8 minute read

Sylwetka miesiąca

Next Article
Temat z okładki

Temat z okładki

Śpiewam o tęsknocie za drugim człowiekiem

Joanna Prykowska wraca na scenę z nowym projektem Anieli, który tworzy z gitarzystą Pawłem Krawczykiem. I trzeba powiedzieć - jest to powrót piękny. Oboje zabierają nas w świat klimatycznych i sentymentalnych utworów albumu „Jaśniejąca”.

Advertisement

ROZMAWIAŁA MAŁGORZATA KLIMCZAK / FOTO JAKUB WITTCHEN

Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki „Jaśniejącej”, miałam wrażenie, że cofnęłam się do czasów świetności wytwórni 4AD. - To były nieuniknione skojarzenia, bo zarówno ja, Kasia Nosowska i Paweł Krawczyk jesteśmy z tego samego pokolenia i myśmy się wychowywali na takiej muzyce. Zasłuchiwałyśmy się z Kaśką w muzyce z wspomnianej wytwórni 4AD. Myślę, że moja muzyczna dojrzałość, która właśnie wtedy się kształtowała, jest głęboko ukorzeniona w zespołach z tej wytwórni oraz wielu innych z tamtych lat. Paweł, opowiadając o naszych piosenkach i płycie, wspominał o tym, że można w niej wyczuć akcenty tejże wytwórni i wielu wykonawców, których ona miała pod swoją opieką. Na pewno nasza płyta jest ukłonem w stronę naszych młodzieńczych fascynacji. Tak już jest, kiedy tworzy się muzykę.

Płyta powstawała w czasie pandemii. Jak się nad nią praco-

wało w takich warunkach? - Pierwszy moment, który pamiętam, to był telefon Kaśki do mnie, która zaproponowała, żebyśmy coś razem zrobiły. To było gdzieś 2,5 roku temu. Hey wtedy już zawiesił swoją działalność, Kasia skupiła się na pisaniu książek i zatęskniła za muzyką. Na pewno wpływ na to miała też nasza szczecińska przyjaźń, bo Kasia zawsze mi kibicowała w moich dokonaniach muzycznych. Zawsze trzymała za mnie kciuki, dopingowała mnie i przekonywała, że warto to robić. Wierzyła w moją siłę i dlatego złożyła mi propozycję nagrania płyty. Na początku mieliśmy to robić jako trio – ja i Kasia będziemy śpiewać, a Paweł będzie grał i komponował wszystkie piosenki. Pomysł wydał mi się ciekawy. Kiedy zaczął się ten pierwszy okres pandemii, kiedy nie wolno było wychodzić z domów, Paweł wysłał mi próbki utworów, pomysły muzyczne. Przy jego pomocy online zainstalowałam program muzyczny i nauczyłam się go obsługiwać. To było dla mnie trudne doświadczenie, ponieważ nigdy nie obsługiwałam takich programów. Nagrywaniem zawsze zajmowali się realizatorzy dźwięków, a ja wchodziłam do studia i śpiewałam. Ale doświadczenie okazało się bardzo cenne. Pomysły Pawła od razu przypadły mi do gustu, bo to były moje melodie, moje piosenki - trafione idealnie w mój gust. Ponagrywałam swoje próbki i wysłałam Pawłowi. Jak tylko zaczęły latać pierwsze samoloty do Warszawy, poleciałam do Kaśki i Pawła i zaczęliśmy pracować wspólnie nad materiałem. Weszłam do studia i w ciągu pół godziny od razu nagraliśmy dwie piosenki. Kaśka stwierdziła, że wszystko idzie tak dobrze, że ona jest zbędna i zostawia nas samych z tym projektem.

I tak zostało. - Tak. Zrobiliśmy z Pawłem tę płytę w tempie ekspresowym. Spotykaliśmy się w weekendy i z każdego weekendu przylatywałam do Szczecina z dwoma gotowymi piosenkami. Płyta jest, COVID przesunął tylko premierę singla i teledysku oraz samej płyty.

Jesteśmy już po premierze waszego teledysku. Widać w nim piękny Szczecin, jakiego w latach 90. nie dałoby się pokazać.

- Może to miał być właśnie ten czas. Wszystko miało się zdarzyć tu i teraz. Nasze spotkanie, dwojga dojrzałych artystów i wypiękniały Szczecin w tle. Tym bardziej że dostaliśmy dużą pomoc od miasta Szczecin i Urzędu Marszałkowskiego Województwa Zachodniopomorskiego, więc ten teledysk też jest promocją miasta, a korzyść jest obopólna.

Od czasów zespołu Firebirds nie zniknęła pani ze sceny muzycznej, pojawiała się pani co jakiś czas z nowymi projektami. Ta płyta to wynik tęsknoty za muzyką czy była po prostu spontanicznym pomysłem? - Do każdego projektu muzycznego podchodzę z wielką pasją, z dużą energią. Wkładam w to całe swoje serce i wrażliwość muzyczną. Moje piosenki zawsze powstawały z potrzeby wysłowienia emocji, wyśpiewania komentarza do rzeczywistości , która zawsze gdzieś tam mnie uwiera. Ale jakoś tak się złożyło, że działałam na rynku lokalnym, nigdy nie miałam menadżera z prawdziwego zdarzenia. Płytę „Jaśniebajka” mojego ówczesnego zespołu Joanna and the Forests wydała mała wytwórnia prowadzona przez dwójkę naszych przyjaciół Creative Music. Zagraliśmy parę koncertów przy okazji promocji płyty i to tyle. Jednak takie rzeczy stricte branżowe trzeba mieć zaplanowane, a ja zawsze żyłam w świecie muzyki i pisania tekstów, a reszta mnie nie interesowała. Tym razem wszystko się idealnie złożyło. Mamy wspaniałego menadżera, który również jest

muzykiem i można powiedzieć wychował się na moim i Pawła zespole. Jest Paweł, o którym nigdy nie myślałam, że będę z nim robiła jakiekolwiek projekty muzyczne, a zawsze podziwiałam jego kompozycje. I nagle wszystko się spotkało na wspólnym wektorze.

Lata 90., w których rozpoczynała pani swoją karierę muzyczną, to był duży boom na polską muzykę. Czy to, że została pani w Szczecinie i nie podążyła np. śladem Hey, było pani

wyborem, czy złożyły się na to inne rzeczy? - Złożyło się na to mnóstwo innych rzeczy, ale przede wszystkim chyba mój brak odwagi. Duża odległość między Szczecinem i Warszawą. Ale koło się zatoczyło i znowu wypływam na szersze wody ze Szczecina. Wszystko chyba ma swoje miejsce w czasie i przestrzeni. Jestem jaka jestem, zabrakło mi odwagi i może pewności siebie, żeby wyjechać do Warszawy i działać muzycznie na swoje konto. Miałam tu zespół i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Tak widocznie miało być.

Kiedyś się mówiło, że karierę można zrobić tylko w Warszawie, dzisiaj wielu artystów twierdzi, że można ją robić również w Szczecinie, co wbrew pozorom daje czasami duże możliwości. Jak pani to ocenia z dzisiejszej perspektywy?

- Na pewno dużym atutem jest to, że żyjemy w dobie nowoczesnych technologii i w zasadzie możemy się porozumiewać i tworzyć z każdego miejsca na świecie. Kiedyś takich opcji nie było. Myśmy zaczynali działać, kiedy jeszcze nie było telefonów komórkowych, nie mówiąc o internecie czy komputerach. To jest skok milowy technologicznie.

Jak będzie wyglądała promocja tej płyty? Chodzi mi przede

wszystkim o koncerty. - Na razie czekamy na drugiego singla, który ma się ukazać na początku kwietnia. Myślę, że do czasu, kiedy ukaże się cała płyta, pojawią się na singlach 3-4 piosenki. Być może uda się płytę wydać przed wakacjami, a jeśli nie, to tuż po wakacjach. W związku z tym na pewno pojawią się koncerty. Mam nadzieję, że będę miała wpływ na to, na jakich imprezach będę występować. To jest naturalny proces, że jak jest płyta, to pojawiają się propozycje koncertów. Teraz formujemy zespół, żeby grać całym składem, z perkusją, gitarzystą, instrumentami klawiszowymi.

Zapewne śledzi pani to, co robią muzycznie ci, którzy dzisiaj zaczynają kariery. Coś szczególnie się pani podoba? Zwraca pani uwagę? - Szczególnie to za duże słowo. Teraz jest tak dużo muzyki i jak trafię na taką muzykę, przy której jestem w stanie się zatrzymać i poczuć gęsią skórkę, bo tylko wtedy muzyka jest w stanie mnie wzruszyć, to świadczy o niesłychanej wrażliwości muzycznej danego artysty. Jestem dość wybredna. Ale muszę pani powiedzieć, że rzadko mi się ta gęsia skórka zdarza. Ale pojawiła się przy utworze „Ok Boomer” Fisza Emade Tworzywo. To jest dziwne, bo znam dokonania tego artysty i żadne nie zrobiło na mnie wcześniej takiego wrażenia. Myślę, że tu bardziej chodzi o poszczególne piosenki niż cały repertuar danego artysty. Jest bardzo dużo muzyki, ale jest też dużo tej złej, przy której po prostu wyłączam radio. Jest wielu wyrachowanych młodych ar-

tystów, którzy niekoniecznie czują artyzm, sztukę i robią muzykę z innych względów niż tylko po to, żeby się realizować i przekazywać idee ludziom, bo takie są czasy i taki jest rynek. Mam wrażenie, że główną siłą napędową wielu muzycznych projektów są łatwe do zarobienia pieniądze. Dla mnie to jest kompletne nieporozumienie. Pisanie i śpiewanie piosenek to jest dla mnie niemalże rzecz metafizyczna. Nie wyobrażam sobie, jak można robić coś z wyrachowania, bez głębszej refleksji, ale widocznie można.

A jak ocenia pani gust młodych? W końcu jest pani nauczy-

cielką i ma kontakt z młodym pokoleniem. - Muszę pani powiedzieć, że jestem zaskoczona, często, idąc korytarzami, słyszę młodzież puszczającą muzykę z moich młodych lat. Ostatnio usłyszałam zespół The Smiths „Every Day is Like Sunday” i byłam ciekawa, kto słucha takiej muzyki. Moje typy się sprawdziły. Jest to młodzież, która ma ogromną wiedzę muzyczną. Być może dzięki rodzicom, bo to jest wyjątkowa młodzież i wyjątkowa szkoła – szkoła muzyczna, do której trafiają wrażliwe muzycznie dzieciaki. Naprawdę jest to budujące. Często rozmawiam z nimi o filmach, o sztuce i nie jest dla nich dziwne to, o czym ja mówię, a dla mnie jest zaskakujące, że oni wiedzą, o czym ja mówię.

Rozmawiamy o muzyce, a chciałam zapytać, o czym są pani

najnowsze teksty? O czym chce pani dziś śpiewać? - Zazwyczaj piszę teksty, czekając na natchnienie i większość moich tekstów powstaje w taki sposób. Potem jest tylko żmudna sztuka ubierania pomysłu w ładne słowa, żeby wszystko się zgadzało. Ale podświadomie śpiewam o tęsknocie za drugim człowiekiem, o tym, czego jest dzisiaj coraz mniej między nami – o zażyłości, bliskości i przyjaźni. O fizycznej potrzebie spędzania ze sobą czasu. O głębszych uczuciach, prawdziwości i szczerości między ludźmi. Żyjąc w epoce konsumpcjonizmu, pustoszejemy wewnętrznie. Odsuwamy się też od świata przyrody, który mógłby dawać nam ukojenie swym pięknem. O tym śpiewam, za tym tęsknię i to są rzeczy, które na mnie wpływają. Potem czytam te teksty i myślę sobie: Boże, jakie to wszystko jest nostalgiczne i smutne. Ale ja taka jestem. Tęsknię za intensywnością uczuć, której nam brakuje.

Brakuje tym, którzy pamiętają rzeczy, których młodzi nie

znają. - Tak, ja się śmieję, że jesteśmy jak ostatnie dinozaury, które pamiętają poprzednią epokę, a już są zakorzenione w nowej. Chyba mamy lepiej, bo umiemy działać na różnych płaszczyznach. A dzisiejsze pokolenie ma tylko jeden obraz przed oczami. Kiedyś wszystkiego było mniej, ale było intensywniejsze i bardziej namacalne niż teraz.

A może my mamy gorzej, bo wiemy, za czym tęsknimy. - Może tak być. Młodzi nie tęsknią, bo pewnych rzeczy nie znają. Ale myślę sobie, że mają w sobie dużo smutku i bólu właśnie takiego niewysłowionego, który zrodził się z pseudorelacji naszych social medialnych czasów. To wszystko to podróba i oni to wyczuwają i dlatego jest im smutno. Nie tęsknią za grą w klasy na podwórku, za wiszeniem godzinami na trzepaku. My tak.

Ma pani apetyt na kolejną płytę czy na razie pani o tym jesz-

cze nie myśli? - Nie, na razie o tym nie myślę, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy układam sobie, kiedy by to miało nastąpić. Ale prędzej czy później to nastąpi, bo Anieli to nie jest projekt jednorazowy. Mamy w planach jeszcze razem popracować.

Joanna Prykowska

Wokalistka i autorka tekstów. W latach 1989-2000 członkini zespołu Firebirds. Występowała na festiwalu w Jarocinie (1990), Sopocie (1996), Opolu (1996, 1997). 18 kwietnia 2012 roku ukazał się album zespołu Joanna & The Forests pt. „Jaśniebajka”. Z Pawłem Krawczykiem, wieloletnim członkiem zespołu Hey, stworzyła zespół Anieli. W tym roku ukaże się ich pierwsza płyta.

This article is from: