2 minute read
Gwiazdka w stanie wojonnym
Zamieszczoną poniżej opowiastkę zapisałam w moim pamiętniku prawie 40 lat temu – 28 grudnia 1981 roku, tylko zdjęcie było zrobione później. Syn Paweł miał wtedy lat 12, córka Kasia (wierząca jeszcze w świętego Mikołaja) – 7.
To były pierwsze i mam nadzieję, że ostatnie wojenne święta Bożego Narodzenia. Nastrój nie był wesoły. Aresztowania, internowania, wojsko na ulicach, wojsko na ekranie telewizora, wojskowe piosenki z radia przeplatane kolędami. Do tego ogromne trudności w zaopatrzeniu. Nie udało się nawet kupić choinki. Klęska! Sytuację uratowała ciocia, pożyczając nam maleńką sztuczną choinkę. Piękne to drzewko nie było, nawet przystrojenie niewiele mu pomogło.
Advertisement
A na dodatek - jak pod taką odrobiną zmieścić gromadzone od dawna prezenty?
Wpadłam na pomysł, żeby pod choineczką ustawioną na niewielkim stoliku położyć po jednej małej paczuszce dla każdego, a resztę schować w stojącym obok, specjalnie opróżnionym z pościeli, tapczanie Pawła.
Pod koniec wigilijnej kolacji Kasia, po raz kolejny sprawdzając dziecięcy pokój zauważyła, że pojawiły się prezenty i krzycząc z radością „Był święty Mikołaj!”, oderwała całą rodzinę od stołu. Bardzo szybko skończyło się wyciąganie, rozdawanie i rozpakowywanie. Wyjaśniłam wtedy: - Cóż, trudno, stan wojenny, dlatego mało było prezentów. Zaśpiewamy kolędę i idziemy spać. Pawełku, ściel łóżka!
Paweł, wtajemniczony w moje plany, posłuszny jak nigdy, otworzył swój tapczan.
Kasia na widok leżących paczek na moment zamarła, a potem wrzasnęła: – Otwierajcie szybko drugi tapczan! - Niestety tam była tylko pościel.
Och, jak przykro było nam rodzicom, gdy zobaczyliśmy ogromne Kasi rozczarowanie, zasmuconą buzię, że w jej tapczanie nie ma prezentów. Takiej reakcji nie przewidzieliśmy, a przecież można było rozdzielić je na dwie części. Na szczęście smutek szybko minął i Kasia zaczęła znów rozdawać prezenty.
hm. Jolanta Śliwińska