Stimulus nr 1

Page 1


Redaktor Naczelna Joanna Kołak Zespół Redakcyjny Paweł Bakalarz Kamil Dadasiewicz Joanna Durlik Katarz yna Gabrysz Justyna Janik Krz ysztof Kasparek Marcin Koculak Agata Korczak Joanna Łucz yńska Marek Musz yński Paweł Podolski Aleksandra Rataj Dagna Skrz ypińska Oprawa Graficzna Katarz yna Gabrysz Projekt Okładki Joanna Łuczyńska Projekt graficzny pisma Karolina Grzesiak karolinagrzesiak.com

Opiekun Naukowy Dr Przemysław Bąbel

1


Spis treści

słowo wstępne

3

psychologia i seks – jak to się zaczęło?

4

haniebny cz yn samosplamienia

7

latarnie w kolorze wiśni

10

newsy z ż ycia koła

13

newsy z ż ycia instytutu

14

felieton

15

wywiad

18

nie(za)spokojne genitalia

22

aseksualność

26

ratunku, cz y jestem zboczony?!

30

doniesienia z badań

33

nowości wydawnicze

34

horoskop

35

2


Wstęp

NAUK A O SEKSIE W 2011 r. Polacy oceniali zadowolenie z życia seksualnego na 2,7 na skali od 1 do 6, gdzie 1 oznacza bardzo zadowolony, a 6 – bardzo niezadowolony (źródło: Diagnoza Społeczna 2011). Porównując poziom satysfakcji z życia seksualnego z ocenami zadowolenia z innych aspektów życia, okazuje się, że z jednej strony Polacy wyżej oceniają zadowolenie ze swojego życia seksualnego niż z dzieci (1,78), małżeństwa (2,02) i stosunków z najbliższymi w rodzinie (2,16), ale z drugiej strony - niżej niż z sytuacji finansowej (3,32), perspektyw na przyszłość (3,46) i… sytuacji w kraju (4,32!), która jest oceniana najwyżej ze wszystkich aspektów życia. Z raportu Durexa (Sexual Wellbeing Global Survey 2007/2008) wynika z kolei, że 54% Polaków jest w pełni zadowolonych ze swojego życia seksualnego, przy czym więcej Polek (61%) niż Polaków (48%) ocenia swoje zadowolenie tak wysoko. Wynik ten stawia nas w europejskiej czołówce (w żadnym innym kraju europejskim, w którym prowadzono badania, nie uzyskano wyższych wyników) i na czwartym miejscu na świecie, po Nigerii (67%), Meksyku (63%) i Indiach (61%). Słynący z zamiłowania do rozkoszy cielesnych Francuzi znaleźli się na… przedostatnim miejscu na świecie, gdyż zaledwie 25% spośród nich jest w pełni usatysfakcjonowanych ze swojego życia seksualnego. Gorzej oceniają swoje zadowolenie z seksu tylko Japończycy (15%). Po co przytaczam te wszystkie dane? Żeby po raz kolejny dowieść – wydawałoby się – oczy-

3

wistej tezy, że nasze przekonania o świecie nie raz pozostają w sprzeczności z danymi naukowymi. Jak osoby oczekujące w kolejce do lekarza odpowiedziałyby na pytanie, o to, z czego Polacy są bardziej zadowoleni: z życia seksualnego, dzieci czy z sytuacji w kraju? Czy zgodnie z tym, co mówią dane z Diagnozy Społecznej? A gdyby zapytać pasażerów tramwaju o to, jak sądzą, kto wyżej ocenia swoje zadowolenie z życia seksualnego: kobiety czy mężczyźni, to czy uzyskana odpowiedź byłaby zgodna z danymi z raportu Durexa? Pierwszy po kilkuletniej przerwie numer Stimulusa dostarcza odpowiedzi na wiele pytań dotyczących seksu; odpowiedzi opartych na wiedzy naukowej, a nie przekonaniach, rozważaniach czy po prostu fantazjach. I choć na okładce tego numeru widnieje najbardziej znany przedstawiciel pseudonauki, to jego tezy, jeśli nawet z rzadka pojawiają sie w zawartych w numerze tekstach, to tylko po to, żeby pokazać, jak bardzo się mylił. dr Przemysław Bąbel Opiekun naukowy czasopisma


PSYCHOLOGIA I SEKS – JAK TO SIĘ ZACZĘŁO? ...czyli o początkach badań nad zachowaniami seksualnymi człowieka

Agata Korczak

Seks jako uznany przedmiot dociekań w psychologii zaistniał dopiero w latach 70. ubiegłego wieku. Jeszcze wtedy autorzy badań laboratoryjnych nad zachowaniami seksualnymi człowieka mówili o strachu rządzącym naukowcami, podejmującymi to zagadnienie - przed opinią publiczną, presją polityczną i nietolerancją religijną. Jednakże z poJohn Watson

tężniejszą barierą uprzedzeń i pomówień musieli zmierzyć się kilkanaście lat wcześniej ci, którzy jako pierwsi wzięli seks pod lupę w laboratorium – najpierw John Watson (1878 – 1958), a następnie – Alfred Kinsey (1894 – 1956). Pierwszy z wymienionych był jednym z przedstawicieli podejścia eksperymentalnego w psychologii. Jego praca doktorska z 1903 roku spopularyzowała na uniwersytecie w Chicago wykorzystywanie rasy białych szczurów do analizy procesu uczenia się. W okresie I Wojny Światowej Watson zajął się opracowywaniem metod selekcji pilotów do wojska. Podczas pracy w armii dotarł do kontrowersyjnych materiałów filmowych, w których młodzi żołnierze amerykańscy – wyekwipowani do „grzesznej Europy” – spędzali czas z prostytutkami. Niektóre materiały przedstawiały zdjęcia genitaliów ludzkich, dotkniętych chorobami wenerycznymi. Po zakończeniu II Wojny Światowej Watson postanowił upublicznić nagrania. Po długich negocjacjach zorganizowano pokaz dla 5 tysięcy widzów, którzy następnie wypełniali odpowiednie kwestionariusze. Obserwacja reakcji publiczności podczas oglądania materiałów filmowych, a także odpowiedzi ankietowanych lekarzy, skłoniły behawiorystę do dalszego zgłębiania problematyki zachowań seksualnych. Watson wiedział, że jest to temat kontrowersyjny, do którego nie dorosła szeroka publiczność. Pisał o braku świadomości wśród społeczeństwa, że można badać seks i jedno4


cześnie pozostać naukowcem. Mimo że współżycie miało niebagatelne znaczenie w relacjach damsko-męskich, to stan specjalistycznej, udokumentowanej wiedzy w tym obszarze pozostawał wówczas na XIV-wiecznym poziomie. Watson uważał, że na wszystkie pytania i wątpliwości w tej dziedzinie odpowiadać powinny nie matki, babki czy duchowni, mający na celu interes obyczajowości klasy średniej; nawet nie freudyści, ale specjalnie wyszkoleni eksperci, podchodzący do seksu ludzkiego tak samo obiektywnie, jak do procesów reprodukcyjnych ameby. Alfred Kinsey

W 1936 roku w podziemiach kampusu Uniwersytetu Hopkinsa odkryto pudło, podpisane nazwiskiem Watsona, w którym znajdowały się 4 przyrządy. Jednym z nich był typowy położniczy wziernik, trzy pozostałe natomiast miały niejasne przeznaczenie. Urządzenie z czujnikiem bębenkowym prawdopodobnie służyło do pomiaru skurczów waginy podczas stosunku, inne zaś – do mierzenia drgań łechtaczki. Analizę znalezisk zlecił ponownie w latach 80. Horace Magoun, przygotowujący dla Journal of Sex Research artykuł o Watsonie, jednakże nic przekonującego – oprócz stwierdzenia, że przyrządy te zapewne wkładano do pochwy – w wyniku tych badań nie uzyskano. Wiadomo, że słynny behawiorysta prowadził osobiste eksperymenty, rejestrując własne 5

reakcje fizyczne w towarzystwie swojej 19-letniej studentki, Rosalie Rayner, znanej raczej ze współautorstwa badań nad warunkowaniem strachu u małego Alberta. Według Deke Colemana, przyjaciela Watsona, dane ze wspólnych sesji laboratoryjnych dotyczących ludzkich reakcji seksualnych odnalazła żona wspomnianego eksperymentatora. Wybuchł skandal zakończony rozwodem i wyrzuceniem Watsona z Uniwersytetu Johna Hopkinsa. Naukowiec poślubił swoją młodszą kochankę i resztę życia spędził, pracując w reklamie. Proces wychodzenia seksu spod strzech – a raczej: spod kołder społeczeństwa XX wieku – miał trudne początki. Watson był jednym z pierwszych naukowców, którzy otwarcie wyrazili potrzebę badania reprodukcji nie tyko u „szczurów, królików i świnek morskich”. W jego przypadku cała historia zakończyła się publiczną aferą i utratą prominentnego stanowiska. Jednak przed Watsonem byli także specjaliści innych dziedzin, zainteresowani seksem w kontekście naukowym. Za przełomową postać w dziedzinie badań nad seksem uważa się Alfreda Kinsey`a. Zanim ów doktor Uniwersytetu Harvarda zaczął się interesować wspomnianym tematem, był zapalonym badaczem galasówek. Z pasją poszukiwał i zbierał okazy tych owadów, napisał parę podręczników do biologii – i, zupełnie nieoczekiwanie, zmienił główny obiekt swoich zainteresowań, kiedy w 1938 roku – mając 44 lata – został poproszony o poprowadzenie kursu przedmałżeńskiego na Uniwersytecie w Indianie. Do tej pory akademickie dyskusje dotyczące seksualności odbywały się na zajęciach z higieny, gdzie podkreślano zagrożenia dotyczące chorób wenerycznych i propagowano purytańskie zasady wstrzemięźliwości. Idea „zimnego prysznica” jako skutecznej antykoncepcji nie odpowiadała jednak potrzebom studentów. Kinsey okazał się być kimś, kto radykalnie złamał wcześniejsze zasady, traktując seks taksonomicznie, jako biolog i naukowiec, a nie konserwatywny moralista. „Właściwy człowiek na właściwym miejscu” – tak określił go Verne Bullough, amerykański seksuolog i historyk, dodając, że nowy obszar zainteresowań – seks – był antidotum na kryzys naukowy, spowodowany wyczerpaniem tematu dotychczas fascynujących galasówek. Tak czy inaczej, Kinsey stał się popularny wśród studentów, a zarazem – kontrowersyjny dla pozostałych wykładowców. Zwłaszcza, że „Profesor K.”, zwany przez uczestników jego kursu „Prokiem”, nie poprzestał na teorii – zaczął


prowadzić wywiady dotyczące życia intymnego studentów, zadając pytania o wiek podczas pierwszego stosunku, liczbę partnerów czy częstotliwość masturbacji. Narastające kontrowersje wokół wspomnianych ankiet doprowadziły rektora Hermana Wellsa do postawienia Kinseyowi dwóch alternatyw: albo prowadzenie kursu przedmałżeńskiego, albo badań nad seksem. Wybrał tę drugą opcję, oddając się nowej pasji z równym zaangażowaniem, jak wcześniej studiom nad galasówkami. Kwestionariusze okazały się być niewystarczającą metodą badawczą, toteż Kinsey zaczął prowadzić bezpośrednie wywiady. Jak podkreśla John Bancroft, do 2004 roku dyrektor Instytutu Kinseya, profesor miał niezwykłą zdolność kierowania rozmową w sposób pozbawiony stygmatyzacji, tworząc klimat poufności, dzięki czemu badani mogli mówić szczerze i bez skrępowania o swoich doświadczeniach. Najpierw samotnie, a potem ze swoimi współpracownikami – Martinem, Pomeroyem i Gebhardem – objechał niemal całe Stany, docierając do przedstawicieli różnych środowisk: rasy białej i czarnej, klasy średniej i niższej, homo- i heteroseksualistów, więźniów i prostytutek. W amerykańskim czasopiśmie z 1948 roku można przeczytać relację jednej z ankietowanych kobiet, Mary X: „Rzeczy, o których bałam się nawet pomyśleć, same zamieniały się w słowa, wychodzące bez trudu z moich ust podczas 75 minut, które spędziłam z profesorem biologii w jego gabinecie. Wydaje się mało prawdopodobne, że w tak krótkim czasie zdradziłam przebieg całego mojego życia. Kiedy teraz o tym myślę, to żaden z wątków moich doświadczeń seksualnych nie został niedopowiedziany – od czasu, gdy zrozumiałam różnice między chłopcem a dziewczynką, aż do dnia, gdy po raz pierwszy przeżyłam orgazm z moim przyszłym mężem”. Cytowany artykuł ukazał się w roku wydania Sexual Behavior in the Human Male. Książka jeszcze przed publikacją cieszyła się ogromnym zainteresowaniem mediów i społeczeństwa, natychmiast też trafiła na listy bestsellerów. Z mało znanego biologa Kinsey stał się postacią publiczną. Oliwy do ognia dolała nowa metoda dociekań naukowych – obserwacja bezpośrednia połączona z nagrywaniem stosunków homo- i heteroseksualnych. Wynajęty fotograf, uczestniczący w tych sesjach, został opłacony z uniwersyteckiego budżetu przeznaczonego na „behawioralne badania ssaków”. Pomysł obserwowania seksu wywodził się od Alberta Shadle`a, biologa z nowojorskiego uni-

wersytetu, który w ramach programu badawczego nagrywał kopulujące skunksy i jeżozwierze. Mężczyzna uprawia średnio 3,4 stosunki tygodniowo, mniej więcej jedna trzecia zbliżeń ma charakter homoseksualny, a około 73% kobiet traci dziewictwo przed 20 rokiem życia – tak brzmiały jedne z wielu statystyk Kinseya. Przełomowych, jeśli chodzi o konserwatywną Amerykę lat 50. Jednak pierwszy owoc prac Instytutu Badań Nad Seksem został nad wyraz dobrze przyjęty, czego nie można powiedzieć o tomie dotyczącym kobiet, który ukazał się 20 sierpnia 1953 roku. Kinsey udowodnił, że oprócz „spełniania obowiązków małżeńskich” kobieta może czerpać z seksu przyjemność; co więcej – masturbować się, fantazjować i przeżywać kilkanaście orgazmów pod rząd. Publikacja tomu Sexual Behavior in the Human Female została okrzyknięta „dniem K”, na który oczekiwali niczym harpie dziennikarze większości tabloidów w USA. Mężczyźni byli ciekawi, cóż typowa pani domu myśli na temat seksu. Wielu przeżyło szok. Okazało się, że westalki ognisk domowych często szukają przyjemności nie tylko w związku małżeńskim; same wielokrotnie masturbują się i realizują perwersyjne fantazje. Reakcje na publikację rozciągały się od skrajnego potępienia za sprowadzanie seksu do zoologii poprzez aprobatę i szacunek dla pracy zespołu Kinseya. Metodologia badań nad seksem oraz motywacje pierwszych naukowców do dziś budzą wątpliwości. Jednakże waga dorobku Instytutu Badań Nad Seksem – włącznie ze zbiorami zgromadzonymi na Uniwersytecie w Indianie – jest bezdyskusyjna. Kinsey nie sprowadzał człowieka do roli kopulującego jeżozwierza; sam zresztą miał żonę i trójkę dzieci – ale jako jeden z pierwszych odważył się podejść do tematyki intymnej z naukowym obiektywizmem. Nie bez znaczenia są też jego zasługi wobec homoseksualistów – którzy byli uznani za zaburzonych jeszcze do roku 1973, kiedy to zdecydowano się usunąć tę jednostkę z DSM II. Zgromadzone dane pokazały także brak różnic w rodzajach zachowaniach seksualnych między rasą czarną i białą – można je raczej przypisywać statusowi socjoekonomicznemu. Te odkrycia przyczyniły się do redukcji uprzedzeń oraz rozwoju dalszych badań. Pomyśleć, jak dziś wyglądałoby podejście do seksu, gdyby nie potajemne eksperymenty na strychu domu Kinseya w Bloomington...?

