Tramwaj Cieszyński nr 69

Page 1

Nr 69, październik 2022 Obalić księcia Milczenie bywa złotem Скалічені душі українських міст Miejskie owocobranie „Przedawkować Cieszyn, czyli słońce przygasa” Zabawy z bronią Milan Baroš jako wołoski kniaź ISSN: 2543-8751 / Cena: Bezpłatny MIESIĘCZNIK DLA ŚLĄSKA CIESZYŃSKIEGO OKALECZONE DUSZE UKRAINSKICH MIAST
pamiętając o bliskich ul. Cieszyńska 11, Hażlach (Cieszyn-Kalembice) tel. +48 512 790 260 / www.paczki123.pl Oferta biznesowa na www.olzalogistic.com Polska od 16,00 zł Włochy od 51,30 zł Holandia od 36,80 zł Słowacja od 21,20 zł Czechy od 20,00 zł Niemcy od 33,90 zł

ZAŁOGA TRAMWAJU:

DYSPOZYTOR: Wojciech Krawczyk

MOTORNICZY: Marcin Mońka, m.monka@tramwajcieszynski.pl

KONDUKTORZY: Małgorzata Perz, Adriana Hernik

DZIAŁ MARKETINGU: Piotr Czerwiński, tel. 602 571 638

PASAŻEROWIE: Aron Chmielewski, Jacek Cwetler, Paweł Czerkowski, Florianius, Maciej Froński, Ewa Gołębiowska, Robert Kania, Katarzyna Koczwara, Anna Majewska, Stanisław Malinowski, Halyna Malynovska, Zbigniew Masternak, Adam Miklasz, Szymon Wąsowicz, Iwona Włodarczyk, Miłosz Żemła

ZAJEZDNIA: Cieszyn, ul. Mennicza 44 redakcja@tramwajcieszynski.pl

BAZA: Fundacja LOKALSI Cieszyn, ul. Bielska 184

Rozkład Jazdy:

Kierunek Jazdy

Obalić księcia 6-9 Milczenie bywa złotem 10 „Przedawkować Cieszyn, czyli słońce przygasa” 11 Miejskie owocobranie 12-13 Cegiełka w gmachu nauki 14-15

Mijanka na Rynku Ruszyło głosowanie w budżecie partycypacyjnym 17 Rada pożytku publicznego na następne trzy lata 19

Wyższa Brama

Okaleczone dusze ukraińskich miast 20-25 Zabawy z bronią 26-29

Stary Targ Czechowicki i dziedzicki miszmasz 30-32

Most przyjaźni Milan Baros jako wołoski kniaź 34-38

Kierunek Kultura Opowiadać o tym co nam najbliższe 40-42 Wspomnienie o Kornelu Filipowiczu 43-45 Dziesięciu tenorów na cieszyńskiej scenie 46 Słynne dzieło Johanna Straussa 47 „Řzaný świat” to książa wyjątkowa 48-50 Ogrody literatury pod sową 52-53 Wszystko było po coś 54-55 Nadciaga poetycki elektrotriphop 56-57

Torebka jakby Damska Domowa granola dyniowa 58-59 Wytańczając żałobę 60-61 Wzrok i inne zmysły 62-63

Kierunek Sport Pożegnanie z Ligą Mistrzów 64-65 Silna mentalność... 66

Ten numer powstał dzięki wsparciu:

ŹRÓDŁO ZDJĘCIA OKŁADKI: fot. Vladimir Bartel Kurbatov opr. graficzne okładki Rafał Łęgowski

DRUKARNIA: Przedsiębiorstwo Poligraficzne „MODENA” Sp. z o. o. ul. Mała Łąka 17, 43-400 Cieszyn

Przedsiębiorstwo Poligraficzne „MODENA” Sp. z o. o. ul. Mała Łąka 17, Cieszyn drukarniamodena.pl, tel. +48 601 957 992

„Kierunek jazdy” - felietony „Wyższa brama” - tematy ważne „Most przyjaźni” - zza Olzy „Mijanka na Rynku” - polityka i gospodarka „Stary Targ” - gwara „Torebka jakby damska” - tematy różne „Kierunek kultura” - kultura „Kierunek sport” - sport „Przystanek na żądanie” - reklamy i artykuły sponsorowane Wydawca magazynu „Tramwaj Cieszyński” nie ponosi odpowiedzialności za treści reklam i art. sponsorowanych, a także za poglądy autorów zawarte w zamieszczonych tekstach. Reprodukcja oraz przedruk wyłącznie za zgodą wydawcy. Wszystkie materiały publikowane w niniejszym magazynie są własnością wydawcy i są chronione prawami autorskimi.

3 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022
SPECJALISTYCZNY SERWIS CZYSTOŚCIOWY POWIERZCHNI PRZEMYSŁOWYCH USŁUGI DDD ZE STAŁYM MONITORINGIEM DEZYNFEKCJA, DERATYZACJA, DEZYNSEKCJA WSPÓŁPRACA Z M-KWADRAT GROUP, TO CZYSTA PRZYJEMNOŚĆ KOMPLEKSOWY SERWIS CZYSTOŚCIOWY POWIERZCHNI BIUROWYCH WRAZ Z ZAPLECZEM SOCJALNYM M-KWADRAT GROUP I Sp. z o.o. ul. 1 Dywizji Pancernej 45, 43-300 Bielsko-Biała tel. +48 33 819 45 58 • kom. +48 505 980 780 biuro@m-kwadrat.eu • www.m-kwadrat.eu facebook.com/M-Kwadrat Group

Ćwiczenia z pamięci

„Ile razy będę jeszcze mógł popatrzeć na to wszystko tak jakbym widział to pierwszy raz” – to zdanie z wiersza Grzegorza Kaźmierczaka, poety i frontmana formacji Variété towarzyszy mi od lat. Kiedyś interpretowałem je jako najdoskonalszy wyraz afirmacji zadziwienia świa tem, dziś – po wielu latach – coraz częściej odnajduję w nim łagodną formę pogodzenia się z pewnym rodza jem nieuchronności, doświadczeniem, na które mimo wszelkich wysiłków jesteśmy po prostu, z racji swojej kondycji, skazani. Antyczni nazywali je fatum, czyli przeznaczeniem.

O frazie z wiersza Grzegorza Kaźmierczaka myślę w chwili, gdy niespiesznie, strona po stronie, czytam najnowszą książkę Adama Miklasza, która – i nie mam tu żadnych wątpliwości – dołączy wkrótce do kanonu lektur śląskocieszyńskich. Chciałbym, aby ten feno menalny zbiór tekstów, w których autor z wrodzoną przenikliwością stara się opowiedzieć o swoim doświad czeniu zadziwienia regionem, stał się wkrótce lekturą podstawową w tym sensie, w jakim stały się wcześniej publikacje Andrzeja Drobika czy Jarosława jot-Drużyc kiego.

Adam Miklasz, choć w podtytule swój „Řezaný świat” nazywa „osobistym przewodnikiem”, ja staram się w nim odnaleźć pewien klucz uniwersalny, którym mo żemy otworzyć „śląskocieszyńskie drzwi percepcji”. Czy autorowi udało się trafić we właściwy zamek, i czy po ich uchyleniu ten nasz najbliższy świat wciąż tak ocho czo zaprosi nas do siebie – na to pytanie teraz nie odpo wiem, pozostawiając czytelnikom przyjemność odnale zienia najbliższej ich wyobrażeniom odpowiedzi.

O tym, że Śląsk Cieszyński może być wyjątkową „osią świata”, często rozmawiamy w gronie znajomych

i przyjaciół. Również z Adamem Miklaszem. Jakby na potwierdzenie tych słów to właśnie z Cieszyna w „bliską -daleką” podróż do Wołoszczyzny Morawskiej wyruszył pisarz Zbigniew Masternak, i tropami tej peregrynacji dzieli się z czytelnikami „Tramwaju Cieszyńskiego”. W przeciwnym kierunku – na północ – wyruszył z kolei Stanisław Malinowski, odnajdując literackie tropy łą czące Cieszyn z Puckiem.

Książkę Adama Miklasza otwiera krótka introdukcja, zatytułowana „Na początku było słowo”. Dzięki sło wom tworzymy swoje światy, dzięki nim opowiadamy historie, dzielimy się sensami. Bywają jednak momen ty, w których coraz trudniej jest tkwić w przekonaniu, że słowa mogą mieć jeszcze jakieś głębsze znaczenie. A jednak zdarzają się teksty, które potrafią przywró cić pierwotne sensy „rzeczy pierwszych” i prymarnych uczuć. Przejmującymi refleksjami ze swojej ojczyzny, napadniętej przez zbrodniczy reżim Putina, dzieli się z czytelnikami nasza dziennikarka Halyna Malynovska. Spojrzenie na miasto jako żywy organizm, który czuje, oddycha i przeżywa, jest przedziwnym doświadczeniem, jednak stało udziałem autorki. I wraz z Halyną wierzę, że także dzięki słowom, uda się jeszcze uratować świat.

Dobrej lektury, Marcin Mońka

5 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

ObaliĆ księcia

Florianus

Pod koniec lata, akurat kiedy na wieżę cieszyńskiego ratusza powracała iglica, w nocy z soboty na niedzielę, w Lasku Miejskim na wzgórzu nad ulicą 3 Maja, nieznani sprawcy obalili pomnik Miesz ka, pierwszego cieszyńskiego księcia. Masywna, wydawałoby się, figura księcia, została wyrwana z cokołu i zepchnięta na schodki pod piedestałem. Czy ktoś to widział? Czy ktoś to słyszał? Nikt nie widział, nikt nie słyszał. Nie ma świadków. Nie ma nagrania. Jest żałosny, pomazany sprejem, pohabsburski, pusty piedestał, na którym stał posąg śląskiego księcia.

Pomniki nie są wieczne. Pomniki bywają rozwalane, gniecione, niszczone, wywożone na śmietnik, choć zda rza się, że ktoś je ocali, ukryje, przechowa gdzieś w sto dole w oczekiwaniu na lepsze czasy. Ale przedtem mają upamiętniać, zaznaczać, potwierdzać, być wyrazem czci i uznania, widzialnym gwarantem tradycji i panującej ideologii, symbolicznym punktem zaczepienia reżimu i utrwalaczem wspólnotowej tożsamości. Stoi się przy nich ze sztandarami z okazji patriotycznych świąt i mar tyrologicznych rocznic. Śpiewa się przy nich hymny. Jednak jeszcze pamiętamy, co się stało z pomnikami Lenina, Dzierżyńskiego, Saddama Husajna czy księdza prałata Jankowskiego. Te najbardziej nachalne pomniki klasy panującej należą do wyposażenia polityki histo rycznej i arsenału wojny symbolicznej. Przez jakiś czas stoją, zlewają się z okolicznym pejzażem, przez co stają się niemal niewidzialne. Kiedy wszyscy miejscowi już się do nich przyzwyczają, są widoczne i zrozumiałe tyl ko dla nielicznych pasjonatów lokalnej historii i ewen tualnych bardziej poznawczo nastawionych turystów. Z czasem stają się obojętne, anachroniczne, szpetne, rzadko, zresztą, bywają ładne od początku. Czasem na bierają nowych znaczeń, mogą drażnić, kumulować ne gatywne uczucia, budzić nienawiść i agresję. I w końcu są atakowane, zwalane, wysadzane w powietrze, niszczo ne, wyrzucane na śmietnik. W czasach ostrych kryzy sów, rewolucji, społecznych przesileń, gniewu, buntu, wojny, kiedy stary reżim musi ustąpić, a nowy reżim zbudować inne pomniki według swojej mitologii i hie rarchii wartości, dyrektyw innej polityki oraz instrukcji odpowiedniej propagandy. Pomniki upadają kiedy jed na historyczna epoka gwałtownie przechodzi w drugą, zmienia się postać tego świata, zrywa się ze starym po rządkiem i ustala nowy. Oprócz posłuchu nowa władza potrzebuje nowej, także symbolicznej legitymacji. Po tem jakieś resztki poprzednich posągów, nadżarte przez czas, zzieleniałe skorupy, ponure kadłuby bez rąk, głowy bez nosów, niszczeją na uboczu albo na zapleczu. Wy stawione na deszcz, wiatr i mróz malowniczo rozsypują

się w przymuzealnych lapidariach jak w Parku Pokoju w Cieszynie.

W pierwsze chłodne i deszczowe dni tegorocznej jesieni cieszyniocy – tak jak wszyscy w Europie Środko wej – zadawali sobie pytanie, jak tu przeżyć nadciągają cą zimę. No i czy Putin użyje wobec Ukrainy i Europy bomby atomowej, a jeśli jakoś przeżyjemy Putina, to jak bardzo i jak długo wszystko jeszcze będzie drożeć? Czy dożyjemy świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku? Czy w karnawale nie będziemy marznąć w ciemności, bo zabraknie prądu i gazu? Ta niejasna i nieciepła per spektywa skłania nas także do poszukiwania winnych naszej niedoli, znanych z grubsza sprawców przykrej

7 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton
fot. Marcin Mońka

zmiany na gorsze. Ludzie są coraz bardziej niezadowole ni, rośnie niepewność a nawet gniew, bo oto nie będzie lepiej, lecz coraz gorzej będzie i nie wiadomo dokładnie, kto za to odpowiada. Putin? Niemcy? Unia Europejska? Ukraińcy? Ciapaci uchodźcy? A może to wszystko wina Tuska, który miał dziadka w Wehrmachcie, podwyższał wiek emerytalny, przewodził Unii, kolegował się z An gelą, a nawet swego czasu spotkał się parę razy z Pu tinem? Tylko, że za rządów Tuska przynajmniej leciała ciepła woda w rurach i nie brakowało węgla, a teraz, kiedy już od siedmiu lat Polską rządzą pisiory, fachow cy od siedmiu boleści, pobożni ochrońcy narodowych kiboli i miłośnicy disco polo, może nawet letniej wody w rurach nie być. Zniszczyli polskie państwo i jego oby wateli pozbawili prawa, prawdy, sprawiedliwości, soli darności, czystej wody w rzekach i dorodnych drzew w lasach, a także gigantycznych dotacji z Unii. Zde montowali instytucje państwa prawa, wprowadzili „pol ski ład” i Polskę doprowadzili do niemal dwudziesto procentowej inflacji oraz katastrofalnej recesji. I wszyscy są winni, tylko nie oni. To napędza frustrację i agresję, zwłaszcza z soboty na niedzielę, kiedy Polacy trochę się napiją i ułańska fantazja każe im przewracać plenerowe fortepiany na rynku i atakować pomniki, które stoją na uboczu. Agresję trzeba odpowiednio do swojej szajby wyładować skoro nie można załadować węgla, a potem zaraz ogłosić, że to wina Tuska, a jeszcze lepiej Ukraiń ców, ponieważ nie ma już Żydów, a Czesi są w podobnie smętnej sytuacji. Tymczasem policja, jak to policja, bę dzie bezradna, nieznanych sprawców nie znajdzie, do chodzenie umorzy na podstawie opinii biegłego, który zaniży wyszacowanie straty i uzna, że społeczna szkodli wość czynu była znikoma.

Tego rodzaju ataki na pomniki zdarzają się w cza sach ostrego kryzysu społecznej świadomości i moralno ści, zapaści kultury i cywilizacji. Przypomina się atak na pomnik Fryderyka Schillera, który w Cieszynie stał po zachodniej stronie Olzy, na Kamieńcu, w okresie mię dzywojennym, kiedy Zaolzie było w polskich rękach. Na kilka dni przed wybuchem wojny nieznani sprawcy zaatakowali i uszkodzili pomnik niemieckiego klasyka (wzniesiony tu w 1906 roku przez społeczność niemiec ką), a cieszyńscy Niemcy obwinili o to cieszyńskich Polaków. I była to prowokacja wspomagająca inwazję hitlerowców na Polskę. A teraz? Co to za prowokacja? Jaka inwazja się szykuje? Chyba tylko inwazja chamów i barbarzyńców. Komu bowiem przeszkadzał posąg Mieszka, pierwszego księcia cieszyńskiego, że aż trzeba było go wyrwać z cokołu i zwalić na twarz, rozkwa sić mu nos, a potem nawet zrobić dziurę w głowie, co właściwie każe podejrzewać, że posąg księcia wcale nie był odlany z brązu, ale ulepiony z gliny, a może nawet

z dykty brązopodobnej. No właśnie! Może niezna ni sprawcy rozpaczliwie chcieli zwrócić uwagę, że postać pierwszego księcia cieszyńskiego trzeba odbrązowić. Na oficjalnej stronie www Cieszyna można przeczytać, że przedtem w tym samym miejscu stał pomnik cesarza Franciszka Józefa I ufundowany przez miejscowe, lojal ne wobec Habsburgów, organizacje rzemieślnicze i ku pieckie w 1908 roku. Po Wielkiej Wojnie, pod koniec 1918 roku, kiedy już rządy objęła polska Rada Narodo wa dla Księstwa Cieszyńskiego, dzielni antyhabsburscy nacjonaliści, którzy dziesięć lat wcześniej entuzjastycz nie fetowali jubileusz 60 rocznicy panowania swojego ukochanego cysorza, teraz rozbili jego kamienne popier sie, ale – jakże praktycznie! – pozostawili cokół i obu dowę pomnika nienaruszoną. Po dalszych dziesięciu latach burmistrz Cieszyna ksiądz prałat Józef Londzin (ksiądz był burmistrzem, wyobrażacie to sobie?) wpadł na pomysł, żeby w tym samym miejscu, z którego usu nięto popiersie Franza Josefa, postawić posąg Mieszka, pierwszego księcia cieszyńskiego, co miało upamiętniać polskie w jego mniemaniu korzenie miasta. Księdzu prałatowi, poczciwemu katolickiemu narodowcowi, wydawało się – zgodnie z XIX-wiecznymi, nacjonalistycznymi legendami – że skoro Mieszko pochodził z dynastii Piastów, to automatycznie był Polakiem. Księstwo Cieszyńskie od samego początku w śre dniowieczu aż do jego odrzucenia, podziału i znacjo nalizowania po I wojnie światowej nigdy nie przynale żało do Królestwa Polskiego. Sam Mieszko (po czesku Měšek), był sojusznikiem, a prawdopodobnie też i len nikiem czeskiego króla Wacława II i wspierał go w wal ce o tron w Krakowie, a córka Mieszka, Wiola, została żoną następnego króla czeskiego Wacława III. Cieszyń ski, a także raciborski, oświęcimski i zatorski, książę brał udział w różnych mniej lub bardziej krwawych grach o trony, terytoria i wpływy, ale ówczesne księstwa, a na wet królestwa, nie miały nic wspólnego z państwami narodowymi w naszym rozumieniu. Nie było narodów, nie było dróg bitych, ani mostów na rzekach. Grani ce istniały tylko w głowach władców, bo nie było map, a gry o trony i zydle przypominały trochę rozgrywki szachowe, z tym że ważna w nich była figura papieża. Tessin był przystankiem na szlaku z południa Europy na północ i z zachodu na wschód. To zdecydowało, że na wzgórzu nad Olzą postawiono warownię, a nawet zamek. Kto i kiedy go zbudował, dokładnie nie wia domo. Pod zamkiem przycupnęło kilka drewnianych chałup, może jakiś kościół, trochę dalej klasztor. Było zimno, ciemno i ponuro. Na koniach cwałowała drużyna książęca, a książę sprowadzał osadników na tereny blisko szlaku, którym jeszcze w XI wieku przepędzano na południe słowiańskich niewolników. W XIII wieku

8 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

śląscy książęta z dynastii piastowskiej byli już bardziej cywilizowani, a nawet poniekąd kulturalni. Starannie za młodu wykształcony Henryk Probus, książę wrocław ski, wygrywał turnieje, zdobył też pewną sławę jako minstrel - układał pieśni w języku Mittelhochdeutsch. Razem z Władysławem opolskim, ojcem Mieszka, w 1280 roku złożyli w Wiedniu hołd lenny niemiec kiemu królowi rzymskiemu Rudolfowi Habsburgowi. Tacy to byli Piastowie. Nieustannie trwały zażarte gry o tron, ten albo tamten. Żadnych narodów nie było, byli tylko poddani. Mieszko obraził się na Henryka Pro busa, który najpierw wziął sobie za żonę jego siostrę, a potem ją oddalił. Dlatego Mieszko stał po stronie jego przeciwników, na przykład udzielił w Raciborzu schro nienia biskupowi wrocławskiemu Tomaszowi Zarem bie. Śląskie rycerstwo z Henrykiem Probusem na czele w 1289 roku wygoniło kujawskiego księcia Władysława Łokietka z Krakowa, ale niedługo się tym Probus cieszył i nie koronował się na Wawelu, ponieważ w 1290 roku został otruty. W tym samym roku Mieszko przejął m.in. kasztelanię cieszyńską i wkrótce związał się z czeskim królem Wacławem II, który koronował się w Gnieźnie na króla Polski w 1300 roku (wyobrażacie to sobie –Czech królem Polski i to przez pięć lat, ale właściwie nie był to Czech, tylko Przemyślida, bo przecież narodów wtedy nie było, tylko dynastie). Mieszko nie był zamożny, ale za to jego córka Wiola wyróżniała się podobno wybitną urodą i wpadła w oko młodocianemu synalko wi Wacława II, Wacławowi III. Świadczyć to może o bli skich kontaktach Mieszka z Wacławami. Ale do czasu. Czeski król zmarł – podobno na gruźlicę – w 1305 roku. Jednak parę lat przedtem osadził swego syna i na stępcę na tronie węgierskim, faktycznie sprawując tam władzę poprzez swoich zaufanych doradców. Wacław III, lekkoduch łasy na kobiece wdzięki, pilnie potrze bował żony i Mieszko, po starej znajomości, oddał mu swoją piętnastoletnią Wiolę. Do ślubu doszło w Brnie w październiku 1305 roku i cieszyńska Wiola z dnia na dzień stała się królową czeską, polską i węgierską, choć tą ostatnią chyba tylko na parę dni, bo Wacław III był słabym graczem o trony i akurat tracił Węgry. Zanosiło się także na to, że utraci Polskę, Łokietek postanowił odbić Kraków, a książęta na północy ziem polskich też mieli swoje ambicje. Wacław III ruszył więc na począt ku sierpnia 1306 roku do Krakowa, ale dotarł ledwie do Ołomuńca, gdzie został w niejasnych okolicznościach zasztyletowany, możliwe, że na zamówienie Łokietka. I tak wygasła dynastia Przemyślidów i w Europie Środ kowej znów nastał zamęt. Gry o tron były bezwzględne, generowały chaos i zniszczenie.

A piękna Wiola została młodziutką wdową. To postać zaiste tragiczna. Czy wiedziała, że jej mąż miał

Wiolę,

córkę z nieprawego łoża? Dlaczego królewska małżon ka nic po nim nie odziedziczyła? O dalszych dziesięciu latach jej życia nic nie wiadomo. Czy wróciła do Cieszy na na zamek swojego ojca? Czeska tradycja historyczna przekazuje, że schroniła się w klasztorze, a po dziesięciu latach znalazł ją tam emisariusz króla Jana Luksembur skiego, który zaproponował jej małżeństwo z czeskim szlachcicem Petrem z Rožmberku. Wiola ofertę przyjęła, swojego drugiego męża poznała jakoby dopiero na ślubie, a małżeństwo trwało ledwie rok, ponieważ Wiola umarła w 1316 roku w wieku 27 lat. Co najmniej o rok wcześniej, jeszcze przed ślubem Wioli, zmarł jej ojciec Mieszko, książę cieszyński. O ostatnich dziesięciu latach jego życia niewiele wiadomo, poza tym że w pełni sił oddał władzę swoim synom i wspierał cieszyńskich do minikanów.

Zmienne, pogmatwane i niejednoznaczne są dzieje śląskich Piastów. I niewiele mają wspólnego z tym, co sobie o nich później roili księża prałaci, nacjonalistycz ni politycy i usłużni wobec nich historycy, wykonaw cy polityki historycznej i budowniczowie pomników. I co teraz zrobić z obalonym posągiem Mieszka? Może jednak zostawić go w lapidarium koło Muzeum. Tylko kogo w takim razie postawić na pohabsburskim cokole w Lasku Miejskim?

9 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY
Tak sobie córkę cieszyńskiego księcia Mieszka, królową Czech, Polski, a nawet Węgier, wyobrażała czeska rzeźbiarka Jarmila Haldova (reprodukcja za Wikipedią)

milczenie bYwa zŁOTem

Człowiek, jako istota ziemska, jest wyjątkowo skompliko waną i trudną do zdefiniowania osobliwością. Łączy w so bie multum skrajnych cech. Czasem bywa geniuszem, czasem debilem. O tym pierwszym świadczą miliony wy bitnych wynalazków, które pozwoliły nam przejść długą drogę z wprost z wilgotnej jaskini, aż do cyfrowego świa ta, w którym żyjemy? O naszym debilizmie świadczy to, w jaki sposób zdarza nam się korzystać z dobrodziejstw postępu – niezależnie, czy mowa o samochodach, atomie, internecie czy języku.

W tym felietonie skupię się na słowie i języku. Nie ukrywam, że mam czasem ochotę klęknąć przed przy padkowym przedstawicielem gatunku ludzkiego, aby oddać mu należny czołobitny pokłon – czy droga, któ rą przemierzyła ludzkość w umiejętności komunikacji wewnątrzgatunkowej nie jest imponująca? Pomyślmy –wszystko zaczęło się pewnie od prymitywnych stęków, okrzyków i pojękiwań. Potem zaczęliśmy stopniowo porządkować głoski, sylaby, nadawać rzeczom nazwy i znaczenia. Wreszcie mogliśmy opowiedzieć światu nie tylko o najprostszych potrzebach fizjologicznych i nadchodzącym niebezpieczeństwie, ale w sposób wy rafinowany wyrazić swoje uczucia, emocje, obserwacje. A potem pojawiły się znaki graficzne, z których powstał alfabet i kultura piśmiennicza. Dzięki tej spuściźnie dys ponujemy nieograniczonymi wręcz narzędziami komu nikacji. I co?

Myślałem sobie o tym po zdawkowej pogadusze ze znajomym, którego spotkałem na jednym z cieszyńskich chodników. Było mi, jako osobie niejako zawodowo zajmującej się słowem, po prostu wstyd! Już samo powi tanie było cokolwiek niefortunne, kiedy na tradycyjne pytanie „co u ciebie?”, rzuciłem banalnym „stara bida”. Jaka stara? Jaka bida? Lapidarna odpowiedź oznacza

przecież tyle, że moje życie jest pasmem niepowodzeń (bida!) i to permanentnych, nieustających (stara!). A przecież od ostatniego naszego spotkania zdarzyło się sporo. Wprawdzie podczas gry w piłkę udało mi się po łamać żebra (stara bida!), ale też zaliczyłem sympatycz ny słoneczny urlop, zobaczyłem kilka ciekawych miejsc, a czarująca paletkara wygrała właśnie US Open. Stara bida? Bez przesady!

