15 minute read

Dlaczego ta pizza to Magnificat?

O NIECODZIENNYCH SPOSOBACH NA EWANGELIZACJĘ I NIE TYLKO OPOWIADA MICHELE, CZŁONKINI KATOLICKIEJ WSPÓLNOTY SHALOM W KRAKOWIE, W ROZMOWIE Z KLAUDIĄ SZELĄG. KATOLICKA WSPÓLNOTA SHALOM W KRAKOWIE TO GRUPA MŁODYCH MISJONARZY,

W WIĘKSZOŚĆ POCHODZĄCYCH Z BRAZYLII, KTÓRZY PO ŚWIATOWYCH DNIACH MŁODZIEŻY

Advertisement

W 2016 ROKU ZDECYDOWALI SIĘ POZOSTAĆ W STOLICY MAŁOPOLSKI, LECZ TYM RAZEM BY

EWANGELIZOWAĆ TUTEJSZĄ MŁODZIEŻ.

Zacznijmy od początku. Opowiedz, proszę, jak powstała

Wasza wspólnota?

Od czego się to wszystko zaczęło?

W s p ó l n o t a p o w s t a ł a w roku 1982 roku. Wówczas nasz założyciel, Moysés Louro

Azevedo, wtedy 20-letni student, od dwóch lat był bardzo zaangażowany w Kościele. Wcześniej prowadził co prawda całkiem inne życie, często imprezował, bawił się, ale zawsze pra‐gnął w swoim sercu czegoś większego. Któregoś dnia bardzo mocno doświad‐czył w życiu Pana Boga i zapragnął, aby inni też Go poznali. Chciał ewangelizo‐wać wszędzie i wszystkich. Mówił, że dużo młodych szuka szczęścia tam, gdzie on szukał go wcześniej – w rela‐cjach, imprezach – ale on odkrył je kompletnie gdzie indziej i chciał wszystkim o tym opowiedzieć. Kiedy Jan Paweł II przyjechał do For talezy, tamtejszy biskup poprosił Moysésa, aby ten podarował papieżowi prezent w imieniu całej młodzieży. Moysés nie wiedział, co może podarować, więc za radą biskupa postanowił się w tej intencji modlić. Ostatecznie złożył on na ręce papieża list, w którym poświęcił całe swoje życie ewangelizacji młodych oraz tych, którzy są daleko od Kościoła. I chociaż oficjalnie wspólnota została założona dwa lata później, Moysés czuł, że jej historia rozpoczęła się w momen‐cie spotkania jego wzroku ze wzrokiem papieża, gdy ten otrzymał od niego list. C z u ł , ż e t a m t o s p o j r z e n i e b y ł o szczególne. Po nim Moysés zastanawiał się, w jaki sposób i czy w ogóle spełnia złożoną obietnicę. Początkowo nie wiedział, jak skutecznie ewangelizować młodzież, która nie zna Pana Boga, bo przecież osoba kompletnie niezwiązana z Kościołem nie przyjdzie „ot tak” na spotkanie grupy modlitewnej. Wpadł w i ę c n a p o m y s ł , ż e b y o t w o r z y ć z przyjaciółmi pizzerię, w której mogliby ewangelizować. Na początku wydawało mu się to szalone, ale jego przyjaciele byli zachwyceni. Co więcej, sam biskup dał im swoje błogosławieństwo. Zaczęli więc szukać lokalu. Najśmieszniejsze było to, że szukali miejsca do wynajęcia, nie mając z czego zapłacić. Nie mieli doświadczenia, pieniędzy, nic. Cały czas wierzyli jednak, że Pan Bóg ma na to swój plan. I rzeczywiście, 9 lipca, dokładnie dwa lata po spotkaniu Moysésa z Janem Pawłem II, odbyło się pierwsze spotka‐nie ewangelizacyjne. Tego dnia Moysés i jego przyjaciele byli pod wielkim wraże‐niem tłumów, jakie do nich przyszły. Było tyle ludzi, że sami ledwie panowali nad sytuacją, a to miejsce okazało się być idealnym do ewangelizacji. Wszystkie nazwy pizz czy kanapek miały nazwy biblijne. Gdy klienci pytali np. „A dlacze‐go ta pizza to Magnificat?”, oni zaczynali opowiadać im o Panu Bogu. I tak każda taka rozmowa zaczynana przy stole kończyła się modlitwą przed Najświęt‐szym Sakramentem w kaplicy, która mieściła się zaraz za pizzerią. Każdego dnia w lokalu pojawiało się coraz więcej ludzi. Młodzi nie przychodzili już sami, ale zabierali ze sobą swoich znajomych i rodziny. To wszystko uznawane było za łaskę od Pana Boga. W którymś momen‐cie pizzerię nazwano „Shalom”. Młodzi nie wiedzieli jeszcze wtedy, co dokładnie oznacza to słowo. Dopiero potem zaczynali poznawać jego sens, którym była pełnia błogosławieństw. Następnie obok pizzerii działalność rozpoczęła również księgarnia. Zaczęły organizo‐wać się też pierwsze grupki modlitewne, do których z chęcią dołączały kolejne osoby. Z czasem młodzi podzielili się na tych, którzy przychodzili do pizzerii po swoich zajęciach na uczelniach, i tych, którzy poczuli, że Pan Bóg wzywa ich do jeszcze większego poświęcenia swojego życia i zamieszkania razem w jednym domu, by tam wspólnie się modlili. W ten sposób w obrębie „Shalom” powstały Ws p ó l n o t a Ż y c i a , w k t ó r e j l u d z i e poświęcają swoje życie całkowicie wspólnocie tak jak my, oraz Wspólnota Przymierza, której członkowie działają, pracują i modlą się we wspólnocie, ale mieszkają we własnych domach i pracują zawodowo. Gdy Wspólnota Shalom rozwijała się coraz bardziej, biskupi zaczęli prosić Moysésa, aby wysyłać m ł o d y c h t a k ż e d o i c h m i a s t i ewangelizować również tam. I tak roz‐wija się to apostolstwo aż do teraz.

