4 minute read

Dom bez czynszu

Jeśli chować się przed światem, to tylko w jaskini. Południowa Portugalia przyciąga rzeszę w ł ócz ę gów, którzy z dala od cywilizacji próbują odnaleźć siebie.

wyścig szczurów. Z punktu widzenia uciekinierów jaskinie mają wiele zalet. Są całkiem spore, więc można się w nich wygodnie rozłożyć. Pozwalają też obcować z naturą unikać stadnych wędrówek. - W tej chwili w tzw. kryształowej jaskini mieszka tylko jeden facet. Lokatorzy często się zmieniają. Jeden z moich przyjaciół też mieszkał tam przez jakiś czas - relacjonuje Claudia. zdobią rysunki wykonane przez ludzi, którzy tu nocowali.

Advertisement

Wspomniane lokum to głęboka grota z widokiem na morze. Aby do niej dotrzeć trzeba długo piąć się po śliskich kamieniach wśród kolczastej roślinności. W głębi jaskini Coutard dostrzegła śpiwór i trochę ubrań. W kącie urządzono mały ołtarzyk: ktoś usypał stosik z szyszek i kamyków, po czym ustawił na nim świece. Na pogniecionej kartce pozostawionej przy ołtarzyku wypisał przesłanie: "Thank you, thank you, thank you, this is the best mantra".

Wieczorem muszą być na zajęciach w Lizbonie, ale zbierają się jakoś niespiesznie. To może jeszcze ostatnia kąpiel? Przecież kwadrans nikogo nie zbawi... Juz po chwili trzej młodzi mężczyźni pluskają się w chłodnym oceanie. Po wyjściu z wody kładą się na białym piasku. To radosne zwieńczenie weekendu, który szwajcarscy studenci spędzili w tej okolicy. Trochę się włóczyli, trochę wspinali p[o skałkach, a ostatniej nocy spali nad brzegiem morza - lecz nie pod gołym niebem. Przy długiej plaży Furnas jest kilka jaskiń wydrążonych przez fale wrzynające się w skały. Rozmówcy "Society" doskonale wiedzieli czego szukać, bo są tu częstymi gośćmi. Wieczorem zostawili samochód w wysokiej trawie i wleźli do groty. Rozpalili ognisko i zapakowali się do śpiworów. - Wcale nie było nam zimnozapewniają jak jeden mąż reporterkę "Society" Helene Coutard. Ani w nocy, ani teraz, gdy po kąpieli ociekali zimną wodą Algarve to region w południowej Portugalii, który przyciąga coraz więcej obcokrajowców wybierających alternatywny styl życia. Tu naprawdę można żyć skromniej i na zwolnionych obrotach, kompletnie ignorując

Stojąc u wylotu jaskini mozna obserwować wschody i zachody albo szukać gwiazd na nocnym niebie. Czuć zapach roślinności a w tle słuchać szum fal. A skoro tak, po co płacić za hotel? W roku 2011 Rainbow Family urządziła swój doroczny zlot w południowej Portugalii. Ten niesformalizowany ruch zrzesza osoby z różnych krajów, które marzą o zaprowadzeniu pokoju na Ziemi. Łączy się to z postulatami wolnej miłości, zerwania z ogłupiającym konsumpcjonizmem i życia na łonie natury. Pośród tysięcy freaków uczestniczących w zlocie było wielu takich, którzy zauroczeni lokalną scenerią i tanim życiem, postanowili zostać tu na dłużej.

Na plaży Furnas, w pobliżu brzegu, stoi stara owczarnia ogrodzona drutem kolczastym. Kamienne ściany szczelnie pokrywa grafitti.Przed dwoma laty przebywała tu duża grupa koczowników. Zajęli owczarnię i urządzili w niej skłot, w którym zamieszkało co najmniej 20 osób. Reszta towarzystwa rozlazła się po jaskiniach. Było trochę tłoczno, kolesie zwracali na siebie uwagę i po kilku dniach interweniowała policja - opowiada Claudia, Portugalka z długimi dredami mieszkająca w vanie przy plaży. Aby nie wzbudzać podejrzeń, lepiej

Ostatni mieszkaniec jaskini już się wyprowadził ale pozostawił kilka rzeczy, które mogą przydać się jego następcy. To parę książek po niemiecku, kieliszek do wina, tarka do sera, plastikowe pudełko na produkty spożywcze i bidon z wodą. A przede wszystkim - list. Na małej drewnianej półce leżała koperta, na której nabazgrano: "For You". Papier w środku wyglądał na stary i sfatygowany: "Droga, nieznana przyjaciółko. Kocham Cię, bo jesteś wspaniałą i niepowtarzalną istotą ludzką. Mimo, że nie znamy się naprawdę, to oddychaliśmy tym samym powietrzem, a ja doskonale pojmuję Twoje pragnienie życia w wolności i prawdzie". Następnie na pięciu stronach autor snuje rozważania o ludzkiej egzystencji. Na końcu widnieje podpis: "Ty sama".

Plaża Barranco, kilka kilometrów dalej, jest bardziej oblegana. Tutejsze jaskinie przyciągają turystów z wielu krajów. Niewielki parking jest szczelnie zastawiony kamperami zarejestrowanymi w Niemczech, Holandii czy we Francji. Młoda Francuzka rozłożyła stół kempingowy na piasku i ustawiła na nim MacBooka. Właśnie uczestniczy w wideokonferencji. Ruch zrobił się tak duży, że jedną z grot zaczęto nazywać Airbnb. Droga do niej jest nieco stroma, przydadzą się dobre buty do wspinania się na skałach ale warto się trochę pomęczyć. Jaskinia jest całkiem przytulna dzieki kolejnym goszczącym w niej włóczęgom, którzy wnosili swój wkład. Ktoś zostawił krzesło biwakowe i spory materac, pod ścianą znajduje się bambusowa konstrukcja do wieszania ubrań, a na drewnianej półeczce można znaleźć zapałki i puszkę z kawą Ściany

33-letni Nicolas pochodzi z hiszpańskiej Galicji. Mieszk w Airbnb od tygodnia i planuje zostać jeszcze kilka dni. Przed nim koczowało tu trzech Australijczyków, których cały ekwipunek mieścił się w jednym wspólnym plecaku. Nicolas pięć lat temu porzucił rodzinne strony gdzie jest zbyt chłodno i mokro jak na jego gust, by wieść koczownicze życie na południu Hiszpanii i Portugalii. Kilka miesięcy w roku poświęca na pracę - zwykle w winnicach na północy, bo tam lepiej płacą. Ale gdy tylko napełni kieszenie wraca na południe. - Nie potrzebuję dużo kasy - zapewnia. - Wydaję bardzo niewiele. Warzywa, chleb i ryż kupuję w pobliskim supermarkecie. Jeżdżę autostopem, śpię tutaj...

To jest stały temat dyskusji prowadzonych wieczorami przy ognisku. Włóczędzy szczycą się swą abnegacją. - Mieszkając w mieście, opłacisz czynsz, pójdziesz ze dwa razy do restauracji i w ten sposób wydasz tyle, ile mi wystarcza na cały miesiąc - poucza jeden z nich. Jak jednak wygląda codzienne życie tych współczesnych jaskiniowców. Na plaży Barranco ludzie zazwyczaj budzą się około siódmej rano, na wschód słońca. Mała społeczność zbiera się na plaży, by wziąć udział w sesji medytacyjnej prowadzonej przez wysokiego Holendra, którego kamper stoi na parkingu od kilku miesięcy. W ciągu dnia Nicolas i jego znajomi plażują albo włóczą się po skałach. Czasem skrzykują się na wspólną wyprawę do lokalnego supermarketu aby kupić najpotrzebniejsze rzeczy. O zmroku zbierają się na pogaduchy przy blasku ogniska.

Coutard podkreśla jednak, że włóczędzy obrażeni na współczesną cywilizację nie są tutaj sami. Algavre cieszy się popularnością wśród emerytów z północy kontynentu, którzy osiedlają się w tych stronach, by skorzystać z dobrej pogody i ulg podatkowych. Ten region przyciąga także "cyfrowych nomadów", takich jak wspomniana Francuzka z laptopem. To odrębny gatunek koczowników - tworzą go ludzie korzystający z dobrodziejstw pracy zdalnej, by włóczyć się po świecie. Mimo to nie są prawdziwymi outsiderami, bo niewidzialna internetowa smycz nadal łączy ich z Babilonem. Wybierając miejsce na nocleg, muszą sie

~dokończenie no str. 12

This article is from: