdomnym.
Natalia Jurys, Kamila Maciołek Wywiad z dr Karoliną Dukałą i mgr. Pawłem Banasiem
Jak wyglądała pierwsza międzynarodowa edycja konferencji? K.D.: Była to trzecia edycja konferencji. Właśnie wtedy staliśmy się rozpoznawalni pod anglojęzyczną nazwą Cracow Conference of Psychology and Law. Udało nam się na niej zebrać największe nazwiska z psychologii sądowej ze świata. Pierwszy i ostatni raz mieliśmy trzydniową konferencję. Trwała od piątku do niedzieli, w piątek odbywały się warsztaty. Organizowaliśmy je na ul. Mickiewicza [stary budynek Instytutu Psychologii – przyp. red.]. P.B.: Swoją obecnością zaszczycili nas dwaj zagraniczni goście, profesor Bull i profesor Köhnken. Niesamowite przeżycie – miałem wrażenie, że robię coś naprawdę wielkiego.
Tak na zakończenie tego wywiadu powiedzcie, jakie jest wasze najlepsze wspomnienie z życia studenckiego? Oboje: Konferencja [śmiech].
K.D.: Jakkolwiek zabawnie czy dziwnie to zabrzmi, to wydaje mi się, że tak jest i dlatego właśnie działalność w Sekcji mi osobiście dawała bardzo duże poczucie spełnienia – robię coś, co wydaje mi się ważne, bo i praktycy, i teoretycy przyjeżdżają, a my przynajmniej próbujemy ich pożenić, żeby gdzieś się spotkali, a nie tylko narzekali na siebie nawzajem. Z drugiej strony Sekcja dawała takie poczucie ludyczności, bo jednak chyba się lubiliśmy i ja miałam poczucie, że robimy coś razem i jest to taka gra zespołowa. P.B.: Rzeczywiście było tak, że fajnie i przyjemnie działało się w Sekcji, głownie dlatego, że dobrze robiło nam się te wszystkie rzeczy razem, a nie dlatego, że chcieliśmy koniecznie jakiś cel osiągnąć.
Macie jakieś inne ważne dla was wydarzenia związane ze studiami? P.B.: Ja poznałem żonę na studiach [śmiech].
Dziękujemy za rozmowę.
K
Wywiad z dr. hab. Michałem Wierzchoniem Rozmawiały: Sylwia Zając, Daria Kaźmierczyk
Obchodzimy kolejną rocznicę powstania Koła Naukowego Studentów Psychologii UJ. Funkcjonuje ono już wiele lat, a nadal niewiele wiemy o jego historii. Chcielibyśmy prosić o podzielenie się wspomnieniami z okresu, w którym był pan jego członkiem. Przede wszystkim – jaka była pana motywacja do przyłączenia się do Koła?
Dr hab. Michał Wierzchoń: To trudne pytanie po tylu latach. Szczerze mówiąc, kiedy powiedzieliście mi, że mamy rozmawiać o historii Koła Naukowego, to z przerażeniem zacząłem się kontaktować z moimi kolegami ze studiów, aby pomogli mi przypomnieć sobie coś z tego okresu. Nie wiem, czy będę w stanie pomóc wam odtworzyć historię Koła, bo pamiętam jedynie pojedyncze fakty. Udało się nam ustalić z przyjaciółmi kto był prezesem (śmiech). Przypomnieliśmy sobie, że mieliśmy w Kole co najmniej kilka sekcji, ale ich dokładnych nazw już niestety nie. Natomiast na pewno pamiętam, że Koło Naukowe powoływaliśmy (ponownie) do życia. I to jest coś, co z pewnością zdarza się regularnie. Pojawia się kolejna grupa studentów, która postanawia rozpocząć działalność Koła Naukowego. Działają, rozwijają struktury, a następnie kończą studia i działalność Koła zamiera. A potem sytuacja powtarza się na nowo. Wracając do pytania o motywację, chcieliśmy się zająć badaniami naukowymi we współpracy z młodymi pracownikami naukowymi Instytutu, takimi jak ś.p. Błażej Szymura czy Jarosław Orzechowski, którzy niewiele wcześniej obronili doktoraty. Wydawało nam się, że taka forma samokształcenia poza regularnymi zajęciami jest atrakcyjna. Postanowiliśmy zrzeszyć studentów, którzy byli zainteresowani działalnością naukową, w jakąś wspólną grupę. W tym czasie pojawiło się kilka inicjatyw studenckich i doktoranckich: Koło Naukowe, Klub Psychologii Autonomicznej, firma studencka. Wszystkie miały na celu właściwie to samo – integrację i samokształcenie. Projekty te były rozwijane niezależnie od siebie, już trochę w mrokach dziejów ginie dlaczego. Tak więc poza Kołem Naukowym działaliśmy też w Klubie Psychologii Autonomicznej, w prace którego zaangażowani byli pracownicy naukowi, doktoranci, ale także studenci starszych lat kilku uniwersytetów (UJ, UW, SWPS). Zajmowaliśmy się psychologią eksperymentalną i badaniami nieświadomych procesów poznawczych i emocjonalnych. Była jeszcze grupa osób zainteresowanych aplikacją psychologii w zarządzaniu i organizacji, które uczestniczyły w kursach Ryszarda Stockiego. Z jego inspiracji tworzyliśmy w Instytucie firmę, w ramach której uczyliśmy się zarządzania we współpracy z doktorantami: Magdaleną Grohman,
7
dr hab. Michał Wierzchoń – Dyrektor Instytutu Psychologii UJ. Sekretarz European Society for Cognitive Psychology (ESCoP). Wiceprezes Akademii Młodych Uczonych Polskiej Akademii Nauk.
Sylwia Zając, Daria Kaźmierczyk Wywiad z dr. hab. Michałem Wierzchoniem
Szymonem Wicharym, Zosią Wodniecką, jeżeli dobrze pamiętam osoby zaangażowane w ten projekt.
Czyli w Kole Naukowym byli ludzie, którym już wtedy zależało na późniejszej pracy naukowej po ukończeniu studiów? Zależało nam na tym, żeby robić coś więcej niż oferowały nam studia. Projekt dotyczący firmy był ukierunkowany praktycznie. Koło Naukowe miało sekcję eksperymentalną, ale miało też sekcję „miękką”, aplikacyjną, chyba pod nazwą Sekcji Psychologii Egzystencjalnej. Wydaje mi się, że Tomek Pasek miał z tym coś wspólnego, ale nie jestem pewny. Na pewno taka sekcja istniała, co pokazywałoby, że wątek praktyki psychologicznej był również obecny w działalności Koła. Teraz to też ma miejsce, prawda? Kiedy śledziłem rozwój Koła Naukowego (czy też może lepiej powiedzieć jego kolejne „odrodzenia” przez lata, które minęły od czasu gdy studiowałem), to zazwyczaj pojawiały się sekcje badawcze, ale również sekcje zorientowane bardziej praktyczne albo sekcje związane z psychologią naukową, ale nie eksperymentalną.
Chcielibyśmy jeszcze wrócić do tego, co powiedział pan o konsultowaniu się ze znajomymi ze studiów z tamtych czasów. Czy Koło Naukowe było miejscem, w którym można było zawrzeć takie znajomości na długie lata? Ponieważ to my Koło na nowo powoływaliśmy, to byliśmy już grupą przyjaciół wcześniej. Mam jednak nadzieję, że dla studentów młodszych roczników, którzy do nas dołączyli i z nami współpracowali byliśmy grupą, w której można było nawiązać kontakty z innymi ostobami zaangażowanymi w studia. Mam nadzieję, że tworzyliśmy środowisko, do którego ludzie chcieli dołączyć. Nie pamiętam jednak szczegółów, jak mówiłem niestety mi się to wszystko w pamięci trochę miesza. Minęło już sporo czasu, studia skończyłem w 2002 roku. Byłem zresztą już wtedy bardzo mocno zaangażowany w działalność naukową, współpracując między innymi z Jarosławem Orzechowskim i Błażejem Szymurą pod kierunkiem profesora Nęcki, ale przede wszystkim z Robertem Balasem, który zainteresował mnie tematyką uczenia mimowolnego. Spotykaliśmy się naukowo nie tylko w ramach Koła, ale również w ramach Klubu Psychologii Autonomicznej. Trudno mi dziś rozdzielić te różne formy działalności w pamięci. Z działalność Koła i prac nad jego tworzeniem pamiętam, że nikt nie chciał być prezesem, w każdym razie ani ja, ani Magda Ross, z którą konsultowałem te nasze działania w ramach gorącej linii ze Strasburgiem, gdzie Magda teraz pracuje, nie chcieliśmy się tego zadania podjąć. Magda
8
Stimulus VIII
powiedziała mi, że prezesem zgodził się wreszcie zostać Miłosz Konkel. Bazujemy więc na jej pamięci, bo moja w tej kwestii zawodzi [śmiech].
Zatem były głosy, żeby został pan prezesem Koła w tamtych czasach? Ktoś się tego musiał podjąć. Ale ja nie chciałem, bo wolałem zajmować się działalnością naukową. Tak mi przynajmniej Magda powiedziała, a ja jej wierzę [śmiech]. Przypominała mi też, że pisaliśmy wtedy statut Koła Naukowego. Próbowaliśmy więc zabrać się za sprawę profesjonalnie. Po uzyskaniu tej informacji poszedłem nawet specjalnie do piwnicy spróbować znaleźć płytkę z danymi z tamtego rocznika, ale niestety mi się nie udało.
Ale bardzo dziękujemy za poświęcenie! Chciałem mieć dla Was coś konkretnego... Może to efekt zajmowania się zawodowo nauką, ale chciałbym mieć jakieś dowody na to, co mówię. Próbowałem się do tej rozmowy przygotować. Musimy jednak chyba niestety bazować trochę na mojej pamięci i na tych rozmowach z przyjaciółmi ze studiów które przeprowadziłem, ponieważ dokumentów z tamtych lat odnaleźć mi się nie udało. A jak pewnie wiecie to były czasy, w których dostęp do komputerów był trochę bardziej ograniczony. Zakupiłem co prawda pod koniec studiów jakiegoś laptopa (ważył chyba z 5 czy 6 kg [śmiech] i trzeba go było cały czas trzymać podłączonego do prądu), ale z archiwizacją danych było dużo trudniej. Nie miałem wtedy nagrywarki w laptopie, więc część danych nieodwracalnie przepadła.
Tak jak mówiliśmy, bardzo ważne są dla nas takie wspomnienia. Czy są jakieś sytuacje, projekty, które pan pamięta szczególnie albo które łatwiej pan sobie przypomniał? Pamiętam projekty naukowe, które wtedy realizowałem. Problem polega na tym, że nie pamiętam, które z nich realizowałem w Kole, a które poza nim. Myślę, że to wszystko się ze sobą łączyło, ponieważ te same osoby brały udział w tych wszystkich działaniach. To czy robiły to formalnie w ramach Koła Naukowego, czy w ramach innych form działalności trudno dziś mi ustalić. Pamiętam, że próbowaliśmy wymyślać różne projekty badawcze, trochę ucząc się eksperymentowania metodą prób i błędów. Tego typu kształcenie jest dziś znacznie łatwiejsze w tym sensie, że jest w Instytucie dużo osób, które prowadzą zespoły badawcze, które mają granty, można się więc włączać w różne projekty, które są realizowane. Wtedy każdy prowadził badania indywidualne, zazwyczaj na bardzo małą skalę i każdy próbował sobie znaleźć temat sam
albo współpracując z jakąś osobą, która miała choć trochę więcej doświadczenia. Rola współpracy i samokształcenia była kluczowa. Pamiętam, że realizowaliśmy w różnych zespołach wiele projektów dotyczących tego, co mnie wtedy najbardziej interesowało, czyli uczenia mimowolnego, ale też percepcji emocji i tego, jak emocje wpływają na różne procesy przetwarzania informacji (np. pamięć roboczą). Realizowaliśmy też na pewno kilka projektów czysto praktycznych, związanych na przykład z firmą studencką, o której wspominałem na początku, i z działalnością ścieżek. Działalność ścieżek, szczególnie ścieżki organizacji, była w tym czasie bardzo rozbudowana. Wiele się działo poza klasycznymi zajęciami. Wyjeżdżaliśmy wspólnie na zajęcia terenowe, na przykład do Bukowiny Tatrzańskiej czy nawet Budapesztu, z osobami, które prowadziły kursy zarówno z psychologii zarządzania, jak i z psychologii twórczości. Dyskutowaliśmy o różnych projektach badawczych, ale ważnym celem była też integracja, również z prowadzącymi. Wydaje mi się, że to także było ważne dla naszego rozwoju naukowego. Mogliśmy zobaczyć, jak wygląda życie naukowe od podszewki. Wydaje mi się też, że dzisiaj to wszystko jest dużo bardziej sformalizowane, to znaczy [śmiech] są jednak jakieś reguły, nie współpracuje się ad hoc nad projektami, które wymyślą studenci. Trzeba najpierw dołączyć do zespołu. Zespół prowadzi jakieś projekty. Pracownicy są bardziej zajęci. Wydaje mi się, że byliśmy wtedy wszyscy dużo bardziej spontaniczni w tym, co robiliśmy. Zarówno studenci, jak i pracownicy naukowi, którzy angażowali się w realizację szalonych pomysłów studenckich.
Czy potem wraz z rozpoczęciem studiów doktoranckich było panu łatwiej kontaktować się ze studentami, których znał pan ze współpracy w Kole, z wyjazdów i tym podobnych? Moja współpraca ze studentami, szczególnie na początku studiów doktoranckich był trudna. Oczywiście z przyjaciółmi nadal współpracowałem, ale relacja ze studentami z młodszych roczników musiała się zmienić. To było trudne między innymi dlatego, że ukończyłem studia szybciej i szybciej też zrobiłem doktorat. Często więc prowadziłem zajęcia, których słuchaczami byli moi koledzy z Koła naukowego czy też dalsi znajomi ze studiów. Czasami nawet osoby starsze ode mnie. Budowanie relacji prowadzący–student na początku mojej kariery akademickiej nie było więc rzeczą łatwą. Musiałem podjąć decyzję czy utrzymuje się ze studentami relacje „koleżeńskie”, co sprawdzało się na krótką metę, a problemy pojawiały się jak tylko trzeba było zacząć czegoś od nich wymagać [śmiech], czy też jednak będę jakoś próbował
9
podkreślać różnicę pozycji akademickiej. Pamiętam, że to były trudne decyzje. Był nawet moment, kiedy zacząłem prowadzić zajęcia w garniturach, aby wyglądać choć trochę bardziej poważnie [śmiech]. Jednak z perspektywy czasu współpracę ze studentami starszych roczników, szczególnie tymi zaangażowanymi w badania naukowe wspominam bardzo dobrze. To był czas, kiedy studenci zaczęli się angażować we wspólne projekty badawcze z pracownikami, powstawały pierwsze zespoły badawcze, do których mogli dołączyć. Zaczęliśmy prowadzić coraz więcej badań. Szybko można się było zorientować, którzy studenci są naprawdę zainteresowani tematem. Jednym z nich był Darek Asanowicz. Współpracowaliśmy w ramach wielu projektów. Szybko zaczęliśmy współpracować jako równorzędni partnerzy. Razem realizowaliśmy pierwsze projekty badawcze i nie pamiętam dziś żadnej bariery student–wykładowca (może też dlatego, że Darek jest w podobnym wieku).
