Słowo wstępne
3
Kanibal grób złupi, przyrządzi stek trupi...
4
Kochałeś? Płać!
11
„Przyszedł szarlatan - szuja, opukał go, pobujał: Dementia praecox”
16
Newsy z życia Instytutu
23
Newsy z życia Koła
24
Felieton
26
Nocebo, śmierć i voodoo
28
Co nas kręci, co nas podnieca po śmierci
32
Dobry klient to martwy klient
38
Zgniąć przy tobie to taki niebiański sposób, żeby umrzeć
43
Nowości wydawnicze
50
Doniesienia z badań
52
Śmiertelne fakty i mity
54
Horoskop
56
------------------------1
------------------------2
Redaktor Naczelna Joanna Kołak
Zespół Redakcyjny
Paweł Bakalarz Kamil Dadasiewicz Joanna Durlik Katarzyna Gabrysz Justyna Janik Krzysztof Kasparek Marcin Koculak Agata Korczak Kamila Kowaleczko Wiktoria Kozioł Joanna Łuczyńska Marek Muszyński Paweł Podolski Aleksandra Rataj Dagna Skrzypińska
Korekta
Joanna Kus
Projekt graficzny pisma i okładki Joanna Łuczyńska
Opiekun naukowy Dr Przemysław Bąbel
Wychodzimy z ukrycia - Redakcja Stimulusa (a raczej niestety tylko jej część) poczuła parcie na szkło, fot. Marcin Świdziński
Słowo wstępne
Jak żyjemy ze śmiercią „Różnica pomiędzy seksem i śmiercią polega na tym, że kiedy będziesz umierał, nikt nie będzie się śmiać z ciebie, że robisz to sam.” Podobnie jak Woody Allen, autor powyższych słów, zdecydowaliśmy się na zbudowanie pomostu między dwoma z pozoru odległymi (jak bardzo z pozoru? zobacz: s. 32) tematami. Od prezentowanego przez Zygmunta F. z różowymi uszami, „pikantnego i kontrowersyjnego”, numeru o seksie, przechodzimy gładko do równie bliskiego życiu (chociaż może odrobinę mniej wakacyjnego i beztroskiego) numeru o mrocznym żniwiarzu (dla poprawnych politycznie: mrocznej żniwiarce).
horoskopu. Myślę, że sprostaliśmy niełatwemu zadaniu, aby temat główny tego wydania ukazać z różnych perspektyw, a treści dobrać tak, by uzupełniały sporą lukę w traktowaniu o śmierci i umieraniu z psychologicznego punktu widzenia. Nie zabraknie zatem historii zastosowań ludzkich zwłok, wzbudzającego żywe zdziwienie bogactwa usług pogrzebowych czy przerażającego opisu metod psychoterapii o oczywistych w kontekście tego numeru skutkach. Wszystko to okraszone bardziej przyziemnymi rubrykami stałymi, ale też nowością – krytyczną kolumną o faktach i mitach. Podawanie magicznego związku naszego motywu przewodniego z trwającą właśnie sesją czy też porażką polskiej reprezentacji w Euro 2012 pozostawiam redakcyjnym wróżbitom, a kończąc krótki wstęp, chcę już tylko w imieniu całej Redakcji życzyć Wam przyjemnej lektury, a nam wiary w bogate wydawnicze życie przed śmiercią.
Joanna Kołak Redaktor Naczelna
Jeśli po tym numerze Stimulusa spodziewacie się skrupulatnego opisu poszczególnych stadiów żałoby wg Kübler-Ross lub dywagacji na temat psychologicznego wymiaru lęku przed śmiercią, oszczędźcie sobie poszukiwań i przejdźcie od razu do
------------------------3
kanibal grób złupi, przyrządzi stek trupi...
Trup w medycynie „Weź zwłoki rudego, około 24-letniego mężczyzny, zmarłego w wyniku przemocy, a nie choroby. Wystaw go na światło słoneczne przez dzień i blask księżyca przez noc. Potnij jego mięśnie i posyp sproszkowaną mirrą, dodaj kilka kropel aloesu. Ostrożnie zmocz kawałki ciała, a następnie powieś je w suchym miejscu, dopóki nie wyschną. Wtedy zaczną przypominać przypieczone mięso, bez śladu fetoru” [fragment XVII-wiecznego przepisu farmaceutycznego]
...krótka historia o drugim życiu zwłok Agata Korczak
Nieboszczyk. Zwłoki. Trup. Te określenia nie brzmią dobrze. Nie chcemy ich słyszeć, a tym bardziej – wymawiać. Martwe ciało budzi mieszane uczucia - od wstrętu, przez ambiwalencję, do szacunku. Od początku istnienia gatunku ludzkiego funkcjonował zwyczaj grzebania zmarłych, z czym wiązały się wielorakie rytuały. Jednakże zdarzały się, i wciąż zdarzają, wyjątki od takiego postępowania. W różnych czasach i kulturach trup stanowił nader użyteczny surowiec. Przyjrzyjmy się przypadkom, w których śmierć stanowiła nie koniec funkcjonowania ludzkiego ciała, ale – okazję do jego wykorzystania. W jaki sposób?
------------------------4
Kanibalizm medyczny to zjawisko znane już w starożytnej Mezopotamii, Egipcie i Grecji. Galen opisywał terapię ludzkimi zanieczyszczeniami: krwią wojenną, menstruacyjną oraz szczątkami, które miały być skuteczne przeciwko różnym chorobom i cierpieniom. Idee te przetrwały do czasów nowożytnych. W XVI wieku popularnym i trudnym do zdobycia medykamentem były mumie. W 1586 roku przetransportowano nielegalnie do Wielkiej Brytanii ok. 600 funtów zabalsamowanych zwłok. Jako że popyt przekraczał podaż, kupcy i aptekarze uciekali się do sprzedaży swoistych substytutów, na przykład ciał kryminalistów czy ofiar epidemii. Według angielskiego medyka, Edwarda Taylora (1658-1702), wypicie świeżej ludzkiej krwi przynosiło ulgę w ciężkich chorobach i epilepsji. Składnikiem maści stosowanej na złamania były 3 uncje mumii. Oprócz wykorzystywania zwłok starożytnych Egipcjan, społeczeństwo czasów nowożytnych wydawało się zafascynowane antycznym obyczajem pochówku. Wśród XVII-wiecznej szlachty francuskiej balsamowanie zwłok stało się swoistym trendem, dlatego często po-
przez testament zlecano taki rytuał. W dokumencie z 1652 roku można przeczytać: „Chcę i rozkazuję, aby w 24 godziny po moim zgonie otwarto moje ciało, zabalsamowano je, włożono do ołowianej trumny, i (...) zaniesiono do klasztoru”. Żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku lekarz niemiecki, Christoph Garmann, napisał traktat pod tytułem „Cuda zmarłych”. Wychodząc od koncepcji, w myśl której martwe ciało posiada siłę żywotną, opisuje wiele praktycznych zastosowań zwłok. Trup stanowił całkiem niezłe źródło
Najbardziej urodzajne były według niego grunty cmentarne, zaś zwłoki można było stosować jako nawóz. Szokujące współcześnie praktyki, w nowożytnej medycynie stanowiły regułę. Król Anglii, Karol II Stuart (1630-1685), w czasie ostatniej choroby, związanej z ciężką niewydolnością nerek, pił wywar z ludzkiej czaszki. Garmann podawał nawet przepis na boską wodę, przygotowywaną z pociętych zwłok, mieszanych w aparacie destylacyjnym. Dodanie płynu do kilku kropli krwi ciężko chorego człowieka, umożliwiało ustalenie długości jego życia. Niewiele autorytetów medycznych w tamtych czasach sprzeciwiało się podobnym praktykom.
Jednym z oponentów był prekursor nowoczesnej chirurgii, lekarz na dworze francuKanibale z plemienia Tupinamba wg opisu Hansa Stadena, 1557 skich królów, farmaceutyków – pot zmarłego był Ambroise Paré (1510-1590). Pisał, lekarstwem na hemoroidy i narośla, że lud jest zmuszany do wstrętnych wyschnięta czaszka przynosiła ulgę praktyk pożerania ciał starożytnych epileptykom, ze spalonych kości koEgipcjan. Używanie nieboszczyków chanków można było przyrządzić jako lekarstw było dlań nieludzkim napój miłosny. Cząstki odzieży zmarzwyrodnieniem. Sam przyznawał się łych polecano na migrenę. Warto też do wielokrotnego stosowania trupich było potrzeć zakażone miejsce ręką medykamentów – nigdy z sukcesem. – najlepiej jeszcze ciepłego – nieSprzeciw wobec kanibalizmu medyczboszczyka; ozdrowienie zapewnione! nego był także wodą na młyn proteProfilaktyczne działanie miały kości, stantów, którzy przeciwstawiali się które należało nosić zawieszone na katolickiej koncepcji Eucharystii. Jak szyi bądź wszyte w odzież. Liczne się przekonamy – nie tylko oni... właściwości lecznicze posiadała nawet ziemia z grobów, zwłaszcza wisielców.
------------------------5
Ludzka kukurydza Kanibalizm to obyczaj sięgający pradawnych dziejów ludzkości. Badania nad hominidami dostarczają dowodów, że przodkowie człowieka sprzed 3 milionów lat zjadali przedstawicieli własnego gatunku. Starożytni Grecy nadali obecnemu także w mitologii – tu warto wspomnieć choćby delektującego się swoimi dziećmi Kronosa – zjawisku nazwę antropofagia (od słów: antropos – człowiek i phagein – jeść). Rozróżnia się endokanibalizm, oznaczający zjadanie martwych ciał, w celu okazania im czci, oraz egzokanibalizm, w którym spożywa się poległych w bitwach wrogów bądź ofiary dla bóstw. Jeden z najstarszych opisów kanibalizmu wojennego pochodzi z roczników Tacyta, wedle którego celtyccy druidzi zjadali mózgi zabitych nieprzyjaciół, w nadziei, że dzięki temu przejmą ich mądrość. Z ludożerczych praktyk byli znani także Aztekowie, podbici w pierwszej połowie XVI wieku przez grupę hiszpańskich najeźdźców Hernando Corteza. Opisy jednego z uczestników wyprawy, Bernala Diaz del Castillo, dają obraz krwawych rytuałów ku boskiej czci, obejmujących wyrywanie serca ofiarom i zrzucanie przez kapłana martwych ciał ze szczytu świątyni. Z okazji uroczystych świąt, aztecki władca spożywał danie o wdzięcznej nazwie „ludzka kukurydza”, przygotowywane z mączki kukurydzianej i siekanego mięsa nieboszczyków. Konkwistadorzy dowiedzieli się na przykład, że w 1486 roku w celach kultowych zabito i zjedzono 20 tysięcy jeńców. Aztekowie nie rozumieli oburzenia przybyszów, ponieważ akt spożycia ciała nieprzyjaciela uznawali za formę okazania czci bóstwom, sami zaś nie akceptowali europejskiej
------------------------6
liturgii Komunii Świętej jako barbarzyńskiego aktu jedzenia samego Boga. Ciekawą praktyką związaną z wykorzystywaniem zwłok był obyczaj XVII-wiecznego ludu Aszanti, którego terytorium rozciągało się na terenach dzisiejszej Ghany. Szczątki ich królów składano w Sali Przodków, Bantamie. Każdego roku, na początku października organizowano specjalną ceremonię, w której ówczesny władca upijał się wraz z dostojnikami, a następnie zarządzał schwytanie przypadkowych ofiar na ulicach miasta. Następnego dnia jeńcy byli przywożeni do Bantamy, gdzie czekały nań szkielety zmarłych królów, przygotowane do udziału w uczcie. Przyozdobione biżuterią szczątki spoczywały na leżankach, obok stały stoły z żywnością i napojami. Żyjący władca podchodził kolejno do swoich poprzedników, opisywał ich dokonania i prosił o ochronę. Do sali wprowadzano wybranego jeńca i przy dźwiękach bębnów obcinano mu głowę. Krwią zbieraną do naczynia polewano stół, jedzenie, a nawet kości wybranego króla, aby go symbolicznie nakarmić. Każdemu królowi składano jedną ofiarę; ceremonia trwała dopóki wszystkie trupy nie zostały odpowiednio obsłużone.
Hannibal Lecter in memoriam Częstowanie szkieletów krwią i raczenie się siekanym mięsem ludzkim wydaje się nienormalne? Zwyrodniałe? Takie rzeczy to tylko w horrorach? Niekoniecznie. Współczesna kryminologia napotyka na liczne przypadki kanibalizmu w wydawałoby się cywilizowanym świecie Zachodu. Przyjrzyjmy się sylwetkom wiernych naśladowców starożytnych Azteków – zabijających nie po to, by okazać
szacunek bogom, ale zaspokoić własne, chore fantazje – zasmakowania ludzkiego mięsa. „Potem pokroiłem ją na małe kawałki, tak, żeby poręczniej mi było wnieść mięso do pensjonatu, w którym wynajmowałem mieszkanie, gdzie planowałem odpowiednio je przyrządzić. Och, jaka delikatna i mięciutka była po upieczeniu! Starczyła mi na dziewięć dni.”
go. Policja odnalazła w lesie zmasakrowane zwłoki chłopca, sprawca zaś rozpłynął się jak kamfora. Matka ofiary przypominała sobie jedynie postać niskiego, pomarszczonego mężczyzny w wymiętym meloniku, który w dniu zniknięcia jej syna, mamrocząc coś pod nosem, przyglądał się zabawie dziecka na werandzie. Trzy lata później Fish popełnił kolejne morderstwo. 4-letni Billy Gaffney bawił się ze swoim rok młodszym przyjacielem. Chłopiec zniknął, zaś jego towarzysz potrafił powiedzieć
Albert Fish urodził się w 1870 roku w Waszyngtonie. Po śmierci ojca trafił do przytułku, gdzie nie stroniono od kar cielesnych. Po opuszczeniu sierocińca, wątły i drobny młodzieniec zaczął pracę, ożenił się i doczekał sześciorga dzieci. Wszystko układało się pomyślnie, dopóki nie popadł w manię religijną i nie zaczął stosować na sobie wymyślne tortury, włąZdjęcie z procesu Alberta Fisha, grudzień 1934 roku czając w to biczotylko, że kolegę porwał bogeyman – wanie czy podpalanie włożonych mięgnom. Mały, siwy mężczyzna. Zabrał dzy pośladki wacików, nasączonych ofiarę do opuszczonego domu, gdzie spirytusem. Odkąd opuściła go żona, – po zbiciu dziecka do krwi – zabił je i Fish coraz bardziej popadał w obłęd. poćwiartował. Opis zdarzenia, przedZarabiał na życie, imając się drobstawiony wiele lat później przez jego nych prac – latem 1924 roku malował sprawcę, mrozi krew w żyłach. Fish mieszkania w jednej z dzielnic Noweopowiada, jak zapakował części ciała go Jorku. W tym czasie odnotowano chłopca do walizki, by przetransportozabójstwo małego Francisa McDonella, wać je do własnego mieszkania. „Nos, uprowadzonego z boiska baseballoweuszy i pokrojone policzki udusiłem z
------------------------7
cebulką, marchewką, selerem i odrobiną rzepy. Smakowało nieźle”. Dalej następuje opis degustacji potrawy, niepozbawiony zachwytów nad delikatnością mięsa. Nie była to ostatnia zbrodnia niepozornego kanibala. Po kilku latach zamordował małą Gracie Budd, której ciało jadł przez 9 dni. Kiedy wreszcie Fish został aresztowany, napisał list do matki dziewczynki, zaczynający się słowami: „Droga Pani Budd! W niedzielę, 3 czerwca 1928 roku, złożyłem wizytę w Państwa mieszkaniu przy 15th Street. Przyniosłem Pani garnuszek twarogu i truskawki. Zjedliśmy razem obiad. Gracie usiadła mi na kolanach i pocałowała mnie w policzek. Postanowiłem ją zjeść”. Fragment tego listu w pełni oddaje stan chorego umysłu Fisha. Sądowy psychiatra, Fredric Wertham, postawił diagnozę psychozy paranoidalnej. Morderca był skory do współpracy, chętnie opowiadał o szczegółach wszystkich zbrodni, ale zawsze mówił bez emocji, beznamiętnie. Twierdził też, że zawsze czuł potrzebę sprawiania cierpienia, zadawania bólu sobie i innym. Na pytanie, czy uważa siebie za psychicznie chorego, odparł spokojnie: „Niezupełnie. Po prostu nigdy siebie nie rozumiałem”. W opinii Werthama, Albert Fish cierpiał na sadomasochizm ukierunkowany na dzieci, zwłaszcza chłopców. Wertham dopatrywał się też u niego symptomów regresji seksualnej. Ekspertyza psychiatryczna zakończyła się słowami: „Z racji nawiedzających Fisha urojeń, a zwłaszcza z przyczyny zupełnego pomieszania pojęć wiary, grzechu, pokuty, potępienia i kary, jego zdolność rozróżniania dobra i zła jest niepełna, ograniczona i wynika z nienormalnych – lub, jeśli kto woli, z obłędnych przesłanek”. 16 stycznia 1936 roku
------------------------8
współczesny kanibal zakończył życie. Po wysłuchaniu werdyktu sędziego, z zachwytem podziękował mu za wyrok: „Umrzeć na krześle elektrycznym – cóż to będzie za emocjonujące przeżycie! Najwyższa rozkosz!”. Historia Nicolasa Clauxa rozegrała się w latach 90. XX wieku w Paryżu. Jego rodzice często się przeprowadzali, dlatego jako chłopiec mieszkał w Kamerunie, Londynie, Lizbonie. W wieku 10 lat wdał się w kłótnię ze swoim dziadkiem, podczas której starszy człowiek umarł na zawał. To zdarzenie zapoczątkowało obsesyjną fascynację śmiercią – jako nastolatek, czytał wszystko o życiu pozagrobowym, pogrzebach, wampirach. Kiedy w wieku 18 lat, w 1990 roku powrócił do Paryża, zaczął dokładnie studiować topografię jego cmentarzy. Wtedy to po raz pierwszy włamał się do krypty i sprofanował znalezione tam zwłoki. Częste wizyty na cmentarzach w celu plądrowania grobowców z czasem przestały mu wystarczać. Zaczął zabierać do swojego mieszkania szczególne pamiątki z krypt: „Cały mój pokój był dosłownie usłany ludzkimi zębami i fragmentami kości, a z sufitu – jak groteskowe machiny latające – zwieszały się ludzkie kręgosłupy i piszczele”. W 1993 roku Claux zaczął pracować w kostnicy szpitalnej, przy sekcji zwłok, by móc być bliżej trupów. Jego nową obsesją było wykradanie krwi po operacjach, a następnie mieszanie jej z ludzkimi prochami i wypijanie. Chętnie zjadał też skrawki mięśni nieboszczyków, czasem zabierał je do domu i piekł. Jednak bardziej odpowiadały mu one na surowo: „Smakowało jak befsztyk albo carpaccio. Ludzkie mięso smakuje zupełnie nieźle, zależy zresztą od tego, z jakiej części ciała
pochodzi. (...) Pytają mnie często, co przyszło mi na myśl, kiedy po raz pierwszy zrealizowałem swoje kanibalistyczne fantazje. No cóż, szczerze mówiąc, pomyślałem sobie: <Wow! Więc jestem ludożercą. Super!>”. Postać paryskiego kanibala można uznać za fenomen popkultury. Prowadził w Internecie specyficzne strony kulinarne, w których podawał szczegółowe przepisy na dania z ludzkiego mięsa. Fachowo demonstrował za pośrednictwem rysunków, jak najlepiej poćwiartować i przyrządzić ciało.
błąd – próbował zapłacić czekiem Bissoniera za odtwarzacz video. Poproszony o dokument, zostawił w sklepie prawo jazdy ofiary z wklejonym własnym zdjęciem. Przesłuchiwany przez śledczych, rychło przyznał się do zbrodni. By uchodzić za niepoczytalnego, opowiadał o swojej fascynacji profanowaniem grobów i zjadaniem ludzkiego mięsa. Psychiatrzy doszli do wniosku, że sprawca jest psychopatą o skłonnościach do nekrofilii i sadyzmu. Przeprowadzono na nim Test Rorschacha (sic!), który wykazał cechy osobowości schizoidalnej. Proces Clauxa rozpoczął się w maju 1997. Oskarżony został uznany za winnego morderstwa z premedytacją i trafił do więzienia na 12 lat. Podczas odsiadki zaczęła się prawdziwa kariera współczesnego ludożercy. Zaczął malować, uczyć się programowania, został redaktorem więziennej telewizji, nagrywał koncerty i mecze piłkarskie. Po odbyciu kary 7 lat i 4 miesięcy, został przedterminowo zwolniony.
Oto fragment z wpisu na stronie internetowej z grudnia 1998: „Inni kanibale, ze wszystkich zakątków świata, rozwodzą się nad metodami przyprawiania ludzkiego mięsa. Ja nie jestem aż tak wyrafinowany i nie będę nikogo przekonywał, że najlepszym do niego dodatkiem jest fasolka, a samo mięso należy doprawiać jakimś sosem. Uważam zresztą, że zbyt ostre sosy psują naturalny, słodki smak ludzkiego mięsa i krwi. Mięso Obraz Clauxa zatytułowany „Guts” człowieka to dar boży i („Flaki”), 1998, Museum of Death Dzisiaj Nico Claux ma szkoda psuć jego rozstatus celebryty, wykoszny smak.” stępuje w programach telewizyjnych i udziela wywiadów. Otworzył nawet Claux trafił do więzienia po głośnym internetową galerię, w której z powozabójstwie francuskiego restauratora i dzeniem sprzedaje swoje obrazy – są muzyka, Thierrego Bissoniera, z któto w większości portrety seryjnych zarym umówił się pod pozorem randki. bójców i kanibali. Na blogach rozwoOfiara została wybrana dzi się nad sprawdzonymi metodami nieprzypadkowo, ponieważ w 1997 przyrządzania ludzkiego mięsa, zaroku w Paryżu popełniono pod rząd mieszcza też rady dla adeptów sztuki kilka zbrodni na homoseksualistach, profanowania grobów. Wykorzystując można było się spodziewać, że zabójnaturalny talent do autoreklamy, zastwo zostanie przypisane seryjnemu rabia na „wampirzym biznesie”, wymordercy. Jednakże Nicolas popełnił głaszając na zlotach fanów odczyty
------------------------9
o swoich dawnych obyczajach. Jego profil można znaleźć na MySpace i Facebooku. Krótka historia trupa w pigułce została przedstawiona. Na pytanie, jakie znaczenie dzisiaj ma martwe ciało człowieka, nie ma jednej odpowiedzi. Chorym na padaczkę nie podajemy sproszkowanych czaszek. Nie pieczemy ciast z dodatkiem siekanego mięsa człowieka, nieważne, jak smaczne jest w opinii autorytetów pokroju Clauxa. Z jednej strony, omijamy temat śmierci, zostawiając ją sferze całkowicie osobistej, wręcz intymnej. Z drugiej zaś, popkultura wydaje się zafascynowana trupem – masowo oglądamy horrory pełne ożywających zombie, i śledzimy historie współczesnych kanibali, których lista nie kończy się bynajmniej na dwóch wymienionych postaciach. Na koniec spytam tylko – to co, zaprosisz Nicolasa Clauxa do znajomych na Facebooku?
Bibliografia: Aries, P. (1989). Człowiek i śmierć. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, tłum. E. Bąkowska. Diehl, D. i Donelly, M. P. (2008). Dzie je kanibalizmu. Warszawa: KDC, tłum. M. Urbański. Foltyn, J. L. (2008). The corpse in contemporary culture: Iden tifying, transacting, and reco ding the dead body in the twenty-first century. Mortality, 13, 99-104. Kelly, S. (2012). Dead Bodies that Matter: Toward a New Ecology of Human Death in American Culture. The Journal of Ameri can Culture, 35, 37-51.
------------------------10
Kerrigan, M. (2009). Historia śmierci. Zwyczaje i rytuały pogrzebowe od starożytności do czasów współ czesnych. Warszawa: Bel lona, tłum. S. Klimkiewicz. Morciniec, P. (2009). Ludzkie zwło ki jako obiekt badawczy: dowolność działań czy normo wanie? Diametros, 19, 78-92. Sugg, R. (2006). Good Physic but Bad Food: Early Modern Attitudes to Medicinal Cannibalism and its Suppliers. Social History of Medicine, 19, 225-240.
Strony internetowe: http://www.hyaenagallery.com/nicoc laux.html (strona internetowa galerii, w której Claux sprzedaje swoje prace) http://www.lesvampires.org/mirror sportal/nicoclaux.html (opis hi storii Nicolasa Clauxa) http://www.trutv.com/library/crime/ serial_killers/notorious/fish/grac ie_1.html (opis zbrodni Alberta Fisha o skłonnościach do nekrofilii i sadyzmu)
Kochałeś? Płać!
słownie – odbywa się przecież według cennika usług wybranej firmy.
Śmiertelnie poważny biznes
.. Magdalena Król
Można pokusić się o eleganckie stwierdzenie, że autorka opublikowanej w 1963 roku książki pt. American way of Heath, Jessica Mitford, nie mogła przypuszczać, że jej praca rozpęta prawdziwą burzę. Tyle, że prawdopodobnie wcale nie byłoby to bliskie prawdy. W swojej publikacji Mitford świadomie i bezkompromisowo opisuje realia anglo-amerykańskiego biznesu pogrzebowego pochłaniającego corocznie ogromne sumy pieniędzy. Problemem, na który autorka przede wszystkim zwraca uwagę, jest rozdźwięk pomiędzy bezdusznymi prawami rynku a sytuacją osób, które - zmuszone okolicznościami - dobrowolnie godzą się na udział w groteskowym spektaklu. Mitford opisuje podstawową strategię, jaką kierują się firmy oferujące klientom pełen zestaw usług: przekonanie klienta, że wysokość kosztów uroczystości pogrzebowych w pełni oddaje uczucia, jakimi darzona była zmarła osoba, lub też – stanowi rekompensatę wyrządzonych jej niegdyś krzywd. Godne upamiętnienie bliskiej osoby wydaje się być dobrym sposobem na rozliczenie się z własnym sumieniem. Rozliczenie to trzeba jednak traktować bardzo do-
Potęgę szeroko pojętego rynku usług pogrzebowych w Stanach Zjednoczonych najlepiej obrazują liczby. Coroczne zyski ze sprzedaży usług związanych z rynkiem pogrzebowym, osiągane przez około 22 tysiące firm obecnych na rynku, wynoszą ponad 11 miliardów dolarów. Koszty pogrzebu wahają się od 8,5 do 10 tysięcy dolarów. Machinę zysków napędzają przede wszystkim zmieniające się i wciąż rosnące - wymagania klientów, i wciąż poszerzane oferty sprzedaży. Historia rozbudowanej sieci firm pogrzebowych w Stanach Zjednoczonych sięga dziewiętnastego wieku. W wyniku zachodzących wówczas zmian w strukturze społecznej, rozpoczął się proces lokalizowania głównych ceremonii i obrzędów związanych z opieką nad zmarłym poza domem rodzinnym, a dokładnie w pierwszych w historii domach pogrzebowych (funeral homes). Następnym krokiem było dokonanie odpowiednich regulacji, które pozwoliłyby na wyodrębnienie nowego zawodu – przedsiębiorcy pogrzebowego. Powstała branża, która wzięła na siebie kontakt ze śmiercią. Machina ruszyła, a wraz z nią – potrzeba stworzenia systemu chroniącego nie tylko usługodawców, ale także – klientów. Swobodne funkcjonowanie rozwijającego się rynku pogrzebowego w Stanach Zjednoczonych, niemal od początku dwudziestego wieku wywoływało skrajne emocje i rozmaite reakcje w różnych środowiskach. Odpowiedzią na nadużycia finansowe popełniane przez właścicieli domów pogrzebowych oraz coraz częstsze
------------------------11
pytanie wymaga prześledzenia procesu decyzyjnego osób pogrążonych w żałobie oraz strategii radzenia sobie z trudnymi wymaganiami stresujących okoliczności. Potencjalne sytuacje, w których klienci dokonują zakupu usług pogrzebowych, to planowanie szeregu czynności związanych z pogrzebem – własnym lub członka rodziny - oraz okoliczność śmierci bliskiej osoby. Ten ostatni wywołał reakcję ponad Okazuje się, że preferowanym stylem sześciu tysięcy Amerykanów, którzy na radzenia sobie z tym trudnym zadałamach Saniem jest podejturday Evemowanie wszelning Post opikich potrzebnych sywali swoje działań w nagłych gorzkie dowypadkach, a więc świadczenia dopiero w chwili, związane z gdy rzeczywiście korzystazachodzi taka poniem z usług trzeba. Mimo iż 72 „drapieżproc. respondennych” firm. tów w USA odnioWspomniasło się pozytywnie na już książdo idei wcześniejka American szego planowania way of Depogrzebu, jedynie ath, w któnieco ponad 30 rej Jessica proc. rzeczywiście Mitford bez podejmowało tego skrupułów typu działania, odwoływałaRys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com mimo że zwykle się do liczsprowadzają się nych przypadków łamania praw etyki one jedynie do rodzinnej dyskusji lub wśród sprzedawców usług pogrzebopozostawienia rodzinie instrukcji i nawych i popularyzowania przekonania, jistotniejszych wskazówek. Z nielicziż standard umierania musi przewyżnych badań wynika, że jest to efekt szać – lub przynajmniej odpowiadać oporu przed myśleniem o śmierci – – standardowi życia, do dziś pozostazarówno w kontekście własnym, jak je najbardziej wyrazistym głosem w i osób bliskich - oraz niechęci wobec globalnej dyskusji. samego rozważania konieczności skorzystania z usług pogrzebowych. Brak wcześniejszego przygotowania i planu Klient w stanie zagrożenia ma rzecz jasna swoje konsekwencje w późniejszym zachowaniu konsumenDlaczego klienci sektora usług pockim. grzebowych są szczególnie narażeni na szkody i nadużycia ze strony swoich usługodawców? Odpowiedź na to przypadki sprowadzania uroczystości pogrzebowych do rangi ostentacyjnego przedstawienia, była inicjatywa grup religijnych, funkcjonująca pod nazwą Memorial societes. Od lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych krytyka jednego z najbogatszych sektorów rynku znalazła wyraz w dwóch kluczowych artykułach Davidsona i Tunleya.
------------------------12
W przypadku osób, które dokonują zakupów związanych z okolicznościami pogrzebowymi, na pierwszy plan wysuwa się proces podejmowania decyzji w warunkach dużego stresu. Presja czasu, emocjonalne wyczerpanie oraz przymus spełnienia oczekiwań rodziny i pozostałych osób, które będą uczestniczyć w uroczystości, znacząco wpływają na czujność klientów i ocenę sytuacji. Dodatkowym utrudnieniem jest niechęć osób pogrążonych w żałobie do dzielenia się problemami związanymi z organizacją uroczystości i podejmowaniem prób poszukiwania konkurencyjnych ofert. Negatywne emocje wpływają na procesy podejmowania decyzji. W sytuacji dużego napięcia emocjonalnego klienci podejmują mniejszy wysiłek umożliwiający efektywne przetwarzanie informacji. Ponieważ uwaga klientów zostaje zwrócona przede wszystkim na przeżywane emocje, wysokość cen usług i konkurencyjność firm przestają mieć dla nich znaczenie. Tym samym, wybór usługodawcy staje się ograniczony - zwykle odbywa się zgodnie z oceną poprzednich doświadczeń z firmą pogrzebową, lokalizacją domu pogrzebowego oraz znajomością przedsiębiorcy. Na nieuwadze klientów dotyczącej cen usług, korzystają sprzedawcy.
Bo najważniejszy jest klient Okoliczności pogrzebu skłaniają do podejmowania rozmaitych decyzji. Przygotowywanie uroczystości pogrzebowej można opisać w kategoriach dokonywania standardowej rynkowej transakcji związanej z planowaniem zakupów, przeglądaniem ofert i wyborem firmy. Klienci coraz częściej odchodzą od tradycyjnych form organizacji uroczystości pogrzebowych. Choć wciąż poszukują usług najlepiej dostosowanych do indywidualnych
potrzeb i preferencji, coraz chętniej korzystają także z dodatkowych ofert proponowanych przez domy pogrzebowe. Tym sposobem, specjaliści zapewniają nie tylko profesjonalną obsługę uroczystości, ale także – dbają o komfort i dobre samopoczucie klienta po zakończeniu ceremonii. W praktyce oznacza to otoczenie opieką osobę cierpiącą po stracie, i zapewnienie jej udziału w grupach wsparcia - a nawet dostęp do odpowiedniej literatury i materiałów edukacyjnych. Większość zachowań warunkują kulturowe normy i zwyczaje. W przypadku kremacji, do najbliższych osób należy decyzja o podziale prochów zmarłego między członków rodziny, pozostawieniu ich w domu, rozrzuceniu w wyjątkowym miejscu lub skorzystaniu z możliwości pozostawionych przez administratorów cmentarzy. Obok przygotowania tradycyjnego pogrzebu, pojawiają się nowe możliwości, których wybór staje się coraz bardziej popularny. Oferty firm świadczących kompleksowe usługi pogrzebowe i alternatywne sposoby upamiętnienia osoby zmarłego, zaskakują wachlarzem możliwości. Portale internetowe i serwisy konsumenckie, takie jak The Good Funeral Guide czy TheLate. com, zapewniają pełen zakres pomocy w dokonaniu najlepszego wyboru. Odpowiedzi na aktualne trendy jest oczywiście wiele. Wystarczy wymienić choćby specjalnie przygotowywaną, unikatową prezentację o zmarłym, czyli multimedialne wspomnienia, katalog mów żałobnych, księgi gości, redakcję kronik rodzinnych oraz serwis życzeń last-minute, czyli elektroniczną wersję księgi pamiątkowej, w której o każdej porze można złożyć wyrazy współczucia pogrążonym w żałobie członkom rodziny. Proponowane są również praktyczne rozwiązania
------------------------13
spełniające ekologiczne i estetyczne standardy klientów. W Australii i Japonii coraz większym zainteresowaniem cieszą się trumny zbudowane z proekologicznego tworzywa użyźniającego glebę, możliwe jest także złożenie zamówienia na projekt uwzględniający preferencje klienta co do kształtu i koloru konstrukcji. Nie należy do rzadkości poddawanie zmarłego liftingowi i masażom. W Wielkiej Brytanii swoich nabywców ma również usługa przetwarzania prochów zmarłego w kilkaset ołówków lub diamentową biżuterię, a - za nieco ponad 12 tysięcy dolarów - wspomnienie o ukochanej osobie może znaleźć się na księżycu. Gra świateł i akompaniament muzyki granej na żywo to też jedynie kwestia pieniędzy. Zainteresowanie ofertami równie wyszukanych usług znajduje swoje uzasadnienie przede wszystkim w motywacji i postawach osób dbających o ceremonię i związane z nią przygotowania. Mimo że to intensywnie przeżywane emocje w znacznym stopniu wpływają na ich decyzje, nie bez znaczenia pozostaje również poczucie obowiązku i przekonanie o konieczności przygotowania wzbudzającej podziw uroczystości. Można przypuszczać, że motywacja osób, które - nie zważając na wysokie koszty - sięgają po wspomniane wyżej „atrakcje” oferowane przez firmy pogrzebowe, jest związana z kilkoma czynnikami. Bardzo często towarzyszy im przekonanie, że wysokie koszty uroczystości i bogata oprawa pogrzebu będą najlepszym dowodem uczuć, jakimi darzona była osoba zmarła. W rzeczywistości może to być rodzaj rekompensaty i publicznego zadośćuczynienia. Równie motywujące jest pragnienie imponowania otoczeniu luksusem i fantazją.
------------------------14
Choć trudno aprobować podobną motywację, właśnie o takim sposobie pozyskiwania satysfakcji z podejmowanych decyzji mówi się coraz częściej. Zgromadzeni na uroczystości goście z pewnością pozostaną przecież pod dużym wrażeniem przepychu i troski organizatorów o najdrobniejsze szczegóły ceremonii. O najwyższy poziom przygotowania tego wyjątkowego obrzędu zadbają natomiast prawdziwi profesjonaliści.
Gdy zbliża się koniec Wydaje się, że branża pogrzebowa rozwija się w naturalnymi rytmie zgodnym z potrzebami klientów. Każdy świadomy przedsiębiorca zdaje sobie sprawę ze zmieniających się trendów i wymagań, a jednocześnie bierze pod uwagę tradycję i kulturowe przyzwyczajenia. Przykład Czechów, którzy coraz częściej oczekują od firmy jedynie powiadomienia o miejscu pochówku osoby zmarłej, stanowi wyraźną przeciwwagę dla Polaków, którzy chętnie powielają amerykańskie wzorce, zamawiając oprawę pogrzebu w różnych stylizacjach, z obrotową sceną z trumną w tle. Oferta usług prawdopodobnie będzie się powiększać, aby móc sprostać oczekiwaniom wszystkich zainteresowanych. Niezmiennym elementem rynkowego zamętu pozostaje klient.
Bibliografia Canning, L., Szmigin (2010). Death and disposal: The universal, environmental dilemma. The Journal of Marketing Manage- ment, 26, 1129-1142.
Kemp, E. (2010). Have you made plans for that big day? Predicting intentionsn to engage in funeral planning. Journal of Marketing Theory & Practise, 18, 81-90. Kemp, E., Kopp, S.W. (2007). The de ath care industry: A review of regulatory and consumer issues. The journal of consumer affairs, 41, 150-173. Saunders, K.C. (1991). Service wit hout smile. The changing struc ture if the death industry. The Service Industries Journal, 11, 202-219.