Nieudana (z mojej perspektywy) rozmowa skłoniła mnie do stwierdzenia, że operowanie słowem to praw dziwy spacer po polu minowym, podczas którego banał, wodolejstwo i brak logiki eksplodują wyjątkowo często. Zacząłem też baczniej przyglądać się osaczającym mnie sekwencjom liter. „W życiu przestrzegaj zasad. Ale tyl ko własnych” – slogan jakiejś marki obuwniczej brzmi wyjątkowo pompatycznie, kiedy jednak dokonamy jego głębszej interpretacji, jest wyjątkowo głupi. Jego autor zapomniał, że istnieje taka rzecz, jak kodeks karny i jego również wypadałoby przestrzegać – niezależnie, czy jest zgodny z własnymi zasadami, nieprawdaż?

Podobnie głupio brzmią frazesy, które zdarza się mnie i Wam wyrzucać z siebie podczas zdawkowych rozmów. „W życiu trzeba spróbować wszystkiego.” Poważnie? Za ręczam, że byłbym w stanie wymienić tysiące czynności, których ani ja, ani Wy nie będziecie chcieli próbować. I nie wymienię ich tutaj tylko dlatego, że nie będę zaśmiecał tak sympatycznego czasopisma różnymi obrzy dliwościami. „O gustach się nie dyskutuje?” A niby dlaczego? Czy powinniśmy, zgodnie z treścią tego okle panego frazesu, wyrzucić na śmietnik jakiekolwiek roz ważania estetyczne, skasować takie dziedziny, jak filmo znawstwo, literaturoznawstwo, estetyka (jako dziedzina filozofii) itp.? Słyszałem również, że „tylko winny się tłumaczy”. Jeżeli więc ktoś oskarża mnie o niepopeł nioną przewinę, to muszę milczeć? Ale czy milczeniem będę w stanie udowodnić światu swoją niewinność? Ra czej nie, więc mowa o klasycznej sytuacji ‘lose-lose’.

Otacza nas i atakuje zewsząd słowny banał – choć przyznajmy, że akurat tandetne rozgdakanie to najmniej bolesna i niebezpieczna krzywda, jaką czynimy sobie i światu przy wykorzystaniu słów (o tym wie każdy, kto choć raz poczytał sobie przemyślenia agresywnych in ternetowych komentatorów). Zaczynam więc coraz bar dziej szanować tych, którzy komunikują się w sposób wyważony. Słuchajcie! Może oni tak naprawdę nie są tak nudni, jak nam się wydaje, lecz po prostu wyzna ją (całkiem słusznie!) cnotę umiarkowania? Być może „mniej – znaczy mądrzej”? A milczenie bywa złotem?

10 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY felieton
Adam Miklasz

„Przedawkować Cieszyn, czyli słońce przygasa”

Promienny żar tarczy stopniowo przygasał, tracąc swych podniebnych wyznawców, którzy zwró cili się ku południu, gdy chłodny cień padł na północ. Lecz słoneczne ciepło na stałe oparło się o ścianę, rozświetlając jej wbudowany smutek. Historia cyklicznie rozpoczyna się już na schodach Apteki Słonecznej, gdzie w niewielkich odstępach stoi człowiek za człowiekiem, bacząc by na wet mysz się nie prześlizgnęła. Wielką niesprawiedliwością by było, gdyby dreptanie w miejscu okupione cierpieniem, nudą i smarkaniem sąsiada zostało okpione przez sprytniejszego klienta; mówiąc prościej: chama, co się pcha i nie szanuje pewnej hierarchii, w której trwanie prowadzi do zbawiennego końca.

Nigdy nie rozumiałem powyższej sceny. Zawsze była dla mnie powierzchowna. Kręcąc się między dwoma ronda mi, nie dostrzegałem jej głębi. Samochody wyjeżdżające z bocznych dróg bardziej absorbowały mą uwagę. To oczekiwanie w kolejce przypominało czasy, gdy w bu dynku mieścił się sklep spożywczy, założony przez Miej ski Handel Detaliczny w 1968 roku. Pawilon handlowy był niemym świadkiem niejednego ludzkiego sznura. Kolejki po chleb, po Najświętszy Sakrament, po leki. Oczekiwanie na różnych płaszczyznach potrzeb, świa domości. Łączy je chęć życia.

Łykanie tabletek pozwala nam przetrwać nawet dziesięciolecia. Paskudna w smaku pigułka z bruzdą pośrodku niczym bułka pszenna zaspokaja elementarne potrzeby; staje się chlebem powszednim. Czasami leki zaczynają nam smakować. Słodycz kryjąca się w goryczy jest podstępna. Łakomstwo mami nas długim życiem, witalnością, gęstymi włosami i twardymi paznokciami; żeby tylko. Jemy to, co zapisał lekarz, z czasem urozmaicając tę dietę samemu, gdzie regularność posiłków ma wielkie znaczenie. Nieumiejętność prowadzi do regular nego podtruwania organizmu. Wysiadają organy, rosa perliście osiada na bladej, sflaczałej skórze barwy papie rowej torby dawnego typu. Wodniste oczy na moment rozbłyskają niczym supernowa, by zgasnąć dokładne tak, jak przepowiadają naukowcy Słońcu.

Swoją drogą, zastanawiałem się, czy da się przedaw kować Cieszyn. I czym jest ten stan odmienny od za kochania się? Wydaje mi się całkiem niebezpodstawnie, że to stan ducha podobny do acedii – choroby duszy. To smutek, przemęczenie, w końcu obojętność. Ojco wie Pustyni dobrze wiedzieli, o czym mowa. Ewagriusz z Pontu dość skrupulatnie opisał zachowania mnichów, którzy dali się omotać „złym duchom”.

Przedawkowanie Cieszyna może mieć niepozorny przebieg. Niepożądane działania nasilają się stopniowo.

Problem w tym, że nie ma gdzie ich zgłaszać (biorąc pod uwagę niektóre wpisy w mediach społecznościowych, nie jestem tego pewien), nikt tego nie bada. Częstość występowania skutków nieznana, nie może być okre ślona na podstawie dostępnych danych: niepokój to warzyszący przeglądaniu informacji o mieście, niechęć do uczestnictwa w życiu miasta, pragnienie Cieszyna, jakiego nie ma i nigdy nie będzie, w skrajnych przy padkach nienawiść do tworu takiego, jaki jest, ponadto częste ucieczki poza miasto.

Zobaczyłem to wszystko gdzieś na kamiennym tara sie z widokiem na Beskidy. Otarłem się o to przygasa jące uczucie, oznaczające osuwanie się na peryferia pro wincji, zaszycie się na skraju miasta, by móc na niego patrzeć, tęsknić doń i przeklinać, a w gruncie rzeczy nie móc się oderwać od tego kawałka ziemi. Promienny żar tarczy stopniowo przygasał, granatowy smok Beskidów pożerał słońce.

Paweł Czerkowski – felietonista, który od 2016 roku z pewną regularnością pochyla się nad tematyką związaną ze Śląskiem Cieszyńskim i jego wielowy miarowością. W przeszłości publikował m.in. w „Gwiazdce Cieszyńskiej” oraz „Dzienniku Zachod nim”. Od kilku lat prowadzi autorski blog Swoją Drogą (www.swojadrogacn.blogspot.com). Swoje teksty opu blikował również w dwóch książkach: „Paw. Felietony 2016-2017” oraz „Balans. Felietony Cieszyńskie”. Ak tualnie jest związany również z grupą poetycką Salo nik Cieszyński. Mieszka w Cieszynie.

11 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY
felieton
12 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

miejskie OwOcObranie

„Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność”

Jolanta Brach-Czajna, „Szczeliny istnienia”

Jesień. Czas na strudel, więc i stare gatunki jabłek. Szara reneta, antonówka, kosztela niełatwe do dostania, odzy wa się we mnie instynkt zbieracza. Po jabłka wychodzę w niedzielę rano, zanim wstaną właściciele psów i z łóżek ruszą biegacze. Stary sad wita rosą, jabłka zakrywa wysoka trawa, świeże „opadołki” świecą czystymi kolo rami.

Zbieram, co leży, wracam dyskretnie. Wiem już ma cie pytanie, czy nie mam własnych jabłoni? Mam jedną, kwitnie pięknie i zapowiada dobre zbiory, na obietni cach się jednak kończy. Nie mogę kupić jabłek? Mogę, ale przecież nie o to chodzi. Od wielu lat nie daje mi spokoju widok opuszczonych sadów i nieużytecznych drzew owocowych. Czy nie z tej niezgody narodził się dżem „Mirabillis” z odnalezionej przypadkowo na zam kowym wzgórzu śliwy?

Sięgam pamięcią dalej, do zdarzenia sprzed wielu lat. W 1997 roku na zaproszenie Instytutu Sztuki przy jeżdżają do Cieszyna awangardowy malarz z Lucerny, Bruno Murer z żoną Ruth. Odbieramy ich na dworcu w Karwinie. Jest ciepły październik. W drodze powrot nej za oknem samochodu migają zaolziańskie ogrody. Pod jabłoniami leżą jabłka. Dużo jabłek. Bruno i Ruth nie kryją zaskoczenia i spontanicznie tłumaczą, co moż na z tych jabłek zrobić. Po dziś dzień pamiętam tę lekcję pracowitości i szacunku, jaką „bogaci” szwajcarscy ar tyści dali dziołuszce ze Śląska. Od września po listopad przekładam tę pamięć na konkret: słoje suszonych ja błek, musu jabłkowego, jabłek tartych na kołacz, szarlotki… Wszystko z jabłek z porzuconego sadu.

Po przodkach i sąsiadach otrzymaliśmy nie tylko sady, ale i sadzone wzdłuż dróg szpalery drzew owoco wych. To stary zwyczaj, podtrzymywany jeszcze w la tach 50. ubiegłego wieku. Zatrzymany przez gwałtowny przyrost ilości samochodów, poszerzanie dróg, i wresz cie przekonanie o szkodliwym w owocach ołowiu. Na szczęście rozwój miejskiego ogrodnictwa przyniósł bada nia nad jakością owoców drzew rosnących w miastach. Jedno z nowszych przeprowadzili w Stanach Zjednoczo nych naukowcy z Wellesley College, którzy przebadali 166 próbek jabłek i brzoskwiń z okolic Bostonu. Oka zało się, że ołowiu jest bardzo mało, nie ma śladów pe stycydów, w dodatku miejskie owoce zawierają znacznie

więcej wapnia, żelaza i cennych mikroelementów, niż ich odmiany handlowe. Mimo to większość ludzi wciąż ufa, że „sklepowe” jest lepsze, bo bezpieczne, sprawdzo ne, zapakowane. Tyle że bez większej wartości.

Kryzys finansowy skupia naszą uwagę na niewykorzy stywanych dotąd zasobach. Ale w tym przypadku ważna jest nie tylko ilość i jakość, ale także pamięć. O czym mogłyby opowiedzieć: stara grusza przy Dworku Cie szyńskim, szpaler jabłoni na Błogockiej, zapominane sady na Bobrku, śliwy na Banotówce, jabłonie przy sta rej drodze do Trzyńca, wreszcie „moja” śliwka mirabel ka przy Rotundzie? Ile porzuconych owocowych drzew mamy w Cieszynie, nikt nie wie. W naszej najbliższej okolicy ze dwadzieścia. Są miasta, w których mieszkań cy umawiają się na wspólne owocobranie w miejskich parkach. Prawo tego nie zabrania, a naukowcy radzą tylko, by owoce starannie myć. Są miasta, które zaczy nają liczyć, jak Łódź, gdzie w lutym 2022 rozpoczęto Społeczną inwentaryzację drzew. Powstaje mapa drzew, w tym owocowych, a dzięki temu odzyskiwana jest tak że ich historia… Są wreszcie miasta, w których sadzi się drzewa owocowe a zamiast skwerów tworzy się jadalne ogrody. Marzy mi się, żeby w Cieszynie wykorzystać te doświadczenia i narzędzia. Dopóki drzewa nie zostały wycięte. Dopóki pamiętamy.

Na zachętę przepis cioci Marty na najłatwiejsze ciasto jabłkowe, w dodatku prawie piernik.

1/2 kg mąki 25 dkg cukru (można mniej) 1 jajko

1/2 kg tartych jabłek (najlepiej znaleźć szarą renetę lub antonówkę) 1 szklanka oleju 1 łyżeczka sody (sody, nie proszku do pieczenia) Cukier waniliowy, bakalie, łyżeczka przyprawy do pier nika lub cynamonu

Wszystkie składniki wymieszać, kłaść na wysmarowaną blachę, piec do suchego patyczka w temperaturze 180 stopni (zwykle około 40 minut). Można dodać polewę czekoladową, ale wtedy nie będzie to już ciasto dla le niuchów…

13 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

Szymon Wąsowicz

cegieŁka w gmachu nauki

Wiele osób pyta mnie dlaczego uprawiam matematykę, skoro już wszystko zostało w niej udo wodnione? Wyobraźmy sobie taki punkt widzenia w odniesieniu do rozwoju motoryzacji.

Pierwsze samochody pojawiły się około sto pięćdzie siąt lat temu. Gdyby zabrakło postępu, obecnie jeź dzilibyśmy pojazdami podobnymi do dorożek, kie rowca musiałby samodzielnie dobierać właściwą dawkę paliwa, nie byłoby pedału sprzęgła itp. Prowadzenie pierwszego samochodu wymagało więc niezłej wiedzy inżynierskiej. Natomiast we współczesnych pojazdach znajdziemy wiele udogodnień służących zarówno po prawie bezpieczeństwa jazdy, jak i zapewnieniu kom fortu pasażerom i kierowcy. Mamy zatem układ ABS, który zapobiega blokowaniu kół podczas hamowania oraz przeciwdziałający nadmiernemu poślizgowi kół podczas przyspieszania układ ASR, poduszki powietrz ne, pirotechniczne napinacze pasów bezpieczeństwa, ale też wspomaganie kierownicy, elektrycznie sterowane szyby, czujnik zmierzchu, czujnik deszczu, tempomat, komputer pokładowy czy wreszcie skórzaną tapicerkę itp. Wiele czynności związanych z ruchem pojazdu do konuje się bez udziału kierowcy: wtrysk paliwa, zmiana przełożeń w sytuacji, gdy samochód wyposażony jest w automatyczną skrzynię biegów, wreszcie włączenie świateł czy wycieraczek. Obecnie panuje moda na sa mochody elektryczne, a badania nad poruszającymi się bez udziału kierowcy pojazdami autonomicznymi są na bardzo zaawansowanym poziomie – pierwsze z nich są już w fazie prototypów. Czas pokaże czy znajdą się one w powszechnym użytku. Wszystko możliwe jest dzięki wielkiemu postępowi technicznemu, który dokonał się na przestrzeni wspomnianych stu pięćdziesięciu lat. Zadajmy sobie pytanie o implikacje braku rozwoju ma tematyki. Czy możliwy byłby wtedy rozwój nauk korzy stających z jej dobrodziejstw? Czy w ogóle warto upra wiać matematykę teoretyczną?

Jakiś czas temu wspólnie z dwoma współautorami na pisaliśmy pracę naukową z zakresu matematyki teo retycznej. Pozwolę sobie jedynie wymienić jej tytuł

w tłumaczeniu z języka angielskiego, w którym powsta je przeważająca większość prac naukowych: „Funkcje generujące sumy silnie wypukłe w sensie Schura”. Tak egzotyczne pojęcie matematyczne wydaje się bardzo oderwane od rzeczywistości czy nawet od tej części ma tematyki, która dostępna jest inżynierowi czy zdolnemu studentowi tak jak pochodna, całka itp. Nie minęły jednak dwa lata, gdy nagle pojawiło się zastosowanie wyników tej pracy, i to w transmisji danych w sieciach komórkowych, czyli w dziedzinie wiedzy, z której ko rzystamy na co dzień.

Jak więc mógłby dokonać się postęp w naukach tech nicznych (i nie tylko), gdyby nie stały rozwój matema tyki? Wydaje się, wynika on bezpośrednio z samego fak tu prowadzenia badań naukowych. Zwykle pojawiające się na gruncie Królowej Nauk problemy i próby ich rozwiązania natychmiast tworzą nowe. Gdy udowodni my jedno twierdzenie, od razu pojawia się szereg pytań. Czy można osłabić jakieś założenia, czy można otrzymać ogólniejszą wersję itp. A może uda się znacznie uprościć otrzymany już dowód - o tym czym on jest, opowie jeden z kolejnych artykułów.

Duży wpływ na rozwój matematyki mają nie rozwiąza ne dotąd, bądź przynajmniej przez długi czas od sfor mułowania, hipotezy. Tak było na przykład z Wielkim Twierdzeniem Fermata. Mówi ono, że dla żadnej liczby naturalnej n, która jest większa od dwóch, nie istnie ją liczby całkowite a,b,c spełniające równanie an+bn=cn; aczkolwiek tzw. równanie Pitagorasa a2+b2=c2 ma nie skończenie wiele rozwiązań całkowitych. Poznawczo nie ma ono większego znaczenia. Swoją hipotezę - bo tak przecież należy nazwać zdanie, które nie doczeka ło się jeszcze dowodu - francuski prawnik i matematyk Pierre de Fermat sformułował w roku 1637, natomiast pełen jej dowód pojawił się w roku… 1994, czyli 357

14 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

Gdyby nie widoczna na rysunku krzywa przejściowa - klotoida, pociągi nie mogłyby dość szybko pokonywać zakrętów

Rozwój matematyki widoczny jest w jej służebności dla innych nauk. Obecnie rozkwitają badania interdy scyplinarne. W zespołach naukowych znajdują się ma tematycy, fizycy, chemicy, inżynierowie, lekarze, psy chologowie, socjologowie oraz przedstawiciele innych dyscyplin i wspólnie prowadzą badania np. nad sztuczną zastawką serca, silnikami samochodowymi, zgłębia ją problemy społeczne itp. Dla przykładu w badaniach socjologicznych, psychologicznych czy medycznych niezbędna jest statystyka, której matematyczne aspekty są nie do przecenienia.

lat po sformułowaniu. Warto tu wspomnieć, że Fermat zamieścił ją na marginesie „Arytmetyki” Diofantosa, którą właśnie studiował. Zapisał tam następujące słowa: Znalazłem zaiste zadziwiający dowód tego twierdzenia. Niestety, margines jest zbyt mały, by go pomieścić. Czegóż więcej matematykom potrzeba? Skoro zapis dowodu nieznacznie tylko przekracza margines w książce, do wód sam w sobie musi być łatwy i można go w wolnej chwili przeprowadzić bez zbytniego wysiłku. Cóż jed nak się stało? Kolejne próby podejmowane przez róż nych matematyków, i nie tylko przez nich, na przestrze ni trzech i pół wieku dziejów świata wciąż okazywały się nieudane. Zawsze w rozumowaniach znajdowano błędy do czasu, aż dwadzieścia osiem lat temu kropkę nad i postawił matematyk z Oksfordu Andrew Wiles. Jednak długotrwałe zmagania się z hipotezą Fermata doprowadziły do bardzo istotnego postępu w naukach matematycznych: w algebrze, analizie matematycznej i w innych dziedzinach Królowej Nauk.

