GIANFRANCO RAVASI
Powrót do cnót
Przełożył Andrzej Wojnowski
Wydawnictwo SALWATOR Kraków
Tytuł oryginału Ritorno alle virtù. La riscoperta di uno stile di vita Redakcja Agnieszka Ćwieląg-Pieculewicz Korekta Zofia Smęda Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski
Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 540/P/2011 Kraków, 12 grudnia 2011
© 2005 Arnoldo Mondadori Editore S.p.A., Milano © for the Polish Edition 2012 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978-83-7580-263-4 Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
Wprowadzenie Przed laty uczestniczyłem w spotkaniu, które odbywało się w posiadłości pewnego szlacheckiego rodu lombardzkiego. Rytuał pozdrowień i powitalnych przemówień osób należących do władz i organizatorów pozwalały błądzić moim myślom. Spoglądając na XIX-wieczne freski w tej sali, zauważyłem zdanie wypisane na zwoju trzymanym przez kobiecą postać: „W świecie albo cnoty nie znajdziesz, / albo jedynie cnota cieszy i korzyść przynosi”. Dowiedziałem się później od właściciela, że dwuwiersz ten pochodzi z pierwszego i najbardziej znanego melodramatu Pietro Metastasio Dydona porzucona, dzieła opublikowanego w 1724 r. (akt I, scena VII). Myśl ta zasługuje więc na to, by uwolnić ją od kurzu oraz wszelkich ozdób tego znanego i lubiącego przesadę rzymskiego poety, i przenieść w czasy dzisiejsze, gdzie jej treść można zapisać bez żadnych poprawek. Cnota stała się bowiem rzeczywistością wyblakłą i wprost zanikłą. Najwyżej wzoruje się na „tym, co przyjemne”: i oto mamy libertyńską i amoralną obojętność. Bywa, że wzorcem dla niej jest „to, co korzystne”, zgodnie z kanonami bezwstydnego utylitaryzmu. Jest to jednak stały element historii: przecież już osiem wieków przed Chrystusem prorok Izajasz oburzał się, wołając: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy uznają ciemności za światło, a światło za ciemności, którzy uznają gorycz za słodycz, a słodycz za gorycz!” (5,20). Jest rzeczą interesującą zauważyć, że często termin virtù – „cnota”, był używany w niewłaściwym znaczeniu, nadużywany i fałszowany. Już sama jego etymologia, jak zobaczymy, jest dwuznaczna, ponieważ pochodząc od virilità (od vir, w łacinie „mąż” w znaczeniu walecznego –7–
i silnego mężczyzny), narzuciła w języku Rzymian pierwsze znaczenie „wartości” związanej z wojowniczością czy „walecznością”. Tak wyjaśniamy nazwę naszych, na szczęście mniej wojennych zawodów sportowych, zwanych virtus, obejmujących wiele dyscyplin. Usposobieni już bardziej pokojowo skierowaliśmy się w języku powszechnym ku znaczeniu cnoty jako czystej kwestii technicznej: „wirtuoz” w dziedzinie muzyki to wyrafinowany interpretator, zdolny do najwyższej perfekcji wokalnej czy instrumentalnej, nawet jeśli nie musi to koniecznie oznaczać osoby zdolnej do wydobycia całej wyczuwanej głębi utworu czy poszukiwań w tajemnych otchłaniach muzyki. Dalej słowo „wirtualny”, jako szlachetny przymiotnik, stosowany w filozofii do określania tego, co potencjalne, w odróżnieniu od tego, co „realne”, stało się jednym z terminów powszechnie stosowanych w informatyce, gdzie virtù – „cnota”, musi udawać to, co rzeczywiste („rzeczywistość wirtualna”, „pamięć wirtualna” itp.). Próbowano nawet – choć nie jest to powszechnie wiadome – wprowadzić cnotę do niebieskiego empireum, bowiem tam, w anielskich chórach, obok