To bardzo oryginalna historia. A jaki jest Wasz charyzmat? Co wyróżnia Waszą wspólnotę na tle pozostałych?

Dosłownie naszym charyzmatem jest głoszenie Zmartwychwstałego, który przeszedł przez krzyż będący naszym pokojem. Chcemy głosić Jezusa Chry‐stusa wszystkim, w szczególności mło‐dym i ubogim, natomiast głoszenie to ma odbywać się razem z młodzieżą i przez młodzież. Naszym celem w pierwszej kolejności są właśnie ludzie młodzi, a dopiero potem ich rodziny. Młody człowiek jest w stanie przyciągać do Boga innych jedynie wtedy, gdy sam ma osobiste doświadczenie spotkania z Nim. Po ewangelizacji przychodzi kolej na pasterstwo. Dbamy o formację ludzi, aby wzrastali w tej wierze, a w przyszło‐ści sami stali się ewangelizatorami.

Mówi się, że nie zawsze dana wspólnota jest dla wszystkich. Ktoś może preferować modlitwę kontemplacyjną, wyciszenie, a ktoś inny aktywne akcje społeczne. Dla kogo, według Ciebie, wspólnota Shalom jest najbardziej odpowiednia?

Czy kontemplacyjna, czy aktywna… My jesteśmy aktywni w kontemplacji (śmiech). Czyli praktycznie dla wszyst‐kich. Mamy w naszej wspólnocie trzy filary: kontemplację, jedność i ewangeli‐zację. One są jak trzy nogi Wspólnoty –jeżeli złamiemy jedną z nich, całość ru‐nie. My wszyscy jesteśmy powołani w char yzmacie Shalom i ci, którzy uczestniczą w grupach modlitwy, są zachęcani do modli t wy codziennej z zeszytem modlitwy, modlitwy wspól‐notowej, czy tania Pisma Świętego. Posyłamy ich do służby, do ewangeliza‐cji. Jest to nawet część naszego statutu –my jesteśmy kontemplacyjni w działaniu.

Wiemy, że każdy z tych elementów jest dla nas bardzo, bardzo ważny. Nasze kontemplacje wspólnotowe są oparte na zesłaniu Ducha Świętego. Zawsze ot wieramy się na Jego char yzmaty. Chcemy słuchać Boga i iść tam, gdzie sam nas zaprowadzi. Takie jest nasze życie.

Po analizie Waszych kont na mediach społecznościowych widać, że macie bardzo szeroki zasięg swoich działań. Jak wielu Was jest? W ilu krajach ewangelizujecie?

Obecnie ewangelizujemy w ponad 30 krajach. W każdym z nich mamy różne m i s j e . We F r a n c j i m a m y 5 m i e j s c , w P o r t u g a l i i 3 , a t u , w P o l s c e – 2 . W Niemczech mamy jedną misję ze Wspólnotą Życia i jedną ze Wspólnotą Przymierza. Jesteśmy też w USA, Azji, Afryce… Krok po kroku ten charyzmat rozprzestrzenia się na całym świecie.

A jak to się stało, że znaleźliście się akurat tu, w Krakowie?

M i e j s c e , g d z i e m a m y p o s ł u g i w a ć , w y b i e r a w s p ó l n o t a , n i e m y s a m i . Dostaliśmy zaproszenie do Polski, więc przyjechaliśmy i zaczęliśmy tu działać. Zawsze, gdy idziemy do jakiegoś nowego miejsca, miejsca, wspólnota zostaje tam na stałe, choć misjonarze mogą się zmieniać. Jeśli jest choć jedna osoba, która nie żyje w Kościele, dalej mamy misję, żeby ewangelizować, aby każdy wrócił do swojego miejsca, czyli do Kościoła.

Bardzo trudno było Ci nauczyć się naszego języka?

Do dziś jest (śmiech). Chociaż osobiście bardzo lubię ten język. Są osoby, dla których jest on o wiele trudniejszy, ale dla mnie jest dość przyjemny. Trudny, lecz potrzebny. Na początku ewangeli‐zowaliśmy po angielsku, ale teraz, gdy mówimy po polsku, widać różnicę. Wy i tak jesteście bardzo otwarci. Kiedy mówię „cześć” do kogoś na ulicy, to każdy już się uśmiecha i to jest dla mnie takie super.

Miło słyszeć, że doświadczacie tak pozytywnego odbioru wśród Polaków. A czy zdarzały się jakieś negatywne sytuacje?

na początku w urzędach, kiedy musieli‐śmy coś załatwić, nikt nie mówił po angielsku. Było to bardzo trudne, bo ludzie też nie byli otwarci na inne języki. Pamiętam, jak poszłam raz do sklepu, żeby kupić etui na telefon, a pan z obsłu‐gi już gdy zobaczył mnie przy wejściu, zaczął krzyczeć: „Ja nie mówię po angielsku!”. Zaczęłam więc próbować po polsku na tyle, na ile umiałam. „Ja‐...to…J5… Ile?” – i pokazywałam na mój telefon. Ten pan, kiedy usłyszał, że starałam się mówić po polsku, od razu zmienił podejście. Też przed Światowy‐m i D n i a m i M ł o d z i e ż y c z ę ś c i e j spotykałam się z różnymi nieprzyjemny‐mi spojrzeniami np. w tramwaju, bo od razu widać, że nie jestem stąd, głównie po kolorze skóry. Ale po ŚDM było już lepiej. Myślę, że to też może być trudne dla Polaków, aby nas zrozumieć, ale trzeba przede wszystkim chcieć to zrobić. Ważne jest również, żeby nie zrażać się od razu, gdy ktoś zacznie cię odrzucać. Nie dać wmówić sobie, że nie mam prawa być tu czy tu, ale wiedzieć, że to miejsce jest też moje. Pan Bóg posłał mnie tu w jakimś konkretnym celu i to powinno być najważniejsze. Myślę, że największą trudnością jest to, że wielu katolików w Polsce twierdzi, że misjona‐rze nie są tu potrzebni. A jednak na dziesięć osób spotkanych na ewangeli‐zacji siedmiu z nich to ateiści. Ale mi odpowiada taki styl życia, bo widzę, że ta ewangelizacja ma sens. Dzisiaj, kiedy ktoś pyta mnie: „A dlaczego tu jeste‐ście?”, odpowiadam mu: „Chodź ze mną, to zobaczysz. Tylko jeden dzień”. I to rzeczywiście działa, bo ludzie wciąż szukają Boga w swoim życiu. Oni potrze‐bują rozmowy, żeby ktoś odpowiedział im na pytania, które tak długo już trzy‐mają w sobie. Kiedyś, gdy zakładaliśmy misję w Warszawie, kardynał powiedział do mnie: „Nasze kościoły są zawsze pełne, księża są już zmęczeni kolejkami do spowiedzi, cały czas ktoś jest na adoracji, ciąg le odprawiamy Msze Święte. Jak myślicie, warto wprowadzić waszą wspólnotę do mojej diece‐zji?”. Ja odpowie‐działam mu tak: „ E k s c e l e n c j o , księża są już tak zmęczeni przez tylu ludzi, którzy są w Kościele, że nie mają siły, by wychodzić i szu‐kać tych, którzy są poza Kościołem. Właśnie dlatego tu jesteśmy – żeby iść do tych, którzy są tam, którzy nie przychodzą, którzy potrzebują wrócić”. I usłyszałam: „Dziękuję. Takiej odpowiedzi oczekiwa‐łem”. Dlatego czujemy, że trzeba iść. Obecne czasy dla nas także są bardzo trudne, bo praktycznie nie ewangelizu‐jemy w tradycyjny sposób, przez pande‐mię musimy znajdować inne sposoby, aby zanieść to Słowo do tych, którzy najbardziej Go potrzebują.

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

No właśnie, na jakie sposoby to robicie? Jak ewangelizowaliście wcześniej, a jak robicie to teraz, podczas pandemii?

Wcześniej normalnie wychodziliśmy na ulice, żeby ewangelizować, żeby rozmawiać o Bogu, organizowaliśmy grupę modlitwy, wieczory uwielbienia, nieustannie zapraszaliśmy ludzi na spotkanie. Wychodziliśmy do nich i zapraszaliśmy do miejsc, gdzie mogli spotkać się z Bogiem. Organizowaliśmy imprezy, międzynarodowe festiwale młodzieży (w tym roku, jak Pan Bóg da, odbędzie się taki w Rzymie), rekolekcje, kursy, koncerty itd. Teraz próbujemy robić to wszystko, ale online, np. we wtorki mamy wieczory uwiel bienia, w czwartki – grupy modlitwy. Ogólnie w r a m a c h n a s z e j d z i a ł a l n o ś c i organizujemy imprezy, ale ujście tego w s z y s t k i e go z aw s ze j e s t w g r u p i e modlitwy. Te wszystkie sposoby mają przyprowadzić człowieka do rozmowy z Panem Bogiem.

A jak wygląda Wasz typowy dzień we Wspólnocie Życie, w której jesteś?

Nasze poranki są porankami ciszy i modlitwy. Budzimy się, idziemy na M s z ę Ś w i ę t ą . W c i s z y w r a c a m y, sprzątamy w domu, potem śniadanie także jemy bez rozmów, tylko jedna osoba prowadzi modlitwę, ale oprócz tego panuje cisza. Później idziemy na jutrznię i tam przez pół godziny modlimy