6


„HANIEBNY CZYN SAMOSPLAMIENIA” masturbacja w medycynie XVIII i XIX wieku

Marta Dora

„W mojej opinii żadna plaga, żadna wojna, żadna ospa ani podobna jej choroba, nie były tak katastrofalne dla ludzkości jak zgubny naw yk onanizmu.” Słowa wypowiedziane w 1842 roku przez Eugene Becklanda, francuskiego lekarza, stanowią esencję wiktoriańskiego poglądu na autoerotyzm – jedynej tak potępianej i piętnowanej, a zarazem szeroko praktykowanej aktywności seksualnej. Można przyjąć, że krucjata przeciwko masturbacji rozpoczęła się wraz z przypowieścią o Onanie [Księga Rodzaju, 38: 7-10]. Został on zgładzony przez Boga za marnowanie nasienia, które miał wypuścić na ziemię, unikając tym samym dopełnienia prawa lewiratu. Mimo współczesnych weryfikacji historii Onana, skłonnych interpretować akt utraty spermy bardziej jako stosunek przerywany niż zachowanie autoerotyczne, onanizm i masturbacja stały się synonimami. Choć od stuleci tradycja judeochrześcijańska zakazywała pobudzania, które nie miało służyć prokreacji, utratę spermy traktując jako grzech, dopiero druga połowa XVIII wieku stała się areną walki medycyny z tak zwanymi „szczególnymi praktykami w samotności”. Około 1716 roku w Londynie światło dzienne ujrzało dzieło zatytułowane „Onania” [a właściwie Onania albo Haniebny cz yn samosplamienia i jego wsz ystkie przerażające kon7

sekwencje dla obu płci, z duchowymi i medycznymi poradami dla tych, którz y już się skrz ywdzili tym wstrętnym zwyczajem], napisane przez anonimowego autora. Składająca się z niespełna sześćdziesięciu stron broszura, doczekała się piętnastu wydań w pięćdziesięciu tysiącach kopii [do 1730 roku] i zapoczątkowała przekonanie o psychicznej, fizycznej i duchowej degradacji, jakiej winna była masturbacja. Autor był pierwszym, który opublikował listę licznych, i fatalnych dla ciała i duszy, skutków manipulacji genitaliami, wymieniając między innymi: duszności, priapizm [długotrwała i bolesna erekcja, mimo ustania pobudzających bodźców], rzeżączkę, epilepsję i bezpłodność, a u kobiet dodatkowo imbecylizm. Ówczesny autorytet medyczny, a zarazem zagorzały katolik i doradca Watykanu, Samuel Tissot, opublikował w 1760 roku rozprawę zatytułowaną „Onanizm albo dysertacja medyczna o chorobach wywoływanych przez masturbację”. Sława i pozycja Tissota w środowisku lekarzy sprawiły, że jego traktat zyskał błyskawiczny rozgłos w Europie. Mimo iż treścią nie różnił się znacząco od broszury sprzed niemal półwiecza, siłę przebicia zagwarantowało szwajcarskiemu lekarzowi „naukowe” ugruntowanie swoich założeń. Tissot utrzymywał, że masturbacja powodowała szaleństwo poprzez zwiększony napływ krwi do mózgu. Twierdził także, że utrata jednej uncji spermy jest dla mężczyzny porównywalna w skutkach do ubytku dwóch i pół funta krwi, a masturbacja jest przyczyną dwóch trze-


cich wszystkich chorób. Wielokrotnie wznawiany i tłumaczony na większość europejskich języków traktat, sprowokował lawinę podobnych sobie publikacji, a lista chorób i deformacji powiększała się z każdą kolejną. Najczęściej wymieniane były: zaburzenia lękowe, choroby krwi, niestrawność, upośledzenie płodu w związku z obniżeniem jakości nasienia, tendencje sadystyczne, hipochondria, impotencja, szaleństwo, uszkodzenie płuc, zaburzenia maniakalno-depresyjne, mdłości, choroby prącia i macicy, epilepsja, choroby serca, nimfomania, zaburzenia wzroku i słuchu, zanik penisa, debilizm, bezsenność, trądzik, obgryzanie paznokci, skłonność do używania obelżywych słów, reumatyzm dziecięcy, wysypka pochwy, żółtaczka, skurcze i owrzodzenie żołądka, wypadnięcie macicy, histeria, homoseksualizm i zgon. Masturbacja nigdy nie była zakazana przez prawo. Niemniej jednak armia lekarzy, nauczycieli i duchownych przeznaczała imponujące zasoby na krucjatę przeciwko niej. W obliczu zagrożenia moralną zagładą cywilizacji, pojawiła się niezliczona liczba metod i wynalazków, mających zapobiegać masturbacji traktowanej już nie tylko jako grzech, ale przede wszystkim jako społeczna choroba dziewiętnastego wieku. Nacisk, jaki

kładziono na wychowanie w dyscyplinie, wierze i czystości, był oczywiście olbrzymi, jednak „łagodne” środki zapobiegawcze, takie jak całodobowe modlitwy bądź wyczerpujące ćwiczenia fizyczne, szybko uznano za nieskuteczne. I choć unieruchamianie rąk wydawać by się mogło najprostszym rozwiązaniem, pomiędzy 1856 a 1932 rokiem opatentowano szereg wynalazków zaprojektowanych tak, by masturbacja powodowała ostry ból lub była niemożliwa. Dla przykładu, stworzony w 1831 gorset składał się z metalowej tuby do której wkładano członek i ściskano tak ciasno, że jakakolwiek erekcja powodowała ból. „Szelki Stephensona” z kolei [1876] przypinały wyciągniętego penisa w skórzanej pochwie wzdłuż uda, uniemożliwiając erekcję. Urządzenie zostało zmodyfikowane 21 lat później, zmieniając skórzany element na metalowy, w którym członek miał co prawda możliwość wzwodu, jednak kończyło się to uszkodzeniem organu przez igły umieszczone wewnątrz komory. Inny wynalazek, nazwany „urządzeniem Bowena”, był mocowanym do żołędzi kapturem, połączonym klipsami z owłosieniem łonowym. Wydłużenie członka skutkowało wyrwaniem włosów. Kobietom zakładano pasy cnoty, klamry na wargi sromowe, kaftany bezpieczeństwa, żelazne rękawiczki. Przyczyn masturbacji doszukiwano się nie tylko w degradacji moralnej, ale również [głównie u kobiet] w zmianach chorobowych zainfekowanych narządów. Zgodnie z patogenezą zaburzenia określanego jako reflex neurosis, kobieta odczuwając dyskomfort w okolicach łechtaczki [spowodowany na przykład brakiem należytej higieny], podrażniała ją kompulsywną stymulacją, doprowadzając do stanu zapalnego kończącego się załamaniem nerwowym. W tym świetle, masturbacja nie była wprawdzie działaniem wolicjonalnym, a jedynie reaktywnym zachowaniem w odpowiedzi na stan chorobowy narządu, jednak nie zmieniało to jej niekorzystnego statusu. Kobiety próbowano początkowo leczyć częstymi kąpielami oraz zabiegami usuwania nagromadzonej mastki, przykładano pijawki w okolice sromu oraz odbytu, niekiedy przypalano rozżarzonym żelazem. Zauważono jednak, że mimo podejmowanych środków, objawy prędzej czy później powracały. Około 1860 roku w Londynie, ginekolog i położnik Isaac Baker Brown rozpoczął testowanie nowej, alternatywnej 8


dla dotychczasowych, a być może daleko bardziej skutecznej, formy leczenia kobiecego szaleństwa. Klitoridektomię, czyli częściowe lub całkowite chirurgiczne usunięcie łechtaczki, szybko uznano za doskonałe remedium, a liczba zabiegów przeprowadzonych w XIX wieku jest niemożliwa do oszacowania. Browna krytykowano w środowisku i w efekcie wyrzucono ze Stowarzyszenia Położników, jednak głównie przez wzgląd na zaniechania, jakich dopuszczał się w kwestii informowania pacjentek o konsekwencji zabiegu oraz pozyskiwania nań zgody. Okazjonalne zarzuty o nieodwracalne okaleczanie kobiet bez uzasadnionych medycznie przesłanek Brown odpierał mówiąc, że w obliczu epilepsji, histerii, szaleństwa i śmierci, klitoridektormia stanowiła jedynie rutynową i nieszkodliwą procedurę. Robert Darby, niezależny australijski badacz historii seksualności mężczyzn, zauważa, że nie tylko kobiety poddawano przymusowym operacjom. Z jego analizy historii medycyny krajów anglojęzycznych wynika, że dziewiętnastowieczni lekarze zalecali obrzezywanie nowonarodzonych chłopców, aby w przyszłości zapobiec ich nieuchronnej degradacji moralnej. Utrzymywano, że ponieważ pozbawiony napletka członek stanie się mało wrażliwy na stymulację przy zachowaniu zdolności reprodukcyjnych, zniechęci to przyszłego nastolatka do manipulacji narządem. Zabiegi te, zdaniem Darby’ego, miały być przeprowadzane dużo wcześniej i na znacznie większą skalę niż klitoridektomia. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę liczbę powodów, dla których zalecano rutynowe obrzezywanie noworodków płci męskiej [od prewencji zaburzeń nerwicowych, syfilisu, moczenia nocnego, trądziku, do zapobiegania zwyrodnieniom stawu biodrowego], procent, jaki pośród nich stanowiły te dedykowane wyłącznie masturbacyjnej prewencji, jest trudny do oszacowania. Na próżno szukać momentu przełomowego w autoerotycznej debacie. Niektóre źródła podają, że od około 1890 roku powoli zaczęto weryfikowanie długiej listy chorób powodowanych przez masturbację, przede wszystkim poddając w wątpliwość charakter jej związku z szaleństwem. W świetle przełomu wieków i zmiany paradygmatów w medycynie, aktywność autoerotyczną zaczęto traktować nie tyle jako przyczynę szaleństwa, co 9

podłoże nerwicy. Zaburzenie nazwane „nerwicą masturbacyjną”, mimo funkcjonowania wyłącznie jako hipoteza, stało się wykorzystywane w diagnozie i praktyce klinicznej, a głosy podobne Wilhelmowi Stekelowi, austriackiemu psychoanalitykowi, który słusznie zauważył, że gdyby masturbacja powodowała szaleństwo, to nie byłoby na świecie osoby zdrowej na umyśle, należały wciąż do rzadkości. Potrzeba było kolejnych kilkudziesięciu lat, aby autoerotyzm z praktyki leczonej i potępianej, stał się aktywnością zalecaną. Literatura: Darby, R. (2003). The masturbation taboo and the rise of routine male circumcision: a review of the historiography. Journal of Social History, 27, 737 – 757 Gilbert, A. N. (1980). Masturbation and insanity: Henry Maudsley and the ideology of sexual repression . Albion: A Quarterly Journal Concerned with British Studies, 12(3), 268 – 282 Lawson T. R. (1888). Masturbation: a clinical lecture. Me dical News, 53(2) MacDonald, R.H. (1967). The frightful consequences of onanism: Notes on the history of a delusion. Journal of the History of Ideas, 28(3), 423 – 431 Patton, M. S. (1985). Masturbation from Judaism to Victo rianism. Journal of Religion and Health, 24(2) 133 – 146 Rodriguez, S.W. (2007). Rethinking the history of female circumcision and clitoridectomy: American medicine and female sexuality in the late nineteenth century. Journal of The History of Medicine and Allied Sciences, 63(3) Sheenan, E. (1981). Victorian clitoridectomy: Isaac Baker Brown and his harmless operative procedure. Medical Anthropology Newsletter, 12(4), 9 – 15 Stolberg, M. (2000). Self-pollution, moral reform, and the venereal trade: notes on the sources and historical context of ‚Onania’ 1716. Journal of the History of Sexuality, 9, 37 – 61 Studd, J. (2007). A comparison of 19th century and current attitudes to female sexuality. Gynecological Endocrinology, 23(12), 673 - 681


LATARNIE W KOLORZE WIŚNI Swobodna seksualność i jej konsekwencje na przykładzie Japonii.

Marcin Koculak

Wyobra ź sobie, że w Twoim kraju postępow y prawodawca rozluźnia przepisy dotyczące pornograf ii na tyle, że możesz legalnie kupić materiał o dowolnej treści. Nie, nie, mam na myśli zupełnie dowolnej. Do wyboru masz książki, obrazki, komiksy, f ilmy, kluby erotyczne. W środku kobiety, karły, starcy, a co gorsza, nieletnie uczennice i wszelkiej maści stworzenia. Brzmi jak wszystko (najgorsze), co można sobie w yobrazić? Dla Japończyków to dopiero początek. Przekonanie o szkodliwości pornografii dla porządku publicznego oraz moralności obywateli jest popularnym poglądem w krajach szeroko pojętego Zachodu (zob. Amis i in., 1972). Wydaje się on zbudowany głównie na stosunku do erotyki wpisanym w chrześcijaństwo. Społeczne zakazy dotyczące sfery seksualnej są jednak obecne we wszystkich kulturach tak, jak uniwersalne jest posiadanie przez daną grupę pewnego kodu moralnego (Miller, 2001). Można jednak zadać sobie pytanie czemu te obostrzenia miałyby służyć? Odpowiedzi zapewne różniłyby się w zależności od profesji osoby pytanej. W tym artykule postaram się zarysować co do powiedzenia miałaby psychologia.

Wpływ zakazów seksualnych na psychikę człowieka był osią prac Zygmunta Freuda, choćby w książce „Kultura jako źródło cierpień”. Znacznie upraszczając jego wnioski, normy społeczne (zinternalizowane pod postacią Superego) ograniczają realizację popędu seksualnego (nasze ulubione Id). Zapewnia to przetrwanie naszej cywilizacji, która bez nich pogrążyłaby się w hedonistycznej apokalipsie, ale dostarcza jednostce tytułowych cierpień. Skłania ludzi od sublimowania swoich potrzeb w sposób społecznie akceptowalny. Freud zauważa, że popęd nigdy nie jest nasycony, dlatego rozluźnienie norm nigdy nie może się stać drogą prowadzącą do poprawy sytuacji (Freud, 1930). Eksperyment weryfikujący tę hipotezę postanowili wykonać na sobie, in vivo, Japończycy. Żeby lepiej zrozumieć obecną sytuację Japonii trzeba oczywiście poświęcić chwilę jej początkom. Szczególnie korzeniom religijnym, bo te najsilniej wpływały na kształt wyspiarskiej moralności. Podczas jednego odcinka serii dokumentalnej BBC „Sex in Japan”, pada kontrowersyjne stwierdzenie, że podstawową różnicą pomiędzy Wschodem i Zachodem w rozumieniu seksualności jest rozłączne traktowanie miłości i seksu. Brzmi trochę jak męska fantazja seksualna, nieprawdaż? Niemniej związek ten jest faktycznie rozluźniony, być może poprzez brak ścisłego powiązania tak seksu, jak i miłości z małżeństwem. Japoński ideał miłości romantycznej był zazwyczaj miłością niespełnioną, gdzie kochankowie pokornie podążają za swoją rolą społeczną, połączeni 10


jedynie duchowo (i najczęściej nawet bez zaznania jedności cielesnej). Buddyzm i shintoizm nie nawołują do zupełnej wolności seksualnej, ale nie nazywają grzechem np. każdego pozamałżeńskiego aktu. Kładą nacisk na odpowiedniość myśli i czynu oraz dobro wspólne jednostek. Lepiej zatem uprawiać seks z prostytutką niż na przykład uprawiać go z żoną bez chęci, jedynie z obowiązku małżeńskiego. Rzeczywistość powojenna była jednak bardzo podobna do tej w krajach szeroko pojętego Zachodu (Diamond i Uchiyama, 1999). Pornografia była w gruncie rzeczy nielegalna, dystrybucja materiałów erotycznych mocno ograniczona, a dostęp do nich kryterialnie obostrzony (zapewne też pod wpływem purytańskich Stanów Zjednoczonych, okupujących Japonię). Nielegalne było pokazywanie genitaliów (ten zakaz później obchodzono, sprawiając, że na gotowym filmie były one nieostre czy zasłonięte), tak samo nie wolno było pokazać jawnie stosunku seksualnego. Co ciekawe, od czasów wojny legalna była prostytucja, to przygotowało niejako grunt pod mające nadejść zmiany. Od końca lat 70. Ubiegłego wieku zmienia się podejście do materiałów o treści seksualnej. 11

Nie dokonało się to w formie zmiany prawa, ale stopniowej liberalizacji interpretacji istniejących zapisów. Szczególnego rozpędu wschodzący rynek nabrał już w latach 90., kiedy w przeciągu 5 lat liczba dostępnych materiałów uległa podwojeniu. Tempo wzrostu utrzymywało się przez kolejne lata, prześcigając znacząco choćby rynek amerykański. Ale co właściwie mamy na myśli, mówiąc o materiałach o charakterze erotycznym/ pornograficznym? Bezpiecznym założeniem jest przyjęcie, że alfabet możliwości seksualnych dla przeciętnego Polaka rozciąga się pomiędzy A jak „abstynencja” po Z jak „zoofilia”, która jest skrajnym (i potępianym) przykładem realizacji swojej seksualności. Ciągnąc dalej tę żartobliwą metaforę, w Japonii od polskiego Z jeszcze daleka droga do końca alfabetu. Imponujący jest przede wszystkim niezwykle rozbudowany rynek mediów o treści erotycznej od opowiadań i książek, przez niezliczone tomy mangi po ogromną liczbę filmów pornograficznych, szczególnie o zabarwieniu subwersywnym (partnera dominującego nad partnerką, na granicy brutalności). Jeśli tego byłoby mało, dopuszczono do obrotu materiały z udziałem osób niepełnolet-


nich (aczkolwiek nie ma żadnej precyzyjnej granicy wiekowej, najczęściej dotyczy to bohaterek animacji, które wyglądają na nie więcej niż 12 lat), zamiłowanie do uczennic jest przecież znakiem rozpoznawczym japońskiej estetyki. Fascynacja młodym ciałem miewa z resztą tak komercyjne efekty jak uliczne automaty, w których można zakupić używaną bieliznę anonimowych uczennic. Japończycy szczycą się też wynalezieniem technik erotycznego wiązania kobiet, zwanych potocznie bondage. Jak to wpływa na samych Japończyków? Bardzo trudnym zadaniem jest ocenić różnice pomiędzy krajami w zakresie chorób i zaburzeń psychicznych. Posłużę się tu zatem wyłącznie miarami „porządku społecznego”, w postaci danych o przestępstwach seksualnych. Liczby przytaczane przez Diamonda (1999) nakreślają w tej mierze niezwykle ciekawy obraz. Wszystkie wskaźniki przestępstw dramatycznie spadły (szczególnie w latach 90.), ze szczególnym uwzględnieniem tych z udziałem osób nieletnich (zarówno jako sprawców, jak i ofiar). Najmniejszy spadek odnotowano pośród gwałtów (co jednak może mieć związek z przesłankami świadczącymi o tym, że coraz większy procent kobiet zgłasza się na policję). Ogólna

liczba gwałtów pozostaje jednak na niemal identycznym poziomie jak w Polsce (przy ponad 3-krotnie większej populacji). Jaki można wyciągnąć z tego wniosek? Jeśli chcemy być ostrożni – dokładnie żaden. I jest to bardzo ważna informacja. Dane z innych krajów (np. bliskiej nam Danii, która ma podobne do Japonii podejście i historię zmian prawnych) potwierdzają, że nie można powiązać dostępności pornografii oraz jej różnorodności ze wzrostem przestępstw o charakterze seksualnym (których rozumienie prawne nie uległo zmianie). Bardziej odważni mogliby pokusić się o sugestię, że liberalizacja obostrzeń na materiały pornograficzne obniża ilość tego typu przestępstw. Czy zatem Japończykom dzieje się krzywda od nadmiaru pornograficznych bodźców? Jeśli tak, nie widać jej ani w przestępczości, ani innych wskaźnikach socjoekonomicznych. Być może jest ukryta głębiej, ale dostępne nam dane przemawiają za nieadekwatnością hipotez Freuda odnośnie mechanizmów regulujących popęd, przynajmniej w przypadku Japonii. Literatura cytowana: Amis, K., Anderson, J. N. D., Beasley-Murray, G. R., et al. (1972). Pornography: The Longford Report. London: Coronet Books: Hodder Paperbacks, Ltd. Miller, J.G. (2001). Culture and Moral Development. W: Matsumoto, D. (Ed.). Handbook of culture and psychology. Oxford University Press. Freud, Z. (1930/1995). Kultura jako źródło cierpień. Wy dawnictwo KR. Warszawa. Diamond, M., Uchiyama, A. (1999). Pornography, Rape and Sex Crimes in Japan. International Journal of Law and Psychiatry, 22(1), 1-22.

12


Newsy z życia Koła

Zebrała Katarzyna Gabrysz

Neurokonferencja

„Tradycje i innowacje w psychologii sądowej”

Projekt „Odczarowana Kozetka”

NEURONUS 2012 IBRO & IRUN Neuroscience Forum to międzynarodowe wydarzenie pod patronatem International Brain Research Organisation, które odbędzie się w dniach 20-22 kwietnia w murach Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W tym roku, dzięki dokonaniu fuzji z organizowanymi przez Zakład Psychofizjologii Instytutu Psychologii UJ warsztatami “Krakow Workshop on Psychophysiology”, odbywającymi się w ramach Międzynarodowej Sieci Uniwersytetów Badawczych IRUN, możemy liczyć na jeszcze większą liczbę znakomitych gości z zagranicy. Jesteśmy przekonani, że nowa, udoskonalona formuła spotka się z Waszym uznaniem. Wszystkie informacje dotyczące konferencji znajdują się na stronie internetowej: www.neuronus2012.pl

Sekcja Psychologii Sądowej Koła Naukowego Studentów Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego zaprasza na V Krakowską Konferencję Psychologii sądowej. Tematem tegorocznej edycji są „Tradycje i innowacje w psychologii sądowej”, a szczegółowe zagadnienia podzielone zostały na trzy sesje tematyczne: Polityka kryminalna oparta na dowodach, Biologiczne podstawy psychologii sądowej oraz Z laboratorium do sali sądowej. Kiedy? 26-27 maja 2012 Gdzie? Auditorium Maximum Więcej szczegółów: www.ccpl.org.pl

Projekt „Odczarowana Kozetka” ma przybliżyć młodym krakowianom nowoczesną psychoterapię oraz obalić funkcjonujące współcześnie stereotypy. Fundacja Badawczo-Edukacyjna Ubik we współpracy z psychoterapeutami oraz KNSP zapraszają na osiem nieformalnych spotkań, odbywających się co czwartek w krakowskich klubach. Więcej szczegółów: www.odczarowanakozetka.pl

13


Newsy z życia Instytutu

Zebrała Joanna Kołak

Projekt „Mentalizacja” W Laboratorium Psychologii Rozwoju Małego Dziecka działające przy IPs UJ rozpoczyna się trzyletni projekt badawczy zatytułowany Narodziny i rozwój zdolności do mentalizacji. Celem projektu jest opisanie rozwojowej sekwencji przejawów zdolności do mentalizacji u dzieci w wieku od 12 do 42 miesiąca życia oraz zidentyfikowanie indywidualnych i społecznych uwarunkowań jej rozwoju. Traktując mentalizację jako zdolność do rozpoznawania i uwzględniania w swoim zachowaniu stanów umysłowych innych osób, w ramach projektu przyjmuje się, iż pewne jej aspekty pojawiają się w rozwoju wcześniej i stają się podstawą dla kolejnych. Stąd celem badań jest dookreślenie związku między poziomem rozwoju u rocznych dzieci zdolności do rozumienia intencji i emocji, posługiwania się gestami wskazującymi a rozwijającymi się później umiejętnościami rozumienia pragnień oraz angażowania się we współdziałanie i w zabawy w udawanie, i - finalnie - zdolnością do rozumienia fałszywych przekonań. Ponadto zidentyfikowane zostaną także czynniki warunkujące rozwój zdolności do mentalizacji: właściwości indywidualne dziecka (poziom rozwoju funkcji zarządzających, sprawności językowe, temperament) oraz uwarunkowania społeczno-kulturowe.

Laboratorium LangUsta

Zespół Badania Bólu

Laboratorium Psychologii Języka i Dwujęzyczności LangUsta to zespół badawczy prowadzący badania nad procesami poznawczymi i neuronalnymi, leżącymi u podstaw posługiwania się językiem. Laboratorium – kierowane przez dr Zofię Wodniecką - powstało dzięki otrzymanemu w 2010 roku subsydium Fundacji na rzecz Nauki Polskiej w programie FOCUS. Zjawisko dwujęzyczności interesuje nas w szerokim znaczeniu tego terminu – zarówno w odniesieniu do osób dwujęzycznych od wczesnego dzieciństwa, jak i tych, które dopiero rozpoczęły swoją przygodę z językami obcymi. Realizujemy projekty dotyczące językowych i poznawczych konsekwencji dwujęzyczności i jej wpływu na działanie umysłu (projekt finansowany przez FNP oraz NCN). Uczestniczymy też w międzynarodowym projekcie badawczym poświęconym rozwojowi językowemu i poznawczemu polskich dzieci dwujęzycznych (http:// psychologia.pl/bi-sli-pl/). Jeśli jesteś zainteresowany udziałem w naszych badaniach, zachęcamy do wypełnienia ankiety: http://rekrutacja.langusta.edu.pl/.

Zespół projektowy Sekcji Psychologii Krytycznej i Sekcji Psychologii Międzykulturowej KNSP UJ pod kierownictwem Weroniki Kałwak, należący do Zespołu Badania Bólu przy Instytucie Psychologii UJ, zaprasza do współpracy oraz zapoznania się z naszymi badaniami wszystkich zainteresowanych tematyką bólu, metodami jakościowymi, psychologią zdrowia oraz zagadnieniami z pogranicza psychologii, filozofii i kognitywistyki. Kontakt: weronika.kalwak@gmail.com. Serdecznie zapraszamy!

14


Felieton

Gdyby ubranie było zaproszeniem…

Wielkimi krokami przyszedł marzec, niowśród studentów i studentek, co skłoniło ich do sąc ze sobą pierwsze oznaki długo wyczekiwanej zorganizowania manifestacji, by wspólnie pokazać wiosny, okres rozliczeń podatkowych i garstkę swój sprzeciw. Sprzeciw wobec obarczania kobiet ciekawych, okolicznościowych manifestacji zwiąwiną za wykonane na nich przestępstwa seksualzanych z Dniem Kobiet. Znów, jak co roku, szene. Sprzeciw wobec przedmiotowego traktowania regi kobiet wyjdą na ulice manifestować, walczyć ciała kobiet. Sprzeciw wobec traktowania wyzwo„o swoje”, działać na rzecz i oddawać się innym lonych seksualnie kobiet jako „puszczalskich”, tatego typu obywatelskim aktywnościom. I barkich, z którymi „można sobie pozwolić”. Okodzo dobrze. Nic do tego nie mam, niech walczą. ło 4 tysiące osób ubranych w skąpe, wyzywające Może coś i dla mnie wywalczą. Nawet się przystroje wyszło na ulicę skandując hasła: „Ubranie znam, że niekiedy zdarza mi się walczyć z nimi. to nie zaproszenie”, „Nie znaczy nie” czy „GdyI właśnie z okazji marcowych pochodów by ubranie było zaproszeniem, nosiłabym i równościowych idei postanowiłam kopertę” (więcej na temat Slutwalk dziś wziąć pod lupę niecodzienny możecie znaleźć tutaj: marsz, który w pewnym sensie http://www.slutwalktoronto.com). Mężczyźni rówdo Dnia Kobiet nawiązuje. Zaczęłam się nad tym zastanież zostali wy Pewnego sesyjnego nawiać. Z jednej strony, fakposażeni w korę dnia, przeglądając Intertycznie – kobieta ubierając się przedczołową net, trafiłam na poniższe w skąpe spódniczki czy szorty i teoretycznie zdjęcie. Treść transparentu musi liczyć się z tym, że bępowinni być trzymanego przez dziewczydzie obiektem zainteresowania w stanie się nę bardzo mnie poruszyła i powiększości mężczyzn. Dodatkokontrolować. stanowiłam dowiedzieć się więwo, jeśli kobieta ta zachowuje się cej o akcji, w której brała udział. wyzywająco, flirtuje z mężczyznami Zdjęcie zrobiono podczas „Slutwalk” czy też zmysłowo tańczy na dyskotece – marszu „puszczalskich” zorganizowane– faktycznie, może doprowadzić krew swoich go w kwietniu 2011 roku w Toronto. Nazwa obserwatorów do wrzenia, a ponieważ nie wszyscy manifestacji nawiązuje do wypowiedzi jednego są w równym stopniu zdolni do zapanowania nad z oficerów policji, który na początku 2011 roku swoimi instynktami, konsekwencje takiego zachopodczas spotkania na kampusie uniwersyteckim wania mogą być bardzo nieprzyjemne. doradzał kobietom, jak uniknąć zagrożenia zwią Lecz spójrzmy na to też z innej perspekzanego z napaściami o charakterze seksualnym. tywy – po pierwsze, której z nas nie zdarza się W trakcie wykładu pół żartem, pół serio do dał, czasem założyć czegoś krótszego? Krótkie suże nie należy ubierać się jak „dziwka” (z ang. kienki czy szorty przecież są w modzie i są bar„slut”). Słowa te wywołały ogromne oburzenie dzo wygodne w czasie letnich upałów. Nierzadko

15


zdarza nam się tez wyskoczyć gdzieś do klubu, wyskakać się, wytańczyć – myślę, że nikt nie widzi w tym nic złego. Nasze obyczaje stają coraz bardziej liberalne, ze wszystkich stron jesteśmy epatowani seksem, wyzywające zachowanie czy odsłaniające ciało ubrania w klubach, na dyskotekach stają się powoli pewnego typu normą. Nie żyjemy przecież w krajach, w których kobieta może wychodzić z domu jedynie całkowicie zasłonięta przez własny ubiór i chyba nikomu – ani kobietom, ani mężczyznom to nie przeszkadza. Więc jak to jest? Z jednej strony nasza kultura przyzwala nam na krótsze spódniczki i wyzwolenie seksualne, ale z drugiej niepisane normy mówią nam: rób to, to jest OK, ale na swoje własne ryzyko. Jeśli coś Ci się przy tym stanie – SAMA BĘDZIESZ SOBIE WINNA. Osobiście mam wrażenie, że tłumaczenie mężczyzn nieumiejętnością pohamowania się na widok pięknej, wyzywająco ubranej kobiety, poruszającej się zmysłowo na parkiecie, jest mocno naciągane. Mężczyźni również zostali wyposażeni w korę przedczołową i teoretycznie powinni być

w stanie się kontrolować. Krótka spódnica nie posiada przecież w sobie magicznej mocy otumaniania mężczyzn i nakłaniania ich do odbycia natychmiastowego stosunku seksualnego z osobą, która akurat ma ją na sobie. I choć wielu mężczyzn czytając to zapewne z uśmiechem oponuje i przypisuje krótkim częściom naszej garderoby nadprzyrodzone moce i zdolności, to jednak Panowie - trzeba zmierzyć się z faktami. Krótka spódnica jest tylko ubraniem. Tak samo jak jeansy, bluzka z dekoltem, golf czy sweter. Samo ubranie nie ma zdolności do mówienia, więc nie może ono zapewnić nikogo, że kobieta, która je nosi, ma ochotę na kontakt fizyczny. Być może niektórym mężczyznom wydaje się, że założenie przez kobietę wyzywającego stroju automatycznie oznacza, że chce ona uprawiać seks. Jeśli tak, muszą natychmiast zmienić swoje myślenie i pamiętać, że dopóki druga osoba nie zgodzi się na stosunek – nie należy jej do niego nakłaniać, a tym bardziej zmuszać. „Nie” znaczy „nie” i każda kobieta, niezależnie jak ubrana, ma prawo powiedzieć to mężczyźnie, gdy na zbliżenie nie ma ochoty.

16


Myślę, że sednem sprawy w wypadku Slutwalk jest walka z traktowaniem kobiecego ciała jako rzeczy, którą można sobie wziąć, szczególnie, gdy rzecz ta jest „na wyciągnięcie ręki”, jak odsłonięte ramiona czy dekolt. Kobiety przecież mają prawo lubić swoje ciało i podkreślać wdzięki i nie powinny czuć się przez to zagrożone. Oczywiście, przestępców seksualnych jest mnóstwo, i z pewnymi zagrożeniami jako kobiety musimy się liczyć – powinnyśmy jednak mieć ten komfort, że w wypadku, gdy zostaniemy ofiarą napaści seksualnej, nikt nie będzie nas oskarżał czy insynuował nam złego prowadzenia się. Dlatego też suma summarum popieram ideę Slutwalk. A przede wszystkim podziwiam dziewczynę ze zdjęcia za odwagę. Za odwagę, z którą opowiedziała swoją historię i z którą wbrew całemu swojemu otoczeniu, nie zaakceptowała siebie jako winowajczyni i postanowiła walczyć. Walczyć o reputację swoją i milionów kobiet, które znalazły się w podobnej sytuacji. Bo przecież tak naprawdę każdej z nas coś takiego mogłoby się przydarzyć… janiewiem

17


Wywiad

Na temat zmian, które od przyszłego roku akademickiego zaczną obowiązy wać w Instytucie Psychologii, rozmawialiśmy z dr Martą Białecką-Pikul – Zastępcą Dyrektora IPs UJ ds. Dydaktycznych.

Stimulus: Od przyszłego roku czeka nas wiele zmian, związanych z tokiem studiów, ścieżkami, kursami. Chciałybyśmy się dowiedzieć, co było bodźcem do wprowadzenia zmian - czym są one powodowane? Dr Marta Białecka-Pikul: Te zmiany, które dotyczą studentów „nowych” – zaczynających naukę od przyszłego roku akademickiego, są powodowane reformą studiów, nową ustawą o szkolnictwie wyższym i wprowadzeniem krajowych ram kwalifikacji. Ten rok, który jest obecnie, jest takim rokiem przejściowym, ponieważ ustawa zawiera wyraźne informacje, że zasadniczo już w roku 2011/12 te zmiany powinny być stopniowo wprowadzane. Przede wszystkim mówi ona o tym, że przestają obowiązywać podstawy programów kształcenia dotychczasowe, czyli minima ministerialne, czy standardy kształcenia, do tej pory proponowane przez ministerstwo. Jak dotąd, program kształcenia był konstruowany we wszystkich Instytutach Psychologii w Polsce na podobnej zasadzie, zgodnie z tym, co ministerstwo proponowało jako standardy. Przez dobrych osiem lat, od kiedy te minima zostały jasno sformułowane w odniesieniu do psychologii, zmiany były stopniowo wprowadzane w ży-

cie – pojawiały się nowe przedmioty, takie jak etyka czy pomoc psychologiczna, bo minima ministerialne zalecały, że należy taki przedmiot wprowadzić jako przedmiot obowiązkowy. Należało też wprowadzić przedmioty fakultatywne i praktyki. W tym roku osiągnęliśmy taki stan, że wszystkie te zalecenia wreszcie wypełniliśmy; program na wszystkich latach się wyrównał. A w momencie, kiedy wyrównaliśmy wszystko, pojawiła się reforma kształcenia wyższego i dopasowywanie się do europejskich standardów; ram kwalifikacyjnych, nie tylko tych krajowych. Dyskusja nad tym trwała przez ostatnie dwa-trzy lata, a pierwszego października 2011 ta ustawa zyskała swoją moc. Obecnie znajdujemy się w roku przejściowym, a od przyszłego roku powinien być na nowo skonstruowany program kształcenia – zgodny z tym, co się nazywa „ramami kwalifikacji”. Dyskutując w Instytucie nad tym, co to są ramy, jak należy je wprowadzać, próbując odczytać, zinterpretować ustawę i dowiedzieć się, na ile daje nam ona pewną możliwość i dowolność, a na ile nas ogranicza, postanowiliśmy przeprowadzić tę dyskusję na szerszym forum - dowiedzieć się, co studenci postrzegają w tym programie kształcenia jako ważne, potrzebne, czego im brakuje, przedy18


skutować to z pracownikami, z kierownikami zakładów. Tworząc ramy kwalifikacji dla psychologii, stwierdziliśmy, że jeśli możemy zmienić program, to powinniśmy to zrobić właśnie teraz. Ponieważ wprowadzamy te zmiany na pierwszym roku, będzie to taka bezpieczna zmiana - nie będzie trzeba przeżywać tego, co Państwo przeżywaliście, kiedy poprzednio wprowadzano zmiany stopniowo. Próbujemy stworzyć nowy program dla nowych studentów i dostosować go do tych zmian, które są w ustawie oraz do ram kwalifikacji. Stimulus: A wiadomo już, co dokładnie się zmieni? MBP: W tej chwili jesteśmy po etapie dyskusji ze studentami, zbierania głosów, dyskusji w ramach Komisji Dydaktycznej, która przygotowała pewien projekt. Trwają rozmowy z kierownikami zakładów, jako osobami odpowiedzialnymi za dydaktykę w danych obszarach tematycznych, prosimy o ustosunkowanie się do projektu, o uwzględnienie lub odrzucenie naszych pomysłów z uzasadnieniem (bo my oczywiście każdą z tych projektowanych zmian w pewien sposób uzasadniamy). Kierownicy będą dyskutować z pracownikami i liczymy na to, że odbędzie się to w lutym i na Radzie Instytutu lutowej – 23 lutego – ten projekt zostanie przedstawiony i zatwierdzony. I to będzie ten moment, kiedy będziemy mogli powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, że to będzie nowy program studiów. Dalsza procedura będzie taka, że program kształcenia zatwierdza Rada Wydziału, czyli potencjalnie tu też mogą być jakieś uwagi, sugestie, na poziomie Wydziału, a później zatwierdza to Senat. Liczę na to, że do marca taka pełna wiadomość na temat programu kształcenie dla studentów pierwszego roku będzie już pewna. Natomiast z takich zmian dla studentów, którzy już studiują, to pod wpływem tych dyskusji jest projektowana zmiana w sposobie studiowania przedmiotu „Diagnoza psychologiczna” i „Metody badań psychologicznych”, ponieważ zrodził się taki pomysł, żeby te dwa przedmioty 19

połączyć w jedną całość - mają to być kurs o nazwie „Diagnoza psychologiczna” czyli jeden duży przedmiot, który kończy się jednym egzaminem, zamiast egzaminów cząstkowych po każdym bloku ćwiczeń. Ponieważ ten przedmiot się jest bardzo ważnym przedmiotem w uczeniu się psychologii, głównie w tym jej aspekcie praktycznym, projektowana jest taka decyzja, żeby zwiększyć wymiar godzin oraz zmienić układ bloków. Oprócz 15 godzinnego wykładu byłby to kurs składający z trzech bloków ćwiczeń: Testy i kwestionariusze, Wywiad i obserwacja, Metody projekcyjne i analiza wytworów - każdy blok po 45 godzin. Stimulus: Czy możemy się spodziewać jakichś jeszcze dodatkowych zmian w zakresie kursów z poziomu A – obligatoryjnych? MBP: Dla studentów pierwszego roku tak, natomiast studenci, którzy są już teraz w trakcie nauki, będą kończyć studia starym trybem. Można powiedzieć, że dla Instytutu przyszły rok będzie rokiem trudnym, w tym kontekście, że pierwszy rok będzie już studiował nowym trybem, a pozostałe lata wciąż starym. Znowu będzie taka sytuacja, że będą dwa regulaminy. W regulaminie dla studentów pierwszego roku pojawi się też między innymi informacja o ścieżce, którą będą musieli oni wybrać i po wybraniu zakończyć egzaminem. Inna będzie też mapa kursów dla tych studentów: psychologia poznawcza zamiast jednego semestru będzie miała dwa semestry. Inne zmiany będą dotyczyły metodologii badań psychologicznych, który to przedmiot w naszym uznaniu należy poszerzyć, powiększyć i studiować raz na pierwszym roku, drugi raz na drugim roku – pogłębiając zagadnienia i studiując metody analizy jakościowej – i po raz trzeci na trzecim roku, w ramach warsztatu empirycznego, przygotowującego do właściwej pracy magisterskiej. Te przedmioty metodologiczne chcemy również poszerzać, bo one są bardzo potrzebne i w przygotowywaniu pracy magisterskiej niezwykle ważne. Taka była idea stojąca też za wypowiedzią studentów Koła Naukowego, którzy – trzeba im


za to podziękować – swoją dobrze uzasadnioną propozycję zmian programowych nam przedstawili i dzięki temu było łatwiej dyskutować na Komisji Dydaktycznej na temat tych kursów. Stimulus: Wiemy, że ma wejść trochę innych zmian, związanych nie tylko z podstawą programową, ale też ogólnie z bazą kursów. Jakie to będą zmiany? MBP: Wspomnieć należy, że drugim źródłem zmian są zmiany związane z budżetem Instytutu. Na poziomie budżetowym musimy rozdzielić budżet studiów niestacjonarnych i stacjonarnych, co nie oznacza, że na poziomie zajęć od trzeciego roku studenci też będą studiować osobno; ale na poziomie finansowania ograniczy to nasze środki i możliwości zakupów kursów poza Instytutem. Dla studentów wyższych lat oznaczać to będzie, że w katalogu będzie mniejszy wybór kursów, zwłaszcza kursów zamawianych z zewnątrz. Będziemy się starać jak najbardziej ofertę utrzymać, ale może się zdarzyć, że jednak tych kursów kupionych z zewnątrz będzie mniej. W naszym projekcie została wstępnie przyjęta zasada, że na ścieżkach będą dwa kursy kupowane na zewnątrz i dwa kursy zamawiane u specjalistów, np. praktyków – niekoniecznie doktorów czy profesorów, tylko na przykład doktorantów, którzy czymś się w praktyce intensywnie zajmują i chcą uzupełnić nasze możliwości takich praktycznych zajęć na ścieżce. To w sumie będzie oznaczało, że na ścieżkach będzie maksymalnie do czterech takich kursów „zewnętrznych”, prowadzonych bezpośrednio przez pracowników. Stimulus: A na jakiej podstawie te kursy będą wybierane? Na zasadzie popularności z zeszłych lat, czy decydował będzie opiekun danej ścieżki? MBP: Opiekun danej ścieżki będzie wskazywał te cztery kursy, które on uważa za konieczne do zamówienia na ścieżce, co jest oczywiście związane z tym, że są one jakimś obciążeniem finansowym dla Instytutu; te kursy opiekun

wskaże, a Komisja Dydaktyczna i Dyrekcja zadecyduje, czy Instytut stać, żeby na każdej ścieżce kupić takich kursów cztery, czy też musimy robić większe cięcia budżetowe. Dopóki nie ma konkretnych propozycji, jest nam ciężko oszacować koszty tych kursów. Myślę jednak, że opiekunowie ścieżek będą też brali pod uwagę zainteresowanie studentów daną problematyką i merytoryczną potrzebę kursu na takiej ścieżce – to, że wypełnia on taką część obszaru tej ścieżki, której żaden z pracowników Instytutu realizować w tym momencie nie może, bo realizuje coś innego. Stimulus: Zmiany, dotyczące ukończenia ścieżek oraz zakresu przedmiotów, które znajdą się na ścieżce, będą dotyczyły głównie studentów pierwszego roku, ale czy oznacza to, że studenci, którzy są teraz na starszych latach, będą mieli mniejszy wybór przedmiotów od przyszłego roku? MBP: Może być tak, że będą mieli trochę mniejszy wybór, ale zasadniczo jeśli są na ścieżkach, to część kursów ze ścieżki mają już zaliczonych. Poza tym nie będzie to aż taki mały wybór, żeby niemożliwym było uzbieranie wszystkich potrzebnych punktów. W temacie ścieżek i kursów na nich - jeszcze jedna z planowanych zmian generalnych jest taka, że zmieni się podział kursów na trzy poziomy – A, B i C – na zasadę, że mamy kursy obowiązkowe, czyli A i fakultatywne, czyli B. Dla studentów trzeciego roku, którzy byli ograniczani w przyjęciu na kursy poziomu C, bo jeszcze nie mieli odpowiedniego przygotowania po kursach z poziomu B, wszystkie te kursy będą ogólną pulą kursów fakultatywnych, a więc będą mogli być na nie przyjmowani. Oczywiście, i tak oni będą w trochę gorszej sytuacji, niż starsi studenci, bo większość prowadzących jednak przyjmuje zasadę pierwszeństwa dla studentów starszych lat, zwłaszcza na tych kursach obleganych, tak, żeby komuś, kto jest na piątym roku, zapewnić możliwość udziału w zajęciach.

20


Stimulus: A czy będą jakieś zmiany dla doktorantów? MBP: Tu nie jestem dobrą specjalistką, trzeba by to pytanie zadać Panu Profesorowi Wolskiemu. Stale trwa praca nad tym, żeby poszerzyć ofertę kursów dla doktorantów, bo jest pełna świadomość tego, że ta oferta nie spełnia jeszcze potrzeb aż tak dużej grupy studiujących doktorantów. Co prawda doktoranci studiują na Wydziale, także dla nich pula kursów jest znacznie większa, bo wydziałowa, ale mamy prawie stu doktorantów, którzy są afiliowani przy naszym Instytucie, więc to jest grupa osób, którym trzeba proponować osobny program studiów i takie przygotowania są, ale ja ich szczegółów nie znam, bo te dane nie są włączane do katalogu kursów. Stimulus: Czy to prawda, że Instytut dostał prawo do prowadzenia własnych studiów doktoranckich? MBP: Nie, nie jest to prawo do prowadzenia własnych studiów doktoranckich, ale do otwierania przewodów doktorskich. Studia doktoranckie odbywają się na Wydziale, stąd program ich powinien też być wydziałowy, ale uzyskane prerogatywy oznaczają, że otwarcie przewodu doktorskiego i obrona pracy doktorskiej już nie będzie miała miejsca na Wydziale, tylko w Instytucie. Ostatnia Rada Instytutu uchwaliła nowy regulamin, który też dopiero będzie przedstawiony władzom wyższym do zatwierdzenia i zgodnie z tym regulaminem, opisane tam zasady procedowania w sprawie prac doktorskich zaczną obowiązywać. Wcześniej doktorant musiał przez miesiąc po obronie czekać na zatwierdzenie swojego doktoratu przez Radę Wydziału, bo formalnie dopiero wtedy – po zatwierdzeniu – otrzymywał tytuł doktora. Teraz, kiedy zostało to przeniesione na poziom Instytutu, etap obrony i etap zatwierdzania tytułu mogą nastąpić podczas jednego posiedzenia.

21

Stimulus: I wtedy będzie to doktor nauk społecznych, a nie – jak wcześniej – humanistycznych? MBP: Niestety nie ma dziś jeszcze na ten temat jednoznaczności. Choć psychologia jest obecnie w koszyku nauk społecznych, komisja ds. stopni i tytułów nadal uznaje ją za naukę humanistyczną. Stimulus: Czy Instytut w najbliższym czasie czekają wybory nowego Dyrektora? MBP: Tak, w związku z wyborem nowego Rektora oraz Dziekanów poszczególnych Wydziałów. Będzie to początek czerwca przyszłego roku. Stimulus: Czy znani są już kandydaci? MBP: Mnie są nieznani. Póki co jeszcze się nad tym nie dyskutuje, rozmowy rozpoczynają się z wraz z powoływaniem komisji, zajmujących się tą kwestią. Stimulus: Dziękujemy za wywiad.


NIE(ZA)SPOKOJNE GENITALIA Aleksandra Rataj, Dagna Skrzypińska

Jedziesz samochodem. Nagle zaczynasz odczuwać wibrowanie i pulsowanie w okolicy genitaliów. Czujesz, jak twoje narządy nabrzmiewają, napł y wa do nich krew. Tętno przyspiesza, zaczynasz szybciej oddychać, nie masz żadnej kontroli nad swoim ciałem i jego reakcjami. Twoje pobudzenie staje się widoczne dla współpasażerów... Wieczorem jesteś w kinie, oglądasz dramat psychologiczny. Siedzisz zapatrzona w ekran, gdy ponownie pojawia się uczucie silnego podniecenia genitalnego. Mimowolnie napinasz mięśnie, na twarzy pojawiają się rumieńce. Nie jesteś już w stanie skoncentrować się na f ilmie. Potykając się o nogi innych widzów w ychodzisz szybko z sali na chłodny kor ytarz, ale pobudzenie staje się coraz silniejsze. Zanim dochodzisz do łazienki, pojawiają ci się mroczki przed oczami, w ydajesz z siebie jęk rozkoszy. Masz orgazm, ale poczucie ulgi i odprężenia wcale nie nadchodzi, pobudzenie wcią ż trwa...

A teraz wyobraź sobie, że podobna sytuacja przydarza ci się kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt albo nawet kilkaset razy w ciągu dnia: na zajęciach, w sklepie, w towarzystwie rodziny przy obiedzie, czy w pracy w obecności szefa, a próby fizycznego zredukowania napięcia nie pomagają bądź działają tylko chwilowo. Zaczyna brzmieć coraz mniej przyjemnie? Wśród kobiecych dysfunkcji seksualnych wymienia się: anorgazmię, zaburzenia podniecenia i pożądania, dyspareunię oraz pochwicę. Prawdopodobnie już wkrótce dołączy do nich jeszcze jedno – zespół niespokojnych genitaliów. To osobliwie (i dla niektórych pewnie nieco zabawnie) brzmiące zaburzenie po raz pierwszy zostało opisane pod nazwą zespołu przetrwałego pobudzenia seksualnego (ZPPS; ang. persistent sexual arousal disorder, PSAD) w 2001 roku przez dr Sandrę Leiblum oraz Sharon Nathan. Do dr Leiblum, znanej amerykańskiej seksuolożki, na przestrzeni lat zgłaszały się kobiety skarżące się na niespotykane dotychczas w literaturze przedmiotu ani kryteriach diagnostycznych zaburzeń „dolegliwości”: uporczywe i niechciane, pojawiające się w najmniej spodziewanych momentach symptomy trudnego do rozładowania pobudzenia seksualnego, upośledzającego codzienne funkcjonowanie pacjentek i wiążące się z subiektywnym poczuciem cierpienia i dyskom22


fortu. Dzięki przeprowadzeniu pogłębionych wywiadów (obejmujących pytania m.in. o historię życia, sposób wychowania przez rodziców, kwestie molestowania seksualnego itd.) dr Leiblum zebrała dane, na podstawie których powstały pierwsze opisy i propozycje diagnostyczne zaburzenia. Wśród cech charakterystycznych wymieniono między innymi: doświadczanie fizjologicznych reakcji charakterystycznych dla pobudzenia seksualnego (nagły i zwiększony dopływ krwi do genitaliów i piersi oraz wzrost ich wrażliwości, wzmożone nawilżenie pochwy, obrzmienie sromu, powiększenie łechtaczki) utrzymujące się przez dłuższy okres czasu (godziny, a nawet dni) i nie zanikające samoczynnie. To pobudzenie fizjologiczne, odczuwane jako niepowiązane z żadnym subiektywnym poczuciem seksualnego podniecenia czy pożądania, nie daje się zredukować w wyniku przeżycia orgazmu (ani nawet wielu orgazmów). Co więcej, bodziec, który wywołuje pobudzenie nie musi być w żaden sposób seksualny. Sytuacje, które zaostrzają objawy także nie muszą mieć seksualnego charakteru, na przykład: siedzenie, ciąża, wibracje związane z jazdą konną, rowerem lub samochodem, czy noszenie obcisłych jeansów. Co gorsze, objawy nasilić może działanie, które wydawałoby się powinno pomóc, czyli - odbycie stosunku seksualnego! Badane kobiety próbowały na różne sposoby radzić sobie z uporczywymi symptomami. Do czynników mogących redukować niechciane pobudzenie zaliczyć można: stosowanie zimnych okładów, oddawanie moczu, umiarkowaną aktywność fizyczną nie powodującą dużego zmęczenia, opiekowanie się dziećmi, oraz, według niektórych kobiet... współżycie płciowe. Od 10 lat prowadzi się badania mające na celu analizę zjawiska, poznanie jego przyczyn, korelatów i rozpowszechnienia oraz ustalenie możliwych sposobów leczenia. Zaburzenie odróżniono od priapizmu (bolesnego, zwykle uporczywego, wzwodu) łechtaczki, promiskuityzmu, nimfomanii, seksoholizmu czy po prostu dużego temperamentu seksualnego, który sam w sobie nie jest 23

niczym złym i nie musi wiązać się z cierpieniem i upośledzeniem funkcjonowania społeczno-zawodowego. Zmieniono także nazwę na zespół przetrwałego pobudzenia genitalnego (ZPPG; ang. persistent genital arousal disorder, PGAD) ze względu na chęć podkreślenia prawdziwej natury schorzenia (jako czegoś zewnętrznego i niechcianego) oraz uniknięcia wartościowania. Co więcej, odkryto, że przypadłość ta może dotknąć kobiety w każdym wieku, bez względu na to, czy są nastolatkami, czy już od jakiegoś czasu przebywają na emeryturze oraz zwrócono uwagę na rolę kobiecych hormonów płciowych w zwiększaniu prawdopodobieństwa wystąpienia objawów: pojawiały się one bądź nasilały w okolicach miesiączki lub menopauzy. Rola czynników psychologicznych w etiologii zaburzenia opisywana była najczęściej w modelu poznawczym, przypominającym błędne koło: kobieta wykrywa u siebie spontaniczną reakcję genitalną, interpretuje ją jako negatywną lub nieodpowiednią, w związku z tą oceną odczuwa niepokój, co wpływa na wzrost aktywności współczulnego układu nerwowego, przez co skupia się jeszcze bardziej na reakcji genitalnej i zawęża swoją uwagę na doznania płynące z okolic pochwy (także w przyszłości będzie wyczulona na doznania dochodzące z tego obszaru). Z kolei skutki psychologiczne obejmowały m.in.: problemy z koncentracją, dystres, niepokój i depresję, problemy interpersonalne (w tym w związku partnerskim), czy konieczność przerwaMasz orgazm, nia pracy/nauki lub ale poczucie zmiany ich trybu. ulgi i odpręże Po śmierci dr nia wcale nie Leiblum jej prace nadchodzi, pokontynuuje złobudzenie wciąż żony z kilkunastu trwa... specjalistów różnych profesji zespół holenderskiego neuropsychiatry Marcela D. Waldingera. Do 2009 roku udało mu się zebrać i przebadać stosunkowo dużą, bo aż osiemnastoosobową, grupę kobiet zgłaszających wyszczegól-


nione przez zespół dr Leiblum objawy. Kobiety poddano szczegółowym wywiadom, badaniom krwi oraz poziomu hormonów, a ich mózgi oraz miednice przebadano przy pomocy EEG oraz MRI. Odkryto między innymi, że 55% z nich miało żylaki miednicy. Z czasem z tajemniczych objawów zaczął wyłaniać się bardziej systematyczny obraz zaburzenia. Dr Waldinger zauważył podobieństwo ZPPG do zespołu niespokojnych nóg (ZNG, ang. restless legs syndrome, RLS), który polega na występowaniu objawów zarówno czuciowych, jak i ruchowych. Osoba dotknięta RLS odczuwa przymus wykonywania ruchów nogami, który pojawia się po doświadczeniu dyskomfortu lub bólu w kończynach dolnych. Po potwierdzeniu hipotezy dotyczącej współwystępowania obu schorzeń, a także po dołączeniu do nich objawów trzeciego, także współwystępującego z nimi, zaburzenia - zespołu nadreaktywnego pęcherza (ang. OAB – overactive bladder), zmieniono nazwę z zaburzenia przetrwałego pobudzenia genitalnego na zespół niespokojnych genitaliów (ZNG; ang. restless genital syndrome, RGS). Za główną przyczynę ZNG uznaje się obecnie neuropatię nerwu łechtaczkowego, a pojawienie się symptomów zaburzenia bardzo czę-

sto koreluje ze zmianami hormonalnymi (grupa estrogenów) lub ze zmianami w stosowaniu/ dawkowaniu nowoczesnych leków antydepresyjnych należących do grupy SSRI (selektywnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny). Wykluczono udział czynników psychologicznych w powstawaniu zaburzenia, nadal jednak stanowią one ważny element tego zaburzenia: jako skutek odczuwanych objawów. W związku z odkryciem biologicznej przyczyny, leczenie skoncentrowano na medycznych interwencjach: cierpiącym pomagają zastrzyki (np. bupiwakaina o działaniu kilka razy silniej znieczulającym niż lidokaina), leki pod różnymi postaciami, na przykład klonazepam (benzodiazepina o działaniu uspokajającym, przeciwdrgawkowym, osłabiającym napięcie mięśniowe i o właściwościach serotoninergicznych), oxazepam (działający przeciwlękowo, łagodzący napięcie nerwowe i zwiotczający mięśnie, należący do grupy benzodiazepin) i tramadol (przeciwbólowy lek opioidowy, hamujący wychwyt zwrotny serotoniny i noradrenaliny) oraz przezskórna stymulacja nerwów (ang. TENS – transcutaneous electrical nerve stimulation). Obecnie znamy już nie tylko przyczyny nadmiernego pobudzenia genitalnego, ale także 24


wiemy, jak można je skutecznie łagodzić. „Odkrycie” i opisanie zjawiska pozwoliło poszerzyć wiedzę na temat kobiecej seksualności i rzucić nowe światło na kwestię spójności (czy raczej jej braku) fizyczno-psychicznego odczuwania podniecenia. Teraz należy już „tylko” rozpowszechnić wiedzę o zespole niespokojnych genitaliów, by pokazać kobietom, że odczuwanie niechcianego i nadmiernego pobudzenia nie musi bynajmniej świadczyć o tym, iż „coś z nimi jest nie tak”, tylko że może to być zaburzenie o podstawach fizjologicznych, niezależnych od ich woli, a w konsekwencji, tak samo jak z każdą chorobą, powinny zgłosić się z tym problemem do specjalisty (seksuologa, neurologa). Przy okazji można żywić nadzieję, że percepcja panów odnośnie „błogosławieństwa, jakim są ‘zawsze chętne’ panie” ulegnie zmianie. Bibliografia

Leiblum, S., Chivers, M. (2007). Normal and persistent genital arousal in women: New per spectives. Journal of Sex & Marital Therapy, 33, 357-373. Leiblum, S., Nathan, S. (2001). Persistent sexual arousal syndrome: A newly discovered pattern of female sexuality. Journal of Sex & Marital Therapy, 27, 365-380. Leiblum S, Seehuus M, and Brown C. (2007). Persistent genital arousal: Disordered or normative aspect of female sexual response?. Journal of Sexual Medicine, 4, 680–689. Leiblum, S., Seehuus, M., Goldmeier, D., Brown, C. (2007). Psychological, medical, and pharmaco logical correlates of persistent genital arousal disorder. Journal of Sexual Medicine, 4, 1358- 1366. Sławek, J., Boguscki, A. (2008). Zespół niespokojnych nóg. Poznań, Termedia Wydawnictwo Medyczne

Amsterdam, A., Abu-Rustum, N., Carter, J., Krychman, M. 2005). Persistent sexual arousal syndrome associated with increased soy intake. Journal of Sexual Medicine, 2, 338-340.

Waldinger, D., van Gils, P., Ottervanger, H., Vandenbrou cke, W., Tavy, D. (2009). Persistent genital arousal disorder in 18 Dutch women: Part I. MRI, EEG, and transvaginal ultrasonography investigations. Journal of Sexual Medicine, 6, 474–481.

Basson, R., Leiblum, S., Brotto, L., Derogatis, L., Forcroy, J., Fugl-Meyer, K., Graziottin, A., Heiman, J., La an, E., Meston, C., Schover, L., van Lankved, J., Schultz, W. (2004). Revised definitions of women’s sexual dysfunction. Journal of Sexual Medicine, 1, 1, 40-48.

Waldinger, M., Schweitzer, D. (2009). Persistent genital arousal disorder in 18 Dutch women: Part II—A syndrome clustered with restless legs and overactive bladder. Journal of Sexual Medicine, 6, 482–497.

Battaglia, C., Venturoli, S. (2009). Persistent Genital Arousal Disorder and trazodone. Morphometric and vascular modifications of the clitoris. A case report. Journal of Sexual Medicine, 6, 2896– 2900.

Waldinger, M., Venema, P. L., van Glis, P., Schweitzer, D. (2009). New insights into restless genital syn drome: static mechanical hypersthesia and neuro pathy of the nervous dorsalis clitoridis. Journal of Sexual Medicine, 6, 2778–2787.

Błażejewska, A., Lew-Starowicz, Z., Bińkowska, M. (2008). Priapizm łechtaczki i zespół przetrwałego podniecenia seksualnego u kobiet. Przegląd Me nopauzalny, 1, 46-48. Bogucki, A. (2010). Zespół niespokojnych nóg, Warszawa: Wydawnictwo Lekarskie PZWL Darewicz, B., Skrodzka, M., Kudelski, J., Malczyk, E. (2007). Zespół przetrwałego pobudzenia seksual nego. Seksuologia Polska, 5, 1, 9-12. Leiblum, S. (2006). Persistent genital arousal syndrome: What it is and what it isn’t. Contem prorary Sexuality, 40, 10, 8-13.

25


ASEKSUALNOŚĆ -

NOWA ORIENTACJA, BRAK ORIENTACJI CZY ZABURZENIE? Joanna Kołak

Wszyscy doświadczamy, bądź powinniśmy być zdolni do doświadczania, seksualnego pożądania. Wszyscy wszak jesteśmy osobami seksualnymi, jak głosi podstawowe założenie dotyczące seksualności człowieka. Kiedy odczuwamy pociąg seksualny przede wszystkim lub jedynie w kierunku osób przeciwnej płci, możemy się określić jako osoby heteroseksualne. Kierując pożądanie ku osobom tej samej płci, będziemy skłonni zaliczać się do osób homoseksualnych. Kiedy w podobnym stopniu pociągają nas zarówno osoby przeciwnej, jak i tej samej płci, znajdziemy dla siebie miejsce w grupie osób biseksualnych. Jest to dość przejrzysta i, wydawałoby się, trafna klasyfikacja, odzwierciedlająca potrzeby i wymagania człowieka jako istoty seksualnej. Ale czy na pewno? Istnieje duża (i stale rosnąca) grupa osób, która na pytanie „Do której płci odczuwasz fizyczny pociąg?” czy też „Która płeć pojawia się najczęściej w Twoich fantazjach seksualnych?” odpowiedziałaby ze wzruszeniem ramion: „W zasadzie nigdy nie zdarza mi się odczuwać pociągu fizycznego”. Czy możemy zatem porwać się na podważenie podstawowego założenia o seksualności człowieka, przypisującego każdemu z nas zdolność do odczuwania seksualnego pożądania? Czy obok ludzi hetero-, homo- i biseksualnych, powinna fi-

gurować także odrębna kategoria dla osób aseksualnych? Choć zdarza się to u nich rzadziej, niż u innych osób, aseksualni mogą (choć nie muszą) doświadczać fizjologicznych aspektów pobudzenia seksualnego; są zdolni do przeżywania erekcji lub lubrykacji. Mogą podejmować dowolnie ukierunkowane (także autoerotycznie) zachowania seksualne, a patrząc przez pryzmat tego ukierunkowania, możliwe jest w zasadzie określanie ich jako hetero-, bi- lub homoseksualnych. Nierzadko zdarza się też, że wchodzą w romantyczne związki, doświadczają atrakcyjności erotycznej i emocjonalnej drugiej osoby. Granice tej „kategorii” są bardzo płynne, a pojęcie wciąż nie doczekało się dokładnego zdefiniowania. Chyba najbezpieczniejszym określeniem tej grupy jest stwierdzenie, że jest ona bardzo różnorodna. Czy w takim razie jest coś, co łączy wszystkie aseksualne osoby? Owszem. Brak odczuwania pociągu seksualnego. Tak więc nasz znajomy, będący w wieloletnim związku ze swoją dziewczyną, którą kocha i uważa za fizycznie atrakcyjną, godzący się bez większych problemów na współżycie z nią, w trakcie tego współżycia osiągający nawet erekcję, może – zupełnie słusznie - uważać się za osobę aseksualną. Wystarczy, że przyzna się do 26


nieodczuwania seksualnego pożądania. Ani względem swojej dziewczyny, ani względem żadnej innej osoby. Byłby to, co prawda, statystycznie mniej prawdopodobny w całej populacji osób aseksualnych przypadek, ale wciąż możliwy. Wokół aseksualności, która do tej pory nie doczekała się jednej spójnej definicji, rosną wciąż spory i koncentrują się debaty specjalistów z różnych dziedzin. Czy zasługuje na uznanie jej za orientację seksualną? Na ile bierze się ze zwykłego braku zainteresowania seksem per se, a na ile wynika z zaburzeń – osobowości, lękowych czy też złych doświadczeń w sferze seksualnej z przeszłości? Czy sama w sobie spełnia kryteria zaburzenia? Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku Myra Johnson napisała artykuł o aseksualnych i autoerotycznych kobietach. Jako pierwsza zdawała się ona dostrzec i omówić w przekazie naukowym kwestię aseksualności jako preferencji oraz świadomie i dobrowolnie wybranego stylu życia. Publikacja

Trzy lata później, w 1980 roku, Michael Storms z Uniwersytetu w Kansas, proponując osiowy podział tożsamości seksualnych, wyodrębnił aseksualność jako czwartą orientację. Analizując wyniki swoich badań nad liczbą fantazji seksualnych, dużą uwagę na istnienie osób biseksualnych, które zajmują wysokie miejsce na obydwu kontinuach – osi hetero- i homoseksualności. A jeśli orientacja danej osoby to „suma” tych dwóch osi, powinno się także uwzględnić w klasyfikacjach osoby, które na obydwu wymiarach uzyskują niskie wyniki. Storms nazwał je aseksualnymi, a jego koncepcja zdawała się dobrze uzupełniać wcześniej konstruowane skale, w tym słynną skalę używaną przez Alfreda Kinsey’a. Z uwagi na to, że badacz koncentrował się jedynie na fantazjach swoich badanych, kategoria osób aseksualnych w jego klasyfikacji nie wykluczała braku zainteresowania romantycznym związkiem, doświadczania atrakcyjności romantycznej i emocjonalnej innej osoby,

ta miała uświadomić społeczeństwu, że kobiety niedoświadczające pożądania seksualnego, bądź wolące realizować je na drodze masturbacji, nie powinny spotykać się z potępieniem, a ich sposób wyrażania swojej seksualności - z nieakceptowaniem i nieuznawaniem za równoważny z powszechnie przyjętym.

czy też zdolności do doświadczania fizjologicznych aspektów pobudzenia z ich strony. Na początku XXI wieku, pojęcie aseksualności spopularyzował Anthony Bogaert, profesor z Uniwersytetu w Brock. Na podstawie badania ankietowego ujawnił on, że ponad 1% społeczeństwa w Wielkiej Brytanii nigdy nie odczuwało pociągu

27


seksualnego do nikogo. Była to przełomowa publikacja, jeśli zauważyć, że znacznie zwiększyła ona świadomość społeczną zjawiska. Bogaert szukał korelatów aseksualności z zewnętrznymi cechami jednostki oraz z jej charakterystykami osobowościowymi. Grupa ta różniła się według niego od grupy osób nieaseksualnych niższym wzrostem, gorszym zdrowiem, większą wagą, częstszym angażowaniem się w praktyki religijne, późniejszym (w toku życia) rozpoczynaniem aktywności seksualnej i rzadszym jej podejmowaniem oraz mniejszą liczbą partnerów. Najbardziej interesującym wnioskiem, wypływających z badania Brytyjczyka, była jednak różnica w obrębie płci – liczba aseksualnych kobiet i mężczyzn pozostawała bowiem w proporcji nieco większej niż dwa do jednego. Dysproporcję tę widać w prawie wszystkich kolejnych badaniach nad aseksualnością. Przyczyną takiego stanu rzeczy wydaje się być konstruowanie tradycyjnych kategorii ludzkich zachowań seksualnych (i seksualności w ogóle) bardziej pod kątem mężczyzn, w sposób nie odzwierciedlający kobiecych doświadczeń. Wydaje się bowiem, że obowiązujące wzorce i definicje reaktywności seksualnej faworyzują mężczyzn i ich sposób przeżywania podniecenia; nie odzwierciedlają natomiast doświadczenia seksualnego kobiet. Najlepiej świadczy o tym nietrafność ogólnie przyjętego cyklu reakcji seksualnej (pożądanie-podniecenie-plateau-orgazm-odprężenie) w odniesieniu do przeżyć kobiet. Kobiety mają także większe problemy z rozpoznawaniem swojego pobudzenia seksualnego, nawet mimo jego wyraźnych komponentów fizjologicznych. Z tej przyczyny aseksualność może znaczyć co innego dla kobiety (niedoświadczanie psychologicznych aspektów pobudzenia, mimo wzorców reakcji fizjologicznych) i dla mężczyzny (brak pobudzenia seksualnego zarówno na poziomie fizjologicznym, emocjonalnym, jak i poznawczym). Osoby aseksualne masturbują się niemal równie często, jak osoby spoza tej grupy, ale inne aktywności seksualne występują u nich dużo rzadziej. Analizując jakość ich zachowań seksualnych, dostrzec można interesujące prawidłowości. Okazuje się, że nie postrzegają oni masturbacji jako aktywności seksualnej - służy ona raczej roz-

ładowaniu, nieokreślonego jako seksualne, pobudzenia, a podejmowanie współżycia z partnerem wyjaśniają motywami pozaseksualnymi. Uprawiają seks, bo chcą sprawić przyjemność nieaseksualnemu partnerowi lub też z po prostu z ciekawości. Opisując swoje doświadczenia seksualne, prowadzą zdystansowaną narrację, używają wręcz technicznego, pozbawionego zabarwień emocjonalnych, języka. Możemy próbować dopatrywać się u osób aseksualnych znamion patologii, szczególnie, kiedy porównamy to zjawisko do wyodrębnionych w klasyfikacjach chorób pozycji. Za przykład niech posłuży hypoactive sexual desire disorder, HSDD – zespół obniżonego popędu płciowego, które charakteryzuje się brakiem zainteresowania seksem. Jednak tym, co odróżnia osoby aseksualne od tych, u których możemy dopatrzeć się zaburzeń, jest brak poczucia dyskomfortu spowodowanego „przypadłością”. Często osoby te podkreślają, że dobrze czują się ze swoją orientacją, są z niej zadowolone. Na portalu www.asexuality. org – największej internetowej społeczności osób aseksualnych, użytkownik, podpisujący się pseudonimem RainbowAmoeba, stwierdza nawet, że odkrycie i zaakceptowanie swojej aseksualności, pozwoliło mu zrozumieć, kim tak naprawdę jest i czego chce od życia. Osób zdających się w pełni akceptować swoją aseksualność jest wiele, a niektórzy – jak wspomniany wyżej użytkownik – uważają nawet, że to najlepsze, co im się zdarzyło. Niemniej jednak, na pewno nie są odosobnione przypadki osób, które z powodu swojej aseksualności czują się niezrozumiane, wykluczone i muszą się borykać z uprzedzeniami ze strony społeczeństwa. Czy jednak aseksualność jest czwartą orientacją? Dotychczasowe dane nie czynią nas bliższymi odpowiedzi na to pytanie, a raczej otwierają pole do dyskusji i dalszych badań, chociażby poprzez poznawanie perspektyw osobistych osób deklarujących się jako aseksualne. Na portalu AVEN, dość interesująco komentuje kwestię swojej seksualności pewna kobieta, autorka artykułu „The Top Ten Responses to Asexuality”. Co jest charakterystyczne dla członków społeczności AVEN, sprzeciwia się ona kategorycznie opiniom, które traktują aseksualność jako brak orientacji. Suge 28


ruje, że trafniejsze byłoby określenie „orientacja braku”, oznaczające brak obiektu seksualnego, ku któremu ukierunkowywałaby się osoba aseksualna. Dalej, anonimowa autorka pisze, że irytują ją sugestie, jakoby wybrała definiowanie siebie jako aseksualnej, ponieważ nie miała powodzenia wśród mężczyzn, była wykorzystywana w dzieciństwie, jest w jakiś sposób zaburzona bądź nie spotkała jeszcze odpowiedniej osoby. Ma dosyć wybierania zwykle z dostępnych opcji: „biseksualna”, tylko dlatego, że spośród trzech powszechnie akceptowanych „najbliżej” jej do tej właśnie. Twierdzi, że owszem – „lubi” obydwie płci w swoim łóżku na równi. Czyli…wcale. Bibliografia Bogaert, A. F. (2004). Asexuality: Prevalence and Associated Factors in a National Probability Sample. The Journal of Sex Research, 41, 3, 279-287 Cerankowski, K. J., Milks, M. (2010). New Orientations: Asexuality and Its Implications for Theory and Practice. Feminist Studies. 36, 3, 650-664 Mijas, M. (2011). Brak orientacji czy orientacja braku? Kilka kontrowersji wokół kategorii aseksualności. W: Iniewicz, G., Mijas, M. (red). Seksualność człowie ka. Wybrane zagadnienia. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Melby, T. (2005). Asexuality Gets More Attention, But Is It a Sexual Orientation? Contemporary Sexuality. 39, 11, 1-5 http://www.youthnetsouthampton.org.uk/breakout/page. php?key=measuringsexuality#storms http://stats.psychiatryonline.com/content.aspx?aID=9899 &searchStr=marital+therapy http://www.asexuality.org/home/

29


RATUNKU, CZY JESTEM ZBOCZONY?! Krzysztof Kasparek

Wielu z nas miewa czasami wątpliwości dotyczącego tego, czy sposób w jaki zaspokajamy nasze seksualne pragnienia (a czasem sama ich treść), jest „normalny”, albo jak kto woli „nie zboczony”. Internet, prasa kolorowa i skrzynki mailowe seksuologów pełne są pytań osób niepewnych tego, czy fakt, że marzą o tym by w trakcie stosunku podduszać się paskiem, przebrać się w strój szkolnej uczennicy, czy wziąć udział w pozorowanym gwałcie, kwalifikuje je

do leczenia, a przynajmniej powinien wzbudzić ich niepokój. Z pomocą dla nich przeszło 30 lat temu przyszedł wybitny polski seksuolog Kazimierz Imieliński, który opracował sposoby rozumienia normy seksualne. (tabelka) Uzbrojony w nie czytelnik może wraz z autorem tekstu spróbować udzielić odpowiedzi na pytanie o „normalność” trzech wybranych nietypowych zachowań seksualnych.

Normy w seksuologii 3 poziomy normy seksualnej wg Imielińskiego: 1

2

3

Optymalną

zachowania seksualne pożądane z pkt. widzenia jednostki i społeczeństwa

Akceptowalna

zachowania seksualne niekoniecznie warte propagowania, lecz nie ograniczające rozwoju osobniczego człowieka i nie utrudniające nawiązywania głębokiej więzi międzyludzkiej

Tolerowana

praktyki i zachowania ograniczające rozwój jednostki i możliwość nawiązywania więzi, ale mimo to istnieje przy nich możliwość znalezienia partnera i prowadzenie z nim harmonijnego życia seksualnego

30


Norma partnerska H. Giesego (zmodyfikowana przez Imielińskiego ) relacje seksualne są nawiązywane świadomie, w oparciu o relacje partnerskie, a nie jednostronną zależność

1

Dojrzałości

2

Obustronnej akceptacji

3

Dążenia do obustronnej praktyki seksualne mają w zamierzeniu sprawiać przyjemność rozkoszy obojgu osób

4

Nieszkodzenie zdrowiu

5

Nieszkodzenie innym ludziom

Przypadek 1 […] Znajduję dziewczynę, która mi się podoba często na ulicy. Od rana obserwuję klatkę w bloku i czekam, aż będzie sama w domu. Staje przed drzwiami i masturbuje się. W kluczowym momencie, kiedy czuję, że zbliża się wytrysk, dzwonię do drzwi. […] To żmudna praca znaleźć ładną dziewczynę, czekać pod jej drzwiami po 2 dni żeby została sama. Najbardziej podnieca mnie to, co może się zdarzyć potem. […] A marzę o tym i podnieca mnie to najbardziej, że w końcu którejś się spodoba i zaprosi mnie do środka. Czy powinienem zgłosić się do lekarza? Andrzej 27 lat. […]” Powyższy przypadek zapewne wzbudza słuszny niepokój większości czytelników. Przed rozpatrywaniem go w perspektywie seksuologii należy zauważyć, że autor listu swoim zachowaniem wchodzi w kolizję z prawem popełniając wykroczenie przeciwko moralności publicznej (art. 140 Kodeksu Wykroczeń). Z punktu widzenia seksuologii ten nietypowy wzór zachowania z pewnością nie spełnia poziomu normy optymalnej i akceptowalnej. Czy możliwe jest podciągniecie go pod zakres normy tolerowanej? Czysto hipotetycznie można sobie wyobrazić, że gdzieś tam istnieje kobieta zainteresowana tego rodzaju grą wstępną. Jednak, sposób jakiego Andrzej używa do poszukiwania „tej jedynej” sprawia, że znalezienie takiej osoby jest bardzo mało 31

prawdopodobne. W przypadku normy partnerskiej, nie spełnione pozostają postulaty dojrzałości, obustronnej zgody, dążenia do obustronnej rozkoszy, oraz nieszkodzenia innym ludziom. Warto też zwrócić uwagę na bardzo charakterystyczne zniekształcenia sposobu myślenia Andrzeja, wedle których łudzi się, że któraś z zaskoczonych przez niego kobiet zaprosi go do siebie w przypływie fascynacji. Przypadek 2. Mam pytanie, chodzi o moją dziewczynę , […] chce żebym oddawał mocz na jej piersi, twarz itp., tzn. chce ale ja sie nie godzę na takie perwersje... […] raz zmusiłem się do czegoś takiego i poczułem jakbym miał dziwkę zamiast dziewczyny którą kocham. Nie chcę jej tak poniżać, a ona tego pragnie, dla niej to takie normalne, aż boje sie że mnie rzuci, że będzie chciała czegoś więcej od partnera a ja jej tego nie daję. Czy powinienem dać jej to czego chce? Czy nie jest to chore? - Robocop „Robocop” opowiadając swoją historię pyta o 2 ważne aspekty. Pierwszy dotyczy tego, czy schemat zachowań seksualnych jego wybranki mieści się kategoriach normy, na co może odpowiedzieć mu seksuolog. Drugi (zapewne ważniejszy dla niego), to czy powinien przystosować się do wymagań partnerki. Na to pytanie przede wszystkim musi odpowiedzieć sobie sam, a seksuolog może tu jedynie


pełnić funkcję pomocniczą. Przypadek ten warto rozpatrywać głównie w perspektywie normy partnerskiej. Narzuca się tu kolizja z wymogiem obustronnej akceptacji, gdyż fantazje seksualne jednego z partnerów przez drugiego uznawane są za perwersyjne i odrażające. Oczywiście nie oznacza to jeszcze tego, że seksualność partnerki „Robocopa” ma formę patologiczną, a jedynie to, że niektóre z jej przejawów są niedopasowane do ich związku. Aby móc dokładnie odpowiedzieć na pytanie dotyczące „normalności” tego typu zachowań seksualnych należy dodatkowo określić, czy stanowią one jeden z wielu sposobów osiągania przez nią zaspokojenia seksualnego, czy wręcz przeciwnie; są one jedynym lub głównym sposobem osiągania go. W przypadku gdy jest to jedyny lub główny sposób, istnieje ryzyko, że jest to przejaw występowania zaburzeń preferencji seksualnych w postaci urofilii, czyli sytuacji w której głównym źródłem zaspokojenia seksualnego jest kontakt z moczem partnera. „Robocop” wspomina także o niechęci do upokarzaniu partnerki. Potwierdza to wskazywany przez niektórych badaczy związek urofilii z masochizmem seksualnym tj. czerpaniem przyjemności seksualnej z sytuacji doświadczanego poniżenia, degradacji oraz cierpienia fizycznego i psychicznego. Jeżeli natomiast jest to jedynie jednym z wielu możliwych sposobów osiągania satysfakcji seksualnej przez partnerkę „Robocopa”, które umożliwiają parze satysfakcjonujący seks, nie będzie on nosił znamion patologii. Rozpatrując to zachowanie indywidualnie z perspektywy poziomów normy seksuologicznej, można przypisać je normie tolerowanej, tj. istnieje możliwość znalezienia partnera, realizującego się seksualnie w komplementarny sposób. Przypadek 3. „Jeżeli ma ktoś ochotę, to niech napisze co by zrobił z moją narzeczoną. Czekam na odważne długie historie z pełną aranżacją i zwrotami akcji (nie tylko łóżko, ale też jak się poznaliście, pierwsze spotkanie, drugie spotkanie itp.) Jest szansa, że wybierze jakieś opowiadanie i zdecyduje się zrobić tak jak było to opisane. Wszystkie jej przekażę i jej doradzę jak będzie tego chciała... Dla zainteresowanych prześlę zdjęcie mailem. – Adam Wyżej opisany rzadki wzór osiągania satysfakcji seksualnej, Imieliński określił jako kandaule-

zizm, (potocznie cuckold), tj. osiąganie satysfakcji seksualnej poprzez pokazywanie innym osobom obnażonego partnera, jego zdjęć, a także bycia świadkiem jego stosunków seksualnych z obcymi osobami. Rozpatrując to zachowanie w kategoriach poziomów normy seksuologicznej, można umieścić je w granicach normy tolerowanej, ponieważ mimo tego, że wymóg obecności osób trzecich utrudnia nawiązanie głębokich relacji międzyludzkich, istnieją stabilne związki preferujące tego typu zachowania. Aby ocenić postępowanie Adama w perspektywie normy partnerskiej, należy zdobyć kilka dodatkowych informacji. Po pierwsze, czy jego partnerka rzeczywiście jest świadoma tego, co się dzieje. Po drugie, czy czuje się ona komfortowo w tej sytuacji i czy jest ona również dla niej źródłem przyjemności seksualnej. Jeżeli obie odpowiedzi brzmią twierdząco, a para uważa, że ten sposób postępowania pomaga im w realizowaniu się i nie krzywdzą przy tym osób trzecich, zachowanie można uznać za mieszczące się w granicach normy partnerskiej. W przypadku gdy partnerka Adama nie wie, że rozsyła on jej zdjęcia, dzieje się to wbrew jej woli albo byłoby to dla niej źródłem przykrości i cierpienia, nie można mówić już o zachowaniu normy partnerskiej, a dodatkowo, jeżeli zdjęcia które rozsyła Adam przedstawiają partnerkę nago, popełnia on przestępstwo z art. 191a. Podsumowując, osoby zastanawiające się nad tym czy sposoby osiągania przez nie satysfakcji seksualnej są „normalne”, powinny przede wszystkim zadać sobie pytanie o to, czy uwzględniają w nich swojego partnera, jego potrzeby i dążenia, a także czy nie krzywdzą przy tym osób postronnych. Warto również zastanowić się tu nad długofalowymi konsekwencjami jakie mogą przynieść tego typu zachowania, co pomoże uniknąć rozczarowania w przyszłości. Prezentowane przypadki pochodzą z ksiązki A. Depko „Pytania do Seksuologa” (1) oraz strony www.forumo2.pl (2 i 3) Źródła: Depko A., (2005) Pytania do seksuologa, Hachette Livre Polska sp. z o.o., Warszawa Imieliński, K. (1986). Zarys seksuologii i seksiatrii. Warsza wa: Polski Związek Wydawnictw Lekarskich.

32


Doniesienia z Badań

Różnice międzypłciowe w przypadkowych kontaktach seksualnych? Artykuł - nawiązujący do znanej pracy Clark’a and Hatfield „Gender differences in receptivity to sexual offers” z 1989 roku – to dogłębna analiza czynników, mogących mieć wpływ na różnice w akceptacji przypadkowych kontaktów seksualnych przez mężczyzn i kobiety. Na podstawie przeprowadzonych czterech quasi-eksperymentów Conley wykazała, że uzyskane przez Clark’a and Hatfield wyniki nie wykazują właściwie różnic międzypłciowych w preferencjach kontaktów seksualnych; wynikały one raczej z różnic w postrzeganiu pomocniczek i pomocników eksperymentatora, którzy składali uczestniczącym w badaniu mężczyznom i kobietom propozycje kontaktu seksualnego. Perceived Proposer Personality Characteristics and Gender Differences in Acceptance of Casual Sex Offers Terri D. Conley - University of Michigan Journal of Personality and Social Psychology, 100(2), Feb, 2011. s. 309-329

Zebrał i opracował Paweł Podolski

Mniej kobiet - większe koszty W przypadku niedoboru kobiet w otoczeniu, mężczyźni są skłonni więcej wydawać, aby je zdobyć - donosi zespół Griskeviciusa w styczniowym „Journal of Personality and Social Psychology”. Badacze analizowali zachowania finansowe mężczyzn i kobiet w zależności od proporcji płci w otoczeniu. Choć ograniczenia metodologiczne nakazują ostrożność wobec tych doniesień, doszli oni do wniosku, że samce ssaków są z reguły bardziej skłonne do rywalizacji w przypadku niedoboru kobiet; mężczyźni rywalizują o dostęp do potencjalnej partnerki 33

poprzez pieniądze, status, posiadane mienie. Co ciekawe - kobiety, choć nie przejawiają zmian w zachowaniach finansowych, to w sytuacji niedoboru przedstawicielek swojej płci oczekują od mężczyzn, że wydadzą oni na nie więcej pieniędzy. The financial consequences of too many men: Sex ratio effects on saving, borrowing, and spending Griskevicius, Vladas, Tybur, Joshua M., Ackerman, Joshua M., Delton, Andrew W., Robertson, Theresa E. i White, Andrew E. Journal of Personality and Social Psychology, 102(1), Jan, 2012. s. 69-80


Nowości Wydawnicze

PSYCHOLOGIA NIE TYLKO AKADEMICKA, CZYLI CO WARTO PRZECZYTAĆ PO GODZINACH? Księgarniane półki wybadała Agata Korczak

„ISTOTA CZŁOWIECZEŃSTWA” MICHAEL GAZZANIGA WYDAWNICTWO SMAK SŁOWA, 2011

„LICZENIE BARANÓW” PAUL MARTIN WYDAWNICTWO MUZA 2011

Co czyni człowieka wyjątkowym? W zbiorze esejów „Istota człowieczeństwa” jeden z pionierów w dziedzinie neurobiologii odkrywa, jak ewolucyjnie ukształtowała się najbardziej unikalna właściwość homo sapiens – myślenie. Gazzaniga nie stroni od trudnych tematów, na przykład dlaczego wytworzenie sztuki jest charakterystyczne tylko dla naszego gatunku? Być może aktywność twórcza uczy hipotetycznego myślenia, które ma wartość adaptacyjną poprzez umożliwienie unikania niebezpieczeństwa. W ostatnim rozdziale książki zostają podjęte rozważania, czy postęp w dziedzinie nauki, związany z wszczepianiem implantów mózgowych czy modyfikowaniem DNA może uczynić nas czymś więcej niż ludźmi? Gazzaniga porusza kontrowersyjne kwestie bioetyczne – czy odkrycie genu odpowiedzialnego na przykład za cukrzycę lub wady serca nie doprowadzi do wczesnego eliminowania wadliwych embrionów? Fascynujące zagadnienia ewolucji, rozwoju i przyszłości mózgu człowieka w popularnonaukowym ujęciu, okraszone wynikami badań i wieloma anegdotami od niedawna są dostępne dla polskiego czytelnika dzięki wydawnictwu Smak Słowa. Po tę pozycję naprawdę warto sięgnąć – dla kognitywistów i laików!

W nowej książce Paula Martina zawarte są najświeższe ustalenia naukowe na temat snu – tajemniczego stanu, o którym tak naprawdę niewiele wiemy. Książka ciekawa zarówno dla specjalistów, jak i dla laików. Napisana barwnym językiem, w ciekawy sposób dostarcza fachowej wiedzy popartej doświadczeniami z dziedziny psychologii i neurobiologii. Profesjonalne odwołania przerywają liczne anegdoty, zaś każdy rodział poprzedza literacki cytat – np. z Shakespeare`a, Dickensa. Autor, profesor biologii behawioralnej w Cambridge, podkreśla, że w dzisiejszych czasach sen jest widziany jako „oznaka bezwartościowości, a nieustanna aktywność to znamię wysokiego statusu i sukcesu.” Sam przeciwstawia się takiemu podejściu, podkreślając wartość snu dla zdrowia i jakości życia. Powiedzenie „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” odchodzi do lamusa - „śpij tyle, ile potrzebujesz, i wtedy, kiedy potrzebujesz” – twierdzi Paul Martin. Krzepiąca lektura nie tylko dla śpiochów!

„NAMIĘTNOŚCI” W. ŁUKASZEWSKI, A. KOLAŃCZYK, T. MARUSZEWSKI, A. STRUŻYŃSKA-KUJAŁOWICZ I T. ZALAŚKIEWICZ WYDAWNICTWO SMAK SŁOWA, 2011

Autorzy, nazwani przez redaktora Bugalskiego w radiowej audycji Klubu Trójki „śmietanką polskiej psychologii”, podejmują trudny temat namiętności. Zagadnienie szeroko obecne w kulturze, wydaje się być mało popularne w psychologii ze na trudność jego badania. Potoczne pytanie „mózg czy serce” jest już raczej zdezaktualizowane. Namiętności bowiem zawierają w sobie także elementy rozsądku, ułatwiające interpretowanie rzeczywistości i podejmowanie decyzji. Jaki jest stan współczesnej wiedzy psychologicznej na temat tego typu silnych emocji? Co możemy powiedzieć o tym, co nadaje życiu smak – władzy, miłości, przyjemności? I dlaczego Tomasz Maruszewski twierdzi, że w dzisiejszych czasach namiętności ulegają spłyceniu? Wiele kontrowersyjnych tez, ciekawych odkryć i badań – to wszystko znajdziecie w tej książce. Warto skonfrontować naukową wiedzę z własnymi doświadczeniami i przekonaniami na ten temat. Być może lektura książki „Namiętności” ułatwi odpowiedź na nasuwające się i dość aktualne pytanie, które chyba wszyscy zadawali sobie 14 lutego – skąd się bierze wszechobecne szaleństwo na punkcie Dnia Świętego Walentego?

34


Horoskop w szklaną kulę zajrzeli dla Was Astralne Oko i Wyparte Pragnienia

35

Baran (21.III - 20.IV): Mars jaśnieje w Twoim znaku przez cały semestr, więc dalej będziesz prowadził swe podboje. Nawet jeśli obrócą się przeciwko Tobie i tak będziesz parł do przodu. Nie przejmuj się - to nie brak intelektu, to po prostu dysfunkcja kory przedczołowej. Jak weekend to tylko Podlasie - nic nie koi Twoich nerwów lepiej, niż puste przestrzenie i żubry. Romans z Bykiem to może być jazda bez trzymanki! Nie bądź baran, noś czapkę, gdy zimno.

Byk (21.IV - 21.V): Kosmos sprzyja powodzeniu Twoich planów w nowym semestrze. Nów w Rybach może pomóc rozwiązać problemy finansowe, choć nie licz na dodatkowe stypendia i zajmij się uczciwą pracą. W drugiej połowie roku wejdziesz w egzaminy jak w masło, co nie znaczy, że możesz osiąść na laurach. Wszak poprawka z rozwojówki już za niecały rok... Nie odwracaj wzroku jeśli jakaś ekstrawertyczna Panna puści Ci oko. Dbaj o nerki.

Bliźnięta (22.V - 20.VI): Nowy semestr będzie dla Ciebie niespokojny, ale przecież każdy rasowy Bliźniak lubi przygody i nie cierpi nudy! W maju Wenus będzie silnie świecić w Twoim znaku, więc jeśli wiosenna miłość, to tylko na Mazurach. W finansach Saturn będzie Ci sprzyjał, lecz jeśli chcesz grać w totka, to tylko w nieparzyste soboty możesz liczyć na łut szczęścia. Związek z neurotycznym Wodnikiem może przynieść tylko komplikacje. Ćwicz pamięć roboczą.

Rak (21.VI - 22.VII): Neptun wspiera Cię w Twoich planach, co nie znaczy, że możesz dalej trzaskać drzwiami w sekretariacie. Niezależnie od tego, jaką pracę podejmiesz, i tak wszystko rozhulasz jak co roku w Juwenalia, więc może odpuść sobie zarobkowanie i poświęć się złapaniu ugodowej Wagi. Skup się też na swoim zdrowiu, inaczej szybko powrócisz na I rok. Urlop w Ciechocinku to dobry pomysł na dziekankę.

Lew (23.VII - 22.VIII): Słońce i Saturn będą w opozycji, co wieszczy ciężkie czasy dla Ciebie. Zawieś na kołku swój urok Casanovy i skup się na systematycznym podboju nieśmiałych Ryb. W drugiej połowie roku dobry interes z Baranem może pomścić Twe porażki w starciu z Piaget i Wygotskim. Tydzień w Chałupach to najlepszy pomysł na przedłużony weekend majowy. Dbaj o swoje złote loki, gdyż w nich jest siła lwa!

Panna (23.VIII - 22.IX): Ten semestr będzie trudny dla Ciebie, ale czy któryś był łatwy dla porządnych Panien? W poniedziałki Merkury jasno świeci w Twoim znaku, więc wizyty w Carpe mogą być dobrym pomysłem. Przynajmniej nie zbankrutujesz. Na długi weekend polecamy Łódź - tamtejszy rozpiernicz uzdrowi Twoje kompulsywne porządkowanie. Nie odrzucaj zalotów rączego Koziorożca! Rób tak dalej, a wkrótce zostaniesz starą Panną!


Horoskop

Waga (23.IX – 23.X): Nadchodzący semestr niestety nie będzie dla Ciebie zbyt łaskawy. Wyjątkowo niesprzyjająca koniunkcja Plutona i Jowisza napompuje Twój neurotyzm i znacznie zawyży ugodowość. Jeżeli musisz w tym czasie wypełniać którąś z wielkich piątek - zgódź się jedynie na wersję Szaroty! Unikaj Baranów i Wodników - bez większych skrupułów wykorzystają Twoje słabsze chwile, wzmacniając Twoją lękowość.

Skorpion (24.X - 21.XI): Nie przejmuj się kursami, na które Cię nie przyjęto - wcale nie są aż tak bardzo ciekawe; znacznie mniej niż te, na które zaczniesz uczęszczać. Ostatnie 2 tygodnie marca to dla Ciebie dobry czas, by zanieść podanie do sekretariatu. Koniunkcja Ziemi i Marsa wyjątkowo sprzyja Twoim planom badawczym. Zadbaj o losowy dobór próby, a wszystkie korelacje staną się istotne. Oddając raport z poznawczej, wystrzegaj się Barana - będzie się czepiał każdego przecinka.

Strzelec (22.XI - 21.XII): Mimo tego, że Twoja inteligencja emocjonalna i poziom empatii odnotują w tym semestrze drobny kryzys, znacznie poprawi się funkcjonowanie kontroli poznawczej. Wykorzystaj to mądrze i oddaj w terminie wymagane prace. Zapomnij o warunkowaniu psychotyków (zwłaszcza Lwa i Koziorożca). Maj to dobra pora na to, by zobaczyć, co słychać o Byka i Wodnika.

Koziorożec (22.XII - 19.I): Nie martw się zawiłą sytuacją emocjonalną. Układ pierścieni Saturna dokona w niej gwałtownego zwrotu w kwietniu. Ugodowość i sumienność w tym semestrze zapewnią Ci Skorpiony. Po poszukiwanie doznań udaj się do Lwów. Od marca do maja nie przejmuj się z zbytnio etyką, czas na to przyjdzie w czerwcu. W juwenalia nie baw się w dyskontowanie przyjemności - bierz wszystko od razu!

Wodnik (20.I - 18.II): Semestr letni to dla Ciebie niebezpieczny okres. Układ Wenus – Ziema – Uran będzie wyjątkowo silnie oddziaływał na Twoją korę orbitofrontalną i pole Wernickego. Pomyśl 3 razy, zanim coś zrobisz albo powiesz. Gdy zaproponują Ci używki, wybieraj te związane z dopaminą i serotoniną. Jak ognia wystrzegaj się tych, które ingerują w GABA - inaczej zostanie Ci tylko wstyd. Gdy Byk będzie narzekał na Twoją impulsywność, oczaruj go swym psychotyzmem.

Ryby (19.II - 20.III): Choć walka z prokrastynacją jest trudna, w tym semestrze musisz próbować podwójnie. Pamiętaj - możesz unikać promotora i prowadzącego, ale terminy i tak Cię dopadną. Po dobre rady i wsparcie udaj się do Lwów i Baranów. Niekorzystny zimowy układ Marsa wkrótce zastąpi letnia kulminacja Wenus, która zaniży Twoje wyniki na skali Becka i znacznie poprawi kontakty z Rakiem. W kwietniu nie zapomnij o stymulacji jądra półleżącego!

36



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.