Tronów, Panowań, Zwierzchności spotykamy Virtù, Moce [zob. Kol 1,16; ślad tego znaczenia znajdujemy we włoskim zwrocie in virtù oznaczającym „na mocy (czegoś)”; także w starszych formułach modlitewnych, np. u św. Franciszka, mamy: „wszystkie moce nieba”; w terminologii przyjętej w BT i BNP nie są to Moce, ale Władze; z kolei użyte tu w NT greckie słowo eksusia oznacza zarówno moc, możność, ale też władzę i zwierzchność (zob. ks. R. Popowski, Wielki słownik grecko-polski NT, hasło 1848, s. 208 – przyp. tłum.)], jeden z rodzajów posłańców Bożych, mających rządzić, także z powodu ich liczby, znanymi wówczas siedmioma planetami. Oczywiście, na ziemi cnota, choć z trudem, pozostała jako moralny sygnał ostrzegawczy, jako etyczna przestroga, religijna norma, zawsze jednak z pewną powściągliwością czy demitologizacją. Powściągliwy Cyceron w swoich Epistulae ad familiares (X, 3) użył motta heraldycznego i zarazem symbolicznego: Virtute duce, comite fortuna. To prawda: dobrze mieć cnotę za przewodnika, ale trzeba trzymać się fortuny jako towarzyszki życia. –8–
Żeby wyrazić się w sposób sarkastyczny: według podziału sugerowanego przez reżysera Woody’ego Allena „na świecie żyją ludzie źli i dobrzy: dobrzy lepiej śpią, ale źli, gdy nie śpią, nieźle się bawią”. I tak cnota, już zniekształcona przez utylitarystów, stała się klasycznym listkiem figowym hipokryzji: nietrudno dostrzec prawdziwość powiedzenia: „prywatne wady, publiczne cnoty”. Piękna haftowana szata jedynie głoszonych cnót kryje wstyd i zepsucie. To właśnie dlatego zawsze silne było dążenie do łączenia „cnoty i polityki”, dwóch rzeczywistości na pierwszy rzut oka nie do pogodzenia. Słyszałem, że w Montecitorio przechowywany jest XVII-wieczny obraz ze szkoły Annibale Carracciego, zatytułowany Allegoria delle virtù teologali (Alegoria trzech cnót teologalnych). Trzy kobiety – z odpowiednimi symbolami – są ucieleśnieniem Wiary (z kielichem eucharystycznym i krzyżem), Nadziei (z wieńcem z kwiatów na głowie, stanowiącym zapowiedź oczekiwanych owoców) i Miłości (rozdającej chleb sierotom; towarzyszy jej pelikan, który zgodnie z legendą w przypadku głodu karmi młode swoją krwią). Nie wiemy, czy kiedyś jakiś deputowany rzucił okiem na to malowidło. Jest pewne, że już Ambrogio Lorenzetti, malując w latach 1337-1340 freski w Sali Dziewięciu w Palazzo Pubblico w Sienie, uznał za konieczne przywołanie właśnie cnót w swej cudownej Alegorii Dobrych Rządów. Pod postacią Mądrości umieścił uroczystą i hieratyczną Sprawiedliwość, zastępującą oś wagi, której szale są przez nią utrzymywane, ponieważ pozostają w doskonałej równowadze. Obok Dobra wspólnego, przedstawionego w postaci imperatora na tronie, rozciąga się orszak cnót kardynalnych: Roztropności, Sprawiedliwości, Wytrwałości i Powściągliwości (Umiarkowania), do której dołącza Wielkoduszność, podczas gdy z boku spoczywa wspaniała postać Pokoju [w języku włoskim rodzaju żeńskiego: la Pace – przyp. tłum.]. Jednak ponad głową Dobra wspólnego ukazują się trzy cnoty teologalne: Wiara, Nadzieja i Miłość. Artysta był zatem przekonany, że przynajmniej na ścianie należy we wdzięcznej wizji ukazać rządzącym i obywatelom ten zbiór –9–
postaci często nieobecnych w bliższej ziemi sferze polityki i życia społecznego. W tym momencie może spontanicznie zrodzić się pytanie: po co pisać książkę o cnotach, jeśli zawsze są one mizernymi roślinkami czy pojęciami zepchniętymi na margines? Jako odpowiedź może służyć pewne prawo historii: kiedy jakaś rzeczywistość zanika, powraca tęsknota za nią, odczuwa się jej potrzebę. Nie na darmo mnożą się w ostatnim czasie mało wirtuozerskie studia na temat cnót; pojawiły się czasopisma, starające się ogołocić je z okazałych, świętych szat, by cnoty uczynić czymś bardziej powszednim, „codziennym”. Więcej: odkryto, że skład tej grupy – od której zaczniemy – zawierającej według poglądów klasycznych siedem cnót, można poszerzać, wprowadzając postacie wcześniej ukryte za uroczystymi sylwetkami siedmiu starszych sióstr, „siedmiu lamp uświęcenia”, jak je nazywał papież Jan XXIII. My zatem także przyłączyliśmy się do tego revival, łącząc na tych stronicach filozofię, teologię i literaturę, starając się uniknąć czystej zwyczajnej divertissement, rozrywki, przy okazji tematu może trochę trudnego, ale także ustrzec się przed napisaniem ścisłego i surowego akademickiego traktatu. Przed nami prosta droga: po zwięzłej, obejmującej jednak wieki historii cnót, ruszymy po siedmiu stopniach, które prowadzić będą w górę, ku szczytowi, na którym znajduje się miłość, „ze wszystkich największa”, jak mówi św. Paweł do chrześcijan Koryntu (1 Kor 13,13). Filozofia spotykać się będzie często z teologią, etyka świecka z moralnością religijną, antropologia z wymogami mistyki. Przede wszystkim chciałem jednak przywołać małą grupę pisarzy, których cnoty prowokowały, a którzy oscylują pomiędzy podziwem wobec nich i ich odrzuceniem. Wprowadziliśmy ich na scenę poprzez ich myśl czasem zrównoważoną, a czasem irytującą. I tak dla przykładu, stojąc na jednym krańcu spektrum czasu i idei, słyszymy odległy głos egipskiego mędrca z 2100 r. przed Chr., który w grobowej inskrypcji optymistycznie zauważył: „Cnota człowieka jest jego pomnikiem; tymczasem zapomniany jest człowiek złej sławy”. A w naszych czasach szyderczo uśmiecha – 10 –
się pełna sceptycyzmu ironia Matki Courage Brechta: „Jeśli cnoty są aż tak wielkie, oznacza to, że coś tu musi gnić”. Zapewne bardziej malowniczy byłby opis świata wad. Gustav Le Bon w swoich Aforyzmach czasu obecnego (1913) żartobliwie zauważył, że „osoby cnotliwe często mszczą się za narzucany sobie przymus, budząc nudę”. Najbliższym zatem etapem powinien być ten, w którym mówić się będzie o siedmiu wadach głównych. Zapewne byłyby to rozważania łatwiejsze i nie z powodu tego, co powiedział Woody Allen w cytowanej wyżej wypowiedzi, a raczej z powodu bardziej rozpowszechnionego i żywszego praktykowania wad, do których wszyscy musimy się przyznać. A jednak ostatnie słowo zawsze powinno należeć do cnót. Są o tym przekonani artyści, pisarze i myśliciele przeszłości. Chcielibyśmy zatem naszym czytelnikom, gdyby zdarzyło się im trafić do Luwru, zasugerować pewne doświadczenie: niech odszukają w jego salach Triumf cnoty, namalowany przez Andreę Mantegnę w latach 1499-1502. Ujrzą tam Acedię i Lenistwo, Nienawiść i Oszustwo, Złość i Niewiedzę, Rozwiązłość, Chciwość i Niewdzięczność, gwałtownie wypędzane z ogrodu cnót Minerwy, będącej znakiem rozumu złączonego z sumieniem, podczas gdy w aureoli światła pojawia się niebiańska epifania Sprawiedliwości z wagą i mieczem, Męstwo z kolumną i lwem oraz Powściągliwość, mieszająca wodę i wino... Przynajmniej na płótnie i na stronach książek Dobro i Cnota triumfują.
Część pierwsza
Krótka historia cnoty
I Cnota utracona „Słowa cnota już się nie spotyka, chyba że w katechizmie, dowcipach, w Akademii czy operetkach”. Tak zauważył ironicznie francuski poeta i eseista Paul Valéry w czwartym z pięciu tomów esejów zebranych w latach 1924-1944 pod tytułem Variétés. Tak, wydaje się, że cnoty rozpłynęły się jak mgła moralistycznej przeszłości, by ustąpić miejsca piorunującemu sukcesowi osiągniętemu bez wielu przeszkód, prowokacyjnym pozorom, a nierzadko bezwstydnej wadzie, ukazywanej jako wolność, brak kompleksów i przymusu. Zapewne dalecy jesteśmy od przekonań amerykańskiego filozofa i poety Ralpha Waldo Emersona, który w jednym ze swych Esejów (1841) nie wahał się napisać, że „jedyną nagrodą cnoty jest cnota”.
Siedem gwiazd na firmamencie moralności i religii Tak jak po drodze zagubiła się moralna konsekwencja, tak też stało się ze spokojną uczciwością, stanowiącą właśnie nagrodę samą w sobie. Zasmucony Paul Valéry potwierdzał już w 1934 r., że „słowo cnota umarło, albo przynajmniej umiera. Słowo cnota wypowiadane jest z trudem i słyszę je jedynie rzadko i zawsze zgodnie z tym, jak pojmuje je świat, zawsze w tonie ironicznym”. Pójdźmy zatem pod prąd, przedstawiając szereg refleksji dotyczących cnót, świadomi jednak, że jest rzeczą konieczną, iż trzeba je wprowadzić nie tylko do rozważań, – 15 –
III Cnota pomiędzy nakazem a spontanicznością „Cnota nagrodzona! Czyż nie oznacza to, że dokonujemy handlu wymiennego? Czyż nie tak bywa w świecie, a byłoby dobrze, gdyby było inaczej. Gdzie byłoby miejsce na zasługę, gdyby cnota była nagrodzona?” Tak pisze w swoim dzienniku Ismail, bohater powieści Kadera Abdolaha, urodzonego w Iranie w 1954 r., ale zbiegłego przed laty do Holandii (pisze właśnie po holendersku), zatytułowanej Pismo klinowe (Iperborea, Mediolan 2003). Zatem cnota, jeśli ma rozbłysnąć całym swym blaskiem, powinna być wolna i darmowa, stanowić cel sam w sobie, być wolna od zewnętrznych uwarunkowań.
Oscylacja między dwoma biegunami Właśnie to było jednym z tematów debaty w tej małej historii cnoty, którą właśnie odtwarzamy. Problem ten ukazał się na horyzoncie w dwóch etapach, które nakreśliliśmy już w poprzednich rozdziałach, czyli w epoce klasycznej i w średniowiecznej refleksji Tomasza z Akwinu. Jednak wyraźne zastrzeżenie dotyczące cnoty jako zasługi, którą należy zyskiwać wobec Boga, zostało wysunięte przez teologię protestancką, która w takim ustawieniu spraw widziała osłabienie, jeśli nie zanik prymatu Bożej łaski danej nam w Chrystusie. Wyzwoliło to zatem reakcję Soboru Trydenckiego (1545-1563), który w środowisku – 28 –
katolickim podniósł poprzeczkę na skali wartości zachowania przykazań, a zatem cnót. Ta korekta kursu miała swoje skutki: na płaszczyźnie „dydaktyki” i duszpasterstwa pojawił się nadmierny moralizm. Kwestia cnót skazana była jednak na opuszczenie terenu Kościołów i akademii teologicznych i natychmiast, także w tym przypadku, stała się rodzajem wahadła oscylującego pomiędzy dwoma teoretycznymi biegunami. Pierwszy z nich stanowiła teza, zgodnie z którą cnota rodzi się z woli, osobistego zaangażowania, ofiary składanej z siebie, z pójścia wbrew instynktowi i egoizmowi. Monteskiusz (1689-1755), wielki filozof, w swym dziele O duchu praw nie waha się ukazać „cnoty” jako cechy świadomego i wolnego obywatela poświęcającego swój osobisty interes dla dobra wspólnoty i ojczyzny, w odróżnieniu od „pychy”, będącej cechą absolutnych reżimów monarchistycznych, i od „strachu”, jakim przeniknięci są ludzie dręczeni przez despotyzm. Inny teoretyczny biegun reprezentowała teza, zgodnie z którą cnota jest prawdziwą „łaską”, jest naturalnym, wpisanym w sumienie człowieka spontanicznym impulsem, któremu przeszkodzić może jedynie deprawacja woli. To właśnie ta perspektywa, dzięki powrotowi do platońskiego wyrażenia, została określona jako „dusza piękna”, co było poglądem wysławianym przez słynnych niemieckich poetów Schillera i Goethego. Dusza jest „piękna”, ponieważ podąża za cnotą wskutek bezpośredniego natchnienia, dzięki wewnętrznej skłonności, poruszona niemal wiatrem Ducha. Była to wizja pełna konotacji romantycznych i nawet narcystycznych. Angielscy filozofowie uważali, że u korzeni byłaby albo wrodzona „życzliwość” (tak Shaftesbury i Hutcheson), albo „sympatia”, otwierająca serce na innego i na dobro (tak Hume i Smith), zgodnie z optymistycznym spojrzeniem na osobę. Jak łatwo wyczuć, kontrapunkt wolność-łaska, obecny we wspomnianej już debacie teologicznej, ukazywany był na sposób świecki i można tu było zauważyć inne wypaczenia ideologiczne. Zasygnalizujemy tylko jedno z nich, będące wyrazem tak zwanego „libertynizmu” (jego wcieleniem są filozofowie Bayle i de Mandeville). Zgodnie z tym poglądem cnota, właśnie jako owoc sztucznego samonarzucenia, – 29 –
Część druga
Cztery cnoty kardynalne
IV „Roztropni jak węże”: pierwsza cnota kardynalna „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie”. Wyraźne i ostre jest to napomnienie, które Chrystus kieruje do swych uczniów: muszą być świadomi, że żyją w świecie „jak owce pośród wilków” (Mt 10,16). To właśnie dlatego w ikonografii roztropność ukazywana jest jako postać ściskająca węża między palcami (albo odrzucająca spojrzenie w lustro, będące znakiem nietrwałości i powierzchowności), jak to widzimy na obrazie Alegoria roztropności, namalowanym około 1645 r. przez Simona Voueta, przechowywanym w Musée Fabre w Montpellier. Nigdy zatem (skoro jesteśmy gołębiami i owcami) nie powinniśmy tracić z oczu miłości i zasady non violence, nie możemy też wierzyć przebraniu fałszywych proroków, którzy „przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami” (Mt 7,15). Nie należy jednak przyjmować postawy przeciwnej i być nieszczerymi i powierzchownymi. Przyjmując taką zasadę dla roztropności i prostoty, możemy, zanim jeszcze zagłębimy się w jej subtelną strukturę, przedstawić – za pomocą pewnego rodzaju krótkiego symbolicznego filmu ukazującego kilka scen – pierwszą z cnót „kardynalnych”, stanowiących prawdziwe podstawy i klucz moralnego życia osoby wierzącej, będącej wyznawcą każdej religii, ale też każdego człowieka sprawiedliwego, czyli krótko mówiąc, właśnie cnotę roztropności.
– 37 –
Pięć nieroztropnych dziewcząt pośród nocy Pierwszy z ukazywanych obrazów należy do chwalebnej sfery starożytnej mądrości egipskiej. Korzystamy z maksym mędrca żyjącego w początkach I tysiąclecia przed Chr., Amenemope, którego dzieło pozostawiło ślad nawet w Biblii (Prz 22,17-23,11). Właśnie ten mędrzec, by sławić żywotność roztropności, używa symbolu roślinnego zwykle stosowanego w odniesieniu do mądrości i stwierdza: „Człowiek prawdziwie roztropny, potrafiący żyć na uboczu, jest jak drzewo rosnące w ogrodzie: kwitnie i wydaje obfity owoc... Słodki jest jego owoc, miły jego cień”. Od orzeźwiającej i żyznej przestrzeni rosnącej bujnie oazy przechodzimy do nocnej sceny, w której ciemności rozdziera światło pochodni i lamp święta zaślubin. Przywołujemy tu bowiem przypowieść Jezusa, która w zbiorowej pamięci przechowywana jest jako „przypowieść o pannach głupich i mądrych” (Mt 25,1-13), ponieważ wprowadza postacie pięciu dziewcząt nierozważnych i nieroztropnych oraz pięciu mądrych i roztropnych. Grecki przymiotnik użyty przez ewangelistę dla określenia tych ostatnich to frónimos, określenie przyjęte w Nowym Testamencie (pojawia się 14 razy) dla wskazania osoby roztropnej i mądrej. Czuwanie poprzedzające orszak prowadzący do domu oblubieńca, gdzie odbędzie się uczta weselna, odbywa się późnym wieczorem: oblubienica, zgodnie z rytuałem, każe na siebie czekać, nie spiesząc się z ostatnimi przygotowaniami i pożegnaniami ze swym domem. Zmęczenie sprawia, że panny drzemią, a ich lampy, mające oświetlać i radować orszak, gasną. Uwaga Jezusa skierowana jest nie tyle na panny roztropne, posiadające zapas oliwy do swych lamp, ale – zgodnie z zasadą kontrastu, znacznie skuteczniejszą w opowiadaniu – na te trochę nierozsądne. W ich umysłach zabrakło miejsca na przewidywanie, żyły chwilą, co ujawnia ich temperament osób powierzchownych, pustych, nierozważnych. Podczas gdy orszak rusza, są one daleko, zajęte nabywaniem oliwy u wiejskiego handlarza wyciągniętego z łóżka. Oto zatem rezultat przykry dla kogoś, kto nie jest frónimos, kogo nie cechuje cnota roz– 38 –
IX Nadzieja, druga z cnót teologalnych „Mieć nadzieję jest sprawą trudną – / [czynimy to] po cichu i ze wstydem. / A łatwo jest wpadać w rozpacz / i to jest wielką pokusą”. Tak Charles Péguy wysławiał nadzieję w poemacie Przedsionek tajemnicy drugiej cnoty (1911) [w 2007 r. w Wydawnictwie Karmelitów Bosych w Krakowie ukazało się jej pierwsze polskie wydanie – przyp. tłum.], poświęconym właśnie drugiej cnocie teologalnej, „najmłodszej siostrze” wiary i miłości, ale jednocześnie tej, która swą siłą i napięciem popycha je do przodu w drodze życia. Tradycyjna ikonografia rzeczywiście przedstawiała nadzieję jako uskrzydloną postać, z dłońmi wzniesionymi ku koronie, ku której wychyla się zgodnie ze swym dążeniem. Tak jak wiara, nadzieja jest cnotą teologalną: jej źródła znajdują się w Bogu, który umieszcza ją w naszym sercu jak ziarno i zasadę działania, a ma ona Boga za cel, wyczekiwaną przystań naszej woli i pragnień (słowo znaczące, ponieważ odsyła do czegoś pochodzącego de sideribus, z gwiazd [pragnienie to po włosku desiderio – przyp. tłum.], z nieskończoności, od której pochodzimy i ku której dążymy).