się i śpiewamy. Potem mamy dwie godziny na modlitwę osobistą w zupeł‐nej ciszy i po niej w każdy dzień tygodnia mamy coś innego; albo formację, albo dzielenie się życiem, mamy też dwa dni sportu itd. Około 13:00 jemy obiad i tu już kończy się cisza, a pojawia „krzyk” (śmiech). My bardzo dużo ze sobą roz‐mawiamy. O 14:00 zaczynamy naszą pracę, która trwa do 22:00. W tym czasie każdy z nas ma swoje zajęcie związane z ewangelizacją, ale też przez te osiem godzin ciągle musimy być otwarci na tego, kto do nas przyjdzie. Jeśli ktoś chce porozmawiać, potrzebuje modlitwy, to wtedy najważniejsza jest dla nas właśnie ta osoba, która przyszła – w końcu całe nasze życie poświęcone jest ewangeliza‐cji.

A co najbardziej motywuje Cię do działania, do apostolstwa?

Przede wszystkim wola Pana Boga. Bardzo motywuje mnie też zmiana człowieka albo jego potrzeba rozmowy. K i e d y w i d z ę c z y j e ś c i e r p i e n i e , t o zachęca mnie ono do wyjścia na spotka‐nie, a ta późniejsza zmiana, jaką widzę, daje mi ogromną satysfakcję – to, że ta osoba odnalazła Pana Boga i sama zaczyna przyprowadzać do Niego innych. Wówczas ewangelizowany sam staje się ewangelizatorem. Bardzo m o c n o z a p a m i ę t a ł a m t e ż j e d n o spotkanie na festiwalu w Rio de Janeiro. Poznałam chłopaka, który w czasie adoracji nie był tam, gdzie wszyscy, ale stał gdzieś na zewnątrz, całkiem sam. Pamiętam, że wyg lądał strasznie i pewnie niejedna osoba nie podeszłaby do niego zwyczajnie ze strachu, ale ja postanowiłam, że spróbuję i po prostu zaproszę go, aby dołączył do nas. Podeszłam i spytałam go: „Hej, dlaczego nie ma cię na spotkaniu?”. Odpowiedział, że przyjdzie później. Przytaknęłam i wróciłam z powrotem. Tylko tyle. Ty‐dzień później przyszedł do mnie jakiś chłopak i pyta: „Michele, pamiętasz mnie?”. Na początku kompletnie go nie kojarzyłam. Dopiero kiedy zaczął mi wszystko wyjaśniać, zrozumiałam, że to ten sam chłopak, do którego każdy tak bardzo bał się podejść. Jego życie zupełnie się odmieniło. Odnalazł Boga, później stał się szafarzem, a nawet wstąpił do wspólnoty. Cztery lata temu dostałam od niego wiadomość, w której napisał mi, że pisze piosenkę, pamiętając o mnie, a jej fragment brzmi: „nikt nie patrzył na mnie z taką miłością, twoje spojrzenie miłości pokazywało mi miłosierdzie Pana Boga dla mnie”. Dla mnie to doświadczenie było bardzo mocne. Mówił: „Michele, ty jesteś dla mnie jak matka”. To bardzo wiele dla mnie znaczy i przez tę sytuację widzę też, że Pan Bóg skorzysta ze wszystkie‐go. Wystarczyło jedno spojrzenie miłości, a życie tego chłopaka zmieniło się o 180 stopni. To są sytuacje, które rozpalają serca i pokazują, że choćby jedna osoba była daleko od Pana Boga, warto poświęcić tej ewangelizacji swoje życie.

Piękna historia z pięknym zakończeniem. W obecnych czasach coraz częściej pojawia się natomiast bardzo dużo kontrowersyjnych treści dotyczących Kościoła, księży, wiernych. Z tego też powodu wielu młodych zaczyna odchodzić od wiary. Co powiedziałabyś młodej osobie, która przez takie informacje chce odejść od Boga?

Często spotykam się z tym tematem podczas ewangelizacji i trudno jest tutaj odpowiedzieć jednym zdaniem. Myślę, że trzeba podejść do tego tak, aby uświadomić sobie, że Kościołem jestem ja sama. Kościół to nie organizacja, z któ‐rej ja rezygnuję, gdy jeden błądzi. Kościół to rodzina i – tak jak w rodzinie – tutaj też popełniane są błędy. Trzeba również pamiętać, że to my sami jesteśmy największymi grzesznikami. Wiem, że trzeba też przede wszystkim więcej się modlić, zwłaszcza za kapłanów. Mamy przecież świadomość, że oni nieraz są o wiele bardziej kuszeni, gdyż są, można powiedzieć, „twarzą” Kościoła. Żeby pomóc, trzeba się modlić, ale żeby się modlić, trzeba być wewnątrz. Jeśli czuję, że jestem w rodzinie i mój brat czy ojciec popełnia błąd, to ja chcę być blisko, żeby pomóc, a nie wychodzić z rodziny, opuszczać ją. Aby samemu nie odcho‐dzić od Boga, trzeba więc czuć się częścią, być „w”, a do tego potrzebne jest nieustanne wzrastanie w wierze. Bez tego nie będzie miało się relacji z Bogiem i tym samym nie będzie się czuło tej przynależności.

Powiedziałaś już o tym, jak sprawić, by młodzi poznali Boga oraz by od Niego nie odchodzili, jednak często wiara młodych ludzi ogranicza się jedynie do Mszy Świętej w niedzielę albo w lepszym przypadku do pacierza rano czy wieczorem. Jak zachęciłabyś młodych do życia z Bogiem na co dzień? By zobaczyli, że mogą spotkać Go w drugim człowieku mijanym na ulicy, a nie jedynie w kościele?

Ja zawsze zachęcam do wzrastania w o s o b i s t e j r e l a c j i z B o g i e m , d o pogłębiania swojej wiary, czytania Pisma Świętego. W Polsce jest dużo katolików, ale niestety są oni nimi głównie przez tradycję. Mało kto posiada osobistą więź z Bogiem, doświadczenie Jego miłości, relacji z Nim. Większość chodzi do kościoła, bo „zawsze tak było” i nawet nie zastanawia się nad zg łębieniem tej w i a r y. J a z a w s z e z a p r a s z a m d o wzrastania w modlitwie osobistej, ale kiedy widzę, że ktoś jest daleko od Boga, najpierw zapraszam nie do kościoła, a do domu na kawę. Mówienie nie zawsze dużo daje, a o wiele więcej możemy zdziałać, samemu dając przykład na‐szym życiem, naszą postawą. Naszym powołaniem jest ewangelizacja, czyli zapraszanie ludzi do Boga, ale często trzeba najpierw zaprosić kogoś do życia. Pokazać mu, jak to jest żyć tą wiarą na co dzień. Dopiero wtedy ta osoba zrozu‐mie, że życie może wyglądać inaczej i często sama zapragnie żyć w taki spo‐sób.

W takim razie nic tylko brać się za pogłębianie swojej wiary! Powiedz, gdzie można Was spotkać? Jeżeli ktoś chciałby do Was dołączyć, gdzie może znaleźć więcej informacji na temat wspólnoty Shalom?

Można nas znaleźć w piwnicach „Pod Orłami” przy ul. Wiślnej 12 – jesteśmy tu codziennie po południu i wieczorem od poniedziałku do soboty. Zapraszamy też do naszego domu przy ul. Pamiętnej 6 w K r a k o w i e . M a m y t a k ż e s t r o n ę internetową (comshalom.org), fanpage na Facebooku: „Shalom Kraków”, na którym są najbardziej aktualne informa‐cje, oraz profil na Instagramie o tej samej nazwie. Zapraszamy do nas wszystkich, bez wyjątku. Dla nas każda osoba ma swoją niepowtarzalną wartość!

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Wasza wspólnota jest bardzo oryginalna i myślę, że ta odmienność może być dla wielu młodych (ale nie tylko!) inspiracją do życia pełnią wiary i pogłębiania jej na co dzień. Mam nadzieję, że zewangelizujecie nam Kraków, a może i całą Polskę. Życzę Wam powodzenia w dalszych działaniach.

This article is from: