Stimulus nr 5

Page 1

Stimulus czasopismo studentów psychologii UJ

V

2015

ISSN 2300 - 2972

„Graficzny krzyk” ulicy Od zabawy kleksami do nauki? „Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami...” „Męczy mnie zmora...” Terapia poprzez teatr Go vege! Wegetarianin we współczesnej kulturze Zachodu

Kultura



Spis treści

4 Słowo wstępne dr Arkadiusz Białek 6 Od zabawy kleksami do nauki (?) Jan Giza 10 Terapia poprzez teatr – prawdziwa pomoc, trend czy inspiracja? Dominika Radziun 13 „Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami…” Katarzyna Świątkowska 16 Słowa, które pomagają żyć Joanna Brzeska 19 „Graficzny krzyk” ulicy, czyli dlaczego i po co ludzie malują po murach Agnieszka Adamska 24 „Męczy mnie zmora…”, czyli personifikacja porażenia przysennego Małgorzata Skwierczyńska 29 Go vege! Wegetarianin we współczesnej kulturze Zachodu Małgorzata Delkowska 33 Felieton Olga Badura 35 Wywiad z dr Mirą Marcinów Olga Badura, Kinga Dudzik 39 Z życia Koła Olga Biłas 41 Nowości wydawnicze Katarzyna Kowara, Michał Stachera 44 Doniesienia z badań Patrycja Sądorowska 45 Horoskop


I

Istota kulturowa dr Arkadiusz Białek

Zakład Psychologii Rozwojowej i Wychowawczej im. Stefana Szumana, Uniwersytet Jagielloński ul. Ingardena 6, 30-060 Kraków a.bialek@uj.edu.pl http://www.labdziecka.psychologia.uj.edu.pl/

Arystoteles stwierdził, że człowiek jest z natury istotą społeczną. Ten powszechnie akceptowany pogląd dostarczył inspiracji do badań wielu dziedzinom psychologii (np. Aronson, 2000). Jednak fakt, że inne zwierzęta, jak owady czy szympansy, także są istotami społecznymi, obniża wartość informacyjną tego ujęcia. Warto więc dodać, że w odróżnieniu od innych istot społecznych człowiek jest także istotą kulturową. Parafrazując klasyczne sformułowanie, można stwierdzić, że człowiek jest z natury istotą kulturową, a mówiąc dokładniej – istotą biologicznie kulturową (Rogoff, 2003). Kultura jest częścią naszej biologii, podobnie jak jest nią dwunożna lokomocja (Boyd i Silk, 2003). Tezę o tym, że „człowiek jest istotą kulturową” warto rozważyć w dwóch kontekstach: ewolucyjnym i ontogenetycznym. W ujęciu ewolucyjnym i porównawczym kultura jest własnością dystynktywną homo sapiens. Jej „posiadanie” umożliwiło naszym przodkom ekspansję terytorialną, nieporównywalną z tą prowadzoną przez przedstawicieli innych gatunków, oraz przeżycie w skrajnie zróżnicowanych zakątkach ziemi (od wyschniętych pustyń po zamarzniętą tundrę arktyczną; Henrich, 2011). Ale zaraz, zaraz, o jakiej „kulturze” tu mowa? Przecież kultura to malarstwo, teatr i wielkie dzieła literackie. Otóż nie. A raczej – nie tylko. Kultura, w szerokim antropologicznym znaczeniu, to informacja (wiedza, przekonania, wartości oraz umiejętności) przyswojona od innych dzięki jakiejś formie społecznego uczenia się (Boyd i Richerson, 2005). Zdolność nabywania informacji od innych przedstawicieli swojego gatunku była i jest korzystna. Dzięki niej zakres sposobów radzenia sobie w środowisku poszerza się i przestaje być ograniczony do tych przekazanych genetycznie oraz nabytych przez indywidualne uczenie się. Przekaz informacji oraz będąca jego następstwem ewolucja kulturowa umożliwiły lepsze przystosowanie się do środowiska, dlatego procesy selekcji

4

Stimulus V

naturalnej faworyzowały mechanizmy psychologiczne umożliwiające taki przekaz (Boyd i Silk, 2003). Najważniejsze z nich to m.in. nauczanie oraz uczenie się przez naśladowanie (Boyd i Richerson, 2005). Choć przykłady tego drugiego występują także u innych zwierząt, to jednak tylko ludzie potrafią wiernie naśladować cudze działania. Dotyczy to zarówno sposobu działania (osiągnięcia celu), jak i jego rezultatu. Dzięki temu raz wprowadzone inno­ wacje mogą rozpowszechnić się w populacji, stając się podstawą dla kolejnych modyfikacji, a następnie one same – nie wcześniejsze ich wersje – są przyswajane, rozpowszechniane i modyfikowane itd. („efekt zapadki”, Tomasello, 2002). W konsekwencji ludzie posiadają umiejętności i wiedzę, które nie są wynikiem działań pojedynczego osobnika, lecz efektem kumulatywnej ewolucji kulturowej, czyli stopniowej kumulacji modyfikacji w symbolicznych i materialnych artefaktach kulturowych. W ujęciu ontogenetycznym kultura „upośrednia” rozwój funkcji psychicznych jednostki (Wygotski, 1971), sprawiając, że wiele z nich „dostraja się” (attune) do najczęściej doświadczanych sytuacji społecznych czy szerzej – do kulturowego kontekstu (Kitayama, 2002). Rozważmy kilka przykładów takiego dostrojenia. Badania wzorców angażowania się niemowląt w relacje diadyczne pokazały, że uznawane tradycyjnie za uniwersalną zmianę rozwojową wydłużenie czasu wzajemnego kontaktu wzrokowego między dzieckiem a opiekunem, następujące pod koniec drugiego miesiąca życia dziecka, nie następuje np. w plemieniu Nso (Kamerun). Wynika to z tego, że wśród członków tego plemienia, podobnie jak u przedstawicieli wielu tradycyjnych społeczeństw rolniczych, opieka nad dziećmi polega na bliskim fizycznym kontakcie będącym podstawą angażowania się w relacje. W konsekwencji relacje te, w mniejszym stopniu, niż dzieje się to na Zachodzie, opierają się na interakcjach twarzą w twarz (Keller i Kärtner, 2013). W innych badaniach przedstawiciele „kultury skierowanej na Innych” (Japończycy) oraz przedstawiciele „kultury skupionej na Ja” (Amerykanie) zostali poproszeni o opisanie obejrzanych wcześniej krótkich


filmów animowanych. Okazało się, że Japończycy przypominali sobie więcej informacji dotyczących tła w filmie, zaś Amerykanie częściej zaczynali opis od centralnego obiektu filmu (Masuda i Nisbett, 2001). Powtórzenie tej procedury z wykorzystaniem okulografu wśród Chińczyków i Amerykanów ujawniło, że ci pierwsi częściej spoglądali na przedmioty w tle, natomiast drudzy – szybciej i dłużej skupiali spojrzenie na przedmiotach centralnych (Chua, Boland i Nisbett, 2005). Poproszeni o wyjaśnienie zachowania innych osób Hindusi (w przeciwieństwie do Amerykanów) częściej odwoływali się do czynników sytuacyjnych, a rzadziej do indywidualnych dyspozycji, co ukazuje, że ryzyko popełnienia podstawowego błędu atrybucji jest mniejsze lub wręcz żadne wśród mieszkańców Azji (Kitayama, Duffy i Uchida, 2007). Wreszcie współczesne badania psycholingwistyczne z gruntu antropologii i psychologii emocji przynajmniej częściowo potwierdziły klasyczny podział na kultury wstydu i poczucia winy (Benedict, 1946/1999). Wykazano na przykład występowanie zdecydowanie większej liczby terminów związanych ze wstydem w języku chińskim (Li, Wang i Fischer, 2004) czy w języku mieszkańców indonezyjskiej

prowincji Bengkulu (Fessler, 2004) niż w języku angielskim. Ponadto zawstydzanie dzieci jest techniką wychowawczą znacznie częściej wykorzystywaną w krajach azjatyckich, np. Tajwanie, niż na Zachodzie (Fung, 2011). Kultura i umożliwiające jej zaistnienie procesy psychologiczne, odróżniając człowieka od innych zwierząt, leżą u podstaw wewnątrzgatunkowej zmienności. W adaptacji do środowiska ludzie nie wykorzystują wyłącznie informacji genetycznej i indywidualnego uczenia się; repertuar ich zachowań w znacznym stopniu kształtuje zdolność uczenia się od innych ludzi. W związku z tym rozwój we wspólnocie opartej na zwartej sieci społecznych zobowiązań i relacji doprowadza do ukształtowania współzależnego Ja oraz zwracania większej uwagi na obiekty z tła i czynniki sytuacyjne, podczas gdy rozwój wśród autonomicznych jednostek doprowadza do ukształtowania niezależnego Ja oraz kierowania uwagi na obiekty centralne i identyfikowania ich atrybutów (np. cech indywidualnych; Varnum, Grossman, Kitayama i Nisbett, 2010). Liczę, że poświęcony kulturze numer czasopisma Stimulus pobudzi Czytelników do namysłu oraz, być może, do podjęcia własnych poszukiwań badawczych.

Literatura cytowana: Aronson, E. (2000). Człowiek – istota społeczna. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Benedict, R. (1946/1999). Chryzantema i miecz. Wzory kultury japońskiej. Warszawa: PIW. Boyd, R., Richerson, P. J. (2005). The Origin and Evolution of Cultures. Oxford: Oxford University Press. Boyd, R., Silk, J. (2003). How Humans Evolved. NY: W. W. Norton & Company. Chua, H. F., Boland, J. E., Nisbett, R. E. (2005). Cultural variation in

­Processes – Toward a System View of Culture. Psychological Bulletin, 128, 89 – 96. Kitayama, S., Duffy, S., Uchida, Y. (2007). Self as Cultural Mode of Being. W: S. Kitayama i D. Cohen (red.) Handbook of Cultural Psychology. NY: The Guilford Press. Li, J., Wang, L., Fischer, K. (2004). The Organization of Chinese Shame Concepts. Cognition and Emotion, 18, 767 – 797. Masuda, T., Nisbett, R. E. (2001). Attending holistically versus

eye movements during scene perception. Proceedings of the

analytically: Comparing the context sensitivity of Japanese

National Academy of Sciences USA, 102, 12629 – 12633.

and Americans. Journal of Personality and Social Psychology, 81,

Fessler, D. (2004). Shame in Two Cultures: Implications for Evolutionary Approaches. Journal of Cognition and Culture, 4, 207 – 262. Fung, H. (2011). Cultural Psychological Perspectives on Social Development in Childhood. W: P. K. Smith, C. H. Hart (red.), The Wiley-Blackwell Handbook of Childhood Social Development. Blackwell Publishing. Henrich, J. (2011) A Cultural Species: How Culture Drove Human Evolution. Psychological Science Agenda. Science Brief. Keller, H., Kärtner, J. (2013). Development: The Cultural Solution of Universal Developmental Tasks. W: M. Gelfand, Ch. Chiu, Y. Hong (red.), Advances in Culture and Psychology: Volume 3, New York: Oxford University Press.

5

Kitayama S. (2002). Culture and the Basis Psychological

dr Arkadiusz Białek Słowo wstępne

922 – 934. Rogoff, B. (2003). The Cultural Nature of Human Development. Oxford: Oxford University Press. Tomasello, M. (2002). Kulturowe źródła ludzkiego poznawania. Warszawa: PIW. Varnum, M., Grossman, I., Kitayama, S., Nisbett, R. (2010). The Origin of Cultural Differences in Cognition: The Social Orientation Hypothesis. Current Directions in Psychological Science, 19, 9 – 13. Wygotski, L. (1971). Wybrane prace psychologiczne. Warszawa: PWN.


O

Od zabawy kleksami do nauki (?)

Do czasu wynalezienia długopisu (1938 rok) utrapieniem dzieci uczących się pisać, ich nauczycieli i rodziców były kleksy, czyli plamy, które powstawały na kartkach zeszytów, książek i na ubraniach dzieci wskutek nieostrożnego obchodzenia się stalówką namoczoną w atramencie. Moje pokolenie nie robiło kleksów. Jedynym znanym kleksem w moim dzieciństwie był czarodziej Ambroży Kleks, bohater stworzony przez Jana Brzechwę. Pan Kleks prowadził akademię dla chłopców, a kolorowe plamy służyły mu do zabawy oraz rozwijania fantazji i wyobraźni uczniów. Będąc studentem psychologii, dowiedziałem się, że plamy atramentowe mają też zastosowanie w badaniach psychologicznych. Mogę powiedzieć, że moje doświadczenie w tej kwestii przebiegało od bajki i zabaw z plamami z farb (z atramentu korzystałem dużo później, kiedy pojawił się w nabojach do pióra wiecznego) do poznania testu plam atramentowych. Celem artykułu jest krótka prezentacja testu plam atramentowych z perspektywy kategorii analitycznych, takich jak: wybrane aspekty kultury oraz konteksty oceny testów psychologicznych i ich adaptacji kulturowych (Brzeziński, 1996). Procedura badania Testem Rorschacha polega na pokazywaniu osobie badanej dziesięciu tablic (pięciu czarno-białych, dwóch czarno-czerwonych i trzech kolorowych) przedstawiających plamy atramentowe i zadawaniu pytania „Co to może być?”. Następnie uzyskane wypowiedzi są poddawane skomplikowanej analizie, na podstawie której stawia się hipotezy diagnostyczne dotyczące osobowości oraz zaburzeń psychicznych osoby badanej. Kiedy Hermann Rorschach opublikował w 1921 roku Psychodiagnostik (Rorschach, 1921), zapewne nie spodziewał się, że skonstruowany przez niego test, oparty na przypisywaniu znaczeń plamom atramentowym, stanie się jednym z najbardziej kontrowersyjnych i szeroko dyskutowanych narzędzi w historii diagnozy psychologicznej. Percepcja i ocena narzędzia były i nadal są skrajnie różne, w zależności od przyjmowanych i aktualnie dominujących

6

Stimulus V

Pozyskano z: http://en.wikipedia.org/ wiki/Rorschach_test

Jan Giza


teorii naukowych oraz paradygmatów poznawczych. Jak podaje Czerederecka (2006), główne idee i dorobek autora są upowszechniane i kontynuowane w pracach The International Society of the Rorschach and Projective Methods oraz publikowane w czasopiśmie Rorschachiana. Można też mówić o popularności testu w świadomości potocznej i kulturze popularnej. Poszukując kulturowych źródeł genezy testu, należy odwołać się do historii. Hermann Rorschach przyszedł na świat w Zurychu w 1884 roku. Ulubioną zabawą dzieci na przełomie wieków była gra w kleksy, polegająca na robieniu plam z atramentu. Można było je zrobić samemu albo zakupić w sklepach papierniczych. Konrad Gehring, który był nauczycielem i znajomym Rorschacha, wykorzystywał kleksy jako narzędzie dydaktyczne w pracy z uczniami. Dzięki zabawie z kleksami uczniowie lepiej przyswajali program nauczania (Hunca-Bednarska, 2013). Plamy atramentowe znajdywały więc zastosowanie i w zabawie, i w nauce. Na zainteresowania młodego Rorschacha kleksografią miał zapewne wpływ także jego ojciec, który z zawodu był nauczycielem plastyki w szkole (Stasiakiewicz, 2004). Pierwotna wersja testu wykorzystywała czterdzieści tablic przedstawiających plamy atramentowe stworzone przez Hermanna Rorschacha. Wydawca nalegał na obniżenie kosztów druku, więc autor zredukował liczbę tablic do dziesięciu. Co więcej, na ostateczną wersję testu miał wpływ także chochlik drukarski, który zmienił natężenie barw oraz spowodował pojawienie się światłocieni (Czerederecka, 2006). Rorschach zaakceptował błędy drukarskie, dostrzegając w nich nowe inspiracje badawcze. U podstaw tak powstałej wersji narzędzia nie było żadnej teorii psychologicznej. Autor nie skonstruował własnej teorii, ale też nie wykorzystał żadnej znanej koncepcji psychiki ludzkiej, pozwalającej na uzasadnienie zadań testowych (tablic) i interpretację wyników. Niespełna rok po opracowaniu badania Hermann Rorschach niespodziewanie zmarł. Nie oznaczało to jednak końca prac nad testem plam atramentowych. Przeciwnie, wielu autorów podjęło badania w dziedzinie kleksografii. Wśród nich można wyróżnić tych, którzy prowadzili badania empiryczne nad testem, oraz tych, którzy ,,dorabiali” narzędziu ramy teoretyczne. Pierwszym zwolennikiem myśli Rorschacha był Samuel Beck. Zaakceptował on ateoretyczność metody i rozpoczął badania empiryczne nad testem. Przeprowadził pierwsze próby standaryzacyjne na populacji dziecięcej. Kolejnym ważnym kontynuatorem był psychoanalityk Bruno Klopfler, który zaproponował w interpretacji testu podejście fenomenologiczne. Klopfler założył Journal of Personality Assessment (na początku, pod inną nazwą,

czasopismo publikowało wyłącznie artykuły dotyczące technik projekcyjnych). Pomiędzy Beckiem a Klopflerem wybuchł konflikt. Beck zarzucił Klopflerowi brak empirycznych podstaw jego badań (Czerederecka, 2006). Jeden z systemów interpretacyjnych został opracowany przez Zygmunta Piotrowskiego, urodzonego i wykształconego w Polsce psychologa, który pracował na Uniwersytecie Columbia w Nowym Jorku (Bricklin

7

Jan Giza Od zabawy kleksami do nauki (?)

Obecnie powszechne jest przekonanie, że test tablic nie musi bazować na hipotezie projekcyjnej, gdyż część wypowiedzi może mieć charakter wyłącznie percepcyjny

i ­Bricklin, 1988). Efekty swoich przemyśleń i badań Piotrowski przedstawił w monografii Perceptanaliza w 1957 roku. Autor skupił się na wykorzystaniu Testu Rorschacha w diagnozie organicznych uszkodzeń układu nerwowego. Piotrowski badał przede wszystkim pacjentów neurologicznych, ale też osoby cierpiące na schizofrenię i zaburzenia osobowości (Piotrowski, 1991). Test Rorschacha najczęściej był interpretowany z pozycji psychoanalitycznych (choć twórca narzędzia stosował podejście empiryczne). W tym popularnym ówcześnie kierunku badania prowadził również David Rapaport, przedstawiając tak zwaną hipotezę projekcyjną, na której oparł metodę Rorschacha. Obecnie powszechne jest przekonanie, że test tablic nie musi bazować na hipotezie projekcyjnej, gdyż część wypowiedzi może mieć charakter wyłącznie percepcyjny (Hunca-Bednarska, 2013). Jednym z nowszych podejść w analizie i wykorzystaniu tablic jest perspektywa kulturowa. Chociaż same plamy atramentowe stworzone przez Rorschacha są neutralne kulturowo, to ich interpretacja niekoniecznie. Jest ona zależna od wielu czynników. Można na przykład postawić hipotezę, że widząc tablicę numer pięć, mieszkańcy Transylwanii częściej będą odpowiadać, że przedstawia nietoperza, bo jest on im bardziej „dostępny poznawczo” niż mieszkańcom Antarktydy. Test Rorschacha jest podatny także na zniekształcenia ze strony osoby badającej. Jak twierdzą Anastasi i Urbina, „interpretacja wyników jest często projekcją badającego, tak jak interpretacja bodźców –projekcją badanego” (Anastasi i Urbina, 1999, s. 551). Od momentu wydania tablic psycholodzy różnych paradygmatów opracowywali i przypisywali im różne za-


sady stosowania, obliczania i interpretacji wyników, często być przydatne w diagnozie na potrzeby sprawy sądowej, dalekie od pierwotnej idei testu. Mnogość szkół interprekiedy osoba badana ma na celu przedstawienie swojej tacji (np. ilościowe i jakościowe), orientacji teoretycznych osobowości inaczej, niż realizuje ją w rzeczywistości, lub i użytkowanie tablic do diagnozy całego spektrum zabuna potrzeby diagnozy klinicznej, kiedy osoba ze schizorzeń psychicznych skutkuje tym, że tablice Rorschacha są frenią nie jest w stanie, ze względu na swój stan zdrowia, łącznikiem różnych podejść diagnostycznych. wypełnić kwestionariuszy składających się z kilkuset pytań. Pierwszą próbę uporządkowania istniejących systeCo więcej, warto się zastanowić, jaką zdolność autoremów interpretacji i dostosowania Testu Rorschacha do fleksji, wymaganej w metodach samoopisowych, posiada standardów psychometrycznych (parametryzacji) podjął ,,przeciętny” człowiek? Z drugiej strony, czy psycholog John Exner. Dokonał on zestawienia i analizy różnych praktyk, stosujący zwykle nieznormalizowane techniki systemów interpretacyjnych oraz opracował autorski, projekcyjne, jest w stanie trafnie ocenić stan psychiczny całościowy system interpretacji. Przedstawił szczegółową osoby badanej? instrukcję, dokładną procedurę badania. Postulował badaW 2012 roku odbyła się akcja pod hasłem „Psychologia nia normalizacyjne. Ograniczył liczbę kategorii wypowiedzi. to nauka, nie czary” (www.sceptycy.org). W ramach Exner wykluczył stosowanie testu plam atramentowych wydarzenia organizatorzy zachęcali do zaniechania do diagnozy uszkodzeń CUN, inteligencji czy relacji stosowania technik projekcyjnych, na czele z Testem Rorz innymi ludźmi, co postulowali twórcy innych systemów schacha. Powoływali się na nadużycia, jakich dokonywali (Czerederecka, 2006; Stasiakiewicz, 2004). psychologowie używający tych narzędzi diagnostycznych. Test Rorschacha to prawdopodobnie jedyny test Organizatorzy akcji, choć domagali się dowodów naukopsychologiczny, który doczekał się, opublikowanego przez wych, sami nie przedstawili własnych badań empirycznych Constantina Andronikofa, wiersza na swój temat (2004, za: prowadzonych na populacji polskiej, zapominając, że rozwój Hunca-Bednarska, 2013, s. 26 – 27). Narzędzie pokazywano nauki opiera się w dużej mierze na falsyfikacji (z kolei w zmodyfikowanej wersji w filmach (np. w Mikołajku w reentuzjaści technik projekcyjnych nie przedstawili przekożyserii Laurenta Tirardy – w scenie, w której uczniowie są nujących dowodów na ich użyteczność i bezpieczeństwo badani przez psychologa, i komedii Woody’ego Allena Bierz stosowania). Dodatkowo dosyć jednostronnie przedstawili forsę i w nogi). Ponadto tytuł testu dał początek dwóm opinie ludzi ze świata nauki na temat metod projekcyjnych. nazwom zespołów: punkowo-metalowemu Rorschach Wypowiedzi ekspertów były wyrwane z kontekstu (więcej oraz industrialno-metalowemu Rorschach Test. na ten temat: Stemplewska-Żakowicz i Szymczyk, 2012). Pomijając dalszą dyskusję dotyczącą wartości teoreOrganizatorzy podali wiele błędnych i stereotypowych tycznych i psychometrycznych Testu Rorschacha (nie jest informacji o Teście Rorschacha, które mogły doprowadzić ona celem niniejszego artykułu), można postawić hipotezę, do dezinformacji potencjalnych użytkowników usług uzasadnioną na podstawie publikacji, że postawy psychopsychologicznych i kreowania negatywnych opinii o całym logów wobec tego testu są projekcją wyznawanego przez środowisku. Pozytywnym efektem akcji stała się mobilinich paradygmatu oraz problemów współczesnej psychozacja zwolenników bądź neutralnych wobec tych metod logii: wielość nurtów, brak jednolitej wizji, rozbieżność teopsychologów. Oświadczenie w sprawie wydało Polskie rii i praktyki (Biela, 1992; Cronbach, 2006). Inaczej wygląda Towarzystwo Psychologiczne (2012), które do momentu psychologia z katedry psychologa akademickiego, a inaczej akcji przeciwników technik projekcyjnych nie przyczyniło z perspektywy gabinetu psychologa praktyka. Nie oznacza się do uregulowania statusu Testu Rorschacha w Polsce. to jednak, że praktycy mogą działać poza standardami Sugerowano w nim szerszą debatę na temat wartości wyznaczonymi przez środowisko akademickie. To właśnie metod diagnostycznych, choć zarazem stwierdzono, że: odróżnia psychologa od parapsychologa, że stosuje on „wiedza akademicka na temat Testu Rorschacha [w Polsce praktyki oparte na dowodach naukowych, znając zakres – przyp. Jan Giza] w niewielkim stopniu odbiega od wiedzy ich stosowalności, skuteczność, oraz ma na względzie potocznej” (źródło: www.ptp.org.pl). To stwierdzenie kodeksy etyczne. Utrzymywanie standardów naukowych, wydaje się trafne, zwłaszcza w kontekście wypowiedzi choć jest koniecznością, nie zawsze wystarcza do wydania psychologów uczestniczących w proteście Klubu Sceptrafnej diagnozy. Psycholodzy sądowi (Czerederecka, tyków Polskich. W ramach akcji psycholodzy akademiccy, 2006; PTP, 2012) zwracają uwagę, że narzędzia, które używając swojego profesorskiego autorytetu, wypowiadali spełniają kryteria „dobroci psychometrycznej” (Hornowska, negatywne opinie na temat technik projekcyjnych. Co 2007), czasami nie spełniają wymogów użyteczności więcej, często nie byli to psycholodzy, których dziedziną praktycznej. Kwestionariusze samoopisowe mogą nie zainteresowań badawczych jest psychologia kliniczna, sądo-

8

Stimulus V


wa czy diagnoza indywidualna, ale na przykład psychologia społeczna. Argumentów dotyczących wątpliwości z zakresu psychometrii wobec tego narzędzia nie można lekceważyć, niezależnie od tego, jakiej specjalności psycholog je wypowiada. Warto jednak, żeby naukowcy przedstawiali argumenty obiektywne, a nie tylko dyskredytowali techniki projekcyjne bez wskazania na ich zalety. Na przykład skuteczność Testu Rorschacha w diagnozie schizofrenii potwierdzają nawet sceptycznie nastawieni do tej metody amerykańscy badacze (Lilienfeld, Wood i Grab, 2002). Techniki projekcyjne, w tym test plam atramentowych, są wykorzystywane przez polskich psychologów. Jednak nie koresponduje to z badaniami empirycznymi i konstruowaniem wiedzy na ich temat. Test Rorschacha doczekał się kilku krajowych monografii: Piotrowski (1991), Stasiakiewicz (2004), Czerederecka (2006), Grzywak-Kaczyńska (2006), Hunca-Bednarska (2013). Niestety w publikacjach polskich autorów nie ma badań ilościowych przeprowadzonych na odpowiednio dużej próbie, a także brakuje grup kontrolnych. Jeżeli badania własne występują, to często w formie studium przypadku. Test Rorschacha jest, podobnie jak kwestionariusz MMPI, jednym z najlepiej zbadanych narzędzi diagnostycznych na świecie (Anastasi i Urbina, 1999). Stał się

symbolem psychologii w świadomości potocznej, tak jak stetoskop jest symbolem medycyny. Liczba publikacji nie koreluje jednak pozytywnie z liczbą konkluzji. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne (2005, za: Waszkiewicz i Zakrzewska-Wirkus, 2012) rekomenduje metodę Rorschacha do użytku klinicznego, chociaż według krytyków testu jego użyteczność jest wątpliwa ze względu na nadmierną patologizację, czyli błędne przypisywanie zaburzeń osobom zdrowym oraz brak potwierdzonej trafności w diagnozie na przykład depresji. Kolejny zarzut dotyczy tego, że narzędzie nie jest neutralne kulturowo. Popularność Testu Rorschacha (i innych technik projekcyjnych) jest tłumaczona efektem korelacji pozornej (Lilienfeld, Wood i Grab, 2002). W Polsce stosowanie testu plam atramentowych może mieć jedynie charakter eksperymentalny. Diagnoza jest niemożliwa ze względu na brak adaptacji oraz normalizacji. Sytuacja ta się niedługo zmieni, ponieważ Pracownia Testów Psychologicznych (www.practest.com.pl) prowadzi prace nad polską normalizacją Testu Rorschacha w systemie Exnera. Wydaje się, że polscy psycholodzy będą mogli w przyszłości stosować test plam atramentowych w sposób profesjonalny, zgodny ze standardami psychometrycznymi. A narzędzie przeżyje (kolejne) odrodzenie.

Literatura cytowana: Anastasi, A. i Urbina, S. (1999). Testy psychologiczne. Warszawa: Pracownia Testów Psychologicznych. Andronikof, A. (2004). Rorschachiana, 26(1). Gottingen: Hogrefe & Huber Publisher. Biela, A. (1992). O niektórych problemach statusu metodologicznego psychologii współczesnej. W: E. Aranowska (red.), Wybrane problemy metodologii badań. Warszawa: Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego. Bricklin, P. M. i Bricklin, B. (1988). Tribute to Zygmunt A. Piotrowski. Journal of Personality Assessment, 52(1) 171–173. . Brzeziński, J. (1996). Metodologia badań psychologicznych. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Cronbach, L. J. (2006). Dwa nurty psychologii naukowej. W: J. Brzeziński (red.), Metodologia badań psychologicznych. Wybór tekstów. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN. Czerederecka, A. (2006). Test Rorschacha w psychologicznej ekspertyzie sądowej. Wykorzystanie systemu Exnera. Kraków: Wydawnictwo Instytutu Ekspertyz Sądowych. Grzywak-Kaczyńska, M. (2006). Podręcznik do metody Rorschacha. Lublin: Wydawnictwo KUL. Hornowska, E. (2007). Testy psychologiczne. Teoria i praktyka. Warszawa: SCHOLAR. Hunca-Bednarska, A. (2013). Badanie testem Hermanna Rorschacha. Zarys podstawowej problematyki. Lublin: Wydawnictwo KUL.

9

Jan Giza Od zabawy kleksami do nauki (?)

Lilienfeld, S. O., Wood, J. M. i Garb, H. N. (2002). Status naukowy technik projekcyjnych. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Piotrowski, Z. (1991). Perceptanaliza: zmodyfikowane, poszerzone i usystematyzowane opracowanie metody Rorschacha. Warszawa: Polskie Towarzystwo Higieny Psychicznej. Polskie Towarzystwo Psychologiczne (2012). Techniki projekcyjne – czy ich stosowanie w diagnozie psychologicznej jest uzasadnione merytorycznie? Pozyskano z: www.ptp.org.pl. „Psychologia to nauka, nie czary” – protest naukowców, psychologów i studentów. (2012). Pozyskano z: www.sceptycy.org. Rorschach, H. (1921). Psychodiagnostik. Bern: Huber. Stasiakiewicz, M. (2004). Test Rorschacha. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR. Stemplewska-Żakowicz., K. i Szymczyk, B. (2012). Jak odróżnić dziecko od kąpieli. Pozyskano z: http://www.chodkowska.edu. pl/app_cm3/files/88363.pdf. The status of the Rorschach in clinical and forensic practice: an official statement by the Board of Trustees of the Society for Personality Assessment. (2005). Journal of Personality Assessment, 85(2) 219 – 237. . Waszkiewicz, E. i Zakrzewska-Wirkus, K. (2012). Test Rorschacha w diagnostyce klinicznej i badaniach międzykulturowych. Psychiatria i psychoterapia, 8(1 – 2).


T

Theater, 2happy, 2011. (Pozyskano z: http://www.stockvault. net/photo/128363/theater-)

Terapia poprzez teatr – prawdziwa pomoc, trend czy inspiracja? Dominika Radziun

Kilka miesięcy temu w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie miała miejsce premiera spektaklu Paradiso w reżyserii Michała Borczucha. Występujący w nim aktorzy to dorosłe osoby dotknięte różnego rodzaju chorobami ze spektrum autystycznego, podopieczni Farmy Życia – nowatorskiego dziennego ośrodka terapii dla osób dorosłych z autyzmem w podkrakowskich Więckowicach – którym na scenie partnerują opiekunka z ośrodka i troje profesjonalnych aktorów. Twórcy spektaklu umieścili ich w kontekście niejako stereotypowym, uwypuklając charakterystyczną dla autyzmu tendencję do przywiązania się do przedmiotów – stosy rzeczy, pozornie nieprzydatnych, a dla występujących z pewnością bardzo ważnych, wydają się definiować przestrzeń, w której odbywa się inscenizacja. Sam reżyser twierdził jednak w wywiadach, że to nie miał być spektakl o autyzmie, ale o tym, jak osoba z autyzmem postrzega świat. Paradiso jawi się dzięki temu jako próba oddziaływania terapeutycznego nie tylko wobec samych aktorów, lecz także wobec widzów – mają oni okazję, aby zrewidować swój pogląd na to, jak różni się postrzeganie „normalne”, „zdrowe” od „nieprawidłowego”, „zaburzonego”. Jedno i drugie spojrzenie okazuje się właściwie tym samym, prowadzą do niego tylko odrębne drogi. Innym projektem Borczucha o podobnym charakterze było Lepiej tam nie idź, spektakl, a raczej widowisko w konwencji gry RPG, wpisany w program Wielkopolska: Rewolucje – przedsięwzięcie łączące świat twórców awangardowych i artystów małych miasteczek. Udział wzięły w nim: dzieci związane ze Stacją Szamocin, lokalnym teatrem amatorskim prowadzonym przez społeczniczkę i artystkę Lubę Zarembińską, oraz Domem Dziecka w Szamocinie, a także dwoje aktorów z krakowskiego Teatru Starego. Dzieci zaangażowano we wszystkie etapy pracy nad spektaklem, od scenografii i oświetlenia, aż po materiały audiowizualne. To właśnie sama praca,

10 Stimulus V

a nie efekt końcowy – choć i w tym, i w wielu innych przypadkach zasługuje on na najwyższe uznanie – jest najważniejszym elementem oddziaływania terapeutycznego, zaś rola jako taka jest „inspiracją do rozeznawania się lepiej w swoich przeżyciach, poznawania ukrytych części” (Bielańska, 2002). Terapia poprzez teatr to forma arteterapii, po którą sięga wielu terapeutów w pracy z pacjentami po kryzysach psychicznych, głównie w celu wzmocnienia innych działań terapeutycznych (Bielańska, 2002). Interesują się nią także coraz częściej twórcy teatralni – współpracując głównie z osobami niepełnosprawnymi, tworzą spektakle charakteryzujące się połączeniem właściwości artystycznych i terapeutycznych. Co sprawia, że to nie aktorzy zawodowi, lecz amatorzy stają się inspiracją dla dramaturgów oraz reżyserów, i przede wszystkim – czy traktują to jako misję, eksperyment, czy może formę interwencji społecznej? Czy tego typu działania artystyczne mają szansę zadomowić się w Polsce na dłużej? O stałej obecności nurtu terapeutycznego w polskim teatrze można wnioskować ze zorganizowanych już kilkunastu edycji corocznych łódzkich Międzynarodowych Spotkań Teatralnych „Terapia i Teatr”. Festiwal poświęcony jest między innymi twórczości teatralnej osób niepełnosprawnych, dyskusji na temat miejsca osoby niepełnosprawnej we współczesnym teatrze czy wreszcie – upowszechnieniu terapii poprzez teatr. Na scenie profesjonalni aktorzy partnerują artystom amatorom. „Terapia i teatr” nie jest konkursem, nikt nie wybiera najlepszego przedstawienia, jednak międzynarodowy charakter wydarzenia nie ulega wątpliwości: w samej ubiegłorocznej edycji prezentowały się zespoły z Arabii Saudyjskiej, Belgii czy Izraela. Mimo to nie jest to festiwal, na którym do tej pory można było zobaczyć dzieła najważniejszych polskich twórców teatralnych. Sytuacja zmieniła się w ubiegłym roku, ponieważ


Ciekawą kwestią jest to, czym dla nich jest Paradiso – elementem różnorodności polskiej sceny

teatralnej, trendem inscenizacyjnym czy eksperymentem?

Paradiso Michała Borczucha mogli obejrzeć uczestnicy Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Boska Komedia, jednego z najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce, a nawet w Europie. Spektakl był wystawiany w ramach sekcji – nomen omen – Inferno, czyli konkursu dla piętnastu najlepszych polskich przedstawień. Jednym z kryteriów selekcji było „wyeksponowanie różnorodności polskiej sceny teatralnej oraz zapoznanie publiczności z najnowszymi trendami inscenizacyjnymi i eksperymentami podejmowanymi przez reżyserów”. Ciekawą kwestią jest to, czym dla nich jest Paradiso – elementem różnorodności polskiej sceny teatralnej, trendem inscenizacyjnym czy eksperymentem? Wśród widzów spektakl Borczucha wzbudza przede wszystkim wszystkim duże zaciekawienie – trudno było o bilety na pokaz spektaklu w ramach Boskiej Komedii. Jak zauważa Piasecka (1999), pojęcie „terapia” w odniesieniu do niepełnosprawności intelektualnej czy zaburzeń rozwoju nie jest jednoznaczne; to nie są choroby, nie można się z nich „wyleczyć”. Terapia poprzez teatr, której podjął się Borczuch w przypadku Paradiso, byłaby wobec tego nie próbą „wyleczenia”, lecz

wszystkim leczenie zaburzeń psychicznych, zaś obecnie także rozwój osobisty. Napisano o niej wiele książek i opracowań, co wydaje się oczywiste ze względu na fakt, że to właśnie psychodrama zapoczątkowała obecność teatru w obszarze psychoterapii i edukacji. Polega ona przede wszystkim na improwizowanym odgrywaniu przez daną osobę historii swojego problemu, a następnie zaproszeniu do współpracy kolejnych „aktorów”, którzy mają przyjąć rolę osób związanych z wydarzeniami naszkicowanymi przez protagonistę. Ważnym elementem psychodramy jest moment zamiany ról, w którym „główny aktor” wciela się w przywołaną przez siebie postać, dzięki czemu może spojrzeć na problem z jej perspektywy. Bielańska (2002) podkreśla, że to bardzo ważny moment – przekształcenie spojrzenia pacjenta odbywa się w działaniu, na scenie; dzięki realnym emocjom borykającej się z problemem osoby dochodzi do katharsis, tym razem przede wszystkim u aktora, a nie, jak to zazwyczaj bywa, u widza, co dowodzi, że teatr uwalnia w psychodramie swój oczyszczający potencjał bardziej niż gdziekolwiek indziej. Nie zawsze jednak w obszarze szeroko pojętego teatru terapeutycznego mamy do czynienia z terapią aktora lub aktora i widza jednocześnie; czasami wyłącznie widz okazuje się tym, wobec którego stosowane jest terapeutyczne oddziaływanie. Wskazuje na to Karczewski (2013), opisując trzy performanse osób niepełnosprawnych: Sealboy: Freak Mata Frasera, brytyjskiego aktora z fokomelią (wadą rozwojową kończyn, polegającą na niedorozwoju lub braku kości długich i bezpośrednim połączeniem stóp lub dłoni z tułowiem); White Disabled Talent Grega Wallocha, Amerykanina, twórcy gorzko ironicznych monologów obracających

(...) dochodzi do katharsis, tym razem przede wszystkim u aktora, a nie, jak

to zazwyczaj bywa, u widza, co dowodzi, że teatr uwalnia w psychodramie

swój oczyszczający potencjał bardziej niż gdziekolwiek indziej

łagodzenia tego, co autyzm przynosi ze sobą. Piasecka wskazuje też na „leczenie duszy” osoby poddawanej tego typu terapii, ponieważ „spotyka ona na swej drodze ludzi, którzy ją krzywdzą, odrzucają” (Piasecka, 1999), a teatr, miejsce bezpośredniego zetknięcia z tym, czego możemy się na co dzień bać, staje się doskonałą płaszczyzną do wypracowania pełnej szacunku relacji. Innego rodzaju terapią poprzez teatr – w rozumieniu Piaseckiej w pełnym znaczeniu tego słowa – byłaby psychodrama Jakuba Moreno, metoda mająca na celu rozpoznanie, a przede

się wokół tematu mózgowego porażenia dziecięcego, na które cierpi performer; i skomercjalizowane „lewitowanie” Billa Shannona, artysty noszącego pseudonim Crutchmaster (Kulomistrz), w telewizyjnej kampanii reklamowej kart VISA. Karczewski zauważa, że „nie pełnią one «wewnętrznych» funkcji arteterapeutycznych. Cel terapii istnieje na zewnątrz: «przedstawienie niepełnosprawne» może i powinno być oglądane jako przezwyciężenie hierarchii prowadzących «pełnosprawnych» i prowadzonych «niepełnosprawnych». Performans niepełnosprawności staje się polityczną inter-

11 Dominika Radziun Terapia poprzez teatr – prawdziwa pomoc, trend czy inspiracja?


wencją”. Tendencje do bardzo pozytywnego, niejako „odgórnie”, wartościowania teatru (współ)tworzonego przez osoby niepełnosprawne i/lub z zaburzeniami, co Karczewski nazywa na poły ironicznie „etyczną wrażliwością” w ujmowaniu „delikatnej kwestii”, zdają się być w odwrocie; nie znaczy to jednak, że krytyka teatralna dąży do ich deprecjacji – wręcz przeciwnie, jeśli z obrzeży teatru przeniosą się do głównego nurtu, wreszcie znajdą właściwe dla siebie miejsce. W szkicu Prowokacja wobec konserwatywnego oka. Performans osób z niepełnosprawnościami autor zauważa, że taki stan rzeczy byłby w gruncie rzeczy przewartościowaniem dominującego spojrzenia na teatr, kierując je bardziej w stronę aprobaty dla pokazywania „pełni ludzkiego doświadczenia w całej jego złożoności [...], różnorodności bycia w świecie”

(Karczewski, 2013). W ten sposób, w dalszej perspektywie, terapia poprzez teatr zdaje się oddziaływać na sam teatr silniej, niż mogłoby się to na początku wydawać, biorąc pod uwagę jedynie jej praktyczny, leczniczy aspekt. Ze względu na popularność terapii poprzez teatr zarówno na scenie – i tej przynależącej do głównego nurtu, i tej, którą można zaklasyfikować jako poboczną – jak i w codziennej praktyce terapeutycznej, można wywnioskować, że przy spełnianiu kryterium „modnej” i stanowiącej inspirację dla artystów, jednocześnie wciąż pozostaje ona wyjątkową metodą, zdolną wpłynąć zarówno na osoby przechodzące przez proces terapeutyczny, terapeutów i – co znamienne – osoby w tej terapii uczestniczące biernie, czyli widzów.

Literatura cytowana: Bielańska, A. (2002). Teatr, który leczy. Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Karczewski, L. (2013). Prowokacja wobec konserwatywnego oka. W: E. Bal, W. Świątkowska (red.), Performans, performatywność, performer. Próby definicji i analizy krytyczne. (s. 204 – 211). Kraków: Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

12 Stimulus V

Piasecka, A. (1999). Terapeutyczna funkcja teatru. Między teorią a praktyką. W: I. Jajte-Lewkowicz (red.), Terapia i teatr. Wokół problematyki teatru ludzi niepełnosprawnych. (s. 47 – 71). Łódź: Poleski Ośrodek Sztuki. Świerkosz, M. (2014). (Jedyne) takie miejsce na ziemi. Didaskalia, 123.


M

„Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami…” Katarzyna Świątkowska

małych pacjentów lub czy nie zniszczył swych literackich płodów. I tak zagadka się rozwiązała. Okazało się, że muzyka nie dająca Sacksowi spokoju to Kindertotenlieder (czyli „Pieśni na śmierć dzieci”) Mahlera, a przyczyną jej pojawienia się w myślach Sacksa było prawdopodobnie porzucenie pracy na oddziale dziecięcym oraz spalenie własnych esejów… w dniu poprzedzającym halucynacje. Przypadek ten stanowi tylko jeden z wielu życiowych dowodów na przemożny wpływ muzyki na człowieka. Jak stwierdził kiedyś Combarieu (Getz, 2014) – „Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami”, a sztuka ta bliska była już naszym najdalszym przodkom. W toku liczącej już trochę lat historii ludzkości przechodziła niesamowite przemiany, do czasów dzisiejszych wykształcając całą gamę muzycznych gatunków. Jest powszechna, zróżnicowana i zajmuje znaczący obszar działalności na rynkach różnych kultur świata. Wiele środków inwestowanych jest w instytucje dbające o jej przechowywanie. Co takiego jest w tych układających się w mniejsze lub większe całości dźwiękach, że potrafią tak potężnie oddziaływać na nasze funkcjonowanie? Co sprawia, że jedne osoby są na to bardziej uwrażliwione od innych? Na te i inne pytania stara się odpowiedzieć psychologia muzyki, dziedzina, w której prowadzone są badania zmierzające do wyjaśnienia wpływu muzyki i jej wykonawstwa na słuchacza. Trudno się oprzeć wrażeniu, że tematyka ta jest wśród społeczności psychologów dość niszowa. Na poświęconych psychologii półkach księgarnianych czy bibliotecznych niełatwo jest znaleźć literaturę dotyczącą tego zagadnienia. Dopiero w ciągu ostatnich dwóch dekad

nastąpił znaczący wzrost liczby badań w tej dziedzinie. Można przypuszczać, że nie jest łatwo o specjalistów znających się – w idealnym zestawieniu – zarówno na psychologii, jak i muzykologii. Jedną z niewielu takich osób jest John A. Sloboda, profesor Uniwersytetu w Keele w Anglii, autor książki Umysł muzyczny. Sloboda (2005) zwraca uwagę na to, że jednym z problemów współczesnych badań nad psychologią muzyki jest zaniedbywanie znaczenia jednostkowego doświadczenia muzycznego na rzecz badania odbiorców masowych, czego przykładem jest tzw. „efekt mozartowski”. Pomysłowi biznesmeni, kierując się wynikami niejednoznacznych eksperymentów, w których stwierdzono zależność pomiędzy słuchaniem utworów Mozarta w toku nauki a jej efektywnością, wykupili prawa autorskie kilku najtańszych wykonań jego kompozycji i sprzedawali je na półkach sklepowych jako „wspomagacze” naukowe. Tymczasem zależności te nie są takie oczywiste i podlegają dużemu zróżnicowaniu indywidualnemu. Natomiast pozytywnym zjawiskiem zaobserwowanym przez Slobodę jest przejście z niesymetrycznego modelu badań, stawiającego wykonawcę muzyki ponad jej słuchaczem, do modelu równościowego, w którym wykonawca muzyki i jej odbiorca oddziałują na siebie wzajemnie w sposób równoległy.

Ale właściwie w jaki sposób muzyka oddziałuje na człowieka? Istnieją poglądy (Sloboda, 1999), że muzykę rozumiemy jako komunikat analogiczny do języka mówionego, złożonego z pewnych struktur i zasad, a ewentualne

13 Katarzyna Świątkowska „Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami…”

Black and white piano, altrans, 2008. (Pozyskano z: http://www.freeimages.com/photo/1126917)

Oliver Sacks w swej książce Muzykofilia opowiada, jak kiedyś doświadczył we śnie muzycznych halucynacji, które nie zakończyły się z chwilą przebudzenia (Sacks, 2009). Były nieprzyjemne i denerwujące, więc chciał się ich pozbyć, jednak pomimo usilnych prób zajęcia uwagi czymś innym, irytujące dźwięki nie chciały opuścić jego głowy. Dopiero gdy zanucił niechcianą melodię swemu przyjacielowi przez telefon, ten zapytał go, czy nie porzucił swoich


emocje mają swe źródło w kontekście sytuacyjnym lub skojarzeniach ze wspomnieniami związanymi z daną sekwencją muzyczną (np. współczesne nastolatki mogą w przyszłości odczuwać nostalgię na dźwięki utworów Justina Biebera) lub analogiach, kiedy formalne parametry muzyczne kojarzymy z cechami ludzkimi, np. szybkie tempo i głośność z osobą energiczną (Watt i Ash, 1998; za: Sloboda, 1999). Meyer (1956; za: Sloboda, 1999) stwierdza, że muzyka wywołuje emocje poprzez zaprzeczanie lub potwierdzanie naszych oczekiwań. Susan O’Neill, Antonio Ivaldi i John Sloboda (Sloboda, 2005) przeprowadzili eksperyment, w którym osiem osób przez tydzień nosiło przy sobie pagery i siedem razy w ciągu dnia, co dwie godziny wypełniało ankietę dotyczącą aktualnych doświadczeń muzycznych, a także odczuć wewnętrznych. Jak się okazało, muzyka towarzyszyła ich codziennym zajęciom aż w 44% odpowiedzi. Większość tych doświadczeń miała miejsce w kontekście transportu/ podróży (np. słuchanie radia w samochodzie). Muzyka miała szczególnie pozytywny wpływ na badanych wtedy, gdy mogli dokonać jej celowego wyboru. Wówczas wzrastały: ich poczucie zrelaksowania oraz szczęścia, koncentracja na chwili obecnej, a także poziom pobudzenia. W szczególny sposób mogą na nas oddziaływać różne rodzaje muzyki, niekoniecznie musi to być coś tak wysublimowanego jak V Symfonia Beethovena. Według wielu badaczy (Sloboda, 2005) odbiór muzyki uzależniony jest nie tylko od cech samego muzycznego przekazu (np. smutna muzyka indukuje smutny nastrój), ale raczej od interakcji tego przekazu z czynnikami sytuacyjnymi oraz naszymi osobistymi. Im bardziej jesteśmy zaangażowani w słuchanie (a także wybór ścieżki dźwiękowej), tym większe ma ona na nas oddziaływanie. Według Slobody zaś (1999) najbardziej angażujemy się w muzykę, kiedy słuchamy jej w samotności lub przy osobach bliskich, w warunkach swobody i bez zewnętrznego obserwatora. Kivy (1999; za: Sloboda, 2005) wskazuje także na specyficzne cechy danego utworu, które nas urzekają. Szczególnych doznań możemy dostąpić przy ścieżkach dźwiękowych łączących to, co już jest nam znane, z tym, co dla nas nowe. Również cechy wykonawcy muzyki, jego emocjonalność i stan ducha mają znaczenie dla sposobu wykonania muzycznego dzieła, a w dalszej mierze na jego odbiór przez słuchaczy. Co ciekawe, eksperyment Mori i Iwonaga (2014) wskazuje, że ludzie odczuwają pozytywne emocje również podczas słuchania radosnej muzyki ze smutnym tekstem. Wyjaśnieniem tego fenomenu może być budzące się wówczas poczucie zrozumienia. Badania nad odbiorem muzyki prowadzone były w różnych paradygmatach (Sloboda, 2005): retrospektyw-

14 Stimulus V

nym (poprzez zadawanie pytań o doznania z przeszłości), reakcji ciągłej (gdzie badani przesuwali kursor na różnych skalach podczas słuchania utworu), a także metodą próbek dyskretnych (gdzie osoby badane naciskały przycisk, kiedy coś czuły). Z tych ostatnich badań (Waterman, 1996; za: Sloboda, 2005) wynika, że w poszczególnych utworach muzycznych faktycznie istnieją charakterystyczne miejsca wywołujące doznania u wielu osób, natomiast charakter tych doznań jest bardzo zróżnicowany indywidualnie i zazwyczaj opiera się na złożonych emocjach. Jakimi parametrami porusza nas muzyka? Otóż już od najwcześniejszego dzieciństwa preferujemy określony typ wokalizacji w wykonaniu osób znaczących w naszym otoczeniu. I tak relaksujemy się przy niosącym radość wysokim rejestrze dźwięków oraz dającym wrażenie czułości wolnym tempie komunikatu (Trehub i Nakata, 2002; za: Sloboda, 2005). Te wczesnodziecięce preferencje zachowujemy również w życiu dorosłym, dodając indywidualne zróżnicowanie poruszających nas dźwięków (każdy rodzic śpiewa/mówi trochę inaczej). Idąc tym tropem, można się pokusić o stwierdzenie, że – jak zauważają również Juslin, Friberg i Bresin (2002; za: Sloboda, 2005) – poruszenie emocjonalne jako reakcja na przekaz muzyczny związane jest z formalnymi parametrami zmienności konkretnych utworów, które mogą się przedstawiać bardzo różnie u różnych wykonawców muzyki i odzwierciedlać również ich indywidualną emocjonalność. Szczególnie intensywne przeżycia muzyczne wywierają długoterminowe efekty na nasze życie poprzez wzbudzanie pierwotnych stanów świadomości pozwalających doświadczyć harmonii i samorealizacji, motywowanie ludzi do osiągnięcia takiej harmonii w ich aktualnym życiu, a także poprzez wpływanie na postrzeganie znaczenia życia, relacji, zaangażowania, aktywności… Wyniki takie badacze (Schafer, Smukalla i Oelker, 2014) otrzymali po przeprowadzeniu serii wywiadów retrospekcyjnych. Gabrielsson (2002; za: Sloboda, 2005) sugeruje, że pobudzająca muzyka przyspiesza tempo i zwiększa głębokość naszego oddechu. Opisał on zjawisko silnych doznań („szczytowych”), występujące w wyniku nietypowej interakcji złożonych czynników biograficznych i pozamuzycznych z doświadczeniem muzycznym. Doznaniom tym towarzyszy złożone doświadczenie emocjonalne, a najpewniejszą drogą ich osiągnięcia jest ponoć połączenie muzyki z seksem.

