Dzień dobry
W mowie kwiatów frezja to wyraz szacunku, uznania, radości, ale także zaproszenia do flirtu. Lwia paszcza w kolorze różowym będzie idealna, gdy chcemy podkreślić urok, wdzięk, piękno, a także wyrazić podziw dla obdarowanej osoby. Z kolei narcyz symbolizuje miłość bez wzajemności oraz zdradę.
Pewnie teraz, po przeczytaniu tego początku, zastanawiacie się, dlaczego zaczynam od kwiatów i ich symboliki? Nie, nie… Przez najbliższe kilka chwil, które poświęcicie (jeżeli poświęcicie) na lekturę tego tekstu, nie będę Was przekonywać, jak bardzo potrzebujemy w życiu kwiatów. Nie będę, ponieważ i bez tego dobrze wiecie, że są potrzebne. Zaczęłam od kwiatów, bo zdecydowana większość z nas zwyczajnie je lubi – wręczać albo dostawać, bo dostarczają radości i przyjemnych chwil, bo wreszcie uśmierzają agresję i sprawiają, że choć przez moment potrafimy być dla siebie mili, a czasem nawet dobrzy. Nie wiem, kto wpada na takie pomysły, ale od kwiatów biorą także nazwy wojny, rewolucje i wielkie ruchy społeczne. Chcecie przykładów? A choćby wojna dwóch róż w Anglii, rewolucja goździków w Portugalii, cały ruch dzieci kwiatów, powszechnie określanych mianem hipisów. Bywa również, że kwiaty mogą dawać poczucie siły, jak choćby „flower power”, slogan wymyślony w 1965 roku przez poetę Allena Ginsberga, który proponował walkę z militarną siłą za pomocą kwiatów. Iluzoryczne było to poczucie siły, ale jakże ważne, bo choć kwiaty napędzają nas, motywują i dają siły do działania, to nawet największy bukiet róż nie wybaczy agresji.
Nie pytaliśmy bohaterów tego wydania LIFE IN o to, czy wolą tulipany, czy goździki, czy na Dzień Kobiet albo Dzień Matki wręczają swoim najbliższym róże albo dalie, a z okazji imienin biegną do kwiaciarni po frezje. Nie pytaliśmy, bo jesteśmy przekonani, że w ich życiu kwiaty i emocje, które dzięki nim się pojawiają, są istotne. Emocje… Właściwie to chyba dla nich się rodzimy. Ktoś kiedyś zapytał Konfucjusza, dlaczego zawsze kupuje ryż i kwiaty? Odpowiedział: „Kupuję ryż do życia, a kwiaty, aby mieć powód do życia”. Dlatego życzę sobie i wszystkim, aby w naszym życiu zawsze tych powodów było dużo. A na koniec jeszcze raz o kwiatach, a dokładnie o słoneczniku, który kojarzy się z radością i słońcem i uważany jest za symbol lata. Nie wiem, jak Wy, ale ja już stęskniłam się za kolorową i ciepłą wiosną...
Miłej lektury
Redaktor naczelna
Polecamy
8 Teatropolis w Monopolis Wielki teatr na małej scenie
Spotkania
14 Teatr Muzyczny Złap mnie, jeśli potrafisz
22 Wojciech Welskop W wirtualnym świecie zbrodni
Biznes
26 Janusz Piotrowski Gdzie księgowa nie może, tam doradcy pomogą
28 Orzeł Łódź Klub wielkich możliwości
32 Agata Bonikowska i Monika Morawiec Pieniądze pomagają spełniać marzenia
36 Monopolis Nowa wieża już prawie wynajęta
37 Monika Zielińska-Mysior Rok 2023. Jaki będzie dla pracowników i pracodawców?
38 Łódzka Specjalna Strefa Ekonomiczna To był rok polskich firm w Łódzkiej Strefie
Styl życia
40 Magdalena Jóźwiak- Derda i Jacek Derda Nie wychodźmy z założenia, że zawsze mamy rację
43 Dominika Olaszek Targ Mamy już po raz jedenasty
44 Emil Drożdż Cynamon Catering dobry na każdą okazję
46 Marek Tkaczyk Po prostu żyj zdrowo!
48 Agnieszka Niedźwiadek Po co nam taki bohater?
50 Andrzej Maciejewski Być dobry liderem, czy to naprawdę jest takie trudne
52 OFF Piotrkowska Spotkajmy się tu
56 Andrzej Kuczyński Wydobędziemy piękno z
Wydawca RSMEDIA
Robert Sakowski
Redakcja
509 499 400 90-113 Łódź, ul. Traugutta 25/1508 redakcja@lifein.pl www.lifein.pl
Redaktor naczelna
Beata Sakowska
Współpracują z nami
Mateusz Lipski
Kamil Maćkowiak
Agnieszka Mikołajczyk
Foto
Justyna Tomczak
Izabela Urbaniak
Paweł Keler
Grafika i skład
KosMedia Jarosław Kosmatka
Identyfikacja i lifting layoutu
Patronaty 509 499 400 redakcja@lifein.pl
Reklama
reklama@lifein.pl
Katarzyna Polinceusz 603 868 791
Damian Karwowski
727 925 865
Słowa mogą więcej!
Dopełnimy je obrazem i wyślemy w świat.
lifeam.pl
Festiwal TEATROPOLIS , czyli wielki teatr na małej scenie
Osiem spektakli przygotowanych przez debiutantów i doświadczonych artystów zobaczymy w pierwszej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS.
Od 24 do 27 marca Scenę Monopolis wypełnią aktorzy i widzowie, których połączy pasja do teatru.
Na najnowszym z łódzkich festiwali przez trzy dni do obejrzenia będzie osiem spektakli, w tym monodram Roberta Talarczyka na podstawie sztuki Szczepana Twardocha, a także sceniczna biografia Ginczanki w wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej.
O tym, kto wystąpi w pierwszej edycji festiwalu, decydował Andrzej Seweryn, dyrektor artystyczny
TEATROPOLIS. Z 32 propozycji zgłoszonych w dwóch kategoriach –Debiut i Open – na Scenę Monopolis trafią dwa spektakle przygotowane przez debiutantów oraz sześć propozycji doświadczonych artystów. Termin festiwalu TEATROPOLIS
Krzysztof Witkowski
nie jest przypadkowy. Otóż 27 marca przypada Międzynarodowy Dzień Teatru i właśnie w ten sposób jego organizatorzy chcą uczcić święto Melpomeny.
Warto dodać, że właśnie 27 marca odbędzie się gala finałowa, podczas której wręczone zostaną statuetki i nagrody finansowe przewidziane dla laureatów festiwalu. W kategorii Open będzie to 20 tysięcy złotych, a w kategorii Debiut 10 tysięcy złotych. Oprócz tego będzie możliwość wpisania wygranych przedstawień do repertuaru Sceny Monopolis w następnym sezonie teatralnym. Galę dopełni pokaz mistrzowski w wykonaniu Andrzeja
Andrzej Seweryn
Seweryna, który wystąpi z monodramem na motywach „Dziennika” Witolda Gombrowicza.
– Kultura to bardzo ważny, o ile nie najważniejszy, fragment działalności Monopolis. Świadczy o tym mnogość wydarzeń kulturalnych, które inicjowano we wnętrzach dawnej wytwórni alkoholi od początku działalności kompleksu. Jestem przekonany, że festiwal doskonale wpisze się w kulturalny krajobraz Monopolis, Łodzi i Polski, a dla gości odwiedzających Scenę Monopolis będzie uzupełnieniem dotychczasowej oferty teatralnej, muzycznej i kulturalnej – mówi Krzysztof Witkowski, inicjator festiwalu, prezes spółki Virako, inwestora Monopolis.
Warto zauważyć, że wyjątkowy plakat na wydarzenie przygotował znany grafik, plakacista Michał Batory, a statuetki, które trafią do zwycięzców obu kategorii, zaprojektował Sergiusz Kuchczyński z Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi.
inicjator festiwalu, prezes spółki Virako, inwestora Monopolis
dyrektor artystyczny festiwalu TEATROPOLIS
Monopolis, w ramach której wystawialiśmy sztuki w Parku Źródliska. Teraz poszukiwaliśmy nowej formuły na realizację kolejnego wspólnego przedsięwzięcia. I tak uznaliśmy, że festiwal mniejszych form teatralnych skupionych na aktorze będzie ciekawą ofertą na mapie wydarzeń kulturalnych Łodzi.
Wybór nie był łatwy, konkurencja była duża, każda z trzydziestu dwóch prac zgłoszonych do konkursu miała poważne zalety: tekstowe, plastyczne, aktorskie. Najważniejszym kryterium była jednak sztuka aktorska. Mamy festiwale, gdzie nagradzamy reżysera, scenografię, samo przedstawienie, ja tutaj postawiłem na aktorów. Zależy mi na tym, aby mówić o sztuce, aby łódzki TEATROPOLIS stał się forum dialogu o sztuce aktorskiej.
24 marca, godz. 17.30
Byk to drugi po „Pokorze” tekst dramatyczny Szczepana Twardocha, autora bestsellerowych powieści m.in. „Króla”, „Morfiny” i „Dracha”. Bohaterem monodramu jest Robert Mamok, który w dwóch językach, po polsku i po śląsku zmaga się z własną tożsamością klasową i etniczną. Oto mężczyzna w kryzysie mocuje się ze swoją winą i słabościami, waży sukcesy i klęski, konfrontuje się z wagą rodzinnej tajemnicy, z brzemieniem surowego, śląskiego wychowania, z rozpaczą, gniewem i goryczą.
„Roboczku, pōdź sam yno do ōpy, dej licko. Robert, powiedz księdzu wierszyk. Taki zdolny, ale leniwy. Panie Robercie, mistrzu, zapraszamy! Panie Robercie, czy to pan jest na tych zdjęciach? Czy pan jest pod wpływem narkotyków? A teraz przed państwem Robert Mamok, skandalista i prowokator! Panie Robercie, może pan coś powie po śląsku…? Robert, musisz mówić o swoich emocjach. Nie możesz się bać swoich emocji, Robert. Tato, jesteś tam?
Tato! Robert, myślisz, że oni nas widzieli razem? Taki stary, a taki głupi. Tak bardzo się na panu zawiedliśmy, panie Robercie”. (fragment tekstu)
• wykonanie: Robert Talarczyk
• scenariusz: Szczepan Twardoch
• reżyseria: Robert Talarczyk i Szczepan Twardoch
• scenografia: Marcel Sławiński
• muzyka: Aleksander Nowak
• główny producent: STUDIO teatrgaleria
• koproducenci: Fundacja Teatru Śląskiego
„Wyspiański”, Teatr Łaźnia Nowa, Instytut im. Jerzego Grotowskiego
• partner: Teatr Korez
Miłość Ci Wszystko
24 marca, godz. 21.30
Miłość Ci wszystko wypaczy to spektakl, utrzymany w konwencji nieco absurdalnej musicalowej rewii. Zabrzmią w nim songi z musicali takich jak Cabaret, Chicago,
A Chorus Line, czy The Producers, okraszone choreografiami w iście broadwayowskim stylu. Na scenie wystąpią trzy… osobliwe indywidua z towarzyszeniem zespołu muzycznego. Nie wiadomo skąd przybyli ani tym bardziej dokąd zmierzają. Wędrowcy, kuglarze, włóczędzy, komedianci. Ot! –Teatr Objazdowy. Grupa aktorów, którzy zawołani przybywają, aby wśród gąszczu gładkich kroków i niespodziewanych skoków, podzielić się barwnymi historiami ze swoich (aż nazbyt) licznych wojaży. Dwóch elegantów – jeden zamyślony i powściągliwy, drugi urokliwy i egzaltowany, a pomiędzy nimi tajemnicza, czarująca kokietka. Raczą publiczność śpiewem i tańcem w takt muzyki wykonywanej przez zespół instrumentalny. Wszyscy jacyś… ulotni, nieco ekscentryczni i niepokojący.
• wykonanie: Barbara Sanecka, Łukasz Walczak i Kamil Olczyk
• scenariusz: Barbara Sanecka
• reżyseria: Adam Łoniewski
• aranżacja muzyczna: Maciej Zaforemski (fortepian), Mikołaj Kaniewski (gitara basowa) i Adam Zgrajka (perkusja)
• produkcja: Musicalowa Rewia Absurdu z Częstochowy
Ginczanka
Przepis na prostotę życia
25 marca, godz. 12.00
Zuzanna Gincburg, znana jako Zuzanna Ginczanka, należy do tych pisarek, których twórczość splata się z życiem. Wychowywała się na prowincji, w Równem, ale marzyła o wielkim świecie, którego symbolem była dla niej Warszawa. Jeszcze w Równem nawiązała kontakt z Julianem Tuwimem, który zauważył w niej wielki talent i namówił na przeprowadzkę do stolicy. Negocjując swoje miejsce w warszawskim środowisku literackim, Ginczanka jako polska poetka żydowskiego pochodzenia musiała się zmierzyć z dwoma „demonami”: pięknem i żydowskością. Klisza „pięknej Żydówki” rozpalała wyobraźnię męskiej części towarzystwa i przysłaniała jej twórczość. Jej żydowskie pochodzenie stało się natomiast przedmiotem antysemickich ataków w Warszawie lat 30., a ostatecznie przyczyną jej tragicznej śmierci w Krakowie w 1944 roku. Spektakl próbuje nie tylko opowiedzieć historię Zuzanny Ginczanki, ale pozostawić kolejny ślad jej życia, dopisać jeszcze jedno krótkie słowo. W spektaklu wykorzystano fragment filmu z Zuzanną Ginczanką z kawiarni Adria w Warszawie (1936) dzięki uprzejmości United States Holocaust Memorial Museum (gift of Juliet Brayan Archive).
• wykonanie: Agnieszka Przepiórska
• scenariusz: Piotr Rowicki
• reżyseria: Anna Gryszkówna
• scenografia i kostiumy: AnnaMaria Karczmarska
• muzyka: Michał Lamża
• konsultacja merytoryczna: Agata Araszkiewicz
• reżyseria światła: Mateusz Gierc
• produkcja: Teatr Łaźnia Nowa i Bałtycka Agencja Artystyczna
Mięso
25 marca, godz. 16.00
Scenariusz spektaklu został oparty m.in. na nowozelandzkiej baśni, barokowej poezji hiszpańskiej (Francisco Gomez de Quevedo) i wierszu (Igora Siewierianina) „Villa mon Repos”. Bohaterka monodramu przechodzi szereg transformacji, dążąc do odnalezienia własnej tożsamości i odrzucenia przyjętych norm ograniczających jej osobowość. Poddana presji kulturowej obrazu kobiecego piękna i brzydoty usiłuje zedrzeć z siebie maskę. Za sprawą zaklęć, przywołuje mityczną postać Hine Nui Te Po Kobiety Nocy. Nie ruszając się z magnetycznego pola swojego mieszkania, uwięziona w świetle lampy, zatacza kręgi, podróżując do centrum nieznanego wcześniej świata baśni i symbolicznych znaczeń. Temat, jakim jest ciało kobiece, poddane torturze przemyślnych zabiegów kosmetycznych oraz fizycznych nadużyć, staje się punktem wyjścia do snucia delikatnej i onirycznej nici opowieści. Przetaczające się obrazy ukazują liczne panoptikum dziwadeł i etapy kolejnych przepoczwarzeń, aż do uzyskania ostatecznej formy nocnego motyla.
• wykonanie: Tamara Yelchaninova
• scenariusz i reżyseria: Jacek Wilantewicz
• scenografia: Jacek Wilantewicz
• produkcja: Teatr Stajni
Metamorficznej z Nowiny
Prime time
25 marca, godz. 20.00
W monodramie „Prime Time” nie idzie o odtworzenie drogi życiowej korespondenta wojennego Waldemara Milewicza (1956-2004), który zginął z ekipą TVP w zamachu terrorystycznym w Iraku. To raczej rozprawa ze złem. Sławomir Grzymkowski, który stara się grać powściągliwie, kiedy wspomina o popełnianych zbrodniach, wynaturzeniach, zezwierzęceniu, daje się ponieść emocjom. Bo jak zaakceptować takie zło, za którym zawsze stoi konkretny człowiek? Bohater monodramu nie znajduje słów przebaczenia dla wojennych mordów i gwałtów, nie znajduje rozgrzeszenia dla wojen, nie widzi w nich żadnej drogi naprawy świata. Wygląda na to, że misje, które podejmował, przyniosły mu rozczarowanie. Nie pozwoliły wytłumaczyć, dlaczego ludzie ulegają pokusie czynienia zła. W pierwszej części bohater wraca do lat młodości. Przypomina młodzieńcze marzenia o dziennikarstwie, a potem reporterce wojennej. Układa się to w świadomie obraną drogę, która jednak obok satysfakcji tropienia i wyjawiania światu prawdy przynosi bezmiar goryczy. Część tego rozgoryczenia zawiera tytuł – prime time to główne pasmo oglądalności. Telewidzom dość szybko nudzą się obrazy wojny, przemoc powszednieje. Korespondent wojenny może wrócić do prime time tylko jako ofiara.
• wykonanie: Sławomir Grzymkowski
• scenariusz: Wiesława Sujkowska
• reżyseria: Anna Sroka-Hryń
• muzyka i wykonanie: Robert Siwak
• produkcja: Fundacja Sztuki Kreatywnej Przestrzeń
Zapowiada się ładny dzień
26 marca, godz. 12.00
Po monodramie „Joanny” i spektaklu „Spójrz na nią – pieśniodramat u Modrzejewskiej”, to trzecie spotkanie dwóch niezwykłych osobowości artystycznych: aktorki Joanny Gonschorek i poetki Anny Podczaszy. Tym razem w tekście napisanym specjalnie dla Joanny Gonschorek Anna Podczaszy zmaga się z tematem, który był, jest lub będzie bliski każdemu z nas: opowiada o śmiertelnej chorobie i żegnaniu się z życiem. Łącząc powagę z dyskretnym humorem, a perspektywę codzienności z metafizyką artystki pod kierunkiem reżyserki Magdy Skiby ukazują nasz stosunek do śmierci, odchodzenia, ostatecznego pożegnania z najbliższymi – dziś traktowanych jako temat tabu, spychanych w sferę milczenia, a przecież będących nieuchronnym i naturalnym etapem egzystencji, nieodłącznym od ludzkiego świata.
• wykonanie: Joanna Gonschorek
• scenariusz: Anna Podczaszy
• scenografia i reżyseria: Magda Skiba
• muzyka: Marek Litwin i Amadeusz Naczyński
• projekcje wideo: Karol Budrewicz
• produkcja: Teatr Modrzejewskiej w Legnicy
Dziennik przebudzenia
26 marca, godz. 16.00
Jeden but taki, drugi taki. Jeden zimowy, drugi letni. Oba na szczęście czarne. Oba na zgubę na moich nogach – jeśli brakuje nam teatralnych uniesień mamy szansę to zmienić za sprawą spektaklu w reżyserii Adama Ferencego, którego zobaczymy także na scenie razem z Joanną Kosierkiewicz. Dziennik przebudzenia to spotkanie świetnej prozy i aktorskiego kunsztu – spektakl oddający pilchowskie poczucie humoru, zarazem nieuciekający od tematów ostatecznych, przedstawiający próby ich obłaskawienia. Przedstawienie miejscami pełne jest ironii i sarkazmu, zachowuje styl pisania Jerzego Pilcha – zabawny, barwny i inteligentny. Anegdoty o epizodach codzienności przenikają się z rozważaniami ożyciu, chorobie, literaturze. Ich dopełnieniem są nowoczesne i wyraziste wizualizacje z pogranicza jawy i snu, które wraz z muzyką podkreślają akcję, nadają jej specyficznego nastroju i dodatkowych sensów. Adam Ferency: „Kiedy czytałem Dzienniki Jerzego Pilcha, zarówno pierwszy, jak i drugi, myślałem, że jeśli bym umiał pisać, to tak właśnie opisywałbym otaczającą mnie rzeczywistość. «Dziennik przebudzenia» to przedstawienie o starym mężczyźnie i młodej kobiecie, o możliwej albo niemożliwej miłości, o chorobie i może o wyzdrowieniu. I wreszcie, pewnie również, o śmierci”.
• wykonanie: Adam Ferency i Joanna Kosierkiewicz
• scenariusz: Maria Kupryjanowicz (na motywach Dziennika i Drugiego Dziennika Jerzego Pilcha)
• reżyseria: Adam Ferency
• muzyka: Piotr Łabonarski
• wizualizacje: Antoni Ferency
• produkcja: Recto Verso Karolina Kadula
Macbeth
26 marca, godz. 20.00
Makbet – studium zbrodni, Makbet – żądza władzy, Makbet – tragedia sumienia… Psychologiczny monodram dla wymagającego widza. W naszym spektaklu nie ma króla Duncana, nie ma Banqua, Macduffa, nie ma nawet Lady Makbet. Jest tylko tytułowy bohater. Człowiek, który cierpi. Cierpi, bo identyfikuje się ze stworzonym przez jego umysł fałszywym ego i jego historią. Czy rzeczywiście jest mordercą, czy też zdarzenia, które odgrywa, są tylko projekcją jego umysłu? Egoicznego umysłu, który zadaje mu ból? Cierpienie stwarza jednak możliwość przebudzenia. Czy mu się uda? Czy miecz przetnie iluzję? Czy Makbet przebudzi się do stanu świadomości? Czy uwolni się spod dominacji umysłu i odnajdzie swoją istotę tu i teraz? Czy opór zmieni w akceptację? Czy zrozumie, że to, co postrzegamy, myślimy i czujemy, tak naprawdę nie jest nami? Czy ogień bólu zmieni się w światło świadomości? Czy Makbet odkryje swoje prawdziwe ja – Istnienie? Inspiracją do adaptacji była twórczość Eckharta Tolle’a, a zwłaszcza jego kultowa książka „The Power of Now” („Potęga teraźniejszości”).
• wykonanie: Peter Čižmár
• adaptacja, scenografia i reżyseria: Klaudyna Rozhin
• przekład tekstu: Zora Jesenska
• produkcja: Divadlo Kontra ze Spiskiej
Nowej Wsi w Słowacji
Gala zamknięcia
i pokaz mistrzowski
27 marca, godz. 19.00
Ceremonia zamknięcia pierwszej edycji Festiwalu Sztuki Aktorskiej TEATROPOLIS nieprzypadkowo zbiega się z Międzynarodowym Dniem Teatru. Światowe święto Melpomeny organizatorzy postanowili uczcić nagradzając wyjątkowych artystów teatralnych. Podczas uroczystości wręczone zostaną statuetki w dwóch kategoriach: Debiuty i Open. Uroczystą Galę zakończy pokaz mistrzowski w wykonaniu Andrzeja Seweryna. W przygotowanych fragmentach „Dziennika” Witolda Gombrowicza mowa będzie o Polsce, Europie i Francji, o kulturze, literaturze i krytykach.
Złap mnie, jeśli potrafisz Złap mnie, jeśli potrafisz
KAROL DROZD, MARCIN FRANC i MACIEJ MARCIN TOMASZEWSKI właśnie spełniają swoje zawodowe marzenie: przygotowują się do zagrania głównej
roli w musicalu „Złap mnie, jeśli potrafisz”, który wystawi Teatr Muzyczny
w Łodzi. Opowiadają o pracy nad rolą, o tym, co najbardziej fascynuje ich w zawodzie aktora, życiu na walizkach i energii czerpanej od widzów.
Od castingu do castingu, tak wygląda Wasze życie?
Marcin Franc: Dokładnie tak. Żyjemy od produkcji do produkcji, ale tak to właśnie wygląda, gdy decydujesz się na pracę w musicalu. Tu do konkretnej roli trzeba znaleźć aktora, który nie tylko zagra rolę, ale i ją wyśpiewa.
I właśnie Wasza trójka okazała się idealna do roli Franka Williama Abagnale’a Jr., czyli głównego bohatera „Złap mnie, jeśli potrafisz”.
Karol Drozd: Z czego wszyscy ogromnie się cieszymy. Wielokrotnie oglądałem doskonały film „Złap mnie, jeśli potrafisz” z Leonardem DiCaprio i Tomem Hanksem w głównych rolach, w reżyserii Stevena Spielberga. W oparciu o tę historię powstał wystawiony na Broadwayu musical, a ja marzyłem, żeby został kiedyś wystawiony w Polsce. I będzie, tu, w Łodzi, w Teatrze Muzycznym. A my mamy wielką przyjemność wcielać się w postać Franka Williama Abagnale’a Jr., najmłodszej osoby, która znalazła się na liście najbardziej poszukiwanych przestępców FBI. Ten chłopak nie był zwykłym złodziejem, nie włamywał się do domów i nie kradł kosztowności. Jego specjalnością stało się oszukiwanie banków i linii lotniczych.
Marcin Franc: Ta postać to jedno z moich musicalowych marzeń, na które bardzo długo czekałem. Cieszę się, że właśnie teraz się spełnia.
Maciej Marcin Tomaszewski: Dla mnie jest to powrót do świata musicalu po kilku latach. Ostatnio pracowałem głównie w teatrze dramatycznym i filmie, a praca w teatrze muzycznym jest dla mnie idealną odskocznią od codzienności.
Trzy różne osobowości, jeden bohater. Każdy z Was ma w głowie swoje wyobrażenie tej postaci czy bazujecie na wzorcu, który nakreśla reżyser?
Maciej Marcin Tomaszewski: Każdy z nas stara się „wczuć w bohatera” najlepiej jak potrafi, nadając mu
„Złap mnie, jeśli potrafisz”
Szukający sławy i fortuny Frank Abagnale Jr. ucieka z domu, by rozpocząć niezapomnianą przygodę. Z niczym więcej niż chłopięcym urokiem, wielką wyobraźnią i milionami dolarów w sfałszowanych czekach Frank z powodzeniem udaje pilota, lekarza i prawnika, żyjąc na najwyższym poziomie i zdobywając dziewczynę swoich marzeń. Jednak oszustwa Franka przykuwają uwagę agenta FBI, Carla Hanratty’ego. Zaczyna się pościg. Oparty na scenariuszu przebojowego filmu wytwórni DreamWorks z Leonardem DiCaprio i prawdziwej historii, nominowany do czterech Nagród Tony musical „Złap mnie, jeśli potrafisz” to pełna porywających numerów tanecznych, swingująca opowieść o pogoni za marzeniami. Najważniejsze to nie dać się złapać.
jednocześnie własną wrażliwość, emocjonalność. Frank William Abagnale Jr. miał tyle niewiarygodnych przygód, że mógłby nimi obdarzyć kilka osób. Niezwykle ciekawa postać, a co się z tym wiąże – wspaniałe wyzwanie aktorskie.
Marcin Franc: Rzeczywiście, wyzwanie duże. Każdy z nas jest inny i każdy z nas przepuści tę postać przez siebie. To zadaniem reżysera jest znalezienie w nas wspólnego mianownika, nakreślenia szkieletu postaci, bo to on odpowiada za spektakl i wie, co chce uzyskać. Tworzymy więc postać wspólnie i to jest chyba najlepsze w całym procesie przygotowań. Na zagranicznych scenach nie ma trzech równorzędnych obsad, jest jedna główna, a inni (understudy, swingi) dostosowują się do tego, co zostało ustawione na próbach. My trzej pracujemy na tych samych zasadach, na próbach jesteśmy razem, każdy z nas zagra taką samą liczbę spektakli. Na szczęście mamy możliwość twórczej pracy, reżyser daje nam więcej swobody i każdy z nas wprowadza do postaci coś od siebie. Dlatego też spektakle z różnymi obsadami często są zupełnie inne. Co z jednej strony jest super, a z drugiej – cały czas jesteśmy porównywani.
Przeszkadza Wam to porównywanie?
Karol Drozd: Porównywanie i ocenianie chyba nigdy nie jest fajne, najważniejsze to odciąć się od tego, bez względu na to, jaką pracę wykonujemy.
Czerpiecie więc od siebie nawzajem?
Maciej Marcin Tomaszewski: Rozmawiam z Marcinem i Karolem o naszej postaci, a przy okazji korzystam z ich dużego doświadczenia w teatrze muzycznym. Każdy z nas inaczej podchodzi do budowania roli, więc warto wyłapywać niuanse, dzięki którym tworzymy Franka w trzech różnych odsłonach.
Karol Drozd: A ja obserwuję młodszego kolegę, patrzę, co ma do zaproponowania, zawsze można nauczyć się czegoś nowego. Dlatego cieszę się, że choć gramy jedną postać, jesteśmy tak różni, między nami jest dobra wymiana energii.
Ale też nie chodzi o to, byście grali identycznie?
Marcin Franc: Dokładnie tak. I na pewno nie zagramy. Różnimy się nie tylko wyglądem, ale mamy też różną wrażliwość i emocjonalność, o czym wspomniał już Maciek.
Co Was najbardziej fascynuje w tym zawodzie?
Marcin Franc: Chyba ta nieprzewidywalność właśnie. Ale to, co jest największą zaletą naszego zawodu, często staje się też jego wadą. Z jednej strony nie wyobrażam sobie siebie chodzącego do pracy i robiącego codziennie to samo. To, że jednego dnia możemy być
MACIEJ MARCIN TOMASZEWSKI
Student Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie na kierunku: aktorstwo oraz Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie na wydziale wokalno-aktorskim (specjalność: śpiew klasyczny). W 2020 roku ukończył z wyróżnieniem ZPSM im. Fryderyka Chopina w Warszawie na wydziale wokalno-aktorskim w klasie prof. Leszka Świdzińskiego. Laureat Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w sezonie 2022/23.
Zadebiutował na scenie Teatru Muzycznego Roma w 2012 roku, wcielając się w postać Gavroche’a w musicalu „Les Misérables”. W 2013 roku wystąpił w tytułowej roli Olivera Twista, w musicalu „Oliver!” w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. W 2016 zagrał rolę Narratora w widowisku muzycznym „Lamaila” wystawionym przez Teatr Wielki w Łodzi. Od 2021 roku wciela się w postać Szymona w „Inteligentach” na scenie Spektaklove w Warszawie. Należy również do obsady widowiska „Sinatra 100+” w Teatrze 6. Piętro, gdzie występuje jako Młody Sinatra. W 2022 roku na Międzynarodowym Festiwalu Kody w Lublinie zagrał tytułową postać w prapremierze dzieła „Maurycy Beniowski. Opera Alternatywna”.
MARCIN FRANC
Aktor teatralny, filmowy, telewizyjny, dubbingowy, wokalista. W 2020 roku ukończył Akademię Teatralną im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (wydział aktorstwa dramatycznego), wcześniej w 2015 roku wydział wokalno-aktorski Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki (specjalność: musical). Laureat Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2018/19. Współpracuje z największymi teatrami muzycznymi w Polsce m.in. Teatrem Muzycznym Roma w Warszawie, Teatrem Syrena w Warszawie, Teatrem Muzycznym w Łodzi, Operą i Filharmonią Podlaską w Białymstoku oraz teatrami dramatycznymi (między innymi z Teatrem Narodowym w Warszawie). W swoim dorobku artystycznym ma główne role w takich musicalach jak: „West Side Story” (Tony), „Aida” (Radames), „Waitress” (Dr Pomatter), „Jesus Christ Superstar” (Jesus), „Miss Saigon” (Chris), „Next to Normal” (Gabe), „Love Story” (Oliver Barrett IV), „Rodzina Addamsów” (Lucas Beineke), „Dźwięki muzyki” (Rolf Gruber) i polskiego musicalu „Piloci” (Stefan).
w Łodzi, drugiego w Warszawie, trzeciego gdziekolwiek jest bardzo pociągające. Ale w pewnym momencie brak stałego miejsca zaczyna doskwierać, dlatego tak ważne jest, żeby mieć swoją przystań, czasami trochę zwolnić i wziąć oddech. Sam nie wierzę, że to mówię, bo jestem strasznym pracoholikiem (śmiech). Uwielbiam to, że jednego dnia możemy pracować w dubbingu, drugiego być na planie filmowym, a trzeciego grać w teatrze. Możemy wcielać się w różne postacie i większość życia… nie być sobą. Chyba właśnie uświadomiłem sobie, że brzmi to dość przerażająco, a to nie tak, że nie lubimy być sobą! (śmiech). Na pewno każdej granej postaci dajemy cząstkę siebie.
