Słowo Naczelnego Wakacyjna harcerska robota
Jeszcze nie tak dawno trwały wielkie przygotowania do HAL, ale nie tylko. Po prostu przed nami rozpościerała się perspektywa spędzenia wolnego czasu podczas letniego odpoczynku. Dzisiaj jest już po wszystkim. Wróciliśmy do pracy, do szkół, na studia... Przed nami rozpoczyna się kolejny rok harcerski. Ale zanim będziemy snuć nowe plany, przypomnijmy pokrótce, co się wydarzyło podczas wakacji. A wydarzyło się wcale nie mało jak na trzy miesiące.
Jeszcze podczas trwania minionego roku szkolnego tradycyjnie we wtorek 14 czerwca w siedzibie hufca odbyły się warsztaty dla kadry. Dotyczyły nowego Systemu Instrumentów Metodycznych, w szczególności mówiono o zmianach w wymaganiach na stopnie i sprawności, a także o nowościach, jakim są tropy i wyzwania.
Pod koniec czerwca komendantka Chorągwi Stołecznej hm. Paulina Gajownik wręczyła podziękowania dla wszystkich osób, które zaangażowały się w pomoc na rzecz pomocy obywatelom Ukrainy. Jednocześnie wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł przekazał listy gratulacyjne dla osób szczególnie zaangażowanych. Wśród wyróżnionych byli: phm. Anna Bodzińska, phm. Justyna Piwowar, phm. Agata Plewa i hm. Piotr Piskorski.
14 czerwca po dwóch latach przerwy spowodowanej pandemią drużyny Nieprzetartego Szlaku z naszego hufca oraz laureaci z innych jednostek spotkali się na finale Przeglądu Artystycznego Drużyn NS 2022 „Co słonko widziało”.
W tym roku Zuchy z Gromad Zuchowych: 32, 160, 211, 295 i 420 trafiły do Magicznego Encanto, gdzie pomagały rodzinie wesołej Mirabel odzyskać utraconą moc. Jak to zwykle bywa - Zuchy świetnie sobie poradziły z tą trudną misją. Udało się, dzięki przypomnieniu, że najważniejsza jest miłość, przyjaźń i współpraca i to one są największą magią!
Od lipca do początków sierpnia trwały obozy środowisk naszego hufca. I tak: 32 WDH „Wanta”, 211 WDH „Kaskada” oraz 211 pWDW „Panta Rhei” wraz z 420 WDH „Omaha” obozowały w Stężycy. W Ocyplu obozowała 161 WDH NS im. Krystyny Krahelskiej „Słoneczni Wędrowcy” oraz 295 WDH Sulima i 295 WDH Płomień, które w ramach inicjatywy „Freedom Camp” gościły dzieci z Ukrainy. W Ocyplu byli również harcerze 296 WWDH „Wir”. W Podlesicach koło Zawiercia przebywali harcerze 420 WWDH „Granda”. Natomiast Szczep 288 i 112 WDHiGZ im. Kornela Makuszyńskiego obozował w ośrodku Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej „Leśna Krówka”.
5 sierpnia dotarła do nas smutna wiadomość. Na wieczną wartę odszedł hm. Waldemar Kowalczyk, szczepowy 37 WDH im. Szymona Mohorta, komendant naszego hufca, bazy chorągwianej w Starej Dąbrowie oraz wieloletni komendant Chorągwi Stołecznej im. Bohaterów Warszawy. Tego samego dnia wieczorem podczas meczu Legii Warszawa z Piastem Gliwice zuchy i harcerze z trzech hufców (Praga-Południe, Praga-Północ, Żoliborz) stanowili asystę dla piłkarzy i sędziów wychodzących na boisko. Nasz hufiec reprezentowali przedstawiciele 32 WDH „Wanta”.
W dniach 13-15 sierpnia z inicjatywy IKP „Romanosy” miał miejsce w Ocyplu I Zlot Przyjaciół „Słonecznej Republiki”, Więcej o tym wydarzeniu można przeczytać w tym numerze Świerszcza.
Po blisko trzech latach przerwy 3 września na ulice Warszawy powrócił Półmaraton Praski. Nie zabrakło na nim naszych harcerzy, którzy pomagali w szatni, na punktach wydając napoje i pożywienie oraz na mecie podczas wręczanie medali.
Jeśli do tych wydarzeń dodamy jeszcze, że podczas wakacji do grona instruktorów dołączyły dwie nowe druhny, to okaże się, że działo się naprawdę dużo harcerskiej roboty.
hm. Jacek Czajka
Mieliśmy jeszcze jedno ważne hufcowe wydarzenie: 6 sierpnia odbył się ślub dwojga naszych instruktorów: pwd. Janiny Lekki i phm. Marcina Jóźwiaka. Nina nosić będzie teraz nazwisko Lekki Jóźwiak. Polonista pozostał przy własnym nazwisku. W uroczystości wzięła udział liczna grupa naszych instruktorów, w tym niżej podpisany.
hm. Adam Czetwertyński
Słowo Naczelnego
Słowo o Ocyplu
Heblowanie
Trudny temat
Harcmistrz Waldemar Kowalczyk
Harcmistrz Jan Schaitter
Kamień „Nie mógł poczekać”
Za moich czasów...
Ukraińsko-polski obóz drużyn szczepu 295
Ewolucja, czyli stopniowanie trudności?
Ósemka
Odkrywanie świata w „Leśnej Krówce”
Widzisz i nie grzmisz...
HOTiM podczas HAL 2022
Założyć skrytkę geocachingową
Kącik poezji
Warto sięgnąć po...
Słowo o Ocyplu
Ocypel to miejsce dla nas szczególne, tu wkraczaliśmy w świat harcerskiej przygody. Kiedy podniesiemy głowy, poczujemy na twarzach podmuch wiatru, to wiatr historii, który przywiewa kolorowe wspomnienia zielonych lat. Zamknijcie oczy i posłuchajcie, a usłyszycie lokomotywy cichy gwizd i wagonów jednostajny rytm harcerskiego pociągu w Bory Tucholskie. W tym wietrze są młode roześmiane twarze, słychać nasze radosne głosy, wspomnienia sierpniowych nocy, strach pierwszej nocnej warty i buty całkiem przemoczone, romantyzm palonych wieczorem ognisk, porywy pierwszej harcerskiej miłości. Dzisiaj jesteśmy tutaj z dwóch powodów.
Po drugie, jesteśmy tu dla siebie, ponieważ ośrodek w Ocyplu powstał także dzięki nam, dzięki naszej pracy. 50 lat temu byliśmy młodzi, na szlaku wielkiej przygody, szeroki świat czekał jak przyjaciel, a naszym przewodnikiem był dh Romanowski, nasz komendant, któremu pomagaliśmy budować „Słoneczną Republikę”. To miejsce powstało także dzięki naszym dłoniom pełnym zapału, naszym gorącym sercom i naszej młodości. I to jest niezmiernie ważne i trzeba to podkreślić, że - w wielkim skrócie - Ocypel to nasza młodość. Mamy ją we wspomnieniach a w czasie, gdy nasz świat się kończy, coraz chętniej wracamy do naszych zielonych bezpiecznych lat.
Po pierwsze, przyszliśmy dać świadectwo o naszym Komendancie. „Słoneczna Republika” w Ocyplu to dzieło życia śp. hm. Stefana Romanowskiego, który odważył się marzyć. Tym marzeniem był nowoczesny, funkcjonalny i atrakcyjny ośrodek wypoczynkowy dla zuchów – dzieci w wieku od 8 do 11 lat. A wszystko zaczęło się w 1969 r., kiedy dh Stefan Romanowski, będący już wtedy komendantem hufca, doprowadził do tego, że Hufiec ZHP Warszawa-PragaPołudnie otrzymał do wykorzystania podupadający ośrodek wypoczynkowy. Ocypel stał się Komendanta oczkiem w głowie. W siermiężnych latach 60-tych, w czasach szarego peerelu, w latach niedoboru i kartek, w ponurym czasie stanu wojennego, realizował swoje marzenie tak długo i z takim uporem, aż dopiął swego i zbudował Harcerski Ośrodek Wypoczynkowy w Ocyplu, który został jednym z najbardziej pożądanych miejsc wypoczynku dla dzieci w Polsce. Także swoją nazwę „Słoneczna Republika” ośrodek zawdzięcza dh. Romanowskiemu, który wraz z dh. Elżbietą Dobrodziej był jego współtwórcą. Nie będę opowiadał historii, którą wszyscy dobrze znacie, ale trzeba głośno powiedzieć, że gdyby nie dh Romanowski, nie byłoby „Słonecznej Republiki”. Także tak rozumiał harcerską służbę. On był jej budowniczym i pierwszym komendantem. Dzisiaj ofiarujemy Mu naszą pamięć. Dlatego w dniu dzisiejszym odsłaniamy pamiątkową tablicę Jemu poświęconą.
Na koniec zwracam się do młodych instruktorów naszego hufca i do jego Komendanta. Dzisiaj, kiedy odsłaniamy pamiątkową tablicę ku pamięci twórcy i budowniczego ośrodka w Ocyplu, zamyka się pewien etap, wykuliśmy nasze ogniwo w łańcuchu harcerskiej historii. Teraz kolej na was, przekazujemy wam wynik naszych marzeń i pracę naszej młodości. Realizujcie teraz swoje marzenie o Ocyplu i pamiętajcie, że „Wszystkie nasze marzenia mogą się spełnić — jeśli mamy odwagę je realizować”. My mieliśmy.
hm. Andrzej Banasik
Tekst wygłoszony podczas uroczystego apelu I Zlotu Przyjaciół „Słonecznej Republiki” w Ocyplu 14 sierpnia 2022 roku.
Heblowanie
Apokalipsa
Ulicą biegnie młody człowiek, jest zima a on ubrany jest jakby była wiosna, bluza, długie spodnie i tenisówki. Biegnie w stronę sklepu spożywczego, w jego oczach widać obłęd a w ręku trzyma przedmiot przypominający kij bejsbolowy. Dobiega do sklepu, wpada do środka, jednym uderzeniem kija powala na ziemię ochroniarza, który po chwili leży w kałuży krwi i strasznie charczy. Chłopak łapie kilka produktów do jedzenia, pakuje je szybko do plecaka i wybiega. Świadkowie zdarzenia dzwonią po policję, ale niestety patrol nie przyjedzie, ponieważ dyżurny mówi, że jest na innej interwencji a policjanci są rowerami i nie dadzą rady. Karetka zabiera do szpitala rannego ochroniarza, ten niewiele pamięta, bo wszystko działo się bardzo szybko. Ekspedientka, która też była wtedy w sklepie, postanawia iść na najbliższy komisariat policji, żeby osobiście złożyć zawiadomienie. Niestety budynek jest zamknięty i wygląda na opuszczony. Odkąd nie ma prądu, policjanci przyjmują zgłoszenia w swoich prywatnych mieszkaniach. Problem w tym, że nikt nie wie, gdzie mieszkają. Wygląda na to, że sprawca tego napadu nigdy nie zostanie złapany ani ukarany.
Dodatkowo ciągle żyjemy w niepokoju spowodowanym wojną u naszych sąsiadów na Ukrainie. Nie wiemy, co nas czeka w najbliższej przyszłości i jak będzie się kształtowała sytuacja militarna w Europie i na świecie. W dodatku z powodu szalejącej inflacji spada wartość złotówki, za chwilę może się okazać, że nasza waluta jest bezwartościowa. Społeczeństwo ubożeje, na razie ten proces jest jeszcze powolny, ale możemy dojść do momentu, w którym zdecydowana większość społeczeństwa będzie się starała minimalnie egzystować, żeby przetrwać, a bogate elity albo wyjadą z kraju, albo odgrodzą się od reszty. Powstaną getta dla tych najbiedniejszych i odizoluje się ich od społeczeństwa.
To nie jest scena z filmu sensacyjnego. To obraz rzeczywistości, który może nas spotkać w najbliższym czasie. Do tego obecnie zmierzamy. Przez ogromną inflację, galopujące ceny żywności, gazu i prądu, brak węgla i marną perspektywę na poprawę sytuacji, może się okazać, że o takich zdarzeniach będziemy słyszeć codziennie.
Czy my, jako organizacja, jesteśmy gotowi na taki scenariusz? Czy w ogóle zdajemy sobie sprawę z tego, że jest źle a będzie jeszcze gorzej. Za chwilę może się okazać, że nie będziemy mieli gdzie robić zbiórek, bo zamkną szkoły z powodu braku ogrzewania (oczywiście zawsze możemy się spotykać na powietrzu, ale jesienią i zimą pewnie z mniejszą częstotliwością). Może być tak, że nie będzie się nam opłacało mieć siedziby hufca, bo koszty prądu, ogrzewania i inne opłaty nas przerosną. Nie będziemy robić biwaków, rajdów i żadnych imprez, przestaniemy jeździć na obozy, bo zwyczajnie będą kosztowały tyle, że rodziców naszych zuchów i harcerzy nie będzie na nie stać.
Ktoś powie, że przedstawiam abstrakcyjną rzeczywistość, ale po tym, co na co dzień widzę i słyszę, ta abstrakcja zaczyna się niestety urzeczywistniać. Od takiego świata już tylko krok do apokalipsy i końca istnienia.
Najgorsze jest poczucie, że my nie mamy na to żadnego wpływu i nie możemy z tym nic zrobić. Ale warto, żebyśmy byli gotowi na każdy możliwy scenariusz - im szybciej, tym lepiej.
Trudny temat
To trudny temat, wart dłuższej rozmowy. Ale może warto kilka zdań na ten temat napisać? Tę rozmowę rozpocząć? Mam do tego prawo - wszak jestem instruktorem naszego hufca od sześćdziesięciu lat. Bez ani jednego dnia przerwy (chyba że ktoś mający dobrą pamięć wytknie mi kilkumiesięczną banicję w komendzie Chorągwi, gdy zostałem zdjęty z funkcji zastępcy komendanta hufca przez... sekretarza propagandy Komitetu Dzielnicowego PZPR). Jestem cały czas czynnym instruktorem. Najpierw przypomnę dwa fakty.
Pierwszy - jakiś czas temu napisałem felieton, w którym oznajmiłem, że nie zostanę seniorem ZHP. Gdy już nie będę potrzebny organizacji, po prostu odejdę ze związku. Felieton wzbudził pewne zainteresowanie, odezwali się seniorzy, którzy tłumaczyli mi, że są bardzo potrzebni w harcerstwie. Ja tego nie kwestionowałem, pisałem o sobie.
Drugi - bardzo chłodno podszedłem do pomysłu odsłaniania w Ocyplu płyty poświęconej naszemu wieloletniemu, niezwykle zasłużonemu komendantowi hufca i budowniczemu Słonecznej Republiki - hm. Stefanowi Romanowskiemu. Na tyle chłodno, że jeden z naszych byłych instruktorów zapytał w Ocyplu, kto to jest ten Czetwertyński (a zna mnie bardzo wiele lat, zna bardzo dobrze).
Przypomnieć też muszę, że harcerstwo to ruch dzieci, młodzieży i osób dorosłych. Nie jest to ruch osób dorosłych działających na rzecz dzieci i młodzieży. Więc jeżeli chcemy (i nie jest to jakieś odkrycie) cokolwiek sensownie zrobić, musimy zrobić to wspólnie - starsi i młodsi. Wszyscy musimy planować, realizować i podsumować zadanie. Wszyscy w trakcie tej realizacji muszą mieć coś do zrobienia. To, przepraszam, banalne stwierdzenia, które przekazujemy harcerzom na kursie zastępowych. W przeciwnym przypadku organizatorzy jakiejkolwiek imprezy znajdują się w sytuacji reżysera spektaklu teatralnego, na który nikt nie chce przyjść. Lub bilety na przedstawienie są wykupione na kilka miesięcy do przodu. Tym razem spektakl nie odniósł sukcesu. Jeżeli członkowie Kręgu „Romanosów” nie będą na co dzień z harcerzami, ich zloty pozostaną ich sprawą.
A trudny temat? Tematem jest obecność naszych seniorów w codziennym życiu hufca. Tak, aby na sierpniowym zlocie w Ocyplu w roku 2023 było co najmniej tyle młodej kadry, ilu naszych hufcowych weteranów. Bo w tym roku tej kadry praktycznie nie było. Pisze w tym numerze „Świerszcza” o swych odczuciach druhna Róża, kierująca kręgiem „Romanosów”.
I jeszcze jedno. Instruktor musi być dla tych młodszych autorytetem i najlepiej by było, aby był przez tych młodych lubiany. A więc trzeba tym autorytetem się stać. Najlepiej w codziennej pracy. I to wszystko jedno, czy stanie się to w trakcie planowania modernizacji ośrodka w Ocyplu, poprowadzonych zajęć na kursie czy zorganizowanych w szczepie zawodów na orientację. Opowieści o tym, jak dawniej bywało, mogą tylko ten autorytet wzmocnić, ale go nie zbudują.
No i jeszcze to lubienie nas, starszych instruktorów. To nie takie proste. Złamanie bariery wieku, słuchanie tych młodych, uśmiechanie się, niezachowywanie się, jakby się zjadło wszystkie rozumy. To lubienie - także oczywiście w drugą stronę - przez starszych tych młodszych - to problem. Ale po zjedzeniu odpowiedniej ilości soli często zaczynamy traktować siebie normalnie. Wiem to, wypraktykowałem na sobie. Tylko z niektórymi jeszcze tej beczki soli nie zjadłem. Wszystko przede mną. Ale także przed „Romanosami”.
Czy praca metodą harcerską oraz polubienie się spowodują, że przyszłoroczny zlot w Ocyplu będzie udany? Oczywiście nie. Bo jeżeli ktoś poświęcił dwa lub trzy tygodnie swego urlopu zuchom lub harcerzom, może nie móc przyjechać na zlot. Niektórzy z nas są słabo sytuowani finansowo, może nie stać ich na uczestniczenie w zlocie? Może któryś instruktor powiedział, że taki zlot nie ma sensutrzeba do niego dotrzeć, aby zmienił zdanie? Te pytania i problemy można mnożyć. Dlatego zlot trzeba organizować ze wszystkimi zainteresowanymi. Bo zaproszenie nas do Ocypla to stanowczo za mało.
hm. Adam CzetwertyńskiHarcmistrz Waldemar Kowalczyk
– wspomnienie
Miałem do Waldka a on do mnie, szczególnie bliski, osobisty stosunek. Był on bowiem poniekąd moim harcerskim wychowankiem, którego charakter, stosunek do służby instruktorskiej mogłem kształtować jako jego przełożony w okresie pełnienia przeze mnie funkcji komendanta hufca a wcześniej komendanta zgrupowań obozów i zimowisk, których uczestnikiem był prowadzony przez niego Szczep 37 WDH. Współpraca ta trwała wiele lat i z czasem, z zależności czysto służbowej weszła w fazę instruktorskiej przyjaźni, która zakończyła się dopiero z chwilą jego przedwczesnej śmierci.
Poznałem Waldka w 1980 roku, gdy zostałem zastępcą komendanta hufca, a bliżej w instruktorskim działaniu w roku 1981 na zorganizowanym przez mnie Zgrupowaniu zimowisk starszoharcerskich w Pszczewie, gdzie prowadził jako komendant Szczepu swoje zimowisko.
Jako młody, 20 letni ale dojrzały już instruktor wykazał się dużą sprawnością w organizacji grupy, ciekawymi pomysłami programowymi, autorytetem wśród harcerzy i pozostałych instruktorów. Od tego też momentu Szczep 37 WDH zaczął uczestniczyć w każdej akcji wyjazdowej organizowanej przez moje środowisko – Szczep 67 WDH, co związało nas współpracą na kolejnych kilka lat. Potem były wspólne, przez 3 kolejne lata obozy w Becejłach na suwalskim pograniczu polsko-litewskim.
W piątkowy słoneczny dzień 5. sierpnia 2022 r. po długiej i ciężkiej chorobie odszedł na „wieczną wartę” jeden z najznamienitszych wychowanków naszego hufca – druh Waldemar Kowalczyk.Odszedł człowiek nietuzinkowy, o wielu zaletach i umiejętnościach.
Instruktorski Krąg Pokoleń ROMANOSY napisał w nekrologu:
„Zapamiętamy Cię Waldku na zawsze jako wspaniałego, obdarzonego ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie, duszę towarzystwa, serdecznego kolegę i przełożonego, wspaniałego organizatora i biznesmena, któremu Chorągiew Stołeczna ZHP zawdzięcza swoją nową siedzibę i pomnożenie majątku.
DziękujemyCizalatainstruktorskiejsłużbywmacierzystym Hufcu ZHP Warszawa Praga Południe na funkcjach drużynowego, komendanta szczepu, kwatermistrza i komendanta hufca, którą później przez 19 lat kontynuowałeś na funkcji komendanta Chorągwi StołecznejZHP. Dziękujemy za życzliwość i przyjaźń jaką otaczałeś środowisko instruktorów seniorów ZHP działających wnaszymhufcu”.
Gdy w grudniu 1983 roku zostałem komendantem hufca, poszukiwałem kandydata na funkcję kwatermistrza Hufca. Waldka na tę funkcję zaproponował mi hm. Dariusz Matusiak, który sam jako były kwatermistrz znał zakres obowiązków, potrafił też ocenić przygotowanie i przydatność kandydata. I tak z początkiem roku powołałem Waldka na tę odpowiedzialną funkcję.
I znowu na kilka lat, aż do końca 1988 roku nasze instruktorskie drogi zeszły się w jedno miejsce. Widywaliśmy się w działaniu w siedzibie hufca codziennie, codziennie też podejmowaliśmy wspólnie wiele zadań. To był okres bardzo wytężonej pracy, wymagającej dużo czasu, rzetelności, zaangażowania i determinacji. Waldek sprawdził się na tym polu działania wzorowo. Przyczynił się do odtworzenia zasobów sprzętowych hufca tj. zakupów nowego sprzętu i polepszenia warunków magazynowania. Wizytował i pomagał szczepom i drużynom.
W latach 1989-1991 był szefem HALiZ w Komendzie Chorągwi Stołecznej ZHP, potem komendantem Chorągwianej Szkoły Instruktorów w Starej Dąbrowie, by w latach 1992-93 powrócić do hufca w roli jego komendanta.
Od 1993 roku był członkiem Rady Naczelnej ZHP i przez kolejnych 19 lat komendantem Chorągwi Stołecznej ZHP, w historii najdłużej pełniącym tę funkcję spośród wszystkich jej komendantów.
W okresie swojej działalności na funkcji komendanta Chorągwi przyczynił się między innymi do pomnożenia jej majątku a przede wszystkim do pozyskania nowej siedziby władz Chorągwi.
Z funkcji odszedł 16 czerwca 2012 r. na własną prośbę w atmosferze pomówień, niesprawiedliwych, krzywdzących ocen na nadzwyczajnym zjeździe Chorągwi. Będąc nadal czynnym instruktorem ZHP realizował się również poza naszą organizacją. Był przewodniczącym założonego przez siebie Towarzystwa Skautowego „Szmaragdowa” organizującego kolonie, obozy dla dzieci i młodzieży oraz przewodniczącym Rady Rodziców w Zespole Szkół nr 11 im. Władysława Grabskiego w Warszawie W latach 1994–1998 był też radnym w Radzie Warszawy, w okresie 1998–2002 radnym powiatu warszawskiego.
Uroczystości pogrzebowe hm. Waldemara Kowalczyka, które odbyły się 12 sierpnia 2022 r. zgromadziły zarówno w kościele jak i na cmentarzu setki znajomych i instruktorów, którym dane było znać, współpracować i z nim się przyjaźnić. Pożegnanie odbyło się w asyście pocztów sztandarowych i drużyny reprezentacyjnej ZHP.
Hm. Jan Schaitter –nasz Druh i Przyjaciel
22.09.2022 r. z inicjatywy Komisji Historycznej Chorągwi Stołecznej oraz Kręgu Instruktorskiego „NIKE” w siedzibie Komendy przy ul. Piaskowej odbyło się spotkanie poświęcone wspomnieniom o wieloletnim instruktorze harcerskim i komendancie Kręgu „NIKE” hm. Janie Schaitterze.
W spotkaniu wzięło udział liczne grono współpracowników dh. Jana, instruktorów Hufca Warszawa-Praga-Południe, KI „NIKE” oraz sympatyków naszej organizacji na czele z byłymi komendantami chorągwi hm. Barbarą Prószyńską i hm. Julianem Kędzierskim. Oprawę muzyczną dla naszego spotkania przygotowała i poprowadziła pwd. Magdalena Rajska-Zawadzka.
Spotkanie rozpoczęło rozpalenie ognia na kominku przez przewodniczącą Komisji Historycznej hm. Barbarę Prószyńską oraz aktualnego komendanta KI „NIKE” hm. Andrzeja Kaczorka i wspólne odśpiewanie „Już rozpaliło się ognisko…”. Tworząc krąg obejrzeliśmy na slajdach wspomnienie o naszym komendancie. Przypomnieliśmy Jego drogę harcerską od czasów II wojny światowej, poprzez czas okupacji, udział w Szarych Szeregach oraz kolejne lata Jego pracy w Związku Harcerstwa Polskiego. Wspominaliśmy Jego dokonania, tak zawodowe, jak i harcerskie, a także spotkania na gruncie prywatnym, często przy stoliku brydżowym. Wspomnienia przeplataliśmy piosenkami harcerskimi, jak np. „Komendant” czy „Bieszczadzki trakt”.
Żegnam Cię Waldku w imieniu rzeszy instruktorów Twojego macierzystego Hufca ZHP Warszawa Praga Południe jak i w swoim własnym. Dziękuję za lata współpracy i przyjaźnie, jakimi nas obdarzyłeś. Wierzę, że tam gdzie się teraz znajdujesz dowodzisz nadal swoimi „szmaragdowymi” zastępami i z satysfakcją spoglądasz na swoje ziemskie dzieło.
hm. Andrzej Sadłowski
Następnie, korzystając z przybycia tak szacownego grona przyjaciół dh. Janka, wymienialiśmy się wspomnieniami, nawet z bardzo odległych czasów… Opowiadaniom i wspomnieniom nie było końca, a było co wspominać i opowiadać, bo przez te wszystkie lata pracy instruktorskiej dh. Schaittera nazbierało się sporo różnych historii z wielu kursów kształceniowych i obozów.
Większość wspomnień związanych było z historią naszego kręgu, od założenia w dniu 23.05.1987 r. Dh Jan był jego pomysłodawcą, współzałożycielem a następnie wieloletnim komendantem. Uczestnicy spotkania zostali zaproszeni do brania udziału w corocznym spotkaniu przyjaciół dh. Jana przy grobie (Stare Powązki, kw. 316, rz. 3, m. 1 i 2) w rocznicę Jego śmierci, czyli każdego 11 czerwca o godz. 18.00.
Spotkanie zakończyło wspólne zaśpiewanie „Już do odwrotu głos trąbki wzywa…” oraz zawiązanie kręgu i odśpiewanie „Bratniego słowa…”.
hm. Andrzej Kaczorek
Kamień
„nie mógł poczekać”
W dniach 12 -16 sierpnia 2022 r. w Ośrodku Kolonijnym w Ocyplu, w Borach Tucholskich odbył się I Zlot Przyjaciół „Słonecznej Republiki” – będący w zamiarze finałem, wpisanej w obchody 60-lecia powołania Hufca ZHP Warszawa Praga Południe, wielkiej akcji uczczenia 50. rocznicy powstania stałej bazy wypoczynku naszego Hufca i ufundowania tablicy pamiątkowej poświęconej pomysłodawcy i głównemu budowniczemu tego wyjątkowego miejsca –harcmistrzowi Stefanowi Romanowskiemu.
W efekcie było to jednak raczej kameralne spotkanie. W Zlocie uczestniczyło 56 osób, w tym członkowie zuchowej kadry instruktorskiej sprzed dziesięcioleci. Zabrakło natomiast aktualnej kadry drużyn zuchowych, zabrakło też samych zuchów.
Przybyli goście: Pan Mirosław Kłopotowski – siostrzeniec Druha Stefana wraz z małżonką, Pani Blanka ObrokMaciak – Prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Ocypla, Pani Barbara Dittmer – Sołtys wsi Ocypel.
Kulminacyjnym punktem uroczystości było odsłonięcie tablicy pamiątkowej, którego w asyście jedynej obecnej na Zlocie zuchenki Zosi Pątek z 288 WDZ Tuptusie, dokonali hm. Róża Karwecka i Pan Mirosław Kłopotowski
Pomysł zrodził się ponad rok temu i w czasie ubiegłorocznego pobytu Rady Instruktorskiego Kręgu Pokoleń „Romanosy” w Ocyplu, zaczął nabierać programowo –organizacyjnych kształtów.
Wśród kadry instruktorskiej, obecnych i byłych instruktorów, przyjaciół i sympatyków Hufca ogłoszono zakup „cegiełek” celem sfinansowania wykonania tablicy, sprowadzenia głazu, na którym została zamontowana, a także organizacji samego Zlotu.
Wbrew sceptycznym przewidywaniom niektórych instruktorów naszego Hufca, nie tylko udało się zebrać całą zaplanowaną kwotę ale i też zaoszczędzić trochę pieniędzy. Przeznaczone zostaną na rodzący się następny pomysł uczczenia stosownym miejscem pamięci, tym razem w Warszawie na Pradze Południe nie tylko druha Stefana, jako wieloletniego komendanta Hufca, ale i innych nieżyjących już, szczególnie zasłużonych instruktorów.
W Zlocie uczestniczyli również: hm. Piotr Piskorski –komendant hufca i phm. Anna Bodzińska – zastępczyni komendanta hufca. Zabrakło niestety zaproszonych, a nieobecnych z niezrozumiałych względów przedstawicieli władz Chorągwi Stołecznej ZHP.
Uroczystość odsłonięcia tablicy poprowadzona przez hm. Tadeusza Kucia odbyła się na apelu, w obecności sztandaru Hufca, którego chorążym był pwd. Marcin Czajka. Podniesienia flagi państwowej na maszt dokonał hm. Adam Sikoń w asyście hm. Elżbiety Dobrodziej i hm. Haliny Kuć.
W przestrzeni publicznej środowiska instruktorskiego pojawiła się ocena niestosowności naszego pomysłu. Wobec potrzeby, po napaści Rosji na Ukrainę, zbiórki przez naszych harcerzy i instruktorów środków na pomoc finansową dla Ukraińców. W czym to rzekomo zbiórka środków na kamień miałaby przeszkodzić. Upowszechniona została opinia, że „kamień może poczekać”.
Otóż „kamień nie mógł poczekać” z kilku względów. Po pierwsze pomysł powstał a same prace przygotowawcze ruszyły na wiele miesięcy przed rozpoczęciem wojny na Ukrainie i przed masowym exodusem jej obywateli do Polski. Po drugie trwających rok przygotowań do Zlotu ze względu na zaawansowanie prac nie można było zatrzymać. Po trzecie uroczystości miały się odbyć w 50. rocznicę powstania ośrodka.
Po czwarte i to było najważniejsze, przy tej okazji miał być uhonorowany jego twórca i budowniczy
Jak się okazało, doprowadzenie naszych zamierzeń do szczęśliwego finału, nie kolidowało ani ze zbiórką funduszy na pomoc Ukrainie, ani z udzieleniem uchodźcom pomocy rzeczowej, materialnej i osobowej. Wielu darczyńców „cegiełki” prywatnie było i nadal jest zaangażowanych w tę pomoc, przyjmuje ich także do dziś w swoich domach. Nie kolidowało też ze zbiórką „cegiełek”, która to zbiórka zaspokoiła finansowe oczekiwania.
W zbiórce funduszy wzięło udział 106 darczyńców. Każdy darczyńca wraz z pisemnym podziękowaniem otrzymał numerowany certyfikat do wykupionej „cegiełki”.
Prace przygotowawcze do Zlotu i odsłonięcia tablicy trwały od momentu powrotu z ubiegłorocznych wakacji i prowadzone były przez specjalnie powołany zespół w składzie: hm. Róża Karwecka – szefowa zespołu, hm. Magdalena Wasilewska, hm. Leszek Adamski, hm. Andrzej Banasik, pwd. Janusz Chudzyński, hm. Jacek Czajka, hm. Marek Józefowicz, hm. Tadeusz Kuć, hm. Andrzej Sadłowski, hm. Adam Sikoń
Do zaprojektowania i wykonania ekspozycji stałej wystawy poświęconej 50 letniej obecności południowopraskich harcerzy w Borach Tucholskich powołany został drugi zespół w składzie: hm. Halina Kuć – szefowa zespołu, hm. Grażyna Kozińska, hm. Magdalena Wasilewska, hm. Anita Panek, hm. Marek Józefowicz, hm. Wiesław Panek. Scenariusz wystawy przygotowała i we wszystkich pracach zespołu uczestniczyła hm. Róża Karwecka
Członkowie tego zespołu, wystawę zainstalowali z powodzeniem w rekordowym czasie 2,5 dnia, co było wcześniej poprzedzone wielomiesięcznymi przygotowaniami. Wystawa wykonana została wzorowo i znalazła uznanie nie tylko wśród instruktorów i gości ale także u władz samorządowych wsi Ocypel i mieszkańców, którzy traktują jej stałą obecność w Izbie Regionalnej Ocypla, jako kolejną atrakcję turystyczną i promocję swojej miejscowości.
Na wystawę napłynęło sporo autentycznych, oryginalnych eksponatów sprzed lat: mundurów, akcesoriów mundurowych, namiot, polowa centralka telefoniczna i aparaty, elementy wyposażenia obozowego, plakietki i znaczki okolicznościowe akcji letnich, archiwalna dokumentacja obozowa np. książki programowe obozów z zapisami dziennych zajęć, archiwalne zdjęcia z obozów i rajdów obozowych. Darczyńcami eksponatów są byli i obecni instruktorzy Hufca oraz Szczep 295 WDH-Z im. Szarych Szeregów.
Do realizacji samego Zlotu włączyli się ponadto Druhny i Druhowie: hm. Leszek Adamski – komendant Zlotu oraz Elżbieta Czajka, phm. Marta Czajka, pwd. Anna Kozińska, Mirosława Sibiak, pwd. Marcin Czajka, hm. Tadeusz Kuć – komendant uroczystości odsłonięcia tablicy, hm. Andrzej Koziński, hm. Tomasz Koziński. Praca tych trzech zespołów była całkowicie wolontariacka.
Bardzo czasochłonnej i wymagającej dużego wysiłku i poświęcenia pomocy w organizacji i przeprowadzeniu zlotu udzieliła wzorowo komendantka ośrodka phm Krystyna Mamak, b. komendantka hufca, która pełniąc te funkcje współpracowała z druhem Romanowskim za jego życia.
Wszystkim darczyńcom, uczestnikom, członkom Rodziny Druha Stefana i osobom zaangażowanym w organizację i przebieg całego przedsięwzięcia obchodów 50-lecia Ośrodka Kolonijnego „Słoneczna Republika” na czele z pomysłodawczynią wydarzenia druhną hm. Różą Karwecką – jako były komendant hufca i przez lata najbliższy współpracownik druha Romanowskiego serdecznie dziękuję.
Wierzę, że wydarzenie to wejdzie na stałe do naszego harcerskiego kalendarza i kolejny II Zlot Przyjaciół „Słonecznej Republiki” zgromadzi za rok w Ocyplu jeszcze więcej byłych i obecnych instruktorów naszego Hufca.
Andrzej SadłowskiNieoceniony był udział Druha pwd Wojciecha Kowalówki – szefa Hufcowego Zespołu Promocji i Informacji, który zarówno w pracach Zespołu Organizacyjnego oraz podczas zlotu wykazał się dużym zaangażowaniem i pomocą, m.in. dokumentował fotograficznie jego przebieg.
Za moich czasów....
Za moich czasów... była trwająca 6 lat wojna jeszcze bardziej okrutna niż ta obecna na Ukrainie.
Za moich czasów... „Cały Naród budował Stolicę”. Za moich czasów... wybudowany został Ośrodek Kolonii Zuchowych „Słoneczna Republika” w Ocyplu. To już 50 lat temu. Żyjemy obecnie w nowych czasach, gdzie starsi i młodzi instruktorzy naszego hufca tworzą wspólną rzeczywistość. I właśnie teraz za naszych wspólnych czasów... odbył się I Zlot Przyjaciół „Słonecznej Republiki”.
Wydawało się, że Ocypel dla nas wszystkich jest miejscem, gdzie chętnie jeździmy. Mamy z nim wiele wspomnień jako zuchy, jako harcerze, jako instruktorzy. Sam ośrodek przez te 50 lat też się zmienił, po prostu się ze starości rozsypuje. Bo jakoś tak bywało, że akcja letnia za akcją letnią bardzo prędko mijała i korzystaliśmy z niego na bieżąco bez większych remontów.
No i teraz za naszych wspólnych czasów... starsi i młodsi dokonali analizy, w jakim stanie jest ośrodek i wymyślili plan, jak można przywrócić mu drugą młodość. Ale sprawa się zatrzymała. Dlaczego? To może powiedzieć tylko ta osoba, która za naszych wspólnych czasów... hufcem kieruje.
No i właśnie za moich czasów... hufcem kierował druh Stefan, który, kiedy Główna Kwatera ZHP zaproponowała hufcowi przejęcie bazy w Ocyplu, od razu miał wizję, co tu będzie. Bo przecież trwała Ofensywa Zuchowa i trzeba dla zuchów stworzyć warunki do wspaniałej zabawy. Jak będą zuchy, to później zostaną w harcerstwie i będzie gdzie i dla kogo rozstawiać namioty. I przez całe dziesięciolecia, aż do swojej śmierci dbał o ośrodek i go w miarę możliwości finansowych konserwował i remontował.
I tak w tym moim czasie... staliśmy się jednym z największych hufców w Polsce. Dlaczego? Bo mieliśmy swoje własne, hufcowe miejsce na kolonie zuchowe i obozy harcerskie.
Od tamtych moich czasów... minęło 50 lat, więc my starsi instruktorzy uczciliśmy pamięć najdłużej „panującego” hufcowego, który jest także autorem naszej historycznej trylogii i jeszcze wielu innych dokonań, tablicą na kamieniu, właśnie w tym naszym wspólnym ośrodku. Cóż, ośrodek jest wspólny, starszych i młodszych członków naszego hufca. Ale na I Zlocie ośrodek stał się ważny tylko dla starszych. Dlaczego tak się stało?
Co chwilę w naszych wspólnych czasach... dowiaduję się, że druhna Z., druh B. zaliczyli próbę na kolejne stopnie, podharcmistrzów, harcmistrzów i te stopnie otrzymują. Mamy więc wspaniałą kadrę instruktorską i powinny być wspaniałe szczepy. Nie myślę o drużynach, bo one są dla przewodników.
Gdzie więc są Ci wspaniali ?
Do czego zobowiązuje instruktora podkładka pod krzyżem harcerskim?
Czy zmieniły się wymagania stopni? Nie. Treści się nie zmieniły. Zmienił się tylko sposób ich przyznawania. Bo każdy instruktorski stopień mówi o służbie dla... Tu nie będę dalej wymieniała, bo po co. Każdy instruktor wie, do czego się zobowiązał i w tym wspólnym obecnym naszym czasie... dobrowolnie jest w Związku Harcerstwa Polskiego.
Ale kiedy przyszedł taki czas..., w którym chcieliśmy, my starsi podzielić się z młodymi tym, co nas właśnie tam w Borach Tucholskich łączy, nic z tego nie wyszło. DLACZEGO? Czy my starsi zaangażowani w zadanie, którym chcieliśmy dzielić się nim z wami - młodymi w tym naszym wspólnym czasie... bycia w tej samej organizacji, w tym samym hufcu, było aż tak niemożliwe do wspólnej realizacji? Czy zgubiły się wartości Harcerskiego Przyrzeczenia, Zobowiązania Instruktorskiego, instruktorskiego stopnia?
Nikt z nas starszych nie będzie robił tego, co wy młodzi robicie. Nikt z nas nie odbierze wam stanowisk funkcyjnych. CHCEMY BYĆ TYLKO z wami, bo żyjemy dalej w tym samym czasie…
Na każdej zbiórce tworzycie krąg i śpiewacie:
Bratnie słowo sobie dajem, Żepomagaćbędziemwzajem, Druh druhowi, druhnie druh…itd.
Bacz, by słowo sobie dane, Było zawsze dotrzymane…itd.
