łódzkie
4(25) grudzień / styczeń
2021/2022
m a g a z y n
Nawroccy | Tworzą historię łódzkiej okulistyki Janusz Chabior | Jestem szczęściarzem. I w to mi graj! Katarzyna Klimkiewicz | Bo we mnie jest seks Witold Skrzydlewski | Cel: walka o Ekstraligę
Pięknych Świąt Bożego Narodzenia, zdrowia i radości z każdego dnia 2022 roku! Życzy Rodzina Skrzydlewskich
www.skrzydlewska.pl
kwiaciarnieskrzydlewska
kwiaciarnieskrzydlewska
Edytorial
Dzień dobry „Cały czas szukaj nowych celów. Nawet jeśli jesteś już bogaty, nawet gdy masz ustabilizowaną firmę. Wciąż pytaj, patrz, szukaj, główkuj, co jeszcze innego można zrobić”. (Ray Kroc, założyciel McDonald’s) Lubicie w zimowe wieczory opatulić się w ciepły koc i popijając herbatę z cytryną (z pomarańczą też jest dobra) i z miodem, pooglądać komedię romantyczną, przeczytać ciekawą książkę czy posłuchać muzyki? Pewnie lubicie, jak zresztą całkiem spora część rodzaju ludzkiego. Oczywiście ta część, która ma kanapę, koc i herbatę. Dla wielu z nas takie spędzanie czasu jest normą, a przy okazji przyjemnością. Kiedy jednak rozmawiam z bohaterami wywiadów publikowanych na naszych łamach dostrzegam, że bezczynność jest czymś, co nie mieści się w ich katalogu życiowych zasad. Może dlatego różnica między ludźmi odnoszącymi sukcesy a ludźmi, którzy tych sukcesów nie odnoszą, jest prosta – ci pierwsi podejmują działanie, ci drudzy leżą na kanapie... Truizmem będzie stwierdzenie, że sukces przychodzi jedynie do tych, którzy wciąż działają, poszukują nowych rozwiązań, stawiają sobie cele, a w poważaniu ma tych, którzy tylko oczekują jego nadejścia. Dlatego, choć lubię czasem nicnierobienie to jednak sposób na życie, szczególnie zawodowe, mam inny. Taki, jak bohaterowie tego wydania. Janusz Chabior, wykonywał w życiu wiele zawodów, przez chwilę był nawet pracownikiem cmentarza komunalnego we Wrocławiu. Każda praca była dla niego ważna i nigdy nawet nie marzył o tym, by zostać aktorem. Dziś jest szczęśliwy i mówi: „Do sukcesu dotarłem ciężką pracą. Mam z czego czerpać inspirację do moich ról”. Anna Grabarek i Marcin Celmerowski odważnie inwestują w kolejne biznesy, ich kreatywność wydaje się nie mieć końca. Gdy pandemia położyła się cieniem na gastronomii, wpadli na pomysł, by ruszyć z Wekownią. Gdy pojawiły się problemy z wyjazdami na wakacje, postawili na kampery. Kto wie, czym teraz nas zaskoczą. Witold Skrzydlewski ciągle czuje niedosyt, choć wydawałoby się, że w biznesie osiągnął już wszystko i spokojnie mógłby przejść na zawodową emeryturę, ani myśli o tym. Nadal rozwija sieć kwiaciarni i przez cały czas inwestuje w sport żużlowy i usługi pogrzebowe. Wiecie, dlaczego to robią? Odpowiedzią na to pytanie niech będzie jeden z cytatów Marka Twaina: „Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”. Koniec roku zwykle sprzyja powstawaniu planów i podejmowaniu zobowiązań. A zatem zejdźmy z tej kanapy i działajmy! My mamy dla Was, drodzy Czytelnicy, szereg nowych propozycji. Już niebawem zaczniemy je realizować. A korzystając z okazji życzymy Wam spokojnych, zdrowych Świąt Bożego Narodzenia i pomyślności w 2022 roku! W imieniu całego zespołu Redaktor naczelna
4
Auto Salon Sp. z o.o. ul. Łódzka 28 Warszawa ul.Zgierz, Wiejska 5, 10-200 Łódź, ul. Brukowa 2 Łódź, ul. Przybyszewskiego 176 tel. 42 612 12 22
www.jaszpol.pl
Spis treści
SPOTKANIA 14 18
Janusz Chabior Jestem szczęściarzem. I w to mi graj! Katarzyna Klimkiewicz Bo we mnie jest seks
BIZNES 30 32 36 38 42 44 48 52 54 57 58 61
Robert Westland Jeśli człowiek jest uczciwy, to nic złego nie powinno się zdarzyć Nawroccy Zapobiegają, leczą i tworzą historię łódzkiej okulistyki Monika Zielińska‑Mysior Sztuka i biznes, czyli jak budować markę firmy Anna Kędziora-Szwagrzak Lubię, kiedy wokół mnie dużo się dzieje Marcin Ślawski Słaby złoty i inflacja. Tak zapamiętamy rok 2021? Rafał Leśniak Nigdy nie zwalniam tempa Krzysztof Jaroszewicz Salony Grupy Jaszpol najlepsze w Polsce Witold Skrzydlewski Cel: awans do play-off i walka o Ekstraligę! Adam Skórnicki Wybór jest zawsze lepszy niż jego brak Wojciech Rożnowski Jak zadbać o dobre samopoczucie w pracy? Marek Robacha Primulator ma 30 lat! Łódzki sukces ze skandynawskim DNA Robert Urbański Baltic Estate: premium w cenie standard
STYL ŻYCIA 64 Piotr Wendołowski Wino i zupa grzybowa, czemu nie! 66 Marcin Celmerowski Wolność, niezależność i piękne widoki 68 Anna Grabarek Wyjątkowe święta z Grupą Bawełna 70 Alicja Dębowska i Mateusz Stypułkowski Wspierajcie się i motywujcie 74 Dobronianka Idealne miejsce na relaks 76 Monosfera Przestrzeń dla dużych i małych 79 Srebrzyńska Park II Otoczenie ma znaczenie 81 Diasfera Samotne wilki i jednorożce 84 Poldem Z Challengerem i Quazi życie staje się komfortowe! 86 Anetta Grzanek Poznaj swój GŁÓD i naucz się go KARMIĆ 88 Tymoteusz Skirucha Sam dokonujesz wyborów 90 Katarzyna de Lazari-Radek Przez ruch do szczęścia 92 Selgros Pomaga szkołom gastronomicznym
SMAKI 94 96 98
Michał Bartczak i Adam Kopczyński Ukryte rzeki w Ogrodach Geyera Zbigniew Stempień Najlepsza pizza neapolitana w Łodzi Jacek Matuszewski Pan Kanapka, firma cateringowa z Łodzi, która zrewolucjonizowała branżę
MOTORYZACJA 100 Jaszpol Firmowe auta elektryczne z dopłatą
URODA 102 Izabella Pietruszka‑Kluska Zimą włosy wymagają otulenia
ZDROWIE 104 Aneta Grochowina Marzenia mają moc 106 Magdalena Hafezi‑Chojecka Stopy są zwierciadłem naszego zdrowia
Wydawca RSMEDIA Robert Sakowski Redakcja 509 499 400 91-174 Łódź, ul. Romanowska 55i lok. 46 redakcja@lifein.pl www.lifein.pl
6
Redaktor naczelna Beata Sakowska Współpracują z nami Mateusz Lipski Kamil Maćkowiak Katarzyna Malinowska
Foto Izabela Urbaniak Magdalena Kaczmarek Paweł Keler Justyna Tomczak Grafika i skład KosMedia Jarosław Kosmatka Identyfikacja i lifting layoutu
Patronaty 509 499 400 patronaty@lifein.pl Reklama reklama@lifein.pl Katarzyna Stawicka 660 440 904 Damian Karwowski 727 925 865
Jarmark Bożonarodzeniowy
Nowe gwiazdy
ULICA PIOTRKOWSKA
ULICA PIOTRKOWSKA Magiczny, świąteczny zakątek pachnący choinkowym lasem, piernikami i świątecznymi specjałami. Tak do świąt prezentuje się ulica Piotrkowska. Trwający Jarmark Bożonarodzeniowy to idealne miejsce na zakupienie świątecznych prezentów, wyjątkowej biżuterii czy rękodzieła z różnych stron świata. Tradycyjne smaki, produkty lokalne i regionalne przeplatają się z nowoczesnymi smakami i potrawami. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Jarmark to także wyjątkowa okazja do wspólnego spędzenia czasu, udziału w animacjach, występach.
Coraz więcej lokatorów
Łódzka Aleja Gwiazd wzbogaciła się w tym roku o dwie kolejne gwiazdy znakomitych artystów Andrzeja Chyry i Andrzeja Żuławskiego. Są to już 86. i 87. gwiazdy! Andrzeja Chyra to jeden z najbardziej rozchwytywanych aktorów filmowych i teatralnych. Andrzej Żuławski to wybitny polski reżyser i scenarzysta, którego filmy na stałe zapisały się w historii kina polskiego i francuskiego. Awangardowy twórca obrazów wyprzedzających swoje czasy.
Wiedźmin na ścianie
ŁÓDZKI OGRÓD ZOOLOGICZNY W łódzkim zoo co rusz pojawiają się kolejni podopieczni. Do grona lokatorów miejskiego ogrodu dołączyły m.in. pingwiny przylądkowe, wikunie jeżozwierze palawańskie, kangur oraz kitanka lisia. Razem z kitanką przyjechał także wieloszpon lśniący – zupełnie nowy gatunek w łódzkim zoo. Wieloszpon podobnie jak jeżozwierze palawańskie zamieszka w przyszłości w Orientarium. Wszystkie nowe zwierzaki można już oglądać na ekspozycji.
Miliony świateł w parku PARK ŹRÓDLISKA Plenerowa instalacja „Alicja w Parku Miliona Świateł” rozświetliła uliczki w parku Źródliska! Na zwiedzających czeka tętniąca kolorami kraina, w której spotkamy tajemnicze postaci, ogromne kolorowe owady, chichoczące rośliny, opowiadające bajki zwierzęta czy skrzypiące drzwi. Dzięki setkom świetlnych rzeźb park zamienia się w zaczarowany ogród. Krainę czarów można odwiedzać do końca lutego przyszłego roku. „Alicja w Parku Miliona Świateł” zaprasza codziennie od godz. 17 do 22
MANHATTAN Na trzech ogromnych ścianach łódzkiego Manhattanu powstał obraz, którego bohaterem jest Geralt z Rivii, najbardziej znany bohater epickiej sagi łodzianina Andrzeja Sapkowskiego – „Wiedźmin”. Biorąc pod uwagę wysokość ścian – ponad 70 metrów – to największy mural w Polsce, jeden z największych na świecie. Podzielony na trzy ściany obraz, łącznie ma prawie 2000 mkw. Autorem projektu muralu jest Jakub Rebelka, malarz, autor komiksów, zdobywca wielu nagród komiksowych, jeden z najciekawszych ilustratorów w Polsce.
Polecamy
Róbmy swoje TEATR JARACZA Róbmy swoje... to wieczór poświęcony twórczości niekwestionowanego geniusza polskiej piosenki – Wojciecha Młynarskiego. W spektaklu oprócz absolutnych przebojów (m.in. Jesteśmy na wczasach, W Polskę idziemy, Przyjdzie walec, Jeszcze w zielone gramy), zaprezentowany zostanie bogaty wachlarz utworów poetyckich i obyczajowych (m.in. Tak, jak malował pan Chagall, Kocham cię życie czy Lubmy się). Reżyserii spektaklu podjął się Jacek Bończyk (aktor, librecista i reżyser), który wielokrotnie współpracował z Wojciechem Młynarskim. 30, 31 grudnia, godz. 19, 20
Wieczór pełen zaskoczeń ARTKOMBINAT SCENA MONOPOLIS Piotr Bałtroczyk twierdzi, że początek jest ważny, być może nawet ważniejszy od końca. Choć dobrze, gdy koniec jest równie miły jak początek. Zatem ważne, by dobrze zacząć. Bałtroczyk zaczyna niebanalnie od: „Dobry wieczór Państwu, nazywam się Piotr Bałtroczyk i jestem atrakcją”. A Wy jesteście dla mnie atrakcją, bez Was czułbym się jak w domu, samotny i niepotrzebny”. I to właściwie jedyny powtarzalny fragment wieczoru, w którym macie szansę uczestniczyć. Co nastąpi po: „Dobry wieczór Państwu”, jest również zagadką dla Bałtroczyka. 20 grudnia, godz. 17.30 i 20.30
Kolędowanie z Janem Pawłem II KLUB WYTWÓRNIA
Zombi Maćkowiaka
Z okazji Bożego Narodzenia, Bracia Golec przygotowali wzruszający koncert, w którym zaśpiewają najpiękniejsze polskie kolędy… razem z Janem Pawłem II. Elementem przedsięwzięcia są unikatowe nagrania, które Łukasz i Paweł otrzymali od zaprzyjaźnionej Siostry Teodory, Sercanki, która pracowała podczas pontyfikatu Jana Pawła II w Watykanie. W czasie koncertu Golec uOrkiestra zaprezentuje 15 kolęd, ale także podzieli się swoimi świątecznymi wspomnieniami i opowie, dlaczego ich marzeniem było wspólne kolędowanie z Janem Pawłem II? 5 stycznia, godz. 18
CENTRUM DIALOGU Zombi Christiana Lollike to kalejdoskop przeróżnych, nierzadko skrajnych postaw Europejczyków wobec problemu uchodźstwa. Atrakcyjny formalnie dramat porusza temat uchodźstwa, problem, przed którym staje Stara Europa i długo jeszcze problemu tego nie rozwiąże, bo jak wiemy, nie ma tu prostych i łatwych rozwiązań. Lollike pokazuje zjawisko uchodźstwa z wielu różnych perspektyw, dając tym pełny obraz złożoności problemu. 29 i 30 stycznia, godz. 19
Tańczący z gwiazdami TEATR POWSZECHNY Jak mówi autor sztuki i reżyser Michał Walczak, Tańczący z gwiazdami to inspirowany powieściami Stephena Kinga i filmami Davida Lyncha horror musical o teatrze, który po miesiącach pandemicznego miotania się między życiem a śmiercią wraca do życia, wystawiając rewiowy hit – adaptację autobiografii polskiego Liberace, Bohdana Gadomskiego. Zmarłego w 2020 roku kolorowego ptaka polskiego show biznesu, dziennikarza multimedialnego i przyjaciela gwiazd: Krzysztofa Krawczyka, Ewy Demarczyk, Aldony Orłowskiej. W grudniu i styczniu na Małej Scenie
10
Zdrowych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku życzy
Zespół Okulistyka Nawroccy
Polecamy
Monopolis we władaniu pięknej królowej Monobelli! Śnieżna kraina to wyjątkowa świąteczna dekoracja wykonana w galerii w pasażu Monopolis. Przygotowano ją wzorem największych nowojorskich domów mody. Wraz z nadejściem pierwszego śniegu, na saniach zaprzężonych w białe renifery, do śnieżnej krainy Monopolis dotarła Monobella – zimowa królowa, która przejęła władanie nad krainą. Towarzyszą jej niedźwiedzie polarne, renifery oraz leśni przyjaciele, których podziwiać można w galerii w pasażu. Wszystko w scenografii gór i zamku królowej. Na koronację Monobelli przygotowano również instalację świetlną, która wprowadza gości Monopolis w świąteczną atmosferę.
12
Wszyscy, którzy odwiedzą Monopolis mogą wykonać pamiątkowe zdjęcie z królową, a także na tle wielu świetlnych instalacji, które ozdabiają zabytkową przestrzeń dawnego Monopolu Wódczanego. Małe księżniczki i książęta przybyłe do śnieżnej krainy mogą zasiąść z królową w jej saniach i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, które zostanie wydrukowane w specjalnej na ten cel przygotowanej ramce.
Królowa Monobella przejęła we władanie śnieżną krainę Monopolis, zamieniając ją w magiczne miejsce przepełnione bajkowymi atrakcjami dla wszystkich przybyłych gości! Małych i dużych.
– Grudzień to magiczny czas. Dlatego chcemy, żeby odwiedzający Monopolis, poczuli wyjątkową, świąteczną atmosferę. Oddaję Monopolis w dobre ręce i jestem pewien, że królowa Monobella zna-
komicie zaopiekuje się naszymi gośćmi – mówił z uśmiechem Krzysztof Witkowski, prezes Virako, prezentując królową Monobellę.
Zdjęcia z Monobellą można robić w weekendy. Świąteczną wystawę, goście mogą podziwiać przez cały zimowy sezon, do końca stycznia 2022 roku.
Spotkania
16
Spotkania
Jestem szczęściarzem. I w to mi graj!
Młodość spędził w Legnicy i nawet przez chwilę nie marzył o tym, by zostać aktorem. A jak już nim został, to w legnickim teatrze grał dzień w dzień przez 17 lat. Doceniony za swoje role trafił do Warszawy. Stamtąd ma blisko do Łodzi, w której gra w serialu Komisarz Alex. O naszym mieście wyraża się ciepło i cieszy go, że udaje się mu zachować ten cenny, niepowtarzalny fabrykancki charakter. W rozmowie z LIFE IN JANUSZ CHABIOR, aktor teatralny i filmowy, który zagrał ponad 100 filmowych ról i niezliczoną ilość teatralnych! 17
Spotkania
18
Spotkania
Łódź Przygotowując się do wywiadu, odniosłam wrażenie, że dziennikarze wypytali Cię już o wszystko. A może jednak jest coś, co umknęło ich uwadze. Jakieś pytanie, którego jeszcze nikt nie zadał? No pewnie. Myślę, że jest tych pytań ile gwiazd na niebie. Tyle że to moje niebo i nie na wszystkie odpowiadam. (śmiech) Z Łodzią wiąże Cię serial Komisarz Alex. Kiedy ostatnio byłeś tu na planie filmowym? Mhm... cholera. Chyba na początku tego roku. Dużo się dzieje w moim życiu zawodowym, dlatego mój twardy dysk w głowie przechowuje w pamięci tylko ostatni tydzień, a obawiam się, że niebawem będzie działał, jak paczkomat, który przesyłkę przechowuje tylko przez 48 godzin. O właśnie dostałem SMS, że paczka z powodu nieodebrania w terminie wróciła do nadawcy. (śmiech) Przeczytałam, że jeszcze w tym roku ruszają zdjęcia do siedemnastej serii serialu i że Ciebie na szczęście nie zabraknie w obsadzie? Tak. Wracam na plan do Łodzi i chyba będę ostatnim bohaterem tego serialu, który występuje w nim od pierwszego odcinka. No chyba jeszcze Magdalena Walach? Serialowa Lucyna Szmidt poprosiła komendanta o urlop. Ciężko przeżyła śmierć Górskiego. No, ale może wróci... Byłoby fajnie, lubię grać z Magdą. Miałeś czas, by poznać nieco Łódź? Masz jakieś miejsce, które szczególnie zapadło Ci w pamięci i mam nadzieję, że to nie filmowe prosektorium, o ile ono w ogóle jest w Łodzi? Lubię Łódź. Dobrze czuję się w tym mieście. Po zdjęciach zawsze znajdę czas na spacer po klimatycznych miejscówkach (Księży Młyn, Cmentarz Żydowski, Cmentarz Ewangelicki czy Las Łagiewnicki). Lubię posiedzieć w woonerfach na ul. Traugutta i Piramowicza. W Łodzi jest dużo street artu. Lubię się włóczyć i odkrywać nowe murale. Widzę wtedy, jak Łódź się zmienia (nawet dziur w drogach jakby mniej). Cieszę się, że podnosi się z ruin i wieloletnich zaniedbań. Cieszę się, że udaje się miastu zachować ten cenny, niepowtarzalny fabrykancki i wielokulturowy charakter. Absolwentem łódzkiej filmówki jest mój syn Nikodem. Mam piękne wspomnienia z młodości związane z Retkinią, Bałutami i oczywiście z ulicą Piotrkowską. Jakie fajne imprezy tam były! No i fajne ciuchy tutaj macie, za każdym razem znajduję coś ciekawego. Do ciuchów jeszcze wrócimy, obiecuję. Ale zostańmy na chwilę w krainie psa Aleksa. Gdzie tak naprawdę jest królestwo Leona Bergera, policyjnego patologa? A nie mówili ci, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła? To może powiem tylko, że prosektorium zostało stworzone na potrzeby serialu i znajduje się w Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej. Adresu nie podam, bo do tego miejsca z własnej woli się nie przyjeżdża. Jak ktoś mnie będzie miał odwiedzić, to i tak go przywiozą. (śmiech)
Zwierzęta Wpisując w internetową wyszukiwarkę Leon Berger, w pierwszej kolejności wyskakuje leonberger – niezwykle mądry i zrównoważony pies, ze względu na swoje łagodne usposobienie i mądrość wspaniale dogada się z każdym, kto ma dobre serce, umie stawiać granice i jest odpowiedzialny. Dogadalibyście się? W mojej młodości raczej nie, teraz powiedzmy… (śmiech) tak! Skoro o psach mowa, to w Łodzi bywasz też, ponieważ angażujesz się w akcje adopcyjne na rzecz porzuconych psiaków. Sam masz psa ze schroniska. Jak zaczęła się przyjaźń z Batmanem? Bardzo filmowo. Dostałem rolę w filmie „Proste pragnienia”. Parę dni zdjęciowych. Moim głównym partnerem miał być pies. Producent wybrał psiaka trochę niefortunnie (wyjątkowo nieutalentowanego białego pudla). Ciągle szczekał i szczerzył na mnie kły. Musiałem mu 19
Spotkania
podziękować za współpracę. Pojechałem do schroniska i znalazłem odpowiedniego aktora, czyli Batmana. Popatrzyliśmy sobie w oczy i od razu wiedziałem, że to jest ten właśnie pies. Nie zawiódł mnie. Po zdjęciach nie było innej opcji, wróciliśmy razem do Warszawy. To było 10 lat temu, nigdy nie żałowałem tej decyzji. Batman był psem po przejściach. Miał tylko trzy łapy. Ludzie mnie zaczepiali, jak razem spacerowaliśmy i pytali się: „Ojej, co się pieskowi stało”?. A ja odpowiadałem: „Nic się nie stało. To taka rasa, Trójnóg Berneński. Są takie tylko trzy w Polsce. Jeden u mnie a dwa w Łodzi”. (śmiech) Najwspanialszy przyjaciel ever. Mój inteligentny twardziel ma dzisiaj 21 lat. Piękny wiek. Polecam psy ze schroniska, one wiedzą o co chodzi w życiu. Na filmowym planie w „Odwróconych” towarzyszył Ci też york Pikuś. Lubiliście się? Pytam, bo mam yorka o tym imieniu i bardzo się lubimy. Może to wnuczek naszego Pikusia. Proszę go poczochrać za uszkiem. W filmie nasz Pikuś (w rzeczywistości nazywał się inaczej) to był pies matki Kowala. Mama odeszła i Kowal, czyli Andrzej Grabowski musiał się nim zaopiekować. Kowal nie miał zbyt wielkiego serca do psa, więc Rysio, czyli bohater, którego grałem, pomagał mu w opiece. Nie wyszło to filmowemu Pikusiowi na dobre. Ci, co oglądali serial, wiedzą jak ta opieka się skończyła. (śmiech) Pikuś był uroczy. Umiał przybijać piątkę. Ale nie za darmo. Musiał dostać ciasteczko. No, interesowny był nasz gwiazdor. 20
Młodość Z Legnicą, rodzinnym miastem, wiążą Cię miłe wspomnienia? Bywasz tam jeszcze czasem? Teraz moje kontakty z Legnicą ograniczają się głównie do spędzenia czasu z moją mamą, która tam mieszka. Chłonę każdą chwilę z nią, czasami powspominamy, czasami siedzimy milcząc. Ten czas jest bezcenny. Jakie najprzyjemniejsze obrazy zostały w Twojej pamięci? Trudno na to pytanie odpowiedzieć w paru zdaniach, bo to jest temat na książkę. (śmiech) Wiadomo, że dzieciństwo to są pierwsze przyjaźnie, pierwsze miłości i walki na pięści. To może swoją pierwszą miłość pamiętasz? Oczywiście. To była blondynka Ewa. Chociaż w albumie rodzinnym mam parę zdjęć, jak w wieku lat trzech obcałowuję dziewczyny o różnych kolorach włosów. Dla Ewy jednak zorganizowałem moją pierwszą imprezę w domu. Rodziców wysłałem do sąsiadów. Oczywiście dla pozorów musiałem zaprosić jeszcze paru kolegów i koleżanki, ale to ona była najważniejsza. To było w czwartej klasie szkoły podstawowej. Na taśmie magnetofonowej parę szybkich kawałków i ten jeden wolny, najważniejszy. Dla mnie i dla Ewy. Szalejemy
w grupie przy „Waterloo” Abby, a ja czekam na następny utwór, którym jest „Gyöngyhajú lány”, czyli „Dziewczyna o perłowych włosach” węgierskiego zespołu Omega. No niestety złośliwość przedmiotów martwych wzięła górę. Magnetofon wciągnął taśmę. Zanim ją wyplątałem, wrócili rodzice. No i nie było przytulanki. Wspominasz czasem przyjaciół z dzieciństwa, a może spotykacie się co jakiś czas w Legnicy? Wspominam. Przychodzą w snach. Jednak jak już jestem w Legnicy, to cały ten czas pobytu rezerwuję dla rodziny. Którą z chwil w życiu uważasz za najważniejszą? Czy właśnie tę, w której postanowiłeś zostać aktorem? Przecież wcale nie było to tak oczywiste, wcześniej przewijał się wątek mechanika samochodowego, historyka, marynarza... To prawda, wykonywałem wiele zawodów w swoim życiu, byłem nawet pracownikiem cmentarza komunalnego we Wrocławiu. Każdy z tych momentów był ważny i nigdy nawet nie marzyłem o tym, żeby zostać aktorem, ale bardzo się cieszę, że nim jestem. A całe to moje życiowe doświadczenie pomaga mi w wykonywaniu tego zawodu, mam z czego czerpać inspirację do moich ról. Do sukcesu dotarłem ciężką pracą. Miałem też trochę szczęścia. I w to mi graj.
Aktorstwo Aktorzy przyjaźnią się, czy walczą o rolę? Pytam, bo na zdjęciach z Michałem Żebrowskim i Borysem Szycem widać, że świetnie się bawicie nie tylko na scenie, a może to tylko złudzenie? Niczym nie różnimy się od innych w relacjach zawodowych, po prostu jednego lubisz bardziej, drugiego mniej, to nic wyjątkowego. Swój zawód staram się traktować bardzo profesjonalnie i uważam, że nie muszę się kochać z każdym, żeby z nim pracować. Oczywiście przyjemnie jest mieć wokół siebie ludzi, z którymi fajnie się dogaduje. A jeśli chodzi o przyjaciół, to zdecydowanie więcej mam ich spoza branży, kiedyś trzeba od tej roboty odsapnąć, porozmawiać na inne tematy. W programie „Power Couple” zaprzyjaźniliśmy się Piotrkiem i Olą Gruszką i mimo że program dawno się skończył, my dzwonimy do siebie niemal codziennie. Co Was skłoniło do wzięcia udziału w tym programie? Dostaliśmy propozycję, kupiliśmy czerwone wino, przegadaliśmy pół nocy i doszliśmy do wniosku, że bierzemy to. Pamiętajmy, że to był specyficzny czas zamknięcia, pandemii, kontakty międzyludzkie były bardzo ograniczone, a tu nagle pojawiła się możliwość bycia wśród ludzi. Sprawdziłem nazwiska, kto jeszcze bierze udział, nie było nikogo, kto mógłby nam przeszkadzać, więc było git. Nie żałujemy. Była to fantastyczna przygoda, mamy wiele wspomnień. A ja czasami zapominałem o swoim wieku i czułem się jak dwunastoletni Januszek na podwórku w podartych tenisówkach. Nie wypominaj sobie tak tego wieku, nie jesteś jeszcze taki stary.
Wiem, wiem, że wiek to kwestia umysłu. Zgadzam się z tym, ale też wiem, że czasami myślę jak dziaders. No i dobrze, no i na zdrowie. (śmiech) Ponad 100 filmowych ról, teatralnych nie zliczę. Pamiętasz je wszystkie? Która z nich była dla Ciebie najważniejsza? Każda rola to kawałek mojego życia. Trudno na to pytanie odpowiedzieć w kategoriach rankingu. Bez wątpienia ważnym spektaklem był „Made in Poland” Przemka Wojcieszka w legnickim teatrze. Rolę Wiktora udało mi się tak zagrać, że zdobyłem za nią wszystkie możliwe w Polsce nagrody aktorskie. To była moja trampolina do kariery, ponieważ po jakimś czasie otrzymałem propozycję angażu z warszawskiego Teatru Rozmaitości. Ucieszyłem się wtedy bardzo. Po 17 latach grania w jednym teatrze było to zupełnie nowe wyzwanie. A jeśli chodzi o film, to mam taki swój katalog ulubionych pozycji i trudno mi je wartościować. Myślę, że przyjdzie na to czas, jak będę umierać. Ponoć w ostatnich chwilach przewija nam się film z całego życia. Są oczywiście projekty, które bardzo dobrze wspominam, jak chociażby seriale „Odwróceni”, „Ślepnąc od świateł”, „Kołysankę” czy filmową ekranizację „Made in Poland”, w której za rolę Wiktora dostałem Lwy na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. I dużo mniejszych ról, które nie są może tak szeroko znane, ale trafiły się w odpowiednim czasie i były najzwyczajniej świetną przygodą. U kogo najlepiej Ci się gra? A jednak trafiło się pytanie, na które nie odpowiem. No wiesz to tak, jakby na rodzinnej imprezie przy stole zapytać, którego wujka bardziej lubisz. To może powiesz, u kogo chciałbyś zagrać i kogo? Może amanta? W takiej roli chyba Cię jeszcze nie widziałam? Jak to, w każdej roli jestem amantem. (śmiech) Jak się budzę rano, to myślę, co mi ten dzień przyniesie, w każdej chwili może zadzwonić telefon i krzyknę wow, ale super, ale zajebiście. Jestem szczęśliwy. A są role, które byś odrzucił? Nie. Mogę zagrać mordercę, księdza, gwiazdę porno czy narkomana. Nie mam z tym problemu. Odrzucam projekty, które mi się nie podobają. Wychodzę z założenia, że jeśli w scenariuszu nie ma nic takiego, co byłoby w niezgodzie z moim poczuciem dobrego smaku, to gram. To jest mój zawód, wykonuję go najlepiej, jak mogę. Dlaczego lubisz zawód aktora? Mało powiedzieć, że lubię, ja go po prostu kocham! Dziewczyno, ja mam szansę w jednym życiu, przeżyć tych żyć kilkadziesiąt, może nawet kilkaset. Każda rola to wcielenie się w inną postać, mnie nawet udało się przeskoczyć przez płeć, bo grałem kobietę uwięzioną w ciele mężczyzny. To czysta magia. Łatwo pożegnać się z rolą? To zależy. Jedną zdejmujesz jak płaszcz w przedpokoju, a inne przyklejają się do serca i ciała i trudno je zrzucić. Stryja ze „Ślepnąc od świateł” zrzucałem pół roku. No ale to było 17 kilogramów. Tyle właśnie przytyłem w okresie przygotowawczym, żeby stać się filmowym Stryjem. Cza22
sami mam rano film, w którym gram na przykład diabła a wieczorem w teatrze jestem aniołem. Trzeba umieć zadbać o higienę psychiczną w tym zawodzie.
do lansu. To taki mój friend na czterech kółkach. Sporo ta przyjaźń kosztuje w czasach, gdy za litr benzyny trzeba płacić ponad sześć złotych, no ale coś za coś.
Doskwiera Ci czasami ta popularność, czy wręcz przeciwnie chcesz, by trwała wiecznie?
Jaki jesteś na co dzień, gdy nie odgrywasz żadnej roli?
Wiecznie? Jestem tylko człowiekiem, który jednego jest tylko pewien, że kiedyś umrze. Zanim do tego dojdzie, będę pracował i robił to co umiem. Wielu ludzi lubi moje role. Podoba im się to, jak prowadzę moje media społecznościowe. Jak mają okazję w realu zrobić sobie ze mną zdjęcie, to nigdy nie odmawiam. Czasami jest to trochę uciążliwe, no ale taka jest cena popularności. Gorzej by było gdyby rzucali za mną kamieniami.
Celebryta Jesteś jednym z popularniejszych polskich aktorów na Instagramie i FB. Chyba nieźle na tym zarabiasz? Nikomu nie zaglądam do kieszeni i nie chcę, by ktoś zaglądał do mojej. Sam prowadzę moje konta w sieci. Sam odpisuję na posty. Biorę pełną odpowiedzialność za wszystkie treści, które się tam pojawiają. Na dobrze, to czas wrócić do ciuchów. Sam na co dzień dbasz o swoją garderobę, czy korzystasz z podpowiedzi stylistów? Kiedyś uległem namowom i skorzystałem z usług stylisty. Nie wyszło mi to na dobre. Czułem się fatalnie. Mam swój własny, niepowtarzalny chabiorowy styl i tego się trzymam. Kiedy mam wątpliwości, co założyć na powiedzmy publiczne wydarzenia, to pytam moją żonę Agatę. Ma dobry gust i świetne oko. I to wystarcza. Czarny mustang, którym jeździsz, to tak, aby komuś zaimponować? Żonę już masz i to bardzo fajną. To prawda. Agata jest moim największym szczęściem. Długo się szukaliśmy na tym ziemskim padole. Odkąd jesteśmy razem, moje życie nabrało rytmu i sensu. A co do Mustanga to jest samochód uszyty na moją miarę. Zawsze chciałem mieć tego czarnego konia. Jeżdżę nim na co dzień. Latem i zimą. Nie traktuję go jako maskotki
Na co dzień jestem… (śmiech) niech odpowiedź na to pytanie pozostanie w czterech ścianach mojej prywatności. Nad czym obecnie pracujesz, w czym zobaczymy Cię w najbliższym czasie, w teatrze, kinie, na telewizyjnym ekranie? Na pewno można mnie zobaczyć w Teatrze 6. Piętro w sztuce ART francuskiej autorki Yasminy Rezy. Gram w niej z Michałem Żebrowskim i Borysem Szycem. Także w Och Teatrze w spektaklu „Dziewczyna z pociągu”, gdzie występuję wspólnie z żoną Agatką Wątróbską, a także z Czarkiem Żakiem, Anią Smołowik, Martą Ścisłowicz, Leszkiem Lichotą i Krzysztofem Czeczotem. W spektaklu „Pozytywni” w Garnizonie Sztuki, który gram już chyba siódmy rok przy pełnej widowni, „Wieczorek pożegnalny”, „Ożenek”, „Ucho prezesa”, no jest tego trochę. Filmowo szykuje się jedna z głównych ról, zdjęcia mają zacząć się w lutym, ale więcej powiedzieć nie mogę. Z żoną dogadujecie się na scenie? To jest po prostu świetna aktorka, ja jej nie muszę ciągnąć za uszy, ani ona mnie. Jest bardzo dobrze. Dużo trzeba włożyć pracy, żeby osiągnąć sukces na miarę Twojego? Bez pracy nie ma kołaczy – jak powiedział klasyk. W każdym zawodzie gdy chcemy coś osiągnąć, to musimy ciężko pracować. Nie pamiętam, kiedy byłem ostatni raz na zwolnieniu lekarskim, a bywałem chory, ale ten zawód jest taki, że jeśli ja nie przyjdę, to cała grupa ludzi nie będzie miała co robić. W Legnicy pracowałem przez 17 lat siedem dni w tygodniu. Pamiętajmy o tym, że praca aktora nie polega tylko na zagraniu spektaklu, każda rola wymaga wielu przygotowań. Cały czas musimy być w dobrej kondycji zarówno psychicznej, jak i fizycznej. Aktor to nie jest pajacyk, który się wygina i tańczy, on ciężko pracuje na to, by to wyginanie miało jakiś sens. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Izabela Urbaniak
23
Bo we mnie jest seks
Czymś inspirującym i wyzwalającym była dla mnie ta jej bezwstydność, pojmowana oczywiście w sposób absolutnie pozytywny. Kalina nie bała się swoich potrzeb, nie wstydziła się tego, że ma apetyt na życie, na seks, że nie liczy się ze słowami, że mówi, co myśli, że bierze od życia, to co chce – mówi KATARZYNA KLIMKIEWICZ, reżyserka i scenarzystka, absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi.
Spotkania
Co takiego znalazła Pani w Kalinie Jędrusik, jej życiu i historii, że właśnie ją wybrała na bohaterkę swojej filmowej opowieści „Bo we mnie jest seks”? To była wyjątkowa, nietuzinkowa, bardzo wyrazista osoba, jedni ją lubili, inni nienawidzili, ale można śmiało powiedzieć, że jest ikoną polskiej popkultury. Zaczęłam się zastanawiać, co w niej było takiego intrygującego, że chociaż od jej śmierci upłynęło już wiele lat i dawno minęły czasy, kiedy była gwiazdą, nadal jest inspiracją dla wielu kobiet, nadal jest wyjątkowa. Wczytywałam się w jej historię, biografię i zdecydowałam, że zrealizuję o niej film. Nie chciałam jednak pokazywać jej biografii, wolałam się skupić na fragmencie jej życia. Takie opowieści są dla mnie o wiele ciekawsze niż biografie, które próbują podsumować czyjeś życie od kolebki aż po grób. Taka narracja od razu narzuca potrzebę oceny, podsumowania czyjegoś życia. Mnie nie interesowało rozliczenie Kaliny z jej życia, czy też tego, jaką ono miało wartość lub co wniosła swoim życiem do społeczeństwa. Bardziej ciekawiło mnie, jak ona się odcisnęła na życiu ludzi, jakie wywierała wrażenie, na czym polegał ten jej fenomen. I to łatwiej było dostrzec w szczególe, we fragmencie jej życia.
„ Przez wiele lat kobiety nie miały w sztuce wystarczająco głosu i przestrzeni, żeby zaistnieć. Wydaje mi się, że poprzez nie chcę też coś zrozumieć, uporządkować swoje doświadczenia, przemyślenia. „ I jaki fragment Pani wybrała? Od występu na Barbórce, poprzez zakaz występów w telewizji, po wielki powrót, w którym wykonała ten swój słynny gest z plecami odsłoniętymi do granic możliwości. Myślę, że Kalina kojarzy się pozytywnie jako osoba wyzwolona, bezczelna, niepasująca do swoich czasów, buntownicza, która nie bała się, że komuś się narazi, która nie bała się być nielubiana. Chyba Pani doskonale tą postacią wpisuje się w dzisiejsze czasy? Czymś inspirującym i wyzwalającym była dla mnie ta jej bezwstydność, pojmowana oczywiście w sposób absolutnie pozytywny. Kalina nie bała się swoich potrzeb, nie wstydziła się tego, że ma apetyt na życie, na seks, że nie liczy się ze słowami, że mówi, co myśli, że bierze od życia, to co chce. Myślę, że wstyd jest takim kagańcem, który nam się narzuca. Wstydzimy się przyznać do tego, co myślimy, bo boimy się ośmieszenia, wstydzimy się swoich potrzeb, bo inni mogą ich nie zrozumieć. Kalina nie wstydziła się, ta jej bezwstydność stała się dla mnie punktem odniesienia, czymś, co w niej pokochałam. Realizując ten film, chciałam pokazać, jak ona mogła się czuć w różnych życiowych sytuacjach, chciałam spojrzeć od środka, jak to jest być seksbombą. Często znamy jej historię z perspektywy tego jak oceniali ją inni, szczególnie mężczyźni. W pewnym momencie pojawił się pomysł, by w filmie wykorzystać piosenki i to właśnie one stanowią taki trochę jej monolog wewnętrzny, w ten sposób odnosi 26
się do tego, co się dzieje, komentuje to. Chciałam też wrócić do tamtych czasów, do lat 60., gdyż uważam, że był to bardzo ciekawy okres w kulturze, wzornictwie, modzie. Pokazać wizję przeszłości, która nie jest ponura i postać, która była wyjątkowo barwna. Przecież lata 60. kojarzą nam z szarością, bezbarwnością, a w filmie ten świat jest taki kolorowy. Znam te czasy ze slajdów moich dziadków, to właśnie na nich są one takie pastelowe. Dlatego może trochę je idealizuję. Myślę, że lata 60. to okres, w którym ludzie w końcu zaczęli czuć się bezpiecznie, życie po wojnie już się trochę unormowało. To nie był tylko czas walki politycznej, czy wiecznej inwigilacji. Ludzie się bawili, wyjeżdżali na wakacje. Warszawa w dużej mierze była już odbudowana, a warszawiacy byli z niej dumni. Chciałam pokazać w filmie tę nową Warszawę, nowe domy, osiedla, sklepy. Tak się utarło, że wszystko, co powstało w PRL-u, było brzydkie i obskurne. A tak nie jest i teraz zaczynamy to dostrzegać. Idealizuje Pani te czasy? Absolutnie nie, PRL trwał u nas przez długi okres i na pewno nie był rajem na ziemi, ale świat nie był czarno-biały, a ludzie próbowali znaleźć sobie w nim miejsce, chodzili na imprezy do Spatif-u, z chęcią oglądali Kabaret Starszych Panów, który stanowił pewną odskocznię. Nie był odgórnie narzucony, był poza polityką, ponadczasowy, błyskotliwy, atrakcyjny, światowy, a jednocześnie cały czas nasz prowincjonalny, choć pozbawiony kompleksów. I tak jak Kabaret Starszych Panów był pozbawiony kompleksów, tak Kalina była ich także pozbawiona, a ja chciałam spojrzeć na nią i jej czasy bez kompleksów. Stąd też w filmie wątek otwartego związku, w którym Kalina żyła ze swoim mężem? Jej relacja z mężem była oczywiście sensacyjna i do tej pory ludzi elektryzuje, bo jak to jest możliwe, że on akceptował jej kochanków i pozwalał na to, by z nimi mieszkali. Kalina miała bardzo duży temperament i potrzebowała dużo seksu. Jej mąż Stanisław Dygat, nie mógł jej tego zapewnić i w pewnym momencie dał jej wolność, ale to w żaden sposób nie umniejszało ich miłości, a wręcz ją wzmacniało. Oni bardzo się kochali, łączyła ich miłość oparta na przyjaźni. Czy to jest film dedykowany kobietom? Robiła go kobieta, o kobiecie, więc z tego wynika, że jest dla kobiet, ale nikt nie pyta mężczyzny, który robi film o mężczyźnie, czy to film dla facetów. Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że to mężczyźni przez wiele lat narzucali pewien sposób narracji i w literaturze i w kinie. Ale głos kobiet, które stanowią połowę ludzkości, też jest przecież ważny. W Pani twórczości głównymi bohaterkami są kobiety, które nie mają łatwego życia. W „Hanoi-Warszawa” młoda Wietnamka, która nielegalnie przedostaje się do Polski, w „Zaślepionej” dojrzała kobieta zakochuje się w młodszym mężczyźnie podejrzanym o terroryzm, w „Bo we mnie jest seks” niezależna kobieta żyjąca na swoich zasadach, niepasującą do swoich czasów. Dlaczego właśnie kobiety wybiera Pani na bohaterki swoich opowieści, są one Pani bliższe?
Spotkania
Przez wiele lat kobiety nie miały w sztuce wystarczająco głosu i przestrzeni, żeby zaistnieć. Wydaje mi się, że poprzez nie chcę też coś zrozumieć, uporządkować swoje doświadczenia, przemyślenia. Dla mnie robienie filmów jest właśnie rodzajem szukania odpowiedzi. Nie wykluczam, że kiedyś stworzę jakiegoś męskiego bohatera, ale póki co interesują mnie bardziej kobiecie postaci. Bohaterka filmu „Bo we mnie jest seks” zdecydowanie jednak różni się od dotychczasowych bohaterek, które zawsze kończyły marnie, doświadczały różnych przykrości i właściwie, mimo że walczyły z wielką determinacją, ostatecznie pozostawały same. Czułam, że nie chcę tych kobiet już tak dręczyć, że chciałabym opowiedzieć historię, w której kobieta nie zostaje ukarana, a jeśli ktoś próbuje ją karać, to ona wychodzi z tego i pokazuje, że ma to gdzieś, nie daje się zapędzić w kozi róg. I szczerze mówiąc, o wiele trudniej było opowiedzieć o takiej kobiecie, niż takiej, która obrywa ciągle od życia. Jest Pani znana, jako reżyserka filmów dokumentalnych i krótkometrażowych. W ostatnim latach zajęła się Pani filmem fabularnym. Czy to już na stałe? Tak. Film dokumentalny był dla mnie poligonem doświadczalnym, nie odnalazłam się w tym gatunku. Jestem osobą bardziej refleksyjną, a w filmie dokumentalnym trzeba mieć niesamowitą intuicję i wyczucie chwili. A ja często już po czasie orientowałam się, że byłam świadkiem jakiejś sytuacji, której nie zdążyłam zarejestrować i to budziło we mnie ogromną frustrację. Pracowałam nad kolejnym dokumentem, ale zupełnie mi nie szło, choć historie, które słyszałam od ludzi, były wstrząsające, przyjaciel zasugerował, żebym na ich postawie napisała scenariusz filmu fabularnego, tak powstał scenariusz do filmu „Hanoi-Warszawa”. Na bazie rozmów i tego, co zobaczyłam, stworzyłam historię o sytuacji Wietnamczyków w Polsce, którzy nielegalnie przekraczają granicę. Historia
dzisiaj niezwykle aktualna wobec wydarzeń dziejących się na granicy z Białorusią. Pisząc ten scenariusz, rozumiałam, że czuję większą wolność, gdy mogę świadomie wybrać te fragmenty i opowieści, które dla mnie składają się w jakiś ciąg logiczny i w tym się lepiej odnajduję. A jest już pomysł na kolejny film? Nawet dwa, ale na razie nie chciałabym o nich rozmawiać. Teraz muszę chwilę odpocząć. W filmową Kalinę Jędrusik wciela się Maria Dębska, która za tę rolę otrzymała główną nagrodę podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Jaką rolę w tym, jak gra aktor odgrywa reżyser? To trudne pytanie. Z każdym aktorem pracuje się inaczej, każdy potrzebuje czegoś innego, jedni bardzo dużo informacji, inni wolą, żeby dać im jak najwięcej swobody. Z Marysią pracowało się doskonale, jest bardzo zdolna, zaangażowana, dużo włożyła w tę rolę. Pomagał jej cały babski sztab. Zaprosiłyśmy do współpracy coacha aktorskiego, by pomógł jej wydobyć różne energie, trenera i dietetyka, by mogła bezpiecznie przytyć i nabrać odpowiednich kształtów, trenera wokalnego, by swobodnie mogła zaśpiewać wszystkie piosenki. Ale to Marysia tchnęła w tę postać życie i nie mogę sobie wyobrazić nikogo innego w roli Kaliny. Od razu wiedziała Pani, że Kalinę Jędrusik zagra Maria Dębska? Nie, był casting. Marysia ma naturalny seksapil i charyzmę i to jest coś, czego nie da się zagrać. I ma niesamowitą aurę, udało jej się uchwycić tego ducha Kaliny. Czy będąc współautorem scenariusza, łatwiej się potem reżyseruje? 27
Przy każdym filmie, przy którym pracowałam, miałam bardzo duży wpływ na scenariusz albo byłam jego współautorem lub autorem. Zawsze staram się pracować blisko ze scenarzystami i rozumieć ich wybory artystyczne. Bardzo łatwo jest nie zrozumiawszy czyjejś intencji coś zmienić i wykrzywić całą sekwencję zdarzeń. Myślę, że jest łatwiej, ale jak wchodzę na plan, staram się odciąć od tego, że jestem scenarzystą. Czym dla Pani jest reżyserowanie, pracą, sztuką, opowiedzeniem historii? Przede wszystkim zbiorowym doświadczeniem. Pisanie scenariusza jest dla mnie bardzo trudne, ponieważ jest dosyć samotnicze, a mi jest potrzebny drugi człowiek, który mnie uruchamia. Najbardziej szczęśliwa jestem na planie, kiedy czuję, że udaje mi się zainspirować grupę w taki sposób, że wszyscy są świadomi tego, iż gramy do jednej bramki, pracujemy na jeden cel, a jednocześnie każdy ma wolność w swojej przestrzeni. Nie uważam, że reżyser jest człowiekiem, który ma wszystko wiedzieć, musi wiedzieć, co jest ważne, co jest jądrem całej historii, ale też powinien zostawić przestrzeń improwizacji i przestrzeń wolności pozostałym członkom ekipy, 28
żeby oni sobie też znaleźli miejsce w tej pracy. Na planie każdy członek ekipy jest artystą i może zainspirować innych do zmiany planów. Tak było, chociażby na planie filmu „Hanoi-Warszawa”, gdzie o ostatecznym kształcie jednego z ujęć zadecydowała sugestia głównego oświetleniowca. Gdy zaczynało nam brakować czasu na nakręcenie sceny zgodnej ze scenariuszem, która wymagała zbliżenia i przestawienia całego planu, zaproponował, aby zamiast dialogu bohaterki z policjantem, nakręcić scenę, jak od razu wsiada ona do radiowozu. Wyszło naturalnie. Lubię na planie tę wymianę energii, to poczucie, że jesteśmy razem. Oczywiście reżyser musi mieć ten ostateczny głos, by nie wprowadzić zbyt wielkiego chaosu. Jak długo kręciliście film „Bo we mnie jest seks”? 32 dni. Wszystkie ujęcia realizowaliśmy w Warszawie.
