JUBILEUSZ Po
latach w Szpakowie
Rekordziści
||
Nowa obora, „serce” obu gospodarstw. Może pomieścić do 200 krów dojnych.
W starszym obiekcie przebywa młodzież i krowy zasuszone.
W ramach naszego bloku wspomnieniowego postanowiliśmy ponownie odwiedzić niewielką wieś w gminie Jaświły w powiecie monieckim, gdzie gospodaruje dwupokoleniowa rodzina państwa Guzel. Byliśmy tam siedem lat temu. Już wtedy była to rolnicza wizytówka gminy, a jej właściciele postawili na rozwój w oparciu o najnowsze technologie. Dziś to już dwa kwitnące i ściśle ze sobą kooperujące gospodarstwa rodzinne, prowadzone przez ojca i syna: panów Adama i Pawła. Podwaliny pod doskonale prosperujące gospodarstwo hodowlane położyli rodzice naszego gospodarza, państwo Maria i Adam. Jak w przypadku wielu innych gospodarstw w regionie, o czym przypominają tablice na obiektach gospodarskich, zadecydował dostęp do funduszy europejskich. Ale wbrew temu, co mówi się teraz, pieniądze na ulicy wcale nie leżały. Trzeba się było po nie schylić. I zrobić dużo, dużo więcej. – Posiadaliśmy stare zabudowania inwentarskie i nie spełnialiśmy kryteriów związanych z zapewnieniem stadu wymaganego dobrostanu – przypomina niełatwe początki Paweł Guzel. – Wszyscy wspólnie zdecydowaliśmy się na oborę stanowiskową na 75 szt. krów dojnych z młodzieżą z prostym, tradycyjnym dojeniem na hali. Obowiązywały jeszcze kwoty mleczne. Trzeba było się śpieszyć. Kto ile wyprodukował w roku referencyjnym, tyle mógł wytworzyć bez naliczanych kar. Z tego okresu pamiętam głównie ilość pracy, którą należało wynikać. Przeganianie zwierząt z jednego obiektu do drugiego. Pasze zadawane ręcznie. Stado podstawowe ciągle się rozwijało. Gospodarze dokupując jałówki zasilali je nowym 8
materiałem genetycznym. „Nowy-stary” obiekt, dobrze zaprojektowany i prowadzony, sprawdził się bardzo dobrze, ale na rosnące potrzeby okazał się być zbyt mały. Dobrostan zwierząt kazał zapewnić im więcej miejsca. – Stanęliśmy przed alternatywą, albo ograniczamy stado i ponosimy tego konsekwencje przy rosnącym rynku mleka, albo inwestujemy nowe obiekty – opowiada pan Paweł. W roku 2013 zapadła decyzja o budowie nowej obory. Dla całej rodziny miała to być zupełnie nowa jakość. I do inwestycji przygotował się kompleksowo. Teorię znał – ma wyższe wykształcenie rolnicze, studiował na Wyższej Szkole Agrobiznesu w Łomży, ale chciał zobaczyć jak to wygląda w praktyce. – Chciałem się przyjrzeć, na jakie rozwiązania stawiają inni rolnicy – mówi Paweł. –Trafiłem do gospodarstwa mlecznego w Wielkopolsce, prowadzonego przez … rodowitego Holendra. Wcześniej nie miał doświadczenia w hodowli krów mlecznych, ale prowadzenie takiego gospodarstwa było jego marzeniem i postanowił je realizować w Polsce. Bardzo mocno oparł się na doradztwie wiodących, na rynku holenderskim, dostawców. Ci, jak wiadomo, chwalą się tym, co mają najlepsze
i najdroższe... Nie jest tajemnicą, że trendy wyznaczają duże koncerny. Na młodym gospodarzu z Podlasia duże wrażenie wywarły maszyny i urządzenia marki Lely. – Poszczególne rozwiązania były logiczne i intuicyjne, dostarczały bardzo dużo szczegółowych informacji, zarówno o kondycji całego stada jak i poszczególnych sztuk – podkreśla. – Pozwalały zaoszczędzić czas, uzyskać wysoką produktywność i zagwarantować odpowiedni dobrostan zwierząt. Biorąc pod uwagę parametry planowanej owej obory oraz dotychczas zgromadzone doświadczenie, przyszła hodowla miała odbywać się w ruchu wolnym. Oferta firmy Lely doskonale się w taką koncepcję wpisywała. – Nie musieliśmy nadmiernie rozbudowywać obory, podnosić dodatkowe koszty wyposażenia, np. montażu dodatkowych bramek. Więcej elementów ruchomych to więcej urządzeń mechanicznych, które mogą się popsuć, to także większe nakłady na serwis i remonty. Hodowla w ruchu wolnym opiera się o naturalny cykl dobowy zwierząt, nie powoduje C.D. NA STR. 10
PODLASKIE AGRO