KRZYSZTOF WONS SDS
DOTYKANIE ZRANIONEGO
BOGA
LECTIO DIVINA Z APOSTOŁEM TOMASZEM
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków
Redakcja Magdalena Mnikowska Korekta Magdalena Czarnecka Projekt okładki Artur Falkowski Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Artur Falkowski Zdjęcie na okładce iStockphoto: Liliboas Imprimi potest ks. Józef Figiel SDS, prowincjał
© 2021 Wydawnictwo SALWATOR ISBN 978-83-7580-837-7 (wersja drukowana) ISBN 978-83-7580-849-0 (wersja elektroniczna) Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. 12 260 60 80 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
W Jego ranach jest nasze uzdrowienie (Iz 53, 5)
Przyjaciołom Domu Słowa dedykuję
OD AUTORA
W Biblii często spotykam swoich bliźniaków. Ich historie zapisane na stronicach Pism opowiadają o mnie. Kryją w sobie moją historię życia. Biblia od pierwszej do ostatniej strony pełna jest moich duchowych bliźniaków – i w Starym, i w Nowym Testamencie. Łączy ich coś najważniejszego: wszyscy prowadzą do spotkania z Jezusem. Wśród nich jest Tomasz. Jest jak ukryty skarb, który w natchnionych stronicach przechował dla mnie Duch Święty. Odnajduję się w nim. Kiedy czytam Ewangelie, to jakbym znajdował się przed białą kartą, gdzie zaznaczone są już linie, na których mam napisać własną historię spotkań z Jezusem. To linie zarysowane przez historię Tomasza1. Od pewnego czasu stał mi się jeszcze bardziej bliski. Chciałbym podzielić się osobistą lectio divina przeżytą z apostołem Tomaszem. O lectio divina z Tomaszem myślałem od kilku lat. Temat miałem już w sobie. Pojawił się we mnie i „pracował”. Wyłaniał się gdzieś z wnętrza. Gdyby mnie jednak wteI. Gargano, Uważajcie jak słuchacie. Lectio divina do Ewangelii św. Łukasza, tłum. P. Mikulska, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2001, s. 32. 1
–7–
dy ktoś zapytał, dlaczego drogę z Tomaszem opatrzyłem słowami „Dotykanie zranionego Boga”, nie potrafiłbym do końca wyjaśnić. Pomiędzy tym, co chciałem na ten temat wyrazić na początku drogi, a tym, co odkrywałem w trakcie mojej lectio divina, wydarzyło się wiele nowego. Pierwsze intuicje były bardziej z głowy, z ciała, bardziej moje i ubogie. To, co głębsze, rodziło się powoli z drążenia w świętym tekście. Prowadzony w lectio przez Słowo byłem jak zwykle zdumiony, ale nie zaskoczony. Uśmiechnąłem się do Boga, który przypomniał mi, co powiedział w Księdze Izajasza: „Myśli moje nie są myślami twoimi ani twoje drogi moimi drogami” (por. Iz 55, 8). On jest zawsze inny od moich wyobrażeń i oczekiwań. Nie pierwszy raz się o tym przekonałem. Ilekroć podejmowałem drogę lectio divina z osobami, które wyłaniają się z biblijnych stronic, tylekroć byłem prowadzony drogami, których przynajmniej po części się nie spodziewałem. Miałem własną „biblijną mapę topograficzną”, własne utarte ścieżki myślenia o czterech ewangelistach, o Maryi, Józefie, Piotrze, umiłowanym uczniu, Magdalenie, Marcie, Marii i Łazarzu, o Zacheuszu i Abrahamie. Lecz kiedy słowo Boże zabierało mnie w drogę na spotkanie z nimi, za każdym razem przeżywałem zaskoczenie i zadziwienie. Nie mogło być inaczej. Postaci biblijne są ikonami pisanymi przez Ducha Świętego. Ikon się nie tworzy, one już są w Biblii. Ikony można jedynie odkrywać na modlitwie. Kiedy idziemy za natchnieniami Ducha, który je napisał, odsłaniają się kolejne warstwy. Odkrywałem, że prowadzi mnie nie tędy, którędy chciałem –8–
pójść, i ku innym horyzontom; inaczej wyobrażałem sobie spotkanie z tymi ikonami, nie takimi je widziałem i nie przypuszczałem, że Słowo poprowadzi mnie nieraz ku horyzontom całkowicie nowym. Jeszcze dwa lata temu nie wiedziałem, że lectio divina z Tomaszem będę przygotowywał i przeżywał w godzinie próby – w trudnym czasie pandemii. Zresztą skąd miałem wiedzieć, że coś podobnego się wydarzy. Nikt nie wiedział. Nie wiedziałem także, że moja lectio divina z Tomaszem zastanie mnie dokładnie w czasie chorobowej kwarantanny. Muszę wyznać, że sesja, którą poprowadziłem, a której owocem jest ta publikacja2, była dla mnie szczególną łaską, silnym, osobistym przeżyciem. W żadnej z wcześniej przeprowadzonych sesji nie towarzyszyło mi tak silne przeżycie jak podczas tej ze zranionym Jezusem, którego chciałem dotykać razem z Tomaszem. Czułem wzruszenie, które często włączało się, gdy wypowiadałem na głos dotykające mnie prawdy. Jakby dopiero zaczęły do mnie docierać, schodzić na głębsze pokłady serca. W Tomaszu, nomen omen, spotkałem swojego bliźniaka, prawdziwą bratnią duszę. Didymos znaczy „Bliźniak”. Było mi z nim bardzo dobrze na wspólnej lectio divina. Słowo Boże poszerzyło horyzonty mojego wąskiego myślenia i widzenia, rozpaliło moje przygaszone serce, ożywiło otępiały umysł. Razem z Tomaszem zobaczyłem swoją historię Publikacja jest owocem sesji weekendowej, którą przeprowadziłem w ramach Szkoły Modlitwy Słowem Bożym w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie w dniach 27-29 listopada 2020 r. 2
–9–
wyraźniej. Zobaczyłem swoją biedną wiarę, swoją kruchą relację ze zranionym Jezusem, swoją relację z poranionym Kościołem – Mistycznym Ciałem Chrystusa, relację z poranionym światem. Wszystko czekało we mnie na spotkanie z Jezusem Zmartwychwstałym, ze śladami ran, z otwartym bokiem. Tomasz uczył mnie wiary, która rodzi się z tęsknoty za Jezusem i z osobistego spotkania; uczył mnie dotykać Jezusa zranionego przeze mnie, zranionego w Kościele i w świecie. Uczył mnie rozmawiać z „moim Jezusem”, poranionym i zmartwychwstałym. Jego żarliwa rozmowa z Jezusem ożywiała moją tęsknotę za Nim, ale i konfrontowała z moją kondycją wiary, z moją relacją z Jezusem. Tomasz jako jedyny ze wszystkich, których spotkałem w Ewangeliach, nauczył mnie najkrótszego i bardzo osobistego „Credo”: „Pan mój i Bóg mój!”. Tomaszowe „Credo” przypomina mi, że wiara jest osobistą relacją z Bogiem, jest relacją z Panem, który dał się dla mnie zranić, zabić, który dla mnie zmartwychwstał z moimi ranami. Relacja Tomasza z Jezusem przekonała mnie, że jest w niej miejsce na niedowierzanie, na spieranie się z Bogiem, na żal i gniew, w których mogę opowiedzieć o cierpieniu swojej duszy, tęsknocie za Bogiem miłości, by wreszcie powiedzieć do Niego: „mój… mój”. Lectio divina z Tomaszem w dniach pandemii była prawdziwym błogosławieństwem. Przeżywałem ją w czasie, gdy w szpitalach, w domach i na ulicach zraniony Jezus „ukazywał się” w ludzkim ciele, namacalnie obecny. Uświadomiłem sobie, że dwudziesty rozdział z Ewangelii Jana, – 10 –
który mówi o spotkaniu Zmartwychwstałego z Tomaszem, to rozdział o toczącej się na naszych oczach paschalnej historii. Jezus przychodzi do zagubionych, osamotnionych i niedowierzających Tomaszów, by dotknęli Jego ran, rozpoznali w Nim swoje rany i poczuli się kochani i aby ci, co Go nie potrafią dostrzec, mogli usłyszeć Jego błogosławieństwo: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 20, 29). Świat, Kościół, a w nim każdy osobiście, bardzo potrzebuje Bożego czytania tego rozdziału, aby nauczyć się zgłębiać bieżącą historię, w której żyje Zmartwychwstały ze śladami naszych ran.
Ewangelia wg św. Jana 20, 19-29 19 Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: „Pokój wam!” 20 A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. 21 A Jezus znowu rzekł do nich: „Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. 22 Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: „Weźmijcie Ducha Świętego! 23 Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. 24 Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. 25 Inni więc uczniowie mówili do niego: „Widzieliśmy Pana!” Ale on rzekł do nich: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę”. 26 A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz [domu] i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł, choć drzwi były zamknięte, stanął pośrodku i rzekł: „Pokój wam!” 27 Następnie rzekł do Tomasza: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż [ją] w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym!” 28 Tomasz w odpowiedzi rzekł do Niego: „Pan mój i Bóg mój!” 29 Powiedział mu Jezus: „Uwierzyłeś dlatego, że Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.
ROZDZIAŁ I
WSZYSCY JESTEŚMY TOMASZAMI
Bliźniak Jeden z dwunastu uczniów Jezusa nazywał się Tomasz Didy mos. Brzmienie imienia jest greckie. Pochodzi od hebrajskiego rdzenia ta’am, co znaczy „parzysty, bliźniak”. Skąd to greckie imię? Być może dom Tomasza był zhellenizowany, podobnie jak dom Andrzeja i Piotra. W domu wołali na niego po grecku Thomas! Albo Didymos! Prawdopodobnie także w gronie Dwunastu tak się do niego zwracano. Jego imię w podwójnej formie przetrwało do dzisiaj3. My też wołamy na niego: Tomasz! Didymos! W starożytnym świecie nieomal każdy nosił dwa imiona. Język grecki był uniwersalnym językiem całego świata, dlatego oprócz imienia w swoim narodowym języku dodawano jego tłumaczenie greckie; podczas gdy pierwszego używano w rodzinnym kręgu, drugim posługiwano się w życiu publicznym. Tak więc odpowiednikiem greckiego Piotra był aramejski Kefas, a aramejskiego Tomasza grecki Didymos, co oznaczało „Bliźniak”. Zatem Tomasz i Didymos nie są dwoma różnymi imionami, lecz jednym imieniem w dwóch językach. Por. W. Barclay, Ewangelia według św. Jana, tłum. K. Bednarczyk, t. I (rozdz. 1-7), Poznań 2002, s. 74. 3
– 13 –
Intryguje mnie znaczenie tego imienia. Bo skoro „Bliźniak”, to bliźniak czyj? Jeśli „Parzysty” – to kto byłby z nim w parze? Ewangeliści nic nie piszą o tym, jakoby miał brata w gronie Dwunastu, czego nie omieszkali podkreślić w przypadku Piotra i Andrzeja czy braci Zebedeuszów Jakuba i Jana. Na listach Dwunastu podawanych przez ewangelistów występuje zawsze „w parze” z Mateuszem, raz jest wymieniany przed nim, raz po nim, w Ewangeliach zawsze obok niego, ale w Dziejach Apostolskich już tego powiązania nie ma. Na czterech listach apostołów pojawia się jako Tomasz: w Ewangelii Mateusza (10, 3), Marka (3, 18) i Łukasza (6, 15), a także w Dziejach Apostolskich (1, 13). Jan nie przedstawia listy Dwunastu, natomiast kilkakrotnie napisze: „Tomasz z przydomkiem Didymos”, tzn. „Bliźniak” (11, 16; 20, 24; 21, 2). To właśnie od Jana wiemy, że Tomasz miał przydomek. Pojawia się pytanie: do czego, a raczej do kogo odnosi się jego przydomek, kto miałby być jego bliźniakiem? Apokryfy błędnie snują różne domysły. W Acta Thomae czy w homiliach Pseudo-Klemensa mniema się, jakoby był bliźniakiem Eliezera, Lizii itd. W apokryficznej korespondencji Chrystusa z królem Abgarem nazwany został Judaszem-Tomaszem. W literaturze gnostycznej Tomasz uznawany jest za bliźniaczego brata Jezusa, który po swoim zmartwychwstaniu miał przekazać Didymosowi tajemną wiedzę. Tak naprawdę nie jest jasne, dlaczego otrzymał ten przydomek. Nie będziemy więc dywagowali. My nie chcemy iść – 14 –
drogą divagatio. Chcemy podążać drogą meditatio, czyli pozwolić, aby słowo Boga tłumaczyło nam zamysł Boga. Nie chcemy drążyć w samych danych historycznych, których zresztą nie ma, na temat przydomka Tomasza. Nas interesuje teologia faktów. Skoro Jan, który najwięcej rozpisuje się na temat Tomasza, trzykrotnie podkreśla, że Tomasz ma przydomek Didymos, znaczy to, że chce, abyśmy ten fakt zauważyli i zapamiętali. Dlaczego Jan mówi do nas: „Pamiętajcie: Tomasz to Didymos, to Bliźniak”? Słowo „Bliźniak” w osobistej meditatio zaprowadziło mnie do spotkania z prawdą, która zachwyca i prowadzi do adoracji: wszyscy jesteśmy „Tomaszami”! Wszyscy jesteśmy „Didymosami” – „Bliźniakami”. Czy możemy tak mówić o sobie? Tak, ponieważ w Jezusie wszyscy jesteśmy do siebie bliźniaczo podobni. Nie co do ciała, oczywiście. Podobieństwo jest o wiele głębsze i jest owocem cudownego aktu Ojca. Otóż Tomasz „Bliźniak” przypomina nam o najświętszym podobieństwie, które nosimy w sobie. To podobieństwo nie zewnętrzne, ale wewnętrzne – podobieństwo co do natury. Tak, co do natury! Podobni do Syna Bóg Ojciec, stwarzając Tomasza i nas, każdego uczynił uczestnikiem tego, co w Nim najbardziej osobiste. Stwarzał nas „Twarzą w twarz” – do każdego wypowiedział bardzo osobiste Słowo. Stworzył nas na obraz swojego Syna – 15 –
(św. Grzegorz z Nazjanzu). Mówiąc obrazowo: gdy Ojciec wyprowadzał kształty naszego istnienia, zwrócony był cały ku Synowi, który jest w Jego łonie (por. J 1, 18). Kształtował nasze wewnętrze piękno, wpatrując się w Syna4. Nosimy w sobie tajemnicę podobieństwa do Syna. I ja, i Tomasz. Wszyscy! Ojciec uczynił nas podobnymi do Syna i bliźniakami między sobą. Tak, możemy powiedzieć, że w Jezusie – ponieważ jesteśmy podobni do Niego – wszyscy jesteśmy bliźniakami. Oczywiście, Jezus nie jest naszym bliźniakiem. On jest jedynym Synem Ojca. Jednorodzonym. Ojciec natomiast, stwarzając nas, sprawił, że jesteśmy podobni do Syna, a więc bliźniaczo podobni do siebie w tym, co najistotniejsze: wszyscy jesteśmy Jezusowi! Razem z Tomaszem nosimy w sobie to najświętsze podobieństwo. Nosimy je od założenia świata, zanim jeszcze znaleźliśmy się pod sercem swojej mamy, ponieważ przez całą wieczność należymy do Boga. Ojciec wybrał nas w swoim Synu jeszcze przed założeniem świata (por. Ef 1, 4). Wybrał nas w Synu dla siebie (eklegomai), a Syn w swojej odwiecznej miłości podzielił się z nami swoją tożsamością. Ojcowie Kościoła powtarzali: On jest Logos (Słowo), a my jesteśmy logikoi – na obraz Logosu. Jesteśmy logikoi, to znaczy, że w każdej komórce naszego istnienia nosimy niezatarty znak Jego boskiego piękna i zdolność Por. M.I. Rupnik, Jak znaleźć swoje miejsce w życiu?, tłum. P. Mikulska, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2008, s. 18, 19, 34. 4
– 16 –
do głębokiej komunii z Logosem-Chrystusem. Jesteśmy logikoi, a to oznacza także: obdarzeni przez Ojca zdolnością do intymnej komunii z Synem. Ilekroć wsłuchujemy się w Jezusa, który jest Słowem Ojca par excellance, tylekroć objawia się i wzrasta nasze podobieństwo do Boga: Ojca, Syna i Ducha, którzy są wsłuchani w siebie5. Tak, wzrasta nasze podobieństwo do Boga, gdyż nie jest ono czymś statycznym, ale dynamicznym. Podobieństwo do Syna jest nie tylko darem od Ojca, ale również naszym najświętszym powołaniem. Każde ludzkie powołanie zmierza w swej istocie do tego jednego: kimkolwiek jesteśmy na tej ziemi – ojcem, matką, księdzem, osobą konsekrowaną, samotną – naszym powołaniem jest stawać się takim, jakim nas Ojciec zamierzył: podobnymi do Jego Syna. Im bardziej się w Niego wsłuchujemy i pozwalamy kształtować przez Jego słowo, tym bardziej Jezus Chrystus, Syn Ojca, może nas upodabniać do siebie. Dzieje się wówczas coś niezwykłego: Ojciec sprawia, że energia Ducha przenika nas od wewnątrz i upodabnia do Syna na obraz, według którego nas stworzył6. Niezwykła synergia – współdziałanie Bożej i ludzkiej energii. Tak dzieje się od momentu chrztu świętego. Od chrztu rozbrzmiewa w nas bosko-ludzki dialog, niebiański i ziemski (św. Grzegorz z Nazjanzu). Kiedy słyszę w Ewangelii głos Ojca z nieba: „Tyś jest mój Syn umiłowany (agapetos), w Tobie mam upodobanie Por. T. Szpidlik, Czy znasz Ojca?, tłum. ks. A. Duda CR, Wydawnictwo Zmartwychwstańców Alleluja, Kraków 1999, s. 70. 6 Por. M.I. Rupnik, Jak znaleźć…, s. 35. 5
– 17 –
(eudokesa)” (Mk 1, 11), oczami wyobraźni widzę szczęśliwe, cieszące się oczy Ojca, który wpatruje się w Syna, ale także w Tomasza i we mnie, w każdego z nas z osobna. W swoim Synu wybrał nas, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem (por. Ef 1, 4). Ojciec wyznaje, że każdy z nas jest umiłowany, ulubiony, ukochany, godny miłości. Ma upodobanie w nas, cieszy się nami! Oto sama istota podobieństwa. Istota podobieństwa jest w miłości! Istotą Bożej natury jest miłość (św. Grzegorz z Nyssy), a Ojciec uczynił nas uczestnikami tego, co w Nim najbardziej osobiste – Miłości!7 Uczestniczymy w Jego miłości. „Jezus dzieli się z nami swoją tożsamością i mówi nam, że jesteśmy umiłowanymi synami i córkami Boga”8. To umiłowanie, powtórzmy, poprzedza nasze narodziny! To jest fundamentalna prawda o naszej tożsamości. Ojciec jeszcze przed przyjściem na świat swojego Syna wyznał każdemu z nas: „Ukochałem cię odwieczną miłością” (Jr 31, 3). Każdy został wybrany w Synu do tej miłości, każdy jest umiłowany. O, jak bardzo jestem wdzięczny Janowi, że przez Tomasza przypomniał mi, kim jestem w stwórczym zamiarze Ojca. Jego miłość uczyniła nas bliźniakami. Codzienne przebywanie z Jezusem przypominało o tym Tomaszowi, a Tomasz przypomina mi osobiście. Potrzebowałem wielu lat czytania stronic o Tomaszu Bliźniaku, aby wreszcie wniknąć w tę prawdę i nią się zaPor. tamże, s. 18. H.J. Nouwen, Odnaleźć drogę do domu. Ścieżki życia i Ducha, tłum. K. Stankiewicz, Wydawnictwo Salwator, Kraków 2004, s. 86. 7 8
– 18 –
SPIS TREŚCI
OD AUTORA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 ROZDZIAŁ I
WSZYSCY JESTEŚMY TOMASZAMI. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
Bliźniak. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Podobni do Syna. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Syn upodobnił się do nas. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Zranione podobieństwo. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Tak do nas podobny, a nierozpoznany . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Wziął na siebie nasze grzechy i rany. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Oto Bóg-człowiek zraniony!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 33 Modlitwa do Jezusa w ranach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 ROZDZIAŁ II
WIARA I DOTYKANIE BOGA . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37
Nieodparte pragnienie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37 Dotyk potrzebuje wiary. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 40 Dotyk w Ewangeliach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Dotyk, który podnosi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 Dotyk i bliskość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 46 Dotyk i czułość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 50 Dotykanie z wiarą. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 53 Dotyk, który leczy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 57 Dotyk, który nie zatrzymuje Osoby dla siebie. . . . . . . . . . . . . . . 60
– 173 –
ROZDZIAŁ III
DOTYKANIE OBECNEGO. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65
Wieczorna modlitwa niedowiarka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 65 Wspominanie Jezusa „z tamtych dni”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67 Co z obecnością Jezusa?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 69 Co z nieobecnością Tomasza?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73 Wiernie obecny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 76 Dotykanie tajemnicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 82 ROZDZIAŁ IV
DOTYKANIE „NIEOBECNEGO”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89
Symfonia w Ewangelii Jana. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 89 Jaka wiara, taki wzrok . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91 Życie blisko Tajemnicy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 95 Wiara widzi najdalej. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 97 Tomaszu, JA JESTEM!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 Lęk przed odejściem Jezusa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101 Tomasz pytający . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104 Jęk obolałej duszy. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 108 Patron konwertytów. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114 ROZDZIAŁ V
TĘSKNOTA ZA ZRANIONYM BOGIEM. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117
Przyszedł, gdy nie było Tomasza . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117 Tomaszu, przenikam i znam cię. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120 Radość braci i strapienie Tomasza. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 121 Tęskniący. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 Samotny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 128 Niewierzący?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 129 Spieranie się z wierzącymi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 133 Czas na dojrzewanie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 136
– 174 –
ROZDZIAŁ VI
DOTYKANIE ZRANIONEGO BOGA. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139
Dlaczego nie dotknął ran?. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 139 Spotkanie mimo drzwi zamkniętych. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142 „Mój… mój” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 145 Spotkanie z Jezusem w ranach. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 149 Wiara w Jezusa zranionego w Kościele. . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153 Błogosławieni, którzy wierzą w zranionego Boga. . . . . . . . . . 156 Tomasz do końca wierny. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 161 WPROWADZENIE DO MODLITWY SŁOWEM BOŻYM . . . . 163