3 minute read
Refleksje Danusi
27 lutego 2010 r. odbył się 51 ROG. Byłem komendantem tras: turystycznej i seniorskiej. Do uczestnictwa w nim zaprosiłem wielu swoich znajomych, m.in. Danusię Zielską, wspaniała koleżankę aktywnie działającą na forum „Naszej klasy”. Danusia wraz ze swoim synem i bratankiem wzięła udział w rajdzie na trasie turystycznej. Po rajdzie poprosiłem ją o refleksje. Oto, co napisała.
Serdeczne dzięki organizatorom za rajd. Wszyscy wróciliśmy zadowoleni. Chłopcy już deklarują gotowość do kolejnych wypraw. Przy czym nie są wybredni co do tematu, byle iść. Nawet mój bratanek, który jest nienawykły do dalekich pieszych wędrówek i strasznie się zmordował, na nasze pełne wątpliwości pytanie, czy będzie jeszcze chciał iść tak z nami, natychmiast potwierdził (jeszcze nie pytałam, czy dziś był w stanie wstać z łóżka). Syn już przymierza się zupełnie prywatnie do tras pieszych i rowerowych z atlasu. Dziękujemy raz jeszcze.
Advertisement
Ja ustaliłam ogólnie trasę, tzn. kolejność punktów, a syn z mapą ustalał dokładny przemarsz, bo tylko do bardzo oddalonych od siebie miejsc dojeżdżaliśmy autobusem lub tramwajem, a szliśmy głównie na nóżkach. Czasu na takie przemierzenie trasy było dość mało, ale na 21 możliwych dotarliśmy do 20 miejsc (minimum do zaliczenia trasy było 10). Potwierdzeniem dojścia do wszystkich tych punktów na trasie były dobre odpowiedzi na zamieszczone pod każdym opisem pytanie. Nie korzystaliśmy z samochodu z jednej strony, bo nie działa, a z drugiej dla zasady, bo to żadna frajda zaliczyć w ten sposób taki właśnie rajd. To przecież nie Paryż-Dakar.
Gorzej było z testem historycznym. Syn się tym tematem raczej nie pasjonuje, więc od razu zastrzegł sobie, że on tylko zajmuje się logistyką, młody (bratanek) nie miał jeszcze takich tematów w szkole, a ja nie przygotowałam się należycie do lekcji - przyznaję bez bicia, ale na przyszły rok nadrobię zaległości. Najważniejsze, że mały dość dużo zapamiętał, a o to głównie mi chodziło - dużo ruchu i praktycznej wiedzy dla moich chłopaków. W nagrodę dostaliśmy dyplomy ,”praskie” koszulki, przewodniki po Pradze- Południe, przewodnik po Warszawie i okolicach z atlasem i mapą (syn jako nasz przewodnik przejął atlas), pamiątkowe plakietki.
A..., zapomniałam o dodatkowych nieprzewidzianych atrakcjach. Staliśmy na przystanku podsumowując dotychczas przebytą trasę. Trzymałam plik kartek w ręku pilnując, żeby znów nie poleciały mi w błoto (swoja drogą pogoda była złośliwa - wczoraj nawet momentami siąpiło, a dziś... świeci słońce), a tu podchodzi jakaś kobietka z dziwnym błyskiem w oczach, wtyka nos w moją trasę i pyta, czy to jakaś petycja? Przycisnęłam kartki do wystraszonej piersi, bo już myślałam, że mi je wyrwie i dyskwalifikacja gotowa.
Poznaliśmy wielu fajnych ludzi i posłuchaliśmy Eli Czajki czytającej swoje wiersze przy kawie, herbacie, pączkach. Chociaż Ela ma inne zdanie na ten temat, ja wolę własną interpretacje autora niż odtwórców. Jest bardziej prawdziwa. Jednym słowem - było wspaniale. Jeśli za rok będę w stanie choćby powłóczyć nogami, to na pewno znów pójdziemy na kolejny rajd. Chodźcie też z nami. Weźcie dzieci, mężów, bliższą i dalszą rodzinkę i znajomych. Wysiłek nie taki znów tytaniczny, jak na nasz rocznik, a doznania warte każdego trudu. Cywili było baaaaardzo mało, a harcerzy baaaaardzo dużo, więc stałam z dzieciakami w dwuszeregu z resztą harcerzy, kto umiał (znaczy ja i harcerze) śpiewał hymn harcerski,
było baczność i spocznij, jak 35 lat temu. Bądźcie w przyszłym roku. Przecież po sklepach chodzicie czasem przez cały dzień i dajecie radę, a rajd po sklepach jest naprawdę ogromnie męczący. Stanowczo bardziej niż ten “bitewny”.
Danuta Zielska dawna harcerka, ochotniczka szczep 134 WDHiZ im. Piotra Wysockiego , Hufiec ZHP Warszawa Mokotów
PS (po dziewięciu latach)
No tak. Minęło parę ładnych lat od tamtego dnia, a dyplom i plakietka z rajdu wciąż leżą na półce nad moim łóżkiem. Budzą miłe wspomnienia. Na zdjęciach zamieszczonych na stronie Hufca Praga-Południe widać nasze zabłocone buty i spodnie, bo na miejsce rozpoczęcia rajdu mój syn poprowadził nas z kompasem po topniejącym śniegu, lasem przez Olszynkę, a na zakończenie jeszcze brnęliśmy przez błocko obok budowy, ze stacji PKP w kierunku ulicy Korkowej, w stronę ostatniego punktu rajdowej trasy przy kościele Św. Wacława. Pogoda faktycznie bardzo utrudniała nam zadanie, ale tempo pokonywania trasy sprawiało, że nie mieliśmy kiedy zmarznąć. Był moment zwątpienia, kiedy już wiedzieliśmy, że na pewno nie zmieścimy się w wyznaczonym czasie. Już na starcie straciliśmy co najmniej pół godziny na poszukiwanie biletu. Nie miałam pojęcia, jak długa jest trasa, więc bilet dla bratanka musiałam dokupić. W okolicy żadnego czynnego kiosku i dopiero w Żabce mi się to wreszcie udało. Niestety zabrakło nam tego czasy na mecie. Młody nawet pomyślał, że może już zrezygnować, skoro i tak się nie uda dojść do Domu Kultury na Wygodzie przed godziną 15, wyznaczającą koniec rajdu. Tym bardziej musieliśmy tam dotrzeć, bez względu na godzinę, żeby nauczył się nie poddawać aż do końca.
Mój syn, przez lata „niezrzeszony”, też nadal pamięta swój udział w rajdzie i poszczególne punkty trasy. Zajazd Napoleoński, krzyże, pomniki, wodomiar i sosny na podwórku przy Grochowskiej. Do tej pory często chodzimy dla przyjemności po ciekawych miejscach (a które w Warszawie i okolicach nie są ciekawe) nawet po kilkanaście kilometrów. Jak pisałam wcześniej, na „świeżo”, zależało mi na tym, żeby moi chłopcy właśnie dużo zapamiętali. Chyba więc to mi się udało. Młody (znaczy mój bratanek) później nawet wstąpił do harcerstwa, a po ukończeniu gimnazjum zdecydował się na naukę w klasie o profilu wojskowym. Teraz nadal chce się uczyć w tym kierunku. Warto było taplać się w błocie.
To kształtowanie dzieciaków na wartościowych ludzi jest szczególną zasługą harcerskich ideałów przekazywanych z takim zaangażowaniem przez praskich instruktorów harcerskich, z którymi utrzymuję nadal bliskie kontakty i bardzo je sobie cenię. Niestety życie pokrzyżowało mi wiele planów. Na kolejne rajdy nie mogłam iść. Nie wiem, czy uda nam się wybrać na tegoroczny rajd, ale to już niekoniecznie zależy tylko od moich chęci. Tym razem chciałabym zabrać ze sobą nastoletnią harcerkę ze Śródmieścia, Nastię – moją wnusię. Jestem przekonana, że też byłaby tak zadowolona, jak my przed laty. Cóż… zobaczymy. D.Z.