Ale cząstka tych, w których się wcielacie, pewnie też w Was zostaje?
Karol Drozd: To zależy, czasem trzeba wcielić się w postać tak różną od siebie, że trudno się z nią utożsamić, ale wychodzę z założenia, że zawsze trzeba ją zrozumieć.
Marcin Franc: Czasami cechy postaci, które gramy, przydają nam się w życiu codziennym. Uczymy się zachowań, których być może sami nie bylibyśmy w stanie z siebie wydobyć.
Co Wam daje kontakt z widzem?
Maciej Marcin Tomaszewski: Przede wszystkim energię do działania. Widok uśmiechniętych bądź wzruszonych po spektaklu twarzy widzów utwierdza mnie w przekonaniu, że zawód, który wykonuję, ma sens. My, aktorzy, nie istniejemy bez widza. Wszystko, co robimy na scenie, robimy dla niego.
Marcin Franc: Ale nie ma co ukrywać, że w dużej mierze też dla siebie (śmiech). Rzeczywiście, jeśli nie mamy widzów, to nie pracujemy, co doskonale pokazała nam pandemia. Pracujemy po to, aby widzowie mogli coś przeżyć, czegoś doświadczyć. Działamy na ludzkich emocjach. Będąc na scenie, często nie jesteśmy świadomi, jakie uczucia wywołujemy w widzach, czasami dowiadujemy się tego po spektaklu. Kiedyś podszedł do mnie ksiądz i powiedział, że chciał zrezygnować z kapłaństwa, ale po obejrzeniu sztuki stwierdził, że jeszcze powstrzyma się z ostateczną decyzją. Okazuje się, że czasami, zupełnie nieświadomie, możemy wpłynąć na ludzkie decyzje. Bo przecież nie możemy wiedzieć, co ktoś aktualnie przeżywa i co wyciągnie ze spektaklu dla siebie.
Karol Drozd: Dla mnie ważne jest to, że widzowie przychodząc do teatru, mogą choć na dwie godziny oderwać się od codziennych trosk i kłopotów, pobyć w innym świecie, zrelaksować się.
Jak zaczęła się Wasza przygoda z musicalem?
Karol Drozd: Oj, uprzedzam, to bardzo długa opowieść (śmiech). Już jako dziecko byłem bardzo niespokojnym duchem, więc rodzice wymyślali mi różnego rodzaju aktywności. Strzałem w dziesiątkę okazał się taniec, pokochałem go z całego serca. W szkole podstawowej nauczycielka śpiewu dostrzegła też mój talent wokalny i jeździła ze mną na wszelkie możliwe festiwale muzyczne. W liceum śpiew doskonaliłem u pani Agnieszki Krukówny, solistki Teatru Muzycznego w Lublinie. I to właśnie dzięki niej wziąłem udział w moim pierwszym castingu, do musicalu Kopciuszek, i zagrałem Księcia.
Możemy wcielać się w różne postaci i większość życia...
nie być sobą.
Premiera miała miejsce w 2010 roku i już wiedziałem, że moje życie chcę związać z musicalem, dlatego też ukończyłem tę specjalność na Akademii Muzycznej w Gdańsku. We wszystkich wyborach zawsze wpierali mnie rodzice, za co jestem im bardzo wdzięczny, bo mogę teraz robić to, co kocham.
Marcin Franc: O dziwo, moja droga wyglądała bardzo podobnie. Różnica jest taka, że raczej nie byłem tak żywiołowym dzieckiem jak Karol (śmiech), za to zdecydowanie bardzo ambitnym. Musiałem mieć ciągle zajęty czas i tak mi zostało do dzisiaj. Przygodę aktorsko-wokalną zacząłem w gimnazjum, dzięki dwóm wspaniałym nauczycielkom: Elżbiecie Gnaś i Iwonie Dudzicz, które w moim rodzinnym Białogardzie założyły zespół G91. Graliśmy przedstawienia, śpiewaliśmy koncerty, zaczęliśmy jeździć na festiwale piosenki aktorskiej i poezji śpiewanej i odnosić pierwsze sukcesy. Zawsze chciałem być aktorem, a moje nauczycielki namówiły mnie, żebym połączył to ze śpiewem i tak wylądowałem na musicalu w Akademii Muzycznej w Gdańsku. To te panie pomogły mi przygotować się do egzaminów i myślę, że to dzięki ich wsparciu teraz robię to, co robię. Rodzice nie byli przekonani co do wyboru tej drogi, bali się braku stabilizacji. Ale kiedy na drugim roku zacząłem już dosyć intensywnie pracować na różnych scenach teatralnych, trochę się uspokoili, zobaczyli, że nie ma dla mnie innej drogi (śmiech). À propos, moją pierwszą główną rolę – Jezusa w spektaklu „Jesus Christ Superstar” – zagrałem właśnie w Teatrze Muzycznym w Łodzi. Wracając jeszcze do edukacji: po Gdańsku stwierdziłem, że nie chcę zamykać się tylko na musical, więc skończyłem dodatkowo Akademię Teatralną w Warszawie na aktorstwie dramatycznym. Rodzice byli wniebowzięci! (śmiech)
Maciej Marcin Tomaszewski: U mnie ta przygoda zaczęła się od chóru szkolnego, w którym w wieku dziesięciu lat śpiewałem jako solista. Jeździliśmy na wiele koncertów, a po jednym z nich zostałem zapytany, czy nie chcę spróbować swoich sił na scenie. Tak zadebiutowałem w Teatrze Muzycznym Roma w 2012 roku, gdzie wcieliłem się w postać Gavroche’a. Ta rola i następne produkcje teatralne w Teatrze Rozrywki w Chorzowie i Teatrze Wielkim w Łodzi utwierdziły mnie w przekonaniu, że swoje życie chcę związać z aktorstwem. Dlatego obecnie kończę studia na dwóch uczelniach: Akademii Teatralnej i Uniwersytecie Muzycznym w Warszawie, przy okazji realizując już wiele projektów zawodowo. Od zawsze miałem wielkie wsparcie w swojej rodzinie, dzięki której mogę teraz realizować pasję i spełniać marzenia. Rodzice wychowali w sumie troje artystów, ponieważ mój brat studiuje aktorstwo, a siostra jest malarką.
Wędrujecie od miasta do miasta, od roli do roli, nie męczy Was życie na walizkach?
Karol Drozd: Na razie nie męczy, doskonale wiedzieliśmy, że tak właśnie wyglądać będzie nasze życie. Gramy w różnych sztukach, w różnych miastach. Często
„Złap mnie, jeśli potrafisz” – najnowsza produkcja Teatru Muzycznego w Łodzi, na podstawie filmu wytwórni DreamWorks „Catch Me If You Can”
też z Marcinem Francem spotykamy się w tych samych realizacjach. Ta obecna jest naszym trzecim wspólnym przedsięwzięciem.
Marcin Franc: Zaczyna trochę męczyć w momencie, gdy na pewien czas gdzieś osiądziemy. Tak było, gdy grałem przez dłuższy czas w Teatrze Roma. Praca w jednym mieście daje poczucie stabilizacji, ale też trochę rozleniwia, wygodnie jest mieć wszystko na miejscu. Kiedy kończymy projekt, pojawiają się kolejne w innych miastach i trzeba znowu zebrać siły, aby zacząć jeździć. Jednak dzięki temu mamy możliwość rozwoju, pracy z innymi reżyserami, spotkania z nowymi ludźmi. To piękna, ale też bardzo trudna i wymagająca praca, od castingu do castingu.
Maciej Marcin Tomaszewski: Decydując się na pracę w tym zawodzie, trzeba być gotowym na pewne wyrzeczenia. Żeby cały czas funkcjonować w branży, musimy podejmować się wielu zadań jednocześnie, a to wiąże się z częstymi podróżami. Na razie przesadnie mnie to nie męczy – w każdym miejscu, które odwiedzam, staram się odkrywać to, co najlepsze.
To gdzie jest Wasz dom?
Karol Drozd: Tam, gdzie jesteśmy. Moja żona na szczęście gra w tych samych spektaklach, więc przemieszczamy się razem.
Marcin Franc: Mamy swoje bazy wypadowe w Warszawie. A podróżowanie stało się dla nas normalne, nauczyliśmy się tak żyć, chociaż nie ma co ukrywać, bywa to uciążliwe.
O zawodowe marzenia chciałam Was jeszcze zapytać.
Marcin Franc: Jedno z nich właśnie się spełnia: zawsze chciałem zagrać w musicalu „Złap mnie, jeśli potrafisz”.
Karol Drozd: Ja mam takie szczęście, że zagrałem wszystko, o czym marzyłem. Może są jeszcze dwie postacie, w które chciałbym się wcielić – jedną z nich jest Jesus. W każdym spektaklu odkrywam siebie na nowo, w jednym stepuję, w drugim gram na gitarze, w trzecim robię zupełnie coś innego. I to jest cudowne.
Marcin Franc: Ja bym się tak nie ograniczał. W Polsce musical nadal się rozwija i zmierza w bardzo ciekawym kierunku. W ogóle musical na świecie staje się mniej patetyczny, mniej rozrywkowy i zaczyna dotykać tematów, które do tej pory nie wpisywały się w konwencję teatru muzycznego. Pojawią się więc zupełnie nowe, nieoczekiwane wyzwania. A kto wie... może za kilka lat sami coś stworzymy.
Maciej Marcin Tomaszewski: Przede mną jeszcze wiele różnych zadań, projektów, teraz mam okazję rozwijać się równolegle w wielu dziedzinach – musicalu, filmie, serialu, dubbingu, a kto wie, w przyszłości może również w operze. Cieszę się z tego, że mogę tego wszystkiego spróbować. Ale na razie najbliższym wyzwaniem będzie dla mnie praca nad tą inscenizacją.
Jak postrzegacie Łódź?
Karol Drozd: Trudno mi coś powiedzieć na ten temat. Jak jestem w Łodzi, to nie mam czasu na zwiedzanie. Kiedyś to nadrobię, bo wiele dobrego słyszę o tym mieście.
Maciej Marcin Tomaszewski: Znam trochę Piotrkowską i Manufakturę, ale też planuję nadrobić zaległości. Mimo że tak naprawdę nie znam miasta dokładnie, to bardzo dobrze się w nim czuję.
Marcin Franc: Pierwszy raz oglądałem Łódź osiem lat temu, teraz widzę, jak bardzo się zmieniła. Myślę, że za kilkanaście lat będzie jednym z piękniejszych miast w Polsce.
W sesji zdjęciowej udział wzięli:
Karol Drozd, Marcin Franc i Maciej Marcin Tomaszewski oraz
Agata Bieńkowska, Justyna Cichomska, Marta Skrzypczyńska i Agnieszka Tylutki
zdjęcia – Justyna Tomczak
charakteryzacja panów – Kamila Lewandowska
charakteryzacja pań – Katarzyna Cynkier (Make up by Kas) fryzury pań – pracownia perukarsko-fryzjerska Teatru Muzycznego w Łodzi
dobór kostiumów – Zuzanna Markiewicz
kostiumy – Wypożyczalnia Mundurów Współczesnych i Uniformów, Warszawa
Za pomoc w realizacji sesji zdjęciowej dziękujemy Expo-Łódź; expo-lodz.pl, facebook.com/LODZEXPO
KAROL DROZD
Aktor, wokalista, tancerz, choreograf. Absolwent wydziału wokalno-aktorskiego Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku, specjalność: musical, w klasie śpiewu prof. dr. hab. Ryszarda Minkiewicza. Związany z wieloma teatrami muzycznymi w Polsce i za granicą, aktywnie działa w środowisku artystycznym. Odtwórca głównych ról w musicalach takich jak: „West Side Story” (Opera i Filharmonia w Białymstoku), „Sunset Boulevard” (Opera Nova w Bydgoszczy), „Crazy For You” (Opera za Zamku w Szczecinie), „Grimm” (Uckermärkischen Bühnen Schwedt), „Opera za trzy grosze” (Krakowski Teatr Variété), „Footloose” (Teatr Muzyczny w Poznaniu), „Rock Of Ages” (Teatr Syrena Warszawa), „Pretty Woman” (Teatr Muzyczny w Łodzi), „Love Story” (Nowy Teatr w Słupsku). Twórca choreografii do musicalu „Piękna i Bestia” (Teatr Muzyczny w Poznaniu) i odtwórca roli Bestii.
O nowej pracowni wirtualnej rzeczywistości, trendach w nauczaniu i kształceniu przez całe życie rozmawiamy z prof. WSBiNoZ dr. hab. WOJCIECHEM WELSKOPEM , rektorem Wyższej Szkoły Biznesu i Nauk o Zdrowiu w Łodzi.
W WIRTUALNYM świecie zbrodni
Uczelnia, której jest Pan rektorem, kładzie duży nacisk na kształcenie praktyczne, nowoczesne dobrze wyposażone sale dydaktyczne, to olbrzymi aut dla studentów, teraz otworzyliście kolejną nowoczesną pracownię – tym razem zajęcia nie odbywają się w świecie realnym, ale wirtualnym. Skąd pomysł na taką pracownię?
Z potrzeby praktycznego kształcenia naszych studentów. Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdrowiu realizuje studia w profilu praktycznym, nasi studenci podczas całego cyklu kształcenia zobligowani są do zrealizowania dziewięćset sześćdziesięciu godzin zawodowych praktyk studenckich, dla porównania na studiach o profilu ogólnoakademickim tych praktyk należy odbyć jedynie sto dwadzieścia godzin. Dlatego staramy się stwarzać jak najlepsze warunki do takiego kształcenia, nie tylko zacieśniając współpracę z instytucjami, w których można te praktyki odbywać, ale także w uczelni, zapewniając przestrzeń do praktycznego kształcenia. Stąd mamy doskonale wyposażone sale do zajęć na kierunkach kosmetologia, dietetyka czy też psychologia. Dwa lata temu oferta kształcenia naszej uczelni poszerzyła się o nowy kierunek – kryminologię zainteresowanie, którą przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Początkowo oferowaliśmy ten kierunek tylko na studiach pierwszego stopnia, od tego toku mamy już studia drugiego stopnia oraz studia podyplomowe z kryminologii praktycznej. I wszystkie cieszą się równie dużym zainteresowaniem. Ale sporym wyzwaniem okazało się dla nas przygotowanie zajęć praktycznych, owszem prowadzą je specjaliści, praktycy, ale nie mogą oni zabrać studentów na miejsce zbrodni czy wypadku. Stąd właśnie zrodził się pomysł na pracownię wirtualnej rzeczywistości, w której mogą się znaleźć w takich miejscach i ćwiczyć różne sytuacje, jak chociażby te związane ze zbieraniem i zabezpieczaniem śladów.
Ta pracownia to zupełna nowość w regionie łódzkim, chyba żadna inna uczelnia nie może się taką pochwalić?
Faktycznie w regionie łódzkim w żadnej innej uczelni nie funkcjonują pracownie wirtualnej rzeczywistości. Za to działają podobne w innych regionach kraju w uczelniach, które oferują kształcenie na kierunku kryminologia.
Czy to oznacza, że postanowił Pan wyznaczać nowe trendy w nauczaniu? Czy po prostu stara się nadążać za światem ludzi młodych?
Młodzi ludzie urodzili się w cyfrowej rzeczywistości, to cyfrowi tubylcy. Aby oferować im atrakcyjne kształcenie, musimy korzystać z nowoczesnych technologii, a z drugiej strony dbać o kształcenie umiejętności społecznych. Otoczeni wirtualnymi znajomymi młodzi ludzie, nie za bardzo potrafią odnaleźć się w rzeczywistym świecie, mają kłopoty z nawiązywaniem relacji, bezpośrednim kontaktem z drugim człowiekiem. Oczywiście wielu z nich po ukończeniu nauki nadal będzie kontynuować karierę zawodową w wirtualnym świecie, pracując zdalnie, co obecnie jest możliwe w wielu zawodach, ale są też takie profesje, które wymagają interakcji w realnym świecie. Dlatego na każdym z naszych kierunków prowadzimy warsztaty, które kształcą tak zwane umiejętności miękkie. Prowadzimy zajęcia z komunikacji społecznej, zarządzania czasem, radzenia sobie ze stresem, czy też treningi interpersonalne. Proszę zwrócić uwagę na to, jak obecnie komunikują się młodzi ludzie, używają emotek, skrótów, nie budują dłuższych zwrotów, zdań. Co z tego więc, że wykorzystując nowoczesne technologie przygotujemy ich do zawodu – dając odpowiednią wiedzę i wystarczającą praktykę, jak nie będę umieli się porozumieć ze swoimi współpracownikami czy klientem w realnym świecie. Zdaję sobie sprawę, że to, co mówię teraz, może niektórych szokować, ale taka jest współczesna rzeczywistość.
Wróćmy jeszcze na chwilę do pracowni wirtualnej rzeczywistości, czy studenci innych kierunków też mogą z niej korzystać?
Oczywiście, powstała ona także z myślą o studentach prawa, którzy na co dzień co prawda mogą przyglądać się rozprawom na sali sądowej, ale nie mogą w nich aktywnie uczestniczyć. W wirtualnym świecie jest to możliwe. Przenoszą się na salę sądową, gdzie odgrywają różne role – sędziego, obrońcy, prokuratora.
Rozumiem, że do tego wirtualnego świata studenci trafiają wspólnie, a nie pojedynczo.
Dokładnie, cała pracownia została tak zaprojektowana, aby można było w niej prowadzić symulacje angażujące cały zespół, można oczywiście też pracować indywidualnie, ale przecież nie o to nam chodzi. Na miejscu zbrodni, czy w sali sądowej zawsze jest znacznie więcej osób. W pierwszym przypadku praca zbiorowa jest niezwykle istotna, w drugim chodzi o to, by każdy mógł wcielać się w poszczególne role.
Jak wyglądają zajęcia?
Scenariusze zajęć przypominają grę komputerową VR, z tą różnicą, że celem nie jest zabawa, a zdobycie przez studentów praktycznych umiejętności i doświadczenia. Technologia wirtualnej rzeczywistości pozwala na wyświetlanie trójwymiarowego obrazu w specjalnie przeznaczonych do tego goglach. Dzięki najnowocześniejszej technologii studenci poruszają się w wygenerowanym świecie 3D – przenoszą się na miejsce zdarzenia, gdzie ich zadaniem jest przeprowadzenie oględzin kryminalistycznych oraz zabezpieczenie śladów w sposób zgodny z procedurami i najlepszymi
praktykami. Specjalny edytor pozwala na tworzenie różnych scenariuszy symulacji. Wykorzystanie technologii VR w procesie kształcenia ma wiele zalet. Studenci rozwijają spostrzegawczość, umiejętności wyciągania wniosków i analizy, mogą także wielokrotnie przećwiczyć umiejętności praktyczne w warunkach zbliżonych do rzeczywistych. Świat cyfrowy zapewnia realizm sytuacyjny, gwarantując jednocześnie pełne bezpieczeństwo użytkownikom.
Skąd pozyskaliście środki na to przedsięwzięcie?
Z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju w ramach projektu zatytułowanego Uczelnia dostępna. Projekt współfinansowany jest z Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój 2014–2020. A pracownia powstała przy współpracy z firmą Asseco Data System S.A.
W jakim kierunku powinno zmierzać nauczanie studentów, co powinno się w tym zakresie zmienić?
Na pewno powinniśmy odejść od kształcenia polegającego jedynie na przekazywaniu informacji, których potem odbiorca uczy się na pamięć, po to, by zdać egzamin, czy otrzymać zaliczenie. Mniej wykładów, więcej zajęć warsztatowych czy przy projektach, angażujących studentów, tak, aby to oni sami poszukiwali pewnych rozwiązań. Taki właśnie model realizujemy w naszej uczelni. Nauczyciel ma być jedynie pewnym drogowskazem, a nie tylko skarbnicą wiedzy, która ją przekazuje. Teraz tę wiedzę równie dobrze możemy znaleźć w Internecie. Ale do tego, by nie pogubić się w tym gąszczu i chaosie informacji, potrzebny jest nam dobry przewodnik, który odsieje ziarna od plew, wskaże właściwą drogę, zmusi do myślenia, dyskusji. Nie
chcemy, by nasi studenci podążali ślepo za wykładowcami, chcemy, by potrafili dyskutować, umieli znajdować właściwe argumenty.
Oferta studiów zdominowana jest przez dziedziny, które są obecnie bardzo popularne – jak dietetyka i kosmetologia, ale rynek pracy też ma swoją pojemność. Czy absolwenci uczelni bez problemu znajdują pracę w swoim zawodzie?
Na razie nasi absolwenci bez problemu znajdują pracę i nie narzekają na jej brak. Ponieważ, jak już wspomniałem, duży nacisk kładziemy na kształcenie praktyczne, po opuszczeniu uczelni są od razu gotowi do wykonywania zawodu, zresztą dużo z nich pracuje już w trakcie studiów. Zgodnie z wymaganiami ministerstwa uczelnie kształcące praktycznie zobligowane są do realizacji co najmniej pięćdziesiąt procent godzin zajęć praktycznych w programie studiów, w naszych mamy ich aż siedemdziesiąt procent.
No właśnie hitem okazała się wprowadzona dwa lata temu kryminologia. Skąd w ogóle pomysł na taki kierunek? I czemu cieszy się on tak dużym zainteresowaniem?
Obserwujemy, co dzieje się na rynku pracy i jakie trendy będą obowiązywały za kilka lat. Przy uczelni działa Rada Pracodawców, w której zasiadają przedstawiciele różnych firm i instytucji. To nasze ciało doradcze, które opiniuje programy studiów. Zależy nam na tym, by nasi absolwenci bez problemu znajdowali zatrudnienie, co zresztą się dzieje. Wspieramy się różnymi raportami, jak chociażby Barometrem Zawodów, który prognozuje zapotrzebowanie na pracowników. To właśnie z danych z tego raportu jasno wynikało, że będzie brakowało kryminologów.
Czy myśli Pan o nowych kierunkach wybiegających zapotrzebowaniem w przyszłość? Sześćdziesiąt procent zawodów, w których ludzie będą pracować w ciągu najbliższych dziesięciu lat, jeszcze nie istnieje. To jak kształcić młodych do tych profesji?
To bardzo trudne wyzwanie, już dzisiaj mamy wiele nowych zawodów, o których dziesięć lat temu jeszcze nikt nie słyszał. Wiele osób, które do tej pory zajmowały się czymś innym, zmieniły swoją profesję, dlatego tak modne jest obecnie hasło – uczenia się przez całe życie. Teraz z łatwością możemy się przekwalifikować i tak już zostanie, szacuje się, że młodzi w ciągu swojego życia kilkakrotnie zmienią zawód. Ważne są jednak podstawy, które zdobędą, otwarty umysł, chęć zmian i umiejętności społeczne, bez nich daleko nie zajdziemy.
Czy kształcenie może odbywać się tylko online?
Moim zdaniem nie. Forma pracy hybrydowej, którą wykorzystujemy w naszej uczelni, jest dla mnie optymalna. Techniki kształcenia na odległość wykorzystujemy podczas wykładów, pozostałe zajęcia obywają się stacjonarnie. Nie wyobrażam sobie, aby studentki kosmetologii nie miały praktycznych ćwiczeń. Wirtualna rzeczywistość sprawdza się jedynie tam, gdzie nie możemy wykształcić umiejętności osobiście podczas kontaktu z drugim człowiekiem.
Z oferty uczelni mogą także skorzystać osoby chcące się dokształcić, a być może także zmienić zawód, oferujecie całkiem sporo kierunków na studiach podyplomowych. Które z nich cieszą się największym zainteresowaniem?
Uroczyste otwarcie Pracowni Wirtualnej Rzeczywistości w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu.
Mamy naprawdę bogatą ofertę studiów podyplomowych dla nauczycieli i to one właśnie cieszą się największym zainteresowaniem. Sporo osób wybiera także dietetykę, wspomnianą już kryminologię, czy też kształcenie w zakresie coachingu.
Ile osób studiuje obecnie w Wyższej Szkole Biznesu i Nauk o Zdrowiu?
Projekt zrealizowano z Funduszy Unijnych
Prace realizowane w ramach projektu pt. Uczelnia dostępna 2.0, nr POWR.03.05.00-00-A049/21, którego celem jest niwelowanie barier w dostępności edukacji dla osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami. W ramach realizacji powstała infrastruktura możliwa do wykorzystania dla wielu grup odbiorców. Projekt współfinansowany z Funduszy Europejskich w ramach Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój 2014–2020.
Mamy około trzech tysięcy studentów i cały czas się rozwijamy. W planach utworzenie kolejnych filii. Jedna działa już od kilku lat w Rybniku i cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem studentów. Serdecznie do nas zapraszamy.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcia Justyna Tomczak
Wyższa Szkoła Biznesu i Nauk o Zdrowiu
Łódź, Piotrkowska 278
42 683 44 18
rekrutacja@wsbinoz.pl
wsbinoz.edu.pl
Gdzie księgowa nie może, tam doradcy pomogą
Tylko kompletna wiedza z zakresu podatków, księgowości i prawa daje możliwość bezpiecznej realizacji projektu biznesowego – mówi JANUSZ PIOTROWSKI , prezes UNI-LEX sp. z o.o. oraz Dyrektor Zarządzający Grupy UNI-LEX.
Grupa UNI-LEX znana jest z nieszablonowego podejścia do swoich Klientów. Organizuje dla nich ciekawe eventy, jak chociażby spotkania na polu golfowym. Jak zrodził się pomysł budowania takich relacji?
W życiu prywatnym i zawodowym przede wszystkim bazujemy na relacjach z ludźmi. To z kim współpracujemy, kto nas otacza i z kim chcemy spędzać czas, sprawia, że z większą ochotą podchodzimy do życia i do pracy. Można to porównać z wyjazdem na wakacje – wolimy je spędzić w przyjaznym otoczeniu i wśród ludzi, których obdarzamy pozytywnymi emocjami. Przenieśliśmy ten schemat na współpracę biznesową i teraz jest to nasz naturalny sposób prowadzenia biznesu. Staramy się uzupełniać nasze usługi o tzw. wartość dodaną, której klienci zazwyczaj się nie spodziewają.
Wszystkich swoich Klientów tak traktujecie?
Oczywiście nie, bo nie jesteśmy w stanie ze wszystkimi budować pozabiznesowych relacji. Klienci nie tylko przychodzą po obsługę księgową, podatkową czy prawną, ale zdarza się, że czasami realizujemy wspólne przedsięwzięcia biznesowe. Z korzyścią dla obu stron.
Czyli relacje przede wszystkim…?
Zdecydowanie tak! Są one dla nas bardzo istotnym, a może najistotniejszym elementem życia i biznesu. Dzięki nim potrafimy rozwiązywać problemy i radzić sobie ze stresem. Prowadzenie biznesu to nie jest prosty temat. Zmieniające się przepisy podatkowe, tematy prawne, kłopoty z płatnościami – to wszystko może sprawić i sprawia naszym Klientom wiele problemów.
Czasem trzeba osobę wyciągać z kłopotów i jeśli nie ma między nami więzi, ciężko kogokolwiek przekonać do proponowanych rozwiązań. Relacje budują zaufanie, dlatego Klienci, którzy nie będą potrafili czy nie zechcą nam zaufać, nie będą naszymi Klientami albo będą nimi krótko. Warto sobie z tego zdać sprawę.
A poza nieformalnymi spotkaniami na polu golfowym co jest ważne w budowaniu relacji?
Pod koniec ubiegłego roku odbyłem szereg rozmów z potencjalnymi Klientami, którzy zwrócili się do nas z prośbą o możliwość współpracy. Byłem ciekaw, dlaczego przechodzą do nas z innych biur. To było dla mnie bardzo cenne doświadczenie, ponieważ większość z nich stwierdziła, że najważniejsze są dla nich komfort i poczucie bezpieczeństwa. Kompleksowa obsługa w jednym miejscu daje komfort, a grupa doświadczonych profesjonalistów poczucie bezpieczeństwa. U nas mają jedno i drugie. Pod ręką jest doradztwo podatkowe i prawne, a także odpowiednio przygotowana księgowość oraz obsługa kadrowo-płacowa. Poza tym zapewniamy usługi online, w tym wideokonsultacje prawne i podatkowe.
Przejdźmy do oferty, w czym konkretnie pomaga firmom Grupa UNI-LEX?
Przedsiębiorcy prowadzący działalność gospodarczą lub spółkę z o.o., potrzebują obsługi płacowej, kadrowej, podatkowej i prawnej. Nierzadko dochodzi do sytuacji, że im większy biznes, tym większa potrzeba konsultacji prawnych. Czy to do pomocy w podjęciu decyzji, czy też przy konstruowaniu umów. Pamiętajmy, że księgowa nie pisze umów. Trudno też podjąć decyzję podatkową, jeśli nie mamy odpowiedniej wiedzy. Często wymagamy takich rzeczy od księgowych, a przecież nie na tym polega ich praca. Prowadzenie biura, które w jednym miejscu zorganizowało księgowość, obsługę kadrową, radców prawnych, doradców podatkowych i biegłego rewidenta, a właśnie tak jest u nas, nie jest często spotykane. Gdy przedsiębiorcy realizują projekty biznesowe, zawsze potrzebują mniejszego lub większego profesjonalnego wsparcia we wszystkich tych dziedzinach. A my je oferujemy.
Czyli pomoc księgowej nie wystarczy do prowadzenia biznesu?
Jest niezbędna, ale nie wystarczy. Bywają sytuacje, że nawet taki przedsiębiorca, który ma najlepszą księgową w mieście, potrzebuje skonsultować się z prawnikiem czy doradcą podatkowym. Co wówczas robi? Szuka specjalisty z polecenia lub przypadku, umawia się na płatne
konsultacje i idzie na spotkanie przeważnie sam. Zapamiętane informacje próbuje potem przekazać księgowej i wtedy pojawiają się komplikacje, ponieważ to, co zapamiętał i zrozumiał, odbiega od tego, co faktycznie usłyszał od prawnika czy doradcy podatkowego. Bywa też odwrotnie, że to zewnętrzny radca prawny mógłby inaczej przygotować umowę, gdyby wcześniej skonsultował ten dokument ze specjalistą od podatków, czy z księgową. Przecież nie każda umowa, nawet poprawnie skonstruowana, jest możliwa do rozliczenia księgowego czy podatkowego. Tylko kompletna wiedza z zakresu podatków, księgowości i prawa daje możliwość bezpiecznej realizacji projektu biznesowego. Będę to zawsze podkreślał. I nie chodzi o proste rzeczy, drobne zakupy, leasing na samochód, lecz o decyzje, które skutkują większymi dochodami lub stratami w firmie.
Jakby Pan zatem jednym słowem scharakteryzował ofertę Grupy UNI-LEX?
Kompleksowość! U nas w jednym miejscu Klient może mieć wszystkich specjalistów, a z kolei oni mogą się ze sobą konsultować w różnych sprawach, mając profesjonalnych partnerów tuż obok. To właśnie w zespole analizujemy, uzgadniamy, dobieramy najbardziej bezpieczne i rozsądne rozwiązanie dla Klientów. Naszą ofertę można porównać do kliniki medycznej, w której chcemy wykonać jakiś zabieg. W jednym miejscu mamy dostęp do wszyst-
kich potrzebnych lekarzy i możemy dostać odpowiednio dobrane leczenie.
Jak na nowoczesną firmę przystało, nie trzeba do biura fatygować się osobiście. Od kiedy można skorzystać z konsultacji online i w jakim zakresie?
Mamy Klientów spoza województwa łódzkiego i najczęściej to właśnie oni korzystają z takiej formy konsultacji. Ostatnie lata nauczyły nas, że praca zdalna nie jest czymś wyjątkowym, że w taki sposób można normalnie działać i doradzać klientom. Zaproponowaliśmy im zatem komunikację online, a oni zaakceptowali takie rozwiązania. Co więcej, cieszą się, że nie muszą tracić czasu na dojazdy.
Konsultacje to jedno, a jak wygląda obieg dokumentów?
Większość odbywa się online. Wartością jest to, że nie trzeba do nas co miesiąc biegać z teczką pełną faktur, bo wystarczą wysłane skany. Poza tym dzięki komunikacji online nie ma wątpliwości, że dokumenty zostały nam przekazane, dotarły do nas i kiedy to nastąpiło. Nie dochodzi do sytuacji, że przykładowo brakuje jakiejś faktury, choć Klient zapewnia, że ją przyniósł. Trudno jest wtedy udowodnić kto ma rację, a to powoduje konflikty i w efekcie psuje relacje. Biura księgowe obracają miesięcznie tysiącami dokumentów i trudno jest weryfikować takie sprawy. Dzięki przekazaniu dokumentów elektronicznie Klient może sam sobie sprawdzić, czy wszystko dostarczył i kiedy. Poza tym jest jeszcze jedna korzyść komunikacji online. Otóż każdy dokument dostarczony do nas elektronicznie jest archiwizowany do sześciu lat w bazie, do której klient ma dostęp.
W tym czasie może korzystać z tej bazy?
Właśnie po to ona jest. Klient dostaje dostęp do panelu administracyjnego, gdzie ma dokumenty pogrupowane według kontrahentów, daty, wartości itp. Gdy czegoś potrzebuje do reklamacji czy jakiejkolwiek analizy, nie czeka i nie dzwoni do księgowej, tylko samemu może to wyszukać. Bez względu na to, czy jest dzień, czy noc, ma dostęp do bazy elektronicznej i korzystając z określonych filtrów do wyszukiwania, może znaleźć potrzebny dokument, wydrukować go i na przykład komuś wysłać. Dzięki temu oszczędza czas.
Ale podczas kontroli „skarbówki” i tak trzeba dostarczyć segregatory z dokumentami?
Niekoniecznie. Czynności sprawdzające z urzędu skarbowego nie odbywają się już u Klienta czy w biurze rachunkowym. Kontrolerzy dostają wszystkie dokumenty w postaci plików elektronicznych.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
ORZEŁ ŁÓDŹ Klub wielkich możliwości
Klub Żużlowy Orzeł Łódź to jeden z niewielu łódzkich klubów sportowych, który może się pochwalić wyjątkowym potencjałem marketingowym.
Wartość ekspozycji marek sponsorów i partnerów Orła Łódź w trakcie sezonu 2022 wyniosła aż 20 milionów 400 tysięcy złotych i jest to wzrost o blisko 100 procent w stosunku do poprzedniego sezonu!
Badania wykonane przez Instytut Monitorowania Mediów oraz firmę Pentagon Research, która specjalizuje się w badaniach z zakresu marketingu sportowego oraz efektywności sponsoringu sportu, po raz kolejny potwierdzają, że Orzeł Łódź posiada bardzo duży potencjał w działaniach marketingowych. Dane dotyczą tylko kilku miesięcy związanych z sezonem 2022. – Współpracujemy z Klubem Żużlowym Orzeł Łódź już kolejny sezon i za każdym razem wykonane przez nas badania wyraźnie pokazują, że żużel w Łodzi rozwija się i jest dyscypliną atrakcyjną dla sponsorów i partnerów angażujących się w sponsoring klubu – mówi Adam Pawlukiewicz z firmy Pentagon Research.
Żużel wśród najpopularniejszych dyscyplin w Polsce
Warto podkreślić, że w porównaniu z poprzednim sezonem wzrost wartości ekspozycji marek związa-
nych z Orłem Łódź wyniósł blisko sto procent więcej niż w rozgrywkach 2021. Klub na co dzień mocno pracuje na to, aby tak było i ma świadomość, że w obecnych czasach działania sportowe idą w parze z marketingiem i sponsoringiem.
Rezultat przeprowadzonych badań wartości mediowej kolejny raz pokazuje, że wyścigi na żużlu cieszą się w Polsce wyjątkową popularnością. Żużel znalazł się w czołowej piątce zestawienia TOP 20 dyscyplin w Polsce, co daje ogromne możliwości marketingowe, a Klub Żużlowy Orzeł Łódź potrafi to wykorzystać. Jak choćby we wrześniu minionego roku podczas Meczu Narodów, kiedy na trybunach zasiadło prawie 10 tysięcy kibiców. Dużym zainteresowaniem fanów cieszyły się też pojedynki łódzkiej drużyny w fazie play-off oraz jedna z rund Speedway Euro Championship.
Rozwój klubu można również zauważyć poprzez zwiększone zain-
Mecz narodów 10.04.2023
Zapoczątkowana w 2018 roku inicjatywa Meczu Narodów jest formą uczczenia pamięci założycielki firmy H. Skrzydlewska, czyli partnera strategicznego Klubu Żużlowego Orzeł Łódź. To Helena Skrzydlewska podjęła osiemnaście lat temu decyzję o zaangażowaniu środków finansowych na wsparcie czarnego sportu w naszym mieście i utworzenia Klubu Żużlowego Orzeł Łódź! Przez pięć edycji Mecz Narodów kończył w Łodzi sezon żużlowy. W tym roku zdecydowano, aby od niego sezon rozpocząć. Uroczysta inauguracja sezonu 2023 nastąpi 10 kwietnia, w Poniedziałek Wielkanocny.
teresowanie ze strony przedstawicieli biznesu z Łodzi i województwa, którzy coraz chętniej nawiązują współpracę z klubem. Przyciągają ich liczne miejsca reklamowe dostępne na całym stadionie i właśnie to, że klub dba o swoich sponsorów. Ten potencjał wzrasta, a nowy sezon zapowiada się emocjonująco.
Potencjał marketingowy w górę aż o 100 procent!
Wartość ekspozycji marek sponsorów i partnerów Orła Łódź w trakcie kilku miesięcy sezonu 2022 wyniosła aż 20 mln 400 tys. zł. To o blisko 100 procent więcej niż w rozgrywkach w poprzednim sezonie. Łącznie od 2020 roku potencjał marketingowy Klubu wzrósł o 12 mln zł.
Kwoty podane w badaniach przeprowadzonych przez firmę Pentagon Research stanowią wartość reklamową miejsca i czasu poświęconego marce. Wynika z nich, że marki sponsorów Orła Łódź eksponowane były aż 135 tysięcy razy w formie graficznej, na przykład na ubraniach i kevlarach zawodników, a także w relacjach telewizyjnych, artykułach prasowych i publikacjach w mediach społecznościowych. Śmiało zatem można mówić, że drużyna występująca obecnie w 1. lidze żużlowej pod nazwą H.SKRZYDLEWSKA Orzeł Łódź posiada bardzo duży
potencjał w działaniach marketingowych, który z roku na rok się zwiększa.
Informacje o łódzkim klubie dotarły do 100 milionów odbiorców!
Innymi ważnymi wartościami potwierdzającymi wysoką wartość marketingową Orła Łódź są ekwiwalent reklamowy AVE oraz wartość dotarcia do odbiorców. Jak pokazują wyniki badania przeprowadzonego dla klubu Orzeł Łódź przez Instytut Monitorowania Mediów wartość reklamowa przekazów związanych i bezpośrednio dotyczących Orła Łódź w 2022 roku wyniosła ponad 75 milionów złotych! Z kolei informacje związane z klubem dotarły do ponad 100 milionów odbiorców i w 99 procentach budziły pozytywnie lub neutralne emocje! – Zawsze powtarzam, że warto się reklamować na stadionie Orła Łódź i wykorzystywać do promocji klub, zawodników i zawody żużlowe. Badania tylko potwierdzają korzyści, jakie mają sponsorzy i partnerzy klubu. Wynika z nich też, że z roku na rok klub rozwija się na każdej płaszczyźnie, a każdego sponsora traktujemy bardzo profesjonalnie. Dlatego zachęcam firmy do wspierania łódzkiego żużla i wspólnego przeżywania sportowych emocji na stadionie Orła – mówi Witold Skrzydlewski, Honorowy Prezes KŻ Orzeł Łódź.
Orzeł Business Club zaprasza! Prawie stuprocentowy wzrost wartości ekspozycji partnerów Orła, w porównaniu do poprzedniego sezonu, bardzo cieszy głównego sponsora klubu, którym jest Rodzina Skrzydlewskich. To właśnie dzięki ich środkom przekazywanym co rok na speedway, łodzianie mogą oglądać wyścigi drużyny reprezentującej jedną z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w Polsce. Czarny sport z poziomu trybun oglądają tysiące kibiców, a dzięki transmisjom telewizyjnym przekaz trafia do setek tysięcy odbiorców –potencjalnych klientów firm.
Jak zapewnia Witold Skrzydlewski, każdy przedsiębiorca, który skorzysta z możliwości reklamowych oferowanych przez klub, jest w stanie znaleźć korzystne dla siebie rozwiązania dopasowane do planowanego budżetu, a pakiety reklamowe są przygotowywane indywidualnie na podstawie oczekiwań potencjalnych partnerów.
Jedna z podstawowych zasad marketingu głosi, że sport należy do najlepszych sposobów reklamowania produktów i usług. Dlaczego? Ponieważ jest to skuteczny sposób szybkiego dotarcia do wielu odbiorców, którzy nie tylko poznają markę, ale co najistotniejsze zaczynają się z nią identyfikować. Dlatego atrakcyjność marketingowa Orła Łódź przekłada się na zainteresowanie ze strony przedstawicieli biznesu z Łodzi i województwa.
Grono sponsorów oraz partnerów należących do Orzeł Business Club ciągle się powiększa. Firmy chętne do współpracy z klubem mogą na co dzień zgłaszać się pod adresem e-mailowym: biznes@orzel.lodz.pl, a oferta reklamowa dostępna jest na www.orzel.lodz.pl oraz w mediach społecznościowych klubu.
Klub Żużlowy Orzeł Łódź
Łódź, ul. 6 sierpnia 71
888 653 777
kontakt@orzel.lodz.pl
orzel.lodz.pl
4 okrążenia
Żużlowcy ścigają się przez cztery okrążenia ze startu wspólnego, pokonując tor zawsze w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
10 tys.
Tyle widzów może pomieścić Moto Arena Łódź, stadion, na którym ścigają się zawodnicy Orła Łódź. 700 miejsc dla VIP-ów, 50 miejsc dla mediów, a 20 dla osób niepełnosprawnych.
17 lat
W 2005 roku z inicjatywy rodziny Skrzydlewskich powstał Klub Żużlowy Orzeł Łódź. Premierowy sezon pod nowym szyldem Orzeł zakończył na szóstym miejscu.
6. Mecz Narodów
Mecz Narodów to zapoczątkowane w 2018 roku zawody, które podtrzymują pamięć założycielki firmy H.Skrzydlewska, partnera strategicznego Klubu Żużlowego Orzeł Łódź. Przez pięć edycji Mecz Narodów kończył w Łodzi sezon żużlowy. W tym roku go rozpocznie.
w liczbach
6 sierpnia
Choć w adresie widnieje ul. 6 Sierpnia 71, to stadion Orła Łódź najefektowniej prezentuje się od strony al. Włókniarzy.
321 metrów
Tyle wynosi długość toru żużlowego na Moto Arenie Łódź. Rekordzistą toru jest Australijczyk Jack Holder. z czasem 58,48 sekundy.
3 trenerów
Trzy osoby liczy sztab szkoleniowy Orła Łódź w sezonie 2023. Są to: Marek Cieślak – trener, Piotr Świderski
asystent trenera i Michał Płachciński
trener przygotowania motorycznego.
14 meczów
Tyle meczów rozegra w rundzie zasadniczej każdy z siedmiu zespołów 1 ligi żużlowej. Najpierw mecz u siebie, później rewanż, a do tego dochodzą rozgrywki play-off z udziałem sześciu najlepszych drużyn, ćwierćfinały, półfinały i finał w formie dwumeczów.
29 lipca
Tego dnia w 2018 roku zainaugurował działalność nowy stadion żużlowy w Łodzi. Jego budowa trwała 29 miesięcy.
700 zł
Tyle kosztuje karnet VIP złoty, który pozwala wybrać sobie miejsce w sektorze VIP, zaparkować samochód na parkingu przy stadionie, skorzystać z cateringu i wielu innych przywilejów.
11 zawodników
Tylu żużlowców reprezentuje Orzeł Łódź w sezonie 2023. Są to: Tomasz Gapiński, Timo Lahti, Niels-Kristian Iversen, Jakub Jamróg, Pontus Aspgren, Mateusz Dul, Tom Brennan, Mateusz Tonder, Jakub Sroka, Nick Skorja i Aleksander Grygolec.
3, 2, 1 pkt.
Za zwycięstwo w biegu zawodnik (oraz odpowiednio drużyna) uzyskuje 3 punkty, za drugie miejsce 2, za trzecie odpowiednio 1 punkt. Zawodnik, który do mety dojedzie ostatni lub wyścigu nie ukończy, nie otrzymuje punktów.
Pieniądze pomagają spełniać marzenia
O tym, jak odnaleźć swoje miejsce na ziemi i stać się niezależną finansowo kobietą, rozmawiamy z AGATĄ BONIKOWSKĄ , dyrektor obszaru sprzedaży
PZU Życie i MONIKĄ MORAWIEC , manager zespołu sprzedażowego PZU Życie.
Myślą Panie czasem o zmianie pracy?
Agata Bonikowska: PZU Życie Sieć Łódzka to moje miejsce, na które mam wpływ. Moja potrzeba sprawczości oraz pomagania innym jest w pewien sposób zaspokojona.
Monika Morawiec: Absolutnie nie, kocham moją pracę i czuję, że sprawia mi radość. I właśnie w branży ubezpieczeniowej kobiety niezależnie od stanowiska są tu w bezdyskusyjnej większości. Przykład Prezesem Zarządu PZU Życie SA jest kobieta Aleksandra Agatowska, w samym zarządzie są cztery panie. Moc Kobiet. Na pewno jest to branża, która umożliwia zachowanie balansu pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym, pracę na własnych warunkach.
Co sprawiło, że odnalazły Panie swoje miejsce na Ziemi?
Monika Morawiec: Zawsze odnosiłam sukcesy. Wiedziałam, że wszystko co dzieje się w moim życiu ma sens i jest po coś. Każda lekcja, często trudna, była krokiem w rozwoju prywatnym i zawodowym. W 2003 roku mając zaledwie dwadzieścia lat zostałam mamą. Rok później byłam już studiującą, pracującą i samotną mamą… I to był moment, w którym wiele osób spisało mnie na przysłowiowe straty. Tylko nie moi rodzice, którzy od zawsze we mnie wierzą i wspierają. Postanowiłam więc udowodnić wszystkim i sobie, ile jestem warta. Zaczęłam odnosić sukcesy, a moja kariera nabierała tempa. W 2020 roku będąc regionalnym dyrektorem sprzedaży poczułam, że nikomu nie muszę już niczego udowadniać. Przewartościowałam swoje życie i uświadomiłam sobie, że to nie ,,wizytówka’’ mnie definiuje.
Agata Bonikowska: Poczułam, że czas pracować w miejscu, w którym człowiek jest ważny, a szacunek do tego, co robię i samej siebie będzie na pierwszym miejscu. Dla mnie było bardzo ważne pogodzenie roli pracownika i mamy. Tak znalazłam się w PZU, rozwinęłam swoje skrzydła.
Każda z Pań miała w życiu taki moment przełomowy, który zdecydował o dalszej drodze rozwoju. Jak znalazłyście się na tej właściwej ścieżce?
Agata Bonikowska: Takim przełomowym momentem były dla mnie narodziny mojego syna, cztery lata temu. Uświadomiłam sobie, że w pracy, którą wówczas wykonywałam, osiągnęłam wszystko, co mogłam na tamten
moment. Branża finansowa, z którą byłam związana, zaczęła przeżywać kryzys i zdałam sobie sprawę, że w tym miejscu osiągnęłam już tzw. sufit finansowy. Byłam wówczas w nieformalnym związku, mama chorowała i wkrótce zmarła przegrywając walkę z uzależnieniem od alkoholu, a ja uświadomiłam sobie, że moje dziecko w żaden sposób nie jest zabezpieczone. Zaczęłam bardziej świadomie patrzeć na kwestie zabezpieczenia swojej rodziny i regularnego badania się. Mówią, że w zdrowym ciele zdrowy duch i zdrowie jest czymś absolutnie najważniejszym. Tymczasem narastające trudne sytuacje w prywatnej sferze, ale również zawodowej przytłoczyły mnie do tego stopnia, że miałam poczucie beznadziei i porażki. Moje katharsis, trudny moment. Jestem wojowniczką. Czułam, że muszę coś zmienić w życiu i wyjść ze swojej strefy komfortu. Chciałam stanąć na nogi, również finansowo, ponieważ oszczędności wydałam na wspólne życie i budowę domu z partnerem, z którym zdecydowaliśmy się rozejść. Okazało się, że przyciągnęłam kolejną osobę z problemem alkoholowym. Gdy mój syn Kubuś skończył rok i trzy miesiące, po czteroetapowym procesie rekrutacyjnym, w 2020 roku rozpoczęłam współpracę z PZU. Dlaczego właśnie z PZU? Kojarzyło mi się ze stabilizacją, wyzwaniem i było czymś całkiem innym niż znany mi do tej pory świat finansów. Nowe wyzwanie, pełne obaw, czy sobie poradzę i jak finansowo przetrwam pierwsze miesiące, przypieczętował jeszcze wybuch epidemii. Jak widać, wzmocniło mnie to jeszcze bardziej i każdego dnia dziękuję za tę lekcję. Mimo że wtedy myślałam, że nie pozbieram się po kolejnej jak myślałam „porażce”, to teraz patrzę na to, jak na dar od życia. Oprócz wspaniałego syna i doświadczenia, które zdobyłam, zaczęłam głośno mówić o problemach, które nas dotykają również psychicznie. O schematach, przekonaniach na własny temat, które rządzą naszym życiem. O tym, że mimo iż możemy mieć ciężkie dzieciństwo, przykre doświadczenia to tu i teraz zależy tylko
i wyłącznie od nas. Nauczyłam się też nie żyć przeszłością i nie rozpamiętywać jej. Rozpoczęłam w 2020 roku na stałe terapię z psychoterapeutą, który dziś jest moim mentorem. Mam też kilka osób, z których pomocy korzystam, w tym bioenergoterapeutów i ciągle staram się pracować nad swoim „cieniem”. Jeśli tylko ktoś czuje, że potrzebuje skorzystać z terapii – proszę się nie zastanawiać i spróbować, dać sobie szansę, szczególnie dorosłe dzieci alkoholików. Nie ukrywam, że moim marzeniem, do którego dążę, jest prowadzenie fundacji pomagającej osobom współuzależnionym.
Jesteście wdzięczne losowi, że jest dla Pań tak łaskawy?
Agata Bonikowska: Wdzięczność to coś z niesamowitą mocą. Każdego dnia jestem wdzięczna za to, co mam i za to, co jeszcze przede mną. Los zależy tylko od nas. My tylko jesteśmy kreatorami życia. Praktykuję wdzięczność na co dzień, nauczyłam się tego, dzięki książce Joe Vitale’a „Zero ograniczeń”. Nauczyłam się traktować siebie z miłością i szacunkiem. Jak nie atakować siebie, nie zmieniać na siłę, akceptować zarówno blaski, jak i cienie, a uczyć się nowego sposobu myślenia o sobie samym, o otaczającym nas świecie.
Monika Morawiec: Los często nie ma z tym nic wspólnego. To dobre i to złe, to ,,moja sprawka’’. Wiem, że nie jest to kwestia przypadku, ale decyzji, które sama podjęłam.
Teraz jesteście niezależnymi finansowo kobietami, które poradzą sobie w każdej sytuacji. Jak dochodzi się do takiego momentu w życiu?
Agata Bonikowska: Niezależność i wolność, które dają pieniądze, są naszą siłą. Na pewno to, co mamy w naszych sercach i w głowie musi bym w symbiozie z naszymi planami. Czy w każdej sytuacji sobie poradzę? Tego nie wiem,
najwyżej zaliczę kolejną lekcję, ale się jej nie obawiam. Wiem, że wszystko w życiu dzieje się po coś i wszechświat nie da nam tego, czego nie jesteśmy w stanie udźwignąć. Do nas należy, co dalej z tym zrobimy. Na pewno kilka razy myślałam, że nie dam sobie rady. Brak cierpliwości jest tym, nad czym cały czas muszę pracować. Zawsze wszystko chciałam mieć na „już”, od razu widzieć efekty starań i pracy. Jednak życie czasami każe się nam zatrzymać i spojrzeć szerzej na siebie, wyciągnąć wnioski. Dlatego tak ważne byśmy zaufali procesowi i drodze, którą idziemy.
Monika Morawiec: Odkąd pamiętam moja mama, która jest moją przyjaciółką, zawsze powtarzała mi, że będzie szanować moje decyzje, ale mam pamiętać o jednym: aby być niezależną finansową. To pozwoli mi podejmować decyzje w zgodzie z sobą samą.
Mówią, że pieniądze mają moc przyciągania, ale jak w ogóle sprawić, by mieć je w życiu?
Monika Morawiec: Pieniądze są energią. Należy pamiętać, że muszą być w ruchu. Ważnym jest więc, aby oprócz skupiania się na ich zarabianiu, potrafić je również wydawać. Jak sprawić, by mieć je w życiu? Może to kwestia
prawdziwej afirmacji i przekonania, że zwyczajnie je zdobędę. Na pewno wpływ ma na to też umiejętność systematycznej pracy i duża samodyscyplina.
Agata Bonikowska: Pieniądze są energią i tak jak na wszystko, na nie też działa jedno z praw uniwersalnych – prawo przyciągania. Energia podąża za uwagą. To na czym się koncentrujemy, to przyciągamy. Jeśli myślimy o dostatku, jesteśmy wdzięczni za to, co już mamy, ale i za to, co będziemy mieć, mamy poprawne przekonania co do pieniędzy, to po prostu one będą do nas płynąć. Dostajemy różne szanse od życia, czy to praca zawodowa, spadek, wygrana, znaleziona złotówka na chodniku, pięćdziesiąt złotych wciśnięte od naszej babci do kieszeni, to wszystko stanowi nasz dobrostan. Musimy pozbyć się krzywdzących przekonań odnośnie pieniędzy, które często są przekazywane z pokolenia na pokolenie. Pieniądze są tak samo wspaniałą energią jak miłość i każdy na nie zasługuje tylko dlatego, że jest. Ile razy słyszałam, że „pieniądze szczęścia nie dają”, „albo miłość, albo pieniądze”, „w życiu nie można mieć wszystkiego”, „zarobić można tylko ciężką pracą” albo, że „duże pieniądze mają tylko ludzie nieuczciwi”. To wszystko są powtarzane i wgrywane w naszą podświadomość przekonania, które
hamują przepływ pieniędzy. Jeśli chcemy dużo zarabiać, ale nie wychodzi nam to, musimy szczerze przede wszystkim zapytać siebie – jakie mamy przekonania na temat pieniędzy? Czy nasze marzenia są konkretne, szczegółowe? Afirmacje lubią detal i muszą być wypowiadane w czasie teraźniejszym niedokonanym. Jeśli nie lubimy miejsca, w którym pracujemy – szukajmy nowych rozwiązań. Na jednym ze szkoleń usłyszałam mądre zdanie: „nie możemy zmienić ludzi wokół siebie, ale możemy zmienić ludzi wokół”.
Co Paniom dają pieniądze w życiu?
Agata Bonikowska: Pieniądze, tak jak już wspomniałam, dają mi niezależność i wolność. Wybór tego jak i kiedy dzięki nim mogę uszczęśliwić siebie i innych. Jeśli będziemy oszczędzać na sobie, cały czas sobie odmawiać, wysyłamy sygnał do wszechświata, że nie potrzebujemy tego. Pieniądze lubią przepływ. Zarabiamy je i wydajemy. Kupujemy z pragnienia, a nie z rozsądku. Oczywiście nie mówię tutaj o wydawaniu pieniędzy z kredytu niezgodnie z celem i oczekiwaniu, że przyjdą, ale o słuchaniu siebie i swoich pragnień. Przy kupowaniu czegokolwiek lubię mówić „dziękuję za to, że mogę wspomóc Ciebie/ Twoją firmę / Twoje cele i zapraszam pieniądze z powrotem podwojone o zysk. Cokolwiek, co mówimy uczciwie i w to wierzymy, jest wartościowe. Do tego można pomagać innym ludziom, zwierzętom, organizacjom i ta moc sprawcza jest piękna. Kiedyś w książce „Przebudzenie” Anthony de Mello przeczytałam, że tak naprawdę, gdy pomagamy finansowo to robimy to dla siebie, nie dla innych. Wtedy bardzo uderzyły mnie te słowa, ale moim zdaniem liczy się skutek niezależnie od intencji – spełnienie i szczęście. Pieniądze pomagają nam spełniać marzenia.
Monika Morawiec: Radość. Spełnienie. Możliwość dawania – sobie i innym. Wolność. Poczucie bezpieczeństwa. Siłę.
Co byście Panie poradziły dziewczynom, kobietom, które poszukują swojego miejsca na Ziemi?
Monika Morawiec: Jesteś silna i wszystko możesz. To wspaniale, że jesteś na rozdrożu i doświadczyłaś trudu. Najpiękniejsze i najciekawsze biografie nie są usłane różami, często trudności determinują, budzą w nas naszą wewnętrzną siłę i rozwijają. Nikt nie jest doskonały, pozwól sobie na porażki, potknięcia, wyzwania, wybieranie alternatywnej drogi, którą każdy Ci odradza. Pamiętaj szukaj, rozglądaj się i korzystaj z energii, która do Ciebie płynie w postaci artykułu, ogłoszenia, rozmowy z koleżanką. To może być Twoja droga rozwoju zawodowego, finansowego czy emocjonalnego.
Agata Bonikowska: Kochane zadbajcie najpierw o siebie. Pokochajcie siebie bezwarunkową miłością. Dbajcie o ciało jak i o ducha. Jeśli potrzebujecie pomocy – proście o nią. Z wiarą, odwagą rozpoczynajcie nowe. Jeśli tylko czujecie, że coś nie jest Wasze, czy prywatnie, czy zawodowo, jeśli coś Was dusi, gnębi zostawcie to. Wsłuchujcie się w swoją intuicję, u kobiet to potężne narzędzie. Szanujcie swoje granice i mówcie o nich głośno. I przede wszystkim pokochajcie pieniądze, to nasi przyjaciele.
Poznaj NAS
Jesteś na etapie szukania nowych wyzwań zawodowych, zapraszamy na wirtualną kawę rekrutacyjną. Tam HR Specjalist Daria Nagórska opowie, jak wygląda praca oraz finanse w PZU Życie SA. – Na każdym etapie procesu rekrutacji staramy się budować pozytywne doświadczenia kandydatów, przez wymianę informacji oraz wzajemny szacunek. Sam proces jest kilkuetapowy, zawsze zaczyna się od zaproszenia do gry rekrutacyjnej, która przenosi kandydata/kandydatkę do świata online i pozwala wcielić się w postać Doradcy Ubezpieczeniowego. Nie jest lekko, choć na pewno bardzo ciekawie. Odpowiadając za proces rekrutacji, chciałabym, aby był on przyjazny oraz był wartością dodaną również dla kandydata. Moim zdaniem Candidate Experience, to nie tylko doświadczenie z chwili spotkania kandydata z rekruterem, ale szereg aktywności, które zaczynają się już od wysłania CV – mówi Daria Nagórska. Wszystkiego Najlepszego z okazji Dnia Kobiet.
Zespół Sieci Łódzkiej PZU Życie SA.
pzu.pl
Trudny i pełen wielkich zmian w Polsce i na świecie – taki był 2022 rok. Jednak dla
Monopolis okazał się on wyjątkowo udany. W ostatnich miesiącach minionego roku sfinalizowano kolejną dużą umowę najmu. Swoje
miejsce w wieży Monopolis
znalazła KPMG, firma z tak zwanej wielkiej czwórki.
Nowa wieża już prawie wynajęta
KPMG jest globalną organizacją niezależnych firm świadczących usługi doradcze, działającą obecnie w 143 krajach i zatrudniającą ponad 265 000 pracowników w firmach członkowskich na całym świecie. W Polsce od 1990 roku świadczy usługi audytorskie oraz inne usługi poświadczające z zakresu doradztwa podatkowego, doradztwa biznesowego, transakcyjnego, technologicznego, księgowego oraz rachunkowego. Dodatkowo kancelaria prawna KPMG Law, stowarzyszona z KPMG w Polsce, świadczy kompleksowe usługi prawne. Firma zatrudnia ponad 2100 osób w siedmiu biurach zlokalizowanych w Warszawie, Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu, Gdańsku, Katowicach i Łodzi.
Dopięte na ostatni guzik
– Transakcję wynajmu powierzchni w Monopolis możemy opisać jako przykład rozwiązania typu win-win. Jako Colliers reprezentowaliśmy doradczo-audytorską firmę KPMG w Polsce. Pod uwagę wzięliśmy wiele kryteriów wyboru najlepszej lokalizacji. Wieża w Monopolis okazała się idealnym miejscem dla naszego klienta, ponieważ oferuje wysokiej klasy architekturę, prestiż miejsca, topową lokalizację, a jednocześnie spełnia najwyższe normy techniczne. Nie bez znaczenia była też cała oferta Monopolis, wyjątkowego w skali europejskiej, wielofunkcyjnego kompleksu, charakteryzującego się dodatkowo bardzo łódzkim, postindustrialnym klimatem. Dopięcie na ostatni guzik transakcji, gdzie po obu stronach mamy tak znamienitych partnerów, stawia przed doradcą wiele wyzwań, ale satysfakcja z sukcesu jest ogromna – opowiada Marcin Włodarczyk,
Dyrektor Regionalny z Działu Powierzchni Biurowych w Łodzi.
Dobra wróżba na ten rok
Firma KPMG zdecydowała się wynająć całe jedenaste piętro, z którego rozciąga się wyjątkowy widok na panoramę naszego miasta. Otwarcie biura planowane jest wiosną, a obecnie trwają prace aranżacyjne.
– Muszę przyznać, że lekko obawialiśmy się wpływu sytuacji zewnętrznej na sektor wynajmu powierzchni biurowych. Jednak Monopolis ma już ugruntowaną pozycję na łódzkim rynku, dlatego cieszy nas liczba zapytań, które płyną od potencjalnych najemców. Sukcesywnie je finalizujemy. Potwierdzeniem niech będzie stopień komercjalizacji Monopolis, który osiągnął już poziom dziewięćdziesięciu procent dla pierwszego etapu i prawie osiemdziesięciu procent dla drugiego. Myślę, że to dobra wróżba na rok 2023 – dodaje Anna Celichowska, członek Zarządu Virako sp. z o.o. i dyrektor ds. komercjalizacji.
Monopolis
Wpisująca się w dziedzictwo pofabrycznych, łódzkich zabudowań przestrzeń, która stanowi mozaikę funkcji kulinarnych i kulturalnych. Rewitalizacja dawnych zakładów Monopolu Wódczanego została doceniona prestiżową nagrodą – w 2020 roku obiekt uznano za najlepszy projekt w kategorii „mixed-used” na świecie. Monopolis to jeden kompleks skrywający wiele polis: siedem restauracji, biura, zielony pasaż, Scenę Monopolis, Muzeum Polmosu, Monosferę Kreatywności dla dzieci i galerie sztuki. To doskonałe połączenie biur, sztuki, kultury i rozrywki. Pofabryczny kompleks jest flagową inwestycją Virako, polskiej firmy deweloperskiej.
Rok 2023. Jaki będzie dla pracowników i pracodawców?
Stabilność zatrudnienia i wzrost wynagrodzeń to dziś najbardziej sobie cenią pracownicy. Z kolei pracodawcy muszą radzić sobie z presją płacową i mniejszą dostępnością pracowników z określonymi kompetencjami. O tym, jak w 2023 roku będzie zachowywał się polski rynek pracy, rozmawiamy z MONIKĄ
ZIELIŃSKĄ- MYSIOR
, dyrektor generalną łódzkiej firmy doradztwa personalnego Gravet Consulting.
Z dostępnych danych wynika, że w ubiegłym roku pracę zmieniło tylko siedemnaście procent badanych pracowników. To znacznie mniej niż w poprzednich latach. Czy to oznacza, że polubiliśmy swoją pracę, czy chodzi o coś innego?
W związku z trwającym od kilku lat niedoborem pracowników, wielu pracodawców poprawiło warunki pracy i przywiązują większą uwagę do potrzeb osób, które zatrudniają.
Częściej, niż to było wcześniej, negocjują i są skłonni do ustępstw, jeśli pracownik przynosi wypowiedzenie. Z drugiej strony pracownicy, zwłaszcza ci, którzy doświadczyli utraty pracy w okresie pandemii, poszukują stabilizacji. Zmiana pracy zwykle wiąże się z ryzykiem, wiec bardzo ostrożnie podejmują takie decyzje. Co więcej, od kilku lat mamy poczucie nieustannego zagrożenia: pandemia, wojna w sąsiadującej Ukrainie, kryzys. Unikamy więc dodatkowych sytuacji stresogennych.
Po wybuchu wojny w Ukrainie do Polski przyjechało wiele osób, które podjęły u nas pracę. Zwykle fizyczną lub mało skomplikowaną. Czy w tej grupie pojawili się też specjaliści i menedżerowie, którzy bez problemu znajdują pracę w polskich firmach?
W zależności od stanowiska osoby posiadające wysokie kwalifikacje, bez problemu znajdą pracę w Polsce pod warunkiem, że będą dobrze znały język polski lub angielski. Na przykład w niektórych firmach z sektora IT, BPO czy SSC, w których angielski jest językiem korporacyjnym. Od niektórych specjalistów wymagana jest również bardzo dobra znajomość prawodawstwa polskiego, choćby prawa pracy czy w zakresie rachunkowości i finansów. I to stanowi barierę dla niektórych obcokrajowców poszukujących pracy w Polsce, nawet tych z wysokimi kompetencjami.
Na rynku wzrasta wartość specjalistów i menedżerów, a tym się właśnie zajmuje Pani firma – wyszukiwaniem dla firm wysoko wykwalifikowanej kadry. Niskie bezrobocie jest dobre dla Gravet Consulting?
Na pewno duże zapotrzebowanie na wysoko wykwalifikowanych pracowników przy małej podaży, zwłaszcza jeśli
chodzi o specjalistów znających języki obce, powoduje, że coraz więcej pracodawców decyduje się na korzystanie z naszej pomocy. Poszukujemy aktywnie, czyli to my wyszukujemy odpowiednich kandydatów i składamy im propozycje pracy u naszych klientów. To na pewno znacznie zwiększa szanse na ich znalezienie niż poszukiwanie na własną rękę na podstawie ogłoszenia.
Z jakimi problemami zderzą się polscy pracodawcy w 2023 roku?
Dużo na ten temat dyskutowaliśmy na styczniowej konferencji Praca 4.0 zorganizowanej przez Konfederację Lewiatan. Przede wszystkim pracodawcy muszą nastawić się na to, że pojawi się presja płacowa przy zwiększających się kosztach funkcjonowania przedsiębiorstw wynikająca między innymi z inflacji. Niedobór pracowników z określonymi kompetencjami. Coraz więcej mówi się o upskillingu i reskillingu, czyli o doszkalaniu i przekwalifikowaniu pracowników. Poza takimi oczywistymi kompetencjami, jak umiejętności cyfrowe, współpracy w zespołach, również rozproszonych, umiejętności analitycznego myślenia i znajdowania rozwiązań, pojawiają się nowe, które są znakiem czasów. Braki na rynku pracy to możliwość zmiany podejścia, jeśli chodzi o zatrudnianie osób niepełnosprawnych, młodych mam, które mogą pracować na część etatu, osób pięćdziesiąt plus, czy obcokrajowców. Brak specjalistów wymusza automatyzację procesów i korzystanie z elastycznych form zatrudnienia. Poza pracą hybrydową, czy elastycznymi godzinami pracy, mowa tu również o pracy na część etatu. Szacuje się, że w Polsce tylko kilka procent zatrudnionych pracuje na cześć etatu, podczas gdy w krajach Europy Zachodniej to około pięćdziesięciu procent.
To był rok polskich firm w Łódzkiej Strefie
W 2022 roku do Łódzkiej Specjalnej Strefy
Ekonomicznej dołączyło aż siedemdziesiąt firm, które zamierzają
przeznaczyć blisko pięć miliardów trzysta tysięcy złotych na inwestycje!
To rekordowy wynik w 25-letniej historii
ŁSSE. Coraz częściej po pomoc strefową sięgają
mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa, które w liczbie inwestycji
wyprzedziły duże firmy.
W ubiegłym roku w Łódzkiej Strefie chętniej inwestowały przede wszystkim polskie firmy. Pojawiło się ich aż pięćdziesiąt, co stanowi siedemdziesiąt jeden procent spośród wszystkich, które dołączyły do Strefy w 2022 roku. Zdaniem ekspertów pozwala to odczarować mit, że pomoc strefowa jest tylko dla dużych i zagranicznych podmiotów. Wzrost aktywności polskich firm to efekt przeprowadzonej w 2018 roku zmiany przepisów, o której mówi się, że „uwolniła tereny inwestycyjne”. W myśl nowych zasad cała Polska stała się jedną wielką strefą inwestycji, a to oznacza, że o pomoc strefową można ubiegać się inwestując wszędzie, a nie tylko w wyznaczonych podstrefach, jak to było wcześniej.
Wiele możliwości
– Przed wprowadzeniem Polskiej
Strefy Inwestycji, mikro, małe i średnie firmy stanowiły około trzydziestu procent inwestorów w ŁSSE.
Dziś blisko siedemdziesiąt procent nowych firm to przedstawiciele sektora MŚP, głównie z polskim kapitałem – mówi Marek Michalik, prezes ŁSSE.
Wśród firm sektora MŚP, które w ubiegłym roku dołączyły do Łódzkiej Strefy, znaleźć można producentów opakowań, mebli, maseczek ochronnych, opatrunków hydrożelowych, konstrukcji i części metalowych, maszyn dla przemysłu i rolnictwa, odzieży, rowerów i wielu innych. Zróżnicowanie firm jest bardzo duże, co pokazuje, że wachlarz firm, które mogą skorzystać z pomocy publicznej w strefie, jest szeroki.
– Na rynku rowerowym jesteśmy już od ponad dziesięciu lat. W zeszłym roku podjęliśmy decyzję o wejściu w segment rowerów elektrycznych. Chcemy produkować i eksportować sprzęt bardzo dobrej jakości. Dlatego podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu kolejnego projektu inwestycyjnego, czyli budowie zakładu produkującego rowery elektryczne, w oparciu o pomoc Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej – mówi Dawid Migda, dyrektor zarządzający firmy STORM.
Korzystne inwestycje
Z pomocy strefy polegającej na zwolnieniach z podatku dochodowego korzystają głównie firmy
produkcyjne, choć mogą sięgnąć po nią także przedsiębiorcy oferujący usługi magazynowania, logistyki czy prowadzący centra usług wspólnych, czyli firmy z sektora BPO/SSC/IT. Zwolnienie z podatku można otrzymać po zrealizowaniu nowej inwestycji, rozbudowaniu już działającego zakładu, czy zmianie profilu produkcji. Jednak należy pamiętać, że o przyznanie pomocy należy starać się przed rozpoczęciem procesu inwestycyjnego.
– Inwestycja z pomocą strefy ekonomicznej to nadal jedno z najprostszych i najkorzystniejszych narzędzi wsparcia, jakie jest obecnie dostępne. Tym bardziej że firmy mogą liczyć na wsparcie w wysokości nawet do siedemdziesięciu procent kosztów inwestycji – wyjaśnia Agnieszka Sygitowicz, wiceprezes ŁSSE.
Formalności są proste i przejrzyste, a decyzję o przyznaniu pomocy publicznej w związku z inwestycją przedsiębiorca może otrzymać już po trzech tygodniach. Trzeba jednak spełnić kilka warunków, między innymi przekroczyć tak zwany próg wejścia do strefy, który różni się od miejsca inwestycji. Na przykład
w Tomaszowie Mazowieckim minimum inwestycyjne dla mikro firmy to tylko dwieście tysięcy złotych, w powiecie brzezińskim osiemset tysięcy złotych, a w Łodzi milion dwieście tysięcy złotych. Ostatnia zmiana przepisów pozwala również na obniżenie progów wejścia do strefy, czyli minimalnej kwoty inwestycji w przypadku reinwestycji aż o połowę. To oznacza, że mikro firma planująca reinwestycję w Tomaszowie Mazowieckim może zainwestować tylko sto tysięcy złotych i ubiegać się o strefowe wsparcie. Jeśli zainwestowałaby pół miliona złotych np. w nowy park maszynowy - mogłaby liczyć na trzysta tysięcy złotych zwolnienia z podatku dochodowego.
Inwestycje warte miliony
Wśród małych firm dominują inwestycje warte kilka milionów złotych. Na przykład w Łodzi nową inwestycję planuje firma Woba, producent zmywaków, mopów, ściereczek czy gąbek. – Inwestujemy po to, żeby kontynuować nasze działania związane z automatyzacją, robotyzacją, wprowadzaniem nowoczesnych technologii, ale również planujemy rozbudowę infrastruktury oraz zatrudnienie kolejnych pracowników
– mówi Dariusz Bagniewski, prezes firmy Woba Sp. z o.o. Sp. K.
Są też firmy, które wracają do Łódzkiej Strefy z kolejnymi planami inwestycyjnymi, jak na przykład producent rowerów, marka STORM czy Agro-Masz zajmująca się projektowaniem i produkcją maszyn rolniczych. Kolejny, trzeci już projekt w Łódzkiej Strefie będzie realizowała niemiecka firma August Faller.
Blisko 4000 nowych miejsc pracy
– Zaczynaliśmy od jednego pracownika, a w tej chwili zatrudniamy ponad dwieście osób. Realizujemy kolejny projekt wart trzydzieści milionów złotych, co pozwoli zatrudnić w łódzkim zakładzie dodatkowych pięćdziesięciu, sześćdziesięciu pracowników – mówi Krzysztof Krupa, dyrektor generalny w firmie August Faller Sp. z o.o.
Oczywiście największą pomoc publiczną odbierają duże firmy, które realizują większe projekty. Na przykład producent wentylatorów firma Ziehl-Abegg, która zainwestuje w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej ponad sto pięćdziesiąt milionów złotych,
Marek Michalik prezes ŁSSE
Agnieszka Sygitowicz wiceprezes ŁSSE
Po raz pierwszy w historii Łódzkiej Strefy firmy w jednym roku zadeklarowały, że zainwestują ponad pięć miliardów złotych. To zasługa wielu czynników. Na pewno większej aktywności firm dużych i średnich, które dysponują większym kapitałem i udziałami w rynkach. Korzyściami, jakie płyną z inwestycji z pomocą Polskiej Strefy Inwestycji. Lokowaniem kluczowych dla Polski inwestycji, jak projekt japońskiego producenta pomp ciepła firmy Daikin, która na lokalizację swojej największej fabryki w naszym regionie wybrała nasze tereny inwestycyjne pod Łodzią. Wbrew pozorom trudności, jakie spowodowała najpierw pandemia, a później kryzys wywołany przez wojnę w Ukrainie były bodźcem dla wielu firm do szukania nowych kontraktów, rynków zbytu, dywersyfikacji produkcji, co także przyczyniło się do wspomnianego wyniku.
otrzyma sześćdziesiąt milionów złotych ulgi w podatku.
– Takie megatrendy, jak cyfryzacja, zmiany klimatyczne i urbanizacja zwiększają popyt i wymagają znacznego zwiększenia naszych mocy produkcyjnych. Z tego powodu około pięćdziesięciu milionów euro inwestujemy w nowy zakład w centralnej Polsce. Rozpoczęcie produkcji planowane jest na jesień 2023 roku. Siedemnaście tysięcy metrów kwadratowych powierzchni w budynku będzie stopniowo wypełniane maszynami. Sukcesywnie rozbudowujemy też zakłady produkcyjne. Plan zakłada stworzenie od trzystu do czterystu nowych miejsc pracy w ciągu pięciu lat – mówi Joachim Ley, dyrektor produkcji Ziehl-Abegg, światowego producenta wentylatorów.
2022 był rokiem dynamicznych zmian, inwestowania w nowoczesne technologie, przyspieszania rewolucji 4.0 w przemyśle, w czym razem z naszymi startupami braliśmy aktywny udział. Był to rok wielu wyzwań, z jakimi razem z przedsiębiorcami się mierzyliśmy. Uruchomiliśmy Re_Open UK, czyli największy w Polsce projekt wsparcia dla firm, które były obecne na rynku brytyjskim i ucierpiały po Brexicie. Dzięki niemu do polskich firm trafi ponad pół miliarda złotych pomocy. W odpowiedzi na zamknięcie wschodnich rynków, ze względu na toczącą się wojnę w Ukrainie, wystartowaliśmy z projektem Re_Enter, w którym rozwijamy wśród przedsiębiorców kompetencje eksportowe. Dostarczamy wiedzę, kontakty, dzielimy się doświadczeniami, inicjujemy networking, czyli oddajemy w ręce przedsiębiorców eksportowe know-how, by mogli jak najszybciej i z powodzeniem zdobywać nowe rynki zbytu.
Gdy podsumujemy statystykę nowych miejsc pracy, jakie powstaną dzięki inwestorom w Łódzkiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej z 2022 roku, widzimy, że liczba ta sięga trzech tysięcy siedmiuset nowych etatów, co daje najlepszy wynik wśród wszystkich polskich specjalnych stref ekonomicznych.
Nie wychodźmy z założenia, że zawsze mamy rację
Życie z nastolatkiem bywa bardzo trudne. Co zrobić, aby siebie usłyszeć?
Dlaczego warto rozmawiać, a nie odpytywać i kiedy skorzystać z pomocy specjalistów – o tym wszystkim rozmawiamy z MAGDALENĄ JÓŹWIAK- DERDĄ i JACKIEM DERDĄ , założycielami Łódzkiej Fundacji Trampolina.
Czy w okresie dorastania nastolatkowie są szczególnie uwrażliwieni na sposób budowania z nimi kontaktu?
Jacek Derda: Na pewno komunikowanie się z nastolatkiem jest inne, nieco trudniejsze i czasami może się wydawać, że mówimy w dwóch różnych językach i kompletnie się nie rozumiemy. Jeśli zależy nam na wartościowej rozmowie i szczerości istotna jest jakość słuchania. Bo to, że usiądziemy i każdy będzie mówił, nie oznacza, że słuchamy z uważnością. I że odbieramy informacje.
Co to znaczy, że mówimy w różnych językach?
Magdalena Jóźwiak-Derda: To oznacza, że rodzic, który ma swoje doświadczenia, który stara się być odpowiedzialny, chce zadbać o bezpieczeństwo, często brzmi moralizatorsko. Szybko przechodzimy do krytykowania, dawania rad. A nastolatek mówi spontanicznie, emocjonalnie, mówi o tym, co jest tu i teraz. Za godzinę może podejść do tego tematu zupełnie inaczej. Ciężko nam się porozumieć, bo z jednej strony mamy rodzica z bagażem
Jak rozmawiać z nastolatkami
1. Stworzyć dobre warunki do rozmowy. Nie rozmawiać w biegu, warto umówić się z nastolatkiem na rozmowę, kiedy on i my będziemy mieli czas na to. W jej trakcie pozbyć się wszystkich rozpraszaczy – wyłączyć telewizor, odłożyć telefon. Skupić się tylko i wyłącznie na rozmowie.
2. Rozmowa nie może polegać na wytykaniu błędów naszemu dziecku i pouczaniu, czy dawaniu rad. Nie sugerujemy też żadnych rozwiązań, zdecydowanie lepiej jest, gdy wspólnie je znajdziemy.
3. Nastolatka podczas rozmowy traktujemy zawsze jak partnera, bez krytyki, pouczania, uważnie wsłuchujemy się w to, co ma nam do powiedzenia. Nie przerywamy wypowiedzi.
4. Porządkujmy fakty, nie zadawajmy pytań zamkniętych, parafrazujmy.
5. Dzielmy się z nastolatkiem naszymi uczuciami, bądźmy w tym szczerzy. Wczujmy się w jego uczucia.
życiowych doświadczeń, a z drugiej nastolatka, który ma burzę w głowie, jest emocjonalny, impulsywny. On przede wszystkim patrzy na to, co jest dla niego ważne.
My dorośli też czasem nie dajemy rady, nerwy nam puszczają, nie wytrzymujemy, gdy godzinę wcześniej dziecko chciało czegoś innego i zmieniło zdanie. Jak nad tym zapanować?
Jacek Derda: Myślę, że dobrze jest, kiedy rodzić słucha swojego nastolatka. Dajmy mu szansę, by powiedział, o co mu chodzi, nie dopowiadajmy za niego, nie krytykujmy, nie dawajmy z góry rad. Wujek dobra rada może jest fajny, ale lepiej, kiedy poradzi, gdy jest o to poproszony. Aby to się stało, wpierw musimy stać się partnerami do rozmowy. Nie zbudujemy partnerstwa z dnia na dzień. Relacje buduje się każdego dnia. Jeśli wyjdziemy z założenia – a co Ty tam wiesz, to w zasadzie nie mamy już o czym rozmawiać z naszym nastolatkiem. Ważne jest to, w jaki sposób rozmawiamy, miejsce, czas, słowa jakich używamy. Często jest też tak, że rozmawiamy i na koniec mówimy „ale” i to ale może spowodować, że na dobrą sprawę niby uznajemy czyjąś rację – ale mamy swoją rację. Niby rozmawiamy, ale siebie nie słyszmy.
To co zrobić, żeby siebie usłyszeć?
Magdalena Jóźwiak-Derda: Przede wszystkim dość dobrze się skupić na celu, który chcemy osiągnąć. Powiedzmy sobie to szczerze, nie wychowujemy dzieci po to, aby były grzeczne, tylko po to, aby same poradziły sobie w dorosłym życiu. Rozmowa może być krótka, ale ważne, żeby była esencjonalna, treściwa i przede wszystkim wspierająca. Starajmy się zrozumieć drugą stronę, odkryć jej potrzeby. Gdy pojawia się agresja, lepiej odpuśćmy, przerwijmy rozmowę. Tak jak nie rozmawiamy z osobą pod wpływem alkoholu i narkotyków, tak samo pod wpływem silnych emocji, wtedy nastolatek ma wyłączone uszy.
W jaki sposób rozmawiać, aby nie wyglądało to jak odpytywanie?
Jacek Derda: Zadawajmy pytania otwarte, na przykład czy dzisiaj w szkole wydarzyło się coś ciekawego, jak Ci minął dzień? Jeśli podejdziemy z ciekawością i naprawdę chcemy usłyszeć, co się wydarzyło, to od razu dziecko wyczuje, że mamy inną intencję niż tylko odpytywanie dla odpytywania. Pytamy nie z poczucia obowiązku i odpowiedzialności, ale dlatego, że naprawdę chcemy wiedzieć, co się dzieje. Zbudujmy odpowiednią atmosferę do rozmowy. Zyskajmy czas i uwagę nastolatka. Zróbmy coś, co lubi – na przykład zaprośmy go na wspólny obiad lub kawę. Nastolatek chroni dostępu do informacji, trzeba dać mu przestrzeń, żeby coś powiedział. Jeśli ją damy, możemy usłyszeć dużo więcej.
Magdalena Jóźwiak-Derda: W nurcie porozumienia bez przemocy język komunikacji jest inny, jeśli my jesteśmy zainteresowani, aby się słyszeć wzajemnie, to wówczas możemy się postarać nie traktować różnych komunikatów wprost. Wtedy nie odbieramy tak źle złośliwych komentarzy, ale skupiamy się na tym, co jest pod słowami. Docieramy do potrzeb. Jeśli dziecko odpowiada – to nie twoja sprawa – coś się za tym kryje. To jego intencja, żeby nie pytać dalej, może boi się oceny, boi się odmowy, wstydzi się czegoś albo wynika to z potrzeby autonomii. Może to jest jego sfera prywatna i ma prawo jej chronić. Jeśli słyszmy, że nie chce w tej chwili rozmawiać, zapewnijmy, że jesteśmy, że jak będzie mieć ochotę, porozmawiamy. Dajmy możliwość
Najważniejsza jest jakość rozmowy, nawet jak będziemy rozmawiać rzadziej, krócej, to bądźmy przede wszystkim uważni i szczerzy. Jeśli mamy do siebie zaufanie, jesteśmy otwarci i gotowi, żeby się dzielić odczuciami, wtedy jest szansa, że dziecko będzie nam mówiło o swoich sprawach.
wyboru, ale nie napierajmy, nie przyciskajmy do muru. Zapytajmy za jakiś czas. Nie wychodźmy też z założenia, że zawsze mamy rację. Jak często im powtarzamy: a nie mówiłem. Po takich słowach nastolatek ma ochotę się odwrócić i wyjść.
Porozumienie bez przemocy to jest obecnie popularny nurt?
Magdalena Jóźwiak-Derda: Tak, jego twórcą jest dr Marshall Rosenberg. W porozumieniu bez przemocy istotna jest komunikacja oparta na wzajemnym poszukiwaniu potrzeb i usłyszeniu się. Dlatego to słuchanie
„
Dzieci często nas sprawdzają, mówiąc na przykład do nas w sposób odpychający, nie dając nam dostępu do siebie. Lubię wtedy zadawać pytanie rodzicom: chcesz mieć racje czy relacje? „
empatyczne, z uważnością, jest bardzo ważne. Jeśli czujemy się usłyszani, uwzględnieni – ta rozmowa ma sens.
Czy rozmowy z nastolatkiem powinny odbywać się w określonym czasie, należy wprowadzić jakiś rytuał? Kiedy rozmawiać, skoro wciąż brakuje nam czasu dla dzieci?
Jacek Derda: Najważniejsza jest jakość rozmowy, nawet jak będziemy rozmawiać rzadziej, krócej, to bądźmy przede wszystkim uważni i szczerzy. Jeśli mamy do siebie zaufanie, jesteśmy otwarci i gotowi, żeby się dzielić odczuciami, wtedy jest szansa, że dziecko będzie nam mówiło o swoich sprawach. Ważne są też rytuały takie jak wspólne posiłki, pójście do kina, na bilard czy kawę. Te wspólnie spędzone chwile dają szansę na lepszą relację. Choć zdaję sobie sprawę, że ciężko umówić się z nastolatkiem na coś, co będzie dla niego atrakcyjne. Schowajmy czasem rodzicielską dumę i dorosłość, nie mówmy też, że nie mamy czasu. Wiem, że czasami to trudne, bo musimy pilnie coś zrobić, a nastolatek chce rozmawiać natychmiast. Warto jednak odłożyć swoje zajęcia, dając tym samym do zrozumienia, jak jest dla nas ważny. Dzięki temu będzie wiedział, że jak tylko ma problem, może na nas liczyć. I za dziesięć lat, jak będzie chciał porozmawiać bez wahania do nas zadzwoni.
Co zrobić, kiedy nastolatek po prostu nie ma ochoty z nami rozmawiać?
Magdalena Jóźwiak-Derda: Dzieci często nas sprawdzają, mówiąc na przykład do nas w sposób odpychający, nie dając nam dostępu do siebie. Lubię wtedy zadawać pytanie rodzicom: chcesz mieć racje czy relacje? Dobrze pokazać nastolatkowi, że chcemy mieć relacje. Nie bądźmy nachalnymi, nie róbmy nic na siłę, nie zrażajmy się, spróbujmy poszukać, co się za tym kryje. Widzę i słyszę, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale ważne, żeby powiedzieć też co się ma na sercu i nie zostawiać go samego z trudnymi emocjami. Silna reakcja ze strony dziecka, to że nas odpycha, jest często sygnałem, że potrzebuje tej rozmowy, może z kimś innym, może z terapeutą, ale to jest dla nas ważna informacja.
A jeśli zdarzy się tak, że mamy zaburzoną relację, przegapiliśmy ten ważny moment, żeby ją zbudować, to czy jest szansa na jej odbudowanie, jak nasze dziecko zacznie wchodzić w okres dorosłości?
Jacek Derda: Szansa zawsze jest. Dlatego utworzyliśmy Łódzką Fundację Trampolina. Nie tylko wierzymy, że to jest możliwe, ale codziennie w fundacji obserwujemy, jak dzielni rodzice nastolatków tego dokonują. Często dopiero z perspektywy czasu widzimy, że mogliśmy zachowywać się zupełnie inaczej. Jednak tego,
co już się wydarzyło, nie możemy wymazać. Ale warto przyznać się do tego, co nam nie wyszło i powiedzieć, na czym nam zależy. Zwyczajnie poprosić o zbudowanie tych relacji na nowo. Od drugiej strony będzie zależało, czy zechce spróbować.
Jeśli mamy kłopot z nastolatkami możemy skorzystać z pomocy Łódzkiej Fundacji Trampolina, w jakim zakresie pomagacie rodzicom i samym nastolatkom?
Magdalena Jóźwiak-Derda: Pomagamy zrozumieć, w czym jest problem. Bardzo ważna jest edukacja. Dlatego też organizujemy warsztaty prorozwojowe dla rodziców nastolatków oraz rodziców dzieci w wieku przednastoletnim. To właśnie Ci bardziej świadomi rodzice decydują się też na warsztaty tzw. prewencyjne, które przygotowują do późniejszego życia z nastolatkami. Na wiosnę chcemy ruszyć z jednodniowymi warsztatami sobotnimi. Będą to tematyczne spotkania w kameralnych grupach, podczas których dowiemy się z czego wynikają zachowania nastolatka i dlaczego niektóre sprawy są ważne, a nasze oczekiwania warto odłożyć na półkę. Warsztaty będą dotyczyły tematyki rozwoju nastolatka i zdrowia psychicznego, bo przecież coraz więcej dzieci cierpi z powodu stanów około depresyjnych czy lękowych. Przygotowujemy także nową grupę wsparcia dla rodziców dzieci nastoletnich mierzących się z depresją, samookaleczeniami, zaburzeniami nastrojów. Organizujemy spotkania z terapeutami, mamy terapie rodzinne, spotkania konsultacyjne z psychologiem, pedagogiem. Czasami, przy większym konflikcie, warto skorzystać z mediacji. Mamy też terapie indywidualne dla nastolatków czy rodziców.
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie Justyna Tomczak
O fundacji
Łódzka Fundacja Trampolina to miejsce dla rodziców dzieci nastoletnich poszukujących zrozumienia, wysłuchania, kompetencji rodzicielskich oraz zadbania o własne potrzeby. Nie ma jednego schematu na zbudowanie dobrego kontaktu rodzica z dzieckiem. Każdy jest inny choć potrzeby mamy takie same. Dzięki fundacji każdy rodzić odnajdzie swoją drogę do zmiany. Życie z nastolatkiem to bardzo wymagający czas.
Proponujmy różne formy wsparcia takie jak:
• warsztaty Szkoły dla Rodziców;
• grupy wsparcia;
• terapię indywidualną i rodzinną;
• mediacje;
• konsultacje z psychologami i pedagogami;
• seminaria.
Łódzka Fundacja Trampolina
Łódź, ul. Płk. Prof. Wacława Deca 1 tel. 530 759 439 magdalena@lodzkafundacjatrampolina.pl lodzkafundacjatrampolina.pl
Już po raz jedenasty
chusty i nosidła, wózki i foteliki samochodowe, kreatywne zabawki, książki, mebelki, artykuły wyposażenia wnętrz oraz odzież dla kobiet w ciąży i przydatne akcesoria dla mam. Wszystko w jednym czasie, w wielofunkcyjnej przestrzeni łódzkiej hali Expo Łódź już 14 maja – mówi Dominika Olaszek.
Choć do 14 maja zostało jeszcze trochę czasu, już teraz serdecznie zapraszamy na MAMY TARG, wyjątkowe targi artykułów dla dzieci i rodziców, które odbędą się w hali Expo Łódź.
– Zapraszamy zarówno wystawców, jak i odwiedzających. Do tej pory zgłosiło się już kilkadziesiąt firm oferujących różnego rodzaju akcesoria dla dzieci i rodziców. Każdy z odwiedzających znajdzie coś dla siebie, a wystawcy na pewno ciekawych sąsiadów, a kto wie, może potencjalnych kontrahentów – mówi Dominika Olaszek, pomysłodawczyni i organizatorka MAMY TARG.
Targi rodzinne MAMY TARG to wydarzenie skierowane do kobiet w ciąży oraz przyszłych i obecnych rodziców, którzy cenią sobie najwyższą jakość, oryginalny design, dbałość o szczegóły i szukają wyjątkowych produktów zaprojektowanych z wyobraźnią i myślą o dziecięcej wygodzie. – Na miejscu znajdziecie niebanalne ubranka, piękne pościele i inne tekstylia,
Warto dodać, że MAMY TARG to nie tylko miejsce, gdzie można zrobić wyjątkowo udane zakupy, to także przestrzeń do miłego spędzenia czasu z całą rodziną i spotkania znajomych. Na rodziców czeka wiele inspiracji i ciekawe warsztaty, a na najmłodszych liczne niespodzianki. Będą mogli smakować, poznawać, odkrywać i doświadczać wszystkimi swoimi zmysłami.
Skąd pomysł na takie wydarzenie, które obecne jest na łódzkim rynku od ponad sześciu lat? – Sama jestem mamą, lubię poznawać innych rodziców podczas ciekawych wydarzeń. Stawiam na współpracę, bo wierzę, że razem możemy zrobić więcej. Lubię promować produkty i marki, które dbają o bezpieczeństwo i wygodę najmłodszych, stawiając jednocześnie na niebanalne wzornictwo. Wspieram projekty, które pobudzają kreatywność dzieci zmuszając je do logicznego myślenia – dodaje Dominika Olaszek. – Zapraszam serdecznie na MAMY TARG. Do zobaczenia.
Cynamon Catering dobry na każdą okazję
Cały czas się rozwijamy, bliżej nam do elegancko serwowanych dań w restauracji niż starego typu cateringów. Właśnie wprowadzamy kolejną usługę – Cynamon lunch. Najważniejsza jest dla nas jakość i estetyka przygotowywanych dań – mówi EMIL DROŻDŻ , właściciel firmy Cynamon Catering.
Prowadzenie firmy cateringowej to duże przedsięwzięcie, a i konkurencja całkiem spora. Jak Pan sobie radzi?
Dziękuję, myślę, że całkiem dobrze. Bez przerwy poszukujemy najlepszych rozwiązań dla naszych klientów, dodajemy nowe kategorie dań. Działamy już jedenaście lat, które firma skończy w maju 2023 r. Zaczynaliśmy od obiadów domowych z kuchnią polską. Następnie doszła obsługa imprez okolicznościowych i oferta cateringowa dla dzieci z najlepszych łódzkich placówek oświatowych. Wprowadziliśmy też diety pudełkowe, ale ten pomysł w naszym przypadku się nie sprawdził. Największe firmy oferujące diety pudełkowe to tak naprawdę duże fabryki, a konkurencja jest spora. To nie był właściwy kierunek dla nas, a jeśli tej klasy kucharz jak Mateusz Gessler się z tego wycofał, świadczy to o mocnym nasyceniu rynku. Obecnie skupiamy się na cateringu eventowym dla firm i dla klienta indywidualnego oraz na naszej nowości, czyli lunchach dla firm.
Czym będzie się wyróżniać nowa usługa Cynamon lunch?
To wysokiej jakości lunche dedykowane firmom, które będziemy dostarczać ciepłe, zamawiane przez dedykowaną aplikację. Dania są smacznie i różnorodne. Klienci na pewno będą zadowoleni.
Myśląc o firmie cateringowej, z reguły mamy wyobrażenie o organizacji dużej imprezy. Nie myślimy, by skorzystać z oferty przy domowych uroczystościach. A tymczasem...
Na szczęście ta świadomość powoli się zmienia i coraz więcej osób zamawia catering na domowe uroczystości – komunie, urodziny, rocznice. Szczególnie w grupie młodszych odbiorców, którzy zamiast godzinami stać w kuchni wolą przeznaczyć ten czas na inne aktywności. Ale przybywa także osób starszych, które zamawiają cyklicznie. Jak ktoś się przekona, że jest smacznie i do tego w przyzwoitych cenach korzysta z oferty kolejny raz. Czas wymazać z pamięci obraz cateringu sprzed kilkunastu lat, gdzie dania były średniej jakości i nie było możliwości zamawiania online. Dzięki nowym technologiom opakowań i kompetentnej załodze serwowane dania są na poziomie dań restauracyjnych.
Pamięta Pan największe prywatne wydarzenie, które przygotowaliście?
Oczywiście, było to wesele na dwieście osób. Wesele to skomplikowane przedsięwzięcie, tych dań jest bardzo dużo, a wszystko ma swój określony czas. Szczerze mówiąc łatwiej jest przygotować grilla na dwa tysiące osób, niż wesele dla dwustu.
A najmniejsze?
Najmniejsze zamówienie, jakie można u nas złożyć, zaczyna się od stu złotych, więc spokojnie wystarczy na smaczną uroczystość dla dwóch-czterech osób. Wybór mamy bardzo duży – różne rodzaje przekąsek, finger foodów, deski serowe, z mięsami, wędlinami, owocami, kilka zup do wyboru i dań głównych, są też desery. Można to wszystko komponować samodzielnie, są też przygotowane konkretne oferty, czy też zestawy dedykowane określonym imprezom.
W jakim kierunku zmierza branża cateringowa?
Moim zdaniem zachodzą tu podobne procesy, jak w całym biznesie to znaczy przetrwają dwa rodzaje firm. Małe, butikowe, w których właściciel osobiście pilnuje całego procesu produkcji i niskich kosztów oraz duże firmy, do której my właśnie dążymy. Duże firmy, dzięki automatyzacji procesów będą oferowały wysoką jakość w normalnej cenie. Przy obecnych wzrostach cen towarów, kosztów pracy i mediów, menu powinno być skrupulatnie policzone, sprawdzone oraz ciągle ulepszane pod każdym kątem, wtedy możliwe jest zaproponowanie wysokiej jakości dań w dobrej cenie.
Da się to pogodzić, bo moim zdaniem albo cena, albo jakość?
Jedno nie wyklucza drugiego. Proszę zajrzeć na naszą stronę internetową www.cynamon-events.pl, mamy na niej ponad sto pozycji, wszystkie doskonale dopracowane, przygotowywane w sprawdzonych technologiach, więc o ich jakość jestem spokojny. W firmie cateringowej niezwykle ważna jest logistyka, przygotowane jedzenie musi szybko opuścić kuchnię. Nie może czekać dłużej niż kilka minut. Ułożenie procesów logistycznych to połowa sukcesu.
Na co zwracać uwagę, poszukując firmy cateringowej?
Bardzo ważne jest, aby zwrócić uwagę czy firma, która oferuje catering, ma swoją stronę internetową z opisem produktów, które można zobaczyć na zdjęciach z cenami. U nas klient od razu wie, co zamawia. Może złożyć zamówienie samodzielnie przez naszą stronę, może także skontaktować się z naszym biurem obsługi, które czynne jest w godzinach od ósmej do osiemnastej i poprosić o pomoc w odpowiednim skonstruowaniu menu pod potrzeby danej imprezy.
Co wyróżnia Cynamon Catering na tle tego typu firm?
Właśnie to, że wszystko jest widoczne na naszej stronie internetowej jeszcze przed podjęciem kontaktu. Klienci, którzy do nas dzwonią już wiedzą, czego oczekują, dlatego na dziesięć zapytań sześć-siedem realizujemy. To naprawdę bardzo dobra skuteczność. U nas nie ma niedomówień, klient nic nie kupuje w ciemno. Dokładnie widzi, co zamawia.
Cynamon Holding Sp. z o.o. Łódź, ul. Łąkowa 7b 530 99 77 77 biuro@cynamon-events.pl cynamon-events.pl
Po prostu ŻYJ ZDROWO!
Mówi się, że siedem na dziesięć osób ma mocną nadwagę, a co trzeci Polak jest otyły. I na razie nic nie wskazuje na to, by ten trend się odwrócił. O tym, jak ważne w naszym życiu jest zdrowe odżywianie, rozmawiamy z MARKIEM TKACZYKIEM , trenerem i dietetykiem, właścicielem Poradni Odchudzania i Odżywiania ŻYJ ZDROWO.
Co roku wraz z nowym rokiem wielu z nas postanawia, że pozbędzie się zbędnych kilogramów, zmieni nawyki żywieniowe. Ilu wytrwa w tym postanowieniu?
To prawa wielu z nas czyni takie postanowienia, ale większości wystarcza zapału, by w nich wytrwać tylko na początek roku. I styczeń od lat jest takim miesiącem, w którym trenerzy i dietetycy mają naprawdę sporo pracy. Potem nieco zapał mija, ale z roku na rok widać, że coraz więcej osobom udaje się dbać o zdrowe odżywianie przez cały rok i to mnie bardzo cieszy. Nie wiem tylko, czy dbanie o własne zdrowie powinno wiązać się akurat z noworocznymi postanowieniami. To powinien być po prostu nawyk. Zdrowie mamy jedno i warto o nie dbać, zdrowo się odżywiając i dbając o kondycję.
Od czego zaczynamy zmianę w sposobie odżywiania?
Niezależnie od tego, czy chcemy zgubić zbędne kilogramy, czy poprawić wyniki badań zacząć musimy od przeglądu tego, co jemy, a nie od razu od liczenia kalorii. Liczenie na niewiele się zda, jeśli w naszym menu – nadal będą królować produkty o niskiej jakości, z niewielką zawartością wartościowych składników. Dlatego tak dużo prawdy jest w popularnym sformułowaniu – jesteś tym, co jesz. Zmianę sposobu odżywiania zawsze warto skonsultować ze specjalistą.
Może Pan wskazać rzeczy, z których trzeba zrezygnować i które warto wprowadzić?
Oczywiście, że mogę, ale najpierw ogólna zasada – jak najmniej żywności wysokoprzetworzonej w naszej codziennej diecie. Rezygnujemy więc z bułeczek, parówek, kabanosów, ciasteczek, czekolad, chipsów. Zastępujemy to zbożami, kaszami, ryżem lub mięsem w czystej postaci. A co warto wprowadzić? Przede wszystkim wodę. Pijemy zdecydowanie za mało płynów. Jeśli więc chcemy rozpocząć przygodę ze zmianą nawyków żywieniowych i zdrowym odżywianiem to najpierw sprawdźmy, ile wody dziennie wypijamy. Norma kardiologiczna to trzydzieści mililitrów na kilogram masy ciała.
Kilogramy zrzucamy sami, czy z pomocą specjalisty?
Niektórzy twierdzą, że z nadwagą i otyłością poradzimy sobie, stosując popularną dietę MŻ, czyli mniej jedząc, ograniczając wagę posiłków, rezygnując z niektórych. Zapewniam, że taki sposób podejścia do zrzucenia kilogramów nie jest dobrym rozwiązaniem. Warto o siebie zadbać pod okiem specjalisty, z chorób też nie leczymy się sami. Specjalista przygotuje nam dietę na miarę naszych potrzeb i co jest niezwykle istotne stanu naszego zdrowia. Przed opracowaniem właściwej diety trzeba sprawdzić, jakie pacjent ma wyniki, czego brakuje w organizmie. Dlatego moim pacjentom zlecam pakiet badań. I czasami okazuje się, że dany pacjent choruje na cukrzycę, o czym w ogóle nie miał pojęcia.
Pacjenci, jak przychodzą to bardziej profilaktycznie, czy gdy naprawdę potrzebują już pomocy i to w miarę szybko?
Zdecydowanie wówczas, gdy potrzebują pomocy. Panie z reguły, gdy przestają mieścić się w ubrania i sobie podobać w zdecydowanie większym rozmiarze. Panowie najczęściej, gdy mają już problemy zdrowotne –przeszli zawał, stwierdzono u nich cukrzycę. Wówczas widać, że to strach motywuje ich do zmiany stylu życia.
Kto najchętniej korzysta z porad dietetyka, osoby młodsze, starsze? Czy zdarzają się seniorzy?
Osoby w różnym wieku. Tu nie ma jakiejś reguły, problem z nadwagą i otyłością pojawić może się i gdy jesteśmy dziećmi, jak i doświadczeni życiowo. Osoby powyżej sześćdziesiątego roku życia wychowały się w zupełnie innym środowisku niż dzisiejsi trzydziestolatkowie i żywią się zupełnie inaczej. Jak idziemy do babci na obiad, to raczej nie poda nam ona hamburgera z frytkami, bardziej zupę z bulionu i mięsa gotowanego oraz warzyw, a na drugie danie też jedzenie zdecydowanie mniej przetworzone. Choć jako Polacy trzeba przyznać, że lubimy jeść tłusto i na dodatek nie stronimy od słodyczy, po obiedzie deser obowiązkowy. (śmiech) Młodsze pokolenie wychowane jest na szybkim, wysokoprzetworzonym jedzeniu.
Statystyki pokazują, że przybywa osób z nadwagą i otyłych. Jak odwrócić ten trend? Da się jeszcze w ogóle?
Mówi się, że siedem na dziesięć osób ma mocną nadwagę, a co trzeci Polak jest otyły. I na razie nic nie wskazuje na to, by ten trend się odwrócił, wręcz przeciwnie należy się spodziewać dalszego wzrostu. Obecne czasy z dużą inflacją też nie sprzyjają zdrowemu odżywianiu. Chcąc zaoszczędzić pieniądze, zrezygnujemy często z lepszych jakościowo produktów na rzecz gorszych, zdecydowanie tańszych. My się dzisiaj nie odżywiamy tylko jemy, zabijamy głód na szybko, dlatego przybywa fast foodów, a sklepowe półki uginają się od wysokoprzetworzonego jedzenia. Przed nami długa droga w budowaniu świadomości zdrowych nawyków żywieniowych. Po co się ruszać, brać się za zdrowe odżywianie jak mogę powiedzieć, że wszystko jest dobrze, tylko inni się czepiają.
Jak długo trwa proces nauczenia się zdrowych nawyków żywieniowych?
Z reguły z moimi pacjentami zajmuje nam to około trzech miesięcy, co nie oznacza, że jak już je w sobie wypracują, to przestają korzystać z konsultacji. Mam pacjentów, z którymi współpracuję rok, dwa lata, bo twierdzą, że łatwiej jest się im utrzymać w ryzach, gdy mają dodatkową kontrolę.
Co radzi Pan swoim pacjentom?
By nie tylko jedli, ale przede wszystkim się dobrze odżywiali. Pamiętajmy o tym, że najważniejsze są wartości odżywcze. Posiłek ma być paliwem dla naszego organizmu. Kalorie bez wątpienia są takim paliwem, ale czy same wystarczą, by organizm był zdrowy. Nie. To tak jak z samochodem, dbając o niego wlewamy lepsze paliwo, ale jak nie będziemy regularnie robić przeglądów, to na nic ono się zda. Nasz organizm nie żywi się kaloriami tylko składnikami odżywczymi takimi jak: witaminy, minerały aminokwasy itp.
Jednak, aby organizm dobrze funkcjonował, zapewne nie wystarczy tylko zdrowe odżywianie. Ruch chyba też jest nieodzowny?
Oczywiście, ale nie mówię tu od razu o godzinach spędzonych na siłowni. Osoby, które pracują na przykład na budowie, cały czas są w ruchu i już nie potrzebują treningu na co dzień, no chyba tylko po to, by wyrzeźbić sylwetkę. Ruchu mają wystarczająco dużo. Co innego z osobami pracującymi przy biurku, im ruch na pewno się przyda, ale nie muszą to być od razu ćwiczenia, wystarczy spacer, sprzątanie domu czy jazda rowerem. Nawet jadąc komunikacją miejską można wysiąść dwa przystanki wcześniej, albo zamiast wjeżdżać widną wejść po schodach.
Pan jak ładuje akumulatory, bo tego, że odżywia się zdrowo, jestem pewien.
Przede wszystkim od lat jestem aktywny fizycznie. To właśnie ta miłość do sportu zaowocowała zainteresowaniem dietetyką. Z biegiem lat wiedziałem, że chcę w życiu to robić. Nie ma nic lepszego od tego, jak pasja staje się twoim zawodem. Cały czas uzupełniam wiedzę z zakresu zdrowego odżywiania. Odpoczywam ćwicząc na siłowni, a baterie najlepiej ładuję spędzając czas z rodziną. Swoim aktywnym stylem życia chcę zarażać innych i go promować.
Rozmawiała Damian Karwowski
Zdjęcia Justyna Tomczak, Rafał Boruch
(Facebook - Rafał Boruch Fotografia / www.rafalboruch.com)
Żyj Zdrowo Poradnia Odchudzania i Odżywiania
Łódź, Plac Wolności 3
504 086 406
marek.tkaczyk95@wp.pl
poradniazyjzdrowo.pl
Marek Tkaczyk dietetyk & trener
Po co nam taki bohater?
Bibendum, czyli ludzik Michelin, to pierwszy brand hero. Jest starszy od Myszki Miki i na pewno zrewolucjonizował świat reklamy. Dziś bohaterowie marki wrócili do łask. Co właściwie dają i czy każda firma ich potrzebuje? O tym rozmawiamy z AGNIESZKĄ
NIEDŹWIADEK , ilustratorką oraz grafikiem projektowym, właścicielką marki Świetlik.
Co to jest brand hero i dlaczego marki go potrzebują?
Brand hero to inaczej bohater, maskotka marki, ucieleśnienie wizerunku marki, który ułatwia konsumentom nawiązanie więzi emocjonalnej z firmą. To jedno z niezwykle skutecznych narzędzi marketingowych pomagające w rozpoznawalności firmy lub produktów, jakie ma w sprzedaży. Przez wiele lat bohater marki kojarzył się głównie z postaciami niezbyt poważnymi, wykorzystywanymi głównie do promocji słodyczy, czipsów, czy płatków śniadaniowych. Wraz z rozwojem storytellingu w marketingu pojawiło się zapotrzebowanie na kogoś, kto naszą historię opowie w inny sposób niż my, a przede wszystkim – będzie bardziej słuchany i lepiej zauważany. Inaczej przecież słucha się głosu lektora opowiadającego o tym, jakie usługi oferuje firma, a inaczej oryginalnego i sympatycznego brand hero, który za pomocą prostego i dowcipnego przekazu opowie o zaletach naszej marki. Brand hero w założeniu skupia w sobie ludzkie cechy i kiedy odbiorca widzi podobne elementy charakteru w sobie, wytwarza się empatia dla postaci lub połączenie emocjonalne z maskotką marki.
Jednym z najpopularniejszych przykładów brand hero jest chyba słynny „ludzik Michelin”?
Bibendum, czyli ludzik Michelin zbudowany ze sterty opon, choć niektórym będzie trudno w to uwierzyć, ma już ponad sto lat. Postać ta powstała pod koniec XIX wieku i zrewolucjonizowała reklamowy świat. I choć przeszła wiele ewolucji nadal doskonale służy marce. W Polsce takim dobrym przykładem wykorzystania brand hero do promocji marki jest żubr, realistyczna postać zwierzęcia, która reklamuje piwo o tej samej nazwie, czy też postać górala reklamującego piwo Harnaś. Postaci Małego Głoda chyba nikomu nie muszę przybliżać, bo od razu mamy w głowie skojarzenie z serkami marki Danio.
Jaką rolę powinna spełniać taka postać?
Przede wszystkim musi opowiadać o firmie, musi być mocno skolerowana z tym, czym firma się zaj muje. Ludzik Michelin jest postacią zbu dowaną z opon, krowa Milka to brand czekolady z mleka alpejskich krów. Brand hero kumuluje wiedzę o firmie na podstawie bardzo prostych skoja rzeń. Efekt substytucji polega na tym, że gdy mamy firmę A, B i C i każda z nich robi to samo, mają bardzo zbli żone produkty do siebie, nie jesteśmy w stanie zweryfikować czym różnią się od siebie, wówczas wybieramy to,
co potencjalnie znamy lepiej lub właśnie kierujemy się sympatią do postaci, z którą dana marka nam się kojarzy. Ważne jest, żeby dany bohater marki odpowiadał i utożsamiał się z grupą odbiorców, do której ma trafić. W reklamach pewnej sieci cyfrowej jest miś Plush. Jest ewidentnie kierowana do młodych odbiorców, bo prezentuje cechy młodzieży. Miś jest nieco niegrzeczny i łamie wszelkie konwenanse. Zarówno brand hero musi być doskonale przemyślany, jak i cała komunikacja wiążąca się z wykorzystaniem jego wizerunku. Jednego jestem pewna to naprawdę doskonałe narzędzie marketingowe, które warto wykorzystywać.
Co w przypadku tworzenia brand hero jest największym wyzwaniem?
Największym problemem jest stworzenie postaci, która nie ma za sobą żadnej historii, żadnego kontekstu. Zdarza się, że nie ma swojego imienia.
Od czego zaczyna Pani proces tworzenia takiej postaci?
Od rozmowy z klientem, poznaniem jego oczekiwań, jego produktów, usług, filozofii firmy. Muszę wiedzieć do jakiego klienta zamierza dotrzeć, co chce przekazać poprzez brand hero. Proszę pamiętać o tym, co jest niezwykle istotne, że bohatera tworzymy nie dla siebie, tylko odbiorcy naszych produktów, usług. Musimy też zdecydować, czy maskota marki ma mieć postać ludzką, zwierzęcą czy też ucieleśniać pewne idee, które można wyrazić bardziej abstrakcyjnie.
Ma Pani swojego ulubionego bohatera, którego stworzyła?
Oczywiście, że mam to Mollinek, mój pierwszy brand hero, stworzony dla firmy Orkla Care właściciela marki Möllers. Firma poprosiła mnie o odświeżenie wizerunku postaci, która wykorzystywana była marginalnie, przeważnie na naklejkach rozdawanych w gabinetach lekarskich. Mój Mollinek na tyle przypadł do gustu, że do dziś służy do wspomagania komunikacji tranów dla najmłodszych. Pojawia się na opakowaniach, planach lekcji, piórnikach i innych gadżetach. Odświeżyłam także wizerunek żyrafy dla firmy Krüger, potentata na międzynarodowym rynku produktów spożywczych. Żyrafa funkcjonowała praktycznie od początku na opakowaniu rozpuszczalnego kakao dla dzieci, ale w pewnym momencie ten wizerunek się zdewaluował. Zaproponowałam różne warianty, które początkowo zdaniem klienta za daleko odbiegały od pierwowzoru, ale ostatecznie udało nam się wypracować dość
zgrabną, „nowoczesną” żyrafę. (śmiech) Bardzo dobrze wspominam też współpracę ze start-upem produkującym roboty do nauki języka dla dzieci. Może nie do końca była to postać brand hero, bardziej coś na wzór bohaterów, które uosabiają archetypy pewnych cech. Stworzyłam cztery postaci, które pomagały robotowi. Była siostra opiekunka, psotnik, który stale przeszkadzał, był też naprawiacz i wyluzowany obserwator. Tutaj miałam bardzo dużo swobody w pracy koncepcyjnej i twórczej.
Czy brand hero zarezerwowany jest tylko dla dużych korporacji, czy warto, aby także nieco mniejsze przedsiębiorstwa pokusiły się o bohatera marki?
Zdecydowanie tak, szczególnie jeśli mamy silną konkurencję, która ma podobne produkty czy usługi do naszych, wówczas brand hero zdecydowanie pozwoli nam się wyróżnić i wzmocnić marketingowy przekaz. Ostatnio stworzyłam takiego bohatera dla firmy zajmującej się sprzedażą odzieży BHP. Postać zwana Marianem wzorowana jest na wizerunku samego właściciela i eksponowana jest na firmowych koszulkach, czy innych gadżetach. Konkurencja w branży BHP jest spora, więc firma z taką postacią na pewno się wyróżnia. I o to właśnie chodzi, by być dostrzeżonych i dobrze kojarzonym. Możemy zawsze zatrudnić celebrytę do promowania marki, ale po pierwsze jest bardzo drogi, po drugie promuje wiele produktów naraz, po trzecie nie zawsze jest do naszej dyspozycji. Anonimowa postać stworzona na potrzeby marki jest naszą własnością i możemy z nią zrobić, co tylko zapragniemy. Bohatera marki nie potrzebujemy jedynie wtedy, kiedy w branży nie mamy konkurencji, co zdarza się nieczęsto.
Rozmawiał Damian Karwowski
Zdjęcie Justyna Tomczak
Świetlik Agnieszka Niedźwiadek
604 093 006
agnieszka.niedzwiadek@gmail.com
Świetlik Ilustracje
swietlik.ilustrator
behance.net/Niedzwiadek
Być dobrym liderem, czy to naprawdę jest takie trudne
Wielcy ludzie kochają to, co robią i robią to, co kochają. Dzięki temu dochodzą do wspaniałych rezultatów – mówi ANDRZEJ MACIEJEWSKI , ekspert przywództwa i rozwoju osobistego.
Trudno jest być liderem w dzisiejszych czasach?
Nie odpowiem jednoznacznie na to pytanie, wszystko bowiem zależy od samego lidera. Ktoś może w ogóle nie mieć cech do bycia przywódcą i zwyczajnie męczyć się w tej roli. O innych niektórzy mówią wręcz – urodzeni przywódcy. Na pewno bycia liderem można się nauczyć. Dobry lider jest odważny i wytrwały, nie brakuje mu entuzjazmu, zawsze dąży do wyznaczonych celów.
Skoro o tym mowa, to czasami bywa, że dąży do nich za wszelką cenę, nie zważając na konsekwencje, jakie z tego tytułu ponosi zespół.
Na pewno tak nie działają dobrzy liderzy. Bycie dobry liderem wymaga zaangażowania serca w takim samym stopniu jak umysłu. Zamiłowanie do pracy i dbałości o ludzi jest jednakowo ważne. Dobry lider słucha innych, nie wywyższa się, nie podbudowuje własnego ego kosztem osób, z którymi pracuje, tylko ich szanuje i dzięki temu oni również darzą go szacunkiem.
Jak ważne w byciu liderem jest nastawienie?
W przypadku lidera postawa czy nastawienie jest niezwykle istotne. Od przywódcy ludzie oczekują, że będzie widział szanse tam, gdzie inni jej nie dostrzegają, okazywał zaangażowanie tam, gdzie innym się nie chce, dodawał otuchy ludziom, gdy są przygnębieni.
Jak sprawić, by mieć właściwe nastawienie?
Trzeba przede wszystkim uświadomić sobie, że to my sami za nie odpowiadamy. Sami dokonujemy wyboru. Nie zmienimy przeszłości, ani swojej ani kogoś innego. Nie zmienimy też tego, co nam się przytrafia, ale możemy już zdecydować o swojej reakcji na to. W przypadku liderów to właśnie nastawienie jest tą linią, która oddziela tych, co robią wszystko do końca, od tych, którzy tylko o tym marzą. Prawdziwy przywódcy pomagają zespołowi w odniesieniu sukcesu i przezwyciężeniu problemów. Nie szukają wymówek, nie mówią „jakoś to będzie” albo „wszystko się ułoży”. Tak się nie zadzieje. Samemu trzeba znaleźć rozwiązanie, a najlepiej wspólnie z zespołem,
ważne jest tylko to, żeby ludzie wiedzieli, że tego od nich oczekujemy. Warto doceniać ludzi, zachęcać do brania odpowiedzialności za swoje decyzje, wyrażać uznanie, dawać coraz ambitniejsze zadania, a samemu być przykładem determinacji i działania. Może się wydawać, że inspirowanie ludzi do tego, aby byli bardziej proaktywni i mniej bezradni jest wręcz niemożliwe. Tymczasem wystarczy, że będą widzieli, że są w stanie coś zrobić. Mieli wiarę w swoje możliwości. Doceniajmy ludzi, dzięki temu wzrasta w nich poczucie własnej wartości.
Skoro mowa o pewności siebie, to jak sprawić, by poczuć i uwierzyć w swoje możliwości?
Między innymi poprzez właściwą komunikację, która jest w zasadzie kluczem do wszystkiego zarówno w pracy, w biznesie, jak i w życiu osobistym. Jeśli nie rozumiemy się z innymi ludźmi, chyba że robimy to celowo, nie odnosimy sukcesów i nasza pewność siebie maleje. Dobra komunikacja oparta jest o uważne słuchanie, czyli słuchamy co i w jaki sposób mówią inni, tak byśmy byli w stanie odpowiedzieć na ich potrzeby. Dzięki komunikacji budujemy relacje, a zdrowe relacje powodują, że wzrastamy w pewności siebie.
Skąd w nas taka potrzeba poczucia pewności siebie? Co się dzieje, gdy jej nie mamy?
Czujemy się zdołowani, zaczynamy negatywnie patrzeć na świat. Jeśli nie jesteśmy pewni siebie, pewni swoich umiejętności, to niewiele jesteśmy w stanie zrobić, nie dostrzegamy też swoich silnych i słabych stron. Dla mnie pewność siebie, to jest po prostu dotrzymywanie wobec siebie obietnic. I tu pojawia się pewien problem polegający na tym, że te obietnice są często za duże albo za małe. Wyznaczajmy sobie zadania, które jesteśmy w stanie wykonać, a na pewno poczucie naszej wartości będzie wzrastać. To samo dotyczy liderów, którzy delegują zadania, niech będą one na miarę możliwości podwładnych. Wówczas za ich wykonanie będziemy mogli ich docenić, a to spowoduje, że wzrośnie w nich poczucie własnej wartości. Jeśli lider otacza się ludźmi pewnymi siebie, to taki zespół działa doskonale. Zacznijmy się doceniać. Jeden z moich mentorów Paul Martinelli
codziennie wieczorem zadaje sobie trzy pytania: Co mi dzisiaj wyszło, co zrobiłem dobrze? Co zrobiłem źle? Co mogę zrobić lepiej? Spróbujmy i my.
To już wymaga od nas nieco wysiłku?
Ludzie, którzy są pewni siebie – wysilają się. Wysiłek, który może stać się stylem życia, zbliża do czegoś znaczącego. Kiedy się nie wysilamy, nie idziemy do przodu, zatrzymujemy się. Gdy osiadamy na laurach, kończy się nasz rozwój.
Pewnie wielu powie teraz, nie chce mi się już dalej rozwijać, bo to co chcieli, już osiągnęli i zacznie narzekać.
Narzekanie powoduje negatywne emocje. Nie lubimy przebywać z kimś, kto ciągle narzeka. Nie ma nic ciekawego w takich osobach. Są męczący. Nikt ich nie chce zatrudniać, a praca z nimi to istna gehenna. Z narzekaniem można walczyć wyrażając wdzięczność. Im bardziej jesteśmy wdzięczni za małe rzeczy, tym bardziej wielkie będą miały jeszcze większe znaczenie. Gdy jesteśmy wdzięczni znika lęk, a zaczyna pojawiać się wiara. A to daje motywację do działania. Jak jesteś liderem to nie narzekaj, a jak sprawy mają się źle, to bierz się do roboty
i proś ludzi o pomoc. Pamiętaj też, że nie możesz prowadzić ludzi i jednocześnie narzekać.
Czy przywódca powinien przepraszać?
Za swoje błędy oczywiście, że powinien przepraszać.
Ale są przecież też tacy, którzy przepraszają absolutnie za wszystko. Zawsze i wszędzie.
Tu odpowiem nieco przewrotnie. Co, by się więc stało, gdyby zamiast przepraszania – dziękować? Wyrażanie wdzięczności wzbudza uśmiech i chęć pomocy, kiedy zajdzie taka potrzeba. Przepraszanie wzbudza poczucie winy. Więc od dzisiaj spróbujmy zamiast przepraszać, za to, że się spóźniliśmy powiedzieć: „Dziękuję za to, że na mnie poczekałeś”. Albo zamiast „Przepraszam za to, że znowu musiałeś mi pomóc” – „Dziękuję, że robisz mi przysługę”. Podziękowanie powoduje, że dajemy nie tylko sobie, ale innym osobom większe poczucie własnej wartości. Mogą poczuć się ważni i wartościowi. A to już jest coś, co możemy śmiało nazwać wpływem. W pozytywnym znaczeniu. Właściwe relacje opierają się na wzajemnej wdzięczności i dodawaniu wartości.
Zapewne pomoże w tym także tak popularna obecnie empatia. Jakie korzyści odnosimy, gdy jesteśmy empatyczni?
Empatia to umiejętność zrozumienia ludzi bez względu na sytuacje. Jeżeli wejdziemy w czyjeś buty, spojrzymy z cudzej perspektywy, może okazać się, że robią coś właściwego i to z właściwych pobudek. Jeżeli oceniamy kogoś na podstawie jednej historii, to jesteśmy w ogromnym błędzie. Są trzy perspektywy: drugiej osoby, swojej własnej, wspólnej. Okazuje się zawsze, że każda z tych perspektyw przynosi coś zupełnie innego, a jednocześnie powoduje, że tworzy się coś dobrego. Jeśli chcemy się wsłuchać w drugiego człowieka, to musimy się nauczyć słuchać. Słuchać nie po to, żeby odpowiedzieć, ale po to, żeby zrozumieć.
Jak być dobrym liderem?
John Maxwell w książce „Bądź Liderem 2.0” pisze: „Liderzy z właściwą postawą i nastawieniem na robienie wszystkiego, co potrzebne i co jest w ich mocy, zazwyczaj tryskają energią i entuzjazmem, a to podsyca ich chęć do dążenia do doskonałości”. Dlatego jestem przekonany, że w sprawie kariery najlepsza rada dla każdego to: „Znajdź pasję i podążaj za nią”. Tylko tyle i aż tyle. Liderzy pielęgnują pasję. Zarażają nią. Są entuzjastyczni. Pasja to nie jest coś, co się po prostu przydarza. Pasja napełnia nas energią, pomaga utrzymać samodyscyplinę, czyni pracę przyjemną, utrzymuje nas w grze, daje pozytywnego „kopa”. Wielcy ludzie kochają to, co robią i robią to, co kochają. Dzięki temu dochodzą do wspaniałych rezultatów.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
Andrzej Maciejewski
Ekspert przywództwa i rozwoju osobistego. Ma 15 lat doświadczenia jako trener, coach i mentor. Autor programów szkoleniowych. Prowadzi warsztaty i szkolenia dla liderów na wszystkich poziomach. Pomaga w budowaniu zwycięskich zespołów.
OFF! Spotkajmy się tu
OFF Piotrkowska Center – to miejsce, które przepełnione jest twórczą atmosferą pracowni artystycznych, modowych i smakami z całego świata. To tutaj przychodzimy coś zjeść, porozmawiać o biznesach przy dobrej kawie, ubrać się w coś oryginalnego, skorzystać z warsztatów kulinarnych, wynająć ciekawe miejsce na kameralne spotkania czy też sesję fotograficzną, zadbać o nowoczesne i minimalistyczne zaproszenia ślubne, czy papeterię okolicznościową i biznesową.
Off Piotrkowska usytuowana jest w miejscu dawnej przędzalni Franciszka Ramischa. Od 1999 r. budynki fabryczne były wykorzystywane przez różne firmy. Wielu DJ-ów zaczynało swoją przygodę z muzyką klubową, głównie techno w kultowym klubie New Alcatraz. Były bary orientalne i drobni handlarze. Z plastikowych talerzy u „Chińczyka” gołębie wyjadały resztki, a miejsce
zaczynało coraz bardziej podupadać. Wszystko zaczęło się zmieniać pod koniec 2011 roku. Firma OPG
Property Professionals, która była właścicielem tego terenu, uruchomiła projekt OFF Piotrkowska Center. To właśnie wtedy miejsce dawnej fabryki Franciszka Ramischa zyskało nowe życie.
Dziś chcemy przybliżyć kilka miejsc, jakie możecie znaleźć obecnie na OFF Piotrkowska.
Poznajcie z nami projektantkę Patrycję Plesiak, markę Razem Po Prostu, Dzieńdobry, Tusz Obok, Drukarnię Skład Wina & Chleba, Book & Cook i Lofft.
Kreatywne miejsce z kulinarną duszą
Book & Cook to pierwsze w Łodzi studio kulinarne, mieszczące się na słynnej OFF Piotrkowskiej. Od ośmiu lat stanowi ważne miejsce na kulinarnej mapie Łodzi.
Z czego słynie? Book & Cook to przede wszystkim przestrzeń kreatywna, w której organizowane są tematyczne warsztaty kulinarne – np. kurs sushi, Smaki Tajlandii, Sztuka mięsa, imprezy okolicznościowe – wesela, wieczory panieńskie, komunie, chrzciny, urodziny, jubileusze, a także wszelkiego rodzaju spotkania dla firm – integracje, szkolenia, konferencje, pokazy produktów, itd. Studio posiada w swojej ofercie także szyte na miarę usługi cateringowe oraz eventy plenerowe dla firm z motywem gotowania, organizowane
w wyjątkowych miejscach na terenie całego kraju, bądź w lokalizacji klienta.
W kuchni studia gotują profesjonalni szefowie kuchni oraz blogerzy, a także znane osobowości z branży, np. Pascal Brodnicki, Robert Makłowicz, Michel Moran. Studio od początku podkreśla swój lokalny charakter, dlatego angażuje się w akcje oraz imprezy branżowe odbywające się na terenie Łodzi. Od ponad roku prowadzi Kulinarny Uniwersytet Trzeciego Wieku – specjalny projekt skierowany do seniorów, mający na celu ich aktywizację poprzez regularne spotkania przy wspólnym gotowaniu. Warto wspomnieć, że w 2020 roku właściciele studia otworzyli Bistro Book & Cook, przy ul. Żeromskiego 94C (naprzeciwko szpitala WAM), które karmi smacznie, zdrowo i po domowemu. Można tam wpaść na pyszną kawę od baristy, domowe ciasto i szybki lunch. Wróćmy jednak na OFF Piotrkowską. Book & Cook to miejsce z duszą – pogłębisz tu wiedzę kulinarną i spędzisz czas w doborowym towarzystwie, w loftowych wnętrzach dawnej fabryki Ramischa. Warto je odwiedzić i poczuć ten wyjątkowy klimat. Zapraszamy wszystkich miłośników sztuki kulinarnej!
OFF Piotrkowska, Łódź, ul. Roosevelta 10 664 984 135, 660 976 144 studio@bookandcook.com.pl bookandcook.com.pl
Chleb i sztuka, czyli artystyczne smaki
Czy wyobrażacie sobie lepsze połączenie od piekarni, kawiarni i bistro w jednym miejscu?
W Drukarni Skład Wina & Chleba w Łodzi znajdziecie właśnie takie trio. Na oczach gości wypiekane jest świeżutkie i wyjątkowo smaczne pieczywo, które wykorzystywane jest w daniach, które znajdują się w karcie. I nie jest to żadna podróbka chleba, jakich pełno w marketach.
Chleb w Drukarni wypiekany jest od podstaw, na zakwasie, z ziarnami – na jaki macie ochotę. Warto zakupić trochę na później do domu. W autorskim menu znajdziecie różnorodne i ciekawe potrawy z różnych stron świata. Jest curry, są makarony i PIDA – która może być alternatywą dla pizzy.
Możecie wybrać również coś z codziennych propozycji śniadaniowych czy lunchowych. Oczywiście nie brakuje win na każdą okazję, których rodzaje są cyklicznie zmieniane. Drukarnia Skład Wina & Chleba to nie tylko artystyczne smaki, gości tutaj sztuka nie tylko kulinarna. Cyklicznie organizowane są wystawy, Drukarnia współpracuje z galerią Officyna (www.officyna.eu).
A o tym, czy rzeczywiście jest pysznie, artystycznie i klimatycznie musicie przekonać się sami!
OFF Piotrkowska, ul. Roosvelta 10A, Łódź 507 808 295 skladwinaichleba@gmail.com
DrukarniaSkladWinaChleba
winoichleb.com
Wyjątkowo i komfortowo!
Oryginalność produktów, niepowtarzalne wzory, limitowana liczba – to wszystko powoduje, że klienci sklepu Dzieńdobry, który mieści się w OFF Piotrkowska, mogą poczuć się wyjątkowo. To ciekawe miejsce stworzyli Jaśmina Parkita i Norbert Serafin. Jaśmina z wykształcenia jest graficzką i projektantką tkanin, a Norbert operatorem kamery.
Lokalna produkcja jest jednym z priorytetów marki, dlatego wszystko powstaje w obrębie Łodzi – począwszy od suwaków czy guzików, przez produkcję dzianin i ich druk, skończywszy na szyciu. Od zeszłego roku Dzieńdobry powiększyło się o własną szwalnię i krojownię, dzięki czemu jeszcze bardziej czują się częścią łódzkiej tradycji włókienniczej. Poza tym to, co ważne dla właścicieli to przyjazne relacje, zaczynając od producentów dzianin, drukarzy, krojczych, szwaczki oczywiście po Klientów. Współpracują z małymi, często nawet jednoosobowymi zakładami i manufakturami.
Ubrań, jakie można kupić w Dzieńdobry nie znajdziecie nigdzie indziej, a to za sprawą wyjątkowych wzorów na tkaninach, które projektuje Jaśmina. Z tych wzorzystych materiałów powstają nie tylko klasyczne w formie ubrania dla pań i panów oraz dzieci, akcesoria takie jak torby, plecaki, pokrowce na laptop czy maty do jogi, ale także produkty dla domu takie jak poduszki, pościele, zasłony, tapety a ostatnio nawet i meble. Zajrzyjcie do tego kolorowego świata!
LOFFT jest otwartą przestrzenią wypełnioną kreatywnością i przytulną atmosferą. Jej twórczyni uwielbia wspierać wszystkie ciekawe inicjatywy i patrzeć, jak rodzą się piękne rzeczy.
We wnętrzu LOFFT, które znajduje się w OFF Piotrkowska Center można znaleźć naturalne światło wpadające przez duże okna, oryginalne dodatki do wnętrz z nutką vintage, miękką kanapę, a także egzotyczne rośliny.
LOFFT to studio fotograficzne, które można wynająć na prywatną sesję. Do dyspozycji są tła, profesjonalne lampy i wszystkie elementy wystroju, w który włożono dużo serca. Jest to również świetne miejsce na wykonanie sesji produktowej lub wizerunkowej.
Ale LOFFT to nie tylko studio fotograficzne, to również kameralne miejsce do różnego rodzaju eventów. Oferuje przestrzeń każdemu, kto chce dzielić się z innymi wiedzą, umiejętnościami czy inspirować - poprzez warsztaty, wykłady lub szkolenia.
Jeśli chcesz wypełnić LOFFT swoją niepowtarzalną energią, umówić się na sesję zdjęciową lub masz pomysł na event, znajdziesz swoje miejsce na kreację na Instagramie: @lofft_on_off
OFF Piotrkowska, Łódź, ul. Roosevelta 10c 606 262 609 lofft.on.off@gmail.com LOFFT.on.OFF
Z miłości do papieru…
TUSZ OBOK to miejsce wyjątkowe. Nie ma tu przestrzeni na bylejakość i banalność. Agnieszka Niewiadomska, właścicielka pracowni, jest miłośniczką papieru, kaligrafii i rękodzieła.
W TUSZ OBOK tworzy niepowtarzalne, nowoczesne i minimalistyczne zaproszenia ślubne, dodatki, papeterię okolicznościową i biznesową, etykiety, vouchery, dyplomy, a także projekty podpisów i logotypów na indywidualne zamówienie.
Z dbałością o najdrobniejsze szczegóły przygotowuje projekty i zajmuje się ich wykonaniem. Wszystko, co jest tworzone w TUSZ OBOK realizowane jest z najwyższej jakości materiałów.
Wyjątkowym dodatkiem do każdego projektu papeterii czy okolicznościowych kartek jest kaligrafia - sztuka pięknego pisania, która jest pasją właścicielki. Pani Agnieszka organizuje również warsztaty, na które zaprasza entuzjastów kaligrafii w każdym wieku.
Pracownia TUSZ OBOK znajduje się w OFF Piotrkowska Center. Zaglądając tutaj z pewnością zostaniecie oczarowani pięknym światem właścicielki.
Często jest tak, że brakuje pomysłu na np. wyjątkowe zaproszenia. Przy pysznej kawie nietrudno będzie Wam się zainspirować i razem z panią Agnieszką przekujecie marzenia w rzeczywistość.
OFF Piotrkowska, Łódź, ul. Roosevelta 10c tuszobok.com 606 22 85 75 hello@tuszobok.com tuszobok.papeteria
Klasyczne, eleganckie prosto z butiku RAZEM
Na OFF Piotrkowska znajdziecie wyjątkowe miejsce z eleganckimi, klasycznymi, ponadczasowymi, szytymi w Polsce ubraniami od polskich projektantów. Butik RAZEM stworzyły KATARZYNA GABARA i MARIA WIATROWSKA . Powstają tu także projekty na miarę.
Jak długo działa butik RAZEM?
Katarzyna Gabara: Na OFF Piotrkowska działamy od roku, świętujemy mały jubileusz. RAZEM to nowe miejsce na mapie Łodzi o charakterze multibrandu. Łączymy w nim modę codzienną od polskich projektantów, a także wizytową i wieczorową. Ma tu również swoje miejsce stworzona przez nas przed laty marka PO PROSTU oferującą suknie ślubne, suknie wieczorowe szyte na miarę. Doświadczenie ubierania panien młodych, ich mam czy druhen przełożyło się bezpośrednio na naszą ofertę.
Maria Wiatrowska: Aż w końcu powstało RAZEM, miejsce, które skupia projektantów. Cenimy klasykę, elegancję i ponadczasowe wzornictwo, które pozwala komponować garderobę w sposób kapsułowy z uwzględnieniem akcesoriów takich jak paski, rękawiczki, czapki, szale, torebki, biżuteria czy nawet niszowe perfumy. Projektanci, z którymi współpracujemy, uciekają przed powtarzalnością i tempem dyktowanym przez sieciówki, realizują swoje projekty w niewielkich seriach, z naciskiem na jakość surowców, wykonanie i wartości estetyczne. Wszystkie wyroby oferowane w naszym butiku produkowane są w Polsce przez polskich rzemieślników.
Kto najchętniej tu zagląda? Tylko panie, czy też panowie?
Katarzyna Gabara: Przede wszystkim panie, ponieważ asortyment, który mamy w dużej mierze jest do nich skierowany. Ale mamy też kilka perełek dla panów i w tym zakresie cały czas się rozwijamy. Przychodzą do nas klienci, którzy szukają konkretnych produktów danego projektanta, ale też ceniący indywidualny styl i przede wszystkim jakość – materiałów, wykonania.
Maria Wiatrowska: Stawiamy na komplementarność oferty i na to, żeby projekty się nawzajem uzupełniały. Ważna jest dla nas też unikatowość, indywidualny charakter, różnorodność.
Katarzyna Gabara: Mamy też własne kolekcje, które przygotowuje Maria. Poza stałą ofertą ślubną, projektuje też linię codzienną, opartą na klasyce, składa się z koszul, bluzek, marynarek, spódnic, spodni, sukienek, płaszczy. Właśnie pracuje nad najnowszą. Premiera w marcu.
Widzę tu zaplecze krawieckie, czy to oznacza, że realizujecie również na miejscu projekty na miarę?
Maria Wiatrowska: Jak najbardziej, jeśli ktoś pragnie czegoś wyjątkowego, ale też poszukuje wskazówek
stylistycznych, zależy mu na indywidualnym projekcie i dobrych jakościowo materiałach, to serdecznie zapraszamy. Mamy stałe klientki, które ubieramy od paru lat. Szyjemy suknie na specjalne okazje, ale też biznesowe garnitury z wełen wysokiej jakości, jedwabne koszule, sukienki na co dzień. Zależy nam na tym, aby nasze projekty były dopasowane do danej osoby i jej charakteru. Lubimy ubierać ludzi i patrzeć, jak na co dzień noszą oferowane przez nas rzeczy. Nie tworzymy dla samej sztuki, nie porywamy się na rzeczy awangardowe, bardziej zależy nam na ich użytkowym, ponadczasowym charakterze.
Katarzyna Gabara: Brakowało nam takiego miejsca w Łodzi, w którym po pierwsze znajdziemy coś niepowtarzalnego, świetnej jakości i zaprojektowanego przez polskich projektantów, po drugie, w którym powstają ubrania na miarę do codziennego użytku, a nie tylko na specjalne okazje. Cieszymy się, że udało nam się stworzyć miejsce, w którym możemy zadbać o potrzeby każdej kobiety.
I na dodatek stworzyłyście biznesowy duet idealny.
Katarzyna Gabara: To prawda doskonale się uzupełniamy. Maria jest projektantką mody, wykładowcą w łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych, autorką wielu kolekcji dla firm odzieżowych. Artystycznym sercem naszego biznesu.
Maria Wiatrowska: Kasia rozwija nasz biznes. Przez lata pracowała w agencjach reklamowych, miała też własną, więc wie doskonale, jak wprowadza się produkty na rynek, czuwa też nad naszymi finansami. Cieszę się bardzo, że nasza szkolna przyjaźń zaowocowała wspólnym biznesem, dzięki któremu sprawiamy, że kobiety czują się wyjątkowo.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
OFF Piotrkowska, Łódź, ul. Roosevelta 12 608 415 033 biuro@poprostu.to razempoprostu.pl
Wydobędziemy piękno z brzydoty miasta
O tym, co wspólnego ma elektronika z modą, niezwykłym kalendarzu i wspieraniu wydarzeń kulturalnych, rozmawiamy z ANDRZEJEM KUCZYŃSKIM , członkiem zarządu, dyrektorem ds. operacyjnych firmy TME.
Największa łódzka firma Transfer Multisort Elektronik, międzynarodowy dystrybutor komponentów elektronicznych, elektrotechnicznych zaangażowała się w projekty modowe. Czy to nie dość zaskakujące połączenie?
To naprawdę nie jest nic zaskakującego. Nasza firma od lat angażuje się w różnego rodzaju przedsięwzięcia, fakt w głównej mierze były to do tej pory wydarzenia sportowe i kulturalne, ale moda też jest przecież zjawiskiem kulturowym i to jednym z najbardziej ulotnych i zmiennych. Ponadto Łódź, w której działamy, przez lata kojarzona była przecież z przemysłem włókienniczym, modowym. I chyba nam wszystkim powinno zależeć na tym, aby o Łodzi właśnie mówiło się coraz więcej w kontekście dobrych projektów modowych.
Jak narodził się więc pomysł na realizację projektu TME & Plesiak?
Od pewnego obrazu, który sobie zwizualizowałem. Proszę zamknąć na chwilę oczy i spróbować sobie wyobrazić obskurną, potwornie zniszczoną bramę, w której stoją dwaj kloszardzi, trzeci leży w oddali, a przed nimi stoi kobieta w pięknej, długiej kolorowej sukni i nalewa im trunek. To właśnie tak narodził się pomysł na kalendarz pod hasłem „Wydobywamy piękno z brzydoty miasta”. Spodobał się on zespołowi, z którym pracuję i dość szybko wybraliśmy dwanaście lokacji, z których my łodzianie na pewno nie jesteśmy dumni na co dzień. Nie będę ich tu wymieniał, niech nas wszystkich zaskoczą w gotowym projekcie. Brzydotę znaleźliśmy, ale brakowało nam piękna. Ponieważ, gdzieś moje drogi wcześniej skrzyżowały się z Patrycją Plesiak, zapytałem jej, czy nie zaprojektuje nam dwunastu wyjątkowych, kolorowych kreacji do naszego projektu. Zgodziła się.
Jednak praca nad kalendarzem, to tylko jeden z elementów tej współpracy?
Owszem. Byliśmy już w Mediolanie na „Fashion Week”, gdzie zaprezentowaliśmy kolekcję dla odmiany pod nazwaną Plesiak & TME, która powstała na potrzeby projektu „Wydobywamy piękno z brzydoty miasta”. Niedługo wybieramy się z nią na tydzień mody do Nowego Jorku.
Ingeruje Pan w pomysły projektantki?
Tematem przewodnim wszystkich kreacji jest Frida Khalo. Zaproponowała to Patrycja i się na to zgodzi -
Globalny dystrybutor
• Transfer Multisort Elektronik to jeden z największych globalnych dystrybutorów komponentów elektronicznych, elektrotechnicznych, wyposażenia warsztatowego oraz automatyki przemysłowej.
• Firma zatrudnia blisko tysiąc czterysta osób w centrali w Polsce i spółkach zależnych w innych krajach, m.in. USA, Chinach, Holandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii i Włoszech.
• Główna siedziba, na którą składa się centrum logistyczno-magazynowe oraz nowoczesny biurowiec, mieszczą się w Łodzi, gdzie w 1990 roku firma rozpoczynała swoją działalność. W 2021 roku firma otworzyła nowoczesne centrum logistyczno- magazynowe w Rzgowie. Ponadto, TME ma swoje oddziały w Gdyni i Krakowie.
• Dystrybutor obsługuje kilkadziesiąt tysięcy firm w ponad stu pięćdziesięciu krajach i wysyła sześć tysięcy paczek dziennie. Wśród oferowanych pięciuset tysięcy produktów znaleźć można wyroby ponad tysiąca dwustu producentów.
„
Nam naprawdę zależy na Łodzi i na tym, aby działy się w niej wyjątkowe wydarzenia. Sami nie będziemy ich tworzyć, bo nie taka jest nasza rola, ale nie chcemy też, by nasza firma kojarzyła się jedynie z logo sponsora na plakacie.
łem, wiem, że ona tworzy wyjątkowe, jakościowe rzeczy, a nam właśnie na tym zależy. Zasugerowałem jedynie koncepcję na dwie kreacje – jedną oddającą hołd walczącej Ukrainie – w barwach ich narodowej flagi, która zdobić będzie luty, a druga upcyklingowa z odpadów będzie motywem jednego z jesiennych miesięcy.
Kiedy premiera kalendarza na 2024 rok?
Już nad nim pracujemy, druk planujemy w listopadzie i to w kilku różnych formatach. Bardziej użytkowy trafi do sprzedaży, a dwie wersje premium nieco różniące się od siebie formatem do naszych kontrahentów, a ze specjalną dedykacją znanych łodzian na licytacje na cele charytatywne.
Wspomniał Pan, że angażujecie się także w projekty kulturalne, konkretnie jakie?
Tak, jak najbardziej, zależy nam na dobrych jakościowo wydarzeniach, na razie bardziej niszowych, z których z czasem chcielibyśmy, aby powstał nieco większy festiwal. W Łodzi brakuje wydarzenia o randze krajowej, mieliśmy kilka takich imprez w mieście, ale niestety już się nie odbywają. Nam naprawdę zależy na Łodzi i na tym, aby działy się w niej wyjątkowe wydarzenia. Sami nie będziemy ich tworzyć, bo nie taka jest nasza rola, ale nie chcemy też, by nasza firma kojarzyła się jedynie z logo sponsora na plakacie. Nie nazywamy swoich działań sponsoringiem, angażując się w dane przedsięwzięcie, nigdy nie wtrącamy się w warstwę merytoryczną, rozmawiamy o pomysłach na naszą aktywność jako partnera. Widzimy duży potencjał w łódzkiej kulturze dlatego zaangażowaliśmy się jako partnerzy w Letni Festiwal Filmowy TME Polówka, którego 15. edycja odbyła się we wrześniu ubiegłego roku, a nad kolejną już wspólnie pracujemy. Chcemy tworzyć miejską energię kultury, dlatego powstał już nasz kulturalny znak jakości.
Czy szczególne interesujecie się jakimiś wydarzeniami?
To nie jest tak, że my szukamy wydarzeń, które nas interesują. To ich organizatorzy zgłaszają się do nas. Tych zgłoszeń mamy naprawdę sporo, ale wybieramy te, które tak jak już wspomniałem, niosą za sobą określoną jakość i są raczej niszowe, skierowane do konkretnych odbiorców. Wszystkie działania wykorzystujemy do budowania świadomości naszej marki. Przez ostatnie siedem lat pracowaliśmy nad tym, żeby praktycznie z zerowej rozpoznawalności stać się marką, której nazwa zapada w pamięci. Wszystko, co firmowane jest znakiem naszej firmy, musi być wyjątkowe i jakościowe.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
W wielkim świecie mody
Kolekcje łódzkiej projektantki mody PATRYCJI PLESIAK-FUGIEL prezentowane są na światowych wybiegach. Najnowsza Plesiak & TME inspirowana meksykańską
malarką Fridą Khalo kilka dni temu miała swoją premierę w Mediolanie.
Wspólnie z firmą TME tworzy Pani wyjątkowy projekt „Wydobywamy piękno z brzydoty miasta”. Jaki jest motyw przewodni tej najnowszej kolekcji?
Faktycznie kolekcja Plesiak & TME to wyjątkowy projekt i ubrania. Inspirowane są meksykańską malarką Fridą Khalo i powstały w ramach projektu „Wydobywamy piękno z brzydoty miasta” będącego elementem kalendarza TME. Kreacje zostały zaprezentowane na Fashion Week Milan, a kolejny pokaz odbędzie się we wrześniu w Nowym Jorku i zostanie wpisany do oficjalnego kalendarza New York Fashion Week. W strojach zderzają się męskość i kobiecość. Projekty są modułowe, można je przekształcać, tworząc wiele stylów. Kolekcja to prawdziwa feeria barw odcieni: żółtego, zielonego, limonki, magenty, różu, czerwonego, lazurowego, a także białego i czarnego. Projekty z kolekcji „Frida” to suknie wieczorowe, sukienki koktajlowe, garnitury z cygaretkami i szortami z trenem, spódnice maxi z ciekawymi wiązanymi topami oraz koszulami, kombinezony, efektowne płaszcze. Kreacje zaskakują różnorodnością, podobnie jak osobowość Fridy Khalo.
Z jakich tkanin je Pani uszyła?
To włoski drukowany żakard, gipiura, plisowana siateczka, siatka, haftowana bawełna. W kolekcji są też nieoczywiste dodatki w postaci toczków z palet malarskich, krawatów, opasek oraz kolczyków autorstwa Justyny Stasiewicz. Wszystko to tworzy magiczny, malarski efekt.
Ile do tej pory stworzyła Pani kolekcji?
W ciągu dziesięciu lat mojej pracy zawodowej stworzyłam czterdzieści dwie autorskie kolekcje. Prezentowano je w wielu krajach świata. Kolekcję Plesiak & Łódź Kaliska prezentowałam podczas tygodnia mody w Mediolanie,
a także w Luwrze w Paryżu. A opisywały ją między innymi nowojorskie magazyny.
Tworzy Pani tylko kolekcje na pokazy?
Nie tylko. W moim atelier, które mieści się na OFF Piotrkowska Center tworzę także użytkowe dzieła, w których każdy poczuje się wyjątkowo. Można je zakupić od ręki, ale mogę też przygotować coś na miarę. W asortymencie mam kolekcje basic, a także marynarki, garnitury (damskie i męskie), płaszcze, suknie wieczorowe, sukienki koktajlowe oraz suknie ślubne. Większość tkanin, z których szyję są mojego autorskiego projektu.
Co dla Pani jest najważniejsze, gdy tworzy autorskie kolekcje, jak i kreacje na miarę?
W przypadku autorskich kolekcji przede wszystkim to, aby każda kreacja była stworzona z niesamowitym kunsztem. Te na miarę dopasowuję do charakteru, osobowości, figury i stylu uroczystości, na którą klientka się wybiera, co daje naprawdę magiczny efekt. Moja firma to całkowite przeciwieństwo masowej produkcji ubrań z sieciówek.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
Patrycja Plesiak Design Atelier Łódź, ul. Piotrkowska 138/140
782 650 727
patrycjaplesiak@wp.pl
patrycjaplesiak.pl
Najważniejszy dzień w życiu. Jak zorganizować piękny ślub i wesele
Ten dzień ma być wyjątkowy. Mamy go zapamiętać na całe życie. Ma być jak z naszych marzeń, jak z bajki niemalże. Jak zaplanować, zorganizować ślub i wesele, by wszystko było dopięte w każdym drobnym szczególe?
Pierwszą decyzją, jaką muszą podjąć narzeczeni, to odpowiedzieć sobie na pytanie, czy planują wydarzenie samodzielnie, czy może jednak z pomocą wedding planerki, która przygotuje wszystko za nich. Rozwiązanie to na pewno będzie dobre dla osób na co dzień bardzo zapracowanych, które nie mają czasu na wertowanie tysięcy stron w internecie w poszukiwaniu niezbędnych elementów ślubu i weselnego przyjęcia.
Jeśli jednak od zawsze marzyliśmy o samodzielnym przygotowaniu, czas zabrać się do pracy i po pierwsze odpowiedzieć sobie na pytanie – czy ślub kościelny, czy cywilny. I w jednym i w drugim przypadku mamy wiele miejsc do wyboru. Ślub kościelny można oczywiście zorganizować w rodzinnej parafii, ale także w niewielkim, drewnianym malowniczym kościółku, czy katedrze. Dużą popularnością cieszą się ostatnio śluby cywilne w plenerze. I tu ogranicza nas tylko wyobraźnia – piękna plaża przy zachodzie słońca, romantyczny ogród, górska łąka, brzeg malowniczego jeziora, miejski park.
Skoro rodzaj uroczystości już wybrany, to teraz czas na miejsce, gdzie odbędzie się przyjęcie weselne. I tu wybór jest tak duży, że przyprawia o zawrót głowy. Warto więc najpierw określić styl, w jakim planujemy wesele, zdecydowanie łatwiej będzie dopasować miejsce. – Jeśli myślicie o przyjęciu w stylu rustykalnym lub boho, to z powodzeniem można zorganizować je w Dobroniance w olbrzymim namiocie otoczonym piękną przyrodą – mówi Agnieszka Manios, menedżer obiektu.
W takim miejscu potrzebny będzie nam weselny catering i może warto
poszukać taki, który w swojej ofercie ma nietypowe usługi, jak chociażby live cooking, czyli gotowanie na żywo. – Nie ma się czego obawiać, nie ma tu mowy o kaszankach ani kiełbaskach tylko zdecydowanie bardziej wyszukanych daniach, jak stek z polędwicy wołowej marynowanej w rozmarynie, czosnku i grubo zmielonym pieprzu, czy dorada w całości, marynowana w świeżych ziołach (koperek, tymianek), nadziewana cytryną z odrobiną masła – mówi Przemysław Rokicki, właściciel firmy Silver Catering.
Żadne przyjęcie weselne nie może obyć się bez tortu, czy obecnie bardzo modnych słodkich stołów. O wyborze tortu weselnego decyduje kilka czynników – smak, kształt, kolor, dekoracja, styl, w jakim wyprawiamy ślubne przyjęcie. Pewne jest za to jedno, to obowiązkowy deser, który dodaje blasku i uroku całej uroczystości.
Warto też pamiętać o odpowiednim rozsadzeniu gości i drobnych upominkach dla nich, a także dla rodziców pary młodej. Tu najlepiej pomyśleć o koszu słodkości, bukiecie kwiatów, dedykowanym wierszu.
Niezwykle ważny jest także strój. I zapewne o wiele łatwiej ubrać panna młodego niż pannę młodą. Piękną suknię na miarę, podkreślającą charakter panny młodej przygotuje Panna na Wydaniu. Kulminacyjnym momentem każdego wesela jest oczywiście pierwszy taniec. By wypadł on jak należy, warto wcześniej wybrać się na kurs tańca. O perfekcyjny taniec zadba bez wątpienia Kamil Gebel, właściciel Studia Tańca 4U – Szkoły Tańca dla Ciebie, działający na rynku również jako Pan Pierwszy Taniec.
Została nam jeszcze oprawa kwiatowa. Florystki z sieci Kwiaciarni Skrzydlewska zadbają o każdy kwiaty element – bukiet panny młodej, kwiaty na samochód, oprawę miejsca ślubu, jak i samego wesela.
I pamiętajcie o obrączkach, samochodzie, wzorze zaproszeń, oprawie muzycznej, fotografie i kamerzyście, no i makijażu i odpowiedniej fryzurze. Chyba o niczym nie zapomnieliśmy. Bawcie się znakomicie i zobaczcie, co mają do zaoferowania łódzkie firmy, które prezentujemy na kolejnych stronach.
Jaki powinien być ten wymarzony bukiet panny młodej? Można powiedzieć, że najlepiej jak będzie szyty na miarę jej potrzeb, tak jak jej sukienka. Warto jednak pamiętać o kilku podstawowych zasadach. Kwiaty należy dobierać w zależności od efektu, na którym nam zależy.
Jak zastosujemy zasadę kontrastów, kompozycja będzie bardziej nowoczesna. Klasyczny bukiet z pięknych eustom nie będzie pasował do ekstrawaganckiej kreacji. Kwiaty i suknia powinny ze sobą harmonijnie współgrać. Warto postawić na kwiaty tego samego gatunku, które mogą różnić się odcieniem.
Można też wybrać kwiat, który będzie przewodnim. Najlepiej w ślubnych bukietach prezentują się róże angielskie, peonie, klasyczne róże i goździki. Są dostępne przez cały rok i występują w wielu kolorach.
Popularne są też eustomy, hortensje, frezje i dalie. Jako zielone dodatki najczęściej pojawiają się eukaliptusy, monstery, liście anturium i aralii. Ponadczasowym bukietem na pewno będzie kompozycja z róż, a w tym sezonie modne są te w odcieniach różu i królewskiego błękitu. W przypadku wesela w sielskim klimacie można pokusić się o bukiet ze słoneczników wzbogacony kłosami pszenicy.
Marzycie o weselu w stylu rustykalnym lub chcecie zorganizować wesele w stylu boho? To będzie idealny wybór! A może w myślach widzicie ślub w plenerze? Świetnie!
Zapraszamy do Dobronianki, jedynego takiego miejsca w Łódzkiem. Wesele to naprawdę wyjątkowy dzień, dlatego warto, by w naszych miłych wspomnieniach został jak najdłużej. Aby się tak stało, warto odejść od schematów i pomyśleć o ceremonii zaślubin i samym przyjęciu w niezwykłych okolicznościach przyrody. A to gwarantuje Dobronianka!
Czyż nie pięknie byłoby powiedzieć sobie – biorę sobie ciebie za żonę, męża – na pięknej zielonej polanie, lub tuż przy stawie. A chwilę potem zaprosić gości do 300-metrowego namiotu z drewnianą podłogą, z którego widać gwieździste niebo, a w oddali przechadzające się zwierzęta w minizoo. Wokół nie brakuje też miejsca na relaks i odprężenie, każdy znajdzie coś dla siebie.
Cała strefa relaksu to leżaki, hamaki, meble z palet porozstawiane w różnych miejscach tuż obok tropikalnego beach baru. Wisienką na torcie jest romantyczna huśtawka zawieszona na starym dębie.
Dobroń, ul. Gliniana rezerwacje@dobronianka.pl
720 555 588
dobronianka.pl
skrzydlewska.pl kwiaciarnieskrzydlewska kwiaciarnieskrzydlewska
kwiaciarnieskrzydlewska
kwiaciarnieskrzydlewska www.skrzydlewska.pl
Jak wesele, to tylko w Dobroniance
Nazywam się Anita Elci-Płoszaj i po dziesięciu latach pracy w korporacji postanowiłam całkowicie zmienić swoje życie i w 2013 roku stworzyłam Pannę na Wydaniu!
Jesteśmy polską marką sukien ślubnych, która inspirowana jest energią natury – jej pięknem, tajemniczością i nieprzewidywalnością, która tak jak kobieta ma wiele twarzy.
Nieokiełznana i dzika, delikatna i romantyczna, silna i spokojna.
Czasem niebezpieczna, zawsze pełna barw i hipnotyzująca. Jest piękna, zachwyca urokiem, wyróżnia się i zawsze pozostaje sobą.
To nasza Panna na Wydaniu.
Dopasowujemy kreacje do panny młodej, jej charakteru oraz indywidualnych wymagań – tworzymy spersonalizowane kreacje. Realizujemy także indywidualne projekty sukien. Nasze suknie są szyte na miarę według wzorów z kolekcji, z możliwością zmian w obrębie modelu.
Co nas wyróżnia?
Piękne suknie, unikatowe tkaniny i nowoczesne formy, najwyższa jakość wykonania i indywidualne podejście. Oryginalna nazwa i niebanalne sesje zdjęciowe.
Łódź, al. Kościuszki 56 lokal 1
512 634 652
panna_na_wydaniu
pannanawydaniu.com.pl
PannaNaWydaniu
kontakt@pannanawydaniu.com.pl
Łódź You Dance
Co jak co, ale w Łodzi potrafią tańczyć! Najlepiej wie o tym Kamil Gebel, właściciel Studia Tańca 4U – Szkoły Tańca dla Ciebie, działający na rynku również jako Pan Pierwszy Taniec. Od lat wraz z żoną Agnieszką doskonalą swoje umiejętności i nauczają pary różnych form tańców towarzyskich, dyskotekowo-użytkowych, czy pierwszego tańca.
– Ludzie muszą wyjść z domu i odreagować od codzienności, a taniec, to najlepsza forma spędzania czasu wolnego. Zapominamy o problemach i skupiamy się na krokach, muzyce i dobrej zabawie. Nasz klucz do sukcesu to uśmiech – mówi Kamil Gebel.
W szkole tańca jak w kalejdoskopie trzeba zmieniać ofertę i dostosowywać ją do potrzeb klienta. – Okres wesel, ślubów i przygotowań do pierwszego tańca, to nie lada wyzwanie. Budowanie indywidualnie dopasowanej choreografii, to praca twórcza, która dostarcza wiele satysfakcji, ale wymaga wielu godzin spędzonych na sali – dodaje Agnieszka Hofman-Gebel.
Aby wyjść naprzeciw oczekiwaniom klientów i odpowiedzieć na najczęściej zadawane pytania, powstał dedykowany kanał na YouTube , gdzie w formie krótkich filmów przyszłe pary młode mogą dowiedzieć się, co i jak zatańczyć, ile czasu potrzeba na przygotowania pierwszego tańca. Krótkie pokazowe choreografie pozwolą zaczerpnąć inspiracji do tworzenia własnych układów.
Łódź, Centrum Miasta
691 444 234
studiotanca4u.pl
panpierwszytaniec panpierwszytaniec
W dzisiejszych czasach już mało kto spodziewa się klasycznego przyjęcia weselnego. Pary młode pragną w jak najbardziej oryginalny sposób ugościć swoich bliskich i znajomych. Dlatego w Silver Catering wychodzimy im naprzeciw oferując live cooking – gotowanie na żywo.
Może ono obejmować przygotowanie dodatkowego posiłku, czy dania „od ręki” na życzenie gościa. Oferowane menu ustalane jest indywidualnie, tak by jak najbardziej dostosować się do oczekiwań pary młodej lub coraz bardziej popularnego motywu przewodniego przyjęcia.
Drugą dostępną opcją jest forma szkoleniowo – warsztatowa. Tu kucharz opowiada, co przygotowuje, a goście sami mogą spróbować swoich sił przy niektórych prostych elementach.
Tematyka może być naprawdę szeroka – od kuchni świata, ogólnie pojętej kuchni polskiej czy pierogów do zaaranżowania grilla w plenerze. I nie mamy tu na myśli grilla z kaszanką i kiełbasą, a dania typu stek z polędwicy wołowej marynowanej w rozmarynie, czosnku i grubo zmielonym pieprzu, czy dorada w całości, marynowana w świeżych ziołach (koperek, tymianek), nadziewana cytryną z odrobiną masła.
Dania przygotowują profesjonalni kucharze, a ze swojej strony zapewniamy zaaranżowanie stanowiska live cooking w niezbędny sprzęt.
Silver Catering, czyli wesela w plenerze
Silver Catering to propozycja dla wymagających klientów, którzy szukają pysznego jedzenia, doskonałej obsługi oraz wyjątkowej oprawy uroczystości. Obsługujemy wesela, komunie, chrzciny, jubileusze oraz wiele innych imprez okolicznościowych i wszelkie eventy firmowe. Specjalizujemy się w weselach plenerowych, gdzie nawet w najbardziej ubogich warunkach technicznych jesteśmy w stanie zapewnić obsługę na restauracyjnym poziomie. Weselami zajmujemy się kompleksowo, począwszy od indywidualnego stworzenia oferty menu, pomocy w zaplanowaniu przebiegu imprezy czy wyborze podwykonawców, po profesjonalną obsługę całego przyjęcia.
Prócz pysznego jedzenia i zespołu profesjonalistów oferujemy także dodatkowe usługi, które uatrakcyjnią każde wesele:
• własne wyroby cukiernicze (torty piętrowe, torty z monoporcji, słodkie stoły)
• usługi sommelierskie, w tym degustacje win i alkoholi oraz food pairing
• warsztaty kulinarne
• tematyczne stacje live cooking
• bufety tematyczne
• stanowisko barowe z obsługą.
Każdorazowo dbamy o dobrą organizację oraz prowadzenie całej imprezy, tak by została ona w pamięci pary młodej, jak i ich gości jako wspaniałe wydarzenie pełne pięknych wspomnień.
Wszystkie słodkości, jakie zapewniamy w Silver Catering są naszej własnej produkcji. Bazujemy na produktach najwyższej jakości i na autorskich, unikatowych recepturach, przygotowanych dla nas i nadzorowanych przez Macieja Rosińskiego – wybitnego szkoleniowca i trenera w zakresie wiedzy cukierniczej, a także ambasadora marki Callebaut.
W naszej ofercie znaleźć można torty na bazie musów czekoladowych i owocowych. Ich wielkość dostosowujemy do zakładanej ilości osób, a sam kształt czy wykończenie ustalane jest indywidualnie, aby możliwie jak najbardziej dostosować się do stylistyki przyjęcia i oczekiwań pary młodej.
Alternatywą dla klasycznych tortów mogą być monoporcje. Te biżuteryjne cudeńka zachwycają nie tylko swym smakiem, ale też wyglądem.
Dużą popularnością cieszą się słodkie stoły, które mamy również w naszej ofercie. Pary młode mogą skomponować je indywidualnie, wybierając zarówno ilość, jak i rodzaj ciast, tart, monoporcji, minideserów w szklaneczkach czy też makaroników lub ręcznie robionych pralin.
Przyjęcie na stadionie Widzewa
Siedziba Silver Catering mieści się w przestrzeniach Stadionu Miejskiego na Widzewie, przy al. Piłsudskiego 138. Nie tylko korzystamy tutaj z pomieszczeń produkcyjno-magazynowych, ale także organizujemy różne imprezy.
Do dyspozycji jest sala bankietowa o powierzchni około tysiąca metrów kwadratowych. Możliwość zorganizowania przyjęcia z widokiem na murawę boiska to oferta unikatowa w skali kraju i zawsze niezwykła atrakcja dla gości.
Jeśli potrzebujecie dużej przestrzeni, wyśmienitej kuchni oraz odpowiedniej oprawy swojego wesela, to będzie idealne miejsce dla Was, nie tylko dla fanów piłki nożnej. Niepodważalnym udogodnieniem jest bliskość centrum oraz doskonały dojazd. Stadion otacza parking VIP na 70 miejsc oraz parking ogólnodostępny na ponad 600 miejsc parkingowych.
Sama sala jest bardzo przestronna, o neutralnym wyglądzie, co daje duże możliwości aranżacyjne. Mimo że jesteśmy na obiekcie sportowym to obecność Silver Catering w jego przestrzeniach zagwarantuje Wam najwyższą jakość serwowanych dań oraz profesjonalną obsługę.
Aby skorzystać z naszej słodkiej oferty, nie trzeba od razu zamawiać całego cateringu. Realizujemy zamówienia indywidualne także na same torty weselne czy słodkie stoły. info@silvercatering.pl
Amarylis po prostu przyciąga wzrok, to roślina o pięknych, wielkich kwiatach – najczęściej białych, czerwonych lub różowych. Amarylisem wyrażamy zainteresowanie wdziękiem danej osoby, komplementujemy jej urodę, usiłujemy jej pochlebić.
Bez symbolizuje wyjątkowość i niepowtarzalność uczucia do drugiej osoby. Oznacza również młodzieńczą miłość, słodką tajemnicę i czystość uczuć. Istotny jest także kolor bzu. Biały oznacza niewinność i myśli o drugiej osobie, a fioletowy pierwszą miłość.
Chaber to roślina z rodzaju astrowatych. Według mowy kwiatów należy wiązać ją z wiernością i dobrocią. Ofiarować chabry to życzyć komuś szczęścia i pomyślności. Od wieków kwiat wykorzystuje się w celach leczniczych. Zawiera wiele cennych dla naszego zdrowia substancji.
Dalia symbolizuje oddanie się swojemu partnerowi lub partnerce na zawsze. Jeśli więc oddajemy swoje serce ukochanej osobie, to świętujemy z dużym bukietem dalii. Dalie mówią o trwałości, ale też o wytrwałości i odwadze.
Eustoma to roślina zwana również chińską różą lub dzwonkiem prerii. To kwiat o wyjątkowych walorach estetycznych i ozdobnych. Bukiet z eustomy doskonale sprawdzi się jako bukiet panny młodej, ale również jako dekoracja stołu czy sali weselnej. Idealnie łączy się z gipsówką, frezją, różami czy piwoniami.
Frezja to bardzo subtelny kwiat o pastelowych kolorach. Frezje świetnie się sprawdzą jako dekoracja w mieszkaniu, w bukiecie ślubnym i z pewnością będą pięknym podarunkiem dla drugiej osoby. Frezja to wyraz szacunku, uznania, radości, ale także zaproszenia do flirtu.
Gerbera to kwiat na tyle uniwersalny i bogaty ze względu na symbolikę, że można dostosować go niemal do wszystkich okoliczności. Żółte kwiaty można wręczyć siostrze, czerwone to doskonały pomysł na letni bukiet dla ukochanej, natomiast białe można wręczyć babci z okazji imienin.
Goździk, król PRL-u, szczególnie utożsamiany z Dniem Kobiet w tamtych czasach, obecnie przeżywa swój renesans. Ze względu na sze-
roką paletę kolorystyczną, trwałość i uniwersalność jest chętnie kupowany przy różnych okazjach. Piękny zarówno sam, jak i w kompozycjach z innymi gatunkami.
Hortensja to roślina wyjątkowo okazała, przez co nawet w wersji monochromatycznej, bez przybrania prezentuje się rewelacyjnie. Dodatkowo występuje w szerokiej palecie kolorystycznej od bieli, przez fiolety, niebieskości, róże po delikatną, złamaną zieleń.
Irys władca fioletu. Ten kolor kojarzy się z bogactwem, elegancją, wyjątkowością, a także z kreatywnością. To świetny sposób, aby powiedzieć, że obdarowana osoba jest dla nas wyjątkowa i jesteśmy w stanie dla niej zrobić naprawdę wiele.
Jaskier to bajecznie kolorowy kwiat. Pąki przypominają kule, później rozkwitają mnóstwem lśniących płatków. Jest dostępny w różnych barwach. Dzięki temu dość łatwo jest go wkomponować w oryginalne i charakteryzujące się swoistą świeżością kompozycje i bukiety.
Konwalia jest oznaką skromności, szczęścia i czystości. Od wielu lat wykorzystuje się więc ją przy uroczystościach ślubnych, w tym w bukietach, głównie dzięki bieli. Motyw ten wykorzystała m.in. Kate Middleton – księżna Cambridge, podczas ślubu z księciem Williamem.
Lwia paszcza w kolorze różowym będzie idealna, gdy chcemy podkreślić urok, wdzięk, piękno, a także wyrazić podziw dla obdarowanej osoby. Będzie to także dobry prezent dla krewnych czy przyjaciół, ponieważ kolor ten reprezentuje także troskę i wdzięczność.
Mieczyk to bardzo popularna roślina ozdobna. Idealny do podarowania komuś, kogo głęboko szanujemy. Możesz podarować współpracownikowi wspaniały bukiet kwiatów, by podziękować lub wyrazić uznanie, a też komuś, kogo uważamy za godnego szacunku i podziwu.
Narcyz symbolizuje miłość bez wzajemności oraz zdradę. Lepiej więc być ostrożnym i nie wręczać ich osobie, którą słabo znamy, a która może znać mowę kwiatów. Kiedyś symbolizował także rycerskość i odwagę, ale dziś niewiele jest okazji, podczas których moglibyśmy wyrazić właśnie te emocje.
Zaplanuj
Kwiaty od A do Z
Orchidea znana jest nam doskonale też jako storczyk. To bardzo elegancki i uniwersalny pomysł na prezent. Można ją podarować na urodziny, imieniny, Dzień Matki. Storczyki są też popularnym elementem ślubnych bukietów i dekoracji.
Piwonia swoją sławę zdobyła między innymi za sprawą pięknych, okazałych kwiatów, o średnicy nawet 20 centymetrów. Znakomicie prezentuje się w pojedynkę, jak i w bukiecie. Bukiet ślubny z piwonii jest niezwykle romantyczny i efektowny.
Róża – jej wysokość, królowa kwiatów. Chyba żaden inny kwiat nie jest, nie był i nigdy nie będzie otaczany takim podziwem i nie zdobędzie tak ogromnej popularności. Już od samego początku zainteresowania ludzkości różami były one utożsamiane z kobiecym pięknem.
Słonecznik kojarzony jest z radością i słońcem i uważany za symbol lata. Jednak obecnie na szczęście kwiaty te można dostać w kwiaciarniach przez cały rok, a skomponowany z nich bukiet wręczyć zarówno na urodziny, ślub, jak i bez okazji.
Tulipan to najbardziej znana roślina cebulowa należąca do rodziny liliowatych, do której zalicza się ok. 120 gatunków i kilkanaście tysięcy odmian! Kwiaty tulipanów są pojedyncze lub pełne i występują w bardzo wielu kolorach i kształtach. Idealnie komponują się w jednolitym bukiecie jak z innymi kwiatami.
Ułanka (fuksja) to roślina o bardzo dekoracyjnych kwiatach. Oprócz bogatej kolorystki uwagę przykuwa jej fantazyjna forma. Dostępne są odmiany o zróżnicowanym pokroju – mogą mieć pędy zwisające bądź wzniosłe.
Wrzosy kwitną od lipca aż do września, a kwiaty utrzymują się nawet do końca listopada. Charakteryzują się drobniutkimi kwiatami gęsto obsiadającymi delikatne gałązki. Najczęściej są one białe lub fioletowe.
W alfabetycznym skrócie o najpopularniejszych kwiatach, z których codziennie w sieci Kwiaciarni Skrzydlewska tworzymy wiele bukietów na różne okazje.
Złocień właściwy to roślina występująca pod kilkoma nazwami, takimi jak jastrun wczesny, jastrun właściwy czy po prostu popularna margarytka.
Indywidualny styl i szczere emocje
Dobre zdjęcie biznesowe to podstawa w kreowaniu wizerunku w mediach.
Dla mnie estetyczne zdjęcie jest synonimem profesjonalizmu. Taka fotografia
wzbudza zaufanie i buduje markę – mówi fotograf JUSTYNA TOMCZAK , która wyspecjalizowała się w fotografii biznesowej.
Dlaczego kreowanie marki osobistej poprzez fotografie jest obecnie kluczowe?
Jeden obraz potrafi powiedzieć więcej niż tysiąc słów i zapaść w pamięć na bardzo długo. Posiadając dobrze zrobione zdjęcie biznesowe, mamy świetną bazę do komunikacji w internecie. Zanim jednak powstanie idealna fotografia wizerunkowa, najpierw warto określić, co chcemy zakomunikować światu. Jak powiedział Krista Neher „Zacznij od tego, czego chcesz i kim jesteś, zbuduj na tej podstawie wiarygodność i dostarcz ją w atrakcyjny sposób online”. Kreowanie wizerunku marki osobistej to pokazywanie jej światu w sposób autentyczny. Kiedy mamy już określone, jak chcemy pokazać się na zewnątrz, jakie emocje chcemy wywoływać, wtedy dopiero z pomocą przychodzi fotografia, która pomoże ubrać ten przekaz w autentyczne obrazy.
Jak ważna jest autentyczność w fotografii wizerunkowej?
Autentyczność jest najważniejsza, to ona przyciągnie do nas klientów. Pośród tysięcy szablonowych zdjęć, odbiorca doceni nasz indywidualny styl i szczere emocje. Aby zainteresować potencjalnego klienta, potrzebny jest portret, który będzie prezentować naszą osobistą energię. Taki, który pokaże naszą osobowość i charyzmę. W ten sposób fotografia realnie będzie wspierać budowanie osobistego wizerunku.
Jak ważne jest dziś budowanie swojego wizerunku w mediach społecznościowych poprzez estetycznie wykonane zdjęcia biznesowe?
Dobre zdjęcie biznesowe to podstawa w kreowaniu wizerunku w mediach. Dla mnie estetyczne zdjęcie jest synonimem profesjonalizmu. Taka fotografia wzbudza zaufanie i buduje markę. Przedsiębiorcy zaczynają być coraz bardziej świadomi, że dobry wizerunek w oczach klientów jest warunkiem osiągnięcia sukcesu i podstawą konkurencyjności. Szaleństwem jest tworzenie swojej marki bez profesjonalnie wykonanych zdjęć. W końcu obecnie najbardziej anga ż ują cymi tre ś ciami w social mediach są fotografie i krótkie filmy. Uzyskują one duże zasię gi, wywołują interakcje, komentarze, udost ę pnienia, a przede wszystkim budz ą emocje. Obraz jest obecnie podstawowym narzędziem w ko
munikacji w mediach.
Czym charakteryzuje się dobra sesja wizerunkowa?
To sesja, która pokarze Twój spójny wizerunek, to jaki jesteś naprawdę. Dobrze zrealizowana sesja posłuży osiąganiu celów biznesowych. Będzie wspierała komunikację w mediach społecznościowych i realnie wpłynie na to, jak jesteśmy postrzegani.
Czy można powiedzieć, że wyspecjalizowała się Pani w fotografii wizerunkowej?
Tak, bardzo lubię współpracę z przedsiębiorcami. Dużo radości sprawia mi poznawanie nowych ludzi i miejsc. Sesje zdjęciowe odbywają się nie tylko w studiu fotograficznym, ale również w miejscach pracy moich klientów. Bardzo lubię fotografować ludzi przy pracy, kiedy działam na ich terenie – tam czują się komfortowo i swobodnie wyrażają swoje emocje. Wtedy właśnie wychodzą najbardziej autentyczne zdjęcia.
Może podać nam Pani przepis na udaną sesję?
Na pełen sukces sesji zdjęciowej, składa się pięćdziesiąt procent wkładu fotografa i pięćdziesiąt procent wkładu klienta. Do sesji niezbędne jest odpowiednie przygotowanie, musimy wiedzieć, jaki jest cel sesji i to, jak chcemy zaprezentować się na zewnątrz. Ważne jest zatem przemyślenie takich spraw jak ubiór, fryzura, makijaż. Jeśli zadbamy o te wszystkie elementy będziemy czuć się pewniej przed obiektywem, a sesja okaże się fajną przygodą.
Rozmawiała Agnieszka Mikołajczyk
Zdjęcia z sesji wykonane przez Justynę Tomczak, zdjęcie Justyny wykonał Paweł Keler
Justyna Tomczak Photography
510 371 837
justynatomczakphotography
justynatomczakphotography
fotojustynatomczak.art
O piękno dbamy kompleksowo
O naturalnym pięknie bez skalpela, rewelacyjnych kosmetykach i dbaniu o zdrowie naszych włosów rozmawiamy z doktor MAGDALENĄ RUDZIŃSKĄ , trychologiem , kosmetologiem właścicielką Skin Clinic oraz EWELINĄ WOŹNIAK , specjalistą ds. pielęgnacji, trychologiem.
Gratuluję jubileuszu! Skin Clinic obchodzi właśnie piąte urodziny. Jakie nowości z tej okazji czekają na pacjentów?
Magdalena Rudzińska: Faktycznie obchodzimy piąte urodziny z czego bardzo się cieszmy, ponieważ był to dla nas wyjątkowo dobry czas. Czas rozwoju, intensywnej pracy, budowania zaufania wśród pacjentów i klientów. Małymi krokami po kolei z Eweliną realizowałyśmy nasze cele. I teraz nadszedł czas na kolejny etap – rozwój kliniki. Zwiększyłyśmy przestrzeń, powstały nowe gabinety, do zespołu dołączyły trzy nowe osoby – Wiktoria, Małgorzata i Katarzyna. Wiktoria odpowiada za kontakty z pacjentami, Małgorzata jest linergistką, czyli specjalistką od makijażu permanentnego, a Katarzyna to specjalistka od makijażu okolicznościowego. Wprowadziliśmy także rozszerzone usługi fryzjerskie i trychologię fryzjerską. Stanowimy zgrany zespół, który kompleksowo dba o zdrowie i piękno naszych pacjentów. Stajemy się także jednostką szkoleniową. Szkolić będziemy z zakresu białej kosmetyki przy wykorzystaniu unikatowych koreańskich kosmetyków, a także z zakresu medycyny estetycznej.
Na czym głównie skupia się działalność kliniki?
Magdalena Rudzińska: Działalność kliniki, od samego jej początku, oparliśmy na dwóch filarach – trychologii i wszystkim, co z nią związane oraz estetyce, czyli kosmetyce, kosmetologii i medycynie estetycznej.
Czym różni się kosmetyka od kosmetologii i na czym polegają zabiegi medycyny estetycznej oferowane w Skin Clinic?
Ewelina Woźniak: Kosmetyka biała to naturalny sposób na odżywienie, upiększenie i poprawienie kondycji skóry twarzy, bo na niej głównie skupiamy się w naszej klinice. Używamy dobrej jakości kosmetyków, które poprzez odpowiednie masaże są doskonale wchłaniane w skórę. Efekty są widoczne często po jednym zabiegu, a po serii zabiegów utrzymują się do pół roku. Od niedawna używamy doskonałych koreańskich kosmetyków, gdyż jako jeden z nielicznych gabinetów w Polsce – mamy możliwość ich stosowania a muszę przyznać, że efektami jesteśmy po prostu oczarowane. Bez skalpela, tylko i wyłącznie przy pomocy kosmetyków i rąk, jesteśmy w stanie zrobić bardzo spektakularny lifting, czy wyciszyć wszystkie stany zapalne. Nie trzeba korzystać z tureckiej chirurgii plastycznej, tak ostatnio modnej, by naturalnymi meto-
dami osiągnąć podobne efekty. Kosmetologia estetyczna zaś to zdecydowanie szersze pojęcie niż kosmetyka biała. Tu też przeprowadzamy zabiegi nieinwazyjne, ale wykorzystujemy już nowoczesne rozwiązania i innowacyjne techniki. Kosmetolog zajmuje się zarówno profilaktyką mającą na celu utrzymanie jak najdłużej młodego wyglądu skóry, jak również poprawianiem jej kondycji. W tym zakresie naszym pacjentom polecamy peelingi, karboksyterapię bezigłową, infuzję tlenową, laserowe fotoodmładzanie twarzy.
Magdalena Rudzińska: W zakresie medycyny estetycznej oferujemy bardzo bezpieczne zabiegi inwazyjne na przykład z użyciem igieł, czyli – dermapen lub EPN oraz mezoterapię igłową. Polegają one na mechanicznym nakłuwaniu skóry. Zabiegi z zakresu mezoterapii pobudzają naturalną regenerację włókien kolagenowych i elastyny. Nakłucia igłami są wykonywane na głębokość od 0,5 mm do 2,5 mm i pozwalają wprowadzić do skóry substancje odżywcze. Skóra po zabiegu jest wyraźnie nawilżona, ujędrniona a zmarszczki spłycone. Pory ulegną zmniejszeniu, koloryt się wyrównuje. Mezoterapię można też stosować w celu powstrzymania wypadania włosów, co oczywiście też oferujemy w naszej klinice.
Skoro o tym mowa, to chwilę porozmawiajmy teraz o drugim filarze klinki – trychologii. Nie jest to chyba jeszcze zbyt rozpowszechniona dziedzina w Polsce?
Magdalena Rudzińska: Nie myli się pani, trychologia jest stosunkowo młodą dziedziną w Polsce, ale mamy już swoje stowarzyszenie, którego jestem członkiem, a które sprawuje pieczę nad sumiennym i zgodnym z aktualną wiedzą trychologiczną wykonywaniem zawodu trychologa. To dla mnie bardzo ważne, ponieważ pacjenci w ten sposób wiedzą, że wybierając usługi w naszej klinice trafiają do profesjonalistów w tym zakresie. Działam również jako członek naukowo-badawczy w międzynarodowym związku mezoterapeutów International Association of Mesotherapy. W Skin Clinic oferujemy trychologię lecznicą, estetyczną i fryzjerską. Ja skupiam się wyłącznie na leczniczej i estetycznej.
Z jakimi problemami najczęściej przychodzą pacjenci?
Magdalena Rudzińska: Najczęściej z różnego typu schorzeniami skóry głowy – swędzenie, pieczenie, łupież, plamy na skórze, a przede wszystkim z problemem wypadania
włosów. Bardzo często trafiają do nas osoby, które czują, że próbowały już wszystkiego i tracą nadzieję na poprawę. Konsultacja zaczyna się od pogłębionego wywiadu oraz badania za pomocą trichoskopu. Dowiaduję się w ten sposób, w jakim stanie jest skóra głowy i włosy oraz jakie schorzenia są dominujące. To z kolei pomaga określić przyczynę problemu i wdrożyć odpowiednią terapię. Jeśli jest to konieczne, poszerzam diagnostykę o dodatkowe badania kliniczne i konsultacje ze specjalistami. Współpracuję z dermatologami, endokrynologami, diabetologami i neurologami. Na koniec powstaje szczegółowy plan zabiegowy i dobieram odpowiednie preparaty trychologiczne, które zalecam w formie pielęgnacji domowej. Gdy zachodzi potrzeba włączam także odpowiednie suplementy i wskazuję zalecenia, co do zmian żywieniowych.
Jakie zabiegi z zakresu trychologii najlepiej sprawdzają się w klinice?
Ewelina Woźniak: Zdecydowanie terapie łączone, przez te pięć lat działania wypracowałyśmy już swoje sprawdzone protokoły. I naprawdę widzimy efekty, a pacjenci chętnie do nas wracają. Z oferowanych przez nas zabiegów doskonale sprawdza się oxybrazja, infuzja, karboksyterapia, czy mezoterapia. Stymulują one pracę gruczołów, hamują łojotok, przyspieszają syntezę wzrostu włosa. Nie ma jednej uniwersalnej recepty dla każdego. Do naszych pacjentów podchodzimy indywidualnie.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Paweł Keler
Łódź, Tylna 4E lokal nr.1
884 344 550
rejestracja@skinclinicmed.pl
skinclinicmed
skinclinicmed.pl
Wiktoria Zimończyk opiekun pacjenta
Na co dzień pracuję w recepcji i pomagam pacjentom odwiedzającym klinikę. Ustalam grafiki wizyt, przygotowuję kosmetyki zgodnie z zaleceniami oraz przygotowuję pacjentów do różnych zabiegów. To moja pierwsza praca w tej branży, wielu rzeczy się uczę, a ponieważ z wykształcenia jestem ratownikiem medycznym, a teraz studiuję kosmetologię, więc jest to dla mnie bezcenne doświadczenie.
Małgorzata Jach linergistka, czyli specjalistka od makijażu permanentnego Coraz więcej pań, choć zdarzają się także panowie, decyduje się na makijaż permanentny. To nie tylko modny trend, ale przede wszystkim duża oszczędność czasu przy robieniu makijażu na co dzień. Makijaż taki powinien być bardzo naturalny, podkreślać urodę. To także świetna korekcja dysproporcji i niedoskonałości. Makijaż permanentny, nazywany również makijażem trwałym lub mikropigmentacją to pewnego rodzaju tatuowanie. Pigmentuje się głównie brwi, powieki i usta, a ostatnim hitem są piegi wylansowane przez gwiazdy i influencerki. Taki makijaż nie pozostaje z nami na całe życie, trzeba go co jakiś czas powtarzać. Ale najpierw trzeba się do niego w ogóle przyzwyczaić, dlatego tworzę go podczas dwóch spotkań. Podczas pierwszego wszystko zarysowuję nieco lżej, pracując na jaśniejszych pigmentach, podczas kolejnego spotkania dopigmentowuję miejsca, które tego potrzebują.
Katarzyna Grudzińska specjalistka od makijażu okolicznościowego
Podstawą każdego makijażu, jego trwałości i jakości, jest odpowiednio pielęgnowana na co dzień skóra. Trendy w makijażu są oczywiście ważne, ale ja staram się przede wszystkim dobierać go do urody danej osoby, charakteru, stylizacji. Zależy mi na tym, aby panie czuły się w nim jak najlepiej i wyglądały jak najpiękniej. Staram się wydobyć atuty, a zakamuflować mankamenty. Zapraszam zarówno bez okazji, jak i przy okazji ważnych uroczystości, firmowych imprez, czy spotkania biznesowego. Jeśli ktoś ma ochotę nauczę także, jak zachwycić codziennym makijażem ponieważ organizuję też warsztaty z makijażu w naszej klinice.
O opiece nad pacjentem i makijażu
Niczego nie oczekiwać, spodziewać się wszystkiego!
Divali sprzyja dobrej energii i zdrowiu. GRAŻYNA MACIEJEWSKA
i MAGDALENA MALINOWSKA , które stworzyły to miejsce, wciąż poszerzają wachlarz zabiegów, dzięki którym poczujemy się zdrowsi i piękniejsi.
Kiedy ostatni raz gościłyście na łamach LIFE IN zabiegu Access Bars nie było jeszcze w ofercie. Na czym konkretnie on polega?
Magdalena Malinowska: Faktycznie zabieg Access Bars, to zupełna nowość w naszej ofercie. To rodzaj terapii manualnej. Zabieg uwalnia od traum i nagromadzonych przekonań, a polega na delikatnym, manualnym stymulowaniu trzydziestu dwóch energetycznych punktów na głowie. Są to miejsca, w których gromadzą się elektromagnetyczne naładowania, powstające i utrwalane pod wpływem przekonań i mentalnych programów. Odpowiedni ucisk uwalnia to napięcie i umożliwia oczyszczenie z nieodpowiednich wzorców, które utrwalaliśmy przez lata. Terapia ta wpływa pozytywnie przede wszystkim na samopoczucie i przekonanie o własnych możliwościach. Pomaga wyjść z dołków i problemów, podjąć ważne decyzje, zmienić to, co wymagało zmiany (często od dawna). Pozytywne efekty pojawiają się w wielu obszarach: finansowym, kreatywności, zdrowia, komunikacji, radości z życia, wdzięczności. Znikają
lęki i bezsenność. Wzrasta poczucie własnej wartości, zwiększa się łatwość podejmowania decyzji.
Czy trzeba przyjść z konkretnym problemem?
Magdalena Malinowska: Niekoniecznie. Każdy ze wspomnianych tu trzydziestu dwóch punktów Bars odpowiada za coś innego, za zdrowie, kreatywność, marzenia itp. Nie musimy skupiać się od razu na wszystkich, możemy wybrać obszar, z którym pacjent ma aktualnie problem. Jeśli w danym momencie ma niższe poczucie własnej wartości, to pracujemy nad tym. Można tak naprawdę wszystko odbudować, poprawić, ale ważna jest wiara w to, że to działa. Sesja Bars jest bardzo delikatna i kompletnie nieinwazyjna. Dzięki niej uwalnia się nagromadzona energia. Powrót do swobodnego przepływu energii przez punkty Bars wywołuje poczucie spokoju, otwierania się nieograniczonych możliwości i życiowej przestrzenności. Zabieg jest przyjemny i głęboko relaksujący. Terapia działa głęboko, dzięki czemu zmiany są trwałe.
Zajmujecie się również refleksologią. Co ona może nam dać i kiedy warto skorzystać z tego zabiegu?
Magdalena Malinowska: Tak naprawdę refleksologia to styl życia. Nie musi nam nic dolegać, aby korzystać z takiego zabiegu. Po jej stosowaniu odczuwamy ulgę, gdyż większość występujących napięć w ciele odpuszcza. Stajemy się spokojni i wyciszeni, pobudza się przepływ energii w ciele. Zanika poczucie nawet długotrwałego bólu. Poprawia się nasza koncentracja, często również ustępują bóle głowy. Stabilizuje się praca serca, a chroniczne zmęczenie po prostu nas opuszcza. Budzą się narządy uśpione złą dietą, takie jak: wątroba, trzustka, nerki, pęcherz moczowy i jelita. Warto jednak pamiętać, że jeden raz nie wystarczy. Nie mówię też, że trzeba biegać na zabieg codziennie, nie – wystarczy raz na dwa tygodnie. To tak jak z dbaniem o sylwetkę, nie wprowadzamy jednodniowej diety i nie ograniczamy się do jednej wizyty w siłowni. Warto zadbać o siebie w momencie, kiedy nam jaszcze nic nie dolega za bardzo, unikniemy tym samy wielu nieprzyjemnych chorób.
Co daje refleksologia? Jakich efektów się spodziewać?
Magdalena Malinowska: Stopa jest odbiciem, miniaturką ciała, tu są punkty odpowiadające wszystkim układom: jak oddechowy, kostny, nerwowy, pokarmowy. Uciskając je, dążymy do tego, aby organizm sam się naprawiał, prowadzimy do homeostazy organizmu, czyli utrzymania jego równowagi wewnętrznej.
Coraz chętniej sięgamy po terapie, które w naturalny sposób regenerują nasz organizm. Sprawiają, że czujemy się zdecydowanie zdrowsi i piękniejsi.
Czy ten zabieg jest bolesny?
Magdalena Malinowska: Refleksologia to przyjemny zabieg. Zdarza się czasem bardzo bolesne miejsce, które sygnalizuje, że mamy do czynienia albo z jakimś stanem zapalnym, albo nadwyrężeniem, wtedy zajmuję się nim delikatnie, a po pewnym czasie ból znika zupełnie. Zaczynając zabieg, nigdy nie wiem, jak ciało danej osoba zareaguje na niego. Kiedyś przyszła do mnie pani doktor, która na wejściu powiedziała, że nie wierzy w takie cuda. Gdy pojawiła się ponownie, stwierdziła, że jednak coś w tym musi być, bo nigdy tak dobrze nie spała, jak po pierwszym zabiegu.
W Divali pracujecie też z bańkami.
Grażyna Maciejewska: Zaczęłam pracę bańkami, bo palcami nie jestem w stanie dojść głęboko w miejsca, które wymagają masażu. Bańka mnie w tym wspomaga, jest w stanie wyciągnąć wszystkie stany zapalne na zewnątrz, usuwa też toksyny i wszelkie zastoje. Dobrze też rozmasowuje plecy. Ale stosujemy różne metody, aby osiągnąć wymarzony efekt. Wprowadziłyśmy też do oferty masaże relaksacyjne, bo okazało się, że jest na nie duże zapotrzebowanie. Zaganiani, zestresowani, dajemy co chwila popalić naszemu organizmowi, więc od czasu do czasu nasze
napięte ciało domaga się porządnego masażu – rozluźniającego, relaksującego.
Stosujecie także banki na twarz?
Grażyna Maciejewska: Tak stosujemy, ale od razu uprzedzam, że będą widoczne sińce.
Z jakich zabiegów, które gwarantują naturalne piękno, można skorzystać w Divali?
Grażyna Maciejewska: Zabiegu Facelift Marie Margo. To jedna ze współczesnych technik masażu mięśniowo-powięziowego. Ma doskonałe działanie terapeutyczne, korygujące oraz odmładzające. Sprawia, że mięśnie stają się podatniejsze na modelowanie, bardziej elastyczne. Zabieg działa na tkankę łączną oraz mięśniową na wszystkich warstwach — od skóry do okostnej, a także na takie elementy tkanek jak tkanki okołostawowe, okołookostne tkanki, mięśnie prostowniki ciała. W ofercie znajdziemy także lifting bez skalpela, czyli facemodeling – naturalną metodę modelowania i odmładzania twarzy. Stosuje ją wiele gwiazd jak Scarlett Johansson, Kate Moss czy Meghan Markle. Terapia pobudza skórę do odnowy, widocznie poprawia jej wygląd oraz witalność. Oparta jest na różnych technikach masowania
Jednak niektóre zabiegi na twarz przyprawiają o dreszcze. Pinezkowanie brzmi strasznie. Na czym polega ten zabieg?
Grażyna Maciejewska: Pinezkowanie, to sposób na spowolnienie procesów starzenia w naprawdę bezpieczny sposób. Cieniutkie igiełki wbijane są w zmarszczki, ale nie przecinają tkanek, tylko je rozsuwają. Uszkodzona tkanka wysyła sygnał, że konieczna jest regeneracja. Rusza produkcja kolagenu, zmarszczka się wypłyca, wyglądamy lepiej i młodziej. Najważniejsze, to nie oczekiwać niczego, a spodziewać się wszystkiego. Można iść na skróty i wybrać botoks, ale kiedy on przestaje działać, tkanka robi się coraz cieńsza, potrzebujemy go coraz więcej i częściej. A korzystając z naturalnych metod, stosujemy profilaktykę zdrowia i urody. To jest proces, wymaga czasu – ale w tym wypadku opłaca się być cierpliwym.
Czy z zabiegów można korzystać tylko w Divali na miejscu?
W razie potrzeby dojeżdżamy do klientów, ale głównie pracujemy w naszym gabinecie przy ul. Łąkowej 11. Czasem bywamy też na firmowych eventach i organizujemy wyjazdy dla kobiet. Robimy to, co lubimy. W Divali czuć, że najważniejszy jest dla nas człowiek – panuje tutaj spokój, harmonia i piękno. I chętnie się tym dzielimy.
Rozmawiała Beata Sakowska
Zdjęcie Justyna Tomczak
Divali – masaż i piękno Łódź, ul. Łąkowa 11 514 380 708 facebook.com/divalimasaz
Wojna. Kobieta. Teatr
– W minionym roku pracowałam nad programem Festiwalu, którego temat to „Wojna. Kobieta. Teatr”. Wybuch wojny w Ukrainie wstrząsnął nami jako gest skrajnie antyhumanistyczny. Przytłoczyło nas, że doświadczenia drugiej wojny światowej niczego nas nie nauczyły. Nie wyciągnęliśmy wniosków. Wojna uruchomiła w nas fundamentalne pytania. Gdzie zaczyna się przemoc? Gdzie są korzenie agresji? Co uruchamia przemocowe mechanizmy? Wojna zdominowała nasze myślenie, stała się także tematem spektakli. Wywołała teatr do odpowiedzi. Jak powinniśmy się zachować? Czy mamy prawo uprawiać teatr, kiedy giną ludzie? Czy teatr ma w ogóle sens? Czy teatr wobec wojny ma jakiekolwiek narzędzia? – mówi Ewa Pilawska, dyrektor festiwalu i Teatru Powszechnego w Łodzi, w którym cyklicznie odbywa się impreza.
– Tę edycję Festiwalu dedykuję kobiecie – Krystynie Jandzie. Wybitnej artystce, której nie trzeba przedstawiać (trudno byłoby to zrobić w kilku zdaniach). Stworzyła niezapomniane role w wielu filmach. W teatrze jest mistrzynią – hipnotyzuje widzów, czego wielokrotnie doświadczaliśmy podczas festiwalu. Od kilku dekad odnosi wielkie sukcesy i jest nagradzana na całym świecie – dodaje Ewa Pilawska.
„My Way” Krystyny Jandy otworzył tegoroczny festiwal i został zaprezentowany w dniach 4 i 5 marca.
4 marca rozpoczął się XXIX Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych – pierwszy festiwal teatralny, który powstał w wolnej Polsce. Tematem tej edycji jest „Wojna. Kobieta. Teatr”.
„Sztukę intonacji” Tadeusza Słobodzianka o wielkich mistrzach teatru m.in. Jerzym Grotowskim i Tadeuszu Kantorze, w reżyserii Anny Wilczur pokaże Teatr Dramatyczny z Warszawy (11 i 12.03). Rapowy musical w reżyserii Katarzyny Szyngiery z Teatru im. Słowackiego w Krakowie i Teatru Szekspirowskiego – „1989” będzie miał dwa pokazy (12 i 13.0). „Spartakus. Miłość w czasach zarazy” Jakuba Skrzywanka zaprezentuje Teatr Współczesny ze Szczecina (15.03). Piotr Cieplak przywiezie z Teatru im. Modrzejewskiej z Legnicy „Sen srebrny Salomei” (16 i 17.03), zaś
Jan Klata „Czego nie widać” z Teatru Wybrzeże (18 i 19.03). Słynnego „Ulissesa” Mai Kleczewskiej można zobaczyć w Teatrze Polskim w Poznaniu na wyjazdowym pokazie (25.03). Prapremierę „Bim Bom Boom” Michała Walczaka (30 i 31.03) zaprezentuje gospodarz festiwalu Teatr Powszechny z Łodzi. Pokazowi „Rodzeństwa” Thomasa Bernharda w inscenizacji Krystiana Lupy z Narodowego Starego Teatru z Krakowa (1 i 2.04) towarzyszyć będzie 2 kwietnia premiera książki „Krystian Lupa. Artysta. Wizjoner”, której wydawcą jest Teatr Powszechny w Łodzi.
OFF-Północna. Zawsze warto
Tegorocznym hasłem przewodnim festiwalu OFF-Północna stał się wiersz Jonasza Kofty „Zawsze warto”. – W obliczu zmian i wydarzeń, na które nie mamy wpływu, czasem zapominamy jak to jest żyć w świecie, w którym „człowiek człowiekowi człowiekiem”. Nasi goście będą przekonywać jednak, że zawsze warto iść za głosem serca, uczuć, wrażliwości na drugiego człowieka, sztukę, naturę. Pomimo przeciwności losu i poczucia beznadziei, współtworzyć świat oparty na wyższych wartościach – trwać, działać, kreować i wykorzystywać talenty, którymi zostaliśmy obdarowani – mówi Krzysztof Wawrzyniak, kierownik artystyczny i pomysłodawca Festiwalu OFF-Północna.
Festiwal otworzy, 15 kwietnia kameralny koncert „WAITS 2022”
Konrada Imieli. Tego samego, dnia o godzinie 19 na scenie głównej widzowie będą mogli zobaczyć musical „Kiedyś na wyspie” w reżyserii Agnieszki Płoszajskiej. Kolejny dzień festiwalu to znów dwa tytuły. Na koncert „List do Czarnego Anioła” Patrycji Ziniewicz złożą się poruszające i po mistrzowsku wykonane utwory z repertuaru Ewy Demarczyk – Czarnego Anioła polskiej sceny muzycznej. Natomiast muzodram Moniki Mariotti – „Moja Nina” w reżyserii Adama Sajnuka to osobisty hołd dla Niny Simone.
W festiwalowy wtorek na scenie OFF-Północna zagości Teatr Muzyczny Capitol ze spektaklem „Mury krzyczą albo uliczna śpiewka”. W środę André Ochodlo – jeden z najbardziej uznanych współczesnych interpretatorów pieśni jidysz – wraz z The Odem’s Quintet zaprosi na koncert „Ghetto”.
Następnego dnia uczestnicy festiwalu będą mieli szansę prześledzić historię wieloletniej przyjaźni dwóch niezwykłych kobiet i wybitnych artystek, dzięki przedstawieniu „Édith i Marlene” w reżyserii Marii Seweryn. W roli Édith Piaf zobaczymy Elżbietę Nagel, a w postać Marlene Dietrich wcieli się Marcin Januszkiewicz.
W piątek organizatorzy zapraszają na spotkanie z twórczością Kory
OFF-Północna to tradycyjnie już różnorodność
muzycznych teatralnych form. Taka też będzie siódma edycja festiwalu, który odbędzie się w dniach 15-23 kwietnia w Teatrze Muzycznym w Łodzi.
Jackowskiej, wokół której skupiony jest spektakl Teatru Współczesnego w Warszawie. „A planety szaleją… Młodzi w hołdzie Korze”, w reżyserii Anny Sroki-Hryń w wykonaniu młodych artystów – absolwentów Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza.
W przedostatnim dniu festiwalu (22 kwietnia) w jego programie znalazł się recital Szymona Jachimka – „Z dala od tonacji”. Tego samego dnia na festiwalową scenę OFF-Pół-
nocna powraca Teatr Nowy Proxima, który w zeszłym roku podbił serca widzów brawurowo wykonanym widowiskiem muzycznym – „Kora.Boska”. Tym razem zaprezentuje spektakl „Kazik, ja tylko żartowałem” według scenariusza Ziemowita Szczerka i w reżyserii Piotra Siekluckiego.
Siódmą edycję Festiwalu zakończy tradycyjnie już gala wręczenia Jonaszka zwycięzcy Konkursu Piosenki Aktorskiej im. Jonasza Kofty.
Piotrkowska w obiektywie Artura Ruska
Artur na co dzień prowadzi własne studio fotograficzne Fun&Run Studio mieszczące się w Łodzi przy ulicy Ogrodowa 74 i skupia się na fotografii biznesowej. W wolnych chwilach oddaje się swojej pasji – zdjęciom reportażowym. Wydał już album dedykowany ulicy Włókienniczej, teraz czas na ulicę Piotrkowską. Taką codzienną, bez pudrowania, koloryzowania. Zna jej każdy zaułek. Z setek wykonanych kadrów podczas jednego dnia, wyłapuje ten jeden, który go zachwyca. Postanowił podzielić się z nami wybranymi już kadrami, które będziemy publikować na naszych łamach, by na koniec roku zrealizować większy projekt – wystawę i album. Miłego oglądania.
Lany poniedziałek kręci się w Łodzi
Byliśmy na planie filmowym kolejnej produkcji fabularnej łódzkiego studia Lava Films.
„Lany poniedziałek” to magiczna opowieść o wychodzeniu z traumy i uzdrawiającej sile empatii, w świecie nastolatków i barwnej polskiej Wielkanocy lat dwutysięcznych.
Nieco o fabule
15-letnia Klara została zgwałcona przez zamaskowanego chłopaka w Lany Poniedziałek. Zbliża się kolejna Wielkanoc, a bohaterkę dręczą koszmary i ataki paniki. Jej starsza siostra Marta każe jej o wszystkim zapomnieć. Chcąc się pozbyć dziwnych dolegliwości, Klara postanawia ze wsparciem nowej przyjaciółki, outsiderki Diany, odwiedzić miejsce traumy. Wizyta w kanałach zamiast ukojenia przynosi kolejne trudności – do dziewczyny wracają wypierane wspomnienia. Klara wbrew zakazom starszej siostry uczy się dopuszczać do siebie trudne emocje. Bohaterka zaczyna się zmieniać, co nie podoba się ani Marcie, ani paczce znajomych. Siostry oddalają się od siebie. Klara znajduje oparcie w tajemniczej Bogini, która pomaga jej przytulić swoje cierpienie i zebrać siłę, by pójść na Lany Poniedziałek i skonfrontować się z Martą. Gdy bohaterka ma wreszcie okazję zemścić się na swoim gwałcicielu, rozumie, że nie potrzebuje zemsty – uzdrowiła ją empatia oraz potęga samostanowienia.
Kto występuje
W główną rolę wciela się Julia Polaczek, której na ekranie partnerują: Nel Kaczmarek, Weronika Kozakowska, Jowita Budnik, Anita Poddębniak oraz Maja Kleszcz. Reżyserką „Lanego Poniedziałku” jest Justyna Mytnik, która wraz z Rosannną Hall – jest również współautorką scenariusza. Za zdjęcia odpowiada Maciej Twardowski, a za scenografię – Jana Łączyńska. Film powstaje w koprodukcji polsko-czesko-estońskiej. Koproducentem filmu jest EC1 Łódź – Miasto Kultury, współfinansowany przez Polski Instytut Sztuki Filmowej. Polskim dystrybutorem filmu jest Monolith Films. W Łodzi realizowana jest połowa zaplanowanych dni zdjęciowych.
Nakręcili w Łodzi
Filmowcy lubią Łódź, powstało tu wiele fantastycznych filmów,
w tym oscarowa „Ida” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego oraz „Zimna Wojna”, która zdobyła w Cannes nagrodę za reżyserię, a podczas festiwalu filmowego w Gdyni Złote Lwy dla najlepszego filmu, a także nagrody za montaż i dźwięk. Swoje filmy kręcili w Łodzi tacy mistrzowie jak Andrzej Wajda – „Ziemia obiecana”, „Powidoki”, Juliusz Machulski – „Seksmija”, „Kingzajz” „Vabank”, czy Władysław Pasikowski – „Psy” i „Psy II”. W Łodzi zrealizowano też „Dzieje grzechu”, „Zaklęte rewiry”, „Zazdrość i medycyna”, „Zezowate szczęście”.
Powstają tu również seriale, z najnowszych „Król” adaptacja powieści Szczepana Twardocha, „Żywioły Saszy” na podstawie książki Katarzyny Bondy z Magdaleną Boczarską w roli głównej.
Od jedenastu lat kręcony jest w Łodzi serial „Komisarz Aleks” opowiadający o pracy i życiu prywatnym łódzkich policjantów.
Zdjęcia z planu: Roman Savchenko, Jacek Kopyść i Aleksandra Banaś
Polecamy, co warto zobaczyć...
Queen symfonicznie znowu w Wytwórni
Projekt QUEEN SYMFONICZNIE powraca do łódzkiego klubu Wytwórnia. Niezwykłe koncerty
łączące nieśmiertelną muzykę zespołu QUEEN z symfonicznymi aranżacjami w wykonaniu chóru i orkiestry Alla Vienna już od ponad 10 lat zachwycają fanów twórczości legendarnej grupy.
To dwugodzinny spektakl podzielony na dwie części, z najwspanialszymi kompozycjami Queen. Finał występu uświetni także występ solisty Sebastiana Machalskiego wcielającego się w rolę Freddiego Mercury’ego. Zespół wystąpi z najnowszym programem, do którego włączono nowe utwory w wyjątkowych aranżacjach na 10 instrumentów.
Klub Wytwórnia, 2 kwietnia godz. 16 i 19.30
Zabójca rzucił wyzwanie
Łódź. Początek grudnia 2020 roku był wyjątkowo udany dla Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej. Podkomisarz Adrian Perg wraz z partnerami rozwiązali sprawę tajemniczych morderstw bezdomnych mężczyzn. Wydawało się, że limit zbrodni w mieście wyczerpał się do końca roku. Nic bardziej mylnego. Perg znajduje za szybą swojego samochodu kartkę z drastyczną dziecięcą rymowanką. Szybko okazuje się, że taka sama treść została wyryta na ciele zamordowanego chłopca, a okaleczenia i sposób odebrania życia przyprawiają wszystkich o ciarki.
Podkomisarz Perg w mig orientuje się, że zabójca rzucił mu wyzwanie, informując o rozpoczęciu krwawego „dzieła”.
„Sznyta” Adam Widerski
Namiętność i zbrodnia
Potworna zbrodnia. Namiętność sprzed lat. I przeszłość, która nie daje o sobie zapomnieć. W trakcie Festiwalu Światła w Łodzi dochodzi do makabrycznego odkrycia. W jednej z instalacji świetnych znalezione zostają zwłoki znanej dziennikarki. Na ciele kobiety zabójca wyciął nazwisko młodej śledczej Zoi Sterlak, która rok wcześniej odeszła ze służby w atmosferze skandalu i zaszyła się w rodzinnym Rovinj na wybrzeżu Chorwacji.
Zoja wraca do Polski, aby uporządkować swoje sprawy, a jej dawni policyjni partnerzy – w tym Kardas, z którym w przeszłości łączył dziewczynę płomienny romans – przekonują ją, by pomogła im w śledztwie.
„Bez wyboru” Agnieszka Płoszaj
IRA na 35-lecie zespołu
IRA to jeden z najważniejszych polskich zespołów, który na rockowej scenie jest od 35 lat. Ponad trzy dekady aktywności scenicznej, 12 albumów studyjnych, występy na największych polskich festiwalach rockowych, niezliczona liczba tras koncertowych oraz wiele najbardziej prestiżowych statuetek przemysłu muzycznego.
Niesamowita atmosfera, niepowtarzalne brzmienie i ogromna energia sceniczna powodują, że ich koncerty przyciągają rzesze fanów. W trakcie jubileuszowej trasy, która odwiedzi dziewięć miast, nie zabraknie największych przebojów, które wielokrotnie podbijały serca fanów oraz muzycznych niespodzianek.
Klub Wytwórnia, 24 kwietnia, godz. 20
co warto przeczytać
Zabij to i wyjedź z tego miasta
„Mariusz Wilczyński. Zabij to i wyjedź z tego miasta” i „Postscriptum: Nalepa i Wilk”, to dwie nowe wystawy czasowe w Muzeum Kinematografii w Łodzi.
Trzy lata po światowej premierze filmu na Berlinale Muzeum Kinematografii prezentuje wystawę przygotowaną we współpracy z Zachętą – Narodową Galerią Sztuki w Warszawie. Pokazuje ona warsztat artysty, oryginalne rysunki, elementy scenografii i fragmenty ostatecznie nie włączone do filmu. Ekspozycji towarzyszy znakomite postscriptum w postaci wystawy Nalepa i Wilk, złożonej z prezentowanych po raz pierwszy zdjęć bluesmana autorstwa Mariusza Wilczyńskiego.
Muzeum Kinematografii do 18 czerwca 2023
50 słów! Dlaczego zawsze tak jest?
Kochamy historie o miłości. Nic tak się nie sprzedaje, jak obietnica spełnienia romantycznych pragnień, ubrana w niezbyt konkretną, a jednak znaną wszystkim perspektywę czasową „długo i szczęśliwie”. Kupili ją również Lena i Adam, bohaterowie sztuki „50 słów” Michaela Wellera, którą można oglądać na deskach Teatru Kamila Maćkowiaka. Lenę (Maria Seweryn) i Adama (Kamil Maćkowiak) poznajemy po 10 latach małżeństwa, w pierwszy wieczór, który spędzają bez 9-letniego syna. Wyjątkowa okazja budzi w małżonkach spore oczekiwania – on liczy na świetny seks, ona – że nadrobi zaległości w pracy i zrelaksuje się przy kieliszku wina. Banał? Nic z tych rzeczy.
Teatr Kamila Maćkowiaka, Centrum Dialogu, 18 i 19 marca, godz. 19 i 16
INNA. Księżniczka Burgunda w Arlekinie
Jeden z najbardziej znanych polskich dramatów Witolda Gombrowicza pt. „Iwona, księżniczka Burgunda” mogą obejrzeć widzowie na scenie łódzkiego Arlekina. Spektakl dla dorosłych widzów reżyseruje, dyrektor tej sceny, Wojciech Brawer. W scenerii królewskiego dworu dramatu Gombrowicza wszyscy noszą maski pozorów, ukrywając swe prawdziwe oblicza i intencje. Ale pewnego dnia pojawia się ona - tajemnicza, milcząca, obca Iwona, która jako jedyna maskę odrzuca. Jej postać burzy cały dotychczasowy porządek. Iwona stanowi coś w rodzaju lustra, w którym mieszkańcy dworu wcale nie chcą się przeglądać. Jako obcy element układanki kobieta budzi wrogość i staje się obiektem kpin.
Teatr Arlekin, 4 marca, 29 i 30 kwietnia
Orkiestra Titanic w Jaraczu
Bohaterami „Orkiestry Titanic” Christa Bojczewa jest czworo włóczęgów – Doko, Prodan, Meto i Ljubka. Przebywają na opuszczonej stacji kolejowej. Snują tam bolesne wspomnienia o nieudanej przeszłości i śmiałe plany poprawy swojego losu. Ma im w tym pomóc napad na pociąg. Kłopot w tym, że od dawna żaden nie zatrzymał się na ich dworcu. Sytuacja zmienia się radykalnie, gdy przy peronie niespodziewanie staje na moment długo wyczekiwany skład i wytacza się z niego kompletnie pijany iluzjonista Harry.
Teatr im. Jaracza, 15, 16, 17 marca godz. 19
Sukces po łódzku
Tak miło spędzaliśmy czas podczas kolejnej odsłony cyklicznych spotkań, które organizujemy dla przedsiębiorców goszczących na naszych łamach. Goście dopisali, były ciekawe rozmowy tym razem o tym, jak dobre zdjęcie może pomóc nam w odniesieniu sukcesu mówił fotograf Artur Rusek. Pianista Maciej Tubis mówił o tym jak można zatracić się w muzyce, a pisarka Agnieszka Płoszaj zdradziła przepis na dobry kryminał osadzony w Łodzi. Było też co nieco o finansach. Jak ważne jest w tym zakresie planowanie mówiła Nadia Goszczyńska. O podniebienia zadbał tym razem Pan Kanapka, o fotorelację zadbała Justyna Tomczak.
Divy dwie
Kamil Maćkowiak
aktor, reżyser, scenarzysta i choreograf Laureat ponad dwudziestu nagród teatralnych, Prezes Zarządu Fundacji Kamila Maćkowiaka. Jednym z najsłynniejszych jego spektakli jest monodram „Niżyński”. Zagrał główną rolę w filmie Jerzego Stuhra „Korowód”, grywa w licznych serialach. Od kilku lat produkuje spektakle pod szyldem własnej Fundacji.
Dziesięć lat temu o tej porze przygotowywałem się do swojego kolejnego debiutu jako teatralny producent, manager i autor scenariusza. Po tym, jak spektakularnie wkroczyłem do sekretariatu swojego ówczesnego teatru z wypowiedzeniem i dramatycznym wyznaniem: „odchodzę”, oraz jak miasto Łódź przyznało mi pierwszy grant w ramach konkursu na realizację wydarzeń artystycznych, mój autorski monodram „DIVA SHOW” z marzeń stał się planem.
Wiedziałem tylko, że chcę być wystylizowany na Tinę Turner, że wykorzystam swoje archiwalne projekcje z dzieciństwa w ramach flirtu z własną biografią, żeby nadać owej Divie pewną dwuznaczność i kilka tropów do interpretacji. Znajomi i rodzina pukali się w czoło, widząc pierwsze zajawki prasowe, gdy w peruce uczesanej na grzyb nuklearny, w osiemnastocentymetrowych szpilko-koturnach wykrzywiam twarz, udając ikonę rocka i zapowiadając swoją artystyczną niezależność w ramach własnej Fundacji. „Maćkowiak oszalał, będzie Tiną Turner” - wyczytałem na jakimś forum i nie była to odosobniona opinia, także wśród moich najbliższych. Z rodzicami ograniczyłem wówczas kontakty, bo regularnie wieszczyli moje artystyczne samobójstwo.
Spektakl jednak rodził się w niewiarygodnej atmosferze, wśród wspaniałej grupy ludzi, którzy towarzyszyli nam wtedy, powstał zresztą o tym okresie pełnometrażowy dokument „Projekt Diva”.
Jeśli o jakimkolwiek momencie w życiu teatralnym mogę napisać, że był to czas twórczego uniesienia, to było to właśnie wtedy. „DIVA SHOW” miało swoją premierę w październiku 2013 roku i jest grane do dziś, będąc wciąż naszym największym frekwencyjnym sukcesem. Spektakl stał się fenomenem docenionym przez krytyków, ale przede wszystkim zyskując niesamowite opinie Widzów.
Jego uniwersalna tematyka: samotność, poczucie niespełnienia, rozbita rodzina, toksyczne relacje, uzależnienie, depresja połączone ze skrzyżowaniem stand-upu z psychodramą, atrakcyjnymi multimedialnymi projekcjami, ciągłymi interakcjami z publicznością stworzyły widowisko, które wymyka się etykietkom, a które stwarza między widzami a mną - Divą niesamowitą więź. Bo Diva stała się niezależnym bytem, jest czymś więcej niż kolejną teatralną rolą, jest ambasadorem naszego Teatru, jest platformą do komentowania rzeczywistości. Zyskała swój fanklub, a jego rekordziści zobaczyli ten monodram po kilkadziesiąt razy.
Jestem naprawdę z tego przedstawienia dumny, bo obok ważnej dla mnie Nagrody dla Twórcy Sezonu im L. Schillera, którą odebrałem na scenie Teatru Starego w Krakowie, czy Grand Prix na festiwalu monodramów WROSTJA we Wrocławiu, najważniejszym wyróżnieniem są reakcje Widzów. Diva wciąż wygrywa plebiscyty na ulubiony spektakl w naszym repertuarze. W trakcie tej dekady zagraliśmy ją ponad 150 razy, na wielu scenach.
Czemu te wspominki dziś? Bo oto kolejne marzenie, które snułem po cichu, dzięki dotacji z miasta staje się planem. Z okazji naszego jubileuszu na jesień tego roku zrealizuję drugą część tego spektaklu. „DIVA 2, czyli ciąg dalszy nastąpił” w nowym anturażu, peruce, kostiumie, wśród nowych multimedialnych projekcji opowie swoje losy, ale przede wszystkim znów postara się uderzyć w nasze najskrytsze i najdelikatniejsze struny. Jaka będzie ta Diva, gdy mija właśnie rok od wybuchu wojny w Ukrainie, inflacja dojeżdża zarówno przedsiębiorców, jak i osoby prywatne, wokół coraz więcej depresji, nerwic, załamań. Jak ma pocieszyć? Jak nie zawieść swoich odbiorców? Jak przytulić? Jeszcze nie wiem, siedzę nad pustą kartką i zaskakuje mnie to, o czym chcę napisać.
Trzymajcie kciuki, proszę.