5 minute read
Książka
from MM Trendy #3 (105)
by MM Trendy
Sylwia Trojanowska czuła obserwatorka z naszego miasta
Z urodzenia szczecinianka, w dodatku niezwykle przywiązana do swojego miasta. Z zawodu coach i trenerka biznesu pomagająca innym w rozwoju. Z zamiłowania pisarka, która o niełatwych sprawach potrafi pisać lekko i przystępnie. Przykładem jest jej najnowsza powieść „Łabędź”. Kim jeszcze jest Sylwia Trojanowska i co znajdziemy na stronach jej powieści? Przekonajcie się.
Advertisement
ROZMAWIAŁA EWELINA ŻUBEREK / FOTO ŁUKASZ WIT A
Tytuł najnowszej powieści nawiązuje do nazwiska głównej bohaterki, ale nie tylko. W książce często pojawiają się łabędzie, które kojarzą się z rodziną, a ta z kolei z miłością i troską. Czy to właściwy kierunek interpretacji?
- Rzeczywiście w moim zamyśle tytuł miał się przede wszystkim odnosić do nazwiska głównych bohaterów, czyli rodziny Łabędziów oraz do majestatycznych, bardzo popularnych w Polsce ptaków. W fazie zapisu powieści zrozumiałam jednak, że w tej historii łabędź jest także metaforą narodzin czegoś pięknego, niezwykłego, nawet nieoczekiwanego. I nie myślę tu tylko o miłości, która na kartach powieści taka właśnie jest, ale też o prawdziwej przyjaźni, która narodziła się między głównymi kobiecymi postaciami, Anią i Jolą, w całkiem nieoczekiwanym dla nich czasie.
Życie rodziny Łabędziów toczy się w Fordonie. Długo szukała pani miejsca akcji?
- Fordon pojawił się niespodziewanie. Na mapie Polski szukałam miejsca urodzenia dla Ani Łabędź. Na początku myślałam o Śląsku, potem o Warmii i Mazurach. Z różnych względów odrzucałam te destynacje. Wodząc palcem po mapie, natknęłam się na Fordon, który bardzo pozytywnie kojarzyłam z dzieciństwa i cóż, zostałam tam. Zaczęłam czytać o starym Fordonie i Bydgoszczy, przeglądać pocztówki i fotografie, studiować mapę Fordonu. Coś mi podpowiadało, że to jest właściwe miejsce. I nie pomyliłam się.
W powieści mamy wątek historyczny, rodzinny, miłosny. Który z nich jest tym najważniejszym?
- Nie bez znaczenia jest to, że „Łabędź” rozgrywa się w latach 1938-1939. To był dla Polski trudny, mroczny czas, co w fabule jest wyczuwalne, ale nie dominujące. Dla mnie „Łabędź” to przede wszystkim niezwykła opowieść o zwykłej rodzinie, która jest dla siebie największym wsparciem. To także historia o miłości, bo dla mnie żadna opowieść bez niej nie istnieje.
„Łabędź” to głównie silne postacie kobiece. Mowa tutaj nie tylko o głównej bohaterce, ale także jej matce i przyjaciółce. Te drugoplanowe postacie momentami wysuwają się na pierwszy plan. Dlaczego to właśnie im oddała pani hołd?
- Od samego początku kobiety znajdują się w centrum moich pisarskich zainteresowań i może dlatego czasami zdarza się, że niektóre postaci tylko pozornie są drugoplanowe. W „Łabędziu” Jola Pietranek miała być postacią epizodyczną, ale tak wrosła w fordoński krajobraz i w rodzinę Łabędziów, że nie potrafiłam z niej zrezygnować.
Długo musimy czekać na Gustawa – Niemca, w którym zakochuje się Anna Łabędź. Pojawia się wątek zakazanej miłości. Pokazuje pani, że gdy kochamy - nie patrzymy na nic.
- Bo tak to już jest z miłością. Kiedy się pojawia ta prawdziwa i szczera, znikają bariery i przeszkody. Wtedy nie ma rzeczy niemożliwych. W jednej z wcześniejszych powieści napisałam, że miłość należy się każdemu, kto ma odwagę po nią sięgnąć. Jestem głęboko przekonana o prawdziwości tych słów i na kartach „Łabędzia” chyba to widać.
Przed napisaniem książki konsultowała się pani z historykami. Jak przebiegała praca?
- Odbyłam konsultacje z trzema historykami: profesorem Zdzisławem Biegańskim, doktorem Tomaszem Ślepowrońskim i doktorem Michałem Paziewskim. Nasze rozmowy bardzo wiele mnie nauczyły i czuję ogromną wdzięczność za cierpliwość w odpowiadaniu na pytania oraz pomoc w szukaniu ciekawych dla czytelnika, ale i bardzo prawdopodobnych rozwiązań fabularnych.
Jak jeszcze przygotowywała się pani do napisania książki?
- Przede wszystkim czytając książki historyczne, artykuły prasowe,
słuchając audycji radiowych, oglądając wiele, bardzo wiele filmów i fabularnych, i reportaży. Przejrzałam dziesiątki wydań „Dziennika Bydgoskiego” – to była prawdziwa skarbnica wiedzy. Przestudiowałam wiele kart menu międzywojennych restauracji, oglądałam afisze kinowe. Słuchałam nawet muzyki, która w czasach międzywojnia rozbrzmiewała z głośników. Nazwałabym to w jeden sposób – nastrajałam się.
Czy „Łabędź” jest książką tylko dla kobiet? Czy mężczyźni także odnajdą w niej coś dla siebie?
- W jednej z recenzji przeczytałam, że „Łabędź” jest powieścią ponadpokoleniową i absolutnie dla każdego. Ja też tak czuję tę historię. Jest bardzo uniwersalna i wierzę, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Zadowoleni w szczególności będą ci czytelnicy, którzy pasjonują się powieściami historycznymi z szerokim planem obyczajowym, i to niezależnie od płci.
Kiedy możemy spodziewać się II tomu? A co najważniejsze - czego możemy się po nim spodziewać?
- Nie mogę zbyt wiele zdradzić względem fabuły. Co najwyżej to, że akcja kontynuacji „Łabędzia” będzie się rozgrywać w niemieckim Szczecinie w latach 1939-1945. Premiera tej jesieni, więc już niebawem.
Na koniec zmienimy trochę temat. Jest pani także trenerką biznesu. Na czym polega pani praca?
- Jako trener biznesu wspieram uczestników moich szkoleń w rozwoju kompetencji osobistych, w doskonaleniu umiejętności budowania i zarządzania zespołami. To jest wyjątkowa praca, bo podobnie jak pisanie, przynosi mi wiele satysfakcji i sprawia, że cały czas się uczę. Fajnie jest patrzeć, jak ludzie rozwijają skrzydła dzięki czasami bardzo drobnym podpowiedziom.
Czy to z pracy czerpie pani inspiracje do książek?
- Z pracy trenera także, oczywiście. Jednak to życie jest dla mnie największą pisarską inspiracją. Staram się być uważną i wrażliwą, nawet czułą obserwatorką. Mam doskonałą pamięć do twarzy, gestów, ciekawych odzywek. Zapamiętuję krajobrazy, tajemnicze budowle, mroczne miejsca. Te malownicze i romantyczne także, ale do mrocznych mam wyraźną słabość.
Aktywnie działa też pani na rzecz kobiet. Jest m.in. ambasadorką akcji profilaktycznych badań cytologicznych oraz członkinią kapituły Magnolie Biznesu. Co panią zainspirowało do takiej aktywności?
- Zawsze murem stoję za kobietami i czynnie działam na ich rzecz. Kiedy zostałam zaproszona do bycia ambasadorką akcji „Wiele powodów, by żyć”, nie wahałam się ani chwili, bo i jak miałam się wahać, skoro tu chodziło o zdrowie, o życie kobiet. Nadal zbyt mało mówimy o badaniach profilaktycznych szyjki macicy. O tym, jak ważna jest ich regularność, by zmniejszyć niechlubne statystyki umieralności kobiet. A w tej akcji właśnie o to chodziło, by nagłośnić problem, by nie milczeć, a bez wstydu mówić o wadze regularnych badań cytologicznych. Jeśli zaś chodzi o Magnolie Biznesu to z przyjemnością zasiadam w kapitule tego konkursu (w tym roku po raz czwarty) i wraz z pozostałymi członkiniami nagradzamy wyjątkowe kobiety regionu zachodniopomorskiego w pięciu kategoriach. Kolejna edycja konkursu już niebawem. Mam nadzieję, że zgłosi się wiele, naprawdę wiele inspirujących kobiet.