A jak wyglądały relacje, kontakty ze starszymi wykładowcami, którzy kojarzyli pana z uczestnictwa w Kole czy innych inicjatywach? W czasach, o których mówimy, bardziej wyraźny był podział generacyjny pracowników Instytutu. Współpracowaliśmy przede wszystkim z młodszą kadrą wykładowców, którą reprezentowali przede wszystkim świeżo wypromowani doktorzy – Jarosław Orzechowski, Błażej Szymura, Małgorzata Kossowska czy Aleksandra Gruszka. Współpracowaliśmy przy wielu projektach, co do dziś bardzo dobrze wspominam. Miałem sporo szczęścia trafiając do Instytutu właśnie w tym momencie, gdy pracować w nim zaczynali wychowankowie Profesora Nęcki. To była duża grupa pracowników i doktorantów. Ich pojawienie wiązało się z podziałem Instytutu, co stworzyło możliwość przyjęcia dużej grupy młodych pracowników, ale także z realizowanym przez Profesora Nęckę grantem w ramach którego odbywały się seminaria kognitywistyczne, na których pojawiało się wiele osób zainteresowanych tą tematyką badań. Kiedy przypatrzymy się kadrze wykładającej obecnie na naszej uczelni (i to nie tylko na psychologii – na seminaria chodzili też np. Józef Bremer, Adam Chuderski i wielu innych kognitywistów), to widzimy, że są to osoby, które współpracowały ze sobą w ramach różnych projektów o których rozmawialiśmy, wspólnie tworzyły pierwsze projekty naukowe, razem wchodziły w środowisko naukowe. Niektórzy zmienili potem tematykę badań – na przykład Małgorzata Kossowska, początkowo zajmowała się psychologią poznawczą, a dopiero potem zajęła się aplikowaniem metodologii psychologii poznawczej w kontekście psychologii społecznej. Duże projekty badawcze
Sylwia Zając, Daria Kaźmierczyk Wywiad z dr. hab. Michałem Wierzchoniem
realizowane przez duże zespoły pojawiły się stosunkowo niedawno – na większą skalę dopiero od momentu pojawienia się Narodowego Centrum Nauki sześć lat temu. Wcześniej prowadziliśmy wiele małych projektów często w ramach współpracy rozpoczętej jeszcze za czasów studiów magisterskich i doktoranckich. Różnica poziomu finansowania projektów badawczych, która pojawiła się wraz z powstaniem Narodowego Centrum Nauki była ogromna. Wcześniej można było uzyskać finansowanie w wysokości kilkunastu bądź kilkudziesięciu tysięcy złotych na 3 lata. Realizowaliśmy więc wiele małych projektów działając w kilku zespołach jednocześnie. W ten sposób współpracowałem np. z Jarosławem Orzechowskim, jednocześnie realizując własne projekty, i prowadząc wspólne badania z Robertem Balasem.
Czyli, podsumowując, możemy powiedzieć, że czasy działalności w Kole (i nie tylko) pozwoliły rozwinąć pańskie zdolności i w pewien sposób pomogły ulokować zainteresowania w danym obszarze psychologii? Oczywiście, że tak. Nie jestem w stanie wskazać konkretnego projektu, który na to wpłynął, czy też pozwolił mi wybrać obszar badań, którym zajmuję się obecnie. Jednak na pewno współpraca z kolegami i pracownikami naukowymi, o których wspomniałem wcześniej, rozpoczęta w ramach działalności Koła Naukowego i kontynuowana w ramach innych działań, o których rozmawialiśmy, bardzo mi pomogła. Na początku chodziło przede wszystkim o kontakt z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, tworzenie wspólnych inicjatyw czyli robienie czegoś „więcej” niż minimum wymagane na studiach. W ten sposób uczyliśmy się między innymi specyfiki pracy naukowej. Zresztą z większością kolegów ze studiów doktoranckich wciąż mam bliższy bądź dalszy kontakt. Mówię tutaj nie tylko o osobach, które ciągle pracują w akademii, ale także o tych, które „aplikują” wiedzę zdobytą w Kole Naukowym, na studiach doktoranckich i innych projektach, o których rozmawialiśmy w innych obszarach. Na przykład Magda Ross, na którą się wcześniej powoływałem, pracuje dla Rady Europy w Strasburgu. Zatem działalność w Kole Naukowym część z nas doprowadziła też do decyzji zajęcia się aplikacją psychologii w praktyce. Myślę, że koła naukowe dają właśnie taką bezpieczną możliwość testowania różnych ścieżek rozwoju zawodowego. Pozwalają sprawdzić, która nas tak naprawdę interesuje. Mogliśmy angażować się w różne projekty, być członkami
różnych zespołów badawczych i sprawdzać się, próbować różnych rzeczy, testować jak to jest zajmować się pracą naukową, aplikacją psychologii w biznesie itd. Myślę, że ta działalność pozwoliła nam później dokonać wyboru przyszłej drogi zawodowej w bardziej przemyślany sposób.
A czy uważa pan, że student psychologii, który nie angażuje się w działalność żadnych kół, zajęć dodatkowych i innych przedsięwzięć, jest w stanie nabyć takie zdolności, uzyskać takie doświadczenie? Student, który korzysta jedynie z programu studiów, tego minimum, które oferuje mu uczelnia, zdobywa przede wszystkim wiedzę teoretyczną. Celem działalności dydaktycznej Instytutu jest przecież umożliwienie studentowi uzyskania podstawowej wiedzy, które da mu możliwość zajmowania się zawodowo psychologią w szerokim spektrum specjalności. Uczymy państwa rozumieć czym są teorie naukowe, badania, a także jak wyciągać z nich wnioski dla działalności praktycznej. Nie przygotowujemy do podjęcia pracy w konkretnej specjalizacji, uczymy raczej szukać wiedzy, krytycznie oceniać to, co czytacie, i wyciągać wnioski. Na pewno jednak wielu nowych rzeczy możecie nauczyć się w trakcie studiów poza klasycznym programem zajęć, np. w ramach prac Koła. Myślę, że kluczowa jest tutaj samodzielna aktywność studentów – organizowanie konferencji czy działalność w kołach naukowych. Na studiach nie ma zajęć przygotowujących do wystąpień na konferencjach i nie ma sensu, abyśmy wszystkich studentów uczyli jak się je wygłaszać. To specjalistyczna wiedza ważna dla tych, którzy chcą się zająć pracą naukową. Samodzielna aktywność studentów pozwala jednak nauczyć się takich rzeczy.
W takim razie, jak zachęciłby pan naszych studentów do przyłączenia się do Koła? Nie wymyślę ad hoc nic oryginalnego, ale „Spróbuj – warto”, mogłoby być krótkim, treściwym i nośnym sloganem reklamowym zachęcającym potencjalnych zainteresowanych. Tak jak mówiłem, w ramach działalności Koła i innych studenckich inicjatyw próbowaliśmy wielu rzeczy, uczyliśmy się prowadzić badania. Często popełnialiśmy błędy, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że najważniejsze było to, że próbowaliśmy…
Bardzo dziękujemy za wywiad i poświęcony nam czas.
W
Wywiad z mgr Anną Przebindą Rozmawiali: Michał Stachera, Anna Rybicka
Dzisiaj przeprowadzamy wywiad z Anią Przebindą, byłą członkinią Koła Naukowego. Na początek powiedz kilka słów o sobie. Kiedy studiowałaś psychologię?
Nazywam się Anka Przebinda, skończyłam studia 2 lata temu. W czasie studiów należałam do Sekcji Klinicznej, przez jakiś czas byłam też przewodniczącą Koła Naukowego Studentów Psychologii i bardzo fajnie wspominam ten czas. Wtedy psychologia kliniczna i psychoterapia to były dwa moje główne obszary zainteresowań, chociaż obecnie zajmuję się czymś trochę innym.
mgr Anna Przebinda – była członkini i przewodnicząca Sekcji Klinicznej KNSP UJ. Przewodnicząca KNSP UJ w roku akademickim 2013/2014. Obecnie zajmuje się dietetyką.
Za chwilę przejdziemy do tego, czym się teraz zajmujesz, ale najpierw opowiedz trochę, jak się rozpoczęła twoja przygoda z Kołem. Co cię skłoniło do tego, żeby wstąpić w jego szeregi? Moja historia z Kołem zaczęła się bardzo wcześnie, bo niedługo po tym, gdy zostałam studentką psychologii. Już wtedy byłam przekonana, że chcę być psychoterapeutą. Więc pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam po dostaniu się na studia, było napisanie do ówczesnej przewodniczącej sekcji psychologii klinicznej – wtedy to była Ola Rataj – z pytaniem, czy będzie się odbywać jakaś rekrutacja. Na pierwsze spotkanie przyszłam ja i trzy moje koleżanki, które tam zaciągnęłam. Niewiele z tego spotkania zrozumiałyśmy, ale właśnie tak zaczęła się moja przygoda z Kołem, w którym już od tamtej chwili zostałam.
Czyli to było już w trakcie pierwszego roku twojego studiowania? Tak, to był pierwszy rok. Konkretnie październik pierwszego roku psychologii. Na trzecim roku zostałam sekretarzem całego Koła. Później przejęłam sekcję kliniczną. A w końcu zostałam przewodniczącą Koła. Dość długo, bo przez rok, byłam też redaktor naczelną „Stimulusa”.
Pamiętam, pamiętam… Zdążyliśmy się spotkać. Czyli mówisz, że na początku byłaś po prostu w sekcji, a potem dostawałaś wyższe funkcje, awansowałaś w strukturze Koła? Można to tak nazwać. Lubiłam tam przebywać, lubiłam robić rzeczy, które w Kole były potrzebne, więc jak ktoś ma podobną motywację i chęć to nietrudno jest w kole naukowym awansować.
Myślę, że zachęci to nowe osoby do przystąpienia do Koła. A czy potrafisz sobie przypomnieć jakieś największe sukcesy, najfajniejsze
11 Michał Stachera, Anna Rybicka Wywiad z mgr Anną Przebindą
wydarzenia związane z Kołem albo po prostu opowiedzieć tak ogólnie, co robiliście na co dzień? Myślę, że każda z rzeczy była takim naszym małym sukcesem. Na pewno bardzo dobrze wspominam wszystkie wyjazdy integracyjne, które organizowaliśmy, a było ich kilka. Nie wiem jak to wygląda w tym momencie, ale pamiętam, że była taka tradycja wyjeżdżania na konferencję – naszą wewnętrzną konferencję naukową.
Teraz jest Kongres Młodej Psychologii. Może coś na kształt tego? Dokładnie, dokładnie. Tak to się zaczęło nazywać, jak odeszłam, i to były zawsze bardzo fajne wyjazdy. Ale jeżeli chodzi o sukcesy, to mi się wydaje, że jednym z największych sukcesów Koła, być może dlatego, że byłam bardzo mocno związana z tym wydarzeniem, było zorganizowanie konferencji o seksualności, która cyklicznie się odbywała w Krakowie. Nie wiem, jak to wygląda teraz.
Po pewnych perturbacjach konferencja została zarzucona. Chcieliśmy ją reaktywować w tym roku, ale nie wyszło. Doktor Iniewicz powiedział, że za późno zgłosiliśmy chęć jej organizacji i nie zdążylibyśmy. Do konferencji trzeba się przygotowywać rok wcześniej, jak się przekonałam na własnej skórze, ale wiem, że na pewno konferencja dotycząca psychologii sądowej, Krakowska Konferencja Psychologii Sądowej, nadal rozwija się prężnie. Pamiętam, że jak ja byłam na jednym z ostatnich lat studiów, to była konferencja dwujęzyczna o skali ogólnopolskiej, aspirująca do skali ogólnoeuropejskiej i z tego, co wiem, to dalej idzie w tym kierunku. Uważam, że te dwa wydarzenia to są naprawdę ogromne projekty, które wymagały zaangażowania bardzo dużej liczby osób i na pewno są ogromnym sukcesem.
Obecnie ta konferencja sądowa współpracuje też z Wydziałem Prawa na UJ. To jest już współpraca pomiędzy dwiema jednostkami Uniwersytetu Jagiellońskiego. To moim zdaniem duży krok naprzód. Tak, dokładnie. Więc fajnie, że to się dalej rozwija.
A co możesz opowiedzieć o pomniejszych projektach i życiu codziennym w Kole? Życie naszego Koła było bardzo barwne, bo psychologia jest zupełnie innym miejscem niż większośc wydziałów. Koło studentów historii przeważnie zajmuje się jakimś wybranym aspektem. U nas było tak dużo różnych sekcji, które bardzo się od siebie różniły, że za każdym razem można było znaleźć coś, co się wpasowywało w twoje
12 Stimulus VIII
zainteresowania. I wydaje mi sie, że każde takie spotkanie sekcyjne było warte udziału. Na pewno super były takie projekty, które miały mniejszą skalę, ale były kierowane do osób o jakichś konkretnych zainteresowaniach. Na przykład Psychowprawki, które organizowały spotkania, na których można było zdobyć naprawdę praktyczne umiejętności, czego niestety na psychologii trochę brakuje.
Trochę bardzo. Tak, dokładnie. Tam można było zdobyć praktyczne umiejętności. Jeśli ktoś chciał się angażować w prowadzenie eksperymentów, to była sekcja eksperymentalna, gdzie rzeczywiście przeprowadzało się bardziej zaawansowane projekty badawcze. Nad nimi zawsze czuwali doktorzy albo doktoranci, którzy zawsze chętnie pomagali studentom w organizowaniu jakichś fajnych badań. Pozyskiwaliśmy na nie pieniądze, więc… niezależnie od tego jakie się miało zainteresowania, to zawsze w Kole Naukowym Studentów Psychologii można było znaleźć taką niszę, w której się dobrze czułeś. Ja tak naprawdę każde spotkanie, czy to nasze spokanie Sekcji Klinicznej, czy w ogóle spotkanie Koła, gdzie rozmawialiśmy o różnych projektach, bardzo mile wspominam, bo można było się bardzo ciekawych rzeczy dowiedzieć i „liznąć” troche praktyki, co jest ogromnie cenne.
Wspominałaś też, że byłaś przewodniczącą Koła przez jakiś czas. Czy mogłabyś powiedzieć coś o tej funkcji? Jest wymagająca, ale bardzo dobrze to wspominam. Wymagająca pod tym względem, że nadaje się dla osób, które wiedzą, że chcą coś zrobić z Kołem Naukowym, mają jakiś pomysł, mają jakiś plan. Bo równie dobrze można zostać przewodniczącym sekcji czy przewodniczącym Koła i potem mieć to gdzieś wpisane w CV, a nie zrobić wiele. Natomiast jeżeli się tylko miało jakikolwiek pomysł, to momentalnie znajdowała się grupa osób, która chciała się w to angażować, chciała w to iść. Znajdowało się na to pieniądze, znajdowało się na to wnioski – czy to do RKN-u, czy to do Bratniaka – i rzeczywiście dużo można było zrobić. Tylko trzeba było mieć pomysł. Ja wspominam to bardzo miło, bo miałam dużo pomysłów i większość z nich udawało się realizować, bo mimo tego, że na początku, gdy przychodziłam do Sekcji Klinicznej, albo wtedy kiedy obejmowałam jej przewodnictwo, składała się ona tylko z kilku osób, wystarczyły dwa spotkania rekrutacyjne, żebym musiała zamknąć rekrutację, bo było nas aż tyle. I podobnie było w samym Kole Naukowym, że wydawało się, że ono trochę obumiera, że zostaje stara kadra, starzy członkowie, a wystarczyło naprawdę kilka spotkań, żeby
ruszyć wszystko do przodu. Fajnie było oglądać, jak to się wszystko budzi do życia.
Myślę, że kosztowało cię to dużo czasu własnego i energii, bo Koło jest dość złożone. Tak, dużo, jakkolwiek czas jest taką rzeczą, która działa troche paradoksalnie. Im mniej masz czasu, tym lepiej go wykorzystujesz, tym lepiej się organizujesz. Więc rzeczywiście miałam taki okres, że z dość dużą ilością nauki spięły mi się trzy funkcje, bo byłam redaktorką „Stimulusa”, przewodniczącą Koła oraz przewodnicząca Sekcji Klinicznej. Jeszcze w międzyczasie organizowaliśmy dwie konferencje o seksualności. Jedną bardziej studencką, gdzie byłam przewodniczącą komitetu organizacyjnego i drugą, dwudniową, o charakterze warsztatowym, kierowaną bardziej do praktyków niż studentów, gdzie też byłam w komitecie organizacyjnym, więc to był intensywny rok, ale bardzo dużo się wtedy nauczyłam i nie żałuję żadnej chwili, którą poświęciłam na Koło Naukowe, a czas się znalazł.
Z natury Koło Naukowe potrzebuje opiekunów merytorycznych, gdyż nie może płynąć samo w świat nauki. Stąd moje kolejne pytanie – czy zapadła ci w pamięć jakaś szczególna współpraca z pracownikami naukowymi? Czy raczej opierało się to na zasadzie wykonywania poleceń? Dzięki tej współpracy można było bardzo wiele zyskać. Miałam okazję zobaczyć Instytut spoza perspektywy studenta, bardziej od wewnątrz, gdyż przewodniczący Koła zawsze był zapraszany na zebranie Rady Instytutu. Nie wiem, czy ta tradycja nadal jest utrzymana, ale zawsze mieliśmy tam miejsce, zawsze byliśmy też słuchani. Pamiętam, jak walczyliśmy o utrzymanie niektórych ścieżek specjalizacyjnych, gdy był z tym problem; jak walczyliśmy o to, aby uzyskać lepszy dostęp do kursów, które były przypisane przede wszystkim do ścieżki klinicznej oraz sądowej. Były one tak oblegane, że w pewnym momencie ciężko było nazbierać odpowiednią ilość punktów ECTS. Pamiętam, że dr Agata Blaut miała ciągle ten problem. Kadra zawsze chętnie współpracowała z Kołem, nie było trudno znaleźć opiekuna. Wszystkie nasze inicjatywy były przeważnie wspierane, jednak w różnym stopniu, gdyż jak wiadomo, opiekunowie naukowi nie zawsze mają na tyle czasu. Ale w ramach swoich możliwości chętnie wspomagali nas swoją wiedzą, szczególnie jeśli w grę wchodziły eksperymenty – tutaj mieliśmy solidny nadzór, aby wszystko zostało przeprowadzone od A do Z, zgodnie z zasadami, i abyśmy nie zbeszcześcili dobrego imienia Instytutu Psychologii UJ. Bezpośrednio od kadry naukowej
można się było bardzo dużo nauczyć. Ja bardzo dobrze wspominam współpracę z opiekunem Sekcji Klinicznej, którym był wtedy dr Iniewicz, ale również współpracę z dr. Bąblem, który pełnił rolę opiekuna naukowego „Stimulusa”. Sprawdzał po nocach wszystkie artykuły, ja poganiałam jego, a on poganiał mnie i tak się poganialiśmy nawzajem, gdy już brakowało nam czasu. Naszym sukcesem było to, że „Stimulus” ukazał się w druku.
Może jeszcze opowiesz kilka słów o „Stimulusie”? Pamiętam, jak byłaś moją naczelną na pierwszym roku i również mnie poganiałaś, czasami po kilka razy w tygodniu. Tak! A później wszyscy mnie poganiali, gdyż jak się okazało, to ja nie dotrzymałam terminów. „Stimulus” to niełatwa działka. Oprócz przyjemnych spraw, takich jak tworzenie tematów, dochodzi żmudna praca redakcyjna, gdyż należy te artykuły zebrać, trzeba przypilnować autorów, trzeba przypilnować opiekuna, aby wprowadził poprawki. My współpracowaliśmy wtedy z Kołem Naukowym Edytorów z Wydziału Polonistyki UJ, którego członkowie pomagali nam redagować teksty od strony językowej – jak widać, tutaj też rozszerzała się współpraca pomiędzy kołami. Następnie musieliśmy zorganizować druk, załatwić pieniądze na ten druk, trzeba było dopilnować, aby ten materiał był dobrze złożony. Do dzisiaj pamiętam, jak znalazły nam się w składzie redakcyjnym osoby, których nie potrafiliśmy zlokalizować – nie należeli oni ani do naszego Koła, ani też do Koła Naukowego Edytorów – i do dzisiaj nie wiemy, jakim cudem znalazły się one na okładce. Mimo tego, że sprawdzałam to pismo w formie „do druku” kilkukrotnie i tak taka „kaczka dziennikarska” zawsze gdzieś się wkradnie. W „Stimulusie” jest ogromnie dużo pracy, ale można się dzięki temu nauczyć bardzo dużo praktycznych rzeczy, a także czegoś zupełnie innego, bo współpraca z drukarniami, z RKN-em była bardzo intensywna. To jest trochę takiej pracy organizacyjnej, której można było się rzeczywiście nauczyć, i to przy fajnym zespole. Pamiętam, że mieliśmy tak zgrany zespół, każdy chętnie się angażował w swoją działkę. Udało się ogarnąć wszystko i wypuściliśmy„Stimulusa”. I myślę, że wyszedł bardzo fajnie. Pamiętam też, że drukowaliśmy go w kolorze, co nie było łatwe, ale udało się wszystko.
Tak, ze „Stimulusem” było bardzo fajnie, też miło wspominam te początki. A teraz chciałbym cię podejść trochę od innej strony. Bo tutaj sobie rozmawiamy, że w tym Kole było tak fajnie, ono pomaga w tylu rzeczach, a może zapadło ci w pamięć coś negatywnego związanego z Kołem? Albo może
13 Michał Stachera, Anna Rybicka Wywiad z mgr Anną Przebindą
uważasz, że można było w tamtych czasach coś zmienić w jego funkcjonowaniu, żeby je jeszcze bardzo usprawnić i sprawić, by jeszcze lepiej działało? Hmm, trudne pytanie… Wydaje mi się, że funkcjonowało w porządku. Myślę, że taką negatywną rzeczą, chociaż nie wiem, czy nazwałabym ją negatywną, było to, że niektórym osobom brakowało zaangażowania w Koło. Ja to widziałam szczególnie w Sekcji Klinicznej, gdzie przyjęliśmy bardzo dużo osób, a później się okazywało, że tak naprawdę nie wszyscy chcą się angażować w projekty. Wiele osób tak naprawdę nie miało pomysłu, w jaki sposób mogłoby się zaangażować, więc dla nich zawsze się znajdował jakiś pomysł, one rozwijały się w tym Kole i rzeczywiście powoli zaczynały tworzyć coś swojego. Ale dużo osób, które zapisywały się do Koła Naukowego, później tylko przychodziło na spotkania, to było coś, co trochę hamowało rozwój Koła, ale z drugiej strony na każdą taką osobę były dwie, trzy, które chciały się angażować.
No tak, tacy outsiderzy zawsze się znajdą. Zawsze się znajdą, dokładnie.
Ktoś się zapisuje do Koła z myślą, że może coś zrobi, a potem po prostu nie znajduje pomysłu na siebie. Właśnie. Albo zapisuje się po prostu, żeby się zapisać. Ale myślę, że nawet w takiej formie warto przyjść na spotkanie Koła, bo nigdy nie wiadomo, czy nie padnie jakiś temat, który cię zainteresuje.
I to jedyna rzecz, którą byś ewentualnie zmieniła? Tak, myślę, że Koło funkcjonowało bardzo dobrze. Trochę trudno było podogrywać wszystkie terminy, bo zawsze jak jest pięćdziesiąt osób w Kole, to może przyjść dwadzieścia, dziesięć się gdzieś tam wyłamuje, komuś nie pasuje termin, więc to też ma swoje minusy, ale tak czy siak przeważały pozytywne apekty.
A może teraz opowiesz kilka słów o swojej działalności zawodowej. Czym się teraz zajmujesz? To w ogóle było bardzo śmieszne, bo ja przyszłam na psychologię i stwierdziłam, że będę psychoterapeutą i to psychoterapeutą psychoanalitycznym. Tkwiłam w tym pomyśle bardzo długo i systematycznie go realizowałam, bo ukończyłam dwa lata szkolenia psychoanalitycznego. Wzięłam rok dziekanki, miałam ponad dwa lata staży na różnych oddziałach psychiatrycznych – po czym na szóstym roku studiów (przez tę dziekankę to był właśnie szósty rok studiów) stwierdziłam, że jednak nie, że jednak to nie to [śmiech].
14 Stimulus VIII
Rychło w czas! [śmiech] Tak więc miałam takie jedne wakacje, gdy zaczęłam się angażować w poboczny projekt, który był związany z dietetyką. Okazało się, że o dietetyce pisze mi się o wiele łatwiej, czyta mi się o tym o wiele łatwiej, uczy mi się tego o wiele łatwiej niż tego, co było związane ze szkołą psychoterapii psychoanalitycznej. Stwierdziłam, że mam tak naprawdę ostatnią szansę, żeby zdecydować, co chcę w życiu zrobić, i zakończyłam przygodę z psychoanalizą. Zrobiłam studia podyplomowe z psychodietetyki, żeby tego tytułu psychologa nie stracić i zajęłam się głównie tym tematem. I to jest dziedzina, w której teraz pracuję. Natomiast uważam, że wiedza, którą mam z psychologii, jest w tym temacie nieoceniona, bo zauważyłam, że nikt nie przychodzi do dietetyka tylko po dietę. Większość osób boryka się równocześnie z wieloma innymi problemami… Jeżeli nie mamy pojęcia o motywacji, jeżeli nie mamy pojęcia o rozmawianiu z ludźmi, nie potrafimy dostrzec tak naprawdę, dlaczego oni przychodzą, to nie da się pracować w tym zawodzie. Zresztą wykorzystuję naprawdę sporo wiedzy z psychologii klinicznej. Pracuję między innymi z dziewczynami z różnymi zaburzeniami odżywiania. Więc tutaj wiedza z psychologii bardzo się przydaje. Uważam, że to są o tyle fajne studia, że są bardzo uniwersalne, bo wynosimy z nich tak naprawdę to, jak ludzie myślą, w jaki sposób funkcjonują, w jaki sposób podejmują decyzje i zauważamy później dużo rzeczy, które dla innych wydają się być zupełne niezrozumiałe. Tutaj zawsze można się posłużyć przykładem polityki – czasem to jak zachowują się niektórzy politycy, większości osób wydaje się zupełnie nieracjonalne, a my mówimy ,,No jak to, przecież to jest wszystko osobiste i w jakiś sposób umotywowane wcześniejszymi zdarzeniami”. Więc myślę, że ta umiejętność obserwacji i wyciągania wniosków na ten temat, i rozmawiania z ludźmi to jest coś, co się przydaje w każdym zawodzie. Uważam, że psychologia to były naprawdę bardzo dobre studia.
A jeżeli chodzi o samo Koło Naukowe? Bo to była trochę inna działalność niż same studia psychologiczne. Czy coś z Koła przydało ci się w tej pracy? Myślę, że chociażby zmysł organizacyjny, który mogłaś wykształcić. Tak, zmysł organizacyjny zdecydowanie. Tym bardziej że teraz mam swoją firmę i dobra organizacja czasu, umiejętność załatwiania różnych rzeczy tutaj się przydaje. Pamiętam, że jak przychodziłam do Koła, to jak nie wiedziałam, jak coś zrobić, to odpuszczałam. W tym momencie jak nie wiem, jak coś zrobić, to dowiaduję się tego i wiem, że nie ma sytuacji, że czegoś sie nie da zrobić. Po prostu czasem trzeba myśleć,
w jaki sposób do tego dotrzeć i to jest coś, czego w dużym stopniu nauczyło mnie Koło Naukowe. Trzeba czasem pomyśleć, jak działać, żeby coś chwyciło. Więc umiejętności organizacyjne jak najbardziej, ale myślę, że także kontakty z praktykami z psychologii bardzo dużo mi dały. Teraz nie pracuje w zawodzie, ale dalej utrzymuję kontakt z osobami, które poznałam właśnie przy okazji działalności w ramach Koła. To też się przydaje w życiu zawodowym.
To może tak na zakończenie – czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć obecnym członkom Koła? Dać jakąś radę od starszej siostry czy coś w tym stylu? Powiedziałabym, żeby się angażowali. Że dużo osób w kole naukowym jest trochę wstrzymywanych przez to,
że albo myślą, że nie mają pomysłu, albo że ich pomysł jest nie do zrealizowania. A tak naprawdę trzeba po prostu działać. Czyli nawet jeżeli myślicie, że waszego pomysłu się nie da wykonać, albo macie pomysł, czego byście się chcieli nauczyć na psychologii, to nie ma sensu czekać aż praktyka do was przyjdzie, tylko trzeba to wziąć w swoje ręce. Nawet jeżeli uważacie , że coś nie jest fajnym pomysłem, to wystarczy go rzucić i posłuchać osób, które będą wiedziały, jak to przełożyć na praktykę i jak w to tchnąć życie. Wystarczy po prostu wyjść z inicjatywą.
Na pewno studenci wezmą sobie te słowa do serca. Dziękuję serdecznie za wywiad i życzę wszystkiego dobrego. Dziękuję. I powodzenia!
W
Wywiad z mgr. Krzysztofem Kasparkiem Rozmawiały: Magdalena Mucha, Adrianna Figiel
Zaczniemy od tego, jak to się stało, że wybrałeś studia psychologiczne? Nie będę szczególnie oryginalny. Kiedy byłem w liceum, jak większość moich rówieśników nie miałem na siebie konkretnego pomysłu. Podczas jednej z imprez poznałem znacznie starszego ode mnie człowieka, który był emerytowanym psychologiem więziennym. Długo rozmawialiśmy, utrzymywaliśmy potem kontakt i stwierdziłem, że też chcę robić takie rzeczy. Tak więc był to trochę przypadek – podejrzewam, że gdybym nie poznał tej osoby, moje plany wyglądałyby zupełnie inaczej.
Czyli od początku twoje plany wiązały się właśnie z psychologią sądową? To była pierwsza dziedzina psychologii, z którą się zetknąłem. To znaczy miałem wcześniej do czynienia z Freudem i kilkoma tekstami popularnonaukowymi, ale pierwszy psycholog, z którym w życiu poważnie rozmawiałem, to był psycholog sądowy, konkretnie penitencjarny.
Z tego co się orientujemy, teraz też zajmujesz się mniej więcej tą dziedziną? Z racji tego, że jestem związany z Instytutem Socjologii, wygląda to nieco inaczej, niż gdybym był w Instytucie Psychologii, ale tak, staram się obracać w tej tematyce.
I czym konkretnie się teraz zajmujesz? Pracuję w Centrum Ewaluacji Analiz Polityk Publicznych UJ, które prowadzi kilka przedsięwzięć. Obecnie pracuję przy w wieloletnim projekcie, który nazywa się Bilans Kapitału Ludzkiego. I to, poza pisaniem doktoratu, jest jedną z najważniejszych rzeczy, jakie teraz robię – wieloletni projekt dotyczący analizy rynku pracy w Polsce. To jest bardziej związane z moim socjologicznym wykształceniem. Jeżeli chodzi o inne projekty badawcze, od dwóch lat razem z doktorem Filipem Szumskim (UAM) pracujemy nad badaniami dotyczącymi problemu ekshibicjonizmu w Polsce. Celujemy z publikacją wyników w jedno z najbardziej rozpoznawalnych czasopism w tej branży, dlatego jest to dość wymagające i czasochłonne. Natomiast projekt doktorski, który powinienem już w zasadzie kończyć (śmiech), a niestety dopiero się rozkręcam, związany jest z problematyką samouszkodzeń wśród osób osadzonych w zakładach
16 Stimulus VIII
mgr Krzysztof Kasparek – absolwent Instytutów Psychologii (ścieżki psychologia sądowa) i Socjologii UJ (specjalizacji badania społeczne i analiza danych), od 2011 roku student Collegium Invisible, od 2012 doktorant w Zakładzie Socjologii Gospodarki, Edukacji i Metod Badań Społecznych IS UJ.
karnych. Pozostałe projekty, którymi się zajmuję, dotyczą w głównej mierze sprawców przestępstw seksualnych.
Mógłbyś powiedzieć coś więcej o tym, jaką drogę trzeba przejść, żeby znaleźć się w tym miejscu, gdzie ty? Trzeba popełnić mnóstwo błędów [śmiech]. Moja przygoda z psychologią sądową zaczęła się na pierwszym roku studiów. Nie od razu udało mi się dostać na studia psychologiczne. Zostałem przyjęty dopiero dwa lata później i to na studia niestacjonarne. Najpierw dostałem się do Instytutu Socjologii i starałem się robić wszystko, żeby mieć kontakt z tym, co mnie interesowało. Na socjologii mieliśmy wtedy obowiązek zrealizować przedmioty o wartości 20% punktów ECTS w innych instytutach. Uczęszczałem wtedy na kilka podstawowych kursów w Instytucie Psychologii i już na tym etapie często pojawiał się kontekst sądowy, co szalenie mnie fascynowało. Kiedy trafiłem na pierwszy rok studiów psychologicznych, grupa studentów założyła w KNSP Sekcję Psychologii Sądowej. Po około pół roku działalności sekcji mój kolega Paweł Banaś spytał, czy jestem zainteresowany ich działalnością. Oczywiście, że byłem! Przyszedłem na spotkanie i tak to się zaczęło. Z racji tego, że ukończenie studiów psychologicznych zajęło mi nieco więcej czasu, łącznie spędziłem w tej sekcji prawie siedem lat. Będąc członkiem Sekcji Psychologii Sądowej, szybko zdobyłem od pozostałych informacje, kogo warto czytać, na jakie kursy warto się zapisać itp. Organizowaliśmy też wiele różnych spotkań z ludźmi z kręgu psychologii sądowej, głównie praktykami. Najważniejszy projekt Sekcji Psychologii Sądowej – Krakowska Konferencja Psychologii Sądowej – dość szybko się rozrastał. Od samego początku zorientowaliśmy się, że tego typu wydarzenia cieszą się znaczną popularnością.
Co jeszcze trzeba zrobić, żeby mieć szanse na zostanie dobrym psychologiem sądowym? Przede wszystkim być zorientowanym na pracę kliniczną. Gdybym miał coś doradzić osobom zastanawiającym się nad tą ścieżką zawodową, przede wszystkim byłoby to zapisanie się do Sekcji Psychologii Sądowej, która, z tego co wiem, wciąż działa bardzo prężnie. To jest bardzo dobry start. Na samych studiach doradziłbym się przykładać w sumie do wszystkiego [śmiech]. Trudno mi pomyśleć o jakiejś działce psychologii poruszanej w ciągu pierwszych dwóch lat studiów, która później miałaby być nieprzydatna – czy to metodologia, czy to psychologia poznawcza, czy psychologia dzieci i młodzieży – każda z nich jest bardzo ważna, każda z nich stanowi później nieodzowny element pracy psychologa sądowego.
Co jeszcze? Wiedza, którą wyniesiemy ze studiów, powinna być solidnie ugruntowana, by pomagała nam nie ulegać różnym popularnym złudzeniom. Trzeba też żywo interesować się praktyką – bardzo trudno jest mi wyobrazić sobie kogoś, kto zajmuje się psychologią sądową, a nigdy nie miał styczności z osobami dotkniętymi różnego rodzaju kryzysami psychologicznymi, nie ma kontaktu z ludźmi odpowiedzialnymi za zbieranie zeznań, spisującymi protokoły, nie widział nigdy protokołu zeznań świadka itp. Dla jasności – nie deprecjonuję tutaj pracy teoretycznej w tym obszarze, ona też jest niezmiernie ważna, ale jeżeli chce się sprawnie funkcjonować w tym środowisku, trzeba mieć styczność z praktyką. Kolejną rzeczą, o którą należałoby zadbać, jest zorganizowanie sobie praktyk studenckich w placówkach związanych z psychologią sadową. Mogą to być przykładowo instytucje zajmujące się sprawcami przemocy. Swoje praktyki odbyłem w areszcie na Montelupich i bardzo to miejsce polecam. Psycholog, który się tam mną wtedy zajmował, naprawdę podszedł do tego bardzo poważnie. Brałem udział w procesie diagnostycznym, rozmawiałem z osobami, które trzeba było trochę uspokoić, brałem także udział w przyjęciu osoby trafiającej po raz pierwszy do zakładu karnego, kiedy niezwykle ważne jest osłabienie efektu szoku związanego z trafieniem do instytucji totalnej. Dobrym miejscem jest też Szpital Uniwersytecki. To miejsce jeszcze szczególnie ważne pod kątem przygotowania do opiniowania psychologicznego.
Trochę to zabrzmi jak promocja [śmiech], ale naprawdę doradzałbym też bywać na Krakowskiej Konferencji Psychologii Sądowej. Konferencja odbywa się z mniejszym lub większym poślizgiem co roku. Dzięki każdej edycji można w trakcie kilku dni zrobić sobie dobry przegląd tego, co się aktualnie dzieje się Polsce w zakresie psychologii sądowej, jakiego rodzaju dylematy związane z opiniowaniem psychologicznym mają prokuratorzy, sędziowie, policjanci. Jeżeli ktoś chciałby zajmować się psychologią sądową na poziomie akademickim, trzeba mieć świadomość, że funkcjonuje się na arenie międzynarodowej. Najlepiej zacząć w tym przypadku od konferencji organizowanych przez European Association of Psychology in Law (EAPL). Będąc jeszcze członkami KNSP, zorganizowaliśmy sobie wyjazd na konferencję EAPL w Goeteborgu w 2009 roku.
Mógłbyś opowiedzieć więcej o tym, czym się teraz zajmujesz?
17 Magdalena Mucha, Adrianna Figiel Wywiad z mgr. Krzysztofem Kasparkiem
Jednym z celów mojej pracy doktorskiej jest zmierzenie się z hipotezą, wedle której osoby przebywające w instytucjach totalnych są bardziej narażone na dokonanie samouszkodzeń, nie tylko ze względu na czynniki psychopatologiczne, ale także na samą strukturę i sposób funkcjonowania tych instytucji. Warto dodać, że w badaniach skupiam się wyłącznie na osobach, które dokonywały autoagresji bez intencji pozbawienia się życia. Pomysł na te badania narodził się w trakcie praktyk studenckich, które odbywałem w areszcie śledczym. Rozmawiając z osadzonymi, którzy dokonywali różnego rodzaju samouszkodzeń, można było zauważyć, że na swój szalony sposób ich zachowanie jest racjonalne, albo ściślej mówiąc – funkcjonalne z punktu widzenia systemu, w którym się znaleźli. Przykładowo, mogli oni uzyskać dzięki temu pewne cenne dla siebie zasoby albo traktować samouszkodzenia jako kartę przetargową w negocjacjach z personelem zakładu karnego. W momencie, gdy w interesie osadzonego jest szybkie opuszczenie celi, np. na skutek konfliktu ze współosadzonymi, nie ma on zbyt wielu opcji, aby to zrobić, nie naruszając przy tym norm grupowych, bardzo surowych wobec mieszania personelu więziennego w sprawy pomiędzy osadzonymi. Samo żądanie zmiany celi często spotyka się z brakiem aprobaty personelu więziennego. Istnieją ku temu wyraźne powody. Warto wiedzieć, że z perspektywy wychowawcy więziennego rozmieszczenie osadzonych w celach często stanowi trudne wyzwanie logistyczne, przypomina momentami bardzo skomplikowaną łamigłówkę. Wychowawca musi uwzględnić takie warunki celi jak to, czy są one przeznaczone dla palących czy dla niepalących, dla grypsujących czy dla niegrypsujących, dla pierwszy raz skazanych czy dla recydywistów. Ponadto musi przy tym uwzględnić osadzonych skazanych za działalność w zorganizowanej grupie przestępczej, którzy nie mogą przebywać w celach z członkami tej samej grupy przestępczej, a tym bardziej z członkami antagonistycznych grup przestępczych. Do tego dochodzą jeszcze indywidualne konflikty między osadzonymi, wymagające izolowania od siebie poszczególnych osób. Zrozumiałe jest zatem, że jeżeli wychowawcy uda się już ułożyć konfigurację spełniającą tak wiele skomplikowanych warunków, będzie on wyraźnie niechętny każdej osobie, która zażąda zmiany celi, nie chcąc przy tym podać prawdziwych powodów. Co w takiej sytuacji może zrobić osadzony? Może napisać wniosek formalny, którego rozpatrzenie potrwa kilka dni, podczas których dalej doświadcza nieprzyjemności związanych z konfliktem w celi. Z jego punktu widzenia może się to wydawać szalenie nieefektywne. Tutaj pojawia się pozornie szalona
18 Stimulus VIII
alternatywa w postaci połknięcia zapalniczki. Jeżeli osadzony zdecyduje się na ten desperacki krok i zgłosi to wychowawcy, ten ma obowiązek reagować. W ciągu kilku najbliższych godzin z osadzonym skontaktuje się wychowawca, psycholog, lekarz. Możliwe stanie się przeniesienie go do skrzydła szpitalnego, a nawet przetransportowanie go do zakładu karnego, w którym znajduje się oddział chirurgiczny. Tak więc dokonanie samouszkodzenia wiąże się tutaj z wieloma potencjalnymi gratyfikacjami w postaci uwagi czy lepszych warunków panujących w celi szpitalnej.
Możesz powiedzieć coś więcej o działalności w Kole Naukowym? Na pewno masz z tych siedmiu lat wiele interesujących doświadczeń. Kiedy dziś o tym myślę, to mam wrazenie, że wstąpienie do Koła Naukowego było jedną z dwóch najlepszych decyzji, jakie podjąłem podczas studiów – obok tego, że zacząłem interesować się metodologią nauki, zwłaszcza metodologią nauk społecznych. Te dwie decyzje były mocno ze sobą sprzężone, ponieważ członkowie Koła siłą rzeczy bardziej interesowali się funkcjonowaniem nauki niż przeciętni studenci. Koło Naukowe stało się dla mnie centrum studenckiego życia naukowego. Wśród inicjatyw podejmowanych w KNSP, które wspominam i które uważam za bardzo wartościowe, znajduje się m.in. konferencja „Nauka – ludzka rzecz”. Ta inicjatywa objęła później inne instytuty. W trakcie każdej z edycji tej konferencji debatowano na tematy związane z metodologią nauki. Drugą ważną inicjatywą były wewnętrzne konferencje KNSP. To była świetna okazja, żeby z ludźmi, z którymi i tak zazwyczaj dużo się rozmawiało na tematy naukowe, życiowe i wszelkie inne, porozmawiać w bardziej ustrukturyzowany sposób, przy wystąpieniach i referatach. Często bardzo się różniliśmy, jeśli chodziło o poglądy na to, jak powinna wyglądać nauka i jak oceniamy pewne zjawiska. Jedną z najważniejszych rzeczy, jakie dało mi koło naukowe, była możliwość podyskutowania z ludźmi, którzy też solidnie przykładali się do studiów – nie chodzi mi tutaj o to, że uczyli się pilnie na każde kolokwium i zdawali je na piątki, bo to była rzadkość. Chodzi mi głownie o to, że mieli bardzo mocno rozwinięta potrzebę sensu tego, co robią. Stąd nierzadko bardzo krytycznie podchodzili do tego, co się działo w instytucie i w nauce ogólnie, do tekstów, które czytaliśmy, do paradygmatów, których nas uczono. Miałem to szczęście, że w momencie, w którym przyszedłem do KNSP, było ono instytucją, w której znajdowały się osoby o bardzo różnych poglądach na naukę. Pamiętam, że na początku moje rozmowy z nimi
przebiegały w bardzo irytujący sposób – po prostu próbowałem się z nimi przekrzykiwać. Jednak dość szybko nauczyłem się tych ludzi rozumieć i szanować ich sposoby argumentacji. Wydaje mi się, że to był jeden z bardziej rozwojowych okresów w moim życiu. Chciałbym też wspomnieć o tym, że władze Instytutu Psychologii UJ, odkąd pamiętam, bardzo sensownie podchodziły do Koła Naukowego. Zarówno jeżeli chodzi o dofinansowanie naszych inicjatyw, jak i ogólne zaufanie do tego, co robiliśmy. Instytut dostrzegał wartość tego, co robią studenci w Kole. Jeśli chodzi o Sekcję Psychologii Sądowej, to regularnie dostawaliśmy dofinansowanie od dyrekcji na organizowaną przez nas konferencję. Pomimo tego, że sytuacja finansowa Instytutu nie zawsze była najlepsza w momentach, kiedy prosiliśmy o wsparcie, to zawsze udawało się znaleźć dla nas jakieś środki.
Czy jest coś, co z perspektywy czasu zmieniłbyś w funkcjonowaniu Koła Naukowego? Czy dostrzegasz jakieś wady? Wymieniłeś wiele zalet, ale może da się coś zrobić, żeby było jeszcze lepiej? Może zacznę trochę od drugiej strony – jedną z ważniejszych rzeczy, jakich nauczyłem się w Kole, jest funkcjonowanie w ramach administracji uczelni wyższej. Z perspektywy studenta, który nie działa w Kole Naukowym, kontakt z administracją ogranicza się zwykle do załatwienia czegoś w sekretariacie studiów albo w dziekanacie. Z perspektywy działania w takiej instytucji ważne było pozyskiwanie środków – czy to od Rady Kół Naukowych, czy to od Samorządu Studentów UJ albo bezpośrednio od dyrekcji Instytutu. Dzięki działalności w KNSP musiałem opanować cały ten „administracyjny savoir-vivre”, który przy pierwszym kontakcie sprawia wrażenie działającego według bardzo abstrakcyjnych zasad. Kosztowało mnie to sporo nerwów [śmiech]. Pamiętam, że było to dla mnie jedno z większych źródeł stresu. Myślałem sobie wtedy: „Egzamin jak egzamin, najwyżej zdam go w drugim terminie”, ale kiedy dzwonił do mnie ktoś z Działu Nauczania, kto mówił, że źle rozliczyłem przyznane środki i możliwe, że będę musiał je zwracać – nie dało się powiedzieć „złożę sprawozdanie w sesji poprawkowej”. Wydaje mi się, że dobrze byłoby, gdyby KNSP potrafiło wypracować metody tak zwanego uczenia się organizacji – czyli szkolenia nowych członków w zakresie zdobywania funduszy ze środków RKN UJ. My musieliśmy się tego wszystkiego uczyć głównie na własnych błędach, co często bywało bolesne.
A czy był jakiś projekt, który chcieliście zrealizować w Kole, ale coś poszło nie tak? Bardzo wiele. Ale paradoksalnie sądzę, że to dobrze. Zazwyczaj kiedy coś pójdzie nie tak, człowiek uczy się na popełnionych błędach. Nawet jeśli wtedy konsekwencje wydawały się bardzo surowe i spędzały mi sen z powiek, to w porównaniu do tego, co dzieje się, gdy zawalisz projekt w dorosłym życiu, nieprzyjemności w Dziale Nauczania to naprawdę bardzo łagodny wymiar konsekwencji. Rozumiem, że powinienem podać przykłady jakichś sytuacji z KNSP, z których nie byłem do końca zadowolony? W pewnym momencie władze UJ zaczęły doceniać działalność w kołach naukowych formalnie, na przykład podczas składania wniosków o stypendia. Wraz z pojawieniem się takiej zachęty, w Kole zaczęły pojawiać się też osoby, co do których miewałem wątpliwości, czy ich głównym motywem działania była pasja. Konsekwencją tego było to, że Koło mocno się rozrosło. Przez to nie wszyscy członkowie Koła mogli czuć się tak dobrze zintegrowani z całą organizacją. Może na to mogliśmy wtedy bardziej postawić – na większą integrację całego środowiska. Takie inicjatywy były podejmowane, chociażby Konferencja KNSP, ale może można było tu zrobić coś więcej. Zdarzały się też inne drobne zgrzyty. Na przykład jedna z sekcji Koła zorganizowała spotkanie z osobą, której działalność niekoniecznie wpisywała się w dominującą w Instytucie linię kształcenia. Rada Instytutu wyraziła wtedy swoje niezadowolenie. Tak więc czasami brakowało nam takich dyplomatycznych zdolności. Pamiętam też sytuacje, kiedy członkowie Koła, jeżdżąc na konferencje naukowe, afiliowali się jako Instytut Psychologii UJ. Wtedy zaczęły pojawiać się głosy pracowników Instytutu wyrażające obawy co do niewystarczającej kontroli jakości prezentowanych prac. Podsumowując, pojawiały się różne drobne spięcia, które staraliśmy się oczywiście łagodzić, ale być może mogliśmy ich uniknąć, gdybyśmy bardziej skrupulatnie rozważali potencjalne konsekwencje naszych działań.
A czy w Kole zawarły się jakieś przyjaźnie, które trwają do dzisiaj? Jak najbardziej! Większość osób ze ścisłego grona moich znajomych to ludzie, których poznałem działając w KNSP. Pewnie każdy mówi to samo o swoim roczniku, ale ja trafiłem na naprawdę świetną grupę. Obecnie widujemy się z różną intensywnością, bo wszystkich dopadło już „prawdziwe życie”, ale od czasu do czasu wciąż zdarza nam się wyjść gdzieś razem w większym gronie.
W
Wywiad z dr Mirą Marcinów Pytania przygotowały: Zuzanna Stępień, Helena Bieniek
Co panią skłoniło do dołączenia do Koła Naukowego Studentów Psychologii? Dołączyłam do Koła na pierwszym roku studiów. Chciałam się w ten sposób przekonać, czy chcę studiować ten kierunek. Można powiedzieć, że działałam w Kole, zanim zaczęłam studiować psychologię. Jako studentka MISH-u nie miałam wtedy jeszcze w poważnych planach psychologii. Początkowo realizowałam chyba tylko dwa kursy psychologiczne – z ciekawości. Te przedmioty dawały obietnicę, że po trzech latach kursów kanonicznych, dojdę do tych, które są naprawdę „psychologiczne”. Nie mogłam tyle czekać, dołączyłam do Koła, żeby się dowiedzieć, co to jest psychologia. To miała być taka droga na skróty.
Jaką sekcję pani wybrała i dlaczego? Wydaje mi się, że nie było wtedy sekcji, ale jeśli były, to ja należałam do klinicznej.
Potrafi sobie pani przypomnieć, jakie inne sekcje działały wtedy w Kole? Niestety nie pamiętam. Wydaje mi się, że to w ogóle nie było jeszcze wtedy rozczłonkowane, że działało po prostu Koło Naukowe Studentów Psychologii bez podziału na sekcje. Być może da się gdzieś sprawdzić, jak to wyglądało w 2004 roku.
Co najbardziej utkwiło pani w pamięci z okresu działalności w Kole? A to akurat dokładnie pamiętam. Moja działalność w Kole była bardziej receptywna niż kreatywna, więc zostało mi w głowie kilka spotkań z zaproszonymi gośćmi, których słuchałam. Przede wszystkim utkwiła mi w pamięci terapia w piaskownicy – Sandplay Therapy. Przyszedł do nas do Instytutu psychoanalityk jungowski ze swoją piaskownicą i zaprezentował nam warsztatowo przebieg godzinnej sesji w tym podejściu. Wtedy to była zupełna nowość. Nie wiem, czy teraz dużo się mówi o tej metodzie wśród studentów, więc przybliżę na tyle, na ile pamiętam. Terapia w piaskownicy jest stosowana zarówno wobec dzieci, jak i wobec dorosłych. Nasz gość zajmował się psychoterapią dorosłych, którym rozdawał figurki, z których ci mieli układać dowolną scenę. Może pamiętam to stosunkowo dobrze, bo spędzam teraz sporo czasu w piaskownicy ze swoją córką.
20 Stimulus VIII
dr Mira Marcinów – adiunkt w IFiS PAN w Warszawie. W 2014 roku ukończyła doktorat w IPs UJ. Wykłada na kierunku Clinical Psychology na Uniwersytecie SWPS w Warszawie oraz realizuje grant w ramach The Alexander von Humboldt Foundation Research Group Linkage Programme w Berlinie. Jej zainteresowania naukowe to: filozofia i historia psychiatrii, a także arteterapia, choreoterapia oraz psychoanaliza. W Instytucie Psychologii UJ prowadziła m.in. wykłady i ćwiczenia z Historii myśli psychologicznej oraz kurs Wprowadzenie do arteterapii.
Jeszcze później, chyba na trzecim roku, byliśmy na spotkaniu z Andrzejem Cechnickim w Hotelu Pan Cogito, ale to już chyba rzeczywiście była sekcja kliniczna.
Czy mogłaby pani pokrótce przybliżyć, czym się obecnie zajmuje naukowo? Zajmuje się, najogólniej rzecz ujmując, psychopatologią – badaną z różnych perspektyw: historycznej, kognitywistycznej, artystycznej. Badam psychoanalizę, ale nie tę jungowską.
Czy myśli pani, że działalność w Kole mogła wpłynąć w jakimś stopniu na pani obecne zainteresowania naukowe? Do tej pory wydawało mi się, że wcale, ale po udzieleniu odpowiedzi na poprzednie pytania, zdaje mi się, że jednak wpłynęła, i to aż za bardzo.
Czy zatem poleca pani studentom psychologii działalność w Kole? Oj, nie wiem, skoro ma to taki podstępny wpływ na dalsze wybory. A tak poważnie, to oczywiście, że polecam. Nawet jeśli to nie będzie to, warto się samemu o tym przekonać.
W
Wywiad z dr Malwiną Szpitalak Pytania przygotowały: Helena Bieniek, Joanna Kunysz
Kiedy postanowiła pani dołączyć do Koła Naukowego Studentów Psychologii i co panią do tego skłoniło?
Do dołączenia do Koła Naukowego skłoniła mnie chęć pracy naukowej, o której zaczęłam myśleć dosyć wcześnie, bo już na I roku studiów. Bardzo mi się podobały zajęcia z Metodologii badań psychologicznych, chociaż początkowo spodziewałam się po nich czegoś zupełnie innego. Myślałam, podobnie jak moi koledzy, że będziemy uczeni diagnozowania, a tymczasem dowiadywaliśmy się o typach badań naukowych, rodzajach zmiennych itd. Bardzo lubiłam te zajęcia i bardzo mnie one interesowały. Mieliśmy rzetelną prowadzącą, która zaszczepiła we mnie ciekawość badawczą. Semestr, w którym były zajęcia z Metodologii się skończył, ale prowadzenie badań tak mi się spodobało, że chciałam pomóc prowadzącej w jej projekcie badawczym. To były badania wymagające bardzo dużej próby, ponad tysiąca uczestników. Jeździłyśmy z badaniami do różnych krakowskich szkół średnich i wyższych; bardzo dużo się wtedy nauczyłam, też od strony technicznej – jak reagują dyrektorzy placówek, kiedy poprosi się ich o wyrażenie zgody na przeprowadzenie badań (od pełnej życzliwości, przez pytania o osobistą korzyść z wyrażenia zgody, po miażdżącą krytykę „głupich ankiet”), jak różnie mogą reagować prowadzący, co się może zdarzyć podczas badań grupowych (kiedy np. osoba badana zorientuje się, o co tak naprawdę chodzi w procedurze), jak wtedy się zachowywać, żeby wyniki całej grupy nie musiały wylądować w koszu itp. W miarę, jak zaczęłam prowadzić własne badania, zaczęłam dostrzegać, ile jeszcze muszę się nauczyć. Nie mieliśmy wtedy w programie kursów obligatoryjnych obliczeń statystycznych. Był jeden kurs z obsługi programu Statistica, warsztatowy, więc z limitem 20 osób, na który dostawali się w zasadzie tylko najstarsi studenci. Ktoś, kto chciał już na wcześniejszych latach prowadzić badania w miarę samodzielnie i nie prosić o analizę danych innych osób, musiał uczyć się sam albo od starszych kolegów czy od pracowników, poza zajęciami. Mam wrażenie, że teraz studentom aktywnym, angażującym się w pracę badawczą, jest pod tym względem dużo łatwiej, bo przynajmniej podstawowych analiz mają okazję nauczyć się na zajęciach z Metodologii II i Metodologii III. Do Koła dołączyłam później, chyba na III roku. Byłam przekonana, że pomoże mi to w dalszym rozwoju naukowym i być może będzie przydatne w aplikowaniu o miejsce na studiach doktoranckich, co akurat nie miało finalnie żadnego znaczenia przy rekrutacji. Miałam też nadzieję, że w Kole znajdę pomoc w organizacji badań, interpretacji wyników itp.
22 Stimulus VIII
dr Malwina Szpitalak – członek KNSP od kwietnia 2006 do listopada 2007, obecnie prowadzi badania dotyczące uodparniania świadka na dezinformację, a także wpływu pewności siebie świadka na zniekształcenia w zeznaniach. Drugi obszar badawczy odnosi się do sprawdzania osobowościowych korelatów pracoholizmu, a trzeci – do adaptacji narzędzi psychologicznych – aktualnie mierzących samoocenę zależną od wzmocnień, jak również perfekcjonizm.
Do jakiej należała pani sekcji? A może było ich więcej? Należałam do Sekcji Psychologii Eksperymentalnej. Stworzyliśmy tę sekcję od zera. Mam wrażenie, że wtedy Koło funkcjonowało mniej aktywnie niż teraz, patrząc całościowo. Mieliśmy swoją „siedzibę” w podziemiach budynku przy ul. Piłsudskiego 13, gdzie mieściły się wówczas sale ćwiczeniowe naszego Instytutu.
Czym zajmowała się wtedy pani sekcja? Czy pamięta pani jakieś konkretne projekty, które były wtedy realizowane? Mieliśmy spotkania, na których opowiadaliśmy o naszych pomysłach, jakichś ciekawych artykułach, które ktoś z nas przeczytał, ale nie mieliśmy wspólnych projektów.
Czy jest jakieś wydarzenie z życia Koła Naukowego, które najlepiej pani wspomina? Nie angażowałam się silnie w działalność Koła poza sekcją. Jako koordynatorzy mieliśmy z kolegą cykliczne spotkania z koordynatorami innych sekcji, jednak nie przypominam sobie żadnych „ogólnokołowych” imprez czy wyjazdów. Teraz osoby działające w KNSP są, z tego, co obserwuję, dużo bardziej zintegrowane i zżyte.
Co pani dała działalność w sekcji, kiedy była pani jeszcze studentką? Czy sądzi pani, że warto angażować się w taką aktywność? Działalność w sekcji dała mi na pewno poczucie, że staram się coś robić w kierunku swojego rozwoju naukowego, że mogę posłuchać, co robią moi koledzy, którzy także myśleli o dalszej pracy naukowej. Większość członków naszej sekcji zrobiła doktorat i pracuje naukowo. Uważam, że jak najbardziej warto jest się angażować w taką aktywność. Myślę, że gdybym równolegle nie prowadziła bardzo czasochłonnych badań dotyczących zmęczenia psychicznego, zaangażowałabym się mocniej w działanie sekcji i Koła. Koło jest według mnie bardzo
dobrym pomysłem nie tylko dla osób, które zastanawiają się nad pracą naukową. Działalność w nim nie sprowadza się przecież do robienia samych badań. To wartościowy sposób realizacji dla tych studentów, którzy interesują się jakąś tematyką albo po prostu są otwarci na nowe doświadczenia i chciałyby spróbować włączyć się w jakiś projekt czy uczęszczać na cykl tematycznych spotkań. Członkowie Koła mogą także liczyć na pomoc finansową z Rady Kół Naukowych w staraniach o jakieś wyjazdy konferencyjne, szkoleniowe itp. Poza tym, obserwując swoich magistrantów, widzę, że wcześniejsze doświadczenia (niekoniecznie duże) w prowadzeniu badań, np. w ramach działalności Koła, naprawdę pomagają później zabrać się za własne badania do pracy magisterskiej. Zmniejsza się wtedy lęk przed nieznanym i student czuje, że sobie poradzi. Poza tym wie, że badania nie muszą trwać w nieskończoność. To chyba powszechny mit, który niestety nie przekłada się na nieodkładanie ich na ostatnią chwilę (śmiech). Jeżeli grupa nie jest specyficzna, przy dobrej organizacji można sprawnie przeprowadzić badania.
Czy działalność w Kole Naukowym miała wpływ na pani dalszą drogę naukową? Myślę, że tak, chociaż nie w taki sposób, w jaki oczekiwałam. Działalność w Kole była dla mnie, i pewnie dla innych osób, czymś bardzo prestiżowym. Jakkolwiek, nie przekładała się na punkty podczas rekrutacji na studia doktoranckie (być może teraz jest inaczej). Artykuły, które pisałam jako studentka, też nie były bezpośrednio związane z moją aktywnością w Kole. Być może osoby bardziej zaangażowane w życie Koła mają w tym obszarze inne doświadczenia. Jednak jak już mówiłam, uważam, że przynależność do Koła Naukowego może być dobrym początkiem zarówno pracy naukowej, jak i po prostu nawiązania kontaktów z osobami o podobnych zainteresowaniach i nabycia wartościowych doświadczeń.
W
Wywiad z dr. Piotrem Dragonem Rozmawiały: Magdalena Celuch, Marzena Szydłowska
Zacznijmy od najbardziej oczywistego pytania. Kiedy i dlaczego dołączył pan do Koła Naukowego Studentów Psychologii? W trakcie studiów byłem zaangażowany w wiele różnych aktywności. Część z nich była związana z działalnością KOmedii, ale także Samorządu Studenckiego czy innych stowarzyszeń, z którymi współpracowałem. Studiowałem także na drugim kierunku, socjologii, gdzie również należałem do Koła Naukowego. Dlatego trudno mi jest myśleć o wszystkich tych aktywnościach osobno, jakoś je od siebie odseparować. Natomiast do KOmedii dołączyłem około 2008 roku. W trakcie studiów wybrałem specjalizację psychologia reklamy, ponieważ ta tematyka mnie wtedy interesowała. Zdecydowałem się zaangażować w działalność Koła Naukowego właśnie pod wpływem kursów, które realizowałem w ramach specjalizacji.
Które z projektów Koła Naukowego szczególnie podobały się panu i zapadły w pamięć? W tamtym okresie współpracowałem już także z Samorządem. I właśnie dzięki temu powstał projekt, który najlepiej pamiętam ze swojej działalności w KOmedii. Zostaliśmy poproszeni o to, aby zrealizować kampanię promocyjną Wydziału Filozoficznego. Stworzyliśmy wtedy ulotki, plakaty, hasła reklamowe, strony internetowe… To był bardzo ciekawy projekt. Pamiętam, że najpierw trzeba było pójść do wszystkich instytutów naszego Wydziału, żeby zebrać o nich jak najwięcej informacji i zastanowić się, jak promować ich działalność. Ja zajmowałem się Instytutem Religioznawstwa, pomagałem też z Instytutem Psychologii. Do naszych zadań należało też stworzenie projektu graficznego naszych materiałów. Ulotki, które przygotowaliśmy, teraz pewnie nie zostałyby uznane za estetyczne, ale wtedy byliśmy z nich bardzo dumni. Trzeba pamiętać, że był to rok 2008 i nasze możliwości w zakresie projektowania graficznego były o wiele mniejsze niż w tej chwili. Staraliśmy się wykorzystywać wiedzę zdobytą na kursach w ramach ścieżki specjalizacyjnej, czyli wszystko to, czego nauczyliśmy się o tworzeniu haseł reklamowych i odpowiedniego przekazu. Strony internetowe, które wtedy powstały, przetrwały do dzisiaj, chociaż już nie jako oficjalne strony Wydziału W czasie ich tworzenia współpracowaliśmy z działem informatycznym Uniwersytetu. Możliwość wykorzystania naszej wiedzy w praktyce w tego rodzaju projekcie była wspaniałym, rozwijającym doświadczeniem. Mieliśmy okazję nie tylko zaplanować tę kampanię, ale także rzeczywiście wykonać wszystkie jej
24 Stimulus VIII
dr Piotr Dragon jest asystentem w Instytucie Psychologii i byłym członkiem sekcji KOmedia Koła Naukowego Studentów Psychologii. Redakcji „Stimulusa” opowiedział o wspomnieniach z czasów studiów oraz o tym, dlaczego warto jak najpełniej wykorzystać ten okres. Wyjawił także, skąd wziął się pomysł na jego autorski kurs, którym zadebiutował w bieżącym roku akademickim. Wywiad przeprowadziły Magdalena Celuch oraz Marzena Szydłowska.
elementy i w dodatku zobaczyć, że nasza praca nie poszła na marne. Ulotki rzeczywiście rozdawano, plakaty zostały rozwieszone, strony internetowe działały.
Czy wiadomo, jaki był efekt tej kampanii, czy rzeczywiście przyciągnęła ona studentów na Wydział? Tak, ten projekt miał swoją kontynuację. Kołu Naukowemu Socjologii zlecono ewaluację skuteczności kampanii promocyjnej, w której to ocenie zresztą także uczestniczyłem. Oczywiście nie było to zgodne ze standardami poważnych badań, ale po prostu jako członek tamtejszego Koła brałem udział także w tym projekcie. Ze względu na ograniczone nakłady było to tylko niewielkie badanie odpowiednie do studenckich potrzeb i możliwości. Wniosek był rzecz jasna taki, że kampania się udała. Obiektywnych danych nie mamy, ale pamiętam, że spotykaliśmy się z bardzo pozytywnymi reakcjami. Na pewno taka tworzona przez studentów dla przyszłych studentów kampania ma pewną przewagę nad oficjalnym przekazem pisanym przez kogoś, kto mógłby nie mieć pojęcia, jak to wszystko rzeczywiście wygląda z naszej perspektywy. Bez wątpienia była to ciekawsza, bardziej przystępna forma, chociaż teraz na pewno nikt nie powierzyłby studentom takiego poważnego zadania. Gdyby zresztą ktoś mnie w tej chwili zapytał, czy to dobry pomysł, pewnie odpowiedziałbym, że nie. Ale wtedy skorzystaliśmy na tej decyzji i według naszych własnych ocen kampania była świetna i skuteczna, chociaż jak było naprawdę, tak do końca nie wiemy.
Wspomniał pan o drugim kierunku studiów, socjologii. Czy mógłby pan nam coś więcej o tym powiedzieć? Zacząłem studiować socjologię, kiedy byłem na trzecim roku psychologii. Wtedy też zapisałem się do tamtejszego Koła Naukowego, które działało wtedy bardzo prężnie i prowadziło wiele badań, w tym także komercyjnych, w których Urząd Miasta, organizacje pozarządowe czy firmy z jakimiś niedużymi problemami zlecały nam konkretne zadania.
Jak w okresie pana działalności wyglądało Koło? Sekcje były od siebie mocno odseparowane czy przeciwnie – często działaliście wspólnie? Szczerze powiedziawszy, nie pamiętam zbyt dobrze. Nie uczestniczyłem w działalności wielu sekcji Koła, zresztą nie wiem, czy teraz często się zdarza, że ktoś jest w kilku sekcjach jednocześnie. Jak już wspomniałem, moje aktywności w okresie studenckim były bardzo różnorodne i nie ograniczały się tylko do Koła. Pracowałem z wieloma
ludźmi, którzy przewijali się przy wielu zadaniach. Dla mnie więc była to bardziej praca z konkretnymi ludźmi przy konkretnych projektach niż w ramach jakiejś określonej sekcji. Wydaje mi się też, chociaż nie jestem pewien, że Koło było wtedy mniejsze, było nieco mniej sekcji – na pewno KOmedia i jeszcze kilka innych, ale w każdym razie mniej niż teraz. Warto też wspomnieć o tym, jak zmieniły się warunki lokalowe. Kiedy ja działałem w Kole Naukowym, nie mieliśmy sali, żadnego formalnie przeznaczonego dla nas miejsca. Spotykaliśmy się tam, gdzie akurat było to możliwe, często po prostu w kawiarniach czy innych tego typu lokalach, co też miało swój specyficzny urok. Czasem umawialiśmy się też w podziemiach budynku przy ul. Piłsudskiego. To wszystko mocno się zmieniło. Myślę, że teraz jest jeszcze przyjemniej należeć do Koła, właśnie z takich organizacyjnych, technicznych względów.
Czy nadal pracuje pan z poznanymi w tym okresie ludźmi, utrzymujesz z nimi kontakt? Najlepiej dla wywiadu byłoby, gdybym teraz opowiedział o jakichś wspaniałych, wielkich przyjaźniach. Ale tak naprawdę nie ma takich ludzi, z którymi łączyłoby mnie tylko to, że działałem z nimi w Kole. Z częścią ludzi, z którą kiedyś studiowałem i pracowałem, pracuję lub przyjaźnię się nadal, z częścią czasem się spotykam, z częścią nie mam już w ogóle kontaktu.
Do czego przydała się ta działalność w sekcji i innych organizacjach? Jakie korzyści można, pana zdaniem, uzyskać z takiej aktywności? To na pewno fajne doświadczenie. Nie chodzi nawet o jakieś bardzo konkretne umiejętności, wiedzę czy przyjaciół, tylko po prostu o to, że ogólnie jest to wartościowe doświadczenie. Na pewno było bardzo przydatne. Sama możliwość wspólnego zrobienia czegoś z jakąś grupą ludzi była cenna. Umiejętność pracy w grupie, takiego „dogadania się”, to właśnie między innymi to, czego staramy się nauczać w naszym Instytucie. Zawsze na początku mamy jakiś cel, ale trzeba stworzyć plan, ustalić, co w ogóle będziemy robić. Musimy wiedzieć, co chcemy osiągnąć, ale też jak to zrobimy. Dlatego właśnie tego rodzaju praktyczne umiejętności, które są przydatne w każdym projekcie, nie tylko w pracy naukowej, ale w realizacji różnych przedsięwzięć, zdobywało się właśnie wtedy. Nie podczas zajęć, ponieważ same studia nie dostarczają aż tak wielu okazji do budowania tego rodzaju kompetencji. Po prostu brakuje na to czasu. Tę funkcję natomiast świetnie spełniają takie organizacje, jak właśnie koła naukowe, które pokazują, że aby móc zrobić coś wspólnie, trzeba opanować parę podstawowych kwestii. Musimy się dogadać w pewnych
25 Magdalena Celuch, Marzena Szydłowska Wywiad z dr. Piotrem Dragonem
podstawowych sprawach, trzeba się jakoś zorganizować, pojawia się też pojęcie deadline’u, które w ramach studiów jest trochę nieścisłe, bo przecież zawsze można zacząć pisać pracę zaliczeniową dwanaście godzin przed terminem, ale kiedy ma się jakieś większe projekty, poważniejsze zobowiązania, to organizuje się spotkania, które muszą być przeprowadzone z pewnym wyprzedzeniem. Trzeba się jakoś podzielić pracą, ktoś musi być odpowiedzialny nawet za drobne kwestie, ktoś musi też zarządzać całością. Członkowie takiej grupy muszą się ze sobą komunikować, czasem będą zdarzać się kłótnie. Po jakimś czasie zaczyna się rozumieć, że nie sprzeczaliśmy się dlatego, że ktoś miał złe intencje, tylko po prostu nie dogadaliśmy się, komunikacja zaczęła szwankować… To są bardzo ważne kwestie i umiejętności, które przydają się później przez całe życie. Gdybym miał powiedzieć, co najważniejszego wyniosłem ze swojej aktywności w trakcie studiów, to byłoby właśnie to – na dość wczesnym etapie swojego zawodowego rozwoju zetknąłem się z koniecznością pracy z ludźmi, zrozumienia i stosowania takich właśnie podstawowych zasad. To przydaje się potem przez cały czas.
Czy ta działalność miała także wpływ na wybór pana zainteresowań naukowych? Czy jakoś zadecydowała o tym, czym postanowił pan się zająć? To, co robiłem w ramach dodatkowych aktywności w czasie studiów, nie przekłada się w sposób bezpośredni na moją obecną pracę. Jednak nie uważam, że to źle. Sądzę, że nawet nie powinno się przekładać. Dobrze jest zajmować się różnymi rzeczami, zwłaszcza w trakcie tego szczególnego okresu, jakim są studia. To jest jeszcze na tyle bezpieczny czas, że z jednej strony możemy już robić część rzeczy na poważnie, a z drugiej strony nie ciąży na nas jeszcze bardzo duża odpowiedzialność i nie grożą nam bardzo poważne konsekwencje, jeśli coś zrobimy źle. Dlatego jest to dobra okazja, żeby spróbować się w wielu różnych dziedzinach. Dzięki projektom, w których brałem udział, dowiedziałem się na przykład, że nie sprawdziłbym się w HR i nie chcę się tym zajmować. Tak jak wspominałem, miałem też okazję trochę pobawić się kwestiami związanymi z reklamą, chociażby w ramach kampanii promocyjnej Wydziału i to mi w tym zakresie wystarczyło. Potem wziąłem udział w projektach badawczych i doszedłem do wniosku, że to ciekawi mnie najbardziej ze wszystkiego, czego próbowałem.
Na koniec chciałybyśmy jeszcze na chwilę zmienić temat. W tym roku w naszym Instytucie można uczestniczyć w prowadzonym przez pana kursie Wprowadzenie do rozważań nad wiedzą i nauką.
26 Stimulus VIII
Trzeba przyznać, że to ciekawy i nietypowy temat zajęć. Skąd wziął się pomysł na taką problematykę? Moja praca magisterska z socjologii dotyczyła socjologii wiedzy. Trochę wiązało się to z moim podejściem do prowadzenia badań i z pewną wizją nauki, która nie była do końca taka czysta i idealna. Dlatego postanowiłem napisać na ten temat pracę. Dalej jestem przekonany, że to była dobra praca i te moje zmagania z tym, czym jest nauka, były ciekawe. Pomyślałem, że to mogłoby być interesujące także dla innych i zdecydowałem się poprowadzić kurs na ten temat na psychologii, gdzie mam wrażenie trochę brakuje takiej ogólnej refleksji nad tą tematyką. Nazwa kursu może być trochę myląca, ale to nie jest kurs filozoficzny, nie można go też nazwać socjologią, ale nie jest to też i psychologia. Na tym kursie rozmawiamy po prostu ogólnie na temat wiedzy i nauki. Zajęcia mają na celu dyskusję na temat tego, co to jest nauka, czym my się w niej dokładnie zajmujemy, jaki to ma status. Zwracamy uwagę na to, że w ogóle można na takie tematy dyskutować, że nie jest tak, że ktoś przychodzi i mówi, że to jest taka metoda, a to inna i tylko te musimy stosować, że można spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Dodatkowo mnie osobiście na studiach brakowało kursu, na którym po prostu by się dyskutowało. Były konwersatoria, owszem, gdzie z założenia, miało się prowadzić konwersacje, ale w praktyce różnie to bywało. Dlatego ważna była dla mnie nie tylko sama treść, ale też forma tego kursu. Działa to w ten sposób, że zajęcia mają kształt debaty oksfordzkiej. Ja przygotowuję tezy w oparciu o tekst na zajęcia, z uczestników wyłaniają się dwie grupy i jedna ma prezentować argumenty za, a druga przeciw. Studenci mają trochę czasu na przygotowanie się, a potem dyskutujemy. Chodzi o to, żeby było dynamicznie i żeby studenci zaczęli ze sobą rozmawiać. Właśnie ta rozmowa, dyskusja jest kolejną rzeczą, której udało mi się doświadczyć w czasie studiów za pośrednictwem Koła. Dużo się dyskutowało na temat tego, jak zrobić pewne rzeczy, jak się podzielić zadaniami. Bo mam wrażenie, że na studiach zazwyczaj, nawet w przypadku jakiejś pracy w grupach na zajęciach, wygląda to raczej tak, że jedna osoba pisze jedną część, druga inny fragment, trzecia kolejny, a potem to się jakoś łączy w całość. W takim przypadku komunikacja jest ograniczona do minimum. Na zajęciach przy okazji prac w grupach można jakoś spróbować nad tym popracować, ale zazwyczaj to nie jest wystarczające, dlatego dużą rolę gra tu właśnie Koło. Zwłaszcza, że w realizacji jakichś wspólnych projektów trzeba coś ustalić, dogadać się, czasem pojawiają się konflikty, które trzeba rozwiązywać. Takie umiejętności przydają się też potem w przyszłości.
Bardzo dziękujemy za rozmowę.
D
Doniesienia z badań Karolina Sikora
Kamienie milowe w rozwoju ruchowym a schizofrenia
Neurorozwojowa shizofrenii sugeruje, że źródła choroby należy doszukiwać się w nieprawidłowo funkcjonującym układzie nerwowym. Zaobserwowano, że w młodym wieku zaburzenia poznawcze i ruchowe często występują u osób, u których w późniejszym czasie zdiagnozowano schizofrenię. Svetlana Filatova wraz ze współpracownikami (2017) dokonała przeglądu artykułów na temat wczesnego rozwoju ruchowego oraz schizofrenii, by zbadać związek pomiędzy osiąganiem ruchowych kamieni milowych a ryzykiem wystąpienia choroby w dorosłości. Opóźnione pojawienie się chodzenia bez wsparcia, stania bez wsparcia i siedzenia bez wsparcia okazało się związane z ryzykiem wystąpienia schizofrenii o wczesnym początku. Wyniki dotyczące umiejętności trzymania główki oraz chwytania przedmiotów były nieistotne statystycznie. Te doniesienia podkreślają znaczenie terminowego osiągania wymienionych ruchowych kamieni milowych, a także ich istotność w kontekście identyfikacji osób zagrożonych ryzykiem schizofrenii. Filatova, S., Koivumaa-Honkanen, H., Hirvonen, N., Freeman, A., Ivandic, I., Hurtig, T., Khandaker, G.M., Jones, P.B., Moilanen, K., Miettunen, J. (2017). Early motor developmental milestones and schizophrenia: A systematic review and meta-analysis. Schizophrenia Research, 1–8.
Sytuacja psychiatrii dzieci i młodzieży w Polsce w 2016 roku Z raportu Małgorzaty Janas-Kozik opublikowanego na początku bieżącego roku w czasopiśmie „Psychiatria” wynika, że zwiększa się liczba zaburzeń psychicznych wśród dzieci i młodzieży. Prawidłowość ta odnosi się szczególnie do występowania całościowych zaburzeń rozwojowych, w tym zaburzeń ze spektrum autyzmu oraz zaburzeń zachowania (zwłaszcza u dziewcząt). Alarmujący jest wzrost przyjęć nastolatków po próbach samobójczych na oddziały szpitalne. W przebiegu zaburzeń afektywnych zaobserwowano częstsze występowanie zachowań agresywnych, natomiast w epizodach depresyjnych – liczniejsze zamierzone samookaleczenia i próby samobójcze. Szacuje się, że w Polsce pracuje około 300 specjalistów w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, czyli mniej niż jeden psychiatra na 100 000 ludzi (według założeń WHO powinno ich być 10 na 100 000 ludzi). Oprócz braków kadrowych na przeciążenie systemu lecznictwa psychiatrycznego wpływa również fakt, że centra pomocy rodzinie nie oferują wystarczającej opieki psychologicznej, a poradnie
27 Karolina Sikora Doniesienia z badań
psychologiczno-pedagogiczne koncentrują się wyłącznie na diagnozie problemów edukacyjnych. Brakuje też fachowego wsparcia psychologicznego oraz psychoterapeutycznego w młodzieżowych ośrodkach wychowawczych i resocjalizacyjnych, dlatego osoby sprawiające trudności, okaleczające się lub uciekające z ośrodków są przewożone na oddziały psychiatryczne. Zgodnie z najnowszymi danymi ponad połowa dzieci i młodzieży kierowanych do placówek resocjalizacyjnych ma przynajmniej jedną diagnozę psychiatryczną wymagającą leczenia w trybie ambulatoryjnym oraz działań psychoterapeutycznych. W ramach możliwych rozwiązań systemowych Małgorzata Janas-Kozik proponuje m.in. zwiększenie roli psychologów w zakresie opieki ambulatoryjnej, a także wprowadzanie specjalistycznej pomocy psychologicznej i psychoterapeutycznej do instytucji sprawujących opiekę nad dziećmi i młodzieżą (placówek opiekuńczych i wychowawczych, centrów pomocy rodzinie, poradni psychologiczno-pedagogicznych). Janas-Kozik, M. (2017). Sytuacja psychiatrii dzieci i młodzieży
autoagresywnych. Zespół dokonał metaanalizy syntetyzującej wyniki 137 badań przeprowadzonych w jednopodmiotowym schemacie eksperymentalnym, który jest często wykorzystywany w ramach stosowanej analizy zachowania (applied behavior analysis). W badaniach tych wzięło udział w sumie 245 osób z autyzmem i/lub niepełnosprawnością intelektualną. Wyniki pokazują, że największą skuteczność odniosły wzmacnianie różnicujące, karanie oraz oddziaływania złożone z obu tych technik, a nieco mniejszą wygaszanie i trening komunikacji funkcjonalnej (Functional Communication Training – FCT). Najsłabsze efekty terapeutyczne odnotowano przy zastosowaniu leczenia farmakologicznego oraz działań, w ramach których włącza się wygaszanie i wzmacnianie do jednego pakietu terapeutycznego. Zachowania autoagresywne są poważnym problemem osób z zaburzeniami rozwojowymi oraz ich rodzin. Istnieje wiele metod terapii tych specyficznych trudności, jednak nie wszystkie z nich są jednakowo skuteczne. Wyniki przytaczanej metaanalizy stanowią bezpośrednią rekomendację działań, które należałoby zastosować w praktyce klinicznej.
w Polsce w roku 2016. Psychiatria, 14(1), 61–63. Morano, S., Ruiz, S., Hwang, J., Wertalik, J.L., Moeller, J., Karal,
Jak radzić sobie z zachowaniami autoagresywnymi?
M.A., Mulloy, A. (2017). Meta-analysis of single-case treatment
Stephanie Morano wraz ze współpracownikami porównywała skuteczność różnych behawioralnych i medycznych działań stosowanych w terapii zachowań
effects on self-injurious behavior for individuals with autism and intellectual disabilities. Autism & Developmental Language Impairments, 2, 1–26.
D
Doniesienia z badań Mikołaj Zioło, Michał Wereszczyński
Nowe dane odnośnie do zjawiska spadku uwagi w czasie
W trakcie wykonywania długich i wymagających zadań jesteśmy narażeni na rozproszenie uwagi, czego skutkiem jest spadek poziomu jego wykonania. Zjawisko to może nieść ze sobą szczególne ryzyko w przypadku m.in. pracowników wieży kontroli lotów, ponieważ od ich czujności zależy bezpieczeństwo ruchu lotniczego. Dlatego też badacze poszukują fizjologicznych wskaźników spadku czujności, które pozwolą na jego wcześniejsze wykrycie. Van den Brink, Murphy oraz Nieuwenhuis (2016) w swoim badaniu przyjrzeli się relacji między poziomem wykonania wymagającego zadania a szerokością źrenic. Osobom badanym pokazano trzykrotnie serię 600 szybko zmieniających się obrazków, które przedstawiały miasto lub góry; zadaniem badanych było reagowanie jedynie na te drugie. W trakcie badania mierzono czas reakcji, średnicę źrenic oraz poziom wykonania zadania. Zebrane dane wskazywały na silny liniowy związek między średnicą źrenic a poziomem wykonania zadania. Wraz ze zmniejszaniem się średnicy źrenic ćwiczenie wypadało coraz gorzej. Całkowicie inny charakter tej relacji ujawnił się, gdy badacze statystycznie kontrolowali wpływ czasu wykonania zadania. W tym przypadku wykres przyjął formę odwróconej litery ,,U”, co oznacza, że większość fałszywych alarmów oraz spadek czasu reakcji miały miejsce zarówno wtedy, gdy źrenice były mniejsze niż w stanie spoczynku, jak i gdy były większe. Wyniki badania wskazują na znaczny zaburzający wpływ czasu wykonywania zadania, który jako zmienna nie był kontrolowany w dotychczasowych badaniach. Van den Brink, R.L., Murphy, P.R., Nieuwenhuis, S. (2016). Diameter Tracks Lapses of Attention. PLoS One, 11(10).