Warto więc uprawiać matematykę teoretyczną, która niektórym ludziom wydaje się tylko sztuką dla sztuki i nie ma żadnych zastosowań. Tymczasem jest wręcz przeciwnie: każde udowodnione przez matematyków twierdzenie czeka na swoje zastosowanie, które znajdzie się albo wcześniej, albo później. Wspomniane tu wyni ki, które uzyskałem wspólnie z dwoma współautorami znalazły je bardzo wcześnie, wręcz natychmiastowo.

Jakie piękno przedstawia zwykła prostopadłościenna cegła? Chyba każdy z nas powie, że żadne. Wyobraźmy sobie jednak tę samą cegłę jako element konstrukcyjny całego budynku, na który składa się wiele cegieł, a jego piękno ukształtował architekt, który go zaprojektował. Taką cegiełką w całym gmachu nauki jest matematy ka, która często na pierwszy rzut oka nie jest widocz na. Często nie uświadamiamy sobie, że gdyby nie ona, nie byłoby np. GPS, którego to systemu używają dziś smartfony czy nawigacje samochodowe. Pociągi nato miast nie mogłyby zbyt szybko pokonywać zakrętów gdyby nie krzywa przejściowa, czyli klotoida o intere sującym równaniu matematycznym. Zresztą ostatnio temat kolei często pojawia się w lokalnych mediach ze względu na przywrócenie kursowania pociągów po między Cieszynem a Skoczowem, a krzywe przejściowe zastosowano modernizując przebieg trasy.

Stały rozwój matematyki jest więc społeczeństwu bar dzo potrzebny, a wręcz niezbędny. Myślę, że dalej będziemy stawiali sobie pytania, rozwiązywali wciąż nowe problemy. Nie należy zatem martwić się tym, że zasto sowania naszych matematycznych wyników nie poja wiają się natychmiast. Czas na nie na pewno nadejdzie.

Szymon Wąsowicz – prywatny nauczyciel, mentor i trener. Popularyzator matematyki, autor bloga Być matematykiem (byc-matematykiem.pl). Tłumacz tek stów naukowych, autor lub współautor 35 prac nauko wych opublikowanych w recenzowanych czasopismach o zasięgu międzynarodowym. Doktor habilitowany nauk matematycznych, profesor Akademii Techniczno -Humanistycznej w Bielsku-Białej. Z zamiłowania hu manista, znawca twórczości Jaroslava Haška. Pasjonat historii motoryzacji, śpiewu chóralnego oraz aktywno ści fizycznej. Zapalony rowerzysta.

15 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK JAZDY

W naszym składzie budowlanym w materiały i sprzęt chętnie zaopatrują się specjaliści, ale i osoby prywatne budujące dom czy przeprowadzające remont. Dlaczego?

Ponieważ wszystkich traktujemy po partnersku!

Współpracując z nami zyskujesz fachowe doradztwo i wsparcie logistyczne na każdym etapie prac oraz pewność najlepszych rozwiązań. Działamy w ramach grupy PSB.

W ofercie:

· materiały i narzędzia budowlane uznanych marek – pełen asortyment od stanu surowego po wykończenia wnętrz;

· wysokiej jakości odzież robocza;

· kostka brukowa i systemy ogrodzeń znanych producentów;

· mieszalnia farb i tynków;

· wypożyczalnia elektronarzędzi wysokiej klasy.

Towar dowozimy i rozładowujemy we wskazanym miejscu!

ruszYŁO gŁOsOwanie w budżecie partycypacyjnym

Do końca października mieszkańcy Cieszyna mogą głoso wać na projekty zgłoszone do Budżetu Obywatelskiego 2023. Do głosowania dopuszczono pięć projektów.

To już kolejna odsłona budżetu obywatelskiego. Jego wartość wynosi 380 tys. zł z czego 360 tys. zł przezna czone jest na realizację projektów. Koszt realizacji jed nego projektu nie powinien przekraczać kwoty 180 tys. zł. Głosowanie odbywa się w formie wypełnienia interaktywnego formularza dostępnego na stronie in ternetowej www.cieszyn.budzet-obywatelski.org. Każdy mieszkaniec Cieszyna może zagłosować tylko jeden raz i wypełnić wyłącznie jeden formularz do głosowania. W przypadku braku dostępu do Internetu, możliwość skorzystania z komputera z dostępem do Internetu w celu oddania głosu, zapewnia Urząd Miejski w Cie szynie, Rynek 1 oraz jednostki wymienione w odręb nym zarządzeniu Burmistrza Miasta Cieszyna.

„Złota rącZka dla Seniora” (projekt nr 1) Projekt, którego ideą jest poprawa jakości życia, zakła da pomoc, jaką w swoim domu czy mieszkaniu może otrzymać senior w potrzebie, przede wszystkim w drob nych naprawach. Będzie mógł liczyć np. na pomoc przy zmianie baterii kuchennych i łazienkowych, udrożnie niu odpływów, naprawie klamek i zamków w drzwiach, naprawie gniazdka, mocowaniu luster, obrazów, karniszy, uchwytów czy półek. Praca wykonana na rzecz se niora jest bezpłatna, tj. senior nie ponosi z tego tytułu żadnych opłat.

„Murale po cieSZyńSku” (projekt nr 3)

Projekt zakłada wykonanie czterech antysmogowych murali, które będą nawiązywać do dziedzictwa kultu rowego Śląska Cieszyńskiego. Powstałyby na blokach zlokalizowanych w czterech osiedlach Cieszyna: os. Pia stowskie, blok przy ul. Kamiennej 1 („Cieszynka”); os. Liburnia, blok przy ul. Szymanowskiego 3 („Strój cie szyński”); - os. Podgórze, blok ul. Popiołka 2 („Filigran cieszyński”); os. Bobrek Wschód, blok przy ul. Bartecz ka 23 - („Po naszymu”/„Cieszyńsko rzecz”).

„całorocZny Fortepian cadenZ a na WZgórZu ZaMkoWyM” (projekt nr 8)

W ramach projektu na Wzgórzu Zamkowym zostałby zainstalowany całoroczny fortepian zewnętrzny, zarzą dzany przez aplikację, która umożliwia zaprogramowa nie czasu aktywności, poziomu głośności oraz posiada wgląd w statystyki użytkowania. W efekcie powstałoby nowe miejsce spotkań a zarazem przestrzeń do organi zowania np. koncertów i innych wydarzeń plenerowych przy niewielkim nakładzie finansowym.

„renoWacja zabytkowego kamiennego krucyfiksu na placu Św. krzyża w cieszynie (projekt nr 9) Celem projektu jest renowacja kamiennego krucyfiksu na Placu św. Krzyża w Cieszynie. Zabytek pochodzący z 1764 roku znajduje się w bardzo złym stanie technicz nym, i nie koresponduje ze zmodernizowaną ul. Głębo ką oraz odmienionym Placem św. Krzyża. Pomysłodaw cy zakładają, że realizacja projektu udowodni dbałość mieszkańców o wartości historyczne.

SiatkóWka plażoWa w krasnej (projekt nr 10)

Projekt zakłada budowę boiska do siatkówki plażowej na terenie Szkoły Podstawowej nr 7. Jego realizacja spra wi, że teren przyległy do szkoły może stać się centrum sportowo-rekreacyjnym dzielnicy Krasna. Znajduje się tu nowoczesna hala sportowa, boisko wielofunkcyjne oraz nowo powstały plac zabaw. Uzupełnieniem bazy sportowo-rekreacyjnej będzie boisko do piłki plażowej, które umożliwi prowadzenie treningów, rozgrywanie to warzyskich turniejów i lokalnych rozgrywek siatkowej piłki plażowej.

Do głosowania nie dopuszczono dwóch projektów, zwłaszcza odrzucenie jednego z nich wywołało kontrowersje. W oczach decydentów uznania nie znalazł projekt złożony przez aktywistów miejskich związanych z Rowerowym Cieszynem. Ich projekt pod nazwą „Prawdziwie Czarny Chodnik” zakładał wyremontowanie 200-metrowego odcinka Czarne go Chodnika między parkiem Św. Trójcy a dawnym Zampolem. Wniosek nie przeszedł weryfikacji me rytorycznej, zdaniem opiniujących go urzędników koszt jego realizacji został przez autora projektu zaniżony. Zmiany decyzji nie przyniosło odwołanie.

17 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MIJANKA NA RYNKU
odoo.soniqsoft.pl oficjalnym partnerem SPRAWDŹ DARMOWY CRM DOSTĘPNE 82 MODUŁY FUNKCJONALNE

ada pożytku publicznego na następne trzy lata

Poznaliśmy skład Gminnej Rady Działalności Pożytku Publicznego w Cieszynie na kolejną kadencję. W jej skład weszli przedstawiciele organizacji pozarządowych, działających na rzecz mieszkańców Cieszyna. W nowym kształcie będzie pracować przez najbliższe 3 lata.

Gminna Rada Działalności Pożytku Publicznego jest powoływana przez Burmistrza Miasta Cieszyna i działa na podstawie ustawy o działalności pożytku publicz nego i o wolontariacie. Nie wszystkie gminy w Polsce takie rady powołują, w Cieszynie jednak od wielu lat jest już obecna, najpierw jako zespół do spraw pożytku publicznego, a w chwili, gdy działania zaczęła regulować ustawa, zaczęto powoływać Radę.

W jej skład wchodzą przedstawiciele organizacji poza rządowych, przedstawiciele Rady Miejskiej oraz Bur mistrza. To najczęściej reprezentatywna grupa ludzi z różnych dziedzin, takich jak kultura, sport, pomoc społeczna czy edukacja.

Wśród najważniejszych kompetencji Gminnej Rady Działalności Pożytku Publicznego znajduje się opinio wanie projektów strategii rozwoju gminy oraz projek tów uchwał, które dotyczą sfery działań publicznych opisanych w ustawie. Rada ponadto wyraża opinie w sprawach dotyczących funkcjonowania organizacji pozarządowych, spółdzielni socjalnych, spółek non profit czy wszystkich podmiotów działających w obszarze ekonomii społecznej. Rada ma również za zadanie roz strzygać spory pomiędzy organizacjami samorządowy mi a jednostkami samorządu terytorialnego.

Gminna Rada Pożytku Publicznego może zajmować się również wyznaczaniem lokalnych standardów funk cjonowania organizacji pozarządowych. W dużej mierze powinna być również odpowiedzialna za rekomendowanie Burmistrzowi i Radzie Miejskiej rozwiązań ułatwiających funkcjonowanie organizacji a także pomoc przy przygo towywaniu programów współpracy pomiędzy samorządem a organizacjami. Takie programy mogą być wieloletnie lub – mówi Mariusz Andrukiewicz z Fundacji Roz woju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”, który w nowej kadencji Rady będzie przewodniczyć jej działa niom. W Cieszynie program współpracy jest uchwalany

na rok, są w nim określane zadania organizacji oraz za kładane środki na realizację programu. A zatem Rada Pożytku może mieć realny wpływ na sposób, w jaki kre owana jest polityka w zakresie zadań publicznych reali zowanych przez organizacje.

– Ustawa o działalności pożytku publicznego i o wolon tariacie wprowadziła również możliwość tworzenia przez gminę jednostek, które wspierają organizacje pozarządowe, czyli tzw. centrów wspierania organizacji pozarządowych. W Cieszynie podobnego centrum nie ma, wierzę jednak mocno, że się pojawi. To z założenia miejsce, w którym organizacje mogą się spotykać, podejmować wspólne inicjatywy, korzystać z lokalu oraz adresu, bo przecież nie wszyst kie mają swoje siedziby. Centra mogą również udzielać wsparcia doradczego oraz łączyć organizacje w ich działa niach – dodaje Mariusz Andrukiewicz.

Gminna Rada Działalności Pożytku Publicznego będzie się spotykać raz w miesiącu. Z ramienia organizacji po zarządowych w jej skład na najbliższą trzyletnią kaden cję wchodzą: Mariusz Andrukiewicz – Przewodniczący Rady (Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”), Katarzyna Rybiec (Fundacja Miejski Nurt), Sabina Urbaniak (Fundacja Cieszyński Zwierzo gród), Jan Matusiak (Stowarzyszenie Pomocy Wzajem nej „Być Razem”), Izabela Warska-Tymowicz (Fundacja ADONAI), Stefania Ryszkowska (Międzynarodowa Organizacja Soroptimist) Władysław Żagan (Fundacja Dziedzictwo Księstwa Cieszyńskiego) oraz Wojciech Krawczyk (Fundacja Lokalsi).

Przedstawicielami burmistrza w radzie są: Izabela Błasz czok (Wydział Kultury i Promocji Miasta Urzędu Miej skiego), Łukasz Wantulok (Wydział Sportu Urzędu Miejskiego), Małgorzata Węgierek (Wydział Ochrony Środowiska i Rolnictwa) oraz Beata Cher-Kożdoń (Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Cieszynie). W radzie zasiadają także przedstawiciele Rady Miejskiej Cieszyna: Irena Fluder-Kudzia oraz Brygida Pilch.

– W czasie tej kadencji chcielibyśmy zwrócić większą uwagę na poprawę komunikacji z organizacjami oraz sprawniejsze informowanie organizacji na temat podejmo wanych działań zarówno Rady jak i samych organizacji. Planujemy zapraszać organizacje na posiedzenia Rady, chcielibyśmy również powoływać zespoły robocze, np. do spraw pomocy społecznej, edukacji czy sportu, tak aby pro gram współpracy z organizacjami pozarządowymi realnie odpowiadał na potrzeby mieszkańców Cieszyna – tłuma czy Mariusz Andrukiewicz.

19 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MIJANKA NA RYNKU
20 TRAMWAJ
• X 2022 WYŻSZA BRAMA
CIESZYŃSKI
zdjęcia: Vladimir Kurbatov

OkaleczOne dusze ukraińskich miasT.

Halyna Malynovska moja historia powrotu do domu

Czy kiedykolwiek myśleliście o ulicach swojego miasta jak o żywej istocie?

Codziennie chodzimy nimi pogrążeni w myślach. Przechodzimy przejściami i ścieżkami prowadzeni przez autopilota, bo codzienne trasy już dawno wyryły się w naszej pamięci i nie trzeba myśleć o kolejnym kro ku. Ale co, jeśli zatrzymamy się na chwilę i spróbujemy poczuć swoje miasto. Zobaczyć i usłyszeć go jako żywą istotę, która oddycha, czuje i ma duszę...

W końcu, czym jest miasto? Ulice, domy, skwery, małe uliczki i duże place. Miasto to mieszkańcy, którzy tworzą jego historię, nadają mu życie. Czy miasto ma duszę? Tak. Jestem pewna.

Dla mnie nie ma nic bardziej ekscytującego niż wejście do nieznanego miasta, odnalezienie jego ser ca i usłyszenie jego rytmu. Po prostu wystarczy usiąść w parku lub na rynku i posłuchać. W ciągu ostatnich 20 lat odwiedziłam dziesiątki miast w różnych krajach świata. Mogę śmiało powiedzieć, że miasta mają duszę.

Nieważne, czy jest to milionowe miasto, czy tylko kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców. Dusza miasta jest wyczuwalna niemal natychmiast. W szumie drzew, gwa rze ulic, blasku witryn sklepowych. Trzeba tylko chcieć usłyszeć.

Nigdy nie zapomnę, jak po raz pierwszy poczułam Cieszyn, na tarasie widokowym na Wzgórzu Zamko wym. To była moja trzecia wizyta w mieście na granicy i wtedy jeszcze nie wiedziałam, co przyniesie mi życie i jaka będzie najbliższa przyszłość. Wiał świeży wiosenny wiatr, a ja patrzyłam na Olzę i słuchałam szeptów miasta. Przemawiał do mnie szelest nowonarodzonych liści, szum wody, odległe dzwony kościołów i śpiew ptaków radujących się pierwszym ciepłem. Prawdopo dobnie w tym momencie zakochałam się w Cieszynie. To malownicze miasto na pograniczu Polski i Czech połączyło w sobie dwa tak ważne dla mnie ukraińskie miasta. To, w którym się urodziłam i to, w którym

dorastałam. W Cieszynie, w niesamowity sposób zbie gły się dwa światy – starożytny Lwów, którego poranne uliczki owiane są aromatem kawy, oraz młody, ale am bitny Jużnyj, którego pocałunek ma słony smak morza... Moje miasta. Jeszcze sześć miesięcy temu, podobnie jak cały kraj, swobodnie oddychały pełną piersią. Dziś ten oddech nie jest już taki świeży. Niesie ze sobą strach i smutek, oczekiwanie i nadzieję. W przeciwieństwie do innych miast Ukrainy, w które uderzyły rakiety, ich domy są nienaruszone, a ulice nie zniszczone... Ale ich dusze są złamane. Na ich placach nie słychać już gwaru rozmów, nie słychać dźwięków muzyki. Tam teraz że gnamy w ich ostatniej drodze tych, którzy tak niedawno chodzili tymi ulicami trzymając za ręce swoje dzieci… Granicę z Polską przekroczyłam w pierwszych dniach marca. Straszliwe, wcześniej nieznane odgłosy wojny powodowały jedynie instynktowne pragnienie bycia jak najdalej od syren i wybuchów. I tak pewne go ranka porzuciłam swoje życie na Ukrainie, koloro we i bogate, tak starannie zbudowane i wydawało mi się takie stabilne. Znajdując się w nieznanym miejscu, wśród obcych ludzi, bez planu na przyszłość, zmuszona byłam budować swoje życie od nowa. Tak się złożyło, że właśnie tutaj, w Cieszynie. Teraz, patrząc wstecz na wszystko, co mi się przydarzyło w ciągu ostatnich sze ściu miesięcy, rozumiem, że był to bardziej „szczęśliwy zbieg okoliczności” niż „plan z premedytacją”. Poznawałam otaczających mnie ludzi, poznawałam miasto. We wszystkim podświadomie szukałam podobieństw z moim światem, z moimi miastami. I znalazłem ich wiele. Na przykład atmosfera Cieszyna bardzo przypo mina mi Lwów. Podobne kamienice, uliczny bruk, wi tryny sklepowe i miłość do kawy. Oba miasta pochodzą z tej samej epoki. Jednocześnie pod względem liczby ludności i rytmu życia tysiącletni Cieszyn praktycznie nie różni się od Jużnego, miasta na południu Ukrainy, które istnieje mniej niż pół wieku. Ale mimo różnicy

