Głos z pustyni

Page 1



GŁOS Z PUSTYNI Ho m i l i e Z CENTRUM FORMACJI DUCHOWEJ SALWATORIANÓW W KRAKOWIE Redakcja Piotr Szyrszeń SDS

Wydawnictwo SALWATOR Kraków


Tłumaczenie i korekta tekstów włoskich Danuta Piekarz Korekta Barbara Fijał Zofia Smęda Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 492/P/2012 Kraków, 5 września 2012

© 2012 Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-309-9

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com


Wstęp „Jam głos wołającego na pustyni” – tymi słowami Jan Chrzciciel odpowiada na natarczywe pytania o jego tożsamość stawiane mu przez przychodzących nad Jordan. Słowa proroka znad Jordanu można odnieść również do tożsamości rekolekcjonisty i domu rekolekcyjnego będącego przestrzenią odosobnienia i ciszy stworzoną dla spragnionych słuchania słowa Bożego. Dom rekolekcyjny, niekoniecznie ulokowany na pustyni, ma być miejscem odosobnienia służącego spotkaniu człowieka z Bogiem i sobą samym. „Na pustyni” domu rekolekcyjnego wypowiadane jest słowo rodzące się ze Słowa i prowadzące do Słowa. W tym sensie dom rekolekcyjny staje się uprzywilejowanym miejscem spotkania człowieka z Bogiem i Jego Słowem (w języku hebrajskim słowo używane na określenie pustyni, midbar, zawiera w sobie spółgłoski występujące w terminie dabar, oznaczające pełne mocy słowo Boga). W spotkaniu człowieka z Bogiem – według Bożej pedagogii – pośredniczy głos proroka, który przypomina, że idzie za nim Mocniejszy od niego. Głos prowadzącego rekolekcje ma prowadzić uczestników do osobistego spotkania ze Słowem. Powstałe w 1997 roku Centrum Formacji Duchowej (CFD) w Krakowie, położone w malowniczym i cichym rejonie Skał Twardowskiego, jest „miejscem pustyni”, w którym kładziemy akcent na formację do słuchania i modlitwy słowem Bożym. Służą temu organizowane ośmiodniowe rekolekcje lectio divina i ćwiczenia ignacjańskie oraz weekendowe szkoły formacji duchowej, przeżywane w pełnym milczeniu z indywidualnym towarzyszeniem duchowym. Atmosfera ciszy i modlitwy, trwająca tydzień lub znaczną część weekendu, sprzyja zażyłemu kontaktowi ze Słowem na modlitwie osobistej, a także słuchaniu go we wspólnocie Kościoła celebrującej liturgię słowa w czasie Eucharystii. Treściami spotkań dzielimy się z uczestnikami i nie tylko, udostępniając je w formie nagrań audio, jak również na łamach


6

Głos z pustyni – Homilie

kwartalnika „Zeszyty Formacji Duchowej” i w książkach wydawanych w serii „Biblioteka CFD”. Wychodząc naprzeciw uczestnikom spotkań, którzy zapragnęli wracać w codzienności do treści homilii wygłoszonych w naszym domu, zaczęliśmy znaczną ich część udostępniać na stronie internetowej CFD – www.cfd.sds.pl. W niniejszej książce publikujemy wybrane teksty tychże homilii, pochodzące z okresu 2005–20121. Zawarte tu teksty homilii można podzielić na trzy grupy. Pierwszą z nich stanowią homilie wygłoszone przez osoby prowadzące weekendowe spotkania formacyjne, szczególnie w ramach Szkoły Biblijnej, Szkoły Kierownictwa Duchowego i Szkoły Wiary. Wybraliśmy homilie biskupów i kapłanów pochodzących z Polski i z zagranicy, szczególnie z Włoch, ale również ze Słowenii czy Francji. Posługa duchowego towarzyszenia dużym grupom uczestników prowadzonych w CFD ośmiodniowych rekolekcji lectio divina i ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli byłaby niemożliwa bez pomocy wielu osób z różnych środowisk formacyjnych diecezjalnych i zakonnych, męskich i żeńskich, również osób świeckich. Drugą grupę tekstów stanowią wybrane homilie kapłanów diecezjalnych i zakonnych, wspierających nas w posłudze kierownictwa duchowego i głoszenia słowa, pochodzących z archidiecezji gnieźnieńskiej, krakowskiej, warszawskiej i wrocławskiej, z diecezji radomskiej i warszawsko-praskiej oraz należących do wspólnot życia konsekrowanego, takich jak: jezuici, misjonarze św. Wincentego à Paulo, pallotyni, saletyni i salwatorianie. Zbiór wydawany z okazji 15-lecia działalności CFD salwatorianów zawiera również kilka homilii wygłoszonych przez duszpasterzy aktualnie posługujących w naszym domu. Znaczna część publikowanych tu homilii została nagrana w czasie liturgii. Po spisaniu i niezbędnych poprawkach, z zachowaniem stylu języka mówionego, teksty zostały udostępnione na stronie internetowej. W tym miejscu chcemy podziękować osobom, które ofiarowały swój cenny czas, spisując tekst z nagrań. Dzięki zaangażowaniu tych dobroczyńców homilie

1 Niektóre teksty homilii były wcześniej drukowane w „Zeszytach Formacji Duchowej”, zob. np. R. Cantalamessa OFMCap., Życie w mocy Ducha, nr 32/2006, s. 101–119; oraz A. Cencini FdCC, Kryteria rozeznawania powołania, nr 40/2008, s. 74–81. Katechezy o Eucharystii wygłoszone przez kaznodzieję papieskiego w czasie Dni Duchowości Biblijnej w 2005 r. zawarte w niniejszej książce są przedrukiem numeru 32 ZFD.


7

Wstęp

te dotrą teraz, jak ufamy, do szerszego kręgu Czytelników w formie publikacji książkowej. Dziękujemy Bogu za wszystkich głosicieli słowa, którzy w czasie istnienia CFD w Krakowie służyli swoimi charyzmatami i darami osobom przybywającym do naszego domu pustyni i słowa. Bóg zapłać również za tych, których homilii z racji ograniczonego miejsca nie możemy tu opublikować, i tych, dzięki których głosowi słowo mogło dotknąć serc słuchaczy i tylko w tych sercach zostać „wydrukowane”. Niech niniejsza książka będzie wdzięcznym prezentem nas, salwatorianów i salwatorianek posługujących w krakowskim CFD, dla wszystkich, którzy kiedykolwiek korzystali lub skorzystają z naszego ośrodka formacyjnego. Ufamy, że czerpać z niej będą i osoby duchowne, i świeckie. Oby ta książka, która jest głosem z pustyni, przybliżyła wszystkich jej Czytelników do Słowa, które z miłości do nas za sprawą Ducha Świętego stało się ciałem. Niech w nas wszystkich brzmią słowa zachęty biskupa Hippony, św. Augustyna: „Jan jest głosem, ale «na początku było Słowo», czyli Pan. Jan był głosem tylko do czasu, Chrystus jest Słowem odwiecznym. (…) Czyż ten dźwięk niosący słowo nie przypomina ci sam przez się, że «potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał»? (…) Trzymajmy się słowa, nie dajmy, aby się ono zagubiło, gdy już poczęło się w tajnikach naszego serca”. Piotr Szyrszeń SDS



Raniero Cantalamessa OFM Cap. kapucyn, kaznodzieja Domu Papieskiego

Katecheza pierwsza o Eucharystii homilia – piątek 28. tygodnia zwykłego, 14 października 2005 r. Dni Duchowości Biblijnej: „Życie w mocy Ducha”, 14–16 października 2005 r. Rz 4, 1-8; Ps 32, 1-2.5.11; Łk 12, 1-7

Tematem homilii są najczęściej czytania mszalne, lecz czasem jest dobrze, żeby dotyczyła ona nie tyle ruchomych części Mszy, ile tych stałych, czyli żeby pomogła nam zrozumieć misterium, które celebrujemy. Chciałbym nawiązać do tych momentów, które przeżywamy we Mszy św., abyśmy mogli trochę głębiej zrozumieć, na ile to możliwe, tajemnicę Eucharystii. W starożytności nazywano to katechezą mistagogiczną, to znaczy katechezą, która miała za przedmiot wielkie tajemnice wiary i która była głoszona nie przed chrztem, ale po chrzcie. Głosił ją biskup, wyjaśniając zagadnienia chrztu, Eucharystii, modlitwy „Ojcze nasz”. Katecheza mistagogiczna, to znaczy katecheza, która pomaga wejść w głębię tajemnicy. Niedługo zakończymy Rok Eucharystii. W Rzymie zgromadzili się biskupi, aby omawiać, pogłębiać rozumienie znaczenia Eucharystii dzisiaj. Jest więc rzeczą piękną, że my także zgromadziliśmy się, podejmując ten sam wysiłek Kościoła. O Eucharystii bowiem nigdy się nie wie dostatecznie dużo. To jest tajemnica głęboka jak otchłań. Jednym z celów, jakie miał Jan Paweł II, kiedy ogłaszał ten Rok Eucharystii, było rozbudzenie wśród chrześcijan zdumienia Eucharystią. I myślę, że miał głęboką rację, bo największym ryzykiem, na jakie jest narażona Eucharystia, nie są nawet przypadki profanacji, jakie od czasu do czasu się zdarzają, ale oziębłość, obojętność i przyzwyczajenie ze strony chrześcijan, a także traktowanie Eucharystii jako czegoś oczywistego, co się nam należy. Zatem rozbudzenie tej zdolności