Czy tworzymy wyobrażenia na podstawie wspomnień? Badania nad pamięcią mają w psychologii długą tradycję i nadal cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem. Dotychczas zebrana wiedza w tej tematyce jest obszerna, jednak wciąż niekompletna. Schacter i Madore (2016) w swoim artykule dokonali przeglądu badań na temat związku między pamięcią epizodyczną a wyobrażeniami dotyczącymi przyszłości. Badacze odwołują się do hipotezy konstruktywnej epizodycznej symulacji, według której symulacja wydarzeń z przyszłości wymaga systemu pamięciowego dającego możliwość elastycznej rekombinacji elementów z przeszłych wydarzeń w nowy scenariusz. W badaniach mających na celu weryfikację tej hipotezy autorzy wykorzystali
29 Mikołaj Zioło, Michał Wereszczyński Doniesienia z badań
procedurę specyficznego wzbudzenia indukcyjnego opartą na wywiadzie poznawczym. Wzbudzenie miało miejsce na początku badania. Uczestnikom przedstawiano materiał wideo, a następnie proszono ich o przypomnienie sobie jak największej ilości dotyczących go informacji. Właściwe badanie polegało na opisaniu przez badanych przeszłych lub przyszłych doświadczeń w oparciu o prezentowany obrazek lub słowo. Otrzymane wyniki wskazują na wzrost liczby detali zawartych w opisach przyszłości w przypadkach poprzedzonych procedurą wzbudzenia. Autorzy przywołują również doświadczenie, w którym przed rozwiązywaniem przez badanych testu alternatywnych zastosowań przedmiotów wprowadzono procedurę wzbudzenia. Badani z grupy eksperymentalnej generowali więcej alternatywnych zastosowań dla przedmiotów. Wyniki obu przytoczonych badań autorzy interpretują jako potwierdzenie hipotezy, a co za tym idzie – również związku między pamięcią epizodyczną a wyobrażeniami. Schacter, D.L., Madore, K.P. (2016). Remembering the Past and Imagining the Future: Identifying and Enhancing the Contribution of Episodic Memory. Memory Studies, 9(3), 245–255.
Trójjęzyczność – czy więcej zawsze znaczy lepiej? Zalety płynące z posługiwania się dwoma językami są w psychologii stosunkowo dobrze udokumentowane. Jak jednak wygląda to w przypadku trójjęzyczności? Czy skutkuje ona „prostym” zwielokrotnieniem korzyści obserwowanych u osób posługujących się dwoma językami? Na to pytanie postanowili odpowiedzieć Schroeder i Marian (2016) na podstawie zebranych wcześniej przez innych badaczy danych. Omawiane przez autorów wyniki wskazują na większą niż u osób dwujęzycznych odporność na chorobę Alzheimera oraz na łagodne zaburzenia poznawcze. Oznacza to, że osoby trójjęzyczne posiadają większe rezerwy poznawcze, co zdaniem autorów spowodowane jest wyższym poziomem zapotrzebowania na zasoby poznawcze niż u osób dwujęzycznych. Nie dostrzeżono natomiast różnicy w odporności na dystraktory między grupami dzieci i młodzieży dwu- oraz trójjęzycznej. Ostatnia grupa wyników ukazuje ciemną stronę trójjęzyczności. Badania dotyczące umiejętności generalizacji pamięci przeprowadzone z udziałem dzieci w wieku 6–24 miesięcy wskazują na niższy poziom tej zdolności u grupy trójjęzycznej w porównaniu do dzieci dwujęzycznych. Za powód takiego stanu rzeczy autorzy uznają wysoki poziom wymagań stawianych przez trójjęzyczność, których dzieci nie są w stanie spełnić ze względu na ograniczone zasoby poznawcze.
30 Stimulus VIII
Przytoczone przez autorów dane sygnalizują, że osoby dwu- i trójjęzyczne różnią się pod względem niektórych zdolności poznawczych, jednak prosta zasada „im więcej tym lepiej” nie sprawdza się w tym przypadku. Schroeder S., Marian V. (2016). Cognitive Consequences of Trilingualism. International Journal of Bilingualism, 20, 1–20.
Transfer wiedzy nabytej cyfrowo na rzeczywiste umiejętności u małych dzieci – możliwości i ograniczenia Wpływ elektroniki na funkcjonowanie i rozwój dzieci staje się coraz częstszym przedmiotem dyskusji. Można odnieść wrażenie, że rozmowy na ten temat przebiegają raczej w pesymistycznym tonie. Na tym tle wyróżnia się badanie naukowców z australijskiego Uniwersytetu Swinburne, którzy podjęli się zbadania kwestii uczenia się małych dzieci przy pomocy cyfrowych urządzeń dotykowych. Celem badania było sprawdzenie, czy dzieci w wieku od 4 do 6 lat, nauczone rozwiązywania określonego problemu przy pomocy aplikacji na tablet, okażą się w stanie wykorzystać tę wiedzę na rzeczywistym materiale. Zadecydowano, że dzieci będą uczone rozwiązywania problemu Wieży Hanoi. Badanie składało się z dwóch eksperymentów. W pierwszym chciano porównać efektywność uczenia się na prawdziwym materiale z nauką cyfrową. Dzieci zostały losowo przydzielone do dwóch grup – jedna wykonywała kolejne próby treningowe rozwiązania problemu na prawdziwej drewnianej Wieży Hanoi. Druga tylko raz przeszła trening na prawdziwym materiale, natomiast na kolejnych próbach rozwiązywała problem, wykorzystując dwuwymiarową wizualizację wieży na tablecie. Następnie obie grupy rozwiązywały właściwą próbę testową na rzeczywistej wieży. Ostatecznie wyniki eksperymentów wykazały brak istotnych różnic w efektywności obu typów treningu. Drugi eksperyment wyglądał bardzo podobnie, z tą różnicą, że tym razem treningi przeprowadzano wyłącznie przy użyciu aplikacji na tablet – próba testowa natomiast, tak jak wcześniej, polegała na rozwiązaniu problemu na prawdziwej wieży. Oznaczało to, że w tym wypadku dzieci pierwszy raz stykały się z prawdziwą wieżą dopiero w próbie testowej, mimo to potrzebowały wtedy wyraźnie mniej ruchów do rozwiązania problemu niż podczas pierwszej próby treningowej, co sugeruje, że doszło do transferu umiejętności. Na podstawie wyników badań autorzy wskazują na możliwość wykorzystania przez dzieci wiedzy nabytej cyfrowo w praktyce. Podkreślają jednak, że proces jej nabywania musi być aktywny (w trakcie eksperymentu dzieci uczyły się na zasadzie prób i błędów).
Huber, B., Tarasuik, J., Antoniou, M.N., Garrett, C., Bowe, S.J., Kaufman, J. (2016). Young Children’s Transfer of Learning From a Touchscreen Device. Computers in Human Behavior,56,56–64. DOI:10.1016/j.chb.2015.11.010.
Wyobrażanie sobie przyszłości jako metoda oparcia się pokusie natychmiastowej gratyfikacji – nowa możliwość w walce z otyłością? Wzrost poziomu otyłości w społeczeństwie staje się coraz poważniejszym problemem. Część badaczy przygląda się tej kwestii z perspektywy umiejętności oparcia się pokusie natychmiastowej gratyfikacji. W momencie, w którym decydujemy, czy zjeść niezdrową przekąskę, stajemy przed wyborem: natychmiastowa nagroda w postaci krótkotrwałej przyjemności czy odległe w czasie, lecz długotrwałe korzyści zdrowotne. Badacze z Uniwersytetu w Maastricht przyjrzeli się technice, która mogłaby pomóc w walce z oparciem się chęci sięgnięcia po niezdrową nagrodę – mowa o tzw. epizodycznym myśleniu przyszłościowym (Episodic Future Thinking), polegającym na szczegółowym wyobrażaniu sobie wizji siebie w przyszłości. Autorzy przyjęli hipotezę, że wyraźna wizja przyszłości może sprawić, że odległa w czasie korzystniejsza nagroda zacznie się jawić jako dostępniejsza, co zwiększy szansę przezwyciężenia
pokusy natychmiastowej gratyfikacji. Badacze chcieli sprawdzić, czy ten rodzaj myślenia przełoży się na mniejszą ilość spożytych przez badane osoby przekąsek (aby zadanie oparcia się pokusie było trudniejsze, uczestników proszono odpowiednio wcześniej o powstrzymanie się od jedzenia przez około 2 godziny; badani nie wiedzieli również, że przekąski są częścią eksperymentu). Najmniejszą ilość zjedzonych przekąsek zanotowano u osób, którym narzucono ograniczenie co do treści wyobrażanej przyszłości – miały myśleć o zdarzeniach związanych z planowanymi posiłkami. Badani z tej grupy zjedli wyraźnie mniej przekąsek niż grupa kontrolna, której nie narzucono tematu wyobrażeń. Na tej podstawie autorzy wyciągnęli wniosek, że myślenie przyszłościowe jest skuteczne pod warunkiem, że jego treści są ściśle związane z celem. Autorzy uważają, że ich wyniki mogą stanowić ważną wskazówkę w kwestii kontroli zachowań impulsywnych. Wiedza o tym, jak przezwyciężać silną pokusę, może być przydatna dla wielu osób mających problemy z walką z niezdrowymi nawykami. Dassen, F.C., Jansen, A., Nederkoorn, C., Houben, K. (2016). Focus on the future: Episodic Future Thinking Reduces Discount Rate and Snacking. Appetite, 96, 327–332. DOI:10.1016/j.appet.2015.09.032.
U
„Uważam, że samobójstwo to szczyt tchórzostwa i egoizmu”. Czy na pewno masz prawo do oceny? Magdalena Mucha
Komentarze na temat samobójstwa są często wyrazem negatywnego, pogardliwego i pozbawionego szacunku stosunku do człowieka, który dokonał tak „haniebnego” czynu. Wiele osób podziela zdanie, że samobójstwo to tchórzostwo, pójście na skróty, nieumiejętność pokonywania trudności dnia codziennego. Niektórzy, uzasadniając swoje poglądy, powołują się na wiarę i kwestie religijne. Największe religie, takie jak katolicyzm, judaizm, islam czy buddyzm przedstawiają stanowisko, które traktuje życie ludzkie jako świętą wartość podarowaną człowiekowi przez Boga, a celowe pozbawienie się go jest śmiertelnym grzechem oraz wykroczeniem przeciwko prawu naturalnemu, całej wspólnocie ludzkiej, a także miłości i woli Bożej. Inne, również często słyszane głosy, wskazują na egoizm samobójcy, będąc zarazem wyrazem braku zrozumienia jego czynu, np. „Jak on mógł to zrobić, zostawiając cierpiących rodziców, którzy bardzo go kochali, z poczuciem winy, żalu i wyrzutami sumienia?”. Czy jednak jesteśmy uprawnieni do oceniania, komentowania i wygłaszania podobnych poglądów na temat osób, o których tak naprawdę niewiele wiemy? Co przeżywały, myślały, czuły i z czym rzeczywiście musiały mierzyć się każdego dnia, skoro posunęły się aż tak daleko? Samobójstwo to niezwykle delikatny, kontrowersyjny i trudny temat. Jest ono trzecią pod względem częstości przyczyną śmierci osób w wieku od 15 do
32 Stimulus VIII
44 lat. Każdego roku samobójczą śmiercią umiera około 800 000 osób. Średnio co 40 sekund jakaś osoba na świecie skutecznie pozbawia się życia, przy czym tylko jedna na 25 prób samobójczych jest udana. Te przerażające statystyki wskazują na fakt, że to ogromny i poważny problem, a nie tylko bezmyślny wymysł, tchórzliwej, nieumiejącej sobie poradzić z problemami osoby. Patrząc z zewnątrz, nie można tak naprawdę wiedzieć, co dzieje się w głowie samobójcy. Należy przyjąć niezwykle wrażliwą oraz empatyczną postawę, aby chociaż w najmniejszym stopniu móc sobie wyobrazić, co przeżywa taki człowiek, skoro woli zniknąć, niż żyć na tym świecie. Jeśli dla nas nie do pomyślenia jest, aby dokonać takiego czynu, to zastanówmy się, jak trudno musi być osobie, która pomimo częstej świadomości że zostawia bliskich, sprawiając im tym ogromny ból, rezygnuje z być może, jedynego życia, jakie ma. Należy pamiętać, że 80 % ofiar samobójstw to osoby chore psychicznie, a 50 % wszystkich przypadków jest spowodowanych ciężkimi zaburzeniami nastroju, w tym depresją. Jeśli nigdy nie byliśmy w takim stanie, tym bardziej, nie powinniśmy oceniać ludzi próbujących odebrać sobie życie. Myśli samobójcze są często wynikiem choroby człowieka, który posiada nieprawidłowe sądy na temat siebie i świata. Aby choć trochę móc się w niego wczuć, wyobraź sobie, że od kilku lat chorujesz. Twoje życie jest pozbawione wiary i nadziei na rozwiązanie problemów – za to wypełnione lękiem, cierpieniem, bólem oraz pustką. Codziennie budzisz się w środku nocy i nie śpisz do rana, a obok nie ma nikogo, z kim możesz porozmawiać. Jesteś samotny, czujesz się niezrozumiany, nikt nie może ci pomóc, leczenie nie przynosi zamierzonych skutków i nic nie sprawia ci przyjemności. Zaczynasz zastanawiać się, po co wstawać z łóżka, skoro kolejny dzień nie przyniesie nic dobrego, tym bardziej, że oprócz okropnej udręki psychicznej, odczuwasz ból całego ciała, a twoje życie nie tylko nie ma sensu, ale równocześnie jest pełne smutku, bezradności i ciągłego poczucia beznadziejności. Ten opis miał na celu jedynie przybliżyć, co może odczuwać i myśleć osoba cierpiąca na depresję, jednak zdrowemu człowiekowi niezwykle trudno jest sobie to wyobrazić, tak samo jak trudno wyobrazić sobie targnięcie się na własne życie. Jeśli nigdy nie byliśmy w skórze kogoś chorego na depresję, nie możemy oceniać jego zachowania i czynów. Tylko posiadającym wysoki poziom empatii może ewentualnie udać się częściowo zrozumieć, co takie osoby czują i dlaczego nie widzą sensu dalszego życia. Ludzie chorujący na depresję mają często nieadaptacyjny wzór reagowania, błędne schematy poznawcze, tzn. negatywne myśli na temat siebie, świata i przyszłości, niską
samoocenę oraz zaburzenia poznawcze, które nie pozwalają na obiektywną ocenę sytuacji. Ryzyko popełnienia samobójstwa często związane jest z poczuciem winy, beznadziejności, znajdowania się w ciężkiej sytuacji, która nigdy się nie zmieni oraz przeżywaniem nieustannego lęku. Zwiększa się ono jeszcze bardziej, jeśli taka osoba nie może spać i odczuwa przewlekły ból, a także, gdy posiada objawy psychotyczne. Zdarza się, że osoby zdrowe bywają smutne lub przygnębione, jednak potrafią cieszyć się z drobnych radości, takich jak rozmowa z przyjacielem, jedzenie, wyjście na spacer. Chory na depresję widzi cały świat w ciemnych barwach i traci umiejętność czerpania jakiejkolwiek przyjemności. Nie ma ochoty wychodzić z łóżka, jeść, rozmawiać, spać, a w końcu nawet żyć. Często czuje się beznadziejny oraz winny, jest przekonany, że nie zasługuje na to, by żyć, a dla swoich bliskich stanowi jedynie ciężar i sprawia im problemy. W związku z tym uważa, że samobójstwo to dobre rozwiązanie, nie tylko dla niego, ale także dla otoczenia. Depresja zniekształca sposób myślenia i patrzenia na świat, nie można więc obwiniać osoby chorej za myśli lub próby samobójcze. Wskaźnik samobójstw jest również wysoki wśród osób uzależnionych od alkoholu, narkotyków, chorych na schizofrenię oraz z zaburzeniami osobowości, w szczególności typu borderline. Na próby samobójcze, przez te osoby podejmowane, z pewnością mają wpływ zaburzenia myślenia i inne objawy psychiczne oraz fizyczne, będące efektem choroby. Jednak również u zdrowych ludzi, mogą pojawić się tendencje samobójcze, spowodowane na przykład kryzysem, wydarzeniem traumatycznym, silnym stresem. Należy również pamiętać, że każda osoba subiektywnie odczuwa zaistniałą w życiu sytuację. Wiąże się to między innymi z jej temperamentem, osobowością, cechą lęku, poczuciem koherencji i sposobem radzenia sobie ze stresem. Nie można więc obiektywnie ocenić, co czuje i myśli, ponieważ każdy reaguje inaczej, a ponadto interpretacja obserwatora różni się od interpretacji osoby zaangażowanej emocjonalnie w zaistniałą sytuację. Dlatego też zamiast patrzeć na ludzi pogrążonych w smutku, nieradzących sobie z problemami w sposób pogardliwy, powinniśmy starać się zrobić wszystko, aby im pomóc, przekonać do podjęcia specjalistycznego leczenia, wskazać sens życia i nie pozwolić do tragedii. Pomimo tego, że często jest to bardzo trudne, wymaga długotrwałej, czasochłonnej terapii oraz ogromnego wysiłku, warto walczyć o każde ludzkie życie, które jest niezwykłą wartością. Nie należy oceniać lub potępiać osoby mającej myśli samobójcze, ponieważ nie znamy dokładnie jej sytuacji oraz tego, jak może się czuć. Trzeba natomiast, za wszelką cenę, starać się jej pomóc.
33 Magdalena Mucha Uważam, że samobójstwo to szczyt tchórzostwa
R
Recenzje
Anna Rybicka, Paulina Olekszyk
Komunia 2016, Film dokumentalny Data premiery: 25 listopada 2016 (Polska) Reżyseria: Anna Zamecka
„Znowu źle. Źle, źle i jeszcze raz źle…” – te słowa wypowiada 13-letni Nikodem w pierwszej scenie filmu. Próbuje uporać się z założeniem paska do spodni. Sznurować butów też jeszcze nie potrafi. Chłopiec jest niepełnosprawny. Widz nie dowie się jednak wprost, na co cierpi nastolatek. Reżyserka, Anna Zamecka, zapytana w jednym z wywiadów, dlaczego słowo autyzm nigdy nie pada z ekranu, odpowiada: „Bo wszyscy udają, że nie ma problemu, że Nikodem nie potrzebuje terapii, że sam da sobie radę. (…) Lepiej nie mówić o autyzmie Nikodema, może nikt nie zauważy”. A zaburzenie chłopca to tylko jeden z wielu problemów rodziny, o której opowiada dokument. Na rok starszej od chłopca 14-letniej Oli ciąży obowiązek bycia dorosłą, ponieważ nie da się inaczej opisać roli, jaką odgrywa w swojej rozbitej rodzinie. Ojciec ma problem z alkoholem, a matka odeszła i założyła nową rodzinę. W domu pojawia się też czasem pan kurator, który podczas jednej z wizyt mówi do pijanego ojca: „Dziewięćdziesięciu na sto dzisiaj by przyszło i zabrało te dzieciaki”. On jednak dzieci nie zabiera. Może dlatego, iż widzi, że dzięki Oli wszystko jeszcze jakoś funkcjonuje. Ale czy tak powinno być? Ola nie jest dorosła. To nastoletnia dziewczyna, która nie może nawet iść na dyskotekę, bo po powrocie do domu okazuje się, że w niewyjaśnionych okolicznościach zniknął telewizor. Pierze, sprząta, pilnuje, żeby brat wziął książki do szkoły, a potem czeka na niego w szatni, by pomóc mu się ubrać i odprowadzić do domu. W kościele między rodzicami dzieci przygotowujących się do pierwszej komunii siedzi Ola, bo to ona jest prawdziwym opiekunem swojego brata. Właśnie to wydarzenie, komunię Nikodema, dziewczyna wiąże z możliwością scalenia rodziny – dlatego też na uroczystość zaprosiła matkę. Mieszkanie, w którym rozgrywa się większość scen, ma powierzchnię trzydziestu metrów kwadratowych. Ekipa filmowa spędziła tam około roku. Widać, że zżyła się z rodziną na
34 Stimulus VIII
tyle, że bohaterowie są zupełnie przyzwyczajeni do ich obecności. Brak spojrzeń w obiektyw w trudnych, czasem krępujących sytuacjach może wręcz przywoływać podobieństwo do filmu fabularnego. Myślę, że łatwiej byłoby oglądać ten film z myślą, że to fikcyjna historia. W 2016 roku Komunia otrzymała główną nagrodę dla najlepszego filmu w konkursie MFF w Locarno, na Warszawskim Festiwalu Filmowym zdobyła Grand Prix dla najlepszego dokumentu, a w 2017 roku zdobyła Polską Nagrodę Filmową Orła w kategorii najlepszy film dokumentalny. Popularność filmu może realnie pomóc Nikodemowi. Od połowy 2016 roku 15-letni już chłopiec uczestniczy w indywidualnej terapii dla osób z autyzmem. Twórcy filmu mają nadzieję, że znajdą się widzowie, którzy będą chcieli wesprzeć bohatera Komunii. W tym celu otworzyli dla niego subkonto poprzez fundację SEDEKA. Dom z piasku i mgły Paulina Olekszyk Dom z piasku i mgły to jedna z tych książek, po których czytelnik długo dochodzi do siebie. Niebanalny dramat psychologiczny, pokazujący, jak z pozoru normalni ludzi potrafią sięgnąć po najbardziej radykalne metody, aby zdobyć to, czego pragną. Tutaj tym właśnie pragnieniem jest dom – najważniejsze miejsce w życiu człowieka. Każdy z nas potrzebuje intymnego lokum, w którym może wypocząć, poczuć się bezpiecznie i zapomnieć o codziennych troskach. Nie dziwi więc, że w sytuacji gdy bohaterom ktoś chce to miejsce zabrać, robią oni wszystko, by do tego nie dopuścić. W powieści walkę o dom toczą dwie osoby. Jedną z nich jest Kathy Nicolo, uzależniona od alkoholu i narkotyków kobieta po przejściach, zarabiająca na życie jako sprzątaczka. Nie może liczyć na wsparcie rodziny lub męża, który pewnego dnia po prostu spakował rzeczy i odszedł. Jedyne, co posiada, to dom zapisany jej przez ojca, który zapisał jej ojciec. Niestety, przez swoje niedbalstwo nie zdobywa się na to, żeby otworzyć choć jeden z listów, ciągle przychodzących pod jej adres. Gdyby to zrobiła, pewnie
zorientowałaby się, że doszło do urzędniczej pomyłki, a tak z dnia na dzień zostaje wyrzucona na bruk przez policję. Jednak życie pokazuje, że nawet tak tragiczna sytuacja ma swoje pozytywne aspekty. Jeden z policjantów, Lester Burdon, zakochuje się w Kathy i postanawia pomóc jej w odzyskaniu domu. Z każdą próbą, odkrywa swoją mroczną stronę, posuwając się do coraz gorszych zachowań, których się po sobie nie spodziewał. O dom walczy również pułkownik Behrani, który przybywa wraz z rodziną z Iranu. Nie mogli zostać w swoim kraju, bo to groziłoby śmiercią. Dotychczas byli przyzwyczajeni do życia na wysokim standardzie, dlatego kiedy po przybyciu do nowego miejsca, ojciec pragnie ten stan utrzymać. Niestety, tutaj nie jest w stanie osiągnąć wysokiej pozycji, a dodatkowo dużą pieniędzy sumę przeznaczył na wesele dla córki oraz studia dla syna. Massoud pracuje więc ciężko na na dwóch etatach: w ciągu dnia sprzątając autostrady, w nocy zaś dorabia na stacji benzynowej. Po pracy przebiera się w elegancki garnitur, bierze teczkę i wraca do domu, mówiąc rodzinie, że zajmuje wysokie stanowisko w firmie. Za nic nie chce się przyznać nawet przed najbliższymi, że ma poważne kłopoty finansowe. Szukając sposobu na zarobienie większych pieniędzy, wpada na genialny pomysł kupna domu na licytacji komorniczej, pomieszkania w nim przez jakiś czas, a następnie sprzedania go za większą sumę. Na okazję nie musiał długo czekać. W jego ręce wpada przepiękny dom, którego licytację wygrał i wydał na jego kupno wszystkie oszczędności. Traf chciał, że był to dom Kathy. Behrani nie przypuszcza, że ta decyzja zamieni jego życie w koszmar. Coraz bardziej pogłębiający się konflikt, pokazuje coraz to nowsze oblicza bohaterów. Postacie, które wydawały się spokojne i rozsądne, pod wpływem zdarzeń zupełnie zmieniają swoje zachowanie. Ignorancja i ciągłe obrażanie się na życie Kathy oraz zakłamanie pułkownika sprawiają, że zapominają oni o zasadach moralnych. Czytelnik jest rozdarty. Nie wie, po czyjej stronie stanąć. Kto ma rację? Do kogo powinien należeć dom? Odpowiedzcie sobie sami na to te pytania, czytając tę niezwykle poruszającą powieść.
Z
Z życia Koła Magdalena Celuch
Za nami kolejny pracowity rok dla Koła Naukowego Studentów Psychologii UJ. W ostatnim czasie do studenckiej społeczności naukowej dołączyły trzy nowe sekcje: UX, zajmująca się tematyką user experience, Sekcja Psychologii Sportu oraz Sekcja Psychologii Medytacji. Ta ostatnia, której działalność została tymczasowo zawieszona, skupiała się na analizie praktyki medytacyjnej przez pryzmat wschodnich kategorii, bowiem obecnie medytacja funkcjonująca na Zachodzie jest pozbawiona swoich rodzimych, filozoficznych założeń, co wpływa znacząco na rezultaty praktyki. Członkowie Sekcji zorganizowali w Instytucie Psychologii Dzień Uważności, na który zaproszono specjalistów ds. terapii mindfulness. Zorganizowano wykłady i warsztaty z body scanningu oraz świadomości jedzenia. Prężnie rozwija się Sekcja Psychologii Sportu, która poza cyklem spotkań z ciekawymi osobami (np. skialpinistką Anną Tybor) organizuje także różnorodne warsztaty dotyczące takich zagadnień jak wprowadzenie do psychologii sportu, komunikacja w drużynie, sport osób niepełnosprawnych czy analiza poszczególnych dyscyplin, m.in. biegów długodystansowych, skoków narciarskich bądź tenisa ziemnego. Sekcja Psychologii Sądowej podjęła się przygotowania IX edycji Krakowskiej Konferencji Psychologii Sądowej, która miała miejsce w dniach 26 i 27 listopada 2016. Oprócz tego w ramach działalności Sekcji odbywają się wykłady otwarte z udziałem specjalistów z tej dziedziny (m.in. dr hab. Kazimiery Juszki), a w semestrze letnim organizowane były cykliczne wyjścia do zakładów karnych w Nowej Hucie i Nowym Wiśniczu, w których trakcie uczestnicy mieli okazję w praktyce zapoznać się z funkcjonowaniem tego typu jednostek. Jak co roku nad kolejnymi projektami badawczymi pracuje Sekcja Eksperymentalna – najnowsze badania są w trakcie, natomiast ostatni z zakończonych projektów dotyczył medytacji. Oprócz części praktycznej powstał wtedy w ramach prac członków Sekcji kompleksowy przegląd literatury dotyczącej tego zagadnienia. Sekcja Psychoanalityczna zajmuje się organizacją cotygodniowych seminariów, odbywających się w dwóch blokach realizowanych naprzemiennie co drugi poniedziałek – są to:
35 Z życia Koła
IV edycja studenckich seminariów psychoanalizy freudowskiej pt. Od symptomu do nieświadomości i z powrotem oraz druga część (trzeci semestr) kroczącego seminarium poświęconego czytaniu Psychoz Jacques’a Lacana. Neuroseminaria to cykl spotkań przygotowywanych w ramach działalności Sekcji Neuropsychologii. W ciągu dwóch lat odbyło się już 12 wystąpień, z których ostatnie dotyczyły tak interesujących oraz ważnych zagadnień, jak lateralizacja języka czy neurobiologia muzyki i tańca. Organizowaniem różnorodnych ciekawych warsztatów zajmuje się Sekcja Trenerska FLOW, której członkowie przeprowadzili w tym roku takie szkolenia jak: Przez psychologię do szczęścia, Coaching – magia czy metoda, Trenerski start – trener z wyboru. Osobne cykle spotkań stanowią Narzędziownia, czyli spotkania dotyczące narzędzi trenera, oraz Ścieżka Trenera. Sekcja nawiązuje także współpracę ze specjalistami – w tym roku warsztaty dotyczące konstruowania szkoleń oraz procesów grupowych w trakcie ich trwania przeprowadził Tomasz Wojciechowski ze Szkoły Trenerów STER. Po rocznej przerwie Sekcja Kliniczna KLIPS wznowiła swoją działalność i zajęła się organizacją wielu projektów. Klinikoteka to cykliczne projekcje filmów poprzedzone prelekcjami ekspertów (w tym roku byli to m.in. dr Krystian Barzykowski i dr Piotr Dragon). Spotkania Filmoterapii z Sensem odbywają się we współpracy z licznymi organizacjami,
takimi jak: Against Gravity, Filmoterapia.pl, All In UJ, Off Radio Kraków, Stowarzyszenie DoxoTronica, Krakowskie Centrum Kinowe ARS oraz magazyn Sens. Projektem skierowanym przede wszystkim do studentów psychologii są Psychowprawki, czyli cykliczne warsztaty, które pozwalają w praktyce zapoznać się z różnymi nurtami psychoterapeutyczymi. Szkolenia prowadzą przedstawiciele renomowanych szkół psychoterapeutycznych. W kwietniu odbyło się pierwsze spotkanie w ramach organizowanego wraz ze Stowarzyszeniem „Otwórzcie Drzwi” projektu Porozmawiajmy o chorobie psychicznej, którego ideą jest ukazanie choroby psychicznej z perspektywy pacjentów. Zupełnie nowym przedsięwzięciem jest cykl wystaw pod hasłem Zrozumieć zaburzenia – prezentowane są na nich opatrzone komentarzem autorów prace artystyczne wykonane przez osoby dotknięte chorobą psychiczną. Sekcja nawiązała także kontakt z Kołem Naukowym BIT AGH. Efektem współpracy ma być aplikacja pomagająca osobom dotkniętym przez depresję. Projekt stawia sobie również za cel poszerzanie wiedzy dotyczącej tego zaburzenia. Sekcja Kliniczna przy wsparciu Centrum Terapeutyczno-Szkoleniowego TER-COGNITIVA odpowiada za merytoryczny aspekt przedsięwzięcia. W ramach działalności Sekcji Psychologii Humanistycznych w każdy wtorek odbywają się seminaria. Są to, naprzemiennie, VI studenckie seminaria psychologii analitycznej C.G. Junga Esse in anima oraz II studenckie seminaria
psychologii i psychoterapii egzystencjalnej EXISTENCE. 15 listopada 2016 przewodniczący Sekcji i całego Koła, Krzysztof Czekaj, wygłosił cieszący się bardzo dużą popularnością wykład otwarty pt. Nieznośna historyczność bycia. Doświadczenie depresji z perspektywy psychologii analitycznej C.G. Junga. Jednak to nie jedyna forma działalności Sekcji Psychologii Humanistycznych. Krzysztof Czekaj był też odpowiedzialny za organizację i koordynację III wyjazdowej konferencji KNSP UJ pt. Kongres Młodej Psychologii, która odbyła się w Murzasichlu w dniach 18–20 listopada 2016. W jej trakcie można było wysłuchać ponad 20 referatów o różnorodnej tematyce oraz wziąć udział w kilkunastu szkoleniach i warsztatach, dotyczących takich zagadnień jak prawa studenta, terapia ruchem, medytacja, emisja głosu czy interpretacja marzeń sennych. Nie zabrakło także okazji do integracji. Wszyscy uczestnicy konferencji mogli zapoznać się z działalnością Koła Naukowego i dołączyć do wybranych sekcji. Okazją do integracji oraz poszerzenia wiedzy o działalności Koła są również coroczne Dni Koła, kiedy to w Instytucie Psychologii poszczególne sekcje organizują tematyczne stoiska obsługiwane przez swoich przedstawicieli, gotowych udzielać wszystkich informacji związanych z rekrutacją i działalnością Koła. Tegoroczne Dni Koła odbyły się w listopadzie 2016. Mamy nadzieję, że kolejne lata również będą obfitować we wspaniałe pomysły i projekty!
Redaktor naczelny: Michał Stachera Zespół recenzencki: Marta Riess, Aleksandra Krogulska, Anna Ochał, Bartosz Majchrowicz, Elżbieta Ślusarczyk, Maria Wójcik, Olga Mironiuk, Zuzanna Skóra, Krystian Barzykowski Redakcja: Adrianna Figiel, Anna Rybicka, Daria Kaźmierczyk, Helena Bieniek, Joanna Kunysz, Kamila Maciołek, Karolina Janur, Karolina Sikora, Magda Mucha, Magdalena Celuch, Marzena Szydłowska, Michał Wereszczyński, Mikołaj Zioło, Natalia Jurys, Paulina Olekszyk, Sylwia Zając, Zuzanna Stępień Korekta: Koło Naukowe Edytorów UJ: Aleksandra Drewniak, Paulina Sochacka, Magdalena Merchut, Oliwia Wielgosz, Wojciech Zielonka, Urszula Żupnik oraz Redakcja „Stimulusa”: Michał Stachera, Sylwia Zając Projekt graficzny pisma: Grzegorz Fijas Skład: Sylwia Paszyna Opiekun naukowy: dr Krystian Barzykowski ISSN 2544-0470 Ilustracje do tego numeru pozyskano ze strony pixabay.com
Instytut Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego