10 minute read
Inwestycje
from MM Trendy #9 (111)
by MM Trendy
Są w Szczecinie ludzie, którzy tworzą miejsca inspirujące do kreowania nowych historii, ale też przywracają życie przestrzeniom dawno zapomnianym. OFF Marina, Kurzy Młyn, Półwysep Dziwnów czy Club House to tylko kilka z obiektów, za którymi stoją. O wszystkim opowiedział nam Marcin Raubo, prezes Marina Developer, komandor YKP Szczecin, promotor żeglarstwa, a także mecenas sztuki.
ROZMAWIAŁA AGATA MAKSYMIUK
Advertisement
Żeglarstwo, nieruchomości, ale też kultura i sztuka – to dziedziny, przy których pojawia się twoje nazwisko. Nie wydaje ci się, że to dość duża rozbieżność tematów?
- To raczej wrodzona ciekawość (uśmiech). Postawiłem sobie za cel stymulować sfery dookoła biznesu - edukację, sport, sztukę. Wynika to z charakteru świata, w jakim funkcjonuję, czyli żeglarstwa. Żeglarstwo ma to do siebie, że obejmuje szerokie spektrum dziedzin. Bo to nie tylko sport, a cały styl życia - kultura, historia, edukacja, popularyzacja. Zgłębiając te aspekty, okazuje się, że fajnie jest działać też w innych miejscach i przestrzeniach. Te nawyki ze społecznej działalności żeglarskiej przenoszę na płaszczyznę biznesową, a efektem jest różnorodność, o którą pytasz.
Jaki jest zakres geograficzny tej działalności? Bo na Szcze-
cinie przecież się nie kończy. - Czuję się związany z całym regionem - nie tylko ze Szczecinem, ale i z Dziwnowem, Kamieniem Pomorskim, Nowym Warpnem czy Trzebieżą. To miejsca, gdzie albo spędzałem dzieciństwo, albo żegluję, albo mam przyjaciół, którzy robią fajne rzeczy, w które warto się angażować. Poza tym to też filozofia działalności naszej firmy - angażujemy się bezpośrednio w rozwój miejsc, w których inwestujemy. Stąd np. nasze wsparcie dla lokalnej społeczności i klubów sportowych w Dziwnowie. Właśnie zrealizowaliśmy tam pierwszy etap naszej inwestycji Półwysep Dziwnów, a przed nami jeszcze dziewięć.
Tereny Dziwnowa od zawsze przyciągały żeglarzy, ale szkółki żeglarskiej czy klubu z prawdziwego zdarzenia przez wiele lat tam nie było. Mimo tego postawiłeś na Klub Sportów
Wodnych „Baltic” – to nie ryzykowna decyzja? - „Baltic” w Dziwnowie to relatywnie młody klub, ale z bardzo dobrymi wynikami sportowymi. Można nawet powiedzieć, że z najlepszymi w województwie, jeśli chodzi np. o klasę Optimist. Zawsze też powtarzam, że Dziwnów jest wymarzonym miejscem do uprawiania żeglarstwa - woda słodka na południu, słona na północy. Żeglarstwo jest wpisane w DNA tego miejsca. Bez względu na epokę, system czy ludzi biała flota zawsze tam będzie.
Dziwnów postawił też na duże międzynarodowe imprezy żeglarskie i jest w ich organizacji mistrzem. To są najlepsze imprezy w Polsce. My się w tym dobrze czujemy i siłą rzeczy chcemy być tego częścią, więc nie patrzymy na to przez pryzmat ryzyka.
Wspominałeś też o inwestycji. Pierwsze apartamentowce już stoją, ale skoro przed wami jeszcze dziewięć etapów, to jak bar-
dzo planujecie rozbudować miasto? - Kolejne etapy inwestycji, które mamy tam w przygotowaniu, nie będą stricte mieszkaniowe. Chcemy dostarczyć kompleks całoroczny typu mix use - usługi, hotele, restauracje, bulwar, aquapark, marinę na 130 jachtów. Wszystko po to, aby Dziwnów był kurortem całorocznym z prawdziwego zdarzenia. Zostawimy po sobie funkcjonujący pełen życia region. To jest to, co chciałbym, aby wyróżniało moją firmę. Nie chodzi tylko o to, żeby produkować metry kwadratowe mieszkań, ale tworzyć miejsca z charakterem, tętniące życiem i dobrą energią. Tak samo sytuacja wygląda na naszym szczecińskim projekcie, czyli ClubHouse, kolejna mieszanka - mieszkania, biurowiec, usługi i sport. Ten projekt jest tak naprawdę zwieńczeniem 10 lat pracy nad zwróceniem uwagi mieszkańców w kierunku ul. Przestrzennej i jeziora Dąbie. Tworzymy tu pełnokrwiste sąsiedztwo z fajną paletą usług.
Czyli nie tylko budujecie, ale stajecie się częścią miasta? Za-
wsze tak podchodzicie do inwestycji? - Tak, mam nadzieję, że tę filozofię widać w tym, co robimy w Szczecinie. Przykładem jest choćby Kurzy Młyn. W tym miejscu nie chodzi tylko o dostarczenie powierzchni biurowej czy usługowej. Plan jest ambitny, chcemy wykreować modne sąsiedztwo, gdzie będzie można iść na wino czy piwo i miło spędzić czas. Wiemy, że to jest możliwe. Wystarczy przywołać Ogrody Śródmieście - ludzie są zadowoleni, bo bez względu na porę tygodnia mogą iść tam posiedzieć. Wierzę, że Kurzy Młyn wpisze się w ten trend. Chciałbym tam powtórzyć zabieg z OFF Mariny. Spontanicznie zaczęliśmy planować, jak wykorzystać tę przestrzeń, by nie stała pusta. Dziś widzimy, że Szczecin przyjął OFF Marinę, a oddanie jej w ręce kreatywnych ludzi na czas przeczekania było dobrym pomysłem. Kreowanie szerzej pojętej wartości jest również związane z segmentem, w którym sprzedajemy nasze produkty, prawdziwe premium wymaga więcej, pewnego poziomu nie da osiągnąć tylko poprzez użycie lepszych materiałów, istotny jest szereg
czynników, takich jak architektura, intensywność zabudowy czy charakter. Ten ostatni jest chyba najistotniejszy.
Projekty takie jak Kurzy Młyn czy Off Marina biorą się z ambicji stworzenia kulturalnej przestrzeni Szczecina czy chodzi wyłącznie o zagospodarowanie nieruchomości na czas
przejściowy inwestycji? - To się bierze i z tego, i z tego. Sam obserwowałem takie „okresy przejściowe” inwestycji na Zachodzie, gdzie ten model się sprawdza - zwrócenie uwagi na miejsce zapomniane i wykreowanie tam wartości, przyzwyczajanie mieszkańców, że warto tam pojechać choćby raz w roku. Dziś okres przygotowawczy i projektowy inwestycji trwa bardzo długo, często dłużej niż sama realizacja. Po co te lata marnować, skoro można je wykorzystać na działania? Elementem decydującym jest to, że mamy zasoby ludzkie i wiedzę, aby takie rzeczy robić. W Szczecinie jestem uzbrojony w sztab ludzi pełnych pomysłów i chętnych do działania. Ewa Kaziszko ze swoją ekipą, czyli Motif – wystarczy, że podam hasło, a one już wiedzą, o co mi chodzi, Marcin Milke z Growth odpowiada za cyfrową stronę naszej komunikacji i wizerunku, Adam Barwiński i Marek Kowalczyk realizujący kanał Żeglarz na Youtube, Piotr Pauk i Marcin Papis, Kacha Szeszycka – to grupa dobrych dusz i świetnych artystów, jest też tu pełno działaczy miejskich i moich współpracowników, którzy te pomysły popierają i pomagają wdrażać. Moja działalność żeglarska nie miałaby miejsca, gdyby nie duża grupa pozytywnych, gotowych do pracy żeglarzy, którzy mają takie samo zacięcie do popularyzacji jak ja. Tego wszystkiego by nie było bez pracy zespołowej całej armii fachowców.
Tylko czy o Kurzym Młynie nie mówi się za mało? Czy to,
co się tam dzieje, wystarczy, żeby zwrócić uwagę ludzi? - To sytuacja trochę jak w Off Marinie, gdzie przez pierwsze lata też nie było wiadomo, czy to miejsce jest zamknięte, czy otwarte, czy warto tam pojechać na spacer. A dziś jest masa ludzi, którzy nie wyobrażają sobie weekendu bez OFF Mariny, w dużej mierze dzięki Bazarowi Smakoszy. Oczywiście, te działania są w pewnym sensie ryzykowne. Kurzy Młyn połączyliśmy z Akademią Sztuki i wolontariatem studentów. A przecież mówimy o trudnej przestrzeni, którą trzeba było przygotować do użytku. Dostawaliśmy wcześniej komunikaty, że studentom przydałaby się ta przestrzeń, ale wiemy, jak to bywa w życiu. Tłum często krzyczy – chcemy to, chcemy tamto, a kiedy to dostaje, okazuje się, że zainteresowane są trzy osoby, bo reszta siedzi w domu. Tu się udało. Skrzyknęliśmy towarzystwo, wszyscy wzięli się do roboty i w trochę w takim czynie społecznym stworzyliśmy to miejsce. Nie chodzi nam o to, żeby nagle wszyscy ruszyli do Kurzego Młyna, ale żeby to miejsce było pożyteczne i powoli się rozwijało.
Czyli mamy tu przestrzeń dla młodych artystów, który mogą się tam osiedlić i realizować swoje wizje. Podobnym miejscem, choć na zupełnie innym poziomie, wydaje się być
Freedom Galery. - Freedom jest autorskim projektem określonej grupki osób - Piotra Pauka, czyli Lumpa, Marcina Papisa, czyli Kraza, i Kachy Szeszyckiej. Oni to prowadzą niezależnie, ale w naszej infrastrukturze i za naszą zgodą. Najpierw dostali przestrzeń do pracy, a następnie przekształcili ja na przestrzeń wystawienniczą i eventową. Mają wolną rękę – nie ingeruję w to. Jasne, jeśli przez pół roku jest cisza, to dzwonię i pytam – przepraszam mamy lockdown? (uśmiech). Ale robię to bardziej z ciekawości niż konieczności.
Tak zupełnie nic od nich nie chcesz? To chyba mało bizne-
sowe podejście. - Podchodzę do tego na luzie, bez twardych oczekiwań i tradycyjnej wymiany typu - ja wam miejsce, wy mi okoliczności do promocji. To wciąż wynika z mojej wewnętrznej potrzeby dawania wsparcia. Kiedyś starszy kolega powiedział mi – Marcin sam biznes wyjaławia. Jest w tym dużo prawdy, przy pewnej skali działań jest potrzeba zmiękczania tego biznesu, choćby dla własnej emocjonalnej higieny. Trzeba szukać czynników zewnętrznych, by nie rozmawiać wyłącznie o wskaźnikach i ekonomii. Mam świadomość, że działam dość szeroko jak na swój wiek i mam przed sobą jeszcze trochę zadań. Nie chciałabym się w tym spalić. Trzeba dbać o to, aby ta praca wciąż dawała dużo radości i dużo przyjemności.
Osobiście też czujesz się związany ze sztuką? Jakby nie
patrzeć, sporo jej wokół ciebie. - Mam dwie lewe ręce w temacie tworzenia sztuki (uśmiech). Ale tu chodzi o coś innego. Z żeglarstwem jestem związany rodzinnie – od zawsze. A jak byłem dzieciakiem, to jarałem się hip-hopem i graffiti, dlatego po drodze mi z Lumpem. To tematy, które po prostu siedzą mi w sercu od 20 czy 30 lat, więc siłą rzeczy prościej mi się w nie wchodzi.
Okazuje się, że całkiem po drodze ci też z mozaikami. Słyszałam, że planujesz poszerzyć zbiór tych ponad 120 mo-
zaik, które mamy w mieście, o kolejne. - Mamy ponad 120 mozaik w Szczecinie, ale generalnie ubywa ich, niż przybywa. Postawiłem sobie za punkt honoru, że w kolejnych naszych projektach zawsze będziemy umieszczać mozaikę - czy to we wnętrzach, czy w zewnętrznej architekturze. Mozaika, z mojego punktu widzenia, jest czymś bardzo szczecińskim. Tych szczecińskich rzeczy z krwi i kości nie mamy zbyt wiele, więc wydaje mi się naturalnym umieszczanie tych rzeczy w kolejnych inwestycjach. Rozumiem, że nie każdy to kupi, bo dla wielu osób to będzie folklor z przeszłości, ale mimo tego myślę, że to ciekawy zabieg, który może być wyróżnikiem miejsc.
Kryje się za tym sentyment? Jakaś praca zapadła ci szczególnie w pamięć? - Pamiętam mozaikę na Danie, którą warszawski deweloper zdemontował. Obiecał, że ją zakonserwuje i przeniesie. Minęło 10 lat i nie wiemy do końca, co się z nią stało i czy ją jeszcze zobaczymy. Jak większość mieszkańców spędzałem dzieciństwo na WDSie, gdzie uczyłem się pływać. WDS za chwilę rozbiorą, więc wiemy, że i te mozaiki znikną. Cała reszta jest tym tłem, które znamy i bierzemy za pewnik, a kiedy chcemy się nad tym pochylić, okazuje się, że tego już nie ma. Dlatego bezsprzecznie uważam mozaiki za coś, co warto kultywować.
Mozaiki będą pojawiały się na kolejnych inwestycjach, a co to będą za inwestycje? Zdaje się, że to nie jest dobry czas dla
nieruchomości? - W tej chwili wchodzimy w okres dekoniunktury deweloperskiej, więc siłą rzeczy tych projektów będzie pojawiało się mniej. Planuję ten czas przeczekać w projektach biurowych, na które w Szczecinie jest wielkie zapotrzebowanie. Mamy najmniejszy wskaźnik niewynajętych powierzchni biurowych w Polsce. Jest względnie długa lista firm, które dobijają Mozaika, z mojego punktu widzenia, jest czymś bardzo szczecińskim. Tych szczecińskich rzeczy z krwi i kości nie mamy zbyt wiele, więc wydaje mi się naturalnym umieszczanie tych rzeczy w kolejnych inwestycjach.
się i chciałyby swoje obecne siedziby powiększyć lub przenieść swoje operacje na nasze tereny. Obecnie uważnie się przyglądam temu segmentowi. Bierzemy się też do rewitalizacji kamienicy przy ulicy Starzyńskiego i zamierzamy rozwijać lokale usługowe w Kurzym Młynie. Oprócz tego mamy w przygotowaniu trzy projekty mieszkaniowe - ale są jeszcze tajemnicą. To, co tajemnicą już nie jest, ale nie zaczęliśmy jeszcze o tym mówić, to butikowa inwestycja przy Staromiejskiej. Butikowa, bo będzie to zaledwie 1000 mkw.
A jak oceniasz Szczecin? Miasto jest już gotowe na swój wielki moment? Dużo się zmieniło, ale np. kamienice
w śródmieściu nadal wydają się trochę smutne. - Jestem optymistą, jeśli chodzi o rozwój Szczecina. Jesteśmy w przededniu odkrycia naszego miasta przez resztę Polski. Była już moda na Kraków, Wrocław, Poznań, Trójmiasto. Może tylko Warszawa wyprzedziła wszystkich i wciąż idzie do przodu. Ale poza tym to każde duże miasto miało już ten swój gorący moment, który nas omijał. Teraz obserwujemy, że coraz więcej osób i inwestorów z Polski jest zainteresowanych Szczecinem. Morskie Centrum Nauki, Centrum Przełomy, filharmonia, bulwary, rewitalizacja Wojska Polskiego - w śródmieściu dzieje się dużo dobrego. I tak, jeśli chodzi o kamienice, to część architektury miasta nadal jest mocno zdegradowana, ale jesteśmy na dobrej ścieżce. Widać, że gmina szuka punktu, w którym można by ulokować życie miejskie. Obecnie jest to bardzo rozciągnięte. Ja trzymam kciuki za Wojska Polskiego. Świetnie rozwija się też Łasztownia, gdzie przeniósł się kawał życia wieczorowego i weszli deweloperzy. To wszystko pozwala na optymizm. Musimy jako mieszkańcy również dbać o to, co mamy, czyli unikalną w skali kraju ilość zieleni i terenów rekreacyjnych oraz nauczyć się lepiej komunikować nasz największy atut, czyli wodny potencjał Szczecina i wszystko będzie dobrze, sukces gwarantowany.