5 minute read
Rosjanie nie odpuszczają kosmosu
TEKST MARCIN GOMÓŁKA
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna ma już ponad 20 lat i niemal od początku była współtworzona przez Rosjan. Mieli oni wówczas największe doświadczenie w budowie i użytkowaniu tego typu konstrukcji, więc ich wkład był naprawdę cenny. Dziś, kiedy rosyjscy kosmonauci kończą już swoją misję na pokładzie ISS, Rosja snuje nowe plany.
TROCHĘ HISTORII Choć Rosja przegrała wyścig na Księżyc, nie można jej odmówić licznych sukcesów w przestrzeni kosmicznej. Pierwszą stacją kosmiczną w historii był ukończony w roku 1971 Salut 1, choć trudno tu mówić o sukcesie. Załodze pierwszego lotu nie udało się nawet wejść na pokład stacji, zaś druga i ostatnia grupa zginęła w drodze powrotnej na Ziemię. Stacja spłonęła w atmosferze po zaledwie 6 miesiącach obecności w przestrzeni.
Najznakomitszym dokonaniem rosyjskiej kosmonautyki jest bez wątpienia stacja kosmiczna Mir. Od wystrzelenia w kosmos pierwszego modułu w roku 1986 do kontrolowanej deorbitacji w roku 2001 była ona największym obiektem wyniesionym w przestrzeń przez człowieka. W tym samym czasie na orbicie zaczęła rosnąć Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS – International Space Station).
Rosja planowała opuścić ISS w roku 2025. Ta decyzja była tłumaczona m.in. starzeniem się modułów stacji. Opuszczenie stacji przez astronautów pozostałych narodowości ma nastąpić w roku 2030, a jej deorbitacja w styczniu 2031. Te plany uległy jednak gwałtownej zmianie wraz z inwazją Rosji na Ukrainę. 1 kwietnia 2022 władze Rosji ogłosiły, że w odpowiedzi na sankcje zamierzają zakończyć swoją misję na pokładzie stacji. Pierwotnie miało to nastąpić w ciągu kilku dni – rosyjskie moduły miały zostać odłączone od ISS i połączone z chińską stacją Tiangong. Jak łatwo się domyślić – to nie było takie proste i ostatecznie do tego nie doszło. 30 kwietnia Dmitrij Rogozin, dyrektor agencji Roskosmos, ogłosił, że w ciągu 12 miesięcy Rosja zerwie wszelką współpracę w ramach programu ISS.
CO DALEJ? Roskosmos wciąż jeszcze zajmuje się zarządzaniem stacją kosmiczną, utrzymywaniem jej w sprawności oraz dostawami zaopatrzenia. Nie jest tajemnicą, że Rosja planowała przekierowanie sił do tworzenia własnej stacji, która miała zacząć powstawać w roku 2024.
Dziś, kiedy nad rosyjską gospodarką wisi ogromny kryzys, a nawet groźba całkowitego załamania, logicznym byłoby założenie, że ten projekt upadnie lub zostanie odłożony w czasie. Tymczasem logika, jak to zresztą bywa w przypadku Federacji Rosyjskiej, nie jest tu dobrym doradcą. Projekt Rosyjskiej Orbitalnej Stacji Kosmicznej (ROSS – Russian Orbital Space Station) jest wciąż aktualny. Na potwierdzenie 9 kwietnia tego roku dokonano podpisania umowy, zakładającej współpracę w zakresie eksploracji kosmosu, pomiędzy Rosją a… Wenezuelą. Być może z wzajemną pomocą te dwa państwa byłyby w stanie własnym sumptem wybudować stację kosmiczną, ale z pewnością nie powinna to być najważniejsza inwestycja w ich budżetach. Nie wiadomo też, czy ta współpraca kiedykolwiek dojdzie do skutku. Rozpoczynając wojnę, Rosja de facto dała Wenezueli szansę na nowy początek i poprawę relacji z USA oraz resztą świata. Gospodarcza współpraca z Zachodem na pewno przyniesie rządowi w Caracas więcej korzyści niż wystrzeliwanie w przestrzeń kolejnych ton kosmicznego złomu.
FOTO: PRADO, UNSPLASH 65
ROSS będzie się składać z 6 modułów zamieszkiwanych przez 4 osoby. Do transportu załogi i wyposażenia będą wykorzystywane rakiety typu Sojuz – te same, które wciąż jeszcze zaopatrują Międzynarodową Stację Kosmiczną. Ale ISS nie jest już uzależniona od rosyjskich rakiet – od 2020 roku ich rolę stopniowo przejmują rakiety firmy SpaceX.
DLACZEGO TO WAŻNE DLA ROSJI? Choć okoliczności temu nie sprzyjają, Rosja nie chce opuścić przestrzeni kosmicznej. Powodów jest wiele. Najbardziej błahy z nich to potrzeba kreowania się na mocarstwo. Obywatele nie muszą być zamożni, nie muszą jadać zbyt dobrze ani kupować drogich samochodów. Muszą natomiast wierzyć, że żyją w potężnym kraju – kraju, który powstrzymał Hitlera i zakończył II wojnę światową, który wysłał w kosmos pierwszego satelitę, psa i człowieka, który ma wielką armię, której wszyscy się boją… Nie jest istotne, że Stalin ma na sumieniu nawet więcej ludzkich istnień niż Hitler – 9 maja to jedno z największych świąt Federacji Rosyjskiej. Nieważne, że Gagarin katapultował się ze swojego statku kosmicznego przed powrotem na Ziemię – do końca życia był maskotką kremlowskiej propagandy. Tak samo Rosja nigdy nie przyzna się, że wojna z Ukrainą przyniosła jej znacznie więcej szkód niż pożytku. Kryzys będzie zamiatany pod dywan, a ludzie, pomimo pustych portfeli i półek w sklepach, będą z zadowoleniem oglądać relacje z wynoszenia na orbitę kolejnych modułów ROSS.
Drugi powód jest powiązany z pierwszym – Rosjanie chcą być w kosmosie po to, by nikt inny nie miał na to wyłączności i nie wykorzystał swojej przewagi przeciw nim. Chcą, aby się z nimi liczono. Rosyjska stacja kosmiczna będzie niczym okręt na wodach międzynarodowych – bo w kosmosie panuje dokładnie to samo prawo, co na oceanach. Ma prawo tam być, więc będzie, dowodząc, że Rosja jest technologiczną i gospodarczą potęgą. A kosmiczna technologia potrafi też przynieść kosmiczne zagrożenie. Wyścig zbrojeń w kosmosie trwa od dziesięcioleci i choć stacje kosmiczne są z założenia obiektami o wyłącznie pokojowym przeznaczeniu, być może istnieją pomysły na to, jak miałyby pomóc w obronie Rosji, trwającej w nieustannym poczuciu zagrożenia. ROSS może być chociażby cennym ośrodkiem badawczym i serwisowym dla satelitów i innych krążących po orbicie urządzeń. Nawet znając terytorialne zapędy rosyjskiego przywódcy, trudno uwierzyć, by zdobyte tam doświadczenie i wiedza miały służyć dalszej eksploracji kosmosu. Tu chodzi raczej o to, by górować nad Ziemią. ⚫