»
Spis treści 3 Słowo wstępne 4 Neuroteologia na wojnie w hełmie Boga 8
Na alergię woda święcona...
10 Duchowe fakty i mity 12 Czy religia zaczęła się od zmienionego stanu świadomości? 15 Psychologia religii pod metodologiczną lupą 16 Skąd się wzięły kulty UFO? 20 Bóg ma wszystko pod kontrolą... 23 Joga dobra na wszystko 28 Życie (Koła) na gorąco 30
Paweł czyta
32 Po czwarte: szczera spowiedź 33 Doniesienia z badań 34 Horoskop
»» »
Redaktor Naczelna Joanna Kołak Zespół Redakcyjny Paweł Bakalarz, Gabriela Czarnek, Joanna Durlik, Krzysztof Kasparek, Marcin Koculak, Wiktoria Kozioł, Joanna Łuczyńska, Marek Muszyński Korekta Justyna Pielucha, Katarzyna Witoszek Projekt graficzny pisma i okładki Joanna Łuczyńska, Katarzyna Witoszek Opiekun Naukowy Przemysław Bąbel
S
Szanowni, którzyście z własnej lub przymuszonej woli, czy też z dzieła przypadku zajrzeli do niniejszego wydania! Z opóźnieniem (błagamy o spuszczenie na nie zasłony miłosierdzia...) oddajemy w Wasze ręce trzeci numer „Stimulusa”. Po zeszłorocznych refleksjach na temat seksu i śmierci przyszła pora na religię. Tym razem jako tematy do poduszki / tramwaju / pikniku, serwujemy Wam między innymi kulty ufo, zmienione stany świadomości i “hełm Boga”. Psychologię religii kładziemy pod metodologiczną lupą, rozprawiamy się z duchowymi mitami, a spośród najnowszych doniesień z badań wybieramy smaczki, dotyczące m.in. Sagi Zmierzch czy też gier video z wątkami religijnymi. Prawdziwy duchowy przewodnik w postaci Horoskopu znajdziecie tradycyjnie na ostatnich stronach. Niechaj zatopienie się w lekturze będzie dla Was źródłem radości. Redakcja
słowo wstępne 3 «««
N N
euroteologia na wojnie w hełmie Boga
Mateusz Zienkiewicz
Is there, one wonders, some area in the brain from which the probing electrode could elicit Blake’s Cherubim…? Aldous Huxley Neuroteologia to dziedzina, która zajmuje się opisem i wyjaśnianiem przeżyć oraz zachowań religijnych przy użyciu repertuaru pojęć neuronauk, zgodnie z założeniem, że całość życia psychicznego człowieka, w tym duchowość, ma swoją podstawę w aktywności neuronalnej. Pojęcia tego użył po raz pierwszy A. Huxley w swojej utopijnej powieści Wyspa. Czy założenia i odkrycia neuroteologii są utopią? Najbardziej spektakularne badania w neuroteologii dotyczą płatów skroniowych. Skąd pomysł, aby to właśnie na nie zwrócić uwagę? Przede wszystkim z obserwacji pacjentów z tzw. epilepsją płata skroniowego. Symptomy tej niecodziennej choroby nie przypominają „widowiskowych” ataków drgawek padaczkowych. Manifestują się raczej przez objawy takie jak ataki lęku, poczucie deja vu, jamais vu (fr. nigdy niewidziane – wrażenie niesamowitości sytuacji, w której osoba była już wcześniej), epizody amnezji, specyficzne odczucia smakowe, zmiany świadomości i, co ważne dla naszej dyskusji, halucynacje wzrokowe oraz słuchowe. Kliniczny przypadek epilepsji płata skroniowego opisał po raz pierwszy w 1975 roku bostoński neurolog Norman Geschwind. Jego pacjenci donosili, że wyładowania neuronów w korze skroniowej powodowały u nich rzeczywiste, intensywne doświadczenia religijne (hiperreligijność). Oprócz tego charakteryzowała ich hipergrafia, czyli kompulsywna potrzeba nieustannego pisania, dotycząca zwłaszcza tematów filozoficznych
»»» 4 artykuł
czy religijnych, zmniejszenie zainteresowania seksem, pedantyzm, brak poczucia humoru oraz psychozy. Powiązanie między aktywnością kory skroniowej a szeroko rozumianą duchowością zaprowadziło z kolei innego kanadyjskiego badacza Vilayanura Ramachandrana do zbadania biologicznej podstawy tego związku. Mierząc galwaniczną reakcję skóry, która koreluje z pobudzeniem emocjonalnym, naukowiec zaprezentował pacjentom z epilepsją skroniową trzy rodzaje słów: o konotacji seksualnej, religijnej i neutralnej. Okazało się, że w grupie osób cierpiących na padaczkę skroniową bodźce religijne wywoływały wysokie pobudzenie, słowa związane z seksem – niskie, a neutralne – przeciętne. Ramachandran tłumaczy, a raczej spekuluje, że większa skłonność do doświadczeń religijnych, charakteryzująca pacjentów z padaczką skroniową, wynika z samych ataków epileptycznych, które wzmacniają połączenia między strukturami limbicznymi (tj. hipokampem czy ciałem migdałowatym, odpowiedzialnymi za przetwarzanie emocji oraz pamięć emocjonalną) a płatami skroniowymi. Brytyjscy uczeni Kenneth Dewhurst i A.W. Beard podjęli się analizy historii niektórych proroków i świętych pod kątem możliwości występowania u nich epilepsji. Święty Paweł miał dostąpić nawrócenia w drodze z Jerozolimy do Damaszku. Biblia podaje, że oślepiony przez jasność spadł z konia, ujrzał postać i usłyszał głos Jezusa, pytającego go o powód, dla którego prześladuje chrześcijan. Podobnie w przypadku Mojżesza i Mahometa – ich objawienia były percepcyjne, intensywne, zmieniły ich życie, spowodowały aktywność misyjną i wpłynęły na losy religii i świata. W tym miejscu należy jednak jednoznacznie stwierdzić, że informacje te mają charakter spekulacyjny, gdyż diagnoza post mortem jest nieuprawniona. Badania amerykańskich uczonych Jeffreya Savera i Johna Rabina pokazują jednak, że religijność pacjentów z padaczką skroniową może zostać radykalnie zmieniona w wyniku ataku. Wielu z nich doznało „religijnego przebudzenia”, nawróciło się. Wierzyli również, że w ich zwyczajnym, jak to opisywali, życiu zapanowała jedność oraz głęboka, ponadnaturalna i boska rzeczywistość. Na myśl nasuwa się pytanie, czy możliwe byłoby wywoływanie tego typu stanów za pomocą narzędzi, którymi
operują neuronaukowcy, a nie wskazywać jedynie na możliwe przyczyny nawróceń i doświadczeń mistycznych. Michaelowi Persingerowi wraz z zespołem z Uniwersytetu Ontario udało się w całej serii badań dowieść skuteczność „hełmu Boga”. Jest to urządzenie skonstruowane przez Stanleya Korena z kasku motocyklowego, do którego przymocowane są solenoidy, czyli cewki powietrzne wytwarzające pole magnetyczne, głównie w płatach skroniowych. Działanie solenoidów jest podobne do TMS – pozaczaszkowej stymulacji magnetycznej, czyli techniki, która służy stymulowaniu kory w celach klinicznych. Generuje jednak o wiele słabsze pole magnetyczne. Badani zakładają „hełm Boga” na głowę, ich oczy są zasłonięte, a pomieszczenie, w którym się znajdują jest wygłuszone. W dodatku w laboratorium Persingera tworzy ono klatkę Faradaya – pomieszczenie chroniące przed polem elektrostatycznym, co pozwala wyeliminować inne, mogące powodować zakłócenia, oddziaływania elektromagnetyczne. Aktywność mózgu badanych jest również obserwowana przy użyciu elektroencefalografu. W czasie swej wieloletniej pracy Persingerowi udało się przebadać ponad 600 osób. Jak się okazało, wyniki były zaskakujące. Przynajmniej 80 % badanych utrzymywało, że podczas trzyminutowej sesji ktoś znajdował się w ich otoczeniu, w porównaniu z 15 % z grupy kontrolnej. Większość z nich odczuwało także błogostan i jedność ze światem. Niektórzy transponowali te doznania na swój własny kod kulturowo-religijny: określając je jako kontakt z Bogiem, aniołami, Buddą, duchem bądź wspaniałością, czy cudownością wszechświata. Z doświadczeniami tymi związane było pobudzenie emocjonalne, tj. płacz, poczucie szczęścia. Badani opisywali swoje doznania jako coś
rzeczywistego, wiarygodnego, nie jako omamy. Oto przykładowe opisy doznań badanych: »» Zawodowy dziennikarz w średnim wieku, stymulacja prawej półkuli: „Widzę cienie po mojej lewej stronie, ktoś dotyka mnie z lewej strony… widać błysk światła… doświadczenie tunelu… tak jakbym kurczył się i rozszerzał. Czuję mrowienie w udzie, podniecenie seksualne… chłód (badany drży, EEG wykazuje nagłą aktywność). Widzę coś…. To zjawa.” »» 21-letnia kobieta, stymulacja bilateralna kory: „Poczułam, że ktoś za mną stoi, a później po mojej lewej stronie. Kiedy próbowałam skupić się na jego pozycji, poruszył się. Za każdym razem, kiedy próbowałam dociec, gdzie się znajduje, poruszał się. Kiedy pojawił się po prawej stronie, doświadczyłam głębokiego poczucia bezpieczeństwa, jakiego nie czułam nigdy wcześniej. Zaczęłam płakać, kiedy poczułam, że zaczął powoli znikać.” »» 31-letnia kobieta, aktywacja prawej półkuli: „Czuję się oddzielona od mojego ciała. Unoszę się w górę… Czuję jak gdyby wibracje przechodzące przez mój mostek… widać dziwne światła i twarze po mojej lewej stronie. Moje ciało staje się strasznie gorące…. Uczucie mrowienia w klatce piersiowej i żołądku… teraz w obu ramionach. Czuję coś w jajnikach. Czuję szarpnięcie w lewej nodze. Wydaje mi się, że ktoś jest za mną w pokoju.” »» 25-letni mężczyzna, aktywacja bilateralna: „Czuję, jakby naprzeciw mnie było jasne, białe światło. Zobaczyłem czarną plamę, która stała się czymś w rodzaju komina… nie, tunelu, w który się zatapiam. Poczułem ruch, jakbym wpadał weń kręcąc się. Poczułem obecność ludzi, ale nie mogłem ich zobaczyć. Byli po obu moich stronach. Byli pozbawieni
artykuł
5 «««
kolorów, jakby szarzy. Wiem, że byłem w pomieszczeniu, ale to było bardzo rzeczywiste. Nagle poczułem intensywny strach i chłód.” W czasie badań zauważono również zmiany w aktywności kory „pozaskroniowej”. EEG wykazało, że praca płatów ciemieniowych, odpowiedzialnych za czucie ciała, była wyhamowana, co może tłumaczyć wszelkie doświadczenia cielesne, pozacielesne, zwłaszcza poczucie stopienia się z otoczeniem sygnalizowane przez niektórych badanych. Podczas słyszenia głosów aktywowały się ośrodki mowy, a problem z poczuciem upływu czasu był zbieżny z zaburzoną pracą płatów czołowych. „Hełm Boga” nie był pierwotnie przeznaczony do indukowania przeżyć duchowych. Miał on za zadanie sprawdzić hipotezy Persingera dotyczące roli obu półkul mózgowych w konstruowaniu „ja”, funkcji płatów skroniowych oraz tego, czy doświadczenia paranormalne są wynikiem specyficznego zaburzenia komunikacji międzypółkulowej. Z interesujących nas kwestii ta ostatnia wydaje się kluczowa i tę właśnie hipotezę wybiera Persinger jako wyjaśniającą jego zdaniem samo występowanie doświadczeń religijnych. Naukowiec tłumaczy to następująco: poczucie własnego „ja” jest funkcjonalnie związane z lewą półkulą, a dokładniej lewym płatem skroniowym. W momencie, w którym praca mózgu jest w jakiś sposób zakłócona, na przykład z powodu użycia narkotyków, zranienia, przez traumę, wylew lub epilepsję skroniową; to lewa półkula, którą za Gazzanigą nazwijmy interpretatorem, może ocenić aktywność prawopółkulową jako inne Ja, jako odczuwaną obecność Innego. W takiej sytuacji człowiek w zależności od swoich przekonań, okoliczności i kontekstu kulturowego ocenia ową „odczuwalną obecność” jako ducha, anioła, bliską osobę, Boga itp. Persinger dochodzi tym samym do odważnego i kontrowersyjnego wniosku, jakoby religia (a przynajmniej doświadczanie Boga) miała być pomyłką, wytrychem mózgu. Warto tu zaznaczyć, że Persinger ma na myśli wyłącznie doświadczenia religijne, a nie rytuały, obrzędy, uczestnictwo w nabożeństwach, czyli ogólny instytucjonalno-kulturowy aspekt fenomenu religii. Zdaje się bowiem, że religia w takim ujęciu spełnia zupełnie inne funkcje, których badanie zarezerwowane jest raczej dla nauk społecznych (w tym oczywiście psychologii), a niekoniecznie musi łączyć się z doznaniami mistycznymi i paranormalnymi. Słynna brytyjska badaczka Susan Blackmore, znana m. in. ze swych prac nad parapsychologią, odwiedziła laboratorium Persingera. W ten oto sposób opisuje doświadczenie sesji z „hełmem Boga”: „Kiedy trafiłam do laboratorium Persingera i przebyłam procedurę, przeżyłam najbardziej niezwykłe doświadczenie w moim
»»» 6 artykuł
życiu. Będę zaskoczona, jeśli okaże się, że był to jedynie efekt placebo.” Czy zatem działanie hełmu Boga jest aż tak spektakularne, a wyniki jego użycia wiarygodne? W 2005 roku grupa szwedzkich naukowców pod przewodnictwem Pehra Granqvista opublikowała raport z replikacji badań Persingera. Ogólny wniosek z ich wyników był taki, że indukowanie pola magnetycznego do płatów skroniowych nie prowadzi do doświadczeń opisywanych przez badanych kanadyjskiego uczonego. Zdaniem
»
Czy zatem działanie hełmu Boga jest aż tak spektakularne, a wyniki jego użycia wiarygodne? W 2005 roku grupa szwedzkich naukowców pod przewodnictwem Pehra Granqvista opublikowała raport z replikacji badań Persingera. Ogólny wniosek z ich wyników był taki, że indukowanie pola magnetycznego do płatów skroniowych nie prowadzi do doświadczeń opisywanych przez badanych kanadyjskiego uczonego.
szwedzkich badaczy obserwowany efekt odczuwania doświadczeń religijnych lub mistycznych może zostać wytłumaczony w całości sugestywnością oraz zmiennymi osobowościowymi. Według Granqvista Persinger nie zastosował podwójnie ślepej próby, co mogło spowodować sugerowanie badanym celu eksperymentu. Kanadyjski uczony odniósł się do wyników szwedzkiej grupy w oficjalnej publikacji. Utrzymuje on, że nieuzasadniony jest zarzut jakoby w jego badaniach nie stosowano podwójnie ślepej próby. W większości eksperymentów przy użyciu „hełmu Boga” zarówno osoby badane jak i badające nie znały hipotez badawczych. Uczestnicy byli losowo przydzielani do grup, a osoba generująca hipotezy nigdy nie miała bezpośredniego kontaktu z badanymi. Persinger zaznacza również, że ludzie różnią się pod względem wrażliwości płatów skroniowych, a co za tym idzie podatnością na indukowanie doświadczeń parapsychicznych. Analizując jednak dane badanych Granqvista, Persinger stwierdza, że próba kanadyjska nie różniła się pod tym względem od próby szwedzkiej. Wyciąga stąd wniosek, że różnice
w otrzymanych wynikach muszą być efektem błędnych wzorów aktywizacji kory lub nieodpowiednią konfiguracją czasową aktywacji. Podsumowując, Persinger pisze, że docenia próby i odwagę szwedzkich uczonych, lecz jednocześnie utrzymuje, że nie udało im się choć zbliżyć do warunków eksperymentalnych z jego laboratorium, w konsekwencji czego replikacja była nieudana. Co do wspomnianych wcześniej indywidualnych różnic we wrażliwości kory skroniowej, to Persinger tłumaczy nimi również sceptyczne podejście do hełmu Boga „rottweilera Darwina” – biologa, Richarda Dawkinsa, który odwiedziwszy kanadyjskie laboratorium, nie był tak pełen entuzjazmu jak Blackmore. Nie doświadczył on obecności żadnego „bytu” podczas sesji, a jedynie, „czuł się dziwnie”, miał „lekkie zawroty głowy”, „doznania w członkach ciała” oraz zmiany w oddychaniu. Podsumowuje to następująco: „Czułem się jak gdybym był w całkowitej ciemności, z hełmem na głowie, przyjemnie zrelaksowany.” Zdaniem Persingera, Dawkinsa charakteryzuje niski wynik na psychologicznej skali mierzącej wrażliwość płatów skroniowych. Naukowcy nie są w stanie powiedzieć nam, czy Bóg jest tworem naszej wyobraźni, czy bytem nieuchwytnym przez ludzki aparat poznawczy. William James napisał, że jedność z Bogiem powinna być oceniana poprzez jej owoce a nie korzenie. Dlaczego zatem tak bardzo chcemy poznać naturę i pochodzenie mistycznych, religijnych fenomenów? Być może wynika to po prostu z naturalnej potrzeby poznania, wedle zasady Jezusa, że prawda nas wyzwoli. Być może z powodów bardziej praktycznych, te naukowe próby odkrycia „mistycznych mechanizmów” doprowadzą nas do odkrycia „mistycznych technologii”, metod, za pomocą których możliwe będzie wywoływanie duchowego wglądu, w tradycji chrześcijańskiej nazywanego łaską, a w buddyjskiej oświeceniem. Persinger wraz ze współpracownikiem i neuronaukowcem Toddem Murphym podjęli się próby komercjalizacji „hełmu Boga” pod nazwą „Shakti headset”. Urządzenie to miałoby za cel modulowanie emocji, ułatwienie osiągnięcia stanów medytacyjnych, relaksacyjnych oraz generowanie zmienionych stanów świadomości. Choć urządzenie jest wciąż w fazie projektowania, modyfikacji i badań, to rozważane są jego implikacje praktyczne w leczeniu depresji oraz innych chorób psychicznych.
odgórnymi „misyjnymi” dyrektywami, które zdawałyby się pochodzić bezpośrednio od Bóstwa, mogłyby stanowić śmiercionośną broń, z którą trudno byłoby wygrać. Wydaje się, że to dobry materiał na science fiction, jakkolwiek obserwując poczynania niektórych ekstremistów religijnych taki scenariusz wcale nie jest aż tak nieprawdopodobny. Mimo że większości „neuroteologów” nie nazwalibyśmy z pewnością apologetami religii, to trzeba przyznać, że ich badania nie muszą zawsze polaryzować opinii publicznej i mieć charakteru antyreligijnego. Gdy Mario Beauregard obserwował mózgi zakonnic, które miały za zadanie przypomnieć sobie i przeżyć na nowo doświadczenie obcowania z Bogiem, a następnie przedstawił im skany obrazowania, to były tym faktem wielce ucieszone. Stanowiła to dla nich bowiem ewidentny dowód na kontakt z Bogiem. Literatura: Biello, D. (2007). Searching for God in the brain. Źródło: http://www. scientificamerican.com/article.cfm?id=searching-for-god-in-thebrain&page=2 (data dostępu: 28.11.2012) Comings, D.E. (2010). The Neurobiology, Genetics and Evolution of Human Spirituality The Central Role of the Temporal Lobes. „NeuroQuantology”, 8, 478-494. Hart, D. B. (2012). The back page. „Monthly Journal of Religion & Public Life”, 228. Schjoedt, U. (2006). The Religious Brain: A General Introduction to the Experimental Neuroscience of Religion. „Method and theory in the Study of Religion”, 21, 310-339. St.- Pierre, L.S., Persinger, M.A. (2006). Experimental facilitation of the sesed presence is predicted by the specific patterns of the applied magnetic fields, not by suggestibility: re-analises of 19 experiments. „Neuroscience”, 116, 1079-1076. Persinger, M. A. (2005). Response from Persinger to Granqvist. Źródło: http://142.51.14.12/Laurentian/Home/Departments/Behavioural+ Neuroscience/Correspondence/Persinger+Response.htm?Lauren tian_Lang=en-CA (data dostępu: 28.11.2012)
Trudno jednak nie zauważyć, że z koncepcją „hełmu Boga” związane są również pewne zagrożenia dla wolności i integralności jednostki. Tak jak opisywali swe wrażenia uczestnicy badań, ich doznania były rzeczywiste i wiarygodne. Jeśli metody te zostaną udoskonalone (o ile to w ogóle możliwe) oraz trafiłyby w niepowołane ręce, mogą stać się niebezpiecznym narzędziem. Umysły zainfekowane kontrolowanymi wierzeniami lub
artykuł
7 «««
N N
a alergię woda święcona, czyli dlaczego lepiej dać na tacę niż wydawać pieniądze w aptece
Weronika Kałwak
– No, teraz – rzekła znachorka – położyć dziewuchę na sosnowej desce i wsadzić ją w piec na trzy zdrowaśki. Ozdrowieje wnet, jakby kto ręką odjął! […] Już ją całkiem wsunięto, piec założono deską i baby poczęły odmawiać trzy zdrowaśki... – Zdrowaś, Panno Mario, łaski pełna... – Matulu! Matulu moja!... – jęczała nieszczęśliwa dziewczyna. – O, matulu!... – Pan z tobą, błogosławionaś ty między niewiastami.. […] W głębi pieca leżał trup ze skórą czerwoną, gdzieniegdzie oblazłą. […] – Et!... Cicho byście lepiej byli. Wy może myślicie, że dziewuszysko od gorąca tak sczerwieniało? To tak z niej choroba wylazła, ino że trochę za prędko, więc i umorzyła niebogę. To wszystko przecie w mocy boskiej. Ten mrożący krew w żyłach fragment lektury szkolnej pamiętają chyba wszyscy, nawet jeśli od podstawówki minęło wiele lat. Nowela Bolesława Prusa Antek z końca dziewiętnastego wieku pokazuje trudne życie dzieci na polskiej wsi w XIX wieku oraz panującą wówczas „ciemnotę i zabobon”. Chociaż w rzeczywistości nie odnosi się do religii, ale właśnie do „zabobonu”, czyli przesądu o charakterze religijnym, to jest barwnym przykładem na związki medycyny (ludowej, w najgorszym tego słowa znaczeniu) z duchowością i religijnością (którą również z czystym sumieniem można by nazwać ludową, gminną czy potoczną). Przez następne sto lat pozytywistyczne ideały naukowości, które zawarte były także w tej szkolnej lekturze, wywierały wpływ na metody leczenia (przynajmniej na tzw. mainstream; co się działo i nadal dzieje w medycznym podziemiu, wiedzą nieliczni). Medycyna ulegała coraz większej technicyzacji, zapanował paradygmat
»»» 8 artykuł
scjentystyczny, a w jego konsekwencji – biomedyczny model zdrowia.
W modelu biomedycznym zdrowie postrzega się jako brak choroby, uszkodzenia ciała lub bólu. Choroba ma biofizyczne, genetyczne lub chemiczne pochodzenie i wystarczy usunąć jej przyczyny, by zniknęła. Wyklucza się z pola zainteresowania medycyny wszystkie zagadnienia psychologiczne, środowiskowe i społeczne, które mogłyby mieć swój udział w powstawaniu, leczeniu i obrazie choroby, a skupia się jedynie na biologicznym wymiarze człowieka. Diagnozując i lecząc, traktuje się go w mechanicystyczny sposób – informacji dostarczają obiektywne testy laboratoryjne, a nie subiektywne odczucia pacjenta lub jego historia, a leczenie opiera się na zabiegach i podawaniu leków, które mają usunąć przyczynę zaburzenia.
W latach osiemdziesiątych XX wieku model biomedyczny zaczął być poddawany intensywnej krytyce za promowany przez niego redukcjonistyczny obraz człowieka oraz zdrowia, które zdaniem krytyków, nie może być rozważane w oderwaniu od czynników psychologicznych i społecznych. Uważa się go za niechlubną pozostałość scjentystycznego paradygmatu, który od XIX wieku uległ znaczącej zmianie. Model biomedyczny został zamieniony na model biopsychospołeczny, który w diagnozowaniu, leczeniu oraz definiowaniu pojęć związanych ze zdrowiem, uwzględnia także psychiczną i społeczną sferę funkcjonowania człowieka. Zgodnie z definicją opublikowaną w 1946 roku przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), zdrowie to stan całkowitego dobrostanu fizycznego, psychicznego i społecznego, a nie tylko brak choroby, cierpienia lub słabości. Pozostałością po scjentyzmie w medycynie jest obowiązujący do dziś (choć także podawany w wątpliwość) postulat medycyny opartej na dowodach (evidence-based medicine). Medycyna oparta na dowodach to postępowanie kliniczne oparte na najlepszych dostępnych dowodach naukowych, dotyczących skuteczności i bezpieczeństwa procedur medycznych. Dowodów takich dostarczają wyniki wiarygodnych badań eksperymentalnych i obserwacyjnych. W pewnym momencie historia medycyny zatoczyła wielki krąg, a scjentystyczny wąż zjadł własny ogon. Medycyna oparta na dowodach odnosząca się sceptycznie do znaczenia duchowości i religijności jako
aspektów funkcjonowania ludzi i społeczeństw, które uważane są za niespójne z racjonalistycznym paradygmatem, musiała na podstawie dowodów uzyskanych w badaniach naukowych uznać praktyki religijne za zwiększające skuteczność leczenia i utrzymania zdrowia. Słowem – udowodniono, że chodzenie do kościoła chroni przed śmiercią. Wielu badaczom w latach 80. i 90. udało się potwierdzić związek pomiędzy częstym podejmowaniem praktyk religijnych i długością życia. Jako pierwszy o takiej zależności doniósł James S. House ze współpracownikami w 1982 roku. Znacznie późniejsze badania opublikowane w 2003 roku przez Thomasa Powella z Wydziału Psychiatrii Uniwersytetu Columbia oraz jego współpracowników wykazały, że ryzyko śmierci u osób często biorących udział w praktykach religijnych jest mniejsze o 25–30%. Osoby odwiedzające kościół raz w tygodniu żyją dłużej niż te, które robią to rzadziej lub wcale, a efekt ten jest silniejszy w przypadku kobiet. Osoby często i regularnie praktykujące mają również mniejsze ciśnienie krwi, niższe ryzyko udaru mózgu i lepiej funkcjonują fizycznie niż ci, którzy praktykują rzadziej. Zbyt prostolinijna (bywa, że charakterystyczna dla ludowej „nauki”) interpretacja wspomnianych wyników badań mogłaby sugerować, że religijność jest przyczyną dłuższego życia. Oczywiście udowodniono jedynie korelację pomiędzy tymi zmiennymi. Niemniej badacze zastanawiają się nad związkami przyczynowymi stojącymi za tą relacją. Fakt dłuższego życia u osób podejmujących praktyki religijne przypisuje się między innymi poprawie i utrzymywaniu przez nich dobrych zachowań zdrowotnych, zdrowia psychicznego i relacji społecznych. Efekt ten próbuje przypisywać się również nadziei i poczuciu bezpieczeństwa, które u wielu osób wzmacniane mogą być przez praktyki religijne i pozytywne wpływać na stan zdrowia. Nie są jednak zbyt dobrze znane stojące za tym zjawiskiem mechanizmy fizjologiczne. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku korelacją między długością życia, innymi wskaźnikami zdrowia i częstością podejmowania praktyk religijnych zainteresował się wraz ze współpracownikami Harold Koenig, psychiatra z Centrum Badań nad Religijnością, Duchowością i Zdrowiem Duke University w Północnej Karolinie. Zaczął wyjaśniać dłuższe życie osób religijnych ich niższym poziomem interleukiny-6 – wielofunkcyjnej cytokiny, która bierze udział w powstawaniu choroby niedokrwiennej serca, osteoporozy, zaniku mięśni, niektórych nowotworów i ogólnie upośledza funkcjonowanie. Regulacja IL-6 jest gorsza u osób starszych, a jej produkcja wzrasta u nich wraz z wiekiem. Interleukina-6 jest również zaangażowana w mechanizm powstawania stresu – jej poziom podwyższa się w sytuacji wystąpienia różnych fizycznych i psychologicznych stresorów, takich jak unieruchomienie lub warunkowy bodziec awersyjny, wzrasta w depresji i spada w efekcie skutecznej terapii
antydepresyjnej. Zaobserwowano także zwiększony poziom IL-6 u starszych kobiet opiekujących się kimś chorym na chorobę Alzheimera, które przeżywają silny, chroniczny stres. Pierwsze badania, które dostarczyły dowodów na istnienie związku między częstymi praktykami religijnymi a niższą śmiertelnością i niższym poziomem interleukiny-6 wykazały również, że związek ten jest niezależny od zmiennych zakłócających, to znaczy nie można go wyjaśnić wpływem wieku, płci, indeksu masy ciała, choroby niedokrwiennej serca, choroby somatycznej, wielkości sieci społecznej, depresji i historii chorób układu krążenia. Związek między religijnością a dłuższym życiem był znaczący dla osób, które chodziły do kościoła przynajmniej raz w tygodniu, jednak niższy poziom IL-6 występował już u tych, którzy robili to raz lub dwa razy w miesiącu. Nie tylko badania nad interleukiną-6 sprawiają, że we współczesnej medycynie coraz większą wagę przywiązuje się do zagadnienia duchowości i religijności. Wielu teoretyków uzupełnia biopsychospołeczny model zdrowia o kolejny wymiar – duchowość. Szczególnie mocno podkreśla się tę konieczność, gdy mowa o zdrowiu psychicznym, ale jak pokazują przywołane badania, religijność może mieć pozytywny wpływ na bardzo namacalne aspekty zdrowia somatycznego. Co prawda zajmowanie się przez naukowców tak ulotnym zagadnieniem jak duchowość już rozpętało niejedną wojnę o pojęcia, a prowokacyjna sugestia zawarta w tytule może być punktem wyjścia dla wielu otwartych pytań, którym nie będzie dane uzyskać odpowiedzi, to nie powinniśmy się jednak zdziwić, kiedy nasz zaufany lekarz, słynący z trzeźwości myślenia i opierania swoich działań na najnowszych osiągnięciach naukowych oraz podążający za najnowszymi trendami w medycynie naukowej, wypisze nam w recepcie pójście na pielgrzymkę. Literatura: Chidarikire S. (2012). Spirituality: The neglected dimension of holistic mental health care. „Advances in Mental Health”, 10(3), 298–302. House J.S., Robbins C, Metzner H. (1982). The association of social relationships and activities with mortality: Prospective evidence from the Tecumseh Community Health Study. „American Journal of Epidemiology” 1982;116:123–140. Koenig, H. G., Cohen, H. J., George, L. K., Hays, J. C., Larson, D. B., Blazer, D. G. (1997). Attendance at Religious Services, Interleukin-6, and Other Biological Parameters of Immune Function in Older Adults. „International Journal of Psychiatry in Medicine”, 27, 233–250. Lutgendorf, S. K., Russell, D., Ullrich, P., Harris, T. B., Wallace, R. (2004). Religious Participation, Interleukin-6, and Mortality in Older Adults. „Health Psychology”, 23 (5), 465–475. Sloan, R. P., Bagiella, E., Powell, T. (1999). Religion, spirituality, and medicine. „The Lancet”, 353, 664–667. pl.wikipedia.org/wiki/Evidence-based_medicine wolnelektury.pl/katalog/lektura/antek/
artykuł
9 «««
DUCHOWE FAKTY I MITY – to mit, że duchowości nie da się zbadać
1
MIT: DOŚWIADCZENIA MISTYCZNE SĄ PRZEŻYWANE PRZEZ BARDZO NIELICZNYCH OŚWIECONYCH
Odpowiedź: PRAWDOPODOBNIE NIEPRAWDA
Najbardziej znanym opisem doświadczenia mistycznego jest charakterystyka Williama Jamesa. Jednak nurt badań psychologii duchowości koncentruje się na cechach wyszczególnionych przez Stace’a, gdyż na ich podstawie zostało stworzone przez Hooda narzędzie badawcze, Skala Mistycyzmu (SM). Zgodnie ze skalą, przeżycie mistyczne to takie, które: a) polega na poczuciu utraty siebie, zatraceniu „ja”; b) jest stanem połączenia z rzeczywistością, stopienia z nią w jedno; c) jest bezczasowe i niezwiązane z określoną przestrzenią; d) wiąże się z poznaniem intuicyjnym; e) ma charakter osobisty, intymny, subiektywny; f ) towarzyszy poczuciu bliskości z sacrum (niekoniecznie religijnym, ale też związanym z wartościami, np. pięknem, prawdą); g) charakteryzuje pozytywna emocjonalność, np. radość, olśnienie, poczucie pełni i szczęścia. Przynajmniej jednokrotne przeżycie tak opisanego doznania deklarowało w 1998 roku 76 % mieszkańców Wielkiej Brytanii. W świetle powyższego badania trudno uznać, że doświadczenia mistyczne są rzadko spotykane. Oczywiście, trudno określić, jak samoopis przekłada się na rzeczywiste doświadczanie. Można przypuszczać, że istnieje mnogość różnic jakościowych w doświadczaniu stanów mistycznych.
»»» 10 fakty i mity
2
MIT: SAMOBICZOWANIE JAKO PRAKTYKA RELIGIJNA JEST ZWIĄZANE TYLKO I WYŁĄCZNIE Z NIEPRZYJEMNYMI DOZNANIAMI
Odpowiedź: PRAWDOPODOBNIE NIEPRAWDA
Samobiczowanie, choć kojarzy się z bólem i cierpieniem, może być jednak przyjemne. I to nie tylko jako praktyka duchowa obejmująca zadowolenie ze stosowania zabiegów rozwijających duchowość, lecz także pod względem czysto fizjologicznym. Masters i Houston zaobserwowali, że biczowaniu towarzyszy wydzielanie adrenaliny, histaminy i toksycznych produktów rozkładu białek. Wszystkie te substancje mają działanie halucynogenne, zbliżone do skutków zażywania substancji odurzających. Następstwem może być zmiana percepcji i porzucenie typowych sposobów orientacji w rzeczywistości.
3
MIT: RELIGIJNOŚĆ WZRASTA Z WIEKIEM
Odpowiedź: TRUDNO POWIEDZIEĆ, ale istnieje wiele danych empirycznych, których interpretacja nie potwierdza takiej hipotezy.
Na temat zmian religijności w biegu życia stworzono dwie hipotezy: model tradycyjny oraz model stabilności. Pierwszy zakłada wzrost religijności wraz z wiekiem, drugi względną stabilność religijności danej osoby w dorosłym życiu. Oba modele zostały potwierdzone
empirycznie w różnych badaniach. Ciekawym przypadkiem są szwedzkie badania longitudinale, w których zaobserwowano spadek religijności wraz z wiekiem, porównując retest tych samych osób po 15 latach (w 1955 roku i 1970 roku). Nie trudno odgadnąć, że różnice mogą wynikać z odmiennych operacjonalizacji religijności (w szwedzkim badaniu była to ocena częstości praktyk religijnych, zainteresowania tematyką religijną jak i postaw względem dogmatów). Ważnym źródłem oddziaływań mogły być też czynniki historyczne, uwzględniające przemianę mentalności w Szwecji w trakcie rewolucji seksualnej. PS Warto napomknąć o tym, czego wszyscy studenci psychologii uczą się od samego początku. O tym, że najlepszą odpowiedzią jest zwykle: „to zależy”. Rubryka ma na celu przybliżenie zagadnień i zainteresowanie nimi. Nie uzurpuje sobie roszczeń rewolucyjnych. Pojedyncze badanie, a nawet metaanaliza badań ma charakter indukcji logicznej.
Literatura: Hamber, E. (1991). Stability and Change in Religious Beliefs, Practice, and Attitudes: A Swedish Panel Study, „Journal of the Scientific Study of Religion”, 30, 1, 63–80. Hay, D., Hunt, K. (2000). Understanding the spirituality of people who don’t go to church (mps),za: Grzymała-Moszczyńska, H. (2004). Religia a kultura. Wybrane zagadnienia z kulturowej psychologii religii. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jarosz, M. (2010). Pojęcie duchowości w psychologii, „Studia z psychologii w KUL”, 16, 9–22. Masters, B., Houston, J. (1966). The varietes of psychodelic experience. New York: Holt, Rinehart & Winston, za: Grzymała-Moszczyńska, H. (2004). Religia a kultura. Wybrane zagadnienia z kulturowej psychologii religii. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Radoń, S. (2009). Zaburzenia osobowości a przeżycia mistyczne młodzieży artystycznej, „Studia Psychologica UKSW”, 9, 145–165.
fakty i mity
11 «««
PSYCHOLOGIA RELIGII POD METODOLOGICZNĄ LUPĄ Wywiad z prof. dr hab. Haliną Grzymałą Moszczyńską, pracownikiem naukowym UJ i SWPS, badaczką psychologii religii oraz psychologii kulturowej. Jak w skrócie można powiedzieć, czym zajmuje się psychologia religii? Psychologia religii nie zajmuje się kwestiami teologicznymi, nie kwestionuje twierdzeń dotyczących istnienia bytów pozaosobowych. Bada raczej, jak zachowuje się człowiek, który wierzy, że ten byt istnieje. Czyli krótko mówiąc, psychologia religii interesuje się wymiarem ludzkim, czyli stosunkiem ludzi do prawd religijnych. Natomiast nie interesuje się, czy prawdy religijne są prawdziwe. Tym się zajmuje teologia. To jest bardzo ważne żeby psychologowie, biorąc się do badania religii, nie wchodzili na nie swoją działkę. Można powiedzieć, że psychologia religii to miejsce, gdzie psychologia styka się z religioznawstwem. Tak, psychologia religii jest gdzieś pomiędzy, zdecydowanie. I na jakim poziomie czerpią od siebie te dwie nauki? Jeżeli chodzi o psychologię religii, to mogłaby czerpać z religioznawstwa wiedzę na temat różnych systemów religijnych, bowiem ciągle tkwi w takim zachodnim kręgu. Jest to kręcenie się tylko wokół katolicyzmu, protestantyzmu, trochę judaizmu i to byłoby na tyle. Natomiast mamy bardzo mało wiedzy o innych tradycjach. Warto byłoby wyjść trochę poza. A jakie są obecnie główne obszary badań jeśli chodzi o psychologię religii? Na pewno teraz bardzo dużo bada się religijność rozumianą jako duchowe praktyki, czyli duchowość bardziej prywatną, która niekoniecznie jest tak łatwo obserwowalna. To już nie jest badanie, ile osób weszło do kościoła, co dość łatwo policzyć, tylko indywidualne doświadczenie, które trudniej zamknąć w liczbach. Dużo bada się też wpływ różnych technik na uzyskiwanie odmiennych stanów świadomości i doświadczeń religijnych. Tutaj pojawia się sporo badań dotyczy praktyk jogicznych, na przykład, czy ludzie taktują to tylko jako formę prozdrowotną tak jak pilates albo hatha joga, czy jednak stoi za tym jakaś jeszcze inna wartość, bardziej duchowa. Bada się również prozdrowotne aspekty religii, czy religia rze-
czywiście pomaga radzić sobie z różnymi sytuacjami. Nie można zapomnieć, że prowadzi się również wiele badań nad neuroobrazowaniem, w których chodzi o badanie aktywności mózgowej podczas doświadczeń religijnych. Czyli to, co tak dziennikarsko nazywa się neuroteologią. A Pani Profesor, jakim zajmuje się obszarem badawczym ? Obecnie zajmuję się rolą religii w procesie akulturacji emigrantów. I myślę, że jest to bardzo ważne zagadnienie. W ogóle migracje Polaków są faktem i teraz warto zgłębiać, jakie mają mechanizmy, które im pomagają. Ja robiłam swoje badania w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Teraz jestem w trakcie badań w Austrii. Bardzo ważne jest, żeby ludzie potrafili traktować religię jako pewien zasób. To jest taka aplikatywna część tych badań. Badam, co jest takiego w sposobie funkcjonowania w świecie zorganizowanej religii, że ludzie do niej nie dążą. Na przykład dlaczego ludzie nie szukają kontaktu z polskimi kościołami, mimo że deklarują się jako katolicy. I na jakie trudności trafia Pani w tych badaniach? Na pewno trudno byłoby stosować metody ilościowe. Prowadzenie badań jakościowych z odpowiednią wrażliwością i w odpowiedni sposób, jest metodą jak najbardziej odpowiednią. Możemy również prowadzić badania eksploracyjne, w których z założenia chodzi o coś innego. I właśnie ja jestem zdecydowanie po tej stronie. A jakie są największe problemy w obszarze badań psychologii religii? Bo chyba jest to obszar dość problematyczny. Ja bym powiedziała, że bardzo trudno go uprawiać, bo albo mamy bardzo dużo wiedzy na temat teorii psychologicznych i mało na temat tradycji religijnych, albo mamy bardzo dużą wiedzę na temat tradycji religijnych, ale nie znamy metod. Jest to dziedzina niekompatybilna z psychologią głównego nurtu, natomiast jest bardzo kompatybilna z psychologią kulturową, indygeniczną. A gdzie w Polsce są głównie prowadzone badania w tej dziedzinie? Oprócz naszego Uniwersytetu, na pewno na KULu, Uniwersytecie Karola Stefana Wyszyńskiego, ale wbrew pozorom można znaleźć pojedyncze badania właściwie wszędzie. Nie ma placówek akademickich, które konkretnie się tym zajmują, ale badania powstają, jak najbardziej. Dziękuję bardzo za wywiad. Dziękuję również.
wywiad 15 «««
S S
kąd się wzięły kulty UFO?
Emilia Kupiec
Wiedza na temat kultów UFO jest w Polsce marginalna – ogranicza się głównie do żartów z doktryny Kościoła Scjentologicznego. Jak bowiem można wyznawać doktrynę, której twórcą jest autor literatury science fiction? Doktryny, której istotnym elementem jest postać kosmicznego imperatora Xenu, który miał z powodu przeludnienia na podległych mu planetach wysadzić część ludzkości bombami wodorowymi, nie niszcząc jednak ich dusz (thetanów), które to, po wielu wyrafinowanych (i kosztownych) zabiegach, mogą powrócić do swego pierwotnego stanu, pozwalając nam na używanie zdolności paranormalnych? Jak można wierzyć, jak czynią to członkowie Aetherius Society, że kosmici nauczyli ludzkość kumulować energię modlitw w bateriach, po czym wykorzystywać ją dla – na przykład – uspokajania tornad? Albo też, jak wierzą raelianie, że długie włosy są warunkiem koniecznym do komunikacji z istotami pozaziemskimi? Trudno te rewelacje traktować poważnie. Jednak pewne elementy stanowiące oś doktryn większości z tych kultów, takie jak teoria starożytnych astronautów, znajdują nie tylko duży oddźwięk wśród społeczeństwa, lecz także miejsce w kulturze popularnej. Według przeprowadzonych w 2011 roku badań CBOS opublikowanych w komunikacie „Polacy wobec niektórych poglądów z kręgu New Age” 39% obywateli Polski wierzy w istnienie we wszechświecie rozumnej cywilizacji innej niż ziemska, zaś 17% uznaje wiadomości o pojawiających się na naszej planecie niezidentyfikowanych obiektach latających za prawdziwe. Są to zatem poglądy relatywnie popularne i możliwe – dla znacznej części wierzących – do pogodzenia z deklarowaną akceptacją doktryny katolickiej. Jednak dla niektórych ludzi przekonania te są centralnym elementem i wizji świata, co więcej – jako doktryna pociągają za sobą również budowę organiza-
»»» 16 artykuł
cji i kultu, dzięki którym można określić je jako religie. Kategoria „kultów UFO” (określanych w angielskojęzycznej literaturze również jako „UFO religions”, „flying saucer cults”) jest bardzo obszerna, obejmuje zarówno grupy, w których centralnym elementem doktryny i kultu jest postać przywódcy utrzymującego kontakty z przedstawicielami pozaziemskich cywilizacji, jak i takie, w których obecność „Obcych” stanowi jedynie dodatek do doktryny o generalnie chrześcijańskim lub okultystycznym charakterze. Kariera latającego spodka jako elementu kultury rozpoczęła się w roku 1947, kiedy to dziennikarz przeinaczył opis Kennetha Arnolda, który twierdził, że pilotując samolot nad stanem Waszyngton, zaobserwował dziewięć obiektów poruszających się z dużą szybkością, „jak spodki podskakujące na wodzie”. Niebawem do relacji osób, twierdzących, że widziały niezidentyfikowane obiekty latające (NOL, UFO), dołączają liczne opisy bezpośrednich spotkań z istotami pilotującymi te obiekty. Znaczna część z osób deklarujących udział w owych spotkaniach przypisuje im znaczenie religijne, po czym bądź zakłada własny ruch kultowy, bądź też staje się członkami powstałych wcześniej ruchów o podobnym charakterze. Doktryny tych organizacji, mimo różnic między sobą, zawierają wiele powtarzających się wątków daleko wykraczających poza bazę, jaką jest spotkanie z istotą spoza Ziemi: • przekonanie o duchowym zagrożeniu dla ziemian, od którego ocalić może tylko interwencja życzliwych przybyszów z innych planet; • wyróżnienie kilku odmian przybyszów (z różnych planet, wymiarów), z których część jest życzliwa (tzw. nordic aliens), część zaś ma charakter wyraźnie demoniczny (reptilianie); • generalna akceptacja dla wielu idei z kręgu New Age, takich jak: wpływ pozycji planet na los człowieka, reinkarnacja, telepatia, telekineza, uzdrawianie dotykiem itd.; • przekonanie o konieczności współdziałania z życzliwymi przybyszami z innych planet (i walki z groźnymi) dla dobra ludzkości i Ziemi oraz szczególnej roli danej organizacji w tych misjach; • wiara w pochodzenie ludzkości od przybyszów z kosmosu bądź też jako wyniku ich eksperymen-
tów genetycznych, a także ich stałą obecność przez całą historię ludzkości. Są to podstawowe tezy tzw. teorii starożytnych astronautów, funkcjonującej również niezależnie od kultów UFO i popularnej na tyle, że z jej założeniami można zapoznać się również w mediach głównego nurtu, często jest nawet przedstawiana jako teoria naukowa. Przykładem takiego działania jest emitowany w Discovery Science program zatytułowany Did aliens build a pyramids?; • ambiwalentne podejście do nauki – zdecydowanie afirmatywne, gdy dopuszcza możliwość istnienia technologii opisywanych w doktrynach, negujące, gdy takiej możliwości nie dopuszcza; często w retoryce posługiwanie się językiem naukowym lub pseudonaukowym. Jak wyjaśnić podobieństwo doktryn tych ruchów i ich pojawienie się w latach pięćdziesiątych, mimo iż ani hipoteza istnienia pozaziemskich cywilizacji, ani też obserwacje niewyjaśnionych zjawisk niebiańskich, nie były w tej układance nowymi elementami? Pierwszą osobą, której praca może pomóc nam znaleźć odpowiedź na to pytanie, jest C.G. Jung. Jego analiza zjawiska ograniczała się co prawda do relacji osób widzących latające obiekty, jednak wnioski, jakie z tych relacji wyciągnął, wydają się odnosić tym bardziej do zjawisk o charakterze wyraźnie kultowym. Przyczyną „widzeń” miało być subiektywne odczucie kryzysu ludzkości, załamania duchowego, będącego efektem wojen, przeludnienia i lęku przed samozniszczeniem się ludzkości za pomocą bomby atomowej. Odczucie to miało nieświadomie skłaniać ludzi do poszukiwania ratunku z zewnątrz, spoza znanego świata. Jednoczesna utrata zaufania do tradycyjnych religii i form duchowości kazała w „znakach” widzieć raczej obiekty materialne i żywe istoty, niż anioły i duchy. Te same zjawiska, które niegdyś interpretowane byłyby jako dane przez boga, dziś – za sprawą współczesnego racjonalizmu – odbierane są jako rakiety, pojazdy i pociski. W przypadku „religijnego doświadczenia UFO” obie perspektywy mieszają się ze sobą, treści religijne otrzymują technologiczny sztafaż, naukowe zaś wyjaśnienie zjawiska jest dla odbiorcy akceptowalne tylko na tyle, o ile potwierdza treść doświadczenia, które – jako głębsze, bardziej dojmujące - jest brane za pewnik. Interpretacja Junga jest interesująca o tyle, że znajduje dość szerokie potwierdzenie w analizie treści doktryn opisywanych ruchów. Dla przykładu, w przekazach Kosmicznych Mistrzów, otrzymywanych przez George’a Kinga, założyciela Aetherius Society, mamy do czynienia zarówno z przekonaniem o wszechogarniającym kryzysie duchowym, związanym między innymi z użyciem energii atomowej (będącej fundamentalnie złą), przekonaniem, iż tylko za pomocą potężnych mocy otrzymywanych od przybyszów z kosmosu można ten kryzys zażegnać. Jednocześnie bardzo dużo miejsca w publikacjach ruchu poświęca się na omawianie różnic i zbieżności między religią a nauką, pro-
ponując rozwiązanie dychotomii między nimi poprzez określanie religii „nauką przyszłości” i wyrażanie nadziei na zrozumienie praw rządzących światem ducha w taki sposób, w jaki poznajemy materię. Ma za tym iść możliwość budowania urządzeń służących do manipulowania „energią modlitw” w celu przekazywania jej z miejsca na miejsce i na przykład uzdrawiania za jej pomocą. Mamy również doktryny w pełni ateistyczne, gdzie – jak u raelian – spotykanym postaciom przypisywane są co prawda imiona i role biblijne, jednak cuda opisane w Biblii i mitach różnych ludów interpretuje się całkowicie materialistycznie, jako (jeszcze) niezrozumiała, niezwykle wyrafinowana technologia. Niektóre z organizacji zaliczanych do kultów UFO, jak Unarius Academy of Science, są przeciwne nazywania ich „religiami” lub „kultami”, twierdząc, że propagują „międzywymiarową naukę”. O ile jednak analiza Junga pozwala nam do pewnego stopnia zrozumieć formę duchowo-technologicznej hybrydy jaką przybierają postacie kosmicznych gości, o tyle treść ich przekazów z racji marginalności nie stała się już obiektem jego zainteresowania. Różnorodność tych „przekazów” wydaje się być duża, a one same – pochodząc z indywidualnych doświadczeń religijnych – niepowtarzalne. Pogłębiona analiza ich treści dotyczących kosmologii, antropologii i etyki wskazuje jednak na znaczną zbieżność z doktrynami wielu ruchów należących do ruchu New Age, a także do tradycji ezoterycznej i okultystycznej. Wiktor Stoczkowski, autor książki Ludzie, bogowie i przybysze z kosmosu, poddając analizie teorię starożytnych astronautów (której siła oddziaływania, głównie za sprawą jej głównego popularyzatora, Ericha von Dänikena, znacznie przekracza popularność kultów UFO) wskazał na kilka źródeł tego podobieństwa. Pierwszym, co wiąże doktryny kultów UFO z bardziej popularnymi trendami wśród nowych ruchów religijnych drugiej połowy XX w., jest sięganie do wspólnej im tradycji ruchów ezoterycznych, w szczególności do teozofii. W przypadku niektórych ruchów, takich jak Aetherius Society, tradycja teozoficzna i pisma założycielki Towarzystwa Teozoficznego, H.P. Bławatskiej są tekstami, na które założyciel (George King) powołuje się bezpośrednio, nie ukrywając, że uważa je za istotny element w swoim systemie przekonań. Wpływ tradycji teozoficznej można zauważyć między innymi poprzez: • posługiwanie się przez autorów kategoriami nauki tajemnej, przekazanej przez objawienie, zbawczej, której elementy są rozproszone w religiach i filozofiach starożytności, w pełni dostępna jest jednak jedynie danej organizacji lub osobie; • przypisywanie autorstwa tekstów istotom nadludzkim. W przypadku Bławatskiej autorami mieli być Mahatmowie — zgromadzenie wysoko rozwiniętych duchowo jednostek, których wiedza i zdolności daleko wykraczają poza te dostępne przeciętnemu człowiekowi. Opublikowana przez nią Tajemna
artykuł
17 «««
Doktryna, miała być jedynie tłumaczeniem zdobytych przez nią tekstów, fragmentów starożytnej tybetańskiej Księgi Dzyan, której istnienia nigdy nie udało się udowodnić. W przypadku George’a Kinga, założycieli Unarius Academy of Science, polskiego Projektu Cheops i wielu innych, mają one pochodzić od przedstawicieli cywilizacji pozaziemskich i być przekazywane za pomocą metod takich jak channelling (fenomen mający polegać na otrzymywaniu przez osobę będącą w transie „przekazów” od istot ponadludzkich) czy pismo automatyczne; • monistyczny system, w którym wszystko, co istnieje, jest obdarzone boską cząstką i może do tej boskości powrócić poprzez długotrwały proces ewolucji duchowej; • swobodę w powoływaniu się na rozmaite tradycje religijne, jak również na specyficznie rozumiane odkrycia naukowe. Przytaczanie na poparcie swych nauk przynajmniej częściowo tych samych „dowodów”, obejmujących zabytki archeologiczne i fragmenty starożytnych tekstów, w tym przede wszystkim Wed i Biblii. Po stwierdzeniu powinowactwa między doktrynami kultów UFO a szeroko pojętą tradycją ezoteryczną, kolejnym krokiem, który Stoczkowski czyni w kierunku zrozumienia źródeł teorii starożytnych astronautów, jest powiązanie literatury okultystycznej z fantastyczną. Powiązanie to, jak wskazuje, jest wyraźne już w wieku XVIII, kiedy z jednej strony wielu pisarzy i poetów przejawiało wyraźne zainteresowania ezoteryczne, z drugiej zaś popularyzatorzy doktryn okultystycznych często próbowali swoich sił, pisząc opowiadania. Również Bławatska była autorką kilku niewielkich dzieł w typie mocno umagicznionej literatury podróżniczej. Także same gatunki literackie przeplatają się w dużym stopniu: cytaty ze świętych pism sąsiadują w teozoficznych tekstach z fragmentami czysto literackimi i są traktowane bez specjalnego rozróżnienia. Co więcej, z racji popularności literatury tego typu (zawierającej też elementy melodramatu i powieści historycznej, mówiąc na przykład o innych inkarnacjach Jezusa i innych interesujących postaci historycznych) została ona uznana za wartościowy sposób przekazywania szerokiej publiczności zrębów wiedzy ezoterycznej, która przestała być tym samym domeną wykształconej arystokracji. Stoczkowski wskazuje również na mechanizm synergii między doktryną a narracją, dzięki któremu nowe idee wpływały na treści literatury stającej się źródłem i inspiracją dla rozwoju tych idei w doktrynie. Zjawisko to jest na tyle intensywne, że w przypadku niektórych autorów (jak Frederick Spencer Olivier, popularyzator toposu Lemurii) nie sposób stwierdzić, czy ich dzieła mają być w intencji opowiadaniem fantastycznym, czy relacją z doświadczeń, na przykład w stanie transu. Niezależnie zaś od intencji, treści zawarte w tekstach Oliviera zostały później rozwinięte przez Guya Ballarda, założyciela jednej z rozwijających teozoficzne idee organizacji „I AM Religious Activity”, która – powstała w roku 1938 – istnieje po dziś dzień. War-
»»» 18 artykuł
to zauważyć, że również wczesne dzieła gatunku science fiction zawierają bardzo często wiele elementów wywodzących się z „wiedzy tajemnej”, takie jak podróże astralne, reinkarnacja, „wyższe rasy”, telepatia, wśród literatury fantastycznej początku XX w. niezwykle popularnym tematem ma zaś być prehistoria i dzieje zaginionych, starożytnych cywilizacji – obydwa kręgi tematyczne będące osią narracji związanych z doktrynami kultów UFO.
Sama zbieżność tematyki nie jest jednak wystarczającym argumentem, by mówić o bezpośrednim pochodzeniu jednego zjawiska od drugiego. Argumentu takiego dostarcza historia Kennetha Arnolda, pierwszego obserwatora „latających spodków”. Niedługo po tym, jak przedstawił on prasie swoją historię, otrzymał propozycję dalszych publikacji od Raymonda A. Palmera, redaktora naczelnego magazynu science fiction „Amazing Stories”, twierdzącego jednocześnie, że jest on w posiadaniu wiedzy pozwalającej na wyjaśnienie tego zjawiska. Wyjaśnienie to było osadzeniem doświadczenia Arnolda w kontekście literatury science fiction, w szczególności zaś tekstów autorstwa człowieka podpisującego się jako Richard Sharp Shaver, piszącego od 1944 roku o wydarzeniach, o których dowiedzieć
się miał dzięki znajomości „prehistorycznego języka ludzkości”, a które obejmowały życie ludzi na zatopionym kontynencie Lemurii, po czym opuszczenie jej na statkach kosmicznych przez część mieszkańców. Pozostali stali się przodkami dzisiejszej ludzkości i zdegenerowanych ras mieszkających pod ziemią. Opowieści te były tym bardziej popularne, że temat Lemurii został wcześniej rozpropagowany przez (również publikujących na łamach „Amazing Stories”) różokrzyżowców – czyli także osoby powiązane z europejską tradycją ezoteryczną. Teksty Shavera – z racji prób przekonywania o autentyczności przekazywanej w nich wiedzy – były kontrowersyjne, dzięki czemu nakład pisma wzrastał. Redaktor naczelny zaczął wtedy publikować teksty z „dowodami” na poparcie głoszonych przez niego tez. Takim „dowodem” stało się doświadczenie Arnolda – dostrzeżone przez niego obiekty zostały zinterpretowane jako statki Lemurian, odwiedzających swoją ojczystą planetę. Zainteresowanie UFO zostało jednym ruchem wpisane zarówno w tradycję okultystyczną jak i obiekt dociekań fandomu (czyli społeczności fanów, w tym przypadku literatury fantastycznej). Było to tym łatwiejsze, że sam Arnold przyjął interpretację swojego doświadczenia, zasugerowaną przez Palmera, stając się gorącym zwolennikiem teorii o pozaziemskim pochodzeniu „talerzy”, która spośród wszystkich innych, dotyczących tego fenomenu okazała się najtrwalszą. Kolejnym krokiem, zbliżającym do fenomenu kultów UFO, było spotkanie z kosmitami, o którym również informował tekst publikowany na łamach czasopisma Palmera – w 1951 roku George Adamski wysłał do redakcji list, w którym utrzymywał, że dysponuje zdjęciami pojazdów kosmicznych. Zapisał się on w historii jako pierwszy człowiek utrzymujący, że dostąpił spotkania i telepatycznego kontaktu z przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji, oraz pionier zjawiska znanego jako kulty UFO. To Adamski wykreował wizerunek kosmity jako pięknego, jasnowłosego człowieka w lśniącym kombinezonie, przekazującego swojemu rozmówcy ezoteryczne tajemnice. Podjął się również wpisania „kontaktu” w szerszy kontekst opisujący relacje między ludzkością a „Mistrzami” (jak nazwał przybyszów) poprzez stulecia i konieczność ich powrotu w XX w., kiedy ludzkość – opanowawszy posługiwanie się bronią jądrową – bliska jest zniszczenia samej siebie. Znaczna część kolejnych relacji, będących podstawą dla doktryn kultów UFO, nie wyszła poza ten schemat, dodając jedynie do niego nowe elementy. Zarówno historia, jak i analiza treści, wskazują nam zatem źródła i przyczyny powstania organizacji znanych jako kulty UFO. Chwila zastanowienia nad ich obecnością w kulturze wieku XXI pokazuje nam, że nie zerwały głębokiej relacji z glebą, na której wyrosły – popularnego okultyzmu i literatury fantastycznej. Przykładem pierwszego może być omawianie w wykładach elementów astrologii, uzdrawiania dotykiem, medytacji a także nazywanie przybyszów z kosmosu imionami proroków, bogów i aniołów, jak w przypadku George’a Kinga i jego przekazów od Jezusa z Wenus, czy podawanie się
Ruth Norman, współzałożycielki Unarius Academy of Science, za archanioła Uriela. Związek z literaturą jest również bardzo mocny, na co najlepszym przykładem jest Kościół Scjentologiczny, którego doktryna została oparta na literaturze i opracowana przez pisarza science fiction L. Rona Hubbarda. Kolejnym z przykładów na związek między fantastyką a wierzeniami jest ruch Jedi, bazujący na pomyśle Rycerzy Jedi, postaci występującej w świecie filmów George’a Lucasa z serii Gwiezdne Wojny. W tym przypadku wyjątkowo trudne jest jednak rozróżnienie faktycznej inspiracji ideą i włączenia jej do światopoglądu wyznawców od zwykłego żartu, podobnego do innych tzw. joke religions, jak dyskordianizm i Kościół Latającego Potwora Spaghetti. Doktryny kultów UFO, nawet przy uwzględnieniu ich marginalnego znaczenia w obrazie religijności większości społeczeństw, pozwalają na wyciągnięcie bardzo ciekawych wniosków i postawienie jeszcze ciekawszych pytań o poszukiwanie prawdy, świadome akceptowanie fikcji i wpływ literatury na to, co może się nam wydawać racjonalnie osiągniętymi przekonaniami. Wydaje się, że do pewnego stopnia przemianę fikcji w doktrynę może tłumaczyć mechanizm habituacji – po obejrzeniu wielu filmów, programów telewizyjnych, przeczytaniu książek i stron internetowych dotyczących pewnego zagadnienia i ujmujących je w pewien określony sposób, przestajemy (o ile kiedykolwiek zaczęliśmy) zastanawiać się, czy podawana nam fikcja jest wynikiem inspiracji naukowo zdobytymi danymi i wnioskami z nich wypływającymi, czy też proces „naukowy” ma charakter wyłącznie poszukiwania potwierdzenia „tego, co i tak przecież wiadomo”. Obecność danego wątku czy spostrzeżenia na temat rzeczywistości staje się certyfikatem wiarygodności dla nowych zjawisk (książek, artykułów, filmów) i pozwala na dalsze utwierdzanie się w tych przekonaniach. Literatura: Barret, D. (2001). The New Believers. Sects, ‘Cults’ and Alternative Religions. London: Cassel & Co. Boguszewski, R. (2011). Komunikat z badań CBOS „Polacy wobec niektórych poglądów z kręgu New Age”. Warszawa. Jung, C.G. (1981). Nowoczesny mit. O rzeczach które się widuje na niebie, [w:] Archetypy i symbole. Warszawa: Czytelnik. King, G., Lawrence, R. (1996). Contacts with the Gods from Space. Pathway to the New Millennium. Hollywood: The Aetherius Society. Partridge, C. (2003). UFO Religions. London: Routledge. Reece, G.L. (2007). UFO Religion. Inside Flying Saucer Cult and Culture. New York: I.B. Tauris & Co Ltd. Saliba, J.A. (1995). Religious Dimensions of UFO Phenomena, [w:] Lewis, J.R. (ed.) The Gods Have Landed. New Religions from Other Worlds. New York: State University of New York Press. Stoczkowski, W. (2005). Ludzie, bogowie i przybysze z kosmosu. Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy.
artykuł
19 «««
B B
óg ma wszystko pod kontrolą, czyli o poczuciu boskiej kontroli nad ludzkim życiem
Joanna Tybura
Każdy człowiek dzieli sytuacje na takie, nad którymi może sprawować kontrolę oraz na takie, w których wpływu nie ma albo jest ten wpływ ograniczony przez jakieś czynniki zewnętrzne. Ta subiektywna percepcja sprawowania bądź niesprawowania kontroli nad sytuacją przekłada się na konstrukty zewnętrznego i wewnętrznego umiejscowienia poczucia kontroli opisane przez Rottera w jego społeczno-uczeniowej teorii osobowości. Badania pokazują, iż wewnętrzne poczucie kontroli koreluje dodatnio m.in. z większą pewnością siebie, ambicją, odpowiedzialnością, przedsiębiorczością, sumiennością, dobrą znajomością samego siebie, a w związku z tym z lepszą adaptacją, odpornością psychiczną i radzeniem sobie. W mniejszym stopniu cechy te występują u osób z zewnętrznym umiejscowieniem poczucia kontroli, które przypisują sprawstwo czynnikom zewnętrznym: sytuacji, szczęściu, przypadku, losowi, zbiegowi okoliczności, cechom i zachowaniom innych ludzi czy „siłom wyższym”. Właśnie ten ostatni element wydaje się szczególnie interesujący biorąc pod uwagę fakt, że żyjemy w kraju historycznie i kulturowo zakorzenionym w chrześcijaństwie. Nie wnikając w to, ilu Polaków rzeczywiście chodzi na msze czy się modli, przyjmijmy za fakt, iż ponad 33 mln Polaków z przeszło 38 mln osób zamieszkujących nasz kraj deklaruje przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego (wg „Małego Rocznika Statystycznego Polski” z 2012 r., dane z 2011 r.). Przynajmniej u części z tych osób religijność i wiara w Boga mogą więc istotnie wpływać na ich codzienne funkcjonowanie. Poczucie boskiej kontroli Poczucie kontroli umiejscowione w „siłach wyższych”, w naszym rozumieniu w Bogu, ujmowane jest w literaturze zagranicznej jako „God control” czy „God – me-
»»» 20 artykuł
diated control”. Amerykańscy badacze Ana Wong-McDonald i Richard L. Gorsuch przytaczają w swojej pracy definicję „poczucia boskiej kontroli” autorstwa D. Kopplinga jako wiarę, że wydarzenia życiowe są determinowane przez Boga. Badacze wiążą zazwyczaj poleganie na Bogu z zewnętrznym umiejscowieniem poczucia kontroli, jednak religijność i wiara w Boga wydają się mieć bardziej złożony związek z jego zewnętrzną, jak i wewnętrzną postacią.
Wyniki dotyczące związku religijności z poczuciem kontroli są niejednoznaczne. W skrócie: poleganie na Bogu, pokładanie w Nim ufności, wiara w Jego moc sprawczą może zwiększyć zewnętrzne umiejscowienie poczucia kontroli, a jednocześnie – polepszyć poczucie kontroli wewnętrznej. Jak to się dzieje? Katherine L. Fiori, Judith C. Hays i Keith G. Meador, badacze z Uniwersytetu w Michigan i Duke w Durham, pokazują to na przykładzie wypowiedzi jednej z osób w badaniu na temat doświadczeń ze swojej choroby. Osoba ta interpretowała chorobę jako spowodowaną przez los (czynnik zewnętrzny), Boga zaś prosiła o siłę, by była ona w stanie zaakceptować i poradzić sobie z nowotworem (czynnik wewnętrzny). Powstała nawet koncepcja uwspólnienia tych dwóch rodzajów poczucia kontroli (collaborative control). Ma ona ujmować występującą u jednej i tej samej jednostki równowagę pomiędzy wewnętrznym i zewnętrznym poczuciem kontroli, w której to dana osoba przypisuje sprawczość nad swoim życiem zarówno sobie, jak i innym, w tym Bogu, na zasadzie współpracy w celu wspólnego rozwiązania jej problemów. Jak jednak powstaje ten związek pomiędzy wiarą w Boga a wewnętrznym poczuciem kontroli? Jedna grupa badań odwołuje się do religii jako strategii radzenia sobie. Jednostka, postrzegając Boga jako partnera w radzeniu sobie z trudnościami, osiąga nad nimi kontrolę właśnie poprzez relację z Bogiem, co przynosi więcej korzyści niż całkowite zrzeknięcie się kontro-
li nad własnym życiem. Z drugiej strony oddanie się Bogu w sytuacjach, nad którymi nie możemy sprawować kontroli, może skutkować lepszą adaptacją do nich. Druga grupa badań odnosi się do teorii atrybucji. Jeżeli pokładanie ufności w Bogu pozwala danej osobie odnaleźć sens w tym, co ją spotyka, to tym samym może zwiększyć jej wewnętrzne poczucie kontroli. Nawet najtrudniejsze doświadczenia życiowe mogą stać się wartościowe. Co więcej, to jednostka podejmuje decyzję, komu powierza kontrolę nad własnym życiem (przykładowo Bogu), tak więc jest to jej osobisty wybór. Sam ten wybór natomiast może dać jednostce poczucie wpływu na własne życie i wzmocnić wewnętrzne poczucie kontroli. Poczucie boskiej kontroli zdrowia W wielu badaniach poczucie boskiej kontroli pojawia się w odniesieniu do zdrowia i choroby jako poczucie boskiej kontroli nad zdrowiem („God locus of health control”, GLHC). Jest ono definiowane jako stopień, w jakim jednostka wierzy, że Bóg sprawuje kontrolę nad jej zdrowiem (jako czynnik przyczynowy, sprawczy, kontrolujący życie jednostki, siła sterująca jej zdrowiem oraz wpływająca na jej funkcjonowanie). Badania pokazują, że całkowite zrzeknięcie się kontroli nad zdrowiem na rzecz Boga w odniesieniu do zdrowia i choroby może skutkować ograniczeniem badań, terapii, leczenia przez daną osobę. Z drugiej strony jednostki o wewnętrznym poczuciu kontroli swojego zdrowia, które postrzegają Boga jako sprzymierzeńca w walce z chorobą charakteryzują się lepszymi strategiami radzenia sobie z trudnościami niż te osoby, które przeczą wpływowi Boga na ich życie. Tak więc ze zdrowiem i chorobą na swój pozytywny, jak i negatywny, acz różny sposób, jest związane wewnętrzne, jak i zewnętrzne umiejscowienie poczucia kontroli. Większość badań skupia się jednak przede wszystkim na poczuciu kontroli wewnętrznej. O wiele mniej badań odnosi się do poczucia kontroli zewnętrznej oraz jego wpływu na adaptację jednostki, mimo że jest ono określane jako konstrukt nie jedno, a wielowymiarowy. Tę wielowymiarowość ujmują „The Multidimensional Health Locus of Control Scales” (MHLC) z wewnętrznym, sprawowanym przez wpływowe jednostki, związanym z losem oraz Bogiem umiejscowieniem kontroli nad ogólnym stanem zdrowia osoby. Do mierzenia poczucia boskiej kontroli nad zdrowiem w odniesieniu do specyficznego stanu chorobowego stworzono „The God Locus of Health Control Scale” (GLHC). Osoby, które relacjonują, iż religijność jest dla nich ważna, przyznają się do jej aktywnego praktykowania oraz stosują dużo religijnych strategii radzenia sobie uzyskują wyższe wyniki na skali GLHC. Wyniki co do korelacji pomiędzy skalą GLHC a psychospołecznym funkcjonowaniem i przystosowaniem jednostki do choroby są niejednoznaczne. Przykładowo amerykańscy badacze Kenneth A. Wallston i jego współpracownicy wykazali, że silna wiara w Boga oraz
silne poczucie sprawowania przez Niego kontroli nad zdrowiem jednostki są związane ze słabszym przystosowaniem do sytuacji choroby. Inne wyniki badań świadczą zaś o dodatniej korelacji wysokiego poczucia boskiej kontroli zdrowia u osób religijnych z zachowaniami prozdrowotnymi. Jak widać wyniki te wymagają dalszej analizy.
»
W wielu badaniach poczucie boskiej kontroli pojawia się w odniesieniu do zdrowia i choroby jako poczucie boskiej kontroli nad zdrowiem.
Wielu badaczy tłumaczy istnienie zależności pomiędzy religijnością, boskim poczuciem kontroli a subiektywną oceną własnego zdrowia tym, że osoby wierzące stosują religijne strategie radzenia sobie, nawiązują owocne relacje społeczne z innymi religijnymi osobami, są bardziej skłonne do przebaczania umotywowanego swoimi wierzeniami, dzięki czemu rzeczywiście lepiej się czują i lepiej ocenią swój stan zdrowia. Badania wykazały, iż konstrukt „God – mediated control” autorstwa Neala Krausego z Uniwersytetu w Michigan (rozumiany jako aktywna współpraca Boga i człowieka co do wpływu na jego życie) rzeczywiście wiąże się z większą życiową satysfakcją, optymizmem, poczuciem własnej wartości, z mniejszym lękiem przed śmiercią, z mniejszym dystresem psychologicznym, z częstszym korzystaniem z pozytywnych strategii radzenia sobie czy z mniejszym prawdopodobieństwem podjęcia ryzykownych praktyk seksualnych. Badanie Krausego przeprowadzone na emerytach powyżej 65 roku życia potwierdziło jego hipotezy, iż osoby uczęszczające częściej do kościoła charakteryzują się większym poczuciem kontroli, w której pośredniczy Bóg; osoby z większym poczuciem tego rodzaju kontroli cechują się większym optymizmem i większym poczuciem sensu życia, zaś większy optymizm i większe poczucie sensu życia wiążą się z lepszą subiektywną oceną własnego stanu zdrowia z biegiem czasu. Przegląd badań Współcześnie prowadzonych jest bardzo wiele badań na temat związków religijności i poczucia boskiej kontroli ze skutecznym radzeniem sobie w życiu. Wnioski są bardzo różnorodne. W jednych badaniach poczucie boskiej kontroli jest pozytywnie skorelowane z poczuciem kontroli wewnętrznej, zaś w innych negatywnie bądź w ogóle korelacja ta nie występuje. Badania pokazują również, że poczucie boskiej kontroli albo w ogóle nie jest skorelowane z poczuciem kontroli
artykuł
21 «««
sprawowanej przez inne wpływowe osoby czy zdarzenia, albo jeśli taka korelacja występuje, to jest ona negatywna. Nie jest też tak jednoznacznie, pozytywnie związane ze skutecznym radzeniem sobie, jakby to się mogło wydawać. W związku z tym Kenneth I. Pargament i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Ohio wyróżnili trzy style rozwiązywania problemów przez osoby wierzące: samodzielny (self-directing), uległy (deferring) i współdzielony (collaborative). W stylu samodzielnym to jednostka podejmuje się odpowiedzialności za rozwiązanie swoich problemów. W stylu uległym osoba rezygnuje z tej odpowiedzialności na rzecz Boga. W stylu współdzielonym natomiast kontrola leży w takim samym stopniu po obydwu aktywnych i zaangażowanych stronach. Badacze odkryli, że styl uległy pozytywnie koreluje z większym zewnętrznym zaangażowaniem religijnym oraz z poczuciem boskiej kontroli poprzez doktrynalną ortodoksję, negatywnie zaś z ogólnym stopniem kompetencji. Styl samodzielny koreluje negatywnie z poczuciem boskiej kontroli. Styl współdzielony korelował za to pozytywnie z wewnętrzną orientacją religijną. Dla porównania, amerykańscy badacze Ana Wong-McDonald i Richard L. Gorsuch stwierdzili pozytywną korelację pomiędzy poczuciem boskiej kontroli i radzeniem sobie opartym na uległości wobec woli Boga (surrender coping) a duchowym dobrostanem jednostki (w przeciwieństwie do samodzielnego radzenia sobie, które korelowało negatywnie z duchowym dobrostanem danej osoby). Większość przytoczonych wniosków pochodzi z badań na osobach białej rasy. Amerykańscy badacze Laurence E. Jackson i Robert D. Coursey wykazali, że u osób rasy czarnej (oficjalnych członków kościoła Baptystów) duży stopień poczucia boskiej kontroli korelował pozytywnie nie z zewnętrznym, a wewnętrznym umiejscowieniem poczucia kontroli. Co więcej, to poczucie wewnętrznej, a nie boskiej, kontroli było związane ze zdolnością radzenia sobie oraz celem w życiu. Wyniki te potwierdziły również obecność u osób rasy czarnej współdzielonego przez Boga i jednostkę stylu rozwiązywania problemów. W innym badaniu autorstwa Kate M. Loewenthal i Nicoli Cornwall z Uniwersytetu w Londynie wykazano, iż osoby religijne znacznie częściej przypisują sprawstwo Bogu, zwłaszcza w odniesieniu do hipotetycznych sytuacji związanych ze zdrowiem i chorobą (śmierć, poronienie, choroba zagrażająca życiu, uraz) niż osoby niereligijne odnoszące się do szczęścia. Rzadko w obu grupach przypisywano w przypadku tych sytuacji sprawstwo samemu sobie. Bóg rzadko był też spostrzegany w obu grupach jako czynnik sprawczy sytuacji związanych z zawodem, zatrudnieniem, finansami czy relacjami międzyludzkimi. Podsumowanie Przytoczone przeze mnie wnioski z badań są bardzo różnorodne, a nawet rozbieżne. Poczucie boskiej kon-
»»» 22 artykuł
troli wydaje się wyłamywać z tradycyjnego podziału na wewnętrzne i zewnętrzne poczucie kontroli, zwłaszcza w odniesieniu do zdrowia i choroby. Czy jednak konstrukt ten może się okazać przydatny w praktyce? Moim zdaniem tak. Po pierwsze, wyniki i wnioski z badań dają do myślenia na temat tradycyjnego podziału umiejscowienia poczucia kontroli wg Rottera. „Siły wyższe” łączone dotychczas tylko z zewnętrznym umiejscowieniem poczucia kontroli oddziałują istotnie na poczucie własnej kontroli. Po drugie, coraz więcej badań pokazuje, iż nie można jednoznacznie wiązać wewnętrznego umiejscowienia poczucia kontroli z lepszą adaptacją, zaś zewnętrznego z gorszym przystosowaniem, gdyż wiele zależy od konkretnej sytuacji. W Polsce, w której duża część obywateli jest wierząca badania nad wpływem poczucia boskiej kontroli na życie, funkcjonowanie i przystosowanie do sytuacji trudnych, w tym choroby wydają się szczególnie uzasadnione. Bardzo obiecujące wydają się zwłaszcza wyniki badań związane ze wspomnianym już stylem rozwiązywania problemów, w którym osoby mają poczucie aktywnego współdziałania z Bogiem. Literatura: Fiori, K., Brown, E.E., Cortina, K.S. i Antonucci, T.C. (2006). Locus of control as a mediator of the relationship between religiosity and life satisfaction: Age, race, and gender differences. „Mental Health, Religion and Culture”, 9(3), 239-263. Jackson, L. E. i Coursey, R. D. (1988). The Relationship of God Control and Internal Locus of Control to Intrinsic Religious Motivation, Coping and Purpose in Life. „Journal for the Scientific Study of Religion”, 27 (3), 399-410. Kinney, A.Y., Emery, G., Dudley, W.N. i Croyle, R.T. (2002). Screening Behaviors Among African American Women at High Risk for Breast Cancer: Do Beliefs About God Matter? „Oncology Nursing Forum”, 29(5), 835843. Krause, N. (2010). God-Mediated Control and Change in Self-Rated Health. „The International Journal for the Psychology of Religion”, 20, 267-287. Loewenthal, K.M. i Cornwall, N. (1993). Religiosity and Perceived Control of Life Events. „The International Journal for the Psychology of Religion”, 3(1), 39-45. Szmigielska, B. (1998). Wybrane aspekty rozwoju poznawczego i społeczno – emocjonalnegoa poczucie kontroli u dzieci. W M. Smoczyńska (red.), Studia z psychologii rozwoju i psycholingwistyki (s. 79-89). Kraków: Universitas. Szmigielska, B. (1999). Społeczno-uczeniowa teoria osobowości Juliana B. Rottera. W A. Gałdowa (red.), Klasyczne i współczesne koncepcje osobowości (s. 209-223). Kraków: Wydawnictwo UJ. Wallston, K. A., Malcarne, V. L., Flores, L., Hansdottir, I., Smith, C. A., Stein, M. J., Weisman, M. H. i Clements, P. J. (1999). Does God Determine Your Health? The God Locus of Health Control Scale. „Cognitive Therapy and Research”, 23 (2), 131-142. Wong-McDonald, A. i Gorsuch, R.L. (2004). A Multivariate Theory of God Concept, Religious Motivation, Locus of Control, Coping, and Spiritual Well-Being. „Journal of Psychology and Theology”, 32(4), 318-334.
J J
oga dobra na wszystko
Wiktoria Kozioł
Każdy słyszał coś o jodze. Zwykle są to mętne wyobrażenia związane z kadzidełkami, sekciarstwem, Kamasutrą i mnichami buddyjskimi. Warto zapoznać się z tematem, jeśli chcecie ćwiczyć, a tym bardziej, jeśli chcecie ją badać.
Joga to stan umysłu Istnieje druga gama wyobrażeń o jodze, chyba bardziej powszechna. Większość Europejczyków uważa jogę za ćwiczenia fizyczne podobne do fitnessu i prawdopodobnie jest w błędzie. Jak pisze współczesny nauczycieli indyjski, twórca jednej z odmian hatha jogi, Bellur K.S. Iyengar, joga jest nauką biochemiczną, psychofizjologiczną, psychoduchową, dotyczącą moralnych, umysłowych, intelektualnych i duchowych aspektów człowieka. Istnieje wiele „odmian” (ścieżek) jogi, są to obszerne systemy filozoficzne, które w historii zmieniały się i ewoluowały. Słowo pochodzi od sanskryckiego rdzenia yui, oznaczającego łączenie, wiązanie, ujarzmianie. Opisy praktyki jogi wyrastają z kultury Indii i wydawać się mogą przedstawicielom innych krajów dość dziwaczne, zwłaszcza bez szczegółowych objaśnień. Patandżali, na wpół mityczny guru, żyjący prawdopodobnie ok. III w. n.e. pisał: „Joga („ujarzmienie”) jest to powściągnięcie (nirodha) zjawisk (vrtti) świadomości (citta)”. Można mieć różny stosunek do systemu filozoficznego związanego z jogą, warto jednak zebrać o nim informacje. W praktyce przydatna jest świadomość, że w trakcie dłuższej przygody z ćwiczeniami nie unikniemy zadań umysłowych i duchowych, gdyż są one konieczne do zaliczenia poszczególnych etapów biegłości. Nie zdziw się, jeśli mistrz każe ci przenieść oddech do pleców, żeber, narządów wewnętrznych lub poprosi cię o „przesunięcie” mózgu do dna czaszki. Takie wizualizacje, choć określane nazewnictwem
dalekim od związanego z zasadami zachodniej medycyny, są przydatne. W przypadku jogi Iengara techniką relaksacyjną z elementami medytacji jest na początku prosty trening autogenny Schultza, czyli metoda dostosowana do potrzeb adeptów Zachodnich. Po królewsku Według jednej z najbardziej prawdopodobnych hipotez joga wywodzi się z rytuałów szamańskich i ekstatycznych, które współwystępowały z braminizmem być może już 3000–2500 lat p.n.e. Z tego okresu pochodzą gliniane figurki odnalezione w Harappie i Mohendżo Daro, ukazujące postacie ludzkie przedstawione w pozycjach ciała zaskakująco podobnych do współczesnych figur hatha jogi, nazywanych asanami. Zręby systemu filozoficznego jogi odnajdziemy w świętych księgach hinduizmu (Wedach), pisanych między 1500 a 500 rokiem p.n.e. Proto-joga opisana w Wedach jest nieusystematyzowanym zbiorem wskazówek, odnoszącym się do koncentracji, kontroli oddechu, ascezy. System uzyskał spójny kształt w IV–II wieku p.n.e., jego podstawą jest traktat wymienionego już Pandżalego Yogasutry. Założenia wyłożone przez mistrza nazywane są jogą klasyczną, raja jogą (jogą królewską) lub ashtanga joga. Ostatni termin oznacza „ośmioczłonowa”, gdyż jej istotą jest osiem filarów. Osiem członów jogi królewskiej: • yama – przykazania moralne (wstrzemięźliwość, brak zachłanności, prawdomówność, unikanie kradzieży i wyrządzania krzywdy), • nijama – oczyszczanie przez dyscyplinę (samopoznanie, czystość, zapał, poświęcanie się, zadowolenie), • asana – pozycje, które czynią ciało zdrowym i mocnym (ich celem jest przygotowanie ciała do długotrwałej medytacji). »Trzy stopnie nazywają się „poszukiwaniami na zewnątrz” (bahiranga-sadhana). • pranayama – rytmiczna kontrola oddechu (prana), która ma na celu regulację energii życiowej (sprzyja koncentracji i wyciszeniu), • prathyahara: wyzwolenia umysłu od obiektów pożądania, czyli skierowanie uwagi do wewnątrz ciała. » Nazywa się je „poszukiwania wewnątrz” (antaraganga – sadana). • dhara: koncentracja na jednym przedmiocie, wzmożona uwaga, stabilność i jasność umysłu,
artykuł
23 «««
• dhyana: kontemplacja wynikająca z długotrwałej koncentracji, • samadhi: stan, w którym jogin łączy się z obiektem kontemplacji – Paramatmanem, Najwyższym Wszechobecnym Duchem; poczucie jedności ze światem, wyjście poza wszelkie ograniczenia świadomości. » Trzy ostatnie człony nazywają się „poszukiwaniami ducha” (Antarat-ma-sadhana). Wyginać śmiało ciało Właściwie mówiąc joga, rozmówca zwykle ma na myśli jedną ze ścieżek jogi postklasycznej, hatha jogę. Podstawą hatha jogi jest ustawianie ciała w określonych pozycjach (asanach), które stanowią jeden z filarów jogi klasycznej, dawniejszej. Hatha joga wykształciła się w X w. pod wpływem myśli tantrycznej, kładącej nacisk na empirię w procesie doskonalenia oraz możliwość bezpośredniego doświadczenia natury rzeczywistości. Hatha joga nawiązuje do starszych tradycji, ale mniejszy nacisk kładzie na metafizykę, kosmologię i filozofię (chociaż nie funkcjonuje w oderwaniu od nich), a w większym stopniu na praktyce. Koncentruje się też na ezoterycznym aspekcie osiągania przez jogina mocy nadnaturalnych (siddhi). Ze względu na cielesność i osobistość doznań, nie znajdziemy zwerbalizowanych i prostych wskazówek jak jogę praktykować, przynajmniej jeśli chcemy praktykować fachowo. Nie można też zapominać, że hatha joga bez raja jogi jest niekompletna. Układ ciała w poszczególnych asanach jest odpowiednio dostosowany do kanałów energetycznych w organizmie. Osoby, które są praktykującymi katolikami, powinny zasięgnąć wiedzy u duchownych. Choć wydaje się, że stanowisko kościoła rzymskokatolickiego nie jest w kwestii jogi jednoznaczne, istnieje wiele publikacji księży, którzy przestrzegają przed systemem filozoficznym, który według nich stanowi przeciwieństwo postawy chrześcijańskiej (m.in. zachowanie przedmiotowości vs. synteza ze światem i utrata jednostkowej świadomości). Uważny czytelnik tekstów zachodnich dostrzeże, jak problematyczne jest międzykulturowe przetransponowanie pojęć, terminów i reprezentacji. Nacjonalistyczny biznes Panowanie brytyjskie nie sprzyjało rozwojowi jogi. Współcześnie praktykowane rodzaje hatha jogi swój kształt uzyskały dopiero na przełomie XIX i XX wieku, kiedy działalność rozpoczęły indyjskie ruchy narodowościowe. Co na pierwszy rzut oka zaskakujące, przeniesienie praktyki poza obszar Indii miało cel ekonomiczny. Narendranatha Datty (1863–1902), znany jako Swami Vivekananda w 1893 roku na forum Światowego Parlamentu Religii w Chicago wygłosił wykład, w którym przedstawił jogę jako system ponadreligijny. Celem praktyki miało być dotarcie do Prawdy, jednej niezależnie od wyznawanych wierzeń. „Jak nasz kraj jest ubogi w wartości społeczne, tak temu [Ameryce] brakuje duchowości. Ja dam im duchowość, oni dadzą
»»» 24 artykuł
mi pieniądze…” pisał Vivekananda, który miał zamiar przeznaczyć zarobione pieniądze na poprawienie sytuacji w Indiach. Joga współczesna Ponowna fala zainteresowania jogą na Zachodzie rozpoczęła się w latach 70. XX wieku wraz z rozwojem ruchów hippisowskich, związanych z alternatywną duchowością, New Age. Warto wspomnieć, że jednymi z pierwszych inicjatorów zainteresowania jogą byli właśnie członkowie Towarzystwa Teozoficznego, stanowiącego – w pewnym uproszczeniu – zalążek powyższych nurtów. Młode pokolenie Amerykanów zakwestionowało kapitalistyczny, konsumpcyjny styl życia rodziców i rozpoczęło kontestację powojennego dorobku Pierwszego Świata. Obecnie w Zachodniej Europie i USA ok. 5–7% społeczeństwa ćwiczy jogę, w Polsce jest to nadal poniżej 1%, choć popularność jogi stale wzrasta. Nie można zaprzeczyć, że joga jest modna: ćwiczy Madonna, Sting, Magda Umer, Joanna Brodzik, Szymon Majewski. Odmiany jogi Jeżeli chcemy zainteresować się badaniami psychologicznymi związanymi z jogą i np. stworzyć doniesienia z badań, dobrze jest rozróżniać poszczególne rodzaje jogi, znać ich specyfikę i historię. Nie dysponując wiedzą, możemy poszukiwać badań z zakresu psychologii sportu i natrafić na jogę nidra, która opiera się tylko i wyłącznie na technikach wyobrażeniowych. Współczesne rodzaje jogi są dynamicznymi systemami, ewoluują: każdy mistrz posiada swoją szkołę i jako autorytet na bieżąco interpretuje tradycję. W trakcie osobistego rozwoju dokonuje korekt własnych poglądów. Wynikać z tego mogą niespójności czy różnice w detalach.
»
Współczesne rodzaje jogi są dynamicznymi systemami, ewoluują: każdy mistrz posiada swoją szkołę i jako autorytet na bieżąco interpretuje tradycję.
Główne, najpopularniejsze na zachodzie rodzaje hatha jogi: • Ashtanga – odnosi się do filarów jogi królewskiej, powinniśmy zawsze więc dopytać, czy rozmówca ma na myśli system filozoficzny klasycznej jogi, czy współczesną szkołę, założoną przez Sri K. Pattabhi Joisa. Jeśli już upewnimy się, że chodzi o szkołę hatha jogi, będziemy wiedzieć, że to joga bardzo dynamiczna, wymagająca, pozwala zbudować masę mięśniową. Podczas jednej sesji wykonuje się na-
wet do 80 pozycji, płynnie przechodząc z jednej asany do drugiej. W ashtandze istnieją trzy serie asan o różnym stopniu trudności. • Iengara – nazwa pochodzi od twórcy metody, Bellura K. S. Iengara (który ma 94 lata i nadal praktykuje). Ten rodzaj jogi kładzie nacisk na dokładność i poprawność wykonywania sekwencji. Joga Iengara jest wolniejsza, bardziej statyczna, wykorzystuje się w niej różne pomoce, takie jak paski, klocki, koce. Dobra dla początkujących, osób z ograniczonymi możliwościami fizycznymi oraz tych, którym zależy na skupieniu i samopoznaniu.
• Vinyasa joga – to nie system hatha jogi, ale pewien szczególny sposób wykonywania asan. • Joga Bikram, hot joga – oparta na ćwiczeniach ashtangi, ale asany nie są zachowane w tak ścisłych, konkretnych sekwencjach co w ashtandze. Stworzona przez Bikram Choudrego i jego żonę Rajashree. Charakterystyczne dla Bikram jogi jest utrzymywanie temperatury pomieszczenia do ćwiczeń w temperaturze do 40 stopni. To joga wysiłkowa. Zaleca się niejedzenie na 2 godziny przed ćwiczeniem i wypicie przed treningiem dużej ilości wody. Wysoka temperatura wpływa na poprawienie wy-
• Sivananda – mistrz Swami Sivananda jako pierwszy w II połowie XX wieku zaczął propagować jogę poza Indiami. Sivananda jest w zamyśle systemem dostosowanym do zachodnich oczekiwań. Przedstawia proste reguły i podstawy, jest nieco „fitnessowa”. Na początku uczy się 12 podstawowych pozycji, które rozdziela się relaksacją. Jest dynamiczna, ale nie tak jak astanga. Początkowo nie kładzie się nacisku na dokładność wykonania: w założeniu wiedza o dobrych praktykach przychodzi z czasem. Dobra dla tych, którzy są najmniej przekonani do duchowych aspektów jogi. • Kundalini – z wymienionych najmniej skupia się na asanach, bardziej na mantrach i oddechu. W jodze kundalini pracuje się nad wyzwoleniem energii z czakr, zwłaszcza centralnej, u podstawy kręgosłupa. W 1969 roku Yogi Bhajan rozpoczął nauczanie jogi kundalini poza Indiami pod hasłem 3HO: Healthy, Happy, Holy Organization. Sekwencje kundalini, zwane kryja, składają się z szybkich ruchów z dynamicznym oddechem lub tylko z praktyk oddechowych.
dolności organizmu i usunięcie toksyn. Jako jeden z nielicznych systemów nie jest polecany kobietom w ciąży. Zamiast antydepresantów Osoby, które ćwiczą jogę, deklarują pozytywną zmianę nastroju w porównaniu z okresem przed podjęciem praktyki, lepsze samopoczucie, mniej stanów depresyjnych. Można byłoby zasugerować, że percepcja nastroju wynika z sugestii lub świadomości poświęconych wysiłków, która przyczynia się do waloryzacji czynności jako uprawomocnionej, w myśl zasady: „poświęcam na coś tyle czasu w tygodniu, płacę za kursy, to z pewnością działa!”. Prawdopodobnie przyczyna nie tkwi tylko i wyłącznie w potrzebie redukcji dysonansu poznawczego. Poza miarami samoopisowymi obserwuje się także różnice neuropsychologiczne między grupami joginów i osób niećwiczących. Chris Streeter z zespołem z m.in. Boston University School of Medicine, badali ilość neuroprzekaźnika GABA we wzgórzu u osób, które przeszły 12 tygodniowy kurs jogi. GABA jest głównym neuroprzekaźnikiem hamującym lęk
artykuł
25 «««
(w przeciwieństwie do cholecystokininy), większość leków uspokajających wspomaga system gabaerginczy. Zarówno benzodiazepiny jak i alkohol działają przeciwlękowo. Już kilkadziesiąt lat temu zaobserwowano także terapeutyczny potencjał jogi i jej działanie relaksacyjne. Nic więc dziwnego, że Streeter z zespołem zainteresowali się właśnie poziomem GABA. Wybrano lewą część wzgórza, gdyż posiada ona więcej połączeń z układem parasympatycznym, aktywnym w czasie odprężenia. Wiadomo, że osoby cierpiące na zespół stresu pourazowego mają obniżoną ilość neuroprzekaźnika
»
Wydaje się, że joga jest formą biofeedbacku, a uczestnicy warsztatów pośrednio uczą się kontroli nad fizjologicznymi reakcjami ciała. Ci, którzy mieli do czynienia z hatha jogą, nie powinni być zdziwieni: trener często prosi o kontrolę oddechu lub oddychanie w określony sposób, rozluźnienie określonych partii mięśni, napięcie innych, wizualizacje. Nabyte umiejętności autorelaksacji pozwalają na zwolnienie akcji serca...
GABA w lewej części wzgórza. W pierwszym badaniu porównywano poziom kwasu gamma-aminomasłowego u ćwiczących oraz czytających w tym samym czasie książki. Nie będzie zaskoczeniem, że u „czytelników” wzrostu GABA nie zaobserwowano, w przeciwieństwie do joginów. Ilość GABA może zwiększać się w ogóle pod wpływem aktywności fizycznej, gdyż ćwiczenia przyczyniają się do poprawienia nastroju i zmniejszenia depresyjności. Co jednak istotne, wzrost GABA był w kolejnym badaniu większy niż w przypadku chodzenia, którego parametry pod względem fizycznym były dostosowane do treningu jogi. Może to oznaczać, że joga przyczynia się do zwiększenia wydzielania kwasu gamma-aminomasłowego we wzgórzu bardziej niż inne formy aktywności. Warto byłoby porównać różnego rodzaju sporty i jogę pod tym względem. Do tego należy pamiętać, że GABA może być przyjmowana w formie zewnętrznej i jest traktowana jako odżywka dla sportowców, gdyż zwiększa wytrzymałość, siłę, ułatwia zasypianie, ale przyjmowanie GABA prowadzić może do uzależnienia i zmniejszenia wydzielania endogennego neuroprzekaźnika.
»»» 26 artykuł
Naturalny biofeedback W badaniach Shirley Telles i zespołu z Vivekananda Yoga Institute w Bangalurze (Indie) grupą eksperymentalną byli badani, którzy odbyli trzydziestodniowy, wprowadzający kurs jogi, grupę kontrolną stanowili ci, którzy nigdy nie mieli żadnego kontaktu z praktyką. Obie grupy zostały poproszone o redukcję tętna, bez instrukcji, w jaki sposób to robić. Na zadanie miały 6 minut, tętno było mierzone za pomocą EKG co 30 sekund. W grupie kontrolnej nie wykazano zmian, w grupie eksperymentalnej zarówno średnia uderzeń z całych 6 minut jak i najniższe wyniki były niższe niż w grupie kontrolnej oraz niższe niż zapisy przed podaniem instrukcji. Wydaje się, że joga jest formą biofeedbacku, a uczestnicy warsztatów pośrednio uczą się kontroli nad fizjologicznymi reakcjami ciała. Ci, którzy mieli do czynienia z hatha jogą, nie powinni być zdziwieni: trener często prosi o kontrolę oddechu lub oddychanie w określony sposób, rozluźnienie określonych partii mięśni, napięcie innych, wizualizacje. Nabyte umiejętności autorelaksacji pozwalają na zwolnienie akcji serca. Wykazano także zmiany innych miar psychofizjologicznych. Podczas praktyk medytacyjnych mistrz jogi kundalini zwalniał oddech do 5 na minutę. Zapis EEG wykazał więcej fal alfa w trakcie medytacji i więcej fal theta w przed i po praktyce medytacyjnej w porównaniu z zapisem wzorcowym. Fale alfa są związane z poczuciem zrelaksowania i odprężenia, w falach theta często odczuwa się zmienione stany świadomości – są one nietypowe dla stanu czuwania i towarzyszą zwykle zasypianiu. Przeciwlękowo Ćwiczący jogę (od 3 miesięcy) mieli także niższe spoczynkowe tętno niż ci, którzy nie ćwiczyli jogi oraz nie uprawiali żadnego innego sportu lub ćwiczeń. Ci sami badani osiągali także po 3 miesiącach wyższe wyniki w kwestionariuszu Taylor’s Manifest Anxiety scale (TMAS), co oznacza, że deklarują niższy poziom lękowości, niż przed rozpoczęciem praktyk. W grupie kontrolnej poziom lękowości nie zmienił się istotnie w tym samym czasie. Podobne wyniki zaobserwowano w innych badaniach, z zastosowaniem innych skal, w różnych krajach. Jednym z wytłumaczeń obniżonej lękowości może być wspomniany powyżej zwiększony poziom neuroprzekaźnika GABA, ale też produkcja katecholamin, które zmniejszają aktywność tworu siatkowatego, pośrednio obniżając lękowość. Ravinder Jerath z zespołem z Georgia Health Science University wysnuli hipotezę, że głębokie, spowolnione oddychanie powoduje obniżenie pobudzenia autonomicznego systemu nerwowego. Pranajama może ponadto prowadzić do zmiany stanu świadomości: wolny oddech prowadzi do zwiększenia ilości dwutlenku węgla we krwi, co w umiarkowanej ilości, powoduje uczucie spokoju i błogości (hiperkapnia).W innych praktykach dochodzi do hiperwentylacji. Anksjologiczny (przeciwlękowy) efekt jogi może być też związany ze zwiększeniem wydzielania melatoniny u osób ćwiczących
zwiększenia uważności, ale też tradycyjne, w tym hatha joga. Mindfulness jest definiowane jako wzmożona uwaga i świadomość bieżącego doświadczenia oraz bieżącej rzeczywistości. To skoncentrowanie na „tu i teraz”, stanowiące alternatywę dla modelu pracy, w której człowiek robi tysiąc rzeczy naraz, w tym przegląda Facebooka. Literatura: Arambula, P., Peper, E., Kawakami, M., & Gibney, K. (2001). The physiological correlates of Kundalini yoga meditation: A study of a yoga master. Applied Psychophysiology and Biofeedback, 26, 2, 147– 153. Brisbon, N.M., Lowery, G.A. (2011). Mindfulness and Levels of Stress: A Comparison of Beginner and Advenced Hatha Yoga Practicioners. Journal of Religion and Health, 50, 931–941. Harinath, K., Malhotra, A.S., Pal, K., Prasad, J., Rajesh, K. , Chand K. T., et al. (2004). Effetcs od Hatha yoga and omkar meditation on cardiorespiratory performance, psychologic profile and Melatonin secretion, The Journal of Alternative and Complementary Medicine,10, (2), 261–268. Iengar, B. S. (1992). Foreward, in: Hatha Yoga Pradipica. New York: Herder & Herder, 2–8. Jerath, R., Edry, J. W., Barnes, V. A., Jareth, V. (2006). Physiology of long pranayamic breathing: neural respiratory elements may provide a mechanism that explains how slow deep breathing shifts the autonomous nervous system, Epub, 67, (3), 566–571. Kabat-Zinn, J. (1982). An outpatient program in behavioral medicine for chronic pain patients based on the practice of mindfulness meditation: Theoretical considerations and preliminary results. General Hospital Psychiatry, 4, 33–47.
jogę. Szczególny oddech o nazwie ujjayji (czyt. udżajaj) przyczynia się do zmniejszenia zmęczenia umysłowego i zwiększenia wydajności umysłowej. Empirycznie zaobserwowano, że ujjayji zwiększa pojemność minutową serca, czyli ilość krwi, którą każda komora wtłacza do naczyń tętniczych w trakcie 60 sekund. Intensywny oddech ujjayji powoduje zmianę nacisku w klatce piersiowej i w płucach. Interoreceptory „odbierają” zmianę nacisku i przesyłają sygnały do wzgórza, podwzgórza praz ośrodka oddechowego. Zdaniem Ranita Merhotry z zespołem z Wydziału Fizjologii na Bharati Vidyapeeth Deemed University Medical College w Pune praktyki prowadzą do obniżenia stresu i lękowości, co z kolei jest związane z mniejszym obciążeniem układu krwionośnego i uspokojeniem, a ostatecznym efektem jest niższe tętno.
Mehrotra, R., Phadke, A.V., Kcharche, J.S., Pranita, A., Joshi, A. R. (2012). Effect of Yoga On Axiety Score And Resting Heart Rate In Young Health Individuals, International Journal of Integrated Research of Medicine, 3, (2), 142–146. Streeter, Ch., Whitfield, T., Owen, L., Rein, T., Karri, S. K., Yakhkind, A., Perlmutter, R., Prescot, A., Renshaw, P. F., Ciraulo, D. A., Jensen, E. J. (2010). Effects of Yoga Versus Walking on Mood, Anxiety, and Brain GABA Levels: A Randomized, Controlled Study MRS Study. The Journal of Alternative and Complementary Medicine, 16, 11, 1145-1152. Telles, S., Joshi, M., Dash, M., Raghuraj, P., Naveen, K., & Nagendra, H. (2004). An evaluation of the ability to voluntarily reduce the heart rate after a month of yoga practice. Integrative Physiological and Behavioral Science, 39(2), 119–125.
Modna pełnia Wszyscy w korporacjach szaleją za nową formą polepszenia wydajności i namawiają do doświadczenia pełni umysłu. Treningi uważności (mindfullness) są w modzie. Okazuje się, że nie tylko nowoczesne techniki w stylu Mindfulness-Based Stress Reduction przyczyniają się do
artykuł
27 «««
ŻYCIE (KOŁA) NA GORĄCO Kalendarzowa zima to okres hibernacji, ale nie dla Koła Naukowego Studentów Psychologii. Chodzą, działają, organizują, dyskutują. Wydarzyło się sporo, jeszcze więcej przyniesie przyszłość. Poniżej prezentujemy Wam mały przegląd wszystkich naszych działań i planów, aby najpierw przepełnił Was żal, że ominęliście tyle wspaniałych spotkań, a potem ekscytacja tym, co nadejdzie. Ostatnie miesiące zdecydowanie należały do praktyków. Psychoterapia, praca kliniczna i kontakt z pacjentem to główne tematy wydarzeń, których plakaty mogliście oglądać na wszystkich powierzchniach płaskich Instytutu. 28.11 – Klinicznie-Praktycznie to niepowtarzalna okazja, aby posłuchać, co czują, myślą i doświadczają terapeuci pozostający w czynnej służbie na rzecz zdrowia swoich klientów. Pierwsze spotkanie dotyczyło terapii systemowej i wszelkich praktycznych (sic!) aspektów wykorzystywania tego podejścia w pracy psychoterapeutycznej (np. uzyskiwania uprawnień). Ekspertem był pan Ireneusz Czachura, wykładowca Ośrodka Psychoterapii Systemowej. Kolejne spotkania już wkrótce, wypatrujcie znaków na ścianach. 29.11 – Sekcja Psychologii Klinicznej KLIPS wznowiła cykl „Porozmawiajmy o chorobie psychicznej”. Pod nasz dach zawitały osoby z diagnozą schizofrenii, aby opowiedzieć o wpadaniu w chorobę i doświadczaniu jej od środka. Cykl ma już 4 lata i jak przystało na średnie dzieciństwo, wchodzi w interakcję z innymi podmiotami – Stowarzyszeniem „Otwórzcie Drzwi” oraz Stowarzyszeniem na Rzecz Rozwoju Psychiatrii. Spotkania będą odbywać się w każdy ostatni czwartek miesiąca. Organizatorzy zapraszają wszystkich zainteresowanych (oraz niezainteresowanych, bo przecież nie ma dobrych i złych uczestników). 13.12 – odbył się pierwszy seans Klinikoteki. Idea spotkań polega na prezentacji filmów poruszających tematy związane z zaburzeniami psychicznymi, poprzedzonej komentarzem zaproszonego eksperta (z tytułem naukowym i w ogóle). Wyświetlono film Bez lęku, a komentarz zapewniła dr Jadwiga Piątek. Seanse planowane są na każdy pierwszy i trzeci czwartek miesiąca. Jeśli marzyliście kiedyś o konsumpcji popcornu w salach Instytutu, to tu można połączyć przyjemne z pożytecznym. Grudzień to nieformalny miesiąc Koła Naukowego w Instytucie Psychologii. Także w tym roku udało nam się zorganizować Dni Koła, w trakcie których pokazywa-
»»» 28 z życia koła
liśmy się od najlepszej strony oraz werbowaliśmy nowych rekrutów w służbie wiedzy. Zarząd Koła postawił na nowatorstwo, przechodząc do formuły opartej na pojedynczych wydarzeniach poszczególnych sekcji. Te zaś prężyły się i uśmiechały, aby zwrócić na siebie Waszą uwagę. Można było zatem trafić na m.in.: • Panel dyskusyjny poświęcony omówieniu projektu nowego kodeksu etycznego pracownika naukowego, opracowanego przez PAN. Spotkanie zorganizowała Sekcja Krytyczna we współpracy z organizatorami konferencji Nauka Ludzka Rzecz i Fundacją Instytutu Myśli Obywatelskiej. • Prelekcję połączoną z projekcją filmu przygotowaną przez Sekcję Psychologii Sportu. Świeżo reanimowana sekcja z impetem rozpoczęła pracę w tym roku, a jej działalność skierowana jest do wszystkich osób zainteresowanych ścieżką psychologii sportu jak i tych, którzy są ciekawi, co tak właściwie może robić psycholog na zajęciach AWF-u. • Sekcja Psychologii Eksperymentalnej, we współpracy z mgr. Krzysztofem Ciporą, przygotowała warsztaty z projektowania badań psychologicznych. Nasz ekspert zdradzał wszystko, co wie o planach eksperymentalnych. Lepiej bowiem dwa razy pomyśleć przed wejściem do laboratorium, niż potem płakać przy SPSS-ie. • Sekcja Psychologii Duchowości zaproponowała spotkanie na pograniczu literatury i psychologii, podejmując wątek analizy wątków psychologicznych w prozie J.R.R. Tolkiena. Twórca dzieł pretendujących do miana mitologii naszych czasów znalazł się pod lupą jako pierwszy. Może Wy macie pomysł, kogo podsunąć jako następnego? Sekcja czeka na propozycje. Jeśli ciągle Wam mało wątków klinicznych albo od dawna wypatrujecie dużego wydarzenia, gdzie poruszanoby wątki duchowości w pracy z klientami, odwołajcie wszystkie plany na 10 i 11 maja 2013, jakie zdążyliście poczynić w noworocznym szale. Aula Biblioteki Wojewódzkiej będzie wtedy gościć drugą odsłonę konferencji „Duchowość a terapia”. Organizatorzy pragną naświetlić miejsce oraz problematykę duchowości w szeroko pojętej działalności terapeutycznej. Konferencja ma stać się miejscem dialogu zarówno ekspertów (swoją obecność potwierdzili już prof. Jacek Bomba, prof. Marta Kudelska czy dr hab. Krzysztof Rutkowski), jak i osób zainteresowanych, ale dopiero stawiających swoje pierwsze kroki w tym temacie. Podkreślane jest otwarcie na interdyscyplinarność i mnogość perspektyw. Jako dodatkowa zachęta, planowana jest publikacja pokonferencyjna, którą wstępnie zgodził się
redagować dr hab. Bartłomiej Dobroczyński (jeśli to Was nie zachęci, to już nie wiemy co). Nie samym kołem student się toczy PSSiAP znów w Krakowie 15 listopada przy naszym Instytucie zaczęło działać krakowskie biuro Polskiego Stowarzyszenia Studentów i Absolwentów Psychologii. Tym samym otworzyliśmy się nie tylko na współpracę z biurami w innych polskich miastach, lecz także z European Federation of Psychology Students’ Assosiations (EFPSA): każdy członek PSSiAP-u jest automatycznie członkiem międzynarodowego stowarzyszenia i może brać udział w organizowanych przez nie wydarzeniach, do czego bardzo gorąco zachęcamy! Nowe biuro planuje w najbliższym czasie zorganizować między innymi cykl spotkań z psychologami,
pracującymi w nietypowych miejscach, warsztaty poświęcone psychologii kulturowej oraz zainaugurować tradycję kolacji psychologicznych, na które zapraszani będą pracownicy naszego Instytutu. W przeciwieństwie do śniadania z Kantem, kolacja z profesorem Nęcką nie powinna być dla nikogo katalizatorem schizofrenii… Spragnieni międzynarodowej współpracy będą mogli przyłączyć się do projektu Szkoła letnia 2014 EFPSA oraz międzynarodowej wakacyjnej wymiany w ramach EFPSA, a także aplikować na kongres, który odbędzie się w kwietniu przyszłego roku w Turcji. Osoby zainteresowane przyłączeniem się do PSSiAP-u lub informacjami na jego temat, mogą pisać na adres: pssiap.krakow@gmail.com. Polecamy również strony PSSiAP-u: www.pssiap.org/pl/ i EFPSA: http://www.efpsa.org/.
» »
zebrał Marcin Koculak
Podczas inauguracyjnego spotkania dla wszystkich chętnych brakło krzeseł!
Inauguracyjne spotkanie uświetnił wykład prof. HGM na temat roli kultury w badaniach psychologicznych
z życia koła 29 «««
PAWEŁ CZYTA Duchowy mózg Pewnego razu idąc Podwalem, odczułem, jak zwykle w tamtym miejscu, głód pobudzony znajomym kontekstem sytuacyjnym, głód mojego zgubnego nałogu, któremu oddaję się zbyt często. Ale czego można oczekiwać? W tym miejscu zawsze mogłem znaleźć jednego z moich dealerów – Główną Księgarnię Naukową. Przyglądałem się więc aktualnej wystawie, tłumacząc sobie, że i tak mam zbyt wiele książek czekających na miłosierdzie przeczytania i zbyt mało czasu. Wtedy moją uwagę przyciągnęła lśniąca, twarda okładka i tyleż trudna do przegapienia, co nad wyraz znajoma sylwetka mózgu na fioletowym tle. Jeszcze tylko rzut oka na tytuł Duchowy mózg i już wiedziałem, że muszę przynajmniej sprawdzić, czy to kolejny badziew pisany przez półanalfabetę, któremu religia rzuciła się na mózg, czy coś godnego zainteresowania. Fakt, że czytasz ten tekst może sugerować odpowiedź. Niemniej zepsuję niespodziankę i powiem od razu, że jestem daleki od zachwytu. Tak jak sam psuję sobie niespodzianki, czytając na ostatniej stronie okładki albo jej skrzydełkach, co książka (czy też jej wydawca) ma mi do przekazania. Zatem za kilkadzie-
»
Autorzy swoje tezy popierają wynikami badań, a także odwołują się do dzieł wielkich mistrzów duchowych oraz wypowiedzi ludzi nauki, w której „kończy się epoka dogmatów, a zaczyna czas rzetelnych badań”. Powiedziałbym, że to dość mocne stwierdzenie, biorąc pod uwagę fakt, że epokę dogmatów próbowały zakończyć narodziny nauki, co nie udało się do dziś.
siąt złotych czytelnik spragniony popularnonaukowego ujęcia duchowości i neuropsychologii dostaje do ręki solidnie wydaną, grubą pozycję renomowanej firmy. Już po chwili może dowiedzieć się, że autorami są odpowiednio (patrz niżej, dane bibliograficz-
»»» 30 recenzja
ne książki): dziennikarka, pisząca „o związkach nauki, religii i wiary” oraz neurobiolog, zainteresowany profesjonalnie doświadczeniem mistycznym. So far, so good, jak się mówi współczesną łaciną. Jednak poza informacjami o autorach, możemy też dowiedzieć się kilku słów o treści książki i poglądzie na świat, reprezentowanym przez tych, którzy ją napisali. Moje pierwsze wrażenie było takie, że czeka mnie obelżywa lektura. Autorzy swoje tezy popierają wynikami badań, a także odwołują się do dzieł wielkich mistrzów duchowych oraz wypowiedzi ludzi nauki, w której „kończy się epoka dogmatów, a zaczyna czas rzetelnych badań”. Powiedziałbym, że to dość mocne stwierdzenie, biorąc pod uwagę fakt, że epokę dogmatów próbowały zakończyć narodziny nauki, co nie udało się do dziś. Także w nauce trudno zaprzeczyć. Niemniej buńczuczne potrząsanie szabelką także nie zastępuje rzetelnych badań, które obaliłby dzisiejsze dogmaty. Nie zamierzam polemizować z treścią książki, bo ani to miejsce, ani ja nie mam ku temu kompetencji. Jednak naukowiec piszący tekst popularnonaukowy skazuje się na pastwę czytelników-recenzentów, choćby byli najgłupsi. Ci z kolei mogą pozwolić sobie na sporo subiektywizmu. Niemniej fakty są takie, że otrzymujemy do przeczytania dziesięć rozdziałów, z których pięć (mniej niż połowa książki) poświęconych jest wskazaniu błędów w neurobiologicznych próbach wyjaśnienia zjawisk natury duchowej (wizji, ekstazy, poczucia bycia poza swoim ciałem itp.). Przedstawiając tę panoramę, autorzy dość często sugerują, jakoby neurobiolodzy byli z przekonania materialistami. Dalsza część książki to relacja z badań własnych dra Mario Beauregarda i propozycja niematerialistycznej neurobiologii doświadczenia mistycznego – przykładem rozdział dziesiąty: Czy Bóg stworzył mózg, czy to mózg stwarza Boga?. Polski pejzaż światopoglądowy, mimo notorycznego dyskursu oblężonej twierdzy, daje zapewne niepełny ogląd sytuacji, jednak wątpię, by nawet znacząca większość neurobiologów była z przekonania, ontologicznie, materialistami. Wydaje się raczej, że autorzy mylą po prostu charakter założeń przyjmowanych z przyczyn epistemologicznych. Oczywiście, można wtedy zapytać, czy aby na pewno takie założenia służą zakładanemu celowi, jednak nie to pytanie przyświeca O’Leary i Beauregardowi – oni wydają wojnę materializmowi. Ich prawo, a czytelnik zyskuje na tym o tyle, że otrzymuje przegląd neurobiologicznych prób wyjaśnienia zjawisk mistycznych, a co więcej religii i ostatecznej rzeczywistości. Znajdziemy więc tutaj „boży gen”, a także „boży hełm” i padaczkę skroniową jako podłoże mistyki. Autorzy dokonują zarówno przekonującego podsumowania wyników głównych badań i wysnutych z nich teorii – jak i ich krytyki. Przyznaję, jest to doskonała odtrutka na naukowe szołmeństwo i prasowy hurraoptymizm z jednej strony
i zwykłe niedouczenie z drugiej, którymi epatuje się nas tak często, również (zwłaszcza?) w debatach światopoglądowych. To także dobry test naukowego sceptycyzmu – jak zareaguję, kiedy okaże się, że padaczka nie występuje tak często i z taką gamą objawów, jak chcieliby tego jej „rzecznicy”? A jeśli nikt poza, rzekomo, Persingerem nie zreplikował jego rezultatów z kaskiem? Wreszcie, dotąd książka wydaje się świetną lekturą do kupienia dla tej cioci, która zawsze zżyma się na ciebie, że nie chodzisz do kościoła i źle maskuje rozdrażnienie, kiedy mówisz, że Szaweł w drodze do Damaszku dostał ataku padaczki. Kiedy przeczyta Duchowy mózg przynajmniej będzie mieć szansę zapoznać się z twoim materiałem i go skrytykować.
»
Niezależnie od tych niezaprzeczalnych zalet, miałem w trakcie lektury uporczywe wrażenie czytania apologii.
Niezależnie od tych niezaprzeczalnych zalet, miałem w trakcie lektury uporczywe wrażenie czytania apologii. Poza bardzo interesującymi relacjami z prób replikacji badań czy wyjaśnieniami (zwykle grząskiego) gruntu teorii, autorzy na mój gust zbyt często jojczą, że naukowcy nie wierzą w ich Boga i w to, że jesteśmy czymś więcej niż tylko biologią i chemią. Cóż, apologeci i godność nigdy nie mieszkali blisko siebie. Lepsze wrażenie robi dalsza część (większość) książki, prezentująca indywidualne przekonania autorów, zwłaszcza dra Beauregarda. Odnoszą się tam do zjawisk etykietowanych w popkulturze (a bywa i że – o, zgrozo! – przez psychologów) jako „potęga umysłu”, ewentualnie „podświadomości”. Mowa o terapii poznawczej, efekcie placebo i szerzej, zmianach w życiu pod wpływem (zmiany) przekonań. Ponadto, cały rozdział poświęcony jest badaniom z udziałem Karmelitanek w Kanadzie. Myślę, że warto przeczytać te rozdziały, biorąc je ani mniej, ani bardziej krytycznie niż pomysł Persingera z kaskiem czy ciągle powtarzaną teorię padaczki. Niemniej, w końcowym rozdziale Beauregard pisze: „Wiemy już, że DRDM [doświadczenia religijne i mistyczne – przyp. P.B.] i ich neuronalne korelaty nie są bezpośrednim dowodem na istnienie Boga i duchowej rzeczywistości.”. Nie zepsuję tym razem niespodzianki i musicie samodzielnie doczytać, co dalej. Ale poza konkluzją otrzymałem przemyślenia, które dla ostrożnego hobbysty psychologii transpersonalnej i duchowości, nie są niczym nowym. Maslow, troska o biosferę i psychikę oraz wołanie o zaprzestanie traktowania tego rodzaju doświadczeń jako halucynacji czy patologii.
Jakkolwiek sympatyzuję co najmniej częściowo chyba ze wszystkimi tymi postulatami, to autorzy w moim przekonaniu szantażują mnie emocjonalnie. Otóż, jeśli nie przyjmę ich „duchowego” poglądu na rzeczywistość, to mam, jak rozumiem, obowiązek uważać doświadczenia mistyczne za patologię, niszczyć wszystko naokoło i porzucić wszelką nadzieję? Cóż, to zabieg argumentacyjny tyleż interesujący, co zwyczajnie nieuczciwy. Więc co dalej? Miałbym przyjąć „duchowy” światopogląd, bo niektórzy doznają wizji i... co? Mogę tylko zacytować jedno z haseł Wykładów XVI i XVII (Mistycyzm) z Doświadczenia religijnego Williama Jamesa: „Mistycy nie mają prawa żądać od nas, abyśmy przyjęli wyzwolenie za pośrednictwem ich szczególnych doświadczeń”. Podsumowując, książka na pewno będzie bardziej strawna dla kogoś, kto głęboko sympatyzuje światopoglądowo z autorami. Mnie to nie dotyczy, w ogóle mnie nie zaczarowali. Uważam jednak zupełnie poważnie, że to dobry nabytek dla szlifowania sceptycyzmu, który w nauce zbyt często jest tylko deklaratywny, a w istocie jednostronny. Równie poważnie polecam zakupienie książki rodzinie, jeśli masz z nią problem światopoglądowy. Jestem pewien, że wyrównanie kompetencji posłuży obu stronom albo przynajmniej doda im adrenaliny. Niezależnie od tego wszystkiego, ciekawski umysł znajdzie tam opisy badań i doświadczeń oraz różnych sposobów myślenia, co samo w sobie jest rozwijające. Ostrzegam jednak, że początek Duchowego mózgu uważam za tak zrzędliwy i namolny, że może zrazić. Kto wie? Może rzeczywiście układ nerwowy nie jest komputerem tworzącym rzeczywistość, tylko anteną i telewizorem, które nam ją wyświetlają? Paweł Bakalarz
O’Leary D. & Beauregard M. (2011) Duchowy mózg Kraków: WAM 483 s. 89 zł
recenzja
31 «««
PO CZWARTE: szczera spowiedź W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Mam 23 lata, jestem studentką. Ostatni raz u spowiedzi byłam przed rokiem. Zadaną pokutę wypełniłam. Moim grzechem w oczach Kościoła jest – jak to się fachowo nazywa – cudzołóstwo. Ale tak naprawdę to wcale nie wiem, czy to jest to. Ani jak właściwie nazywa się mój grzech. A nawet nie bardzo wiem, czy on w ogóle jest grzechem, bo nikt mi tego wprost nie powiedział, a ja zawsze za bardzo bałam się zapytać. Bo ja, proszę księdza, sypiałam z kobietą. Wielokrotnie. Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie żałuję. Żałuję za wszystkie grzechy, czyli uczynki, które kogoś krzywdzą, które powodują pustkę, sprawiają ból – mnie lub innym. Nie żałuję, tego że kocham, nie spowiadam się z tego, że kocham, bo to nie grzech. Bóg nakazuje kochać, Bóg jest miłością.
»
Żałuję za wszystkie grzechy, czyli uczynki, które kogoś krzywdzą, które powodują pustkę, sprawiają ból – mnie lub innym. Nie żałuję, tego że kocham...
Bóg jest miłością, czasami też tą trudną, tą wymagającą. Czy moja miłość jest trudna? Nie bardziej niż przeciętna. Moja miłość nikogo nie rani, nie sprawia bólu – wręcz przeciwnie; dzięki niej staję się lepsza, silniejsza, wytrwała, dążąca do doskonałości. Mojej dziewczynie też daję z siebie jak najwięcej i nie czuję, bym przysparzała jej cierpienia. Nasza miłość nie jest trudna, ulegamy pokusom tak jak wszyscy, nie bardziej. Nie spowiadam się z tego, że kocham, bo to nie grzech. Wszystko sprowadza się do słów, do interpretacji tekstu. Co Jezus powiedział o osobach homoseksualnych? Nic. O spółkowaniu mężczyzn jest jedynie wspomniane w Starym Testamencie, że jest ono „dla Boga obrzydli-
»»» 32 felieton
we”, ale o lesbijkach nie ma ani słowa (jest za to przyzwolenie na niewolnictwo). Skąd więc Kościół wie, że to jest grzech większy niż akt heteroseksualny? Czy wyznacznikiem grzechu jest moje, czy księdza sumienie?
»
Wszyscy popełniamy grzechy i wszyscy się z nich spowiadamy, zostają nam odpuszczone po wykonaniu pokuty. Dlaczego więc za każdym razem obawiam się spowiedzi?
Wszyscy popełniamy grzechy i wszyscy się z nich spowiadamy, zostają nam odpuszczone po wykonaniu pokuty. Dlaczego więc za każdym razem obawiam się spowiedzi? Bo najgorsze i najbardziej niesprawiedliwe jest to, że mogę usłyszeć: „Nie, twoje grzechy nie zostaną Ci odpuszczone. W imię rodziny Kościoła, w imię prokreacji i Pisma Świętego, odmawiam Ci prawa do odpuszczenia grzechów, które zostało mi nadane przez miłosiernego Pana. Bo jesteś inna, chora, zboczona, bo trwasz w grzechu i nie zamierzasz się poprawić. A powiedz – zamierzasz się poprawić?” Ale jest remedium na grzech cudzołóstwa, tak przecież częsty w dzisiejszych czasach. Odpowiedź została wypracowana już dawno temu. Należy mówić tyle, ile trzeba, spowiadać się z grzechów, a nie opowiadać historię swojego życia. Seks to grzech, reszta to historia. To, że kocham kobietę, że jestem z nią w związku, że mieszkamy razem, że planujemy wspólną przyszłość – to spowiedzi nie dotyczy. Wszystko sprowadza się do słów, do interpretacji tekstu. Bóg wie wszystko, mam mu wyznać moje grzechy, ale spowiadam się księdzu, który wedle swojej interpretacji ocenia moje słowa. Interpretacja jako miecz obusieczny. Więc spowiadam się, moje grzechy są mi odpuszczone, mimo że za każdym razem drżę o to, czy odpowiednio dobieram słowa, by uzyskać przychylny werdykt. Przychodzę do kościoła, staję w tłumie ludzi z poczuciem bycia persona non grata, z wyobcowaniem i brakiem więzi z rodziną Kościoła. Patrzę na wiernych wokół zlękniona, że ktoś za chwilę mnie rozpozna, krzyknie – to ona! I wyniosą mnie na taczkach gnoju, oblaną smołą i obsypaną pierzem. Ale nie, ci ludzie dookoła zerkają po sobie z takim samym lękiem, podają sobie „znak pokoju” nie patrząc w oczy i wtedy wiem, że wszyscy należymy do jednej wspólnoty – wspólnoty podwójnej moralności. Nina
DONIESIENIA Z BADAŃ – tako rzecze Extranet SZOK!!! Nowa dieta - CUD! Pamiętacie zakład Pascala? Dzisiejsi psychologowie chętnie podaliby rękę staremu Blaise’owi, ponieważ, podobnie jak on, udowadniają, że wierzyć się opłaca (choć argumentują to zgoła inaczej). Dlaczego? Na przykład, żeby schudnąć! Naukowcy z USA (z University of Waterloo), pokazali, że gdy przypomina się ludziom o Bogu, co prawda zmniejsza się ich poczucie kontroli nad przyszłą karierą, ale za to stają się oni bardziej odporni na różnego typu pokusy, niż osoby, którym nie aktywizowano kategorii Boga. Czyli: gdy próbujesz ominąć McDonalda, ale jakaś nieznana i złowroga siła pcha cię w ramiona Złego – będzie łatwiej oprzeć się pokusie, gdy pomyślisz o Bogu. Redakcja nie bierze odpowiedzialności za skuteczność takiej diety. Psychologowie nie byliby sobą, gdyby nie dodali swojego ulubionego „to zależy” do tej układanki - po więcej szczegółów odsyłamy do artykułu. Laurin, K., Kay., A.C., & Fitzsimons, G.M. (2012). Divergent effects of activating thoughts of god on self-regulation. Journal of Personality and Social Psychology, 102, 4-21 Pełny artykuł: artsweb.uwaterloo.ca/~klaurin/pubs/LaurinKay FitzsimonsGM2012.pdf Szokujące doniesienia na temat Sagi Zmierzch! Czy Zmierzch zastąpi nastolatkom religię?! Okazuje się, że w mocno zlaicyzowanych krajach, młodzi ludzie zapełniają sobie duchową lukę bohaterami medialnymi. Line Nybro Petersen z Uniwersytetu w Kopenhadze twierdzi, że młodzi Duńczycy właśnie z przekazu medialnego czerpią pomysły na to, co dzieje się po śmierci, o tym, co dobre a co złe i czym jest przeznaczenie. Mimo że nie interesuje ich religia w wydaniu kościelnym, to pytania egzystencjalne pozostają. Zwłaszcza, że przekaz filmowy podany jest w formie rozrywkowej i nieformalnej, w przeciwieństwie do przekazu serwowanego przez tradycyjne instytucje religijne. Już samo bycie fanem produkcji typu Zmierzch, True Blood czy Vampire Diares, daje młodym ludziom silne przeżycia emocjonalne. Saga Zmierzch dla części badanych nastolatków stała się już częścią ich życia. A na premierach filmu biorą udział w specyficznym rytuale – płaczą, piszczą, śpiewają. Takie zachowanie jest kluczowe dla ich poczucia przynależności do czegoś większego – twierdzi Petersen. Badania mają zakończyć się w 2015 roku, więc dopiero wtedy poznamy ostateczne wyniki badań. Redakcja czeka na komentarz ze strony ks. Natanka.
źródło: www.livescience.com/20497-twilight-religion-teenagers.html www.forbes.com/sites/carolpinchefsky/2012/05/25/ will-twilight-and-true-blood-replace-religion-inteenagers/ Krzyżem i mieczem Czasy krucjat szczęśliwie od kilku ładnych stuleci uważać można za minione, jednak chętni do wcielenia się w rolę rycerza krzyżowego nie powinni mieć z tym większych problemów. Greg Perreault, doktorant z University of Missouri School of Journalism, przeanalizował kilka najnowszych gier video, których fabuły wzbogacono o wyraźny wątek religijny. Perreault zauważa, że w każdym przypadku motywy religijne stały się pretekstem do wprowadzenia dodatkowej porcji przemocy, jakkolwiek nie oskarża producentów gier o świadomą antyreligijną propagandę. „Przemoc oznacza konflikt, a konflikty są ekscytujące. Religia dobrze uzupełnia przemoc, bo pozwala stworzyć przekonującą narrację” – mówi. Templariusze i krucjaty…? To już było. Czekamy na wersję GTA, w której będzie można wcielić się w biskupa. źródło: www.sciencedaily.com/releases/2012/02/12022 7132833.htm Ateiści – uwaga! Na uniwersytecie w Ledzie sprawdzono, czy osoby wierzące (kalwini i rzymscy katolicy) i ateiści różnią się w zakresie procesów uwagowych, sprawdzanych zadaniem Simona i zadaniem stop-sygnał. Dotychczasowe badania wskazywały, że koncentracja wyćwiczona przy okazji religijnych praktyk dobrze robi ogólnemu funkcjonowaniu poznawczemu. Holenderski eksperyment tylko częściowo potwierdził wcześniejsze doniesienia – ateiści nie wypadli znacząco gorzej od wierzących, za to w powstrzymywaniu się od nieadekwatnych reakcji najlepsi ze wszystkich trzech grup okazali się wyznawcy kalwinizmu. Jako przyczynę tych różnic autorzy badań sugerują wpływ indywidualistycznych wzorców, promowanych przez protestantyzm. To co, szybka konwersja przed nudnym wykładem? Ciekawe, „jakie wyniki w zadaniu Simona miałby Nietzsche. Artykuł do znalezienia w EBSCO: Hommel, B., Colzato L.S., Scorolli, C., Borghi A.M., van den Wildenberg, W.P. (2011). Religion and action control: Faith-specific modulation of the Simon effect but not Stop-Signal performance. „Cognition”, 120, 177–185.
doniesienia z badań 33 «««
HOROSKOP
»
Umiłowane Czytelniczki i Nie-Mniej-Drodzy Czytelnicy. Oddajemy w wasze ręce horoskop szczególny. Na proces jego układania nałożyły się aż 3 ważne daty, które wiele namieszały w świecie gwiazd. Pierwsza z nich to wieczór 30 listopada, gdy podczas andrzejkowych wróżb z redaktorem Astralne Oko skontaktował się (channelling) nieznany potężny byt (kazał nazywać się C2H5OH). Drugie wydarzenie miało miejsce 21.12.2012, kiedy redaktorowi Wyparte_Pragnienia objawił się poteżny R. Dawkins. Trzecia ważna data to sesja zimowa podczas której obaj redaktorzy doświadczyli serii zagadkowych nawiedzeń, aby następnie spisać skrzętnie treść wszystkich zjawisk. Na koniec poddali je szczegółowej analizie Testem Drzewa oraz Testem Apercepcji Tematycznej. Jak sami widzicie, horoskop ułożono w oparciu o narzędzia sprawdzone i wystandaryzowane!
BYK (20.04–20.05) Twoja pikująca pewność siebie powinna skłonić Cię do poszukania wiedzy w kwestionariuszu Orientacji Życiowej Antonovsky’ego. Jeśli na item 11 odpowiesz pozytywnie, to nowy semestr będzie dla Ciebie udany, jeśli nie – cóż, nadzieja umiera ostatnia. Tegorocznej sesji letniej nie traktuj poważnie, bo nie będzie ostatnią, poświęć lepiej czas na doskonalenie Osobowościowego Pokera – być może ograsz kogoś wartego uwagi. W chwilach zagubienia zawsze możesz poradzić się Prof. Zbigniewa N. – on zna odpowiedź na każde pytanie.
B R
RAK (22.06–22.07) Jeśli Bruno K. podniósł Ci poziom lęku, obniż go lekturą Madsena – z nim równa się tylko napar z maku. Pozwól sobie na mały eksperyment – włóż karteczki z imionami pod poduchę i wyciągnij jedną o świcie – już wiesz, do kogo nie zapisywać się na kursy. Dobrą wróżbą będzie ulanie z wosku takiej plamy, że nawet Rorschach wysiada. Nie pokazuj jej tylko neurotycznym Wagom, bo ryzykujesz wywołaniem u nich wyparcia ostatnich lat studiów.
»»» 34
horoskop
P
PANNA (24.08–22.09) Początek roku będzie ciężki jak co roku, więc lepiej się przygotuj i miej NOSa w małym palcu. Panny powinny powróżyć z kwestionariusza EAS – jeśli wyjdzie spadek Aktywności i Towarzyskości, zrób Kwestionariusz Pochłonięcia Polczyka, ale nie traktuj jego wyników zbyt dosłownie. Z kolei Merkury w koniunkcji z Wenus wskazuje, że pochłonięte Panny mogą przegapić szansę na prawdziwą miłość... a może i na coś więcej.
S
SKORPION (24.10–22.11) Nadchodzący rok będzie udany dla wszystkich żwawych Skorpionów, ale przyłóż się do statystyki, bo nie będziesz wiedzieć, skąd pochodzą liczby w Twoim indeksie. W okolicach lutego przesilenie i szansa na zdanie rozwojówki, choć to już nie to co samo, co do niedawna. Skorpiony wróżą z EPQ-R: wysoki Neurotyzm powinien być wskazówką do poszukiwania relaksu w ramionach Byka melancholika, ale wystrzegaj się Lwa choleryka. Nie przejmuj się wysoką skalą Kłamstwa – Skorpiony z natury nie należą do prawdomównych.
K R B W
KOZIOROŻEC (22.12–19.01) Rok 2013 – o ile w ogóle będzie, będzie dla Koziorożców udany i szczęśliwy. Tak do 15 marca. Potem czas burzy i naporu, ale opieka Urana sprawi, że nawet krakowski smog Cię nie pokona. Koziorożce wróżą z Wielkiej Piątki: wysoka Sumienność to u Ciebie norma, ale niska Ugodowość to powód do troski, bo romans z ekstrawertywnym Strzelcem może umknąć sprzed nosa. W chwilach zagubienia w towarzystwie, użyj żartów z Kalata. Wciąż działają!
RYBY (19.02–20.03) Nieudany Koniec Świata przyprawiał Cię o gól głowy, ale szybko minął w związku z jeszcze szybciej zbliżającą się sesją. Ryby wróżą z Testu Osobowości Cattella (obowiązkowo ściągniętego z Chomika), by dowiedzieć się, który ze 171 przymiotników opisuje Cię najlepiej. W nowym roku (który przecież miał nie nadejść), możesz liczyć na łut szczęścia w kontaktach z Bykami urodzonymi w dni nieparzyste, ale wystrzegaj się Bliźniąt urodzonych w parzyste! W czerwcu może Cię podrywać paranoidalny Wodnik, ale przegoni go Lew sangwinik.
BLIŹNIĘTA (21.05–21.06) Nie jest ci dziś zbyt łatwo (ale czy kiedyś tak naprawdę było?). W nadchodzący semestr postaraj się wejść przebojem, niczym Zimbardo. Denerwują Cię Rak behawiorysta albo Lew psychoanalityk? Nie przejmuj się – głęboko w środku są tak samo neurotyczni, jak Ty. Zwróć baczniejszą uwagę na ugodowego Wodnika – może nie jest zbyt sumienny, ale za to odda Ci się całym sercem. Twoim kwestionariuszem semestru jest EPQ-R.
WODNIK (20.01–18.02) Wiesz dobrze, że ta praca zaliczeniowa mogła pójść Ci lepiej. Teraz nie ma co ruminować, ale w czerwcu musisz bardziej się przyłożyć. Być może problemem jest zbyt wielu poszukiwaczy doznań w gronie najbliższych znajomych? Co prawda sumienność nie jest Twoim ulubionym wymiarem NEO-PR, ale wiedz, że 4 sten to wcale nie jest tak nisko. Pamiętaj że rozwój trwa też po adolescencji. Może warto by przepracować jedną z Twoich cech, którą nie do końca akceptujesz? Twój szczęśliwy kurs w tym semestrze odnajdziesz na ścieżce klinicznej.
BARAN (21.03–19.04) W przerwie semestralnej zdarzało Ci się nadużyć różnych substancji, pobudzających jądro półleżące? Zapamiętaj raz na zawsze - to nie jest systematyczna desensytyzacja! Może w nadchodzącym semestrze warto częściej aktywizować korę orbitofrontalną? Nie przejmuj się podaniem o przeniesienie do innej grupy – złożone odpowiednią ilość razy w końcu zostanie zaakceptowane. Na tych kilkoro ludzi, którzy tak Cię ostatnio irytują, spójrz z perspektywy Kohlberga – czy naprawdę musisz liczyć się z opinią ludzi ze stadium przedkonwencjonalnego?
B L W
LEW (23.07–23.08) Nie zrażaj się problemami z obsługą SPSS. Przecież kiedyś myślałeś/aś, że nie da się zdać rozwojówki, ale w końcu Ci się udało. Częściej pomyśl o neurotycznych Rybach – z pewnością się odwdzięczą. Być może Twój hipokamp funkcjonowałby lepiej, gdybyś tą samą energię, jaką wkładasz w ekstrawersję, spróbował wtłoczyć w sumienność. W miłości staraj się kierować zasadami Sternberga, tylko tym razem nie traktuj przywiązania tak dosłownie. Nie przejmuj się trudnościami w związku – w ostateczności zawsze znajdziesz sobie kogoś z osobowością zależną.
WAGA (23.09–23.10) Ten semestr musisz zacząć ostrożnie. Narcystyczny Baran i histrioniczna Panna od dawna chcą dać Ci popalić. W kontakcie z nimi wykaż się otwartością na doświadczenia, ale nie zapomnij o nutce paranoidalnej ostrożności. Na pewno wiesz już, że atrakcyjny Lew i kompulsywny Koziorożec wywołują u Ciebie stany dysocjacyjne. Jeżeli pozwolisz im choć odrobinę przekroczyć Twoją strefę intymności, czeka Cię kilkutygodniowa dystymia, ale rozkoszne wspomnienia do ruminowania pozostaną Ci na całe życie. Twój szczęśliwy test w tym semestrze to MMPI.
STRZELEC (23.11–21.12) Układ Plutona i Saturna w tym semestrze całkowicie uodporni Cię na efekt Stroopa – dla dobra badaczy omijaj więc badania poznawcze szerokim łukiem, chyba, że koniecznie chcesz stać się przypadkiem odstającym. Wenus w tym semestrze świeci nad Tobą wyjątkowo jasno – stąd wykres Twojego EEG będzie wolny od artefaktów, a odczyt reakcji skórnogalwanicznej czysty jak u niemowlęcia. Pamiętaj o tym i wybierz się na badania w zakładzie psychofizjologii – prowadzący z pewnością zapamięta Twoje książkowe wyniki i spojrzy na Ciebie łaskawiej przy wystawianiu ocen.
S
horoskop 35 «««
UWAGA – POLUJEMY NA ŚWIEŻĄ KREW Z przykrością przychodzi nam ROZSTAĆ SIĘ z większością starego redakcyjnego składu.
Z tej okazji DZIĘKUJEMY wszystkim, którzy mieli mniejszy lub większy wkład w trzy pierwsze numery Stimulusa, pisma wskrzeszonego w ubiegłym roku.
Jeśli czujesz POWOŁANIE do życia w nowej Redakcji, nie wahaj się pisać do nas: redakcja.stimulus@gmail.com
lub kontaktować się na fanpage’u: https://www.facebook.com/StimulusUJ
OPIEKUNÓW poszczególnych rubryk, ale do obsadzenia jest też stołek REDAKTORA NACZELNEGO. Poszukujemy