------------------------15
„Przyszedł szarlatan szuja, opukał go, pobujał: Dementia 1 praecox” Czyli o śmierci i cierpieniu wynikających z pseudonaukowej psychoterapii. Karolina Świst
Newmaker, Killpack, Ciambrone, Polreis i wiele innych nazwisk. Studenci psychologii mogli słyszeć o tym pierwszym, reszta z nich jest znana raczej w praktyce sądowej. Łączy je wszystkie młody wiek, trafienie do rodziny adopcyjnej, często pochodzenie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej, i nieszczęście nadania diagnozy reaktywnych zaburzeń przywiązania (reactive attachment disorder) w wersji rozszerzonej i wybitnie nieadekwatnej. Jeśli porównać medycynę
------------------------16
i psychoterapię do teatru, w którym zarówno pacjenci jak i lekarze odgrywają pewne role społeczne, dzieci te z pewnością wygrałyby1 casting do sztuki o najbardziej dramatycznych konsekwencjach, jakie można sobie wyobrazić. Uduszenie (Newmaker), zmuszenie czteroletniej dziewczynki do wypicia na raz 2,5 litra wody, a w rezultacie śmierć (Killpack) - śmierć poprzez uraz głowy, a wcześniej głodzenie, bicie i zmuszanie do spania w łazience pozbawionej światła, ręczników, mydła czy papieru toaletowego (Ciambrone); czy zbicie (ze skutkiem śmiertelnym) drewnianą łyżką dwuletniego chłopca (Polreis). Wszystkie te dzieci są ofiarami terapii reaktywnych zaburzeń przywiązania. Najbardziej znanym z przypadków jest ten dotyczący Candance Newmaker. Dziesięcioletnia adoptowana dziewczynka miała problemy z zachowaniem, dostała diagnozę reaktywnych zaburzeń przywiązania, i trafiła do terapeutek – Connel Watkins i Julie Ponder. Stosowały one w swoich praktykach tzw. rebirthing. Jaka idea stoi za rebirthingiem, czyli symulacją porodu? Celem była regresja Candance (nieprzywiązanej do swojej nowej matki) do etapu narodzin, wywołując wszystkie fizyczne nieprzyjemności związane z porodem. Doświadczenie tego “porodu” miało wyzwolić ukryte wspomnienia związane z traumą narodzin – skurcze, duszenie się w kanale porodowym oraz wysiłek własnych narodzin. Dziecko, które przeżyje swe powtórne narodziny, ma zaakceptować swą bezbronność i fakt, że jest tak naprawdę nikim bez swojej matki. Wychodząc ze sztucznego łona, ma być w końcu skłonne do miłości, zaufania i podporządkowania autoKonstanty Ildefons Gałczyński, Śmierć poety, za: http://galczynski.kulturalna. com/a-6604.html. 1
rytetom. Między matką i córką miało narodzić się prawdziwe przywiązanie. Historia zakończyła się w sposób diametralnie różny – Candance zawinięto w “łono” stworzone z flanelowych prześcieradeł i poduszek, a następnie cztery dorosłe osoby o łącznej wadze około 300 kilogramów, przycisnęły 35-kilogramową dziewczynkę. Matka dziewczynki (pielęgniarka) była cały czas obecna. Terapeutki uniemożliwiały dziewczynce wydostanie się z “łona”, ignorowały jej prośby o pomoc, wymioty i oddawanie moczu, co zakończyło się jej śmiercią. Przypadek Candance nie jest jednak odosobniony. Podobny los, rażące zaniedbanie, a także śmierć w wyniku nieumiejętnych działań psychologów i psychoterapeutów, spotyka wiele dzieci. Stawianie dzieciom diagnozy reaktywnych zaburzeń przywiązania (reactive attachment disorder - RAD), jak i mylne rozumienie tego zaburzenia, wydają się grać tutaj znaczącą rolę. Co o reaktywnych zaburzeniach przywiązania mówią systemy diagnostyczne chorób psychicznych – DSM-IV i ICD-10? RAD jest jednym z najmniej zbadanych i najsłabiej rozumianych zaburzeń. Brakuje także narzędzi do poprawnej diagnozy oraz badań epidemiologicznych. Dzieci z reaktywnym zaburzeniem przywiązania mogą przejawiać dwa style radzenia sobie w sytuacjach społecznych. Albo w sposób nadmierny i przypadkowy próbują uzyskać uczucia od wszystkich możliwych dostępnych dorosłych, albo wykazują ekstremalny opór przed zainicjowaniem bądź przyjęciem uczuć, nawet od najbliższych im dorosłych, nawet - jeśli odczuwają dyskomfort psychiczny. DSM-IV i ICD-10 wskazują jeszcze na kryteria związane z początkiem choroby (przed piątym
rokiem życia), brakiem autorytetu, z którym dziecko mogłoby się zidentyfikować, oraz historią znacznego zaniedbania - fizycznego i psychicznego. Tyle mówi nauka o reaktywnym zaburzeniu przywiązania. Natomiast wśród terapeutów przywiązania (attachment therapists), takich jak Connel Watkings i Julie Ponder, diagnoza RAD zmieniła się w AD (attachment disorders) – zaburzenia przywiązania. Zaburzenia przywiązania stały się workiem, do którego wrzucano objawy, takie jak między innymi (cytując za ośrodkiem Evergreen – jednym z najsławniejszych miejsc, w których prowadzi się terapię takich dzieci): wybuchy gniewu, destrukcja własności, fascynacja ogniem, krwią lub złem, okrucieństwo wobec zwierząt, zachowania opozycyjne, znęcanie się nad innymi, manipulacja, lgnięcie do innych, kłamanie, problemy ze snem, moczenie nocne oraz zanieczyszczanie się kałem, zadawanie nonsensownych pytań i niepotrzebne gadulstwo, brak myślenia przyczynowo-skutkowego, brak skruchy i wyrzutów sumienia, postrzeganie siebie jako ofiary, poczucie własnej wyższości, depresja i smutek, brak ufności w stosunku do innych, brak kontaktu wzrokowego, nadmierne okazywanie uczuć obcym, bycie ofiarą przemocy czy nawet skłonność do ulegania wypadkom. Terapeuci przywiązania określają to wszystko mianem reaktywnych zaburzeń przywiązania, choć można zauważyć, jak niewiele w tym oryginalnej diagnozy RAD. W wersji jeszcze bardziej ekstremalnej zakłada się, że RAD (a raczej jego rozszerzona wersja, czyli AD) może być chorobą przyszłych psychopatów. Próbowano diagnozować RAD w wersji rozszerzonej u Hitlera (który miał się
------------------------17
zwierzyć swej sekretarce, że - gdy bił go ojciec – on powstrzymywał płacz, nie czuł już nic i był nawet w stanie liczyć wymierzane mu razy), Stalina, Teda Bundy’ego, Jeffreya Dahmera i… Edgara Allana Poe, na podstawie następującego argumentu. Przez zaprzeczenie bólu, poczucia bezbronności i rozpaczy, czyli poprzez zaprzeczenie pogardy – Hitler i inni wyżej wymienieni (to nic, że Edgar Allan Poe ani troszeczkę nie pasuje do tej teorii) mieli zmienić się w mistrzów pogardy i przemocy, napędzanych ukrytymi uczuciami nienawiści i zemsty. Teorią próbuje się wytłumaczyć nawet przyzwolenie Niemców na nazizm – skoro wszyscy byli wychowywani w ten sposób, to nie byli w stanie zauważyć jawnych wypaczeń systemu. W wersji jeszcze bardziej ekstremalnej i absurdalnej – RAD próbowano diagnozować u Helen Keller. Dziewczynka miała utracić przywiązanie do rodziców, wskutek choroby, która odebrała jej słuch i wzrok. Anne Sullivan udało się nawiązać kontakt z pacjentką, a także przyczynić się do tego, że Helen Keller - jako pierwsza niewidoma i niesłysząca - uzyskała tytuł naukowy, stała się aktywistką społeczną i osobą pomagającą innym niepełnosprawnym. Stawia się ją za przykład tego, że skuteczna terapia RAD może zdziałać cuda. Sytuacja wszystkich dzieci z objawami potencjalnego reaktywnego zaburzenia przywiązania, staje się groźna i wykraczająca poza zdrowy rozsądek. Dzieciom, które przeszły w swym życiu wiele, zetknęły się z systemem opieki adopcyjnej (quasi-eksperymentalne badania w ośrodkach rosyjskich i rumuńskich pokazują, że słabą jakość opieki adopcyjnej można powiązać z symptomami prawdziwego RAD), pochodzą z mniejszości kulturowych
------------------------18
i mogą wykazywać różnorodne problemy z zachowaniem, przypisuje się hurtowo bardzo rzadką diagnozę, która może doprowadzić do szeregu nadużyć. W ten sposób można usprawiedliwić przemoc domową (Foster Cline, jeden z czołowych specjalistów w terapii przywiązania, bywa powoływany w obronie rodziców, którzy skrzywdzili adoptowane dziecko) lub szkodliwe praktyki terapeutyczne. Faktem jest, że nie w każdym przypadku to terapeuta zabił dane dziecko (jak w przypadku Candance Newmaker), jednak przypisanie błędnej, krzywdzącej diagnozy, jak i stosowanie niesprawdzonych technik terapeutycznych, nie są zachowaniami, których oczekuje się od eksperta w danej dziedzinie. Jedną z technik stosowanych przez terapeutów przywiązania jest holding. Polega na przytrzymywaniu dziecka w ramionach przez jednego lub więcej terapeutów. Jego celem jest wytworzenie przywiązania poprzez zaoferowanie dziecku kontaktu wzrokowego i fizycznego oraz poznawczej restrukturyzacji, która ma na celu zmniejszenie agresji. Gdy dziecko podczas takich sesji popada w złość, rodzic albo terapeuta ma za zadanie nadal je przytrzymywać, by poradziło sobie z regulacją własnych emocji. Nancy Thomas (jedna ze zwolenniczek teorii przywiązania) nakłania rodziców bądź terapeutyczne rodziny zastępcze (Professional Therapeutic Foster Parens) do przyjęcia specyficznych metod postępowania. Jedną z nich jest power sitting – zmuszanie dziecka do siadania po turecku, twarzą do ściany, i tkwienia w bezruchu w celu nauki samokontroli. Inną metodą jest odmawianie dziecku pożywienia, jeśli skrytykuje je w jakiś sposób lub zacznie grymasić (proponowane jest nawet nakarmienie psa pożywieniem dzie-
cka ze słowami „on z przyjemnością zje twój posiłek”). Według Thomas, dzieci z RAD mają przerwy w dostawie tlenu do mózgu, co przejawia się odpowiedziami typu „nie wiem” bądź pytaniami typu „co?” czy „dlaczego?”. W takim wypadku dzieci mają wykonywać szereg pompek bądź pajacyków, z uwagi na to, że „potrzebują” ćwiczeń, a „kochający rodzic” ma im je z czułością zapewnić. Zadawanie pytań typu „dlaczego” ma być kolejnym objawem braku szacunku ze strony dzieci. Pytanie “dlaczego niebo jest niebieskie”, w rzeczywistości ma być pytaniem skierowanym do rodzica, które oznacza „dlaczego myślisz, że masz autorytet, by mówić mi co mam robić”. W takim wypadku rodzic ma polecić dziecku przygotowanie wypracowania na temat pytania, które wcześniej zadało. Częstym sposobem nauki samokontroli miałoby być również zmuszanie dzieci do trzymania rąk na ustach, gdy ich „szczęka staje się na tyle słaba, że nie są w stanie utrzymywać swych ust zamkniętych”. Kiedy można zastosować ten sposób? Na przykład, gdy dziecko przeszkadza rodzicom podczas jazdy samochodem czy - gdy wtrąca się w rozmowę starszych. Jednocześnie rodzice mają zapewniać wszystko, co jest związane z wykształceniem się przywiązania: kontakt wzrokowy, dotyk, kołysanie, uśmiechanie się, laktozę (dostarczanie mleka i cukrów) oraz wokalizację. Wyszczególniona jest dzienna konkretna liczba uścisków dla dzieci i nastolatków, zarówno w celach terapeutycznych, jak i ogólnie niezbędnych do funkcjonowania (niezależnie od tego, czy dzieci mają ochotę na te uściski, czy też nie). Terapeuci przywiązania utrzymują, że ich terapie są skuteczne. Jean Mercer (jedna z przeciwniczek terapii przy-
wiązania) wyszczególnia badania, które miałyby dowodzić ich skuteczności. Badania Myeroff, Mertlicha i Grossa miałyby dowieść, że holding jest skuteczny i powoduje istotne statystycznie obniżenie wyników na skali agresji i popełniania wykroczeń mierzonych na skali The Child Behavior Checklist. Niepublikowany artykuł Becker-Weidmana także dowodził poprawy w zachowaniu dzieci, a czynnik sprawczy przypisywał leczeniu. Dostępne na stronach internetowych, badanie Levy i Orlans także miało dowieść skuteczności holdingu. W obu z nich można jednak znaleźć poważne braki metodologiczne. Tylko badanie Myeroff, Mertlicha i Grossa posiadało w swym planie grupę kontrolną (czyli taką, w której nie zastosowano terapii; a następnie porównano uzyskane wyniki z grupą, która tej terapii została poddana. Procedura ta pozwala w sposób adekwatny ocenić wielkość efektu związanego z zastosowaniem terapii). W relacji Levy i Orlans, dostępnej w Internecie, przedstawiono tylko rozkłady procentowe na temat charakterystyk próby, i zaprezentowano, że terapia przynosi istotne statystycznie różnice we wszystkich aspektach funkcjonowania dzieci z RAD (zachowanie, emocje, postrzeganie, związki, aspekt fizyczny i duchowy), oraz fakt, że różnice utrzymywały się w czasie. Nie ma podstaw, by twierdzić, że w badaniu tym wprowadzono grupę kontrolną, nie ma przedstawionego sposobu analizy, nie ma informacji o wielkości efektów ani na temat tego, jak długo miałyby się utrzymywać te efekty. W badaniu Becker-Weidmana także nie zastosowano grupy kontrolnej, czyli nie można było oszacować w sposób adekwatny wpływu samej terapii – wyniki mogły zostać zaburzone przez przypadkowe czynniki. Poza tym, wszystkie z tych badań nie kon-
------------------------19
trolują zmiennych - które także mogły wpłynąć na wyniki pomiaru - takich jak dojrzewanie dzieci i dostosowanie się w większym stopniu do wymogów społecznych. W opisywanych badaniach do diagnozy dzieci używano między innymi skali Randolph Attachment Disorder Questionnaire (RADQ), która przez zwolenników terapii przywiązania jest przedstawiana jako trafna i rzetelna. Jednak kwestionariusz Randolph zawiera sformułowania opisujące dziecko w sposób wyłącznie negatywny. Udzielane odpowiedzi mogą być w dużym stopniu zniekształcone przez tendencję badanych do zgadzania się z pytaniami. Dodatkowo, w kwestionariuszu zawarte są pytania zarówno o przyczyny (czy dziecko było w przeszłości zaniedbywane), jak i pytania o objawy (czyli na przykład nadmiar ufności w stosunku do obcych). Można więc stwierdzić, że kwestionariusz ten nie mierzy jednego aspektu funkcjonowania dziecka, lecz kilka. Objawy pasują w zdecydowanie większym stopniu do definicji zaburzeń przywiązania według terapeutów z Evergreen, niż według kryteriów z DSM-IV i ICD10. Jak zostało już wcześniej pokazane, techniki terapeutyczne w nurcie terapii przywiązania są oparte na nieweryfikowalnych założeniach. Ich skuteczność ocenia się w sposób metodologicznie błędny, a samo narzędzie używane do diagnozy jest skonstruowane w sposób podatny na zniekształcenia wyników. Pseudonaukowe dowody na skuteczność terapii mogą jednak trafić do opinii publicznej, ze względu na autorytet, jakim może się cieszyć psycholog.
------------------------20
Samo zjawisko można także rozumieć w kategoriach oddziaływania władzy pomiędzy psychologiem jako ekspertem a rodzicem. Terapeuta może przedstawić rodzicowi jakąkolwiek propozycję – autorytet bez problemu legitymizuje jego decyzje. Problem tkwi w tym, czy psychologowie i psychoterapeuci powinni rościć sobie prawa do posiadania kwalifikacji, wiedzy eksperckiej i skuteczności w stosunku do swych działań. Jedyną metodą, by dowieść prawa do skuteczności swych działań, jest ewaluacja skuteczności technik terapeutycznych. Robienie czegoś, co ma być trafne i pomocne, bez jakichkolwiek naukowych dowodów na to, że działanie to faktycznie posiada wymienione wyżej cechy, może skończyć się podobnie jak w wypadku terapii przywiązania. Przeprowadzona w sposób naukowy ewaluacja pozwoli też uchronić przed głoszeniem ekstremalnych sądów ze stuprocentową pewnością. Należy jednak pamiętać, że nawet jeśli jesteśmy przekonani co do prawdziwości jakiejś psychologicznej zasady, działa ona na zasadach prawdopodobieństwa a nie pewności. Badacze nauk społecznych wierzą w wartość p = 0,05 – granicę, na podstawie której stwierdzamy, że jakieś zjawisko nie zachodzi przypadkowo. Jednak ta granica oznacza mimo wszystko bardzo duży zakres przypadkowości. Rzetelność w wypadku psychologii wyraża tylko tyle, iż mamy pewne prawdopodobieństwo, że - gdyby przeprowadzić podobny eksperyment w podobnym kontekście - trend zawarty w wynikach powtórzyłby się. Pewną próbą zachowania metodologicznej poprawności, i upewnienia się, że tak naprawdę nie szkodzimy pacjentom, jest zaczerpnięte z me-
dycyny pojęcie psychoterapii opartej na dowodach. Chambless, jako jedna z pierwszych, podejmuje ten temat i przedstawia następujące kryteria ewaluacji terapii: 1. Dobry plan eksperymentalny przeprowadzający porównania pomiędzy przynajmniej dwiema grupami, i demonstrujący skuteczność danej terapii w przynajmniej jednym z dwóch sposobów: a) stwierdzenie istotnych statystycznie różnic w stosunku do placebo lub innego typu terapii, b) ekwiwalentność w stosunku do już istniejących terapii w eksperymentach z odpowiednią wielkością próby lub 2. Duża seria (n>9) pojedynczych eksperymentów demonstrujących skuteczność. Eksperymenty muszą: a) posiadać dobry plan eksperymentalny, b) porównywać daną terapię do innego typu terapii (jak w punkcie 1A). Dodatkowe kryteria są następujące: 3. Eksperymenty muszą być przeprowadzane przy użyciu podręczników do danych terapii, 4. Wielkość i charakterystyka próby muszą być dokładnie zdefiniowane, 5. Efekty psychoterapii muszą być zademonstrowane przez przynajmniej dwóch różnych badaczy lub zespoły badawcze. Nie da się ukryć, że przedstawiony powyżej plan może nie być adekwatny do tego, co dzieje się na co dzień w praktyce psychoterapeutycznej. Psychoterapeuta musi zmagać się z problemami, na które brak skutecznego leczenia (np. antyspołeczne zaburzenie osobowości); pacjentami cierpiącymi na więcej niż jedno zaburzenie, kwestiami kulturowymi w leczeniu zaburzeń. Badaniom nad skutecznością psychoterapii należy po-
święcić spory metodologiczny wysiłek, ponadto można się zastanawiać, czy może sprowadzić brak cierpienia do statystycznej wielkości efektu? Jednak alternatywa w postaci pseudonaukowych terapii wydaje się być jeszcze bardziej przerażająca…
Bibliografia Advocates for Children in Therapy. Źródło z: http://www.childre nintherapy.org/index.html Association for Treatment and Trai ning. Źródło z: http://www.at tach.org/ (data aktualizacji: 9 marca 2012) Becker-Weidman, A. Dyadic De- velopmental Psychothera py, anattachment-based thera- py: An effective treatment for children with trauma -attachment disorders. Center for Family Development. Źródło z: http:// www.center4family develop.com/news.htm. (data dostępu: 13.05.2012) Chaffin, M., Hanson, R., Saunders,B. E., Nichols, T., Barnett, D., Ze anah, C. Berliner, L., Egeland, B., Newman, E., Lyon, T., Letourneau, E., Miller-Perrin, C. (2006). Report of the APSA task force on attachment therapy, Reactive Attachment Disorder, and attachment probl ems. Child Maltreatment, 11, 76-89. Chambless, D. L., & Hollon, S. D. (1998). Defining empirically su- pported therapies. Journal of Consulting and Clinical Psychology, 66, 7-18.
------------------------21
Dawes, R. M. (1994) House of cards: Psychology and psychothera- py built upon myth. New York: Free Press. Fisher, J.E., O’Donohue, W. T. (Eds.) (2002). Practitioner’s Guide to Evidence-Based Psychotherapy. New York: Springer Levy,
T., Orlans, M. Clinical research shows Corrective Attachment Therapy works. Association for Treatment and Training in the Attachment of Children (ATTACh). Źródło z: http:// www.attach.org/levyorlans.htm. (data dostępu: 13.05.2012)
Psychiatry and Human Deve- lopment, 29, 303-331. Randolph, E.M. (2000). Manual for the Randolph Attachment Di sorder Questionnaire, Ever green, CO: The Attachment Center Press, 3rd ed. Źródło z: http://www.freewebs. com/ksattach/Intake/RADQ.pdf. (data dostępu: 13.05.2002) Saus, A. Reactive Attachment Disor der. Living and Learning with the Hurt Child. Źródło z: http:// surge.ods.org/newness/radkid_ primer.htm.
Symptom Checklist for Child At tachment Disorder. Źródło Miller, A. Adolf Hitler: How Could a Monster Succeed in z: http://www.attachment therapy.com/childsymptom.htm Blinding a Nation? Źródło z: The Natural Child (dostęp: 12.05.2012) Project.http://www.natu ralchild.org/alice_miller/ Thomas, N.L. (2000). Parenting Chil- dren with Attachment Disor- adolf_hitler.html. (data dostępu: 13.05.2012) ders. W: T. Levy (red.) Hand- book of Attachment Interven Mercer, J. (2002). Attachment Theory. tions. San Diego: Acade mic Press. A Treatment without Empirical Support. The Scientific Review of Mental Health Practice, 1. Zeanah, C.H, Smyke, A.T. (2008). Źródło z: http://www.srmhp. Attachment Disorders in Family. org/about.html. (data dostępu: Infant Mental Health Journal, 29, 219–233. 12.05.2012) Mercer, J. Is There an Evidence Basis for Attachment Therapy... As Its Proponents Claim? Źródło z: http://www.childrenintherapy. org/essays/evidence.html (data dostępu: 12.05.2012) Myeroff, R.L., Mertlich G. i Gross J. (1999). Comparative effective ness of holding therapy with aggressive children. Child
------------------------22
Z życia Instytutu Dr hab. Romuald Polczyk udzielił nam krótkiego komentarza na temat wyborów Dyrekcji Instytutu oraz projektu prof. Nęcki, dotyczącego zasad publikowania z podawaniem afiliacji Instytutu Jak Państwo wiedzą, Rada Instytutu dokonała wyboru: prof. Władysława Łosiaka na stanowisko dyrektora Instytutu; dr. Dorotę Czyżowską na stanowisko Zastępcy Dyrektora ds. Dydaktycznych, oraz moją skromną osobę na stanowisko zastępcy ds. ogólnych. Wybierając nowe władze Rada Instytutu musiała uwzględnić fakt, że dotychczasowa dyrektor – prof. Małgorzata Kossowska, nie mogła dłużej pełnić urzędu, a dotychczasowa Zastępca ds. Dydaktycznych – dr. Marta Białecka-Pikul, zrezygnowała z dalszego pełnienia urzędu. Wybór nowych władz wydaje się być kompromisem między postawieniem na doświadczenie oraz zachowaniem pewnej ciągłości. Doświadczenie reprezentuje prof. Łosiak, jako były dyrektor pełniący urząd przez doświadczenie. Ciągłość jest zapewniona dzięki mojej osobie. Jesteśmy też pewni, że dr Dorota Czyżowska będzie sprawnie pełnić swoje niełatwe obowiązki związane z obsługą procesu dydaktycznego. Co do propozycji projektu prof. Nęcki dotyczącego zasad publikowania z podawaniem afiliacji Instytutu – jest to w rzeczy samej tylko propozycja, która na razie nie była dyskutowana na Radzie Instytutu, ponieważ zabrakło na to czasu w obliczu innych pilniejszych spraw. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że nie było i nie jest niczyją intencją zabranianie samodzielnego publikowania. Instytut nie ma takiej władzy, by taki zakaz wprowadzać, i nigdy nie miał takiego zamiaru. Studenci i doktoranci są ludźmi wolnymi i mogą pisać i publikować co chcą i gdzie chcą. Projekt dotyczy tego, na jakich zasadach mogą to czynić korzystając z „logo” Instytutu. Pośród wielu znakomitych publikacji doktorantów i studentów trafiają się czasami teksty na nieco niższym poziomie, i powstają wątpliwości, czy powinny one mieć afiliację Instytutu. Projekt dotyczy uregulowania tych delikatnych kwestii, ale w tej chwili jeszcze daleko do sformułowania jego ostatecznej wersji. Z pewnością, w ukształtowaniu takiej wersji uczestniczyć będą studenci i doktoranci, zapewne poprzez swoich przedstawicieli w Radzie Instytutu.
------------------------23
Newsy z życia Koła zrelacjonowała dla Was
Katarzyna Gabrysz
http://www.knspuj.edu.pl
dr hab. Zbigniew Izdebski, prof. UZ fot. Łukasz Linkiewicz
Sekcja Psychologii Klinicznej (KLIPS) realizowała następujące przedsięwzięcia:
W marcu odbyły się cztery spotkaniaKlinikoteki – projektu w którym projekcje filmów dotykających problematyki zaburzeń psychicznych połączone są z prelekcjami ekspertów. Tym razem obejrzeć można było filmy takie jak „Elling”, „Helen”, „Jak w zwierciadle” oraz „Trzy oblicza Ewy”, uzupełnione o prelekcje kolejno dra Huberta Kaszyńskiego, Magdaleny Kłeczek, dr hab. Małgorzaty Opoczyńskiej-Morasiewicz oraz dr Katarzyny Prochwicz. Konferencja „Seksualność człowieka wokół przemian”, która odbyła się 23 marca, cieszyła się bardzo dużą popularnością – miejsca rozeszły się już w pierwszych dniach I tury rejestracji. Odbyły się cztery sesje referatowe, 19 posterów i 10 warsztatów. Można było wysłuchać wykładów dr n.med. Andrzeja Depko („Psychospołeczne i kulturowe aspekty seksualności”), dr hab. Zbigniewa Izdebskiego, prof. UZ („Sto lat badań nad seksualnością”) i prof. Dr hab. Marii Beisert („Sto lat terapii problemów seksualnych”).
------------------------24
Z kolei z inicjatywy projektu Klinicznie praktycznie dotychczas odbyło się 7 spotkań z praktykami psychologii klinicznej. Dotyczyły one Gestaltu, CBT i RTZ, osób chorujących na schizofrenię, osób zespołem Downa, procesów psychotycznych w procesie psychoterapii, muzykoterapii i specyfiki pracy psychoterapeuty. W II semestrze kontynuowany był również cykl spotkań „Porozmawiajmy o chorobie psychicznej”, organizowany przez Sekcję Kliniczną KNSP przy współudziale Stowarzyszenia „Schizofrenia-Otwórzcie Drzwi” oraz Instytutu Socjologii UJ. Odbyły się trzy spotkania. Na pierwszych dwóch gośćmi były osoby ze Stowarzyszenia, które dzieliły się z uczestnikami swoimi przeżyciami związanymi z kryzysem psychicznym. Marcowe poświęcone było zagadnieniu psychiatrii środowiskowej, a na kwietniowym poruszono temat „Psycholog w psychiatrii”. Podczas ostatniego spotkania, moderowanego przez dr Huberta Kaszyńskiego (IS UJ), Pani Magdalena Kłeczek opowiadała o doświadczeniu depresji. W trakcie całego semestru odbywały się spotkania w ramach projektu Odczarowana Kozetka – inicjatywy krakowskiej fundacji UBIK, która ma na celu obalanie mitów i udzielanie wyczerpujących odpowiedzi na pytania dotyczące psychoterapii. W ramach ośmiu spotkań eksperci opowiadali o takich tematach jak: uzależnienie od
Sekcja Krytyczna – w ramach projektu ‘Terpsychora” w maju odbyły się dwudniowe warsztaty choreoterapeutyczne, prowadzone przez mgr Mirę Marcinów, w którym uczestniczyli członkowie KNSP i inni zainteresowani ta metoda terapią studenci z naszego Instytutu. Wiosną wystartował także cykl spotkań „Terpsychora dzieciom”, Sekcja Eksperymentalna przygotowała war- w którym uczestnicy projektu prowasztaty z dzą zajęcia przygototanecznowywania -ruchowe dla wyników dzieci z dobadań eksmów dziecka. perymenW kwietniu z talnych kolei odbyło do analiz. się pierwsze Spotkanie spotkanie dopoprowatyczące „Gradził Krzysznic Psychotof Cipora. terapii”. Pod Planowane tym właśnie są kolejne tytułem odwarsztaty bywać się ma z metocykl spotkań z Uczestnicy Odczarowanej Kozetki, fot. Joanna Łuczyńska dologii, psychoterapeustatystyki, projektowania badań i anatami różnych nurtów terapeutycznych, lizowania wyników – osoby zainteresowraz z którymi podejmiemy próbę wane mogą zdobyć więcej informacji namysłu nad dylematami etycznymi pisząc na adres mailowy experymenpojawiającymi się w czasie procesu talna@gmail.com. psychoterapii.Pierwszym gościem był Andrzej Wroński a dyskusja dotyczyła możliwości i kontrowersji związanych z kontaktem fizycznym między klienSekcja Psychologii Duchowości we współtem a terapeutą. pracy z Sekcją Krytyczną przeprowadziła Sekcja Trenerska przeprowadziła dwa cykle spotkań – konwersatoria trzy spotkania z cyklu „Trenerstwo dotyczące „Wykładów tavistockich” i Coaching pod Lupą”, podczas któC.G.Junga, oraz grupowe spotkania rych wypowiadali się eksperci z firm mające na celu podzielenie się swoiszkoleniowych i consultingowych. Na mi snami, a także ich omawianie – z przełomie maja i czerwca odbyło się przymrużeniem oka. W drugim semerównież dziesięć warsztatów w ramach strze rozpoczęła się akcja pod hainicjatywy „Student w środowisku słem „StjudentPotenszalMuwment”, w pracy”. Uczestnicy mieli okazję dowieramach którego można wziąć udział dzieć się, jak zarządzać czasem, zapaw sesjach jogi i warsztatach technik nować nad swoją prokrastynacją czy relaksacyjnych. być twórczym w codziennym życiu.
internetu, pomoc psychologiczna on-line, depresja, toksyczność związków, trans hipnotyczny, stres oraz uzależnienie od... rodziców. Więcej o projekcie przeczytać można na stronie internetowej www.odczarowanakozetka.pl.
------------------------25
Felieton Gdy zostałam poproszona o felieton do tego numeru Stimulusa, postanowiłam zgrabnie pozostać w konwencji i napisać coś o śmierci i umieraniu. Niezbyt przyjemny temat na majowe popołudnia i czerwcowe wieczory, ale skoro redakcja chce nam przypominać o nieuniknionym tuż przed wakacjami – niech im będzie. Może perspektywa zbliżających się zaliczeń i sesji tak ich natchnęła? Wracając do felietonu - po dwóch tygodniach przemyśleń stwierdziłam ze zdziwieniem, że nie mam pojęcia o czym pisać. Raczej jestem osobą, która zawsze i na każdy temat ma coś do powiedzenia (czasem nawet aż za dużo) - a tu nic. Pustka. Zero. Null. Bliska rezygnacji, postanowiłam zadać sobie jedno ważne i tak znajome psychologom pytanie: DLACZEGO? Dlaczego tak trudno napisać coś o śmierci? Czemu nie mam na to żadnego pomysłu? Przecież tak naprawdę jedyne, czego w życiu możemy być pewni to to, że kiedyś umrzemy. Śmierć jest clue programu naszego życia. Dlaczego więc tak trudno o niej pisać? Tak trudno o niej mówić? Z początku, jak to mam w zwyczaju, postanowiłam o wszystko obwinić religię. A raczej jej panoszący się brak. Wraz z pustoszeniem kościołów, śmierć zostaje pozbawiona swojej pozytywnej strony. Coraz mniej ludzi wierzy, że po śmierci czeka nas coś dobrego. Coraz mniej z nas wierzy, że w ogóle cokolwiek nas czeka. Perspektywa wiecznej pustki i rozkładającego się ciała, bez miłej przykrywki religijnych przekonań, przestała być nadzieją na lepsze życie w Krainie Wiecznych Łowów. Średniowieczne memento mori zostało zepchnięte do lamusa, a idea śmierci zaczęła być odstręczającym koszmarem, który próbujemy zmieść z powierzchni naszych myśli.
------------------------26
trzy ćwierci do śmieci czyli powstałe w bólach metarefleksje o ludzkim umieraniu janadalniewiem
Co więcej, wydawać by się mogło, że dynamicznie rozwijająca się zachodnia cywilizacja podchwyciła ten trend w myśleniu o ludzkiej śmiertelności. Większość, o ile nie wszystkie osiągnięcia nowoczesnej cywilizacji, służą temu, ażeby oddalić od nas perspektywę śmierci. Dysponujemy różnymi metodami odgradzania się od upływu czasu i od tego, co nieuniknione. Kobiety, a coraz częściej również mężczyźni, mają do dyspozycji całe spectrum kosmetyków i zabiegów odmładzających. W naszych czasach można kupić krem na zmarszczki na niemal każdą część ciała, na której takowe mogły by się pojawić. Kremy przeciw starzeniu produkuje się już dla dziewczyn w wieku 25 lat! Ledwo kończymy używać kosmetyków antytrądzikowych, a już musimy nakładać na siebie koenzym Q10, byle tylko żadna oznaka upływu czasu nie pojawiła się na naszych pięknych i wiecznie młodych twarzach.
Proces oddalania nas od śmierci nie leży jednie w rękach specjalistów od kosmetycznego marketingu. Śmierć opuściła naszą codzienność. Ludzie coraz rzadziej umierają w domach. Umierający ostatnie swoje chwile spędzają w szpitalach lub hospicjach, odizolowani od świata zewnętrznego. Nie spotykamy się ze śmiercią podczas naszego nowoczesnego i pełnego pośpiechu życia. Zastanawiam się, ile z nas widziało kiedykolwiek na własne oczy martwego człowieka? Skupiamy się na świecie żywych, omijając szerokim łukiem osoby, które ze śmiercią mogą mieć cokolwiek wspólnego. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego tak ciężko jest zadzwonić z kondolencjami do przyjaciółki, której umarła matka? Skąd bierze się nasza bezradność w momencie spotkania niedawno owdowiałego kuzyna? Dlaczego tak ciężko spojrzeć w oczy matce naszego zmarłego przyjaciela? Może po prostu nie jesteśmy oswojeni ze śmiercią? Być może oddalenie od śmierci spowodowało, że wobec niej czujemy się bezradni, skrępowani, zawstydzeni? Pomyślmy o ludziach klika pokoleń wstecz – jeszcze przecież sto lat temu śmierć zdarzała się na porządku dziennym. Umierali ludzie w różnym wieku, bardzo często umierały też dzieci. Nigdy nie zapomnę tego uczucia, gdy znalazłam w szufladzie mojej prababci czarnobiałe zdjęcie, na którym widniała para – kobieta i mężczyzna, ubrani na czarno. Siedzieli przy kołysce, w której leżało niemowlę. Z tyłu zdjęcia widniał podpis:
Pogrzeb Emilki, 1932. Rodzice zrobili sobie zdjęcie ze swoją zmarłą córeczką. Sam fakt wydawał mi się niezwykle dziwny, wręcz nieodpowiedni. Tym, co zwróciło moją uwagę po chwili przyglądania się zdjęciu, był spokój na twarzach rodziców. Ogromny smutek i spokój. Całkowite pogodzenie się ze śmiercią tak małej istoty. Zastanawiam się, kto dziś robi sobie zdjęcia ze zmarłymi? Kto potrafi zachować spokój, gdy umiera dziecko? Przez te sto lat cywilizacja ruszyła niezwykle do przodu, ale sposoby godzenia się ze śmiercią zostały gdzieś w tyle. Nowoczesne wynalazki i odkrycia naukowe nie podpowiadają nam, w jaki sposób zaakceptować to, co nieuniknione. Podpowia dają, jak można odsunąć perspektywę końca życia w czasie, ale gdy już nie da się go odsunąć bardziej, nawet najlepsze doniesienia amerykańskich naukowców milczą. Śmierć nie jest wygodnym tematem do rozmów, gdyż myślenie o niej w pewien sposób wymaga od nas zmierzenia się z własną śmiertelnością. To przychodzi nam niezwykle ciężko, gdy jesteśmy otoczeniu kulturą, która ponad wszystko celebruje młodość i witalność. Wolimy zapomnieć o tym, że każdy, kto obecnie jest piękny i młody, za kilkadziesiąt lat będzie stary i umrze. Każdy. Nawet jeśli od 25. roku życia smaruje sobie twarz koenzymami Q10.
------------------------27
Antropolodzy - być może nieco znudzeni badaniami prowadzonymi na zgliszczach nadwiślańskiej kultury plecionkarskiej - mają swojego asa w rękawie, ostateczny i niepodważalny dowód na to, że ich praca może być równie ekscytująca, co najeżona niebezpieczeństwami. Śmierć voodoo, bo o niej mowa, mimo egzotycznego pochodzenia i nazwy, która mimowolnie przywołuje na myśl włóczkowe lalki bez głowy, jest zjawiskiem jak najbardziej poważnym i od swojego debiutu w świecie nauki doczekała się kilku solidnych prac empirycznych.
Nocebo, śmierć i voodoo Katarzyna Kwiecień
Jeżeli zdarzy Ci się kiedyś zjeść za dużo świętych gruszek lub narazisz się lokalnemu czarnoksiężnikowi, a w życiu zawsze bardziej pociągało cię „czucie i wiara” niż „szkiełko i oko”, masz szacunkowo 24-48 godzin, żeby załatwić najważniejsze sprawy i skupić się na umieraniu. Zazwyczaj. Nieraz proces konania jest nieco mniej spektakularny i trwa nawet kilka tygodni. Przyspieszony puls, zawroty głowy i mdłości to tylko niektóre z objawów, które sprawią, że ostatnie godziny Twojego życia nie będą nudne.
------------------------28
Opowieści o śmierci wywołanej przez klątwę rzuconą przez drażliwego sąsiada parającego się czarną magią, krążyły w mądrości ludu od wieków, ale dopiero amerykański lekarz, Walter Cannon, jako pierwszy w fizjologiczny sposób starał się wyjaśnić naturę zjawiska. Był rok 1942, w Europie szalała wojenna zawierucha, Cannon tymczasem skrzętnie opisywał przypadek kobiety, która zmarła wskutek... łakomstwa. W jej zgonie nie byłoby może nic szczególnego, gdyby nie fakt, że ofiara była martwa kilka godzin po tym jak przez przypadek zjadła jabłko pochodzące z zakazanego sadu. Czyn nie umknął oku troskliwej rodziny, która szybko uświadomiła damie ogrom jej występku i rozwiała wszelkie wątpliwości, co do szansy uniknięcia rychłego zgonu. Skutecznie. W artykule „Śmierć Voodoo” Cannon przedstawił swoje hipotezy odnośnie przyczyn i natury niecodziennego zjawiska. Powoływał się na brak jakichkolwiek widocznych zranień czy trucizn, na których działanie mogłaby zostać wystawiona kobieta. Według niego kluczem do zagadki śmierci był strach sam w sobie, zabójczym wr-
Rys. Katarzyna Kwiecień
giem – układ sympatyczny. Skurcz naczyń krwionośnych, rozszerzenie oskrzelików płucnych, wyrzut adrenaliny i zwiększone wydzielanie glukozy przez wątrobę - wszystkie te mechanizmy leżące u podstawy reakcji „walcz lub uciekaj”, w sytuacji ekstremalnego stresu okazały się być dla organizmu zabójcze. Perspektywa śmierci zadziałała niczym groteskowa forma samospełniającej się przepowiedni. Istnieje jednak grono badaczy, którzy mimo teorii znanego lekarza i fizjologa, oraz barwnej tradycji ustnej populacji południowej Florydy, pozostają wobec zjawiska nieufni. „Czy to może być prawda, że zdrowi ludzie umierają w ciągu dnia lub trzech tylko dlatego, że są przekonani o byciu ofiarą ciemnych mocy? Czy ktoś to widział na własne oczy? Nie ma innego wyjaśnienia, niż czarnoksiężnicy?” - Zastanawia się Lewis w
swoje krytycznej pracy na temat strachu przed czarami. I ma nieco racji. Większość przypadków opisanych przez Cannona to anegdoty, których wiarygodność trudno poddać weryfikacji. Pozostaje również pytanie, na ile opisywane ofiary nie miały wcześniejszych predyspozycji, które czyniły je podatnymi na śmierć voodoo? Być może problem tkwi w nazewnictwie. Jeżeli w naszym notatniku zastąpimy słowo „voodoo” terminem „psychogeniczny”, a „działanie klątwy” zamienimy na „efekt nocebo”, grunt przestaje się usuwać psychologowi spod nóg i można już z czystym sumieniem powrócić do analizy zjawiska. Efekt placebo, czyli twardy, mierzalny fizjologicznie dowód na to, jak siła sugestii może przyczynić się do poprawy zdrowia, ma swojego złego bliźniaka. Efekt nocebo jest oczywiście mniej poznany – bo i nie jest łatwo dostać
------------------------29
pozwolenie na przeprowadzenie badań, które z założenia mają sprawić, że badani opuszczą laboratorium w stanie gorszym, niż do niego weszli. Faktem jest natomiast, że można go zaobserwować w naturalnych warunkach praktyki medycznej. Szacuje się, że około 60% osób przechodzących chemioterapię czuje się niedobrze przed rozpoczęciem terapii. Czasami nawet słyszany przez telefon głos lekarza wystarczy, by pacjent poczuł mdłości. Dzieje się tak w wyniku reakcji organizmu na subiektywne postrzeganie leczenia kształtowanego przez całość doświadczenia chorobowego. Na postawę człowieka wobec swojej dolegliwości wpływają takie czynniki, jak wcześniejsze kontakty ze służbą zdrowia czy zasłyszane informacje odnośnie przebiegu choroby. Pacjenci czuli mdłości, ponieważ kontekst sytuacji, w której się znajdowali, sugerował właśnie takie objawy. „Śmierć voodoo, jeśli istnieje – twierdzi antropolog Robert Hahn z Centrum Kontroli i Prewencji Chorób w Atlancie – może być przejawem ekstremalnej formy efektu nocebo”. Co na to neurobiologia? Obrazowanie przeprowadzone za pomocą pozytonowej emisyjnej tomografii komputerowej (PET) pozwala uchylić rąbka mózgowej tajemnicy i sprawdzić funkcjonowanie neuroprzekaźników u osób poddanych eksperymentowi. W procedurze stworzonej przez zespół Scotta i współpracowników, grupa badanych przeszła przez 20-minutowe zadanie zawierające ekspozycję na kontrolowane bodźce bólowe, którym towarzyszyło (bądź nie) placebo w postaci zapowiedzianego środka przeciwbólowego. Reakcja placebo charakteryzowała się wzmożoną aktywnością dopaminy i opioidów, reakcja nocebo - spadkiem aktywności tych substancji, co zdaje się tłumaczyć,
------------------------30
w jaki sposób nocebo wywołuje ból. Ponadto, w takich warunkach pobudzone zostają receptory cholecystokininy. Wystarczy podać pacjentowi dożylnie małą dawkę proglumidu, a ból znika. Tak przynajmniej utrzymuje Fabrizzio Benedetti z Uniwersytetu w Turynie. Antropolodzy nie oddają zwycięstwa bez walki i proponują spojrzeć na fenomen śmierci voodoo z szerszej, międzykulturowej perspektywy. Zgon w wyniku klątwy czy pogwałcenia obyczajów stanowi naturalne potwierdzenia zastanego porządku społecznego - namacalny dowód na to, że dobro wspólnoty jest ważniejsze niż losy jednostki. Naiwny jest ten, kto uważa, że zagadkę śmierci voodoo można rozwikłać pod mikroskopem w laboratorium. Bezcenne są natomiast obserwacje w terenie. Ciekawe, że wśród ludów Polinezji, gdzie wiara w śmierć voodoo jest wyjątkowo rozpowszechniona, dominującym zwiastunem rychłego zgonu jest nie paraliżujący strach, ale uczucie wstydu i upokorzenia. Ofiara izoluje się od rodziny, wycofuje z wszelkich kontaktów, a niedługo potem kończy żywot. Śmierć voodoo to bynajmniej nie tylko egzotyczne archipelagi. Wprawdzie rodowici mieszkańcy Wysp Brytyjskich są mało skłonni do tego, by dawać wiarę opowieściom o mocach nieczystych, za to przekonania niektórych przedstawicieli mniejszości etnicznych stanowią inspirację do zbadania z innej strony, syndromu nagłej śmierci. Letarg, spadek motywacji, brak apetytu i wycofanie – Simon Dein, angielski badacz uwypukla te symptomy fenomenu, które czynią go podobnym do depresji. Praca z klientami w miej-
skiej dżungli udowadnia, że nie trzeba zapuszczać się w niedostępne rejony Karaibów czy Afryki, żeby doświadczyć na własne oczy efektów siły sugestii. Jeden z jego pacjentów, Saleh – młody muzułmanin studiujący w Londynie kierunek techniczny, trafił do szpitala niedługo po tym, jak obraził swojego kuzyna – przypuszczalnie parającego się czarną magią - a następnie został przez niego przeklęty. Psychiatra stwierdził urojenia i ostrą formę depresji, nie był jednak w stanie nic zaradzić na symptomy dręczące mężczyznę. Na ratunek choremu przybyli rodzice, zatrudniając człowieka zajmującego się zdejmowaniem uroków. Po jego interwencji, Saleh – szczęśliwy i głodny – opuścił szpital w ciągu dwóch dni, twierdząc, iż choroba ustąpiła spontanicznie. Na ile mechanizmy śmierci voodoo są podobne do depresji i o czym to świadczy? Czy umieranie to zjawisko społeczne, czy raczej fenomen zawężony do doświadczenia jednostki? Istnieją teorie, że jedynie kultura i ciało wystarczą do zaistnienia strachu na tyle silnego, by zabić. Saleh złamał zalecenie islamskiego nauczana, obraził członka rodziny – jego organizm dobrze wiedział, jak zareagować. Dla innych, kluczowa jest z kolei lokalna koncepcja „ja”, która stanowi medium pomiędzy zewnętrznym stresem a reakcją emocjonalną.
Bibliografia: Cannon, W. B. (1942). ‘Voodoo’ de ath. American Anthropologist, 44, 169–181. Dein,
S. (2003). Psychogenic death: individual effects of sorcery and taboo violation. Mental Health, Religion & Culture, 6, 195-202.
Lewis, G. (1977). Fear of sorcery and the problem of death by sugge stion. W: J. Blacking (red.), Anthropology of the Body.ASA Monograph 15 (ss. 111–143). London: Academic Press. Lex,
B.W. (1974). Voodoo death: new thoughts on an old expla nation. W: D. Landy (red.), Culture, Disease and Healing: Studies in Medical Anthropology (ss. 818–823). New York: Mac millan.
Meador, C.K. (1992). Hex death: voodoo magic or persuasion? So uthern Medical Journal, 85, 244–247.
Bez względu na osobiste sympatie, należy być czujnym. Nocebo nie śpi. Warto o tym pamiętać, kiedy następnym razem zaczniemy pluć na widok czarnego kota, lub zachce nam się skakać na lewej nodze w towarzystwie zakonnicy...
------------------------31
co nas kręci, co nas podnieca po śmierci Sara Jazgar
„W przeciwieństwie do innych popędów określenie bodźca seksualnego nie jest łatwe. Nigdy nie wiadomo z całą pewnością, co wyzwoli maksymalnie popęd seksualny i co go ewentualnie zahamuje.” Antoni Kępiński Jest wiele zaburzeń tak dziwnych i odrzucających, że opinia publiczna wolałaby o nich nie słyszeć. Jedne mniej, innej bardziej ciekawe z perspektywy psychologicznej. Jedno z nich zdaje się być szczególnie często pomijane w podręcznikach dla przyszłych psychologów.
------------------------32
Nekrofilia, bo o niej mowa, to zaburzenie o stosunkowo dużej szkodliwości społecznej. Śmiało mogę jednak powiedzieć, że nikt z czytelników nie powinien czuć w związku z tym zaniepokojenia. Objawia się ono bowiem w dość niecodziennych zaburzeniach preferencji seksualnych. Główną ideę zdradza etymologia samej nazwy: wywodzące się z greki zestawienie słów nekrós – „martwy” i filía – „miłość”. Już podobno starożytni Egipcjanie mieli w zwyczaju opóźniać o kilka dni balsamowanie zwłok pięknych kobiet, by zniechęcać potencjalnych adoratorów wśród balsamistów. W dawnej peruwiańskiej kulturze Mochica wierzono, że ten szczególny sposób obcowania ze zmarłym pozwala nawiązać kontakt z jego duszą. Również w czasach, gdy zwłoki ofiar wojen transportowane były drogą morską w celu godnego pochówku - ze względu na długą samotną podróż - o nekrofilię oskarżano często żeglarzy. Pada pytanie, co może skłaniać ludzi do takich zachowań…
Bo ważne, że nie mówi „nie” W roku 2003 Kees Moeliker z Holandii został uhonorowany IgNoblem, czyli humorystycznym odpowiednikiem Nagrody Nobla za prace naukowe, które najpierw śmieszą, a potem skłaniają do myślenia - za opisanie przypadku homoseksualnej nekrofilii u kaczki krzyżówki. Swoją pionierską obserwację badacz ten podsumował słowami: „Gdy jeden samiec leżał martwy, a drugi podszedł do niego i nie dostał żadnej informacji zwrotnej – cóż, po prostu nie dostał żadnej informacji zwrotnej.” Ten przykład nawiązuje do swego rodzaju nastawienia pojawiającego się nie tylko wśród niektórych ptaków,
ale również wśród niektórych ludzi. Dwóch badaczy – Jonathan Rosman i Philip Resnick (1989) – przeanalizowało 122 przypadki zawierające akty nekrofilii lub fantazji z nią związanych. Wyniki analiz pokazały, iż najczęstszym powodem tego typu zachowań jest prozaiczny fakt, że martwy nigdy nie odmawia. Wśród 34 przypadków dostępnych do dalszych badań (wśród nich każdy z badanych dopuścił się aktu nekrofilii), 68% z nich motywowane było chęcią posiadania partnera, który nie stawia oporu i nie odrzuca. Inne często podawane powody, to pragnienie zjednoczenia ze zmarłym partnerem (21%), odczuwanie silnego pociągu płciowego do zmarłych (15%), chęć wygody lub przezwyciężenia poczucia izolacji (15%), jak też pragnienie władzy (12%). Należy też wspomnieć, że w większości przypadków nekrofilii dopuszczali się mężczyźni (95%) o średniej wieku 34 lata, z których ponad połowa była samotna (60%). Zaburzenia osobowości zdiagnozowano u 56% badanych, a spośród 64 przypadków wziętych pod uwagę w kolejnych analizach, 17% z nich zostało uznanych za psychotycznych.
Gdzie czai się zło Dla wielu nie okaże się zaskakujące, że nekrofilię najczęściej stwierdza się u przedstawicieli takich profesji jak grabarz, pracownik kostnicy, balsamista zwłok czy opiekun domu pogrzebowego (a może takie osoby są najczęściej nakrywane?). Za przyczyny takiego stanu rzeczy podaje się m.in. to, że zawody te wiążą się w dużej mierze z pracą w samotności oraz, co tu ukrywać, dużą dostępnością zwłok. Istnieje także możliwość, że ludzie wybierają tego rodzaju zawód, ponieważ są nekrofilami. Analizy przypadków pokazują, że poszukiwanie
takich zajęć jak praca przy zmarłych, jest u osób o skłonnościach nekrofilskich dość popularne. Dzieje się tak, właśnie ze względu na wolny i nieograniczony dostęp do martwych ciał. Jednak również ludzie, których los zmusza do przebywania długo w towarzystwie zmarłych, mogą zdecydować się na podjęcie tego typu kroków. Badacze Rosman i Resnick nie wykluczają hipotezy, że na początek fantazji nekrofilskich może też wpływać sama ekspozycja ciała zmarłego.
Klasyfikacja – problemy i próby Pożądanie to jeden z bardziej ognistych popędów. To, czy towarzyszy mu wręczanie bukietów kwiatów, czułe słówka czy wystawne kolacje, zależy już tylko od samych zainteresowanych. Taka różnorodność strategii widoczna jest również w nekrofilii. W tym przypadku „pieszczotom” może towarzyszyć (w zależności od preferencji) sączenie krwi partnera (wampiryzm), stymulacja kawałkiem jego ciała, czy nawet jego powolna konsumpcja (nekrofagia). Osobnikom mniej zaburzonym pozostaje np. wyobrażać sobie, że sami należą już do świata zmarłych bądź osiągać podniecenie seksualne po prostu udając zwłoki. Taką wariację na temat określa się autonekrofilią. Ewentualnie, na wzór Teda Bundy’ego, zawsze można grzecznie poprosić partnera, by to on udawał martwego. Jako że praktyki nekrofilskie cechują się wyjątkową różnorodnością, poczynając od pozornie niewinnych fantazji o zmarłych dzieciach, a kończąc na siedzeniu w wannie na golasa, owiniętym ludzkim jelitem cienkim - przysparzało to badaczom pewną trudność w ich ścisłym pogrupowaniu. Widać
------------------------33
to między innymi w DSM-IV-TR i ICD10. Te ogólne systemy klasyfikacji zaburzeń, mające umożliwić diagnozę z wręcz matematyczną dokładnością, nie przypisują nekrofilii żadnego unikalnego kodu (nie mówiąc już o podklasach). W DSM-IV-TR zaburzenie to kryje się pod kodem 302.9 (inne zaburzenia preferencji seksualnych) wraz z kilkoma innymi rzadkimi przypadkami parafilii. W ICD-10 ma ono kod F65.8, czyli należy do grupy „innych zaburzeń preferencji seksualnej” (co stawia nekrofilię np. obok froteryzmu).
że istniały już wcześniej inne systemy klasyfikacji, m.in. klasyfikacja Rosmana i Resnicka dzieląca przypadki nekrofilii na trzy grupy z pseudonekrofilią jako grupą dodatkową, jednak zdaniem Aggrawala podział ten był niewystarczająco dokładny.
Typ I – tzw. „role players” - to ludzie wykazujący zachowania umiarkowanie patologiczne, których podnieca udział w pewnego rodzaju grze fabularnej. Nie miewają oni stosunków ze zmarłymi, jednak bardzo intensywnie pobudza ich, gdy partner lub oni sami - udają Wśród badamartwego. czy pragnąBadacz służy cych wnikliinformacją, wiej zgłębić że zaspokoprzypadki jenie takiej potrzeby nekrofilii, ogromna oferują np. wielość eksniektóre papresji tych ryskie domy potrzeb (i publiczne, bezdyskugdzie blada kobieta, syjna w ubrana w tym pomycałun kłasłowość sadzie się w mych zaintetrumnie. resowanych) Rys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com Zjawisko to sprawiła, w literaturze określa się mianem „casże większość trudnych do określenia ket sex”. Zanotowano również przypaprzypadków wrzuca się do ogólniejszej dek kobiety odczuwającej wyjątkowe kategorii – tzw. pseudonekrofilii. Skutpodniecenie, kiedy - na jej życzenie kiem tego jest fakt, że większość osób mąż wyobrażał sobie podczas stosunrozumie tę kategorię trochę inaczej. ku, że ona leży przed nim martwa, a sztywność jej ciała jest skutkiem rigor Jednym z wielu niezadowolonych tą mortis. nieścisłością w klasyfikacji nekrofilii był profesor medycyny sądowej Anil Typ II to nekrofil-romantyk („romanAggrawal. W 2008 roku przedstawił tic necrophiles”). Ludzie z tej grupy swoją propozycję podziału nekrofilów wykazują bardzo łagodne nekrofilskie zgodnie z nasileniem objawów - na skłonności, najczęściej są to osoby, 10 głównych typów, starając się stwoktóre czują się “osierocone” przez rzyć kategorie możliwie szerokie, ale bliskich i nie mogą pogodzić się z ich i wykluczające się. Warto wspomnieć,
------------------------34
śmiercią. Ciało zmarłego jest balsamowane i pielęgnowane. Osoby te nadal traktują swoich bliskich równie czule jak przed ich śmiercią, co może czasem prowadzić nawet do pieszczot.. Zaburzenie to jest jednak chwilowe - z czasem, gdy sentyment mija, wracają do normalności. Typ III reprezentują osoby lubiące snuć fantazje o tematyce nekrofilskiej („necrophilic fantasizers”). Ci fascynaci śmierci nie pragną fizycznego kontaktu ze zwłokami, tym samym pozornie nie wykazują większych anomalii w swoim zachowaniu. Typ ten może jedynie wzbudzać oburzenie i niesmak otoczenia, gdy przyłapie się go np. na masturbacji podczas kazania pogrzebowego czy przyczajonego w kostnicy. Ewentualnie przedstawiciele tej grupy potrafią nacieszyć się długimi spacerami po cmentarzach lub odbywaniem stosunków gdzieś w ich pobliżu. Typy I – III najczęściej jednak nie wiążą się ściśle z inicjacją stosunku ze zmarłymi. Zdaniem autora są one więc czymś w rodzaju „nekrofilii platonicznej”. Nieco inaczej sprawa się ma wśród przedstawicieli typu IV, którzy dla osiągnięcia satysfakcji seksualnej potrzebują fizycznie poczuć ludzkie zwłoki. Dla odczucia wzmocnionej satysfakcji seksualnej muszą oni dotknąć, a nawet pieścić ciało zmarłego. Autor nie wyklucza, że tacy ludzie mogą szczególnie preferować pracę przy oporządzaniu zwłok. Typ V to nietypowy fetyszysta. Cieszy go jedynie jakiś „kawałek” martwego człowieka, który udało mu się przy sposobnej okazji odciąć lub pozyskać w inny sposób. Może to być np. kępka włosów, pierś lub też palec, ewentualnie podkradziona zwłokom bielizna.
Przedmioty te służą następnie za obiekty fetyszu („necrofetisism”) lub traktowane są jako rodzaj amuletu. Znany był przypadek kobiety, która po śmierci męża potajemnie pozbawiła go członka po to, by zatrzymać go na lata. Typ VI to odmiana sadystycznej nekrofilii („necromutilomaniacs”) – przyjemności erotycznej dostarcza tu okaleczanie ciała zmarłego, często brutalne, z towarzyszącą temu masturbacją. W celu zarysowania preferencji tej grupy nekrofili można przywołać przypadek 40-letniego samotnego mężczyzny, który niedługo po śmierci kobiety począł pozbawiać ją narządów wewnętrznych i oddawać się przy tym rozkoszy, taplając się w jeszcze ciepłej krwi (!). Typ VII („opportunistic necrophiles”) to osoby ogólnie zadowolone z pożycia z żywymi ludźmi, jednak - w pewnych szczególnych przypadkach - decydujące się na odbycie stosunku również ze zmarłym (impulsem do tego jest najczęściej dostępność zwłok, np. nagły zgonu kogoś w otoczeniu osoby). Typ VIII to już klasyczny przypadek regularnego nekrofila („regular necrophiles”), który potrafi osiągnąć prawdziwą satysfakcję seksualną tylko i wyłącznie podczas stosunku z martwym partnerem. Typ IX („homicidal necrophiles”) jest najbardziej niebezpieczny dla otoczenia. W tym przypadku popędy są tak silne, że w celu ich zaspokojenia często dochodzi do uśmiercania ofiar. Odnośnie takich praktyk, w literaturze spotkać się można również z określeniem „warm necrophilia”.
------------------------35
Na sam koniec dochodzimy do typu X, przewrotnie nazwanego „exclusive necrophiles”. Takie osoby to samotnicy, najlepiej czujący się w towarzystwie zmarłych, całkowicie niezdolni do kontaktów płciowych z żyjącymi. Jest to najrzadszy z typów – na 122 przeanalizowanych przez Rosmana i Resnicka przypadków, tylko 6 z nich dało się przyporządkować do tej klasy nekrofilii. Zgodnie z zamysłem twórcy, każdy kolejny typ przedstawia głębszą patologię, budząc tym samym coraz większy niesmak. Dokładniejsze opisy zachowań nekrofilnych z trzech ostatnich grup stanowczo przekraczają charakter tego czasopisma. Dla tych czytelników, którzy mimo wszystko czują niedosyt wrażeń (a i tacy pewnie się znajdą), zaleca się dokładniejsze zapoznanie z całością pracy Aggrawala z 2009 roku, jak też ze szczegółowymi opisami poszczególnych studiów przypadków (Bauer, Tatschner, Patzelt, 2007; Boureghda, Retz, Philipp-Wiegmann, Rösler, 2011; Ehrlich, Rothschild, Pluisch, Schneider, 2000). Niniejsza propozycja klasyfikacji nekrofilii jest niewątpliwie bogata i znacznie przybliża istotę tego zaburzenia. Jak podkreśla sam autor, nadal jednak jest to jedynie próba głębszej eksploracji tego rzadkiego zjawiska. Niewiele jeszcze wiadomo na temat dokładnej genezy nekrofilii jak również istnienia czynników mogących wpływać na nią hamująco bądź nasilająco. Nie wiadomo też do końca, jakie koszty może ponosić psychika cierpiącej na nekrofilię osoby, ze względu na jej nieustanną, silną potrzebę kontaktów seksualnych ze zmarłymi ludźmi, co w wielu kulturach uznaje się za dalekie od normalności. Te i wiele in-
------------------------36
nych zagadnień wymaga prowadzenia dalszych analiz. Nekrofilię bada się jednak trudno. Cierpiący na nią ludzie najczęściej nie chcą pomocy specjalistów, a szansa ich zbadania pojawia się najczęściej dopiero wtedy, gdy zostaną przypadkiem nakryci lub w chwili, gdy przez swoje popędy wpędzą się w konflikt z prawem. Pytanie, czy nekrofilię można leczyć? Zapewne można, podobnie jak pozostałe parafilie. W tym celu stosuje się m.in. terapię poznawczą lub medykamenty obniżające popęd seksualny przy jednoczesnych próbach poprawy kontaktów społecznych i seksualnych. Jednak wspólną cechą wszystkich parafilii jest fakt, że często motywacja do zmian wśród osób nimi dotkniętych jest po prostu niewielka, a bez tego o skuteczne leczenie trudno.
Bibliografia: Aggrawal, A. (2009). A new classifca- tion of necrophilia. Journal of Forensic and Legal Medicine, 16, 316–320. Bauer, M., Tatschner, T., Patzelt, D. (2007). Digital imaging of the dissection and sexual abuse of a corpse – An exceptional case of necrophilia. Legal Medicine, 9, 143–146. Boureghda, S.S.T., Retz, W., Philipp -Wiegmann, F., Rösler, M. (2011). A case report of necrop hilia - A psychopathological view. Journal of Forensic and Legal Medicine, 18, 280-284.
Ehrlich, E., Rothschild, M.A., Pluisch, F., Schneider, V. (2000). An ex treme case of necrophilia. Legal Medicine, 2, 224-6. Rosman, J.P., Resnick, P.J. (1989). Sexual Attraction to Corpses: A Psychiatric Review of Necrophilia. Bulletin of the American Academy of Psychiatry and the Law, 17, 153â&#x20AC;&#x201C;163. http://www.dziennikzachodni.pl/ artykul/57905,obledna-fascynacja-smiercia,id,t.html?cookie=1
------------------------37
dobry klient to martwy klient
Nagrobek już od złotówki dziennie „Brakuje mi mamy. Ale z każdym dniem jest coraz lepiej. Nie ukrywam, że wykupione przez nią ubezpieczenie pomogło mi uporać się z kosztami związanymi z pogrzebem”. Nie jest to, jak można by pomyśleć, rozmowa dwóch bliskich osób, lecz fragment reklamy polisy ubezpieczeniowej, przeznaczonej na koszty związane z pogrzebem.
Agata Głouszek
Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Dla firm związanych z branżą funeralną fakt, że wszyscy umrzemy, jest gwarancją pewnego zarobku, niezależnego od kryzysu. W jaki sposób można jeszcze zwiększyć popyt na takie usługi, i z jakich mechanizmów psychologicznych korzystają osoby odpowiedzialne za promocję tych firm? Czy zawsze korzystają z dobrych sposobów promocji swoich usług? A może niektóre tematy to ciągle tabu i nie wszystkie sposoby promocji da się wykorzystać do tego dość kontrowersyjnego produktu? Czy zawsze jest to etyczne?
------------------------38
Można by powiedzieć: nic nowego. Kupowanie sobie pomników na cmentarzu przez starsze osoby to proceder szeroko znany. Twierdzą one, że w ten sposób chcą odciążyć swoich bliskich od problemów i zadbać o wszystko póki jeszcze mają siłę. Przezorność starszych ludzi postanowili wykorzystać twórcy polisy „Moi bliscy” firmy 4Life Direct. Pojawiła się ona na rynku głównie dlatego, że spadła wypłacana po śmierci kwota na koszty związane z pogrzebem. Polisa „Moi bliscy” jest skierowana do osób od 40 do 85 lat, bez względu na stan zdrowia. W reklamach tego towarzystwa ubezpieczeniowego możemy zobaczyć starszych ludzi, którzy przekonują siebie nawzajem, że warto odciążyć swoich bliskich od problemów związanych z organizacją pogrzebu i stypy. Reklamodawcy namawiają starszych ludzi, aby wykupili ubezpieczenie, które umożliwi ich rodzinom pokrycie tych wszystkich kosztów. Czy faktycznie złotówka dziennie wystarczy? I przede wszystkim, dlaczego starsi ludzie chcą kupić taką polisę? Przede wszystkim, starsi ludzie często czują się osamotnieni, towarzyszy im lęk oraz niskie poczucie jakości życia,
zwłaszcza wtedy, gdy są w złej sytuacji ekonomicznej. Wykupienie takiej polisy może być dla nich sposobem na podniesienie własnej samooceny - pokazaniem, że nie są jeszcze do końca zdani na bliskich i są w stanie sami zadbać o własną przyszłość (także tę wieczną). Poprzez zapewnienie środków na swój pochówek, mogą także chcieć udowodnić sobie, że pomimo zaawansowanego wieku są w pewnym stopniu niezależni od bliskich. Takie działania mogą pozytywnie wpłynąć na własną samoocenę.
dowiódł Festinger, znacznie zwiększa to siłę przekazu reklamy. Warto także zwrócić uwagę, w jaki sposób budowany jest przekaz. „Już od złotówki dziennie” to typowy chwyt marketingowy, który ma stworzyć wrażenie, że wykupienie polisy nie kosztuje prawie nic. Wspominanie, że to mniej niż codziennie wydaje się na gazetę, jest tworzeniem korzystnego układu odniesienia. Jednak okazuje się, że to tylko pozory. Jak obliczył Maciej Samcik, dziennikarz Gazety Wyborczej, polisa opłaca się jedynie wtedy, gdy umrzemy dość szybko od momentu w którym zaczniemy płacić składki. Jeśli jednak przeżyjemy 20 lat lub więcej, to polisa ta staje się zdecydowanie mało lukratywna. Brzmi to dość drastycznie, ale opłaca się umrzeć szybko. Reklama ta trafia jednak do starszych ludzi, także dzięki temu, że jest skonstruowana w szczególny sposób. W spotach występują głównie starsze osoby, które mówią powoli, kilkakrotnie powtarzają istotne informacje, a całości towarzyszy spokojna muzyka. Reklama jest też dłuższa niż przeciętny spot. Można więc wnioskować, że będzie dobrze zapamiętana przez starsze osoby, także te, które mogą mieć problemy ze słuchem czy zapamiętywaniem informacji.
Rys. Katarzyna Gabrysz, http:// bzdurynn.blogspot.com
Reklama także bardzo silnie akcentuje fakt przynależności do danej grupy społecznej. Bazując na społecznym dowodzie słuszności, w reklamie pokazane są osoby, które już wykupiły takie ubezpieczenie. Są to ludzie bardzo podobni do tych, do których skierowany jest komunikat - starsi i niezamożni, z podobnymi problemami. Jak
Trumny i sarkofagi - lubię to? „Nowe trumny z drzewa sosnowego! Tylko 2999!”, atrakcyjne zdjęcia nagrobków, relacja z ceremonii pogrzebowej… Czy takie właśnie informacje chce otrzymywać rzesza ludzi, sprawdzając przy śniadaniu swój profil na portalu Facebook, zaraz obok zdjęcia koleżanki z wakacji, i informacji
------------------------39
o tym, że kolega zjadł na śniadanie jajecznicę? W tym momencie należałoby zastanowić się, dlaczego właściwie firmy zakładają fanpage na Facebook i dlaczego użytkownicy klikają „lubię to!”? Polubienie jakiejś strony ma pozwolić użytkownikom identyfikować się z wartościami i osobowością danej marki, a także dać im poczucie przynależności do pewnej grupy społecznej. Czasem klikamy ‘lubię to’ również po to, aby otrzymywać informacje o danej marce czy najnowszych promocjach. Można raczej sądzić, że to firmy pogrzebowe popełniają błąd sądząc, że skoro coś daje profity jednej branży, to będzie to działało dla wszystkich. W związku z tym wszyscy chcą być na Facebooku, sądząc, że to najlepsza forma reklamy i recepta na niepowodzenia firmy. Natalia Hatalska, popularna blogerka i pracowniczka agencji reklamowej, na swojej stronie hatalska.com napisała o tym, w jakim celu ludzie użytkują Facebook. Prezentując dane z raportu Wave5 przeprowadzonego przez firmę Universal McCann, wskazuje, że najczęstszymi powodami użytkowania tego portalu są potrzeby: pozostawania w kontakcie, autopromocji, wyrażenia siebie oraz rozrywki. Internauci ‘lubiąc’ jakąś stronę mają wobec niej różne oczekiwania - czasem jest to poszukiwanie informacji o produkcie i promocjach, niekiedy chęć wzięcia udziału w konkursie, a często także forma wyrażania siebie, i pokazanie innym, jakie są nasze zainteresowania. Według Treadaway i Smith, korporacje tworzą fanpage na Facebook także po to, aby umożliwić dialog z klientami, wysłuchiwać ich opinii
------------------------40
i ulepszać produkt. Pozwala to firmom zyskać bardziej ludzką twarz i budować skuteczną komunikację. Według Cony, zostanie fanem danej strony to także wyraz lojalności i zaufania do danej marki. W tym miejscu warto by zastanowić się nad tym, po co więc użytkownicy mieliby polubić profile zakładów pogrzebowych. Przeglądając profil pewnej firmy z Wrocławia, można znaleźć komentarze typu „Nie jest to ciekawe miejsce, ale polecam, profesjonalna firma” czy „Świetnie profesjonalny profil”. Można więc zrozumieć, że ktoś przegląda taką stronę, by przekonać się, czy firma jest profesjonalna, ciężko jednak pojąć fakt, że taką stronę lubi ponad setka osób… Jest to zatem działanie marketingowe dla przeciętnego odbiorcy zupełnie niezrozumiałe. Musi jednak przynosić efekty, skoro na Facebooku pojawiają się kolejne profile takich firm.
Seksi trumny Skoro producent opon Pirelli może do swoich kalendarzy zatrudniać światowej sławy modelki, czemu więc Linder - firma produkująca trumny, nie miałaby mieć własnego? Zbigniew Linder, właściciel firmy, postanowił wyłamać się z obowiązujących standardów i stworzył kalendarz, na którym swoje wdzięki na tle trumien prezentują skąpo ubrane dziewczyny. Sam właściciel twierdzi, że pomysł zaczerpnął od włoskiej firmy pogrzebowej, również produkującej kalendarze w podobnej stylistyce. O sprawie zrobiło się głośno w mediach, a internauci zostawiali różne komentarze - od przychylnych do wręcz wrogich. Niektórzy twierdzą, że obraża to ich uczucia i jest w bardzo złym guście, inni uważają jednak, że sam kalendarz jest piękny, a temat
śmierci tak trudny, że warto potraktować go z przymrużeniem oka. Skąd wziął się pomysł na takie reklamowanie swoich usług? Aby znaleźć odpowiedź, wystarczy się rozejrzeć. Współczesne reklamy bardzo często przesycone są erotyką. Jednak zwykle elementy związane z seksem pojawiają się w kontekście produktów, takich jak czekoladki, biżuteria czy perfumy. Są to więc reklamy odbierane w sposób emocjonalny, konsument przed zakupem produktu nie dokonuje analiz jego wad i zalet, lecz zwykle kieruje się tym, czy on mu się podoba. Natomiast Dariusz Doliński pisze, że wykazano, iż im poważniejszy jest określony produkt, tym aparycja osoby reklamującej go może zdecydowanie bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Dzieje się tak między innymi dlatego, że osoby niezwykle atrakcyjnie fizyczne ściągają naszą uwagę w takim stopniu, że analizowanie zalet i wad danego produktu często schodzi na dalszy plan. Można więc wywnioskować, że nagie modelki stojące przy trumnach mogą sprawić, iż trumny nie będą przez odbiorcę zauważane. Jednak w wywiadach udzielanych w mediach, właściciel firmy chwali się, że sprzedaż jego produktów w ostatnim czasie znacznie wzrosła. W związku z tym, nie można stwierdzić, że ta forma promocji dla takich wyrobów jest nieskuteczna. Można jednak zastanowić się, czy jest odpowiednia i, czy sprzedaż nie została zwiększona nie ze względu na to, że forma promocji jest właściwa, lecz ze względu na szum medialny wokół mocno kontrowersyjnego kalendarza. Warto rozważyć kwestię etyczności takiego postępowania. Czy w sytuacji, w której ktoś jest w żałobie i chce znaleźć trumnę dla bliskiej osoby, moral-
nie odpowiednim jest pokazywanie mu zdjęć sarkofagów przy których pozują nagie modelki? Jak pokazują powyższe przypadki, kwestie związane ze śmiercią mogą być wykorzystywane w reklamie w zależności od potrzeb. W inny sposób przekaz kierowany jest do starszych ludzi, potencjalnych klientów polis ubezpieczeniowych - wtedy tematyka staje się bardzo poważna, reklamodawcy starają się odwołać do ich poczucia odpowiedzialności, troski o rodzinę czy o własną przyszłość. Inaczej wygląda przekaz skierowany do odbiorców nowych mediów. Korzystanie z Facebook czy łączenie wątków erotycznych ze śmiercią przestaje dziwić. Pytanie brzmi - jaki będzie kolejny krok? Czy jest granica?
Bibliografia: Cialdini, R. (1994). Wywieranie wpływu na ludzi. Teoria i prakty ka. Gdańsk, GWP. Cone
Inc. ( 2010). 2010 Cone Consu mer New Media Study conduc ted by ORC. Boston, MA: Cone Inc.
Doliński, D. (2003). Psychologiczne mechanizmy reklamy. Gdańsk, GWP. Falkowski A., Tyszka T.(2006). Psy- chologia zachowań konsumen ckich. Gdańsk, GWP. Natalia Hatalska http://hatalska. com/2011/08/22/co-robia-wed liny-na-facebooku/#more-7206
------------------------41
Maciej Samcik http://wyborcza.biz/fi nanse/1,106386,8733448,Prze swietlamy_reklamy__polisa_ Moi_Bliscy_gorsza_od.html Rembowski, J. (1984). Psychologiczne problemy starzenia się człowie ka. Warszawa-Poznań, PWN. Treadaway, C., & Smith, M. ( 2009). Facebook marketing: An hour a day. Indianapolis, IN: Wiley Publications.
------------------------42
Zgniąć przy tobie to taki niebiański sposób, żeby umrzeć
uczennice, które popełniły samobójstwo w metrze. Tak jak wtedy, ich dłonie są złączone, kiedy mówią razem „raz, dwa, trzy”. Ale po tych słowach, kilkoro z nich rzeczywiście skacze z dachu. Pozostałe osoby, stojące nadal na krawędzi budynku, są w szoku. Jednak – ku przerażeniu grupy innych uczniów stojących w pobliżu - po chwili też popełniają samobójstwo, skacząc z wysokości.
Monika Słodka
Tragedia w Tokio: 54 uczennice stoją na stacji metra trzymając się za ręce, gdy zbliża się pociąg, mówią „raz, dwa, trzy” i skaczą pod rozpędzony pojazd. Wszystkie giną na miejscu. Wstrząsająca informacja obiega cały kraj. Dwa dni później, podczas lunchu na dachu budynku szkoły kilku licealistów rozmawia na temat częstych wśród nastolatków, grupowych samobójstw, których fala przetoczyła się ostatnio przez Japonię. W pewnym momencie, tak dla żartu, wspólnie stają na krawędzi dachu, naśladując
Na szczęście, opisane wydarzenia nie miały tak naprawdę miejsca. To sceny z filmu „Suicide Club”, wyreżyserowanego w 2002 roku przez Sono Sion, które jednak idealnie oddają problem dotykający współcześnie mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Aby go naświetlić, na początek warto przytoczyć kilka statystyk. W latach 90-tych w Japonii nastąpił gwałtowny wzrost liczby samobójstw – od 18-19 osób na 100 tys. mieszkańców przed rokiem 1998, do 26 na 100 tys. osób w tymże roku i 24,2 w 2005. Wtedy też zaczęto mówić o samobójstwach jako o problemie cywilizacyjnym Japonii. Od 2001 roku samobójstwo jest pierwszą przyczyną zgonów wśród osób poniżej 30 roku życia. Natomiast w 2003, liczba samobójstw osiągnęła swój rekordowy poziom w historii, wynosząc ponad 34 tysiące. Samobójców jest aż trzy razy więcej niż ofiar wypadków komunikacyjnych. Japonia ma dziesiąty najwyższy wynik na świecie, który oznacza ponad 100 udanych aktów samobójczych dziennie. Te liczby jeszcze bardziej przemawiają do wyobraźni, gdy uświadomimy sobie, że w wielu przypadkach sprawcy są bardzo młodzi, np. w 2003 roku aż 613 ofiar miało mniej niż 20 lat. Równie szokujący jest wzrost liczby aktów samobójczych właśnie wśród najmłodszych – w 1998 wskaźnik dla
------------------------43
kobiet poniżej 19 roku życia wzrósł prawie o 70% w ciągu roku, a dla mężczyzn poniżej 19 lat o 50%. Jakby tego było mało, na początku nowego tysiąclecia głośno stało się o nowym typie zamachów, nazywanych grupowymi samobójstwami organizowanymi przez Internet (shuudan-jisatsu). Począwszy od 2003 roku ginie w nich około 60 osób rocznie, a w latach 2002-2005 zanotowano „zaledwie” 69 przypadków zrealizowanych „paktów samobójczych”, w których straciły życie 204 osoby. Zjawisko dotyczy właśnie młodych ludzi – zdecydowana większość spośród tych ofiar miała dwadzieścia (52,6%) lub trzydzieści kilka (22,1%) lat. Czym charakteryzują się grupowe akty samobójcze organizowane przez Internet? I dlaczego jest to zjawisko tak istotne, mimo że liczba śmierci spowodowanych w ten sposób stanowi zaledwie nikły procent wszystkich samobójczych śmierci w Japonii? Przebieg zdarzenia jest zwykle podobny do pierwszego incydentu, który został zanotowany przez policję 11 lutego 2003 roku. Wtedy to 26-letni mężczyzna i dwie kobiety (obie 24-letnie) zostali znalezieni martwi w pustym mieszkaniu. Osoby leżały blisko siebie, a obok nich stało kilka piecyków węglowych. Wszystkie okna zostały wcześniej szczelnie zaklejone taśmą izolacyjną. Ofiary ewidentnie zatruły się tlenkiem węgla. Wśród internautów planujących samobójstwo panuje bowiem przekonanie, że śmierć spowodowana tlenkiem węgla jest bezbolesna. Od tego czasu w mediach pojawiają się kolejne informacje o nowych przypadkach, co samo w sobie może powodować reakcję łańcuchową, i podsuwać przyszłym sprawcom pomysł na rozwiązanie swoich problemów. Obserwuje się ciągły wzrost liczby ofiar w jednym gru-
------------------------44
powym akcie np. w 2006 roku razem zginęło aż dziewięć osób. Po jakimś czasie, popularny stał się nowy model – uczestnicy aktu najpierw kontaktują się za pomocą forów dyskusyjnych lub czatów, które licznie pojawiają się w sieci. Zawierają tam tak zwany „pakt samobójczy” (shinjyu), czyli umowę dotyczącą szczegółowych ustaleń co do przebiegu samobójstwa – potrzebnych środków, czasu i miejsca. Następnie realizują plan – zwykle w jakimś opuszczonym miejscu, najczęściej w lesie, zamykają się w aucie, wcześniej zaklejają okna taśmą izolacyjną, w końcu zażywają tabletki nasenne dla dodania sobie odwagi (na wszelki wypadek, gdyby jednak bolało) i trują się tlenkiem węgla pochodzącym z piecyków węglowych umieszczonych w pojeździe. Od 2008 roku, preferowana jest nowa metoda – siarkowodór, a przepisy dotyczące przyrządzania tej trucizny zaczęły krążyć w Internecie w olbrzymich ilościach. Tylko w 2008 roku, 1056 osób popełniło samobójstwo posługując się właśnie tą substancją. I tak, między styczniem 2004 roku a majem 2010, hasłami, które wiążą się z samobójstwem - i były najczęściej wpisywane do popularnej wyszukiwarki internetowej Google - okazały się „strony o samobójstwie”, „metody popełnienia samobójstwa” i „siarkowodór”. Co ciekawe, częstość wpisywania haseł „siarkowodór” i „samobójstwo z użyciem siarkowodoru” jest związana z liczbą samobójstw wśród osób między 20 a 30 rokiem życia. Japonia jest nazywana „krajem samobójczym” już od lat 50. XX wieku, ale w odróżnieniu od znanego z tradycji japońskiej, honorowego seppuku, które poprzedzała zwykle indywidualna decyzja, lub zbiorowych czy masowych aktów samobójczych popeł-
nianych z powodów religijnych przez członków stowarzyszeń i sekt ideologicznych lub militarnych, w grupowe samobójstwa przez Internet zaangażowane są najczęściej praktycznie obce sobie osoby. Jak uważa profesor Ozawa-de Silva, badacz zjawiska, rozwiązanie to nie jest przypadkowe. Przeanalizował on blisko 40 japońskich stron internetowych poświęconych grupowym samobójstwom, aby lepiej zrozumieć najczęściej poruszane problemy i rolę, jaką odgrywa tutaj Internet. Zwykle w sieci jest bowiem tak, że osoby cierpiące na zaburzenia natury psychicznej najczęściej szukają tam wsparcia i zrozumienia dla swoich trudnych przeżyć. Mimo że większość takich stron poświęconych samobójstwom rzeczywiście służy celom prewencyjnym, gdzie użytkownicy mogą podzielić się swoimi problemami i poszukać dobrych rozwiązań, to niektóre ewidentnie przyczyniają się do nasilenia zjawiska (podobnie jak w przypadku anoreksji i ruchu Pro-ana w Internecie), stając się areną dla zachęt i snucia planów samobójczych. Jedne z cieszących się największą popularnością witryn to Ghetto (www.cotodama.org) oraz Jisatsu Saito Jisatsu Shigansha no Ikoi no ba, co oznacza mniej więcej tyle, co: „Strona o samobójstwach: Relaksujące miejsce dla osób o skłonnościach samobójczych”. Jakie treści pojawiają się na tych stronach tak chętnie odwiedzanych przez nastolatków i młode dorosłe osoby? Wpisy nastolatków często mówią o znęcaniu się nad nimi w szkole, wagarowaniu, a dorosłych – o utracie pracy, małżonka lub zdiagnozowaniu poważnej choroby. Inni twierdzą, że w ich życiu nie dzieje się nic nadzwyczajnie złego, ale mimo to ciągle towarzyszy im uczucie pustki. Da się
wskazać jeszcze kilka typowych tematów, wokół których toczą się dyskusje na japońskich forach dla osób o skłonnościach samobójczych. Okazuje się, że bardzo wiele spośród postów dotyczy braku lub poczucia utraty sensu świata i życia. Piszący nie wiedzą, co generalnie powinni robić w życiu, czym się zająć (na przykład wpis: „Dlaczego się urodziłem? Dlaczego żyję… Ledwo mogę spać, nienawidzę wszystkiego”, forum Jisatsusha no Sõgen, wpis z 22 grudnia 2006). Równie często pojawiają się informacje o dojmującym poczuciu samotności (jak: „Boję się, że nie jestem nikomu potrzebny. Wystarczyłoby, żeby ktoś mi powiedział, że mnie potrzebuje – to by mnie uspokoiło”, forum Nageki Keijiban, 12 października 2006). Opisywana przez internautów samotność zwykle łączy się z brakiem zaufania i umiejętności niezbędnych do nawiązywania satysfakcjonujących relacji społecznych (wpisy typu: „Nie mogę znieść samotności! Ale nie potrafię też zaufać ludziom”, forum Nageki Keijiban, 13 października 2006). Samotność jest przez nich odczuwana również mimo fizycznej obecności innych osób, jak w poście ucznia, który napisał: „Jestem taki samotny! Nawet w szkole, jestem taki samotny i chcę umrzeć” (forum Ikizurasa kei no fõramu, 13 grudnia 2006). Zaskakujące jest to, jak wiele z tych wiadomości nie pokazuje wyraźnie przyczyny tego poczucia samotności. Forumowicze często sami nie wiedzą, czym jest spowodowane („Z jakiegoś powodu, jestem samotny… Żałuję, że się urodziłem…”, forum Ikizurasa kei no fõramu, 1 listopada 2006). Niektóre posty jednak wprost zawierają apel o zmianę, która złagodziłaby tę ogromną samotność („Chcę być samotny, ale żałuję, że nie ma kogoś, kto byłby tutaj ze mną”, forum Ikizurasa kei
------------------------45
no fõramu, 28 października 2006 ). Nierzadko pojawia się również motyw fałszywych relacji społecznych, który towarzyszy wspomnianemu już brakowi zaufania.
trudna. W związku z tym, na różnych stronach na porządku dziennym są takie ogłoszenia jak: „Czy masz zamiary samobójcze i chciałbyś umrzeć ze mną? Nie chcę umrzeć sama. Szukam osób, W treści które chciałyby ko m e n t a umrzeć ze rzy na tych mną” (forum Omae ha mou stronach internetoshindeiru, 24 wych, sagrudnia 2005), motność i „Czy jest tu poczucie ktoś, kto braku senchciałby su w życiu umrzeć, ale nie są zwykle chce umrzeć ze sobą sam? Proszę, związane. umrzyjmy Ty p o w e razem” (forum Ikizurasa kei no jest występowanie fõramu, 7 listoswoistego pada 2006). konfliktu Ton tych wypowewnętrzwiedzi jest nego użytzazwyczaj kowników szokująco spowitryn. Z kojny i pragmaj e d n e j tyczny, przykładowo jeden s t r o n y, użytkownik cierpią z pisze: „Środki powodu nasenne cię nie samotnozabiją! Czy jest ści, a z Kadr z filmu Double Suicide, reż. Masahiro Shinoda (1969) ktoś, kto drugiej – chciałby użyć nie są w innej metody?” (forum Ikizurasa kei stanie nikomu zaufać. Czasami nawet no fõramu, 6 listopada 2006), a inny: deklarują, że wcale nie chcą otrzymy„Nie chcę dłużej cierpieć. Ale za barwać wsparcia ze strony innych, i wolą dzo boję się, żeby umrzeć samemu. być samotni. Czy jest ktoś, kto chciałby umrzeć ze mną?” (forum Ikizurasa kei no Zjawiska te zwykle skutkują pragniefõramu, 14 września 2006). Wiele niem podzielenia z kimś doświadczeosób nie wyraża jednak jednoznacznie nia śmierci – innymi słowy, chęcią pragnienia samobójstwa, tak jakby jednoczesnej ucieczki od samotności i fakt, czy żyją lub umrą, niektórym nie poczucia braku sensu życia, najlepiej robił większej różnicy. Internauci w towarzystwie innych, ponieważ szukają bezbolesnej i szybkiej śmierci, samotna śmierć mogłaby być zbyt
------------------------46
pauzy w życiu, a dzielenie samobójstwa z innymi wydaje się być jedną z metod jej oswajania (np. wpis: „Jestem taki zmęczony. Jaki jest cel dalszego życia? Ale nie chcę umrzeć w bólu. Chciałbym zniknąć w sekundzie”, forum Ikizurasa kei no fõramu, 15 października 2006). Nawet ta pobieżna analiza treści japońskich forów internetowych dla samobójców, daje pewien obraz uwarunkowań samobójstw organizowanych przez Internet. Jak stwierdza Ozawa-de Silva na podstawie swoich badań, kluczowe są trzy aspekty – samobójstwa takie popełniane są generalnie przez zwykłych ludzi, a nie tych cierpiących na depresję czy psychozę, żyjących w niehumanitarnych warunkach lub uprawiających wyjątkowo stresujące zawody; inną cechą charakterystyczną jest konieczność obecności innych, aby umrzeć; typowe jest także pragnienie, aby była to śmierć komfortowa, bezbolesna i szybka. Jak natomiast można wytłumaczyć powstanie tego zjawiska? Geert Hofstede, socjolog kultury, już w latach sześćdziesiątych scharakteryzował różne kraje za pomocą kilku wymiarów. Dla zrozumienia zjawiska grupowych samobójstw w Japonii, znaczące wydają się szczególnie dwa. Pierwszy to kontinuum indywidualizm-kolektywizm, czyli koncentracja w danym państwie na jednostce lub grupie. Japonia, podobnie jak większość regionów azjatyckich, jest krajem kolektywistycznym. Oznacza to, że pozycja i tożsamość człowieka wyznaczana jest przez przynależność do społeczności i budowana na podstawie tego, jak widzą go inni. Wysoce cenioną wartością jest lojalność wobec członków grupy. Tożsamość społeczna jest ważna, bo na jej podstawie tworzona jest
ta indywidualna. Wymiar ten pozwala zrozumieć, dlaczego dla Japończyków tak istotne są relacje społeczne, a ich ograniczenie lub niesatysfakcjonujący poziom powoduje cierpienie i zagubienie – kim jestem i jak mam żyć. Możliwe, że samotność, na którą uskarżają się twórcy paktów samobójczych, wynika z wyjątkowo silnej u Japończyków, niezaspokojonej potrzeby afiliacyjnej, czyli pragnienia bliskości, miłości i akceptacji, chęci bycia znaczącym, komuś potrzebnym, zauważonym, zaistnienia dla kogoś. Forum internetowe pomaga zaspokoić tę potrzebę i zbudować iluzję bezpiecznej relacji – począwszy od zainteresowania problemami, poprzez tworzenie paktu samobójczego, który jest formą dzielenia doświadczenia, do samego aktu samobójstwa. Z decyzji grupowej nie można się wycofać, ponieważ - jak mówi japońska norma - zabronione jest nienadążanie za grupą, bycie ciężarem, słabym ogniwem, przyczynianie się do niepowodzenia przedsięwzięcia. Ludzie obawiają się odstąpić od zobowiązania, bo wtedy zostaną samotni. Pakt samobójczy zapewnia satysfakcję i komfort – nareszcie mam dla czego żyć – oraz radość z powodu podążania za innymi. Jednocześnie Japończycy za bardzo boją się umrzeć samotnie, ponieważ wszelkie działanie ma sens, gdy jest dzielone z innymi. W Japonii, gdzie dokonuje się selekcji dzieci już przy zapisach do przedszkoli, ponieważ ukończenie odpowiedniej placówki nieraz decyduje o przyjęciu na uniwersytet i przebiegu kariery w dorosłym życiu, a śmierć z przepracowania (karõshi) nie jest rzadkością, młodzi ludzie nie mają czasu na naukę i rozwój kompetencji społecznych. Kontaktowanie się przez Internet nie wymaga tak wysokiego ich poziomu jak realne życie i łączy się z mniej-
------------------------47
szym strachem przed odsłonięciem się przed innymi. Pierwsze kontinuum łączy się z drugim istotnym w tym kontekście wymiarem, a mianowicie męskością-kobiecością, czyli koncentracją na typowych celach męskich: finansach, karierze zawodowej, osiągnięciach i asertywności, lub kobiecych: trosce o innych, współpracy i bliskości. Japonia znajduje się bliżej męskiego krańca wymiaru, co tłumaczy znaczenie przykładane do pracy. Młodzi ludzie odczuwają ogromną presję – której często nie wytrzymują - związaną z wymogiem spełnienia oczekiwań pokładanych w nich przez rodzinę. Samobójstwo paradoksalnie pomaga poczuć wolność od presji społeczeństwa, od oczekiwań, ciągłego oceniania i obowiązku wypełniania ról, odczuć niezależność oraz przynależność do jakiejś grupy o podzielanym celu. Także inne czynniki kulturowe mogą być pomocne w wyjaśnieniu grupowych samobójstw przez Internet, jak choćby przyzwolenie na samobójstwo w tradycji japońskiej (wspomniane już seppuku), za które odpowiedzialność spada na aktualne problemy społeczne. Aby podkreślić ten fakt, samobójcy są w Japonii nazywani „ofiarami samobójstwa”. Też koncepcja dobrej śmierci, polegająca na odejściu z pogodną twarzą w otoczeniu bliskich, w przeciwieństwie do samotnej śmierci (kodoku na shi), która także w wypadku samobójstwa jest niegodna, zgadza się z trzema kluczowymi aspektami wymienionymi przez Ozawę-de Silvę. W końcu, ważne dla nasilania się zjawiska mogą być aktualne problemy społeczne. Mówi się nawet, że patologia jednostki wyrasta z patologii spo-
------------------------48
łeczeństwa japońskiego. Przechodzi ono obecnie poważne zmiany – zmaga się z brakiem miejsc pracy, dryfuje kulturowo w stronę Zachodu i, co za tym idzie, skręca w stronę indywidualizmu, za co młodzi płacą izolacją, problemem z pomieszaniem ról, rozpadem tradycyjnych wzorców społecznych, sieci wsparcia i rodzin. Dla Japończyków wykluczenie z grupy jest spełnieniem kulturowego koszmaru. Wreszcie, w samą sytuację tworzenia i realizacji planu samobójczego w rzeczywistości, uwikłane są pewne mechanizmy psychologiczne. Anonimowość, zapewniona dzięki ukrywaniu się za pseudonimem, ułatwia mówienie o swoich problemach, a Internet zmniejsza strach przed bliskością, której tak bardzo pragną Japończycy. Tworzy się norma grupowa, która zobowiązuje członków paktu do jego przestrzegania. Ponadto, dochodzi do rozproszenia odpowiedzialności – nikt nie czuje się winny za zło i nie reaguje, za to przerzuca winę na innych. Także sama relacja, jaką mają uczestnicy zdarzenia, nie zapobiega, a sprzyja samobójstwu. Nie są oni ani przyjaciółmi ani wrogami, lecz obcymi – wygodnie jest umrzeć z kimś, gdy nie mamy do niego bliskiego stosunku emocjonalnego, nie zależy nam na jego życiu, nie czujemy do niego też żadnych silnych negatywnych emocji. Obcy nie sprawia problemu, jest neutralny, ale jednocześnie może być pomocny. Wszystko, co pociąga za sobą kolektywistyczne myślenie, bezpieczeństwo quasi-społeczności o określonych normach oraz komfort psychiczny z powodu dzielenia doświadczenia, które mogłoby być przecież indywidualne - przyczynia się do tego, że zamiast samotnej, wybiera się śmierć w kilka osób.
Żyjemy w czasach, gdy Internet jest częścią życia coraz większej liczby ludzi. Dlaczego samobójstwo miałoby być z niego wyłączone? Możliwość pokonania barier geograficznych, patologia jednostki i społeczeństwa, nuda czy moda – nie ma jednoznacznej odpowiedzi, skąd biorą się grupowe samobójstwa organizowane przez Internet. Jedno jest pewne – przed japońskim społeczeństwem sporo do naprawienia.
net Group Suicide in Japan. Forthcoming in Transcultu ral Psychiatry, 47, 1-48. Samuels, D. (2007). Let’s die to gether. The Atlantic, 5, 92-98.
*Tytuł pochodzi z piosenki zespołu The Smiths „There Is A Light That Never Goes Out”
Bibliografia Hagihara, A., Miyazaki, S. i Abe, T. (2012). Internet suicide sear ches and the incidence of suicide in young people in Japan. European Archives of Psychiatry and Clinical Neuro science, 262, 39–46. Hofstede, G. (2000). Kultury i organi- zacje: Zaprogramowanie umysłu. Warszawa: PWE. Naito, A. (2007). Internet Suicide in Japan: Implications for Child and Adolescent Mental Health. Clinical Child Psychology and Psychiatry, 12, 583-598. Ozawa-de Silva, Ch. (2008). Too Lo - nely to Die Alone: Inter net Suicide Pacts and Existential Suffering in Japan. Culture, Me- dicine and Psychiatry, 32, 516– 551. Ozawa-de Silva, Ch. (2010). Shared Death: Self, Sociality and Inter-
------------------------49
Nowości wydawnicze
czytamy po godzinach „LISTA OBECNOŚCI. ROZMOWY Z OJCAMI OSÓB Z ZESPOŁEM DOWNA”, WYD. BARDZIEJ KOCHANI, WARSZAWA, 2012 „Jest nasza. Nie widzimy w niej Downa. Widzimy ją taką, jaka jest, pod maską. Jaka chciałaby być”. O tym, co 10 lat temu literacko ujęła Dorota Terakowska w „Poczwarce”, dziś możemy przeczytać w wywiadach z ojcami dzieci z zespołem Downa. Już nie fikcja literacka, ale szczere historie przedstawiają problem z męskiej perspektywy. Problem? Czy może dar? Trisomia chromosomu 21. jest nadal społecznym tabu. Down w rodzinie to przekleństwo, gorzki obowiązek na całe życie. Lektura kilkunastu rozmów z ojcami świadczy o czymś zupełnie przeciwnym – że takie rodzicielstwo może być pełne dumy, szczęśliwe, jednym słowem – zwyczajne. Ciekawe pytania, zadawane przez socjolożkę i filozofa, oraz przemyślane, ale konkretne, wolne od sentymentalizmu i frazesów odpowiedzi sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Po tej lekturze z pewnością zostanie w Czytelniku coś więcej, niż tylko mgliste wspomnienie okładki. „Elżbieta Zakrzewska-Manterys: Mężczyźni rzadko zabierają głos na temat problematyki zespołu Downa. Tadeusz Sobolewski: Bo nikt nas nie pyta”. Zapytali. Zobaczcie, jakie padły odpowiedzi.
------------------------50
księgarniane półki przejrzała dla Was Agata Korczak
„INSTYTUCJE TOTALNE: O PACJENTACH SZPITALI PSYCHIATRYCZNYCH I MIESZKAŃCACH INSTYTUCJI TOTALNYCH”, ERVING GOFFMAN, GWP, SOPOT, 2011 Oglądaliście „Lot nad kukułczym gniazdem”? Pamiętacie, jak Jack Nicholson usiłuje przekonać pielęgniarkę do włączenia transmisji meczu, usilnie poszukując wśród kolegów – pacjentów kliniki psychiatrycznej – jednego głosu za? Scena dobrze oddaje pojęcie instytucja totalna, wprowadzone przez Ervinga Goffmana. Socjolog ten w połowie lat 50. XX wieku wcielił się w rolę członka personelu Szpitala Świętej Elżbiety w Waszyngtonie. Jako jeden z pierwszych badaczy postulował, że to nie choroba psychiczna kształtuje zachowania człowieka, ale raczej otoczenie zewnętrznie wymusza odgrywanie stereotypowej roli osoby nienor-
malnej. Jego klasyczna książka ukazała się właśnie w polskim tłumaczeniu. Życie mieszkańców instytucji totalnej “toczy się w jednym i tym samym miejscu i podlega tej samej, jedynej władzy (…) we wszystkich fazach codziennej działalności ich członkowie pozostają w bezpośrednim towarzystwie dużej liczby innych członków. Wszyscy oni traktowani są jednakowo, muszą pracować razem i wykonywać te same czynności (…) cały ich dzień jest ściśle zaplanowany, tak że jedna czynność w wyraźnie przewidzianym czasie przechodzi w drugą”. Książka napisana jest przystępnym, wolnym od naukowego żargonu językiem. Autor odnosi się do wiedzy dotyczącej szeroko rozumianego obszaru poznania społecznego, porusza problemy wchodzenia w rolę, dehumanizacji i tożsamości jednostki w sytuacji ograniczenia jej wolności. Pozycja dla każdego, kto – wg prof. Burszty z warszawskiej SWPS – jest „ciekaw świata”.
intymne opowieści o tym, jak jedzenie staje się pułapką dla ambitnej dziewczyny, jak małomiasteczkowa mentalność utrudnia walkę ze schizofrenią, jak choroba psychiczna staje się bolesną częścią tożsamości... Eseje czyta się jednym tchem, ale z pewnym trudem – trudem pojmowania, co naprawdę kryje się pod pustym z pozoru hasłem zaburzenie. Człowiek – to banalna odpowiedź. Student, córka, syn, pracownik, kolega, sąsiad... Nie anonim, tylko ktoś realnie doświadczający cierpienia, codziennie zmuszony do walki z samym sobą, podejmujący heroiczne próby, by uciec ze swojego schronienia i normalnie funkcjonować. Refleksje studentów poprzedzają cztery rozdziały, zatytułowane „Szlakiem wykładowcy”. Cytując autora jednego z nich, dra Huberta Kaszyńskiego: „Prace autorów – w znakomitej większości studentów UJ – zasługują na uznanie, bowiem są one świadectwem znoszenia społecznego piętna towarzyszącego osobom podatnym na zranienie. Chodzi tutaj o uznanie i szacunek dla wiedzy i rozumienia, które pochodzą z osobistego doświadczenia, co umożliwia postrzeganie ludzi jako posiadających własne poglądy i własny głos, a nie tylko jako przedmiot wiedzy innych”. Publikacja dostępna online na stronie: www.bon.uj.edu.pl. Warto kliknąć i przeczytać!
„MOJA WĘDRÓWKA: REFLEKSJE STUDENTÓW I WYKŁADOWCÓW UJ O CHOROBIE PSYCHICZNEJ I STUDIOWANIU” WYD. BIURO DS. OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH UJ, KRAKÓW, 2010. Granatowa broszura z prostym rysunkiem na okładce wpadła mi w ręce jakiś czas temu. Rozdawana za darmo w Auditorium Maximum. Zupełnie niepozorna. A zawartość? Dla studentów psychologii – obowiązkowa! To nie jest kolejna nudna lektura z wypunktowanym zestawem symptomów prosto z DSM-IV. To zbiór historii studentów na temat ich własnych zmagań z chorobą. Szczere, zaskakująco
------------------------51
Doniesienia z badań Przyjrzyjmy się dokładniej badaniom dotyczącym liczby samobójstw w UE w ostatnich latach. Zdecydowanie najwyższy odsetek samobójstw odnotowano na Litwie(31,5 na 100 000 mieszkańców). Wysokie wyniki w tym smutnym rankingu uzyskały również Węgry i Łotwa (wskaźnik wynosi tam kolejno: 21,8 i 20,7) a także Słowenia (18,7) oraz Estonia (18,3).Trochę optymizmu natomiast wnosi fakt, iż w większości krajów liczba samobójstw na przestrzeni ostatnich lat systematycznie maleje. Przykładowo, w 1999 roku na Litwie wskaźnik był równy aż 42,1, natomiast na Węgrzech wynosił on 30,6. Najniższą liczbą samobójstw mogą pochwalić się głównie państwa zgromadzone wokół basenu Morza Śródziemnego. Jedynie trzech na 100 000 mieszkańców Grecji decyduje się na ten krok. Badania wykazują, że od 1999 do 2009 roku wskaźnik ten utrzymywał się na podobnym poziomie. Podobnie niskie wyniki uzyskały Cypr (3,6) i Włochy (5,4), przy czym na Cyprze liczba samobójstw w ostatnich latach niepokojąco wzrosła (w porównaniu do wskaźnika z 2004 roku, który wynosił jedynie 0,7 ) W Polsce wskaźnik ten jest równy 15,4, przewyższa więc średnią dla UE, która wynosi 10,3 na 100 000 mieszkańców. Ogółem, w roku 2011 w naszym kraju dokonano 5124 prób samobójczych, w tym3839 udanych. Jak podają polskie statystyki policyjne z 2011 roku, zdecydowanie najczęstszym sposobem dokonania samobójstwa jest powieszenie (3706 przypadków, w tym 3288 mężczyzn). Mniej popularna jest śmierć przez utopienie się – w ostatnim roku odnotowano 1000 tego rodzaju samobójstw i – co ciekawe – znaczną większość (949
------------------------52
Samobójstwa i eutanazja zebrała i opracowała Kamila Kowaleczko
osób) stanowiły w tym przypadku kobiety. Inne wybierane w naszym kraju sposoby popełnienia samobójstwa to: rzucenie się z wysokości (325 osób, w tym 218 mężczyzn), zażycie środków nasennych (192 osoby, w tym 80 mężczyzn) oraz uszkodzenie układu krwionośnego (155 osób/119 mężczyzn). Najrzadziej wybierany sposób to zażycie trucizny (20 osób, w tym 19 mężczyzn). Jedyną metodąwybieraną wyłącznie przez mężczyznbyło zastrzelenie się (32 przypadki). Wśród najczęstszych przyczyn samobójstw znajdują się choroba psychiczna (699osób, w tym 468 mężczyzn) oraz nieporozumienia rodzinne (679/555mężczyzn). Inne popularne przyczyny to zawód miłosny (346/268 mężczyzn) i trudne warunki ekonomiczne (349/291 mężczyzn). Ze statystyk KGP wynika, że w ubiegłym roku ponad 270 Polaków dokonało próby samobójczej z powodu
Ustalone przyczyny samobójstw (Polska, 2011) 800 700 600
699
679
500 400 300 200
346
349
250
100 0
99
82
24
23
1
55
Źródło: KGP
przewlekłej choroby lub trwałego kalectwa. Zwraca to uwagę na kwestię legalizacji eutanazji w naszym kraju. Eutanazję możemy podzielić na czynną („zabójstwo z litości”), oraz bierną ortoanazję (zaprzestanie sztucznego podtrzymywania życia). Została ona zalegalizowana jedynie w czterech państwach europejskich: Holandii, Belgii, Luksemburgu i Albanii. W Szwajcarii natomiast dozwolone jest przepisanie przez lekarza śmiertelnej dawki środka nasennego, z zastrzeżeniem, że chory musi go przyjąć samodzielnie. W Polsce eutanazja jest niedozwolona i podlega karze do 5 lat pozbawienia wolności. Badania opinii publicznej dostarczone przez CBOS wskazują jednak, że aż 48% Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, iż „lekarze powinni spełniać wolę cierpiących, nieuleczalnie chorych, którzy domagają się podania im środków powodujących śmierć”. 39% badanych wyraziło zdecydowany sprzeciw, natomiast 13% nie ma sprecyzowanego zdania w tej kwestii. Popularnym ostatnio zagadnieniem eutanazji zainteresowali się również-
białostoccy badacze. Przeanalizowali opinie 300 osób, zarówno ze środowisk medycznych (lekarzy, pielęgniarek zatrudnionych przez Uniwersytecki Szpital Kliniczny w Białymstokuoraz studentów drugiego roku Wydziału Pielęgniarstwa), jak i samych pacjentów. Badania przeprowadzono z użyciem kwestionariusza, w którym uczestnicy mieli wyrazić swoją opinię na temat projektu legalizacji eutanazji w naszym kraju. Wyniki wskazują, że największe poparcie dla eutanazji zadeklarowali studenci: aż 22% z nich opowiadało się za wprowadzeniem ustawy legalizującej eutanazję w Polsce. Co ciekawe, w grupie lekarzy i pielęgniarek wskaźnik ten wyniósł jedynie 4%. Z kolei wśród pacjentówprojekt legalizacji eutanazji zdobył 13-procentowe poparcie. Największą grupą opowiadającą się zdecydowanie przeciwko eutanazji byli pracownicy medyczni (41%). Wśród studentów zdecydowany sprzeciw zadeklarowało 31% osób, natomiast w grupie pacjentów – 21%.
------------------------53
Fakty i mity
śmiertelne fakty i mity zweryfikowała
Wiktoria Kozioł
W nowej rubryce Fakty i mity próbujemy obalać, potwierdzać albo przynajmniej komentować popularne przekonania rodzaju: „z mojego doświadczenia wynika, że...”, „mam znajomego, który...”, „oni wszyscy są po prostu tacy...”. Tematyka mitów będzie odpowiadać tematyce numeru. Tym razem jest śmiertelnie. Tanatopsychologia nie jest najbardziej popularną dziedziną, dlatego niełatwo znaleźć odpowiednie zagadnienia, ale mam nadzieję, że nie będzie śmiertelnie nudno. Mit 1: Ludzie narcystyczni boją się śmierci bardziej niż inni Narcyz w kulturze uosabiany jest przez Doriana Graya, Salvadora Dali, w lżejszej wersji przez Johnny’ego Bravo. Napotykając przeszkody, reaguje złością i upokorzeniem. W powszechnym mniemaniu boi się śmierci, która może ograniczyć jego wyimaginowaną omnipotencję. Jak pisze pewna psychoterapeutka na swojej stronie internetowej: „[Narcyz ] czasem popełnia samobójstwo lub
------------------------54
prowokuje nagłą śmierć, by bezradnie nie czekać na starość, ból, choroby i ostateczny koniec. Bo narcyz to ktoś, kto nie może znieść, że coś nie jest na jego warunkach, nawet śmierć.” To chyba nie takie proste. Wyniki badań sugerują, że może być raczej...odwrotnie. W przypadku starszych dorosłych w wieku 60-79 lat, wraz z naturalnym spadkiem skłonności narcystycznych rośnie ryzyko samobójstwa. W Polskich badaniach porównywano postawę względem śmierci z poziomem narcyzmu. Jeden z czynników narcyzmu, Samowystarczalność, koreluje z traktowaniem śmierci w sposób mniej destrukcyjny
i tragiczny, z deklarowanym mniejszym lękiem przed śmiercią oraz zainteresowaniem problematyką śmierci. Pytanie, czy osoby narcystyczne starają się po prostu dobrze wypaść lub szczególnie aktywnie wypierają informacje dotyczące śmierci, pozostaje otwarte.
Mit 2: Ludzie w okresie starszej dorosłości bardziej boją się śmierci, niż młodsi W polskich badaniach Makselona, przeprowadzonych już ponad 35. lat temu, osoby po sześćdziesiątym roku życia paradoksalnie odczuwały najniższy lęk przed śmiercią ze wszystkich grup wiekowych. Późniejsze wyniki są mniej jednoznaczne, ale wydaje się, że osoby po 60. roku życia odczuwają mniejszy lęk przed śmiercią, niż ludzie w średnim wieku. Stereotypowo: Leopold Tyrmand pod czterdziestkę i z 25 lat młodszą kochanką pisał, że szuka ucieczki przed starością. Część badaczy uważa, że konfrontacja ze śmiercią jest głównym problemem kryzysu wieku średniego. Ciekawe, że w wieku starszym nie wzrasta lęk przed śmiercią, a raczej przed problemami starzenia, takimi jak choroby, ból, pogorszenie funkcjonowania i zniszczenie ciała po śmierci (kremacja, rozkład, oddanie organów), co związane jest ze zwiększeniem poczucia integralności cielesnej.
Mit 3: Małe dzieci nie odczuwają żalu po stracie bliskiej osoby Dzieci w wieku do 3-5 roku życia traktują śmierć jako rozstanie, są przekonane, że zmarły przebywa w innym miejscu i żyje gdzieś indziej, np. dosłownie w niebie, na cmentarzu,
w sąsiednim mieście. Nie rozumieją krańcowego i nieodwracalnego charakteru śmierci. Może im się wydawać, że kres życia czeka tylko niektóre osoby, ale nie własną rodzinę, lub że za pomocą magicznych praktyk człowiek uchroni się od umierania. Dopiero ok. 7. roku życia są świadome nieuchronności śmierci, choć ta perspektywa wydaje im się niezwykle odległa. Problem w tym, że mniejsze dzieci mogą interpretować śmierć najbliższych jako dobrowolne odejście. Z braku zrozumienia konieczności śmierci mogą obwiniać zmarłego o to, że umarł, a złość i urazę zachować także w późniejszych etapach życiowych.
Bibliografia: American Psychiatric Association (1994). Diagnostic and Statisti- cal Manual for Mental Disorders (DSM-IV)(wyd. 4). Washington, DC: APA. Battegay R., Müllejans R. (1992). Decreased narcissism in the aged and in suicide. Schwei- zer Archiv Für Neurologie Und Psychiatrie, 143, 293-306. Mesjasz, J. (2010) Lęk przed śmiercią a rozwój człowieka. W: Klątwa czy dar przemijania? Studium z tanatopsychologii (ss. 109-124). Warszawa: Difin. Oleś, P. K. (2000). Psychologia przeło- mu połowy życia. Lublin: Towa rzystwo Naukowe KUL. Szymołon, J. (2005). Narcyzm a po- stawa wobec śmierci. W: J. Makselon (red.). Człowiek wo - bec śmierci (ss.307-316). Kra ków: WN PAT.
------------------------55
Horoskop
Baran (21.03 – 19.04)
Byk (20.04 – 22.05)
Bliźnięta (23.05 – 21.06)
Zawsze dostrzegaj pozytywne strony zaistniałych sytuacji: czujesz, że giniesz w labiryncie życia? Przynajmniej urośnie Ci hipokamp. Brak Ci pomysłów na najbliższe 3 miesiące? Udaj się do sędziów kompetentnych. Jeżeli to nie pomoże, spróbuj konfrontacji z cieniem, a nuż się uda i rozwiniesz się jak sam Maslow. W razie porażki, zawsze możesz zrobić jak Gauguin, by po wakacjach wrócić pewny siebie jak pierwsi Behawioryści.
Nie załamuj się! Każda sesja kiedyś się kończy. Kursy z kanonu też. Poziom p który nie chce spaść poniżej upragnionego 0,05, wcale nie musi oznaczać porażki. Wybacz promotorowi, który nie odpisuje przecież mamy Euro. Pamiętaj, że obrony wrześniowe świętuje się z taką samą radością, jak czerwcowe i październikowe. Tymczasem: racjonalizuj, sublimuj, projektuj i wypieraj! Długopis trzymany w zębach pomoże śmiać się nawet w najgorsze dni.
Przedłużająca się dystymia po niezdanej rozwojówce? Rozejrzyj się dookoła i przekonaj, że nie jesteś sam, a bezcennej wiedzy o stadiach rozwoju chwytu nikt Ci nie odbierze! Zadbaj lepiej o swoją świadomość (czymkolwiek by nie była). Czerwiec to także dobry czas, by awansować na kolejny stopień Kolberga, lub przynajmniej wyzwolić się z okowów sprawiedliwości immanentnej. Gdy przyjdzie kryzys, przypomnij sobie o archetypie matki.
Rak (22.06 – 22.07)
Lew (23.07 – 23.08)
Panna (24-08 – 22.09)
Jeżeli już musisz wykręcać się ze wspólnych wyjść, postaraj się o lepsze wymówki niż Etyka i Pomoc psychologiczna. Dysonans wśród słuchaczy będzie mniejszy, a Twoje ja odzwierciedlone ucierpi nieznacznie. Zadbaj o swoje projekty osobiste. Objawami anankastycznymi się nie przejmuj - w czasie egzaminów sprzątają prawie wszyscy. Na psychopatów, którzy odmawiają dzielenia się pytaniami i notatkami, wyłóż bias.
Najlepsi przyjaciele zapomnieli o Tobie niczym pacjent H.M.? To czas, by odświeżyć znajomość z poszukiwaczami doznań, z którymi tak dobrze szalało Ci się jeszcze kilka lat temu. Pilnuj terminów prac zaliczeniowych i pamiętaj, że nawet najmniejsza dystrakcja może osłabić kontrolę poznawczą. Brakiem funduszy się nie przejmuj - Twój ponadprzeciętny czynnik g sprawi, że w wakacje odkujesz się z nawiązką.
Lanie wody to nie będzie dobry sposób na zdanie, ale siadaj obok melancholijnego Barana, a może Ci się uda. W sierpniu Merkury podpowiada wyjazd nad morze. Rybka lubi pływać, ale chodź w kapoku, zwłaszcza, jeśli polewać będzie sangwiniczny Lew. Końcówka czerwca: Księżyc w nowiu to dobra pora na pisanie magisterki!
------------------------56
Waga (23.09 – 23.10)
Skorpion (24.10 – 22.11)
Strzelec (23.11 – 21.12)
Gdy na egzaminach będziesz kłaść swój los na szali, pamiętaj, że dobre odpowiedzi kryją się często pod literą „A”. Gwiazdy dają szansę na wakacyjną miłość w drugiej połowie lipca, ale tylko w miastach na literę „O”. Choleryczny Strzelec może być dobrym kompanem, tylko nie zaczepiajcie miejscowych. Kibicuj rozważnie na Euro, podobno sok z brzozy jest dobry na kaca.
Na egzaminach nie siadaj obok neurotycznego Byka, bo to przeszkadza w strzelaniu. Słońce zmniejszy Twój psychotyzm, ale dopiero w lipcu; wcześniej nie ma po co iść na disco. Jeśli w nieparzysty wtorek będziesz miał ochotę na lotka – idź za tym głosem, nie graj jednak w parzyste środy – to strata pieniędzy.
Zgodnie z powołaniem Twojego znaku, ustrzelisz wszystko w pierwszym terminie i obejdzie się bez kampanii wrześniowej. To dobrze, bo właśnie we wrześniu Wenus szykuje Ci niespodziankę, więc oglądaj się wokół siebie, gdy będziesz pod AGH. Uważaj! Wyjazd wakacyjny do egzotycznych miejsc może się skończyć gorrrąco!
Koziorożec (22.12 – 19.01)
Wodnik (20.01 – 18.02)
Ryby (19.02 – 20.03)
Egzaminacyjna współpraca z ekstrawertywnym Baranem może prowadzić tylko do zabrania kartki, zwróć się raczej ku sumiennej Wadze. W połowie lipca przypływ gotówki, spożytkuj go na wyjazd gdzieś daleko. We wrześniu Twoja neurotyczność spadnie, więc będzie to dobry czas na małe miłostki.
Tylko ugodowy Lew może sprawić, że zdasz wszystko w pierwszym terminie; jednak we wrześniu wpływy astralne będą dużo bardziej korzystne. Na wycieczkę spakuj mapę, a nie książki, a jakiś pociągający Rak może spytać Cię o drogę. Nie umawiaj się na mecze z rozhamowanymi Bliźniętami, możesz potem nie trafić do domu.
Badani umawiają się i później nie przychodzą? Prezentacja na seminarium okazała się klapą? Nie przejmuj się! To po prostu pierścienie Saturna nadmiernie pompują Twój neurotyzm. Wykorzystaj to, że koreluje to liniowo ze wzrostem sumienności i psychotyzmu. Rozejrzyj się wokoło siebie: pobudź jądro półleżące z ekstrawertykiem, przytul neurotyka, pamiętaj, że stara miłość nie rdzewieje, a magisterka nie napisze się sama!
------------------------57
Przeczytałeś/-aś i masz dla nas śmiertelnie ważne uwagi? Stimulus czeka na wzmocnienia, dlatego pisz do nas śmiało i dziel się swoimi opiniami, zarówno tymi pozytywnymi jak i negatywnymi. Z ciekawością przeczytamy, co Ci się podobało, a co byś zmienił/-a w naszym wciąż rozwijającym się piśmie. Ze względu na nieuniknioną emeryturę niektórych członków Redakcji (trzymamy kciuki, żeby w październiku mieli już przed nazwiskiem dumne trzy litery!), ciało redakcyjne zostanie nieco uszczuplone. Jeśli sądzisz, że możesz być cennym nabytkiem w naszej Redakcji, zapraszamy Cię do nas od przyszłego roku akademickiego. W powyższych (i wszystkich innych) sprawach pisz na: stimulus.redakcja@gmail.com
W wakacyjnym szaleństwie nie zapominaj też o naszym fanpage’u: http://facebook.com/stimulusUJ
Wracamy już jesienią!
------------------------58