Skąd wzięliście tyle tych autobusów popularnie zwanych ogórkami? To właśnie też historia, kiedy czasami trzeba otworzyć się na coś nowego, gdy nie ma się tego, co by się chciało mieć.
Początkowo scena, w której dziewczyny – Kalina z Xymeną rozmawiają o Ryszardzie Molskim (szef telewizyjnej rozrywki, który wyrzucił Kalinę z pracy – red.), miała się odbyć na tle wielkiego banera z namalowanym Gomułką, w którego oku miały siedzieć. Ale zbudowanie takiej konstrukcji okazało się bardzo drogie. Kierownik planu wpadł więc na inny znakomity pomysł, zaproponował, byśmy scenę nagrali w zajezdni autobusowej, w której postawimy wielki plakat Gomułki i akurat w niej mieściło się też muzeum tych autobusów. To kolejny pomysł, który wyszedł lepiej niż oryginał. Warto więc otworzyć się na innych, a nie upierać się przy swoich pomysłach.
Realizuje Pani filmy w Polsce i za granicą, gdzie jest łatwiej, porównuje Pani, czy bierze miejsce takie, jakie jest i się dostosowuje? Dostosowuje się, ale wolę pracować w Polsce. Już wyjaśniam dlaczego. W Anglii nikt nikomu nie zwróci uwagi, nawet jak widzi, że się wali i pali. Tam uznają, że jak ktoś za coś opowiada, to znaczy się na tym zna i dopóki sam nie poprosi o pomoc, to jej nie potrzebuje. Nie do pomyślenia jest, by ktoś mógł kogoś skrytykować. Z jednej strony to jest fajne, bo ludzie mają do siebie nawzajem szacunek, nie podważają czyiś kompetencji, co u nas jest częste, ale z drugiej strony trzeba długo drążyć, żeby wydobyć prawdę. Ludzie są tam dużo bardziej skryci. I ostatecznie wolę już to nasze krytykanctwo, malkontenctwo i to, że pewne rzeczy mówimy wprost. Lubię pracować w Polsce. A praca przy każdej nowej produkcji wiąże się z innymi wyzwaniami, inną energią.
Ma Pani swojego ulubionego reżysera/reżyserkę? Bardzo lubię filmy Jima Jarmuscha – „Tylko kochankowie przeżyją”, jeden z bardziej romantycznych filmów, jakie widziałam. Lubię Jane Campion i jej „Fortepian”. Takim moim talizmanem jest „Czas Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli. A ostatnio szczególnie spodobał mi się serial „Gambit królowej” z doskonale poprowadzonymi postaciami kobiecymi. Polecam też serial „Zielona granica”, którego akcja toczy się wśród prymitywnych plemion dżungli amazońskiej. Dużo oglądam także filmów dokumentalnych.
Bywa Pani w Łodzi? Ostatnio rzadko. Kończyłam tu Szkołę Filmową. I mam raczej miłe wspomnienia, ale teraz jestem pod wrażeniem, jak zmieniło się miasto. Nie mogę uwierzyć, że z tych ruin dawnego imperium Poznańskiego, które zapamiętałam, powstała Manufaktura. Zawsze z sentymentem wracam też do Łodzi Kaliskiej, podczas studiów bywałam tam bardzo często, wynajmowałam mieszkanie w pobliżu. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena kaczmarek
Katarzyna Klimkiewicz Reżyserka i scenarzystka. Członkini Europejskiej Akademii Filmowej, przez wiele lat była członkinią zarządu i prezeską Stowarzyszenia Film 1,2. Jest także wiodącą reżyserką popularnego polskiego serialu Pierwsza miłość. Ukończyła reżyserię w Szkole Filmowej w Łodzi. Była stypendystką Binger Film Institute w Amsterdamie, robiła filmy w Berlinie, Izraelu, Wielkiej Brytanii, Chile. Jej krótkometrażowy debiut „Hanoi – Warszawa” zdobył wiele nagród w Polsce i na świecie, a Europejska Akademia Filmowa uznała go za najlepszy film krótkometrażowy 2010 roku. W pełnym metrażu zadebiutowała filmem „Zaślepiona”, który na Koszalińskim Festiwalu Debiutów Filmowych Młodzi i Film otrzymał Grand Prix Wielkiego Jantara, nagrodę za reżyserię oraz Nagrodę Dziennikarzy. 29
Biznes
Jeśli człowiek jest uczciwy, to nic złego nie powinno się zdarzyć O uczciwości, różnicach w prowadzeniu biznesu w Polsce i Holandii oraz o tym, co jest najważniejsze w procesie realizacji inwestycji rozmawiamy z ROBERTEM WESTLANDEM, prezesem zarządu firmy Ocmer. Praca, los, przeznaczenie. Co zdecydowało, że przyjechał Pan do Polski i tu został? Otrzymałem propozycję pracy w Polsce. Miałem tu spędzić dwa, trzy lata, ale tak mi się spodobało, że zostałem trochę dłużej. (śmiech) Do Polski przyjechałem po raz pierwszy w 1994 roku. Przed przyjazdem myślałem, że to szary, ponury kraj, w którym kompletnie nic się nie dzieje. Na miejscu okazało się, że wcale nie jest tak źle, wręcz przeciwnie. Pomyślałem, że jest całkiem fajnie i przyjąłem propozycję pracy. I nawet nigdy się nie zastanawiałem nad tym, jak szybko minęło te 27 lat, które jestem już tutaj. Mam wspaniałą rodzinę, żonę Polkę i córkę, która jest już studentką.
Nie tęskni Pan za Holandią? Nie tęsknię, bo często bywam w Holandii w sprawach służbowych – przynajmniej raz w miesiącu. A to dlatego, że Ocmer jest częścią holenderskiego holdingu Janssen de Jong Groep. A przy okazji zawsze znajduję chwilę na spotkanie z rodziną. Co było najtrudniejsze do zaakceptowania w Polsce? Jeśli chodzi o codzienne życie, to raczej nie znajduję niczego, czego nie potrafiłbym zaakceptować. Trudno zresztą porównywać życie w Polsce i Holandii, ponieważ każdy kraj ma swoją specyfikę, każdy wyróżnia coś innego. W kontekście biznesowym byłem bardzo zdziwiony, że bez „papieru”, podpisu i pieczątki nie można niczego załatwić. A w Holandii można na słowo? Oczywiście. Wystarczy mailowo potwierdzić wszystkie ustalenia i można działać. Nie trzeba drukować stert papieru, które zaraz po podpisaniu i przystawieniu pieczątek trafiają na półkę do przepastnych segregatorów, do których potem nikt nie zagląda. Z czego to wynika? Chociażby z tego, że partnerzy biznesowi mają po prostu do siebie zaufanie. A prawda jest taka, że jak ktoś chce kogoś oszukać, to nawet umowa papierowa nie pomoże. W Holandii klient zatwierdza ofertę i przystępuje się do pracy. My dwa lata temu realizowaliśmy dwa bardzo duże obiekty, jeden dla Włochów, drugi dla Niemców, warte miliony i by przystąpić do ich realizacji, wystarczyła dosłownie jedna karta A4. Jak się chce, to można. I widzę, że w Polsce pomału zaczynamy dostrzegać, że można działać bez sterty nikomu niepotrzebnych dokumentów. Czym jeszcze różni się prowadzenie biznesu w Holandii i w Polsce? To dla mnie trudne pytania. W Holandii nie odpowiadałem za całą firmę, to w Polsce prowadzę biznes. I nie mam zbyt wielu powodów do narzekań. Tak naprawdę jedyne, co mnie bardzo martwi, to szybko zmieniające się przepisy, które można praktycznie wprowadzić
30
Biznes
Co jest dla Pana najważniejsze w procesie realizacji inwestycji? To, by oczekiwania inwestora i nasza oferta były zgodne. Przepraszam za motoryzacyjne porównanie, ale najłatwiej tak zobrazować – jeśli inwestor oczekuje mercedesa, nie możemy zaproponować mu opla i odwrotnie. Hala może być bardzo prostą konstrukcją, ale też bardzo wystawnym obiektem, którym wszyscy się zachwycą. Na co z reguły decydują się klienci, na prostotę czy wystawność?
z dnia na dzień. Na przykład od stycznia wchodzi wiele zmian związanych z Polskim Ładem, całkowicie zmieniających rozliczenia naszych pracowników. Styczeń przyszłego roku dla nikogo nie będzie łaskawy, wszyscy to odczujemy, ceny wzrosną, a inflacja zapewne będzie na rekordowo wysokim poziomie. W Holandii wprowadzenie takich zmian w ciągu dwóch miesięcy byłoby niemożliwe, ludzie zaczęliby protestować, a cały kraj by stanął. Tam wprowadzenie nowych przepisów trwa od roku do dwóch lat. I to moim zdaniem jest w porządku, bo każdy zdąży się przygotować do zmian. Jest Pan szefem firmy, która specjalizuje się w generalnym wykonawstwie hal przemysłowych. W ostatnich latach mamy w Polsce prawdziwy bum na tego typu budownictwo. Z czego to wynika? Ocmer realizuje inwestycje pod klucz w całej Polsce. Od hal produkcyjnych i magazynowych, przez logistyczne, po obiekty handlowe i nawet hangary lotnicze. Są to zarówno hale stalowe, jak i hale hybrydowe (stalowo-żelbetowe). A bum jest wynikiem tego, że na szczęście polska gospodarka miewa się coraz lepiej. Świetnie rozwija się rynek e-commerce, a pandemia jeszcze to przyspieszyła, a co za tym idzie, potrzeba dużych przestrzeni magazynowych. Firmy potrzebują też miejsca do produkcji i składowania swoich towarów. Większość realizowanych przez nas ostatnio obiektów to właśnie hale dla firm produkcyjnych. Doskonale rozumiemy potrzeby naszych klientów, dlatego na brak kontraktów nie narzekamy. Wybudowaliśmy już ponad 300 hal. A ile metrów kwadratowych liczy największa hala wybudowana przez firmę Ocmer w Polsce? Jeden z takich obiektów skończyliśmy w tamtym roku – dla firmy VPK Packaging Polska, która produkuje tekturę falistą. Powstał w Skarbimierzu i ma 23 tysiące metrów kwadratowych powierzchni.
Jest mała grupa klientów chcących inwestować w tego typu obiekty duże pieniądze, ale na szczęście zaczyna się to zmieniać. Inwestorzy zaczynają dostrzegać, że liczy się zarówno jakość, jak i wygląd. Wolą zapłacić trochę więcej, by wyróżnić się wśród jednolitych brył parków przemysłowo-handlowych. Na co kładzie Pan szczególny nacisk w relacjach biznesowych? Przede wszystkim na uczciwość. Jeśli człowiek jest uczciwy, to nie powinno nic złego się zdarzyć. Jakby miał Pan ocenić, to w Polsce czy Holandii łatwiej prowadzi się inwestycje? I z czego to wynika? Znowu wrócę do tego, o czym wspomniałem na początku – każdy kraj ma swoją specyfikę. I tak w Polsce jeśli znajdziemy fajną działkę pod inwestycję, najpierw będziemy musieli dowiedzieć się, czy w ogóle jest szansa na jej realizację na tym terenie, jeśli akurat nie ma miejscowych planów zagospodarowania. W Holandii każdy teren ma miejscowy plan zagospodarowania i od razu wiadomo, gdzie co można stawiać. Z kolei są tam zdecydowanie bardziej rygorystyczne przepisy dotyczące ochrony środowiska. W Holandii bardzo dużą uwagę przywiązuje się także do estetyki obiektu i tego, jak komponuje się on z otoczeniem. Czy myśli Pan o powrocie do Holandii, czy już na stałe związał się z Polską? Myślę o powrocie do Holandii, ale zdecydowanie bliżej emerytury. W Polsce nie podoba mi się podejście państwa do osób starszych. Są one całkowicie zdane na siebie i swoje rodziny. W Holandii mamy zorganizowaną opiekę nad ludźmi starszymi – kto potrzebuje pomocy, państwo mu ją zapewnia. A ja chcę się godnie zestarzeć. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Jak długo trwa realizacja takiego obiektu? Cały proces inwestycyjny z pozyskaniem wszystkich pozwoleń trwa z reguły od roku do półtora. Sama budowa od czterech do siedmiu miesięcy. I wówczas cała firma skupia się na jednej hali, czy realizowanych jest kilka jednocześnie? Nigdy nie skupiamy się na jednym projekcie, z reguły realizujemy jednocześnie kilka obiektów. Teraz budujemy aż sześć hal, m.in. w Krośnie, Zielonej-Górze, pod Krakowem.
Łódź, al. Kościuszki 80/82 tel. +48 42 634 87 90 e-mail: office@ocmer.com.pl www.ocmer.com.pl 31
Biznes
Zapobiegają, leczą i tworzą historię łódzkiej okulistyki O tym, na co najczęściej chorują nasze oczy, dlaczego tak ważna dla kondycji wzroku jest profilaktyka, na jakie operacje, zabiegi i kuracje mogą liczyć pacjenci, a także o jubileuszu Kliniki „Jasne Błonia” i działalności Okulistyka Nawroccy opowiadają dr n. med. ZOFIA NAWROCKA, prof. n. med. ZOFIA ANNA NAWROCKA i prof. n. med. JERZY NAWROCKI, wybitni lekarze, naukowcy i łodzianie.
32
Biznes
Wzrok to najważniejszy z ludzkich zmysłów, jednak coraz częściej mamy z nim problemy. Dotykają nas dolegliwości, które przeszkadzają dobrze widzieć. Dlaczego nasze oczy chorują? prof. Jerzy Nawrocki: To złożony temat i trudno jest odpowiedzieć na to pytanie jednym czy dwoma zdaniami, ale spróbujmy. Na problemy z widzeniem wpływa wiele różnych czynników. Po pierwsze, kondycja naszego wzroku zależy od uwarunkowań genetycznych. Dlatego jeśli w najbliższej rodzinie mamy kogoś, komu dokuczają problemy ze wzrokiem, to z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy przyjąć, że dotkną one również naszych oczu. Po drugie, niedostatecznie dbamy o wzrok. Jeżeli nie chodzimy regularnie do okulisty, nie robimy badań i naszym wzrokiem nie ma się kto zająć, to w którymś momencie pojawią się problemy z widzeniem. Z czasem będą się one pogłębiać. No i trzecia przyczyna to nasz wiek. Kiedy się starzejemy, starzeją się również nasze oczy, i właśnie wtedy pojawia się najwięcej problemów z widzeniem. Dlatego bardzo ważna jest profilaktyka, która może opóźnić pojawienie się różnych dolegliwości. Są też choroby oczu, których przyczyn nie do końca poznaliśmy, jak choćby odwarstwienie siatkówki. Na tę dolegliwość najbardziej narażone są osoby z dużą krótkowzrocznością, ale może ona także dotknąć każdego z nas. Na stan wzroku wpływa także prowadzony przez nas styl życia. Na przykład, jeżeli palimy papierosy, to zwiększamy ryzyko tego, że na starość może się u nas pojawić zwyrodnienie plamki. Podobnie może być, jeżeli się źle odżywiamy i organizm cierpi na niedobór kwasów omega. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy, ale jak twierdzą okuliści, mogą również być zwierciadłem ciała. Czy spoglądając w nasze oczy, okulista jest w stanie rozpoznać, co nam dolega poza wadą wzroku? dr Zofia Nawrocka: Z pewnością tak. Na przykład oczy pacjenta mogą zdradzić jego problemy z ciśnieniem. A warto wiedzieć, że nadciśnienie tętnicze jest przyczyną wielu zmian w obrębie narządu wzroku, które zwykle obejmują dno oka i nazywa się je retinopatią nadciśnieniową. Badając dno oka, okulista zauważa, że tętniczki zmieniają swoje zabarwienie przybierając wygląd „miedzianych drutów”. Mogą pojawić się drobne wybroczyny, krwotok do ciała szklistego, zatory, a nawet obrzęk tarczy nerwu wzrokowego. Zmiany te w niektórych przypadkach mogą doprowadzić do znacznego nieodwracalnego pogorszenia wzroku. Są to objawy ostrzegające o nadciśnieniu. Jeżeli zaobserwujemy zmiany nadciśnieniowe na dnie oka, pilnie kierujemy pacjenta do kardiologa. Również przy cukrzycy może dojść do zmian morfologicznych siatkówki. Początkowo cukrzyca nie daje żadnych objawów w postaci pogorszenia ostrości wzroku. Coraz rzadziej, ale od czasu do czasu możemy rozpoznać cukrzycę badając dno oka. Przy nieprawidłowej kontroli metabolicznej i długotrwałym przebiegu choroby, może ona doprowadzić do retinopatii cukrzycowej, a w konsekwencji do powolnej utraty ostrości widzenia. W narządzie wzroku możemy również zaobserwować zmiany świadczące o innych chorobach ogólnych, takich jak niedokrwistość, choroby tarczycy, guzy mózgu i wiele innych, na przykład wysokie poziomy cholesterolu. Tak więc z oczu można wyczytać wiele chorób ogólnych. Jaskra, AMD, czyli zwyrodnienie plamki żółtej, krótkowzroczność, zaćma, astygmatyzm, odwarstwienie siat-
Prof. dr hab. n. med. Jerzy Nawrocki W 1980 r. ukończył studia na Akademii Medycznej w Łodzi. W 1993 r. Centralna Komisja do Spraw Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych zatwierdziła uchwałę Rady Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi o nadaniu mu stopnia naukowego doktora habilitowanego nauk medycznych, a 19 maja 1999 r. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej nadał mu tytuł profesora nauk medycznych. W czasie pracy klinicznej zajmował się leczeniem operacyjnym zaćmy i odwarstwienia siatkówki, a także problematyką leczenia retinopatii cukrzycowej z zastosowaniem laseroterapii oraz witrektomii, diagnostyką i leczeniem schorzeń plamki. Ważnym elementem w jego działalności naukowej i klinicznej jest zastosowanie mikrochirurgii i witrektomii w leczeniu rozmaitych urazów dotyczących zarówno przedniego, jak i tylnego odcinka oka. W ostatnich latach szczególnie interesuje się diagnostyką OCT oraz leczeniem schorzeń pogranicza szklistkowo-siatkówkowego. Opracował technikę odwróconego płatka – nową metodę leczenia otworów w plamce, coraz częściej stosowaną w świecie. Prowadzi wieloośrodkowe badania we współpracy z ośrodkami europejskimi i amerykańskimi. Ich wyniki przedstawia na zjazdach naukowych w kraju i za granicą. Jest często zapraszany do wygłaszania referatów (jako invited speaker) na liczne kongresy na całym świecie. Napisał ponad 100 publikacji naukowych, opublikowanych w najlepszych czasopismach okulistycznych. Jest promotorem 11 prac doktorskich. kówki, zespół suchego oka – to najczęstsze choroby oczu. Da się je skutecznie leczyć? prof. Zofia Anna Nawrocka: Akurat jaskra jest nieuleczalną chorobą. Ważne jest jej wczesne wykrycie, bo nieleczona może doprowadzić do całkowitej i nieodwracalnej ślepoty. Atakuje bez wyraźnych objawów i dlatego nazywana jest cichym zabójcą wzroku. Pocieszające jest to, że jaskrę można zdiagnozować podczas badań profilaktycznych. Również zwyrodnienie plamki jest nieodwracalną chorobą. W przypadku tej dolegliwości ważne jest, aby po jej zdiagnozowaniu podjęto szybkie leczenie, które polega na podawaniu co miesiąc zastrzyków do oka. Leczenia nie można przerwać. Z kolei zaćma jest chorobą, którą można wyleczyć, nawet gdy jest w stanie zaawansowanym. Jest leczona operacyjnie, a widzenie wraca kilka godzin po zabiegu. Odwarstwienie siatkówki, czyli 33
Biznes
w drugiej dobie od pojawienia się objawów. Konsekwencją braku szybkiej operacji są zaburzenia widzenia lub nawet utrata wzroku. Jeżeli chodzi o krótkowzroczność i astygmatyzm to akurat nie choroby, lecz wady wzroku i w tym przypadku, aby dobrze widzieć, wystarczą okulary. Można również operacyjnie, specjalnym laserem poprawić widzenie osoby z niewielką krótkowzrocznością, a osobom z dużą wadą krótkowzroczności polecana jest refrakcyjna wymiana soczewek. Wykonaliście Państwo pierwszą w Polsce operację nowatorską metodą, pozwalającą na ratowanie wzroku u chorych z cukrzycą. Na czym polega ta metoda?
Dr n. med. Zofia Nawrocka Przez pacjentów odwiedzających Gabinet Okulistyczny i Klinikę „Jasne Błonia” jest postrzegana jako ceniona specjalistka i osoba, której aktywność wpływa na atmosferę tych ośrodków. Lata doświadczeń sprawiły, że jej podopiecznymi stają się całe rodziny. Bywa, że zgłaszają się nawet w trzypokoleniowym składzie. Ukończyła studia na Akademii Medycznej w Łodzi. W trakcie specjalizacji odbyła wiele staży naukowych w Klinice Okulistycznej Uniwersytetu w Monachium orz w Klinice w Sulzbach/Saar w RFN. W roku 1986 obroniła pracę doktorską, uzyskując tytuł doktora nauk medycznych. Jest jednym z pionierów leczenia powikłań ocznych cukrzycy w Łódzkiem. Jej zainteresowania naukowe i kliniczne związane są z problematyką diagnostyki i leczenia chorób oczu dzieci i dorosłych. Posiada szeroką wiedzę z zakresu strabologii (diagnostyka i leczenie zeza). Pasjonuje się angiografią bez konieczności podawania kontrastu, którą wykorzystuje w codziennej praktyce lekarskiej od 2015 roku. W ostatnich latach szczególnie interesuje się też pomocą pacjentom z Zespołem Suchego Oka i innymi schorzeniami objawiającymi się „suchym okiem”. Jest autorką i współautorką kilkudziesięciu publikacji naukowych, ukazujących się w znaczących czasopismach okulistycznych polskich i zagranicznych. Uczestniczyła w ponad 100 kongresach okulistycznych w Polsce i za granicą. Medyczne i organizatorskie obowiązki stara się łączyć z... relaksującym układaniem klocków Lego. Kocha książki (sięga po różne odmiany literatury) i muzykę (zwłaszcza jazz). Hobby, któremu poświęca wiele uwagi, jest życie ptaków. Stworzyła przyjazny im ogród, wyposażony odpowiednio do ptasich potrzeb i zwyczajów. schorzenie oka, które polega na oddzieleniu warstwy siatkówki od naczyniówki, to choroba, która zaczyna się od pojawienia się przedarcia w siatkówce. Pacjent widzi w momencie pojawienia się przedarcia serię błysków, czasem męty pojawiające się przed okiem. Wtedy należy natychmiast udać się do okulisty, który specjalizuje się w leczeniu chorób siatkówki. Wcześnie zauważone przedarcie można zabezpieczyć laserem i uniknąć leczenia operacyjnego. Jeżeli zaczekamy zbyt długo, a czasem wystarczy kilka dni, może pojawić się „ciemna zasłona przed okiem”, oznacza to odwarstwienie siatkówki. Wtedy mamy naprawdę mało czasu na podjęcie leczenia. Standardem w leczeniu odwarstwienia siatkówki jest leczenie operacyjne wykonane najdalej 34
prof. Zofia Anna Nawrocka: Cukrzyca to dziś duży problemem społeczny, ponieważ choruje na nią coraz większy odsetek populacji. Chorzy doskonale wiedzą, że w cukrzycy najważniejsza jest kontrola poziomu cukru oraz regularne konsultacje z diabetologiem. Chodzi o to, aby nie dopuścić do powikłań i ciężkiej cukrzycy, bo to może prowadzić do utraty wzroku, uszkodzenia nerek, stopy cukrzycowej, czy nawet śmierci. Metoda polega na operacyjnym leczeniu obrzęku plamki – jednego z powikłań cukrzycy. Obrzęk plamki dotyczyć może nawet 40 procent osób, u których doszło do zmian widzenia podczas cukrzycy. Dane epidemiologiczne wskazują, że u chorych następuje uszkodzenie małych naczyń krwionośnych znajdujących się w siatkówce oka, jest to nazywane retinopatią cukrzycową i związany z nią DME, czyli cukrzycowy obrzęk plamki. A zatem każdy pacjent, u którego rozpoznano chorobę, powinien szybko trafić do okulisty i przejść badania, które wykażą, czy choroba w jakikolwiek sposób wpłynęła na wzrok. Zabiegi laserowe w cukrzycowym obrzęku plamki to już dziś właściwie historia okulistyki. Z reguły pacjenci są w dzisiejszych czasach leczeni za pomocą zastrzyków do wnętrza gałki ocznej. W naszym ośrodku od wielu lat przeprowadzamy u takich pacjentów leczenie operacyjne – wykonujemy witrektomię. W trakcie zabiegu usuwane są błony, nowością stosowaną obecnie od trzech lat, jest zastrzyk pod samą plamkę, czyli miejsce najlepszego widzenia. Dzięki temu wypłukiwane są wszystkie szkodliwe substancje, które gromadzą się tam z powodu cukrzycy. Ten zabieg pozwala poprawić widzenie pacjentów. prof. Jerzy Nawrocki: Warto dodać, że odwarstwienie siatkówki jest jednym z najpoważniejszych schorzeń oka i mimo zastosowania najnowocześniejszych technik operacyjnych około pięciu procent osób, których to schorzenie dotknęło, może utracić wzrok w chorym oku. Istota operacji polega na wgłobieniu ściany gałki ocznej do środka w obszarze otworów wykrytych w siatkówce. Nasza Klinika jest pierwszym prywatnym ośrodkiem w Polsce, w którym wykonuje się witrektomię. Pierwsze operacje miały miejsce w 1991 roku. W uznaniu za nowatorskie podejście otrzymaliśmy za to w 2003 roku nagrodę Rhett Buckler na dorocznym Zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Siatkówkowego. Z kolei leczenie pełnościennego otworu w plamce polega na całkowitym usunięciu ciała szklistego lub jego centralnej części, usunięciu błony granicznej wewnętrznej w polu plamkowym i podaniu do oka gazu. Metodę tę zacząłem stosować jako pierwszy w Polsce, już w 1995 roku. W latach 2006–2008 nasz zespół, którym miałem zaszczyt kierować, opracował własną, nowatorską technikę leczenia otworów w plamce – Technikę Odwróconego Płatka, która pozwala na skuteczne zamknięcie otworu w plamce i przywrócenie widzenia.
Biznes
gratulować sukcesu. Najważniejsza statuetka jest jednak za film prezentujący operację, w której wykorzystana została właśnie Technika Odwróconego Płatka. W przypadku leczenia wzroku, operacji oka niezbędny jest specjalistyczny sprzęt. W Klinice „Jasne Błonia” dysponujecie Państwo urządzeniami najnowszej generacji, które pozwalają wykonywać nawet najbardziej skomplikowane operacje.
Prof. dr hab. n. med. Zofia Anna Nawrocka Dyplom lekarski uzyskała na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi w 2005 roku. Doświadczenie zawodowe zdobywała na zagranicznych stażach m.in. na Wydziałach Okulistyki w Bremen, Monachium i Rostock. W 2017 roku został jej przyznany przez Prezydenta RP tytuł naukowy profesora nauk medycznych. Jest członkiem Niemieckiego Stowarzyszenia Okulistycznego, Amerykańskiego Towarzystwa Specjalistów Siatkówkowych oraz Club Jules Gonin (w obydwu jako jedyna osoba z Polski) i Polskiego Towarzystwa Okulistycznego. Zajmuje się leczeniem zaćmy, chorób plamki, chorób siatkówki i jaskry, chirurgią szklistkowo – siatkówkową oraz optyczną koherentną tomografią. Napisała ponad 100 prac naukowych, które publikowała w polskich i międzynarodowych czasopismach okulistycznych. Jest również recenzentem w wielu czasopismach okulistycznych. Na swoim koncie ma setki wystąpień zjazdowych. Wielokrotnie nagradzana, głównie jako współautorka okulistycznych materiałów filmowych. Posiada doświadczenie dydaktyczne, jest promotorem prac doktorskich. Cechują ją umiejętności kierownicze i wielozadaniowość. Posługuje się biegle językami angielskim, niemieckim, francuskim oraz japońskim w stopniu podstawowym. Prywatnie lubi jazdę na nartach i snowboardzie oraz pływanie. Interesuje ją historia antyczna, zwiedzanie i czytanie książek. Technika ta różni się od poprzednio stosowanych wysoką skutecznością, aż 90 procent chorych odzyskuje wzrok. Metodę tę stosują dziś okuliści w na całym świecie, co potwierdzają liczne publikacje i referaty wygłaszane na zjazdach okulistycznych.
dr Zofia Nawrocka: Operacja to ostateczność. Schorzenia narządu wzroku stały się chorobą cywilizacyjną. Praca przy komputerze, korzystanie ze smartfonów czy zbyt długie przebywanie w sztucznym oświetleniu powodują, że nasz wzrok pogarsza się w zastraszającym tempie. Dlatego bez względu na wiek, ważna jest odpowiednia profilaktyka okulistyczna, dzięki której można nie tylko zauważyć niepokojące zmiany w narządach wzroku w ich wczesnym stadium, ale także zapobiec powstawaniu kolejnych. Podstawową zasadą profilaktyki są systematyczne badania okresowe. W końcu lepiej jest zapobiegać, niż leczyć, ale czasami jest już za późno i wtedy rzeczywiście pozostaje operacja. Warto przy tym zdać sobie sprawę z tego, że specjalistyczny sprzęt jest tak samo ważny, jak diagnostyka. Przecież, żeby przejść do operacji, najpierw trzeba zdecydować o rodzaju leczenia. Do tego służą badania, które lekarzowi dają możliwość właściwego wyboru zabiegu. Operacje wykonywane są przy użyciu bardzo skomplikowanych urządzeń mikrochirurgicznych, które pozwalają trójwymiarowo widzieć wnętrze oka oraz wykonywać badania śródoperacyjne. W naszej klinice mamy zarówno wybitnych specjalistów, jak i doskonały sprzęt operacyjny i możemy leczyć najbardziej zaawansowane choroby siatkówki, zaćmę, jaskrę i inne. Rok 2021 to dla Państwa rok jubileuszowy. Od 30 lat leczycie pacjentów małych i dużych. Okulistyka Nawroccy i Klinika „Jasne Błonia” już na trwałe wpisały się w krajobraz łódzkiej służby zdrowia. Jakbyście Państwo podsumowali ten czas? dr Zofia Nawrocka: Ciężko jest w kilku zdaniach zmieścić trzydzieści lat działalności. Lata doświadczeń sprawiły, że wśród pacjentów mamy całe rodziny. Bywa, że leczą się u nas trzy pokolenia - dziadkowie, rodzice i dzieci. Wtedy pojawia się w nas przekonanie, że to, co robimy, ma sens. A z okazji jubileuszu otrzymaliśmy wiele listów gratulacyjnych i ciepłych słów. To miłe i rzeczywiście pokazuje to, o czym pan wspomniał, że jesteśmy ważnym fragmentem łódzkiej okulistyki. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Wspomniał Pan Profesor o nagrodzie przyznanej przez Amerykańskie Towarzystwo Siatkówkowe, popularnie zwanej Oscarem okulistycznym. Takich nagród jest więcej. Ostatnia trafiła w Pana ręce w ubiegłym roku. prof. Jerzy Nawrocki: To prawda, w sumie mamy jedenaście tytułów, ale to nie są tylko moje Oscary. Każda operacja jest pracą zespołową więc to, że te statuetki trafiły do nas, to zasługa całej naszej trójki. Największy sentyment mam oczywiście do pierwszej statuetki. Nie mogłem wtedy pojechać do Ameryki, więc wysłałem film. Nie wiedziałem nawet, że został nagrodzony. Zorientowałem się dopiero, jak na kolejnym kongresie w Europie koledzy zaczęli mi
Okulistyka Nawroccy Łódź, ul. Rojna 63/65 tel. 42 636 82 82 tel. 512 004 363 www.gabinetokulistyczny-lodz.pl 35
Biznes
Sztuka i biznes, czyli jak budować markę firmy O tym, jak wykorzystać sztukę, biznes i komunikację wizualną w budowaniu wizerunku firmy, czy art branding to domena tylko dużych i bogatych korporacji oraz dlaczego warto wspierać sztukę opowiadają MONIKA ZIELIŃSKA‑MYSIOR, Dyrektor Generalna firmy doradztwa personalnego Gravet Consulting i JOANNA WISZNIEWSKA-DOMAŃSKA, artystka grafik, zajmująca się rysunkiem, grafiką, kolażem i książką artystyczną. Biznes coraz częściej wykorzystuje sztukę i artystów do promocji swoich marek i budowania wizerunku. Obrazy, rzeźby, grafiki, oryginalne zdjęcia mają zachęcić do skorzystania z oferty firmy. To skuteczna forma reklamy? Monika Zielińska-Mysior: Art branding to coraz bardziej popularny rodzaj łączenia sztuki, biznesu i komunikacji wizualnej, dzięki której można przekazywać treści w niestandardowy sposób. Dzieła sztuki są coraz częściej wykorzystywane do celów promocyjnych zarówno w reklamie usług, jak i produktów. To działanie, które przynosi zamierzony efekt. Posłużę się przykładem strony internetowej naszej firmy Gravet Consulting www.gravet.com.pl, którą wzbogaciliśmy o grafiki Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej. Każdy, kto ją odwiedzi, zauważy wyjątkowe ilustracje, które wzbogacają przekaz zawarty na stronie. Skąd taki pomysł w przypadku firmy zajmującej się doradztwem personalnym? Monika Zielińska-Mysior: Chcieliśmy, żeby nasza strona www odzwierciedlała charakter naszej działalności, a przy okazji miała unikatową oprawę graficzną. Oczywiście mogliśmy wykorzystać zdjęcia stockowe, ale one powtarzają się na stronach wielu firm. A nam zależało na wyjątkowości. I to, dzięki grafikom Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej, udało się osiągnąć. To dobrze, że sztuka przestaje służyć tylko do oglądania, a zaczyna wspierać działalność komercyjną? Joanna Wiszniewska-Domańska: Sztuka i wszelkie działania artystyczne są częścią komunikacji wizualnej. Jako takie wspierają działania reklamowe, między innymi biznes i komercję. Mariaż artystów i ludzi biznesu przynosi korzyści obu stronom i jest znany ludzkości od bardzo dawna. Warto tutaj przywołać mecenaty. Dotując artystów, przedsiębiorca często tworzył własne kolekcje sztuki, budował w ten sposób swój wizerunek mecenasa, konesera i kolekcjonera sztuki. W wielu kręgach było to i jest dobrze postrzegane. Czas mijał, model mecenatu nieco się zmieniał, podobnie jak i sztuka. Jednak współpraca artystów i ludzi biznesu wciąż trwa.
36
Biznes
Monika Zielińska-Mysior: Dodam, że w powszechnym przekonaniu taki mecenat kojarzony jest z wielkim biznesem i nieograniczonymi środkami finansowymi, a to wcale nie takie oczywiste. Dziś art branding to również propozycja dla mniejszych firm. A czy to również jest sposób na promowanie sztuki i budowanie marki przez artystę? Joanna Wiszniewska-Domańska: To działa w obie strony. Art branding najczęściej wiązany jest z firmami elitarnymi, wpływowymi, oferującymi wyjątkowe produkty i usługi. Dlatego artysta, którego prace pojawiają się w przekazie marketingowym takiej firmy, również na tym korzysta. Staje się bardziej rozpoznawalny, a jego twórczość trafia do większej grupy odbiorców niż, dajmy na to w galerii, z którą współpracuje i w której wystawia. Monika Zielińska-Mysior: Jestem przekonana, że nasza współpraca niesie same korzyści. Stronę odwiedza dużo osób zainteresowanych tematyką doradztwa personalnego. Dzięki temu, bez żadnych dodatkowych kosztów i warunków, mogliśmy ją wykorzystać również do promowania sztuki. Sztuka, czy bardziej osoba twórcy – co bardziej pomaga w budowaniu wizerunku marki? Joanna Wiszniewska-Domańska: Często idzie to ze sobą w parze, choć różnie wygląda sprawa z rozpoznawalnością niektórych artystów poza określonym środowiskiem. Jeżeli na przykład artysta jest znany szerokiej publiczności, to zrozumiałe, że jego obecność w reklamie jest właśnie po to, żeby zachęcić klientów do skorzystania z reklamowanego produktu czy usługi. Tak działają banki czy sieci handlowe, wykorzystujące znanych aktorów czy piosenkarzy. Jeżeli jednak artysta nie jest powszechnie rozpoznawalny, ale za to jego twórczość wyróżnia się w jakiś sposób, to wówczas w komunikacji z odbiorcą korzysta się z jego prac – zdjęć, grafik czy rzeźb. Dlaczego akurat te prace znalazły się na stronie i dlaczego akurat Pani Joanny? Monika Zielińska-Mysior: W centrum zainteresowań Joanny Wiszniewskiej-Domańskiej jest człowiek, a ona sama interesuje się psychologią. Działalność Gravet Consulting jest również skoncentrowana wokół człowieka i jego rozwoju, więc prace Pani Joanny dobrze ilustrują charakter naszej aktywności. Przy okazji spotkały się nasze obszary zainteresowań, a także połączyła nas podobna energia i zakres aktywności zawodowej Pani Joanny. Jej doświadczenie w edukacji w biznesie, kursy arteterapii, podczas których uczy, jak rysunek może być wykorzystywany do lepszego poznania siebie, są bliskie naszej działalności i chętnie z tego korzystamy.
wpłynąć na lepsze wyniki reklam i lepszą rozpoznawalność firmy. Joanna Wiszniewska-Domańska: Dodałabym do tego jeszcze jeden aspekt, otóż mecenat wciąż dobrze się kojarzy wśród klientów firm. W odbiorze społecznym wykorzystywanie działań artystycznych do promocji firmy sugeruje kreatywność firmy. Wspomaganie sztuki i artystów nie jest może porównywalne z pomocą, które firmy niosą na przykład chorym dzieciom, ale wciąż ma bardzo pozytywny odbiór. Od art brandingu niedaleko do personal brandingu. Czy doradzacie Państwo budowanie marki osobistej poprzez używanie sztuki? Monika Zielińska-Mysior: Umiejętne wykorzystywanie sztuki wizualnej w budowaniu marki osobistej może przynieść korzyści. Jest to trend nie nowy, jednak w dobie ekspansji mediów społecznościowych ma duże znaczenie. Dobre zdjęcie portretowe znanego artysty fotografika lub z dziełem sztuki w tle może być silnym przekazem i mieć wpływ na nasze życie zawodowe. Wszyscy przecież znamy powiedzenie: „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Jakie korzyści mogą osiągnąć firmy wykorzystujące w swojej działalności art branding? Monika Zielińska-Mysior: Dzięki współpracy biznesu z artystami zyskuje wizerunek firmy. Zaczyna ona być postrzegana, jako ta, która ceni jakość, estetykę, wartościowe rozwiązania. Z drugiej strony firma taka jest odbierana jako odważna, przełamująca konwenanse, innowacyjna i nieobawiająca się wyzwań. Współpraca z artystami podczas kampanii reklamowych może
Łódź, ul. Sienkiewicza 13 tel. 42 250 69 36, 501 526 539 e-mail: info@gravet.com.pl www.gravet.com.pl facebook.com/gravetconsulting/ linkedin.com/company/gravet-consulting-sp.-z-o.o.-d-/ 37
Biznes
Lubię, kiedy wokół mnie dużo się dzieje Czy w Łodzi można odnieść zawodowy sukces, jakie wartości są najważniejsze w życiu i pracy, dlaczego warto mieć zespół, w którym młodość miesza się z dojrzałością i o tym, jak w łódzkiej energetyce przebiega „zielona rewolucja” opowiada ANNA KĘDZIORA-SZWAGRZAK, prezes Veolia Energia Łódź. Jest Pani przykładem na to, że aby odnieść sukces zawodowy, wcale nie trzeba wyjeżdżać z Łodzi. Tu się Pani urodziła, skończyła studia i podjęła swoją pierwszą pracę. Teraz jest Pani prezesem największego w Łodzi przedsiębiorstwa energetycznego. Jakie predyspozycje trzeba mieć, żeby odnieść taki sukces? Sukces można odnieść wszędzie – w Łodzi i w każdym innym miejscu. Z jednej strony potrzebne są do tego odpowiednie kompetencje, a z drugiej zapał i konsekwentne dążenie do celu. Walt Disney powiedział kiedyś, że jeżeli coś sobie potrafisz wymarzyć, to znaczy, że to możesz zrealizować. Głęboko w to wierzę i jestem przekonana, że tak właśnie jest z naszym życiem. Jednocześnie o sobie zawsze mówię, że jestem wielką szczęściarą, ponieważ swoje zawodowe pasje mogę realizować tu, w mieście, które jest dla mnie szczególnie ważne. Dlaczego? Bo to miasto jest wpisane w moje DNA, emocjonalne i zawodowe. Jestem lokalną patriotką i kocham Łódź. Jest to dla mnie miasto niezwykłych możliwości rozwoju i wielu ciekawych wyzwań. Zgadzam się z tym, co powiedziała Maria Skłodowska-Curie „Człowiek nigdy nie ogląda się na to, co zrobione, ale na to patrzy, co ma przed sobą do zrobienia”, a Łódź to właśnie doskonałe miejsce, aby „mieć wiele do zrobienia”. A praca w Veoli to dla Pani... Praca w energetyce to trochę służba, a trochę misja. I tak właśnie traktuję swoją obecność tutaj. Veolia to firma globalna, ale w Łodzi ma swój wymiar lokalny. Tutaj produkuje energię elektryczną oraz ciepło i dostarcza je mieszkańcom. Robimy to bez względu na panujące warunki i niezależnie od tego czy akurat mamy pandemię, czy spokojniejsze czasy. A jednocześnie, co ma dziś szczególny wymiar, jestem wraz z zespołem zaangażowana w proces transformacji polskiej energetyki, poprawę jakości powietrza, którym oddychamy w Łodzi, a przez to warunków życia. Na Pani stanowisku szczególne znaczenie ma umiejętność wewnętrznej motywacji. Proszę zdradzić, jak motywuje się Pani do realizacji codziennych obowiązków?
38
To nie jest trudne, kiedy robi się to, co się lubi, a akurat ja lubię swoją pracę. Lubię zmiany, lubię mieć poczucie wpływu na nie, a szczególnie jeśli wierzę w nie i mam przekonanie, że są dobre. Pomaga mi w tym to, że z natury jestem optymistką. Cieszy mnie praca z ludźmi i wyzwania, przed którymi codziennie staję. Może wydać się to dziwne, ale cieszą mnie też poniedziałki i powroty z urlopów. Nie dlatego, że nie lubię weekendów czy urlopów, bo bardzo lubię wolny czas spędzony z rodziną i przyjaciółmi. Nie o to chodzi. Ja po prostu lubię działać, pracować i kiedy wokół mnie dużo się dzieje. W pracy co jest dla Pani największą wartością – ludzie, dobra atmosfera czy może realizacja celów? Wszystko jest jednakowo ważne. Ludzie to podstawa, bo przecież bez nich nic nie zrobimy, ale ludzie potrzebują pracować w dobrym otoczeniu, mieć przyjazne warunki do pracy i fajną atmosferę. To może ich zachęcić do angażowania się w sprawy firmy, do budowania relacji i żeby chciało im się chcieć. Ludzie posiadają określone kompetencje, wiedzę i umiejętności, dzięki którym mogą realizować swoje cele. Niezwykle ważni są również ci, których zawodowa kariera dopiero się zaczyna. Młodzi i nowi w firmie, bez doświadczenia, a zatem niczym nieobciążeni i z otwartymi głowami. Chcą zmian, chcą działać i się uczyć. Ich energia i chęci stymulują pozostałych pracowników. Dlatego jeszcze raz podkreślę, że wszystko jest ważne i wszystko jest ze sobą powiązane. W tym kontekście nie można zapominać o wartościach wyznawanych w firmie. Powiedziałabym, że w naszej pracy właśnie one są najważniejsze. Jakie wartości ważne są w Veolii? Na pierwszym miejscu jest bezpieczeństwo i jego szczególny wymiar. Produkujemy energię elektryczną i ciepło. Dlatego z jednej strony chodzi o bezpieczeństwo życia i zdrowia naszych pracowników, współpracowników i kooperantów. Z drugiej zaś strony jest bezpieczeństwo energetyczne oraz ciągłość w dostawach energii elektrycznej i ciepła. To jest nasz priorytet, ale w grupie Veolia Polska ważne są też odpowiedzialność, solidarność, szacunek, współpraca. Według mnie zawód energetyka niezależnie, czy na stanowisku menedżerskim, czy operacyjnym doskonale łączy te wartości. Specyfika naszej pracy sprawia, że czujemy się odpowiedzialni za innych.
Biznes
A dla młodych ludzi, którzy zaczynają życie zawodowe w Veolii, wymienione przez Panią wartości mają znaczenie, czy oni raczej koncentrują się na wartościach wyrażanych wysokością zarobków? Młodzi ludzie, którzy właśnie wchodzą na rynek pracy, absolutnie nie patrzą na swoją drogę zawodową wyłącznie przez pryzmat pieniędzy. Oczywiście jest szereg różnic między pokoleniami, które dostrzegam. Młode pokolenie ma dziś inne podejście do pracy, inne oczekiwania, inaczej się z nimi pracuje. Angażują się w sprawy społeczne, polityczne i na przykład w kwestie dotyczące ochrony środowiska, w tym choćby w transformację energetyczną. Mają też bardzo mocno zakorzenione systemy wartości, w które wierzą i potrafią ich rozsądnie bronić. Często są one dla nich ważniejsze,
niż na przykład związek z jednym pracodawcą na dłuższy okres, nie mówiąc już o miejscu pracy, biurkach, przy których pracują czy wysokości wynagrodzenia. Jednocześnie mają bardzo wysokie poczucie własnej wartości. Powiem więcej, oni potrafią tę wartość wycenić i z pełnym przekonaniem upominać się o swoje. Skutecznie? Jak najbardziej, a przy tym doskonale potrafią zbalansować swoje życie prywatne z zawodowym, nic nie tracąc z niesamowitej pasji, energii i chęci zmian. Wiadomo, że każde pokolenie jest inne. Nasi rodzice są inni, my jesteśmy inni i oni też są inni. Ale w tym wszystkim ważne jest to, byśmy czuli potrzebę współpracy z młodymi ludźmi, pomimo wszystkich różnic, bo oni są naszą 39
Biznes
przyszłością. Dlatego to my musimy nauczyć się współpracować z nimi, stworzyć im takie warunki pracy, aby chcieli być kreatywni, zaangażowani i mogli realizować swoje pasje. A przy okazji mieli poczucie, że są doceniani.
zespół zarówno pod względem wieku, jak i płci i doskonale wiem, że taka różnorodność pozwala lepiej dobrać kompetencje zespołu, a tym samym pozwala sprawniej i skuteczniej zarządzać firmą.
Oprócz Pani jeszcze w trzech oddziałach Veolii w Polsce prezesami są kobiety. Zdecydowanie zaprzeczacie Panie opiniom, że Polkom trudno osiągnąć wysokie stanowiska. Szczególnie w tak męskiej branży, jaką jest energetyka. Zgadza się Pani z tym?
W tym roku została Pani uhonorowana tytułem Menedżera Roku, przyznawanym przez Business Center Club i „Dziennik Łódzki”. To dla Pani ważne wyróżnienie?
