
6 minute read
Bój się policji
from PULS 9/476
by mobotran
Na dźwięk syren radiowozów wielu mieszkańców Chicago do dziś czuje strach. Ponieważ są biedni, czarni i ... niewinni.
Juan Nile mieszkał z mamą, był żartownisiem, niejadkiem i jedynakiem. Dorastając marzył, żeby założyć firmę ogrodniczą. Nie dane mu było tego spróbować. W roku 2007 został oskarżony o posiadanie kokainy i skazany na trzy lata więzienia. Po wyroku wielokrotnie odmawiano mu zatrudnienia i możliwości wynajęcia mieszkania. Dwa lata temu, tuż po tym gdy uzyskał zaświadczenie o niekaralności - został zastrzelony. Był wśród prawie dwustu osób oczyszczonych z zarzutów związanych z działalnością sierżanta Ronalda Wattsa i jego zespołu. To największy taki przypadek w historii Chicago - twierdzi prawnik Joshua Tepfer z programu Exoneration Project prowadzonego na wydziale prawa Uniwersytetu Chicagowskiego.
Advertisement
To on reprezentował większość ofiar. Watts i jego ludzie przez prawie dziesięć lat prześladowali niewinnych mieszkańców osiedla socjalnego im. Idy B. Wymuszali pieniądze a opornych zatrzymywali, podrzuciwszy im narkotyki i broń
- Wiedzieli, że nikt nie uwierzy ich ofiarom, głównie czarnym i ubogim - przyznaje lokalna prokuratorka Kim Foxx. - Watts kazał płacić sobie "podatek" a kto nie chciał się podporządkować, temu preparował jakąś sprawę - tak opisuje działalność policjanta z 18-letnim stażem.
Pierwsze doniesienia sprawdzano już w roku 2004, ale tego samego roku otrzymał wyróżnienie dla "funkcjonariusza miesiąca". Dopiero w 2012 r. został aresztowany razem z innym policjantem z oddziału za kradzież 5200 dolarów z państwowej kasy dla informatora działającego pod przykrywką. Przyznali się do winy i zostali skazani na 22 i 18 miesięcy pozbawienia wolności.
Mimo to władze nie podjęly żadnych działań w sprawie setek ludzi zatrzymanych przez Wattsa, dopóki jedna z ofiar nie zaczęła drążyć sprawy.
Dzięki jej nieustępliwości w 2016 r. prawnicy z Uniwersytetu Chicagowskiego zaczęli studiować sprawy związane z działalnością sierżanta i zgłaszać swoje wątpliwości w prokuraturze. Rok później rozpoczęto oficjalną rewizję spraw. Proces ten trwa do dziś a prokuratorzy podjęli działania w celu zatarcia 226 wyroków skazujących i orzeczeń w postępowaniach wobec nieletnich.
W sumie 183 osoby skazano niesłusznie na łącznie 459 lat więzienia, a ponadto wymierzono 57 kar pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz dziesięć decyzji o wysłaniu nieletniego do zakładu poprawczego.
Prawie wszyscy niesłusznie skazani złożyli pozwy cywilne. 59-letni Watts nie jest już policjantem, mieszka w Arizonie. Nie przyznaje sie do fabrykowania dowodówa, a jego prawnik odmawia komentarza.
W styczniu młodszy brat Larry'ego Lomaksa zapadł na raka tarczycy i potrzebował pieniędzy na leczenie. Dlatego Lomax, który miał wówczas 45 lat i czworo dzieci, po pracy w fabryce wsiadł do pociągu i wyruszył w godzinną trasę z miasta Zion w stanie Illinois do osiedla imienia Idy B. Wells w Chicago, żeby przywieźć mu trochę gotówki. Nie dotarł na miejsce. Przed domem brata policjanci rzucili się na niego, zaczęli go okładać, wybili kilka zębów i zabrali pieniądze. Dopiero gdy zawieźli go na komendę, miał okazję zapytać o co go oskarżają. - Zostałem zatrzymany z grupą innych ludzi. Watts powiedział, że jeśli zeznam, że handlowali narkotykami, to puszczą mnie wolno - wspomina. Odmówił i został oskarżony o posiadanie heroiny.
Obrońca z urzędu mu doradził, żeby przyznał się do zarzutów w zamian za złagodzenie kary. Po dwóch miesiącach w areszcie dostał dwa lata w zawieszeniu. Nie minął rok i brat zmarł na raka. Lomax stracił pracę. Gdy w 2006 r. przyszła na świat jego najmłodsza córka, prawną opiekę nad nia musiał przejąć jeden z krewnych. W końcu znalazł pracę dzięki katolickiej organizacji charytatywnej. Zapisał się na terapię grupową i od lat co piątek chodzi na spotkania. - Tamta sytuacja zrujnowała mi życie. Najbardziej mnie boli, że nie miałem z tym nic wspólnego - podkresla. Wyrok skazujący został zatarty w kilka lat później, dzięki czemu otrzymał zaświadczenie o niekaralności. Ma nadzieję, że pewnego dnia przed sądem stanie sierżant i jego ludzie.
Derrick Mapp do dziś czuje ból w boku, tam gdzie Watts i inny funkcjonariusz okładali go pięściami. Mapp wracał właśnie do mieszkania matki, kiedy trafił w ręce policjantów, którzy zaczęli go wypytywać gdzie "trzyma towar". Mundurowi zaciągnęli go do pomieszczenia gospodarczego.
-Bili mnie pięściami, tłukli - mówi 49-letni Derrick. Wciąż mieszka w tej dzielnicy.Powiedziałem, że nie wiem gdzie jest towar, więc mnie zakuli w kajdanki - opowiada. Na posterunku Mapp miał problemy z oddychaniem. Później zdiagnozowano u niego zapaść płucną i spędził ponad dwa miesiące w szpitalu. Oskarżono go o poważne przestępstwo narkotykowe. Przyznał się w zamian za łagodniejszy wyrok i dostał cztery lata. Za kratami spędził półtora roku. Przez cały ten czas jego dziewczyna samotnie opiekowała się dwoma synami w wieku 11 i 12 lat. Derrick był jedynym żywicielem rodziny a zarobkowo pracował od dziecka ale po wyjściu na wolność nie mógł znaleźć zatrudnienia. - Ludzie przestali mi ufać. Wszystko sie posypało - wzdycha. W roku 2020 wyrok został zatarty a rok później Mapp otrzymał zaświadczenie o niekaralności. Teraz mówi, że utrzymuje sie z "drobnych prac dorywczych". Wciąż zdarzają si noce kiedy nie może zmrużyć oka. Rzuca się na łóżku do białego rana. Dziś jest żonaty i ma dwoje wnucząt. Uwielbia zabierać je do parku ale stale ogląda się za siebie i nasłuchuje syren pol icyjnych.
Zgodnie z warunkami dozoru Crystal Allen musiała regularnie przebijać się przez śniegimając dziecko w brzuchu i dwulatka w domu - i jechać przez prawie godzinę na rozmowę na ko mendzie w Chicago. Została wrobiona w poważne przestępstwo narkotykowe przez Wattsa i to dwukrotnie. Skazano ją na wyrok w zawieszeniu z obowiązkiem stawiennictwa na dozór policyjny w mieście, w którym już nie mieszkała. Któregoś dnia Allen przyjechała na osiedle imienia Idy B. Welles do krewnego, żeby zabrać swoje rzeczy przed przeprowadzką do In diany. Usłyszała pukanie. Sierżant Watts i drugi policjant wdarli się do mieszkania. Gdy zaczeli j przesłuchiwać pokazała im paragon ze sklepu odzieżowego skąd dopiero co wróciła, na dowód, że jest w budynku dopiero od niedawna. - I tak trafiłam do więzienia - opowiada. - Nie wiem nawet jakie postawili mi zarzuty.
Watts i jego ludzie zatrzymali ją ponownie kilka miesięcy później, kiedy wyszła z aresztu po złożeniu poręczenia majątkowego. Przyznała się do poważnego przestepstwa, bo "mojej rodziny nie stać było na to, żeby walczyć w sądzie". Straciła prawo do mieszkania socjalnego i pomocy zywnościowej. W zeszłym roku wyrok zatarto i otrzymała zaświadczenie o niekaralności. Rzadko wraca do Chicago. W mieście Lafayette w stanie Illinois czuje się bezpieczniej. Ma pięcioro dzieci. Wyszła za mąż. Głównie zajmuje się domem, a żeby dorobić rozwozi jedzenie. Wie, że kilkunastu policjantów z oddziału Wattsa wciąż odbiera pensje i służy w departamencie policji miasta Chicago - To nie fair - stwierdza.
42-letni Theodore "Ed" Wilkins od dziś budzi się zlany potem, gdy przyśni mu się dzień, w którym Watts po raz pierwszy podrzucił mu narkotyki. Wilkins na procesie innego mężczyzny oskarżonego przez tego policjanta, miał zaświadczyć o jego niewinności. Wówczas to sierżant sfabrykował dowody zarzucając mu posiadanie heroiny. Wilkins i jego koledzy zostali niesłusznie oskarżeni przez Wattsa jeszcze dwukrotnie kilka lat później. W sumie spędzili za kratami cztery lata. On miał wówczas dwoje dzieci, partnerka odeszła. Potem przyznał sie do innych zarzutów, nie związanych z oskarżeniami Wattsa. Ponieważ był już recydywistą, usłyszał wyrok dziewięciu lat więzienia plus trzy lata dozoru policyjnego. Kiedy siedział za kratami zmarło wielu jego najbliższych m.in. wujek, kilkoro kuzynów i babcia, która pełniła wobec niego rolę matki i była najlepszą przyjaciółką. - Nie mogłem się z nimi pożegnać ani przyjść na pogrzeb - wspomina. Chris Jones zawsze będzie żałować, że w 2008 roku odwiedził matkę i przyjaciół z osiedla, na którym się wychował. 27-latek miał małą córeczkę i dopiero co wyprowadził się do mieszkania ciotki w innej części miasta. Marzył o tym, by zacząć wszystko od nowa ale nie dostał takiej szansy. - Kiedy tylko wyszedłem z budynku, zostałem zatrzymany. I straciłem rok życia - opowiada. Tym razem chodziło o broń. Przed domem matki zobaczył grupę sąsiadów. Policjanci zabrali wszystkich na komendę. Tymczasem podwładni sierżanta Wattsa przeszukali mieszkanie matki Jonesa i rzekomo znaleźli tam pistolet. Mężczyzna został oskarżony o produkcję i dostarczanie heroiny a także nielegalne posiadanie broni. Później prokuratura odstąpiła od zarzutów związanych z narkotykami. Jones spędził 105 dni w areszcie, oczekując na rozprawę, później 234 dni w więzieniu a następnie dwa lata na zwolnieniu warunkowym z dozorem policyjnym.Szkoda, że nie zostałem u ciotki - żałuje Jones. - Nie jestem aniołem, trochę w życiu przeskrobałem ale wtedy próbowałem zrobić coś tak, jak należy. Podobnie jak kilka ofiar Wattsa, którym podrzucono broń, został uznany za niebezpiecznego przestępcę. I dlatego później nie mógł znaleźć pracy i odmówiono mu paszportu. Wyrok został zatarty dopiero po pięciu latach. Jones zatrudnił się w lombardzie, wkrótce doczeka się czwartego dziecka. Mówi, że od spotkania z Wattsem stracił zaufanie do policjantów.Nie wezwałby ich na pomoc, gdyby nawet ktoś włamał mu się do mieszkania. Dzieci też uczy, żeby wystrzegały się mundurowych.
Choć minęło już sporo lat od pierwszych rehabilitacji, kilka ofiar sierżanta Wattsa czeka na zatarcie wyroków. Mimo działań prawników, m.in. Joshuy Tepfera, broniących ofiary Wattsa, departament policji w Chicago, wysłał piętnastu policjantów związanych z Wattsem z powrotem do służby.
Pięciu odeszło ze służby, jeden został oddalony a dziewięciu nadal aktywnie realizuje swoje zadania. Nie mają sobie nic do zarzucenia. Sprawy Wattsa i jego towarzyszy ulegają przedawnieniu ale ofiary domagają się zadośćuczynienia na drodze pozwów cywilnych.
- Nikt nie kwestionuje, że ci policjanci byli przestępcami. A skoro winnym nie można nic zrobić, to jak mieszkańcy mają mieć zaufanie do władz? - pyta adwokat Tepfer.
(na podst. Grace Hauck/USA Today)