10

Raniero Cantalamessa OFM Cap.

zdumiewania się tą tajemnicą za każdym razem, gdy ją przeżywamy, jest naprawdę czymś pilnym, koniecznym w Kościele. Oczywiście, to zdumienie wobec Eucharystii nie jest celem samym w sobie, ale musi służyć wprowadzeniu nas w głębsze jej rozumienie. I my chcemy uczynić to właśnie podczas tych trzech spotkań w czasie codziennych Mszy św. Droga, którą będziemy podążać, jest bardzo prosta. Postaramy się zrozumieć, co robimy tutaj, sprawując Eucharystię. Msza składa się z trzech fundamentalnych momentów: liturgii słowa, liturgii eucharystycznej z konsekracją i Komunii. Dziś staramy się zgłębić pierwszą część. Czym jest liturgia słowa i jaki jest jej sens podczas Mszy? Przede wszystkim, jak zrodziła się ta część Mszy? Dzieje Apostolskie, gdy opisują pierwszą wspólnotę chrześcijańską, mówią nam, że ta pierwotna wspólnota chodziła do świątyni jerozolimskiej, aby uczestniczyć w modlitwach, ale później chrześcijanie spotykali się w swych domach na łamanie Chleba. To bardzo krótkie zdanie ukazuje wiele rzeczy. Mówi ono, że na początku chrześcijanie nadal chodzili do świątyni czy synagogi i tam słuchali czytań ze Starego Testamentu, odmawiali psalmy, uczestniczyli w modlitwach... ale nie mogli sprawować łamania Chleba z innymi żydami! Dlatego po tym obrzędzie w synagodze czy w świątyni gromadzili się w swoich domach i tam dokonywali obrzędu, który ustanowił Jezus, to znaczy łamania Chleba, Eucharystii. Tak więc na początku chrześcijanie sprawowali liturgię słowa w synagodze, a liturgię eucharystyczną w swoich domach. Ale stopniowo zauważyli, że nie mogą już uczestniczyć w nabożeństwach synagogalnych z innymi żydami, gdyż zaczęto ich wyodrębniać jako uczniów Jezusa, ale przede wszystkim dlatego, że czytania, których słuchali, nabrały dla nich, jako chrześcijan, nowego znaczenia: mówiły o Chrystusie. I tak w krótkim czasie przestali chodzić do synagogi. Odmawiali psalmy, sprawowali liturgię słowa przed łamaniem Chleba w swoich domach. W ten sposób ukształtował się pierwszy zalążek Mszy: liturgia słowa i łamanie Chleba. Tak więc liturgia słowa narodziła się z tradycji Starego Testamentu, ale została schrystianizowana. Już Justyn, męczennik z II wieku, mówi nam, że chrześcijanie podczas Mszy nie czytali tylko fragmentów Starego Testamentu, ale czytali także to, co on nazywa wspomnieniami apostołów, czyli Ewangelie, listy św. Pawła. To znaczy, że liturgia słowa została ubogacona, już nie jest to tylko Stary Testament, ale i Nowy. I widzimy, że także dzisiaj najpierw słyszymy czytanie ze Starego Testamentu, potem z listów apostołów, a na końcu jest Ewangelia.


Amedeo Cencini FdCC kanosjanin, ceniony formator włoski

Słowo, które wprowadza w kryzys i przez niego przeprowadza homilia – piątek 31. tygodnia zwykłego, 5 listopada 2010 r. Szkoła Kierownictwa Duchowego: „Życie w rytmie słowa”, 5–7 listopada 2010 r. Flp 3, 17 – 4,1; Ps 122, 1-2.4-5; Łk 16, 1-8

Kochani Bracia i Siostry! Bardzo cieszę się, że mogę rozpocząć to spotkanie z Wami od celebracji eucharystycznej. Nasze spotkanie formacyjne dotyczy tematu słowa – słowa z dnia. Tak więc nie ma nic bardziej logicznego niż to, by rozpocząć je właśnie od słowa, które Pan dziś dla nas przygotował. W dzisiejszych czytaniach pojawia się temat dość łatwy do zidentyfikowania. Jest to temat naśladowania. We fragmencie z Listu do Filipian św. Paweł przedstawia siebie jako tego, który ma być naśladowany. W Ewangelii natomiast Jezus proponuje nam – co może być zaskakujące czy dziwne – naśladowanie postaci, która jest nieuczciwa. Spróbujmy w refleksji zestawić razem te dwie rzeczywistości. W Liście do Filipian św. Paweł przedstawia siebie jako osobę, którą trzeba naśladować. Zauważmy, że Paweł ma odwagę, żeby to powiedzieć. Jako głosiciel Ewangelii, jako apostoł Chrystusa czuje, że może powiedzieć: „Stańcie się wszyscy moimi naśladowcami… Zachowujcie się według wzoru, jaki macie w nas…”. Chciałoby się zapytać, kto z nas kiedyś lub obecnie tak się przedstawił wobec tych, którym głosił Ewangelię? Nikt?! Czy nikt z nas nie ma odwagi, by powiedzieć: „Stańcie się moimi naśladowcami!”. Dlaczego? Czy taka deklaracja miałaby być aktem pychy? Nie sądzę. Przecież to powinno być normalne. Przecież Ewangelię możemy głosić tylko wówczas, kiedy całe nasze życie jest naśladowaniem Ewangelii. Życie, które jest naśladowa-


26

Amedeo Cencini FdCC

niem Ewangelii, czyni naszą osobę możliwą do zaproponowania jako godną naśladowania. Winniśmy więc mieć odwagę wypowiedzenia tych samych słów, które napisał do Filipian św. Paweł. Winniśmy mieć odwagę przedstawienia siebie jako osoby, która ma być naśladowana. Kiedy apostoł, głosiciel Ewangelii, może w ten sposób zaproponować siebie? Przede wszystkim wówczas, gdy ma odwagę mówić, gdy ma odwagę głosić Ewangelię, kiedy jego życie jest spójne z tym, co głosi; czyli, kiedy czyni to, co mówi. Głosiciel Ewangelii może zaproponować siebie jako godnego naśladowania dzięki temu, czym jest naprawdę w głębi siebie; głosiciel Ewangelii może zaproponować naśladowanie siebie nie tylko dlatego, że na zewnątrz zachowuje się zgodnie ze stylem ewangelicznym, ale dlatego, że jego uczucia i pragnienia, jego projekty i kryteria wyboru, jego umysł i serce, jego wola i wrażliwość, jednym słowem – całe wnętrze stało się według serca Chrystusa. Potwierdza to współczesna, nowoczesna pedagogia, według której mistrz czy wychowawca jest skuteczny w swoich działaniach wychowawczych przede wszystkim przez to, co mówi – dzięki odwadze, by to coś powiedzieć. Jego działanie wychowawcze jest skuteczniejsze przez to, co czyni – czyli w takiej mierze, w jakiej jego życie potwierdza to, czego naucza. Wychowawca jest skuteczny nade wszystko w swej posłudze głosiciela, jeśli całe jego wnętrze, to, czym sam jest, to co kocha, to czego pragnie, jednym słowem – jeśli wszystko wewnątrz niego jest zgodne z tym, co głosi na zewnątrz. Oto dlaczego my wszyscy, którzy jesteśmy głosicielami Ewangelii, winniśmy mieć tę odwagę, by powiedzieć: „Stańcie się wszyscy moimi naśladowcami”. Jeśli nie mamy odwagi, by to powiedzieć, albo jeśli w sumieniu czujemy, że nie możemy tego powiedzieć, wówczas nasze głoszenie Ewangelii jest nieskuteczne i – chciałoby się dodać – fałszywe. Nie jest ono bowiem potwierdzone przez nasze życie, a my jesteśmy fałszywymi głosicielami Ewangelii. Jezus ukazuje nam jako godnego naśladowania zarządcę, który w samej Ewangelii jest nazwany nieuczciwym. A jednak Jezus stawia tego człowieka jako przykład. Bohater Jezusowej przypowieści przeżywa kryzys i wskazuje nam, jak zachowywać się w sytuacji kryzysu. Wszyscy przeżywamy wcześniej czy później jakieś sytuacje kryzysowe. Czy jest ktoś, kto nigdy nie doświadczył kryzysu? Są też tacy, którzy zawsze noszą w sobie kryzys! Co to znaczy, że od czasu do czasu przeżywa się kryzys? Kryzys sprzyja zdrowiu zarówno psychicznemu, jak i duchowemu. Trzeba jednak zobaczyć, jak przez niego przechodzimy. Jest wiele osób w Kościele – wierzący, bracia i siostry, księża i osoby konsekrowane – które mają dziwną relację z kryzysem. Boją się kryzysów tak bardzo, że nigdy nie mają odwagi, by przeżyć


ks. Waldemar Chrostowski kapłan archidiecezji warszawskiej, biblista

Głupi, którzy z piękna świata nie poznali Stwórcy homilia – piątek 32. tygodnia zwykłego, 11 listopada 2011 r. Dni Duchowości Biblijnej: „Twoje słowo daje mi życie”, 10–13 listopada 2011 r. Mdr 13, 1-9; Ps 19, 2-3.4-5ab; Łk 17, 26-37

Istnieją trzy zasadnicze sposoby naszej refleksji nad słowem Bożym, które odczytujemy, którego słuchamy i które dociera do nas podczas Eucharystii. Pierwszy polega na tym, że zwracamy uwagę na pierwsze czytanie, najczęściej wyjęte ze Starego Testamentu, i ono nas kieruje ku Ewangelii. To, co było przedtem – rzeczywistość zbawcza Starego Testamentu – stanowi swoisty drogowskaz ku Chrystusowi. Drugi sposób czytania ma miejsce wtedy, gdy ogniskujemy naszą uwagę na Ewangelii i oglądamy się niejako wstecz, czyli na rzeczywistość, która Ewangelię poprzedziła i znalazła wyraz na kartach Starego Testamentu, a więc również w tym czytaniu, które w danym dniu wcześniej do nas dociera. Dokonujemy wówczas swoistej retrospekcji i próbujemy rozpoznać tę drogę, która prowadziła do Ewangelii. Wreszcie, trzeci sposób refleksji polega na tym, że mając w pamięci oba czytania, ogniskujemy naszą uwagę tylko na jednym z nich: czy to na fragmencie wyjętym ze Starego Testamentu, czy to na fragmencie Ewangelii. Pamiętamy oczywiście o tym, co było potem albo przedtem, ale skupiamy się na jednym czytaniu biblijnym. Spróbujmy dzisiaj postąpić według tego trzeciego sposobu, bo treść odczytanego fragmentu, wyjętego z Księgi Mądrości, jest wyjątkowo dosadna i mocna, otwiera przed nami horyzonty i perspektywy, które tak czy inaczej ku Ewangelii prowadzą. W tych dniach czytamy starotestamentalną Księgę Mądrości. Powstała ona w II wieku przed Chrystusem. Została napisana w języku greckim, naj-


36

ks. Waldemar Chrostowski

prawdopodobniej w Aleksandrii, w Egipcie. Łączy ze sobą dwie mądrości, dwa sposoby postrzegania świata, siebie samego i Boga, a mianowicie – mądrość, która pochodzi i płynie z wiary w Boga jedynego, czyli z wiary biblijnego Izraela, jak również mądrość ludzką, która płynie z filozofii rozumianej jako umiłowanie mądrości. Księga Mądrości łączy obie te perspektywy i chce nam powiedzieć, że do tego, co Boże, możemy, a nawet powinniśmy dojść ludzkimi siłami. Język Księgi Mądrości jest dosadny. Dziś, gdyby przyszło pisać taką księgę, albo gdyby ją pisał ktoś w Kościele, nie użyłby tak dosadnego słownictwa. Słownictwo Księgi Mądrości jest mocne, a dzisiaj odchodzi się od mocnych słów. Dzisiaj wszystkim próbuje się mówić to, czego lubią słuchać. Wszystkim wszystko próbuje się mówić w słowach okrągłych, aby nikogo nie urazić. A skoro tak, to panuje ogólne zamieszanie, zaś od zamieszania niedaleka już droga do błędu. Autor Księgi Mądrości mówi: „Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga…”. Nazywa sprawy po imieniu. Przypominamy sobie, że niedawno czytana była przypowieść o pannach: zawsze w przekładach polskich było „mądrych i głupich”, ale w najnowszych przekładach tych określeń nie spotkamy, słyszymy natomiast o pannach „rozsądnych i nieroztropnych” albo „roztropnych i nierozsądnych”. Oczywiście, powiedzieć: „mądre i głupie” jest dosadniejsze, mocniejsze, ale pod wieloma względami również prawdziwsze, nawet, a może właśnie dlatego, że sprawia jakiś kłopot, że zmusza do myślenia, że powoduje swoistą autorefleksję, a nawet wywołuje spór. „A czy warto tu toczyć spór?” – ktoś zapyta. Tak! Wszak chodzi o to, co w życiu najważniejsze, chodzi o Boga, o to, czy Bóg istnieje i czy można dojść do poznania Go własnym rozumem. Czy można dojść to poznania Boga, patrząc na świat, obserwując rzeczy tego świata. Sprawa więc nie jest błaha. Chodzi o moralną, etyczną, a także religijną ocenę zjawiska ateizmu. W starożytności było to zjawisko bardzo rzadkie. Ale, jak za moment zobaczymy, przyglądając się temu tekstowi, to także i dzisiaj wygląda na to, że ludzi absolutnie niewierzących prawie nie ma, dlatego że wiara w jedynego Boga zostaje zastąpiona swoistymi substytutami, parodiami wiary religijnej; zostaje zastąpiona pseudoreligią. Ateizm jest czymś bardzo rzadkim. Na antypodach wiary nie ma niewiary, lecz najczęściej jest przesąd i zabobon. Właśnie przeciwko przesądom i zabobonom wypowiada się autor Księgi Mądrości. W starożytności były to starożytne przesądy i zabobony, w naszych czasach są to przesądy i zabobony nowoczesne „z komputerem i internetem”. Posłuchajmy więc, co mówi nam autor Księgi Mądrości. „Głupi już z natury są wszyscy ludzie, którzy nie poznali Boga…”. Chodzi o poznanie Boga,


abp Bruno Forte metropolita Chieti-Vasto (Włochy)

Niewierność umiłowanego i wierność Miłującego. Cud nowego początku homilia – piątek 3. tygodnia zwykłego, 29 stycznia 2010 r. Rekolekcje dla kapłanów: „Podążając za Tobą…”, 29–31 stycznia 2010 r. 2 Sm 11, 1-4a.5-10a.13-17.27c; Ps 51(50), 3-4.5-6ab.6cd-7.10-11; Mk 4, 26-34

Drodzy współbracia! To dla mnie wielka radość i zaszczyt, że mogę być z wami tutaj. Naszym wspólnym pragnieniem jest poznawać coraz bardziej Zbawiciela, miłować Go jeszcze bardziej, naśladując Go jeszcze lepiej. Przepraszam, że nie mówię w waszym pięknym języku polskim. Liczę na cud Pięćdziesiątnicy i na waszą miłosierną cierpliwość [pierwszy akapit homilii abp B. Forte wypowiedział w języku polskim – przyp. red.]. Moi najdrożsi kapłani! Bracia w radości podążania za Panem Jezusem! Słowo Boże, które dopiero co usłyszeliśmy w lectio continua Pism, jakie daje nam liturgia, to list Boga, który dziś, właśnie dziś, jest do nas wysłany. Ten list przedstawia nam pewien dyptyk, dwie tablice: na pierwszej jest zapisana tajemnica naszej wolności i dramat zła, na drugiej natomiast – tajemnica wierności Boga i niespodzianka Jego miłości. Niejako na połączeniu tych dwóch tablic słyszymy Psalm 51(50), który łączy doświadczenie grzechu z doświadczeniem nieskończonego miłosierdzia. Podejdźmy do pierwszej tablicy. Jest to historia grzechu Dawida. Dawid – dodi – to „umiłowany”. W księdze Pieśni nad Pieśniami „mój umiłowany”, zawiera ten asonans z imieniem Dawida. Dawid jest umiłowany przez Pana, wybrany przez Boga. Bóg kocha Dawida tak bardzo, że według tradycji rabinicznej, kiedy Dawid idzie spać i zawiesza harfę obok swojego łóżka, Bóg posyła wiatr z północy, aby poruszał jej struny. Kiedy Dawid się budzi, przypomina sobie o Umiłowanym i zaczyna śpiewać swoją pieśń miłości,


62

abp Bruno Forte

psalmy. Taki jest Dawid. Zakochany w Bogu, wybrany przez Boga. Ktoś, kto doświadczył miłości Boga. Jeden z nas. My również poznaliśmy miłość Boga, zostaliśmy powołani, wybrani, posłani. Także dla nas Pan posyła wiatr północny, aby zagrały struny naszej cytry, aby przypomnieć nam o naszej pierwszej miłości. Jaki jest Dawid, skoro odrzucił miłość Boga i zapomniał o Nim? Jak to się stało? Wyjaśnienie znajdujemy w opowiadaniu z Drugiej Księgi Samuela. Jego ludzie walczą za jego lud, Dawid tymczasem pozostał w pałacu i odpoczywa. On już ostygł w zapale, stracił entuzjazm miłości dawnych czasów. To już nie jest ten młody Dawid, który w entuzjazmie swojej młodości idzie walczyć z Goliatem. Teraz to Dawid, który zasiadł na tronie i się rozleniwił. W atmosferze letniości pojawia się pokusa: jedno spojrzenie, jeden obraz, bardzo piękna kobieta, którą widzi z okna (dziś można ją zobaczyć przez okno internetu). Ten obraz wchodzi w serce i zaczyna pracować w nim, który stracił już swój dawny entuzjazm. Dawid zaczyna mieć upodobanie w tym obrazie. Zaczyna w nim dojrzewać pragnienie, chorobliwe pragnienie, by posiąść tę kobietę. Myśli: „Któż się o tym dowie? Któż mnie widzi? Jestem sam. Mogę zrobić to, co chcę”. Dawid popełnia grzech. Sprowadza do siebie Batszebę. Staje się niewierny. On, umiłowany, staje się zdrajcą. On, wybrany, staje się tym, który zapomniał o miłości Boga. Oto tajemnica i dramat wolności. Oto, co może stać się komuś spośród nas, mimo że jesteśmy wybrani przez Boga i posłani przez Niego. Także w nas może wejść upór serca, także my możemy zapomnieć o danej nam miłości i zasiąść na małym tronie naszych pewników, już nie myśleć o Nim i pozwolić, by zło dostało się do naszego serca, by dokonała się zdrada, już bez hamulców, coraz większa, aż po zabicie Uriasza. To jest dramat zła, którego wszyscy musimy się wystrzegać, bo nikt z nas, nawet biskup, nie jest strzeżony przed złem. To jest dar naszej wolności i dramat naszej wolności. To my musimy podjąć nasz wybór. Rekolekcje rozpoczynają się od drogi oczyszczenia, na której trzeba sobie uświadomić zło, które jest w nas. Uświadomić sobie to, co jest, bądź co mogłoby być naszą kruchością, naszą potrzebą powrotu do dawnej miłości, do radości tego pierwszego spotkania, które naznaczyło na zawsze nasze życie; do tej godziny łaski, w której zyskaliśmy przebaczenie, w której zostaliśmy umiłowani, wybrani na zawsze. I oto Dawid dzięki słowom Natana uświadamia sobie, że to on jest wilkiem, który pożera jagnię. Odkrywa, że to on jest człowiekiem potężnym, który dokonuje gwałtu na biedaku, że to on jest wybranym, który zdradził swojego Boga. Psalm 51(50) to śpiew tej miłości


Innocenzo Gargano OSB Cam. kameduła, patrysta, promotor lectio divina we współczesnym Kościele

Nie ma czasu do stracenia na sprawy marginalne homilia – piątek 32. tygodnia zwykłego, 12 listopada 2010 r. Dni Duchowości Biblijnej: „Ojcowie Kościoła uczą nas czytać Biblię”, 12–14 listopada 2010 r. 2 J 1, 4-9; Ps 119, 1-2.10-11.17-18 ; Łk 17, 26-37

Nie możecie sobie wyobrazić emocji, jakich doznaję tego wieczoru. Czuję radość, że mogę zbliżyć się do ludzi w ojczyźnie Jana Pawła II. Proszę go, by wypraszał mi siłę, abym mógł mówić do Was w tych dniach. Wiecie, jak bardzo był on kochany również przez Włochów. Słowo Ewangelii, które Kościół proponuje nam dzisiaj, to odpowiedź na pytanie, które wszyscy po trochu sobie stawiamy. Wszyscy możemy odnaleźć się w tych faryzeuszach, którzy zadali Jezusowi pytanie: Kiedy nadejdzie królestwo Boże? Tyle pokoleń zadawało sobie pytania, kiedy i jak przyjdzie królestwo Boże oraz po czym – dzięki jakim znakom – rozpoznamy, że ono nadchodzi. Historia Kościoła, zwłaszcza historia ostatniego wieku, jest pełna wizji, słów i rozmów z Matką Bożą… Człowiek wierzący chce wiedzieć, widzieć, dotknąć. My również tacy jesteśmy. Chcielibyśmy zobaczyć na własne oczy i dotknąć naszymi rękoma. Chcielibyśmy usłyszeć słowa Jezusa, Matki Bożej czy świętych. Odpowiadając nam za pośrednictwem Ewangelii św. Łukasza, Jezus oddramatyzowuje te pełne niepokoju oczekiwania. Pierwsze stwierdzenie, jakie przekazuje nam św. Łukasz Ewangelista, to słowa, że królestwo Boże nie przychodzi po to, by przyciągać naszą uwagę. Nie chce odpowiadać na pokusę łatwego szukania cudów. Odpowiedź Jezusa jest dużo bardziej angażująca. Odpowiedź Jezusa wzywa do wejścia w głąb. Jezus zdaje się mówić: „Nie oczekujcie na fakty niezwykłe, na nadzwyczajne sprawy! Popatrzcie raczej w głębię waszego serca i spróbujcie się zastanowić, czy w waszym sercu jest miejsce dla królestwa Bożego!”. Jeśli bowiem nasze


72

Innocenzo Gargano OSB Cam.

serce jest miejscem, w którym jesteśmy całkowicie do Jego dyspozycji, to taka dyspozycyjność serca oznacza naszą gotowość na przyjście królestwa Bożego. Ewangelista Łukasz jest bardzo precyzyjny: „Nie wierzcie tym, którzy mówią: «Widziałem królestwo Boże tam na górze, widziałem je na brzegu jeziora, widziałem królestwo Boże tam, na niebie!». Nie dawajcie im posłuchu!”. A potem pojawia się wezwanie: „Zostawcie tak zwaną religię! Zaufajcie raczej wierze, ponieważ królestwo Boże jest wewnątrz was!”. To słowo „wewnątrz” nie zawsze jest dobrze przetłumaczone w językach nowożytnych. Egzegeci dyskutują, jakim słowem należałoby je oddać: „między wami”, „pośród was” czy też „w waszym towarzystwie”? Odpowiedzi, jakich udzielają egzegeci, jest wiele. Ojcowie Kościoła natomiast zawsze kładli nacisk na wnętrze. Królestwo Boże objawia się stopniowo. Królestwo Boże objawia się w miarę jak czynimy mu miejsce w naszym wnętrzu. Musimy zaufać Królestwu Bożemu. Bo w każdym razie światło rozbłyśnie w ciemnościach, a ciemności, jakkolwiek gęste by się zdawały, nigdy nie zwyciężą światła. Ojcowie Kościoła radzą nam, byśmy przygotowali się na przyjęcie światła z sercem prostym, dyspozycyjnym i przejrzystym. To jest pierwsza część wypowiedzi. Druga część odpowiedzi Jezusa może się wydawać bardziej dramatyczna. Jest to odpowiedź, która odsuwa na bok wszelkie nasze kalkulacje i wszystkie wypracowywane przez nas projekty, wszystkie nasze pretensje i oczekiwania, że to my zbudujemy królestwo Boże. Królestwo Boże jest czymś, co do nas przychodzi. Przychodzi do nas w ten sposób, że z naszej strony nie oczekuje niczego, jak tylko naszego bycia. To nie my przygotowujemy królestwo Boże; to nie my je zdobywamy. Wszystko przychodzi od Niego; wszystko przychodzi jako łaska, która zstępuje z nieba. Jest to łaska, która domaga się odpowiedzialności. Dar bowiem, który przychodzi z nieba, pociąga za sobą również sąd. W tym punkcie pojawia się bardzo tajemnicza postać – postać Syna Człowieczego. Jest to ten sam Syn Człowieczy, który w Ewangelii św. Mateusza jest ukazany jako zasiadający na tronie na końcu czasów, jako gromadzący u swoich stóp całą ludzkość i stawiający jednych po prawej, a drugich po stronie lewej. To Syn Człowieczy, który sądzi, a Jego sąd jest sądem w prawdzie. Ale sądzi tak, że my nie potrafimy wykalkulować momentu, w którym będzie sądził. Tradycja teologiczna w tej kwestii wyróżnia eschatologię, która nastąpi na końcu czasów, oraz eschatologię osobistą. Cokolwiek jednak mówią teologowie, jedna rzecz jest pewna, że wszyscy będziemy wezwani, nie wiedząc kiedy, gdzie i jak, aby wobec Niego zdać sprawę z naszego życia. Przypomnijcie sobie znaną przypowieść o bogatym


ks. Krzysztof Grzywocz kapłan diecezji opolskiej, teolog duchowości, penitencjarz w katedrze opolskiej

W chwili próby mogę doświadczyć żywego Boga homilia – sobota 2. tygodnia wielkanocnego, 21 kwietnia 2012 r. Szkoła Kierownictwa Duchowego: „Duchowość i sny”, 20–22 kwietnia 2012 r. Dz 5, 34-42; Ps 33, 1-2.4-5.18-19; J 6, 16-21

Wczoraj słuchaliśmy w czasie Eucharystii słów o rozmnożeniu chleba, o tej sytuacji, gdy okazało się, że jest za mało chleba i za mało ryb, aby nakarmić tłumy ludzi, że nasze zasoby są dramatycznie niewystarczające w porównaniu z potrzebami. Dzisiaj w Ewangelii widzimy uczniów na wzburzonym jeziorze, uczniów niepewnych, czy dotrą do zamierzonego celu. Takie sytuacje – doświadczenie, że czegoś jest za mało albo doświadczenie zagrożenia – naruszają nasze poczucie samowystarczalności, poczucie, że tym, co posiadamy – z chlebami i rybami czy umiejętnością żeglowania – nakarmimy tłumy czy też doprowadzimy siebie i innych do upragnionego celu. Sytuacje, o których słyszymy, dotykają poczucia i chęci samowystarczalności. Tam bowiem, gdzie doświadczenie samowystarczalności trwa niedługo, nasz obraz Boga jest być może poprawny. Możemy szybko opowiedzieć o naszym obrazie Boga. Ale tam, gdzie zbyt długo trwa taka samowystarczalność, tam obraz oddziela się od obecności. Mamy dobry obraz Boga, ale nie mamy doświadczenia Jego obecności, i czasami ów obraz chowamy – mówiąc obrazowo – za szafę, myśląc, że może kiedyś go wyjmiemy, np. kiedy ksiądz przyjdzie z wizytą kolędową, żeby nie pomyślał, że ma do czynienia z poganami czy coś podobnego. Obraz Boga oddziela się od obecności Boga. Mamy obraz Boga, ale oddzieleni jesteśmy od obecności Boga. Sami sobie wystarczamy.


94

ks. Krzysztof Grzywocz

Gdy nadchodzą chwile próby, wówczas ujawnia się coś, co w chwilach samowystarczalności kryje się w głębi naszych serc. W chwilach zbyt długiej samowystarczalności w głębi naszych serc rodzi się inny obraz Boga, a owa samowystarczalność chroni nas przed ukazaniem się tego obrazu. Dopiero w chwilach próby, kiedy jest za mało chlebów i ryb, żeby wykarmić rodzinę, zaspokoić pragnienia członków swojej parafii czy klasztoru, kiedy jest jakaś burza, wówczas odsłania się ów drugi, wewnętrzny obraz, ukształtowany gdzieś w głębi naszego bytu: obraz Boga, który sobie nie radzi; obraz Boga, który nie może mi pomóc; obraz Boga, który żąda ode mnie rzeczy niemożliwych, który mówi: „Nakarm tysiące ludzi z pomocą pięciu chlebów i dwóch ryb”; obraz Boga, który tylko wymaga od nas trwania w kapłaństwie, w małżeństwie czy w klasztorze. To obraz Boga, który żąda ode mnie rzeczy niemożliwych; obraz Boga, który sobie nie radzi i nie poradzi, który przegrywa ze złem tego świata; obraz Boga, który nie jest mi życzliwy; obraz Boga, który nawet może się na mnie mści za jakieś moje dawne grzechy. „Może On się mści, może to jest kara za grzechy mojego dzieciństwa czy młodości” – myślimy. Pewien mężczyzna w chwilach próby mówił: „Bóg jest sadystą. Bóg mnie niszczy. To On sprawił to nieszczęście”. Taki obraz Boga może wystraszyć. Takiego, wyżej opisanego obrazu Boga można się przestraszyć. Kiedy Chrystus zbliżył się do uczniów, oni się przestraszyli. Nie przestraszyli się Chrystusa, ale obrazu Chrystusa, który w chwili samowystarczalności zrodził się nieświadomie w głębi ich serc czy rodzi się nieświadomie w głębi naszych serc. Teraz, kiedy jezioro burzy się od silnego wiatru, ów obraz się objawia, teraz się Go wystraszyli. Dlatego Chrystus mówi do nich: „To Ja jestem, nie bójcie się! To nie jest wasz obraz, ale Ja. Boicie się swojego obrazu Mnie. Nie bójcie się Mnie. Nie jestem obrazem, którego się boicie. Nie bójcie się!”. Także w naszym życiu – kapłańskim, małżeńskim czy zakonnym – nie brakuje takich chwil, kiedy jest za mało chleba i za mało ryb, kiedy morze życia jest wzburzone i nie wiemy, czy dopłyniemy z naszą rodziną lub z naszym kapłaństwem do brzegu. Chwile próby. Takie chwile są w życiu każdego z nas. Oby sprawiły one, że naprawdę spotkamy żyjącego Boga, że spotkamy nie tylko nasze obrazy Boga, prawdziwe czy nieprawdziwe, ale spotkamy żywego Boga, który przychodzi jak szczęście, jak życie w piękny wiosenny poranek.


Augustyn Pelanowski OSPEE paulin, kierownik duchowy i rekolekcjonista

Prorok, który ma za nic małe rzeczy, wnet podupadnie homilia – 4. niedziela zwykła, 1 lutego 2009 r. Szkoła Biblijna: „W poszukiwaniu Bożych przewodników. Księga Sędziów”, 30 stycznia–1 lutego 2009 r. Pwt 18, 15-20; Ps 95, 1-2.6-7ab.7c-9; 1 Kor 7, 32-35; Mk 1, 21-28

Na sam koniec tej sesji biblijnej Duch Święty daje nam obraz zaczerpnięty z Ewangelii św. Marka o uzdrowieniu opętanego w Kafarnaum. Domyślamy się jednak, że wszystkie trzy czytania są ze sobą ściśle związane. Ich tematem wiodącym nie jest opętanie, ale prorokowanie. Prorokowanie to charyzmat niezwykle „niebezpieczny”. Dlaczego? Jest bowiem niezwykle piękny, niezwykle ważny i dlatego również niebezpieczny. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy, że prorokowi, który sprzeniewierzyłby się swojemu charyzmatowi, grozi śmierć. Jest to, z drugiej strony, bardzo potrzebny charyzmat, skoro złe duchy są posłuszne proroctwu. Jezus wygania złe duchy. Na pozór wydawać się może, że drugie czytanie, podejmujące kwestię życia w stanie bezżennym, trochę nie pasuje do pozostałych czytań, nie ma w nim bowiem słowa o proroctwie. Po pierwsze, prorok jest kimś, kto głosi słowo nie swoje, lecz Boga. Słowa Boga zostają włożone w usta proroka, jak słyszeliśmy w pierwszym czytaniu. Po drugie, prorok to osoba, która o nikogo się tak nie troszczy, nawet o męża czy o żonę, jak o Boga. Możemy też powiedzieć, że prorok to osoba troszcząca się o Boga, tak jak kochający mąż troszczy się o żonę albo jak kochająca żona troszczy się o męża (sięgając do obrazu, o którym mowa w drugim czytaniu). Dwa pierwsze czytania wyraźnie uwypuklają dwa najistotniejsze aspekty proroctwa: po pierwsze, świadomość, że nie można powiedzieć nic, poza tym, co Bóg chce, żeby było powiedziane, ani nic dodać, głosząc


124

Augustyn Pelanowski OSPEE

coś, czego Bóg nie powiedział. Trzeba głosić tyle i tylko to, co Bóg chce powiedzieć. Prorok niesie odpowiedzialność za Boże nauczanie, które jest aktem miłości i miłosierdzia wobec nas. Pomyślmy, jakże strasznie cierpimy, kiedy nie możemy zinterpretować faktów swojego życia; kiedy coś się stało w naszym życiu i my nie wiemy, dlaczego się stało, i po co, i jakie to coś ma znaczenie, i czy to było dobre czy złe. Dlatego prorok jest potrzebny. Prorok taki jak Jezus. Prorok to ktoś, kto troszczy się o sprawy Pana bardziej niż mąż o żonę czy żona o męża. To nie znaczy, że prorokami mogą być jedynie ludzie żyjący w stanie bezżennym, ale to czytanie o bezżenności (czy „bezzamężności”) może pokazywać, o jaki rodzaj troski chodzi w posłudze prorockiej. Jest jeszcze trzeci aspekt proroctwa: bycie spełnionym w proroctwie. Prorok jest też kimś, kto sam w sobie jest spełnionym proroctwem. Sam winien realizować słowo Boga i być wypełnieniem proroczych słów Bożych, a wtedy jego proroctwo ma moc i staje się wiarygodne. Wtedy proroctwo nie jest tylko wiedzą, tylko teorią albo poznaniem wynikającym z przeczytanych książek czy z usłyszanych słów, z przemyśleń czy refleksji. Opętany też prorokował. Jeszcze zanim Szymon Piotr pod Cezareą „domyślił się”, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, o wiele wcześniej opętany powiedział: „Wiem, kto jesteś: Święty Boży”. Głoszenie Bóstwa Jezusa Chrystusa przez opętanego jest jednak połączone z wyznaniem: „Przyszedłeś nas zgubić”. On mówi, że Bóg jest święty, ale też że Bóg jest zagrożeniem. To fałszywe proroctwo. Poza tym on nie nauczał, tak jak Jezus, ale krzyczał. Krzyk: „Przyszedłeś nas zgubić” odsłania kłamliwy obraz Boga. Natomiast prorok odsłania prawdę o Bogu, który troszczy się o człowieka, tak jak mąż o żonę; bo sam prorok troszczy się o Boga jak żona o męża. Czy jesteś prorokiem? Czy jestem prorokiem? Nauczam czy krzyczę? Odsłaniam Boga czy Go zasłaniam? Przerażam Bogiem czy mocą Boga uwalniam od przerażenia? Ty również możesz być prorokiem. Prorok to nie ktoś wyjątkowy, to ktoś zwyczajny. Amos był pasterzem albo nacinającym sykomory. Jeremiasz też nie był kimś niezwykłym. Znamy historię Jonasza albo Izajasza, który miał nieczyste wargi. Wszyscy oni byli ludźmi przerażonymi i drżącymi, słabymi i grzesznymi. Być prorokiem to nauczać, to pozwolić komuś zobaczyć, że Bóg jest dobry i troszczyć się tak o Boga, jak mąż o żonę, a najtrudniej jest troszczyć się o Boga. Bardzo trudno jest domyślić się, jakie są Jego potrzeby. By domyślić się, czego Bóg pragnie, trzeba być kimś niezwykle wrażliwym. Bóg jest z jednej strony potężny, a z drugiej – delikatny i skromny. Jest tajemniczy. Niektó-


Bogusław Szpakowski SAC pallotyn, psychoterapeuta

Anielska pomoc w określeniu i uszanowaniu tego, kim jesteśmy homilia – wspomnienie świętych Aniołów Stróżów, 2 października 2009 r. Szkoła Kierownictwa Duchowego: „Zachowania seksualne miarą dojrzałej osobowości?”, 2–4 października 2009 r. Wj 23, 20-23; Ps 91, 1-2.3-4.5-6.10-11; Mt 18, 1-5.10

Drodzy Bracia i Siostry, rozpoczynamy naszą sesję formacyjną poświęconą problematyce seksualnej. Będziemy chcieli przyjrzeć się naszym przeżyciom, które są związane z obszarem seksualnym. Będziemy chcieli zrozumieć znaczenie seksualności w naszym życiu, a także spróbujemy przeanalizować nasze postawy i zachowania. Tak się składa, że tę sesję rozpoczynamy w liturgiczne wspomnienie świętych Aniołów Stróżów. Aniołowie przez to, że istnieją, wyświadczają nam wielkie dobro, ponieważ dzięki temu możemy określić siebie samych. W tradycji, w filozofii i teologii średniowiecza człowiek często określał samego siebie w relacji do aniołów i do zwierząt. Kiedy patrzymy na aniołów, możemy sobie uświadomić, że aniołami nie jesteśmy. Kiedy patrzymy na urocze i przyjazne zwierzęta, uświadamiamy sobie, że zwierzętami też nie jesteśmy, ale że jest w nas jeszcze coś „wyżej”, coś innego. W ten sposób możemy, czcząc aniołów, pozwalać sobie na bycie sobą, na bycie człowiekiem w całym bogactwie. To rodzi w nas postawę pokory. Prawda o naszym bycie, o naszym człowieczeństwie, gdy jest przez nas odkrywana i przeżywana, powoduje wzrost pokory. Kiedy patrzymy na aniołów, z pokorą wyznajemy, że aniołami nie jesteśmy; zarówno w sensie bytowym, jak i moralnym. I kiedy patrzymy na naszych czworonożnych przyjaciół, to uświadamiamy sobie, że nimi nie jesteśmy; uświadamiamy sobie, że jesteśmy obdarzeni szczególną godnością. To utrzymuje nas w po-


152

Bogusław Szpakowski SAC

korze i chroni nas np. przed pokusą angelizmu, subtelną pokusą, żeby być kimś więcej niż jesteśmy, żeby być jak anioł i to zarówno w wymiarze bytowym, jak i w wymiarze moralnym. Kiedy śni się nam, że wznosimy się jak aniołowie albo jak mitologiczny Ikar, to czasem mamy takie poczucie, że chcielibyśmy żyć jak istoty bezcielesne, jak istoty bez granic, jak czyste duchy unoszące się, kontemplujące i mające poznanie innego rodzaju niż zwyczajni ludzie. To jest bardzo subtelna pokusa, czasem może nasycona pychą, żeby nie być tym, kim się jest. To pokusa, by być poza ciałem, być bezcielesnym. Sporo takiego angelizmu jest w różnych formach ezoterycznych, w medytacjach transcendentalnych czy jakiś praktykach ezoterycznych: żeby wyjść poza ciało (jakaś eksternalizacja), by być czystym duchem, nieograniczonym bytowo, cieleśnie. Również w sensie moralnym mamy czasem takie wyobrażenia, że jesteśmy nieskażeni, doskonali, ogarnięci i pochłonięci wyłącznie dobrem; że jesteśmy „tacy anielscy”. Czasem nawet mówimy sobie komplementy, zresztą bardzo miłe: „Jesteś dla mnie jak anioł” albo: „Działasz na mnie anielsko”. W relacji do aniołów uświadamiamy sobie, że jesteśmy ograniczeni, skażeni i niedoskonali, jesteśmy może i świetni, ale jednak niedoskonali. Taka jest prawda naszego bytu i naszej egzystencji. „Spojrzenie” na aniołów może nam pomóc osadzić się w takim ludzkim realizmie, który zarazem jest realizmem pokory. Kiedy człowiek umie żyć w swoich granicach: ani nie przesuwa się ponad własne człowieczeństwo ani poniżej własnego człowieczeństwa, to wtedy jest szansa na wewnętrzną harmonię, na integrację, którą zdobywamy. Ale to zawsze dzieje się w oparciu o prawdę i ta prawda rodzi w nas pokorę. Aniołowie bardzo nam pomagają w określeniu własnego bycia, w określeniu i zgodzie na własne granice bytowe, moralne i duchowe. Z tekstów biblijnych dowiadujemy się dzisiaj, że aniołowie pomagają nam w sposób szczególny przez swoje towarzyszenie. To ich towarzyszenie ma charakter aktywny. Słyszeliśmy w Księdze Wyjścia, że aniołowie mówią do nas. I nie są to urojenia ani zaburzenia. Aniołowie przemawiają do nas w taki sposób, że my zarówno własną intuicją, jak i własnymi myślami tę mowę możemy odebrać. Mowa aniołów jest dla nas wsparciem. Od anioła możemy oczekiwać zawsze dobrego słowa, pokrzepienia, takiej mowy, która buduje nas i pomnaża życie. Aniołowie to duchowi przyjaciele, życzliwi przyjaciele. Zwłaszcza Anioł Stróż jest bardzo wypróbowanym przyjacielem każdego z nas. On jest przy nas i jego obecność jest obecnością bardzo życzliwą. Mistycy, tu przywołajmy św. Ignacego z Loyoli, posługiwali się bardzo pozytywnym obrazem, który pozwala rozeznać mowę anioła.


Piotr Ślęczka SDS salwatorianin, dyrektor międzyinstytutowego Kursu Formacji Juniorackiej przy CFD w Trzebini

Miłujący tęskni za odpowiedzią ze strony miłowanego homilia – święto św. Teresy Benedykty od Krzyża, patronki Europy, 9 sierpnia 2011 r. Rekolekcje Lectio Divina, 2–10 sierpnia 2011 r. Oz 2, 16b.17b.21-22; Ps 45, 11-12.14-15.16-17; Mt 25, 1-13

W centrum dzisiejszej liturgii słowa, na tyle na ile zdołałem ją odczytać, znajduje się relacja oblubieńcza. Taka jest relacja Boga do narodu wybranego, zobrazowana relacją ludzkiej miłości mężczyzny do kobiety. W przypadku proroka Ozeasza symboliczne znaczenie ma już samo małżeństwo proroka z kobietą cudzołożną o imieniu Gomer. Bóg przez Ozeasza mówi: „Na pustynię chcę ją wyprowadzić i mówić do jej serca (…). I będzie Mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju” (Oz 1, 16-17b). U proroka Ozeasza znajdziemy wiele elementów i słów zaczerpniętych z języka miłości małżeńskiej. Można zapytać, skąd to nasycenie elementami miłości ludzkiej właśnie w księdze proroka Ozeasza. Sięgnijmy do historii. Ozeasz prorokował w drugiej połowie VIII wieku. Działał jako prorok w Samarii około 746 roku. Samaria przez kilkanaście lat przeżywała bujny rozkwit, ale potem przeżyła gwałtowne załamanie polityczne. W ciągu dwudziestu lat Samarią rządziło sześciu królów, z których część została skrytobójczo zabita. Właśnie na taki czas wielkiego zamętu przypada prorocka działalność Ozeasza, który potępia religijny synkretyzm, między innymi tolerowanie w Samarii kultu Baala, kananejskiego boga deszczu i płodności. Prorok Ozeasz ze szczególnym zacięciem piętnuje przenoszenie elementów kultu Baala do kultu Boga Jedynego. Jedną z cech charakterystycznych kultu


226

Piotr Ślęczka SDS

pogańskiego było magiczne podejście do tego, co sakralne i do składanych ofiar. Poganie, a wśród nich wyznawcy Baala, byli przekonani, że wystarczy wykonać jakąś czynność religijną, a ona niejako wymusi na ich bogu działanie. Jednym z przejawów kultu Baala, boga płodności, było także uprawianie nierządu. I właśnie za pośrednictwem proroka Ozeasza Bóg niejako upomina się o piękno oblubieńczej relacji narodu wybranego do Boga, ale również o piękno samej relacji małżeńskiej i ludzkiej miłości, piękno zgodne z zamysłem stworzenia. Akt stworzenia uprzedził przecież akt przymierza! „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz – czytamy w pierwszym opisie stworzenia – na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). W zamyśle stwórczym dopiero relacja osób, mężczyzny i kobiety, jest w stanie „pomieścić” obraz Boga. Przez Ozeasza Bóg upomina się o piękno ludzkiej miłości w relacji małżeńskiej. W Starym Testamencie ta właśnie relacja małżeńska była ukazywana jako pełnia człowieczeństwa. Ona stała się też najlepszym narzędziem do zobrazowania relacji Boga do narodu wybranego. Jaka była ta relacja Boga do Izraela? Oddawano ją w języku hebrajskim słowem hesed, które oznaczało dobroć i miłość; miłość, która była sprawą nie tylko umysłu, ale i serca. Bóg zaangażował się w tę miłość i stanął po stronie narodu. Jego miłość była miłością gotową do poświęceń, jak miłość matki do dziecka, miłością gotową wiele wycierpieć. Ta miłość domagała się również odpowiedzi ze strony miłowanego. Każdy członek narodu wybranego był zobowiązany do odpowiadania na miłość Boga poprzez poznawanie Go umysłem i sercem. Kiedy przechodzimy na karty Nowego Testamentu, zgłębiając temat relacji oblubieńczej, oczywiście w samym centrum stoi osoba Jezusa Chrystusa, jedynego Oblubieńca. Przed chwilą wysłuchaliśmy przypowieści o pannach roztropnych i nieroztropnych. W niej tak naprawdę tematem głównym jest Królestwo Boże. Św. Mateusz w swojej Ewangelii wcześnie umieszcza przypowieść o słudze wiernym i niewiernym, a potem przypowieść o talentach. W każdej z nich, we wszystkich trzech przypowieściach, w samym centrum staje rzeczywistość Królestwa Bożego. Wspólnym elementem tych przypowieści jest oczekiwanie na przyjście Królestwa, ale oczekiwanie, które ma być aktywne. Kiedy dziś sięgamy po starotestamentalną Księgę Ozeasza, kontemplujemy miłość Boga względem narodu wybranego i jesteśmy świadkami oczekiwania Boga na wzajemność ze strony narodu wybranego. Miłujący Bóg oczekuje miłości ze strony narodu. Wczytując się w ewangeliczną przypo-


Piotr Szyrszeń SDS salwatorianin, od 2009 r. duszpasterz CFD w Krakowie

Niech Twój Duch miłości sprawi, abyśmy powstali do nowego życia homilia – piątek 3. tygodnia wielkanocnego, 27 kwietnia 2012 r. Rekolekcje Lectio Divina, 25 kwietnia – 3 maja 2012 r. Dz 9, 1-20; Ps 117, 1.2; J 6, 52-59

Wspólnota Kościoła modli się dzisiaj w liturgii: „Wszechmogący Boże, (…) niech Twój Duch miłości sprawi, abyśmy powstali do nowego życia”. W świetle tej prośby przeczytajmy pierwsze czytanie dzisiejszej liturgii słowa. W Dziejach Apostolskich nie ma wzmianki o tym, że Szaweł spadł z konia, co sugerują niektórzy artyści, jak choćby Michelangelo Caravaggio, na obrazach przedstawiających to wydarzenie. Czytamy w Dziejach, że gdy „olśniła go nagle światłość z nieba”, Szaweł „upadł na ziemię”. Sam Paweł, opowiadając później to wydarzenie, powie: „Nagle około południa otoczyła mnie wielka jasność z nieba. Upadłem na ziemię” (Dz 22) albo: „Światło z nieba, jaśniejsze od słońca, które ogarnęło mnie i moich towarzyszy podróży. Kiedyśmy wszyscy upadli na ziemię” (Dz 26). To wyrażenie: „upaść na ziemię” pojawia się czasem w tekstach biblijnych, aby wyrazić reakcję człowieka w momencie ukazania się Boga i Jego chwały; tak zareaguje np. prorok Ezechiel, który po wizji chwały Pana nad rzeką Kebar, w kraju chaldejczyków, upadnie na twarz (Ez 1, 28; por. Ez 43, 3; Ez 44, 4). Jezus zmartwychwstały, Słońce Wschodzące z wysoka, objawił się Szawłowi. Ten „upadł na ziemię”; młodzi powiedzieliby może, że „zaliczył glebę”. Ten upadek, dotknięcie ziemi, mógł Szawłowi również przypomnieć i uświadomić, że jest prochem. To zaś, co wydarzyło się pod Damaszkiem, można by określić jako objawienie się nędzy grzesznika i miłosiernej miłości Boga. Oto bowiem prześladowca leży na ziemi, a Prześladowany, który jest od niego


258

Piotr Szyrszeń SDS

mocniejszy, nie wykorzystuje tej sytuacji, by wbić Szawła w ziemię, ale go podnosi. Mówi do niego: „Wstań i wejdź do miasta…”; a chwilę później słyszymy: „Szaweł podniósł się z ziemi”, co równie dobrze można by wyrazić: „Szaweł został podniesiony z ziemi”. Bóg najpełniej okazuje swoją Wszechmoc w łasce miłosierdzia. Rozważając to wydarzenie, przychodzi mi na myśl łacińskie określenie „miłosierdzie” = misericordia, które składa się z dwóch słów: miseria, czyli „nędza” oraz cor, czyli „serce”. Miłosierdzie to serce okazane nędzy, miłość okazana nędzy. Stwarzając człowieka, Bóg z miłością wziął w swoje ręce proch (mizerię, nędzę) i ulepił człowieka, z miłością tchnął w niego tchnienie życia. A odkupienie, jak napisał Jan Paweł II w pierwszej swojej encyklice, to „wstrząsająca tajemnica miłości, w której niejako na nowo «powtarza się» tajemnica stworzenia” (Redemptor hominis, nr 9). To ciekawy zbieg okoliczności, że na zachód i południe od Damaszku rozciągała się pustynia syryjska, sam Damaszek był jak zielona oaza nawadniana wodami spływającymi z Antylibanu, dawna nazwa tego miasta oznaczała „ziemia nawodniona”, a w kronikach arabskich rejon Damaszku był określany jako „ziemski raj”. W takich okolicznościach, w „nowym raju”, powtarza się w życiu Szawła z Tarsu tajemnica stworzenia. Głębia ludzkiej nędzy spotyka się z głębią Bożego miłosierdzia albo raczej głębia Bożego miłosierdzia wychodzi na spotkanie głębi ludzkiej nędzy. Upadek na ziemię i słowa Jezusa: „Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?” mogły uświadomić Szawłowi jego nędzę; a słowo Jezusa: „Wstań” uświadomiło mu Miłość zawsze większą od nędzy grzechu. Odkupienie to „wstrząsająca tajemnica miłości, w której niejako na nowo «powtarza się» tajemnica stworzenia” (RH 9). Odkupienie to nowy początek. Duch, który unosił się nad wodami, był początkiem zbawczego udzielania się Boga temu, co stworzył. „Jezus łączy nowy początek zbawczego udzielania się Boga w Duchu Świętym z tajemnicą Odkupienia” (Dominum et vivificantem, nr 13). Swoje „odejście” Jezus określa jako warunek „przyjścia” Pocieszyciela: „Jeżeli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was. A jeżeli odejdę, poślę Go do was”. „Duch Święty przychodzi za cenę Chrystusowego «odejścia». (…) Za cenę Krzyża sprawiającego Odkupienie, w mocy całej paschalnej tajemnicy Jezusa Chrystusa, przychodzi Duch Święty, ażeby od dnia Pięćdziesiątnicy pozostać z Apostołami, pozostać z Kościołem i w Kościele, a poprzez Kościół – w świecie” (Dominum et vivificantem, nr 14). Jezus, który umarł i powstał do życia, przekazuje swojego Ducha, który jest Ożywicielem. On podnosi tych, którzy upadli w grzech. Śmierć Jezusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie wyznaczają nowy początek.


Krzysztof Wons SDS salwatorianin, od 1997 r. dyrektor CFD w Krakowie

Słuchać Miłości, by słowem pozyskać brata homilia – 23. niedziela zwykła (A), 4 września 2011 r. Szkoła Biblijna: „Z Mojżeszem do Ziemi Obiecanej. Pustynna szkoła zaufania”, 2–4 września 2011 r. Ez 33, 7-9; Ps 95, 1-2.6-7ab.7c-9; Rz 13, 8-10; Mt 18, 15-20 Kiedy wczytujemy się w dzisiejszą liturgię słowa, nietrudno chyba zauważyć, że jak refren powtarza się w niej niezwykle delikatny temat z naszego życia. Jest to coś, z czym sobie często nie radzimy albo co podejmujemy z ogromną trudnością. To upomnienie braterskie. Można, niestety, tak kogoś „upomnieć”, że się przez długie lata nie podniesie. Można kogoś „upomnieć” najświętszą prawdą i zrobić to tak, że już nie będzie mieć ochoty na życie w prawdzie. Ale dzisiejsza liturgia słowa mówi nie tylko o upominaniu, ale jeszcze bardziej o miłości, bez której nie ma prawdziwego upominania. Tylko upomnienie płynące z serca, które kocha i które jest zatroskane o drugą osobę, może wydawać owoc. Tylko upomnienie płynące z serca, któremu zależy na drugiej osobie, może wydawać owoc. Tak naprawdę nie leczą nasze słowa i nie leczy nasza retoryka, ale leczy miłość. Tylko miłość uzdrawia, bo tylko ona jest życiodajna; a jest tak dlatego, że z miłości zostaliśmy stworzeni, dzięki miłości żyjemy i dzięki miłości zdrowiejemy. Stąd kuracji potrzebuje najpierw nie ten, który ma być upomniany, lecz ten, który ma upominać. W pierwszej kolejności z kuracji potrzebujemy skorzystać my sami. Kuracji potrzebują nasze sumienia i serca, aby tak zostały przygotowane, by miłość była rzeczywiście pierwszym motywem naszego działania. Dlatego nie powinniśmy – nie waham się tego powiedzieć – podchodzić do drugiej osoby z upomnieniem, jeśli nie ma w nas miejsca na miłość do tej osoby. Bo litera zabija, a Duch ożywia (zob. 2 Kor 3, 6). Jak to jednak zrobić? Odpowiedź znajduję w słowach, które mnie zatrzymały, słowach pierwszego dzisiejszego czytania, które słyszy prorok Ezechiel.


270

Krzysztof Wons SDS

Prorok to ten, który otrzymuje misję od Boga. Prorok otrzymuje często zadanie bardzo trudne i niewdzięczne. Przypomnijmy sobie najdramatyczniejszą chyba spośród postaci prorockich, jaką był Jeremiasz. To prorok, który całe życie musiał upominać, musiał mówić ludowi słowa twarde i trudne, a jednocześnie kochał lud. Takim człowiekiem jest również Ezechiel. Ezechiel ma upominać swój naród, ma upominać braci gubiących się w grzechu. To właśnie ten prorok usłyszy pytanie Boga: „Czyż nie zależy mi na życiu człowieka? Czyż nie zależy mi na tym, by człowiek żył, a nie umierał?” (Ez 18, 23: „Czyż tak bardzo mi zależy na śmierci występnego – wyrocznia Pana Boga – a nie raczej na tym, by się nawrócił i żył?”). To, co mnie zatrzymało w pierwszym czytaniu, to słowa polecenia, które słyszy z ust Boga Ezechiel: „Ciebie, o synu człowieczy, wyznaczyłem na stróża domu Izraela, abyś słysząc z mych ust napomnienia, przestrzegał ich w moim imieniu” (Ez 33, 7). Otóż, co tak naprawdę uzdrawia nasze serce, przygotowując je do prowadzenia innych? Tym czymś jest słuchanie. „Pierwsze jest: Słuchaj…” (Mk 12, 29). Pierwsze jest słuchanie Tego, który jest źródłem życia i źródłem miłości. I wróciła mi w pamięci sytuacja życiowa Mojżesza, kiedy otrzymuje od Boga pierwsze polecenie, by pójść do faraona. Mojżesz nie chce iść, czuje mocny opór. Jeden z argumentów, który Mojżesz wyciąga – skorzystam z przekładu Pisma Świętego wydanego przez paulistów – to jest argument jego mowy: „Zważ, Panie, że nie jestem dobrym mówcą. Nie byłem nim zresztą nigdy, nawet od czasu, gdy Ty przemówiłeś do swego sługi. Mam ociężałe wargi i niesprawny język”. Mojżesz wypowiedział całą prawdę o sobie. Jednak zwróćmy uwagę, że bardzo często jest tak, że nasza choroba mowy wcale nie jest związana z chorobą języka czy warg. Nasza choroba mowy jest często związana z chorobą słuchu. Bardzo często dlatego nie potrafimy dobrze mówić, ponieważ nie potrafimy dobrze słuchać. Wydaje się, że Mojżesz powiedział bardzo głęboką prawdę o sobie. On do tej pory słuchał siebie, swoich wizji i swoich projektów na to, jak uleczyć naród i wyprowadzić go z niewoli. Przez osiemdziesiąt lat nie słuchał i dlatego – używamy wciąż tej samej przenośni – był głuchoniemy, był niemy i nie potrafił mówić do ludu i do faraona. Ale Bóg nie rezygnuje i zdaje się mówić: „Ja będę uzdrawiał twoje, Mojżeszu, uszy, a ty nauczysz się mówić”. Słyszeliśmy w jednej z konferencji, że po pewnym czasie Mojżesz zaczyna przemawiać i nie potrzebuje już Aarona. Potrafi mówić, ponieważ – wiemy z kontekstu jego życia, z owych czterdziestu lat – nauczył się słuchać. Wróćmy więc do kwestii upominania.


Spis treści

R aniero Cantalamessa Canta lamessa OFM Cap.

Katecheza pierwsza o Eucharystii Katecheza druga o Eucharystii Katecheza trzecia o Eucharystii

9 14 20

A medeo med eo Cenc ini FdCC

Słowo, które wprowadza w kryzys i przez niego przeprowadza Wszystko zależy od Boga, a równocześnie wszystko zależy od nas Bóg pragnie pełni życia swoich stworzeń

25 29 32

k s. Waldemar Chrostow Ch ro stow sk i

Głupi, którzy z piękna świata nie poznali Stwórcy O stworzeniu świata językiem sprzed Kopernika, Darwina i Freuda O mądrym przeżywaniu doczesności w perspektywie wieczności

35 39 44

bp Edward Dajczak

Kochać Kościół – dać się Panu prowadzić Zaczynać od nowa z miłością największą i nie dać się znużyć Najpierw jest zbawienie jako dar Pana, odpowiedzią jest nawrócenie

49 53 56

abp Br uno For te

Niewierność umiłowanego i wierność Miłującego. Cud nowego początku Prawda wyzwala. Potrzebujemy jej bardziej niż powietrza Odkryć Miłość, od której pochodzimy, którą żyjemy, ku której idziemy

61 65 68

Inno cenzo Gargano OSB Cam. Innocenzo

Nie ma czasu do stracenia na sprawy marginalne Czyż Bóg, będący samą Miłością, mógłby o was zapomnieć? Dajcie czas Panu, by na udręczonej ziemi wyrósł kwiat

71 75 79

Wojc iiech ec h Gier Gi er t ych OP

Trzymać się Chrystusa i nie mieszać ludzkich pomysłów z wiarą Kryzys okazją do oczyszczenia i pogłębienia wiary

83 87


282

Spis treści k s. Kr K r z ysztof yszto f Gr z y wocz

W chwili próby mogę doświadczyć żywego Boga „Popatrzcie na moje ręce i nogi”. Miłość bez cierpienia to iluzja

93 95

Tadeusz Hajd Hajduk uk S J

Niech każdy odkryje i z miłością służy darami otrzymanymi od Boga

99

k s. Mic Michał hał Janocha

Jezus jest ikoną Boga. Mamy prawo malować Boga, który stał się człowiekiem

105

Miecz ysław Kożu Kożuch ch S J

Przyjąć łaskę, ufając Temu, który mi ufa

111

abp Piero Pi ero Mar in inii

Chrześcijanin – człowiek z definicji oczekujący przyjścia Jezusa Nie można uniknąć odpowiedzi na pytanie o chrzest Janowy Mądrość chrześcijanina – przyjąć styl życia Jezusa

113 116 119

Aug ust y n Pelanow sk i OSPEE

Prorok, który ma za nic małe rzeczy, wnet podupadnie

123

o. Jacques Phi l iippe pp e

Czy mądrość Ewangelii przeniknęła wszystkie zakątki mojego życia? Tylko miłość i czułość Boga może zaspokoić ludzkie serca „Wrzuciła wszystko, co miała” – przywilej ubóstwa

129 133 136

Marko Ivan R u pni k S J

Wierzyć – widzieć siebie w łączności z Chrystusem działającym we mnie Pozwolić, by życie Chrystusa przepływało przez nas i owocowało Prorok, który wskazał grzech i Baranka biorącego na siebie grzech

139 142 146

Bog usław Szpakow sk i SAC

Anielska pomoc w określeniu i uszanowaniu tego, kim jesteśmy Boże mocny, czuły i roześmiany, zmiłuj się nad nami! Jezus nie wstydzi się nazwać nas swymi siostrami i braćmi

151 156 159

Józef Aug A ug ust y n S J

Bliskość Boga jest bliskością szukającą

163

Dani el Banasz Daniel Banaszkk i ew icz SDS

To, w czym pokładam ufność, będzie moją nagrodą

165


283

Spis treści Marek Chmielniak SAC

U początku dnia niech będzie Słowo, które jest Światłością!

167

Tadeusz Chro Chromi mi k S J

Jestem cały utkany z Miłosierdzia Bożego

171

k s. Jer z y Czer w ień

Bóg cierpliwie wracający do człowieka

177

k s. Sławomir Sławo mi r Gregorcz G rego rcz y k

Cud rozmnożenia chleba – spotkanie naszej nędzy z mocą Bożą

181

k s. Tadeusz Huk

W poszukiwaniu jedynego autorytetu

185

Pi ot r Kw iec i eń CM Piotr

Trzy drogowskazy na nowy rok: Słowo, Światło, Życie

189

śp. k s. Tadeusz Kw itow sk i

Droga wiary: od bezsilności do pełni życia

193

k s. Dar iusz L ar us

Dołożyć możliwych starań to również umieć poprosić o pomoc

199

Tomasz Ł oosiew si ew icz SDS

„Wycofać się” i słuchać, by przylgnąć do prawdziwego Boga

203

k s. Adam Łuźniak

Góra Przemienienia – szczyt i źródło życia chrześcijańskiego

207

k s. Tadeusz Nowak

Cichy powrót z krainy śmierci do Betlejem

211

Kr z ysztof Sambor Samborsk s k i MS

Jeśli nie Miłość, to cóż nas przekona, by żyć Ewangelią?

215

k s. Piotr Stępniew sk ski

Powiedzieć Jezusowi o „zgubionych kredkach”

217

k s. Jakub Szcześniak

Herodowa pokusa komfortu w życiu i na modlitwie

221

Pi ot o t r Ślęc Ślęczz k a SDS

Miłujący tęskni za odpowiedzią ze strony miłowanego

225

k s. Tomasz Tr zask aw k a

Jezusową „formułą” działania był Ojciec

229

k s. Piotr Wieczorek Wiec zorek

Zatrzymuję się, by wybrać drogę „odprowadzającą w życie”

233


284

Spis treści Ry szard Stank iew icz SDS Ryszard

Warto żyć słowem Bożym na co dzień Wierz i bądź wdzięczny! Święty Józefie, ucz nas strzec skarbu Bożego słowa!

237 240 243

Joach im Stencel SDS Joachim

Każde życie jest „wypełnieniem” projektu miłości Boga Bez Miłości Boga nie można poznać siebie Nie powstrzymywać Miłości, ale dać się Jej pociągnąć

247 250 253

Piotr Sz y r szeń SDS

Niech Twój Duch miłości sprawi, abyśmy powstali do nowego życia By nie utracić cennej pamięci o Bogu Jezus ujrzał człowieka

257 261 265

Kr z ysztof Wons SDS

Słuchać Miłości, by słowem pozyskać brata Bóg może wyprowadzić nowe życie z pnia ściętego drzewa Jej jedynym domem stało się słowo Boga

269 273 277



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.