REKLAMA
Agrotechniki
węglochłonne w służbie ochrony klimatu
Uprawa... węgla?
Wierne tłumaczenie angielskiego terminu „carbon farming” w tytule wcale nie oznacza, że podlascy rolnicy powinni, zamiast siać pszenicę, żyto czy rzepak, przerzucić się na działalność górniczą. W rzeczywistości „carbon farming” to cały zespół praktyk agrotechnicznych, które zmierzają do wychwytywania i kumulowania węgla atmosferycznego w glebie, liściach i korzeniach uprawianych roślin. Z obopólną korzyścią, zarówno dla klimatu jak i produkcji rolnej. O tym, że klimat zmienia się i robi się coraz cieplej, nikogo nie trzeba przekonywać. Wystarczy wyjrzeć przez okno i stwierdzić brak zimy w styczniu i lutym oraz zmierzyć się z konsekwencją katastrofalnych susz z ostatnich dwóch lat. Za te zjawiska w znacznej mierze odpowiada przemysł oparty o węgiel, choć ostatnimi czasy, wiele skrajnych ugrupowań ekologicznych oskarża o to również... rolników, zwłaszcza hodowców. Podczas konferencji klimatycznej w Paryżu w 2015 r. przedstawiciele 195 państw zrzeszonych w ONZ podpisali układ w którym zobowiązali się do podjęcia działań mających na celu ograniczenie emisji gazów cieplarnianych. Tymczasem oprócz wyznaczenia sobie szczytnych celów, rezultaty działań są nadal niewystarczające. Okazuje się jednak, że istnieje skuteczny narzędzie pozwalające w wyraźnie odczuwalny sposób zmniejszyć zawartość CO2 w atmosferze i znajduje się ono w rękach rolników. Gleba nie tylko zawiera w sobie w naturalny sposób związki węgla, ale także posiada umiejętność jego kumulowania. Intensywne techniki agrarne wykonywane w ostatnim półwieczu, zwłaszcza głęboka orka, w znaczny sposób zaburzyła jego naturalną zawartość, zmieniając tym samym, w negatywny sposób, warunki życia w jej wierzchniej warstwie. Orka powoduje „rozrywanie” agregatów glebowych i uwolnienie wiążących je związków organicznych. Te są „konsumowane” przez mikroorganizmy,
PODLASKIE AGRO
które równocześnie powodują szybszy obrót substancji pokarmowych niezbędnych dla roślin. Na krótką metę powoduje to wzrost plonowania, ale w dłuższej perspektywie wiąże się to z degradacją gleby, utratą wody i przyśpieszoną erozją. Carbon farming tłumaczone także jako „rolnictwo węglowe”, to sposób użytkowania roli, który w optymalny sposób umożliwi koncentrację węgla w materiale roślinnym i materii organicznej zawartej w glebie. Portal climatecentral.org, powołując się na badania Keith Paustiana z Uniwersytetu Stanowego w Kolorado, jednego z najbardziej uznanych naukowców zajmujących się zjawiskiem zmian klimatu, podaje zdolność gleb do sekwestrowania atmosferycznego dwutlenku węgla. Według amerykańskiego klimatologa globalna emisja tego gazu wynosi obecnie 41 Gt rocznie. By spełnić postulaty paryskiej konferencji należałoby, rok do roku, zakumulować do 15 Gt CO2. Tereny uprawne na całym świecie mają zdolność do „pochłonięcia” 4-5 Gt rocznie. Jak to przedstawić w sposób bardziej obrazowy? Zgromadzenie 5 mln t CO2 jest w stanie zrównoważyć emisję tego gazu wytworzoną przez milion samochodów. Carbon farming nie wymaga rewolucji w uprawie, ani wprowadzenia skomplikowanych i kosztownych procedur. Podstawowym elementem agrotechnik węglochłonnych jest wprowadzanie m.in. uproszczeń do prowadzonych prac polowych w tym także, znanej
już z polskich gospodarstw uprawy zerowej. To nic innego jak siew bezpośredni, polegający na umieszczeniu materiału siewnego w glebie bez ingerencji w jej strukturę. Podczas wysiewana dochodzi wyłącznie do lekkiego „nacięcia” gleby i przykrycia umieszczonych w niej nasion. Ważne jest także stosowane rozbudowanego płodozmianu, uwzględniającego uprawę roślin pastewnych i wieloletnich o mocno rozwiniętych systemach korzeniowych, takich jak trawy, koniczyny czy lucerny. Ma to na celu wyeliminowanie zagęszczenia gleby, a zwłaszcza podeszwy płużnej, zjawiska wyjątkowo szkodliwego również w tradycyjnej uprawie. Dużo zdziała się stosując nawozy naturalne i konsekwentne dawkowanie nawozów mineralnych. O tym jak szybko i w jakim stopniu resztki organiczne przekształcą się w próchnicę decyduje także pH gleby. A co z praktykami, które nadal uznaje się za „ekologiczne” jak choćby spalanie biomasy wytwarzanej ze słomy, siana, liści lub resztek pożniwnych? To co powinno zostać przyorane i wzbogacić glebę w składniki organiczne jest spalane w celu uzyskania „zielonej” energii, a CO2 wytworzony w ten sposób ponownie trafia do atmosfery. Trudno wyobrazić sobie bardziej szkodliwy proceder. A każdy rolnik ma świadomość, że zdecydowana większość gleb w Polsce jest pochodzenia lodowcowego. Szkodliwe procesy zachodzą na nich dużo szybciej i są trudniejsze do odwrócenia. Tekst Artur Golak
33