10 minute read
Temat wydania
from MM Trendy #3 (105)
by MM Trendy
Z Kalifornii do Szczecina
Jak nasze miasto stało się planem filmowym Jasona T. Madicusa
Advertisement
Szczecin go zafascynował. Do tego stopnia, że postanowił tu sprowadzić kilka produkcji filmowych. Zdjęcia do pierwszego z filmów odbyły się na początku lutego. Jeszcze w tym roku Jason T. Madicus chce ponownie zorganizować plan filmowy w stolicy Pomorza Zachodniego. Z nami rozmawia o Szczecinie, zauroczeniu naszym miastem i swoich planach.
OPRACOWAŁA AGATA MAKSYMIUK / FOTO RAFAŁ REMONT
Pamiętasz swój pierwszy przyjazd do Szczecina?
- Tak, to nie było tak dawno temu. Był początek grudnia minionego roku. Jadąc tu, byłem bardzo podekscytowany. Podróż nie była krótka, rozpoczęła się w dalekiej Kalifornii, następnie był przelot do Europy i kilka dni w Poznaniu, a później pociąg do Szczecina. Wysiadając na dworcu, byłem ciekaw, co mnie w Szczecinie spotka, wiele czytałem o tym mieście, oglądałem zdjęcia, ale wiadomo… żadne fotografie nie oddadzą emocji, jakich można doznać, zwiedzając takie miejsce na żywo.
Co szczególnie przykuło twoją uwagę?
- Całe śródmieście jest fascynujące, łączy nowoczesną architekturę z urokliwymi zabudowaniami z czasów przedwojennych. Pojawiają się też budynki z okresu postmodernizmu, które stylem nawiązują do trendów bloku komunistycznego, ale to też ma swój urok. Szczecin na swój sposób jest fascynujący… i mocno rozkopany. Słyszałem, że mieszkańcy miasta narzekają na zbyt dużą ilość utrudnień związanych z prowadzonymi inwestycjami, ale dla mnie to pozytywny obraz. Pokazuje, że miasto się rozwija. Nie miałem okazji poznać prezydenta miasta, ale jeśli nadarzy się taka sposobność, pogratuluję mu inwestycyjnej odwagi.
Jak to się stało, że zwróciłeś uwagę na Szczecin zawodowo, jako producent filmowy?
- Swój pierwszy film w Polsce realizowałem ponad dwa lata temu w Poznaniu, to nie tak daleko od Szczecina, ale przyznam - wówczas nawet przez myśl mi nie przeszło, że się tu pojawię i będę chciał pojawiać się częściej. Wielkopolska była dla mnie naturalnym kierunkiem, jeśli mówimy o Polsce, ponieważ moja żona pochodzi właśnie spod Poznania. Jedna z osób, z którą współpracuję, na co dzień mieszka w Szczecinie i bardzo sobie ufamy. Namówiła mnie na przyjazd na Pomorze Zachodnie, planowaliśmy to wiele miesięcy, aż wreszcie się udało i nie żałuję. Szczecin bardzo mnie zafascynował, nie tylko architektura jako budynki, układ urbanistyczny, mówię to również w kontekście architektury krajobrazu. Kiedy zwiedzałem okolice i jechałem autem po Puszczy Bukowej, byłem zaskoczony, że tak stary i urokliwy las znajduje się w zasadzie na granicy miasta. A chwilę później stałem już u brzegu rzeki i podziwiałem dzikie Międzyodrze. Po kolejnym kwadransie jazdy autem byłem już w mieście. Naprawdę, zrobiło to na mnie wrażenie.
Do tego stopnia, że postanowiłeś w Szczecinie zbudować plan zdjęciowy do swojego filmu?