„Dopóki trwa wiara, mamy nadzieję” Jest rzeczą interesującą zauważyć, że nadzieja powróciła jako centrum poszukiwań filozoficznych i teologicznych właśnie w XX w., gdy obie wojny światowe, Holokaust, upadek wartości i ideologii doprowadziły – 86 –
Spis treści Skróty ksiąg biblijnych . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6 Wprowadzenie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 CZĘŚĆ PIERWSZA KRÓTKA HISTORIA CNOTY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13 I. Siedem gwiazd na firmamencie moralności i religii . . . . . . . . . . . . . 15 Jak w kalejdoskopie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 „Mistrz mężów pełnych wiedzą” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 19 II. Mapa nakreślona przez Tomasza z Akwinu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 22 Orszak cnót . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 24 Trzy starsze siostry . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 III. Oscylacja między dwoma biegunami . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Gwiaździste niebo i prawo moralne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Nowe filozoficzne oblicza cnoty. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Herkules na rozstajach, w obliczu dwóch kobiet . . . . . . . . . . . . . .
28 30 31 33
CZĘŚĆ DRUGA CZTERY CNOTY KARDYNALNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 35 IV. Pięć nieroztropnych dziewcząt pośród nocy . . . . . . . . . . . . . . . . . Plany budowy i plany wojenne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Miej u nogi kulę ołowianą” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Uczcie się, o nierozsądni, roztropności!” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Naprzód, Pedro, ale z rozsądkiem” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
38 39 40 42 44
V. „Sprawiedliwość pojmować można na liczne i różne sposoby” . . . . 47 „Sprawiedliwość pochodząca od Boga” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49 – 121 –
„Unicuique suum” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 51 Sprawiedliwość społeczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 52 „Błogosławieni, którzy pragną i łakną sprawiedliwości” . . . . . . . . . 54 VI. „Dobroć jest oznaką męstwa” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Męstwo, cnota osobista i społeczna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Ku teologii męstwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Dom człowieka mocnego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
58 60 61 62
VII. Wielkie żarcie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Dzielić się chlebem z głodnym” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Pomiędzy odżywianiem a rodzeniem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „My, dzieci światłości, bądźmy trzeźwi!” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
64 67 69 70
CZĘŚĆ TRZECIA TRZY CNOTY TEOLOGALNE . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 73 VIII. „Któż ośmieli się powiedzieć: Ja wierzę w Boga?” . . . . . . . . . . . . Wiara i łaska . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara i ufność . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara i rozum . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wiara i uczynki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” . . . .
75 78 79 81 82 84
IX. „Dopóki trwa wiara, mamy nadzieję” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Duch i oblubienica mówią: Przyjdź!” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Nie dajcie się zwieść... Nowego poranka już nie będzie” . . . . . . . . „Nadzieja... to oczekiwanie przyszłej niechybnej chwały” . . . . . . . . „Śmierci już nie będzie, ani żałoby, ni krzyku, ni trudu” . . . . . . . .
86 88 90 92 93
X. „Bóg jest miłością” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 96 „Jeśli Bóg nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 98 Przyjaciel i nieprzyjaciel . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 99 Miłosierdzie, solidarność i sprawiedliwość . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101 Na drodze z Jerozolimy do Jerycha . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103 „Nic nie jest słodsze nad miłość” . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 104
– 122 –
XI. „Są puści jak trzcina, nie przynoszą owoców” . . . . . . . . . . . . . . . Nowe cnoty. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Wady i cnoty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Żywą cnotą gardzimy, chwalimy wygasłą” . . . . . . . . . . . . . . . . .
108 110 112 114
Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 117