
12 minute read
Magdalena Wróbel – Ecce Teatr [Teatr Ecce Homo z Kielc
Ecce teatr
Grosse Aktion, fot. Wojciech Habdas
Advertisement
Tak sobie wyobrażam Kielce
Do Bazy Zbożowej trafić nie jest łatwo – niby blisko centrum, ale wieczorna wędrówka słabo oświetlonymi ulicami Kielc nie należy do przyjemnych.
Kielce. Liroy i brzmiące wciąż w głowie, powracające jak refren słowa wiersza Witkacego:
„Tak sobie wyobrażam Kielce, symbol, jako szczyt ohydy,
I jako jakieś Paramount najgorszej małomiasteczkowej brzydy”.
No i sama Baza Zbożowa – wielka, parterowa, wiejąca pustką hala, w której dawno, dawno temu mieściły się samochodowe warsztaty milicyjne, przekazane następnie przez prezydenta Kielc niezależnym twórcom i grupom artystycznym. Ściany tego przygnębiającego miejsca zdobi kolorowe graffiti, już z daleka oznajmiające przybyłym, że Baza żyje, tętni kulturą i zaprasza. Obecnie ma w niej swoją siedzibę sześć organizacji pozarządowych, działających w różnych dziedzinach sztuki, ale Baza przygarnia także grupy nieformalne i artystów indywidualnych. Prawdziwy tygiel muzyczno-plastyczno-teatralny.
A to wszystko miało przecież trwać najwyżej pięć lat, a może mniej…
W tej przestrzeni swoje miejsce odnalazło też Stowarzyszenie Artystyczne Teatr „Ecce Homo”, założone w 1996 roku przez Tadeusza Maja – wielkiego animatora kieleckiego życia artystycznego, dyrektora Państwowych Szkół Plastycznych, człowieka kochającego młodzież. Miał to być teatr, w którym grywać będą uczniowie szkół artystycznych, zbliżony w estetyce do Sceny Plastycznej Leszka Mądzika.
Pierwszym spektaklem przygotowanym przez 40-osobową grupę kieleckich licealistów był Ecce Homo, happening ruchowo-plastyczny z muzyką graną na żywo oraz monumentalną scenografią, na którą składały się dzieła Tadeusza Maja. Był to ogromny sukces – w ciągu zaledwie dziewięciu miesięcy przedstawienie zagrano sto razy.
Anna Kantyka-Grela, kierownik artystyczny grupy, wspomina, że nazwa teatru wywodzi się właśnie od tytułu pierwszego spektaklu. „Stało się to troszeczkę nieświadomie. Gdybyśmy wiedzieli, że teatr zdoła funkcjonować tak długo, pewnie dostałby inną nazwę. Ale machina ruszyła, nazwa została” 1 . Niestety, rok po założeniu teatru zmarł jego twórca. Trzeba było zadecydować, czy kontynuować działalność Ecce Homo, czy rozwiązać teatr. „Wtedy nie wiedziałam, że ta decyzja będzie dla mnie tak poważna w skutkach – wyznaje Kantyka-Grela. – Postanowiłam zostać z młodzieżą”.
Teatr, który nie ma stałego zespołu, już od osiemnastu lat tworzy spektakle nagradzane na ogólnopolskich przeglądach. Kantyka-Grela, pytana o istotę tego fenomenu, stwierdza: „Sama cały czas się dziwię, że ten teatr istnieje. A przecież mam pewność, że przetrwa. Jego siłą jest więź, która zawiązuje się w garderobie między ludźmi chcącymi coś wspólnie robić. To nasz największy sukces”.
Życie to jest gra…
Idąc na spektakl Ecce Homo, trzeba uważać, by nie zgubić się wśród korytarzy i tajemniczych zakamarków Bazy. Wieczorem jest tu trochę strasznie, nie wia
domo, co czai się po kątach. Można odnieść wrażenie, że wkroczyło się do innego świata, że to przejście do nieznanej, tajemniczej rzeczywistości.
Atmosfera w garderobie Ecce Homo jest zupełnie inna. Czajnik wesoło pohukuje, aktorzy krzątają się pomiędzy wieszakami z kostiumami. Jest gościnnie i przytulnie. Plakaty ze spektakli oraz dyplomy teatralnych festiwali zaświadczają o długiej i chlubnej historii zespołu.
Ci, którzy schodzą się na próbę, witają się wylewnie z tymi, którzy już tu są; opowiadają sobie tysiące rzeczy. To atmosfera przyciąga ludzi – zarówno artystów, którzy dobrze się tu czują, jak i widzów, którzy odbierają dobrą energię, wysyłaną przez zespół.
Współtwórcami Ecce Homo są nie tylko ludzie występujący na scenie, ale też ci, którzy pozostają niewidoczni dla widza. Na przykład dziewczyna, która zagrała tylko w dwóch spektaklach, chociaż w teatrze jest już od czterech lat. Woli wspierać teatr od strony organizacyjnej, niż grać.
Teatr w walizce i na walizkach
Dekoracje i kostiumy tworzone są zazwyczaj przez członków zespołu, którzy przeszukują domowe szafy i piwnice albo wybierają się na wycieczki po lumpeksach. Są wśród nich także absolwenci szkół plastycznych, jednak warstwa estetyczna nie jest w Ecce Homo najważniejsza, nie przesłania aktorstwa. Michał Pustuła, który w 2002 dołączył do zespołu jako osiemnastolatek i pozostał w nim do dziś, podporządkowując mu w sporej mierze swoje życie, zauważa: „Aktor nie może chować się za scenografię i za stroje. Jeżeli będzie kiepsko grał, to kostium go nie uratuje. Dlatego ograniczamy scenografię do minimum.”
Skromność i prostota dekoracji ułatwiają podróże po Polsce, które Ecce Homo odbywa bardzo często. „Jesteśmy w stanie wywieźć każdy spektakl – dodaje Pustuła. – Scenografia jest zawsze mobilna, uniwersalna. To również charakterystyczny i rozpoznawalny znak naszego teatru. Brak scenografii nie oznacza jednak braku warstwy plastycznej spektaklu”.
Ci po drugiej stronie rampy
Posiadanie własnej sceny, nawet niewielkiej, jest sprawą istotną dla każdego teatru. Pomieszczenie zaaranżowane niemal w całości przez członków zespołu jest miejscem wyjątkowym, oswojonym, dostosowanym do potrzeb. Własnym. Stała widownia Ecce Homo czuje się tu lepiej niż w wielkich teatrach, ponieważ na kameralnej scenie można bardziej wniknąć w materię spektaklu, ma się bliższy kontakt z aktorami.
Dzięki temu tworzy się również między widzami rodzaj wspólnoty. I chociaż spektakle nie są tworzone z myślą o określonym (jak to się teraz modnie zwykło mawiać) „targecie”, to zespół grywa przy zapełnionej widowni. Na ich występy przychodzi zarówno młodzież szkolna, studenci, jak i ludzie starsi. Z reguły są to osoby nieprzypadkowe, świadome marki, jaką reprezentuje zespół.
W młodości siła!
Teatr składający się w stu procentach z amatorów, rekrutujących się głównie z kieleckich liceów, mógłby kojarzyć się z teatrem szkolnym, występującym na okolicznościowych akademiach. Trudno przypuszczać, że niedoświadczona młodzież wzbije się na aktorskie wyżyny, że będzie przekonująca, że sprosta wymaganiom sceny. Gdy młodzi wykonawcy siedzą w garderobie, zagryzają chipsy i dyskutują o zbliżającej się wielkimi krokami maturze, plotkują o wspólnych znajomych. Są dosyć nieśmiali. Z ociąganiem opowiadają o swoich marzeniach związanych z karierą aktorską. Sprawiają wrażenie zwykłej, niczym niewyróżniającej się młodzieży.
Gdy na małej scenie gasną światła, ci młodzi ludzie stają się w pełni profesjonalnymi aktorami. Tak działa magia teatru. Są przekonujący w swoim bólu, samotności, nie przerysowują żadnych uczuć, pozwalają widzowi przenieść się bez reszty w wykreowany przez siebie świat. Zachwycające są ich wyczucie, delikatność, bezpretensjonalność. Grają za pomocą wyważonych środków, nie podają wszystkiego wprost, pozostawiając odbiorcy pole do własnych domysłów i interpretacji.
Premiera to dopiero początek
Teatr Ecce Homo był od początku teatrem ludzi młodych. Poruszał się głównie w formule performance, łączącej różne dziedziny sztuki w jednym wydarzeniu artystycznym. Z czasem działania parateatralne przybrały formę bardziej teatralną. Zaczęto zapraszać do współpracy zawodowych reżyserów. „Zdecydowaliśmy, że jak już coś robimy – to pełną parą, na sto procent, na dwieście nawet” – śmieje się Kantyka-Grela.
Teatr ma bogaty repertuar: wśród czterdziestu spektakli przygotowanych przez 18 lat działania Ecce Homo znajdziemy przedstawienia zarówno plenerowe, ruchowe, taneczne, jak i oparte na literaturze. Przez dziesięć lat teatr działał też jako teatr autorski: młodzi ludzie przynosili swoje scenariusze, które były realizowane.
Wiele z tych spektakli jest wciąż grywanych – często w zmienionej obsadzie, niekiedy w nieco zmodyfikowanej postaci. Bo inaczej niż w przypadku teatrów zawodowych, dla Ecce Homo premiera to zaledwie początek niekończącej się pracy nad artystyczną formą spektaklu, który wciąż jest w stanie twórczej metamorfozy.
Ł ago d na , fot . W ojci e c h H abdas

Ciemne strony duszy
Przełomem w działalności zespołu było pojawienie się osiem lat temu Marcina Bortkiewicza, który jest świetnym adaptatorem literatury pięknej, oraz jego mistrza – Stanisława Miedziewskiego. Dzięki współpracy z nimi Teatr Ecce Homo zmienił nieco kierunek artystycznych poszukiwań, zainteresował się wielką literaturą światową, choć wciąż nie ma ściśle określonej linii repertuarowej. Czasami o wyborze tekstu na scenę decyduje przypadek, innym razem fascynacje reżysera. Efektem twórczych poszukiwań jest między innymi spektakl Grosse Aktion (premiera 2010). Bortkiewicz, zafascynowany lekturą kontrowersyjnej powieści Łaskawe autorstwa Jonathana Littella, przygotował oszczędny w środki teatralnego wyrazu, mroczny i ciężki spektakl, opowiadający o wykształconym miłośniku sztuki, oficerze SS, który podczas II wojny światowej staje się, jak wielu mu podobnych, bestią bez sumienia. Ale Ecce Homo unika moralizowania, nie daje odpowiedzi, jedynie stawia pytania i pokazuje ciemne strony otaczającej nas rzeczywistości. „Czasami zarzucają nam, że Teatr Ecce Homo jest teatrem ponurym, smutnym. Nie bierzemy się do rzeczy lekkich, łatwych i przyjemnych. Nasze spektakle poświęcone są tematom egzystencjalnym. Chcemy mówić o mrokach duszy człowieka – interesuje nas bardziej to, co boli, a nie to, co weseli. Myślę, że to jest główna cecha Ecce Homo – wolimy iść w ciemność niż w jasność” – mówi Kantyka- -Grela.
W dziesiątą rocznicę śmierci założyciela Teatru, Tadeusza Maja, Bortkiewicz wraz z zespołem przygotował spektakl Padamme, padamme (premiera 2007), na motywach powieści Oddział chorych na raka Aleksandra Sołżenicyna. Był to hołd złożony twórcy Ecce Homo, który zmarł na tę chorobę.
Jedna z aktorek najmłodszych teatralnym stażem, Małgorzata Angielska, wyznaje: „Pierwszy spektakl Ecce Homo, jaki zobaczyłam, to było Padamme, padamme. Ten spektakl tak mnie urzekł i zaintrygował, że zapragnęłam znaleźć się w tym teatrze jako aktorka. Dopiero po kilku latach zrealizowałam swój zamiar”.
Ecce Homo eksperymentuje z różnymi formami artystycznej ekspresji. W Padamme, padamme następuje przekroczenie ostrego podziału między sceną a widownią. Aktorzy wchodzą w pewien rodzaj interakcji z widzami, co zarówno dla jednych, jak i dla drugich staje się sytuacją niekomfortową, zaburzającą ich strefy bezpieczeństwa. Widzowie są różni, nie wszyscy przyjmują takie chwyty z otwartością, nie wszyscy lubią być w teatrze zaczepiani. Aktor musi być wtedy przygotowany na różne sytuacje, musi się nauczyć radzić sobie z nimi bez szkody dla materii spektaklu. Teatr staje się więc także szkołą pokonywania własnych lęków i barier, dotyka widzów w sposób bezpośredni, niemal namacalny, czyniąc przeżywanie spektaklu intensywniejszym.
Łagodna
Czasami jest jednak zupełnie odwrotnie. Przykładem może być Łagodna (premiera 2013), ostatnia premiera Teatru, oparta na opowiadaniu Dostojewskiego. Wiąże się ona z innym przełomem w życiu artystycznym Ecce Homo – pojawieniem się wybitnego aktora Jana Nowickiego, który podarował Teatrowi własny scenariusz do tego spektaklu, skłaniając twórców do pójścia w stronę innej, bardziej klasycznej formy teatralnego wyrazu.
W tym spektaklu widz czuje się całkowicie oddzielony od tego, co dzieje się na scenie. Jest tylko podglądaczem życia bohaterów, bo oddziela go od ich świata kotara z tiulu, budująca też nastrój oniryczności, nierealności pięknej, ale dramatycznej historii. Zabieg ten ma także wpływ na aktorów, którzy, nie widząc
publiczności, łatwiej mogą wczuć się w odgrywane przez siebie postaci, płynniej wejść w świat spektaklu, ale z drugiej strony – czują się nieco osamotnieni, nie wiedząc, czy ktoś ich ogląda. A przecież gra się dla widzów – taka jest podstawowa zasada teatru.
Joanna Rasała, aktorka, która gra główną rolę w spektaklu Łagodna, zauważa: „Każdy z nas ma wizję, chce realizować siebie, spełniać się artystycznie. Do tego dążymy. Tak definiujemy sztukę – ma ona albo zachwycać, albo wzbudzać głębsze emocje. Chodzi o to, by widz, który do nas przyjdzie, siądzie na widowni, zapomniał na tę godzinę o swoim życiu, oderwał się od rzeczywistości… Chcemy, aby nasza sztuka poruszyła jakąś strunę w każdym widzu, który do nas przychodzi”. Znakiem rozpoznawczym spektakli Ecce Homo, pojawiającym się także w Łagodnej, jest intro – muzyczno-aktorski wstęp, prolog, mający niekiedy na celu zmylenie widza i wprowadzenie go w inny nastrój niż ten, z którym spotka się na scenie. W Łagodnej intro ma miejsce w kasynie, w którym żołnierze bawią się wesoło z młodymi kobietami. Tym dotkliwsze jest dla widzów zderzenie z duszną atmosferą spektaklu. Aktorzy grający w intro wracają w zakończeniu, dając spektaklowi wyraźnie zaznaczoną ramę kompozycyjną. Grają do samego końca, dopóki ostatni widz nie opuści widowni. Zaciera się granica między życiem a grą.

Grosse Aktion, fot. Marcin N. Mich alski

Teatr jako styl życia
Aktorem tego teatru może zostać niemal każdy. Ecce Homo prowadzi przez cały rok warsztaty artystyczne, podczas których młodzi adepci pracują nad swoją ekspresją, nad odblokowaniem się na scenie, ćwiczą i rozwijają swoje talenty. Do współpracy przy organizowaniu warsztatów zapraszani są profesjonalni twórcy: aktorzy, reżyserzy. Część uczestników zostaje później z Teatrem na jakiś czas. Młodzi ludzie szukają tu swojej drogi, chcą się sprawdzić, poeksperymentować. Ale nie każdy wytrzymuje w nim długo. „To nie jest zabawa. To nie jest pasywne spędzanie czasu, tylko aktywny tryb życia. W naszym teatrze panuje dyscyplina, to praca zespołowa. A ponieważ wkładamy w to całe swoje serce – musimy poświęcać na to sporo czasu. To też inwestycja w siebie – bycie w teatrze powoduje, że ludzie otwierają się na świat” – tłumaczy Kantyka-Grela. Dlatego członkowie Teatru, nawet gdy już odchodzą, często zostają związani z Ecce Homo. To miejsce zawsze na nich czeka, jest jak dom, który się opuszcza dorastając, ale do którego zawsze można powrócić, by poczuć się bezpiecznie.
Zespół w całości składa się z amatorów. Oprócz teatru mają oni swoje życie – szkołę, studia, pracę, dlatego czasem ciężko jest zorganizować spotkanie, dopasować godziny prób. Michał Pustuła zauważa: „Nad Padamme, padamme musiała czuwać jakaś opatrzność. Zamknęliśmy się w sali na tydzień i pracowaliśmy po kilka godzin dziennie. Nie było innej możliwości – za
Pad amme Pad amme, fot. Wojciech Habdas
Łagod na, fot. Wojciech Habdas

wsze coś komuś by nie pasowało. A jednak udało nam się stworzyć ważny dla nas spektakl”.
Dlatego też czas powstawania spektakli jest bardzo różny – czasem jest to kilka tygodni, a czasem… dni. Na przykład Wybraniec powstał w ciągu czterech dni bardzo intensywnej pracy, a Łagodna w ciągu około pięciu miesięcy, z dłuższymi przerwami. Te przerwy w próbach, jak zapewniają aktorzy, bardzo korzystnie wpłynęły na efekt końcowy. „Człowiek zostaje sam z tym wszystkim, czym został obarczony. W głowie trwa wtedy proces myślenia nad rolą, zżywania się z posta
Ł ago d na , fot . W ojci e c h H abdas

cią, w którą trzeba się wcielić na scenie. Dzięki temu powstaje nowa jakość pracy” – wyznaje Rasała.
Oprócz spektakli i warsztatów Ecce Homo znany jest również z organizowanego od trzynastu lat przeglądu teatrów alternatywnych. Nie ma on formy konkursowej – do Kielc zjeżdżają się zespoły z całej Polski, by prezentować swoje spektakle festiwalowej publiczności. Kryterium doboru jest proste – artyści Ecce Homo zapraszają tylko te produkcje, które już wcześniej widzieli i które im się spodobały. Ale czy sami uważają się za twórców alternatywnych? Pustuła odpowiada: „Nie wiem, w jakim miejscu jest Ecce Homo. Kiedyś być może był teatrem alternatywnym, offowym, teraz na pewno nie jest. Ale nie jesteśmy też teatrem zawodowym i nigdy nie będziemy”.
A może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe
Trudno uchwycić w kilku zdaniach i zrozumieć fenomen Teatru Ecce Homo, który jest w nieustannym ruchu, wędruje po Polsce i wciąż się przepoczwarza, wychowując do życia w teatrze kolejne pokolenia kieleckiej młodzieży. Jaka siła musi być w tworzonej przez nich sztuce, że teatr ten trwa od osiemnastu lat, grając często przy zapełnionej widowni? Jakim sposobem Ecce Homo potrafi skupić ludzi tak utalentowanych, jak udaje im się amatorskimi siłami wyprodukować sceniczne perełki?
Jedno jest pewne – mistrz Witkacy pomylił się w swoich wyobrażeniach. Kielce to zadbane miasto, tętniące życiem i kulturą naprawdę wysokiej jakości. Ecce Homo tylko to potwierdza.

Ł ago d na , fot . W ojci e c h H abdas