- Kiedy zwiedziłem Szczecin, na tyle, na ile pozwolił mi czas, widziałem oczami wyobraźni wiele scen filmowych. Postanowiłem dograć tu dwie sceny do produkcji, która jest już w zasadzie na ukończeniu. Ludzie, z którymi tu współpracowałem, spisali się świetnie. Wiem, że chcę tu wracać i z nimi pracować nadal. W Kalifornii powstaje już scenariusz do filmu, którego akcja będzie działa się w Szczecinie. Nie mogę się już doczekać, aż zaczniemy pracę na planie.
Sceny, które zrealizowałeś w Szczecinie, znajdą się w filmie pod tytułem „Ostateczna diagnoza”. O czym jest ten film?
- To thriller medyczny. Z założenia oszczędny w scenach i fabule, ale intrygujący. To produkcja dedykowana amerykańskiemu widzowi, natomiast sceny nagrane w szczecińskim porcie są bardzo dynamiczne, pojawia się broń i na pewno ktoś zginie.
Wspomniałeś o scenariuszu, który powstaje i jest mocno związany ze Szczecinem. Zdradzisz, o czym będzie ten film?
- Kiedy pierwszy raz spacerowałem po Szczecinie, doszedłem do wniosku, że to bardzo romantyczne miasto. Czytałem, że jest porównywane z Paryżem, ale głównie w kontekście architektury. Nie przyglądałem się temu i nie porównywałem układu urbanistycznego obu tych miast, ale na pewno Szczecin ma w sobie taką niewytłumaczalną magię. I ta magia podsunęła mi pewną wizję. Chciałbym tu nagrać dramat z głośną nutą romantyzmu. I chciałbym, by ten film niebawem pojawił się na największych festiwalach filmowych. Tkwi gdzieś głęboko we mnie przekonanie, że widzowie z innych zakątków świata podzielą ze mną pogląd o Szczecinie, jako miejscu romantycznym.
Poznań, o którym wspomniałeś na początku naszej rozmowy, nie jest wystarczająco romantyczny?
- Jest, w kilku aspektach może nawet bardziej niż Szczecin, ale moja żona często mówi o polskim powiedzeniu, że diabeł tkwi w szczegółach. Z moimi pomysłami na filmy jest całkiem podobnie. Padło wcześniej pytanie - dlaczego Szczecin? To zapytam inaczej. Dlaczego nie Praga? Nie stolica Gruzji czy jakieś urokliwe miasteczko w Portugalii? Szczecin to świetne miasto, o czym mówiłem, i co ważne - Szczecin to także niesamowici ludzie.
Wielu ich poznałeś?
- Myślę, że wystarczająco wielu, by wyrobić sobie opinię. Szczecin to miasto otwarte. Spotykałem się z przedstawicielami urzędów, przedsiębiorcami, ludźmi związanymi z branżą filmową, z zarządem Północnej Izby Gospodarczej. W Szczecinie czuję się, jak wśród dobrych znajomych, którzy chcą pomagać w realizacji moich filmowych pasji. W takich warunkach chce się pracować.
W Szczecinie powstawały już filmy, może nie podbijały kin w USA, ale dla polskiej kinematografii miały znaczenie.
- Jestem przekonany, że wiele się jeszcze tu będzie działo. Spotkałem się z przedstawicielami Akademii Sztuki, jest gotowa do współpracy z filmowcami w bardzo szerokim zakresie. Rozmawiałem z wieloma innymi osobami, które pracują przy produkcji filmów. Jeśli tu stworzyć zaplecze do działania, to mogą powstawać w tym mieście duże, interesujące projekty.
Dzisiaj nie mają dobrych warunków do pracy?
- Mają, jednak na pewno można to usprawnić pod wieloma względami. Ale to już zależy od samych filmowców, mniej ze sobą konkurować, a bardziej współpracować. W USA w branży często dochodzi do filmowych koalicji nad wspólnymi projektami, ten model można przełożyć na Polskę. Szczecin jest gotowy na współpracę, najważniejsze, by ktoś zrobił ten pierwszy krok.
Może to dobra okazja do zbudowania studia filmowego w Szczecinie?