Rzeczywiście trzy duże spółki Veolii w Łodzi, Poznaniu i Veolia term, są dziś zarządzane przez kobiety. Czy to coś oznacza? Może tylko tyle, że jesteśmy kompetentnymi osobami. A bardzo ważne i fajne jest w tym to, że Veolia daje nam poczucie, że to nie płeć decyduje o stanowisku, ale właśnie kompetencje. Zresztą kobiet na stanowiskach menadżerskich jest w naszej firmie znacznie więcej. Czterdzieści procent kierowniczych funkcji w Grupie Veolia w Polsce sprawują Panie. Współpracujemy ze sobą, wspieramy się, wymieniamy doświadczenia. Warto tu wspomnieć o programie mentoringowym realizowanym w Veolii, który został wymyślony przez kobiety, dedykowany jest dla kobiet i realizowany przez nie. Dzięki temu twierdzenie, że rosną u nas nowe pokolenia kobiet, które w bliższej czy dalszej perspektywie będą zarządzały dużymi firmami, jest jak najbardziej uzasadnione. Kobiety się wspierają, a mężczyźni rywalizują... Takie myślenie jest trochę na skróty i nie do końca słuszne. W Veolii każdy może liczyć na wsparcie. W swojej dotychczasowej pracy nigdy nie doznałam nieprzyjemnego uczucia, że będąc kobietą na takim stanowisku, jest ze mną coś nie tak. Poza tym ja nie zarządzam sama. Mam wspaniały, zdywersyfikowany
40
Przede wszystkim jest to źródło wielkiej satysfakcji, bo zawsze jest miło, gdy nasz wysiłek zostanie doceniony. A jeszcze milsze jest, to gdy docenia nas świat zewnętrzny. Odbierając tytuł, dedykowałam go całemu zespołowi Veolii i wszystkim pracownikom, bez których nie byłoby tej nagrody. To oni swoim zaangażowaniem sprawiają, że niemożliwe staje się możliwe w każdych warunkach. To dzięki pracy całego zespołu, bez większych problemów przeszliśmy czas pandemii, pokazaliśmy, że jesteśmy odporną, wytrwałą i zwinną organizacją. Udało nam się w tym czasie zorganizować wiele projektów rozwojowych. Czy pandemia w jakiś sposób wpłynęła na działalność firmy? Nie mogliście zatrzymać działalności, ale czy praca odbyła się bez komplikacji? Pandemia to wielki problem dla całej naszej gospodarki. Z jej początków pamiętam wielogodzinne posiedzenia sztabu kryzysowego i wyzwania, przed którymi stanęliśmy. Szukaliśmy wtedy odpowiedzi na wiele pytań, których nigdy wcześniej sobie nie zadawaliśmy. Staraliśmy się przewidzieć potencjalne scenariusze wydarzeń. Najważniejsze było dla nas bezpieczeństwo i zdrowie pracowników przy zachowaniu ciągłości działania firmy. Veolia to przecież zakład produkcyjny, który odgrywa szczególną rolę w infrastrukturze miasta i stanowi o warunkach życia mieszkańców. Pracowników, którzy stali
Mówi to Pani z wielką dumą... Bo jestem dumna. Z perspektywy kilkunastu miesięcy pandemii mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że tworzymy firmę sprawną, silną, odporną, elastyczną, która jest w stanie sprostać wyzwaniom, z jakimi nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia. A przy tym, pomimo ogromnego wysiłku skierowanego na utrzymanie ciągłości działania w kolejnych odsłonach pandemii, konsekwentnie realizowaliśmy naszą strategię dekarbonizacji i dążenia do neutralności klimatycznej. No właśnie, Veolia Łódź podejmuje szereg działań na rzecz ochrony środowiska i zrównoważonego rozwoju. Czy dekarbonizacja i zapowiadana neutralność klimatyczna to zagrożenie, czy szansa dla Pani firmy? W ogóle nie rozpatrujemy tego w kontekście zagrożeń. Poza tym to nie jest temat, nad którym należy dyskutować, bo katastrofa klimatyczna już następuje. Teraz trzeba podejmować działania, o których mówi się, że są wielką zieloną rewolucją. Dlatego realizujemy Nową Energię dla Łodzi – plan przygotowany na okres przejściowy, w wyniku którego odejdziemy od wykorzystania węgla w procesie produkcji i do 2030 roku zupełnie zmienimy miks paliwowy w naszych elektrociepłowniach. Jest to nasza odpowiedź na wyzwania Europejskiego Zielonego Ładu i pakietu „Fit for 55”, przygotowanych przez Komisję Europejską. Głównie będziemy korzystać z gazu, do tego dojdzie biomasa i ta część odpadów komunalnych, powstała po procesach odzysku i recyklingu, której nie można składować i z której można odzyskać energię. Warto też podkreślić, że z wielkim zainteresowaniem obserwujemy to, co dzieje się obecnie na rynku nowoczesnych technologii. Już teraz przygotowujemy się na możliwość dołączenia wodoru czy biogazu do miksu paliwowego, ale przyglądamy się wszystkim innym technologiom, które może nie są jeszcze dojrzałe, ale pozwalają myśleć o ich wykorzystaniu w skali energetyki zawodowej. Można zatem założyć, że do 2030 roku hałdy węgla na placach w elektrociepłowniach EC3 i EC4 znikną? Nawet trzeba, bo to już jest postanowione – od 2030 roku w naszych elektrociepłowniach będzie zero węgla i zróżnicowany miks paliwowy. Porozmawiajmy chwilę o Łodzi. To dobre miejsce do pracy i do życia? Jest coraz fajniejszym miejscem, zarówno do pracy, jak i do życia. Trzeba przyznać, że Łódź potrafi być bardzo różna. Z jednej strony inspiruje i pokazuje swój dynamizm, a z drugiej pozwala odpocząć i się zrelaksować. Zawsze powtarzam, że Łódź ma ogromny potencjał i niesamowitą historię. To miasto dużych wyzwań, z których część została już zrealizowana, a kolejne są w trakcie realizacji. Niezwykłym doświadczeniem jest dla mnie to, że mogę te zmiany obserwować i porównywać dzisiejszą, zmienioną Łódź do tej sprzed kilku i kilkudziesięciu lat.
Ma Pani swoje ulubione miejsca w mieście? Gdzie można Panią najczęściej spotkać?
Biznes
na pierwszej linii, nie mogliśmy wysłać do domu. Musieli być na miejscu i obsługiwać system ciepłowniczy. Udało się nam wypracować takie procedury i tak zarządzać zaistniałą sytuacją, że firma działała i działa bez większych problemów, a ciągłość produkcji i dostaw ciepła nawet na chwilę nie została zakłócona.
Najczęściej wciąż w EC4. (śmiech) Cieszy mnie to, że w Łodzi jest wiele miejsc zielonych i wciąż ich przybywa. Lubię łódzkie parki i czasami można mnie tam spotkać na spacerze, na rowerze albo z kijkami do nordic walking. Poza tym wciąż odkrywam Łódź na nowo. Pojawiają się nowe miejsca, jak choćby Monopolis czy Ogrody Geyera. Teraz z wielką uwagą przyglądam się Widzewskiej Manufakturze, która z dnia na dzień rośnie. Z ogromnym sentymentem traktuję też elektrociepłownię EC1, kolebkę łódzkiej energetyki. Dziś jest tam między innymi Centrum Nauki i Techniki, a dookoła wyrastają nowe budynki i ulice, które zmieniają Łódź. Podziwiam rewitalizację, która daje drugie życie tym starym, zdawałoby się, nikomu już niepotrzebnym fabrykom i przestrzeniom. Dzięki temu pozostajemy wierni historii Łodzi fabrykanckiej i przemysłowej. Kiedy pytam menedżerów o ich pasje, to zwykle słyszę, że to praca. Dopiero później okazuje się, że jedni kochają
„ Czterdzieści procent kierowniczych funkcji w Grupie Veolia w Polsce sprawują Panie. Współpracujemy ze sobą, wspieramy się, wymieniamy doświadczenia. Warto tu wspomnieć o programie mentoringowym realizowanym w Veolii, który został wymyślony przez kobiety, dedykowany jest dla kobiet i realizowany przez nie. „ podróże, inni zbierają stare pocztówki Łodzi, a jeszcze innym największą radość sprawia bieganie maratonów. A prezes Veolia Energia Łódź co najchętniej robi po pracy? Wspomniałam już o spacerach, jeździe na rowerze i chodzeniu z kijkami. Bardzo lubię te aktywności. Dużo radości sprawia mi też odkrywanie Polski z jej wyjątkowymi zabytkami i krajobrazami. Przez ostatnie lata wakacje spędzałam z rodziną za granicą. Pandemia sprawiła, że musieliśmy zrezygnować z tych wyjazdów, ale dzięki temu ruszyliśmy w Polskę. Z grupą przyjaciół postanowiliśmy co miesiąc wyjeżdżać na kilka dni w różne miejsca w kraju. I muszę przyznać, że sprawia mi to wiele satysfakcji. Moją pasją zawsze były książki, ale często brakowało czasu na lekturę. Dużo przyjemności daje mi ostatnio słuchanie audiobooków. I teraz swoje spacery po parku czy lesie odbywam w towarzystwie lektury. Żałuję tylko, że tego wolnego czasu wciąż mam za mało. A jakiej książki słuchała Pani ostatnio? „Annapurna. Góra kobiet” Arlene Blum. To opowieść o pierwszej kobiecej wyprawie na górę cieszącą się złą sławą. Inspirująca i motywująca książka. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
41
Biznes
Słaby złoty i inflacja. Tak zapamiętamy rok 2021? Czy Polski Ład podwyższy podatki, czy je uporządkuje? Dlaczego inflacji nie da się szybko zatrzymać? Jak warto zabezpieczyć nasze oszczędności? Na pytania odpowiada MARCIN ŚLAWSKI, doradca, analityk finansowy i właściciel firmy Superior Investment. Kolejny rok się kończy, więc czas na podsumowania. Akcje, fundusze, a może kryptowaluta? W co opłacało się inwestować w 2021 roku? Może zacznę od tego, w co w mijającym roku nie opłacało się inwestować. Na początku tego roku rentowności obligacji skarbowych osiągnęły bardzo niskie poziomy. W Polsce na przykład rentowności dziesięcioletnich obligacji skarbowych dotarły do niespotykanych wcześniej pułapów – poniżej 1,2 procent rocznie. Następnie od lutego rozpoczął się systematyczny ruch rentowności w górę do poziomów powyżej 3 procent w listopadzie. Tym samym, ceny obligacji spadały. Im dłuższe terminy do wykupów, tym większe spadki cen. Rentowności krótkoterminowych instrumentów dłużnych też były w tym roku bardzo niskie, co przekładało się na bliskie zera oprocentowania lokat bankowych i funduszy dłużnych o niskim ryzyku. Poza tym większość aktywów notowała spore wzrosty, często dwucyfrowe (do połowy listopada br.). A nieruchomości? Pojawiły się ostatnio ciekawe informacje o tym, że niektórzy łódzcy deweloperzy, którzy zainwestowali w przestrzenie biurowe, zastanawiają się nad przekształceniem ich w mieszkania... W zasadzie raczej mnie to nie dziwi. Pandemia pokazała, że praca w biurze nie jest jedyną alternatywą. Do tego, wysyłając pracowników do pracy zdalnej, znacznej części firm udało się obniżyć koszty. Tym samym rynek nieruchomości biurowych w ostatnich kilkunastu miesiącach miał i raczej nadal ma swoje problemy. Z drugiej strony sprzedaż mieszkań, jak również ich ceny, poszybowały w tym roku mocno w górę. Można wręcz powiedzieć, że wystąpiła swego rodzaju euforia na rynku nieruchomości mieszkaniowych. Wydaje mi się, że ciekawe lokalizacje i ekskluzywne mieszkania wciąż mogą przyciągać zamożniejsze osoby, które mogą również prowadzić w części tych mieszkań działalność gospodarczą. Mijający rok zapamiętamy raczej nie z tego, że przyniósł inwestorom krociowe zyski, a nawet nie z powodów pandemii czy problemów na granicy polsko-białoruskiej. Najbardziej
42
zaczyna nam i chyba całej gospodarce doskwierać inflacja. Da się ją opanować, czy będzie ona żyć swoim życiem? Warto przypomnieć, że za utrzymywanie inflacji na poziomie korzystnym na gospodarki jest odpowiedzialny Bank Centralny, a ściślej Rada Polityki Pieniężnej. Poziom, który został przyjęty jako tak zwany długoterminowy cel inflacyjny to 2,5 procent w ujęciu rok do roku. Dlatego to jest bardziej pytanie do tego organu. Zeszłoroczna, drastyczna obniżka stóp procentowych, połączona z wprowadzeniem różnego rodzaju tarcz antykryzysowych, polegających na wpompowaniu dużej ilości pieniędzy do gospodarki, w dużej mierze przyczyniły się do podwyższonej inflacji dzisiaj, bo tego typu działania są odczuwalne w gospodarce właśnie po kilkunastu miesiącach. Do tego słabnąca złotówka, która powoduje, że za zakup surowców, ropy naftowej na rynkach światowych, trzeba płacić więcej, głównie w dolarach amerykańskich, problemy związane z tak zwanymi łańcuchami dostaw i mamy dziś sporą inflację. Źle, że ludzie zaczęli już o tym myśleć w kategoriach pewnego, stałego stanu teraz i w przyszłości, tym samym nakręcając spiralę inflacyjną. To zadanie RPP, żeby inflację kontrolować. Jeśli w niedługim czasie będą kolejne podwyżki stóp procentowych, podwyższą się odsetki od kredytów, jest szansa przy tym również na wzmocnienie złotego. Z racji pewnego
Marcin Ślawski Doradca, menedżer i analityk finansowy. Od kilkunastu lat związany z branżą inwestycyjną. Certyfikowany Analityk Inwestycyjny (CAI) – Związek Maklerów i Doradców (ZMID). Uczestnik międzynarodowego programu z zakresu ekonomii, finansów inwestycyjnych oraz instrumentów finansowych „The Chartered Financial Analyst” w ramach CFA Institute (USA). Certyfikowany marketer The Chartered Institute of Marketing (Anglia) i posiadacz tytułu „Associate” w ramach tej organizacji. Absolwent Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego o specjalności Zarządzanie Spółkami Kapitałowymi, studiów podyplomowych Rachunkowość i Zarządzanie Finansowe oraz Rynek Nieruchomości. Uczestnik kursów z zakresu doradztwa inwestycyjnego.
Biznes
opóźnienia, będzie to odczuwalne dopiero po pewnym czasie. Wtedy inflacja prawdopodobnie będzie powstrzymana. Trzeba pamiętać, że jest również druga strona medalu. Przy zbyt wysokich stopach procentowych, gospodarka może bardziej wyhamować, a wtedy mogą pojawić się problemy niektórych firm, spadek konsumpcji i zwiększony poziom bezrobocia, dlatego podwyżki stóp procentowych, tak samo jak obniżki, trzeba dokonywać umiejętnie. Tak jak wcześniej powiedziałem, jest to zadanie Banku Centralnego. A w sytuacji inflacji kroczącej jak warto zabezpieczyć nasze aktywa pieniężne? Tradycyjnymi aktywami zabezpieczającymi inflację są nieruchomości, surowce w tym metale szlachetne i do pewnego momentu również akcje. Nie chciałbym jednak, aby było to odbierane w kategoriach, jest inflacja, to należy te aktywa kupować. Wyceny, perspektywy dalszych wzrostów oraz ryzyka poszczególnych aktywów wymagają zawsze głębszych analiz.
„ Jeśli w niedługim czasie będą kolejne podwyżki stóp procentowych, podwyższą się odsetki od kredytów, jest szansa przy tym również na wzmocnienie złotego. Z racji pewnego opóźnienia, będzie to odczuwalne dopiero po pewnym czasie. Wtedy inflacja prawdopodobnie będzie powstrzymana. Trzeba pamiętać, że jest również druga strona medalu. „ Od stycznia 2022 roku zaczną obowiązywać w Polsce przepisy ustawy Polski Ład, których celem jest uporządkowanie systemu podatkowego. Uporządkują? Hmm... Myślę, że bardziej chodzi tutaj o pewną redystrybucję dochodów, a w przypadku osób o wyższych dochodach o podwyższenie podatków niż, jak Pan wspomniał, o uporządkowanie. O ile podwyższenie kwoty wolnej od opodatkowania uważam za krok w dobrym kierunku, o tyle „karanie” osób dobrze zarabiających, dobrze wykształconych i przedsiębiorczych dodatkową, dziewięcioprocentową składką zdrowotną jest kwestią kontrowersyjną. Są różne podejścia ekonomistów w kwestii podatków, mnie bliższy jest pogląd, że podatki powinny być proste i stosunkowo niskie, wtedy premiują i wzmagają przedsiębiorczość, podwyższanie kwalifikacji oraz inwestycje, co ma później duże przełożenie na gospodarkę. *** Materiał należy traktować jako wyłącznie wyraz osobistych poglądów autora. Nie stanowi on oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego ani oferty publicznej w rozumieniu ustawy o ofercie publicznej i warunkach wprowadzania instrumentów finansowych do zorganizowanego systemu obrotu oraz o spółkach publicznych, doradztwa inwestycyjnego, innego rodzaju doradztwa, ani rekomendacji do zawarcia transakcji kupna lub sprzedaży jakiegokolwiek instrumentu finansowego, jak również innych informacji rekomendujących lub sugerujących strategie inwestycyjne.
Łódź, al. Kościuszki 39 lok. 12 tel. 608 477 112 e-mail: biuro@speriorinvestment.pl www.superiorinvestment.pl 43
Biznes
Nigdy nie zwalniam tempa Dobiega końca rewitalizacja ulicy Włókienniczej, lada moment zakończy się budowa nowoczesnego laboratorium BRaIn Uniwersytetu Medycznego, a nową podziemną ulicą Hasa pojadą samochody. Wszystkie te inwestycje łączy GRUPA BUDOMAL. Rozmawiamy z RAFAŁEM LEŚNIAKIEM, właścicielem jednej z największych firm branżowych w województwie łódzkim.
Dziedziniec kamienicy przy ul. Tuwima Mieliśmy przyjemność rozmawiać ponad dwa lata temu. Jestem zdziwiona, ile inwestycji przez ten czas można realizować. To naprawdę imponujące. Ani na moment nie zwalnia Pan tempa? Nie. Nigdy nie zwalniałem i nie zwalniam. Pani mi zadaje pytanie o to, co mi się udało, a ja zawsze zadaję sobie pytanie o to, dlaczego jeszcze mi się nie udało pewnych rzeczy zrealizować. Kilka procesów inwestycyjnych nie zostało rozpoczętych, jedne z powodu przeciągających się procedur administracyjnych, drugie z powodu zmiany przeznaczenia. Pandemia znacząco wpłynęła między innymi na sytuację na rynku biurowym, trzeba było więc zmodyfikować też nasze plany. Lada moment do użytku oddany zostanie gmach BRaIn realizowany na zlecenie Uniwersytetu Medycznego, który ma pełnić rolę swoistego „poligonu” do testowania innowacji organizacyjnych, technologicznych czy projektowania badań klinicznych. Czy tego typu obiekty wymagają szczególnego podejścia? 44
Oczywiście, że tak i nie mówię tutaj o samej bryle budynku, czy jej architekturze, bardziej o wspomnianych w pytaniu funkcjach i związanych z nimi technologiach. To było o wiele bardziej technologicznie angażujące wyzwanie niż projekt i budowa biurowca mBanku, którą zrealizowaliśmy z naszym partnerem biznesowym firmą GHELAMCO. Po ukończeniu inwestycji mówiłem, że nic już nas chyba nie zaskoczy, a jednak. Na szczęście pracują u nas wyjątkowi specjaliści, których pozyskaliśmy m.in. z dużych korporacji i dziś wiem, że praktycznie nie ma już obiektu, którego nie bylibyśmy w stanie zrealizować. Budynek BRaIn, to spektakularna inwestycja Uniwersytetu Medycznego, w którym naukowcy będą mogli korzystać z nowoczesnych laboratoriów badawczych, m.in. do diagnostyki molekularnej, hodowli komórkowych i badań in vitro czy analizy białek. Obiekt realizowaliśmy w systemie „zaprojektuj i wybuduj” wspólnie z firmą ERBUD jako konsorcjum. Działania w formule konsorcjum sprawdzają się w naszym przypadku doskonale. Obecnie BUDOMAL wspólnie z firmą WARBUD
To niezwykle ambitne wyzwanie. Lubimy podejmować się ambitnych realizacji – im większe i bardziej złożone, tym lepiej. Przy tym projekcie wymagania związane z rozwiązaniami technicznymi i technologicznymi postawione są niezwykle wysoko. Wykorzystujemy tu szereg innowacji inżynieryjnych zgodnych ze światowymi trendami, w tym korzystamy m.in. z technologii BIM (Building Information Modeling – modelowanie informacji o budynku). To koncepcja, która zrewolucjonizowała podejście do projektowania, realizacji inwestycji i zarządzania budynkiem, umożliwiająca ciągły i natychmiastowy dostęp do informacji
„ Niebawem przekażemy podziemną ulicę Hasa Inwestorowi, więc z początkiem nowego roku pojawią się na niej samochody. Dwukierunkowa arteria o długości pięciuset metrów połączy ulicę Kilińskiego z rondem pod aleją Rodziny Scheiblerów. „ o projekcie, jego kosztach i harmonogramach. Upraszcza także sam proces projektowy, poprzez możliwość testowania w świecie wirtualnym rozmaitych wariantów i schematów, w celu wybrania tego optymalnego. Dziś na budowie tej inwestycji pracuje 350 osób, niebawem będzie ich 600. Obiekt oddany zostanie w 2023 roku i stanowić będzie przykład referencyjny dla placówek medycznych w skali ogólnopolskiej. CKD 2 to kolejny przykład współpracy aliansu BUDOMAL-WARBUD w pozyskiwaniu kontraktów budowlanych w ramach zamówień sektora publicznego. W sierpniu 2020 roku nasze konsorcjum ukończyło budowę Zintegrowanego Ponadregionalnego Centrum Zabiegowego, czyli nowego budynku szpitala im. WAM w Łodzi. Cenimy sobie współpracę z WARBUDEM i ERBUDEM, przy obiektach realizowanych na zlecenie Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Dzięki kolejnym wspólnym projektom możemy wciąż podnosić poprzeczkę.
które zostały zaakceptowane i mogliśmy je wdrożyć do realizacji. Burzy mózgów specjalistów z różnych działów wymagało, chociażby lądowisko dla helikopterów, które znajduje się na dachu budynku. Trzeba było rozwiązać problem wiru powietrza wytwarzanego przez śmigła helikoptera, który mógłby zdmuchnąć osoby stojące na podeście w momencie lądowania śmigłowca. Proszę zwrócić uwagę, że ten budynek ma zupełnie inny wymiar, wykorzystaliśmy tam wiele ciekawych materiałów, ale zależało nam też na tym, by w żaden sposób nie konkurował on z sąsiadującym, historycznym budynkiem szpitala. A odpowiadając na pytanie, o to, czy wyspecjalizowaliśmy się w obiektach medycznych, odpowiem, że BUDOMAL ma sześć kluczowych działów wykonawczych: termomodernizacji, adaptacji, budownictwa, drogowy, dźwigowy oraz zarządzania projektami. I wzorowa współpraca wszystkich sprawia, że nie obawiam się trudnych, skomplikowanych inwestycji, najlepszym przykładem niech będzie wspomniany projekt CKD 2. Ale każdy z tych działów realizuje także swoje zadania.
Biznes
prowadzi największe przedsięwzięcie, jakie w Łodzi jest realizowane, czyli drugi etap budowy Centrum Kliniczno-Dydaktycznego Uniwersytetu Medycznego wraz z Akademickim Ośrodkiem Onkologicznym. Centralny Szpital Kliniczny CKD jest jedną z największych tego typu placówek w Polsce.
W czasie kiedy budowaliście BRaIn, jednocześnie prowadziliście prace związane z rewitalizacją łódzkich kamienic. Choć przyznam szczerze, że te odnowione kamienice prezentują się wyjątkowo okazale, to nie prościej było to wszystko zburzyć i postawić od nowa? Może i byłoby to najprostsze rozwiązanie, chociażby w przypadku ulicy Włókienniczej, ale proszę zobaczyć, jak ona się teraz prezentuje, czy nowoczesne budynki lepiej wyglądałyby od tych historycznych? Długo pracowaliśmy nad tym, aby ta ulica miała swój niepowtarzalny charakter. Nie odnawialiśmy tych budynków w skali jeden do jednego, zadbaliśmy o detale z przełomu wieku, ale wprowadziliśmy też współczesne elementy. Pamiętajmy o tym, że Łódź to miasto przeszło sześciu tysięcy kamienic i burzenie wypełnionych nimi kwartałów, to w jakimś sensie zamazywanie historii miejsca i czasu, także filozofii miasta. A na to się nie zgadzam. Jeszcze do niedawna ulica Włókiennicza była ucieleśnieniem tego co złe w przestrzeni miasta, co spotkało Łódź w ostatnim
Nowy budynek szpitala im. WAM z 11 supernowoczesnymi salami operacyjnymi i lądowiskiem dla helikopterów na dachu budynku został oddany w 2020 roku. Teraz kolejna inwestycja realizowana dla Uniwersytetu Medycznego. Czy to oznacza, że BUDOMAL wyspecjalizował się w obiektach realizowanych dla służby zdrowia? Czy po prostu nie boi się Pan żadnych wyzwań, bo każdemu jest w stanie sprostać? Nie boję się żadnych wyzwań, a z nowego szpitala WAM zadowoleni jesteśmy zarówno my jak i Inwestor – Uniwersytet Medyczny, który rozszerzył nam zlecenie, o coś bardzo specjalistycznego, czego w Łodzi jeszcze nie robiono, czyli o nowoczesną sterylizatornię. I choć nie projektowaliśmy tego obiektu, byliśmy tylko generalnym wykonawcą, to podpowiedzieliśmy wiele interesujących rozwiązań,
Kamienice przy ul. Włókienniczej 45
Biznes
Nowa podziemna ulica Hasa
Nowa podziemna ulica Hasa
Wjazd od strony ul. Klińskiego
Woonerf nad ulicą Hasa
półwieczu. Zmieniliśmy ją w coś pięknego. Miejsce, do którego wrócą sami łodzianie, goście z innych miast i krajów, może także kontynentów. Wróci sentyment i magia tego wyjątkowego punktu na mapie starej Łodzi. Mamy tego świadomość. Wiemy, jaka to jest odpowiedzialność. Proces rekonstrukcji łódzkiej tkanki miejskiej, to nie tylko piękne fasady, to także skomplikowany i czasochłonny proces rewitalizacji społecznej. Do kompleksowo przebudowanych i odnowionych, łącznie z wnętrzami, budynków wprowadza się także nowe funkcje, jak ośrodki wsparcia dla seniorów czy samotnych matek. Ten proces rewitalizacji poszerzył też nasze doświadczenia, zdobyliśmy ogrom wiedzy technicznej, z której już korzystamy, wspierając kolejne projekty inwestycyjne. BUDOMAL przywrócił także świetność i blask kamienicom przy ulicy Wschodniej, Tuwima, Sienkiewicza. Te lokalizacje to również ważny kawałek historii naszego miasta, które odzyskuje blask dzięki determinacji władz miasta i środkom pozyskanym przez Urząd Miasta Łodzi.
tu trzeba by było zmienić zasady dotyczące współpracy pomiędzy zamawiającym a nami. Natomiast, jeżeli chodzi o nowe budownictwo, zrealizowaliśmy już dużo projektów, gdzie połączyliśmy historię z teraźniejszością i to jest zdecydowanie kierunek, którym chciałbym dalej iść. Wystarczy spojrzeć na siedzibę mBanku przy ulicy Kilińskiego 74 z będącym jego integralną częścią, odrestaurowanym pałacykiem Otto Goldmana. Ten zabytkowy obiekt, odbijając się w szklanej elewacji nowoczesnego biurowca, nadaje zupełnie inny wymiar miejscu. To taka trochę sentymentalna podróż w czasie. Mogę zaryzykować twierdzenie, że czym trudniejsze zadanie, tym chętniej się go podejmuję. Czasami trochę żałuje, że w Łodzi można w znacznej mierze stawiać budynki ograniczone wysokością do sąsiadującej historycznej zabudowy, bo tu znalazłbym pole do realizacji wysokich, ale niebanalnych inwestycji.
Woli Pan odnawiać stare, czy stawiać nowe budynki? Ciężko odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Zarówno proces rewitalizacji, jak i wznoszenie nowych obiektów daje mi masę satysfakcji. Lubię patrzeć na ciekawą architekturę, której towarzyszą interesujące i unikalne detale. Gorzej jest w procesach rewitalizacji z rentownością, 46
Do tych wszystkich pięknych budynków trzeba się jakoś dostać, najlepiej nową drogą. Te oczywiście też realizuje firma, której jest Pan właścicielem. Kiedy pojedziemy nową, podziemną ulicą Hasa, której BUDOMAL był generalnym wykonawcą? To kolejny już skomplikowany projekt zrealizowany dzięki zespołowi doskonałych i kompetentnych specjalistów z różnych dziedzin, sukces mojej kadry, która wy-
Biznes
konała to przedsięwzięcie w systemie „zaprojektuj i wybuduj” z kolejnym doskonałym naszym partnerem firmą MOSTY ŁÓDŹ. Jeszcze w tym roku przekażemy podziemną ulicę Hasa Inwestorowi, więc najpewniej z początkiem 2022 pojawią się na niej pierwsze samochody. Nowa, dwukierunkowa arteria o długości 500 metrów połączy ulicę Kilińskiego z rondem pod aleją Rodziny Scheiblerów (w śladzie dawnej ul. Hasa). Poprowadziliśmy ją w ukrytym sześć metrów pod powierzchnią ziemią tunelu o szerokości dziesięciu i wysokości czterech metrów. Od strony ulicy Kilińskiego wjedziemy na nią pomiędzy budynkami PGE a mBanku. Jest naturalnym przedłużeniem powstającego właśnie nowego przebicia kwartału (pomiędzy Sienkiewicza a Kilińskiego). Dzięki takiemu rozwiązaniu, w nowy sposób zostaną skomunikowane ulice: Traugutta, Tuwima, Sienkiewicza i Kilińskiego. Ponad podziemną drogą powstaje zaś kolejny w Łodzi woonerf, prowadzący od EC1 do dworca Łódź Fabryczna. Ma aż 12 tys. mkw. Na woonerfie będzie zielono – zasadzonych zostało tu 21 drzew, 538 krzewów i 73 pnącz oraz kilka tysięcy traw ozdobnych. Będzie ponad 80 ławek, 45 miejsc postojowych dla rowerów i strefa aktywności. Wielką atrakcję stanowić będzie fontanna typu DRY PLAZA o powierzchni 150 metrów kwadratowych, dająca efekt mokrych chodników. Muszę podkreślić, że był to bardzo ciekawy projekt w naszym portfolio. Nie wspomnieliśmy jeszcze o nowych budynkach. BUDOMAL realizuje inwestycję mieszkaniową NeoTeo na łódzkim osiedlu Teofilów. Ile mieszkań jest obecnie w budowie i jakie są w tym zakresie plany na przyszły rok? Dzisiaj mamy w budowie ponad 600 mieszkań. W 2022 roku BUDOMAL ma realny plan realizacji blisko 1.500. Mieszkania sprzedają się bardzo dobrze. Dwa budynki, które są już gotowe w inwestycji NeoTeo, sprzedały się całkowicie jeszcze przed ich oddaniem do użytkowania. Ruszyliśmy z budową kolejnych dwóch. Cały kompleks gotowy będzie do połowy 2023 roku. Długo potrwa aktualny boom mieszkaniowy? Czy nakręcają go fundusze inwestycyjne, które wykupują mieszkania? Od BUDOMAL-u też wykupiły kilkadziesiąt mieszkań. Rzeczywiście, jedną z inwestycji sprzedaliśmy funduszowi. Kolejne takie podmioty z nami rozmawiają. Właśnie dlatego niektórych projektów w ogóle nie pokazujemy na rynku. Doskonale rozumiem politykę biznesową funduszy, które bez widocznych zysków nie podejmą ryzyka inwestycyjnego. Do tej pory inwestowały na rynku usług biurowych, ale wiadomo, że przez pandemię, ten segment rynku nieruchomości uległ istotnym zmianom i ryzykowane lub też mniej rentowne, stało się inwestowanie w powierzchnie biurowe. Stąd takie duże zainteresowanie rynkiem mieszkaniowym. Jednak to nie tylko fundusze lokują kapitał w mieszkania, także osoby prywatne, często kupując je za gotówkę. Grunt i mieszkanie to od zawsze dobra lokata kapitału i wbrew temu co niektórzy wieszczą, nie powinniśmy liczyć, że w najbliższych miesiącach dojdzie do istotnej korekty i spadku cen. To nie tylko efekt popytu czy bezpiecznego lokowania kapitału, ale także drożejących materiałów budowlanych, szczególnie stali i betonu oraz robocizny. Wspomniał Pan, że pandemia znacząco wpłynęła między innymi na sytuację na rynku biurowym i trzeba było
Laboratorium BRaIn zmodyfikować plany. Czy to oznacza, że zamiast biurowca budować będziecie apartamentowiec? Nie nazwałbym tego apartamentowcem, to taki trochę niestandardowy projekt mixed-use. Może gdzieś w Polsce funkcjonują już podobne obiekty, ale myślę, że w Łodzi będziemy pionierami. Na dole budynku znajdą się różnego rodzaju usługi, łącznie z restauracjami oraz część biurowa w mikro skali, na górze apartamenty, nie mieszkania, o zupełnie nowym standardzie. I nie chodzi nam już tylko o jakość wykonania, ale też jakość mieszkania, stąd wprowadzimy przykładowo usługę concierge. Nad koncepcją tego obiektu pracują dwa doskonałe zespoły architektów z Polski i zagranicy. Myślę, że niebawem będziemy gotowi zaprezentować owoce ich pracy. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Firma działa na terenie Łodzi od blisko trzech dekad. Jest jedną z największych firm branżowych w Łódzkiem. Nadrzędnym celem i misją firmy jest zapewnienie kompleksowego zakresu usług dla każdego z realizowanych przedsięwzięć, od projektu, przez wykonanie, aż do ulokowania go na rynku. BUDOMAL prowadzi inwestycje warte przeszło 770 mln złotych. 47
Biznes
Salony Grupy Jaszpol najlepsze w Polsce
Wielki Test Salonów, który każdego roku przeprowadza tygodnik Auto Świat razem z partnerami Minds&Roses i Kantarem, to największe tego typu badanie na polskim rynku motoryzacyjnym. W tym roku „tajemniczy klienci” ruszyli w Polskę i odwiedzili 285 salonów 21 marek.
Na co zwracali szczególną uwagę?
Gdzie znajdują się najlepsze salony samochodowe w Polsce? Oczywiście w Łodzi. W Wielkim Teście Salonów organizowanym przez Auto Świat salony Grupy Jaszpol mieszczące się przy ul. Brukowej 2 i Przybyszewskiego 176/178 uzyskały maksymalną ocenę 100 procent. To niejedyne tegoroczne wyróżnienie, którym może szczycić się firma. 48
Na sposób umawiania się na wizyty, szczegółowo zapoznawali się z ofertą, sprawdzali, jak prezentowane jest w salonie wybrane auto oraz czy możliwa jest jazda próbna. Aby wyniki były obiektywne i porównywalne, wszyscy po opuszczeniu salonu wypełniali obszerny, pięciostronicowy protokół, zawierający ponad 70 szczegółowych pytań. Odpowiedzi na nie pozwoliły na wystawienie obiektywnych ocen w trzech najważniejszych kategoriach – organizacja salonu, obsługa klienta i jazda próbna. Największy wpływ na końcową ocenę miała nota za obsługę klienta. – Jakość obsługi klienta i jego zadowolenie od lat są w firmie priorytetem, dlatego każdego dnia robimy wszystko, by klienci nie mieli najmniejszego powodu do narzekania. Badamy ich poziom satysfakcji ze świadczonych usług, czy to przy zakupie samochodu, czy po skorzystaniu z usług naszego serwisu. W ten
Warto dodać, że Grupa Jaszpol była już wielokrotnie nagradzana m.in. za jakość obsługi klienta, zdobywała wielokrotnie prestiżowy tytuł „Wzorowego salonu”, a także „Złoty klucz jakości”.
Nie ma się więc co dziwić, że tytuł Salonu numer 1 w Polsce przypadł w tym roku dwóm należącym do Grupy Jaszpol. Ocenę 100 procent uzyskały – Salon Dacii przy ul. Brukowej 2 oraz Salon Renault przy ul. Przybyszewskiego 176/178. Najwyższą notę uzyskały tylko trzy salony w Polsce, z czego dwie przypadły Grupie Jaszpol, czyniąc ją tym samym najlepszą z najlepszych. W rankingu uwzględniono jeszcze salony wzorcowe, to te, które uzyskały 98 proc. Tym wyróżnieniem może pochwalić się 18 salonów w Polsce. Za bardzo dobre, uznano te, które otrzymały ocenę powyżej 90 procent i jest ich w kraju 90.
– Trzeba być odważnym, mieć zespół doskonałych współpracowników i trochę szczęścia, ono się każdemu w życiu przydaje. Trzeba też z wyprzedzeniem dostrzegać zmieniające się trendy w branży. W dzisiejszym świecie wszystko zmienia się dynamicznie – oczekiwania i wymagania klienta, jakość oferowanych usług, sam produkt – samochody naszpikowane elektroniką i zasilane prądem, a w niedalekiej przyszłości zapewne autonomiczne. Trzeba być wizjonerem – tłumaczy prezes Krzysztof Jaroszewicz.
Świadczymy usługi na najwyższym poziomie – Cieszę się bardzo, że w tych niełatwych czasach, czasach naznaczonych przez pandemię i związanych z tym zawirowaniach m.in. w branży motoryzacyjnej, świadczymy usługi na najwyższym poziomie. W dzisiejszym świecie trzeba szybko nadążać za zmianami, oferując klientom serwis jak najlepszej jakości. Jako jedni z pierwszych w branży motoryzacyjnej w Polsce wprowadziliśmy system kontaktu z klientami poprzez zespół doradców. Chcąc umówić się do serwisu, wystarczy zadzwonić pod numer 42 612 12 22, aby natychmiast otrzymać propozycję wizyty w dogodnym dla siebie terminie i lokalizacji – dodaje prezes Krzysztof Jaroszewicz. – Oprócz jakości ważne są dla nas wartości takie jak praca, obowiązkowość czy dotrzymywanie danego słowa oraz praca zespołowa. Na sukces Grupy Jaszpol codziennie pracuje dziś blisko 200 osób. Nie budujemy zamków na piasku, nie podejmujemy przypadkowych decyzji, dlatego przyszłość firmy rysuje się tylko w pozytywnych barwach.
Jak się osiąga takie sukcesy?
Wyjątkowy rok Ten rok jest wyjątkowy dla Grupy Jaszpol. Przyznano jej także tytuł Dealera Dobrych Uczynków. Firma w trudnych czasach naznaczonych pandemią koronawirusa nie zrezygnowała z pomagania potrzebującym, wręcz przeciwnie okazała jeszcze większe wsparcie. – Organizowaliśmy sami, jak i włączaliśmy się w akcje niosące pomoc potrzebującym. Jesteśmy firmą odpowiedzialną społecznie. Wspieramy lokalne fundacje i osoby potrzebujące. Dla nas bardzo ważne jest to, by oprócz sprzedaży samochodów, napraw czy likwidacji szkód, wspomagać tych, którzy potrzebują pomocy. Ważnym tematem jest dla nas bezpieczeństwo, dlatego medykom zaproponowaliśmy wymianę opon z zimowych na letnie za symboliczną złotówkę. Kilka tygodni później zrobiliśmy kolejny krok i poszerzyliśmy akcję o jesienną kontrolę – opowiada prezes Krzysztof Jaroszewicz. – Jaszpol wsparł również łódzką Fundację Gajusz, której podopiecznymi są dzieci w wyjątkowo trudnej sytuacji życiowej – nieuleczalnie chore, z wykrytymi wadami letalnymi, nierzadko osierocone bądź porzucone.
Na nasze wsparcie mogła też liczyć coroczna akcja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, na którą przekazaliśmy do licytacji dwa nowe Renault ZOE na weekend. Angażujemy się również w pomaganie osobom, które ucierpiały z przyczyn losowych. Pomogliśmy policjantowi i strażakowi, którzy ucierpieli w pożarze podczas ratowania ludzkiego życia.
Biznes
sposób możemy zmieniać się, modyfikować jakość obsługi tak, aby dążyć do pełnego zadowolenia naszych klientów. Utrzymujemy z klientami stałe relacje, to bardzo ważne. Klienci muszą czuć się dobrze zaopiekowani – podkreśla Krzysztof Jaroszewicz, prezes Grupy Jaszpol.
Największy autoryzowany dealer Grupa Jaszpol, największy w województwie łódzkim autoryzowany dealer marek Renault, Dacia i Opel, w 2019 roku obchodziła jubileusz 30-lecia działalności. Ta dynamicznie rozwijająca się firma motoryzacyjna, cieszy się doskonałą renomą wśród swoich klientów. Osoby, które korzystają z usług Grupy Jaszpol, najbardziej chwalą sobie przyjazną obsługę i możliwość załatwienia swoich wszystkich motoryzacyjnych potrzeb w jednym miejscu. Sprzedaż nowych aut marki Renault, Dacia i Opel to główna oferta firmy. Jednak na klientów czekają także inne propozycje: mogą skorzystać z szerokiej oferty samochodów używanych, profesjonalnego doradztwa w zakresie usług finansowych i ubezpieczeniowych. Firma świadczy usługi na najwyższym możliwym poziomie w zakresie napraw gwarancyjnych i pogwarancyjnych samochodów marek Renault, Dacia i Opel. A w serwisach blacharsko-lakierniczych naprawiane są samochody wszystkich marek. A już za chwilę pojawi się kolejny salon i serwis zupełnie nowej marki... A jakiej, to już niebawem się dowiecie. Beata Sakowska Zdjęcie Paweł Keler
Zgierz ul. Łódzka 28 Łódź ul. Brukowa 2, ul. Przybyszewskiego 176/178 tel. 42 612 12 22 www.jaszpol.pl 49
www.progressivo.pl
Firma H. Skrzydlewska inwestuje w nowe kwiaciarnie a jeszcze wcześniej piękne bukiety, wiązanki i wieńce zaoferowała kwiaciarnia przy ul. Ogrodowej. Łącznie firma H. Skrzydlewska ma już 39 punktów, które tworzą największą w Polsce sieć kwiaciarni. – Nowe kwiaciarnie otwieramy po to, aby nasi klienci mieli do nich jak najszerszy dostęp. Rozwój firmy jest bardzo ważny, dlatego inwestujemy pomimo trwającej pandemii – mówi Witold Skrzydlewski, właściciel firmy H. Skrzydlewska.
Kwiatowa mapa Łodzi wzbogaciła się o nowy punkt. Przy ul. Telefonicznej, w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza na Dołach otwarto kolejną kwiaciarnię sieci H. Skrzydlewska. Tym samym w Łodzi i regionie pod tą znaną marką działa już 39 kwiaciarni i jak zapowiada Witold Skrzydlewski, to jeszcze nie koniec.
W zakresie inwestycji Witold Skrzydlewski, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i wkrótce zamierza zacząć budowę kolejnej kwiaciarni.
Firma H. Skrzydlewska skutecznie rozwija swoją sieć kwiaciarni i rozbudowuje swoje kwiatowe imperium. Mijający rok należy pod tym względem do wyjątkowych. We wrześniu działalność rozpoczęła kwiaciarnia na stadionie żużlowym w Łodzi.
Warto także dodać, że niedawno zakończyła się rozbudowa oddziału w Głownie, a obok siedziby głównej firmy, przy ulicy Dziewiarskiej, rozpoczęto budowę centralnego magazynu. Oddanie kilku tysięcy metrów powierzchni magazynowej planowane jest za kilka miesięcy.
Kilka miesięcy wcześniej otwarto kompleks kwiatowo-pogrzebowy w Łowiczu,
Łódzki żużel przyciąga sponsorów Wyniki badań marketingowych dotyczących potencjału reklamowego wskazują na to, że na meczach żużlowych warto się reklamować.
– Cieszymy się, że są z nami firmy, które już od wielu lat angażują się w rozwój żużla w Łodzi. Cieszy nas również to, że z każdym kolejnym sezonem wśród sponsorów pojawiają się nowe podmioty – mówi Witold Skrzydlewski, honorowy prezes Orła Łódź. Przed żużlowcami sezon 2022, w którym zapowiedziano wal-
kę o awans do Ekstraligi. Nie będzie to możliwe bez wsparcia łódzkiego biznesu. – Orzeł Łódź to klub z naprawdę sporym potencjałem marketingowym, a lada chwila wykonamy kolejne badania efektywności sponsoringu, które to ponownie potwierdzą. Mamy nowy stadion, a na nim możliwość prezentowania reklamy firmy bądź marki na kilkudziesięciu rodzajach nośników – podkreśla Witold Skrzydlewski. Firmy chętne do współpracy z klubem mogą zgłaszać się pocztą elektroniczną:
Firma H. Skrzydlewska ul. Dziewiarska 14 92-311 Łódź
biznes@orzel.lodz.pl, a oferta reklamowa dostępna jest na stronie www.orzel.lodz.pl.
Sponsorzy i partnerzy KŻ Orzeł Łódź w sezonie 2021 Łódź, MAKiS, Jamir, Varitex, Płomyk, Tom-Druk, Bart Kwiaty, Agroskład, LOTTO, GMG, Elektrosystem, Jassa, Format Druk, Auto Kuba, Be-Bike, Erbi, DIZJ, Lewor, Marvel, Syguła, Top Car, Metalika, BTH, Custom Factory, MEA, TP Motors, Auto Serwis Motorowa, Piotr Orzeł, Sport Ekspert, Wróbel Dzianiny, Święcicki Zdrój, AFX, Katarzyna Mochnal, Radio Łódź, Canal Plus.
tel.: 42 672 33 33 (czynny: 24h) tel.: 800 672 333 (czynny: 24h) tel.: 195 88 (nr skrócony, czynny: 24 h)
Cel: awans do play-off i walka o Ekstraligę! Rodzina Skrzydlewskich nie oszukuje! Nigdy nie obiecuję zawodnikom gruszek na wierzbie. Dostają tyle, na ile się umawiamy – WITOLD SKRZYDLEWSKI, właściciel sieci kwiaciarni H. Skrzydlewska, główny sponsor i honorowy prezes KŻ Orzeł Łódź opowiada o tym, jak funkcjonuje klub żużlowy, ile kosztuje zawodnik i o co w nadchodzącym sezonie powalczą żużlowcy. Panuje przekonanie, że speedway to drogi sport w utrzymaniu. Ile rocznie przeznacza Pan na sponsorowanie łódzkiego żużla? Muszę od razu sprostować – nie wspieram sam Orła Łódź, robi to cała rodzina Skrzydlewskich. A rzeczywiście jest to drogi sport. Nie zdradzę, ile rocznie przeznaczamy na sponsorowanie klubu, bo to jest tajemnica handlowa i naruszyłbym umowę. Mogę tylko powiedzieć, że około siedemdziesięciu pięciu procent budżetu, którym dysponuje klub to pieniądze od rodziny Skrzydlewskich. Pozostałe 25 procent dają inni sponsorzy? Część dają przyjaciele i sponsorzy klubu, a część stanowi dotacja z miasta. Sponsorzy lubią speedway, chcą sponsorować klub? Lubią, ale w sponsorowaniu są powściągliwi. Ale w Łodzi nie znajdzie pan takiego klubu, który by twierdził, że ma od sponsorów tyle pieniędzy, ile potrzebuje. Najlepiej mają ci, których ciężar utrzymania wzięło na siebie miasto. Na przykład w Grudziądzu samorząd ma dziewięćdziesiąt osiem procent udziałów w klubie żużlowym. Dobrze żyją również te kluby, które dofinansowują spółki skarbu państwa. A jak układa się współpraca Orła Łódź z miastem? To partner, któremu zależy na żużlu czy woli inne dyscypliny? Wszystkie łódzkie kluby sportowe korzystają z miejskich dotacji i każdy narzeka na to, że są one za niskie. To nie oznacza, że miastu nie zależy na żużlu i na innych dyscyplinach. Daje klubom tyle, ile może dać i gdyby zsumować wszystkie pieniądze wydawane na łódzki sport, to okazałoby się, że kwoty są porównywalne z tymi, które na sport łożą inne samorządy. Zachowując oczywiście proporcje, takie jak wielkość miasta, pozycja klubu w lidze itp. No to, ile ma od miasta Orzeł Łódź? W pierwszym półroczu tego roku było to niecałe sześćset tysięcy złotych. Pierwsza część przeznaczona została na opłacenie wynajmu stadionu na każdy mecz. To jest dotacja celowa, której nie można wydać na nic
innego. Wysokość opłaty ustala operator obiektu, czyli Miejska Arena Kultury i Sportu, więc to jest taki zamknięty obieg – miasto daje pieniądze i miasto je zabiera. Druga część dotacji pozwala klubowi dofinansować zawodników. Trzeba jednak podkreślić, że w całości wydatków na utrzymanie zespołu, są to drobne kwoty. Jak drobne? Mniej niż płacimy za podpis na kontrakcie dwóm naszym dobrym zawodnikom. I to bez kwot, które uzyskują za punkty zdobyte podczas wyścigów. Kadra na przyszły sezon już skompletowana. Zadowolony Pan ze składu? Gdybym powiedział, że nie, to obraziłbym zawodników, z którymi podpisaliśmy umowy. Z jednej strony mogę powiedzieć, że nie jest to drużyna moich marzeń, ale jest też druga strona medalu – w tym roku rynek transferowy oszalał i ciężko było zakontraktować najlepszych. Nie lubię przepłacać więc mamy tych, którzy zgodzili się na nasze warunki. Co znaczy, że rynek transferowy oszalał? Proszę sobie wyobrazić, że w tym roku trzeba było mieć co najmniej dwa, trzy razy tyle pieniędzy co w ubiegłym. Rynek zepsuł klub z Zielonej Góry, który spadł z Ekstraligi. I choć do dziś nie jest rozliczony z zawodnikami za stary sezon, to zaproponował im bardzo wysokie kontrakty w nowym. Na dodatek przedstawiciele klubu obdzwonili jakieś siedemdziesiąt procent pierwszoligowych żużlowców, proponując im wysokie umowy. Padały kwoty trzysta, czterysta tysięcy za podpis... Nieosiągalne na pierwszą ligę, ale najlepsi uwierzyli, że mogą tyle zarobić i usztywnili swoje oczekiwania. Prezesi innych klubów wpadli w panikę, ulegli presji i zaczęli podpisywać umowy na takie kwoty. Szaleństwo! Jestem pewien, że będzie, jak zawsze – część kwoty kontraktu zostanie zapisana w umowie z klubem, a część w umowie ze sponsorem. Często wirtualnym sponsorem. Znowu okaże się, że w tym sporcie nie wypada być uczciwym... Oszukają zawodników...? Można tak to nazwać. Jeszcze w tym sezonie było tak, że regulamin określał maksymalne kwoty dla zawodnika za jego podpis na kontrakcie. Było to sześćdziesiąt tysięcy złotych. Z kolei maksymalna kwota za zdobycie punktu wynosiła półtora tysiąca. Za te pieniądze nikt nie chciałby jeździć, więc robiła się szara strefa. Zawodnik umawiał się z klubem na przykład na dwieście tysięcy za podpis i trzy, cztery tysiące za punkt. Do umowy z klubem było jednak wpisane sześćdziesiąt tysięcy i półtora tysiąca, bo więcej być nie mogło. Reszta była w umowie ze sponsorem, którego czasami nawet nie widział. Jak wszystko układało się dobrze, to dostawał pieniądze, ale jak pojawił się jakiś problem, to sponsor znikał, a zawodnik zostawał bez kasy. W najlepszym wypadku otrzymywał propozycję nie do odrzucenia i musiał się zgodzić na przykład na dwadzieścia procent tego, co miał zapisane w umowie ze sponsorem. Godził się, bo lepiej mieć tyle, niż nic nie mieć. Najśmieszniejsze w tym wszystkim było to, że do uzyskania licencji przez klub potrzebny był tylko ten dokument, który klub podpisał z zawodnikiem. Umowa ze sponsorem nikogo w PZM nie obchodziła. Najważniejszy był porządek w papierach.
Ale teraz przepisy się zmieniły. Tak i mogę powiedzieć, że w jakiejś części się do tego przyczyniłem. Od lat powtarzałem, że należy uwolnić stawki. Jeżeli jakiś prezes chce płacić zawodnikowi milion za podpis, to niech płaci, byleby, to było wpisane w kontrakt klubowy. I jeżeli klub nie rozliczy się z tego na koniec sezonu, to nie dostanie licencji na następny. Stawek nie uwolniono, ale zmieniono ich wysokość i teraz wynoszą one maksymalnie trzysta tysięcy za podpis i trzy tysiące za punkt. Jak znam życie i prezesów to najpewniej znowu zaproponowali zawodnikom dwie umowy – jedną z klubem, a drugą ze sponsorem. I niektórzy znowu części pieniędzy nie zobaczą na oczy. Też mógł Pan tak zrobić... Nie, bo rodzina Skrzydlewskich nie oszukuje! Nigdy nie obiecuję zawodnikom gruszek na wierzbie. Dostają tyle, na ile się umawiamy. Już piątego września byliśmy ze wszystkimi rozliczeni za ostatni sezon. To ile Orzeł płaci swoim zawodnikom? Płacimy tyle, na ile nas stać. Dlatego mówię, że to nie jest drużyna moich marzeń. Mają za to wszystko wpisane w umowy. W takim razie, jaki cel postawił Pan przed trenerem i zawodnikami na kolejny sezon? Od najbliższego sezonu zmieniają się zasady rywalizacji. W play-offach będzie jechało sześć drużyn, a nie cztery, jak dotychczas. Ustalono też system, jak drużyny będą jechać. I tak pierwsza będzie się ścigać z szóstą, druga z piątą, a trzecia z czwartą. Po tych meczach i rewanżach do ścisłego finału wejdą trzy drużyny, a z tych, które odpadły zostanie dobrana jeszcze jedna z najwyższą liczbą punktów. Co to oznacza dla Orła Łódź? Przede wszystkim chodzi o to, żeby nasza drużyna znalazła się w tej szóstce. Ale cel jest ambitniejszy – awansować do najlepszej czwórki. A co z awansem do Ekstraligi? Zobaczymy. Dziś na papierze jest dwóch faworytów – Zielona Góra i Bydgoszcz. Ale pieniądze nie jadą. Od czasu do czasu deklaruje Pan chęć sprzedaży Orła, ale na deklaracjach się kończy. Nie ma chętnych, czy to tylko takie przekomarzanie się z kibicami? Nie przekomarzam się w ten sposób. Ze sprzedażą Orła noszę się już od jakiegoś czasu, ale to nie jest takie proste. Zależy mi na tym, żeby klub, w który inwestujemy od lat, trafił w dobre i pewne ręce, a nie do kogoś przypadkowego. I właśnie takiego inwestora szukam. Powiem więcej, nie chcemy dużo, oddamy klub za złotówkę, a na dodatek dalej będziemy go wspierać finansowo. Nowy właściciel będzie mógł liczyć od nas na kilkaset tysięcy złotych rocznie. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Tomasz Stańczak
Wybór jest zawsze lepszy niż jego brak O tym, czy skład Orła Łódź na nowy sezon powalczy o Ekstraligę, która z pierwszoligowych drużyn jest faworytem do awansu i dlaczego żużlowcy muszą dbać o odpowiednią dietę, opowiada ADAM SKÓRNICKI, trener KŻ Orzeł Łódź. Orzeł Łódź skompletował już skład na najbliższy sezon. W drużynie seniorów jest czterech zagranicznych zawodników, trzech Polaków. Do tego siedmiu juniorów. To dobry skład? Uważam, że tak. Na pewno jest porównywalny z tym, który mieliśmy w minionym sezonie. Nie ma zatem podstaw, żeby któregoś z zawodników skazywać na porażkę na długo przed startem sezonu. Wszyscy mają spore doświadczenie i umiejętności. To po prostu równy zespół i dziś tak należy na nich patrzyć. Czy w takim razie w sezonie 2022 uda się powalczyć o play-offy i awansować do Ekstraligi? Odpowiedź na to pytanie nie jest oczywista. Ale właśnie taki cel stawia przed Panem i zawodnikami Witold Skrzydlewski, honorowy prezes i główny sponsor Orła Łódź? Rolą sponsora jest stawiać ambitne cele. Moją rolą jest tak przygotować zespół, żeby te cele można było zrealizować, ale będzie startowało osiem drużyn, z których każda ma określony potencjał. Wszystkie kluby skompletowały dobre, a niektóre bardzo dobre składy i trudno jest dziś przewidzieć, jak zawodnicy będą jechać i czy będziemy od nich lepsi. Może być różnie. W zeszłym sezonie drużyny Unii Tarnów i ROW Rybnik miały być zdecydowanym faworytem i między sobą rozstrzygnąć o awansie do Ekstraligi. Nie udało się to żadnej. A zatem nie ma co gdybać. O tym, jak będzie przekonamy się w okolicach września przyszłego roku. Obawia się Pan konkretnych deklaracji, czy po prostu w żużlu jest tak, jak w innych dyscyplinach – ktoś, kto na papierze jest faworytem, wcale nie musi wygrać, a ktoś skazany na porażkę, może sprawić niespodziankę? Żużel może się wydawać prostym sportem, ale to tylko pozory. O wygranej albo przegranej decyduje wiele różnych czynników, jak choćby przygotowanie zawodnika, sprzętu, tor, miejsce na nim, pogoda. Proszę spojrzeć na zakończony niedawno sezon. Nasi zawodnicy nie należeli do grona faworytów. Wręcz przeciwnie, mieliśmy walczyć o to, żeby nie spaść z pierwszej ligi. Ale pojechali tak, że do tego, żeby znaleźć się w play-offach zabrakło nam jednego zwycięstwa. Dlatego tamtego sezonu nie
traktujemy jako porażki, lecz jako dobrą lekcję na przyszłość. W żużlu o sukcesie naprawdę mogą zdecydować drobiazgi. Często niezależne od nas. Podsumowując, mogę powiedzieć, że mamy zespół nie gorszy i niewiele droższy od tego z ubiegłego sezonu. To ważne, że nie musieliśmy przepłacać, a później mieć finansowe problemy. Zawodnicy mają pewność, że zarobią tyle, ile mają zapisane w umowach, a teraz najważniejsze jest to, jak przepracujemy czas przygotowań do sezonu i jakie wnioski wyciągniemy z ostatniego. Jeżeli zrobimy wszystko dobrze, to jestem pewien, że podczas zawodów nie nam będą trzęsły się nogi. Niektórzy twierdzą, że w zespole jest za dużo zawodników i zamiast współpracować na sukces drużyny będą ze sobą rywalizować, a to popsuje atmosferę... Gdyby miało tak być, to zasadne jest pytanie, po co w takim razie jest w zespole trener? Przecież moglibyśmy już przed sezonem rozdzielić numery, powiedzieć kto będzie jeździł i zamknąć temat. Zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, jaki mają potencjał, w jakiej są formie i komu czego brakuje. Potrafią liczyć nie tylko do czterech, ale nawet do czternastu i wiedzą, że nawet nieograniczone możliwości rotowania składem nie sprawią, że wszyscy będą jeździć tyle samo. Powiem zatem jeszcze raz: po właściwie przepracowanym sezonie przygotowań szybko ustali się w drużynie hierarchia. A dla trenera możliwość wyboru jest zawsze lepsza niż jego brak. A o jednym mogę zapewnić już teraz – w tym roku drużyna Orła Łódź będzie miała swojego lidera. Zdradzi Pan, kto nim będzie? Nie, ale to wyjdzie po pierwszych trzech, czterech kolejkach. Czy już teraz można powiedzieć, że jakaś drużyna w pierwszej lidze jest zdecydowanym faworytem do awansu? Zwykle jest tak, że sukcesy w pierwszej lidze odnoszą te zespoły, które spadły z Ekstraligi, ale udało się im zachować w swoich składach dotychczasowych zawodników. I gdyby tak na to patrzeć, to oczywiście największe szanse na awans mają przede wszystkim drużyny z Zielonej Góry i Bydgoszczy. Można o nich powiedzieć, że są pewniakami do awansu. A jak będzie? Nie wiem, nie jestem wróżką.
O Łodzi mówi się, że to piłkarskie miasto, a kibice chodzą przede wszystkim na mecze Widzewa i ŁKS. A speedway? To dobre miejsce do uprawiania tej dyscypliny? Bardzo dobre. Łódź ma świetne stadiony i sale sportowe, ma też wiele doskonałych klubów, zawodników, trenerów i przede wszystkim kibiców. To wszystko buduje dobrą atmosferę wokół sportu. To dotyczy także żużla. Tutaj każdy zawodnik może znaleźć świetne miejsce do uprawiania tego sportu. W Łodzi o żużlu każdy słyszał, a wiele osób przyszło na stadion, żeby obejrzeć zawody. Kilka tysięcy z nich zostało i regularnie bywają na meczach. Poza tym jest to miasto z dużym potencjałem sponsorskim. Jest tu sporo przedsiębiorców zainteresowanych sponsorowaniem łódzkiego speedwaya. Oprócz treningów na torze, jak żużlowcy przygotowują się do zawodów? Tak, jak przedstawiciele innych dyscyplin. Muszą zadbać o kondycję, bo przecież jazda na motorze potrafi zmęczyć. Wyścig to zwykle sześćdziesiąt kilka sekund intensywnego wysiłku i jeżeli zawodnik nie przygotował się kondycyjnie do sezonu, to tor i motocykl szybko go zweryfikują. Ćwiczenia na siłowni są niezbędne również do szybkiej regeneracji organizmu po każdym wyścigu. Ważna jest także umiejętność szybkiej analizy jazdy i wyciągnięcie wniosków, które pomogą przy następnym starcie. Niektórym przychodzi to w sposób naturalny, a inni muszą tę umiejętność wytrenować. Na torze pojawia się czasami junior, którym wszyscy się zachwycają i mówią, że jest talentem. Taki talent waży pięćdziesiąt kilo i potrafi tylko „trzymać gaz”, czyli dojechać do mety. Gdy dorasta, pojawiają się problemy – waga i brak umiejętności. Z tym można sobie poradzić właśnie podczas treningu. Mówi Pan o wadze... Praktycznie wszyscy żużlowcy są bardzo szczupli. Tak musi być? Masa jest bardzo ważna. Zawodnik nie może być za lekki, bo wtedy trudno mu kontrolować motocykl, ani za ciężki, bo motocykl będzie jechał wolniej. Poza tym właściwa dieta wpływa na samopoczucie. I jeżeli jednego dnia jeździ się na torze w Anglii, następnego
w Szwecji, a trzeciego wraca się do Polski i tu się ściga, to organizm musi być gotowy znieść nie tylko uciążliwości podróży, ale też szybko się regenerować. A do tego odpowiednia dieta jest niezbędna. Wspomniał Pan o kontrolowaniu motocykla. Można to wytrenować? Powiem więcej, to trzeba wytrenować, a są do tego odpowiednie maszyny i techniki. Bardzo często bywa tak, że młodzi zawodnicy uczą się jazdy w kontakcie dopiero podczas zawodów. Nie powinno tak być, bo jak się wsiada na „pięćsetkę” to trzeba już znać odpowiednie techniki jazdy. Przecież nawet drobny błąd grozi upadkiem, a jak jeden zawodnik pada, to zwykle przyczynia się do upadku innych. Każdy taki przypadek może skończyć się pobytem w szpitalu i długą rehabilitacją. A każdy może być żużlowcem? Jeżeli jest się młodym, zdrowym człowiekiem, ma się odpowiednią wagę, to nie ma przeszkód do uprawiania tego sportu. Spędzi Pan w Łodzi już drugi sezon. Podoba się Panu miasto? Co szczególnie? Zawsze, gdy jestem w Łodzi cały czas spędzam na stadionie i w parku maszyn z zawodnikami. Brakuje mi czasu na zwiedzanie miasta, ale wszystko przede mną. Obiecuję, że następnym razem będziemy mogli porozmawiać również o Łodzi. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Archiwum Orła Łódź
Zawodnicy KŻ Orzeł Łódź • Seniorzy: Norbert Kościuch, Marcin Nowak, Michał Gruchalski U-24, Luke Becker U-24, Niels Kristian Iversen, Timo Lahti, Brady Kurtz • Juniorzy: Mateusz Dul, Jakub Sroka, Aleksander Grygolec, Nikodem Bartoch, Oskar Kołak, Tom Brennan, Ben Ernst
Kwiaty przez Internet?
Pachną tak samo!
Kwiaty na Dzień Matki, Dzień Kobiet, urodziny czy popularne imieniny coraz częściej trafiają do nas za pośrednictwem kwiaciarni online. Udział w rynku sprzedaży kwiatów przez Internet rośni z roku na rok. Powodów jest kilka. Najważniejszy taki, że Polacy po prostu polubili zakupy bez konieczności w ychodzenia z domu. Tak kupujemy jedzenie, ubrania, książki i coraz częściej także kwiaty. Kolejny powód jest związany z emigracją. Coraz więcej osób, które wyjechały z Polski, decyduje się zamówić swoim bliskim kwiaty w sieci. Okazji do tego jest wiele – imieniny, urodziny, Dzień Matki czy rocznica ślubu rodziców. Z e-kwiaciarni korzystamy również wtedy, gdy zwyczajnie brakuje nam czasu na wyjście do kwiaciarni tradycyjnej. – Coraz częściej z kwiaciarni online H. Skrzydlewska korzystają osoby chcące zamówić wieniec lub wiązankę pogrzebową – mówi Witold Adam Skrzydlewski, junior. – Atutem e-kwiaciarni H. Skrzydlewska jest bogata oferta. Z wielu dostępnych tam rodzajów bukietów, wiązanek okolicznościowych, wieńców czy też drobiazgów dołączanych do kwiatów, można wybrać te, które najbardziej nam odpowiadają. Jest to wygodne i pozwala zaoszczędzić kupującemu czas. Poza tym gwarantujemy dostarczenie zamówienia na czas i we wskazane miejsce. No i przede wszystkim kwiaty zamówione przez Internet pachną tak samo! Warto dodać, że na stronie kwiaciarni każdy bukiet można na spokojnie obejrzeć. Fotografie w szczegółach prezentują ofertę kwiaciarni, więc nie ma problemu z wyborem wiązanki. Dużym ułatwieniem dla zamawiających jest także możliwość
Polacy coraz chętniej kupują kwiaty przez Internet, tak wynika z opinii ekspertów. Szacuje się, że około siedemnastu procent wszystkich kwiatowych zakupów realizowana jest w kwiaciarniach internetowych. szybkiej realizacji zamówienia. Po wybraniu odpowiedniego bukietu i wypełnieniu krótkiego formularza, wystarczy wskazać miejsce i czas dostawy oraz osobę, do której zamówione kwiaty mają dotrzeć. Ostatnim elementem zamówienia jest przelew. Resztą zajmują się florystki i dostawcy, którzy dbają, aby zamówienie zostało nie tylko zrealizowane na czas, ale było również zgodne z wymaganiami klienta. Kiedy najczęściej kupujemy kwiaty przez Internet? W lutym na Walentynki, w marcu na Dzień Kobiet, w maju na Dzień Matki – wtedy kwiaty
sprzedają się średnio o trzydzieści pięć procent lepiej niż w innych miesiącach roku. Wszystko wskazuje na to, że sprzedaż kwiatów za pośrednictwem kwiaciarni online będzie rosła. Dlatego rośnie także oferta kwiatów dostępnych przez Internet. – Tego oczekują od nas klienci i muszą to dostać. Dlatego zdecydowaliśmy się na zmianę naszej strony internetowej i rozwój oferty kwiaciarni online – mówi Witold Adam Skrzydlewski. – Wszystko z myślą o klientach, którzy coraz chętniej powierzają nam kolejne zamówienia.
nowoczesny stadion, doskonałe miejsce reklamowe. wejdź na www.orzel.lodz.pl i zapoznaj się z ofertą marketingową.
Biznes
Jak zadbać o dobre samopoczucie w pracy? Kupujemy byle jakie krzesła i fotele do pracy, a potem jesteśmy zdziwieni, że przy dłuższym siedzeniu bolą nas plecy i głowa. O tym, co jest ważne przy zakupie mebli biurowych, rozmawiamy z WOJCIECHEM ROŻNOWSKIM, właścicielem firmy PRS MEBLE. Na co zwrócić szczególną uwagę wybierając meble do biura? Przede wszystkim powinniśmy skoncentrować się na tym, by zapewnić komfort pracy naszym pracownikom i sobie oczywiście. Ciężko skupić się na pracy kilka godzin dziennie, gdy odczuwamy duży dyskomfort siedzenia, ból pleców, gdy drętwieją nam ręce i nogi. A wystarczy tylko zadbać o ergonomiczne krzesła lub fotele biurowe oraz odpowiednie biurka. Co ma Pan konkretnego na myśli? Najważniejsze, by fotel dopasować do indywidualnych potrzeb użytkownika. Najlepiej w salonie z meblami biurowymi, zapraszamy do nas do biura PRS MEBLE w Łodzi, dopasujemy odpowiedni fotel dla użytkownika. I choć wiem, że to najlepsze z możliwych rozwiązań, to jestem realistą i zdaję sobie sprawę, że jest niewykonalne w przypadku firm zatrudniających więcej pracowników. Na co więc warto zwrócić uwagę? Przede wszystkim na ergonomicznie wyprofilowane oparcie, które utrzymuje plecy we właściwej pozycji podczas długiego dnia pracy. I im więcej elementów można regulować tym lepiej, odchylenie oparcia i ustawienia podłokietników, podporu lędźwi, wysokości czy zagłówka. A biurka wybieramy standardowe, czy te ostatnimi czasy bardzo modne z regulowaną wysokością? Polecam te z regulowaną wysokością, czy to elektryczną, czy manualną. One doskonale odpowiadają na potrzeby różnych pokoleń. Starsi wolą przy biurku siedzieć przez większą część dnia pracy, młodzi potrzebują więcej ruchu i zmian pozycji przy komputerze. Tak więc takie biurka, które zwykle prezentują się też bardzo dobrze, są nie tylko designerskie, ale korzystnie wpływają na zdrowie i samopoczucie oraz efektywność ich użytkowników. Ciekawym rozwiązaniem, które przed pandemią cieszyło się sporym zainteresowaniem, szczególnie klientów korporacyjnych były bieżnie dostosowane do regulowanych biurek, pracownik zamiast stać, wybierał formę aktywną. Kolorystyka też jest ważna? Wyznacznikiem trendów w meblarstwie biurowym są odbywające się co dwa lata targi w Kolonii. Tak naprawdę mamy kilka liczących się firm, które wiodą prym, które
są pionierami zarówno pod względem designu jak i funkcjonalności. A wracając do kolorystyki, to oczywiście musi ona współgrać z całym otoczeniem biura. Przyznam jednak, że najczęściej wybierane są standardowo białe biurka i fotele czarne lub szare. Swoim klientom zwracamy także uwagę na funkcjonalność i oferujemy rozwiązania mobilne, chodzi o to, żeby można było dopasować do siebie zakupione meble niezależnie od aranżacji, zarówno kiedy firma się rozrasta i zatrudnia nowych pracowników, jak i się restrukturyzuje zwalniając część zespołu. Dlatego oferujemy standardowy rozmiar biurek, szafeczek, szaf, które są po prostu klockami i bez względu na to, w jakiej powierzchni będą umieszczone, nie ma to tak naprawdę znaczenia i nie zaburzy całej wizji i ergonomii pracy. Pandemia wymusiła też nieco zmianę w systemie pracy, dużo godzin spędzamy teraz na home office. Jak zaaranżować domowe biuro? Na pewno nie polecam pracy na kanapie, czy fotelu typu uszak, a tym bardziej kuchennym taborecie, nasze plecy po prostu tego nie wytrzymają. Deska do prasowania też nie jest dobrym pomysłem na biurko. W pierwszej fali pandemii sprzedaliśmy całkiem sporo ergonomicznych krzeseł i foteli dla dzieci i młodzieży, która przeszła na zdalne nauczanie. I o to rodzice zadbali i chwała im za to. Jednak tak samo powinni zadbać o swój kącik do pracy, czyli najlepiej regulowane biurko i wyprofilowany fotel. Nasze organizm będzie nam wdzięczny. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie archiwum prywatne
PRS MEBLE Łódź, al. Tadeusza Kościuszki 23/25 tel. 515 004 725 E-mail: wojciech@prsmeble.pl www.prsmeble.pl 57
Biznes
Primulator ma 30 lat! Łódzki sukces ze skandynawskim DNA Kiedy trzydzieści lat temu do łódzkiego Horteksu trafił pierwszy automat do robienia gorącej czekolady, nikt nie przypuszczał, że to będzie początek sukcesu firmy Primulator w Polsce. Dziś ta norweska firma, która swoją siedzibę ma w Łodzi, dominuje na polskim rynku sprzedaży urządzeń do parzenia kawy, czekolady i napojów. O tym, jak w Łodzi zbudowano sukces firmy, opowiada MAREK ROBACHA, członek zarządu i dyrektor sprzedaży Primulator Polska, pasjonat kawy, łodzianin. Firma Primulator powstała 55 lat temu w Norwegii. Równo 30 lat temu ten potentat w dystrybucji profesjonalnego sprzętu dla gastronomii zdecydował się wejść na polski rynek, wybierając Łódź na swoją siedzibę. Co sprawiło, że zdecydowano się akurat na nasze miasto? Zbieg okoliczności i przypadek. Otóż pewien łodzianin studiował filologię norweską na uniwersytecie w Poznaniu. Na koniec studiów pojechał na praktyki studenckie do Oslo i tam trafił do firmy Primulator. Po wielu miesiącach pracy wrócił do Łodzi. Przywiózł ze sobą urządzenie do robienia gorącej czekolady. Tak się złożyło, że trafiło ono do łódzkiego Horteksu. Jak na tamte czasy okazało się być wyjątkowe, a czekolada zrobiła furorę i tak posmakowała klientom, że bardzo szybko jej zabrakło. W tamtym czasie gorąca czekolada była absolutnym rarytasem. Pojawiły się więc kolejne dostawy i kolejne automaty. Ta sytuacja zaowocowała tym, że właściciel firmy Primulator został zaproszony przez właściciela Horteksu do odwiedzenia Łodzi. Zaskoczeni takim zapotrzebowaniem na czekoladę właściciel Johan Mustad oraz dyrektor firmy Jan Vesthjell skorzystali z zaproszenia i przyjechali do naszego miasta. Ich pierwsze wrażenia nie były zachęcające, ale zaimponowali im bardzo przyjaźni, ciepli i gościnni ludzie. Zobaczyli ogromny potencjał w kraju, gdzie właściwie brakowało wszystkiego, co miało związek z nowoczesnością. Wtedy podjęli decyzję o otwarciu biura właśnie w Łodzi. I właśnie tutaj, już od 30 lat, mieści się główna siedziba firmy Primulator Polska. Można przyjąć, że łódzki Hortex był symbolicznie, pierwszym polskim klientem firmy Primulator, co staram się zauważyć przy każdej okazji. W ciągu kilku następnych lat do Polski trafiły setki automatów do gorącej czekolady oraz dziesiątki ton czekolady. To był także moment, gdy staliśmy się ważnym dostawcą tych urządzeń dla Tchibo. Dodatkowym, ale najważniejszym czynnikiem rozpoczęcia działalności firmy Primulator w Polsce był fakt wejścia do naszego kraju Coca-coli. Otóż Primulator stał się dostawcą urządzeń dla Coca-Coli typu pre-mix i post-mix wraz z całym zapleczem techniczno-serwisowym. Kolejnym kamieniem milowym było otworzenie biura w Warszawie.
58
Chyba zdecydowana większość z nas firmę Primulator kojarzy z ekspresami do kawy i z kawą, którą zamawiamy na wielu stacjach benzynowych. Ale to tylko część prawdy, bo portfolio firmy jest znacznie szersze. Mam rację? To prawda, logo Primulatora można zobaczyć na tysiącach profesjonalnych ekspresów do kawy na stacjach paliw, ale nie tylko. Dostarczamy ekspresy światowego lidera, niemieckiej marki WMF, oraz włoskiej firmy FAEMA. Nasze ekspresy są także w kawiarniach, hotelach, biurach, firmach etc. Są one zwykle instalowane w widocznych miejscach co sprawia, że marka Primulator jest doskonale rozpoznawalna. Ale najważniejsze jest to, że wszędzie tam, gdzie są nasze urządzenia, jest także najlepsza kawa. Drugą częścią naszej działalności jest dostawa profesjonalnych urządzeń do produkcji lodów rzemieślniczych. Tego sprzętu nie widać, ponieważ jest zawsze instalowany na zapleczu lodziarni, gdzie dostęp ma tylko personel. Mogę jednak zapewnić, że tam gdzie są najlepsze lody tradycyjne, są też kolejki i bardzo duże prawdopodobieństwo, że na zapleczu stoją urządzenia firmy Carpigiani, a lody są produkowane na bazie naszej technologii. Kolejną ważną specjalnością Primulatora są urządzenia do produkcji czekolady rzemieślniczej. To niszowa specjalizacja, ponieważ w Polsce są też inne firmy, które się tym zajmują. Ale i tutaj mamy pozycję lidera, a podobnie jak z lodami, urządzeń nie widać, ponieważ są na zapleczu. Jeśli jednak gdzieś ktoś zobaczy pyszne pralinki lub rzemieślnicze wyroby czekoladowe, to zapewniam, że czekolada jest produkowana na włoskich maszynach Selmi z wykorzystaniem naszej technologii. Warto jeszcze dodać, że nasza firma jest najwyższej klasy specjalistą od soft drinków, czyli systemów do podawania napojów gazowanych. To kolejna bardzo wąska specjalizacja. Tu nieprzerwanie od 28 lat dostarczamy sprzęt do Coca-Coli w sieci restauracji McDonald’s, naszego największego klienta. Jest jeszcze kilka innych specjalizacji, ale wymieniłem te najważniejsze, stanowiące sześćdziesiąt procent naszego biznesu.
Biznes
Primulator w Polsce odniósł niekwestionowany sukces. Co o tym zdecydowało? Szeroka oferta, ceny czy może serwis? Kilka czynników. W ofercie mamy urządzenia najwyższej klasy. Nie mają one jednak większej wartości użytkowej bez zaplecza technicznego, serwisu i technologii, a to wszystko wymaga specjalistycznej wiedzy. Praktyczne nie sprzedajemy urządzeń bez serwisu, ponieważ nowoczesne urządzenia wymagają wyszkolonej, profesjonalnej obsługi. Kiedy trafi do nas klient, który chce kupić jakieś urządzenie rezygnując z serwisu, to nic nie kupi. Dlaczego? Ponieważ bardzo szybko wróci do nas po pomoc i znajdziemy się w punkcie wyjścia, a w międzyczasie straci sporo nerwów. Chciałbym zwrócić uwagę, że dla biznesu nasze urządzenia, to „maszynki do robienia pieniędzy”. Ale, aby tak się stało, trzeba wiedzieć jak te pieniądze robić. I tu nasza rola, aby każdego klienta przeprowadzić przez cały proces inwestycji, który zakończy się dochodowym sukcesem. To potrafimy i dlatego rozwijamy się razem z naszymi klientami. No i znowu najważniejszy jest serwis... Serwis jest kluczowym czynnikiem wpływającym na nasze działania. Mamy najbardziej rozbudowaną strukturę serwisową w branży. Sto osób, w siedemnastu punktach serwisowych w Polsce, każdego roku wykonuje 20-24 tysiące usług serwisowych. To gigantyczna praca wykonywana przez 365 dni w roku. I to właśnie ludzie stoją za sukcesem Primulatora i coś, co ja nazywam „skandynawskim stylem biznesu/pracy”. To nasze DNA, oparte na wzajemnym szacunku i zaufaniu oraz pełnej transparentności biznesowej. Do realizacji naszych zadań potrzeba zatem najwyższej klasy specjalistów, osób wykształconych, o bardzo wysokiej kulturze osobistej.
Jakie firmy działające w Polsce zaopatrujecie w sprzęt? Z racji ochrony tajemnicy handlowej nie posługujemy się nazwami naszych klientów. Również nie praktykujemy stosowania list czy listów referencyjnych. 30 lat na rynku jest dla nas najlepszą referencją. Mamy przyjemność obsługiwać najbardziej znane polskie i zagraniczne sieci i marki. Dla nich tworzymy i realizujemy duże, najbardziej skomplikowane projekty sieciowe, co jest też naszą specjalnością. Ale lista naszych klientów to, oprócz najbardziej znanych firm z branży HoReCa, także bardzo szerokie grono mniejszych i większych klientów indywidualnych, kawiarni, lodziarni, cukierni i restauracji. Kiedy mówimy o dostawach sprzętu dla sieci handlowych i usługowych, to jest tylko część z usługi, którą Primulator proponuje. Przygotowujecie także kąciki kawowe i bistro na stacjach paliw i w hipermarketach. Nie jest trudno sprzedać, zainstalować i uruchomić jedno urządzenie i mieć dobrą kawę czy lody. Sztuką jest, aby zainstalować 20, 50, 500 czy 1000 urządzeń rozsianych po całej Polsce i sprawić, że wszędzie kawa będzie miała ten sam smak i najwyższą jakość. To jest dopiero wyzwanie! Więc każdy taki projekt na jedno urządzenie, czy na kilkadziesiąt jest na swój sposób spersonalizowany. Jesteśmy w stanie zaproponować klientom takie rozwiązania, które pozwolą im odnieść sukces rynkowy. Niektórzy mają klarowny pomysł na swój biznes i w ramach tworzenia ciekawej indywidualnej oferty chcą się czymś wyróżniać, co należy uwzględnić. Jeżeli szukają pomysłu, też mogą liczyć na naszą kreatywność i doświadczenie. Długo się czeka na zamówiony sprzęt czy całościowe wyposażenie takiego kącika kawowego? Dzisiaj wszyscy mają problemy z terminami dostaw. Na szczęście nasi partnerzy to światowe marki i chociaż 59
Biznes
energii. Bardzo ważnym dla jakości warunków pracy jest nasz system wentylacji. To nowoczesny system marki Svegon w wersji Gold. W całym budynku dzięki kontroli zawartości CO2 w powietrzu, w każdym pomieszczeniu mamy stałą jakość świeżego powietrza o dużo lepszych parametrach niż powietrze na zewnątrz. W materiałach wykończeniowych budynku dominują spieki kwarcowe oraz korian, czyli materiały naturalne. Wiele osób, które dobrze znają firmę Primulator, nie raz mi mówiło, że zasługujemy na takie miejsce pracy. Ale chciałbym zaznaczyć, że ten budynek nie ma za zadanie epatować luksusem. Jest traktowany jako nasze nowoczesne narzędzie pracy. Tu mamy idealne warunki do szkoleń i prezentacji. Lubi Pan kawę? w niektórych przypadkach wydłużyły się terminy dostaw, nie mamy większych problemów. Sprzętu w magazynie nie brakuje i nawet jeśli klient musi poczekać, to mamy rozwiązania zastępcze. Więc w zasadzie w ramach naszej standardowej oferty, w ciągu tygodnia jesteśmy w stanie zrealizować 90 procent zamówień. Ten czas wydłuża się, jeśli musimy korzystać ze współpracy z poddostawcami. Taki przypadek mieliśmy niedawno w Porcie Łódź, gdzie wykonawca samego mebla do kącika kawowego przekroczył wszystkie rozsądne terminy. Na szczęście znaleźliśmy rozwiązanie zastępcze i klient mógł sprzedawać kawę do czasu dostarczenia zamówionego modułu. Primulator szkoli również osoby, które później pracują na waszym sprzęcie. Macie w firmie specjalne miejsce do takich szkoleń? Takie były oczekiwania klientów, czy sami zaproponowaliście taki model? Szkolenie personelu, który będzie pracował na zakupionych urządzeniach, to po prostu nasz standard obsługi. Przywiązujemy do tego wielką wagę i tę część naszej pracy traktujemy bardzo serio, ponieważ jest to kluczowy czynnik powodzenia inwestycji i zadowolenia klienta. Coraz większe znaczenie odgrywa technologia i wiedza o produkcie – kawie, czekoladzie, napojach. Nie wystarczy mieć najlepsze urządzenia. Trzeba też poznać produkt, który będzie serwowany, by umieć wykorzystać możliwości urządzeń. Kiedy mówiliśmy o sukcesie, to najbardziej widać go, gdy się patrzy na łódzką siedzibę firmy. Bardzo nowoczesna, z wieloma rozwiązaniami proekologicznymi. Sami produkujecie prąd, a w zimie odzyskujecie większość ciepła. Jednym z wyznaczników naszego sukcesu jest to, że mamy w Polsce 8 biur w tym bardzo nowoczesny własny budynek w Łomiankach pod Warszawą. Ale faktem jest, że również budynek w Łodzi o powierzchni 7 330 metrów kwadratowych jest bardzo nowoczesny, a projektując go, mieliśmy cel, aby za 15 czy 20 lat wciąż taki był. W tym roku mija 5 lat, od czasu, jak się tu wprowadziliśmy i moim zdaniem wcale się nie zestarzał. Sama sylwetka to jedno, ale mamy szereg bardzo nowoczesnych rozwiązań technicznych. Jako firma o skandynawskich korzeniach, postawiliśmy na ambitne rozwiązania proekologiczne. W związku z tym mamy prawie 400 paneli fotowoltaicznych o mocy 85 kW. Ten system pokrywa 65-70 procent naszego zapotrzebowania na energię elektryczną. Wszystkie ściany i szyby mają najlepsze parametry przenikalności termicznej. Wszędzie jest oświetlenie LED z inteligentnym sterowaniem. Mamy bardzo wysoki współczynnik odzysku
60
Bardzo. Ale nie tyle napój czy produkt, chociaż to podstawa. Mam trochę inne postrzeganie kawy. Dla mnie to także zjawisko kulturowe. Kawa ludziom kojarzy się z czymś przyjemnym, co poprawia nastrój, budzi same pozytywne emocje. I ta część kulturowa zawsze wzbudza moją fascynację. Miałem okazję odwiedzić wiele plantacji kawy i poznać życie oraz lokalną kulturę ludzi związanych ze zbiorem kawy. A ponieważ kawa nigdy nie rośnie na szlakach turystycznych, tylko całkowicie na uboczu cywilizacji, więc miałem okazje dotrzeć do najpiękniejszych zakątków świata związanych z kawą. Znawcy kawy mówią, że to czy jest dobra, jest efektem dwóch czynników – ekspresu i wody. Czy kawa z waszych ekspresów jest dobra? Dziękuję za to pytanie. Najważniejsza jest kawa, bo jak mamy kiepskiej jakości ziarna, to nawet najlepszy specjalista i najdoskonalszy sprzęt nic dobrego nie zdziałają. Potem faktycznie woda, która stanowi około 90 procent samego naparu. W największym skrócie dla potrzeb kawy potrzebna jest tak zwana woda spożywcza. Musi mieć określoną twardości, kwasowość i właściwy skład minerałów. Może trochę zdemoluję dobre samopoczucie czytelników, ale często widzę, jak do kawy korzysta się z wody w butlach. To nie jest dobry sposób na smaczną kawę. Rekomenduję wodę z sieci i odpowiedni filtr. Metoda tania i skuteczna. Na końcu jest ekspres i jego walory techniczne. Profesjonalny ekspres do kawy to urządzenie o wartości od 25 do 50 tysięcy złotych. To skomplikowane urządzenie, a nie tylko młynek, grzałka i bojler z ładnym wyświetlaczem. Ale dzięki temu możemy tak ustawić ekspres, aby z dobrych ziaren wyciągnąć całą gamę smaków zawartych w kawie. Mam stworzoną listę czynników, które mają wpływ na jakość kawy. Jest ich prawie 40. Podsumowując, aby kawa z naszych ekspresów smakowała, należy połączyć wszystkie czynniki w jeden zharmonizowany proces parzenia kawy, wtedy swoimi niesamowitymi walorami smakowymi zadowoli każdego smakosza. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Justyna Tomczak
Łódź, ul. Lodowa 128 tel. 42 676 04 74 www.primulator.pl
Biznes
Baltic Estate: premium w cenie standard O nowych inwestycjach mieszkaniowych, ofercie premium w cenie standard, nowej jakości, futurystycznej wizji przyszłości rozmawiamy z ROBERTEM URBAŃSKIM, prezesem firmy Baltic Estate, realizującej inwestycje przy ul. Pomorskiej 185 oraz Słowiańskiej 6 w Łodzi.
Firma Baltic Estate debiutuje na łódzkim rynku deweloperskim i od razu stawia na nieruchomości premium. Skąd taki pomysł? Osią naszego pomysłu jest oferta premium w cenie standard. Wiem, że brzmi atrakcyjnie marketingowo i od razu pojawia się pytanie: Gdzie jest haczyk? Nie ma, po prostu zależy nam na poczuciu komfortu mieszkańców. Stąd przyjazna architektura, przestrzeń części wspólnych, odpowiednie naświetlenie mieszkań, dbałość o szczegóły, dostęp do mobilnych rozwiązań w częściach wspólnych takich jak, chociażby zdalne otwieranie drzwi do klatki i bramy garażowej, jakość użytych materiałów, wykończenie elewacji wykraczające
poza standardową i powszechnie obecną metodę lekko mokrą i wiele, wiele innych. To wszystko i szereg innych równie wartościowych rozwiązań oferujemy w cenie dużo niższej niż projekty premium w Łodzi. Czyli jakich rozwiązań? Baseny, coworking? Zapewne basen czy jacuzzi dodaje inwestycji prestiżu, ale nam bardziej zależy na balansie pomiędzy propozycją rozwiązań idących razem z projektem a ceną. Szczególnie w ostatniej dekadzie gust i oczekiwania nabywców mieszkań się zmieniły. Klienci są bardziej świadomi i wymagający. Kiedyś wspomniane kilka wersów wyżej rozwiązania, czy wyposażenie było dedykowane 61
Biznes
wyłącznie dla nabywców premium. Dziś to czas, aby „przeciętny” Kowalski w dobrej rynkowej cenie dostał szereg rozwiązań podnoszących standard jego życia! Choć wspomnieliśmy o debiucie firmy w Łodzi, nie jest Pan nowicjuszem w budownictwie. Przez ładnych parę lat pracował Pan jako menedżer projektów w jednej z największych firm budowlanych realizujących obiekty w Polsce i za granicą, w Łodzi podziwiać możemy m.in. słynną Bramę Miasta czy Nową Fabryczną, których budowy Pan prowadził. Skąd więc pomysł, by rzucić to wszystko, otworzyć własną firmę i samemu realizować inwestycje? Wszystko się zgadza. Pracowałem kilkanaście lat w bardzo dużej i nowoczesnej firmie budowlanej i bardzo pozytywnie wspominam ten okres. Szczególnie jeśli chodzi atmosferę, standard pracy, czy choćby rodzaj projektów, w których miałem przyjemność brać udział. Ale przychodzi czas na nowe wyzwania i przede wszystkim nowy impuls czy rozwój. To czas dla polskiego biznesu! Początek takiej bardzo ważnej decyzji to nie jest pomysł „chce założyć firmę”, to energia, motywacja i chęć do zbudowania czegoś, co ma szansę być wartościowe dla innych, a zakładanie firmy to ważny etap w całym tym procesie. Jak liczny jest zespół specjalistów w Baltic Estate? Na teraz kilkanaście osób. 62
Pracowaliście wcześniej razem? Znamy się kilkanaście lat. Zawsze razem pracowaliśmy. To wyjątkowi ludzie. Mają bardzo duży wpływ na rozwój firmy. To przede wszystkim ich sukcesy. Co jest dla Pana najważniejsze w procesie inwestycyjnym? Czy zaczynamy od znalezienia idealnej lokalizacji, czy skupiamy się na tym, co jest dostępne, a jakością obronić mają się same budynki? Każdy developer powie: lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja… Nie ma w tym nic odkrywczego, ale idąc dalej i tworząc definicje lokalizacji, będą powstawać różne jej terminy zależnie od tego, czy opisuje ją rodzina, czy na przykład osoba wykorzystująca mieszkanie do home office. Oczywiście zaczynamy od działki. Ale nie szukamy jej wszędzie. Wybieramy jakiś kwartał i w tym obszarze szukamy miejsca pod inwestycję. Zwracamy uwagę również na to, co dana lokalizacja daje teraz i co będzie jej wartością dodaną w bliskiej i dalekiej przyszłości. Pierwszy projekt, którego budowa już ruszyła to kameralna inwestycja przy ul. Pomorskiej 185 i wiem, że praktycznie wszystkie mieszkania zostały już sprzedane. Czy jest coś, co wyróżnia tę inwestycję na tle innych realizowanych w mieście, czy po prostu nowe mieszkania szybko znajdują nabywców?
Czy potrafi Pan ocenić, z czego wynika i jak długo potrwa ten bum budowlany? Czy koniunktury nie nakręcają Fundusze Inwestycyjne skupujące mieszkania pod wynajem? Wiele osób zadaje sobie to pytanie. Fundusze są nowym zjawiskiem i doświadczenia z innych krajów w tej materii powinny pomóc nam przygotować rozsądne i racjonalne przepisy regulujące ich działalność. Na pierwszą część pytania odpowiem nieco humorystycznie – bum w budownictwie mieszkaniowym trwa kilkadziesiąt lat z małymi przerwami „na kawę”. Czasem te przerwy trwały dwa lata czasem pięć. I nic w tej materii się nie zmieni. Miasta, miasteczka muszą zmieniać i rozwijać swoją tkankę, w tym głównie związaną z przestrzenią mieszkaniową. Czy nadal najlepiej sprzedają się mieszkania o małych metrażach?
piętro budynku to dla mieszkańców również przestrzeń coworkingowa oraz sala zabaw dla dzieci. Będzie oczywiście paczkomat, pralnia, gniazda do ładowania dla samochodów. Architekturą nawiążemy do pobliskich fabryk i kompleksów mieszkaniowych. W zimne dni będzie można skorzystać z sauny. I wszystko w cenie standard.
Biznes
W nieco ponad dwa miesiące od startu rezerwacji sprzedaliśmy 100 procent mieszkań. Co o tym zdecydowało? Myślę, że lokalizacja, to bardzo silny atut tego miejsca. Ale zdecydowaliśmy się na ten projekt nie tylko i wyłącznie dlatego, że miejsce jest perspektywiczne. To znakomita przestrzeń dla naszych idei i wizji. Damy mieszkańcom, naszym klientom kilka ponadstandardowych rozwiązań. O wielu wyjątkowych atutach naszych projektów wspomniałem wcześniej, ale wspomnę jeszcze o dedykowanym i należącym do wspólnoty paczkomacie, pralni, gniazdach do ładowania samochodów dostępnych przy stanowiskach postojowych w garażu podziemnym, energooszczędnym oświetleniu części wspólnych, możliwości zarządzania funkcjami mieszkania (takich jak zawory, zdalne otwieranie drzwi czy nadawanie dostępu) przez Internet. Mógłbym tak wymieniać bez końca…
Czy firma realizować będzie tylko wielorodzinne obiekty mieszkaniowe, czy w planach jest także szeregowa zabudowa jednorodzinna? A jeśli, tak, czy można już wskazać miejsce? Przygotowujemy propozycje zlokalizowaną na Starym Złotnie. Będą to budynki, w których znajdą się tylko cztery apartamenty z ogródkami z w pełni efektywnie i efektownie zaprojektowaną częścią wspólną. Nie mogę się doczekać momentu ogłoszenia projektu. Jest w fazie ostatnich szlifów. Jestem przekonany, że wprowadzi nową jakość w tym segmencie. Mam Pan jakieś marzenia? Wizję futurystycznego osiedla przyszłości? Marzenia to bardzo ważna część mojej działalności zawodowej. Ale trzeba twardo stać na ziemi i szukać kompromisu pomiędzy wizją a potrzebami rynku. Kompromis proszę rozumieć pozytywnie. Realizacja futurystycznego osiedla już rozpoczęta. Kto wie, jak daleko dojdziemy? Dla mnie ważnym punktem w tym harmonogramie są budynki samowystarczalne, produkujące energię i dzielące się nią z tymi, które są krok za nimi. To nie jest już teraz futurystyka. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Monika Kaczmarek, wizualizacje inwestora
Parytet mieszkań, czyli udział kawalerek, dwu czy trzypokojowych w projektach jest mniej więcej równy. Sprzedają się zarówno te jak i te. W nowej inwestycji Slovianka co zaoferujecie przyszłym mieszkańcom? W stosunku do wspomnianego projektu Pomorska 185 rozwijamy swoją wizję i idziemy krok dalej. Wspomniany basen i jacuzzi to tylko „wisienka na torcie”. Na wspólnym tarasie dla mieszkańców na pierwszym piętrze umieścimy ogród japoński oraz zewnętrzną siłownię. Pierwsze
Siedziba firmy: Łódź, ul. Wólczańska 143 Gdańsk, ul. Azymutalna 9 tel. 797 019 628 e-mail: biuro@balticestate.pl www.balticestate.pl
63
Styl życia
Wino i zupa grzybowa, czemu nie! Do wigilijnego śledzia z cebulką pasują klasyczne wina białe. Karp lubi pływać w chardonnay, a rieslingiem dobrze jest popić kapustę z grzybami. Sylwester warto spędzić w towarzystwie wina musującego Smolis spod Brzezin. Na Trzech Króli można wybrać francuskie słodkie wina wzmacniane. O tym, w jakie wina warto zaopatrzyć się na święta, sylwestra i karnawał, opowiada PIOTR WENDOŁOWSKI, właściciel Appellation – skład wina i oliwy w Łodzi przy ulicy Uniwersyteckiej 15.
Okres przed świętami bożonarodzeniowymi to dobry czas dla winiarzy? Z jednej strony to czas doskonały pod względem sprzedażowym, z drugiej bardzo intensywny. Dochodzą degustacje, eventy i spotkania przy winie, które prowadzę jako sommelier, ale to nie jest dla nas czas na rozwój czy specjalne poszukiwania nowych win. Święta Bożego Narodzenia to czas, który spędzamy z najbliższymi. Jakie wino wybieramy do świątecznej zupy grzybowej, kapusty z grochem, karpia czy pierogów? Ostatnio ktoś zadzwonił do mnie, że chce kupić gewurtztraminera na wigilię firmową. Odpowiedziałem: „Błagam tylko nie gewurtztraminer! Do wigilii jest zbyt aromatyczny i nie będzie pasował do wigilijnych potraw”. Nie dodałem, że w takich okolicznościach jest 64
nachalnie aromatyczny. Ale wracając do tradycyjnej wigilii, dominować powinny białe klasyczne wina. Do śledzia, zarówno z cebulką i z cebulką w śmietanie, podałbym wytrawne Riesling Renano Ca Botta czy alzacki Riesling. Do karpia smażonego i w galarecie, cieliste i maślane chardonnay Alberta Feretti z Sycylii, Kendal Jackson z Kaliforni, świetne Le Conquerant z Langwedocji czy kupaż CVC z RPA. Pamiętajmy, że im delikatniejsza potrawa, tym mniej beczkowe chardonnay. Może zatem friulijski Livon czy Rudi Ruttger z Palatynatu. Do chudszych ryb, jak pstrąg, sauvignon blanc z Livona, Rudi Ruttgera czy Viliera. Unikajmy jednak sauvignon blanc z Marlborough z Nowej Zelandii – jest zbyt aromatyczne. Do potraw z kapustą i grzybami podajmy rieslinga, a do smażonych grzybków w cieście znowu powtórzymy chardonnay, ale i delikatny pinot noir z Maldant Pavelot będzie pasował. Do przejedzonych już nieco biesiadników trafia zupa grzybowa. Niektórzy
Po świętach odpoczywamy i szykujemy się na szaleństwa sylwestrowej nocy. Na ten wieczór i noc, co by Pan polecił – szampan czy wino musujące? Po świętach to ja wybieram się na jazzowy koncert Blue Cafe, który odbędzie się w Filharmonii Łódzkiej. (śmiech) Ale wracając do Sylwestra, oczywiście będziemy mieli najrozmaitsze szampany, hiszpańskie cavy, włoską franciacortę, ale ja stawiam na Smolisa, doskonałe wino musujące, robione metodą tradycyjną bez dodatku siarczynów przez Jean Thierry Smolisa spod Brzezin. W wersji brut wytrawne, brut nature, czyli bardzo wytrawne, extra sec, czyli półwytrawne i rose. Niejeden champagne powinien się im w pas kłaniać. Nowy rok za nami i czas na kolejne święto – Trzech Króli, które kojarzy się z królewskim orszakiem i słodyczami. Jakie wino najlepiej pasuje do ciast, czekolad i cukierków? To dla nas znowu bardzo pracowity czas. Musimy zrobić inwentaryzację i w związku z tym skład będzie zamknięty przez trzy do czterech dni, ale oczywiście dalej świętujemy i tu bardzo fajne będą wina wzmacniane, z najstarszej francuskiej winnicy produkującej wina słodkie Arnaud de Villeneuve: muscaty, wina wzmacniane, 10-letnie, 20-letnie i starsze o aromatach skórki pomarańczowej, orzechów, miodu, marcepanu. Święto Trzech Króli rozpoczyna karnawał, który spędzamy na zabawach i spotkaniach ze znajomymi. Jakie wina pasują na imprezy karnawałowe? Na domówkach warto pobawić się w degustowanie, ale należy pamiętać, żeby pić wino od lekkich do cięższych, od młodszych do starszych, od bardziej wytrawnych do tych mniej. Trzeba stopniować przyjemności i rolą sommelierów jest doradzić, jakie wina dobrać. Na większych balach powinno być wino musujące, wytrawne wino białe i wytrawne wino czerwone. I takie wina stołowe Appellation również sprowadza. Osobiście męczę się, jak podawane są półwytrawne lub półsłodkie wina. Rozmawiamy w Appellation, które zmieniło się w ostatnim czasie. Przybyło powierzchni i półek z setkami butelek wina. To chyba największy dom wina w Łodzi, mam rację? Bycie największym nie było naszym celem. Potrzebowaliśmy więcej przestrzeni magazynowej i eventowej. W tej chwili mamy 400 metrów kwadratowych powierzchni i chyba jesteśmy jednym z większych specjalistycznych sklepów winiarskich w Polsce, jednak nazwa „skład wina” jest bardziej adekwatna do tego, co oferujemy. Działamy detalicznie, hurtowo, oferujemy doradztwo, szkolenia. Sprzedajemy również oliwy i pyszności zatopione w oliwach, trufle, kawę, ostatnio doszły ośmiorniczki. Oprócz powierzchni ekspozycyjnej, magazynowej to również miejsce na degustacje wina, pokazy, szkolenia winiarskie, koncerty jazzowe, spotkania VIP i konferencje.
Ranking win Appellation wg Piotra Wendołowskiego
Styl życia
uważają, że nie należy pić wina przy zupie, ale dlaczego nie? Możemy podać znowu chardonnay, Rioję lub sangiovese, może być Chianti Riserva Lucarello Borgo Salcetino. Na koniec makiełki, makowce i inne potrawy z makiem, do których idealne będzie słodkie Primitivo Madrigale czy Sottosopra Collefrisio, wino z odrobiną soku wiśniowego. Może też być porto czy madera.
1. Ruris Col Santo, kupaż sagrantino i sangiovese, Umbria/Włochy. Eleganckie nuty ciemnych owoców, wiśni, fiołków, nuty ziemiste, skórzaste, o dobrej kwasowości, wyrazistych gładkich taninach, długim finiszu. Świetne do czerwonych mięs, makaronów z pomidorami, potraw z grzybami. Moje ulubione wino, najlepszy stosunek jakości do ceny. 2. Semis Rosso Montepulciano d’Abruzzo z winnicy Collefrisio, szczep montepulciano, Abruzja/Włochy. Bukiet ukazuje aromaty jagód, jeżyn, granatu, wiśni, z nutami przypraw, pieprzu i goździków, pudełka cygar, ciemnej czekolady, wino o potężnej strukturze, z delikatnymi taninami z bardzo długim finiszem. Idealne do złożonych potraw mięsnych, duszonych i grillowanych, podawanych z zawiesistymi sosami. Bardzo eleganckie wino dla lubiących gęstsze wina. 3. Pecorino Vignaquadra IGT Collefrisio Abruzja/Włochy. W nosie wyczuwalne aromaty żółtych słodkich owoców, renklody, brzoskwini, odrobina szarlotki, gruszki, zielonej herbaty, owoców cytrusowych. W ustach wytrawne, dobrze wyważone lekko pikantne. Świetne do ryb, owoców morza, warzyw, idealne do sushi, co potwierdzają restauratorzy w Japonii. Wino, dzięki któremu, udało mi się namówić wielu klientów na przejście z win półwytrawnych na wytrawne. 4. 160 Anni z winnicy Ippolito 1845, szczep gaglioppo Kalabria/Włochy. Bukiet elegancki, nuty wiśni, czereśni, leśnego runa, suszonych śliwek, przypraw, nut waniliowych, czekoladowych, skórzanych i tytoniowych. Wino wytrawne, wyrafinowane, pełne i intensywne, taniny intensywne, ale gładkie, aksamitne i pikantne zarazem, długi finisz, wyczuwalna resztkowa słodycz. Doskonale nadaje się do czerwonego mięsa i dziczyzny, pikantnych potraw, długodojrzewających serów. 5. Chorey-Les-Beaune z Maldant Pavelot pinot noir, Burgundia/Francja. W pierwszych trzech minutach wyczuwalne delikatne aromaty ciemnych owoców, a wraz z napowietrzaniem i zmianą temperatury w kieliszku pojawiają się aromaty ciemnych wiśni, jeżyn, malin, z nutą podpieczonej czerwonej porzeczki, z dalekimi niuansami truskawek z kompotu, odrobiną malin, kwiatów pomarańczy, amaretto, jasnej czekolady. W ustach czuć delikatną kwasowość, welurowe taniny, gładkie, ale pełne, a jednak intensywne, finisz długi. Fantastyczne do dzikiego ptactwa, buraczków sous-vide, tuńczyka, szczególnie ze skarmelizowanym sosem, do delikatnych dań kuchni azjatyckiej oraz fantastycznie pasuje do niezbyt słodkich kruchych ciast z kwaśną śliwką. Ostatnio, mieliśmy siedemnastą już edycję Kultury Wina. W ramach wydarzenia zorganizowaliśmy koncert basisty jazzowego Krzysztofa Pacana połączony z wernisażem malarstwa Zbigniewa Rybickiego. Z wizytą przybył winiarz Gianluca Ippolito ze swoim winem Ippolito 1845. Była też wystawa unikalnych lamp ceramicznych Benedykta Możdżenia. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Magdalena Kaczmarek
Łódź, ul. Uniwersytecka 15 tel. detal: 603 700 410; hurt: 506 087 149 www.appellation.pl Sklep czynny: poniedziałek – piątek: 10–19.30; sobota: 10 – 16 65
Styl życia
Wolność, niezależność i piękne widoki Podróżując kamperem nic nas nie ogranicza. Jeśli dojedziemy w wybrane miejsce i okaże się nieatrakcyjne, lub w przypadku zimowego podróżowania, stok pod który dotarliśmy, będzie kiepsko przygotowany do jazdy na nartach, wsiadamy i ruszamy do kolejnego miejsca – mówi MARCIN CELMEROWSKI z łódzkiej firmy CamperCentrum. To one nie są sezonowe? Da się nimi podróżować zimą?
Jak zrodził się pomysł na wypożyczalnię kamperów? Od lat jestem pasjonatem żeglarstwa, a kampery okazały się bardzo podobne do turystycznych jachtów. Co je różni? W dużej mierze to, że te pierwsze pływają po wodach, drugie jeżdżą po drogach. Jednym i drugim można podróżować bez żadnych ograniczeń, obie opcje wymagają przestrzegania podobnych zasad – trzeba być dobrze zorganizowanym, zaakceptować małą przestrzeń, mniejszą niż w hotelu pokojowym i obecność innych osób, z którymi wspólnie się podróżuje. Co dostajemy w zamian? Mnóstwo rzeczy – przede wszystkim wolność i niezależność, bliski kontakt z naturą i innymi ludźmi, możliwość docierania do miejsc, gdzie nie ma żadnych hoteli. I nie musimy mieć też konkretnych planów, wstajemy rano i decydujemy, dokąd danego dnia dotrzemy. Jeśli ktoś jest w stanie pogodzić te rzeczy, to gwarantuję, że wakacje kamperem zapadną na długo w pamięci. Kamper ma jeszcze jedną zaletę – można nim podróżować przez cały rok. 66
Decydując o zakupie samochodów do naszego CamperCentrum, zadbaliśmy o takie modele, które mają odpowiednią izolację, ogrzewanie, klimatyzację, czyli zapewniają komfortową podróż w każdych warunkach atmosferycznych. Dodatkowo nasze kampery mają ogrzewane bagażniki, będące idealnym miejscem na suszenie ubrań i sprzętu. Każdy, kto chociaż raz pojechał na narty kamperem, zapewniam, że wybierze się nim ponownie. Dlaczego? Ponieważ takie rozwiązanie ma wiele zalet, bardzo ułatwia narciarskie życie i zostawia świetne wspomnienia. Jak doskonale wiemy, podczas wyjazdu na narty, zależy nam na tym, by jak najwięcej czasu spędzić na stoku i kamper daje taką możliwość. Wprawdzie Polska nie jest jeszcze do końca przygotowana do tego rodzaju turystyki, ale już dziś można znaleźć campingi i parkingi przeznaczone dla kamperów tuż pod wyciągiem. Zaparkowanie w takim miejscu to same plusy! Nie trzeba pokonywać długiego dystansu w narciarskich butach i z ciężkim sprzętem na plecach – stok jest na wyciągnięcie ręki. Jeśli na wyprawie są dzieci lub osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę ze sportami zimowymi, kamper będzie dla nich niezwykle komfortowym rozwiązaniem. Zawsze można wrócić do zaparkowanego nieopodal pojazdu, ogrzać się i napić ciepłej herbaty. W takich warunkach siły szybko wracają! Trzeba też pamiętać o tym, że tam, gdzie jest stok, tam bije zimowe serce miast. Bardzo blisko znajdują się restauracje i atrakcje turystyczne – bez nart na nogach też można spędzić świetny czas. Co jest najważniejsze Pana zdaniem w podróżowaniu kamperem? Przede wszystkim wolność. W zasadzie nic nas nie ogranicza. Jeśli dojedziemy w wybrane miejsce i okaże się nieatrakcyjne, lub w przypadku zimowego podróżowania, stok pod który dotarliśmy, będzie kiepsko przygotowany do jazdy na nartach, wsiadamy i ruszamy do kolejnego miejsca. Po wizycie w popularnym, ale zatłoczonym kurorcie można odpocząć w bardziej kameralnej miejscowości. Najlepszy hotel czy pensjonat nie gwarantuje takiego kontaktu z naturą jak kamper. Ważny jest także klimat tego typu wyjazdów – na każdym kempingu rodzi się swego rodzaju społeczność, która zawsze pomoże i doradzi. I znowu wrócę do żeglarskiego podsumowania, tak samo jak w marinach, gdy żeglujemy po mazurskich jeziorach.
Styl życia
Na jak długo i w jakich celach ludzie wynajmują kampery? Zazwyczaj na tydzień lub dziesięć dni. Ostatnio jedna z firm wynajęła dwa kampery, każdy na dwa tygodnie w nagrodę dla pracowników z najdłuższym stażem. Zdarzają się wyjazdy nawet trzytygodniowe, gdy klienci podróżują za granicę. Nasze kampery mogą bezpiecznie jeździć po całej Europie – mamy odpowiednie ubezpieczenie. W czasie pandemii, gdy wiele osób pracuje zdalnie, kamper może być także mobilnym biurem. Odnoszę wrażenie, że kamper w ogóle jest doskonałym pomysłem na podróżowanie w czasie pandemii. Zdecydowanie polecam. Po pierwsze mamy pewność, że wyjazd nie zostanie odwołany w przypadku, gdy zostaną wprowadzone ograniczenia ilości osób w hotelach. Po drugie zminimalizowane jest też ryzyko jakiegokolwiek zakażenia, nawet jeśli wielokrotnie zmieniamy lokalizację, bo czas spędzamy tu tylko w najbliższym gronie. Pomysł na CamperCentrum zrodził się właśnie w pandemii. To ona wymusiła poszukiwanie pomysłów na rozwijanie kolejnych biznesowych przedsięwzięć? Pandemiczne turbulencje w firmach, które prowadzę wraz z moimi wspólnikami, utwierdziły nas tylko w przekonaniu, że trzeba dywersyfikować profile prowadzonej działalności. Z jednej strony to bezpieczeństwo, z drugiej uczymy nasze zespoły wychodzenia ze strefy komfortu. Jednak na razie trudno określić to biznesowym przedsięwzięciem, to bardziej hobby i sprawdzanie siebie, własnych umiejętności i nowego rynku. Wielu osobom wydawało się, że kampery to doskonały biznes na czas pandemii, wielu kupiło po jednym, dwa kampery i teraz w sieci można znaleźć ogłoszenia o ich sprzedaży. Te samochody są bardzo drogie, wymagają też odpowiedniego zaplecza serwisowego i kogoś, kto dba o nie przez 24 godziny. Trzeba też mieć spore doświadczenie w branży czarterowej. Po powrocie z każdego wypożyczenia auto musi być sprawdzone pod względem technicznym, trzeba wykonać drobne naprawy, odpowiednio je zakonserwować. Na zimę bezwzględnie trzeba wymienić opony i odpowiednio je wyposażyć. My mamy na szczęście własną bazę techniczną i doświadczony zespół – działamy przy naszej firmie Contec mieszczącej się w Konstantynowie Łódzkim, która od wielu lat działa w branżach technicznych.
będziemy wymienić je na nowe. Trafią zapewne w prywatne ręce i będą służyły kolejne lata, choć już mniej intensywnie. Zależy nam na jakości naszych usług, dlatego mamy w ofercie kampery marki premium produkcji włoskiej i niemieckiej. Każdy może kierować takim kamperem czy trzeba mieć jakieś doświadczenie?
Jak długo mogą być eksploatowane takie kampery?
Nie ma się czego bać – przed każdą wyprawą robimy szkolenie, odpowiadamy na każde pytanie. Jesteśmy cały czas pod telefonem, gotowi doradzić. Dla osób, które jeszcze nigdy nie wyjeżdżały kamperem, organizujemy nasze kamperowe toury. Są to weekendowe wycieczki, które mają oswoić nie tylko z prowadzeniem czy obsługą pojazdu, ale także wskazać dobre praktyki turystyki kamperowej. Z tym niestety czasem bywają jeszcze problemy, co widać na parkingach i kempingach. Wierzymy jednak w to, że dając dobry przykład, sprawimy, że i w Polsce kamperowanie wejdzie na „wyższy poziom”, a co za tym idzie, będzie przyczynkiem do ulepszenia infrastruktury dla kamperów. Nasz pierwszy wyjazd był do Kazimierza i Sandomierza – nocleg na terenie winnicy, degustacja, ognisko… Było po prostu wspaniale. Tym razem wybieramy się na Jarmark Bożonarodzeniowy do Torunia. Nocować będziemy z kolei pod samym zamkiem w Golubiu-Dobrzyniu. Takie rzeczy są możliwe tylko kamperem.
Zakładamy, że nasze cztery kampery, którymi obecnie dysponujemy, jeździć będą u nas tylko trzy lata, potem
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena Kaczmarek, CamperCentrum
Na hasło „LIFE IN” otrzymasz 5% zniżki na wynajem kampera powyżej 3 dni! Zarezerwuj termin: 724 641 000 | campercentrum.pl
67
Styl życia
Wyjątkowe święta
z Grupą Bawełna
Idealne zarówno jako smakołyki na wigilijną kolację, jak i świetny prezent bożonarodzeniowy! O doskonałych daniach i przetworach zamkniętych w wekach WEKOWNI i świątecznych potrawach przygotowanych przez szefów kuchni rozmawiamy z ANNĄ GRABAREK, współwłaścicielką Grupy Bawełna.
Jedni lubią przygotowywać świąteczne dania sami, inni marzą o tym, by nie spędzać wielu godzin w kuchni i korzystają z możliwości zamawiania gotowych dań. Co Grupa Bawełna może zaoferować w tym zakresie? Myślę, że naprawdę sporo, chętnie wyręczymy wszystkich w przygotowaniach, a szczególnie mamy, które jak wiadomo, w kuchni spędzają najwięcej godzin. Jak co roku można złożyć zamówienia na naszej świątecznej platformie dań na wynos www.bawelnanaswieta.lodzdelivery.pl, na której znajdziecie zarówno tradycyjne pierogi, pierniki i serniki, ale także aromatyczne zupy i dania główne. Dodatkowo WEKOWNIA przygotowała cały asortyment świątecznych specjałów w słoikach. Polecamy kapustę z grzybami, kapustę z grochem, barszcz czerwony i nasze dania z dodatkiem grzybów. Kto czuwa nad smakiem tych dań? Oczywiście, szefowie kuchni z naszych restauracji. Smaki tradycyjnych dań i znane od lat dania restauracyjne postanowiliśmy zamknąć w szklanych słojach, stosując tradycyjną metodę konserwacji, czyli pasteryzację. Dzięki temu procesowi możemy zatrzymać wyjątkowy smak naszych potraw na dłużej. To, co jest dla nas najważniejsze przy tworzeniu receptur to zero kompromisów – tylko wyselekcjonowane i wartościowe produkty, 68
uczciwy skład dań, bez ulepszaczy, sztucznych konserwantów czy chemicznych barwników. Czy w ofercie WEKOWNI mamy tylko pojedyncze weki, czy można zamawiać na przykład specjalne świąteczne zestawy? Przygotowaliśmy zarówno pojedynce dania świąteczne i zestawy prezentowe. W tym roku przygotowaliśmy całkiem sporo tych zestawów, tak by trafić w gust każdego smakosza. Mamy więc zestawy wegańskie, wytrawne, na słodko, znajdziecie również coś dla miłośników pikantnych przetworów, a także zestaw z klasycznymi daniami z restauracji Bawełna jak stracetti di filetto i krem z pomidorów, a także propozycje dla prawdziwych koneserów i poszukiwaczy nowych smaków. W WEKOWNI można zamówić nasze zestawy świąteczne jako prezent zarówno dla bliskich, jak i dla współpracowników i klientów. Świąteczne zamówienia spływają do nas każdego dnia i staliśmy się teraz prawdziwą fabryką Świętego Mikołaja, pakujemy paczki, wiążemy wstążki i śpieszymy, aby wszystko dostarczyć na czas. A gdzie te świąteczne paczki ze smakołykami trafiają? Teraz głównie do firm, jako świąteczne upominki dla pracowników i klientów, ale trzeba pamiętać, że to doskonały
Styl życia
prezent dla każdego, z powiedzeniem ucieszą młodszą siostrę, przyjaciółkę, babcię, wujka i tatę. Świąteczne dania WEKOWNI mogą być również wspaniałą niespodzianką, która nieco wyręczy w świątecznym gotowaniu. Ile smacznych dań zamknęliście w wekach? Sporo, myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. To dania, które wystarczy tylko podgrzać i są gotowe do podania. W naszym „zawekowanym menu” zupy i kremy, wiele dań gotowych, przetworów z owoców i warzyw i oczywiście cały asortyment tzw. „smarowideł” zarówno słodkich jak i wytrawnych. Przy tworzeniu naszych weków najważniejsza jest jakość, ale także sezonowość. Za chwilę w naszej ofercie zagoszczą przetwory z dyń, jabłek i grzybów. Co się cieszy największym zainteresowaniem? Trudno jednoznacznie określić, ale do grona naszych bestsellerów zaliczamy flaki wołowe, szarpaną wołowinę, rilletes gęsi i oczywiście paprykarz na bazie dorsza i warzyw. Wspaniałe smaki, które pokochało wielu naszych klientów. Gdzie można zakupić specjały WEKOWNI? Specjały WEKOWNI są dostępne online, można je zamówić z dostawą do domu (wysyłka w ciągu 24 godzin) lub zakupić we wszystkich restauracjach Grupy Bawełny i w dobrych delikatesach. Nasze weki to świetne rozwiązanie, które może być wykorzystywane na co dzień w domach, podczas weekendowych czy wakacyjnych wyjazdów. To także jak już wspomniałam świetny pomysł na prezent oraz doskonały skład paczek lub prezentów przygotowywanych dla pracowników, lub klientów. Do tych smakołyków przydałoby się wino. Zapraszamy więc do naszego sklepu Len i Wino, w którego ofercie znajduje się ponad sto pozycji win z całego świata. W tym tylko u nas wina słynnego włoskiego tenora Andrea Bocelli. Wino to nie tylko towarzysz posiłków, spotkań czy zabaw, to także doskonały pomysł na prezent! A jeśli ktoś ma kłopot z wyborem świątecznego upominku, to zawsze może wybrać voucher do jednej z restauracji Grupy Bawełna. Jego wartość zaczyna się już od 50 złotych i może być wielokrotnością tej kwoty. Taki voucher jest ważny przez rok. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
69
Styl życia
Wspierajcie się
i nie poddawajcie Z ALICJĄ DĘBOWSKĄ i MATEUSZEM STYPUŁKOWSKIM rozmawiamy o marzeniach i ich realizacji, sposobach na wspólne poszukiwanie inspiracji, biznesie, który nie może przesłaniać życia i o tym, jak wspólnie żyć, słuchać siebie i wzajemnie motywować. Kiedy i jak się poznaliście? Mateusz Stypułkowski: Znamy się już siedem lat, a po raz pierwszy spotkaliśmy się u mnie w pracy. Byłem wtedy menadżerem Very, dużego centrum sportowego w Łodzi. Akurat organizowano tam treningi dla dziewczyn startujących w wyborach Miss Ziemi Łódzkiej. Pomagałem w ich przygotowaniu. Ala, wiadomo, brała udział w konkursie. Wtedy nasze spojrzenia spotkały się pierwszy raz. Potrzebowaliśmy oczywiście czasu, by ta relacja dojrzała. Po jakimś czasie Ala przyszła do nas zaprojektować wnętrze. Potrzebowała tego do dyplomu na studiach. Alicja Dębowska: To prawda. Jako temat licencjatu na ASP wybrałam projekt kawiarni w Verze, gdzie Mateusz pracował. Mateusz: Ala przyszła, zapytała czy ktoś jej w tym pomoże. Oczywiście zgłosiłem się na ochotnika i tak to się zaczęło. Można powiedzieć, że połączyły nas sprawy zawodowe. Kto wyszedł z inicjatywą spotkania? Mateusz: Ja. Dokładnie pamiętam pierwszą naszą randkę, bo przygotowywałem wtedy kolację. Sam. Dziś prowadzicie wspólne biznesowo-rodzinne życie. Kto w nim inicjuje do działania, wychodzi z pomysłami, proponuje wyjazdy na wakacje? Też ty? Mateusz: Oboje w różnych obszarach. Cały czas wymieniamy się pomysłami i wspólnie decydujemy o tym, które będziemy realizować, a które nie. Swoimi działaniami Ala spaja naszą rodzinę, buduje więzi i relacje. Mnie zawsze ciągnie do bardziej aktywnych, sportowych wyzwań. Pod tym względem dobrze się uzupełniamy. Alicja: Nic dodać, nic ująć. Zgadzam się z Mateuszem. Jak duży wpływ na Wasze życie i na to, czym dziś się zajmujecie miało wychowanie i rodzinny dom? Alicja: Ogromny. Mój dom rodzinny ukształtował moją postawę do życia i postrzeganie świata. To był artystyczny dom, więc mogę o sobie powiedzieć, że jestem tym jabłkiem, które padło niedaleko od jabłoni. Uzdolnieni 70
Styl życia
artystycznie rodzice, starsza siostra po szkole baletowej. Była moim wzorem, też chciałam tańczyć. Mateusz: Moje obecne życie jest precyzyjnym odzwierciedleniem tego, co miałem w domu rodzinnym. Tata był trenerem i zaraził mnie pasją do sportu. Pod jego okiem stawiałem pierwsze kroki na matach. Z kolei mama zawsze była przedsiębiorczą osobą. Pokazywała, że można osiągać to, czego się bardzo pragnie i nigdy nie należy z tego rezygnować. To zamiłowanie do parcia naprzód jest we mnie cały czas. Stało się integralną częścią mojej osobowości. Trenowałeś sporty walki pod wpływem ojca czy sam tego chciałeś? Mateusz: Tata trenował zapasy i boks i to on zainspirował mnie do tych dyscyplin. Miał wielu znajomych w tym środowisku. Pierwsze było jiu-jitsu, potem judo. Spodobała mi się atmosfera rywalizacji, zdobywanie nowych umiejętności, dynamika tego sportu i to, jak bardzo jest bezkompromisowy. Sportom walki trzeba się poświęcić w stu procentach. Nie ma w nich rozproszonej odpowiedzialności. Jesteś ty i przeciwnik. Ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać. Na początku miałem wątpliwość, czy to sport dla mnie, jednak przez kilkanaście lat pozostałem przy nim. Najbliżsi wspierali Was? Alicja: O tak. Od rodziców zawsze miałam duże wsparcie, zaufanie i pomoc. Bardzo angażowali się w moje taneczne fascynacje. Kosztowało ich to sporo wyrzeczeń, czasu, pieniędzy i energii. Miło wspominam nasze wyjazdy na turnieje, wspólne weekendy. Z jednej strony były konkursy, a z drugiej wspólnie spędzany czas. Mateusz: U mnie było podobnie. Tata był ze mną na każdym treningu i na większości zawodów. Jak wyjeżdżałem z kadrą narodową za granicę, to wtedy często dzwoniliśmy do siebie. Mama była na zawodach tylko raz, na turnieju nadziei olimpijskich, który wygrałem. Przez całą walkę zasłaniała oczy i pytała czy już koniec. Jakoś nie mogła unieść tego, że walczę na macie. Więc mama wspierała mnie mentalnie na odległość, a tata mocno się angażował. Macie jakieś swoje motto życiowe? Alicja: Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Mateusz: Determinacja jest kluczem, nieustępliwość jest ważna do realizacji celu. Raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze do przodu. Kto z Waszej dwójki jest bardziej szalony, a kto twardo stąpa po ziemi? Alicja: Ciężkie pytania się zaczynają... Myślę, że to ja stoję mocniej na ziemi. Weźmy jednak pod uwagę, że mamy dwójkę małych dzieci, a to zasadniczo zmienia postrzeganie rzeczywistości. Mateusz: Ala jest dobrym obserwatorem i inaczej widzi niektóre rzeczy. Większość swoich zawodowych decyzji konsultuje z nią. Ja uwielbiam rywalizację i gdy ktoś mówi, że czegoś się nie da zrobić, to wtedy tym bardziej chcę to zrobić. A dzieci rzeczywiście wpływają na nasze
zachowanie. Tadeusz ma pięć lat, Helena niecałe dwa i przy nich nie ma miejsca na szaleństwa. Kiedyś taki nie byłem, teraz widzę, że porządek w życiu pomaga w biznesie, przynosi pomysły, pomaga realizować cele. A co robicie w wolnym czasie? Alicja: Podróżujemy, bierzemy udział w wydarzeniach kulturalnych, chodzimy do teatru, kina, gotujemy... Kto gotuje? Mateusz: Raz ja, raz Ala. Dzieci macie jeszcze małe, ale czy ich przyszłość widzicie w biznesie? Chcecie, żeby poszły Waszą drogą? Alicja: Jeszcze o tym nie myślimy. Teraz skupiamy się na tym, żeby zagwarantować im bezpieczny i szczęśliwy dom. Jeżeli to się uda, to wierzę, że gdy dorosną to zrealizują swoje marzenia. Mateusz: Chciałbym, żeby w przyszłości odważnie brały od życia to, na co będą miały ochotę. Nie chcemy im narzucać, co mają robić. Zawsze będziemy ich wspierać w ich wyborach. Znajdujecie czas na to, żeby wypić razem kawę, zjeść lunch czy obejrzeć film? Mateusz: W życiu nie ma tak, że przychodzi godzina 20, dzieci idą spać, a dorośli mają czas dla siebie. To mit. Nie znam tego. Zdarza się, że spać chodzimy razem, sporo później. Ale znajdujemy chwile na to, żeby od czasu do czasu wyjść na śniadanie we dwoje. Ile godzin dziennie pracujecie? Mateusz: Bywało, że pracowałem po 10-12 godzin dziennie. W tygodniu zarządzałem obiektami sportowymi, a w weekendy prowadziłem szkolenia. To nie było zdrowe. Alicja: Staramy się zachować balans pomiędzy pracą i rodziną. Jakie plany biznesowe macie na najbliższe tygodnie, miesiące? Alicja: Mamy sporo pomysłów, jednak nie są one jeszcze skonkretyzowane. Moim marzeniem jest odtworzyć pewne miejsce. Mój tata prowadził kiedyś Galerię pod Schodami przy Narutowicza 25. To było miejsce, 71
Styl życia
w którym można było podziwiać i kupić wyroby łódzkich rzemieślników i artystów. Mateusz: Można powiedzieć, że chcemy połączyć rzemiosło ze sztuką. Myślimy o aukcjach prac młodych artystów, objęciu ich menadżerskim wsparciem. Trochę na zasadzie spółdzielni artystów i rzemieślników, może galerii. O Alicji można powiedzieć, że jest osobą wielu talentów. Plastyka, taniec, biznes... Jak i kiedy je odkrywałaś u siebie? Alicja: Zdolności plastyczne odkryli we mnie i pielęgnowali rodzice. W dzieciństwie wokół mnie zawsze były kartki, kredki, farby. Można powiedzieć, że był to rozwój przez zabawę. Zdałam do 6-letniej szkoły plastycznej, a po maturze do Akademii Sztuk Pięknych. Taniec zawsze traktowałam jako hobby. W wieku ośmiu lat rodzice zapisali mnie do Łódzkiego Domu Kultury na taniec towarzyski. To była piękna przygoda, która trwała dziesięć lat. Zawsze wiedziałaś, co chcesz w życiu robić? Alicja: Zawsze miałam konkretny pomysł na dorosłe życie: mieć rodzinę i odpowiedniego partnera u boku. I to mam. A jeśli chodzi o kwestie zawodowe, to przede wszystkim interesowała mnie sztuka. Malarstwo, design, architektura wnętrz - to mnie przyciągało. Teraz fascynuje mnie rzemiosło i szukam sposobu na to, by móc połączyć te dziedziny. A jest coś, czego nie zrobiłaś i teraz żałujesz tego? Alicja: Żałuję, że w tańcu towarzyskim nie dobrnęłam do najwyżej klasy tanecznej. Chciałam też zostać modelką, ale nie ułożyły się okoliczności.
72
pomysły wcielać w życie. Uczę się od najlepszego. Przez całe dotychczasowe życie zawodowe zawsze wspierałam Mateusza w jego działaniach biznesowych. Dopiero teraz pojawiło się więcej przestrzeni dla moich pomysłów i projektów. To teraz czas na Mateusza. Od czego zaczęła się Twoja biznesowa droga? Mateusz: Od studiów na Uniwersytecie Łódzkim, gdzie byłem prezesem uczelnianego AZS. Zarządzałem 25 czy 26 sekcjami sportowymi. Miałem dwadzieścia lat i było to moje pierwsze doświadczenie menadżerskie. W czasie studiów wygrałem też konkurs na prowadzenie klubu studenckiego Balbina, jednego z najstarszych muzycznych klubów w Łodzi na Lumumbowie. To jednak kompletnie mnie nie wciągnęło. Nocne życie, otwarte codziennie, mój zmysł estetyki był wręcz zgwałcony tym, co się tam działo. Od tej pory zniechęciłem się do gastronomii. Miałem też agencję eventową, która zrealizowała kilkanaście zleceń. Już wtedy charakteryzowałem się nadaktywnością. Natomiast pierwsze zawodowe doświadczenie to było spełnienie marzeń. Zostałem menadżerem jednego z największych klubów sportowych w Łodzi, kilka tysięcy metrów do zarządzania, tam uczyłem się biznesu w praktyce. Potem przyszedł czas na własne inicjatywy. Pierwsze w Łodzi studio treningu, które wykorzystywało technologię elektrostymulacji i Akademia Trenerów, która przez kilka lat wyszkoliła kilka tysięcy trenerów w Polsce. Później była sieć klubów Human, których byłem inicjatorem i do dziś PTA Studio. Paradoksalnie jest tak, że moje działania biznesowe zawsze idą razem z pasją do sportu. Jednak więcej zarabiam na szkoleniach i pozyskiwaniu funduszy unijnych dla naszych około stu partnerskich firm.
A Mateusz ma wpływ na to, co teraz robisz?
Co miało największy wpływ na Twój charakter i podejście do biznesu? Sport czy coś innego?
Alicja: Ma i to zdecydowanie duży. Przy nim jestem bardziej śmiała, odważna, ale też zdeterminowana, by swoje
Mateusz: W stu procentach sport! Zacząłem trenować w wieku siedmiu lat. Przygodę ze sportem zakończyłem
Trenowałeś judo. Był ktoś, kto Cię inspirował w tej dyscyplinie?
Mateusz: Najbardziej imponuje mi jej opiekuńczość i nastawienie na niesienie pomocy ludziom. To rzadko spotykane, by ktoś dobro innych postawił przed swoim. Jestem dumny z jej działań i realnego podejścia do biznesu. Macie jakieś miejsce, w którym możecie się wyciszyć, złapać dystans do rzeczywistości?
Mateusz: Bez wątpienia Paweł Nastula, polski mistrz olimpijski. Jako kilkuletni chłopak miałem zaszczyt go poznać. Poza tym trener Leszek Piąstka z łódzkiego AZS. Prawdziwy pedagog, dziś wykładowca na Uniwersytecie Łódzkim.
Mateusz: PTA Studio. Tak szczerze to stworzyliśmy je dla siebie. W jednym budynku mamy biura firmy szkoleniowej, miejsce do treningu, masażu, coachingu, treningu mentalnego. Niebawem przeprowadzamy się, by mieć bliżej. O szóstej rano przychodzę tu często na trening. Cisza, spokój, czuję się swobodnie, medytuję, trenuję, relaksuję się.
Co było największym wyzwaniem dla Ciebie w biznesie?
Wasze motto to „czas na życie”. Jak je rozumiecie?
Mateusz: Pierwsza praca, którą zawsze będę wspominał z uśmiechem czyli Vera Sport. To był ciekawy czas. Dużo się wtedy nauczyłem.
Mateusz: Chcemy mieć więcej czasu dla dzieci i dla siebie, na randki, wyjazdy, na spotkania ze znajomymi, budowanie relacji. Ostatnie pięć lat to był dla nas biznesowo intensywny czas. Niektóre cele zrealizowaliśmy w tym roku. Przyszły będzie wyzwaniem, ponieważ chcemy zoptymalizować biznes i korzystać z życia.
A kluby Human? Mateusz: To było zderzenie z rzeczywistością. Rozpędziliśmy ten biznes i rozwinęliśmy go, ale przyszła pandemia. Byliśmy zbyt młodą marką, żeby przetrwać. Dwa obiekty sprzedaliśmy, dwa zamknęliśmy i stwierdziliśmy, że wyjście z tego biznesu będzie tańsze. Pandemia sponiewierała branżę fitness. To był biznes policzony „na żyletkę” i nie było w nim przestrzeni na żadną pomyłkę, a tym bardziej na pandemię, której nie mieliśmy w biznesplanie.
Styl życia
z powodu kontuzji mając 21 lat. To było dla mnie bolesne, bo miałem aspiracje olimpijskie. Teraz przenoszę to, co było najlepsze w sporcie do mojego życia zawodowego. Uwielbiam rywalizować i podejmować wyzwania. Przez to często obrywam i ponoszę porażki, niektóre są finansowo i mentalnie bolesne. Ale jest to wpisane w ryzyko zawodowe.
Alicja: Dla mnie oznacza to, że można sferę zawodową łączyć z życiem prywatnym, ale tak, by być w harmonii. Stres jest wpisany w nasze życie, ale nie warto generować go jeszcze więcej. Warto spędzać czas z dziećmi, bez patrzenia na zegarek. Nie chcę być zabieganą mamą. A co poradzilibyście tym, którzy przeczytają tę rozmowę...?
Mówi się, że każdy kryzys może być szansą...
Alicja: Wspierajcie się i nie poddawajcie.
Mateusz: Tak, to oxfordzka szkoła biznesowa, która generalnie opiera się na analizowaniu porażek, takie case study porażek. Robi się to po to, by uniknąć ich na swojej drodze zawodowej.
Mateusz: Zatrzymajcie się na chwilę i posłuchajcie drugiej strony. To przynosi rezultaty. Rozmawiał Damian Karwowski Zdjęcia Krzysztof Pietrzak
Mówiłeś, kto Cię inspirował w sporcie, a w biznesie? Mateusz: Kilka osób. Jeden z nich to pisarz Frank Bettger, autor jednych z pierwszych poradników biznesowych. Przez pół roku słuchałem ciągle jego książki „Jak przestać się martwić i zacząć żyć”. Szczególnie w gorszych momentach. W Łodzi mamy kilku prężnych przedsiębiorców, którym się przyglądam. Do tej grupy dodałbym też mamę, która była moim pierwszym, biznesowym mentorem. Zajmowała się i zajmuje handlem surowcami energetycznymi. Różnicie się w pomysłach na biznes. Wspieracie się? Mateusz: Uważam, że wzajemne wsparcie jest najważniejsze. Motywacja zrodzona z miłości do rodziny jest nie do przecenienia. Nie ma silniejszego drivera. W każdym działaniu najważniejsze jest dla mnie dobro mojej rodziny. Droga do celu może być dłuższa i kręta, ale osiągniemy to, co założyliśmy jako rodzina. Etap rywalizacji i udowadniania mam za sobą. Ala ma swoje działania i wspieram ją, jak mogę i cieszę się, że w drugą stronę też to działa. Co najbardziej doceniasz w Alicji jako partnerce życiowej i biznesowej?
Brąz Art Artystyczna Pracownia Brązownicza A. Dębowskiej Łódź, ul. Wólczańska 19 www.braz-art.com facebook.com/braz.art.debowscy tel. 694 431 977 Businessland www.business-land.pl facebook.com/businesslandpl tel. 730 002 501 PTA Studio Łódź, ul. 6 Sierpnia 74 facebook.com/ptastudiolodz/ tel. 730 002 737 73
Styl życia
DOBRONIANKA
idealne miejsce na relaks W Dobroniance, magicznym miejscu położonym blisko Pabianic, masz wrażenie, że czas po prostu zwalnia. Ponad 10 hektarów zagospodarowanego terenu oferuje atrakcje dla każdego, dla małych i dużych, zarówno dla ciała jak i duszy. Oj, na pewno nikt tu się nie będzie nudził, nawet w okresie zimowym. Właściciele zadbali o różnorodność fauny i flory, którą docenia się na każdym kroku. Tu jest po prostu wszystko, czego potrzebuje rodzina do miłego spędzenia czasu. Ogromna przestrzeń pełna zbiorników wodnych z rybami, łabędziami i kaczkami, biegające w zagrodach zwierzęta, place zabaw, punkty gastronomiczne, strefy relaksu i oczywiście różnorodne animacje dostosowane do pory roku. W okresie świątecznym nie brakuje szopki z żywymi zwierzętami, reniferów i oczywiście Świętego Mikołaja (ten prawdziwy i największy w Polsce 10 m). – Właścicielom zależy na tym, by obiekt nie żył tylko w sezonie, dlatego zapraszamy przez cały rok. Odpowiednio do pór roku zawsze staramy się dopasować atrakcje. Jesienią zadbaliśmy, o to, by teren przyozdobić dyniami, mieliśmy nawet dynię ważącą 605 kilogramów i 13 ton pozostałych. Latem różnorodne animacje zapewniamy w każdy weekend. A teraz zimą zapraszamy do krainy Świętego Mikołaja. A po relaksie na świeżym powietrzu zawsze można się ogrzać i posilić w naszym całorocznym punkcie gastronomicznym – opowiada Agnieszka Manios, menedżer obiektu. Dobronianka po raz pierwszy otworzyła swoje podwoje w lipcu 2020 roku, dość trudnym czasie, bo naznaczonym pandemią. Ale spragnieni po lockdownie kontaktu z na74
Tu złapiesz oddech od miejskiego zgiełku, odpoczniesz i zrelaksujesz się z rodziną i przyjaciółmi, poobcujesz z naturą. Dobronianka, nowy kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy niedaleko Łodzi, zaprasza przez cały rok. turą ludzie, tłumie zaczęli odwiedzać to miejsce. Zainteresowanie obiektem przerosło najśmielsze oczekiwania, więc właściciele postanowili zagospodarować większy teren i zapewnić jeszcze więcej atrakcji. I tak przez kilka miesięcy 2021 obiekt był zamknięty, a gdy ponownie się otworzył miał już pięciokrotnie większą powierzchnię, olbrzymi parking oraz nowych mieszkańców. Nie ma też co ukry wać, że główną atrakcją są oczywiście mieszkające tu zwierzęta. W Dobroniance spotkamy aż 400 zwierząt z 49 różnych gatunków, m.in. przesympatyczne alpaki, małe kangury, wielbłądy, daniele, kuce polskie, żurawie koroniaste, kapodzioby, mary patagońskie, łabędzie białe i czarne, strusie afrykańskie, czy ohary. – I cały czas rozbudowujemy nasze zoo, trwa budowa wybie-
gu i zagrody dla dzikich kotów. Na terenie prowadzone są też prace przygotowujące kolejne obszary do miejsc wypoczynku, gdzie będzie można sobie rozłożyć latem kocyk i cieszyć się odpoczynkiem na łonie natury – mówi Agnieszka Manios. – I choć nieco ogranicza nas przestrzeń właściciele nieustannie myślą o nowych atrakcjach. Oprócz minizoo, na terenie Dobronianki znajduje się ogromna strefa gastronomiczno-relaksacyjna. Zwiedzający mogą odpocząć w specjalnie przygotowanych miejscach, a także zjeść ciepły posiłek, czy też skorzystać z bogatej oferty baru. W sezonie letnim, w Dobroniance, odbywają się wydarzenia cykliczne, między innymi zajęcia taneczne i fitness oraz piana party. Dlatego warto obserwować profil Dobronianki na Facebooku, ponieważ co i rusz pojawiają
Styl życia
się informacje o dodatkowych animacjach weekendowych. – Dobronianka jest przestrzenią relaksu, odpoczynku, a także miejscem eventów począwszy od przyjęć urodzinowych, rodzinnych, po duże imprezy integracyjne – tłumaczy Agnieszka Manios. – Posiadamy też ofertę skierowaną do szkół i przedszkoli. Każda grupa zorganizowana może skorzystać z oferowanych pakietów. Grupy chcące zwiedzić Dobroniankę bez przewodnika mogą wykupić bilety w cenie 12 zł od osoby i samodzielnie odkryć teren minizoo. Istnieje również możliwość skorzystania z pakietu, w którym grupa otrzymuje opiekę przewodnika. W tej ofercie każdy członek wycieczki może nakarmić zwierzęta i zwiedzić niektóre wybiegi. Dodatkowymi atrakcjami dla dzieci mogą być ognisko i pieczenie kiełbasek, a także możliwość przejażdżki na kucyku. Konieczna jest wcześniejsza rezerwacja terminu. Oferujemy też możliwość wynajmu części naszego obiektu na organizację firmowych imprez plenerowych. W tym wypadku wycenę przygotowujemy indywidualnie. Bardzo dużą zaletą kompleksu Dobronianka jest jego położenie. Znajduje się przy węźle Dobroń przy trasie S14. Dosłownie pięć minut od zjazdu. Dla mieszkańców Łodzi to zaledwie dwadzieścia do trzydziestu minut jazdy. Niewiele więcej na dojazd potrzebują mieszkańcy Zduńskiej Woli czy Sieradza. Zdjęcia Magdalena Reszpondek i Studio Pumpkin
Dobroń, ul. Gliniana e-mail: dobronianka@gmail.com tel. 720 555 599 www.dobronianka.pl Godziny otwarcia: poniedziałek – piątek: 10-17 sobota – niedziela: 10-19 75
Styl życia
Przestrzeń dla dużych i małych Monosfera Kreatywności to miejsce, w którym najważniejszy jest rozwój dzieci i dobra zabawa połączona z nauką. Zadbają o to JULIA STRAMIK i DAMIAN BŁASZCZYK, właściciele firmy GO4Robot Łódź, a jednocześnie osoby zarządzające nowym miejscem w Monopolis. Rozmawiamy o tym, czym jest Monosfera, dla kogo i jakie ma propozycje?
Monosfera Kreatywności to nowy punkt na mapie Łodzi, w którym dzieci mogą spędzać czas. Proszę opowiedzieć, jakie ma to być miejsce i dla jakich dzieci – małych czy dużych? Julia Stramik: Monosfera Kreatywności to przestrzeń dla każdego. Planujemy realizować tutaj zajęcia zarówno dla dzieci w wieku przedszkolnym, które są już samodzielne, ale chcemy też gościć dzieci w wieku wczesnoszkolnym i starsze. Również ze szkół średnich. A i dorośli znajdą u nas interesujące możliwości. Dla każdego mamy miejsce i propozycję zajęć. 76
Damian Błaszczyk: Monosfera powstała po to, żeby realizować programy, które przede wszystkim wpływają na rozwój dzieci. Jestem pewien, że szybko przekonamy rodziców do tego, że jest to miejsce z wysoką jakością zarówno pod względem opieki, jak i pracą nad rozwojem dziecka. W takim razie co nas czeka w Monosferze? Julia Stramik: Oczywiście najwięcej atrakcji planujemy dla najmłodszych, ale będziemy również mieli propozycje dla młodzieży, na przykład kursy przygotowujące do
Damian Błaszczyk: Optymalną propozycją oferowaną rodzicom jest pozostawienie u nas dziecka, którym zajmiemy się, zaopiekujemy i zadbamy o jego rozwój intelektualny. W tym czasie rodzice mogą się zrelaksować i spędzić czas w monopolisowych kawiarniach, restauracjach, w teatrze czy na koncercie. Dodam, że zależy nam na tym, aby dzieci dorastały razem z Monosferą. W swojej ofercie posiadamy szeroki zakres zajęć dodatkowych dostosowanych dla różnych grup wiekowych. Gdy rodzic przyprowadzi swoją pociechę na zajęcia raz, to z uwagi na możliwość kontynuacji, będzie mógł korzystać z bogatej oferty Monosfery przez kilka kolejnych lat. Czy proponujecie Państwo jakieś szczególne programy edukacyjne i rozwojowe, czy pobyt w Monostrefie ma być sposobem na spędzenie czasu na zabawie? Damian Błaszczyk: Chcemy, aby pobyt w Monosferze był dla dzieci zabawą, ale żeby też mogły się one jak najwięcej nauczyć. Dlatego przygotowaliśmy szeroką gamę propozycji, od zajęć kreatywnych z klockami Linden zaczynając, poprzez zajęcia z robotyki, a na zajęciach plastycznych czy animacyjnych kończąc. Julia Stramik: Warto podkreślić, że to sami rodzice będą mogli stworzyć swoim dzieciom takie pakiety zajęć i zabaw, jakie ich zdaniem będą najkorzystniejsze. Przecież oni najlepiej znają swoje pociechy i ich potrzeby. My zaproponujemy różne możliwości, doradzimy, ale decyzję podejmą rodzice.
Czy miejsce będzie otwarte dla wszystkich łodzian, czy będziecie się koncentrować na jakiejś określonej grupie, na przykład będzie to miejsce dla dzieci pracowników firm działających w Monopolis? Damian Błaszczyk: Chcemy, żeby była to przestrzeń otwarta dla wszystkich i żeby każde dziecko mogło skorzystać z naszej oferty. Dodam jeszcze, że Monosfera to unikalny projekt w Łodzi i województwie, dlatego nie zamykamy się na żadną grupę. Chodzi o to, żeby oferta, którą zaproponujemy była jak najszersza. Chcemy współpracować ze sprawdzonymi firmami, które działają już na łódzkim rynku i dysponują dobrymi ofertami i trenerami. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje, aczkolwiek nie dopuszczamy żadnej przypadkowości. To miejsce ma się kojarzyć przede wszystkim z wysoką jakością usług i rozwojem kreatywności dzieci. Oczywiście różnego rodzaju animacje też planujemy, ale one będą uzupełnieniem oferty Monosfery Kreatywności. Julia Stramik: Będziemy mieli u siebie tak wielką i różnorodną propozycję zajęć organizowanych przez różne firmy, że każdy będzie mógł znaleźć coś wartościowego dla swojego dziecka. W Monosferze obecne będą zajęcia z LEGO robotyki i programowania, językowe, nauki koncentracji, chemiczne, teatralne i wiele innych. Zadbamy również o rozwój umiejętności manualnych poprzez zajęcia plastyczne i artystyczne. Jako że cały kompleks Monopolis doskonale wpisuje się w historię Łodzi, organizowane będą warsztaty dotyczące tematyki historii Łodzi oraz architektury. W jakich dniach i godzinach będzie otwarta Monosfera Kreatywności?
A będzie można w Monosferze zorganizować przyjęcie urodzinowe dla dziecka?
Julia Stramik: Będziemy otwarci przez cały tydzień, z tym że zajęcia rozwojowe i edukacyjne zaproponujemy głównie od poniedziałku do piątku, a w weekendy więcej energii i czasu poświęcimy na zabawę. Oczywiście zabawę połączoną z ćwiczeniami rozwojowymi.
Julia Stramik: No pewnie! Mamy przygotowane różne pakiety urodzinowe i niezależnie od dnia tygodnia będzie można u nas zorganizować warsztaty urodzinowe dla solenizantki i solenizanta i wszystkich gości.
Damian Błaszczyk: Jeżeli chodzi o godziny otwarcia to, będziemy je dostosowywać do potrzeb. Na razie zaplanowaliśmy działalność od 15 do 21 w dni powszednie, a w soboty i niedziele od 10 do 19. Ale może to ulec zmianie.
Damian Błaszczyk: Dodam, że w tym celu podjęliśmy już współpracę z restauracjami i kawiarniami, które działają w Monopolis. U nas będzie zabawa połączona z edukacją oraz zdmuchnięcie świeczek na torcie, a tam będą czekały słodkie atrakcje. W tym zakresie nasza działalność i możliwości gastronomiczne kompleksu doskonale się uzupełniają.
A jeżeli przedszkola i szkoły będą chciały przyprowadzić do was grupy swoich dzieci w godzinach trwania zajęć i lekcji to, co wtedy?
A jednorazowo ile dzieci możecie zaprosić do Monosfery? Damian Błaszczyk: Pierwsze otwarte warsztaty i zabawę dla dzieci zorganizowaliśmy na Halloween. Podzieliliśmy gości na cztery kilkunastoosobowe grupy i w jednym czasie mieliśmy blisko pięćdziesięcioro dzieci. No to wyobrażam sobie co tu się wtedy działo... Julia Stramik: Oj działo się, ale na szczęście mamy kilka sal. W każdej przebywała inna grupa, dla których mieliśmy różne atrakcje. To pozwoliło nam doskonale zaktywizować wszystkie dzieci tak, by żadne się nie nudziło.
Styl życia
matury. Będą też zajęcia międzypokoleniowe z rodzicami czy dziadkami. Jest wiele różnych sposobów i możliwości łączenia aktywności dzieci i osób dorosłych. W Monosferze każdy, niezależnie od wieku, będzie mógł się odnaleźć. Dlatego nie zamykamy się na żadną grupę wiekową.
Damian Błaszczyk: To oczywiście zapraszamy. Zresztą mieliśmy już takich zorganizowanych klientów. Gościliśmy na przykład dzieci ze szkoły specjalnej. Monosfera jest przygotowana na różnych gości. Mamy podjazdy, windy, toalety przystosowane dla niepełnosprawnych. Umawiamy się wtedy na konkretne godziny i jesteśmy do dyspozycji dzieci.
Monosfera dla dzieci ze świetlic środowiskowych Przez 10 godzin w tygodniu, od poniedziałku do piątku, przestrzenie Monosfery zostaną udostępnione „Fundacji Virako. Szczęśliwe Podwórka”, która powstała w 2014 r. Jej celem jest wspierania działalności świetlic środowiskowych zajmujących się dziećmi z rodzin dysfunkcyjnych. Wszyscy prowadzący takie placówki w Łodzi, którzy zgłoszą się do Fundacji Virako, będą mogli skorzystać z wybranych zajęć Monosfery. 77
Styl życia
Julia Stramik: Warto też wspomnieć o tym, że naszą ofertę kierujemy nie tylko do placówek łódzkich. Jeżeli na przykład jakaś szkoła z regionu organizuje wycieczkę do Łodzi to z przyjemnością ugościmy ich w Monosferze i pokażemy Monopolis. Już dzwonią do nas i pytają o możliwości spędzenia czasu. Zapraszamy! A dla rodziców też planujecie jakieś warsztaty albo spotkania? Julia Stramik: Jak najbardziej. Wspominaliśmy już o tym, że chcemy realizować warsztaty międzypokoleniowe, dla dzieci z rodzicami i dziadkami. Mieliśmy już takie warsztaty „Robotyka jest kobietą”. Tymi zajęciami chcieliśmy przełamać stereotyp, że robotyka to męska sprawa i pokazać, że również kobiety mogą sobie doskonale radzić w tej dziedzinie. To były warsztaty dla mam z córkami, a zajęcia prowadziły trenerki. Damian Błaszczyk: W dalszej perspektywie planujemy również współpracę z firmami. Przygotowujemy w tym celu ofertę warsztatów dla dorosłych. Wiele firm narzeka na małe zintegrowanie zespołów, a my dysponujemy wiedzą praktyczną i doświadczeniem, jak tę integrację poprawić. Może to wydać się zaskakujące, ale wiele warsztatów dla dzieci, po niewielkich zmianach doskonale sprawdza się także wśród dorosłych. Zajęcia, które realizujemy, można dopasować do każdego wieku. Często zdarza się nam, że rodzice przyprowadzający do nas dzieci na przykład na warsztaty z długopisu 3D, sami chcą wziąć w nich udział. Jesteście Państwo właścicielami centrum edukacyjnego GO4Robot Łódź, które cieszy się już określoną marką. Skąd pomysł na to, by związać się z Monopolis? Julia Stramik: Od jakiegoś czasu zaczęliśmy myśleć nad stworzeniem stacjonarnego centrum edukacji i rozwoju, ponieważ dotychczas, jako GO4Robot Łódź, to my dojeżdżaliśmy do dzieci. Przepadek zdecydował, że nasze drogi zeszły się z oczekiwaniami Monopolis. Zaczęliśmy rozmawiać o współpracy. My szukaliśmy miejsca do rozwoju, a Monopolis ciekawych inicjatyw. I tak od słowa do słowa wypracowaliśmy pomysł na Monosferę Kreatywności. Czy w związku z nową aktywnością, dotychczasowa działalność GO4Robot Łódź, na przykład warsztaty w szkołach i przedszkolach, zostanie zawieszona? Damian Błaszczyk: GO4Robot to nasza niezależna działalność, którą będziemy dalej prowadzić. Współpracujemy z Monopolis zachowując swoją odrębność, a przy tym jesteśmy operatorami tego miejsca. Oferta GO4Robot będzie zatem częścią oferty Monosfery Kreatywności. Kto będzie pracował z dziećmi w Monosferze? Julia Stramik: My i nasi trenerzy. Mamy wszystkie wymagane uprawnienia, a przede wszystkim doświadczenie. Sama, już w czasach licealnych, działałam w harcerstwie. Prowadziłam wtedy drużyny harcerskie i zajęcia dla najmłodszych. Na studiach upewniłam się w tym, że chcę być nauczycielem, ale nie takim zza biurka, tylko bliżej dzieci. Po studiach zdecydowałam się całkowicie poświęcić współpracy z dziećmi w ramach GO4Robot.
78
Zajęcia w Monosferze Kreatywności będą się różniły czymś od innych? Damian Błaszczyk: W GO4Robot przyjęliśmy zasadę, że zajęcia prowadzi dwóch trenerów – jedna osoba z wiedzą praktyczną, która pozwala w ciekawy sposób opowiadać o robotyce, a druga z umiejętnościami animatora, co umożliwia płynne prowadzenie zajęć. Ta zasada będzie obowiązywała także w Monosferze, ponieważ zależy nam na jakości i efektach zajęć, a taki podział zadań i specjalizacja, pozwalają osiągnąć jedno i drugie. Monosfera Kreatywności to drogie miejsce? Julia Stramik: Ceny mamy przyzwoite w stosunku do proponowanej oferty. Postawiliśmy na rozwój, edukację i jakość. Damian Błaszczyk: Pomimo prestiżu, jakim cieszy się Monopolis, chcemy by miejsce było dostępne dla każdego. Ceny skrojone są tak, żeby każdy mógł skorzystać z proponowanej oferty. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Po dziesięcioleciach odpływu ludności z obszarów śródmiejskich do przedmieść obserwujemy obecnie trend zupełnie odwrotny: ożywiania centralnych dzielnic miast i różnicowania ich funkcji. Doskonale w ten trend wpisuje się firma PEIRA, realizująca obecnie w Łodzi kolejny etap zespołu SREBRZYŃSKA PARK, tym razem SREBRZYŃSKA PARK II. Urbaniści podkreślają, że miasto to maszyna społeczna. Ma być zdrowe, zielone, przyjazne do życia i zapewnić takie warunki, aby sprzyjać rozwojowi relacji społecznych. I taki właśnie jest kompleks SREBRZYŃSKA PARK położony w dzielnicy Polesie na osiedlu Zdrowie w bezpośrednim sąsiedztwie Parku im. Józefa Piłsudskiego. To idealne miejsce na spacery, wycieczki rowerowe, zabawy z dziećmi. Jednym słowem wprost wymarzone, by zadbać o zdrowie w otoczeniu pięknej zieleni. To także niezwykle przyjazne miejsce do budowania lokalnej społeczności i wspierania relacji sąsiedzkich. Deweloper nie skupia się bowiem wyłącznie na postawieniu nowych budynków, dba o ich otoczenie, kreując miejsca spotkań, jak altanki, place zabaw, ścieżki. Dba, by nikt nie czuł się tu wykluczony, szczególnie osoby niepełnosprawne, stąd
chodniki i rampy dostosowane do ich potrzeb. Ponieważ osiedle jest dobrze skomunikowane z innymi częściami miasta, w zasadzie możemy zrezygnować z korzystania z samochodu, poruszając się po mieście komunikacją miejską lub miejskim rowerem, którego stacja znajduje się w pobliżu naszego osiedla. Mieszkając na obrzeżach, które z reguły są zdecydowanie słabiej skomunikowane, tracimy godziny cennego czasu, stojąc w korkach, zamiast spędzić ten czas z rodziną, czy z sąsiadami na świeżym powietrzu. Strategie urbanistów skłaniające na powrót do rozwoju miast do wewnątrz, ograniczające dalszy rozrost przemieść stawiają na planowe dogęszczanie istniejącej zabudowy, rewitalizację i wykorzystanie istniejącej infrastruktury miejskiej. SREBRZYŃSKA PARK II to realizowany w trzeciej kolejności
Styl życia
Otoczenie ma znaczenie
etap inwestycji mieszkaniowej w tym miejscu, w miejscu, w którym kiedyś funkcjonowała fabryka. Pomiędzy wybudowanymi już apartamentowcami powstaną dwa budynki wielorodzinne. Nadano im formę liter L i łączyć je będzie okazałe wewnętrzne patio. W inwestycji znajdzie się 171 mieszkań o zróżnicowanej powierzchni od 35 mkw do 112 mkw. Do wyboru będą lokale od dwupokojowych do pięciopokojowych. Zaprojektowano około 220 miejsc parkingowych w hali i na zewnątrz. Mieszkańcy będą mogli korzystać z atrakcji pobliskich obiektów rekreacyjnych: ogrodu zoologicznego, ogrodu botanicznego, aquaparku oraz hali sportowo-widowiskowej Atlas Arena. Ponadto budynki oddalone są zaledwie o 3,9 km od centrum miasta. Koniec budowy zaplanowano na jesień 2023 roku.
Srebrzyńska Park tel. 798 416 416 e-mail: kontakt@peira.pl Biuro sprzedaży: Łódź, ul. Srebrzyńska 40 (spotkania po wcześniejszym umówieniu telefonicznym) 79
Styl życia
Samotne
WILKI i JEDNOROŻCE Mural przy DIASFERZE ŁÓDZKIEJ, znajdujący się na tylnej ścianie kamienicy przy ul. Targowej, powstał dzięki połączonym mocom poznańskiej firmy Duda Development, Fundacji Urban Forms oraz dwóch potężnych kreatywnych umysłów, twórców street artu: Maćka Polaka i MARTYNA GILLA. Ten ostatni zgodził się opowiedzieć nam o tym, jak wyglądała praca nad dziełem, jakie ma poglądy na współczesną sztukę uliczną oraz gdzie szukać tajnej wiadomości, którą ukrył w muralu.
Czy mógłbyś opowiedzieć, jak wygląda proces tworzenia muralu, od projektu aż do zakończenia? Zaczynamy od podstawy, czyli wymiarów, bo jeśli ich nie mamy, to nie wiemy, na jakim „płótnie” możemy działać. Dlatego najpierw trzeba dokonać dokładnych pomiarów, poznać wysokość, szerokość i geometrię ściany. Nie wolno też zapominać o kontekście miejsca, w którym tworzony będzie mural: o wysokościach, piętrach, kominach. Gdy to mamy, zaczynamy robić projekt i to już jest głównie inwencja twórcza. Czasem jest to wręcz wymyślanie jakiejś historii. W przypadku muralu, o którym rozmawiamy, ustaliliśmy, że będzie 80
to opuszczona kamienica, z której wyrastają kwiaty. I o ile proces twórczego myślenia zabiera sporo czasu, to zdecydowanie więcej pochłania go samo wykonanie. Porozmawiajmy więc o pracy koncepcyjnej. Współpracujesz z różnymi markami, które zapewne mają własne wizje, jak więc udaje Ci się zachować równowagę pomiędzy własną kreatywnością a wymaganiami inwestora? Lubię ograniczenia, bo można znaleźć w nich dużo przestrzeni dla kreatywności. Tu tak naprawdę jedynym wymogiem było przedstawienie fasady kamienicy, więc pomyślałem sobie, jak ja sam chciałbym widzieć
Styl życia
ten mural. Bo murali z kamienicami w Łodzi jest kilka, nie jest to zupełnie nowy pomysł. Można więc zastanowić się, jak zrobić go na nowo. I to właśnie jest atrakcyjne: znaleźć w ograniczeniu coś świeżego. Przygotowujesz prace, które sam chciałbyś oglądać. Czy mógłbyś w takim razie powiedzieć, co robisz, żeby organicznie wrastały w swoje otoczenie, by mural nie był naroślą na ścianie, tylko czymś, co wygląda, jakby powinno, musiało tam być? Łódź od dawna nazywana jest miastem murali. Powstało tu bardzo dużo takich prac, nawet gdy spojrzeć na to w skali europejskiej. Trzeba myśleć o kontekście tego miejsca. Jeżeli malujemy kamienicę, to niech ona ma proporcje łódzkich kamienic, niech nawiązuje do ornamentów, które można kojarzyć z Łodzią. Choć starałem się zawrzeć w projekcie dużo mojego własnego stylu, to jednak czerpałem też dużo z miasta – spacerowałem, robiłem zdjęcia, zbierałem inspiracje. Myślę, że ważne są tu uwaga i czujność na to, co jest dookoła. Włączanie tego, a nie działanie przeciw temu, czy patrzenie na pracę jak na przedłużenie własnego ego. Bo tu nie jestem ważny tylko ja, lecz także miejsce, w którym praca się znajdzie, oraz ludzie, którzy będą ją oglądali. Jestem ciekawa, jak praca nad muralem kształtuje się od tej ludzkiej perspektywy. Pracowaliście z Maćkiem we dwóch, mieliście nawet trzech i więcej pomocników. Jak wygląda bycie zespołem i zarządzanie zespołem? To przecież coś, czego z reguły nie doświadczają artyści pracujący w mniejszej skali, bo praca zespołowa nie jest tam taka istotna albo w ogóle jej nie ma. Fakt, graficy zwykle pracują jako samotne wilki. Czasem jako stada samotnych wilków. (śmiech) Pracując z Maćkiem nad projektem, mieliśmy dość wyraźny podział tego, jakie są nasze role. Jego były kwiaty i roślinność, moje – kamienica i inne detale architektoniczne. To nie było trudne, bo Maciek zatrudniał swoje osoby, ja swoje i obaj pracowaliśmy obok siebie, starając się wspólnie dogrywać pewne elementy.
Skoro mówimy o interakcjach międzyludzkich, to czy zdarzało się Wam, że ktoś podchodził i jakoś reagował na to, co dzieje się na ścianie? Gdy przychodzili ludzie z budowy, to coś tam krzyknęli – żeby na przykład namalować gołą babę. (śmiech) Większość reakcji była bardzo pozytywna. Ludzie przychodzili, mówili „Szacuneczek!”. Panie z balkonów Diasfery często z nami rozmawiały. Czyli mural nawet jeszcze nie był skończony, a już wywoływał emocje! A gdybyś Ty jako artysta i jako empatyczny człowiek miał zaprojektować swoją wymarzoną reakcję na to dzieło, które przecież kosztowało cię dużo czasu, stresu i wysiłku, to jakby ona wyglądała? To nie jest takie proste. Ta reakcja nie rodzi się w danej chwili, ona dorasta przez wiele lat. Przykładowo dziecko, które będzie dorastać w budynku Diasfery i każdego ranka spoglądać na mural, to jego życie w jakiś sposób stanie się lepsze. Zresztą nie tylko dziecka, tylko wszystkich mieszkańców. To jest piękne! Mówiliśmy zresztą o tym, jak ważne jest, by sztuka uliczna wrastała w tkankę miejską, z perspektywy przestrzennej i estetycznej. Ty mówisz o jej wrastaniu w tkankę czasu i o tym, w jaki sposób funkcjonuje na przestrzeni lat. To coś, co jest dla mnie bardzo osobiste, bo mam wrażenie, że sam jestem pierwszym pokoleniem takich właśnie „postmuralowych” dzieci. Czujesz się pokoleniem, które nie pamięta czasów przed muralami? (śmiech) Czuję się pokoleniem, które pamięta, jak wraz z muralami tworzyła się moja świadomość artystyczna. Czyli to działa! Wiemy, że byt określa świadomość, i wiemy, że nasza przestrzeń nas kształtuje. Tym większą wagę należy przywiązywać do tego, w jaki sposób kształtujemy 81
Styl życia
przestrzeń: żeby z kolei ona kształtowała kolejne pokolenia. Rozszerzmy więc jeszcze bardziej perspektywę tego, o czym już mówiliśmy. Jaką funkcję twoim zdaniem sztuka może pełnić w przestrzeni miejskiej? Czy tylko zdobi i sprawia, że miasto wygląda ciekawiej, czy jednak może robić coś jeszcze? Zdobi, oczywiście, i to było potrzebne Łodzi, miastu, które naprawdę było w kiepskim stanie, gdy powstawały tu pierwsze murale – gdzieś w okolicy 2011, 2012 roku. Ale z czasem ta potrzeba się zmienia, sztuka ma wchodzić w kontekst i rozwijać miasto również w innych aspektach. Street art ma jeszcze dużo do zaoferowania na innych polach. W ostatnich czasach zaczęły powstawać instalacje, które są trochę ozdobą, a trochę też komunikatem, przekazem jakiejś myśli. Niedaleko stąd, na Narutowicza, jest taki neon „Wdech – Wydech”, który pulsuje. To jest fajne, bardzo kojące, i może służyć do znalezienia spokoju w mieście, w którym jest tyle różnych bodźców. Właśnie taka sztuka może być następnym krokiem. Sam mam pewne pomysły, ale może na razie nie będę o nich mówił, bo najpierw trzeba je zrealizować… Szkoda by było, gdyby ktoś podkradł pomysł! Choć to nie działa tak prosto. Gdyby zostały podkradzione, to byłbym szczęśliwy, bo chciałbym, żeby faktycznie zostały zrealizowane, i to w bardzo dużej skali. Nie musiałbym być jedynym, który to robi! Ale myślę, że tak: street art się zmienia
„ Łódź od dawna nazywana jest miastem murali. Powstało tu bardzo dużo takich prac, nawet gdy spojrzeć na to w skali europejskiej. „ 82
i coraz bardziej zaczynamy myśleć o kontekście miejsca, o tym, jak oddziałuje na przestrzeń. A czy jest coś, co chciałbyś powiedzieć, a do czego nie nawiązaliśmy do tej pory? Jest jedna rzecz. Wiele z okien na muralu przy Diasferze ma takie wstawki, małe ornamenty. To symbole ludzi, którzy pomagali nam przy pracy. Są tam uwiecznieni. Czyli w muralu jest ukryta zagadka? Tak! Jest kilka symboli, które są do rozszyfrowania tylko dla nielicznych. A niektóre są do rozszyfrowania dopiero w przyszłości. Mrugnięcie okiem, do ciebie, twoich znajomych, znajomych Maćka? Tak, ale umieściłem tam też bliskie mi powszechnie znane symbole. Na przykład tybetański węzeł nieskończoności, który jest na samym środku, gołąbka pokoju albo węża Uroboros. Jest kilka takich rzeczy, które są dla mnie ważne albo po prostu przychodziły mi do głowy, gdy malowałem mural. To świetny przyczynek do tego, o czym mówiliśmy, gdy rozmawialiśmy o szukaniu równowagi między zleceniem a wizją. Bo to też jest taka – może nie jakaś bardzo wielka – ale jednak przyjemna furtka, by dać coś naprawdę od siebie w komercyjnej pracy. Tak, bo – wiadomo – trzeba to wyważyć. To w końcu improwizowanie na czymś, co nie jest zatwierdzone. Ale jest to na tyle niewinne, że myślę, że mogłem sobie na to pozwolić. Rozmawiała Ewelina Krawczyk Zdjęcia Dominik Kusztelak
Styl życia
Z Challengerem i Quazi życie staje się komfortowe! Meble z kolekcji Noème charakteryzują się unikalnym designem i wyjątkowym komfortem. Z całej kolekcji szczególną uwagę przykuwają dwa narożniki – Challenger i Quazi.
Narożnik z charakterem Złożone z wielu modułów i pokryte tkaninami wybranymi z kilkudziesięciu dostępnych rodzajów, pozwalają zaaranżować każdy przestronny salon. Challenger to narożnik o wielkim potencjale, wszechstronnych zaletach i co najważniejsze, o takim charakterze, który idealnie współgra ze współczesną koncepcją wygody. Bez względu na to, czy chcielibyśmy zrobić wrażenie na gościach, czy po prostu mieć pełny komfort podczas oglądania telewizji, jakość tego kompletu wypoczynkowego zawsze stanie na wysokości zadania. Od stylowej, metalowej nóżki (do wyboru mat lub czarny chrom) po ergonomiczne oparcie. W przypadku Challengera pełny relaks zapewnia wyjątkowy, elektrycznie rozkładany mechanizm. Podnóżek przy maksymalnym rozłożeniu powyżej siedziska, regulowany podłokietnik, niezajmujący dużo miejsca, wysuwany i przechylany zagłówek – te udogodnienia pozwalają zająć optymalną pozycję i wygodę na miarę XXI wieku. Do tego dochodzi niezwykła łatwość konfiguracji z dostępnych modułów. Challanger jest po prostu bezkonkurencyjny w swojej klasie, jak również 84
Nasze marzenia o idealnym komplecie wypoczynkowym nie muszą już pozostawać w sferze pragnień i marzeń. Nowy wymiar komfortowego relaksu w klasycznym stylu zapewnia kolekcja Noème przygotowana przez Grupę Poldem, łódzkiego producenta mebli tapicerowanych, działającego na rynku już od ponad 20 lat. Z tej wyjątkowej kolekcji uwagę przykuwają dwie kanapy: Challenger i Quazi. doceniany za styl i odporność na zużycie.
Niepowtarzalny poziom komfortu Z kolei Quazi to narożnik, który w przestronnym wnętrzu tworzy doskonały efekt wizualny. Do tego duże siedziska wykonane ze specjalnej pianki poliuretanowej i przytulne poduszki oparciowe, pozwalają cieszyć się
niepowtarzalnym poziomem komfortu. To także narożnik o miękkim wyglądzie i jak Challenger, o dużych wymiarach. Pokaźne, głębokie siedziska gwarantują ponadprzeciętny komfort wypoczynku.
Noème pozwala wypocząć i cieszy oko Przy projektowaniu obu sof, wszystko zostało pomyślane
Styl życia
tak, aby można było wypocząć, a przy okazji nacieszyć nimi oko. Oba narożniki mają bogaty wybór ozdobnych detali, takich jak kedry podłokietników, poduchy oparciowe, przeszycia siedzisk. Ogromny wybór poduszek zapewnia dużą swobodę w zakresie kolorystyki, a tym samym dopasowania różnorakich kompozycji kolorystycznych do indywidualnych preferencji i tonacji dominujących w danym wnętrzu. Linia wzornicza kolekcji jest dedykowana zarówno dla wnętrz modernistycznych, jak i tych o bardziej klasycznym stylu. Twórcom kolekcji Noème przyświecał jeden cel: stworzyć takie meble tapicerowane, które będą się charakteryzować nowoczesnością, unikalnym designem i niepowtarzalnym komfortem. I to się doskonale udało! Kolekcja stworzona we współpracy z francuskimi projektantami, to szesnaście modeli mebli specjalnie dopasowanych dla różnego rodzaju wnętrz – od tradycyjnych, poprzez kominkowe po nowoczesne, czy też pofabryczne lofty.
Nagrodzony komfort i styl Każdy mebel z kolekcji Noème jest ręcznie składany przez doświadczonych tapicerów. Właśnie to sprawia, że choć kolekcja jest młoda, to została doceniona prestiżowymi nagrodami: sofa modułowa Moon zdobyła Złoty Medal Międzynarodowych Targów Poznańskich oraz Diament Meblarstwa 2019 roku, sofa Tactic została nagrodzona Diamentem Meblarstwa 2020, a w tym roku po ten tytuł sięgnął narożnik Galaxy. W ciągu 20 lat działalności firma wielokrotnie zostawała także laureatem prestiżowych nagród Gazele Biznesu, przyznanych najdynamiczniej rozwijającym się polskim przedsiębiorstwom, a także licznych nagród i wyróżnień dedykowanych branży meblowej – oprócz wyróżnień uzyskanych na MTP, Poldem ma także osiem tytułów i wyróżnień Produkt Roku w konkursie wydawnictwa Meble Plus
oraz dziesięć tytułów i wyróżnień Diament Meblarstwa, będących nagrodą konkursu organizowanego przez portal branżowy Meble.pl.
Poldem – firma z Łodzi Kolekcja Noème jest najnowszą w ofercie Grupy Poldem, polskiego producenta wysokiej jakości mebli tapicerowanych z ponad dwudziestoletnim doświadczeniem. Na polskim i międzynarodowym rynku meblarskim Poldem znany jest już od 1998 roku. Dziś to kilka spółek i zakładów produkcyjnych, które razem tworzą grupę kapitałową o tej samej nazwie. Siedziba firmy znajduje się w Łodzi, w Pałacu Horak przy ulicy Pabianickiej. Produkcję zlokalizowano w kilku zakładach. Firma zatrudnia
ponad sześćset osób, a swoje meble eksportuje przede wszystkim do Europy Zachodniej i Skandynawii. Zapraszamy do wybranych salonów: Empir, ul. Wigury 21, Łódź, tel. 42 636 48 75. Studio Komfort – Centrum Handlowe Metropol, ul. Jagielońska 82, Warszawa, tel. 22 512 77 33. Więcej informacji oraz listę salonów można znaleźć na stronie internetowej www. noemebypoldem.fr/pl
Łódź, ul. Pabianicka 184/186 tel. 42 633 82 03 e-mail: noeme@noemebypoldem.fr 85
Styl życia
Poznaj swój GŁÓD i naucz się go KARMIĆ w branży dziewiarskiej, mógł prowadzić dochodową firmę z nowoczesnymi produktami, jak na tamte czasy bardzo innowacyjnymi, na które był popyt: koszulki non-iron, ubrania dla sportowców. Ta droga zapewne zagwarantowałaby mu spokojne, obfite finansowo życie. Jednak Pan Krzysztof miał w sobie głód, który czuł całe życie. Chciał robić rzeczy ważne. Porzucił dochodową produkcję, wziął potężny kredyt hipoteczny i założył prywatną firmę naukową. Wszyscy uważali, że postradał zmysły.
Naukowcy najstarszej instytucji badającej potencjał ludzki na świecie – Gallup Institute – 30 lat temu postanowili zbadać głody, które odczuwają ludzie. Wyróżnili 34 typy głodów, czyli cech osobowości i postawili tezę, że 5 dominujących cech kieruje życiem człowieka we wszystkich jego działaniach – zawodowych i prywatnych. Krzysztof Raczyński to bioinżynier oraz ekonomista, autor i współautor około 50 wynalazków, głównie z dziedziny medycyny. Implementowano je około stu tysiącom pacjentów w Polsce i za granicą. Wśród biomateriałów są sztuczne naczynia krwionośne, kości, 86
tkanki, ścięgna, więzadła i wiele innych. To między innymi dzięki jego wynalazkom na całym świecie przeprowadza się dziś setki operacji chirurgicznych z użyciem biomateriałów. Był ambitnym, bardzo zdolnym studentem, miał kontakty
Uczestniczył jako konsultant w ratujących życie pacjentów operacjach chirurgicznych z użyciem biomateriałów i to utwierdziło go w przekonaniu o słuszności podjętej decyzji. Przez kolejne lata Pan Krzysztof zmagał się z systemem, ludźmi, którzy próbowali go niszczyć z zazdrości, kłodami rzucanymi pod nogi, samotnością, chorobą żony, która umierała na raka trzustki. Będąc prezesem w już dobrze prosperującej firmie, zarabiał jak podrzędny inżynier na własne życzenie, chciał „być fair w stosunku do kolegów”. Osiem lat później, kiedy wartość firmy wzrosła o kilka tysięcy procent, została ona wrogo przejęta przez inwestora strategicznego, a Pan Krzysztof został odsunięty od wszystkiego, co zbudował. Szczęśliwie w ostatnim momencie sprzedał z dużym zyskiem akcje, na które wcześniej wziął kredyt i odszedł z godnością. Pan Krzysztof mógł wybrać inne życie, karierę w bioinżynierii, z jego inteligencją mógł w wieku 40 lat zapewnić sobie bardzo atrakcyjny dobrobyt finansowy. Jednak, w mojej ocenie, nie ma takiego luksusu, który mógłby równać się z jego niezwykłym bagażem doświadczeń, które gromadził przez całe swoje bogate intelektualnie życie.
Inteligencja emocjonalna według Golemana Daniel Goleman w swojej książce „Inteligencja emocjonalna“ opisuje pewien proces neurologiczny zachodzący w mózgu człowieka. W dużym uproszczeniu – każde doświadczenie, a właściwie towarzyszące mu odczucie zostaje zapamiętane i przechowywane w tzw. engramach w prawej półkuli mózgu. Wypustki neuronów pełnią rolę antenek, zbierając informacje z otoczenia. Kiedy musisz podjąć decyzję, to te wypustki zbierają informacje z zewnątrz i porównują je z informacjami zgromadzonymi w engramach w postaci wszystkich twoich odczuć zebranych w przeszłości po to, aby wysłać ci wiadomość, radę, jakie działanie w tej sytuacji jest najlepsze. To się nazywa… INTUICJA. Każdy ją ma. Oczywiście im więcej masz lat, im więcej doświadczeń, tym lepszym doradcą jest twoja intuicja. Wsłuchanie się w siebie, w swoje wrodzone potrzeby i podążanie za nimi jest wielką mądrością. Nazwanie swojego głodu, zdefiniowanie go, nauczenie się jego zaspokajania jest drogą do osiągnięcia błogostanu.
Gallup Institute Naukowcy najstarszej i (moim zdaniem) najwyższej standardem instytucji badającej potencjał ludzki na świecie – Gallup Institute – 30 lat temu postanowili zbadać głody, które odczuwają ludzie. W toku badań wyróżnili 34 typy głodów, czyli cech osobowości i postawili tezę, że pięć dominujących cech kieruje życiem
człowieka we wszystkich jego działaniach – zawodowych i prywatnych. Jeśli człowiek zda sobie z nich sprawę, nauczy się z nich korzystać, to osiągnie szczęście. Jeśli będzie postępować wbrew nim, próbując np. dopasować się do otoczenia, to całe życie będzie mieć poczucie braku spełnienia. Jest dużo testów osobowości, zrobiłam większość z nich, ale ten test zmienił moje życie, ponieważ Gallup przewrotnie pokazuje to, co dotychczas uważałeś za swoją słabość, jako twój Talent, wokół którego powinieneś budować wszystkie swoje działania. Wiele razy w swoim życiu zastanawiałam się, dlaczego wybrałam tak trudną branżę jak edukacja. Z moim wykształceniem i przedsiębiorczością mogłabym prowadzić każdy biznes, zdecydowanie bardziej dochodowy i stabilny. Nigdy nawet nie spróbowałam, bo podobnie jak Pan Krzysztof, muszę robić rzeczy ważne. Nie umiem zarabiać pieniędzy na przedsięwzięciach, które – w moim odczuciu – nie zmieniają świata, lecz dają mi jedynie korzyść finansową. Muszę mieć misję i przekonanie, że to, co robię, jest istotne. Moją główną cechą jest SIGNIFICANCE i FUTURIST. Kiedy poznałam swój głód, zdefiniowałam swoje talenty, przestałam słuchać ludzi wokół mnie, przestałam siebie obwiniać za wybory, których moje otoczenie nigdy nie zrozumie. Polecam Ci zrobić to samo. I tylko jedna myśl się pojawia: Ile czasu zaoszczędziłabym, gdybym wiedziała o sobie to wszystko 10 lat wcześniej!
Kiedy? Nigdy nie jest za późno, ale jednak im wcześniej tym lepiej. Kilka lat temu zrobiłam test mojemu 9-letniemu synowi i spotkałam się z ekspertką na omówieniu. To było niezwykłe spotkanie. Skoro rodzimy się z pewnymi predyspozycjami, warto je znać jak najwcześniej. Oczywiście jestem zdania, że nie powinno się szufladkować dzieci w tak młodym wieku, określając ich cechy osobowości. Mam raczej
na myśli to, że już na etapie nastolatka można zdefiniować swoje odczucia w bardzo ogólnym aspekcie, w charakterze niekonkretnych cech, ale raczej ścieżki, na której młody człowiek się znajduje. I choć jeszcze nie wiemy, jaki będzie, to wiemy, w jakim kierunku mniej więcej podąża. W dużym skrócie – w przypadku mojego syna raport wyraźnie pokazywał, że on kieruje się w życiu relacjami z ludźmi, zależy mu najbardziej na tym, aby mieć przyjaciół, być lubianym. 6 lat później, podczas gry towarzyskiej z kilkoma osobami, wszyscy odpowiadali na pytanie: „Co byś zrobił, gdybyś był sławny i bogaty?”. Odpowiedzi były rozmaite, najczęściej: „Kupiłbym sobie…, pojechałbym do...” itp. Antek odpowiedział: „Zrobiłbym tak, aby moi przyjaciele nie przestali mnie lubić”. Przez 6 lat jego główny talent się nie zmienił. Od małego dziecka po nastolatka relacje kierują jego życiem. Jeśli w życiu będzie liderem, to takim, którego wybiorą ludzie, a nie takim, który ma aspiracje na lidera. Ta wiedza to ogromna wartość dla mnie i dla niego, wyklucza wiele błędów w wyborach, ułatwia decyzję.
Styl życia
Dziś Pan Krzysztof mówi: „Jestem już zmęczony, ale to szlachetne zmęczenie”. Ta historia, choć jest bardzo wyrazista i nasycona emocjami, ponieważ mówi o ratowaniu ludzkiego życia, tak naprawdę dotyczy każdego człowieka. Pokazuje GŁÓD, który odczuwa każdy z nas, z którym się rodzimy i umieramy i którego nie da się wyciszyć. Mimo to tylko nieliczni mają odwagę, aby nakarmić swój głód, zignorować cały sztab pseudodoradców i zaufać tylko jednemu... sobie, bo skoro ja to czuję, to jest to PRAWDA.
Poznaj swój głód, naucz się go karmić i osiągnij błogostan. Test osobowości gallupa możesz wykonać na stronie supermindsacademy.com/gallup Literatura: Daniel Goleman „Inteligencja emocjonalna” Krzysztof Raczyński „Polska Szkoła Biotechnologii”, wydawca Instytut Włókiennictwa, Łódź.
Anetta Grzanek – certyfikowany trener matematyki mentalnej przez Związek Sorobanu w Japonii, wykładowca akademicki, założycielka i twórca programów Superminds Academy sp.z o.o, właściciel Centrum Języków Obcych CONVERS. 87
Styl życia
Sam dokonujesz wyborów Jak przykuć uwagę odbiorcy na dłużej? Realizując interaktywny film promocyjny. To zupełna nowość na polskim rynku, która pojawiała się właśnie w ofercie łódzkiego domu produkcyjnego Hero Films. Rozmawiamy z założycielem firmy TYMOTEUSZEM SKIRUCHA. Stale obserwujemy trendy szukając nowości, gównie zerkamy w stronę Zachodu, czy rynku w Stanach Zjednoczonych, gdzie reklama wizualna ma długą tradycję. Do oryginalności można dążyć opowiadając historię, w taki sposób, którego nikt wcześniej nie wykorzystał, czy podchodząc bardziej technicznie – używając sprzętu i nowych technik montażowych. Można oczywiście łączyć te elementy. Jednak w trakcie tych naszych poszukiwań doszliśmy do zupełnie nowego produktu, czyli filmu interaktywnego, który właśnie pojawił się w naszym portfolio. Ten złożony i innowacyjny produkt oraz nasze profesjonalne podejście do każdej realizacji wyróżnia nas na tle konkurencji.
Co jest dla Pana najważniejsze przy realizacji produkcji filmowych? Opowiedzenie angażującej odbiorców historii, ładne kadry wpadające w oko, czy przyciągniecie za wszelką cenę uwagi widza? Najważniejszy jest moment, kiedy oddajemy gotowy film osobie, czy firmie, która go zamówiła i okazuje się, że spełniliśmy oczekiwania. Wszystko, co jest pomiędzy, to są narzędzia czy nasze wybory, które doprowadzają nas do celu. To klient ma być zadowolony z efektu końcowego, a widz mieć poczucie, że oglądając przygotowaną przez nas produkcję, nie zmarnował swojego czasu. Jak rodzi się pomysł na film reklamowy? Czy to wizja klienta, czy Pana, a może efekt wspólnych przemyśleń? Bywają klienci, którzy znając nasze portfolio, ufają nam i mówią, że całkowicie oddają się w nasze ręce, mimo to zawsze staramy się przygotować jednak wspólną wizję. Dla nas zawsze najważniejsze jest zadowolenie klienta, dlatego przygotowujemy scenariusz na postawie jego oczekiwań i potrzeb. Zanim przystąpimy do jego stworzenia, w pierwszej kolejności skupiamy się na celu przekazu, czy ma on pełnić funkcję wizerunkową, czy sprzedażową. Nasza kreacja musi być spójna z wizerunkiem firmy. Po zatwierdzeniu scenariusza przez klienta przygotowujemy storyboardy, czyli rozrysowujemy naszą wizję, tak by klient wiedział, co mamy zamiar stworzyć. Po akceptacji ruszamy na plan zdjęciowy. A potem to już jest postprodukcja – montaż, koloryzacja, udźwiękowienie. Co jest najważniejsze przy realizacji reklamowej produkcji? Przede wszystkim rozmowa z klientem i określenie jego potrzeb i celów, na tej podstawie budujemy całą narrację i scenariusz. Warto też zdawać sobie sprawę z tego, że za całą produkcją filmową powinien stać też dobry marketing. Nie wystarczy wyprodukować filmu i wrzucić go do sieci. Potrzebna jest odpowiednia kampania marketingowa. Mamy też w firmie dział kreatyny, który się tym zajmuje. Na rynku działa sporo firm zajmujących się produkcją filmów reklamowych, czym więc się wyróżniacie? 88
Co to takiego? Interaktywne wideo to intrygująca i nowoczesna forma zaprezentowania produktu lub usług, która jednocześnie oferuje widzowi możliwość wyboru, jak potoczą się losy bohaterów, zdarzeń w filmie, dzięki bardzo rozbudowanej fabule. Poprzez przyciski – klikanie na ekranie w odpowiednich momentach – jest w stanie podjąć decyzję i poznać nieco bardziej spersonalizowaną opowieść, czy zagłębić się w specyfikę produktu. Zastosowań jest nieskończona ilość, ograniczona tylko wyobraźnią i budżetem. Interaktywne wideo zwane jest również jako „movie game” – bo rzeczywiście realny wpływ na historię kojarzy się głównie z grami. Tak naprawdę jego korzenie sięgają już 1967 roku, kiedy to powstał film „Kinoautomat: Człowiek i jego dom” zrealizowany w Czechosłowacji według pomysłu Radúza Činčery. Jednak jego fabuła niezależnie od dokonanych wyborów prowadziła do tego samego zakończenia. Bardziej znanym i aktualnym filmem, jest „Black Mirror: Bandersnatch”, stworzony w 2018 roku z premierą na platformie Netflix. Pojedyncza historia zamyka się w około 90 minutach, natomiast możliwych zakończeń jest pięć. Najszybszą drogą film uda się „obejrzeć” w ciągu 40 minut. Twórcy chwalą się, iż zostało nakręconych pięć godzin materiału. Opowieść interaktywna to w dużym skrócie dzieło, w którym to widzowie wcielają się w postać, kreują jej historię i dokonują za nią wyborów. Metody stosowane do osiągnięcia tego celu są różne i były wielokrotnie wykorzystywane w literaturze, poezji, grach wideo, a nawet
Styl życia
do wyboru, którego prowadzą do określonego rozwiązania. Przy czym na początku nie musimy od razu mieć nie wiadomo ilu tych historii, bo zaletą tych filmów jest to, że w dowolnym momencie, możemy je rozbudować. Potrzeba też więcej dni poświęcić na plany zdjęciowe i postprodukcję. Dlatego na razie interaktywne wideo jest nieco, podkreślam nieco droższe od zwykłych filmów reklamowych. Ale za to gwarantuje efekty, bez dużych kosztów promocyjnych. Te filmy niejako same się promują, bo są chętnie udostępniane, chociażby w kanałach social mediów. Czy to się uda? Wartość reklamy contentowej w formie video w ostatnich latach znacząco wzrosła. Podczas, gdy niektórzy ludzie wolą czytać, inni szukają możliwości wizualizacji swoich wyobrażeń o firmie. W przeciwieństwie do tradycyjnego wideo liniowego interaktywna forma może dać widzom inną perspektywę. Eksperci przewidują, że do końca 2021 roku wideo będzie stanowić 75 procent wszystkich nowych treści online na urządzeniach mobilnych, a interaktywne wideo stanie się liderem tego trendu. Pozwala ono bowiem widzom czerpać przyjemne, pouczające i wciągające wrażenia z filmów, a twórcom i realizatorom daje nieograniczone możliwości. Proszę sobie wyobrazić taki film zrealizowany w branży kulinarnej, która w ostatnich latach cieszy się wielką popularnością. Ale scenariusze w przypadku tych filmów zawsze są takie same: gotująca osoba i przepis na przygotowane przez nią danie. W filmie interaktywnym możemy bardziej wciągnąć widza, pozwalając mu samemu wybrać produkty, przyprawy i to, co chce zjeść i na ile osób ma być przygotowany taki posiłek, a dopiero potem pokazać mu jak to zrobić i to w dodatku na różne sposoby. Film interaktywny można przygotować także na potrzeby rekrutacyjne firmy, gdzie to kandydat sam będzie decydował o tym, w jaki sposób chce poznać daną firmę. Zadowolony jest Pan z obranej drogi? muzyce i filmach. Pragnienie większej interaktywności bierze się z przekonania, że historia tworzona jest nie tylko w głowie autora, ale też przez samych widzów. I jeśli otrzymają oni większą swobodę, to skierują opowieść na wcześniej nieznane ścieżki i jeszcze mocniej się w nią zaangażują sprawiając, że oglądają jedną reklamę wielokrotnie i polecają jej zobaczenie znajomym. No dobrze, ale co klient będzie miał z tego, że zdecyduje się na tego typu format? Pozwala on dotrzeć do klientów z akcentami rozłożonymi nieco inaczej niż w zwykłym wideo. Mówię tutaj, chociażby o zaangażowaniu widza. Proszę zwrócić uwagę na to, że interakcja wymaga z jego strony uwagi, ponadto takie treści będą przez niego zdecydowanie lepiej zapamiętane. Reklama taka pozwala także na pomiar upodobań odbiorcy, pomaga lepiej go poznać, dzięki czemu w przyszłości będzie można bardziej zoptymalizować produkt. Jaka jest różnica pomiędzy produkcją zwykłego filmu reklamowego a interaktywnego? Różnią się przede wszystkim stopniem skomplikowania scenariusza, bo widz musi otrzymać kilka historii
Tak zdecydowanie, po prostu moje hobby, pasja stały się moją pracą. Nie ma lepszego rozwiązania w życiu. Fakt ostatnie miesiące naznaczone pandemią nie były łatwe dla naszej branży, ale przetrwaliśmy i teraz cały czas się rozwijamy. Zrealizowaliśmy film interaktywny na potrzeby wizerunkowe naszej firmy. Zachęcam do obejrzenia, dowiecie się, jak pracujemy, jak wyglądają etapy produkcji, co stworzyliśmy do tej pory. Warto być otwartym na nowości. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Robert Przybysz
Łódź, ul. Rzgowska 30 tel. +48 696 164 244 e-mail: tymoteusz@herofilms.pl www. herofilms.pl link do filmu interaktywnego herofilms.pl/film-interaktywny/ 89
Styl życia
Przez ruch do szczęścia Trening będzie miał wpływ na nas i przyniesie efekty, jeśli będzie częścią pewnej całości. Należy dbać o siebie holistycznie: dobrze się odżywiać, wysypiać, starać się panować nad stresem. Trening może przynieść też sporo złego, jeśli będzie niekontrolowany, nieprzemyślany mówi MACIEJ MACIEJEWSKI w rozmowie z KATARZYNĄ DE LAZARI-RADEK. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy od razu zapytałeś: „W czym ci mogę pomóc?”. W czym pomagasz? Ludzie przychodzą do mnie często z konkretnymi problemami: z bólem kręgosłupa, słabą kondycją czy nadwagą, ale z czasem okazuje się, że ich priorytety się zmieniają i chcą czegoś więcej. Jak zaczynają ćwiczyć i lepiej się czuć, to stawiają sobie inne cele: chcą wejść na Rysy, lepiej wyglądać, zbudować mięśnie. Zatem pomagasz odkrywać cele? Staram się. Próbuję dotrzeć do tego, czego moi podopieczni autentycznie chcą, co jest ich, czasem ukrytym, pragnieniem. Kiedyś trenowałem z panem, któremu lekarz powiedział, że musi się zabrać za siebie, jeśli chce doczekać wnucząt. Zrzuciliśmy 36 kg w rok! Gdy nam się to udało, ten pan zapragnął biegać. No to pobiegliśmy. Z drugiej strony, czasem muszę studzić zapał. Trzeba zdać sobie sprawę, że każdy ma jakieś ograniczenia i nie wszystkie pragnienia da się spełnić. Gorąco kibicuję moim podopiecznym, ale ważne jest stawiać przed sobą realne cele. Co jest kluczowe w pracy trenera? Uświadomienie sobie, że osoba, z którą trenuję nie jest mną, ale moim podopiecznym, odrębną jednostką, do której należy podejść w sposób indywidualny. Ludzie przychodzą do mnie nie tylko w poszukiwaniu lepszej kondycji. Czasem potrzebują mieć czas dla siebie, odetchnąć od pracy bądź domu, porozmawiać. Muszę mieć umiejętność rozpoznania, co dzieje się z osobą, którą się zajmuję, by odpowiednio wesprzeć ją w zadaniu, które ma wykonać. Trener często pełni rolę psychologa. Od wielu lat trenujesz profesjonalnych sportowców. Czym różni się praca z zawodnikami? Przede wszystkim reżim treningowy jest nieporównywalnie większy. Trzeba reagować – zmienić w sekundę jednostkę treningową, realizować i egzekwować plan. Czasem postawić mocno na swoim. Motywujesz raczej rózgą czy marchewką? Staram się zdecydowanie: rozmową i argumentami. Emocje kierują nami pod wpływem bodźca, ale można je studzić. Uczysz swoich podopiecznych szacunku do swojego ciała? Czy ludzie lubią swoje ciała?
90
Często zaczynają je lubić, gdy dostrzegają zmiany. Ludzi, którzy dbają o swoje ciało, nazywa się czasem próżnymi, piętnuje się ich, ale nie ma nic wstydliwego w przyznaniu, że chcemy lepiej wyglądać albo że coś nam w naszym wyglądzie przeszkadza. Można trenować i starać się „za bardzo”? Oczywiście. Kiedy pojawiają się symptomy: zaburzenia hormonalne, przetrenowanie, przeciążenia układu
Styl życia
nerwowego, zaburzenia odchudzania, wiesz, że nie jest dobrze. Obsesja ćwiczenia czy liczenia kalorii może być niebezpieczna dla zdrowia i życia, może też zaburzać relacje z bliskimi, czy z pracodawcą. Ile razy zatem powinniśmy ćwiczyć, żeby nie przesadzić, a mieć efekty? Zawsze dostosowuję trening indywidualnie. Wszystko zależy od celu i czasu, jednym słowem: czy cel jest długoterminowy czy krótkoterminowy. Zawodowy sportowiec, na przykład, może ćwiczyć pięć razy w tygodniu po dwie jednostki treningowe. Osoby, które ćwiczą rekreacyjnie trzeba podzielić ze względu na wiek, oczekiwania i możliwości. Dwudziestoletni chłopak, który jest na studiach i ma jeszcze niewiele obowiązków, może sobie pozwolić na trening pięć razy w tygodniu na wysokiej częstotliwości. Pan trzydziestokilkuletni pracujący w korporacji, zabierający pracę do domu, o wysokim poziomie stresu, być może nie powinien ćwiczyć tak wiele. Może nam się wydawać, że im bardziej zmęczeni wyjdziemy z treningu, tym lepiej, a to duży błąd i szybka droga do zrobienia sobie krzywdy. Nadrzędną zasadą jest dostosowanie planu ćwiczeń do każdego indywidualnie – najlepszy trening jest taki, który możesz utrzymać w długim dystansie czasu i w ten sposób żyć. W jaki sposób trening wpływa na nasz dobrostan? Trening będzie miał wpływ na nas i przyniesie efekty, jeśli będzie częścią pewnej całości. Należy dbać o siebie holistycznie: dobrze się odżywiać, wysypiać, starać się panować nad stresem. Trening może przynieść też sporo złego, jeśli będzie niekontrolowany, nieprzemyślany, kiedy na duże dysfunkcje nałożony będzie duży ciężar i kiedy oddziałuje na ciebie twoje ego. Ego? Przerost ambicji nie jest wskazany. To ta sytuacja, gdy po trzech męczących dla ciebie treningach postanowiłaś jeszcze pobiegać, zamiast odpocząć. A na kolejnym treningu byłaś zbyt zmęczona! Wiele osób wyobraża sobie, że trening nieuchronnie wiąże się z wysiłkiem i cierpieniem. Dobrze byłoby nie wiązać treningu rekreacyjnego z bólem, bo to działa demotywująco. Trening powinien być terapeutyczny. Co sport dał Tobie? Obrałem taką drogę w życiu. Zacząłem pływać wyczynowo jako siedmiolatek, potem była siatkówka, piłka wodna, trochę sportów walki, a w końcu rugby, w którym zostałem i związałem swoją karierę zawodniczą. Swoje życie zawodowe też związałem ze sportem. Od 2016 roku pracuję z kadrą narodową siatkarzy plażowych i mogę powiedzieć, że pokochałem tę dyscyplinę całym sercem. Sport definiuje moją drogę przez życie. Co to znaczy „definiuje”? Na przykład na studniówkę idziesz z torbą i dresami, przebierasz się w szatni i jedziesz na zgrupowanie kadry. Nie pijesz nielegalnych drinków, nie wracasz do domu,
Katarzyna de Lazari-Radek Filozof i etyk, zajmuje się zagadnieniem dobrostanu, szczęścia i przyjemności, autorka m.in. książki „Pożądany stan świadomości”. Z pomocą Macieja Maciejewskiego, całkiem niedawno odkryła, że praca z odważnikami kettlebells jest źródłem ogromnych przyjemności.
Maciej Maciejewski Trener przygotowania motorycznego Kadry Polski w Siatkówce Plażowej mężczyzn, z którą odniósł wiele międzynarodowych sukcesów (ostatnio brązowy medal na ME Wiedeń 2021!). Ze słynną łódzką drużyną rugby K.S. Budowlani zdobywał kilkukrotnie mistrzostwo kraju. Miłośnik gór i aktywnego trybu życia. tylko lecisz realizować marzenia o wielkim sporcie. Czy myślisz, że sport czegoś dobrego uczy dzieci? Czy kształtuje charakter? Naturalnie. Widzę to na przykładzie mojego syna, który nauczył się przegrywać. Na początku nie radził sobie mentalnie z porażkami, ale z czasem zaczął analizować problem, eliminować złe czynniki i idzie dalej. Robi postępy. Sport uczy konsekwencji, systematyczności, tego, że czasem musisz zrobić coś, czego nie lubisz. Czy Twoi podopieczni dają coś Tobie? Przede wszystkim zaufanie, najważniejsza rzecz, jaką mogę dostać. Ludzie powierzają mi projektowanie tego, co mają najcenniejszego – swojego zdrowia. Moja praca przekłada się na życie codzienne moich podopiecznych. Otrzymuję informacje, że komuś pomogłem: kogoś nie bolą plecy, kto inny nie ma problemu z włożeniem zakupów do samochodu, a jeszcze ktoś inny wspina się bez zadyszki po górach. Zbliża się nowy rok, a wraz z nim tzw. postanowienia noworoczne. Na pewno niektórzy z nas postanowią wstać z kanapy i więcej się ruszać. Czy postanowienia noworoczne mają sens? Chyba tylko wtedy, gdy są realizowane długoterminowo. Jeśli kończą się w lutym, to ten zryw nie przyniesie żadnych korzyści. Trzeba spróbować realistycznie określić swoje cele i możliwości tak, aby utrzymać aktywność fizyczną przez cały rok, aby ruch stał się nawykiem. Rozmawiała Katarzyna de Lazari-Radek Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
91
Styl życia
Selgros pomaga szkołom gastronomicznym
Marta Szcześniak i Krzysztof Krawczyk z łódzkiego Gastronomika zwyciężyli w I Ogólnopolskim Konkursie Gastronomicznym „Kuchnia Roślinna” im. Zbigniewa Kopyckiego. W konkursie zorganizowanym w Zespole Szkół Gastronomicznych w Łodzi wzięli udział uczniowie z całej Polski. Finaliści zmierzyli się w dwóch kategoriach: kuchnia wegetariańska oraz carving. Partnerem strategicznym wydarzenia był Selgros Cash & Carry, a w jury zasiadali Bartosz Peter oraz Marek Burkacki, eksperci Instytutu Kulinarnego Transgourmet. Konkurs podzielono na dwa etapy. W pierwszym uczniowie szkół gastronomicznych, w zależności od konkurencji, przesyłali receptury i zdjęcia potraw lub prac w technice carvingu. W drugim autorzy 92
najlepszych prac, wyłonionych przez jury, wzięli udział w finale. Konkurs cieszył się dużym zainteresowaniem, napłynęło ponad sto zgłoszeń, które były oceniane na podstawie kilku kryteriów, m.in. nawiązania do tematyki, kreatywności oraz użytych technik. Uczestnicy przygotowali dwa talerze degustacyjne i jeden do zaprezentowania przed publicznością. Oceniano przygotowanie i czystość stanowiska, zastosowanie prawidłowych technik kulinarnych, ale przede wszystkim wygląd, smak i aromat przygotowanej potrawy. W konkurencji carvingowej wszyscy finaliści kierowali się sezonowością
i wybrali do swojej pracy dynię. Byli oceniani pod względem kreatywności, użytych techniki, staranności oraz trudności cięć. Obecność ekspertów kulinarnych sprawiła, że emocje były porównywalne z udziałem w telewizyjnym show. – Kuchnia wegetariańska i wegańska to nieskończone możliwości. Zachęcanie uczniów szkół gastronomicznych do przygotowania dań kuchni roślinnej, pokazywanie moż-
Transgourmet Foodservice To marka zaopatrująca Klientów gastronomicznych za pomocą własnej nowoczesnej floty samochodów ciężarowych z nowoczesnego Centrum Logistyczno-Magazynowego zlokalizowanego w Ożarowie pod Warszawą oraz sieci magazynów typu cross-dock w całej Polsce.
Styl życia
liwości włączenia ich w różnej formie do codziennego menu niesamowicie rozbudza ich kreatywność. Udział w konkursach kulinarnych oraz szkolenia są niezbędne w karierze młodego kucharza. Bez solidnych podstaw nie jest możliwy dalszy rozwój. Podczas warsztatów, szkoleń czy pokazów można obserwować umiejętności innych kucharzy, ale także otrzymać wiedzę na temat produktów, technik kulinarnych czy najnowszych trendów – mówi Bartosz Peter, ekspert Insytutu Kulinarnego Transgourmet i Kapitan Reprezentacji Narodowej Kucharzy Polski. Uczniowie mieli możliwość przygotowania dań pod okiem najlepszych fachowców oraz nawiązania kontaktów, które mogą pomóc im po zakończeniu szkoły w znalezieniu pracy w najlepszych polskich restauracjach. Zwycięzcami zostali Marta Szcześniak i Krzysztof Krawczyk z łódzkiego Gastronomika. Przygotowali gołąbki z kurkami na maśle, czosnkiem, cebulą, ciecierzycą, olejem truflowym na puree szczawiowym z olejem z pestek dyni aromatyzowanym tymiankiem i z flambirowaną dynią jako dodatkiem. Konkurencję carvingową wygrała Monika Konieczny z Zespołu Szkół Zawodowych nr 4 w Opolu. Jurorzy byli pod ogromnym wrażeniem prac. Wszyscy finaliści zostali nagrodzeni przez partnera strategicznego Selgros Cash & Carry bonami zakupowymi. We wrześniu tego roku łódzki Gastronomik oraz Selgros Cash & Carry podpisali umowę o współpracy. Dzięki niej uczniowie mogą korzystać z wszechstronnego doświadczenia firmy. Selgros od lat pomaga szkołom gastronomicznym, inwestując w najmłodsze pokolenie przyszłych szefów kuchni i ekspertów gastronomii. W ramach współdziałania uczniowie mogą korzystać z wiedzy ekspertów kulinarnych, poznać najnowsze trendy i rozwinąć swoje umiejętności poprzez regularne zaproszenia do Instytutu Kulinarnego Transgourmet. Mają również możliwość odbycia praktyk za-
wodowych w hali Selgros Cash & Carry, co pozwala im poznać realia branży HoReCa od momentu powstania produktu, aż do chwili gdy trafia on na talerz w restauracji. Ponadto za-
znajomienie się z nowoczesnymi technologiami i standaryzowanymi procesami podczas wizyt w hali Selgros ułatwia start kariery zawodowej.
Selgros Cash & Carry To ogólnopolska sieć samoobsługowych hal handlowych, oferująca najwyższą jakość i świeżość produktów oraz pełne zaopatrzenie pod jednym dachem dla osób prowadzących działalność gospodarczą, klientów z branży HoReCa oraz indywidualnych. Wszechstronna oferta hal Selgros Cash & Carry to jeden z najszerszych asortymentów na rynku. Marki handlowe Transgourmet i Selgros Cash & Carry należą do Transgourmet Polska. Spółka jest częścią międzynarodowego holdingu zajmującego się hurtową sprzedażą produktów żywnościowych. Udziałowcem Transgourmet Holding SE jest COOP - druga co do wielkości w Europie szwajcarska grupa handlu artykułami spożywczymi. www.transgourmet.pl www.selgros.pl 93
Smaki
Ukryte Rzeki w Ogrodach Geyera Czerwona cegła, nowoczesny design i wyjątkowa kuchnia! O nowej restauracji, doskonałej kuchni i wyjątkowym miejscu opowiadają MICHAŁ BARTCZAK, szef kuchni restauracji Ukryte Rzeki i ADAM KOPCZYŃSKI, manager restauracji. Restauracja Ukryte Rzeki, to nowy punkt na kulinarnej mapie Łodzi. Przyznam, że nazwa intryguje i zachęca do odwiedzenia, a przy okazji nawiązuje do miejsca i do Łodzi. Adam Kopczyński: Nazwą chcieliśmy zaciekawić i sprawić, żeby był to punkt wyjścia do rozmowy z Gośćmi, którzy nas odwiedzą. Niewiele osób wie, że tuż obok restauracji przepływa rzeka Jasień. Jest ona w całości ukryta pod dziedzińcem Ogrodów Geyera. Na powierzchni jest element architektoniczny, mały rów, który pokazuje przebieg rzeki, a przy okazji odprowadza nadmiar wody. W ten sposób podkreślamy lokalność tego miejsca. Warto też dodać, że największą salę restauracji – komfortowo do 70 osób – nazwaliśmy właśnie Salą Jasień. Lokal wyróżnia się wnętrzem i charakterem – czerwona cegła w połączeniu z nowoczesnym designem, stalowe schody i do tego graffiti na ścianie dają wyjątkowy efekt. Adam Kopczyński: Projekt, aranżacja i wykończenie wnętrza restauracji, postindustrialna przestrzeń, charakterystyczna dla Łodzi, połączona z najnowszymi trendami architektonicznymi – to wszystko sprawia, że ma ona swój wyjątkowy charakter. Zależało nam na tym, żeby było tu kolorowo, ale przy tym elegancko. I to się udało. Goście mówią, że przyjemnie spędzają u nas czas.
No i wszędzie pełno kwiatów! Adam Kopczyński: Skoro jesteśmy w Ogrodach Geyera to muszą być kwiaty. Rosną na parapetach, wokół stolików, wiszą pod sufitem. Mamy też dużo motywów warzywnych i owocowych, nawiązujących do naszej kuchni. A skąd pomysł na ogromny mural nad schodami? Adam Kopczyński: Łódź to miasto murali, więc nie ma nic dziwnego w tym, że jeden z nich znalazł się w naszej restauracji. Namalowany na trzech ścianach, ma łącznie ponad sześćdziesiąt metrów kwadratowych i też określa charakter miejsca. Kto zaprojektował restaurację? Adam Kopczyński: Każdy element wystroju restauracji to zasługa Oli Klibert i Michała Bakuły z łódzkiego biura projektowego Boko Architekci. Młodzi, doskonali fachowcy przez cały czas dbają o to, żeby każdy detal w restauracji miał swoje uzasadnienie i pasował do całości.
W restauracji jest też dużo różnych zakamarków i oryginalnych przestrzeni.
Dla kogo są Ukryte Rzeki, na jakich Gości czekacie przede wszystkim?
Adam Kopczyński: To prawda. Wszystko po to, żeby Goś cie, którzy będą nas regularnie odwiedzać, mogli znaleźć dla siebie miejsce pasujące do charakteru wizyty. Czegoś
Adam Kopczyński: W restauracji czekamy na wszystkich. Jesteśmy miejscem, w którym można spotkać się na biznesowym lunchu, wpaść na kawę, zorganizować uroczystość rodzinną czy firmową na kilkadziesiąt osób. Warto też podkreślić, że jest to miejsce doskonale skomunikowane, z dużym parkingiem, na którym zawsze czekają wolne miejsca.
Adam Kopczyński Łodzianin, absolwent łódzkiej szkoły gastronomicznej i francuskiej CFA Louis Prioux. Pracował w dwóch francuskich restauracjach nagrodzonych gwiazdkami Michelin oraz w kilku największych łódzkich restauracjach i hotelach. Organizuje festiwale kulinarne i lubi dobre wino.
Michał Bartczak Łodzianin, absolwent łódzkiej szkoły gastronomicznej. Zawodowo związany z restauracjami hotelowymi. Szef kuchni w hotelu Holiday Inn, a przez dwa lata zastępca szefa kuchni w hotelu Andel’s. Ostatnio związany z restauracją Heksagon. 94
innego szuka się na spotkanie we dwoje, inna przestrzeń pasuje do spotkania kilkorga przyjaciół czy do kolacji rodzinnej, a na uroczystość dla kilkudziesięciu Gości trzeba jeszcze innej sali. U nas jest to wszystko.
Nie ma bardziej szczerej miłości niż miłość do jedzenia – mówił George Bernard Shaw. A jakie dania, w których można się zakochać, proponuje szef kuchni? Michał Bartczak: Jestem przekonany, że każdy znajdzie w karcie coś dla siebie. Osobom, które lubią dania mięsne, na przystawkę polecam tatara z polędwicy wołowej z Lardo, wzbogaconego o takie nieoczywiste dodatki, jak chrobotek reniferowy i puder z suszonych kurek. Wyjątkowo smaczna jest smażona grasica cielęca z kaszanką,
Smaki
kurkami, puree z bakłażana, zielonym groszkiem i serem Bursztyn. Jesteśmy prawdopodobnie jedyną restauracją w Łodzi, która aktualnie serwuje ten przysmak. A na danie główne? Michał Bartczak: Na przykład nowozelandzki kotlet jagnięcy z dynią, szalotką, rydzami i kapustą włoską. Doskonały jest też smażony łosoś szkocki Label Rouge, podawany z maślanym puree ziemniaczanym, grillowanym porem i sosem z kiszonych cytryn. Wegetarianie też znajdą w menu coś dla siebie? Michał Bartczak: Oczywiście! Na przykład na przystawkę proponuję smażone boczniaki królewskie z porem, puree z dyni, jarmużem i esencją z pomidorów, a na główne danie kremową kaszę gryczaną z selerem, grzybami, pietruszką i serem Bursztyn. No to teraz poproszę o coś pysznego na deser... Michał Bartczak: Może sernik mango z popcornem i lodami dyniowymi albo mus czekoladowy z lodami z rokitnika i ryżem na mleku? Co podać? Wszystko brzmi pysznie. Michał Bartczak: Zapewniam, że tak samo smakuje. W takim razie gdybyśmy chcieli proponowaną kuchnię zdefiniować jednym zdaniem to jaka ona jest? Michał Bartczak: Robimy kuchnię fusion, czyli tradycyjne dania z różnych stron świata, doprawione wschodnimi przyprawami i komponowane tak, jak kucharzowi podpowiada fantazja i umiejętności. Długo układaliśmy kartę, ale chcieliśmy mieć pewność, że te składniki, które zaproponujemy będą świeże i regularnie dostarczane do naszej kuchni. Udało się i dziś jagnięcinę mamy z Nowej Zelandii, łososia ze Szkocji, grasicę cielęcą i kaczkę z Francji, policzki wieprzowe rasy Iberico z Hiszpanii, okonia morskiego z Holandii... Do tego przyprawy z całego świata. Nie ma dobrej kuchni bez dobrze zaopatrzonej piwnicy z dobrymi winami. Jakie wino proponujecie gościom? Adam Kopczyński: Postawiliśmy na mniejszy wybór win, ale za to z całego świata, na przykład z RPA, Nowej
Zelandii, Libanu, Urugwaju. Jest też polski Riesling. Do wyboru mamy dwadzieścia pozycji, z czego kilkanaście na kieliszki. To podoba się Gościom, ponieważ mogą próbować różnych trunków bez konieczności zamawiania całej butelki. Inne wino do przystawki, inne do dania głównego, a jeszcze inne do deseru. Dodam, że wina na kieliszki są sugerowane w karcie przy potrawach. Uroczyste kolacje i bankiety, nieformalne spotkania czy biznesowe lunche – na kogo liczycie najbardziej? Adam Kopczyński: W restauracji, na dwóch poziomach, mamy 180 miejsc siedzących. Jest sala eventowa, w której zmieści się 60 osób. Możemy zatem gościć grupy zorganizowane, ale jak mówiłem wcześniej, restauracja ma wiele zacisznych przestrzeni i z przyjemnością można u nas także spędzić czas samemu bądź na spotkaniu z partnerem biznesowym. To druga Państwa restauracja. Pierwszą był Heksagon przy ulicy Pomorskiej, teraz zamknięty. Co się z nim stanie? Adam Kopczyński: Heksagon będzie zamknięty do czasu zakończenia rozbudowy budynku. Chcemy tam dobudować piętro, a na trzecim poziomie zaaranżować nowy letni taras. Przebudowa ma się zakończyć za rok. Wszystkich Gości Heksagonu zaprosiliśmy do Ukrytych Rzek. Pierwsi już do nas wpadli. I… Adam Kopczyński: I stwierdzili, że im się tu bardzo podoba i będą wracać. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcie Magdalena Kaczmarek
Ukryte rzeki Łódź, ul. Piotrkowska 293 e-mail: biuro@ukryterzeki.pl tel. 507 668 627 www.ukryterzeki.pl 95
Smaki
Najlepsza pizza neapolitana w Łodzi Znawcy mówią, że do tego, by pizza była smaczna potrzeba dwóch rzeczy: pieca i ciasta. W pizzy neapolitańskiej ważna jest jeszcze trzecia składowa – odrobina uczucia. Ta z La mia Fabbrica ma to wszystko! O pizzerii otwartej niedawno w Monopolis opowiada ZBIGNIEW STEMPIEŃ, właściciel La mia Fabbrica oraz producent steków z najlepszej w Polsce kruchej, soczystej, długodojrzewającej wołowiny. Najpierw Indian Steak, teraz pizzeria. W krótkim czasie otwiera Pan drugi punkt gastronomiczny w Monopolis. Widać po tym, że to dobre miejsce na działalność gastronomiczną. Moim zdaniem Monopolis jest i będzie najlepszym miejscem dla gastronomii w Łodzi. Zresztą nie tylko dla gastronomii. Patrząc jak Monopolis wspiera restauratorów, jakie wydarzenia kulturalne są tu organizowane, jakich nowych najemców przyciąga i przede wszystkim jakie kolejne pomysły realizuje, to szczerze i z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że jest to miejsce wyjątkowe. Bo nie sztuka coś zbudować, cała rzecz w tym, żeby to umieć zagospodarować. A właściciele Monopolis przez cały czas udowadniają, że potrafią jedno i drugie. A Indian Steak jak sobie radzi w tych nienajlepszych dla gastronomii czasach? Jest nieźle, a może nawet lepiej niż zakładaliśmy. W krótkim czasie dorobiliśmy się już swoich stałych Gości, a wciąż odwiedzają nas nowi. Uważamy, że efekt będzie jeszcze lepszy, ponieważ podjęliśmy wiele działań promujących restaurację Indian Steak. Przy wszystkich głównych drogach dojazdowych do Łodzi i w mieście ustawiliśmy ogromne billboardy reklamujące Indian Steak, a w prasie i radio prowadzimy kampanie reklamujące restaurację. To wszystko sprawia, że z miesiąca na miesiąc lokal ma się coraz lepiej. Należąca do Pana firma Konkret, to jeden z największych w Polsce producent steków i burgerów z najlepszej wołowiny. Z tego, co wiem, Pan też jest fanem steków. Skąd zatem pomysł na pizzerię? A dlaczego nie? Nie tylko stekami się żyje! Lubię pizzę, prawdopodobnie pan lubi pizzę, wszyscy ją lubimy. A pizza neapolitana, a taką serwujemy w La mia Fabbrica, jest doskonała. Dodam, że w tym lokalu od początku miała być pizzeria. Pan Krzysztof Witkowski, prezes Virako, przedstawił mi kiedyś wizję i koncept na ten lokal. Jakiś czas później złożył mi propozycję nie do odrzucenia, żartobliwie powiem, że jak Don Corleone w filmie „Ojciec Chrzestny”. Nie zdradzę, co powiedział, ale skutecznie mnie przekonał. A ja, jak już jestem przekonany do czegoś, to nic mnie nie powstrzyma. Dlatego dziś z przyjemnością
96
zapraszam do Monopolis na pizzę neapolitańską, do naszej pizzerii La mia Fabbrica. Dużo miejsca, wygodnie, wyjątkowy klimat, a przede wszystkim niezwykły piec do pizzy sprowadzony z Włoch. Można powiedzieć, że w nowej restauracji wszystko dzieje się z rozmachem. Żartuję czasem, że jestem człowiekiem skromnym, wyżej pierwszego miejsca nie chcę. Dlatego jak już się za coś zabieram to na całego. I nie chodzi tylko o rozmach, ale też o to, żeby było wygodnie, miło i pięknie. Mottem naszym jest, aby Goście mogli poczuć się u nas, jak u siebie w domu. I tak właśnie jest w La mia Fabbrica. Lokal ma 300 metrów powierzchni, z czego dla gości przeznaczyliśmy połowę. Nad wnętrzem pracowali Tomasz Rymarek
Smaki
To proszę jeszcze powiedzieć o cenach w La mia Fabbrica. Chcemy, żeby nasza pizzeria była dostępna dla wszystkich Gości, a nie tylko dla tych z grubym portfelem. Dlatego ceny u nas są umiarkowane. A jakie alkohole zaproponujecie Gościom? Będą różne. Z mocnych białe i kolorowe, będzie także spory wybór win, drinków i piwa. Z pewnością zaskoczymy Gości specjalnie dobranymi do naszych dań drinkami. Wina tylko włoskie?
i Anna Rybarczyk-Robak, ci sami architekci, którzy zaprojektowali Indian Steak. Do wypieku pizzy używamy pieca wyprodukowanego w rodzinnej manufakturze Stefano Ferrara Forni z Neapolu. Można powiedzieć, że to piec mercedes do wypiekania pizzy. Stoją za nimi lata doświadczeń i znajomość technologii. Tajemnica tego pieca tkwi w jego spodniej części i równomiernemu rozłożeniu ciepła w jego wnętrzu. No właśnie, znawcy mówią, że do tego, by pizza była smaczna potrzeba dwóch rzeczy – pieca i ciasta... Dobrze pan mówi, to prawda, ale w pizzy neapolitańskiej ważny jest jeszcze jeden składnik – odrobina uczucia. Pizza z La mia Fabbrica ma to wszystko. Skoro piec już jest, to kto zadba o to uczucie i przede wszystkim o ciasto? Ma Pan już pizzaiolo, czyli człowieka do wypiekania ciasta? Kiedy mówili mi, że do tego, by zrobić dobrą pizzę neapolitańską trzeba fachowca, nie bardzo w to wierzyłem. No bo co to za filozofia upiec kawałek ciasta, ale... Okazało się, że to wcale nie jest takie proste. Dlatego wysłałem dwie osoby na kurs z przygotowywania pizzy neapolitańskiej. Na zakończenie szkolenia był egzamin prowadzony przez Włochów, prezydenta i instruktorów zrzeszenia oryginalnej pizzy neapolitańskiej AVPN. Muszę się pochwalić, że Wiktoria Sobiech, moja szefowa wszystkich szefów, teraz także szefowa pizzerii La mia Fabbrica, zdała ten egzamin z wynikiem bardzo dobrym. Powiem tylko, że na sto możliwych punktów zdobyła 81. W Polsce jeszcze nikt nie osiągnął takiego wyniku. Tylko pizzę zaproponujecie gościom? Nie tylko. Będzie można skosztować także wielu innych pyszności przygotowywanych na cieście do pizzy i nie tylko, na przykłady burgery inaczej. Będą też pasta / lasagna, fritty i desery. Ponadto każdy Gość pizzerii będzie mógł skomponować własną pizzę. Jak? W naszej karcie menu oprócz gotowych, skomponowanych już pizz jest również pięć pizz, do których nasi Goście mogą swobodnie dobierać dodatki i komponować własną. Warto wiedzieć, że wszystkie dodatki do naszych dań są sprowadzane bezpośrednio od włoskich rolników przez zaprzyjaźnioną i współpracującą z nami firmę Natuvito z Poznania.
Nie, wina mamy z różnych krajów. Oczywiście włoskie też są, ale większość, zarówno białych, jak i czerwonych, przede wszystkim dobieraliśmy pod naszą pizzę, a nie ze względu na kraj pochodzenia. Kartę win w pizzerii przygotował nasz sommelier. Restauratorzy narzekają na problemy związane z brakiem pracowników. Ciężko było skompletować obsadę pizzerii? Mamy już większość zespołu, ale jeżeli będzie brakować pracowników, to zawsze wspomogą nas barmani i kelnerzy z naszych restauracji Indian Steak i Indian Burger z Aleksandrowa Łódzkiego. W ostatnim czasie inwestuje Pan mocno w gastronomię. Jest Pan współwłaścicielem Indian Steak w Poznaniu i w Łodzi. Ma Pan restaurację Indian Burger w Aleksandrowie Łódzkim. Teraz pizzeria. To dobry biznes? Jestem właścicielem firmy Konkret, która od 25 lat produkuje steki i burgery z soczystej, kruchej, długodojrzewającej wołowiny. Sprzedajemy je na rynku HoReCa i odbiorcom indywidualnym w Polsce i Europie. Nasze steki i burgery do takich krajów, jak Niemcy, Grecja, Czechy, Słowacja, Litwa, Łotwa i Estonia. Może zabrzmi to nieskromnie, ale bogactwo doświadczeń zebranych podczas wielu wyjazdów zagranicznych po całym świecie, uczestnictwo w wielu szkoleniach, organizowanych przez najlepszych szefów kuchni i cukierni, pasjonatów BBQ, dają mi pewność, że w smażeniu i grillowaniu mięs, szczególnie długodojrzewających, mogę stawać w szranki z każdym. W związku z tak bogatym doświadczeniem i pasją do gastronomii mogę teraz uczyć i szkolić innych tego, jak najlepiej smażyć i grillować mięso. A wracając do Pana pytania, gastronomia doskonale uzupełnia główną działalność mojej firmy Konkret, produkującej steki i burgery. Z Monopolis związał się Pan tylko działalnością gastronomiczną czy też planuje Pan biura dla swojej firmy? Akurat biura w Łodzi teraz nie potrzebuję. Ale cieszę się, że w Monopolis powstają nowe biurowce. Pomysł na połączenie biur, gastronomii, kultury i rozrywki w jednym miejscu jest doskonały. Jestem jednym z trybów Monopolis i po rocznej współpracy z Panem Prezesem Krzysztofem Witkowskim mogę powiedzieć, że ten mechanizm działa, jak w najlepszym szwajcarskim zegarku. Wszystko tu pasuje do siebie i się uzupełnia. I choć czasem, jak to w rodzinie, dochodzi do różnicy zdań, to zawsze dyskusje są konstruktywne i zmierzają do najlepszego rozwiązania. Uważam, że doskonale się uzupełniamy. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
97
Smaki
Pan Kanapka, firma cateringowa z Łodzi, która zrewolucjonizowała branżę O dobrej kuchni, ofercie dla firm lub klientów prywatnych, nowościach i braku stabilności wywołanej przez pandemię, rozmawiamy z JACKIEM MATUSZEWSKIM, współwłaścicielem firmy „Pan Kanapka”. Zanim przejdziemy do pytań o historię firmy, chciałabym zapytać jak aktualna sytuacja w branży? Czy COVID dalej daje się Wam we znaki? Myślę, że najgorsze jest już za nami, choć do sytuacji sprzed wybuchu epidemii jeszcze daleka droga. Mieliśmy ofertę w dni robocze skierowaną głównie do firm, natomiast w weekendy do klientów prywatnych. Aktualnie ruch w firmach nie jest taki jaki był wcześniej, wiele polega w dalszym ciągu na pracy zdalnej, nie ma tylu spotkań w cztery oczy jak to bywało niegdyś. Weekendowo ruch wygląda już zdecydowanie bliżej tego z czym mieliśmy do czynienia wcześniej. Widzimy też jakieś powroty naszych stałych klientów firmowych, ale jest w tym pewna asekuracja. Wzrastająca pewnie teraz w związku ze zwiększoną liczbą zachorowań. Oby szybko przeszła i obyśmy mieli to wszystko już za sobą. Czy może Pan opowiedzieć czym dokładnie się zajmujecie? Przyznam, że sama byłam zaskoczona zanim przeszliśmy do rozmowy, że nie sprzedajecie kanapek i sałatek w biurowcach. Kiedy mówi się „Pan Kanapka” pierwszym skojarzeniem jest catering biurowy w formie takich dostaw. (śmiech) Nie jest Pani pierwsza ani pewnie ostatnia. Faktycznie nazwa może teraz brzmieć myląco, ale już od dłuższego czasu, bo od 2010 roku nie zajmujemy się tego typu sprzedażą. Natomiast faktem jest, że takie właśnie były nasze początki. Ludzie zaczęli nas nazywać „Panem Kanapką” i tak już zostało. Sprzedawaliśmy kanapki w biurach, z czasem asortyment się rozszerzał, aż doszło do tego, że niektórzy klienci zaczęli dopytywać, czy nie przygotowalibyśmy dla nich minikanapeczek na spotkanie biznesowe (pankanapka.pl/kanapki-koktajlowe). No i w głowie od razu pojawiło się pytanie: „ Jak to? My nie damy rady?!”. Zaczęliśmy więc iść w stronę cateringu dla firm, ale już nie dla pracowników, tylko dla instytucji. Zaczęła się obsługa cateringowa spotkań biznesowych, uroczystości, otwarć itd. Ciężko zrezygnować z rozpoznawalności jaką ta nazwa dawała i daje. Jak zatem ta oferta wygląda dzisiaj? Tak jak wspomniałem mamy dwie nogi, na których stoimy. Jedną z nich jest świadczenie usług cateringowych dla firm i tutaj zakres bardzo się rozszerzył na przestrzeni lat. Robimy oczywiście kanapki koktajlowe, ale
98
Smaki
także miniprzekąski, tzw. finger food serwowane w pakietach (pankanapka.pl/przekaski-fingerfood) lub jako monoporcje (pankanapka.pl/monoporcje-wytrawne), sałatki, deski serów czy wędlin, ale także przerwy kawowe czy bankiety firmowe (pankanapka.pl/kategoria/ bankiet-firmowy), jak również obsługujemy szkolenia czy dostarczamy dania obiadowe na lunche biznesowe (pankanapka.pl/obiady-premium/lunch-biznesowy) czy wigilie firmowe. A co oferujecie klientom prywatnym? Ci zgłaszają się do nas w sprawie cateringu na wszelkiego rodzaju imprezy domowe. Są to więc klasyki jak imieniny, urodziny, rocznice ślubu, komunie, chrzciny czy wesela. A także, a może przede wszystkim popularne domówki, czyli imprezy z przyjaciółmi, na których najczęściej serwowane są nasze zimne przekąski czy inne dania tzw. zimnej płyty jak mięsa, pasztety, gravlax, ale też dania gorące i minidesery. Jakiego rodzaju kuchnię oferujecie? Są to dania kuchni śródziemnomorskiej, polskiej i fusion. Staramy się łączyć najlepsze tradycje kuchni polskiej, rozbudowując oferty o elementy kuchni Morza Śródziemnego, a czasami szukać czegoś pomiędzy. Najlepiej wejść na naszą stronę główną i rzucić okiem (pankanapka.pl), wszystko jest tam przejrzyście podane. Walorem naszej strony jest też to, że jako jedni z pierwszych udostępniliśmy opcję zamawiania cateringu online, co bardzo uprościło i przyspieszyło finalizację zamówień. Faktycznie brzmi to zachęcająco. Czy wszystko da się zamówić online bez kontaktu z firmą? Nie, jeszcze nie, choć pracujemy nad tym dodając kolejne kategorie do zamawiania. Wszystkich raczej nie da się w ten sposób oferować. Część cateringów, które wykonujemy to mocno złożone i skomplikowane imprezy. Nie wszystko da się zamknąć w algorytmach sklepu (śmiech). A jak wygląda zasięg Waszego działania? Czy jesteście tylko w Łodzi, czy też może gdzieś dalej? Jesteśmy firmą cateringową z Łodzi, co bardzo chętnie powtarzam i czym się szczycę jako lokalny patriota. Natomiast dawno temu postanowiliśmy ze wspólnikiem Dominikiem Andrzejczakiem, że cateringi w Łodzi to dla nas za mało i dobrze jest konkurować z najlepszymi. Stąd decyzja by rozpocząć sprzedaż w Warszawie. Także odpowiadając precyzyjnie na Pani pytanie – działamy w Łodzi i aglomeracji łódzkiej oraz analogicznie w Warszawie i aglomeracji warszawskiej. I raczej nie powiedzieliśmy w tym względzie ostatniego słowa. Czy szykujecie jakieś nowości? Tak, aktualnie pracujemy nad rozbudową oferty asortymentu słodkiego. Wprawdzie mamy w niej tzw. monoporcje słodkie, czyli minidesery w indywidualnych kieliszkach (pankanapka.pl/monoporcje-slodkie) jak panna cotta czy tiramisu, ale w związku z częstymi pytaniami o ciasta i torty zabieramy się teraz właśnie za to. Myślę, że efekty będą widoczne już w ciągu kilku najbliższych tygodni.
Pan Kanapka Catering Łódź, ul. Północna 42 tel. 512 100 522 biuro@pankanapka.pl www.pankanapka.pl 99
Motoryzacja
Firmowe auta elektryczne z dopłatą Dopłaty na elektryki
Wnioski o dotację na zakup samochodu osobowego i dostawczego na prąd mogą składać już przedsiębiorstwa, samorządy, fundacje, spółdzielnie, rolnicy i związki wyznaniowe. Można otrzymać nawet 27 tys. zł na samochód osobowy i do 70 tys. zł na samochód dostawczy. – Do tej pory o dofinansowanie na zakup aut elektrycznych wnioskować mogły osoby fizyczne. Teraz nadszedł czas na przedsiębiorstwa i instytucje, czyli firmy, jednostki sektora finansów publicznych, instytuty badawcze, stowarzyszenia, fundacje, spółdzielnie, rolników indywidualnych oraz kościoły i inne związki wyznaniowe, które mogą ubiegać się o bezzwrotną dotację do zakupu pojazdu elektrycznego i wodorowego – mówi Izabela Augustyniak, doradca ds. samochodów elektrycznych w Grupie Jaszpol. To trzecia odsłona programu „Mój elektryk”, realizowanego przez Narodowy Fundusz 100
Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jego celem jest wsparcie rozwoju elektromobilności w kraju. Program ma trwać do 30 września 2025 roku. Jeżeli budżet zostanie wyczerpany wcześniej, będzie to równoznaczne z zakończeniem dotacji. Dotacja obejmuje tylko fabrycznie nowe pojazdy, które nie były przed zakupem zarejestrowane lub zostały zakupione i zarejestrowane przez dealera samochodowego, importera lub firmę leasingową, z przebiegiem do 50 km. Jak podaje Obserwatorium Rynku Paliw Alternatywnych, w końcu października 2021 r. w Polsce były zarejestrowane 33143 samochody osobowe
Samochody osobowe • Dopłata 18 750 zł - dla klientów indywidualnych i firm, jeśli roczny przebieg kupowanego samochodu elektrycznego wyniesie do 15 tys. km • Dopłata 27 000 zł - dla klientów indywidualnych i firm, jeśli zadeklarujesz roczny przebieg powyżej 15 tys. km. Jeśli masz Kartę Dużej Rodziny, roczny przebieg może być poniżej 15 tys. km, a i tak otrzymasz dopłatę 27 tys. zł • Do wyboru: Renault Zoe-tech, Dacia Spring, Opel Corsa-e, Mokka-e, Combo-e Life Samochody dostawcze • Dopłata 20% ceny samochodu (nie więcej niż 50 tys. zł) - jeśli roczny przebieg kupowanego samochodu elektrycznego wyniesie do 20 tys. km • Dopłata 30% ceny samochodu (nie więcej niż 70 tys. zł) - jeśli zadeklarujesz roczny przebieg kupowanego samochodu elektrycznego > 20 tys. km • Do wyboru: Renault Kangoo E-tech, Master E-tech, Opel Vivaro-e Furgon, Vivaro-e Kombi, Zafira-e Life, Combo-e Cargo z napędem elektrycznym. Przez pierwsze dziesięć miesięcy tego roku ich liczba zwiększyła się o 11549 sztuk, tj. o 105 procent w porównaniu do tego samego okresu rok wcześniej – wynika z Licznika Elektromobilności, uruchomionego przez Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego i Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych. Park elektrycznych samochodów dostawczych i ciężarowych zwiększył się do 1412 pojazdów. Po auta elektryczne z dopłatą zapraszamy do salonów Grupy Jaszpol, oferującej marki Renault, Dacia i Opel.
tel. 42 207 07 77 www.jaszpol.pl
Auto Salon Sp. z o.o. ul. Łódzka 28 Warszawa ul.Zgierz, Wiejska 5, 10-200 Łódź, ul. Brukowa 2 Łódź, ul. Przybyszewskiego 176 tel. 42 612 12 22
www.jaszpol.pl
Uroda
Zimą włosy wymagają otulenia MIT PIERWSZY: Im rzadziej myjemy włosy, tym będą się mniej przetłuszczać To wyjątkowo błędne przekonanie. Proces mycia głowy jest niezmiernie ważny, od niego zależy zdrowie naszej skóry. Jeśli do tej pory myliśmy włosy co dwa, trzy dni i nagle wydłużymy czas między jednym a drugim myciem do tygodnia, to tylko i wyłącznie przyczyniamy się do rozwoju chorób skóry głowy. A jeśli jeszcze przetłuszczone włosy związujemy, dodatkowo drażnimy skórę, która nie może prawidłowo pracować, w efekcie czego możemy obserwować wzmożone wypadanie włosów. Jeśli bardzo zależy nam na tym, by wydłużyć czas między jednym a drugim myciem głowy, należy wdrożyć zabiegi pielęgnacyjne. Mowa tutaj przede wszystkim o peelingu skóry głowy, który będzie oczyszczał, tonizował, pobudzał krążenie. Skóra zacznie lepiej pracować, a włosy pozostaną dłużej świeże. Warto zastosować też serum i lotion zmniejszający łojotok, przywracający skórze głowy homeostazę. Raz na półtora tygodnia powinniśmy umyć włosy oczyszczającym szamponem, który zmyje pozostałości środków do stylizacji.
MIT DRUGI: Jednokrotne mycie szamponem wystarcza Nie wystarcza, zawsze myjemy włosy dwukrotnie i dokładnie, tak, aby micele szamponów mogły połączyć się z tym, co znajduje się na skórze głowy, a to dopiero zmywamy za drugim razem. Włosy myjemy wówczas, jeśli tego wymagają, czyli jeśli są przetłuszczone, a nie dlatego, że nie układa nam się fryzura. Jeśli jest to konieczne nawet codziennie. Sygnałem, że trzeba je umyć, jest prze102
Niska temperatura uszkadza strukturę włosa i pogarsza krążenie krwi w skórze głowy, przez co włosy są gorzej odżywiane. Wysmagane wiatrem stają się bardziej podatne na uszkodzenia. Wymagają więc odpowiedniego potraktowania. Dziś razem z IZABELLĄ PIETRUSZKĄ‑KLUSKĄ, właścicielką salonu BB Hair Spa by Izabella, odczarowujemy mity na temat pielęgnacji włosów nie tylko zimą. tłuszczenie przy nasadzie. Warto jednak wiedzieć, że są włosy, które w ogóle nie wskazują na przetłuszczenie, co nie oznacza, że głowę można myć raz na dwa tygodnie. Zdecydowanie rekomenduję mycie co cztery, pięć dni.
MIT TRZECI: Suchy szampon wydłuży czas od mycia do mycia Zacznę od tego, że sama nazwa produktu wprowadza w błąd. To nie jest szampon, bo on nie oczyszcza skóry głowy, ten produkt zawiera substancje absorbujące tłuszcz, który znajduje się na skórze głowy. Po aplikacji kosmetyku na włosy wyglądają one czysto i świeżo. Należy jednak pamiętać, że rezultat ten po pierwsze jest chwilowy (utrzymuje się do kilku godzin), a po drugie pozorny. Choć włosy sprawiają wrażenie czystych, jest to jedynie złudzenie. W rzeczywistości suchy szampon nie myje głowy, a tylko ją pudruje i odtłuszcza. Wciąż jednak pozostaje ona brudna. Od czasu do czasu można sobie pozwolić na lekkie odświeżenie nim fryzury. Używany w nadmiarze podrażnia skórę głowy, zapycha pory, prowadzi do zaburzenia płaszcza hydrolipidowego i namnażania się grzybów, a to
wszystko sprzyja nadmiernemu wypadaniu włosów.
MIT CZWARTY: Suszarka niszczy włosy Jeśli suszymy włosy we właściwy sposób – 30 centymetrów od skóry głowy, używamy średniego nawiewu powietrza, a nasza suszarka ma specjalny tryb jonizacji powietrza, to nie uszkodzimy włosów, ani nie przegrzejemy skóry głowy. Tak więc jeśli myjemy skórę głowy i włosy każdego dnia lub co drugi dzień, to wypadałoby zainwestować w dobry sprzęt do suszenia. Nie polecam chodzenia przez pół dnia z mokrymi włosami, jeśli włosy są mokre, a skóra głowy długo zawilgocona, to stwarzamy doskonałe warunki do namnażania się grzybów i zachodzenia procesów negatywnie wpływających na naszą skórę. Nie powinniśmy także kłaść się spać z mokrymi włosami. Wilgotne włosy są bardzo delikatne i podatne na zniszczenia. Ich struktura ulega bardzo szybkiemu uszkodzeniu, a zniszczone włókna włosowe niezwykle trudno jest odbudować. I nie zostawiamy po umyciu włosów w turbanie z ręcznika dłużej niż pięć minut, ponieważ włosy tracą tak swoją wilgotność i ulegają przesuszeniu.
Uroda
MIT PIĄTY: Skoro zimą schowamy włosy pod czapką, to nie musimy ich suszyć do końca Podstawowa zasada – nigdy nie wychodzimy na zewnątrz z mokrymi włosami i to niezależnie, czy to lato, czy zima. I Wilgotne włosy na mrozie ulegają zamrożeniu, przez co stają się bardziej podatne na łamanie. Zimą włosy wymagają otulenia. Niska temperatura uszkadza strukturę włosa i pogarsza krążenie krwi w skórze głowy, przez co włosy są gorzej odżywiane. Wysmagane wiatrem nie tylko wyglądają nieestetycznie, ale przede wszystkim stają się bardziej podatne na uszkodzenia. Warto więc regularnie sięgać po produkty do pielęgnacji z emolientami, które w składzie posiadają oleje. W tym trudnym czasie włosy szczególnie pokochają produkty zawierające różnego rodzaju masło – shea, kakaowe, murumuru. Zimą warto także raz lub dwa razy w tygodniu olejować włosy. Wykorzystać w tym celu możemy oleje dostępne w sklepach jak oliwa z oliwek, olej kokosowy, oleje orzechowe, ryżowe, lniane, z pestek dyni, czy słonecznika oraz te specjalnie przeznaczone do pielęgnacji włosów. Ważne, by zabezpieczyć końcówki poprzez stosowanie olejków i serum. Możemy nakładać je po umyciu lub na wysuszone włosy, ale w tym wypadku używamy naprawdę niewielkie ilości – jedna lub dwie krople, by nie powstały zlepione kosmyki. W ten sposób zabezpieczymy je przed urazami mechanicznymi i niską temperaturą. W zimowej pielęgnacji warto sięgać po maski zawierające keratynę, pozostałe proteiny warto pozostawić na inne pory roku. Tekst Beata Sakowska Zdjęcie Justyna Tomczak
BB Hair Spa by Izabella Łódź, ul. Franciszkańska 99 tel. 793 015 386 www.facebook.com/bbhairspa 103
Zdrowie
Marzenia mają moc Gdy miała sześć lat, stwierdziła, że będzie stomatologiem. Potem konsekwentnie przez lata czasami świadomie, czasami mniej zmierzała w tym kierunku. Dzisiaj prowadzi własną klinikę i choć czasami bywa trudno, cały czas ją rozwija. Za kilka lat chciałaby przekształcić ją w wielospecjalistyczną klinikę holistyczną. Rozmawiamy z ANETĄ GROCHOWINĄ, dr. n. med. lek. stom., właścicielką Aneta Clinic Dental Art. Dlaczego Pani została stomatologiem? Zawsze podkreślam, że to był znak z nieba. (śmiech) Po raz pierwszy trafiłam do stomatologa, gdy miałam sześć lat, takie to były czasy, że do lekarza szło się, gdy potrzebna była wizyty interwencyjna. Mnie bardzo bolał ząb. Do dziś pamiętam tę sytuację, gdy wchodzę do gabinetu i zauroczona całą jego atmosferą dosłownie wskakuję na fotel. Pamiętam panią doktor, może bardziej jej postać i głos niż samą twarz, nie przeszkadza mi zapach unoszących się chemikaliów, dostrzegam stolik z instrumentami stomatologicznymi i mamę chlipiącą za fotelem, która wyobraża sobie, że dzieje mi się jakaś krzywda. A ja nawet nie czuję, jak pani doktor bez znieczulenia usuwa mi ząb. Z gabinetu wychodzę cała w euforii i oznajmiam mamie, że chcę zostać dentystą. Miała Pani wówczas tylko sześć lat. Jak wytrwała w tym dziecięcym postanowieniu? Ta cała sytuacja tak głęboko zapadła w moją podświadomość, że wszystko, co później robiłam świadomie lub nie zmierzało w jednym kierunku. Zawsze bardziej interesowała mnie biologia niż historia. Lubiłam wszelkie zajęcia manualne, jak rysowanie, szydełkowanie, robienie na drutach, wyszywanie. A jak wiadomo sprawność manualna w przypadku lekarza stomatologa jest nieodzowna, można mieć niesamowitą wiedzę teoretyczną, ale bez zdolności manualnych nigdy nie będzie się dobrym praktykiem i operatorem. Wiedziałam, że po skończeniu szkoły podstawowej wybiorę w liceum klasę o profilu biologiczno-chemicznym. Chciałam mieć te przedmioty opanowane perfekcyjne. Do dziś pamiętam, jak ucząc się do matury i jednocześnie przygotowując do egzaminów na studia, bo wówczas zdawało się jeszcze takowe, cały pokój miałam wyklejony łacińskimi sentencjami i hasłami, które trudno było mi zapamiętać. Tak bardzo chciałam zrealizować to swoje marzenie z dzieciństwa, że szukałam różnych sposobów i udało się, dostałam się na studia za pierwszym razem. Choć wielu w to wątpiło i zadawało pytania, jak ty sobie to wyobrażasz, przecież nie masz w rodzinie lekarzy stomatologów, a to zawód dziedziczony niejako z pokolenia na pokolenie, cały czas głęboko wierzyłam, że to jest właśnie dla mnie. I twierdzę tak do dziś, cały czas chcę być jak najlepszym lekarzem dla moich Pacjentów. Co jest dla Pani najważniejsze w byciu lekarzem? Żeby leczyć tak swoich Pacjentów, jak sama chciałabym być leczona. Tak ich traktować, jak sama chciałabym być traktowana. I choć dla mnie wizyta u stomatologa nigdy
104
nie wiązała się ze stresem, a bardziej ciekawością, wiem, że dużo osób nadal panicze boi się dentystycznego fotela. I mnie ten strach wcale nie dziwi, bo pracujemy w miejscu najbardziej czułym w całym organizmie, przecież czujemy wszystko, co dzieje się w naszej jamie ustnej. Taka wizyta wymaga więc niesamowitej determinacji, odwagi i zaufania, żeby nie towarzyszył jej stres, dlatego odczuwa go zdecydowana większość. A wzmaga się on, szczególnie gdy mamy problemy, których się wstydzimy. Dlatego tak ważne dla mnie jest okazanie zrozumienia, danie wsparcia i leczenia wysokiej jakości. Jeśli Pacjent jest zadowolony, to ja odczuwam wielką satysfakcję. Prowadzi teraz Pani własną klinikę, to wiąże się z wieloma obowiązkami, nie tylko leczeniem, ale i zarządzaniem. Nie prościej pracować u kogoś? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, wszystko zależy od tego, co chcemy w życiu osiągnąć. Przez długi czas absolutnie nie miałam takich ambicji, pracowałam na kontraktach w innych gabinetach, doskonaląc jednocześnie swój warsztat. Do tej pory mam takie momenty, pewnie jak każdy z nas w życiu, że myślę sobie, po co ci to wszystko, rzuć i pracuj na kontrakcie. Ale… No właśnie… W swojej klinice to ja wszystko organizuję i wyznaczam standardy i to ja decyduję o tym, w jaki sposób nasi Pacjenci są leczeni. Pracując na kontrakcie niby też mamy tę suwerenność, ale nie mogę na przykład zdecydować, że pacjenta chciałabym przyjmować na fotelu klasy mercedes, bo muszę się dostosować do tego, co jest. Organizując klinikę, przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, co jest w części klinicznej, wyposażyłam w sprzęt najlepszej jakości, wybrałam materiały najlepszej jakości, po to, by oferować Pacjentom najlepsze dostępne na rynku rozwiązania i leczenie kompleksowe. Dlaczego leczenie kompleksowe jest takie ważne? Pacjenta trzeba postrzegać jako całość, jako zespół narządów, ale i duszy oczywiście. Tak samo jama ustna jest częścią tej skomplikowanej maszyny, jaką jest człowiek. Dzisiaj powinniśmy skupiać się na szukaniu przyczyny danej dolegliwości, a nie na jej skutku i leczeniu objawowym. Pacjenta można wyleczyć, dopiero gdy pozna się przyczynę. Wiem, że prościej zgłosić się do stomatologa, gdy odczuwamy ból zęba, bo nawet nie przejdzie nam przez myśl, że uporczywe bóle głowy, też można wyeliminować w gabinecie dentystycznym. A na przykład okazuje się, że wystarczy poddać się leczeniu ortodontycznemu, by bóle ustąpiły. Kompleksowe leczenie stomatologiczne w ciągu kilku najbliższych lat stanie się normą i wszyscy powinni być tego świadomi,
Zdrowie
szczególnie rozpoczynający swoją przygodę ze stomatologią. Mam obecnie 83-letnią pacjentkę, która przez całe życie leczona była jedynie interwencyjnie, tracąc po drodze wiele zębów, których przecież potrzebuje, żeby jeść, żeby żyć. Ją trzeba wyleczyć od początku, bo cokolwiek w jej stanie się teraz nie zrobi, to i tak się zepsuje, nie będzie widać efektu leczenia, a ona będzie czuć się rozczarowana. Gdyby była leczona kompleksowo, jej obecna sytuacja byłaby zupełnie inna. Czy wzrosła też świadomość pacjentów, czy tu jest nadal duże pole do pracy? Zdecydowanie wzrosła świadomość pacjentów, którzy już sami w internetowych wyszukiwarkach wpisują hasło – leczenie kompleksowe. Szukają klinik, w których będą mogli przeprowadzić cały proces leczenia. Coraz więcej pacjentów chce też cieszyć się pięknym uśmiechem, poddając się spektakularnym metamorfozom. A takie powstają tylko i wyłącznie w procesie kompleksowego leczenia. Czy to oznacza, że dzięki takiemu podejściu możemy cieszyć się własnymi zębami do późnej starości? Jak najbardziej. Jest to nawet udowodnione naukowo. Ciągle się Pani szkoli. Musi czy chce? I jedno i drugie. Obliguje mnie do tego wykonywany zawód. W ustawie o zawodzie lekarza, jak i w przysiędze Hipokratesa jest zalecenie i deklaracja, że będziemy się rozwijać oraz kształcić i postępować zgodnie z aktualną wiedzą i sztuką. Oczywiście mam też wewnętrzną potrzebę, lubię się rozwijać, dociekać, czytać i się uczyć. Która z dziedzin stomatologii sprawia Pani największą przyjemność? Zdecydowanie mikrochirurgia i implantologia. To bardzo delikatne zabiegi dające niesamowite efekty. Implanty to obecnie najlepsza metoda na uzupełnienie braków zębowych, najbardziej przewidywalna. Ma Pani jeszcze jakieś marzenia? Chciałabym tak rozwinąć klinikę, by stała się ona wielospecjalistyczną kliniką holistyczną. By oprócz specjalistów z różnych dziedzin stomatologii zaoferować także naszym Pacjentom pomoc fizjoterapeutów, logopedy, neurologa, psychologa, psychiatry, dietetyka, a także lekarza medycyny estetycznej. Marzą mi się również zajęcia z jogi i medytacji, wszak człowiek to nie tylko ciało, ale i dusza. Takie mam marzenia.
„ Organizując klinikę, przede wszystkim zwróciłam uwagę na to, co jest w części klinicznej, wyposażyłam w sprzęt najlepszej jakości, wybrałam materiały najlepszej jakości, po to, by oferować Pacjentom najlepsze dostępne na rynku rozwiązania i leczenie kompleksowe. „
Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcie Justyna Tomczak
Łódź, al. Kościuszki 106/116, tel. 537 507 080 e-mail: recepcja@anetaclinic.pl www.anetaclinic.pl 105
Zdrowie
Stopy są zwierciadłem naszego zdrowia Praca nad stopami to bardzo satysfakcjonujący zawód: Przychodzi człowiek o kulach, ból nie pozwala na samodzielne poruszanie, a po pół godzinie spędzonej u nas może wyjść już bez tych kul – opowiada MAGDALENA HAFEZI‑CHOJECKA, właścicielka Centrum Podologicznego w Łodzi na Zdrowiu. Czym dla Pani jest ludzka stopa? Ponoć Leonardo da Vinci powiedział, że „Ludzka stopa jest machiną o mistrzowskiej konstrukcji.” Zgadzam się z nim całkowicie. Stopy są prawdziwym arcydziełem wspierającym całe nasze ciało przez cały dzień każdego dnia naszego życia. Na stopach mamy więcej komórek sensorycznych niż na twarzy. Szkielet stopy składa się z 26 kości. Co znaczy ze łącznie w obu stopach znajduje się jedna czwarta wszystkich kości naszego ciała. Na tej stosunkowo małej powierzchni ciała mieści się maszyna zapewniająca nam przemieszczanie się, utrzymywanie równowagi, stanie, tańczenie, skakanie… Jaka maszyna wytrzyma te obciążenia bez regularnego serwisu? Co Panią najbardziej fascynuje w stopach? Stopy mówią prawdę. Opowiadają o naszym życiu, o naszym dziedzictwie, o stosunku do własnego ciała, o wyzwaniach którym musieliśmy stawić czoło. Jednym z wielkich wyzwań dla naszych stóp jest intensywny sport, innym bardzo złożonym jest ciąża i jej skutki – dno miednicy jest ściśle powiązane ze stopami, o czym mało kto wie, a mięśnie nóg mają wpływ na paznokcie u stóp. Wyzwaniem dla stóp jest również brak ruchu, starzenie się i oczywiście cała gama chorób, które mają wpływ na stopy. Cukrzyca jest tylko jedną z nich. Stopy są czymś więcej niż tylko końcem naszych nóg, są zwierciadłem naszego zdrowia. Dają nam informacje o holistycznych powiązaniach w różnych problemach i wyzwaniach zdrowotnych. Odciski, modzele, haluksy i wrastające paznokcie nie są tylko niedoskonałościami estetycznymi, lecz wynikiem różnych procesów zachodzących w organizmie. A ich narastający ból to znak, że należy dotrzeć do sedna sprawy. Co jest największym wyzwaniem dla naszych stóp? Nasza relacja z nimi. Stopy traktowane są po macoszemu, chowane przez cały dzień w skarpetkach czy rajstopach,
Magdalena Hafezi-Chojecka Jest ekspertką w dziedzinie zdrowia stóp, doświadczonym podologiem i szkoleniowcem z blisko 30-letnią praktyką zawodową. Przez 20 lat prowadziła własny gabinet w Niemczech. W roku 2006 założyła Centrum Podologiczne w Łodzi na Zdrowiu – pierwszy profesjonalny gabinet podologiczny w Polsce. 106
zbyt ciasnych i często nieodpowiednich butach. Wiele osób stara się ukryć swoje stopy, ponieważ wstydzą się ich wyglądu lub zapachu. Oczekujemy, że nasze stopy dadzą nam stabilne oparcie i bezpiecznie przeprowadzą nas przez codzienne życie. Ale zazwyczaj nie okazujemy im żadnego uznania ani szacunku. Chyba że zaczną boleć – co, i to powinno być ostrzeżeniem dla nas wszystkich, zdarza się niemal każdemu z nas w pewnym momencie życia. Wielu naszych pacjentów opowiada nam, jak długo unikali wizyty w naszym gabinecie. Często ze względu na obawę, że ich stopy nie są na tyle piękne, by pokazać je innym oczom. Przed profesjonalnym podologiem nie ma się jednak czego wstydzić. Zabiegi na chorych stopach i opieka nad nimi to przecież nasze kompetencje zawodowe. Zostałam podologiem, ponieważ chcę i potrafię pomagać chorym stopom. No właśnie jest Pani uznanym podologiem. Czy może nam Pani opowiedzieć czym na co dzień zajmuje się podolog? Podologia to dziedzina medycyny zajmująca się diagnozowaniem, profilaktyką i leczeniem chorób stóp, zmian skórnych oraz płytki paznokciowej na stopach. Podologia łączy wiedzę z takich dziedzin jak anatomia układu kostnego, mięśniowego, naczyniowego, a także dermatologii, neurologii i biomechaniki. Podolodzy zajmują się oceną stanu stóp, leczeniem bądź wspomaganiem leczenia zmian powstałych na stopach. Prowadzą profilaktykę oraz specjalistyczną pielęgnację kończyn dolnych. Pomagają przy różnych bólach i deformacjach, takich jak na przykład ostrogi piętowe, haluks valgus, palce młotkowate. Informują także o metodach właściwej pielęgnacji stóp, gimnastyki lub doboru obuwia. W naszej poradni podologicznej na łódzkim Zdrowiu tworzymy także indywidulne odciążenia i indywidualne wkładki ortopedyczne. Czy podologia to stosunkowo młoda dziedzina nauki, czy tylko mam wrażenie, że niezbyt wiele mówi się na jej temat? W większości krajów europejskich podologia/podiatria jest już od wielu lat uznanym i powszechnym zawodem z odpowiednią regulacją. W Polsce jesteśmy dopiero na początku tej drogi. Dlatego pracuję nad tym, aby podologia stała się bardziej znana i lepiej uregulowana również tu. Robię to głównie jako przewodnicząca stowarzyszenia PTPP (Polskie Towarzystwo Podiatryczno-Podologiczne). Faktem jest, że dwie strony cierpią z powodu obecnej niedostatecznie uregulowanej sytuacji. Zaangażowani aspirujący podolodzy mają trudności z uzyskaniem wysokiej jakości wiedzy i pracują w niepewnej sytuacji prawnej. A pacjenci cierpią, ponieważ nigdy nie będą mieli pewności, czy rzeczywiście powierzają się podologowi z dobrym i długoletnim wykształceniem, czy tylko komuś, kto ukończył dwa lub trzy dwudniowe kursy i już nazywa siebie „podologiem”. Gabinet Podologiczny w Łodzi, który Pani prowadzi jest jednym z pierwszych profesjonalnych gabinetów podologicznych w kraju i pionierem podologii w Polsce. Skąd pomysł, by go otworzyć? Kształciła się Pani w Niemczech i tam też miała swoją firmę. A jednak wróciła do Polski. Dlaczego? Zawsze tęskniłam za Łodzią. Bywając tu z różnymi szkoleniami, dostrzegłam olbrzymią potrzebę, by rozpropagować tu podologię. Lubię też być bezpośrednim
świadkiem tego, jak dynamicznie rozwija się moje rodzinne miasto i przyczyniać się do tego rozwoju w mojej dziedzinie. Kiedyś pewien pan profesor, którego spotkałam w Ministerstwie Zdrowia, powiedział do mnie: „To na Pani drobnych plecach podologia wjechała do Polski.” To było bardzo miłe. Z jakimi problemami najczęściej przychodzą pacjenci do Centrum Podologicznego? Mamy cztery główne grupy pacjentów z różnymi typowymi problemami. Po pierwsze są to osoby intensywnie uprawiające sport, szczególnie narażone na rozmaite problemy związane ze stopami. Dzieje się tak, ponieważ na stopy sportowców działają ogromne siły – na przykład częste przyspieszanie lub szybkie wyhamowywanie połączone ze zmianą kierunku – jak w piłce nożnej, siatkówce, koszykówce. Bardzo duże obciążenia generuje także jogging. Konsekwencją takich obciążeń jest ból i dyskomfort w miejscach podlegających wzmożonym naciskom. A to może stać się powodem przyjmowania postawy odciążającej i nieprawidłowego przetaczania stopy. A za tym idą liczne problemy: urazy pięty i ścięgna Achillesa, bóle kolan, biodra i pleców, uszkodzeń stawów, nierównomiernego rozwoju muskulatury. Dlatego osoby intensywnie uprawiające sport powinny zwrócić szczególną uwagę na zdrowie stóp. Jeśli kochasz sport, zadbaj o stopy. W Niemczech każdy klub piłkarski ma swojego podologa.
Tajemnica pięty • Pięta jest podstawowym elementem całego układu ruchu. Jej przesunięcie do środka (koślawość) może spowodować wiele problemów, które mało kto kojarzy ze stopami, np. bóle w kolanach, biodrach, kręgosłupie, barkach czy karku, bóle głowy, a nawet w stawach szczękowych. Dlatego Centrum Podologiczne Łódź wyspecjalizowało się w tworzeniu indywidualnych wkładek ortopedycznych opierając się na innowacyjnym austriackim systemie „Jurtin medical®”. • Wkładki te ustawiają piętę prosto, co umożliwia utrzymanie prostej sylwetki, a ciało odzyskuje równowagę. W przeciwieństwie do konwencjonalnych wkładek tworzymy nasze wkładki bezpośrednio na stopie nieobciążonej i z reguły bez tzw. peloty, co sprawia, że są one niezwykle komfortowe i jednocześnie efektywne. 107
Zdrowie
Przychodzi człowiek o kulach, ból nie pozwala na samodzielne poruszanie się, a po pół godzinie spędzonej w naszym Centrum Podologicznym może wyjść już bez tych kul. Takich przykładów są setki: od kurzajki w wale paznokciowym do głębokich odcisków podeszwowych, czy wrastających paznokci – które potrafimy leczyć skutecznie, bezboleśnie i co najlepsze bez operacji. Uwielbiam też uczyć. I zarażać innych moim entuzjazmem do tego zawodu. Od początku oferujemy szkolenia podologiczne. Obecnie wykładam także w Wyższej Szkole Inżynierii i Zdrowia w Warszawie. Ale szczerze mówiąc codzienna praca w gabinecie razem z moim wspaniałym zespołem, jest bardzo satysfakcjonująca, a czasu zawsze brak, dlatego staram się ograniczać do minimum moje zajęcia poza firmą. Jak dbać o stopy na co dzień?
Wylewy krwi pod paznokciami, hematomy („palec biegacza”) i inne problemy paznokciowe to są najczęstsze – oczywiście niejedyne – typowe problemy sportowców. Drugą dużą grupę naszych pacjentów stanowią dzieci. Cierpią często z powodu wrastających paznokci czy brodawek wirusowych, podejrzenie deformacji równie często prowadzi je do nas. W kwestii stóp dzieci istnieje niestety wiele nieporozumień i przestarzałych poglądów. Żeby dać tylko jeden przykład: płaskostopie u dzieci występuje fizjologicznie i w większości przypadków reguluje się samo. Nie ma żadnego powodu, aby przepisywać dziecku sztywne, wysokie za kostkę, tzw. profilaktyczne buty, co niestety jest nadal powszechne w naszym kraju. Takie buty szkodzą w rozwoju nie tylko stopy. Kto stanowi kolejną grupę pacjentów w Centrum Podologicznym? Następna grupa to dorośli powyżej 30. roku życia: mniej więcej wtedy stopy dają znać, że są zaniedbywane. Pierwsze odciski lub deformacje zaczynają boleć. Istotną grupą są również osoby po 60. roku. Należą do nich pacjenci, którzy nie mogą już sami dobrze sięgać do stóp oraz cierpiący na różne dolegliwości, np. chorujący na cukrzycę, miażdżycę czy łuszczycę. Choroby te mają duży wpływ na kondycję stóp i mogą wywoływać bóle główek kości śródstopia, pękanie naskórka, atrofię mięśni, skóry i tkanki podskórnej. Pragnę tu niezwykle mocno podkreślić, że dla osób z cukrzycą regularne zabiegi podologiczne są żywotnie ważne. Co roku amputowane są z powodu cukrzycy tysiące palców, stóp i nóg. Szczególnie smutną prawdą jest fakt, że w Polsce przypadków amputacji z powodu powikłań cukrzycy jest kilka razy więcej niż w krajach Europy Zachodniej. A przecież tak nie musi być. Skutecznym środkiem zapobiegawczym jest regularna profilaktyczna terapia u profesjonalnego i doświadczonego podologa. Zawód podologa powołano do życia właśnie do takich zadań.
Zalecam rezygnację z pumeksów i tarek. Po takich zabiegach skóra szybciej rogowacieje, czyli otrzymujemy efekt zupełnie odwrotny do pierwotnie zakładanego. Pamiętajmy również o odpowiednim obuwiu, by nie było ono zbyt wąskie lub niskie z przodu. Warto też zwrócić uwagę na podeszwy, za grube i sztywne utrudniają stopie odczuwanie bodźców i przesyłanie do mózgu informacji na temat położenia i środowiska, w jakim ciało się znajduje. Istotna jest także technika skracania paznokci. Podczas konsultacji i zabiegów pokazujemy, jak robić to prawidłowo. Ważne jest też, aby dać stopom swobodę tak często, jak tylko możliwe. To znaczy zdejmować buty, a także skarpetki i chodzić boso ile się da. Ale co najważniejsze: należy poświęcić stopom uwagę i szacunek, na które zasługują. Nasze stopy mają decydujący wpływ na całe nasze ciało i stan zdrowia. Jeśli chcemy pozostać aktywni i sprawni przez całe życie, musimy wcześnie i regularnie dbać o nasze stopy. A trzeba dbać o nie z taką starannością, jak dbamy o zęby, poddając je regularnym przeglądom. Jak do dentysty, tak samo raz na pół roku powinniśmy wybrać się do gabinetu podologicznego. Kiedy powinniśmy zgłosić się do podologa, co powinno nas zaniepokoić, jakie są pierwsze symptomy chorych stóp? Przede wszystkim wtedy, kiedy na paznokciach zauważymy jakieś zmiany, kiedy dokucza nam bolesność, kiedy mamy do czynienia z nadmiernym rogowaceniem naskórka. Jako specjaliści możemy prawidłowo zadbać o stopy, zdiagnozować problem i go wyleczyć. Jeśli coś dolega stopom, to proszę nie zwlekać z wizytą u nas. Zmiany zachodzące w stopach są procesem długofalowym, który początkowo często jest bagatelizowany. W konsekwencji problemy mogą się pogłębiać i przejść w stan przewlekły. Rozmawiała Beata Sakowska Zdjęcia Magdalena Kaczmarek
Co w swojej codziennej pracy lubi Pani najbardziej, co daje najwięcej satysfakcji? Pomaganie ludziom bardzo mnie satysfakcjonuje. Efekty naszej pracy są bardzo widoczne. Zmniejszamy ból naszych pacjentów często w kilka minut, często pomagamy znacznie poprawiać ich komfort życia. 108
Łódź, ul. Michałowicza 18 tel. 42 611 12 15 www.centrumpodologiczne.pl
Kultura
cieszę się, iż Mietek zgodził się być naszym gościem specjalnym także na krążku. Mój entuzjazm i ogromny szacunek do wszystkiego co czyni piosence, pozostają niewyobrażalnie wielkie! – mówi Iza Połońska. Krążek zatytułowany SING! OSIECKA jest wynikiem ostatnich 3 lat pracy artystki i Leszka Kołodziejskiego nad wersją studyjną materiału, który wykonują od jakiegoś czasu, głównie w wersji symfonicznej z orkiestrami filharmonicznymi w całej Polsce. Płyta jest ostatnią produkcją Andrzeja Adamiaka, legendarnego lidera zespołu REZERWAT. Wszystkich aranży dokonał Leszek Kołodziejski.
Album Izy Połońskiej SING! Osiecka ukazał się pod koniec listopada. Na krążku znajdzie się 13 utworów z piosenką poetycką. Artystka śpiewa bliskie swojemu sercu teksty Agnieszki Osieckiej. Aranżacją utworów zajął się Leszek Kołodziejski. - Piosenki Agnieszki Osieckiej towarzyszą mi od dziecka. W pewnym sensie jestem z nich na swój sposób „ulepiona”, a nawet definiuję nimi świat. Śpiewam ich o wiele więcej niż mogłaby pomieścić jedna płyta. W każdej możliwej konfiguracji: od bandowej, po kameralną, a nawet - symfoniczną. Zawsze w aranżacjach Leszka Kołodziejskiego – opowiada Iza Połońska. - Nagrania przypadły na wyjątkowy czas w moim życiu, dlatego też interpretacja tekstów, które wyśpiewałam setki razy jest inna. Tak jak na koncertach lubię snuć opowieść, tak tutaj snuję swój wątek posługując się słowami Agnieszki. Stała się Ona moją powierniczką, szeptuchą,
przyjaciółką - połączeniem obu światów: rzeczywistego i tego niewidzialnego, zaledwie przeczuwalnego. Wiem, że jedyna możliwa dla mnie DROGA to śpiewanie, stąd tytuł - SING! OSIECKA Szczególnym faktem jest obecność na płycie jednego z najlepszych polskich wokalistów mojego pokolenia - Mieczysława Szcześniaka, który towarzyszy Izie w piosence „Byle nie o miłości”. - Spotkaliśmy się jakiś czas temu na scenie Filharmonii Lubelskiej i od razu znaleźliśmy porozumienie w interpretacji słowa i dźwięku. Dla mnie był to rodzaj objawienia jakiego doświadcza się bardzo rzadko, tym bardziej
- Z całego serca dziękuję Leszkowi Kołodziejskiemu za niejedną już wspólną przygodę, za dzielenie się swoim talentem. Andrzejowi Adamiakowi - gdziekolwiek teraz przebywa - za dystans i inspirację, radość wspólnej pracy. Wszystkim, którzy tę płytę współtworzą, dziękuję za współbycie w muzyce. Szczególnie - Piotrkowi Pietrzakowi, którego perkusja po raz ostatni zabrzmiała na naszych nagraniach – dodaje Iza Połońska. - Dziękuję też Życiu, za to, że mnie wspiera, daje ciągle szansę na odnalezienie swojej własnej, tylko mnie tożsamej ścieżki. Umiem to docenić!
Izie towarzyszą muzycy • Leszek Kołodziejski - akordeon, instrumenty klawiszowe • Michał Kobojek - saksofon • Marek Kądziela - gitara jazzowa • Sławomir Cichor - trąbka • Ewa Kędzierska - wiolonczela • Michał Grott - gitara basowa • Paweł Puszczało - kontrabas • Piotr Pietrzak - perkusja (+) • Radek Bolewski - perkusja • Za mix i master odpowiedzialny był Rafał Smoleń. Większość materiału nagrywał Andrzej Adamiak w swoim prywatnym studio. Wokale do piosenki „Byle nie o miłości” w studio S4 nagrał Tadeusz Mieczykowski. Hammonda nagrano w Studio Las u Kuby Raczkowskiego i Moniki Kuszyńskiej. 109
Kultura
Artysta w kryzysie?
Zakończył się XXVII Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Zespół spektaklu „Chciałem być” w reżyserii Michała Siegoczyńskiego. W białym garniturze Mariusz Ostrowski – odtwórca roli Krzysztofa Krawczyka
Widownia podczas spektaklu „3SIOSTRY” w reżyserii Luka Percevala. Spektakl w Plebiscycie Publiczności otrzymał tytuł „Najlepszego Spektaklu”
Mariusz Ostrowski, w Plebiscycie Publiczności otrzymał tytuł Najlepszego Aktora 110
Oksana Czerkaszy w Plebiscycie Publiczności otrzymała tytuł Najlepszej Aktorki
Kultura
Spotkanie po spektaklu „Aleja Zasłużonych”. Jarosław Mikołajewski, Krystyna Janda i Emilia Krakowska
„Barbara Połomska i Michał Szewczyk. Mistrzowie sceny i ekranu. Rozdział I: Teatr”. Wystawa w Teatrze Powszechnym w Łodzi
Widownia na Dużej Scenie Teatru Powszechnego w Łodzi Owacje na zakończenie spektaklu „Odyseja. Historia dla Hollywoodu” w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego
„Galeria Plakatu Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych”. Wystawa w kawiarni Szykier
Spotkanie z Lukiem Percevalem, reżyserem spektaklu „3SIOSTRY”
Ewa Pilawska – dyrektorka artystyczna i twórczyni Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych Zespół spektaklu „Jądro ciemności” w reżyserii Pawła Łysaka
Panel dyskusyjny „Artysta w kryzysie”
Zespół „Biegunów” w reżyserii Micha ła Zadary, sztuki na podstawie książki Olgi Tokarczuk 111
Kultura
„Imagine 2” - światowa prapremiera spektaklu Krystiana Lupy w Łodzi
– „Imagine 2” to już trzecia współpraca Teatru Powszechnego w Warszawie z Krystianem Lupą. W 2017 roku w Nowym Teatrze zrealizowaliśmy „Proces” na podstawie opowiadania Franza Kafki. Była to koprodukcja czterech warszawskich teatrów (Nowego, Powszechnego, Studio i TR Warszawa). W 2019 roku odbyła się u nas premiera monumentalnego spektaklu „Capri – wyspa uciekinierów” na podstawie powieści Malapartego. Niestety ze względu na pandemię, szeroko zakrojony plan wyjazdów z „Capri” (m.in. do Hiszpanii, Francji, Włoch, Chin i Japonii) został wstrzymany. Tym bardziej cieszymy się z kolejnego spektaklu, który będzie kontynuacją artystycznych poszukiwań zespołu. Optymizmem napawa więź z łódzkim Teatrem Powszechnym i jednym z najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce, który stworzyła i z sukcesami od lat prowadzi Ewa Pilawska – mówi Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechnego w Warszawie. – Cieszę się, że powołujemy do życia nowy spektakl wspólnie z Pawłem Łysakiem i Pawłem Sztarbowskim, z którymi mamy doświadczenie wzorcowej koprodukcji sprzed kilku lat. Wówczas kierowali Teatrem 112
Fot. Marianna Kulesza
„Imagine 2” to artystyczna podróż do świata kontrkultury, czasów tożsamościowej i kulturowej rewolucji przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Krystian Lupa wychodząc od słów piosenki Johna Lennona „Imagine”, zadaje pytanie o żywotność utopii w dzisiejszym świecie, zwłaszcza idei New Age, wizji świata bez wojen, państw, własności i nienawiści. Tytuł nawiązuje do wcześniejszego spektaklu Lupy, legendarnego „Factory 2” z Narodowego Starego Teatru w Krakowie, który opierał się na fenomenie życia i twórczości Andy’ego Warhola.
Trwają próby do „Imagine 2” w reżyserii Krystiana Lupy. Spektakl koprodukowany przez Teatr Powszechny w Łodzi i Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. Światowa prapremiera w przyszłym roku na XXVIII Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Polskim w Bydgoszczy, zrealizowaliśmy „Podróż zimową” w reżyserii Mai Kleczewskiej. Dzięki Festiwalowi Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych łódzka publiczność mogła obejrzeć chyba większość spektakli Krystiana Lupy – w moim odczuciu jednego z najwybitniejszych współczesnych twórców teatralnych, który często mówi o marzycielach i tworzeniu (szczególnie w teatrze) „wyspy marzycieli”… Od dawna moim marzeniem było, aby specjalnie na Festiwal powołać spektakl w jego reżyserii. Jestem szczęśliwa, że – razem z warszawskim Teatrem Powszechnym – zrealizujemy prapremierę „Imagine 2”, która odbędzie się w Łodzi w ramach 28. edycji
Festiwalu w 2022 roku – mówi Ewa Pilawska, twórczyni i dyrektorka artystyczna Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych oraz dyrektorka Teatru Powszechnego w Łodzi. W spektaklu wystąpią Grzegorz Artman, Karolina Adamczyk, Michał Czachor, Anna Ilczuk, Andrzej Kłak, Michał Lacheta, Mateusz Łasowski, Karina Seweryn, Ewa Skibińska, Julian Świeżewski i Marta Zięba. Spektakl „Imagine 2” realizowany jest w ramach międzynarodowego projektu „Prospero. Extended Theatre”, dzięki wsparciu z programu „Kreatywna Europa” Unii Europejskiej.
Kultura
ArtGallery czeka na swoich odkrywców! To miejsce dla wszystkich, którzy chcą i potrzebują kontaktu ze światem refleksji, wykreowanym przez ludzi wrażliwych. To również miejsce spotkań z piosenką, literaturą i ludźmi, nawiązywania kontaktów, prowadzenia rozmów. O ArtGallery działającej w Monopolis opowiada JERZY KOBA, artysta fotograf. ArtGallery w Pasażu Monopolis to nowy i wciąż jeszcze nieodkryty punkt na kulturalnej mapie Łodzi. Skąd pomysł na taką działalność w tym miejscu? Połączenie biznesu i sztuki, to pomysł znany od dawna, z sukcesem praktykowany w wielu miejscach na świecie. Monopolis to miejsce, w którym od początku ten mariaż istniał i dzięki temu mogliśmy tam zaistnieć. Ogromne podziękowania należą się Krzysztofowi Witkowskiemu, z którego inspiracji ArtGallery powstała i może działać na zasadzie non profit. Na kulturalnej mapie naszego miasta takich miejsc jest niewiele, bo sztuka to wyzwanie, piękno niejednokrotnie ukryte, prowokujące, przekształcające codzienność. ArtGallery ukryta w Pasażu Monopolis czeka na swoich odkrywców, ludzi ciekawych i poszukujących czegoś wyjątkowego. Chcemy, aby to miejsce było takim przerywnikiem w pogoni za realizacją codziennych spraw. To miejsce dla koneserów sztuki czy dla wszystkich, którzy potrzebują kontaktu z malarstwem, rzeźbą, fotografią i nowoczesnym designem? To miejsce dla wszystkich, którzy chcą i potrzebują kontaktu ze światem refleksji, wykreowanym przez ludzi wrażliwych. Dla wszystkich, którzy marzą o tym, by wyrwać się z chaosu i nieustannej gonitwy, znaleźć chwilę wytchnienia, złapać oddech i otworzyć oczy na piękno ukryte w codzienności. Inspiracja, poszukiwanie nowych rozwiązań, poznawanie to potrzeba, którą w tym miejscu można zrealizować. To również miejsce spotkań z piosenką, literaturą i ludźmi, nawiązywania kontaktów, prowadzenia rozmów. To wreszcie miejsce dla wszystkich, ale też dla tych, którzy doskonale znają się na sztuce, dla tych, którzy oceniają sztukę na zasadzie „to mi się podoba, a to nie”. Wiele osób obawia się takich miejsc, jak ArtGallery i unika ich. Dlaczego? Ponieważ wszystko, czego nie znamy budzi w nas jakiś lęk, choć zwykle jest on nieuzasadniony. A ze sztuką jest tak, że jak raz jej nie spróbujemy i nie wejdziemy na przykład do jakiejś galerii, to już nigdy do niej nie wejdziemy. Dlatego zachęcam wszystkich do odwiedzenia ArtGallery. Jest to stała wystawa, czy też planujecie Państwo co jakiś czas zmieniać ekspozycję i pokazywać twórczość kolejnych artystów?
113
Kultura
To nie jest stała ekspozycja i podlega ona transformacji. Co jakiś czas wymieniamy prace, zapraszamy nowych twórców i organizujemy interesujące wydarzenia. Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że w galeriach można jedynie pooglądać obrazy, rzeźby czy fotografie. W ArtGallery oprócz oglądania i obcowania ze sztuką, można ją też zabrać do domu... To prawda. Wszystkie prace dostępne w ArtGallery można kupić i zabrać ze sobą do domu. W tym wymiarze jest to sztuka na sprzedaż. Galeria w Monopolis zaskakuje jeszcze jednym. Otóż można w niej spotkać autorów wystawianych prac, którzy regularnie pełnią tam artystyczne dyżury. Ciężko było ich do tego namówić? Wzajemne relacje widz i artysta to coś bardzo ważnego dla obu stron. Rozmowy, które towarzyszą spotkaniom to budowanie pomostu pomiędzy autorem i odbiorcą, odkrywanie tajemnicy, która jest po obu stronach. Autorzy prac cały czas są obecni w ArtGallery, pełniąc tygodniowe dyżury, zawsze można się z nami spotkać i chętnie opowiemy o naszych pracach, tęsknotach i poszukiwaniach.
„ Wzajemne relacje widz i artysta to coś bardzo ważnego dla obu stron. Rozmowy, które towarzyszą spotkaniom to budowanie pomostu pomiędzy autorem i odbiorcą, odkrywanie tajemnicy, która jest po obu stronach. „ W jakie dni i w jakich godzinach otwarta jest galeria? Każdy z nas ma swoje obowiązki zawodowe, ale z wielką przyjemnością jesteśmy do Państwa dyspozycji od wtorku do piątku od 17 do 20, a w sobotę i niedzielę od 14 do 20. Stała scena teatralna, koncerty znanych artystów, festiwale muzyczne, muzeum, galerie sztuki... Można powiedzieć, że Monopolis to miejsce, w którym kultura i sztuka odgrywają ważną rolę. Warto tu być, wystawiać swoje prace, spotykać się z publicznością? Mono to jedyny, Polis to w uproszczeniu społeczność, tworzymy w tym miejscu nową tradycję wspierania się i współdziałania, miejsce gdzie różne działania mogą połączyć się w jedność, a dzięki publiczności i dzięki duchowi tego miejsca stworzyć tę jedyną społeczność. Trzeba działać, bo warto tu być, wystawiać prace, spotykać się i tworzyć. A co, albo kto sprawia, że twórcy tak aktywnie uczestniczą w życiu Monopolis? To zespół ludzi, którzy czują rolę sztuki w tworzeniu takiego miejsca istotnego w naszym mieście. Rozmawiał Robert Sakowski Zdjęcia Justyna Tomczak , materiały prywatne
114
Kultura
Dariusz Fiet Absolwent ASP w Łodzi, na Wydziale Grafiki i Malarstwa. W 1986 r. uzyskał dyplom w Pracowni Technik Wklęsłodrukowych prof. Leszka Rózgi oraz w Pracowni Malarstwa profesora Stanisława Fijałkowskiego. Malarz, autor kilkuset obrazów, które pokazywał na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Jego obrazy znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych na całym świecie, a także w zbiorach Muzeum Miasta Łodzi oraz Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi. Obecnie jego obrazy można zobaczyć w autorskiej Galerii Ultramaryna przy ul. Wólczańskiej 118 lok 2U.
Małgorzata Borek Absolwentka PWSSP w Łodzi (obecnie ASP). W 1993 r. uzyskała dyplom w pracowni Tkaniny Unikatowej prof. Aleksandry Mańczak i w pracowni Malarstwa prof. Andrzeja Gieragi. W latach 1992-2010 związana z działalnością Międzynarodowego Muzeum Artystów. W tym czasie uczestniczyła w kilku edycjach międzynarodowego projektu „Konstrukcja w procesie”. W 2006 r. została asystentką prof. Henryka Hoffmana w pracowni podstaw kompozycji w ASP w Łodzi. Obecnie zajmuje stanowisko adiunkta w tej pracowni. Jako twórca zajmuje się malarstwem i instalacją. Brała udział w wielu wystawach w kraju i za granicą .
Marzena Mirewicz-Czumaczenko Absolwentka PWSSP w Łodzi (obecnie ASP) na Wydziale Grafiki. Dyplom w Pracowni Plakatu prof. Bogusława Balickiego. Drugi kierunek studiów zrealizowała także w tej uczelni na Wydziale Rzeźby i Działań Interaktywnych w latach 2016 – 2018. Dyplom w Pracowni Kreacji w Przestrzeni prof. Janusza Czumaczenko. Rzeźby, malarstwo na tablicach ceramicznych, grafiki, druki na tkaninach, rysunki i plakaty artystki były prezentowane na wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą. Jej prace znajdują się w wielu zbiorach indywidualnych, a jej rzeźby można zobaczyć także w przestrzeni publicznej w Uniejowie, Miechowie i Bolestraszycach.
Jerzy Maciej Koba Jest fotografem z wykształcenia i z zamiłowania. Fotografowaniem zajmuje się od 1969 roku. Od 1975 należy do Łódzkiego Towarzystwa Fotograficznego. Brał udział w wielu wystawach zbiorowych i jest autorem kilku wystaw indywidualnych. Od lat prowadzi zakład fotograficzny, w którym zajmuje się wydrukami artystycznymi, oprawą fotografii, grafiki i malarstwa. Wykonuje fotografię portretową, produktową, reportaż i dokumentację inwestycji. Uczy adeptów fotografii tego, jak fotografować.
Sylweriusz Koperkiewicz Absolwent PWSSP w Łodzi (obecnie ASP), Instytutu Form Przemysłowych. Dyplom w 1984 r. uzyskał w Pracowni Projektowania Produktu i Struktur Użytkowych u prof. Wojciecha Rzewuskiego. Jego prace i projekty koncentrują się wokół oświetlenia. Pierwsze koncepcje związane były z oświetleniem funkcyjnym, późniejsze realizacje koncentrują się wokół projektowanych obiektów, którym bliżej jest do form rzeźbiarskich niż tradycyjnie postrzeganego oświetlenia. Obiekty wykonane są w systemie jednostkowym.
Matylda Leśnikowska Absolwentka ASP w Łodzi. Dyplom w pracowni tkaniny profesora Antoniego Starczewskiego. Zaprojektowała i wykonała ponad 30 kolekcji z naturalnego jedwabiu. Stosuje wszystkie możliwe i niemożliwe, niekonwencjonalne, autorskie techniki do tworzenia wzoru i faktur co daje jej kolekcjom osobisty wyraz i gwarancje niepowtarzalności. Ubiór traktuje tylko jako pretekst do ciągłego eksperymentowania formą. Wystawiała w wielu krajach na całym świecie. Jest autorką kostiumów do sztuk teatralnych. 115
Felietony Fot. Krzysztof Pietrzak
Dziękuję za ten rok! Mateusz Lipski
właściciel agencji PROGRESSIVO Związany z branżą marketingu nieprzerwanie od 2001 roku. Twórca marek, strategii komunikacji, sloganów i haseł reklamowych, które trwale zapisały się w świadomości masowej. Kreatywnie wspiera i angażuje się w kampanie społeczne, promocję wydarzeń oraz instytucji kultury.
Końcówka roku to zwyczajowo czas podsumowań, ale także rozważań nad tym, co udało się w trakcie ostatnich dwunastu miesięcy osiągnąć. Mam przekonanie, że jako ludzie tworzący zespół PROGRESSIVO, a jednocześnie społeczność Łodzi, możemy z dumą dokonać takiego przeglądu. Przybijając sobie kolektywną piątkę przed nadchodzącym nowym rokiem. Niemal dwa lata temu, wraz z naszymi Klientami, znaleźliśmy się w zupełnie nowych realiach funkcjonowania i prowadzenia biznesu. Rozkład akcentów, jeśli mówimy o aktywnościach marketingowych, uległ zasadniczym zmianom, a proces emigracji do szeroko pojętej sieci tylko przyspieszył. To, co wydawało się dotąd najistotniejsze i fundamentalne, jeszcze szybciej ustępowało miejsca nowemu. Wirtualnemu, cyfrowemu, multimedialnemu, animowanemu. Komunikacja z odbiorcą treści reklamowej przeniosła się w znakomitej większości do szeroko rozumianego świata Internetu i platform społecznościowych. Ruszyła jeszcze bardziej skoncentrowana produkcja kontentu pod wszelkimi możliwymi formami. Realizowane dotąd częściej lub rzadziej sesje foto i materiały wideo stały się przeważającą częścią codziennej pracy. Hołdujące jeszcze niedawno formom analogowym projektowanie graficzne należało dopasować do rosnącego zapotrzebowania na ogromne ilości zróżnicowanych form „onlajnowych”. Organizacja pracy zakładająca model hybrydowy musiała również zdać swój egzamin. Zostać dobrze zgrana, przetestowana i dotarta. Myśląc o 2021 roku, cieszymy się, że potrafiliśmy sprostać oczekiwaniom zarówno naszych Klientów, jak i wymogom czasów w których żyjemy. Z szacunkiem, empatią i zrozumieniem dla indywidualnych sytuacji życiowych każdego z nas. 116
Koncentrując się na realizacji zadań dnia codziennego, pozostawaliśmy otwarci i wrażliwi na to, co dokoła nas. Spoza prowadzonych projektów, procedowanych harmonogramów, czy finalizowanych biznesów. W połowie roku, dzięki zaangażowaniu i wsparciu naszych przyjaciół – Polskiej Grupy Instalacyjnej OZE oraz BUDOMAL 360 – wspólnie domknęliśmy zbiórkę środków na wymianę dachu w budynku Fundacji Gajusz. Zebrane podczas kampanii społecznej 455 tysięcy złotych zapewniło bezpieczniejszą przyszłość książętom i tulisiom, a nam przysporzyło niezmierzonej wręcz radości i satysfakcji. Z początkiem grudnia zaangażowaliśmy się zaś w akcję mającą na celu pozyskanie finansowego wsparcia dla Fundacji Dom w Łodzi. Działanie to zostanie sfinalizowane jeszcze przed nadchodzącą gwiazdką, o czym będziemy niebawem komunikować. Nasze cele na kolejny, 2022 rok są równie ambitne. Przed nami nowe, przygotowywane już projekty, zaplanowane zmiany, wymagające wyzwania. Jestem przekonany, że dzięki naszym Klientom, Partnerom i Przyjaciołom, wszystko to z powodzeniem zmienimy w rzeczywistość. W tym miejscu nie może się obyć bez słów podziękowania za ten zawodowo dobry, barwny i niezwykle dynamiczny rok. Dziękuję mojej żonie i córkom za nieustające wsparcie, zespołowi PROGRESSIVO za niesamowite zaangażowanie i dopinanie wszystkiego na ostatni guzik, a naszym Klientom za okazane zaufanie i możliwość wzięcia udziału w ambitnych projektach. Wesołych Świąt i wszystkiego, co najlepsze na nadchodzący rok.
Felietony
Nowy rok, nowa ja
Ja sama przez wiele lat dawałam się uwieść tej fantazji o stworzeniu lepszej wersji siebie i co za tym idzie, idealnym życiu. W ostatni dzień roku tworzyłam mapy marzeń tak gęsto utkane pragnieniami, że mogłabym obdzielić nimi co najmniej kilka osób. A później z zadyszką biegłam w kolejne miesiące gubiąc po drodze radość z doświadczania zwykłych dni. Ambitne cele nie lubią tego co zwykłe. Mają w pogardzie umiarkowanie i balans. Karmią się ekstremalnymi doznaniami i rezultatami na miarę olimpijskich mistrzów. Na szczęście w porę zrozumiałam, że to nie moje tempo. Od morderczego sprintu dużo bardziej cenię sobie miarowy trucht. I nawet jeśli w oczach innych jest to mało ambitne, właśnie tak postanowiłam iść dalej przez życie. Bez presji, bez tego napięcia, którym zagryzałam drżące ze złości usta, kiedy nie udało mi się przybiec na metę w pierwszej trójce. Bo życie nie po to jest by biec, ale po to by delektować się każdą chwilą.
Fot. Michał Marzec
Dajemy się łapać na ten slogan co dwanaście miesięcy. Niczym pilne uczennice odhaczmy zrealizowane cele robiąc miejsce na nowe. Z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej ambitne i spektakularne projekty narzucają nam swoje tempo. Podążamy za nimi próbując wyrobić sto procent normy. Dawno temu uwierzyłyśmy, że perfekcja i doskonałość zapewnią nam poczucie szczęścia. Tyle tylko, że dla każdej z nas szczęście ma zupełnie inny wymiar i smak. Ślepe podążanie za ogólnie przyjętym trendem, nie u wszystkich się sprawdza. I chociaż o tym wiemy, z trudem przychodzi nam zaakceptowanie zauważalnej gołym okiem prawidłowości – to, co powoduje przyjemne łaskotanie w żołądku i przyśpieszone bicie serca u jednej osoby, u innej może się okazać zaledwie neutralne.
Kasia Malinowska
certyfikowany coach, trener Trenerka rozwoju osobistego, certyfikowany coach, ambasadorka fundacji Sukces Pisany Szminką oraz programu Sukces To Ja. Ekspertka w zakresie budowania pewności siebie. Prowadzi szkolenia oraz sesje coachingowe w języku polskim oraz angielskim.
W tym roku nie będzie nowej mapy marzeń. Nie dlatego, że wszystkie już spełniłam. Jest jeszcze kilka, które noszę pod czułymi powiekami. Nie będzie jej, bo zrozumiałam, że moje życie jest dobre właśnie takie, jakie jest. Z wszystkimi pęknięciami i chropowatościami. Z deficytami i niedoskonałościami. To przecież moja niepowtarzalna historia, która ma w sobie równie dużo różu co szarości. Dlatego w tym roku bez zbędnych fajerwerków uśmiechnę się do siebie o północy i szepnę życzliwie do ucha: „Jesteś wystarczająca. Świetnie sobie radzisz. Idź dalej. W swoim tempie. Ciesz się każdą chwilą. I nie śpiesz się do mety. Ona sam kiedyś do ciebie przyjdzie”. 117
Felietony Fot. Joanna Jaros
Masochizm świąteczny Kamil Maćkowiak aktor, reżyser, scenarzysta i choreograf
Laureat ponad dwudziestu nagród teatralnych, Prezes Zarządu Fundacji Kamila Maćkowiaka, dyrektor artystyczny Sceny Monopolis. Jednym z najsłynniejszych jego spektakli jest monodram „Niżyński”. Zagrał główną rolę w filmie Jerzego Stuhra „Korowód”, grywa w licznych serialach. Od kilku lat produkuje spektakle pod szyldem własnej Fundacji.
Z tymi świętami to mam jednak pewną ambiwalencję… Z jednej strony naoglądałem się Disney’owskich produkcji ze sztucznym śniegiem, szczęśliwą wielopokoleniową rodziną, skwierczącym drewnem w kominku i choinką pod sam sufit, naiwnie licząc na podobne „merykrismasowe” uniesienia, z drugiej te realne wspomnienia są mniej cukierkowe i naznaczone jakąś totalną presją: żeby było fajnie, ładnie, dużo, miło, familijnie, etc. … Z dzieciństwa pamiętam głównie zmęczenie: Mamy, Babci, Cioć – tyrających w kuchni do nocy, stanie w kolejkach, nawet jak już PRL odszedł w niepamięć i na każdym osiedlu był supermarket, to zdobycie karpia zajmowało godzinę i nawet „Jingle Bells” ze sklepowych głośników w piętnastej wersji z rzędu nie poprawiało nastroju. No właśnie, ciągle to jedzenie, żeby było jasne lubię jeść, ba uwielbiam i jak mówiła moja ciocia z Podlasia „oj chłopaku źryć to ty umisz”. Faktycznie umiem, ale święta stawały się jakimś totalnym, makabrycznym maratonem. Kolacja wigilijna przechodziła w orgię ciast, po pasterce trzeba było jeszcze coś dojeść na dobry sen (15 pierogów ze śledziami w śmietanie i kawałek karpia, góra trzy). Od rana wszystko zaczynało się od początku wpędzając współtowarzyszy w coraz większą apatię na granicy intelektualnej śpiączki. I tak do wyczerpania zapasów, czyli gdzieś do 29 grudnia… Brrrr. Kolejna presja, oprócz towarzyskiego funkcjonowania w rodzinie (mnie ratował fakt, że jesteśmy niezbyt liczni) to utrafienie z prezentem, który będzie albo przydatny, albo chociaż zabawny, a na dzień przed Wigilią liczyło się to, żeby był jakikolwiek, więc padało na pierwszy, mniej zaludniony w galerii sklep. Pamiętam też presję, by omi118
jać rodzinne rafy, góry lodowe, czy inne niebezpieczne zaułki, bo gdy wkraczały nalewki i niejeden „wujek Janusz” dostawał zastrzyku adrenaliny, zawsze były jakieś spięcia w podgrupach, wypominanie kłótni sprzed 20 lat czy spadków, w których ktoś dostał o dwa obrusy więcej. Pamiętam też słynny już w rodzinnych legendach „wykon” mojej Mamy, gdy skrytykowałem smak jej pierogów z grzybami (na etapie finalizacji produkcji) i wszystkie spektakularnie wylądowały w koszu! Tak, temperament mam zdecydowanie po Niej. Ale to było jeszcze, gdy byłem dzieciakiem, potem poprzeczka się podniosła, bo przyszła moja kolej na organizowanie świątecznych spotkań i zrozumiałem wszystko: zmęczenie Mamy, nalewkową brawurę sfrustrowanych wujków i tę krzyczącą w głowie myśl „niech oni już pojadą, albo wyskoczę z okna”. Wracając do ambiwalencji… to mimo wszystko, wciąż mam siłę, a może masochistyczną potrzebę gonienia króliczka. W trakcie kolejnego bardzo intensywnego okresu w życiu, gdy nasz teatr zmienia swoją siedzibę, a ja sam przeprowadzam się (choć tylko o kilometr) do nowego mieszkania, postanowiłem oto znów zorganizować Święta u siebie i połączyć je z „parapetówą”. Co oznacza bonusik w postaci kolejnej presji, zdążyć z remontem. I przeprowadzką, i poremontowym sprzątaniem, a w międzyczasie jeszcze zagrać jedenaście spektakli. Ho ho ho! Dlatego Wam, drodzy Czytelnicy, życzę więcej rozsądku w planowaniu tych kilku grudniowych dni i minimum presji. I żebyście spędzili fajny, rodzinny czas omijając familijne „lodowce”. I niech ten nowy rok pozwoli nam wreszcie odetchnąć.