Nie możesz spoczać

Page 1



ALESSANDRO PRONZATO

Nie możesz spocząć • Ojciec Jordan Ten, który przejął ogień i rozpalił serca milionów Wydanie poprawione pod redakcją Ojca Stephana Horna SDS

Przełożył Krzysztof Stopa

Wydawnictwo SALWATOR Kraków


Tytuł oryginału Padre Francesco Maria Jordan Ha preso in consegna il fuoco Redakcja Anna Śledzikowska Korekta Edyta Wygonik-Barzyk Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski

Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 542/P/2012 Kraków, 19 października 2012

© 2011 Piero Gribaudi Editore srl Via C. Baroni, 190 – 20142 Milano © for the Polish Edition 2013 Wydawnictwo SALWATOR

ISBN 978-83-7580-323-5

Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com


WSTĘP

• Przejął ogień, dołączając do sztafety ludzi wielkich przez świętość, którzy rozpalali miłością Jezusa serca milionów ludzi na przestrzeni dwóch tysiącleci i których duchowy autorytet jest wciąż aktualny. Przekazał ten ogień tysiącom kobiet i mężczyzn tworzących obecną rodzinę salwatoriańską, z odziedziczonym po nim charyzmatem na wszystkich zamieszkanych kontynentach. Nie pierwszy raz mam sposobność pisania wstępu do publikacji o ojcu Franciszku Marii od Krzyża Jordanie. W 2010 roku swoim słowem poprzedziłem treść książki Alessandro Pronzato Od apatii do pasji duchowej. Duchowość na nasze czasy. Można stwierdzić, że tamta publikacja była wstępem do bardziej szczegółowego portretu człowieka, którego idee są wciąż bardzo aktualne. Spojrzenie Aleksandro Pronzato na osobę Franciszka Jordana jest ciekawe i świeże. Autor nie należy do założonej przez ojca Franciszka rodziny zakonnej i jest wolny od schematów, które mogą towarzyszyć salwatorianom piszącym o swoim założycielu. Lektura Dziennika Duchowego i obszernego Positio oraz refleksja nad faktami z życia i duchowością bohatera książki sprawiły, że stał się on dla autora kimś bliskim. Pronzato pisze, że jego pełen szacunku dialog z ojcem Jordanem, mimo zakończenia pracy nad książką, trwa nadal: „Czuję się uprawniony, by orzec, że w na-

5


stępstwie kontaktu z tym człowiekiem, który przejął ogień, teraz w wielu częściach mojej duszy noszę poparzenia. Ale się nie skarżę, uważam to za szczęście”. Alessandro Pronzato znany z poczucia humoru, udowadniając wielkość założyciela salwatorianów, stwierdza, że miał on „bzika”, czyli głowę zaprzątniętą jedną myślą: „Miał tylko jeden program obejmujący wszystko: umożliwić ludziom poznanie Jezusa. Był bowiem przekonany, że prawdziwym i wielkim dramatem, przyczyną ludzkiego nieszczęścia jest brak znajomości Chrystusa i Jego zbawczej ofiary”. Mam nadzieję, że polskie wydanie niniejszej książki, które ukazało się nakładem Wydawnictwa SALWATOR, pozwoli wielu ludziom, nie tylko tym związanym z rodziną salwatoriańską, nawiązać twórczy i trwały dialog z człowiekiem wielkim przez swoją świętość. ks. Piotr Filas SDS prowincjał


Część pierwsza

Zarys biograficzny



OD POCZĄTKU ZMAGAJĄC SIĘ Z TRUDAMI ŻYCIA

• Tam, gdzie dachy są ze słomy Gurtweil jest wioską położoną na wysokości 327 metrów nad poziomem morza, złożoną z około 70 domów, z których niemal wszystkie charakteryzują się jedynym w swoim rodzaju słomianym dachem. Wynika to jednak nie z folkloru albo z pretendowania do bycia atrakcją turystyczną, tym bardziej że w pobliżu znajduje się Schwarzwald, ale z biedy. W interesującym nas okresie liczba ludności w tej miejscowości z ledwością sięgała 400 mieszkańców, w większości chłopów, lecz także hodowców bydła. Istniał tylko tuzin piętrowych domów i jedynie cztery z nich zbudowano z kamienia. Wszystkie pozostałe były drewniane, w większości pokryte byle jakimi słomianymi dachami. Gurtweil należące do Baden w Bryzgowii znajduje się na samym południu Niemiec, przy granicy ze Szwajcarią. To tutaj Jan Chrzciciel Jordan 16 czerwca 1848 r. przyszedł na świat, a następnego dnia został ochrzczony. Ojciec miał na imię Lorenz, matką była Notburga, z domu Peter. Jeden ze świadków opisuje gospodarstwo Jordanów następująco: „Był to mizerny domek jednopoziomowy, ze słomianym dachem sięgającym prawie do ziemi, bez muru i komina. Cały był zresztą sczerniały od dymu”. Wiele to mówi o zdecydowanie skromnych warunkach życia rodziny.

9


A oto kolejne ważne świadectwo: „Rodzice Jana Chrzciciela byli niezwykle ubogimi rolnikami, a rodzinny bilans zawsze wychodził na minus”. Przyjrzyjmy się jednak bliżej tym dwóm postaciom i spróbujmy wyjaśnić przyczyny tego beznadziejnego położenia.

Widziani z bliższej odległości Lorenz Jordan, pochodzący z Gurtweil, gdzie się urodził w 1818 r., chcąc zaradzić kłopotom ekonomicznym spowodowanym przez ojca, zaczął pracować jako stajenny w gospodzie Zum Engel (U Anioła) w Rheinheim. Tutaj poznał Notburgę, służącą, z którą się związał. Małżeństwo mogło zostać zawarte dopiero 8 czerwca 1848 r. w kościele w Gurtweil, ponieważ wcześniej Lorenz musiał załatać największe dziury w ojcowskim majątku, spłacić różne długi, starając się odzyskać dom rodziców. Jan Chrzciciel urodził się osiem dni po wspomnianej uroczystości religijnej. Notburga pochodziła z Bühl w gminie Klettgau, położonego w odległości około 20 kilometrów od rodzinnej miejscowości męża. Przed Janem Chrzcicielem z ich małżeństwa narodził się Martin (1843). Wiele wskazuje na to, że był on murarzem, brał także udział w kilku wojnach. Przez całe życie przyjdzie mu borykać się z problemem długów, któremu z godną podziwu dobrą wolą i uczciwością będzie próbował zaradzić. Jednak zarówno jego zdrowie, jak i żony mocno ucierpi z powodu ostatniego długu, z którego będą musieli się rozliczyć z nieprzejednanymi szwajcarskimi wierzycielami. Ogołocony z majątku, znajdzie skromną pracę w przemyśle papierniczym. Będzie dwukrotnie żonaty (pierwsza żona zmarła jeszcze przed pięćdziesiątką, a krótko potem taki sam los spotkał ich jedyną córkę Augustę).

10


W SZKOLE CIERPIENIA I ZNOJU

• Dramat od samego początku Od razu opowiedzmy o nieszczęśliwym wypadku, jaki latem 1855 r. przytrafił się tacie Lorenzowi. Naznaczy on na zawsze wszystkich członków rodziny Jordanów. Najmłodszy syn Eduard wspomina: „Podobnie jak na targowiska w Konstancji i Bazylei przybywało wiele wozów i koni, tak i do sąsiedniego Zurzach w Szwajcarii ściągało ich sporo z Rheinheim w Badenii. Konie i wozy umieszczano po tej stronie Renu, na postoju w Rheinheim. Dlatego mój ojciec zwykle chodził tam pomagać, ponieważ to był dodatkowy zarobek dla rodziny. Pewnego razu, próbując ustawić 40–50 bardzo znarowionych koni, został przez nie stratowany tak, że odniósł rany na nodze i na tułowiu. Noga została złamana i od tej pory musiał się podpierać laską z żelaznym uchwytem, specjalnie dla niego wykonanym przez kowala. Jakby tego było mało, miał także w górnej części tułowia, z prawej strony, głęboką ranę, która się nigdy nie zagoiła. Przeciwnie, zaczęła ropieć. Wykazywał jednak wiele cierpliwości w swoich boleściach i nigdy się skarżył ani na swoją słabość, ani na warunki finansowe, które nie rokowały żadnej poprawy”. Biedak umrze 8 lat po tym wypadku, 12 maja 1863 r., w wieku zaledwie 44 lat. Martin miał wtedy 20 lat, Jan Chrzciciel 15, a Eduard 12.

13


MŁODZIENIEC… W WIEKU 29 LAT PUKA DO BRAM SEMINARIUM

• Sankt Peter W tamtym czasie brama seminarium była zdecydowanie ciasna, jak ta z Ewangelii (por. Mt 7,13), i niełatwo było się przez nią przecisnąć. Sam zamiar zostania księdzem to było jeszcze za mało, aby wstąpić do środka. Nie wystarczyło też szczycić się świetnym curriculum ze studiów, by zostać przyjętym z otwartymi ramionami. Istniały surowe kontrole… dokumentów. Jakby tego było mało, potrzebne były też rekomendacje. Poza tym problem liczby miał niewielką wagę. Kiedy Jan Chrzciciel zapukał do bramy 18 października 1877 r., mógł się pochwalić kilkoma referencjami. Przede wszystkim od dyrektora studiów teologicznych uniwersytetu we Fryburgu Josepha Kamila Litschgi: „J.C. Jordan z Gurtweil uzyskał dyplom w liceum w Konstancji; krótko wcześniej pracował jako malarz pokojowy, ale zaraz potem podjął naukę. Posiada on wiele talentów i jest bardzo pilny w nauce języków obcych, a na dodatek jest obdarzony wyjątkową skromnością. W swoim zachowaniu charakteryzuje się pewną niezdarnością i niepokojem; jego zdrowie, z powodu pracy magisterskiej i wielu studiów, jest w dość niepokojącym stanie. Jordan jest głęboko religijny, żywi również wzruszającą i bezwarunkową cześć dla Kościoła i kapłaństwa. Chce żyć i pracować jedynie dla tego celu.

33


Jordan zasługuje na to, aby niniejsza stronica była poświęcona w całości jemu”. Następnie była też konieczna rekomendacja dostarczona przez jego proboszcza, który nie szczędził pod jego adresem pochwał z punktu widzenia moralnego i religijnego. Ale to wszystko wciąż nie wystarczało. Jordan musiał się poddać egzaminom wstępnym do seminarium (nazywanym wymownie „konkursem”). Egzaminy te, ustne i pisemne, odbywały się przed komisją pod osobistym przewodnictwem biskupa Lothara, który rezerwował sobie prawo do szczegółowych kontroli. Jordan stanął do nich 17 i 18 sierpnia 1877 r. Przedmioty: katechetyka i prawo kanoniczne, teologia dogmatyczna, teologia moralna i pastoralna, homiletyka. Stopnie wahały się między „dobrym” a „bardzo dobrym”. Po przejściu tego progu Jan Chrzciciel mógł 18 października wstąpić (wraz z innymi jedenastoma „powołanymi”) do seminarium w Sankt Peter koło Fryburga, usytuowanego w starym i obszernym klasztorze sięgającym XII w., który w ciągu burzliwych lat doświadczył skutków wojen, grabieży, zniszczeń, likwidacji i licznych rekonstrukcji.

Duchowość przede wszystkim W tym ostatnim roku, który doprowadził go do upragnionego celu, angażował się nie tylko w studia, ale także w intensywne przygotowanie zwłaszcza do duchowości i praktyki duszpasterskiej. Pierwsze rekolekcje odbył przed tonsurą i święceniami niższymi. Cała dwunastka z jego roku bez trudności się ze sobą dogadywała, ponieważ znali się już od czasów uniwersytetu, a także łączyła ich przynależność do bractwa „Arminia”. Seminarium i jego kaplica były związane z miejscowym kościołem parafialnym, tak że kandydaci do kapłaństwa mogli w nim

34


CIEMNOŚĆ I PRZEBŁYSKI ŚWIATŁA, PRZYGNĘBIENIE I POCIECHA

• Noc mistyczna Dla pełnego obrazu, a także dla lepszego zrozumienia przyszłych wydarzeń warto wspomnieć co nieco o życiu duchowym Jordana w latach przygotowań do święceń kapłańskich. Musiał w tym czasie borykać się z licznymi wątpliwościami, dręczącymi go oporami, wahaniami. Jemu samemu trudno było sprecyzować, czego naprawdę chce. Wszystko wydawało się jakby owiane mgłą. Z Dziennika czerpiemy wiele sygnałów rzucających światło na tę sytuację. Zostały one starannie przeanalizowane przez ojca Michała Pielę, do którego się odwołujemy5. Przede wszystkim doświadcza on własnych ograniczeń i słabości, uświadamia je sobie z bolesną oczywistością. „Jordan uświadamiał sobie, że jego systemy nerwowy i odpornościowy słabną, wystawiane na próbę przez trudne lata i wymagające studia. Aby nie poddać się lękowi, oddawał się całkowicie modlitwie. Jordan był świadomy swojej melancholicznej natury, dlatego starał się bronić przed jej oddziaływaniem. W tych latach bardzo cierpiał z powodu swojej nerwowości i częstych depresji. Postrzegał te okoliczności jako wolę Boga. Skłaniały go one do zwiększenia swojej ufności wobec Niego. «Aby zostać wysłu5

Positio, t. II A, s. 239nn.

39


W RZYMIE, PATRZĄC NA WSCHÓD

• Nie jest łatwo wejść na ten cmentarz… Campo Santo Teutonico. To niemieckie kolegium nie wydaje się zbyt pociągającym celem dla młodych ludzi. Tymczasem wielu starało się, by zostać tam przyjętym. Mieściło się na wzgórzu watykańskim, kilka kroków od Bazyliki św. Piotra. Pierwotnie był to cmentarz przeznaczony do pochówku pielgrzymów, wędrowców i ubogich ze wszystkich stron świata. Wyróżniał się swoistym zwyczajem: pielgrzymi wracający z Ziemi Świętej kładli na te anonimowe groby garść ziemi zebranej w Jerozolimie, w wymownym geście symbolicznym. Na początku średniowiecza Niemcy i Flamandowie zbudowali obok cmentarza dom, w którym pielgrzymi znajdowali gościnę, oraz aneks szpitalny. Powstała także szkoła dla Longobardów. Następnie przyszła kolej na kościół noszący nazwę Santa Maria della Pietà in Campo Santo i należący do pewnego arcybractwa. Miejsce to ulegało kolejnym przemianom, aż w końcu w 1854 r. dzięki austriackiemu cesarzowi Franciszkowi Józefowi wszystkie budowle stały się siedzibą kolegium studenckiego, przeznaczonego dla niemieckich kapłanów. Szybko zaczęło się ono cieszyć znacznym prestiżem. Rektor, Anton de Waal (1837–1917) pochodzący z Dolnej Nadrenii, 4 października 1878 r. przyjął tam Jordana wraz z innym jego szkolnym kolegą. Biskup Lothar chciał, aby Jordan studiował w tym miejscu języki wschodnie.

43


ZNALEZIENIE WŁAŚCIWEGO CZŁOWIEKA

• Zalecenia i sugestie Rozczarowany, ale nie zniechęcony. Skromności i pokory Jordanowi nie brakowało, i to one pozwoliły mu przyjąć ciosy bez uciekania się do cierpiętnictwa. Myślał, że może zacząć w Boże Narodzenie, tymczasem konieczne okazało się nienarzucanie żadnych własnych terminów, choćby uprawnionych, ani Bogu, ani ludziom Kościoła. Spoglądał w kierunku stowarzyszenia kapłanów świeckich Bartłomieja Holzhausera, którego jedną z wybijających się postaci był Bernhard Lüthen, przyszły współpracownik Jordana. Decydująca okazała się także światła interwencja Massai, który zwrócił mu uwagę, że ma poważne powody, by wątpić w powodzenie dzieła, ponieważ miało się ono zajmować głównie działalnością apostolską na terytoriach misyjnych, natomiast założyciel nie przemyślał pewnego wcale nieobojętnego szczegółu, że skoro jest to towarzystwo, którego członkowie nie składają ślubów, to będzie ono poddane wyłącznie biskupom – ze wszystkimi związanymi z tym uwarunkowaniami, których nietrudno się domyślić. Dlatego należało zacząć myśleć nad ideą ślubów, tak by dojść do założenia właściwego towarzystwa zakonnego. Jordan od razu przyjął tę sugestię. Napisze do Arnolda Janssena: „Członkowie, kapłani i świeccy I stopnia, składają śluby proste; członkowie II i III stopnia nadal trwają w zobowiązaniu przyjętym do tej pory przez siebie”.

68


Można się było tego spodziewać… Najobszerniejsza część dokumentu (aż trzy strony) dotyczyła zarzutów wobec tytułu „apostolski”. Jasno tu widać, że dane uprzednio przez Jordana wyjaśnienia nie zostały wzięte pod uwagę. Cenzor nie omieszkał dodać ze szczyptą sarkazmu: „Opat Jordan twierdzi, że odrzuca tytuł «katolicki» w miejsce «apostolskiego» z powodu uprzedzeń w krajach protestanckich w stosunku do słowa «katolicki». Mój dobry Boże! A od kiedyż to misjonarze, również «apostolscy», ukrywają swój charakter «katolicki», tak jakby byli jakąś sektą, która musi działać w cieniu i ukrywać swoją nazwę?”. Zważywszy na te przesłanki i polemiczne podejście, końcowa ocena nie mogła być inna niż negatywna: „Co się tyczy Towarzystwa jako takiego, to jest jasne, że w żaden sposób nie można go zatwierdzić, ponieważ do tej pory, jak sami przyznają, istnieją tylko «pierwsze linie», «pierwsze ślady» wielkiego projektu, a poza tym brakuje wszystkiego, co tworzy Instytut o ślubach prostych”. Zresztą cały ten długi i dociekliwy (w znaczeniu przewagi co najmniej podejrzanej dociekliwości) dokument nie zawiera choćby najmniejszej pochwały jakiegokolwiek aspektu dzieła. Uwypuklone są wyłącznie elementy negatywne. Dlatego przy całym należnym szacunku dla tej cieszącej się autorytetem osobistości, przynajmniej w tym wypadku nie można mówić o bezstronności. Poza tym ton przyjęty w pewnych fragmentach wydaje się nie do zaakceptowania. Te 14 stron, zdeponowane w archiwum Kongregacji ds. Biskupów i Zakonników, zważywszy na ich lokalizację, zawsze będą jako pierwsze rzucać się w oczy i będą uwzględniane przy następnych ocenach. Negatywnie wpłyną na tych, którzy będą musieli w późniejszym czasie zająć się dziełem Jordana.

89


BADANIA NIGDY SIĘ NIE KOŃCZĄ

• Rekrutacja Okres między 1881 a 1883 r. jest określany jako „etap wyjaśniania i przekształcania dzieła Jordana”. Dużo podróżował i nadal będzie to czynił. Teraz przemieszcza się także Lüthen, zwłaszcza po Niemczech, gdzie pełni funkcję dyrektora odpowiedzialnego Towarzystwa. Tymczasem w Rzymie w grudniu 1881 r. zaczyna działalność skromna drukarnia, która żeby przetrwać, początkowo drukuje także dla innych, w późniejszym czasie jednak dynamicznie się rozwinie. W samym 1882 r. Jordan napisał około 140 listów, by informować o fundacji i sprzyjać jej duchowemu i materialnemu rozwojowi. Wraz ze wzrostem liczby członków lub aspirantów zostaje powołane do istnienia kolegium dla studentów, którzy przygotowują się do kapłaństwa. Nie wszyscy jednak zamierzają wstąpić do Towarzystwa. Jordan myśli również o zrobieniu czegoś dla sierot i zagubionej młodzieży. Nie tylko w Niemczech, ale również w Szwajcarii próbuje pozyskiwać kapłanów. Także von Leonhardi wybiera się w podróż w tym celu do Belgii i Luksemburga. Jednak rekrutacja okazuje się bardzo trudna. Tymczasem Lüthen, który cieszył się pewną sławą w ojczyźnie, naciskał na swój specyficzny sektor: szerzenie informacji przez prasę. W związku z tym jeden z proboszczów wygłosił pod jego adresem wymowną pochwałę: „Mówi językiem ludu”.

91


Osobiste zaangażowanie W Niedzielę Palmową 11 marca 1883 r. Jordan składa swoje śluby przed spowiednikiem. Formułę przyjętą na tę okoliczność znajdujemy w Dzienniku: „Przyrzekam naszemu papieżowi Leonowi XIII i jego prawowitym następcom zarówno posłuszeństwo, jak i ubóstwo oraz czystość, i przyrzekam ponadto, z pomocą łaski Bożej, całkowicie poświęcić siebie i ofiarować na chwałę Boga i dla zbawienia dusz. Rzym, w Niedzielę Męki Pańskiej 1883. Jan Maria Franciszek od Krzyża”25. Od tego samego spowiednika przyjął także habit zakonny w kolorze szaropopielatym, pokutnym, dość podobny do tego, jaki wybrał sobie Franciszek z Asyżu. W nowo przybranym imieniu aż nazbyt widoczne jest odniesienie do tego świętego ze stygmatami. Z drugiej strony, zawsze miał bardzo dobre relacje z franciszkanami, jeszcze od czasu podróży na Bliski Wschód. Co do „Krzyża” w imieniu, to od dawna dojrzewało w nim przekonanie, że dzieła Boże rosną w cieniu krzyża. W Dzienniku jednak chciał dodać jeszcze coś więcej: „Jan Maria Franciszek od Krzyża, to znaczy: krzyż jest twoim życiem, krzyż jest twoim zbawieniem, krzyż jest twoją koroną, krzyż jest twoją chlubą, krzyż jest twoją nadzieją, krzyż jest twoją tarczą, krzyż jest twoją obroną, krzyż jest twoim udziałem, krzyż jest twoją radością. (…) 25

I/167–168.

101


ŁATWY CEL CYNICZNEJ KAMPANII PRASOWEJ

• Pod przykrywką anonimowości Mówiąc językiem bokserskim, chodziło o cios poniżej pasa lub raczej serię takich ciosów. Jeśli zaś wolimy użyć bardzo modnego dziś wśród polityków określenia, musimy mówić o spisku. A bardziej brutalnie: o ciosie w plecy. Nie sądzę, by się tego spodziewał, i zapewne też nie ujął tego w swoich przewidywaniach. Jednak stacje drogi krzyżowej nigdy nie są możliwe do przewidzenia. Ten cios spadł na niego niespodziewanie. Był wstrząśnięty, przejęty, zszokowany – zarówno on, jak i jego najbliżsi współpracownicy. Pierwszy atak nastąpił 7 stycznia 1906 r. w monachijskim tygodniku „Das Zwanzigste Jahrhundert” (Wiek Dwudziesty) w artykule noszącym z pozoru niewinny tytuł: Słowo wyjaśnienia na temat Towarzystwa Boskiego Zbawiciela, założonego przez Przewielebnego ojca Jordana. W odstępach tygodniowych ukazały się kolejne dwa artykuły. Bardziej niż o „wyjaśnienie” chodziło raczej o taśmowe obrzucanie błotem, by uderzyć w misję w Assamie, w samo Towarzystwo i jego członków oraz oczywiście w Założyciela. Nie oszczędzono również sióstr. Krótko mówiąc, nie bawiono się w żadne subtelności, lecz strzelano na oślep. Zakwestionowano wszystko, na przykład ozię-

132


błe stosunki z władzami kościelnymi i niewłaściwą opiekę nad chorymi. To było szkalowanie na całego. Artykuły ukazywały się anonimowo, ale dość łatwo było zidentyfikować… pióro kogoś, kto został ukarany. Chodziło o byłego członka Towarzystwa, dawnego misjonarza w Assamie. Opuszczając wspólnotę, zażądał sumy 5 tysięcy rupii jako zadośćuczynienia za stworzenie stacji misyjnej, dla której miał zainwestować pieniądze otrzymane od własnych rodziców. W końcu zadowoli się dwoma tysiącami. Była to zatem zemsta całą gębą, dokonana ze złośliwością, a nawet nienawiścią. Kolejno ukazywały się artykuły w innych czasopismach, odwołujące się do tego skażonego źródła i przytaczające najbardziej ekscytujące fragmenty, bez najmniejszej próby krytycznego spojrzenia. Poważne oskarżenia, niepoparte żadnymi dowodami, a przede wszystkim nieuwzględniające jakichkolwiek wyjaśnień (w tym wypadku rzeczywiście „wyjaśnień”…), które ukazywały się po drugiej stronie, to znaczy były pisane przez przełożonych Instytutu poddanego takiemu wrogiemu ostrzałowi prasowemu. Deklarowanym celem było odstraszenie każdego, kto miałby zamiar wstąpić do rodziny ojca Jordana. Jeśliby ktoś to zrobił, nieuchronnie naraziłby się na nieprzyjemne niespodzianki.

Zniekształcony obraz Ojciec Jordan był opisywany na przemian jako „dziwny święty”, cierpiący na manię wielkości, „niespokojny duch”, z osobowością charakteryzującą się różnymi natrętnymi myślami. Pokora nie była jego mocną stroną. Taki był obraz odbijający się w zniekształcającym zwierciadle. Być może nie użyto słowa „oszust”, ale nagromadzenie różnych przesłanek prowadziło w tym kierunku. W każdym razie należało się trzymać od niego z daleka.

133


NIEWYGODNY I SKRUPULATNY GOŚĆ

• Powrót do przeszłości? Warto w tym miejscu poświęcić nieco miejsca postaci wizytatora apostolskiego, który tak bardzo zaciążył na rozwoju Towarzystwa ojca Jordana. Chodzi zatem o ojca Antonia Intreccialaglego, człowieka surowego, z pewnością nie gościa o pojednawczym usposobieniu; jego szczególnymi przymiotami były zdolności administracyjne i organizacyjne. Beniamino Augusto (takie imiona otrzymał na chrzcie) urodził się w 1852 r. w Montecompatri, części Castelli Romani (diecezja Frascati), w rodzinie złożonej z dziesięciorga dzieci. Wstąpił do nowicjatu karmelitów w wieku zaledwie 16 lat (do klasztoru Santa Maria della Scala w Rzymie) i przyjął imię zakonne brata Antoniego od Jezusa. Studiował na Uniwersytecie Gregoriańskim i został wykładowcą nauk humanistycznych. Pełnił różne odpowiedzialne zadania w zakonie, włącznie z urzędem prowincjała (w wieku 39 lat). Stworzył wokół siebie pewnego rodzaju famę spowiednika i kierownika duchowego. Bardzo szybko zyskał poważanie i zaufanie Kongregacji ds. Biskupów i Zakonników jako ekspert od życia zakonnego i prawa kanonicznego. Stawiał sobie – i nie czynił z tego tajemnicy – bardzo szczególny cel: powrócić do struktur dawnego życia monastycznego, odwołując się także do form życia zakonnego praktykowanych, zanim zostały wprowadzone różne prawodawstwa o charakterze

151


antyklerykalnym. Interpretowanie wymagań, nierzadko zasadnych, nowych czasów, a więc także potrzeb nowo założonych instytutów, które chciały się otworzyć na zupełnie inne horyzonty niż w przeszłości, nie było łatwe. Dość ostentacyjnie utrzymywał, że zasadniczym kierunkiem i punktem odniesienia powinien być jego chwalebny zakon karmelitański. Ojciec Jordan, który również żywił bezgraniczny podziw dla św. Jana od Krzyża i Teresy z Ávili, patrzył na to z innej perspektywy i miał inną wizję. Jego dom przy Borgo Vecchio był wypełniony ludźmi, których różne języki, wykształcenie, wychowanie i perspektywy teologiczne świadczyły o otwarciu się na apostolat w wymiarze całego świata. Bardzo szybko ujawniła się wyraźna niemożność pogodzenia wizji życia zakonnego ojca Jordana z zapatrywaniami wizytatora apostolskiego.

Trudności w osiągnięciu porozumienia Autor Positio zauważa: „Dla ojca Jordana wizytacja ta musiała być skrajnie trudną i heroiczną, a także bolesną i niepewną próbą. Z całą swoją szczerością i posłuszeństwem kościelnym musiał pokazać obcemu zakonnikowi, przedstawicielowi starego zakonu o chwalebnych tradycjach, nie tylko wszystkie dokumenty i sprawozdania finansowe od niego wymagane, ale także wytłumaczyć swoją osobistą drogę jako Założyciela nowego instytutu zakonnego. (…) Rola ojca Antonia znacząco się zmieniła w pierwszych dwóch latach wizytacji. (…) Musiał on przeprowadzić dociekania, aby wykazać zasadność różnych oskarżeń wysuwanych pod adresem instytutu ojca Jordana lub jej brak. (…)

152


Część druga

Przyczynki do portretu niezbyt odbiegającego od rzeczywistości


KIM BYŁ?

• Od dłuższego już czasu regularnie utrzymuję kontakt z ojcem Jordanem. Na biurku stoi jego „zamyślony” portret. Mam przed oczyma niektóre pomniki, zwłaszcza jeden, niemal ukryty w korytarzu wierzb płaczących w Trzebini, na polskiej ziemi. Z drżeniem przewracam kartki Dziennika. Czytam obowiązkowo książki mówiące o nim, włącznie z tomami Positio. W końcu jednak muszę stanąć przed pytaniem: Kim tak naprawdę był ojciec Jordan? I choćbym na wszystkie strony je obracał, nie potrafię udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi. Oczywiście, jeśli ktoś zadowala się obserwowaniem go z zewnątrz, wówczas odpowiedź okazuje się względnie łatwa. Wystarczy przyjrzeć się datom, przebiec etapy jego egzystencji, zrekonstruować curriculum jego studiów, prześledzić liczne podróże, uwzględnić dzieła, jakich dokonał, skoncentrować się na podjętych inicjatywach. Na koniec ukaże się dość zadowalający obraz, choć z konieczności tylko przybliżony. Pozostaje jednak dręcząca wątpliwość: ten „poruszony” obraz przypomina trochę ojca Jordana, ale nie pokrywa się z jego zdecydowanie złożoną (co jednak nie oznacza skomplikowaną) osobowością. Nie da się go zamknąć w tej zewnętrznej klatce, którą mu zbudowaliśmy, łącząc ze sobą fragmenty jego życia, skądinąd dosyć burzliwego.

169


A wówczas pojawia się podejrzenie, wręcz pewność, że to, co najważniejsze i co najlepsze, znajduje się poza tą klatką, choćby nawet została ona z takim trudem skonstruowana. W środku jest tylko szkielet, nie osoba żywa i nieprzewidywalna. Trzeba zatem podążyć inną drogą. Ale jeśli ośmielisz się przekroczyć próg i przeniknąć – z należną ostrożnością i konieczną delikatnością – do jego świata wewnętrznego, wkroczyć na jego najskrytszy teren, to po kilku krokach poczujesz się wstrząśnięty, zagubiony, zdezorientowany, zaczniesz mieć coraz wyraźniejszą świadomość, że nigdy nie uda ci się go w pełni poznać. Chciałbyś badać jego głębię. I drążąc, natrafiasz na pierwszą, zaskakującą warstwę. Zaraz potem jednak odkrywasz, że jest jeszcze następna, bardziej bulwersująca, i jeszcze jedna, i niekończące się kolejne, i nie wiesz, gdzie jest ukryty prawdziwy ojciec Jordan. Jakiś błysk, ciemność, potem znów błyśnięcie światła, po czym pogrążasz się w ciemności przerwanej nagle jakimś lśnieniem, po którym nieuchronnie następuje czas, kiedy snujesz się w mroku i poruszasz po omacku, aż w końcu nie pozostaje ci nic innego, jak tylko się poddać, ponieważ powoli niewyraźnie uświadamiasz sobie, że nigdy nie zdołasz uchwycić wiernych rysów tej wymykającej się osobowości. Można ją jedynie musnąć, ale na pewno nie objąć. Mamy do czynienia z tajemnicą. A przed tajemnicą trzeba, jak Mojżesz, zdjąć sandały z nóg (Wj 3,5), powstrzymać ciekawość, poskromić wścibstwo i zadowolić się fragmentami, przebłyskami światła, zaakceptować to, co niewytłumaczalne, odkryć, że zawsze jest coś „dalej”, jakaś strefa jeszcze bardziej wewnętrzna, w którą nie możesz się zapuścić. Z drugiej strony, sam ojciec Jordan zazdrośnie strzeże własnego sekretu. Wyróżnia go pewna wstydliwość, jak chodzi o uczucia. I nie możesz sobie pozwolić na nietaktowne naruszenie tej świętej i nienaruszalnej przestrzeni.

170


SAMOTNOŚĆ

• Nie można utrzymywać, że ojciec Jordan z natury był samotnikiem. Kochał towarzystwo. Jako młody człowiek wyróżniał się wesołością i umiłowaniem żartów, tak że mama uważała go za nieodpowiedniego do kapłaństwa właśnie z tego powodu. Ale był też w jego sposobie bycia jakiś głębszy wymiar. Kochał samotność i szukał jej. Potrafił spotykanie się z innymi pogodzić z przemożnie odczuwaną potrzebą wykrojenia sobie jakiejś całkowicie własnej przestrzeni odosobnienia, w której mógłby się schronić, aby odnaleźć samego siebie i intensywniej odczuć obecność Boga. W Dzienniku z łatwością znajdziemy liczne ślady tego jego podstawowego wymiaru. Pisał na przykład: „W samotności powietrze jest czystsze, niebo bardziej otwarte, a Bóg bliżej nas”. Zresztą taki był jego maksymalny program: „Podaruj dni bliźniemu, noce przeznacz na modlitwę”51. A także: „Ilekroć możesz, przeznaczaj noc na modlitwę”52. I jeszcze to zdumiewające zdanie: „Idź sam na samotność”. W 1896 r. wyzna swojemu następcy, ojcu Pfeifferowi, takie swoje nieco tajemnicze przyzwyczajenia: „W lesie modlitwa / w wieku dwunastu lat lekki / zmieniony / ścisła spowiedź. / Pierwsza Komunia dobra / śmierć ojca odmieniony / modlitwa w miejscach ukrytych”. 51 52

176

I/64. I/66.


Część trzecia

Profil duchowy


DZIENNIK

• Cztery cenne książeczki Początkowo były to cztery oddzielne książeczki. Liczba stron maleje z upływem lat. Innymi słowy, posuwając się w życiu naprzód, ojciec Jordan pisze coraz mniej albo też odnotowuje tylko rzeczy istotne bądź potrafi się wyrażać z większą zwięzłością, unikając rozwlekłości i przegadania. Albo też dokonuje procesu uproszczenia we własnym doświadczeniu duchowym. Bądź też w sposób bardziej radykalny: kiedy ktoś żyje w pełni, nie potrzebuje już pisać. Wymowne są same liczby: pierwsza księga zajęła bowiem 213 stron; druga 121; trzecia (1909–1915, czyli obejmująca kluczowy okres) 37 stron; ostatnia 39 stron. Łącznie: 410 stron (ściślej mówiąc: stroniczek). Pierwsze dwie zostaną zszyte przez jednego z braci laików w jeden tomik, obłożone skórzaną oprawą koloru brązowego. Zawierają one notatki spisane w latach 1875–1909. Tomikowi nadawano różne określenia: „busola jego duszy”, „księga zachęt dla samego siebie” (Vorsatzbuch), „dziennik pokładowy”. Krótko mówiąc, różne rzeczy razem. Wrócimy do tego nieco później. Pierwsza strona zawiera datę 1 lipca 1875 r. (święto Przenajświętszej Krwi Chrystusa). Słowo „lipiec” jest napisane elegancką cyrylicą w języku serbsko-chorwackim. Jest też dodatek w formie skróconej (same inicjały z kropką, po łacinie) słynnej maksymy św. Ignacego: Omnia ad maiorem Dei gloriam et ad salu-

189


tem animarum (Wszystko dla większej chwały Boga i zbawienia dusz). Następnie bardzo wyraźnie postawione litery greckie „alfa” i „omega”. Jordan ma wówczas 27 lat. Jest przy końcu pierwszego roku na uniwersytecie, gdzie musi się mierzyć z burzliwą atmosferą Kulturkampfu („walki o kulturę”)56 – jest to zauważalne już od pierwszych zdań: „A ty, Germanio, dlaczego przeciwstawiasz się swemu Bogu, dlaczego wstydzisz się, Jego droga Oblubienico?”. Nabrał zwyczaju pisania wieczorem, po dłuższej modlitwie. Zabierał Dziennik ze sobą do kaplicy i służył mu on za tekst do medytacji. Ale był mu także nieodłącznym towarzyszem w czasie licznych podróży57, łącznie z tymi związanymi z nowymi fundacjami i wizytacjami wspólnoty. Co do treści, to od razu rzuca się w oczy, przynajmniej z ilościowego punktu widzenia, pewna dysproporcja. Najobszerniejszą część stanowi bowiem niewątpliwie pierwsza księga: 213 stron napisanych w ciągu 20 lat, między 1875 a 1894 r. Tylko na ostatnim roku teologii, przeżytym w Sankt Peter we Fryburgu, Jordan zapełnił aż 120 stron, które odsłaniają uczucia niepokoju, jakie pojawiały się w jego duszy w przeddzień kapłaństwa (1878). Dysproporcja jest oczywista w porównaniu z innymi okresami jego egzystencji.

56

Jak już wspomnieliśmy, chodzi o walkę prowadzoną w latach 1871– –1879 przez Bismarcka przeciwko Kościołowi katolickiemu i partii katolickiej Centrum. Obejmowała ona rygorystyczne kontrole państwowe nad instytucjami wychowawczymi, wypędzenia różnych zakonów, „prawa majowe” (1873), poddające egzaminom Kultur proboszczów, którzy musieli być obowiązkowo Niemcami. Zdecydowana reakcja kleru doprowadzi do stopniowego osłabienia Kulturkampfu (1879–1887). 57 Podczas podróży na Bliski Wschód (styczeń-sierpień 1880), w Jerozolimie, w poruszającym geście symbolicznym położył książeczkę na kamieniu Świętego Grobu.

190


OGIEŃ POŻERAJĄCEJ PASJI

• Ogień, jego naturalny żywioł Pisał: „Panie, chciałbym zawsze gwałtownie płonąć miłością ku Tobie i wszystkich zapalić. Chcę być ogniem, płonącym ogniem i świecącą pochodnią”102. Ojciec Jordan jest przeciwieństwem biurokraty, funkcjonariusza, a także suchego intelektualisty. On jest raczej osobą trawioną niepohamowaną pasją. Ośmieliłbym się powiedzieć, jest zakochany. Ogień jest jego naturalnym żywiołem. Mógł przyjąć za swoje słowa Jeremiasza: „Wtedy zaczął trawić moje serce jakby ogień, żarzący się w moim ciele. Czyniłem wysiłki, by go stłumić, lecz nie potrafiłem” (Jr 20,9). Z tą różnicą, że on nie próbował nawet go powstrzymać, nawet o tym nie myślał. Przeciwnie, chciał, aby ten ogień się rozprzestrzeniał. Miał go w sobie, ale czuł potrzebę, aby wybuchł na zewnątrz, aby zapalił także innych. Szczególnie bliskim mu prorokiem był niewątpliwie także Eliasz. Zacytował nawet słynny opis Syracha: „Następnie powstał Eliasz, prorok jak ogień, a słowo jego płonęło jak pochodnia”103. Zresztą Jezus już wcześniej powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął” (Łk 12,49). 102 103

III/20. I/161.

229


RAZ JESZCZE I ZAWSZE KRZYŻ

• Niezapomniana scena Brat Alipius Hansknecht z wielką spontanicznością opowiada o poruszającej scenie, której był świadkiem i bohaterem: „Zawsze robiło na mnie wrażenie to jego spojrzenie skierowane na Ukrzyżowanego. Szczególne wrażenie wywołało we mnie to, co zobaczyłem pewnego dnia. Ponieważ byłem wyznaczony do usługiwania w pokoju Przewielebnego Ojca i byłem z tego powodu szczęśliwy, on nie chciał, abym wchodząc, pukał do drzwi. Tym razem zastałem Ojca, który jak zwykle stał przed krzyżem. W pewnym momencie jednak zobaczyłem, że pogrążony w modlitwie nagle całym swym ciężarem upadł na kolana. Następnie bił się pięścią w piersi w modlitwie «będącej walką» (sic!), podczas gdy ja kontynuowałem moją pracę, starając się nie czynić hałasu. Trwało to długo. On mnie nie zauważył. Kiedy wstał i zobaczył mnie, był zaskoczony i powiedział: «Nie widziałem cię. Na pewno nikogo tu nie było, prawda?»”.

Głosić Chrystusa Ukrzyżowanego Z okazji wysłania grupy misjonarzy do Assamu (Boże Narodzenie 1891) Założyciel wygłosił następującą przemowę, która wyjaśnia wiele rzeczy: „Jesteście tam skierowani, aby głosić Chrystusa Ukrzyżowanego. Aby jednak uczynić wasz apostolat owoc-

261


BEZINTERESOWNOŚĆ

• Ojciec A. Thoma wspomina: „Kiedy przebywałem w Domu Macierzystym w Rzymie jako student, często usługiwałem do mszy odprawianej przez Sługę Bożego i w tym okresie widziałem, że w księdze intencji mszalnych każdego dnia zapisywał: Pro Societate Divini Salvatoris. Mogę zakładać, że tym wyrażeniem byli objęci nie tylko żyjący członkowie Towarzystwa i szczególne potrzeby Zgromadzenia, ale także członkowie zmarli”. Potwierdza to także ojciec C. Sonntag: „Ojciec Jordan nigdy nie odprawiał Mszy świętej według intencji płatnych, ale zawsze sprawował Świętą Ofiarę według własnej intencji i często także za żyjących i zmarłych dobroczyńców Zgromadzenia”.

293


WOBEC UBOGICH I CHORYCH

• Ojciec H. Benz wspomina: „Kiedy my, studenci, wracaliśmy z uniwersytetu do domu, regularnie zastawaliśmy długą kolejkę ubogich, czasami nawet do 20, czekających na obiad przed bramą Domu Macierzystego. Według mnie, otrzymywali oni zawsze ten sam pokarm, jaki dostawaliśmy my. Później widziałem ojca Jordana, który wychodząc na swój zwyczajny spacer do Bazyliki św. Piotra, brał od furtiana trochę pieniędzy, by je następnie ofiarować żebrakom, jakich spotykał na swojej drodze”. A ojciec M.M. Wambacher dodaje: „Ubogim zawsze należało dawać jałmużnę. On chętnie przyjmował pielgrzymów, dopóki było miejsce”. I jeszcze ojciec Sonntag wspomina: „Zawsze zalecał furtianowi, aby dobrze obchodził się z biedakami. Pewnego dnia Ojciec przybył z wizytą do naszego domu we Fryburgu Szwajcarskim, gdzie byłem przełożonym. Zostałem przy nim oskarżony, że daję za dużo jałmużny. Sługa Boży rozwiązał całą kwestię uśmiechem i skomentował ze spokojem: «To nie jest nic bardzo złego…»”. Na temat chorych takie świadectwo daje ojciec Thoma: „Z troską dopytywał się o stan zdrowia chorych w Domu Macierzystym. Do ich dyspozycji oddano kilka pokoi. Odpowiedzialny był brat laik, ale w razie potrzeby wzywano domowego lekarza. Jego troskliwość o chorych uwidoczniła się także w tym, że w Konstytucjach ojciec Jordan wprowadził osobny rozdział poświęcony chorym i sposobowi opieki nad nimi”.

294


SPIS TREŚCI

Wstęp . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5

Część pierwsza ZARYS BIOGRAFICZNY Od początku zmagając się z trudami życia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 9 W szkole cierpienia i znoju . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 Lata zaangażowanej młodości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Gimnazjum w konstancji i pewna wizja… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Od słomianych dachów do auli uniwersyteckich. . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 Młodzieniec… w wieku 29 lat puka do bram seminarium . . . . . . . . . 33 Ciemność i przebłyski światła, przygnębienie i pociecha . . . . . . . . . . . 39 W Rzymie, patrząc na wschód . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Sekret, który już nie jest sekretem, i marzenie, które nie będzie marzeniem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 47 Na Wschodzie widać lepiej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54 Forma czasownika „szukać” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 61 Znalezienie właściwego człowieka . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 68 Ziarno na papierze . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73 Narodziny przy dźwięku dzwonów i wśród spalonych kasztanów . . . 76 Poruszać się we wszystkich kierunkach . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 80 Jeśli czternaście stron to za mało, by uzasadnić odmowę . . . . . . . . . . . 85 Badania nigdy się nie kończą . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 91 Nowa nazwa z pieczęcią krzyża . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 100

305


Narodziny tak, narodziny nie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 Dwa różne charyzmaty, dwie różne drogi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 108 Trzecie narodziny, wreszcie udane…. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 114 Główne etapy długiej drogi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 119 Ileż ten ksiądz podróżował… . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 124 Dzwonią do furty domu, ale tak oczekiwany list nie przychodzi… . 128 Łatwy cel cynicznej kampanii prasowej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 132 Dotkliwe upokorzenie dla założyciela . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 137 Rodzina rozszerzona do rozmiarów świata . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142 Bolesna rezygnacja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 147 Niewygodny i skrupulatny gość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 151 Ostatnia stacja „Drogi Krzyżowej”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 157 Powrót do domu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 160

Część druga PRZYCZYNKI DO PORTRETU NIEZBYT ODBIEGAJĄCEGO OD RZECZYWISTOŚCI Kim był? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 169 Twarda skorupa odwrócona do wewnątrz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173 Samotność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 176 Wyboista droga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 178 Szukaj swojej pasji, a znajdziesz wielkość . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 180 Pod lupą grafologa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 182

Część trzecia PROFIL DUCHOWY Dziennik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 189 Ludzka podstawa solidnej struktury wewnętrznej . . . . . . . . . . . . . . . 204 Zasadnicze linie jego duchowości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 215 Ogień pożerającej pasji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 229

306


Człowiek „kontemplaktywny” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 238 Jego horyzont to wieczność. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244 Prostota to nie jest prosta sprawa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 246 Ze sznurowadłem dotrzymuje się kroku biedzie . . . . . . . . . . . . . . . . . 251 Raz jeszcze i zawsze krzyż . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261 Królowa apostołów i matka zbawiciela . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 264 Pierwszym obowiązkiem przełożonego jest być posłusznym . . . . . . 266 Próba słabości . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 269 Wielka walka osobista . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 273 Pakt . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 277 Testament duchowy założyciela . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 282

Część czwarta TAK GO WIDZIELI I POWIEDZIELI O NIM… Jego rachunkowość. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 287 W ustach, ale przede wszystkim w sercu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 288 Bez słowa potrafił przyjąć najbardziej ogłuszające ciosy . . . . . . . . . . 289 Opatrzność rozbraja rzeźnika . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 290 Bezinteresowność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 293 Wobec ubogich i chorych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 294 Z młodymi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 295 Otwartość i słuchanie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 296 Nie tolerował superlatywów . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 297 Święci patronowie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 298 Różne opinie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 299



Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.