- To bardzo kuszący pomysł. Niewątpliwie wymaga ogromnych nakładów finansowych. Jestem otwarty na tego typu projekty, tym bardziej że o Szczecinie rozmawiałem już z kilkoma producentami w Stanach i niewykluczone, że będą tu lokować scenerie do swoich filmów i przyjedzie tu kilku topowych aktorów. Natomiast powstanie profesjonalnego studia uwarunkowane jest wieloma czynnikami i nie jest łatwo te wszystkie elementy poskładać. Kiedyś w Polsce w Krakowie chciał kręcić Woody Allen, ale miasto musiałoby wnieść w produkcję około 15 milionów dolarów. To duża kwota, ale nie mam wątpliwości, że zwróciłaby się szybko. Finalnie do porozumienia nie doszło. Najnowsza część Bonda była kręcona w małym miasteczku w Kalabrii, San Nicola Arcella. Już po opublikowaniu trailera, a przed kinową premierą szacowano, że to małe miasteczko zarobi na turystyce 12 milionów euro! Branża filmowa to ciekawy biznes, ale żeby się udał, trzeba mieć bardzo dobre kontakty z największymi wytwórniami.
Czułość
W lutym zadebiutowała na scenie Teatru Współczesnego w Szczecinie w spektaklu Michała Buszewicza „Edukacja seksualna”. Jej rola zwróciła uwagę wielu widzów - zarówno młodych, jak i dojrzałych. Jak sama mówi - robienie tabu z tematu seksualności jest kolejnym sposobem ograniczania naszej wolności. Kim jest Helena Urbańska? Przekonajcie się sami.
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK /
FOTO ZUZANNA MAZUREK
W Szczecinie poznaliśmy cię za sprawą spektaklu Michała Buszewicza „Edukacja seksualna” wystawianym w Teatrze
Współczesnym. Jak trafiłaś do naszego miasta? - Rzeczywiscie Szczecin nie jest moim rodzinnym miastem, a na co dzień mieszkam w Warszawie. Znalazłam się tu za sprawą Kuby Skrzywanka, czyli nowego dyrektora artystycznego Teatru Współczesnego w Szczecinie. Kuba, po obejrzeniu kilku moich prac na scenie, złożył mi propozycję. Myślę, że wynikało to z poczucia podobnego spojrzenia na teatr, na jego kierunki rozwoju. To pierwsza premiera za kadencji Kuby na nowym stanowisku. Zależało nam, abym ja, jako ta, która tu weszła na skutek jego decyzji, zadebiutowała w sztuce z jego repertuaru. Poza tym za sprawą Anny Augustynowicz już wcześniej znałam Teatr Współczesny w Szczecinie i wiele słyszałam o jej cudownym zespole. To wszystko było dla mnie dodatkową nobilitacją.
„Edukacja seksualna” to spektakl ważny na wielu poziomach, ale też trudny. Czy od samego początku byłaś pewna
co do tego projektu? - Byłam w stu procentach pewna. Bardzo ufam Michałowi Buszewiczowi, to wspaniały, wrażliwy człowiek. Tak jak powiedziałam przy okazji próby medialnej - wydaje mi się, że robienie tabu z tematu seksualności jest kolejnym sposobem ograniczania naszej wolności. Dla mnie, jako osoby homoseksualnej, to bardzo ważne, aby głośno mówić o seksie, ale mówić o tym w sposób czuły. Tak jak mówimy o tym w spektaklu. Mam również poczucie, że jako dziecko i jako osoba nieheteronormatywna nie doświadczyłam edukacji seksualnej. Myślę, że w okresie dorastania byłoby mi łatwiej w wielu sprawach, gdybym zobaczyła taką sztukę.
Praca nad spektaklem pozwoliła ci odkryć coś w sobie na
nowo? A może odkryć coś, co cię zaskoczyło? - Odkryłam w sobie wstyd w rozmowach o seksie i zaglądaniu do tematu dojrzewania. Okazało się, że niezależnie od wieku jest to trudne. Zaskoczyło mnie to, mimo że przecież wcale nie tak dawno przeżywałam ten okres. Z czasem ten wstyd udało się zminimalizować. Pewnie dlatego, że o seksie mówiliśmy cały czas (uśmiech). W gruncie rzeczy to było bardzo fajne doświadczenie.
Czy zostaniesz z nami na dłużej? Czy współpraca do-
tyczy tylko tego spektaklu? - Chciałabym zostać jak najdłużej, ale też przyznam, że nie lubię przywiązywać się do miejsc. Wolę przywiązywać się do ludzi. To chyba jeszcze nie ten etap na zapuszczanie korzeni. W marcu rozpoczynamy z Kubą Skrzywankiem pracę nad „Spartakusem” i już nie mogę się doczekać prób. Jak długo to wszystko potrwa? Tego nie wiem. Na pewno mocno zaufałam Kubie, jako twórcy i jako człowiekowi.
Co prawda w Szczecinie dopiero debiutujesz, ale wcześniej pojawiałaś się już i na scenach teatralnych i na planach filmów. Który rodzaj pracy bardziej czujesz?
- Na to pytanie nie ma jednej odpowiedzi (uśmiech). Nawet w trakcie „Edukacji seksualnej” jeździłam na plan serialu do Warszawy. Bardzo zależy mi na rozwoju filmowym. Poświęciłam dużo czasu temu aspektowi aktorstwa. Z drugiej strony czuję, że teatr jest mi po prostu bliższy. Biorąc udział w zdjęciach do serialu, czuję, jak umacnia mnie doświadczenie czerpane od zespołu teatralnego. Myślę też, że wiąże się to z moim dzieciństwem, wychowałam się na teatrze, i z możliwością przeżywania emocji, których nie jesteśmy w stanie doświadczyć w kinie. Wierzę też, że teatr ma w sobie moc sprawczą. I dlatego go robię.
Jako młoda kobieta - aktorka, masz poczucie misji? Jest
coś, co chciałabyś zmienić swoim wyjściem na scenę? - Wiem, że to zabrzmi trywialnie. Ale poczucie misji mam w sobie od zawsze (uśmiech). Czuję to jako osoba wypowiadająca się ze sceny. Wychodzę z założenia, że aktorzy w spektaklu są na tej samej stopie, co reżyser. Twórczo jesteśmy inni, ale wkładem równi. Nie chciałabym grać w spektaklach, których wstydziłabym się, mówić ze sceny rzeczy, z którymi się nie zgadzam. Na pewno bardzo ważny jest dla mnie feminizm - w dużej mierze mnie ukształtował. Dlatego chciałabym grać spektakle, które dają kobietom siłę, które zwracają uwagę na sytuację osób mniej uprzywilejowanych, które mówią o sytuacji osób LGBT. To dla mnie jest ważne. Chciałabym tę misję spełniać w sposób czuły. Nie chciałabym atakować, ale próbować zrozumieć i zadawać pytania, może nawet bardziej niż na nie odpowiadać. Chciałabym tworzyć teatr ważny, angażujący, poruszający emocjonalnie, pełen refleksji, ale jednocześnie przystępny dla ludzi.
W takim razie może masz marzenie, które chciałabyś spełnić będąc tu, w Szczecinie? Może samej wyreżyse-
rować sztukę? - Moim marzeniem jest obracać się wśród ludzi, których lubię i cenię i takich samych projektów. Czyli po prostu - pracować w zgodzie ze sobą. W teatrze zawsze zależy mi, aby tworzyć ze świetnymi reżyserami, dlatego tak bardzo ucieszyłam się ze współpracy z Michałem Buszewiczem i Kubą Skrzywankiem. Nie wiem jeszcze, co się wydarzy, ale jestem wdzięczna za to, co już się wydarzyło. A jeśli ktoś zaproponuje mi stworzenie dużej roli w produkcji kryminalnej i będę mogła trochę pobiegać po planie filmowym z bronią, na pewno się zgodzę (uśmiech).