Od czego zaś zależą nasze preferencje muzyczne? Według Chamorro-Premuzica i Furnhama (2007; za: Getz, Marks i Roy, 2014) motywy słuchania muzyki można podzielić na trzy kategorie wykorzystania muzyki:


emocjonalne (regulacja emocji), poznawcze (stopień, w jakim słuchanie muzyki jest intelektualnym zwyczajem) i wykorzystanie muzyki w tle (stopień, w jakim ktoś lubi muzykę w tle podczas uczenia się, pracowania czy wydarzeń społecznych). Badania wskazują, że osoby wykształcone muzycznie preferują wybór muzyki na podstawie poznawczych właściwości, zaś osoby bez muzycznych umiejętności kierują się bardziej emocjonalnym znaczeniem. Badacze sprawdzali także związki preferencji muzycznych z osobowością (w ujęciu modelu pięcioczynnikowego). I tak osoby osiągające wysokie wyniki na skali neurotyczności kierowały się bardziej emocjonalnym wykorzystaniem muzyki (np. w celu poprawy nastroju), a także większą wrażliwością na nią. Z kolei osoby otwarte na doświadczenie, a więc z założenia odczuwające większą potrzebę poznania, kierowały się bardziej poznawczym wykorzystaniem muzyki. Ekstrawertycy natomiast wykazali większą tendencję do wykorzystywania muzyki w tle, np. podczas nauki.

„Wpadła mi w ucho piosenka… i cały dzień chodzi mi po głowie” – czyli o zjawisku mimowolnej wyobraźni muzycznej. Nazwa powyższego zjawiska jest moim wytworem własnym, ponieważ nie znalazłam w literaturze polskiego tłumaczenia angielskiej nazwy Involuntary Musical Imagery (INMI). Nie znalazłam też pojedynczego słowa, które – tak jak w języku angielskim (earworms) – potrafiłoby oddać sens tego, co opisuje zjawisko INMI. Mam tu na myśli te melodie lub śpiewy, które czasami mimowolnie powtarzają się w umyśle człowieka i nie chcą go tak po prostu opuścić. Jak się okazuje, badania wskazują, że 90% ludzi doświadcza zjawiska INMI przynajmniej raz w tygodniu (Liikkanen, 2012; Williamson i in., 2012; za: Williamson, i Jilka, 2014), przy czym zjawisko to jest rzadziej doświadczane przez osoby praktykujące wykonywanie muzyki i bardziej w nią zaangażowane. Może to być związane

z ich bardziej świadomą i kontrolowaną regulacją doświadczeń muzycznych (Liikkanen, 2012). Osoby o większych umiejętnościach muzycznych doświadczają też częściej czysto instrumentalnych wyobrażeń muzycznych i bardziej skomplikowanych w swej strukturze. Natomiast wszyscy badani wskazywali na wysoką wierność wyobraźni muzycznej względem rzeczywistych melodii. INMI zazwyczaj jest spostrzegane jako zjawisko pozytywne, dodające energii w ciągu dnia lub dostarczające rozrywki. Jednak może być też postrzegane jako negatywne, gdy mimowolnie powtarzane melodie zaczynają budzić frustrację osoby w wyniku nieskutecznych prób kontroli wyobrażeń. Bardziej przystosowawcza wydaje się więc bierna akceptacja zjawiska (Beaman i Williams, 2010; za: Williamson i Jilka, 2014), które nie jest trwałe i jest wrażliwe na zaniknięcie przy inwestowaniu zasobów w inne zadania poznawcze, wymagające skupienia uwagi (Baddeley, Eysenck i Anderson, 2009; za: Williamson i Jilka, 2014). Doświadczenia wielu osób pokazują, że czasem konkretne melodie potrafią zdominować myśli, wpływać na nastrój i zaburzać swobodne funkcjonowanie, tak jak to miało miejsce w przypadku Olivera Sacksa (Sacks, 2009). Dopiero zinterpretowanie jego muzycznej halucynacji przez przyjaciela spowodowało jej zaniknięcie i od tamtej pory już nigdy więcej Kindertotenlieder nie doskwierał Sacksowi w myślach. W Muzykofilii opisane są rozliczne przypadki osób mających specyficzne doświadczenia muzyczne, występujące nie tylko od czasu do czasu w ich codziennym życiu, ale również stanowiące element zaburzeń psychicznych lub neurologicznych, a także będące skutkiem stosowania określonych leków. Badania prowadzone w zakresie psychologii muzyki oferują psychologom możliwość lepszego zrozumienia oddziaływania muzyki na człowieka funkcjonującego w konkretnych warunkach kulturowych, a rozwój wiedzy w tej dziedzinie budzi nadzieję na przyszłe zastosowanie jej dorobku w terapii psychologicznej oraz poprawie dobrostanu jednostek.

Literatura cytowana: Getz, L. M., Marks, S., Roy, M. (2014). The influence of stress, optimism, and music training on music uses and preferences. Psychology of music, 42(1), 71 – 85. Mori, K., Iwanaga, M. (2014). Pleasure generated by sadness: Effect of sad lyrics on the emotions induced by happy music. Psychology of Music, 42(5), 643 – 652. Sacks, O. (2009). Muzykofilia. Opowieści o muzyce i mózgu. Poznań: Zysk i S-ka Wydawnictwo. Schafer, T., Smukalla, M., Oelker, S. (2014). How music changes our lives: A qualitative study of the long-term effects of

intense musical experiences. Psychology of music, 42(4), 525 – 544. Sloboda, J. A. (1999). Poznanie, emocje i wykonanie. Trzy wykłady z psychologii muzyki. Warszawa: Akademia Muzyczna im. F. Chopina. Sloboda, J. A. (2005). Wyzwania i możliwości psychologii muzyki. Warszawa: Akademia Muzyczna im. F. Chopina. Williamson, V. J., Jilka, S. R. (2014) Experiencing earworms: An interview study of Involuntary Musical Imagery. Psychology of music, 42(5), 653 – 670.

15 Katarzyna Świątkowska „Muzyka jest sztuką myślenia dźwiękami…”


S

Słowa, które pomagają żyć

Joanna Brzeska

Nauczyłam się opowiadać sobie bajki. Każdy z nas ma ulubiony pejzaż, jakąś rozkwieconą, rozgrzaną słońcem łąkę, nad nią kolorowe motyle, albo jakąś opowieść pogodną i radosną, która dobrze się kończy. Trzeba ją sobie opowiadać bez przerwy, aż do zaśnięcia, aż stanie się modlitwą.

Biblioterapia – czym jest? Biblioterapia jest działaniem terapeutycznym, które opiera się na korzystaniu z materiałów czytelniczych jako środków mających wspierać proces terapii w medycynie. Stanowi rodzaj wsparcia psychicznego, pomaga w radzeniu sobie z trudnościami i uzyskiwaniu poczucia bezpieczeństwa oraz realizacji potrzeb (Borecka, 1997, za: Molicka, 2002a).

Biblioterapia na tle kulturoterapii Biblioterapia stanowi jeden z rodzajów kulturoterapii, czyli działań, których celem jest pomoc człowiekowi w powrocie do zdrowia i polepszeniu jakości życia z wykorzystaniem produktów kultury, głównie sztuki (Szulc, 1994; za: Szulc, 2011). Kulturoterapia pomaga zwiększać satysfakcję życiową, kształtować pozytywny obraz siebie oraz wpływa stymulująco na prozdrowotne działania człowieka. Podział tej terapii na rodzaje wedle takich kryteriów jak: dziedziny sztuki, wytwory kultury, elementy natury pojawił się na gruncie polskiego piśmiennictwa w 1988 roku w książce Kulturoterapia (Szulc, 1988; za: Szulc, 2011), znalazły się tam między innymi: arteterapia, biblioterapia i poezjoterapia, których nazwy wiązały się kolejno z terapią z zastosowaniem sztuki, literatury i poezji.

Modele postępowania biblioterapeutycznego Model Margaret Monroe Model postępowania biblioterapeutycznego stworzony przez amerykańską doktor bibliotekoznawstwa Margaret Monroe jest przystosowany do użycia w bibliotekach przez bibliotekarzy po konsultacji z lekarzem lub psychologiem szpitalnym. Zakłada aktywność czytelnika, który zapoznaje się z lekturą dobieraną wspólnie z bibliotekarzem, zastanawia się nad nią, podejmuje dyskusję, wyraża swoje

16 Stimulus V

Roma Ligocka, Róża, obrazy i słowa

opinie, próbuje zrozumieć siebie oraz zmodyfikować swą postawę (Szulc, 2011). W modelu Monroe wyróżnia się następujące elementy: 1. Sprawdzenie zdolności i stosunku wobec czytania, widzenia, słuchania. 2. Identyfikacja z sytuacją, postacią opisaną w książce. 3. Pośrednie doświadczenie. 4. Katharsis. 5. Wgląd. 6. Przeprowadzenie dyskusji na temat tekstu w celu wyciągnięcia wniosków. Niektóre punkty zdają się wymagać dodatkowego objaśnienia. W etapie trzecim pośrednie doświadczenie jest związane z przeżywaniem sytuacji pochodzącej z książki, tak jakby osoba czytająca sama brała w niej udział. Osobiste doświadczenie to kluczowy element tego modelu. Pozwala ono na przeżycie katharsis, czyli ulgi, dzięki możliwości zrozumienia własnego problemu na bazie doświadczenia pośredniego. Szerokie rozumienie przyczynowo-skutkowe własnych trudności, dostrzeżenie alternatyw i analogii z osobistą sytuacją, prowadzi do wglądu, czyli nagłej zmiany sposobu, w jaki osoba postrzega problem. Dzięki końcowej dyskusji możliwe jest czerpanie wskazówek z lektury do zastosowania w prawdziwym życiu (Szulc, 2011). Amerykański model biblioterapii Szulc (2011) przytacza także założenia amerykańskiego modelu biblioterapii, wedle którego pomaga ona dostrzec wielość rozwiązań danego problemu i elementy potrzebne do jego rozwiązania. Pokazuje, że inne osoby borykają się


z podobnymi trudnościami, naświetla ludzkie motywacje i wartości doświadczeń, a także wspiera realistyczny ogląd problemu. Psychodynamiczny model biblioterapii Pionierka biblioterapii, Caroline Shrodes (1950; za: Pehrsson, McMillen, 2007) zaproponowała psychodynamiczny model składający się z trzech elementów: identyfikacji, katharsis i wglądu. Pierwszy z nich polega na tym, że osoba odnajduje podobieństwa pomiędzy książkowymi bohaterami i ich historią a własnym życiem. Termin katharsis jest tutaj wyjaśniany jako doświadczenie uwolnienia emocji, zaś wgląd jako zrozumienie przez czytelnika własnych procesów. Jest to model bardzo zbliżony do tego autorstwa Monroe, choć pozbawiony niektórych elementów.

czy braku akceptacji ze strony rówieśników. Szczepańska (2003) wskazuje, że problemy egzystencjalne, na przykład śmierć, konflikty, wykluczenie z grupy, rywalizacja, mają szansę zostać uwidocznione dzięki książce i w ten sposób łatwiej zaakceptowane. Dziecko wybiórczo może skorzystać z najbardziej wartościowych w danym momencie elementów tekstu, uświadomić sobie trudności, a być może w pewnym stopniu także je uporządkować.

Bajki do zadań specjalnych – Kto ty jesteś? – zapytał zdziwiony chłopczyk. Usiadł na łóżeczku i wpatrywał się w ciemność. – To ja, Mrok – i po krótkiej przerwie dodał: – Mam taki ciemnoszary płaszcz i nim okrywam wolno wszystko: domy, ulice, lasy i pola. Po mnie przychodzi noc, a potem znowu witam dzień. Mam też bardzo miłych przyjaciół – to cienie.

Materiały i przygotowanie w biblioterapii

Jeśli chcesz, to poznam cię z nimi. Bo… bo ja nie mam twarzy

W ramach biblioterapii wykorzystywane są różne materiały. Dostępne są naukowe opracowania dla osób organizujących wsparcie potrzebującym, pomocnicze materiały przeznaczone dla bibliotekarzy i jednostek zawodowo zajmujących się pomaganiem oraz szeroki zakres tekstów (poradniki, beletrystyka, literatura faktu) dla ludzi mających konkretne problemy lub doświadczających kryzysu, choroby, trudności w relacjach rodzinnych, miłosnych, społecznych czy też śmierci osoby bliskiej (Szulc, 2011). Biblioterapeuta, pracując z drugim człowiekiem, powinien go najpierw poznać, wykazywać wiedzę na temat trudności, z jakimi się zmaga, oraz problemów ludzkich w ogóle. Ważne jest także przygotowanie do pracy w zespole oraz posiadanie wiedzy na temat zasobów biblioteki oraz ich możliwości terapeutycznego oddziaływania. Właściwe jest stosowanie przez biblioterapeutę zachęt, lecz nie nakazów, branie pod uwagę specjalnych wymagań czytelnika, dostosowywanie polecanych tekstów do potrzeb, inicjowanie dyskusji na temat lektur oraz oferowanie poradnictwa. Biblioterapeuta powinien być jednak czujny, by nie przekraczać własnych kompetencji oraz wystrzegać się traktowania biblioterapii jako uniwersalnej metody w każdej trudnej sytuacji, gdyż pełni ona tylko rolę pomocniczą (Szulc, 2011).

i nie mogę ci się pokazać.

Biblioterapia dla dzieci? Jak pisze Gallos (2013), biblioterapię warto stosować podczas pracy z dziećmi, ponieważ ma to wpływ na zmianę ich postaw, pozwala przygotować się do pełnienia wielu ról, wspomaga integrację, akceptację siebie, zmniejsza przejawy agresji i pomaga w rozwiązywaniu problemów. Wspomaga też terapię osób cierpiących z powodu lęków

Chłopiec wyczuł smutek w jego głosie. Pomyślał szybko, że tajemniczy nieznajomy wcale nie jest straszny, a tylko smutny. Podjął więc decyzję. – Mogę się z tobą zaprzyjaźnić. Nie muszę cię widzieć. (…) Drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się ukochana mama. Wyciągnęła ręce do syna i powiedziała: – Pora wstawać. – Mamo, miałem wspaniały sen. Ja już nie boję się ciemności. (Molicka, 1999, s. 73, 81)

Dziedziną biblioterapii wykorzystującą bajki podczas procesu terapeutycznego jest bajkoterapia (Molicka, 2002b). Bajki terapeutyczne wyróżniają się spośród innych tym, że ich akcja toczy się w realnym świecie, a nie w odległej przeszłości jak to się dzieje na przykład w baśniach (Brett, 1966; za: Szczepańska, 2003). Pojawia się w nich szeroki zakres motywów, między innymi: rozpacz, lęk, nadzieja. Ułatwiają dziecku utożsamienie się z nimi, a tym samym umożliwiają przeżycie doświadczeń kształcących młodego człowieka, pomagających w radzeniu sobie z emocjami, rozumieniu świata. Bajka terapeutyczna charakteryzuje się ponadto określoną strukturą. Najpierw panuje harmonijna atmosfera, którą następnie burzy niespowodowany przez dziecko konflikt. W ten sposób młody człowiek nie zostaje obciążony poczuciem winy, zapewnia mu się natomiast poczucie bezpieczeństwa. Dalsze narastanie problemu doprowadza do zewnętrznej ingerencji, która ma wartość naprawczą. Dziecko nie zostaje samo w obliczu problemu, utwór kończy się w momencie, gdy da się naprawić szkody,

17 Joanna Brzeska Słowa, które pomagają żyć


a czytelnik zyskuje nową perspektywę spojrzenia na problem, tym samym poznając nowy sposób jego rozwiązania (Krasoń, 2002; za: Szczepańska, 2003).

Bajki terapeutyczne – jak działają? Molicka (1999) podaje szereg procesów, na których opiera się działanie bajek terapeutycznych. Wspomina między innymi o tym, że wyzwalają one emocje, pozwalają zmniejszać lęk; pozytywne zakończenia budują nadzieję na dobry przebieg własnego losu, uwrażliwiają na doświadczenia innych, umożliwiają zastępcze zaspokajanie potrzeb psychicznych. Dziecięcy lęk może ulec zmniejszeniu dzięki niedoświadczaniu przez malucha niebezpieczeństwa przy równoczesnym odczuwaniu lęku w groźnej sytuacji, w jakiej znajduje się bohater, z którym się utożsamia. Wie-

lokrotne czytanie tej samej opowieści zmniejsza niepokój wobec analogicznych sytuacji w życiu. Jak pisze dalej Molicka (1999), bajki pomagają tworzyć wzory zachowań oraz wspomagać rozumienie problemów emocjonalnych. Wspierają dziecko w konkretyzowaniu lęku i jego racjonalizowaniu, a także uczą myśleć pozytywnie i wzmacniają poczucie własnej wartości. Wydaje się zatem, że zarówno bajki terapeutyczne, jak i literatura w ogóle posiadają nieoceniony potencjał, aby wspomagać procesy rozwojowe i wspierać w radzeniu sobie z rozmaitymi trudnościami. Dostępność książek i łatwość, z jaką można po nie sięgnąć, to dodatkowe atuty zachęcające do korzystania z tego nieocenionego źródła życiowych mądrości. Odgrywają znaczącą rolę nie tylko w życiu dzieci, lecz również wielu osób dorosłych.

Literatura cytowana Borecka, I. (1997). Biblioterapeuta w poszukiwaniu tożsamości zawodowej: materiały z konferencji. Wrocław. Brett, D. (1998). Opowiadania dla Twojego dziecka. Cz. 1. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Gallos, S. (2013). Biblioterapia – terapia i wychowanie przez czytanie. Życie szkoły, 2, 8 – 10. Krasoń, K. (2002). Baśniowe odkrywanie znaczeń jako wspo-

http://www.profesor.pl/publikacja,17848,Artykuly,Bajkoterapia-jako-rodzaj-biblioterapii-w-procesie-wspierania-i-terapii-z-dziecmi-w-mlodszym-wieku-szkolnym. Pehrsson, D. E., & McMillen, P. (2007). Bibliotherapy: Overview and implications for counselors (ACAPCD-02). Alexandria, VA: American Counseling Association. Szczepańska, A. (2003). Bajki, które pomagają żyć. W: M. Knapik

maganie rozwoju dziecka. W: J. Papuzińska, G. Leszczyński

(red.), Dziecko i sztuka. Recepcja – edukacja – wsparcie – terapia.

(red.), Kultura literacka dzieci i młodzieży u progu XXI stulecia.

Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego.

Warszawa: CEBID. Ligocka, R. (2011). Róża. Obrazy i słowa. Kraków: Wydawnictwo Literackie. Molicka, M. (1999). Bajki terapeutyczne dla dzieci. Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina. Molicka, M. (2002a). Bajkoterapia. O lękach dzieci i nowej metodzie terapii. Poznań: Wydawnictwo Media Rodzina. Molicka, M. (2002b). Bajkoterapia jako rodzaj biblioterapii w procesie budowania zasobów osobistych i terapii. Pozyskano z:

18 Stimulus V

Szulc, W. (1988). Kulturoterapia. Skrypt dla studentów Wydziału Pielęgniarskiego Akademii Medycznej w Poznaniu. Poznań: Wydawnictwa Uczelniane Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego. Szulc, W. (1994). Kulturoterapia. Wykorzystanie sztuki i działalności kulturalno-oświatowej w lecznictwie. Poznań: Wydawnictwa Uczelniane Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego. Szulc, W. (2011). Arteterapia. Narodziny idei, ewolucja teorii, rozwój praktyki. Warszawa: Difin.


G

„Graficzny krzyk” ulicy, czyli dlaczego i po co ludzie malują po murach Agnieszka Adamska

W przestrzeni Krakowa istnieje kilka miejsc, w których możemy spotkać się z barwnymi grafikami. Przykładem może być mur przed szkołą przy ulicy Czarnowiejskiej lub mur przy ulicy Głowackiego otaczający stadion „Wawelu”. Kiedy byłam dzieckiem, często przejeżdżałam koło tych grafik i zawsze zachwycała mnie ich różnorodność oraz bogata kolorystyka, mimo że nie zawsze rozumiałam, co tak naprawdę jest przedstawione na rysunku. Na murze przy Czarnowiejskiej możemy zobaczyć grafiki, które są bardziej zrozumiałe dla codziennego przechodnia. Część z nich powstała w celu upamiętnienia pewnych zdarzeń lub osób. Ta strona graffiti zawsze mi się podobała. Istnieje też niestety druga strona graffiti, z którą spotykam się przynajmniej raz w miesiącu, gdy naprzeciwko mojego domu powstaje napis sporządzony przez sympatyków jednej ze znanych krakowskich drużyn piłkarskich. Zostaje on później zamalowany przez zarządcę budynku, a w jego miejsce po jakimś czasie powstaje nowy. Napisy te nie zachwycają ani kompozycją, ani barwą, ani czymkolwiek. Są zwykłymi bazgrołami. Zaczęłam się zastanawiać, po co to wszystko. Dlaczego ludzie malują po murach – często estetycznie, ale niezrozumiale; dlaczego inni niszczą otaczającą nas przestrzeń? Czemu służą napisy i rysunki w przestrzeni publicznej? Według definicji encyklopedycznej graffiti to spray art, sztuka szablonu, sztuka ulicy. To nie tylko rodzaj techniki i działania artystycznego, ale także zjawisko socjologiczne wyrażone w formie napisów, symboli i haseł namalowanych na ścianach domów, murach, w miejscach publicznych sprayem lub pędzlem przez szablon (Wojnowski, 2005). Graffiti przez niektórych uważane jest za wandalizm, przez innych natomiast za sztukę. Wydaje się jednak, że nie zależy to tylko od przyjętej z góry opinii o takim rodzaju przedstawienia (choć na pewno nie pozostaje bez znaczenia dla jej odbioru), ale także od samych cech dzieła. Możemy spotkać się zarówno z oryginalnymi i pełnymi barw rysunkami, których stworzenie wymaga talentu i samodoskonalenia się, jak i ze zwykłymi bazgrołami, które raczej szpecą, niż ozdabiają otoczenie. Obydwa rodzaje graffiti są do siebie pod pewnymi względami podobne, pod innymi zaś zupełnie od siebie różne. Pierwszy możemy uznać za twórczy, drugi – nie. Pierwszy może być sztuką, drugi niekoniecznie. Porębski (1976, za: Dereń, 1982) wyróżnia dwa rodzaje przypisywanych dziełu plastycznemu wartości: informacyjne (ze względu na rodzaj informacji) i artystyczne (ze względu na sposób przekazywania informacji w ramach określonej technologii i stylistyki). Jeżeli więc napis

Graffitti, xbauerx, 2006. (Pozyskano z: http://www.freeimages. com/photo/499554)

19 Agnieszka Adamska „Graficzny krzyk” ulicy, czyli dlaczego i po co ludzie malują po murach


na murze przekazuje nam pewną informację, czyli posiada pierwszą wartość, ale nie ma walorów artystycznych, nie możemy zaliczyć go do kultury plastycznej standardowo rozumianej. Pamiętając o tym, postaram się odpowiedzieć

stron internetowych, magazynów, festiwali i wydarzeń związanych z graffiti, które jednoczą już nie tylko osoby z danego kraju, ale z różnych zakątków świata. Bycie członkiem takiej grupy może pozwalać na zaspokojenie

Moda ta rozkwitła w okresie stanu wojennego i powstawania NSZZ „Solidarność”. Hasła dotyczyły głównie sytuacji politycznej i były wyrazem więzi z opozycją antykomunistyczną.

na pytanie, dlaczego ludzie decydują się na taki rodzaj ekspresji artystycznej i co to oznacza dla społeczeństwa. Moda na graffiti przyszła do Europy, w tym do Polski, ze Stanów Zjednoczonych (Schilling, 2013). W Polsce powstanie subkultury grafficiarzy datuje się na lata 80. XX wieku. Moda ta rozkwitła w okresie stanu wojennego i powstawania NSZZ „Solidarność”. Hasła dotyczyły głównie sytuacji politycznej i były wyrazem więzi z opozycją antykomunistyczną. Były to najczęściej wyrażenia obsceniczne lub humorystyczne. Nie oznacza to jednak, że wcześniej graffiti nie było obecne w Polsce. Można je było dostrzec już w okresie II wojny światowej w postaci znaku Polski Walczącej. Znak ten przybiera formę kotwicy z trzonem w kształcie litery P i ramionami w kształcie litery W. Symbol ten był najczęściej malowany przez harcerzy i wiązał się z akcją „małego sabotażu”, skierowaną przeciwko okupantom. Kolejnym charakterystycznym hasłem był slogan „3 razy tak” dotyczący referendum ludowego z 1946 roku (Nowak-Kulczyński, 2011). Wspomniane wyżej przykłady odnoszą się do graffiti politycznego, które związane było z młodzieżowymi ruchami antykomunistycznymi, wolnościowymi, anarchicznymi, kontrkulturowymi, pacyficznymi (Schilling, 2013). Graffiti najczęściej umiejscowione jest w miejscach do tego nieprzeznaczonych, co czyni je nielegalnym. W związku z tym jedną z podstawowych cech tej działalności jest jej anonimowość – „writerzy”, jeżeli się podpisują, robią to pseudonimem, który znany jest tylko wąskiej grupie osób. Często pseudonim ten, wyrażony przy użyciu wypracowanego osobliwego stylu i techniki, jest jedyną treścią graffiti. Osoby zajmujące się tą działalnością tworzą subkultury, a w ramach nich mniejsze grupy, tzw. crews. Grupy te mają w zwyczaju prześcigać się w tym, kto stworzy lepsze graffiti. „Lepsze” w tym przypadku oznacza wykonane oryginalniejszą techniką, w miejscu bardziej widocznym, ale przy tym niedostępnym (Schilling, 2013). Subkultura grafficiarzy coraz bardziej się rozwija, zarówno w Polsce, jak i globalnie. Powstaje coraz więcej

20 Stimulus V

jednej z głównych potrzeb społecznych, jaką jest potrzeba przynależności. Jej zaspokojenie jest silnie gratyfikujące dla jednostki i może wzmacniać zachowanie pożądane przez daną zbiorowość. Z badań Eisenbergera i Cameron (1996; za: Franken, 2005) wynika, że jeżeli nagroda jest proporcjonalna do wysiłku twórczego, to pobudza twórczość. Taką nagrodę, zarówno w postaci uznania dla wykonanego rysunku, jak i nagradzającego charakteru kontaktów interpersonalnych, może dostarczyć właśnie grupa, do której należy jednostka. Dzięki temu „writer” może wykonać bardziej twórcze dzieła, które następnie będą jeszcze lepiej ocenione przez grupę. Nie każda ocena jednak może pozytywnie wpłynąć na twórczość. Może być pomocna, gdy ma na celu ulepszenie dzieła, może jednak przeszkadzać, gdy oceniany jest sens działalności twórcy lub jego walory osobiste (Nęcka, 2005). Dowiedziono również, że wykonywanie czynności, która wymaga od nas inwencji twórczej wraz z innymi osobami, może mieć na nas bardzo pozytywny wpływ, o ile nie oczekujemy natychmiastowej oceny wyników naszej pracy (Amabile, Goldfarb i Brackfield, 1990; za Nęcka, 2005). Często taka sytuacja może mieć miejsce podczas wspólnego tworzenia graffiti w najbliższych grupach. Ponadto subkultura grafficiarzy może posiadać wzór kulturowy, który określa zakres zachowań dopuszczalnych, a więc mieszczących się w ustalonych granicach, i skutecznych w danej sytuacji. Wzory kultury są przypisane konkretnym grupom, ujednolicają postępowanie ich członków, a przez to zapewniają regularność życia społecznego (Rusek, 1982). Istnieją normy grupowe, które wskazują, jak powinien przebiegać kontakt ze sztuką – co i w jaki sposób należy odbierać (Olbrycht, 1982). Wszystkie te wyżej wymienione aspekty mogą zostać zrealizowane dzięki obecności jednostki zarówno w subkulturze, jak i w bliższej grupie. W miastach powstają miejsca, w których tworzenie graffiti jest legalne. Jednak wiele z grafik powstaje pod osłoną nocy, często w pośpiechu, w miejscach


do tego nieprzeznaczonych. Możliwe, że osoby, które dopuszczają się tych wykroczeń, posiadają potrzebę mocnych wrażeń. Zuckerman (1979; za Franken, 2005) potrzebę doznań określił jako potrzebę przeżywania zróżnicowanych, nowych i złożonych wrażeń, doświadczeń oraz gotowość do podejmowania ryzyka fizycznego i społecznego w celu zaspokojenia tej potrzeby. Wyróżnił on cztery aspekty, z omawianym zjawiskiem graffiti wiążą się trzy z nich: aspekt szukania doświadczeń, który opisywany jest jako wykraczanie poza konwencjonalny styl życia; aspekt przekraczania granic, którego esencją jest podejmowanie się niecodziennych działań przy jednoczesnym konwencjonalnym stylu życia; i aspekt nietolerowania nudy, gdy osoba poszukuje nowych bodźców, aby uniknąć monotonii. Osoby poszukujące doznań to najczęściej młodzi mężczyźni i, co ciekawe, opisywaną subkulturę w większości tworzą właśnie oni. Potrzeba mocnych wrażeń może prowadzić na drogę przestępstwa, ale może również inspirować np. do twórczości artystycznej (Farley, 1986; za: Franken, 2005). Obie te grupy łączy otwartość na nowe sposoby postępowania i postrzegania rzeczywistości, pogarda dla konwencji i tradycji oraz nieprzejmowanie się tym, co myślą i robią inni ludzie (Franken, 2005). W przypadku zjawiska graffiti możemy powiedzieć, że są pewne warunki, w których te dwie grupy mogą się łączyć. Osoby tworzące niezwykle twórcze grafiki mogą dopuścić się wykroczenia i tworzyć je w nielegalny sposób. Twórczość jednak sama w sobie wiąże się z koniecznością ponoszenia ryzyka (­Nęcka, 2005). Według Sternberga i Lubarta (1995; za: Nęcka, 2005) twórczość wymaga przede wszystkim „przeciwstawienia się tłumowi”, czyli wyboru własnej ścieżki wbrew dominującym w danym środowisku czy epoce tendencjom. Glover (1977, za: Nęcka, 2005) wykazał, że skłonienie ludzi do wykonania czynności ryzykownej powoduje wzrost liczby twórczych pomysłów w zadaniu następującym po doświadczeniu ryzyka. Tak więc tworzenie w nocy, w poczuciu zagrożenia, może sprawić, że dzieło będzie bardziej twórcze. W badaniach Halseya i Young (2006; za: Dąbrowski 2011, s. 35) autorzy graffiti podkreślają rolę, jaką w akcie malowania odgrywają silne emocje, będące czymś więcej niż konsekwencją przełamywania prawnych czy społecznych barier (duma, pożądanie, poczucie wspólnoty, przyjemność nakładania farby, sprayu, procesu tworzenia). Afekt tłumaczą jako całokształt relacji miedzy twórcami, miejscami i innymi ludźmi, którego nie można sprowadzić do pojęcia emocji i oddziaływania na jakąś powierzchnię. W badaniu dotyczącym motywacji do twórczości artystycznej (Piechota i Tokarz, 2014) wykazano różnorodność

i polimotywacyjny charakter motywów kierujących aktywnością twórczą. Bardzo ważna okazała się strefa emocjonalna, która jest źródłem silnych stymulatorów. Ponadto wyodrębniono także grupę stymulatorów, która odnosiła się do specyfiki czynności związanych z aktem twórczym. Czynności te mogą być źródłem przyjemności

Wiele z grafik powstaje pod osłoną nocy, często w pośpiechu, w miejscach do tego nieprzeznaczonych. Możliwe, że osoby, które dopuszczają się tych wykroczeń, posiadają potrzebę mocnych ­wrażeń.

autotelicznej. Wyniki obu tych badań dają podobne wnioski, mimo że zostały przeprowadzone na bardzo różnych grupach. Motywacja samoistna polega na czerpaniu satysfakcji z nagród zawartych w samej czynności. Te nagrody immanentne powodują, że nie są potrzebne inne czynniki motywujące (Nęcka, 2005), a czynność może być wykonywana dla samej czynności. Czerpanie radości z samego tylko działania jest silnie powiązane z koncepcją przepływu. Flow (Csikszentmihalyi, 1988; za: Nęcka, 2005) to doświadczenie autoteliczne, będące subiektywnym doznaniem, na które składa się mieszanka pozytywnych emocji, takich jak podniecenie, radość i zaciekawienie, ekscytacja. Warunkiem wyzwolenia takiego stanu jest równowaga pomiędzy poziomem kompetencji a poziomem wymagań lub trudności zadania. Zadanie nie może być ani zbyt łatwe, gdyż powoduje nudę, ani zbyt trudne, gdyż powoduje lęk. Kolejnym powodem, dla którego ludzie mogą tworzyć, jest chęć ekspresji samego siebie. Ekspresja odnosi się do zjawisk psychicznych i oznacza ujawnienie, wyrażenie i wywieranie przez nie wpływu na otoczenie (Pielesińska, 1983). Jej związki ze sztuką są bardzo stare, sięgają już czasów starożytnych (Pielasińska, 1983). Ekspresja poprzez symbole uznana została za podstawowy i wyróżniający człowieka od reszty świata rys antropologiczny. Jest to sposób utrwalania i przekazywania z pokolenia na pokolenie dzieła ludzkiego, którym jest kultura. Wyrażanie symboliczne, polegające na tym, że człowiek nadaje swoim przeżyciom kształt, jest rodzajem ekspresji (Cassirer, 1970; za: Pielasińska, 1983). Graffiti daje więc okazję pozostawienia po sobie widocznego dla wszyst-

21 Agnieszka Adamska „Graficzny krzyk” ulicy, czyli dlaczego i po co ludzie malują po murach


kich śladu. Według Freineta (1965, za: Pielasińska, 1983) dziecko ma wrodzoną potrzebę więzi ze środowiskiem, które je otacza. W celu zdobycia maksymalnej integracji ze środowiskiem dziecko stale doskonali metody porozumiewania się. Jest to bliskie definicji ekspresji jako wrodzonej potrzeby komunikowania innym ludziom swych myśli, uczuć i przeżyć. Ekspresja może być hamowana

myślcie – to nie boli”, „chce mi się wyć”; szkolne „szkoła óczy”; kościelne: „księża na księżyc”; prześmiewcze, promujące lub negujące kluby piłkarskie. W latach 2009 – 2011 można było dostrzec graffiti negujące działalność internetowych portali społecznościowych. Powstały wówczas takie hasła, jak np. „FaceBóg” czy „Fuckbook” (Schilling, 2013). Graffiti może wydobywać

Graffiti ma często na celu zakomunikowanie czegoś społeczeństwu. Według Ryszarda Kapuścińskiego jest ono przejawem braku należytej komunikacji w społeczeństwie, formą „graficznego krzyku”

przez otoczenie społeczne. Dzieje się tak, gdy jednostka obawia się dezaprobaty ze strony społeczeństwa, ulega konformizmowi. Jednak to dzieła człowieka potwierdzają jego indywidualność i dzięki nim może realizować siebie. Impulsem do autoekspresji jest potrzeba dialogu ze światem i wyjścia poza własną egzystencję nawet za cenę niepewności i ryzyka (Pielasińska, 1983). „Writerzy” wyrażają siebie, podejmując to ryzyko – ryzyko z jednej strony sankcji prawnych, z drugiej natomiast wykluczenia z ogółu. Funkcję wyrażania należy uznać za odmianę funkcji komunikacyjnej (Pielasińska, 1983). Graffiti ma często na celu zakomunikowanie czegoś społeczeństwu. Według Ryszarda Kapuścińskiego jest ono przejawem braku należytej komunikacji w społeczeństwie, formą „graficznego krzyku” (Nowak-Kulczyński, 2011). Według Rafała Drozdowskiego (2006, za: Krajewski, 2011 s. 29 – 30) „Graffiti, służąc bronieniu społecznej, kulturowej i ekonomicznej autonomii określonej przestrzeni, zmuszone jest ją naznaczać i deprecjonować”. Jest to jeden ze środków przekazu, przez który obywatele: „upominają się o sprawiedliwość społeczną i w pewnym sensie ją przywracają”. Widzimy to szczególnie w przypadku wspomnianego na początku graffiti politycznego. Pokazuje ono słabość władzy – przełamuje poczucie kontroli i bycia obserwowanym (Dąbrowski, 2011). Graffiti jako opór wobec władzy „afirmuje prawo odmienności”, „zwraca się przeciwko temu, co trzyma jednostkę w izolacji”, „co zamyka ją w ciasno wytyczonych ramach dotychczasowej tożsamości” (Foucault, 1998; za: Dąbrowski, 2011). Aspektem społecznym graffiti staje się komunikat, a także wolność słowa i obrazu, które pozwalały na komentowanie rzeczywistości (Nowak-Kulczyński, 2011). Pojawiają się więc graffiti o różnorodnej tematyce, które mają nie tylko zabarwienie polityczne, ale także egzystencjalne: „ludzie

22 Stimulus V

ukrywane i przemilczane społeczne problemy, zwraca uwagę na przykład na kwestię ubogich dzielnic, które przypominają o swoim istnieniu (Dąbrowski, 2011). Może być również sposobem zaznaczania terenu. Widoczne to jest w przypadku osiedli czy też dzielnic, w których znajdziemy napisy negujące lub promujące dany klub piłkarski. Jest to pewnego rodzaju informacja „kto tu rządzi”. Według „writerów” graffiti nie powinno być wykorzystywane w celach marketingowych (Schilling, 2013). Sugeruje to, że ważna jest dla nich możliwość ekspresji samego siebie i przekaz dzieła, które nie powinno służyć jedynie jako produkt, coś, co ma materialną wartość. Dla społeczeństwa grafiki te mogą być krokiem do bardziej świadomej percepcji otoczenia. Ludzie mogą się zastanawiać, jakim prawem ktoś pisze po ścianach. Już samo dostrzeżenie graffiti może powodować refleksję nad tym, co jest legalne, a co nie, co jest prywatne, a co wspólne, co jest estetyczne, a co brzydkie. Zauważenie graffiti i stwierdzenie, że narusza ono ład, przysłania i zanieczyszcza otoczenie, może być punktem wyjścia do przemyśleń nad tym, czy otaczające nas z każdej strony reklamy, bilbordy, plakaty reklamowe nie robią tego samego (Dąbrowski, 2011). Graffiti jest zjawiskiem przede wszystkim społecznym. Pozwala na zaspokojenie szeregu potrzeb jego autorów i jednocześnie jest przekazem dla społeczeństwa. Jest sygnałem, komunikatem, który ma na celu zwrócić uwagę lub skomentować pewną rzeczywistość. Widzimy to na przykładzie napisów obecnych w historii, jak również będących odpowiedzią na obecną sytuację. Graffiti może, lecz nie musi, być także sztuką, twórczym działaniem, pozwalającym jednostce czerpać radość z samego faktu tworzenia, przyjemność związaną z odczuwaniem różnorodnych emocji, ekspresją siebie i kontaktem ze światem.


Literatura cytowana: Amabile, T. M., Goldfarb, P., Brackfield, S. C. (1990). Social influences on creativity: Evaluation, coaction, and surveillance. Creativity Research Journal, 3, 6 – 21.

Krajewski, M. (2011). Street art i władze(a) miasta. W: M. Duchowski, E. A. Sekuła (red.), Street art. Między wolnością a anarchią (s. 22 – 31). Warszawa: Akademia Sztuk Pięknych.

Cassirer, E. (1970). Esej o człowieku. Warszawa: Czytelnik.

Nęcka, E. (2005). Psychologia Twórczości. Gdańsk: GWP.

Csikszentmihalyi, M., Csikszentmihalyi, I. S. (red.). (1988). Optimal

Nowak-Kulczyński, K. (2011) Od znaku „Polski Walczącej” po hasło

Experience: Psychological Studies of flow in consciousness. Cambridge: UK: Cambridge University Press. Dąbrowski, J. (2011). „The medium is the message” – graffiti

„FaceBóg” – rola polskiego graffiti w latach 1942 – 2011. Biuletyn Historii Wychowania, 27, 127 – 139. Olbrycht, J. (1982). Mała grupa społeczna a wzory konsumpcji

writing jako McLuhanowski środek przekazu. W: M. Duchow-

sztuki. W: K. Olbrycht (red.), Podstawy teoretyczne badań nad

ski, E. A. Sekuła (red.), Street art. Między wolnością a anarchią

odbiorem sztuki (s. 46 – 61). Katowice : Uniwersytet Śląski.

(s. 32 – 57). Warszawa: Akademia Sztuk Pięknych. Dereń, A. (1982). Kultura plastyczna a kultura wizualna. W: K. Olbrycht (red.), Podstawy teoretyczne badań nad odbiorem sztuki (s. 114 – 127). Katowice: Uniwersytet Śląski. Drozdowski, R. (2006). Obraza na obrazy. Strategie społecznego oporu wobec obrazów dominujących. Poznań: UAM. Eisenberger, R., Cameron, J. (1996). Detrimental effects of reward: Reality or Myth? American Psychologist, 51(11), 1153 – 1166. Foucault, M. (2009). Nadzorować i karać. Narodziny więzienia. Warszawa: Aletheia. Franken, R. E. (2005). Psychologia motywacji. Gdańsk: GWP. Freinet C., (1965). Naturalne metody wychowania. W: I. Wojnar (red.), Wychowanie przez sztukę. Warszawa: PZWS. Glover, J. A. (1977). Risky shift and creativity. Social Behavior and Personality, 5, 317 – 320. Halsey, M., Young, A. (2006). „Our desires are ungovernable” Writing graffiti in urban space. Theoretical Criminology, 10(3), 275 – 306.

Piechota, A., Tokarz, A. (2014). Zastosowanie analizy konstytucji znaczenia (MCA) w badaniu motywacji do twórczość artystycznej. Przegląd Socjologii Jakościowej, 10(1), 158 – 185. Pielasińska, W. (1983). Ekspresja – jej wartość i potrzeba. Warszawa: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne. Porębski, M. (1976). Mechanizmy i strategie wyboru. W: J. Białostocki (red.), Pojęcia, problemy, metody współczesnej nauki o sztuce. Warszawa: PWN. Rusek, H. (1982). Analiza pojęcia „wzór konsumpcji sztuki” na gruncie socjologii kultury. W K. Olbrycht (red.), Podstawy teoretyczne badań nad odbiorem sztuki (s. 13 – 28). Katowice : Uniwersytet Śląski. Schilling, A. (2013). Graffiti w przestrzeni globalnej i lokalnej. Kultura Popularna, 2(36), 140 – 151. Sternberg, R. J., Lubart, T. I. (1995). Defying the crowd: Cultivating creativity in a culture of conformity. New York: The Free Press. Wojnowski, J. (2005) Wielka encyclopedia PWN. Warszawa: PWN. Zuckerman, M. (1979). Sensation seeking: beyond the optimal level of arousal. New Jersey: Lawrence Erlbaum.

23 Agnieszka Adamska „Graficzny krzyk” ulicy, czyli dlaczego i po co ludzie malują po murach


M

„Męczy mnie zmora…”, czyli personifikacja porażenia przysennego Małorzata Skwierczyńska

„Nie wiadomo dziś wcale, Co się śniło Bajdale? Lecz wiadomo, że szpecąc przystojność przestworza, Wylazł z rowu Dusiołek, jak półbabek z łoża. […] Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie – Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie!”

Przedstawione w wierszu Leśmiana duszenie przez sen zapewne odnosiło się do niekoniecznie niepokojącego, a dość powszechnego zjawiska, jakim jest porażenie

Bolesław Leśmian, Dusiołek

przysenne. Interpretowano je jako atak Dusiołka lub częściej – zmory.

Krótko o słowiańskich demonach W połowie VI wieku ludy słowiańskie stanęły u granic Cesarstwa Rzymskiego. Z tego właśnie okresu pochodzą pierwsze wzmianki o ich obyczajach (Łowmiański, 1986). Rozwój chrześcijaństwa, który miał miejsce od początku IV wieku n.e. (Michałowski, 2011), zaczął wpływać również na Słowian, którzy na przyjęcie tej religii zdecydowali się na przełomie IX i X wieku (Łowmiański, 1986). Mimo to wpływy podań ludowych były obecne w tradycji i obyczajowości słowiańskiej aż do początku XX wieku: W tradycyjnym archetypie słowiańskich kultur ludowych bardzo wyraźnie zarysowują się tendencje do mitologiczno-symbolicznej personifikacji zjawisk i procesów, zachodzących w otaczającej człowieka rzeczywistości przyrodniczej i społecznej (Pełka, 1987, s. 5).

Stąd też wiele dających się racjonalnie wytłumaczyć zdarzeń próbowano wyjaśniać działaniem sił nadprzyrodzonych, a postacie pochodzące z mitologii słowiańskiej płynnie przeszły do tradycji chrześcijańskiej. Ich obecność widoczna była we wszelkich sferach życia ludzkiego – w domu, na polu, podczas pracy lub w czasie snu (Pełka, 1987). Temu ostatniemu zagadnieniu zamierzam poświęcić więcej uwagi. Jedna z interpretacji niewyjaśnionych, często powtarzalnych koszmarów sennych odnosiła się do obecnych w judeochrześcijańskiej tradycji strażników dusz ludzkich czy upadłych aniołów (Cheyne, 2000). Część z nich dała się uwieść ziemskim kobietom i w wyniku romansu na świat przychodziło ich

24 Stimulus V

Nocna mara, Johann Heinrich Füssli. (Pozyskano z: http://pl.wikipedia.org/ wiki/Nocna_mara_(obraz))


wspólne potomstwo. Jednakże zamiast opieki nad ludzkim gatunkiem postaci te wybrały nękanie bezbronnych śpiących. Zwano je inkubami (Kiessling, 1977). Augustyn wątpił w fakt, ażeby zjawami gnębiącymi ludzi były upadłe anioły, ale sam wierzył w istnienie inkubusów, które: „[…] psociły się niewiastom i pożądały, i dopuszczały się spółkowania z nimi” (Św. Augustyn, 2002, s. 584). Aż do XX wieku wszelkie krzywdy czy niesprawiedliwości tłumaczono albo działaniem szatana, albo demonów, które: […] duszą i gniotą, straszą jękiem, płaczem i gwizdem, śmiechem, klaskaniem, jeżdżą na ludziach, wysysają krew i mleko, wyżerają wnętrzności, męczą kobiety ciężarne, odmieniają niemowlęta, porywają dziewczyny i kobiety, wchodzą w stosunki płciowe z ludźmi (Gieysztor, 1982, s. 254).

Zmora

Większość podań określa niewyjaśnione, powtarzalne mary senne jako atak zmory (Brückner, 1980). Zmora w mitologii polskiej pojawiła się po wprowadzeniu chrześcijaństwa, choć wywodzi się z pogaństwa. Na ziemiach polskich wiara w nią prawdopodobnie najpowszechniejsza była w XIX i XX wieku (Krzyżanowski, 1965). Opisywano ją w ten sposób: „istota półdemoniczna, dusząca śpiących ludzi, ewentualnie wysysająca mleko z piersi lub krew” (Strzelczyk, 1998, s. 241). Zmora była rozpowszechniona w całej Europie. W Polsce określana też gniotkiem albo dusiołkiem, u Serbów nocnicą (choć Pełka [1987] uważa, że nocnica to zjawa kobiety, która dręczy wyłącznie niemowlęta). W Europie Zachodniej nazywana marą – Mahre (Niemcy), nightmare (Anglia), cauchemar u Francuzów, hihimora na Rusi (Brückner, 1980). Brückner wspomniał o rozróżnieniu zmór nocnych na incubusa i succubusa. Za inkuba uważa się demona rodzaju męskiego przychodzącego nocą i zapładniającego śniącą kobietę (The American Heritage® Stedman’s Medical Dictionary, 2002); sukub zaś to demon rodzaju żeńskiego, który doprowadza do stosunku ze śniącym mężczyzną, odbierając mu nasienie (Institoris, 2008). Zmora w Słowniku Folkloru Polskiego (w Małopolsce: koga) opisana jest w następujący sposób: Wedle przesądów ludowych stwór demoniczny (czasem

człowiek o demonicznych właściwościach), który dusi ludzi we śnie lub wysysa z nich krew, nadto posiada zdolność przemieniania się w rozmaite przedmioty, np. źdźbło słomy lub owoc. Wiara w istnienie zmor, powszechna w całej Słowiańszczyźnie, a żywa również w folklorze europejskim, przejawiła się w Polsce nie tylko w różnych wzmiankach, lecz i w rozbudowanych opowiadaniach (Krzyżanowski, 1965, s. 473).

Oskar Kolberg, dziewiętnastowieczny muzyk, zajmował się spisywaniem charakterystyk kultury ludowej i obyczajów regionalnych ziem polskich (Krzyżanowski, 1965). Zebrał szeroką dokumentację dotyczącą ataków zmory (Pełka, 1987). Z jednego z zapisów wynika, że zmory przyjmowały często postać męską lub kobiecą i przychodziły nocą, by się mocno przytulić (wręcz ścisnąć), a przy tym całować oraz lizać twarze swoich ofiar. Trudno było ją zobaczyć, a uchronić przed nią mogło położenie się na brzuchu. Inny opis podkreśla, że zmora sama w sobie była ciężka, stąd uczucie przygniecenia i duszenia, oraz że owymi zmorami były najczęściej kobiety, które podczas ataku ssały śpiącego mężczyznę. By uchronić się przed zmorą, należało nosić przy sobie igłę lub włożyć do łóżka nóż (Pełka, 1987).

Zmory przyjmowały często postać męską lub kobiecą i przychodziły nocą, by się mocno przytulić (wręcz

ścisnąć), a przy tym całować oraz lizać twarze swoich ofiar. Trudno było ją zobaczyć, a uchronić przed nią mogło położenie się na brzuchu,

Według badań Pełki (1987), opierających się na analizie podań ludowych, zmora jest demonem lub półdemonem, duszą człowieka żyjącego. Wyobrażano ją sobie jako istotę bezpłciową, której nie sposób zauważyć. Inna wizja zmory to postać wysokiej i chudej kobiety, która posiadała długie niczym szpony paznokcie. Sposobami radzenia sobie ze zmorą były zachowania nawiązujące do tradycji ludowych, np. wystrzeganie się spania na jęczmiennej słomie, stawianie przy łożu siekiery lub innego żelaznego przedmiotu, posiadanie w pobliżu kija lub bata, by móc się bronić, kładzenie koło miejsca spania noża, zasypianie z włochatą szczotką w rękach itp.; oraz do tradycji chrześcijańskiej: polewanie mieszkania wodą święconą, rysowanie na drzwiach znaku krzyża, modlenie się podczas ataku zmory, przeżegnanie się, gdy zmora „się zbliża”, okadzenie łóżka święconym zielem, posiadanie w pobliżu miejsca spania wody święconej (Pełka, 1987). Słownik Folkloru Polskiego podaje zaś: „za środki obronne przed zmorami uchodzi składanie rąk na krzyż przed zaśnięciem, leżenie na lewym boku, poruszanie wielkim palcem u nogi itp.” (Krzyżanowski, 1965, s. 473).

25 Małorzata Skwierczyńska „Męczy mnie zmora...”


Dowodów ataków zmory można dopatrzyć się również poza kontynentem europejskim. W literaturze japońskiej występuje ona pod nazwą kanashibari i jest związana z magicznym działaniem jednego z buddyjskich bogów Fudoh-Myohoh, przejawia się za pośrednictwem mnichów albo złych dusz. W Chinach przedstawiona jest jako opresja ducha (ghost oppression), a pierwsze wzmianki o niej pochodzą z V wieku p.n.e. W Korei Północnej paraliż był określany mianem ha-winulita, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „bycie ściśniętym przez nożyczki”.

składa się z dwóch faz – nREM oraz REM. Podzielono je na podstawie odmiennych zapisów aktywności elektrycznej mózgu (rejestrowanej za pomocą elektroencefalografu – EEG), zmian biochemicznych w organizmie oraz napięcia mięśni podczas spania. Podczas fazy nREM (snu wolnofalowego) utrzymane zostaje napięcie mięśniowe, a więc mogą wystąpić ruchy zmieniające pozycję ciała, maleje częstość oddechów, obniża się ciśnienie tętnicze, zaś podczas fazy REM (inaczej sen paradoksalny) zostaje zniesione napięcie mięśni, lecz występują skurcze zewnętrznych

Słownik Folkloru Polskiego podaje zaś: „za środki obronne przed zmorami uchodzi składanie rąk na krzyż przed zaśnięciem, leżenie na lewym boku, poruszanie wielkim palcem u nogi itp.”

Eskimosi z ­Kanady uważali zaś, że atakuje ich szaman lub wrogie siły. Dosyć kontrowersyjna interpretacja paraliżu przysennego z Santa Lucia mówiła, że był on rzekomo spowodowany przez duchy nieochrzczonych dzieci (kokma), które nawiedzają ich obszar (Santomauro i French, 2009). Również na kontynencie amerykańskim podejmowano próby interpretacji paraliżu sennego, np. w Nowej Funlandii występował pod postacią Old Hug. Była ona bardzo podobna do słowiańskiej zmory – siadała na klatce piersiowej sparaliżowanej snem ofiary. Nowofundlandczycy wyjaśniali to zmęczeniem, odmienną cyrkulacją krwi podczas leżenia albo złymi myślami nieprzyjaciół (Hufford, 1982). Znane ze współczesnych czasów przypadki porwania przez kosmitów czy niektóre przypadki opętania przez diabła również wyjaśniane są porażeniem przysennym (Dunning, 2006; Santumauro i French, 2009; Woźniak, 2012). Dopiero w drugiej połowie XX wieku, wraz z rozwojem neuronauk oraz zastosowaniem nowych technologii w nauce (Martin, 2001), a także w wyniku zmian metodologii nauk społecznych (Stemplewska-Żakowicz, 2009), zjawisku zmory można było przyjrzeć się z obiektywnej strony. Badania Hufforda (1982), później Cheynego (2000, 2005) wykazały, że atak zmory jest tak naprawdę chwilową niedyspozycją układu nerwowego, a raczej „niezgraniem” się pewnych struktur w odpowiednim czasie. Stan ten został nazwany porażeniem przysennym.

Porażenie przysenne Sen – w uproszczeniu można go zdefiniować jako czasową utratę świadomości, regularnie przemijającą w cyklu okołodobowym, który przeważnie trwa około 24 godzin. Sen

26 Stimulus V

mięśni ocznych; tempo oddychania, ciśnienie tętnicze i temperatura ciała są nieregularne, EEG przypomina zapis uzyskiwany w czasie czuwania – stąd nazwa paradoksalny (Sadowski, 2005). Sny nREM i REM występują naprzemiennie co około 90 – 110 minut, ale w miarę upływu czasu faza REM ulega wydłużeniu. Cykl podczas jednego snu powtarza się cztery do pięciu razy. Sny występują podczas fazy REM, chociaż mogą pojawić się również podczas fazy nREM (Sadowski, 2005). Porażenie przysenne (inaczej paraliż przysenny) jest zjawiskiem, którego doświadcza się zaraz po zaśnięciu lub chwilę przed przebudzeniem. Cechą charakterystyczną jest niemożność poruszenia (mimo woli podmiotu), niepokojące marzenia senne, które odbiera się jako bardzo autentyczne (osoba uważa, że jeszcze śpi lub już nie), uczucie zgniecenia lub przyduszenia. Towarzyszą temu silny lęk, przyspieszony oddech oraz halucynacje (Cheyne 2000, 2005; Santomauro i French, 2009; Paradis i in., 2009). Paraliż przysenny występuje zawsze, gdy zapadamy w sen lub chwilę przed przebudzeniem się – (SOREMP ang. sleep onset/offset REM period), czyli podczas fazy REM. (Cheyne, 2005; Scharpless i in., 2010; Paradis i in., 2009). Doświadcza się go tylko w pozycji leżącej, przeważnie na plecach. Nie trwa długo, zazwyczaj od kilku sekund do dziesięciu minut – w zależności, czy pojawia się podczas zasypiania, czy przed przebudzeniem (Santomauro i French, 2009), chociaż zanotowano epizody trwające ponad godzinę (De Jong, 2005, za: Sharpless i in., 2010). Osobie doświadczającej paraliżu sennego towarzyszą (lub występują jako objawy izolowane): przyspieszone bicie serca, uczucie duszności


i dyskomfortu, ciężkości klatki piersiowej, niemożność poruszenia się ani wydobycia z siebie dźwięku. Pojawiają się halucynacje słuchowe w postaci ogłuszającego dudnienia lub dzwonienia w uszach, ale też ludzkie krzyki, płacz, śmiech, odgłos kroków (Jalal i Hinton, 2013; Hufford, 1982; Cheyne, 2003). Porażenie przysenne w przypadku zaburzenia snu, jakim jest narkolepsja, jest naturalnym objawem tej choroby (Cheyne, 2005). U zdrowego człowieka może jednak występować w formie izolowanego zjawiska. Według niektórych statystyk przypadków porażenia sennego doświadcza 40% (Jalal i Hinton, 2013; Cheyne 2005), a nawet 50% (Santumauro i French, 2009) populacji niecierpiącej na zaburzenia neuronalne. Trudno powiedzieć, czy płeć ma związek z występowaniem paraliżu. Jedni naukowcy udowodnili częstsze doświadczanie tego stanu u kobiet, inni u mężczyzn, jeszcze inni nie dopatrzyli się żadnych różnic międzypłciowych (Paradis i in., 2009). Psychologicznym wytłumaczeniem porażenia przysennego jest niezachowanie higieny snu, a więc nieregularne wstawanie czy kładzenie się spać (zaburzające funkcjonowanie zegara biologicznego organizmu), jetlag, brak snu (Santumauro, French, 2009). Innymi przyczynami mogą być silne negatywne stany emocjonalne, przede wszystkim: stres, wyczerpanie organizmu, nadużywanie alkoholu, leków lub substancji psychoaktywnych (Paradis i in., 2009). Badacze Hishikawa i Shimizu (1994) podejrzewają, że porażenie przysenne jest skutkiem anomalii w funkcjonowaniu systemów monoaminergicznych i/lub ich hamowaniu w cholinergicznym systemie odpowiedzialnym za fale REM i że może być złagodzone przez leki powodujące wychwyt zwrotny serotoniny. Jednakże Cheyne uważa (2000), że leki mogą pomóc, ale ich odstawienie zwiększy częstotliwość występowania porażenia przysennego. W momencie, gdy sen przechodzi z fazy nREM do fazy REM, dochodzi do zahamowania wejścia zmysłowego i ruchowego, co jest związane z aktywnością tworu siatkowatego mostu oraz rdzenia przedłużonego. Celem jest zablokowanie mięśni szkieletowych podczas marzeń sennych (Cheyne, 2000). Kandel i in. (2000; za: Jalal i Hinton, 2013) sugerują, że atonia może być spowodowana glicynergicznym hamowaniem interneuronów w rdzeniu kręgowym. Zapobiega to mobilności ciała, gdy śni się o czynności wymagającej poruszenia się. Napięcie pozostałych mięśni zanika, wyjątek stanowią mięśnie oddechowe (Cheyne, 2000, 2005). Porażenie przysenne występuje wtedy, kiedy mózg wysyła impulsy informujące o „wyłączeniu” mięśni w nieodpowiednim czasie. Wówczas, pomimo paraliżu mo-

torycznego, system zmysłów wciąż jest aktywny (podobnie jak na jawie), co prowadzi do subiektywnego uczucia paraliżu (Jalal i Hinton, 2013). W skrócie: owe „wyłączenie” mięśni szkieletowych następuje przed utratą świadomości albo nie następuje przy wybudzaniu się. Stąd niemożność poruszenia się ani wydania z siebie krzyku (Cheyne, 2005; Jalal i Hinton, 2013). Halucynacje związane z pierwszym rodzajem porażenia przysennego (podczas zasypiania) określa się jako hipnagogiczne, zaś te podczas wybudzania się – hipnopompiczne (Jalal i Hinton, 2013). Odmienność wizji porażenia przysennego wynika z tego, że kora sensoryczna może otrzymywać zarówno zewnętrznie i wewnętrznie generowane bodźce (Cheyne, 2000). Dotychczas wyodrębniono trzy charakterystyczne mary podczas porażenia: • „Intruz” – osoba śpi we własnym łóżku, czuje obecność kogoś albo czegoś niepokojącego w pokoju lub nawiedza ją czarna postać, która może być daleko i obserwować śniącego, zbliżać się do niego lub stać przy łóżku, z tym że śniący nie może na nią spojrzeć, ponieważ jest unieruchomiony (Cheyne, 2000). • „Inkub” – śniącego atakuje (przydusza) trudna do zidentyfikowania, najczęściej ciemna postać (śniący ją widzi). Mara może gryźć śniącego w ramię lub skręcać jego kończyny (Cheyne, 2000). Rashka (1979) zaproponował termin „zespół inkuba”, który odnosi do pacjentów cierpiących z powodu złudzenia, że zostali w nocy wykorzystani seksualnie przez niewidzialnego kochanka. • Vestibular Motor – dotyczy uczucia spadania, wyjścia z własnego ciała, patrzenia na samego siebie z perspektywy osoby trzeciej (wizje te nie zawsze uznaje się za objaw porażenia sennego; mogą pojawiać się w zwykłych snach, gdy zaś występują podczas paraliżu, w przeciwieństwie do „Intruza” i „Inkuba”, nie wywołują tak silnego lęku) (Cheyne, 2005). Lęk podczas porażenia przysennego można wytłumaczyć pojawieniem się marzenia sennego przed faktycznym zaśnięciem, a więc przed utratą świadomości lub po jej częściowym odzyskaniu. Uważa się też, że jest związany z samą wizją, która jest przerażająca dla osoby śniącej (Cheyne, 2005) oraz uczuciem paraliżu ciała (Sharpless i in., 2010). Współcześni badacze wyjaśniają odczucie lęku aktywacją ciała migdałowatego podczas snu (Cheyne, 2000). Wciąż nie wiadomo jednak, dlaczego pojawia się taka, a nie inna wizja (Dunning, 2006). Przyspieszona akcja serca prawdopodobnie spowodowana jest uruchomieniem systemu współczulnego podczas aktywacji lęku, być może też usilnymi próbami wybudzenia się (wysiłek) albo próbą przejęcia kontroli nad oddechem.

27 Małorzata Skwierczyńska „Męczy mnie zmora...”


Uczucie ucisku klatki piersiowej tłumaczy się w następujący sposób: podczas snu REM oddech jest szybki i płytki. Częstotliwość oddechu jest niezmienna, a klatka piersiowa bierze mniejszy udział w oddychaniu niż podczas fazy nREM z powodu paraliżu mięśni (Cheyne, 2000). Funkcjonujące w kulturze ludowej podania o istnieniu nocnych upiorów przez długi czas stanowiły podstawę do tłumaczenia nieracjonalnych, a zarazem nieprzyjemnych doświadczeń. Przekazywane z pokolenia na pokolenie opowieści o obecności zmór i formie ich ataku budziły

grozę i wpływały na wyobraźnię. O powszechności zjawiska porażenia sennego świadczy fakt wykorzystywania go w literaturze (przykładem tego jest wiersz Bolesława Leśmiana Dusiołek, którego fragment został przytoczony na początku pracy) i przeniesienie wizji sennych na zabobonne wierzenia (Santomauro i French, 2009). Opisana wyżej zmora jest tego dowodem. Porażenie przysenne występuje więc niezależnie od regionu, a związane z nim halucynacje są uosabiane według kulturowo specyficznych wzorców (Jalal i Hinton, 2013).

Literatura cytowana: Brückner, A. (1980). Mitologia słowiańska i polska. Warszawa: Państwowe Wydawnictwo Naukowe. Cheyne, A. J. (2000). Sleep paralysis and associated hypnagogic and hypnopompic experiences. Pozyskano z: http://watarts. uwaterloo.ca/~acheyne/. Cheyne, A. J. (2005). Sleep paralysis episode frequency and

Martin, N. G. (2001). Neuropsychologia. Warszawa: Wydawnictwo Lekarskie PZWL. Michałowski, R. (2011). Historia powszechna. Średniowiecze. Warszawa: PWN. Paradis, C., Friedman, S., Hinton, D. E., McNally, R. J., Solomon, L. Z., Lyons, K. A . (2009). The assessment of the phenome-

number, types, and structure of associated hallucinations,

nology of sleep paralysis: The Unusual Sleep Experiences

Journal of Sleep Research, 14, 319 – 324.

Questionnaire (USEQ ), Neuroscience & Therapeutics, 15,

Dunning, B. (2006). Nocturnal Assaults: Aliens in the Dark. Alien

220 – 226.

abductions and Old Hags – things that go bump in the night.

Pełka, L. J. (1987). Polska demonologia ludowa. Warszawa: Iskry.

Pozyskano z: http://skeptoid.com/episodes/4008.

Raschka L. B. (1979). The incubus syndrome. A variant of erotoma-

Gieysztor, A. (1982). Mitologia Słowian. Warszawa: Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe. Hishikawa, Y. i Shimizu, T. (1995). Physiology of REM sleep, cataplexy, and sleep paralysis, Advances in Neurology, 67, 245 – 271. Hufford, D. (1982). The Terror that Comes in the Night. Philadelphia: University of Pennsylvania Press. Institoris, H. (2008). Młot na czarownice. Wrocław: Wydawnictwo XXL . Jalal, B., Hinton, D. E. (2013). Rates and characteristics of sleep paralysis in the general population of Denmark and Egypt, Culture, Medicine and Psychiatry, 37, 534 – 548. Kiessling, N. (1977). The Incubus in English Literature: Provenance and Progeny. Seattle: Washington State University Press. Krzyżanowski, J. (1965). Słownik folkloru polskiego. Warszawa: Wiedza Powszechna. Leśmian, B. (brak daty). Dusiołek. Pozyskano z: http://literat. ug.edu.pl/lesman/dusiol.htm. Łowmiański, H. (1986). Religia Słowian i jej upadek. Warszawa: PWN.

28 Stimulus V

nia, Canadian Journal of Psychiatry, 24(6), 549 – 553. Sadowski, B. (2005). Biologiczne mechanizmy zachowania się ludzi i zwierząt. Warszawa: PWN. Santomauro, J., French, C. C. (2009). Terror in the night, The Psychologist, 22, 672 – 675. Sharpless, B. A., McCarthy, K. S., Chambless, D. L., Milrod, B. L., Khalsa, S. R., Barber, J. P. (2010). Isolated sleep paralysis and fearful isolated sleep paralysis in outpatients with panic attacks, Journal of Clinical Psychology, 66(12) 1292 – 1306. Stemplewska-Żakowicz, K. (2009). Diagnoza psychologiczna: diagnozowanie jako kompetencja profesjonalna. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne. Święty Augustyn (2002). Państwo Boże. Kęty: Wydawnictwo Antyk. The American Heritage® Stedman’s Medical Dictionary (2002). Pozyskano z: http://dictionary.reference.com/. Woźniak, M. (2012). Opętany umysł. Pozyskano z: http://wiadomosci.onet.pl/religia/opetany-umysl/s6ytp.


G

Go vege! Wegetarianin we współczesnej kulturze Zachodu Małgorzata Delkowska

Każdy z nas pamięta zapewne różne wypowiedzi rodziców, które wielokrotnie powtarzano nam w dzieciństwie, a które dziś wywołują uśmiech na naszych twarzach. Jedną z okoliczności sprzyjających ujawnianiu się takich mądrości był często rodzinny obiad. Gdy mały brzdąc od pół godziny siedział przy stole, smętnie grzebiąc widelcem w marchewce z groszkiem, prędzej czy później z ust zniecierpliwionego rodzica padał komunikat: „Zjedz chociaż mięsko, a ziemniaczki zostaw!”. Dziś natomiast rosnącą popularność zdobywa stanowisko przeciwne, w którym mięso przestaje być traktowane jako najistotniejszy składnik pożywienia, a zaczyna być postrzegane jako martwa, niegdyś czująca i cierpiąca istota. Wraz z rozwojem tego nurtu pojawiają się także coraz liczniejsze zastępy jego zwolenników, budzących rosnące kontrowersje w tradycyjnym społeczeństwie wszystkożerców. Podanie definicji wegetarianizmu dla większości osób nie stanowi dziś problemu. Powszechnie wiadomo, że jest to sposób odżywiania oparty na pokarmach roślinnych oraz nabiałowych (Grodecka, 2002). Charaktery­ styczny jest tu nacisk na rezygnację z pokarmów odzwierzęcych pochodzących z uboju. Jest to jednak nierzadko jedynie wstęp do nowego, często zupełnie odmiennego niż propagowany kulturowo, stylu życia, związanego z szeregiem moralnych, ekonomicznych, filozoficznych i zdrowotnych kwestii. Choć nasze społeczeństwo wypracowało wiele mitów na temat wegetarian, dowody pochodzące z badań empirycznych dalekie są od potwierdzenia tych poglądów. Niniejszy artykuł przedstawia sylwetkę współczesnego wegetarianina, wykorzystując dotychczasowe dane dostarczone w ramach badań psychologicznych.

Pozyskano z: http://www.stockvault. net/photo/138798/mixed-fruits

Stereotypy i uprzedzenia Kanadyjski portal Vegfoodfest (Ladouceur, 2014) opublikował listę dwudziestu trzech popularnych stereotypów na temat wegetarian. Tworzą one dwie główne kategorie. Na poziomie personalnym ludzie ci postrzegani są jako zdrowi, choć wychudzeni, niedożywieni oraz skazani na suplementację witaminową. Natomiast na poziomie społecznym rezygnujący z mięsa staje się niejako wykluczony. Przyjmuje on negatywnie kojarzony styl życia (hipster, muzyka indie), na partnerów wybiera wyłącznie członków własnej grupy oraz spożywa ubogie w smaku produkty (soja, granola, sałatki). Poważną grupę zarzutów stanowią te wiążące się z łamaniem norm społecznych, poczynając od tych odnoszących się do kulturowej definicji kobiecości lub męskości (tutaj – unikanie usuwania zbędnego owłosienia przez kobiety), na

29 Małgorzata Delkowska Go vege! Wegetarianin we współczesnej kulturze Zachodu


postępowaniu sprzecznym z tradycją (rujnowanie Święta Dziękczynienia) kończąc. Dużo gorzej przedstawia się jednak sytuacja osób, które w ramach wegetariańskiego stylu życia zaangażowane są w działalność prozwierzęcą. Na gruncie polskim badania dotyczące ich społecznego odbioru przeprowadziła w roku 2012 Fundacja Czarna Owca Pana Kota. Z przedstawionego raportu wynika, że typową osobą zajmującą się taką działalnością jest kobieta starsza, zaniedbana i uboga lub też młoda i naiwna. Ponownie silnie zaakcentowano niewypełnianie społecznej roli kobiety: staropanieństwo, bezdzietność, samotność i negatywny stosunek do ludzi. W przypadku mężczyzn na pierwszy plan wysuwało się polityczne (lewicowe) zaangażowanie działacza oraz młody wiek. Cechą łączącą obie grupy była natomiast niedojrzałość emocjonalna, która choć pozostawała w związku z empatią i wrażliwością, wskazywała jednak na irracjonalność postępowania takich osób. Interesujące jest tu także kojarzenie wegetarianizmu z niskim statusem socjoekonomicznym, raczej nieobecne w zachodnim nań spojrzeniu. Powyższe przykłady wskazują zatem na pewną spójność w zakresie społecznego odbioru wegetarian, który jest jednak nacechowany pejoratywnie. W obliczu tak wielu negatywnych stereotypów dotyczących wegetarian powstaje pytanie o motywy podejmowania i pełnienia tej roli. Kim zatem jest wegetarianin? Jak postrzega on świat i swoje w nim miejsce? Jakimi wartościami się kieruje? Czy możemy mówić o „wegemoralności”? Co odróżnia wegetarian od tradycyjnych mięsożerców i czy takie różnice rzeczywiście występują? Zgodnie z istniejącymi wynikami badań, wegetarianizm jest zjawiskiem częstszym w grupie kobiet (Ruby, 2012). Kobiety wykazują jednak generalnie większą niż mężczyźni troskę o dobro zwierząt i ochronę środowiska, niezależnie od stosowanej diety. Ponadto istotnym czynnikiem okazuje się poziom edukacji, pozytywnie korelujący z redukcją spożycia mięsa (Ruby, 2012). Nie bez znaczenia są tu też poglądy polityczne. Wegetarianie wykazują tendencję do bycia bardziej liberalnymi, a zatem są skoncentrowani na obiektywnej krzywdzie i sprawiedliwości (Graham, Haidt i Nosek, 2009).

przyczynę jej powstania! Z drugiej strony Matthew Ruby i Steven Heine (2011) odkryli, że wegetarianie w porównaniu z wszystkożercami postrzegani są jako bardziej moralni. Skąd zatem ta rozbieżność? Agnieszka Dyczewska (2006) wyróżniła cztery podstawowe wartości związane z wegetarianizmem, z których naczelną jest Życie – wartość najistotniejsza. Jest ono postrzegane jako dar, z nim łączą się troska, godność i szacunek. Z wartości Życia wynikają kolejne: Zwierzę, Ziemia oraz Zdrowie. Życie zwierzęcia pozaludzkiego stanowi dla wegetarian niezbywalną wartość. Zwierzę to istota czująca, dla której życie jest równie ważne jak żywot ludzki dla nas – stąd należny jest mu szacunek i troska. Ponadto warto zwrócić uwagę na użycie sformułowania „zwierzę pozaludzkie”, które podkreśla jedność świata zwierzęcego, zatem poszanowanie i równość należne zwierzętom. Istotny jest także, wynikający z sytuacji ekonomicznej współczesnego

Wegetarianizm jako wartość – wegetarianin w świecie wartości Jak wskazują badania, mięso, poprzez wspieranie rozwoju grupowej współpracy niezbędnej do jego pozyskania (Hill, 2002) oraz dystrybucji (Hawkes, 2001), miało pełnić szczególną rolę w rozwoju moralności (Mameli, 2013). Matteo Mameli stwierdza nawet, iż to mięso stanowi

30 Stimulus V

Użycie sformułowania „zwierzę pozaludzkie” podkreśla jedność

świata zwierzęcego, zatem poszanowanie i równość należne

zwierzętom człowieka, brak konieczności spożywania zwierząt, który nie przekłada się jednak na działania. Maria Grodecka (2002) zależność powyższą określa terminem „świadomość łowcy”, podkreślając okrucieństwo i zabawę śmiercią żywych istot. Kolejną niezbywalną wartością jest Ziemia, będąca źródłem wszelkiego życia. Wegetarianizm promuje zatem postawy proekologiczne, podkreślając szkodliwość masowej produkcji mięsa oraz, ogólnie, eksploatacji ekosystemu. Ostatnią wartość stanowi Zdrowie, rozumiane szeroko jako stan równowagi (życie w zgodzie z sobą i światem), przejawiający się wsparciem dla inicjatyw prozdrowotnych. Podobne wartości udało się wyróżnić wśród wegetarian także na gruncie badań amerykańskich (Amato i Partridge, 1989). Ich wyniki zgodne są z odkryciami dokonanymi podczas badań nad postawami wobec mięsa wśród przedstawicieli kultury zachodniej. W przypadku postaw deklaratywnych jedzący mięso wartościowali je pozytywnie, kojarząc je z luksusem, wysokim statusem społecznym oraz dobrym smakiem. Wegetarianie natomiast utożsamiali je z zabijaniem i okrucieństwem oraz wstrętem i słabym zdrowiem (Barr i Chapman, 2002; Stockburger, Renner, Weike, Hamm, i Schupp, 2009). Co


istotne, zależności takie uwidaczniają się również na poziomie postaw utajonych (Barnes-Holmes, Murtagh, i Barnes-Holmes, 2010). Na różnice w nastawieniu do pokarmów mięsnych wpływać może już sama percepcja zwierzęcia. Jak podają Bratanova, Loughnan i Bastian (2011), zaklasyfikowanie go

Europejczycy i Amerykanie) przywiązywali większą wagę do etyk sprawiedliwości oraz troski. Wegetarianie przynależący do kultury Zachodu przejawiali także mniejsze przywiązanie do etyki autorytetu niż analogiczna grupa wszystkożerców. Wyniki te zgodne są z przedstawionymi wcześniej danymi dotyczącymi liberalnych poglądów

Naukowe ujęcie wegetarianizmu przedstawia go w pozytywnym świetle, podkreślając empatię oraz świadomość prozwierzęcą i proekologiczną jego przedstawicieli

jako „mięso” powoduje, iż jest ono postrzegane jako mniej zdolne do odczuwania cierpienia, a zatem w mniejszym stopniu zasługuje na posiadanie statusu moralnego. Także kategorie przypisywanych zwierzętom emocji są ważne. Wszystkożercy postrzegają zwierzęta hodowlane jako charakteryzujące się mniejszą niż zwierzęta niehodowlane zdolnością do przeżywania emocji takich jak miłość czy nadzieja. U wegetarian tymczasem tendencja taka nie występuje (Bilewicz, Imhoff i Drogosz, 2011).

„Wegemoralność” Wydaje się, iż „wegemoralność” scharakteryzować można, odwołując się w szczególności do dwóch ujęć moralności jako takiej. Pierwsze z nich odnosi się do empatii, czyli przejmowania się nieszczęściem innych, rozumienia ich emocji i punktu widzenia (Hoffman, 2006). Wegetarianie w porównaniu z wszystkożercami wykazują więcej takich tendencji zarówno w stosunku do zwierząt, jak i ludzi (Ruby, 2012). Stwierdzenie to znajduje swoje uzasadnienie w badaniach psychofizjologicznych (Filippi i in., 2010). Ich wyniki wskazują na wzmożoną aktywację mózgowych obszarów związanych z odczuwaniem empatii u wegetarian w trakcie prezentacji bodźców ukazujących cierpienie zarówno zwierząt, jak i ludzi. Odmienną perspektywę stanowi odniesienie do teorii kodów etycznych (Haidt, 2012). Wyróżnia się pięć takich kodów. Pierwszym jest etyka sprawiedliwości, gdzie cnotami kardynalnymi są sprawiedliwość i wzajemność. Kolejnym – etyka troski, w której nacisk kładzie się na dobro, korzyści oraz autonomię i prawa człowieka. Pozostałe trzy to etyki: kolektywistyczna (lojalność, poświęcenie dla własnej grupy), autorytetu (uległość i respekt wobec niego) oraz czystości (czystość, godność i duchowość). Postanowiono sprawdzić zależność pomiędzy wegetarianizmem a określonym typem etyki (Ruby i in., 2013). Odkryto, że w porównaniu z wszystkożercami wegetarianie (Hindusi,

wegetarian (Graham, Haidt i Nosek, 2009). Jonathan Haidt i Jesse Graham (2007) odkryli bowiem, że poglądy takie związane są z subiektywnie większą wagą etyki sprawiedliwości i troski w porównaniu z pozostałymi typami etyk.

Hitler był wegetarianinem? Społeczny nacisk na spożywanie produktów mięsnych nie kończy się wraz z dorastaniem. Powyższe stwierdzenie o domniemanym wegetarianizmie jednego z największych zbrodniarzy XXI wieku pochodzi z opublikowanej przez Stowarzyszenie Otwarte Klatki (2014) gry Bingo: Karnizm w natarciu. Składająca się z dwudziestu pięciu pól plansza zawiera zebrane przez działaczy wypowiedzi kierowane przez wszystkożerców do wegetarian i wegan. Są tu zatem obecne zarówno pytania o źródła białka w diecie czy też, bardziej ogólnie, o spożywane produkty w ogóle, jak i nawiązania do ewolucyjnej roli kłów u człowieka oraz troski o los krowich wymion, które wybuchłyby od nadmiaru mleka. Naukowe ujęcie wegetarianizmu przedstawia go w pozytywnym świetle, podkreślając empatię oraz świadomość prozwierzęcą i proekologiczną jego przedstawicieli. Skąd zatem uwidaczniająca się w opiniach wszystkożerców niechęć? Paradoksalnie, być może to, co w wegetarianizmie najlepsze, jest w nim też najbardziej gorszące. Światopogląd wegetarian niesie ze sobą zmianę statusu wszystkożercy. Staje się on oprawcą, co skutkować może obniżeniem samooceny i silnym sprzeciwem. Traktowanie wegetarianina jako np. osoby irracjonalnej bądź nieposiadającej dostatecznej wiedzy mogłoby zatem przyczynić się do zmniejszenia wiarygodności przekazywanych przez niego informacji i, w konsekwencji, redukcji napięcia. Jest to jednak kwestia wciąż niezbadana, podobnie jak wciąż niewiele wiemy na temat samej natury wegetarianizmu. Kim zatem jest wegetarianin? Odpowiedź na to pytanie wciąż jeszcze pozostaje nieznana.

31 Małgorzata Delkowska Go vege! Wegetarianin we współczesnej kulturze Zachodu


Literatura cytowana: Amato, P. R., Partridge, S. A. (1989). The New Vegetarians: Promoting Health and Protecting Life. New York: Plenum Press. Barnes-Holmes, D., Murtagh, L., Barnes-Holmes, Y. (2010). Using the implicit association test and the implicit relational assessment procedure to measure attitudes toward meat and vegetables in vegetarians and meat-eaters. The Psychological Record, 60(2), 287 – 306. Barr, S. I., Chapman, G. E. (2002). Perceptions and practices

Grodecka, M. (2002). Wszystko o wegetarianizmie. Warszawa: Grupa Wydawnicza Bertelsmann Media. Haidt, J. (2012). The righteous mind: Why good people are divided by politics and religion. New York: Pantheon Books. Haidt, J., Graham, J. (2007). When morality opposes justice: Conservatives have moral intuitions that liberals may not recognize. Social Justice Research, 20(1), 98 – 116. Hawkes, K. (2001). Is meat the hunter’s property? Big game,

of self-defined current vegetarian, former vegetarian, and

ownership, and explanations of hunting and sharing. W: C. B.

non-vegetarian women. Journal of the American Dietetic

Stanford, H. T. Bunn (red.). Meat-eating and Human Evolution (s.

Association, 102(3), 354 – 360. Bilewicz, M., Imhoff, R., Drogosz, M. (2011). The humanity of what we eat. Conceptions of human uniqueness among vegeta-

219 – 236). Oxford: Oxford University Press. Hill, K. (2002). Altruistic cooperation during foraging by the Ache, and the evolved human predisposition to cooperate.

rians and omnivores. European Journal of Social Psychology,

Human Nature: An Interdisciplinary Biosocial Perspective, 13(1),

41(2), 201 – 209.

105 – 128.

Bingo. (2014). W Otwarte klatki. Pozyskano z: http://www. otwarteklatki.pl/bingo/#.VJnRG14AG8 Bratanova, B., Loughnan, S., Bastian, B. (2011). The effect of categorization as food on the perceived moral standing of animals. Appetite, 57(1), 193 – 196. Dyczewska, A. (2006). Światopogląd na talerzu. Wegetarianizm jako przejaw współczesnej religijności. Kraków: Zakład Wydawniczy Nomos. Filippi, M., Riccitelli, G., Falini, A., Di Salle, F., Vuilleumier, P. i in. (2010) The Brain Functional Networks Associated to Human and Animal Suffering Differ among Omnivores, Vegetarians and Vegans. PLoS ONE, 5(5): e10847. Fundacja Czarna Owca Pana Kota. (2012). Empatyczne mizantropki? – wizerunek osób działających w organizacjach pozarządowych na rzecz zwierząt. Raport z badań.Pozyskano z: http://czarnaowca. org/download/empatyczne_­mizantropki.pdf. Graham, J., Haidt, J., Nosek, B. A. (2009). Liberals and conservatives rely on different sets of moral foundations. Journal of Personality and Social Psychology, 96(5), 1029 – 1046.

32 Stimulus V

Hoffman, M. L. (2006). Empatia i rozwój moralny. Gdańsk: GWP. Ladouceur, A. (2014). The 23 WORST Stereotypes about Vegetarians. Pozyskano z: http://vegfoodfest.com/30-veg-­ stereotypes/. Mameli, M. (2013). Meat made us moral: a hypothesis on the nature and evolution of moral judgment. Biology and Philosophy, 28(6), 903 – 931. Ruby, M. B. (2012). Vegetarianism: A blossoming field of study. Appetite, 58(1), 141 – 150. Ruby, M. B., Heine, S. J. (2011). Meat, morals, and masculinity. Appetite, 56(2), 447 – 450. Ruby, M. B., Heine, S. J., Kamble, S., Cheng, T. K., Waddar, M. (2013). Compassion and contamination. Cultural differences in vegetarianism. Appetite, 71(1), 340 – 348. Stockburger, J., Renner, B., Weike, A. I., Hamm, A. O., Schupp, H. T. (2009). Vegetarianism and food perception. Selective visual attention to meat pictures. Appetite, 52(2), 513 – 516.


Ę ĘiĄ

Olga Badura

Kilka lat temu słyszałam o konkursie na gadżet, który nadałby się do promowania polskości. Zwyciężył projekt srebrnych spinek do mankietów w kształcie liter „ę” i „ą”. Litery te nie występują w żadnym innym języku poza polskim. Są unikatowe. Jestem wielbicielką poprawnej polszczyzny, błędy językowe wyłapuję jak magnes. Bawią mnie gry słów. Przekonana, że język jest naszym dziedzictwem, odchorowuję wszelkie niedbałości, zarówno gramatyczne i ortograficzne, jak i w kwestii doboru słów. Język kształtuje postrzeganie świata. Co jakiś czas z mediów dowiadujemy się, że jedna osoba publiczna zwróciła się do innej w – raz bardziej, raz mniej – niewybrednych słowach. Jaką reakcję wywołuje obserwacja braku wyrafinowania językowego dyskusji toczonych „na świeczniku”? W najlepszym razie – ironiczny uśmiech, bowiem oczekując merytorycznych, rzeczowych debat na tematy najistotniejsze, często otrzymuje się docinki ad personam, obserwuje ogromną łatwość szafowania słowami i obrażania się nawzajem przez partnerów rozmowy. Nie pozwólmy sobie na bycie architektami takiej rzeczywistości. Język jest elastycznym narzędziem. Pozwala dokonywać pięknych rzeczy, możemy nim jednak także wyrządzać krzywdę – co gorsza, nawet nieświadomie! Nie bez przyczyny kładzie się obecnie duży nacisk na poprawność polityczną języka i etykę słowa. Psychologów dotyczy to w szczególności, bo mając kontakt z różnymi ludzkimi problemami, łatwo możemy zranić, pozbawić sprawczości, zaszufladkować osobę, która się do nas zwróciła. Uważność i poszerzanie swojej wiedzy, choćby zapytanie samej osoby zainteresowanej o stosowność użytego przez nas sformułowania, buduje wizerunek nowoczesnego, wrażliwego człowieka – i rzeczywiście nas takim czyni. Język świadczy o nas. Aspirując do bycia osobami z wyższym wykształceniem, powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, że to, w jaki sposób zwracamy się do

33 Olga Badura Ę i Ą

innych, rysuje obraz poziomu naszej kultury. Usłyszałam niedawno taką anegdotę: podczas egzaminu ustnego profesor zadał studentowi kilka pytań, a ten starał się, jak mógł, formułować odpowiedzi. Profesor z uprzejmym uśmiechem spokojnie potakiwał, na koniec wpisał ocenę do indeksu, wstał i podając studentowi rękę rzekł: „Dziękuję panu bardzo”. Wyszedłszy, pełen dobrych myśli, student otworzył indeks i znalazł tam… dwa. Niezależnie od tego, z kim mamy do czynienia, a szczególnie, gdy los tej osoby spoczywa w naszych rękach, powinniśmy pamiętać, że nasze słowa nas odzwierciedlają. Zmieszanie kogoś z błotem to dowód, że nie potrafimy konstruktywnie wyrażać swoich opinii czy krytyki. Język jest fascynujący. Agnieszka Osiecka pisała: „U mnie ogromnie jest blisko od serca do papieru”. Pani Agnieszko – mam tak samo. Czasem przez kilka dni nie mogę wyjść z autentycznego zachwytu nad doborem słów użytych przez twórcę do opisu świata. Poezja potrafi zaprzeć mi dech w piersiach, a ściana nad moim biurkiem szczelnie pokryta jest cytatami poprzyklejanymi do niej na kartkach. Umiejmy zachwycać się słowami. Czytajmy, chociaż troszkę – kątem w autobusie, czekając na spóźniającego się znajomego. Piszmy sami! Bawmy się językiem, szukajmy inspiracji w oczywistych rzeczach: w podróży pociągiem, w niedzielnym tłumie na Rynku, w tym, co zobaczyliśmy na twarzy nieznajomego, rozmawiającego z przejęciem przez telefon. Dbajmy o „ę” i „ą”.


W Wywiad

Olga Badura i Kinga Dudzik

Arteterapia: sztuka dla sztuki czy po coś więcej? Owszem, ale tylko dla tych, których sztuka drażni. Zapraszamy do przeczytania wywiadu, w którym wraz z dr Mirą Marcinów odwiedzimy Barcelonę, Teksas i Warszawę, a także pogłaszczemy się po własnych włosach, „nie mówiąc prawie nic”.

Redakcja: Zacznijmy od bardzo ogólnego pytania: co to jest arte­ terapia? Dr Mira Marcinów – choreotera­ peutka. Prowadzi wykłady z wprowadzenia do arteterapii oraz historii myśli psychologicznej w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Adiunkt w Instytucie Psychologii Akademii Ignatianum. Pracownik Uniwersytetu Dzieci w Krakowie. Członek Polskiego Stowarzyszenia Choreoterapii w Poznaniu. Z zainteresowań naukowych wymienia dzieje psychoanalizy, filozofię psychiatrii i arteterapię.

Dr Mira Marcinów: Z samą arteterapią nie jestem związana inaczej niż poprzez prace teoretyczne i dydaktyczne. W praktyce zajmuję się choreoterapią – terapią tańcem i ruchem, działem arteterapii. Wymijająco odpowiem, że arteterapia jest wykorzystaniem sztuki w procesie psychoterapeutycznym. Środkiem komunikacji nie jest słowo, a tworzenie. Diada pacjent–terapeuta z psychoterapii werbalnej zmienia się w relację trójkową: pacjent–terapeuta– dzieło. Wielu psychoterapeutów nie zgadza się, by arteterapię nazywać psychoterapią. Arteterapeuta kojarzy im się z sympatyczną, serdeczną panią zachęcającą do rysowania. To błąd. Trzeba odróżnić arteterapię od terapii zajęciowej i od zajęć z wykorzystania sztuk plastycznych bez kontekstu psychoterapeutycznego. Najważniejszym czynnikiem leczącym w arteterapii jest relacja terapeutyczna, a celem dążenie do poprawy funkcjonowania pacjenta. RED:

Zatem w arteterapii używamy pojęcia „pacjent”?

MM: To zależy od podejścia. Są różne, jak w psychoterapii werbalnej. Jeżeli

pracujemy w nurcie psychoterapii humanistycznej, mówimy o „kliencie”. W psychodynamicznym – o „pacjencie”. Sama często mówię o „uczestnikach”, podkreślając współuczestnictwo w procesie. RED: A jakie

są różnice między podejściami w arteterapii?

MM: Zapewne znacie różnice między podejściami w psychoterapii werbalnej. I tu mamy różne założenia teoretyczne co do genezy zaburzenia, metod pracy. Jeśli na przykład w choreoterapii używamy podejścia psychodynamicznego, możemy np. szukać w ciele uczuć towarzyszących niepokojącemu marzeniu sennemu. Jeśli będziemy behawioralnie pracować np. nad złością, poszukamy w ciele bezpiecznego ruchu dla tej emocji. Zaczynając od czegoś, co pozwala się wyładować, przechodzimy nawet do studium dłoni, której już

34 Stimulus V


delikatny ruch pozwoli odnaleźć się w trudnej sytuacji. Miałam pacjentkę, nastolatkę, cierpiącą na zaburzenia lękowe z atakami paniki. Czekał ją koncert ważnego dla niej zespołu. Szukałyśmy ruchu, który pozwoliłby jej przetrwać najtrudniejsze. Jednak ruchy, które dawały jej relaks całego ciała były bardzo widoczne – czułaby się źle, gdyby raptem na koncercie miała zastosować elementy treningu Jacobsona czy treningu autogennego Schultza. Szukałyśmy zatem jak najmniejszych ruchów, które dałyby jej taką samą siłę. RED: Czy żeby zostać choreoterapeutą, trzeba uprzednio ukończyć kurs psychoterapii werbalnej, by móc, w razie czego, zastosować interwencję słowną? MM: Dzisiaj standardy uprawnień choreoterapeutycznych zalecają, by każdy przeszedł własną psychoterapię, a szkolenie z różnorakich technik było przynajmniej czteroletnie. Pytanie brzmi, kiedy przejść do formy werbalnej. Rzeczywiście, zwykle staramy się obyć bez słów, interweniować ruchowo – na choreoterapię często przychodzą osoby mające problem z werbalizacją. Z własnego doświadczenia powiem, że w przypadku bardzo niebezpiecznych albo subtelnych kwestii, naprawdę trzeba wierzyć w ciało, żeby mieć pewność, że jest się w stanie rozmawiać poprzez nie na temat np. myśli samobójczych. Tam gdzie można, choreoterapeuci posługują się komentarzem słownym. RED:

Czy u osób obdarzonych talentem artystycz­ nym arteterapia jest skuteczniejsza?

MM: To pytanie kojarzy mi się z filmem Vicky Cristina Barcelona, w którym postać grana przez Scarlett Johansonn mówi: „It’s sad, really, because I feel like I have a lot to express and I am not gifted”. Być może uznałaby, że drzwi zajęć choreoterapeutycznych są dla niej zamknięte. Według mnie wystarczy mieć ten talent bycia odbiorcą sztuki. Jeżeli ktoś uważa, że artyści to szaleńcy, nie pójdzie do psychologa, który ma artystyczne „aspiracje” – nie zaufa mu, nie stworzy relacji, która, jak mówił Carl Rogers, jest najważniejsza. Sztuka musi przynajmniej drażnić. Bywa jednak odwrotnie: gdy tancerz idzie na psychoterapię tańcem i ruchem, ma znacznie więcej pracy: to, co nazwano talentem, i co od dzieciństwa trenowano, może przyczynić się do większej ilości blokad w ciele, manieryzmów. Podpis cielesny, odzwierciedlenie psychiki w ruchu osób tańczących, może być bardzo nieautentyczny. Zaprosiłabym ich jednak mimo to, bo ruch i tak może być „ich medium”, po prostu będzie więcej do zrobienia.

35 Wywiad z dr Mirą Marcinów

RED: A z

punktu widzenia choreoterapeuty, czy on musi mieć talent artystyczny? Czy wcześniejsze doświadczenia z tańcem są pomocne podczas szkolenia i pracy? MM: Zdecydowanie tak. Podczas samego zdobywania

umiejętności choreoterapeutycznych jest bardzo dużo zajęć ruchowych na przykład z tańca współczesnego, sztuk walki, różnych tańców etnicznych. Żeby dostać się do Szkoły Psychoterapii Tańcem i Ruchem trzeba zaprezentować się w ruchu. Nie znaczy to, że mamy zatańczyć cha-chę. Prezentacja ma sprawdzić, jaki mamy dostęp do ciała, a jeśli go nie mamy, to tak jakby psychoterapeutą werbalnym chciała być osoba, która nie mówi w języku, w którym ma zamiar realizować psychoterapię. RED: Można powiedzieć, że do szkoły psychoterapii tańcem i ruchem są egzaminy wstępne. MM: Tak. Osobom zainteresowanym choreoterapią radziłabym uczęszczać na jak najwięcej zajęć tanecznych. Sama staram się to robić i uczę się tańców, których nazw wcześniej nie znałam, ostatnio np. kizomby. Zwykle sesja choreoterapeutyczna w części, którą nazywamy rozgrzewką psychologiczną, polega na szukaniu nowych ruchów. Nasz wachlarz ruchowy musi być więc jak najszerszy, a język ciała – jak najbogatszy. RED:

Powiedziałaś o rozgrzewce. Czy sesja choreo­ terapeutyczna ma jakąś ustaloną strukturę? MM: Tak. W grupowej choreoterapii sesja ma porządek zgodny z Beckettowskim: „najpierw tańcz, potem myśl”. Podczas rozgrzewki psychologicznej poszukujemy różnego rodzaju ruchów, wsłuchujemy się w wrażenia płynące z ciała. Później mamy kilka faz, jak inkubacja, interwencja ruchowa, a częścią zasadniczą jest „sharing”, dzielenie się swoimi doświadczeniami i ona jest werbalna. Ale porządek sesji zwykle zależy od podejścia. RED:

Skoro jesteśmy przy podejściach, kto wpadł na to, że ruch może mieć właściwości leczące? MM: Należałoby odpowiedzieć, że prekursorką jest Marian Chase. Mnie natomiast ciekawi kwestia tego, kto wprowadził ciało do psychologii w ogóle. Piszę teraz o tym tekst. Patrząc etymologiczne: psychologia to nauka o psyche, w odróżnieniu od ciała. Ale psychologia ciała? Czy chodzi o duszę cielesną? Mamy w psychologii konstrukt „ja” cielesnego. Mówi się, że ciało zostało wprowadzone do psychologii wraz z pracami Freuda, który zwracał uwagę na to, że u chorych psychicznie przez ciało przemawia nieświadomość, ciało jest medium. Psychoanaliza w wersji klasycznej wygląda tak, że jesteśmy odwróceni od ciała


pacjenta – po to pacjent leży na kozetce, a za głową siedzi psychoanalityk. Chodzi między innymi o to, żeby mowa ciała nie przeszkadzała w tworzeniu przeniesienia. Wydaje się więc, że tak jak wszystko przypisujemy Freudowi, to i wprowadzenie ciała do psychologii również. Krzesło psychoanalityka obrócił dopiero uczeń Freuda, Wilhelm Reich, tak, by widzieć ciało pacjenta. Jego teoria wegetoterapii, rozbudowana potem przez Alexandra Lowena, głosiła, że w ruchu widzimy charakter drugiego człowieka. Żeby praca psychoterapeutyczna miała sens, musi być pracą z ciałem. Powołam się na własną praktykę – pamiętam pacjentkę, która po przejściu psychoterapii werbalnej (bo nie można być w dwóch procesach psychoterapeutycznych jednocześnie) czuła, że nie może wprowadzić w życie zmian, bo w ciele jest to samo, co było od początku. RED:

Czyli psychoanaliza.

MM: Ja bym tak powiedziała, chociaż wielu choreoterapeutów by się z tym nie zgodziło. Twierdzę tak, bo uważam, że mimo wszystko w choreoterapii najważniejszy nie jest ruch, ale ciało. Przychodzimy z ciałem, często skrępowanym, o charakterystycznej budowie, postawie, z której bardzo wiele możemy się dowiedzieć. Mówi o tym bioenergetyka Alexandra Lowena. RED: Wydaje się, że w dzisiejszych czasach ciało jest częściej środkiem niż celem, a choreoterapia niejako się nim opiekuje, pozwala ciału być sobą. Czy tak?

ktoś przychodzi do nas i mówi: „Jestem gruby.”, a my na to: „Tak, strasznie jest pan gruby! Otyły!”. Frank Farrelly, twórca psychoterapii prowokatywnej – wyglądał jak typowy Teksańczyk – był bardzo ostry, wręcz wulgarny, ale i dowcipny. Wykorzystanie elementów terapii prowokatywnej w psychoterapii tańcem może zmienić stereotyp, że choreoterapeuta to miła pani, która mówi: „polub swoje ciało, jesteś śliczna”. A jeżeli ktoś nie lubi swojego ciała, zaczynamy pracę nie od „polub”, a od tego, z czego problem wynika. Może wcale nie chodzi o ciało. Tak samo jak w przypadkach anoreksji i innych zaburzeń odżywiania – zwykle za nimi stoi jakiś poważniejszy problem. Jednak nawet po niedługich, pojedynczych warsztatach choreoterapeutycznych uczestnicy często mi mówią, że lepiej się czują w swoim ciele. Używamy wielu sugestii, żeby przestudiować swoje ciało. Jeżeli ktoś przychodzi i mówi „nie cierpię swojego tłuszczu”, to sprawdzamy, z czego jeszcze ciało się składa. Ma przecież kości, inne tkanki. Czasem w tańcu terapeutycznym, łagodniejszym niż psychoterapia, osoba sama może dotykać swojego ciała, głaskać się po głowie, czyli robić to, czego raczej na co dzień nie wykonuje. Pamiętam uczestniczkę, która, gdy mówiłam o sprawdzeniu dotykiem granic swojego ciała, powiedziała, że dotarło do niej w tym momencie, że nigdy nie dotykała swojego ciała inaczej niż w celu nałożenia na nie balsamów wyszczuplających. Dotyku, w którym ciało nie służy wyłącznie jakiemuś celowi, bycia z ciałem, jest bardzo niewiele.

MM: Jak najbardziej. Szczególnie w przypadku problemów z obrazem ciała, w zaburzeniach odżywania czy ze spektrum schizofrenii, ale też na co dzień. Traktujemy ciało bardzo użytkowo. Na choreoterapii okazuje się, że trzeba ciało polubić w takim stanie, w jakim przyszło.

Nawiązując do „kości i innych tkanek”, czy choreoterapeuta musi być bardzo biegły w anato­ mii człowieka?

RED: To

pojawia się część związana z anatomią i fizjologią. To specyficzna tzw. anatomia i fizjologia praktyczna. Musimy poznać, co właściwie się rusza, gdy rusza się ciało.

chyba taka prawdziwa droga do akceptacji.

MM: Tak, chociaż musimy od razu podejrzliwie na to spojrzeć. Jeżeli przyjdzie do nas osoba, która kompulsywnie się objada, jest bardzo otyła – co chce osiągnąć? W takich sytuacjach niektórzy wykorzystują podejście prowokatywne. Raz na szkoleniu w Polskim Instytucie Psychoterapii Integratywnej usłyszałam od jednej z psychoterapeutek, że zaczęła pracę z osobą otyłą, cierpiącą na jedzenie kompulsywne tak, że gdy pacjent zapukał, powiedziała: proszę poczekać, muszę otworzyć nie tylko jedno skrzydło drzwi, ale też drugie, z framugi. Podobnie z krzesłem: na jedno nie, może się połamać – postawmy dwa. RED:

Brzmi bardzo ryzykownie.

MM: Psychoterapia prowokatywna jest bardzo kontro-

wersyjna, pełnimy funkcję adwokata diabła. Na przykład

36 Stimulus V

RED:

MM: W ramach szkoleń, niezależnie od ośrodka, zawsze

RED:

Mówiłyśmy o następowaniu po sobie psycho­ terapii werbalnej i choreoterapii. Czy choreoterapia jest zwykle kontynuacją wcześniejszej terapii? A może są osoby, którym pomaga się wyłącznie tą metodą? MM: Choreoterapię można stosować w sposób niezależny.

Jest to trudniejsze, ale daje dużą satysfakcję. Częściej jednak pracowałam np. z osobami uzależnionymi od alkoholu, które wcześniej przeszły już terapię uzależnień, albo z kobietami z zaburzeniami odżywiania po hospitalizacji psychiatrycznej. Czasem tradycyjna terapia jest dla takich ludzi niewystarczająca, bywa, że to kwestia uzależnienia od pomocy terapeutycznej. Czasem nie trzeba sięgać do


psychoterapii tańcem i ruchem, a np. do tańca terapeutycznego. Stosowany pomocniczo, często pojawia się na oddziałach psychiatrycznych – także w Szpitalu Specjalistycznym w Kobierzynie czy w Szpitalu Uniwersyteckim przy ulicy Kopernika. Uczestnicząc, nie jest się w dwóch procesach terapeutycznych. Niekiedy można spotkać się z opinią, że arteterapia nie stanowi niezależnej metody, a tylko „doszlifowuje” efekty psychoterapii werbalnej. RED: Może to dlatego, że język jest naszym podsta­ wowym medium, w efekcie jako pierwsza na myśl przychodzi psychoterapia werbalna. MM: Często się z tym spotykałam. Jedna z uczestniczek mówiła, że przez lata była w procesie terapii werbalnej, w trakcie której nigdy nie płakała. Tymczasem na choreoterapii ten płacz się pojawił. Zastosowana została forma pracy „ciało-posąg” – kobieta miała przyjąć postawę charakterystyczną dla osoby wdzięcznej. W jej wykonaniu była to postawa osoby modlącej się: na klęczkach, ze złożonymi rękoma. Dawno straciła wiarę, ale niczym jej w sobie nie zastąpiła, a ta potrzeba ciągle była w ciele. Płacz pojawił się po przyjęciu tej postawy. To było silne doświadczenie – i dla niej, i dla mnie – bardzo długo „chciała być” z tym płaczem i nie zmieniała pozycji. Niezależnie więc od tego, jak wiele mogła przepracować na poziomie werbalnym, nie było to wystarczające i sprawa nie została zamknięta. RED: Czy w terapii tańcem i ruchem pracuje się grupowo, czy raczej indywidualnie? MM: Ja pracuję raczej grupowo, to jest ogólna tendencja. Natomiast warszawski ośrodek psychoterapii tańcem i ruchem proponuje raczej terapię indywidualną. Nie ma konkretnych wyznaczników. Tak jak z psychoterapią werbalną indywidualną lub grupową – obie funkcjonują jako równorzędne. RED: Wcześniej wspomniałaś

o pracy z osobami uzależnionym od alkoholu. Czy istnieją przypadki, w których takiej osobie pomogła sama choreo­ terapia, bez wykorzystania żadnych innych form pomocy? MM: Czytając o skuteczności choreoterapii, nie

spotkałam się z danymi odnośnie do uzależnień, raczej zaburzeń lękowych, depresyjnych. Pracując z osobami uzależnionymi od alkoholu, miałam do czynienia z takimi, które najpierw były w grupie AA i korzystały z pomocy terapeuty uzależnień. Osoby te od wielu lat nie piły, ale nadal potrzebowały spotkań, pomocy w sprawach pozornie mało istotnych: w powiększeniu wachlarza

37 Wywiad z dr Mirą Marcinów

możliwości spędzania swojego wolnego czasu – w powrocie do np. wieczornych wyjść, tańca. Dla niektórych osób to było bardzo ważne odkrycie. Dotychczas myśleli: „Póki trzymam się tego, że w piątkowy wieczór nie idę na imprezę, a na spotkanie z grupą AA , wszystko jest w porządku. Jednak jeśli chciałbym pójść potańczyć, musi tam być alkohol, zawsze był”. Na spotkaniach dużo tańczyliśmy, był to taniec spontaniczny. Uczestnicy komentowali: „No, teraz to bym się napił, bo tak fajnie jest, gdy tańczymy”. Potrzeba było dużo czasu, żeby mogli powoli – ja się zresztą bardzo tego bałam – zacząć wychodzić wieczorami. Przychodzili na spotkania i okazywało się, że można się bawić bez alkoholu. RED:

Czy istnieją grupy pacjentów, z którymi praca choreoterapeuty jest trudna albo wręcz niezalecana?