Co z tego wynika, że nasz obecny wspólny czas... jest zupełnie inny niż ten za moich czasów... Starszego instruktora nikt z nas, wtedy młodych, nie odważył się tak potraktować, nawet o tym nie pomyślał. Tak, jak to się zdarzyło w roku pańskim dwa tysiące dwudziestym drugim w moim ukochanym hufcu.
hm. Róża Karwecka komendantka Instruktorskiego Kręgu Pokoleń „Romanosy”
Ukraińsko-polski obóz drużyn Szczepu 295 WDHiGZ
Czy było warto?
W czerwcowym numerze „Świerszcza” przeczytałam, że nasze działania i służba na rzecz Ukraińców się rozmyły i skończyły. W związku z powyższym postanowiłam opowiedzieć Wam o naszym obozie.
Harcerze i nasi goście bardzo szybko nawiązali ze sobą wspaniałe relacje, języki polski, ukraiński, rosyjski, angielski oraz ekspresja rąk i mimiki mieszały się od pobudki do capstrzyku. Wspólne warty i służby, gry i zabawy sprzyjały nawiązywaniu przyjaźni. Na szczególną uwagę zasługują dni „wymiany tradycji narodowych”na miejscu ogniskowym stanęły kociołki na trójnogach: Polacy spróbowali oryginalnego barszczu ukraińskiego i pilaw, a Ukraińcy grochówki na wędzonce. Poznaliśmy zasady malarstwa folklorystycznego regionu Dnipro, haft kaszubski i kociewski, tańczyliśmy poloneza i śpiewaliśmy różne piosenki, w tym dwujęzycznie „Ukrainę”.
W lipcu drużyny 295 WDH Sulima i Płomień obozowały w Ocyplu. W ramach przygotowań do swojego zgrupowania zaplanowaliśmy ciekawy i rozwijający program. W maju Komenda Chorągwi zadała nam pytanie, czy zechcielibyśmy na swoim obozie gościć grupę młodzieży z Ukrainy w ramach akcji Freedom Camp. Ani przez chwilę się nie wahaliśmy, odpowiedź mogła być tylko jedna - TAK. Warunki brzegowe ewoluowały do dnia wyjazdu na obóz. Najpierw miała być to 20-osobowa grupa skautów ze SKIF z Dnipro, faktycznie przyjechało 46 osób z czterech organizacji patriotycznych Ukrainy i młodzież niezrzeszona z trzech różnych rejonów - Dnipro, Połtawy i Równego. Sami poznawali się dopiero na naszym obozie. Mieli za sobą różne, niejednokrotnie bardzo traumatyczne przeżycia z czasu wojny. Wyzwań związanych z organizacją i finansowaniem nie będę tu opisywać - daliśmy radę. Zaznaczam, że cała kadra zgrupowania pełniła swoje funkcje wolontariacko, nikt nawet nie zapytał o pensję czy zwrot kosztów.
Na zwiadach poznaliśmy najbliższą okolicę - udało nam się również odwiedzić (wtedy jeszcze tworzoną) izbę pamięci harcerstwa w Ocyplu. Byliśmy na wycieczkach w Kwidzynie, Garczynie i Wdzydzach Kiszewskich. Przepłynęliśmy w kajakach 12 km Wdą. Goście zapoznali się, a nasi harcerze kontynuowali przygodę ze specjalnościami harcerskimi. Wspinaliśmy się i zjeżdżaliśmy na linach pod okiem instruktora alpinistyki Tomasza Grobelnego. Phm. Piotr Tarnowski zorganizował nam zawody strzeleckie i zawody na OSO - co zaskutkowało chorągwianymi odznakami strzeleckimi we wszystkich możliwych stopniach i takoż samo z Odznaką Sportów Obronnych. Sprawdzian ze sprawności manualnej zrobił nam pwd. Jacek Włodarski, przywiózł mnóstwo modeli, które nauczył nas składać, malować i sklejać. Phm. Ania Rudzińska zamieniła się w zielarkę/szeptuchę i wspólnie rozpoznawaliśmy, zbieraliśmy zioła oraz warzyliśmy z nich herbatki.
Było jeszcze wiele ciekawych zajęć z pierwszej pomocy przedlekarskiej, łączności, zajęć sportowych i innych. Przyjaźnie nawiązane na obozie przetrwały, piszemy ze sobą na czatach, mailach, spotykamy się na wideoczatach.
Ewolucja, czyli stopniowanie trudności?
Czy obóz był łatwy - zdecydowanie nie, wymagał od nas wielu wyzwań i poświęceń. Czy było warto - zdecydowanie tak. Czy zrobimy to kolejny raz - tak.
hm. Bożena Rudzińska HR Kierownik Referatu Nieprzetartego Szlaku Chorągwi Stołecznej ZHP im. Bohaterów WarszawyTym razem znowu opowiem nieco o elementach pracy specjalnościowej. W tym roku do strzelectwa, łączności i modelarstwa doszły „liny”. Celowo nie używam konkretnej nazwy, bo jeszcze nie wiadomo, co z tego wyrośnie – wspinaczka skałkowa, alpinistyka czy zwykłe prace wysokościowe. Możliwe, że wszystko po trochu w zależności, na którego harcerza czy harcerkę trafi. Podobnie jak w przypadku wcześniej wymienionych specjalności konieczne jest spełnienie dwóch warunków – sprzęt i instruktor. Kaski, liny, uprzęże i nieco osprzętu pozyskaliśmy po poprzednim obozie. Wyszło tego całkiem sporo – dało się wypełnić pokaźny plecak górski. Instruktor, dawny harcerz 295 WDH „Sulima” zwany „Wilkiem”, przywiózł drugie tyle ze sobą. No i się zaczęło…
Tutaj pozwolę sobie na pewną dygresję. Nieźle sprawdza się poprowadzenie zajęć (niekoniecznie specjalnościowych) przez tzw. gości. Nie ma przy tym znaczenia, czy jest to zbiórka śródroczna, czy obóz. Po prostu mamy wśród siebie specjalistów z różnych dziedzin i warto z nich korzystać. Odnośnie obozowych odwiedzin zamieszczam na poprzedniej stronie fotografię naszego oboźnego zgrupowania pwd. Pawła Pawlika z odwiedzającym obóz byłym drużynowym „Sulimy” pwd. Wojciechem Kowalówką, która stanowi równocześnie rebus – reklamę batonika. Rozwiązanie na końcu tekstu.
Wracając do lin, zaczęliśmy się od… wspinaczki po drzewach. Wygląda na to, że pomimo założonej uprzęży, kasku, liny głównej i ubezpieczającej każdy odczuwał pewien lęk. To naturalne, lecz dobrze, że harcerze umieli się do tego przyznać. Wszak o pokonywanie barier i słabości w tym wszystkim ostatecznie chodzi. Udało się nabrać zaufania do sprzętu i osób asekurujących, pokonać pierwsze obawy, zawisnąć w powietrzu i… nabrać „apetytu” na więcej. Nie bez znaczenia było również to, że do zajęć przystąpiła także kadra z komendantką zgrupowania na czele, co widać na zdjęciu. W myśl starej zasady dowodzenia „za mną”, a nie „naprzód”. Poza tym była dobra zabawa.
Należy pamiętać, że rozwój w pracy z elementami specjalności może przybrać jedną z kilku form, które nie wykluczają się wzajemnie. Pierwszą jest zwiększanie poziomu trudności – w tym roku Harcerskie Odznaki Strzeleckie w naszym środowisku zdobyło 10 osób, z czego 3 w stopniu wyższym niż rok temu (obowiązuje kolejność zdobywania). Po drugie można zmieniać lub rozszerzać „asortyment” – tak miała się rzecz z modelarstwem. Można wreszcie pewien stopień biegłości przekształcić w rutynę. Przykładowo środki łączności zagościły u nas na dobre i kontakt radiowy kadry oraz zastępów w trakcie zajęć jest oczywisty.
Następny dzień przyniósł większe emocje, bo miejsce, wysokość i atmosfera były inne. Wisząc pod wiaduktem dawnej linii kolejowej nie można się „przytulić” do drzewa. Trzeba brnąć w to, co się zaczęło i to jeszcze pod presją czasu oraz kolegów z drużyny. Wyższa szkoła jazdy? Trochę tak, lecz niekoniecznie skok na głęboką wodę. Przecież poprzedni dzień czegoś już nauczył, pozwolił przełamać pierwsze bariery. Niektórzy po dotarciu na ziemię zaczynali kombinować, czy da się wejść do góry? Oczywiście, że tak. Trochę dodatkowych przygotowań, ćwiczeń, nowego specjalistycznego sprzętu dokupionego po obecnym obozie i gotowość na kolejną dawkę adrenaliny z „Wilkiem”, który zaczyna myśleć o powrocie do czynnego harcerskiego działania.
Ktoś powie, że to, co napisałem, niczym się nie różni od stopniowania trudności w sprawnościach, tropach a nawet wyzwaniach. Będzie miał rację, bo elementy pracy specjalnościowej nie wprowadzają żadnych nowych zasad do pracy metodycznej. One wzbogacają program, pozwalają w atrakcyjny papierek opakować zdobywanie nowych umiejętności, pokonywanie słabości, współpracę w zespole i inne ważne aspekty harcerskiego wychowania. Co więcej - to wszystko jest łatwo dostępne nie tylko dla klubów czy drużyn specjalnościowych, ale dla drużyn „zwykłych”, poszukujących sposobu na tworzenie stale doskonalonego i stymulującego programu. Takiego, który budzi zdziwienie nawet u „braci mniejszych”.
Co więcej - podobny sposób myślenia o pracy specjalnościowej zapowiada się na chorągwianym zlocie drużynowych. Tam pewnie będziemy pokazywać, jak zacząć przygodę ze spadochroniarstwem, bo kilka osób, które już „wyskoczyły ze sprawnego samolotu”, też w drużynie mamy – ale to temat na inną relację. Na zakończenie podaję rozwiązanie rebusu: Pawełek z Adwokatem.
hm. Krzysztof Rudziński „BREDIS” HR
ósemka
Z boku, na wypłaszczeniu terenu przed kolejnym spadkiem w kierunku jeziora, tuż przy ogrodzeniu, stanął mały, trzynamiotowy obóz. W największym przebywała męska kadra (zarówno obozu, jak i zgrupowania), w dwóch pozostałych uczestnicy, po trzy osoby. W ciągu dnia z żeńskiej kadrówki położonej na lekkim podwyższeniu zbiegała jeszcze jedna druhna po to, by wieczorem wrócić do siebie. Łącznie osiem osób. W takich warunkach obozowała 295 WDH Płomień.
Mało liczna a zgrana załoga potrafi utrzymać kurs. To najważniejsza nauka płynąca z tegorocznego obozu. Nie da się ukryć, że osiem osób, w tym dwójka kadry, to diabelnie mało jak na oddzielne obozowisko. Do tego, na szóstkę uczestników, tylko dwójka była wcześniej na obozie. Wyzwania stąd płynące przyspieszają niektóre procesy. Szybko przyszło nam wejść w obozową rutynę i doszlifować musztrę, harcerze zmuszeni byli sprawnie dokończyć zaczętą pionierkę. Udało nam się pokazać w małej, trzyosobowej skali, jak działać powinny zastępy, jak przebiegać służba, jak wyglądają rajdy i gry. Kadra drużyny potrzebna w zgrupowaniu lub dojeżdżająca na weekendy zdążyła poprowadzić przynajmniej jeden trzygodzinny blok zajęć dla drużyny. Z jednej strony brzmi to jak niezbyt wymagający program i próba utworzenia wspólnoty na siłę.
Takie „harcerstwo w pigułce”. Z drugiej, całość okazała się być niezwykle owocna dla kilkumiesięcznej drużyny. Nie osiągnęlibyśmy najważniejszego celu, tj. indywidualności w działaniu harcerzy, zastępów, jak i całości drużyny, łącząc się w jedno z siostrzaną 295 WDH Sulimą. Nie byłoby na to ani miejsca, ani czasu. Sulima wcale nie musiałaby zyskać z wzięcia pod skrzydła lekko poturbowanej młodszej siostry.
Dwa trzyosobowe zastępy, komendant oraz oboźna, która ze względów logistycznych musiała spać w sąsiednim obozie. W takim układzie przyszło obozować Płomieniowi podczas przełomowego dla drużyny obozu. Nowa kadra, obozowi debiutanci, pionierka stawiana, pierwszy obóz po przerwie. Bardzo wiele rzeczy mogło się nie udać i rzeczywiście napotkaliśmy kilka trudności. Deszcz, wsparcie obozu ukraińskiego, kadrę rozrzuconą ze względów logistycznych po zgrupowaniu (dwójka przybocznych była kadrą zgrupowania, trzecia ze względów zawodowych mogła odwiedzać nas jedynie w weekendy). Do tego teoretycznie największa bolączka, czyli mała liczebność obozu, sprowadzająca się do układu 3+3+2.
Taka sytuacja nie jest idealna, jednak biorąc pod uwagę okoliczności oraz czas działania drużyny przed obozem (reaktywacja drużyny nastąpiła de facto dopiero po Nowym Roku), możliwość rozbicia samodzielnego obozu była sukcesem samym w sobie. Harcerze, którzy mieli okazję być na obozie w roku 2020 i wcześniej, musieli naprędce przypomnieć sobie leśne rzemiosło, natomiast debiutanci zostali pierwszego dnia rzuceni w chaos i pionierkowe szaleństwo, wzmożone załamaniem pogodowym i urokami pionierki. Nastroje również należały do burzliwych. Po początkowych sztormach rozwinęliśmy żagle i wybraliśmy się w „Podróż Wędrowca do Świtu” (nasza obozowa fabuła).
Uważam, że nie należy obawiać się małej liczebności obozu w zgrupowaniu. Myślę, że to niepowtarzalna okazja na zindywidualizowaną pracę, zarówno w rozwoju osobistym harcerza, jak i zastępów, która proporcjonalnie niknie, im większa drużyna. To również dobry moment na przyjrzenie się swoim wychowankom i zaplanowanie, co dalej. Jakościowy, kilkuosobowy trzon, zżyty z sobą podczas takiego obozu, może napędzić pracę drużyny na cały rok.
Cała ósemka, jak i ich przyjaciele w „Bezpiecznej Przystani”, (fabuła zgrupowania) przebyła swoją podróż i zawędrowała do swojego własnego świtu. Na miarę własnych możliwości. To wydaje się na koniec najważniejsze.
Odkrywanie świata w „Leśnej Krówce”
Wracając do obozu. Obóz liczył osiem zastępów, które współzawodniczyły ze sobą. Dla uatrakcyjnienia wprowadziliśmy nagrodę ekstra dla najlepszego zastępu w danym dniu, tzw. totem, a był nim neonowy posążek w kształcie tukana, który upoważniał np. do pierwszeństwa w kąpieli pod prysznicami czy też dłuższego korzystania z telefonu na ciszy poobiedniej.
W tegoroczne wakacje Szczep 288 i 112 WDHiGZ zorganizował zgrupowanie składające się z obozu harcerskiego i kolonii zuchowej na terenie Harcerskiego Ośrodka Wypoczynkowego „Krówka Leśna” Chorągwi Kujawsko-Pomorskiej nad pięknym Zalewem Koronowskim. Zgrupowanie trwało od 17 lipca do 7 sierpnia i liczyło 65 osób, wliczając uczestników i kadrę (52 osoby na obozie i 13 na kolonii).
Fabuła zgrupowania opierała się na odkrywaniu świata, ponieważ zarówno harcerze, jak i z zuchy, byli swego rodzaju podróżnikami. Jako komendant obozu opowiem o nim słów kilka. Na obozie bawiliśmy się w telewizyjne show, bazując na animowanej serii „Totalna porażka”. W ramach naszego show grupy uczestników każdego dnia odwiedzały inny kraj wykonując zadania nawiązujące do nich, np. zajęcia kulinarne we Francji; bytowanie w lesie, a dokładnie w dżungli w Brazylii; festiwal w Hollywood w USA. Oczywiście w ramach wykonywanych zadań korzystaliśmy z technik harcerskich, mając na uwadze, że pomimo fabuły niekoniecznie kojarzącej się z harcerskim stylem bycia nadal jest to obóz harcerski, którego jednym z zadań jest podsumowanie dotychczasowej pracy drużyn w minionym roku harcerskim.
W trakcie obozu harcerze poznali zarówno najbliższą okolicę południowych Borów Tucholskich, jak i najbliższe duże miasto Bydgoszcz, gdzie zwiedziliśmy jego atrakcje (było to między innymi Muzeum Brudu i Mydła - wyrabialiśmy tam własne mydło i poznawaliśmy jego historię).
Obóz zakończył się harcerskim biegiem na stopień, który jak zwykle od kilku lat okazał się świetnym sprawdzianem umiejętności i doświadczeń, jakie harcerze nabyli przez cały okres harcerskiego rozwoju.
Poza umiejętnościami uczestnicy zacieśnili swoje przyjaźnie i sympatie. Obóz przebiegł bezpiecznie bez większych kontuzji i nieszczęść. Wszyscy zadeklarowali ponowny wyjazd za rok.
Widzisz i nie grzmisz...
...mówią zapewnię harcerscy kapelani i instruktorzy Chorągwi Podkarpackiej po XLII Zjeździe ZHP. Zjeździe, który spojrzał w przyszłość, dokonał poważnych zmian, wywrócił wszystko do góry nogami, Zdradził Bi-Pi, Małkowskiego i Mirowskiego, sprawił, że „Bóg, aniołowie i Maryja zapłakali nad naszym Związkiem”. A tak naprawdę po kolejnym Zjeździe, który zaakceptował stan faktyczny. Na początku zaznaczę, że piszę to z perspektywy swojej bańki, jednak jak zauważył jeden z delegatów, robili tak wszyscy, dlatego po chorągwi mógł on przewidzieć, co powie inny delegat. Więc tak jak wspomniałem, zjazd zaakceptował stan faktyczny, ponieważ jesteśmy otwarci na każdego: wierzących, poszukujących wiary czy też nieposzukujących wiary. Nie mówimy mu „wara”, tylko mrugamy okiem i stwierdzamy, że w ramach ZHP będzie szukał, a może zawsze szukać tak długo, że w międzyczasie zostanie harcerskim seniorem.
Wychowanie do wartości byłoby lepsze na podstawie konkretnej religii, bo jest ona zbiorem wspólnych wartości dla społeczności. Teoretycznie człowiek religijny powinien posiadać wiele pozytywnych cech potrzebnych lub brakujących we współczesnym świecie. Nie ma jednak co ukrywać, że często wierzącym równie daleko do tego, jak niewierzącym. Bywają oczywiście mocno wierzący, posiadający wiedzę filozoficzno-teologiczną i faktycznie trwający przy swoich wartościach wbrew światu, ale często są to osoby, które deklarują się jako wierzący, a będący w rzeczywistości katolikami kulturowymi (traktują religię jako część tożsamości narodowej niekoniecznie wyznając jej wartości i dogmaty) czy osobami, które w swej religijności są infantylne (nawet do poziomu łączenia wiary w „Bozię” z wiarą w magię i pogańskie istoty duchowe), których punkt widzenia jest nieakceptowany przez osoby racjonalne.
Nie żyjemy jednak w średniowieczu ani na początku XX wieku. Będąc organizacją otwartą pozwalamy na doświadczenie harcerskiego wychowania dzieciom i młodzieży w kraju, gdzie według badań dla 50,7% młodzieży Kościół nie jest autorytetem, a w tak zwanym pokoleniu Z 28,6% deklaruje się jako niewierzący i 36% jako niepraktykujący. Gdzie, w przeciwieństwie do czasów Baden-Powella, nie traktuje się religii jako jedynego nośnika wartości, a ateista nie jest szują, podejrzanym elementem, kimś, w czyim towarzystwie nie wypada przebywać. Jeżeli ktoś nie chce zaakceptować, że odpowiadamy również na potrzeby takich osób, to zawsze może wybrać każdą inną obok ZHP i Stowarzyszenia Harcerskiego organizację skautową w Polsce, gdyż wszystkie deklarują się albo jako narodowo-religijne, albo międzynarodowo-religijne.
Ale Bi-Pi powiedział...
Co powiedział, to powiedział w konkretnych czasach i do mocno antyteistycznych Francuzów. Jego poglądy z czasem się zmieniały biorąc pod uwagę, że akceptował organizacje spoza chrześcijańskiego kręgu kulturowego, w tym tam, gdzie dominowały religie nieteistyczne. Już Andrzej Małkowski zauważył, że nie da się przenieść 1:1 rozwiązań z anglikańskiego imperium czy to w służbie królowi, czy Bogu. Toteż dopuszczał interpretacje służby Bogu jako realizację cnót obywatelskich dawnego Rzymianina, dążenie do ideałów, prowadzenie moralnego życia.
To tak jak w komentarzu dh. Stefana Mirowskiego, więc... Dlaczego nie zostawić tak, jak jest?
Nie wiem, czy druh Stefan faktycznie tak widział Boga, czy było to od początku mruganie okiem do osób, u których status związku z Bogiem jest skomplikowany, ale z logicznego punktu widzenia definicja nie jest zbyt szeroka:
Pełnić służbę Bogu - czyli istocie transcendencyjnej posiadającej jakąś władzę nad człowiekiemwykluczamy nie tylko ateistów, agnostyków, ale też buddystów i wyznawców innych religii nieteistycznych (w dalekowschodnim skautingu jest alternatywa Bogu/ Buddzie);
Pełnić służbę Bogu – w liczbie pojedynczej – wykluczamy wyznawców religii politeistycznych, rodzimowierców;
Pełnić służbę Bogu – z dużej litery, czyli jest to jego nazwa własna, nie chodzi więc np. o boga Mitrę, a o boga, którego imienia nie wymawiają jego wyznawcy, zamiast tego zwracając się do niego Elohim, Allah, Boże.
Oznacza to, że harcerzem może być wyznawca Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Chrześcijanin, muzułmanin czy żyd. Zresztą jeden z delegatów na zjazd też krytycznie podszedł do dotychczasowej interpretacji mówiąc, że dla niego Bóg to nie jest jakiś zbiór idei, tylko Bóg osobowy, który oddał za niego życie na krzyżu, więc mówienie, że chodzi nam nie o wyznanie wiary a o uniwersalne wartości może być nieakceptowane także drugiej strony dyskursu.
Rodzice nie czytają interpretacji Przyrzeczenia i Prawa Harcerskiego. Dla nich Bóg to Bóg. Ich postawa, jeśli są niewierzący, wobec tego może być (i jest) dwojaka: albo ignorują zapisy o Bogu, wiedząc, że my też to robimy i nasze wychowanie duchowe ogranicza się do wyjścia na mszę dla chętnych; albo nie wyrażają zgody na uczestnictwo dziecka w zbiórkach, ponieważ wychowują dziecko zgodnie ze swoim światopoglądem (słowo klucz stosowane przez zwolenników Kościoła jest mieczem obosiecznym, bo nie zakładają, że światopogląd rodziców może być inny niż ich).
Listy otwarte w obronie tolerancji i prawa rodziców, za co dostało się im z drugiej strony rynku medialnego, do wychowania w zgodzie ze swoim światopoglądem (ponownie zapominając, że światopogląd z automatu nie jest katolicki) wystosowali kapelani i Chorągiew Podkarpacka. Zapomnieli, że nie wyrzucamy Boga z harcerstwa, ale w stosunku do niewierzących harcerzy i instruktorów odrzucamy hipokryzję, dając im alternatywę niewymagającą krzywoprzysięstwa.
Tak samo, jeżeli chodzi o Prawo Zucha. Pomimo braku zapisu, że „zuch kocha Boga”, zuch może dalej Go kochać, nowością jest, że nie musi.
Ale chyba powinniśmy być przyzwyczajeni, że w oczach kościoła instytucjonalnego w Polsce uszanowanie innego myślenia niż jego jest atakiem na rodzinę, Polskę, Kościół czy tolerancję wobec wierzących.
Dlatego więc karawana jedzie dalej, a Związek czekają zgodnie oczekiwaniami popierających uchwałę wierzących instruktorów rozmowy o tym, jak wychowywać duchowo, religijnie bez prozeityzmu i szkolić w tym zakresie instruktorów, którzy często nie otrzymali w tym kierunku odpowiedniego przygotowania. Gdyż już ustaliliśmy, że nasza organizacja nie składa się z samych Polakówkatolików, dla których wystarczy zorganizować raz na tydzień wyjście na mszę.
pwd. Bogdan Ciechomski
Coraz więcej, na pewno w Warszawie, ale prawdopodobnie też w innych dużych miastach, jest takich rodziców. Zamiast dla świętego spokoju wychowywać dziecko zgodnie z oczekiwaniem dziadków czy na wszelki wypadek, by w przyszłości miało piękny ślub lub mogło być niewierzącym chrzestnym dziecka niewierzących rodziców, zostawiają mu prawo do decyzji na ten temat, gdy będzie jej świadome.
Będąc jednocześnie organizacją otwartą na każdego, a z drugiej oczekując od tego każdego przyrzekania służby Bogu, czyli w większej lub mniejszej liczby przypadków krzywoprzysięstwo w przeciwieństwie do tych rodziców pozostajemy w hipokryzji. Aby to zmienić, należało zrobić to, co zrobiono lub odpowiedzieć na pytanie delegatki – “co tu robimy, jeżeli nie wierzymy” i dołączyć do zwolenników dawnego Hufca Warszawa-Śródmieście, czyniąc Stowarzyszenie Harcerskie największą organizacją młodzieżową w Polsce.
Mamy w ogóle rozum i godność człowieka?
Zgodnie z obawami jednego z delegatów prawicowe media rzuciły się na nas. Tylko czy powinniśmy się przejmować opinią tygodnika albo portalu, który krytykuje WOSM i WAGGGS za to, że zamiast reprezentować świat, o którym marzy prof. Roszkowski, są uzależnione od „homolobby”? (Na tyle, że pewna organizacja w Polsce preferowała członkostwo w Konfederacji Skautów Europy do czasu, gdy ZHP otrzymało prawo do zorganizowania Jamboree).
Bibliografia:
Sawuła Andrzej BiPi i harcerstwo bez Boga; Czuwaj; wyd. ZHP Warszawa 2020 https://czuwaj.pl/bipi-i-harcerstwo-bez-boga-cytat-i-jegokontekst/
Antonik Marian Mój nienowoczesny punkt widzenia; Czuwaj nr 6-7/2022 str. 54-56; wyd. GK ZHP Warszawa 2022
Maziarski Wojciech Kościół pod wezwaniem błogosławionej samolikwidacji; Gazeta Wyborcza nr 130,10018; 6 czerwca 2022; wyd. Agora S.A. Warszawa 2022 https://wyborcza.pl/7,75968,28545767,kosciol-pod-wezwaniemblogoslawionej-samolikwidacji.html [dostęp ograniczony] Skowrońska Małgorzata „Anioł Pański zmajstrował pannie Maryi” i „Barka” na imprezach. Raport o religijności młodych; Gazeta Wyborcza 4 czerwca 2022 https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28487344,aniolpanski-zmajstrowal-pannie-maryi-i-barka-na-imprezach.html [dostęp ograniczony]
Mateusz Stasiek Skauting globalny. „Totalitaryzmy uwzięły się na skauting szczególnie”; wpolityce.pl 7 czerwca 2011 https://wpolityce. pl/polityka/114489-skauting-globalny-totalitaryzmy-uwziely-sie-naskauting-szczegolnie
HOTiM podczas HAL 2022
Podczas tegorocznej Harcerskiej Akcji Letniej instruktorzymodelarze Harcerskiego Ośrodka Techniki i Modelarstwapwd. Jacek Włodarski i HO Anna Blim - odwiedzili w lipcu Słoneczną Republikę w Ocyplu.
Prowadzili tam zajęcia modelarskie dla uczestników obozu letniego FREEDOM CAMP, zorganizowanego dla ukraińskich dzieci i młodzieży w wieku 12-17 lat. Nowi przyjaciele z Ukrainy bardzo chętnie i aktywnie uczestniczyli we wszyskich przygotowanych warsztatach modelarskich.
Dzięki tym zajęciom uczestnicy przeżyli wspaniałą przygodę z modelarstwem. Niektórzy dopiero poznali swoje możliwości i odkryli w sobie zdolności plastyczne, inni zaś - ci, którzy już zajmowali się modelarstwempodnieśli swoje umiejętności manualne i techniczne. Wszyscy zacieśnili przyjaźnie i wynieśli wiele pozytywnych wrażeń. Po zakończonych zajęciach każdy z uczestników mógł zabrać swój sklejony model do domu.
W zajęciach wzięli również udział nasi starzy znajomi - zuchy i harcerze ze Szczepu 295 WDHiZ im. Szarych Szeregów.
Założyć skrytkę geocachingową
TiR – Turystyka i Rekreacja
Jak założyć skrytkę Geogechingową?
Na wstępie przypomnę tylko, że geocaching to gra terenowa, która polega na chowaniu i ukrywaniu skarbów. Jej uczestnicy tworzą skrytki, tzw. kesze (cache), które rozmieszczają w wybranych miejscach oznaczając ich współrzędne geograficzne. Jest to świetna zabawa dla kadry, ale nie tylko.
2. Wielkość skrytki dostosuj do miejsca ukrycia. Kesze mogą mieć różne rozmiary – od centymetrowych pojemniczków magnetycznych po naprawdę duże skrzynki. Wnętrze musi być odizolowane od wilgoci, więc wybierz szczelny pojemnik – może to być np. opakowanie po tabletkach musujących czy plastikowy pojemnik do przechowywania żywności. Na pojemniku należy umieścić logotyp Geocaching Polska. Do środka trzeba włożyć tzw. cachenote – notatkę zawierającą informacje o geocachingu oraz logbook – rodzaj książeczki, w której kolejni odkrywcy będą odnotowywać fakt odnalezienia skrytki. Możesz również schować drobne prezenty dla przyszłych odkrywców skrytki.
3. Następnie należy wyznaczyć współrzędne geograficzne ukrycia skrytki. Można to zrobić np. za pomocą takich aplikacji, jak Polaris Navigation GPS, Waypoint Free czy Google Maps API.
4. Kolejno załóż konto na geocaching.com i wypełnij formularz nowej skrytki. Strona jest międzynarodowa, toteż formularz jest po angielsku.
5. Po ukryciu i zarejestrowaniu kesza na stronie pozostaje oczekiwanie na publikację skrytki przez recenzenta. To jednak nie koniec zadania. Jeśli skrytka zostanie opublikowana, będziesz musiał śledzić jej losy i opiekować się nią, np. wymienić logbook, kiedy poprzedni zostanie zapisany. Wszystkie informacje tego rodzaju będziesz mógł odczytać na stronie Twojej skrytki.
I na koniec uwaga dla wszystkich chętnych: Zanim założysz gdzieś skrytkę, zastanów się, dlaczego chcesz, żeby poszukiwacze odwiedzali to miejsce. Jeżeli jedynym powodem odwiedzin miałaby być Twoja skrytka, poszukaj lepszej lokalizacji.
phm. Marta CzajkaCo zrobić, aby wykonać i ukryć własnego kesza?
1. Wybierz miejsce ukrycia. Powinno być ono nieco odosobnione, aby geokeszerzy mogli dyskretnie odnaleźć i z powrotem schować skrytkę. Miejsce powinno być również cały czas dostępne – jeśli jest to teren prywatny, musisz poprosić o zgodę właściciela. Ponadto skrytka nie powinna znajdować się blisko torów kolejowych. Ważna jest również sama kryjówka – kesz nie może być widoczny dla osób postronnych. Może to być np. dziupla w drzewie czy zakryta cegłą kryjówka w murze. Warto, aby otoczenie było atrakcyjne dla szukających skrytki. Ukrywając kesza niejako zabierasz pozostałych uczestników gry w wybrane przez siebie miejsce.
Kącik poezji
Jan
Urodzony ok.1530 r. w Sycynie - polski poeta epoki renesansu, tłumacz, sekretarz królewski Zygmunta Augusta i Stefana Batorego. Uważany jest za jednego z najwybitniejszych twórców renesansu w Europie (wiele utworów napisał po łacinie) i poetę, który najbardziej przyczynił się do rozwoju polskiego języka literackiego. Zmarł 22 sierpnia 1584 r. w Lublinie.
Na lipę
Gościu, siądź pod mym liściem, a odpocznij sobie! Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie, Choć się najwyszej wzbije, a proste promienie Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.
Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają, Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.
Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.
A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie, Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie. Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie
Jako szczep najpłodniejszy w hesperyjskim sadzie.
Urodzony 17 października 1847 r. w Warszawie –polski poeta neoromantyczny, piszący w duchu patriotycznym, nazywany piewcą polskości. Publicysta, animator życia kulturalnego, oświatowego i prasowego. Współzałożyciel polskiej organizacji oświatowej „Macierz Polska”. Zmarł 29 stycznia 1913 r. w Warszawie.
Lato
Ach! jak gorąco! Niebo bez chmury, Żar pod stopami, żar zieje z góry, Człowiek dzień cały jakby w ukropie, Radby się schował choćby w konopie.
Z dala, od łanów, brzęk jakiś płynie: Ach! to pszeniczkę koszą w dolinie!
A z brzękiem sierpów i świstem kosy Piosnka żniwiarzy dzwoni w niebiosy.
Nieraz się pytam, jak w takim żarze, Mogą wytrzymać biedni żniwiarze? Choć pot im spływa po całym ciele, Jeszcze śpiewają jak na wesele!
Ja, gdy nad książką trochę poślęczę, To wnet się spocę, znudzę i zmęczę,
A oni zawsze rzeźwi jak ptacy, Z piosnką na ustach wstają do pracy.
Czyżby ich z innej zlepiono gliny? Co też ja plotę, Boże jedyny!
Skoczę tam do nich! Dalej więc w drogę, I choć im snopki wiązać pomogę!
Kazimiera
Urodzona 17 stycznia 1870 r. w Rasztowcach na Podolu – polska poetka okresu Młodej Polski, tłumaczka. Wyszła za mąż za ziemianina Stanisława Jastrzębca-Zawistowskiego. Utrzymywała ścisłe kontakty z lwowskim i krakowskim środowiskiem literackim. Publikowała w literackich czasopismach krakowskich i warszawskich. Pisała nastrojową lirykę, w której dominuje pejzaż kresowy. Poetycki język wzbogacają słowa zapożyczone z ukraińskiego i rosyjskiego. Zmarła 28 lutego 1902 r. w Krakowie.
Lato
Jak stół biesiadny żeńcom podany Ziemia w przededniu wielkiego żniwa, Złotą symfonię sionce dogrywa, Strun mu tysiącem rozchwiane lany,
Wian zbóż, szafirem chabrów dziergany, Zwichrzonych kłosów złocista grzywa, Struną mu miodna hreczana niwa, Mleczy gościniec skrzydłem pszczół tkany.
A po ugorach stoją dziewanny, Cicho wpatrzone w szmat nieba siny. Niby kapłanka białej Marzanny,
Kwiatem wyrosłe z gruzów gontyny, W pieśń zasłuchane ona przedwiecznąPolną i zbożną - kwietną - słoneczną...
Urodzony 13 września 1894 r. w Łodzi – polski poeta żydowskiego pochodzenia, pisarz, autor skeczy, librett operetkowych i tekstów piosenek. Jeden z najpopularniejszych poetów dwudziestolecia międzywojennego. Współzałożyciel kabaretu literackiego „Pod Picadorem” i grupy poetyckiej „Skamander”. Współpracownik tygodnika „Wiadomości Literackie”. Tłumacz poezji rosyjskiej, francuskiej, niemieckiej oraz łaciny. Zmarł 27 grudnia 1953 r. w Zakopanem.
Czereśnie
Rwałem dziś rano czereśnie, Ciemno-czerwone czereśnie, W ogrodzie było ćwierkliwie, Słonecznie, rośnie i wcześnie.
Gałęzie, jak opryskane Dojrzałą wiśni jagodą, Zwieszały się omdlewając, Nad stawu podniebną wodą.
Zwieszały się, omdlewając I myślą tonęły w stawie, A plamki słońca migały Na lśniącej, soczystej trawie.
Kazimierz Wierzyński (1894-1969)
Jan Brzechwa (1898-1966)
Urodzony 27 sierpnia 1894 r. w Drohobyczu –polski poeta, prozaik, eseista. Zdobywca złotego medalu w konkursie literackim IX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Amsterdamie w 1928 r. Współtwórca grupy poetyckiej „Skamander”. Zmarł 13 lutego 1969 r. w Londynie.
Na łące
Leżę na łące, Nikogo nie ma: ja i słońce.
Ciszą nabrzmiałą i wezbraną Napływa myśl: - To pachnie siano.
Wiatr ciągnie po trawach z szelestem, A u góry Siostry moje, białe chmury, Wędrują na wschód.
Czy nie za wiele mi, że jestem?
Urodzony 15 sierpnia 1898 roku w Żmerynce. Właściwie Jan Wiktor Lesman – polski poeta pochodzenia żydowskiego, autor wielu wierszy i bajek przeznaczonych dla dzieci, satyrycznych tekstów dla dorosłych oraz tłumacz literatury rosyjskiej. Adwokat i radca prawny m.in.: ZAIKS-u oraz Spółdzielni Wydawniczej „Czytelnik.”. Kuzyn poety Bolesława Leśmiana. Zmarł 2 lipca 1966 r. w Warszawie.
Przyjście lata
I cóż powiecie na to, Że już się zbliża lato?
Kret skrzywił się ponuro: - Przyjedzie pewnie furą.
Jeż się najeżył srodze: - Raczej na hulajnodze.
Wąż syknął: - Ja nie wierzę.
Przyjedzie na rowerze.
Kos gwizdnął: - Wiem coś o tym. Przyleci samolotem.
- Skąd znowu - rzekła srokaNie spuszczam z niego oka
I w zeszłym roku, w maju, Widziałam je w tramwaju.
- Nieprawda! Lato zwykle Przyjeżdża motocyklem!
- A ja wam to dowiodę, Że właśnie samochodem. - Nieprawda, bo w karecie! - W karecie? Cóż pan plecie?
- Oświadczyć mogę krótko, Przypłynie własną łódką.
A lato przyszło pieszoJuż łąki nim się cieszą I stoją całe w kwiatach Na powitanie lata.
WARTO SIĘGNĄĆ PO…
Richard Adams „Wodnikowe wzgórze”
„Wodnikowe wzgórze” to powieść o grupie królików, które opuściły swoją królikarnię w poszukiwaniu nowego miejsca do życia. Po drodze mają różne przygody, a pod koniec kopią norki. Brzmi jak bajeczka dla dzieci? Nic bardziej mylnego.
„Wodnikowe wzgórze” to jedna z najbardziej fascynujących i najlepszych powieści, jakie miałem w ręku. Króliki pod wodzą Leszczynka przemierzają leśne tereny, łąki, pola, napotykając na swej drodze nie na przygody, a niebezpieczeństwa, z którymi muszą się mierzyć. Co najważniejsze - w trakcie poszukiwania swojego miejsca napotykają na dwie różne królikarnie, w których mieszkające tam króliki są bezpieczne. Nasi bohaterowie nie decydują się jednak na życie z nimi. Dlaczego? Otóż okazuje się, że poczucie bezpieczeństwa zawsze ma jakąś cenę, na którą nie godzą się towarzyszące nam przez karty powieści zwierzątka, obierając własny życiowy kierunek. Jednak wolność też ma swoją cenę. W świecie nic nie jest za darmo.
Bardzo ciekawym aspektem jest przeplatanie właściwej historii opowieściami, a właściwie legendami o El-ahrerze, Księciu o Tysiącu Wrogów, króliczym herosie, który dzięki swojemu sprytowi zawsze wychodził zwycięsko z prób, które stawiał przed nim los, dzięki czemu staje się wzorem i ideałem dla innych królików. Legendy o El-ahrerze napisane są innym stylem niż pozostała – baśniowym, fantastycznym, jakby ktoś właśnie legendę opowiadał. Zresztą tak się dzieje, gdyż króliki nawzajem opowiadają sobie te historie. A ich treść sama w sobie stanowi wielką wartość i bardzo dobrze się je czyta.
Leniuszkom mogę polecić animowaną komputerowo adaptację powieści, znajdującą się na pewnym popularnym portalu wideo na życzenie (VOD), który tak dobrze naśladuje dźwięk wydawany przez Roberta Makłowicza. Miniserial składa się z 4 godzinnych odcinków i dość dobrze oddaje historię i klimat tego dzieła literackiego. Oczywiście jak zawsze powieść jest lepsza od ekranizacji, w związku z czym przede wszystkim zachęcam do lektury, a później do obejrzenia serialu z ciekawości.
Kontakt z redakcją:
Jacek Czajka
Zespół redakcyjny: - hm. Jacek Czajka - hm. Róża Karwecka - hm. Adam Czetwertyński - hm. Stanisław Matysiak - phm. Jan Korkosz - phm. Marta Czajka - Adam Wieczorek