9 minute read

Rafał Potomski – To nie koniec świata

POD WŁOS bierze Rafał Potomski To nie koniec świata

Piszę ten felieton w niedzielę. Jutro ponownie wracam do pracy, po drugim lockdownie, który uziemił fryzjerów. I tak się zastanawiam: pisać historycznie, histerycznie czy oczami cynika. A mój wewnętrzny optymista drze się do mnie, ile zyskałeś, a ile straciłeś w tym roku. W sumie patrzę na szklankę – jest pełna do połowy, więc tego się trzymajmy. Pomyślicie – wariat! Pewnie jestem wariatem, ale sami się zastanówcie.

Advertisement

Nie chodzi mi o straty materialne. Te są ogromne. Stracili wszyscy: fryzjerzy, kosmetyczki, tatuażyści, solaria. Słowem cała strefa beauty. Straciła też branża eventowa, z którą współpracuję, prezentując moje kolekcje autorskie. Stracili hotelarze i restauratorzy. Ale te straty, choć dotkliwe, nie są najważniejsze.

Pamiętam, jak w ubiegłym roku, w wielu rozmowach przewijał się ten sam temat. Narzekaliśmy na pandemię, na wirusa, którego nie widać, a podobno jest i niektórych łapie bezobjawowo. Podobno, bo o jego obecności świadczą tylko komunikaty o zachorowaniach. – A zna pan kogoś kto zachorował? – słyszałem na każdym kroku. Albo gorzej: – Zna pan kogoś kto umarł? Nie znałem ani jednych ani drugich. Ale zawsze chciałem zapytać, czy mój rozmówca przeżył trzęsienie ziemi. Zapewne nie, ale to nie dowód, że trzęsień ziemi nie ma. Jednak przyszedł taki dzień, że z kalendarza zaczęły znikać wizyty. Ktoś ma pozytywny test i siedzi w domu. Ktoś jest na kwarantannie, bo miał kontakt z kimś kto zachorował. Inny zachorował. Aż wreszcie przyszły najgorsze wieści.

Tak, znam takich, którzy odeszli na zawsze. Oczywiście ludzie zawsze umierali; jak głosi tytuł fi lmu Zanussiego: „Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Na tych, których znałem, nie była jeszcze pora. Jeszcze nie przegadaliśmy wszystkich spraw. Jeszcze mieliśmy razem coś przeżyć. Życie, a raczej wirus, zdecydował inaczej. I wtedy przyszła jeszcze jedna refl eksja. Poczułem to, co czuli ludzie w czasie wojny. Przeraziło mnie, że śmierć stała się chlebem powszednim. Mój przyjaciel powiedział ostatnio, że gdy zobaczył na instagramie zdjęcie aktora Hugh Laurie’go, wyrwało mu się – o nie! A po chwili doczytał, że Hugh kręci nowy fi lm. Jednak pierwsza myśl była najgorsza. Dlatego błagam, nie wrzucajcie na media społecznościowe czarno-białych zdjęć. Walory artystyczne ogromne, ale można kogoś przyprawić o zawał serca.

Śmierć oswaja nas, zbliża się z każdej strony. Zaczynamy się do niej przyzwyczajać. Nie w sensie znieczulicy czy obojętności. Gdzieś czytałem, że w czasie wojny ludzie z bólem żegnali, o ile mogli, swoich znajomych i bliskich. A w środku cieszyli się, że to nie oni. Że sami jeszcze żyją. To straszne, ale parę razy tak pomyślałem. I dziękuje za każdy przeżyty dzień w tym dziwnym czasie. Jest jednak spora różnica. W czasie wojny kawiarnie były otwarte, a ludzie chodzili do fryzjera.

Niesamowite, są dni, gdy z powodu wirusa umiera tylu ludzi, ilu zginęłoby w dwóch katastrofach dużych samolotów. Nikt nie opuszcza fl ag, nikt nie ogłasza żałoby narodowej. Przywykliśmy. Czy ich życie było mniej warte? A media wartościują śmierć. Telewizja transmituje pogrzeby znanych osób, a o śmierci zwykłych ludzi wspomina, podając cyfry. Czy ich śmierć jest mniejszą tragedią niż śmierć kogoś znanego?

Mili! Wcześniej nigdy bym o tym nie pomyślał. Ale czy ja wcześniej myślałem o takich rzeczach? Pędziłem jak wyścigówka na torze rajdowym. Dzień zaczynał się o ósmej, a kończył o północy. To nadal się nie zmieniło. Śniadanie z Kameą, spacerek, Kamea do „przedszkola”, czyli do pani, z którą zostaje w ciągu dnia. Jest jak dawniej. Potem korek na wjeździe do Krakowa, w którym od kilku lat kawał mojego życia tracę bezpowrotnie. To się zmieniło, bo wirus wygnał ludzi z ulic. Większość dnia upływa na tym, co kocham, czyli przyjemności. Wir pracy. Wieczorem, gdy AtelieR opuszczają ostatni goście, ja z fryzjera zmieniam się w menadżera. I tak uciekają kolejne dwie godziny. Jest już noc, gdy wracamy z Kameą do domu. Dlatego w weekendy nadrabiam to, co zostaje z tygodnia. Nie są to wizyty wyjazdowe, szkolenia, konsultacje. Po prostu pranie, sprzątanie, czytanie, fi lm, spacer. Bo teraz w prowadzeniu domu nie pomaga mi już pani Benia. To się zmieniło…

To wirus zmusił mnie, bym się zatrzymał. Dostrzegłem, w jakim kołowrocie żyję. I nie powinienem narzekać – czasu i tak mam sporo, bo nie mam dzieci, z którymi muszę odrabiać lekcje. Choć i starsze przyprawiają mnie o siwe włosy. A jednak po chwili odpoczynku, gdy odpuścił uścisk codzienności, usiadłem w spokoju i zacząłem robić bilans zysków i strat. Co w moim życiu ma wartość, a co mnie obciąża i zabiera radość. Przypomniały mi się słowa Stefana Kisielewskiego: „To, że jesteśmy w dupie to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. To prawda. Urządzamy się i w chwilach zwątpienia, bezsilności, braku energii, wciąż przekonujemy, że przecież trzeba. A może nie trzeba?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Ale jednego jestem pewien, że żaden z lockdownów nie nauczyły nas jeszcze odpowiedzialności społecznej za drugiego człowieka. Wielu jest mocnych w gębie, by opowiadać jak lockdown zniszczył nam życie. Sami jednak nie są za grosz odpowiedzialni. Myślą tylko o sobie i o swoich potrzebach, mając gdzieś bezpieczeństwo innych w przestrzeni publicznej. Szanuję płaskoziemców, ale największą bezczelnością jest zapisać się na szczepionkę i nie przyjść, zabierając możliwość zaszczepienia innym.

Zadałem sobie pytanie, co zrobię, gdy nastąpi koniec świata? I wtedy przypomniał mi się felieton Tomasza Jastruna – ostatni, który napisał dla „Newsweeka”. Gdy naczelnym tygodnika został Tomasz Lis, zdecydował, że lepsze będą felietony Magdy Gessler. Jej pierwszy był o ruskich pierogach. A do poety, prozaika, eseisty, krytyka, zadzwoniła sekretarka: – Panie Tomaszu, już pan nie pisze felietonów. Jakie rządy, taka forma. Co zrobił Jastrun? Usiadł do komputera i felieton mimo wszystko napisał. Tekst nie ukazał się w tygodniku, a w internecie. Chodziło mniej więcej o to, że to nie koniec świata. A nawet koniec świata nie zwalnia go z wyprowadzenia na spacer psa. Bo pies mimo wszystko chce siku. A zatem i ja wyjdę z Kameą, bo ona już pewnie ma ochotę na spacerek. To nie koniec świata, jutro znowu będę trzymał nożyczki. Z tą różnicą, że przed pandemią mogłem dotykać włosów gołą dłonią. To było takie normalne. A teraz od włosów dzieli mnie cienka warstwa rękawiczek. Niby nic, a jednak wiele. Dlatego czuję lekki stres. Jednak pamiętam, co mówię moim podopiecznym: Wykonując nową rzecz, strach zamieńcie w ciekawość. Strach paraliżuje. Ciekawość pobudza do działania.

Nie dość że żyję, to jeszcze mogę pracować. Cieszę się, że to zrozumiałem. Że przestrzeń publiczna należy do wszystkich. Nie do większości ani mniejszości. Jest dobrem wspólnym. Manifa czasem też się przyda, aby przetrzepać niektórym łeb, ale o tym innym razem.

Fryzury, koloryzacje: Rafał Potomski przy użyciu A New Colour Davines Foto: Piotr Stokłosa Make-up: Marcin Szczepaniak Kostiumy: Kamila Picz Modelka: Anna Szopa Produkcja: AtelieRPotomski Produkty: Davines

ATELIER POTOMSKI

Looki pochodzą z kolekcji „Shadow Prints” – Tom Connell dla Davines.

Shadowing

– nowa koloryzacja dla szatynek

Jak zgodnie z trendami nadać fryzurze głębię? Dyrektor artystyczny Davines Tom Connell proponuje, by twarz okalały – zamiast rozjaśnionych – przyciemnione pasma włosów. Na czym polega technika koloryzacji w stylu shadowing?

Brąz to pełny, bogaty odcień, ale może wyglądać zbyt jednolicie. Jak dodać mu charakteru? Balayage, refl eksy, pasemka – istnieje wiele technik nadania fryzurze wielowymiarowości. W tym sezonie zmieniamy kierunek: rezygnujemy z rozjaśniania na rzecz przyciemnienia włosów, tworząc głębokie odcienie czekolady, orzecha laskowego lub kawy. Shadowing stoi w opozycji do trendu money piece, który królował zeszłego roku.

Shadowing

– sposób na wprowadzenie ruchu do fryzury

Tom Connell, Dyrektor artystyczny marki Davines, w kolekcji „Shadow Prints” na wiosnę 2021 odwraca tradycyjny sposób myślenia o brązie. W technice shadowing wybiera niektóre sekcje i przyciemnia je, aby zapewnić wrażenie głębi. Bogatszy, ciemniejszy odcień jest blisko twarzy dla uwydatnienia oczu, kości policzkowych i ust – im większa różnica tonów, tym bardziej widoczny kontrast. Ciemniejsze pasma z przodu wizualnie wzmacniają resztę koloru. Shadowing pasuje do każdej długości włosów, najefektowniej jednak prezentuje się na naturalnie rozpuszczonych włosach.

Jak dbać o włosy brązowe?

Słona, chlorowana woda i słońce negatywnie wpływają na włosy farbowane. Przyspieszają wypłukiwanie pigmentu, przyczyniając się do matowienia koloru.

Jak zapobiec utracie intensywności odcienia? Włączając do regularnej pielęgnacji kosmetyki koloryzujące. Szampon i odżywka Davines Alchemic Chocolate bazują na pigmentach bezpośrednich, które osadzają się na powierzchni włosów. Podkreślają odcień, naturalnie rozświetlają i przeciwdziałają niepożądanym refl eksom. Dzięki zawartości protein mleka i witamin działają odżywczo i nawilżająco.

Looki pochodzą z kolekcji „Sculpture Prints” – Tom Connell dla Davines

Sculpting

– blond koloryzacja na lato 2021

Tegorocznego lata to przyciemniona grzywka zdominuje blond fryzury. Technika sculptingu stwarza idealną okazję do kreatywnej koloryzacji ton w ton. Komu pasuje ten trend? Jak zestawiać odcienie? Odpowiada trenerka marki Davines Anna Szeszuła.

Podobnie jak konturowanie w makijażu – sculpting (z ang. rzeźbienie) wykorzystuje ciemniejsze tony, aby podkreślić charakter fryzury w kolorze blond. Tom Connell, Dyrektor artystyczny Davines, tego lata skupia się na grzywce – przyciemnia ją, stosując metodę koloryzacji z wolnej ręki. Stylista podkreśla: – Sculpting traktuje włosy jako cenny surowiec, na którym fryzjer może rzeźbić objętość przy użyciu różnych tonów koloru. Nowa technika pozwala stworzyć ramę dla pokreślenia oczu. Idealnie balansuje rysy twarzy w kształcie okrągłym i kwadratowym.

Dla kogo? W jaki sposób dobierać odcienie?

– Metodę przyciemnionej grzywki możemy jak najbardziej stosować przy każdej długości i technice strzyżenia włosów, skupiając się na wybraniu odpowiedniego kształtu sekcji i ilości zaangażowanych do niej włosów – zaznacza trenerka Davines Anna Szeszuła z poznańskiego salonu appo hair. – Blond w stylu sculpting może nosić każdy z nas, kluczem jest zadbanie o odpowiedni odcień. Praca z różnymi tonami może przerodzić się w pewnego rodzaju grę kolorów. Jeśli zastosujemy chociaż nutę różowego odcienia na czysto rozjaśnionych włosach u osoby z niebieskimi lub niebieskoszarymi oczami, sprawimy, że tęczówka nabierze nawet lekko turkusowego, a na pewno głębszego, intensywnego niebieskiego koloru. Chłodnymi odcieniami włosów zneutralizujemy także zaczerwienioną cerę i popękane naczynka. Ciepłe, złociste tony zaś pięknie rozświetlą brzoskwiniową, opaloną skórę – dodaje fryzjerka.

Kreatywne tonowanie

Grzywkę warto przyciemnić tonerami, które zapewniają półtrwały efekt, wypłukując się stopniowo i w naturalny sposób. Anna Szeszuła radzi: – Do koloryzacji ton w ton polecam system Davines View. To idealne rozwiązanie w przypadku włosów rozjaśnionych – nie tylko nadaje pożądany kolor dzięki naturalnym pigmentom, ale także silnie wzmacnia strukturę włosów. Formuły produktów bazują na naturalnych poliglicerolach, które nawilżają, nabłyszczają i nadają miękkość.

This article is from: