Misja albo dymisja Wymiar misyjny w towarzyszeniu powołaniowym młodzieży
Tytuł oryginału Missionari o dimissionari! La dimensione missionaria nell’accompagnamento vocazionale dei giovani Redakcja Anna Śledzikowska Korekta Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 406/P/2013 Kraków, 3 października 2013 PAOLINE Editioriale Libri © FIGLIE DI SAN PAOLO, 2008 Via Francesco Albani, 21 - 20149 Milano © for the Polish Edition 2015 Wydawnictwo SALWATOR ISBN 978-83-7580-382-2 Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260 60 80, faks (12) 269 17 32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
P R Z E D M OWA W kwietniu 2008 roku Benedykt XVI, udając się w podróż apostolską do Stanów Zjednoczonych, zgodził się na krótką wymianę pytań i odpowiedzi z towarzyszącymi mu na pokładzie samolotu dziennikarzami. Temat: sytuacja chrześcijan dzisiaj, zwłaszcza w świecie nowoczesnym lub bardziej zmodernizowanym, jakim jest ten, który papież zamierzał odwiedzić; w świecie charakteryzującym się wyraźnie zarysowanymi problemami, a zwłaszcza skandalami seksualnymi kleru. Krótko mówiąc, tło tej podróży nie było zbyt sprzyjające, a papież, który jako teolog Ratzinger znany jest z wnikliwości i realizmu w swoich dociekaniach, z pewnością nie mógł zignorować lub w jakiś sposób umniejszyć znaczenia tych okoliczności. Jednemu z dziennikarzy, który z pewną nachalnością domagał się od niego całościowej oceny sytuacji światowej, papież odpowiedział: „Do dziś pola są gotowe na żniwo (por. J 4, 35); Bóg w dalszym ciągu sprawia wzrost plonów (por. 1 Kor 3, —5—
6). Możemy i powinniśmy wierzyć wraz ze zmarłym papieżem Janem Pawłem II, że Bóg przygotowuje nową wiosnę dla chrześcijaństwa”1. Weźmy za punkt wyjścia to ważne stwierdzenie, według którego jesteśmy u progu nowego okresu, a nie u kresu starego. Stoimy wobec czegoś nowego i nieznanego, a nie melancholijnie opłakujemy miniony czas lub przeżywamy na nowo coś, co już widzieliśmy, i powtarzamy coś, co już powiedzieliśmy. A wszystko to dlatego, że Bóg przygotowuje dla nas tę nowość. Nie jest to nasza obsesja albo jakaś idee fixe nieuleczalnego i pełnego złudzeń optymisty, ale coś, czego dokonuje Duch Święty. Kto tego nie zauważa, niech przyjrzy się swojemu sposobowi patrzenia na rzeczywistość i niech nie śmieje się z tego, kto bardziej patrzy z wiarą. I niech z łaski swojej przestanie rozsiewać wokół siebie toksyczny jad rozpaczy, niech nie zatruwa powietrza, którym wszyscy oddychamy! Mówiąc o tej sytuacji nowości – do której oczywiście będziemy powracać w ciągu naszej refleksji, by ją głębiej wyjaśnić – w tym miejscu chcielibyśmy przedstawić tylko jedną jej oznakę: relację między powołaniem a misją, a więc duszpasterstwo powołaniowe oparte na idei misji. 1 Por. Redemptoris missio, 86 (tekst wywiadu można znaleźć w czasopiśmie „Zenit” z 17.04.2008 roku).
—6—
WSTĘP Misja jest zasadniczą częścią projektu powołaniowego, jest jego elementem konstytutywnym, punktem docelowym lub punktem wyjścia, czymś, co go motywuje lub co wyraża jego żywotność i przeznaczenie. Możemy to uważać za coś nabytego, przynajmniej na poziomie rozważań teoretycznych. W poniższej refleksji postąpimy o krok naprzód lub raczej wyciągniemy całkowicie naturalną konsekwencję tego stwierdzenia: jeśli wymiar misyjny jest konstytutywny dla projektu powołaniowego, to jest taki również w to warzyszeniu, które prowadzi do wyboru powołania. Chcielibyśmy zatem spróbować przyjrzeć się, co to konkretnie oznacza z punktu widzenia dyspozycyjności młodego człowieka oraz pedagogiki, jaką należałoby zastosować w okresie towarzyszenia, mając w tle naszych rozważań rzeczywistość Kościoła w obecnym momencie historycznym lub starając się zrozumieć sens historii, którą jako wierzący przeżywamy w tym okresie. —9—
służbę, rzuca się w nią całą sobą, a nawet radykalnie się w niej rozpoznaje, odkrywa, że to jest jej tożsamość, a więc czuje się sobą tylko wówczas, gdy wypełnia dany urząd lub przyjmuje daną odpowiedzialność. Zasadniczo tak rodzi się pasja, która płynie z odkrycia, że w tej misji jest ukryte moje „ja”, to prawdziwe, do bycia którym jestem „wezwany”. A jeśli w grę wchodzi pasja, wówczas ta misja jest interpretowana inteligentnie i kreatywnie, z fantazją, z pełnym oddaniem i wielkodusznością, bez zbytnich kalkulacji, i w każdym wieku, choć na różne sposoby. Misja jest moim życiem. Być może komuś przyjdzie na myśl postać starego albo klasycznego misjonarza, cierpiącego na „chorobę Afryki”, który nie potrafi wyobrazić sobie swojego miejsca poza misją, a kiedy wraca do kraju swego pochodzenia, nie może się doczekać „powrotu do domu”, czyli tam, gdzie teraz jest jego ojczyzna; albo postać misjonarza nowoczesnego, w rodzaju ojca Giancarlo Bossiego4, bez wahania gotowego wrócić do swoich ludzi, których postrzega rzeczywiście co4 Ojciec Giancarlo Bossi, misjonarz PIME (Pontificium In stitutum pro Missionibus Exteris) na Filipinach, został porwany przez muzułmańskich wojowników i był przez nich przetrzymywany jako zakładnik w pierwszych miesiącach 2007 roku. Opowiedział później o tym doświadczeniu w poruszającym świadectwie w czasie spotkania papieża z młodzieżą w Loreto, we wrześniu tego samego roku.
— 17 —
wani grupą przeżywającą doświadczenie, oczywiście doświadczenie „mocne”, jak się dziś zwykło mówić (i łudzić!), niż jednostką, która powinna rozwijać w sobie wrażliwość misyjną. Prawa wzrostu należy respektować i nie ma żadnego wzrostu bez czasu poświęconego pojedynczej osobie i jej doświadczeniu Boga, aby było ono prawdziwe i stanowiło autentyczne przelanie pasji zbawczej z Boga na człowieka.
Misja – pasja dla drugiego Jest to owoc poprzedniego punktu: tam, gdzie jest troska o duchowy wymiar kontaktu z Bogiem, pasja dla drugiego wynika z niego nie tylko jako skutek, ale jako treść tego kontaktu, jako coś, co go potwierdza i co poświadcza jego autentyczność. Kiedy natomiast życie duchowe młodego człowieka nie prowadzi do tej pasji, wolno wątpić w jakość tego doświadczenia duchowego. Ze względu na to współdzielenie pasji relację chrześcijan z Bogiem określa się właśnie jako autentyczne przelanie z serca Boga w serce tego, kto w Niego wierzy. W każdym razie powinno się ją rozumieć nie jako akt moralistyczny lub akt miłości należnej, ponieważ właśnie miłość jest dla chrześcijanina największym spośród przykazań, ale – raz jeszcze – jako doświadczenie własnego odkupienia. — 22 —
MISJONARZE C Z Y Z D Y M I S J O N O WA N I ?
Od wykrzyknika przechodzimy do pytajnika. Pytanie to jest fundamentalne nie tylko dla zrozumienia, jaka jest dzisiejsza młodzież, ale również dlatego, że w jakiś sposób dotyka także nas, a nawet całego Kościoła. Ale idźmy za porządkiem.
Mało misyjni wychowawcy i rodzice, księża i osoby konsekrowane Rzeczywistość zdaje się potwierdzać, że młodzież jest dziś raczej ospała i łatwo rezygnuje. Nie jest to nowość, choć od czasu do czasu w naszych środowiskach, być może na najwyższych poziomach kościelnego establishmentu lub w oficjalnych wystąpieniach i komentarzach podczas wielkich spotkań młodzieży (w rodzaju Światowych Dni Młodzieży, wizyt papieża w różnych diecezjach lub dni młodzieży i tym podobnych) niektórzy nie chcą widzieć tego zachodzącego dziś zjawiska i mówią wciąż o młodzieży zjednoczonej i spójnej, dynamicznej i przedsiębiorczej, która istnieje jednak tylko w ich umysłach lub fantazji, ale nie w rzeczywistości i historii. — 27 —
sterskiej, włączając w to (moglibyśmy dodać) również duszpasterstwo powołaniowe? Odpowiedział sobie na to pytanie w poniższych punktach, które swobodnie zinterpretuję i opracuję w odniesieniu do skutków, a które dotyczą nie tylko młodych, lecz także nas7: – Ponieważ młodzi, którzy spotykają się w naszych grupach parafialnych lub innych, stanowią zaledwie 2,6% wszystkich młodych Włochów, choć odnosimy inne wrażenie podczas wielkich zgromadzeń młodzieży lub z okazji wyjątkowych wydarzeń (kiedy na takie spotkania musimy wynajmować halę sportową i biskup jest w pełni zadowolony, gdyż widzi tak wielu rozbawionych młodych ludzi z gitarą przewieszoną na szyi i Biblią w plecaku), ale rzeczywistość jest taka, że docieramy jedynie do niewielkiej mniejszości młodzieży. – Ponieważ nie żyjemy już w społeczeństwie chrze ścijańskim, ale także nie pochrześcijańskim: wielu młodych nie zna Chrystusa lub zna Go jedynie ze słyszenia (a słyszą o Nim złe rzeczy, przekazywane w sposób tendencyjny lub zawężający); trzeba zatem zbudować Por. D. Sigalini, La comunità cristiana luogo della forma zione e della celebrazione per la missione sino agli estremi confini, niepublikowane wystąpienie wygłoszone podczas kongresu zorganizowanego przez Sekcję Duszpasterstwa Młodzieży Konferencji Episkopatu Włoch w Salsomaggiore w lutym 2008 roku. 7
— 29 —
i kontekście – kierują swoją uwagę i zdolności na rela cję z pojedynczą osobą, którą trzeba wychowywać-formować-otoczyć opieką przez cały czas i z osobistym oddaniem. Wreszcie wierzący przyjaciele są to nade wszystko rówieśnicy, którzy nie wstydzą się swojej wia ry i jednocześnie pozostali „młodzi”, zdolni do rozrywki i nawiązywania przyjaźni, z którymi piękniej i łatwiej jest wierzyć, których wiara podtrzymuje wiarę tego, kto dopiero się na nią otwiera. – Ponieważ młodzi często nas rozczarowują, a my zniechęcamy się i posyłamy ich „do wszystkich dia błów” 9, tak jakby praca z nimi była jednym z wielu trudów, w których żniwo następuje nieuchronnie i w krótkim czasie po zasiewie: kto pracuje z młodymi, przekazuje zawsze temu, kto przyjdzie po nim, zadanie zbierania owoców z tego, co on zasiał, i nie zapomina, że on sam zbiera owoc tego, co inni zasiali przed nim. – Ponieważ nie jesteśmy wystarczająco misyjni, a więc jesteśmy także częściowo w depresji, gdyż zwłaszcza ksiądz ma tylko jedną możliwość bycia szczęśliwym: być misjonarzem, prawdziwym misjonarzem, ale nawet niektórzy z księży utrzymują, że taki „cud błogosławieństwa jest niestety rzadki wśród Starożytni łacinnicy nazywali wychowawców damnatos ad pueros. Być może coś z tej ponurej koncepcji pozostało w umyśle i przekonaniu niejednego (smutnego) wychowawcy. 9
— 34 —
W kwestii podmiotu misji wciąż jeszcze nie jest zwyczajny wspólnotowy charakter przepowiadania, które w Kościele nierzadko wydaje się prowadzone w ramach optyki narcystycznej i w bardzo zawężonych celach, ponieważ zbyt mocno skoncentrowanych na pojedynczym podmiocie, odpowiedzialnym za całe przedsięwzięcie (i to przedsięwzięcie niemożliwe, kiedy ktoś bierze je całkowicie na swoje własne barki!). Wydaje się, że uczynienie z misji zjawiska w głównej mierze wspólnotowego jest wciąż dalekie od wejścia do powszechnej mentalności. Ze wszystkimi tego konsekwencjami! Co się zaś tyczy podmiotu lub kierunków, jakie należy obrać, to interesujące wydaje mi się to wspomniane wyżej trzyczęściowe rozróżnienie, zakładające również różne typy kompetencji i umiejętności w głoszeniu. Powiedzmy, że zdecydowana większość troski misyjnej Kościoła zdaje się skierowana w pierwszą stronę (troska duszpasterska o tych, którzy już są chrześcijanami), w nieco zapatrzonej w siebie perspektywie, zdominowanej staraniem o utrzymanie i zachowanie status quo oraz obronę przed nieprzyjacielem przez zamknięcie się w umocnionej twierdzy. Znacznie mniej używane wydają się natomiast pozostałe dwa kierunki (nowa ewangelizacja tych, którzy już nie są chrześcijanami oraz pierwsza ewangelizacja — 38 —
W YC H OW Y WAĆ D O M I S J I, POSZERZ AJĄC PRZESTRZENIE: OD PO - CHRZEŚCIJANINA DO PRZED - CHRZEŚCIJANINA
W nauczaniu Benedykta XVI przewijają się szczególnie dwa tematy i obydwa są istotne dla naszego wykładu. Pierwszy, już wspomniany wcześniej, ale być może mniej podkreślany przez opinię publiczną, dotyczy sposobu stawania wobec dzisiejszego społeczeństwa i aktualnej kultury, natomiast drugim jest troska o wychowanie. W Przedmowie mówiliśmy o postawie Benedykta XVI w stosunku do współczesności. Jak już tam zacytowaliśmy, ten papież teolog, przez wielu zbyt powierzchownie oceniany jako zamknięty lub sceptyczny wobec nowoczesności, tak o niej mówił: „Do dziś pola są gotowe na żniwo (por. J 4, 35); Bóg w dalszym ciągu sprawia wzrost plonów (por. 1 Kor 3, 6). Możemy i powinniśmy wierzyć wraz ze zmarłym papieżem Janem Pawłem II, że Bóg przygotowuje nową wiosnę dla chrześcijaństwa”20. Nie wiem, 20 Por. tamże, 86 (tekst wywiadu można znaleźć w czasopiś mie „Zenit” z 17.04.2008 roku).
— 45 —
Poszerzyć przestrzenie duszpasterstwa powołaniowego (albo duszpasterstwo powołaniowe jako misja) Nade wszystko trzeba „poszerzyć” samą ideę duszpasterstwa powołaniowego w kategoriach misji. Inaczej mówiąc, musimy się zapytać, w jakim stopniu niektórzy duszpasterze powołaniowi odczuwają to wyznaczone im zadanie jako misję, jako bycie posłanym przez Tego-który-wzywa do tych, którzy są wezwani, właśnie po to, by im pomóc rozpoznać ten głos wzywający, dostrzec w planie Boga ich osobistą drogę, wejść w tajemnicę wiecznie Wzywającego. Niezależnie od tej perspektywy zadanie duszpasterza powołaniowego jest narażone na ryzyko pozostania jedynie jakąś zleconą funkcją, dość niewdzięczną i niezbyt pożądaną, otrzymaną od biskupa, który nie wiedział, komu ją powierzyć, tego samego biskupa, który ilekroć cię spotyka, kieruje ku tobie spojrzenie sprawiające, że ciągle czujesz się winny, a następnie zadaje ci to fatalne pytanie, niemal obsesyjno-przymuszający refren: „Ilu wstępuje w tym roku?” (a ty najchętniej z całego serca wysłałbyś go do diabła…), tak jakby duszpasterstwo powołaniowe można było mierzyć liczbami. Być może również na poziomie instytucjonalnym trzeba poszerzyć tę przestrzeń. Duszpasterstwo powołaniowe jest misją pod każdym — 49 —
Nie chodzi zwyczajnie o proponowanie nowej formy komunikacji lub nowego sposobu kontrolowania pojawiającej się niebezpiecznej (i antyliturgicznej) nerwowości pasterza w pewnych okolicznościach, ale chodzi w rzeczywistości o zmianę stylu patrzenia na całą rzeczywistość, włącznie z tą pastoralną, aby widzieć ją już nie w ramach logiki pochrześcijańskiej, lecz w logice dokładnie odwrotnej, to znaczy przedchrześcijańskiej. A zatem jeszcze wcześniej trzeba nabrać przekonania, że żyjemy w epoce przed-, a nie pochrześcijańskiej. Ta zmiana perspektywy wymaga od nas skierowania wzroku ku przyszłości, nie tylko ku temu, co już było. Domaga się ona od nas wewnętrznej gotowości do budowania czegoś, a nie tylko do zachowania i obrony tego, co już zostało zdobyte; nade wszystko żąda od nas odwagi nowej ewangelizacji w stosunku do tych, którzy zagubili dawną wiarę, jak też pierwszej ewangelizacji wobec tych, którzy nigdy nie cieszyli się darem wiary. A to wszystko dlatego, że – jak przypomina nam Benedykt XVI, cytując Jana Pawła II (i wspomnieliśmy o tym w Przedmowie), „możemy i powinniśmy wierzyć… że Bóg przygotowuje nową wiosnę dla chrześcijaństwa”30. Czy to wszystko ma coś wspólnego z misyjnym wychowaniem powołaniowym? Ma wiele wspólnego, 30
Por. Redemptoris missio, 86.
— 56 —
6. Nie bądź przygnębiony z powodu obojętności tych, co są „daleko”, albo apatii tych, co są „blisko”, i – z łaski swojej – nie przyzywaj nigdy ognia z nieba, aby spalił jednych i drugich, lecz wypraw radosną ucztę choćby z powodu jednego z nich, który się nawraca (a nawróceniem jest także przeobrażenie się człowieka apatycznego w osobę pełną pasji, zwłaszcza gdy dotyczy to księdza…). 7. Pamiętaj: kerygmat nie jest gumą do żucia, która im dłużej się ją żuje, tym bardziej traci smak. Przesłania chrześcijańskiego nie należy mechanicznie powtarzać, ale ewentualnie trzeba je zinterpretować na nowo stosownie do ewolucji osoby. Czy nic ci nie mówi fakt, że kiedy zdecydowana większość dzieci wchodzi w fazę młodości, porzuca wiarę, Kościół i wszystko, co z nim związane? Jakby odczuwali, że religia nie ma im już nic do dania, nie ma już znaczenia dla kogoś, kto staje się dorosły. Czyż nie jest to znak, że niewystarczająco podkreślano wymiar misji, który zasadniczo oznacza odpowiedzialność, branie na siebie ciężaru innych, czucie się włączonym w sprawę zbawienia drugiego, i że to właśnie czyni wierzącego dorosłym w wierze? Czy nie uważasz, że jest rodzaj chrześcijaństwa, które trzeba dopiero wyrazić, przetłumaczyć i wymyślić w tych bardziej dorosłych, dojrzałych kategoriach? Pięknie jest opiekować się dziećmi, które zawsze ci przytakują, i młodymi — 62 —
Przyjmę zatem za punkt wyjścia jednego z nich lub przynajmniej kogoś, kto tak siebie określa: niewierzącego, ale niewierzącego poszukującego, prowadzącego dialog, myśliciela i nawet człowieka rozmiłowanego w tej wymianie zdań i szukającego rozmówcy, psychiatrę, prof. Andreolego. Z jego prowokacyjnych stwierdzeń zaczerpnę jedną, niezwykle pasującą do naszego wywodu refleksję, choć odnosi się ona szczególnie do postaci księdza34.
Na pierwszym miejscu niewierzący „Kapłan powinien zajmować się całym stadem, a więc wierzącymi, którymi są jego wierni, ale także nie wierzącymi, czyli niewiernymi. Aby przywołać te konieczne horyzonty misji kapłańskiej, wystarczyłaby przypowieść o dobrym pasterzu, zostawiającym wiele owiec, które są przy nim, i szukającym tej, która jest nieobecna w stadzie. Kapłan więc powinien nie tylko być gotowy spotykać się z niewierzącym, ale wręcz powinien sam go szukać. Nie ukrywam, że to poszukiwanie nie wydaje mi się dziś zbytnio praktykowane albo przynajmniej nie dokonuje się w takim stopniu, w jakim bym tego chciał. Odnoszę wrażenie, że docorocznie od 1987 roku przez kard. Carlo M. Martiniego, ówczesnego biskupa Mediolanu (przyp. tłum.). 34 Refleksje te były publikowane co tydzień w dzienniku „Avvenire” w latach 2007-2008.
— 66 —
jako misję, to teraz mówimy, że ważna jest również pewna kompetencja w służeniu pomocą młodemu człowiekowi w precyzyjnym rozpoznaniu jego włas nych upiorów i prawdziwych przyczyn jego lęków, a także w powolnym i stopniowym uwalnianiu się od nich. Kto wie, ile „aborcji powołaniowych” wiąże się z brakiem tej pracy wychowawczej, która jest przede wszystkim owocem pasji, a następnie kompetencji!39. 5. Formacja natomiast oznacza „proponowanie jakiejś formy” w pełnym znaczeniu tego słowa, formy, którą możemy teraz rozumieć nade wszystko jako misję podmiotu zgodnie z planem Boga. Twoja rola polega głównie na tym, by umieć nakreślić i pokazać młodemu człowiekowi formę Syna Bożego, posłanego przez Ojca, w którym wszyscy zostaliśmy stworzeni i wybrani, i to pokazać w sposób tak przekonujący, jak przystało na kogoś zakochanego, by w młodym człowieku przeskoczyła iskra rozpoznania własnej formy lub własnej prawdy w prawdzie Pana Jezusa. To właśnie nadaje sens towarzyszeniu, które jest zatem dalekie od zwykłej troski estetycznej lub terapii psychologicznej. Rozumie się samo przez się, że wymaga to z twojej strony wielkiej koherencji. Nie zapominaj nigdy tego zdania św. Ignacego Antiocheńskiego, powtarzanego później przez wszystkie systemy pedago39
Por. Nowe powołania dla nowej Europy, 35a.
— 77 —
nie o własną doskonałość. W każdym razie formacja nie jest koncentrowaniem się na sobie, tytanicznym wysiłkiem prywatnego wnętrza, ale jest koniecznym otwarciem się na komunię z innymi. Tym bardziej formacja do misji. Nie ma nadziei w samotności lub koncentrowaniu się na sobie. 10. I właśnie z tego powodu twoje działanie nie może się ograniczać tylko do jednostki, lecz powinno rozszerzać się coraz bardziej na grupę, na grupowe działanie misyjne. Nie może być jedynie zawężane do samego świadectwa prywatnego, lecz musi być przeżywane jako doświadczenie i kompromis całej grupy. Wzrasta bowiem skuteczność samego doświadczenia, jeśli jest ono prowadzone razem z wierzącymi przyjaciółmi. A poza tym nie zapominaj: Kościół „jest posłany, by gromadzić” i „jest zgromadzony, by po syłać”44.
44 Należy się zapytać – zauważa cytowany już D. Sigalini – czy jesteśmy zdolni zapoczątkować ruch ewangelizacji na ulicy, czyli grupy odpowiednio przygotowanych osób, które będą realizować konkretne momenty misyjne. Są to doświadczenia przepowiadania, momenty wzajemnego zaangażowania i komunikacji także emocjonalnej, mające na celu głoszenie Jezusa, wiary, radykalnej propozycji pewnego stylu życia, wyborów idących pod prąd. Terenem takiego głoszenia są dyskoteki, centra handlowe, główne ulice, gdzie gromadzi się młodzież, kościoły i inne miejsca otwarte na nocne dyskusje, plaże…
— 81 —
Spis treści Przedmowa. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5 Wstęp. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 Misjonarze albo zdymisjonowani!. . . . . . . . . . . . . . . . . . 11 Misja, co za pasja!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 15 Misja – ogień, który płonie. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Misja – świadomość posłania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Misja – pasja dla drugiego. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Misjonarze czy zdymisjonowani? . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Mało misyjni wychowawcy i rodzice, księża i osoby konsekrowane . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 27 Mało misyjny Kościół. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 Wychowywać do misji, poszerzając przestrzenie: od po-chrześcijanina do przed-chrześcijanina. . . . . . . . . 45 Poszerzyć przestrzenie duszpasterstwa powołaniowego (albo duszpasterstwo powołaniowe jako misja) . . . . . . 49 Poszerzyć przestrzenie rozumu i ewangelizacji. . . . . . . 51 a) Nowa ewangelizacja (byłych wierzących). . . . . . . . . 53 Od zaproszonego do posłanego. . . . . . . . . . . . . . . . 57 Wychować do misji, aby ponownie wychować do wiary. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 59 b) Pierwsza ewangelizacja: parafia niewierzących. . . . . 65 Na pierwszym miejscu niewierzący. . . . . . . . . . . . . 66 Potrzeby niewierzących (i obowiązki wierzącego) . . 68 c) Misyjne towarzyszenie powołaniowe. . . . . . . . . . . . 74 Wychowywać-formować do misji jako powołania. . 74 „Młodzi odkupiciele młodych”. . . . . . . . . . . . . . . . 82
— 85 —