MM: Rzeczywiście, istnieją grupy, z którymi praca może

być trudniejsza. Na tego typu trudności uczula się już w procesie szkoleniowym. Chodzi o osoby, które doświadczyły przemocy seksualnej albo fizycznej. Praca musi być wówczas bardzo ostrożna. To jest paradoks. Z jednej strony mówi się, że najbardziej zalecana i pożądana jest praca z ciałem tam, gdzie trauma go dotknęła: w przypadku poronień, molestowania seksualnego. Z drugiej strony jest to bardzo niebezpieczne. Miałam doświadczenia związane z tego typu grupą osób, np. podczas warsztatów choreoterapeutycznych. Po takich warsztatach często pojawiały się kobiety, z którymi później miałam przeprowadzić tzw. pomoc i poradnictwo psychologiczne, a które zaczynały swoją wypowiedź bardzo groźnie: „Myślałam, że zabiorę to do grobu” albo „Nie sądziłam, że komukolwiek o tym powiem, ale zostałam zgwałcona, a moje dziecko jest tego owocem”. Praca na medium, w ramach którego doświadczyło się traumy, jest niebezpieczna. Nawet minimalne sugestie ruchowe, zamknięcie oczu, poruszanie się po omacku – dla ofiar przemocy fizycznej są wręcz niemożliwym przeżyciem. Uczulam na to osoby prowadzące różne warsztaty rozwojowe – tam często stosujemy podobne techniki. To są dobre metody, ale równocześnie bardzo ryzykowne. Natomiast jeśli chodzi o prowadzenie warsztatów samorozwojowych z użyciem elementów pracy z ciałem, często jest to bardzo satysfakcjonujące. Uczestniczki takich zajęć mówiły, że niekiedy mężowie pytają, kiedy te warsztaty znów się odbędą, bo kobiety po powrocie są takie zmysłowe i pełne energii. Pozornie trudną grupą mogą być osoby o ograniczonej sprawności. Możliwości ruchu okazują się jednak całkiem duże, mimo że są to obszary np. tylko od pasa w górę.


RED:

Czy istnieje możliwość, by w trakcie prowa­ dzenia terapii do grupy dołączył ktoś nowy, czy raczej praca polega na tym, że dana grupa osób prowadzona jest od początku do końca bez takiej możliwości? MM: To zależy. Tak jak w każdej psychoterapii grupo­

wej, można założyć, że będzie to grupa otwarta lub z­ amknięta. RED: A jak

duże są to grupy?

MM: Jeżeli chodzi o proces psychoterapeutyczny, to jest

od ośmiu do dwunastu osób. W grupach samorozwoju – około dwudziestu osób. Wspomniałam już o często spotykanej opinii, że choreoterapia to właściwie „lżejsza forma” psychoterapii, na którą może przyjść mnóstwo ludzi. Nie zgadzam się z tym, chociaż prowadziłam warsztaty z elementami pracy z ciałem, w których brało udział około siedemdziesięciu, osiemdziesięciu osób. Prowadziłam takie zajęcia, ponieważ ośrodek, w którym pracowałam, miał dzień otwarty [fundacja „Kobieta i natura” – przyp. red.]. Było to darmowe, każdy mógł przyjść. Bardzo trudno było zapewnić tym osobom minimum bezpieczeństwa czy komfortu: musiałam np. wyprosić z sali przedstawicieli mediów. Jest sporo chętnych, którzy chcieliby obserwować choreoterapię. Musi to z zewnątrz wyglądać spektakularnie. Niewiele mogłam zrobić z uczestnikami tamtego warsztatu, ale to wystarczyło, by mogli odczuć, czym jest choreoterapia. RED:

Pracujesz na Uniwersytecie Dzieci. Ciekawi nas, jak wygląda praca choreoterapeuty z dziećmi i do czego się ją wykorzystuje?

MM: W tym semestrze prowadzę na Uniwersytecie Dzieci

zajęcia dotyczące relaksu, spędzania czasu wolnego. W przyszłym – na temat wyrażania złości. Taka praca jest niebywale satysfakcjonująca, ale też bardzo trudna. Wszystko zależy od dziecka: czy jest ono nadpobudliwe, czy nieśmiałe, a także, czy to ono ma problem – niekiedy problemem są rodzice. Np. chcą, by dziecko było bardziej

38 Stimulus V

przebojowe i deklamowało wierszyki na spotkaniach rodziców. Przez wiele lat pracowałam z dziećmi cierpiącymi na cukrzycę. Osoby cierpiące na chorobę somatyczną mają problem z innym wyrażaniem emocji niż poprzez odwoływanie się np. do poziomu cukru. Rodzice, widząc, że dziecko wygląda na przygnębione, nie pytają „Czy coś się stało?”, tylko „Jaki masz cukier?!” Komunikacja na temat emocji jest w zaniku. Ja pracuję nad tym, żeby to dziecko samo mogło i chciało o nich powiedzieć. Z dziećmi przeprowadza się proces terapeutyczny, natomiast z rodzicami – konsultacje. Nie polegają one na tym, że zdradzam im, co działo się podczas terapii, raczej przyrównałabym to do terapii systemowej. RED: Kolejne nasze pytanie dotyczy popularności choreoterapii w Polsce. Wspomniany został już warszawski ośrodek. MM: Tak, jest to czteroletnia szkoła psychoterapii tańcem

i ruchem założona przez Zuzannę Pędzich, ale prowadzona głównie przez zagranicznych wykładowców, najczęściej z Wielkiej Brytanii. Wywodzi się z Polskiego Stowarzyszenia Choreoterapii przy Polskim Teatrze Tańca w Poznaniu. Odróżnia się tam psychoterapeutę tańcem od terapeuty tańcem i od osoby, która używa tańca terapeutycznego. Psychoterapeuta pracuje na najgłębszym poziomie. Choreoterapia jest więc popularna w Poznaniu, we Wrocławiu, w Krakowie nieco mniej, chociaż jest u nas rozpoznawalna wśród studentów psychologii, którzy często zwracają się do mnie z pytaniem, gdzie mogliby uczestniczyć w szkoleniach choreoterapii. Warto uprzednio dowiedzieć się, na czym polega ta metoda, by nie wylądować na warsztatach, które pod szyldem choreoterapii proponują zapalanie kadzideł, świeczek i wycie do księżyca. Co do popularności choreoterapii w Polsce – sądząc po częstości pojawiania się w prasie „zaskakujących” artykułów o „leczeniu tańcem”, podających to jako nowość – należałoby uznać, że znajomość choreoterapii jest wciąż niewielka.


Z

Z życia Koła Olga Biłas

Koniec semestru to świetny czas na podsumowanie działalności Koła Naukowego Studentów Psychologii. Wiele się działo i wiele dziać się będzie! O najciekawszych wydarzeniach z minionego semestru oraz planach na kolejny można przeczytać poniżej. Mimo że nasze Koło liczy aż 137 członków, to jesteśmy otwarci na nowe osoby. Chcesz do nas dołączyć? Skontaktuj się z koordynatorem interesującej cię sekcji. Chcesz o nas wiedzieć więcej? Znajdź nas na Facebooku lub odwiedź naszą stronę knspuj.edu.pl, która wkrótce wznowi działanie.

KAMP, czyli Kongres Młodej Psychologii Odbyła się IV edycja wyjazdowej „konferencjo-­ -integracji” organizowanej przez KNSP UJ! Członkowie, członkinie oraz sympatycy Koła nie bez przygód dotarli 14 listopada do Murzasichle, gdzie w malowniczej górskiej okolicy spędzili miło czas do 16 listopada. Uczestników wyjazdu swoją obecnością zaszczycili mgr Patrycja Maciaszek, mgr Krzysztof Cipora oraz dr Mateusz Hohol, którzy wygłosili cieszące się ogromną popularnością wykłady. Również dla studentów konferencja była okazją do dzielenia się z innymi swojej wiedzą i pasją poprzez odczyty, prezentacje i warsztaty.

https://pl-pl.facebook.com/ujklips Sekcja Eksperymentalna KNSP UJ koordynator: Dominika Zaremba W tym roku akademickim potężnie wzrosło zainteresowanie działalnością tej sekcji. Jej siłą są ciekawość i pasja, które sprawiają, że członkowie na własną rękę podejmują się wyzwania tworzenia psychologii jako nauki. Wciąż też rodzą się nowe pomysły, dyskusje, teorie i przyjaźnie, a rekrutacja trwa cały rok! Szerokie grono badaczy-adeptów zajmuje się następującymi projektami: Emocjonalne i poznawcze skutki praktyk medytacyjnych Pierwsza faza badań ruszyła 11 grudnia. Prowadzone są one zarówno na studentach praktykujących regularnie w krakowskich ośrodkach i szkołach medytacji, jak też na ich niemedytujących kolegach i koleżankach. Sekcja Eksperymentalna organizuje także kurs medytacji, którego skuteczność pod wieloma względami będzie dokładnie testowana.

39 Olga Biłas Z życia Koła

Religijność i seksualność osób należących do Mensy Rozpoczęły się badania członków Mensy, stowarzyszenia zrzeszającego osoby o ponadprzeciętnej inteligencji (aby uzyskać możliwość zapisania się do niego, trzeba szczycić się wynikiem testu umieszczającym w 2% populacji o najwyższym ilorazie inteligencji). Czy różnią się oni bardzo od „zwykłych śmiertelników” w tak ważkich kwestiach jak przekonania religijne czy preferencje seksualne? Ze względu na specyfikę badań na tej grupie organizowane są warsztaty metodologiczne, otwarte dla wszystkich studentów psychologii. Opętania i egzorcyzmy Sekcja Eksperymentalna ma też ambitny plan wydania publikacji dotyczącej poznawczego podejścia do problematyki opętań i egzorcyzmów, która w przejrzysty i zrozumiały dla każdego sposób omawiałaby te zagadnienia z perspektywy psychologicznej, antropologicznej i religioznawczej. W tym celu członkowie sekcji przeprowadzają ankiety wśród psychoterapeutów, psychiatrów i duchownych na skalę krajową. Badają wpływ manipulacji i sugestii na odbiór zjawiska opętania, dynamikę spotkań modlitewnych i same modlitwy, przekonania na temat zniewolenia, itp. Problematyka LGB Pojawiły się zarysy badania nad coming outem w percepcji rodziców osób homo- i biseksualnych oraz samych „wychodzących z szafy”. Byłyby to jedne z pierwszych badań tego typu na gruncie polskim – większość literatury dotyczącej tego tematu to dzieła naszych bratnich psychologów zza oceanu. W rezultacie planowane jest stworzenie broszury informacyj-

nej, służącej pomocą osobom, które zamierzają ujawnić swoją orientację seksualną. Korelaty cech spektrum autystycznego Badania angażują wiele osób z całej Polski – rekrutowanych zarówno spośród „neurotypowych”, jak i osób z diagnozą zaburzeń ze spektrum autystycznym. Zespół ciekawi specyfika fetyszy i przedmiotów kojarzących się ze sferą seksualną u osób z zespołem Aspergera. W planach jest również badanie różnic w percepcji kolorów oraz testowanie autorskiego zadania komputerowego FSO (Front Stroop Overload), mierzącego zdolności kontroli uwagowej w sytuacji przestymulowania sensorycznego. „Mądrość i narracje osób starszych” To długoterminowy, sztandarowy projekt Sekcji Eksperymentalnej, realizowany przez Maksymiliana Korczyka. Badanie jest kontynuowane od 2013 roku i nastawione na zbieranie jakościowych danych z ustrukturyzowanych wywiadów z osobami powyżej 65 roku życia. Sekcja Kliniczna KNSP UJ „KLIPS” koordynator: Anna Bularz Kliniko-teka... …czyli kino w klinice albo klinika w kinie. Na spotkaniach prezentowane są filmy w różny sposób odnoszące się do szerokiego tematu choroby psychicznej. Dotychczas mieliśmy okazję obejrzeć Między płcią a płcią, obraz opowiadający o wielkiej przemianie ciała i ducha niemal sześćdziesięcioletniego profesora zarządzania, który zdecydował się na operację zmiany płci. Jak każdej projekcji, tak i tej towarzyszyła prelekcja ekspertki – mgr Marty Dory. https://www.facebook.com/Klinikoteka


Zdjęcie z Kongresu Młodej Psychologii: Joanna Nerko „Porozmawiajmy o chorobie psychicznej” Jest to projekt organizowany we współpracy ze Stowarzyszeniem Otwórzcie Drzwi. Ma na celu szerzenie wiedzy na temat chorób psychicznych i zapobieganie stygmatyzacji cierpiących na nie osób. Członkowie Stowarzyszenia to ludzie chorujący, którzy na spotkaniach opowiadają słuchaczom o swoich doświadczeniach związanych z chorobą. Pierwsze spotkanie w tym roku akademickim odbyło się w styczniu. Psychowprawki Celem projektu pod hasłem „działaj, nie płacz” jest propagowanie różnych nurtów psychoterapeutycznych wśród studentów psychologii. Są to miniwarsztaty / wykłady prowadzone przez przedstawicieli renomowanych szkół, którzy przekazują wiedzę praktyczną, dotyczącą diagnozy i terapii w danym nurcie. Spotkania dają możliwość poznania specyfiki pracy, zalet i wad różnych podejść, co jest cennym doświadczeniem zwłaszcza dla osób, które planują wybór drogi zawodowej, związanej z pracą psychoterapeuty. Więcej informacji znajdziesz na Facebooku. „Bez klamek” „Zabieramy klamki z drzwi prowadzących do niewłaściwych przekonań na temat zaburzeń psychicznych” – mówią autorki projektu. Jest to zapoczątkowany w ubiegłym roku cykl spotkań, które odbywają się w krakowskich kawiarniach i kierowane są przede wszystkim do osób niezwiązanych z psychologią i psychiatrią. Podczas tegorocznego spotkania gościem specjalnym był dr n. med. Grzegorz Mączka, psycholog i psychoterapeuta, który opowiadał o pracy z osobami chorymi na depresję. Organizatorki (Katarzyna Kowara, Marta Kuczek i Natalia Wójcik) nakreśliły wcześniej, czym jest depresja i opowiedziały o swoich badaniach dotyczących postrzegania społecznego zaburzeń afektywnych. https://www.facebook.com/spotkaniabezklamek

40 Stimulus V

Seksualność człowieka W grudniu odbyła się edycja szkoleniowa VII Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Seksualność człowieka – dysfunkcje seksualne u kobiet i mężczyzn”. Podczas dwóch dni uczestnicy mieli okazję wziąć udział w sześciu warsztatach. W sobotę dotyczyły one kobiet, natomiast w niedzielę – mężczyzn. http://sekcjak.vdl.pl Sekcja Psychologii Sądowej KNSP UJ koordynator: Katarzyna Jamróz Seminaria W ramach Sekcji Sądowej na Uczelni odbywają się regularne seminaria na temat różnych zagadnień związanych z psychologią sądową, podczas których dyskutujemy na wybrany temat, bazując na przeczytanych tekstach. Do tej pory odbyły się seminaria o tematyce niepoczytalności i przesłuchania poznawczego, a kolejne będą dotyczyły profilowania, psychopatii i przestępstw seksualnych. „Kazirodztwo – co kryje zasłona milczenia?” W listopadzie odbyło się spotkanie pod tytułem „Kazirodztwo – co kryje zasłona milczenia? Dyskusja społeczno–naukowa”. Naszymi gośćmi byli: mgr Ewa Wach (Instytut Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie), dr Witold Zontek (Katedra Prawa Karnego UJ) oraz dr hab. Marcin Lubaś (Instytut Socjologii UJ). Kolejne spotkania, mające formę wykładów i debat popularyzujących różne zagadnienia, będą dotyczyły roli biegłego psychologa w sprawach cywilnych, psychologii penitencjarnej, przestępstw seksualnych oraz wykorzystania badań neurobiologicznych w psychologii sądowej. VIII Krakowska Konferencja Psychologii

Sądowej (Cracow Conference of Psychology and Law) Ma charakter międzynarodowy i jest największym w Polsce cyklicznym wydarzeniem naukowym poświęconym zagadnieniom

z pogranicza psychiatrii, psychologii i prawa. Tegoroczna edycja organizowana była we współpracy z Katedrą Psychiatrii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego i Instytutem Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie. Cykl wykładów i warsztatów Organizowany we współpracy z Panią Pełnomocnik Rektora UJ ds. bezpieczeństwa studentów i doktorantów mgr Katarzyną Jurzak-Mączką i skierowany do wszystkich studentów. Ubiegłoroczna edycja nosiła tytuł „Świadek na kozetce, czyli zeznania świadków okiem psychologa i policjanta”. Sekcja Neuropsychologii koordynator: Dominika Radziun Sekcja ta powstała niedawno, bo w połowie października tego roku, lecz do tej pory zgromadziła już ponad trzydzieści osób. Interesuje się wszystkim, co powiązane z mózgiem – od neuroestetyki czy neuroteologii począwszy, na neuropsychologii klinicznej skończywszy. Sekcja współorganizuje VII edycję Krakowskiej Konferencji Kognitywistycznej. Opiekunką naukową sekcji została niezastąpiona dr hab. Aleksandra Gruszka-Gosiewska. Neuroseminaria To otwarte spotkania dotyczące szeroko pojętej neuronauki, angażujące członków Sekcji i pracowników Instytutu Psychologii. Dotychczas odbyło się kilka seminariów, np. „Neurobiologiczne podstawy twórczości – od malowideł naskalnych do sztuki konceptualnej”, „Biochemiczne podstawy inteligencji”. Sekcja Trenerska KNSP UJ koordynator: Agata Wasilewicz Sekcję trenerską wyróżnia spośród pozostałych przede wszystkim sposób funkcjonowania, który jej członkowie starają się wypracować w sezonie 2014/15. Stworzyli oni trzy Grupy Projektowe, działające w różnych obszarach. Pierwsza zajmuje się pogłębianiem wiedzy z zakresu


warsztatu trenera, prowadzania szkoleń i umiejętności miękkich. Druga Grupa Projektowa organizuje spotkania z trenerami i coachami oraz działa w zakresie kreacji własnej ścieżki kariery. Trzecia GP to ludzie do zadań specjalnych – PR, promocji szkoleń, poszukiwań partnerów, social mediów. Każdy ma swoje miejsce i rozwija się w najbliższych mu płaszczyznach. Członkowie i członkinie wspólnie wymieniają się zdobytą wiedzą i motywują do działania. Planują swoje projekty tak, by cały rok mieć szansę na sporą dawkę samorozwoju. Sekcja Psychologii Zdrowia „Zdrowy Kontakt” KNSP UJ

koordynator: Monika Halicka Działalność Sekcji koncentruje się wokół opartego na wolontariacie programu prewencji powikłań szpitalnych u starszych pacjentów.

N

Przyjęci w tym roku nowi członkowie (studenci psychologii, medycyny, pielęgniarstwa) wzięli udział w programie szkoleniowym przygotowującym do pracy w szpitalu z pacjentem geriatrycznym. Dodatkowo dla wszystkich chętnych studentów zorganizowaliśmy „Warsztaty uwrażliwiające na proces starzenia”. Uczestnicy projektu, wyposażeni w odpowiednią wiedzę i umiejętności, zostali wypuszczeni na Oddział Chorób Wewnętrznych i Gerontologii, aby walczyć z czynnikami ryzyka delirium. W ciągu pierwszego miesiąca pracy jedenaście zespołów wolontariuszy objęło opieką szesnastu nowych pacjentów, towarzysząc im przez okres hospitalizacji. Sekcja rozpoczęła też prospektywne, randomizowane badanie skuteczności stosowanych interwencji i jest w trakcie przygotowywania publikacji artykułów dotyczących ich działalności.

Sekcja Psychoanalityczna koordynatorzy: Monika Gzyl i Antoni Grzybowski Choć sekcja dopiero w tym roku rozpoczęła formalnie swoją działalność, zdążyła już zrealizować kilka projektów poświęconych zgłębianiu wiedzy z zakresu teorii i praktyki psychoanalitycznej. Rok akademicki rozpoczęła spotkaniem z lek. med. Bartoszem Pukiem, który zainaugurował cykl spotkań z praktykami psychoterapii, którym bliska jest teoria Freuda. Z dużą energią ruszyło też studenckie seminarium „Powrót Freuda, powrót wypartego” poświęcone refleksji nad kluczowymi pismami psychoanalitycznymi. W planach jest również organizacja serii warsztatów dotyczących kontaktu psychoterapeutycznego prowadzonych przez doświadczonego klinicystę. Sekcja zaprasza do udziału w ich projektach wszystkich zainteresowanych!

Nowości wydawnicze

Katarzyna Kowara, Michał Stachera

Sztuka i wolność. Psychoanalityczna refleksja nad znaczeniem twórczości MOCAK Kraków 2014 Czy muzeum może wydać książkę psycholo­ giczną, którą da się przeczytać? Tak, i to niezłą!

Wolność od zawsze była motorem napędowym wielorakich działań, łączącym różne kultury i społeczeństwa. Przelewali za nią krew Amerykanie w 1776 i 1861, Polacy w 1939 i 1989, Algierczycy w 1954, Izraelczycy w 1948 – różne strefy geograficzne, inny przebieg i charakter walk, powody te same – szeroko pojęta wolność, niezależność, niepodległość. Brak wolności od zawsze budził opór, a zjawisko to parędziesiąt lat temu zostało opisane, dowiedzione i zamknięte w słowie „reaktancja”. W obecnych czasach, kiedy wojny toczą się w świecie tak dla nas nierealnym, że jego opis można zacząć od zdania: „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami…”, a największym zniewoleniem jest kawa i Facebook, rodzi się pytanie: jak wyrazić chęć bycia wolnym, kiedy nie ma z kim/z czym walczyć? Odpowiedzią na tę zagwozdkę może być sztuka. Już samo jej zdefiniowanie prowadzi do problemów z powodu szerokości i różno-

rodności jej składowych. Jest to termin-worek, do którego można wrzucić wszystko, co ma jakąkolwiek wartość estetyczną. Taka pojemność kategorii jest wynikiem wolności – sztuka to ekspresja myśli, wyobraźni i może nią być praktycznie wszystko, w czym pewna grupa mniej lub bardziej kompetentnych osób dostrzega coś ciekawego – w tym zwracanie farby na popularną piosenkarkę czy obraz czarnego kwadratu na białym tle. Ze względu na najczęściej niekonwencjonalną treść i bogatą symbolikę, sztuka stała się przedmiotem zainteresowania psychoanalizy. Psychoanaliza jest kontrowersyjną dziedziną psychologii, która ze swoją wizją człowieka wewnętrznie skonfliktowanego, pozostającego pod wpływem popędów upchanych i zamkniętych pod kluczem w nieświadomości, raczej nie kojarzy się z wolnością. Właśnie z uwagi na ten fakt zaciekawienie psychologii zagadnieniem twórczości nie jest zaskoczeniem – sztuka to klucznik, który otwiera furtkę dla niektórych wypartych myśli, by mogły przedostać się do świadomości i zgodnie z mechanizmem sublimacji powszechnie ujawnić się w sposób społecznie akceptowany. Z tych zależności doskonale zdają sobie sprawę pracownicy MOCAK-u (Museum of Contemporary Art in Krakow), którzy

41 Katarzyna Kowara, Michał Stachera Nowości wydawnicze

wraz z personelem oddziału psychiatryczno-rehabilitacyjnego zorganizowali wystawę, pt. „Prywatne wnętrze”. Przestawione tam obrazy i rysunki pochodzą ze zbiorów Szpitala Specjalistycznego im. dr. Józefa Babińskiego w Krakowie. Z okazji wystawy odbyła się konferencja pt. „Sztuka i wolność”, podczas której referaty wygłosili ludzie ze środowiska psychoanalitycznego. Jej efektem jest również recenzowana przeze mnie książka: Sztuka i wolność. Psychoanalityczna refleksja nad znaczeniem twórczości. W pozycji tej znajdziemy osiem różnych tekstów: siedem napisanych przez uznanych polskich psychoanalityków oraz jeden autorstwa Stephena Frosha – profesora Uniwersytetu Londyńskiego. Autorzy przedstawiają w niej swoje rozważania na temat wolności w odniesieniu do sztuki, psychoanalizy i relacji terapeutycznej, edukacji. Każde spostrzeżenie zawarte w artykułach jest poparte wiedzą teoretyczną – odwołania do Freuda i Klein padają gęsto jak śnieg w Himalajach. Oprócz teorii w tekstach znajdziemy również nawiązania do konkretnych przykładów z wystawy i nie tylko. Pozwalają one zobrazować i uporządkować wiedzę, która dla przeciętnego czytelnika jest nowa i niekoniecznie prosta z uwagi na specyficzny dla psychoanalizy styl


pisania – przystępniejszy i bardziej zrozumiały po zaznajomieniu się z podstawowymi jej założeniami. MOCAK jest nowoczesnym muzeum nie tylko z powodu obranego profilu. Oprócz działalności wystawowej posiada również bibliotekę, wydawnictwo oraz zajmuje się edukacją. Cechuje go profesjonalizm, co widać również w wydaniu Sztuki i wolności. Książka jest wydrukowana na żółtym papierze, co bardzo uprzyjemnia czytanie. Każdy tekst jest zamieszczony w wersji polskiej i angielskiej, aby trafić do jak największej liczby odbiorców. Wersja angielska jest napisana językiem na tyle przystępnym, że każdy, kto zdawał maturę rozszerzoną i odrobinę skupi się nad tym, co

Olga Tokarczuk Księgi Jakubowe Wydanictwo Literackie Kraków 2014 Naprawdę wielka podróż Pełny tytuł najnowszego, długo wyczekiwanego dzieła Olgi Tokarczuk, to Księgi Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez autorkę dopełniona metodą koniektury, z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka. Mądrym dla memoriału, kompatriotom dla refleksji, laikom dla nauki, melancholikom zaś dla rozrywki. I rzeczywiście – czytanie tego dziewięćsetstronicowego tomu to podróż wielka, tajemnicza i niesamowicie inspirująca. Świat Ksiąg Jakubowych to wielokulturowa, wielonarodowa i wielojęzyczna Polska z połowy XVIII wieku. Tę różnorodność poznajemy już na pierwszych stronach utworu Tokarczuk. Opisy

Jonathan Haidt Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka? Smak Słowa Kraków 2014 „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, czyli czemu moja racja jest mojsza niż twojsza Wyobraź sobie, że znalazłeś/aś na ulicy walizkę. Zwykły, czarny neseser. Elegancki, ale ze śladami użytkowania. Zapięcie nieszyfrowane, więc otwierasz, wiedziony/a przysłowiowym pierwszym stopniem do piekła. A tam zawartość, która mogła być sekretem Pulp Fiction – banknoty, zielone jak liście eukaliptusa, w liczbie, którą normalny człowiek miał okazję widzieć jedynie w teledyskach czarnoskórych raperów,

42 Stimulus V

czyta, wyłapie główną myśl i słownik będzie mu potrzebny tylko w przypadku trudnych lub specyficznych słów. Na końcu książki umieszczone zostały fotografie zrobione przez artystów powiązanych z Klubem Twórców Sztuki Nieprofesjonalnej „Hestia” działającym przy Szpitalu Specjalistycznym im. dr. Józefa Babińskiego w Krakowie. Są one intrygujące i różnorodne – znajdziemy tam zarówno prace oparte na ostrych, geometrycznych kształtach, jak i takie o rozmytych granicach oraz ciepłych kolorach. Nie doradzam jednak po lekturze treści, w przypływie złudzenia posiadania odpowiednich kompetencji, domniemywania zaburzeń psychicznych autorów zdjęć. Równie dobrze możecie analizować starożytnych

Egipcjan, studiując hieroglify, które skądinąd również posiadają dużą wartość estetyczną. MOCAK-owi i jego pracownikom należy się szacunek, szczególnie za kilka rzeczy. Po pierwsze, za profesjonalizm w podejściu do tematu i sposobu wydania książki. Po drugie, za niezepsucie piękna sztuki psychologicznym gadaniem i ukazanie go od innej, ciekawszej strony. Po trzecie, za zaangażowanie we współpracę z placówką leczniczą i wreszcie po czwarte za to, że najważniejsze informacje z nieobejrzanej wystawy oraz z niewysłuchanych referatów zostały mi przekazane w formie tekstów i zdjęć. I to za skromne dwadzieścia złotych.

rohatyńskiego rynku, pełnego Polaków, Żydów handlujących relikwiami, Ormian sprzedających przyprawy, Turków przy straganach z tkaninami, mnogość różnych języków i symboli ukazują w pełnej krasie naszą ojczyznę – taką, jaka była kiedyś, i jakiej już nie znamy. Poznajemy księdza-pisarza, poetkę, nowo przybyłego duchownego żydowskiego, który okaże się dla części mieszkańców Podola heretykiem, dla części zaś zbawicielem. Tokarczuk większość swoich bohaterów oparła na postaciach historycznych, badając teksty źródłowe i archiwa – dlatego znajdziemy wśród nich pierwszego polskiego encyklopedystę oraz historię podziału społeczeństwa pod wpływem charyzmatycznego Jakuba Lejbowicza Franka. Dzieło polskiej autorki ponadto ma ciekawą formę wydawniczą – złożone jest z dziewięciu ksiąg, a numeracja stron biegnie od największej do najmniejszej. Ta nawiązująca do tradycji żydowskiej forma nadaje ciekawego smaku lekturze Ksiąg Jakubowych Przedmiotem zainteresowania psychologów jest człowiek. Powieść Olgi Tokarczuk jest dziełem traktującym o ludziach – ich historiach,

profesjach, językach, zainteresowaniach, bolączkach, wzajemnym niezrozumieniu. „Może to jest nawet kwestia alfabetu – że nie istnieje tylko jeden, a jest ich wiele, a każdy inaczej buduje myśli” – zastanawia się rohatyński ksiądz podczas rozmowy z rabbim Szorem, z którym porozumiewa się przy pomocy tłumacza. Pisarka z rozmysłem konstruuje bohaterów swojej książki i zachowuje przy tym duży dystans. Jej opis wielonarodowego społeczeństwa jest z jednej strony narracją obiektywną, ze względu na swój historyczny charakter, z drugiej strony subiektywną – bo opowiadaną z perspektywy współczesnej. W końcu lektura ta pomaga zmierzyć się z własnymi korzeniami, tak jak pisanie jej pomogło zmierzyć się ze źródłem pochodzenia autorce.

gdzie rzucają nimi w hojnie obdarzone przez naturę białogłowy na przemian z laniem na nie musującej ambrozji. Co robisz? Taka sytuacja spotkała jedenastoletnią siostrę mojego kolegi (no dobra, to było tylko „marne” 20 tys. złotych, ale dla takiego dziecka to jak codzienne odwiedziny św. Mikołaja przez kilka lat). Nie myśląc zbyt wiele, dziewczynka chwyciła rączkę walizki i pognała czym prędzej na policję. Oddała neseser i wróciła do domu, gdzie opowiedziała całą historię. Gdy właściciel się znalazł, jako wyraz wdzięczności dał dziewczynce 100 zł. Dziecko nie wzięło dla siebie ani jednego Mieszka I, ani jednego Bolka Chrobrego, nie mówiąc o reszcie pocztu królów, a w ramach nagrody dostała kasę, której starczyłoby co najwyżej na lalkę Barbie, i to w dodatku jedną z tych tańszych. Niesprawiedliwe? Może jednak trzeba było nie oddawać walizki? Nie była

Opracował: Michał Stachera

Opracowała: Katarzyna Kowara

podpisana, wnętrze nie oferowało żadnych danych czy choćby wskazówek co do tożsamości właściciela. A gdyby przeznaczyła te pieniądze na schronisko, dom dziecka, pomoc choremu/ biednemu krewnemu? Jak wpłynęłoby to na twoją ocenę? Ta wzięta z życia historia zostałaby według autora Prawego umysłu, Jonathana Haidta, sklasyfikowana jako dylemat dotyczący moralnego fundamentu sprawiedliwość/oszustwo. Jest jednym z pięciu, obok troski/krzywdy, lojalności/zdrady, autorytetu/buntu i świętości/ upodlenia, podstawowych „kubków smakowych” moralności. Są one uniwersalne i wywodzą się z trzech etyk: autonomii, wspólnoty i boskości. Każdy z tych fundamentów opiera się na innych emocjach, jest rozstrzygnięciem różnych wyzwań adaptacyjnych i zostaje aktywizowany odmiennymi bodźcami. Ponadto, kontynuując


zaproponowaną przez autora analogię do smaku, w Meksyku je się tabasco, w Indiach curry, a we Włoszech pizzę. Podobnie jest z moralnością – każda kultura kładzie nacisk na inne aspekty moralności oraz inaczej interpretuje każdy z fundamentów. Wykorzystując tę wiedzę, Haidt formułuje tezę, obok której żaden student ani człowiek nie będzie mógł przejść obojętnie – że kultura Zachodnia jest DZIWNA (ang. WEIRD) i wobec tego jest tak samo niereprezentatywna dla prób tworzenia uogólnień na temat natury ludzkiej, jak niereprezentatywny dla uśrednienia długości życia pacjentów z ALS jest Stephen Hawking. Inna ciekawa teza dotyczy fundamentalnej kwestii poruszanej przy okazji dyskusji o genezie moralności. Szeroko pojęta psychologia napotkała problem zwany nature or nurture. Psychologia moralności, jako dziedzina, próbuje rozstrzygnąć spór o rolę umysłu i emocji w formułowaniu sądów. Piewcą roli umysłu i racjonalności był Kohlberg, który opisał, jak wygląda sześć stadiów, w których wraz z rozwojem poznawczym następuje postęp w rozumowaniu moralnym, dzięki

któremu z oportunizmu godnego PSL (Stadium 1) przechodzi się do poziomu Matki Teresy (Stadium 6). Potem, jak to zawsze bywa z wielkimi koncepcjami, przeprowadzono wiele badań, które obaliły wyjaśnienia Kohlberga i podsunęły alternatywę – to emocje, jako pierwotne systemy reagowania, są odpowiedzialne za oceny moralne. Jednakże samo oparcie ocen na emocjach było niewystarczające, więc Haidt, podsumowując wyniki swoje i innych, stworzył model godzący obie strony sporu. Żaden szanujący się psycholog nie omija możliwości ewolucyjnego wyjaśnienia swoich teorii. Nie czyni tego również Haidt. Jedna z części Prawego umysłu poświęcona jest temu, jak wraz z rozwojem naszych przodków i ich słabości do życia w społeczności wykształcał się system reguł, wedle których jej członkowie musieli żyć. W tej części znajdziemy także spostrzeżenia na temat podobieństwa imprez i oferowanych na nich (nie zawsze legalnych) atrakcji do starodawnych rytuałów oraz odpowiedzi na pytania, co homo sapiens sapiens ma wspólnego z pszczołami i dlaczego konserwatyści lepiej rozumieją liberałów niż oni ich.

„Każdy, kto ceni prawdę, powinien przestać czcić rozum” (Haidt, 2014, s. 129). Te słowa autora są kwintesencją jego podejścia i trafiają w sedno. Haidt, układając model oceny moralnej, podchodzi do tematu skrupulatnie. Jego argumenty są jak ciosy młodego, lecz poukładanego boksera w walce z bardziej doświadczonym rywalem. Wie, kiedy bić lekko i nawarstwiać ciosy, męcząc rywala na tyle, żeby w odpowiednim czasie wyprowadzić morderczy sierpowy kończący walkę. Jednocześnie zabezpiecza się przed znokautowaniem umiejętną gardą. Książka Haidta, okraszona licznymi metaforami oraz anegdotkami z życia twórcy, niesie dużą wartość naukową i zmienia spojrzenie na kwestie polityczne, etyczne, filozoficzne i antropologiczne, zachowując jednocześnie przystępność języka. Można ją bez oporów wręczyć postępowemu kuzynowi, konserwatywnej cioci i niezainteresowanemu polityką szwagrowi, a każde z nich po ukończeniu jej pomyśli: „no, gość mądrze gada”, jak ja, gdy na następnej stronie przeczytałem uzasadnienie cytatu z początku akapitu. Opracował: Michał Stachera

Book, ubik2010, 2007. (Pozyskano z: http://www.freeimages.com/photo/739211)

43 Katarzyna Kowara, Michał Stachera Nowości wydawnicze


D

Doniesienia z badań Patrycja Sądorowska

Błąd w sztuce

Sztuka może być intrygująca nie tylko ze względów estetycznych, ale również psychologicznych. Julian Meltzoff z Kalifornii postanowił znaleźć psychologiczne wyjaśnienie popełniania błędów w tworzeniu oraz interpretowaniu dzieł przedstawiających ludzi w ruchu. Motyw ludzkiego ciała towarzyszył artystom już od czasów antycznych, jednak często ciało ukazywane było w nienaturalnej pozycji. Zazwyczaj idąc, w naturalny sposób wymachujemy kontrlateralną ręką do jednej z nóg, aby zachować pewną płynność ruchu. Meltzoff zauważył tendencję do przedstawiania nieprawidłowego układu kończyn zarówno w malarstwie, jak też w rzeźbiarstwie. Przeprowadził badanie, które wykazało, że ludzie nie tylko nie zauważają błędnego przedstawiania postaci w ruchu, ale również w sytuacji, gdy sami mają pozować, robią to w nienaturalny sposób. Błąd tego typu popełniło aż 85% badanych. Fakt, że ludzie nie mają świadomości układu swego ciała nawet w tak naturalnym rodzaju ruchu, jakim jest chód, może stanowić asumpt do kolejnych badań z zakresu percepcji własnej fizyczności. Meltzoff, J. (2014). Errors in the making and perception of art images of human gait: Psychological explanations. Psychology of Aesthetics, Creativity, and the Arts, 3, 321 – 329.

Piękno i dobro płynące ze śpiewu W ciągu ostatniej dekady zaproponowano dwa modele wrażliwości na piękno i dobro: model uznania dla piękna i doskonałości oraz model zaangażowania w piękno. Teorię tę niejednokrotnie próbowano wyjaśnić, odwołując się do funkcjonowania poszczególnych grup społecznych. Angelika Güsewell i Willibald Ruch z uniwersytetu w Zurychu postanowili w oparciu o tę koncepcję zanalizować postawy osób, które na co dzień obcują ze sztuką. Badacze zastanawiali się, czy muzyków charakteryzuje szczególna wrażliwością na piękno i dobro, co przejawia się nie tylko w obcowaniu ze sztuką, ale również w życiu codziennym. Porównano otrzymane metodą kwestionariuszową wyniki trzech grup badawczych: profesjonalnych muzyków, amatorów oraz osób niemających związku z muzyką. Okazało

44 Stimulus V

się, że istnieje pozytywna korelacja między zaangażowaniem w muzykę a wrażliwością na piękno. Kluczową kwestię stanowi tutaj rodzaj wykonywanej pracy – zarówno nauczyciele muzyki oraz członkowie orkiestry, jak i soliści wyróżniają się dużą wrażliwością na piękno sztuki, ale już tylko ci ostatni doceniają też dobro w życiu codziennym. Może zatem zamiast czytać poradniki satysfakcjonującego życia powinniśmy zacząć częściej śpiewać? Güsewell, A., Ruch, W. (2014), Are musicians particularly sensitive to beauty and goodness? Psychology of Aesthetics, Creativity, and the Arts, 8(1), 96 – 103.

A może emocje nie są kulturowo uniwersalne? Już w latach sześćdziesiątych próbowano udowodnić uniwersalność umiejętności rozpoznawania podstawowych emocji poprzez obserwację wyrazu twarzy. W wyniku badań przeprowadzonych wśród przedstawicieli wielu odrębnych kultur zauważono istotne różnice w kategoryzacji rozpoznanych emocji. Maria Gendron z Uniwersytetu Northeastern wraz z współpracownikami postanowiła dokładniej przyjrzeć się tej kwestii, porównując wyniki badań mieszkańców Stanów Zjednoczonych i przedstawicieli plemienia Himba. W efekcie zauważono istotne różnice w percepcji wyrazów twarzy oraz opisywaniu emocji u obu tych grup. Członkowie Himba, oceniając daną twarz, skupiali się na dopasowaniu do niej pewnych zachowań, które są charakterystyczne dla konkretnego stanu emocjonalnego. W przeciwieństwie do Amerykanów, którzy oceniając ekspresję twarzy, używali nazw stanów emocjonalnych, nie potrafili bezpośrednio mówić o odczuciach wewnętrznych takich jak smutek, strach czy radość. Co ciekawe, okazało się, że największe rozbieżności istnieją w ocenie agresji, nazywanej przez członków plemienia „groźnym spojrzeniem”. Nie zauważono natomiast różnicy w postrzeganiu radości i strachu, co sprawia, że międzykulturowa uniwersalność rozpoznawania podstawowych emocji nadal pozostaje kwestią sporną. Gendron, M., Roberson, D., van der Vyver, J. M., Barett, L. F. (2014). Perceptions of emotion from facial expressions are not culturally universal: Evidence from a remote culture. Emotion, 14(2), 251 – 262.


H

Horoskop Joanna Brzeska, Anna Bularz

Baran (21 marca – 20 kwietnia) W obliczu zbliżającej się sesji nie czas na stosowanie mechanizmów obronnych. Powrót wypartego dzień przed egzaminem może okazać się bolesnym przeżyciem. Spróbuj bardziej wyszukanych strategii: w tym miesiącu polecamy uczenie się wspomagane komputerowo. Jeśli jednak pamięć deklaratywna zawiedzie cię podczas odpowiadania na pytania z rozwojówki, w chwili desperacji Twoją jedyną opcją pozostanie wykorzystanie techniki strumienia świadomości. Dobrze przemyśl, czy chcesz narażać egzaminatorów na takie doznania.

Rak (21 czerwca – 22 lipca) Trawi Cię pustka egzystencjalna? Swoją potrzebę afiliacji spróbuj zaspokoić angażując się w wolontariat lub włączając się w działania Koła Naukowego. Podczas egzaminów nie udawaj, że trudność z przypomnieniem sobie nazwiska twórcy psychoanalizy to przejaw psychopatologii życia codziennego. Poddawanie randomizacji swoich odpowiedzi na egzaminie również może okazać się ryzykowne. Jeżeli po piątkowej degustacji kebabu dopadnie cię sobotnia awersja smakowa, potraktuj to jako sygnał do zmiany zachowań wyuczonych.

45 Horoskop

Byk (21 kwietnia – 20 maja) Ostatnio zanadto pochłonęło cię zgłębianie teorii psychoanalitycznych. Nie wyciągaj pochopnych wniosków – to, że twoja sympatia studiuje prawo, nie oznacza, że sublimuje w ten sposób pragnienie zabicia swoich wrogów dla zachowania homeostazy. Lepiej zamień Freuda na Maslowa i z radością zaspokajaj potrzebę samorealizacji. Podczas egzaminów ustnych uważnie przysłuchuj się pytaniom wykładowcy. Twoja wysoka sugestybilność zwiększa poziom prawdopodobieństwa, że dasz się zwieść fałszywym alternatywom do poziomu p<0,05. Bądź czujny i nie daj satysfakcji statystykom!

Bliźnięta (21 maja – 21 czerwca) W sesji poczuj się studentem nie tylko na imprezie – wykorzystaj efekt dopasowania przy mobilizowaniu swoich zasobów poznawczych do nauki. Jeżeli nadal myślisz, że test Studenta to synonim egzaminu, warto zainwestować w podręcznik z metodologii. Gdy praca grupowa wydaje się iść zadziwiająco dobrze, upewnij się, że to faktycznie facylitacja społeczna, a nie efekt fałszywej zgodności. W obliczu trudności nie wycofuj się z rzeczywistości, gdyż grozi to rozwinięciem osobowości wielorakiej. Polecamy przegląd skutecznych metod radzenia sobie ze stresem. Na pewno znajdziesz coś dla siebie!

Lew (23 lipca – 22 sierpnia)

Panna (22 sierpnia – 22 września)

Twój dziewiąty sten sumienności wydaje się być dobrym predyktorem wielkiej piątki na egzaminie, dlatego spuść trochę ciśnienie z trąbki Eustachiusza i nie przejmuj się nadmiernie zbliżającą się sesją. Wykorzystaj zdobytą wiedzę w praktyce – w przerwie od nauki weź osobę, która ci się podoba na spacer po niebezpiecznym moście. Jest szansa, że niespecyficzne pobudzenie wywołane takim doświadczeniem zinterpretuje jako przejaw zakochania. Upewnij się tylko, czy jest bezpiecznie przywiązana.

Próbując zmienić postawę prowadzących zajęcia wobec wymogów zaliczenia kursu, uważaj na efekt bumerangowy – sprawy mogą nie ułożyć się po twojej myśli. Piszesz magisterkę? Pogódź się z tym, że im głębiej coś jest badane, tym bardziej wydaje się złożone. W momentach zwątpienia poszukaj sensu z Franklem albo wybierz się tam i z powrotem z hobbitem. Podczas rozważań nad sensem życia nie ograniczaj się nadmiernie i zastosuj myślenie dywergencyjne.


Waga (23 września –22 października)

Skorpion (23 października –21 listopada)

Czy wiesz, że laptop może służyć również jako pomoc dydaktyczna? Zwalcz fiksację funkcjonalną i zamień 9GAGa na EBSCO. Zamiast wrzucać na Facebooka selfie z Kalatem, lepiej zrób sobie w wolnym czasie test ramy i pręta. Potem zastosuj metodę kolejnych przybliżeń, żeby rozbudzić swoją pasję do nauki. Izolacja społeczna też nie jest wskazana, dlatego nie omieszkaj sprawdzić eksperymentalnie poziomu emocjonalności pozytywnej swojego przyjaciela i weź go do kina na dobrą komedię.

Zamiast sprawdzać, czego nie ma w twojej lodówce, zastanów się, jakich elementów brakuje w matrycach Ravena. Wpadła ci w oko osoba z wyższego roku? Upewnij się, że jej miły uśmiech nie jest tak naprawdę reakcją upozorowaną. W kluczowym momencie uruchom pole Broki i po prostu do niej zagadaj. Jeśli zalegasz z zadaniami domowymi, mamy dla ciebie odrobinę pocieszenia z uwagi na efekt Zeigarnik. Jeżeli jednak będziesz prokrastynował zbyt długo i przekroczysz ostatnie deadline’y, wtedy nawet teorie naukowe okażą się pozbawione wartości empirycznej.

Koziorożec (21 grudnia –20 stycznia)

Wodnik (21 stycznia – 17 lutego)

Ciągle chodzisz z głową w chmurach? Mówią ci, że zachowujesz się, jakbyś spadł z księżyca? Mamy dla ciebie dobrą wiadomość. Może to być predyktorem odniesienia sukcesu w dziedzinie psychologii kosmicznej. Dobrze przemyśl więc swoją ścieżkę kariery. Pod koniec stycznia zmiana położenia Saturna względem Jowisza może przyczynić się do zwiększonej deprywacji snu. Nie bierz tego za objawy depresji, jeśli poranne wstawanie będzie nadal sprawiać ci trudność. Przeprowadź lepiej eksperyment i sprawdź, czy twój warunkowy odruch ziewania na widok podręcznika do statystyki jest zgeneralizowany na sytuację leżenia w łóżku.

46 Stimulus V

Wyjątkowy układ planet sprawia, że w tym miesiącu poniedziałkowe zajęcia będą wywoływać u ciebie konflikt dążenie-unikanie. Zrób analizę SWOT i podejmij racjonalną decyzję. Myślisz o karierze negocjatora? Zapoznaj się z teorią dwutorowości perswazji. Pamiętaj! Zbyt częste stosowanie techniki „stopa w drzwiach” może skończyć się złamaniem kości śródstopia. Ponadto długotrwała fiksacja na jednym schemacie zachowania grozi rychłą frustracją – nie ryzykuj!

Strzelec (22 lispotada –20 grudnia) Podczas przygotowań do egzaminów nie łudź się, że incydentalne uczenie się wystarczy. Zacznij naukę odpowiednio wcześnie, a wtedy na własnej skórze doświadczysz niepowtarzalnego zjawiska konsolidacji śladów pamięciowych. Nie udawaj, że chodząc na imprezy, zajmujesz się psychoakustyką – to tylko przejaw wysokiej potrzeby doznań. Porzuć prymitywny mechanizm zaprzeczania – w rzeczywistości twoim kosteczkom słuchowym grozi niebezpieczeństwo. Ryzykujesz także, że Twoja kariera akademicka podzieli losy imperium Freuda – nadejdzie jej zmierzch i upadek.

Ryby (18 lutego – 19 marca) Zbliża się deadline kolejnego projektu grupowego? Nie pozwól na próżniactwo społeczne. Spróbuj podjąć się roli efektywnego lidera. Zadbaj o klarowne rozdzielenie zadań, by ustrzec grupę przed rozproszeniem odpowiedzialności. Nie daj sobie wmówić, że chodzenie na paintball zamiast nauki do sesji to testowanie w praktyce ćwiczeniowej teorii zabawy. Poszukaj lepiej z Proustem straconego czasu i od tej pory przestań narzekać, że ci go brakuje.


Redaktor Naczelna: Olga Biłas Zespół Redakcyjny: Olga Badura, Joanna Brzeska, Kinga Dudzik, Katarzyna Kowara, Anna Bularz, Patrycja Sądorowska, Michał Stachera, Katarzyna Bienia Korekta: Koło Naukowe Edytorów UJ: Ewa Czernatowicz, Anna Górecka, Łukasz Kraj, Barbara Leśniak, Karol Ostafin, Katarzyna Płachta, Paulina Zajdel Projekt graficzny pisma: Grzegorz Fijas Skład: Ewa Czernatowicz Opiekun naukowy: dr Przemysław Bąbel Nakład: 150 Ilustrację na okładce pozyskano z: www.freepik.com


Koło Naukowe Studentów Psychologii UJ jest organizacją o bogatej, ponad 25-letniej tradycji. Łączy nas dążenie do świadomego studiowania, chęć robienia jeszcze więcej i sprawdzania teorii w praktyce. Zajmujemy się organizacją konferencji naukowych, warsztatów oraz wydarzeń popularyzujących naukę, prowadzeniem badań i wydawaniem publikacji.

Ogłaszamy nabór artykułów do nowego numeru! Temat: Media Termin nadsyłania prac: 6.03.2015 Wymagania: • Objętość artykułów: 9000 – 1300 znaków ze spacjami • Przestrzeganie standardów APA Publikacja artykułu jest punktowana!

W Kole istnieje aktualnie dziewięć sekcji: • Sekcja Psychologii Klinicznej KLIPS • Sekcja Neuropsychologii • Sekcja Psychologii Sądowej • Sekcja Psychologii Eksperymentalnej • Sekcja Trenerska • Sekcja Psychoanalizy • Sekcja Psychologii Sportu • Sekcja Zdrowia „Zdrowy Kontakt” • Sekcja Psychologii Hermeneutycznej

Chcesz dowiedzieć się więcej? Odwiedź naszą stronę: www.knspuj.edu.pl i znajdź nas na Facebooku!


Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.