Robert Zadura
Saga rodu
B{ ocheńskich
O przodkach, rodzinie i młodości o. Józefa Marii Bocheńskiego
Wydawnictwo SALWATOR
Kraków
}
Redakcja Anna Śledzikowska Korekta Zofia Smęda Redakcja techniczna i przygotowanie do druku Anna Olek Projekt okładki Artur Falkowski
Imprimi potest ks. Piotr Filas SDS, prowincjał l.dz. 402/P/2013 Kraków, 3 października 2013 © 2014 Wydawnictwo SALWATOR
ISBN 978-83-7580-372-3
Wydawnictwo SALWATOR ul. św. Jacka 16, 30-364 Kraków tel. (12) 260-60-80, faks (12) 269-17-32 e-mail: wydawnictwo@salwator.com www.salwator.com
Rodzinie Bocheńskich oraz śp. Oldze Bocheńskiej Światopełk-Zawadzkiej, z którą miałem okazję się spotkać, poświęcam
Od autora
Prezentowana książka
jest pierwszą z wielu, jakie chciałbym wydać o ojcu Bocheńskim, niezwykłym człowieku, wielkim Europejczyku, który do dzisiejszego dnia należy do światowej elity najwybitniejszych uczonych XX w. Jego poglądy wywierały wpływ zarów1. Ojciec Bocheński podczas pobytu no na filozofów, logików w Polsce w 1987 r. i matematyków, jak i na przedsiębiorców oraz polityków, w tym między innymi na kanclerza Niemiec Konrada Adenauera. Na kanwach powieści ukazuję historię rodziny Bocheńskich oraz lata dzieciństwa i młodości przyszłego dominikanina. Charakteryzuję klimat domu rodzinnego, w którym wzrastał i z którego wraz z rodzeństwem czerpał religijne, etyczne i intelektualne wartości przekazywane nie tylko przez rodziców, ale także dzięki pieczołowicie opowiadanym z pokolenia na pokolenie historiom o losach rodziny. Jednym z głównych narratorów opowieści jest autentyczna postać – wuj Tadeusz Łoś, który opowiadał czwórce dzieci państwa Bocheńskich o ich przodkach. W rzeczywistości jego wiedza nie była wcale rozległa i błyskotliwa, ograniczała się do kręgu
7
najbliższych mu osób, z którymi przez całe życie mieszkał. Niemniej jednak, jak zauważył Adolf Maria Bocheński, jego wuj żył prawie wyłącznie wspomnieniami i praktycznie każdego dnia świętował jakąś rodzinną rocznicę wynalezioną w kalendarzu. W książce wykorzystałem oryginalny materiał źródłowy, do którego dotarłem podczas prac nad doktoratem poświęconym o. Bocheńskiemu. Na szczególną uwagę zasługują wspomnienia rodzeństwa Bocheńskich stanowiące dla badaczy wręcz bezcenne źródła do odtwo2. Adolf Maria Bocheński, rzenia klimatu rodzinnego panującego lata 30. XX w. w domu Adolfa Józefa i Marii Małgorzaty Bocheńskich. Dwa spośród nich: Adolfa Marii oraz Aleksandra Adolfa Marii, powstały w czasie II wojny światowej. Zapewne ich autorzy, pracując w wolnej chwili nad owymi wspomnieniami, doskonale zdawali sobie sprawę, że może to być ostatni moment na przekazanie przyszłym pokoleniem swoich spostrzeżeń i szczegółów zapamiętanych z historii rodu. Jakże dobrze wyczuł tę chwilę najmłodszy z rodzeństwa, Adolf Maria, któremu nie było dane powrócić do domu z wojennej tułaczki. Zginął tragicznie 18 lipca 1944 r. podczas próby rozbrojenia jednej z min, które Niemcy zostawili pod Ankoną, uciekając w panice przed aliancką ofensywą we Włoszech. Jego przedwczesna śmierć była wielkim wstrząsem dla całej rodziny. Z zachowanego rękopisu z drugiej połowy 1940 r., zatytułowanego Żywot mego ojca, po wojnie starannie przepisanego na maszynie przez starszego brata Aleksandra i liczącego 34 strony, dowiadujemy się przede wszystkim o życiu Adolfa Józefa Bocheńskiego (1870–1936), choć na pierwszych czterech stronach autor wspomnień przekazał informacje rodowe o swoich przodkach.
8
O wiele więcej materiału genealogicznego znajduje się we wspomnieniach Aleksandra Bocheńskiego, zatytułowanych Notatki i wspomnienia rodzinne, liczących 116 stron maszynopisu. Sam Aleksander, późniejszy polityk, dziennikarz, autor wielu książek, w tym m.in. Dziejów głupoty w Polsce, także otarł się o śmierć, miał jednak więcej szczęścia od swego młodszego brata. W pierwszych dniach września 1939 r. w Brodach zaciągnął się jako ochotnik do 22. Pułku Ułanów im. Księcia Jeremiego Wiśniowieckiego 3. Aleksander Adolf Maria i brał udział w walkach w okolicach Bocheński w 1939 r. Lwowa, a po 17 września w drodze do majątku w Ponikwie został aresztowany. Po pewnym czasie w ich rodzinne strony przybył oddział radzieckich żołnierzy na czele z prokuratorem wojskowym, który bezzwłocznie zwołał wiec mieszkańców wsi Ponikwa i Wołochy w celu dokonania z góry zaplanowanego sądu nad „paniczem” Bocheńskim. Oskarżenia były na tyle absurdalne – dotyczyły między innymi: bicia chłopów oraz picia ich krwi – że wywołały groteskowe zdziwienie przybyłych na sądny wiec mężczyzn. Prokurator w swym fanatycznym uporze wezwał zebranych, aby skazali Aleksandra na śmierć przez powieszenie, wydając wyrok w powszechnym głosowaniu. Na szczęście nikt nie podniósł ręki, co więcej: znaleźli się i tacy, którzy zaczęli go gorliwie bronić. Zaskoczony takim przebiegiem wypadków prokurator rozkazał „skazańcowi” wsiąść do samochodu, po czym zawiózł go do więzienia w Brodach. O dziwo, w kilka dni po tym zajściu, wypuszczono go na wolność. Z wdzięczności za otrzymane życie Aleksander przeleżał całą noc krzyżem w kościele w Wołochach, znajdując schronienie u proboszcza, dowiedział się bowiem, że ich pałac był już w tym czasie zajęty przez bolszewików i nie było
9
4. Aleksander z żoną Elżbietą, sierpień 1943 r.
tam dla niego miejsca. Tymczasem jego żona Elżbieta, z domu Meysztowiczówna, schroniła się wraz z dwójką dzieci w Generalnej Guberni. Po tych przeżyciach Aleksander na wstępie swoich wspomnień zauważył: „Spisuję je może dlatego, że sam nieraz żałowałem, że nie mam możności czytania wspomnień poprzednich generacji mojej rodziny. (...) Ponieważ myślę, że w rodzinie mojej może się jeszcze znaleźć ktoś mający te same upodobania, przeto pragnę mu oszczędzić żalu, jaki sam odczułem, i spisać wszystko, co wiem z dokumentów, tradycji ustnych i wspomnień osobistych o mojej rodzinie”. Udało mi się również skontaktować z siostrą o. Bocheńskiego, Olgą Światopełk-Zawadzką, dzięki której rozwikłałem kilka niewyjaśnionych dotąd zagadek, ukazujących chociażby niektóre losy rodziny Bocheńskich podczas I wojny światowej. Olga jest najmniej znana spośród czwórki rodzeństwa, jednak i ona na trwałe wpisała się w dzieje Polski, ratując od śmierci żydowskie dzieci podczas II wojny światowej, za co została wyróżniona orderem papieskim Benemerenti oraz medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przyznawanym przez Instytut Yad Vashem w Jerozolimie. Była także długoletnią katechetką, współtworzącą programy nauczania katechezy. W mojej pracy istotne były także wspomnienia samego o. Bocheńskiego wydane w Krakowie w 1994 r. Są to jak dotąd jedyne zapiski rodzeństwa Bocheńskich wydane drukiem.
10
5. Olga Światopełk-Zawadzka
Ponadto w powieści zawarłem wiele ustaleń i faktów, do których dotarłem, studiując dokumenty archiwalne wykorzystane w rozprawie doktorskiej. W tym miejscu warto wsłuchać się w słowa Aleksandra Bocheńskiego, które niejako przyświecały mi podczas pisania pracy: „wydawanie tablic genealogicznych oraz skrótów metryk daje nieprawdopodobnie małą – w stosunku do pracy i kosztu tego przedsięwzięcia – możność podtrzymania kultu przodków oraz pielęgnowania dobrych tradycji. Wszak tablica genealogiczna przynosi zaledwie imię i nazwisko antenata i pozatem najwyżej tytuł lub urząd przezeń sprawowany. A przecież o każdym prawie z nich dałoby się coś powiedzieć, wydobyć choć jeden rys charakterystyczny, choć jedną anegdotę życiową lub historyczną. Dopiero wtedy martwe litery i numery w genealogii ożyłyby, stałyby się nam bliższe, mogłyby być kochane lub nienawidzone”. Na koniec pragnę wyrazić moją wdzięczność WSZYSTKIM członkom rodziny Bocheńskich, a także Fundacji Lanckorońskich, Instytutowi dla Zjednoczonej Europy, Fundacji im. Kazimierza Bartkowiaka, Pani Izabeli d’Ornano, prof. Edwardowi Świderskiemu, prof. Andrzejowi Paczkowskiemu, o. Korneliuszowi Polickiemu SDS, o. Stefanowi Norkowskiemu OP oraz promotorowi mojej rozprawy doktorskiej prof. Mariuszowi Wołosowi. 6. Autor, 2007 r.
11
R o zd z i a ł pi e rw s z y
Ponikwa i pałac
N
ad Ponikwą wschodziło już słońce. Pałac państwa Bocheńskich budził się do życia. W pokojach służba wykonywała swoje codzienne obowiązki. Tego dnia jedno skrzydło pałacowe wzbudziło szczególną ciekawość rodzeństwa: braci Runia, Ola i Adzia, oraz ich siostry Olusi. Tam bowiem od niedawna zamieszkał jako rezydent stary wuj, hrabia Tadeusz Łoś, znany w rodzinie z doskonałej pamięci i opowiadania rodzinnych anegdot. Po krótkim namyśle rodzeństwo postanowiło odwiedzić gościa. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po przekroczeniu progu pokoju usłyszeli mocny, tubalny głos wuja Tadeusza. Schorowany hrabia siedział w swoim wygodnym fotelu i niejako czekał na odwiedzających. – Rad jestem, moje drogie dzieci – rozpoczął – że zechcieliście mnie, starego wuja, odwiedzić. Znam ja waszą ciekawość, znam. – Dzień dobry, drogi wuju – 7. Zachód słońca nad ponikiewskim żołnierskim piskiem zameldował stawem. Zdjęcie wykonane dziesięcioletni Adolf Maria, mow stronę kościoła w Wołochach
13
mentalnie rozładowując napiętą atmosferę. – Jestem Adzio i bardzo się cieszę, że będzie wuj z nami mieszkał. – Dzień dobry, drogi chłopcze – odpowiedział wyraźnie rozbawiony wuj, kładąc rękę na jego głowie – ja także bardzo się z tego cieszę. – A to zapewne Józef Franciszek Emanuel – zwrócił się do najwyższego z czwórki rodzeństwa, siedemnastoletniego młodzieńca. – Pamiętam cię, jak byłeś małym chłopcem, a teraz jesteś już niemal mężczyzną. Czy w domu nadal wołają na ciebie Runio? Józef potwierdził skinieniem głowy. – A ty kim jesteś? – zapytał wuj, wskazując na chudego młodzieńca. – To jest Olo, wuju – ponownie wystrzelił Adzio. – Jakże się cieszę, chłopcze, że cię widzę. Musisz mieć chyba z piętnaście lat, bo pamiętam, że kiedy w 1904 r. odwiedziłem twoich rodziców w Czuszowie, dopiero co się narodziłeś. Runio zawołał ukrywającą się za drzwiami siostrę Olusię, która dotąd pozostawała na uboczu, obserwując niezwyczajne zdarzenia. Olusia cichutko weszła do pokoju. – Ty musisz mieć na imię Olga Antonina Paulina – odezwał się wuj, ucieszony jej widokiem. – Zgadza się, dla bliskich Olusia. Wyprzedzając pytanie, odpowiem, że mam czternaście lat. – Wspaniale, jestem taki szczęśliwy, że was wszystkich widzę. Olusia, jedyna w bandzie czworga, najlepiej wiedziała, że stary wuj jest żyjącą księgą pamięci ich rodu. Przygotowana była zawsze na szczegółowe pytania o dawnym życiu majątku i swojej rodziny. Olo tymczasem, zbieracz rodzinnych tajemnic, spodziewał się rozwiązania wielu zagadek i sekretów. Runia, podobnie jak Adzia, interesowała przede wszystkim wojenka i wszelkie opowieści związane z historią ich ojca, Adolfa Józefa. Darzyli go bowiem miłością serdeczną i pełną. – Drogi wuju – rozpoczął Runio – plączą nam się opowieści rodzinne, duchy ganiają po pokojach pałacowych, a my bez
14
Rozdział drugi
Tadeusz Bocheński
P
ałac pogrążał się w mroku. W pokojach służba rozniecała światło, jedna tylko część domostwa nie była oświetlona. Wziąwszy ze sobą zapas świec, rodzeństwo w tajemnicy przed rodzicami postanowiło dotrzeć do ciemnego nieoświetlonego skrzydła zamieszkanego przez starego wuja. – Wuju, czy możemy, nie prosząc służby, rozpalić w kominku w twoim saloniku? Przynieśliśmy świece i zapałki – rozpoczął Adzio po wejściu do pokoju, w którym rezydował wuj. – Może się uda, ale służba dobrze się sprawuje, mam nadzieję, że nie będzie zawiedziona, że ją uprzedziliście. Tak, tak, kochani, zapraszam na pokoje. Dziękuję, żeście mnie o zmroku odnaleźli, dobrze będzie z wami przywołać dzieje naszych przodków. Tu, w Ponikwie, przy kominku ożywają wszystkie wspomnienia, a starszy człowiek, jak wiecie, zawsze ma coś do powiedzenia. Dwaj młodsi bracia raźnie zabrali się za rozpalanie w kominku. Zapadła chwila milczenia. Pokój rozświetlały błyski wywołane nieudanymi próbami rozpalenia ognia. – Adziu, przywołaj mi tu służącego, niechże pomoże wam w rozpaleniu kominka i przyniesie wieczorną herbatę. Stary hrabia Tadeusz wiedział, po co młodzi przyszli. Nie czekając na ich pytania, sam musiał zdecydować, w którym kierunku pójdą jego wspomnienia. Nie chciał zatruwać ich czystej ciekawości, opowiadać o swoim majątku w Klumatyczach koło Sądowej
37
Wiszni ani o bankructwie, które go tak nagle dotknęło. Z tkliwością wspominał żonę swoją Klementynę Borkowską i córki. Gotów był wspominać swoje i świetne, i złe czasy, ale przeczuwał, że losy jego rodziny nie będą dla młodych Bocheńskich zajmujące. Szukał w pamięci anegdot i zdarzeń, które ich zajmą. W owej chwili jedyna tylko postać stanęła mu przed oczyma wyraziście i w pełni swego szaleństwa. Tadeusz Bocheński! Któż bowiem lepiej nadawał się na bohatera wieczoru, jak nie ich szacowny i osnuty legendą pradziad. Jego zamiłowanie do nauki, literatury, miłość do ojczyzny i zapisany we krwi instynkt walki czyniły z niego człowieka niepospolitego, pełnego wyrazu. Myślał o Tadeuszu, który w myśl powiedzenia: „śmiało i bez przytomności” przeszedł cztery burzliwe kampanie napoleońskie. Tymczasem służący wniósł herbatę, lemoniadę i ciasteczka. W ponikiewskim pałacu rozpoczął się wieczór opowieści. Jak się wkrótce okazało, hrabia Łoś żył prawie wyłącznie wspomnieniami, poza tym miał niezwykły dar opowiadania, który przenosił słuchaczy w nieistniejący już świat ich przodków. – O co chciałeś zapytać, Aleksandrze? Przepraszam, wołają cię Olo... Pewnie interesują cię losy dziadka Franciszka i jego rodzeństwa... dużo by opowiadać. Olo, który znany był z kindersztuby i niepytany nie śmiałby zacząć rozmowy, rzekł do wuja. – W sali bilardowej, jak wuj zapewne wie, wisi portret wuja imiennika, byłoby więc wspaniale, gdyby opowiedział nam wuj, jak się miały sprawy z kochanym naszym pradziadkiem Tadeuszem Bocheńskim. – Tak – roześmiał się wuj uradowany tym, że Olo przywołał dokładnie tę postać, o której sam przed chwilą pomyślał – niech wam będzie, opowiem o człowieku, który w historii naszej rodziny zapisał się jako osoba wybitna, waszym pradziadku Tadeuszu. Wuj wypowiedział jego imię z łezką w oku i nutą zachwytu wyraźnie wyczuwalną w głosie. W pamięci ponownie stanęła przed nim postać imiennika, wielkiego Tadeusza Bocheńskiego.
38
Rozdział trzeci
Rodowód ze strony ojca
J
uż od wczesnych godzin porannych ponikiewski pałac jak zawsze tętnił życiem. Adolf Józef, ojciec rodziny, o świcie wyjechał w pilnych interesach do Lwowa, a jego żona Maria Małgorzata jak co rano spędzała czas na duchowych rozmyślaniach w pałacowej kaplicy, studiując pisma św. Teresy, albowiem duchowość karmelitańska była bardzo bliska jej sercu. Dzieci po zjedzeniu śniadania, wciąż nieco zaspane, wywiązywały się ze swoich codziennych wakacyjnych obowiązków. Myślami jednak były gdzie indziej i przy pierwszej nadarzającej się okazji odwiedziły starego wuja Tadeusza. Jak się okazało, nie zastały go jednak w pokoju. Stary hrabia tymczasem z nieukrywanym wzruszeniem przemierzał na małym wózku kolejne pomieszczenia ponikiewskiego pałacu i choć zauważył, że pokojom na ogół daleko było do dawnej świetności, to całość robiła nadal duże wrażenie. Niestety, straty, które dotknęły majątek Bocheńskich podczas ostatniej wojny, oraz coraz słabsza pozycja materialna rodziny nie były dobrym znakiem na przyszłość ani nie napawały optymizmem. Może właśnie dlatego wuj Tadeusz tak dobrze czuł się w roli opowiadacza o dawnej świetności. Przeszłość budziła jego najczulsze wspomnienia, a mając towarzystwo młodzieży, ze wszech miar starał się przekazać wszystko, co zostało zapamiętane i zapisane w historii ich rodu.
49
40. Biblioteczka w Czuszowie, przeniesiona do Ponikwy podczas przeprowadzki państwa Bocheńskich
Dzieci odnalazły wuja w pałacowej, rozświetlonej bibliotece, która stała się tego dnia centralnym miejscem ich wspólnych poszukiwań. Tu wyraźnie widać było rozmach przeszłości. Tylko tu, w tym rodzinnym archiwum, można było jasno i krótko opowiedzieć młodzieży o rodowodzie ich ojca. – To już drugi dzień, moi kochani – powiedział wuj do braci – opowiadamy biografie rodzinne. Co zapamiętaliście? Ale zaraz, zaraz, kogoś mi tu brakuje, gdzież to podziewa się siostra wasza Olusia? – Przepraszamy, wuju, zapomnieliśmy uprzedzić, że każdej środy kobiety naszej rodziny mają przed południem swoje własne sprawy – odpowiedział Olo. – Zostawmy sprawy kobiet kobietom – zakrzyknęli bracia chórem. – A więc młodzieży, co pamiętacie? Olo, proszę, co było najważniejsze? – Stryjku, nie jest chyba bez znaczenia, że ród nasz pochodzi z Prus Książęcych, a więc byliśmy kiedyś Niemcami. Nasi przodkowie w prostej linii, między innymi Franciszek Bocheński i jego kuzyni, wylegitymowali się ze szlachectwa w Kamień-
50
cu Podolskim z przydomkiem Lansdorf i herbem Rawicz Bocheńskich, a było to w 1802 r. – Doprawdy – powiedział wuj – ktoś tutaj, nie pamiętam który z was, twierdził niedawno, że opanował historię do wieku XVIII, który to? – To ja, Runio, wuju. – Bądź tak dobry zatem i podaj mi, proszę, z drugiej wysokiej półki opraco- 41. Herb Rawicz Bocheńskich wanie szlachty ziemi dobrzyńskiej za ostatnich Jagiellonów i powiedz, co tam znajdujesz. Dodaj do tego jeszcze ten okazały herbarz szlachty polskiej autorstwa Seweryna Uruskiego. U niego bowiem spisano, jeśli mnie pamięć nie myli, historię rodziny Lansdorfów Bocheńskich, których autor umiejscowił w Prusach już w XIV w. – Wuju – rzekł Runio – widać po tym Antonim Bilińskim, że przodek nasz był aktywnym członkiem Związku Jaszczurczego i zwalczał wpływy zakonu krzyżackiego na Pomorzu, ale co ważniejsze, po wojnie trzynastoletniej z nadania króla Kazimierza Jagiellończyka otrzymał dobra Bocheniec w ziemi dobrzyńskiej, tak stoi napisane w opracowaniu szlachty ziemi dobrzyńskiej za ostatnich Jagiellonów. – Wspaniale się sprawiłeś, Runio, będą z ciebie ludzie. Co jeszcze? – Biliński pisze na podstawie kwitów ziemskich i ksiąg ziemskich bobrownickich nie tylko o Bocheńcu pod Golubiem w XVI w., ale przytacza też kilka pokoleń Bocheńskich. – Olo, zapewne nie po raz pierwszy, ale na pewno i nie ostatni, upoważniam cię, abyś otworzył tę wielką księgę herbarzy. Wuj trafił w czuły punkt Ola. Lubował się on bowiem w ich przeglądaniu, ale robił to zazwyczaj skrycie i bez wiedzy rodziców. Nie do końca jeszcze umiał odczytywać ich porządek i znaczenie. Cieszył się, że wuj będzie jego przewodnikiem po jakże trudnym świecie heraldyki.
51
Starszy brat Runio wspierał młodszego o zaledwie dwa lata brata i razem odczytywali pojawiające się zupełnie nowe dla siebie nazwiska. Oto, co znaleźli: Marcin Bocheński zmarł około 1574 r. Jego syn Jan był dziedzicem Bocheńca i części Łuszkowa. Żona Jana, Anna Witowska herbu Nałęcz, córka Mateusza i Anny z Wieleckich herbu Lubicz, odziedziczyła po ojcu część wsi Witoszynie oraz miejscowości Krowiczynk i Rzecznie, po matce – ziemie w Wielkim Starym i Wielkim Nowym vel Nowej Wsi. – Nic więcej nie znajduję, wuju, tylko Marcina Bocheńskiego, o którym niestety nic nam nie jest wiadomo, ani jak wyglądał, ani z czego żył, ale do tego to trzeba by Długosza. – Ja jednak coś wiem, moi drodzy. Nie jest to pewność, tylko przypuszczenie, iż wnukiem Marcina Bocheńskiego był grodzki pisarz gostyniński Mikołaj, ożeniony z kasztelanką z Działyńskich. Zmarło mu się w 1605 r. Miał on brata Szymona. Dodam jeszcze, że w drugiej połowie XVI w. w Bocheńcu rodzina Bocheńskich żyła bardzo zamożnie. Szymon miał znamienitego syna Aleksandra Marcina. Prowadził on burzliwe życie za panowania króla Jana Kazimierza. Jak podają przekazy, służąc w wojsku, walczył z Kozakami i Szwedami. Moi panowie, to wszystko możecie znaleźć w herbarzu polskim Adama Bonieckiego. Dodam jeszcze, a mam nadzieję, że pamięć mnie nie myli, iż w XVII i XVIII w. rodzina Bocheńskich należała już do jedno- lub kilkuwioskowej szlachty. I co wy na to... – Drogi wuju – rozpoczął Runio – teraz, kiedy bolszewik nam na karku siedzi, trzeba się przygotować na kolejną wojenkę. Papa ćwiczy konie, a reszta szabelką wywija. Myślę ochoczo, że przyjdzie czas bolszewika gonić i ta kilkuwioskowa szlachta z XVIII w. pokaże, co potrafi, byle by tylko nasi chłopi wiedzieli, że z panami iść trzeba wspólnie do boju. – Chłopcy, chłopcy, zanim będziecie gotowi, nie daj Bóg, na takie przymierze, najpierw nauczcie się, czego bronicie. Jakich ziem i czyjego mienia. Który z was wie, gdzie znaleźć tu można herbarz Kaspra Niesieckiego?
52
R o z d z i a ł p i ąt y
Rodowód ze strony matki
S
tary hrabia z niecierpliwością wypatrywał powrotu rodziny Bocheńskich, gdyż brakowało mu spotkań z wesołą gromadką, która z tak wielkim zainteresowaniem słuchała jego opowieści. Cieszył się, iż na stare lata odnalazł oddanych sobie słuchaczy. W istocie po kilku tygodniach rodzeństwo wraz z rodzicami powróciło do Ponikwy, tylko najmłodszy Adzio został jeszcze na tydzień u wujostwa. Podczas kolejnego spotkania ze szczegółami opowiadali mu o swojej podróży. Wuj wysłuchał z zainteresowaniem, po czym postanowił przybliżyć rodzeństwu historię rodziny ze strony ich matki. Zgodnie ze swoim zwyczajem sięgnął do informacji w spisywanej przez niego księdze oprawionej w czarną ozdobną skórę. – Ród Dunin-Borkowskich – rozpoczął – wywodzi się od Piotra Duńczyka Własta, który był możnowładcą za rządów Bolesława Krzywoustego i jego synów. Jego burzliwe losy stały się inspiracją dla wielu średniowiecznych poetów opiewających te historie w pieśniach i legendach. Musicie wiedzieć, iż ród ten wydał kilku dzielnych wojowników, którzy nosili zaszczytne imię Jerzy. – Wuju, zdaje się, że ich portrety wiszą w sali jadalnej pałacu? – wtrącił Olo. – Tak, zgadza się – potwierdził skinieniem głowy wuj Tadeusz. – Potrafisz ich wymienić?
73
Rozdział szósty
Rodzice
D
zieci nie mogły się doczekać następnego spotkania z wujem Tadeuszem, ponieważ teraz miał im opowiedzieć o dzieciństwie i młodości ich rodziców. Od pewnego czasu opowieści wuja były skrupulatnie zapisywane i to zarówno przez Runia, jak i Ola, którzy nosili się z zamiarem stworzenia rodzinnej kroniki. Spotkanie odbyło się u wuja. – Wasz ojciec Adolf Józef, zwany przez nas Adziem, podobnie jak wasz najmłodszy brat – rozpoczął swoją opowieść stary hrabia – urodził się w Warszawie w 1870 r., gdzie wasi dziadkowie przyjechali w odwiedziny do swoich teściów. Na chrzcie św. nadano mu imiona po waszym pradziadku Adolfie Jełowickim i stryju Józefie Bocheńskim. Mimo trudnej sytuacji finansowej, która była coraz bardziej odczuwalna pod koniec życia Izydora Fran58. Wacław, Adolf Józef, Józefa, Rabka około 1878 r.
81
Rozdział siódmy
Atmosfera domu rodzinnego
K
olejne spotkanie z wujem Tadeuszem było jakże inne od poprzednich i to nie tylko z powodu szalejącej za oknem gwałtownej nawałnicy, ale także w związku z przyniesionym przez Runia tajemniczym rękopisem.
71. Dwór w Czuszowie
101
– Cóż tam trzymasz za hieroglify, drogi młodzieńcze? – Wuju, zgodnie z naszą umową dzisiaj to my powspominamy i opowiemy o naszym dzieciństwie. – Słucham z wielką uwagą. Zachęcony przez wuja, Runio przystąpił do lektury. – 30 sierpnia 1902 r. w Czuszowie przyszedł na świat pierwszy syn Adolfa Józefa i Marii Małgorzaty Bocheńskich, któremu na chrzcie św. nadano imiona Józef Franciszek Emanuel, dwa lata później narodził się Aleksander Adolf Maria, trzecim i ostatnim dzieckiem urodzonym w Czuszowie, w 1905 r., była dziewczynka o imionach Olga Antonina Paulina. Kolejne dziecko przyszło na świat już w Ponikwie w 1909 r., był nim chłopczyk, któremu nadano imiona Adolf Maria. Wszystkie dzieci oprócz najmłodszego były trzymane do chrztu św. przez miejscowych biedaków. Był to stary zwyczaj stosowany w niektórych dworach. Rodzicami chrzestnymi najmłodszego syna Bocheńskich był jego najstarszy brat Józef Franciszek oraz ciocia
72/73. Józef Franciszek Emanuel zwany Runiem
102
Spis treści
Od autora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 7 Rozdział pierwszy Ponikwa i pałac . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .13 Rozdział drugi Tadeusz Bocheński . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .37 Rozdział trzeci Rodowód ze strony ojca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .49 Rozdział czwarty Izydor Franciszek Bocheński i jego brat Józef Anastazy . . . . . . . . . .59 Rozdział piąty Rodowód ze strony matki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .73 Rozdział szósty Rodzice . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .81 Rozdział siódmy Atmosfera domu rodzinnego . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .101 Rozdział ósmy Losy rodziny podczas I wojny światowej . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .117 Rozdział dziewiąty Losy rodziny po zakończeniu I wojny światowej . . . . . . . . . . . . . .133 Rozdział dziesiąty Józef Franciszek Emanuel w zakonie jako o. Innocenty Maria . . . .147 Bibliografia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 167 Spis ilustracji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 171 Indeks osób . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 177