21 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

wieku, wielkości i położenia geograficznego okazało się, że Cieszyn, Jużne i Lwów dyskutują o tych samych spra wach i rozwiązują te same problemy. Rozwiązywały. Będąc w Polsce porównywałam miasta, jakie znałam w dotychczasowym życiu. Przed wojną. Mieszkając od jakiegoś czasu w Cieszynie, dużo rozmawiałam z jego mieszkańcami. Wtedy odczułam potrzebę opowiedze nia im więcej o Ukraińcach, którzy uciekli przed woj ną, znaleźli się w obcym świecie i zostali zmuszeni do życia w niepewności. Otrzymałam taką możliwość pi sząc artykuł dla „Tramwaju Cieszyńskiego”. Mówiłam o tym, bo byłam jedną z nich. Taką samą uciekinierką. Od samego początku otrzymaliśmy wsparcie miejsco wej ludności, co pomagało nam w odnalezieniu siebie i wtopieniu się w otoczenie. Niektórym się udało. Ale byli też tacy, którzy nie mogli znieść rozłąki z domem i wrócili. Często do miejsc, gdzie codziennie rozlegały się eksplozje i było naprawdę niebezpiecznie.

W końcu wydawało mi się to całkowicie irracjonal ne – opuścić bezpieczne środowisko i wrócić na wojnę. Ale coraz więcej Ukrainek, którym (pracując w Urzę dzie Pracy), zaledwie miesiąc temu pomagałam w po szukiwaniu pracy, nagle porzucało wszystko i wyjeżdża ło na Ukrainę.

Minęło trochę czasu i zdałam sobie sprawę, że też nie mam innego wyjścia. Muszę jechać do domu. Bez względu na to, jak wspaniały był Cieszyn, jego miesz kańcy i ich wsparcie, moja dusza rwała się do moich bliskich. Do życia, które zostawiłam tam, w Jużnym. W moich marzeniach o szybkim spotkaniu nie wzięłam pod uwagę tylko jednego. Będąc tu bezpieczna, mając spokojny sen i dowiadując się o wydarzeniach na Ukra inie z internetu, nie wyobrażałam sobie, jak uderzające zmiany zaszły w duszach ukraińskich miast, które dzień i noc żyją w akompaniamencie dźwięku syren. Jak wy gląda miasto w czasie wojny? Trudno odpowiedzieć. Dotyczy to zwłaszcza tych miast, do których nie dotarły rakiety i artyleria. Gdzie nie ma zniszczonych domów i ulic. Na zewnątrz nic się nie zmieniło. Zmieniła się dusza…

Lwów. Różnorodny, żywy i gościnny, stał się ponury i obcy. Oczywiście życie na tym się nie skończyło. Jeż dżą tramwaje, pachnie kawą i jak zwykle można kupić kwiaty. Ale w świątyniach, gdzie zawsze panował pokój, zapanowała atmosfera przygnębienia. Teraz ludzie przy chodzą tam nie tylko po to, by porozmawiać z Bogiem. Przychodzą do tych wiekowych, monumentalnych mu rów, które wytrzymały już niejedną wojnę, aby ukryć się przed ewentualnym uderzeniem rakiety…

Beztroski głos Jużnego, który latem zawsze roz brzmiewał wybuchami dziecięcego śmiechu i muzyki, zmienił się w dwa zdania: „Uwaga! Ogłaszam alarm

22 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

powietrzny! Zabierz najpotrzebniejsze rzeczy i udaj się do najbliższego schronu !” i „Uwaga! Alarm powietrz ny odwołany! Powróć do swojego miejsca pobytu!”. W dzień i w nocy. Przeprowadziłam się do Jużnego, małego miastecz ka na południu Ukrainy, w 2009 roku. 60 wieżowców radzieckiej konstrukcji, 6 ulic, ogromny kompleks spor towy na ogromnym placu w centrum, bezkresne mo rze i równie niekończące się stepy dookoła. 34 tysiące mieszkańców. Najbliższe duże miasto, Odessa, oddalona jest o 40 kilometrów. Mikołajów jeszcze trochę dalej –80 kilometrów. Po wielkim, tętniącym życiem Lwowie, z jego ciekawą architekturą, przytulnymi uliczkami, ka wiarniami i tłumami ludzi, życie w Jużnym wydawało mi się niemożliwym. W przeciwieństwie do rodziny, która w tej zamkniętej przestrzeni czuła się zupełnie komfortowo, przez 5 długich lat starałam się wmówić sobie, że Jużne nie jest dla mnie. To nie jest moje mia sto. Nie chciałam go usłyszeć i nie czułam jego duszy. Minęło 13 lat. Nigdy nie przestanę być Lwowianką. Tyl ko teraz też mogę nazwać się Jużnianką. Zakochałam się w sierpniowym złocistym stepie, w gorącym powiewie wiatru. Nauczyłam się rozumieć zmieniający się nastrój morza i rozpoznawać statki na horyzoncie. Poznałam mieszkańców miasta. Poznałam radość miłości i łzy rozstania. Opuszczałam Jużne na zawsze i wracałam po nownie. I w końcu poczułam duszę miasta. Usłyszałam, jak bije jego serce. W zgodzie z moim. Jak dotąd Już ne nie zostało dotknięte zniszczeniami wojennymi. Na szczęście wszystkie domy są całe i nieuszkodzone. Czego nie można powiedzieć o jego duszy.

Wróciłam do domu w sierpniu. Jechałam i wy obrażałam sobie, jak przytulę moich bliskich, zobaczę morze, spotkam przyjaciół. Moje marzenia szybko się rozbiły o rzeczywistość: punkt kontrolny z uzbrojonymi żołnierzami na wejściu do miasta, kolczasty drut otacza jący wybrzeże i pierwsza wiadomość, którą otrzymałam po przybyciu – straciliśmy kolejnego mieszkańca. Poże gnanie bohatera za dwa dni. Nigdy nie zapomnę tego słonecznego dnia. Wokół lato, gdzieś w pobliżu szum morza... Klęcząc na ulicach miasta żegnamy swojego ro daka. Obejmujemy się mając nadzieję, że kolejny alarm powietrzny nie przeszkodzi nam w godnym pożegnaniu naszego obrońcy. Jużne znajduje się 200 kilometrów od linii frontu. Jego dusza jest smutna, pełna bólu, ale cała. Mariupol, Bucza, Irpin, Charków, Sumy, Czernihów, Chersoń, Mikołajów... Co się stało z ich duszami?

Po trzech tygodniach spędzonych w domu wróciłam do Cieszyna. Nie, nie na zawsze. Tyle, że wciąż ciężko mi się przyzwyczaić do syren i spać spokojnie przy odgłosach wybuchów. Przyjechałam do mojego miasta na granicy po pokój. Po beztroskie rozmowy w towarzystwie,

po uściski bliskich osób. Żeby spacerować po starych uliczkach, które przetrwały wiele wojen i nabrać sił. Chyba nie da się wojny zaakceptować. Można po prostu jakoś się do niej przyzwyczaić i żyć. Robić zwykłe rzeczy, pracować, uczyć się. Nie dlatego, że są tak ważne, ale po to by nie zwariować. Bo w rzeczywistości nie wi dzi się większego sensu w tym, co było takie ważne do tej pory. Jak spędzić weekend i co zjeść na obiad. Jakie to ma znaczenie, jeśli pocisk w każdej chwili może trafić w miejsce, w którym stoisz? Ale w końcu, dopóki nie trafi – żyjemy! Tak żyją moi krewni, przyjaciele, koledzy, którzy nie opuścili Jużnego od początku wojny. I tak przeżyłam trzy tygodnie. Zajmowałam się zwykłymi sprawami, starając się nie zwracać uwagi na nowe realia. W pracy, kiedy wyły syreny, wychodziłam z biura na ze wnątrz zgodnie z nowymi rozporządzeniami. Budziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć. Nie, nie schodziłam do schronu. To dziwne uczucie. Kiedy zdajesz sobie spra wę, że nie ma wyjścia. Bo prawdziwych schronów prze ciwbombowych nie ma. Po prostu leżysz, wsłuchujesz się w nocną ciszę i czekasz na to co nieuchronne. Do tej pory mieliśmy szczęście – pociski omijały nasze miasto. „Uwaga! Alarm powietrzny odwołany…”

Ukraińskie miasta żyją. Świętują ważne daty, opłak ują zmarłych, przyjmują dzieci w szkołach i przygotowują się do zimy. Ich serca biją!

Чи задумувалися ви колись про вулиці свого міста, як про щось живе? Щодня ми ходимо ними, заглиблені у свої думки, крокуємо переходами та стежками керуючись автопілотом, бо маршрути давно закарбовані у пам’яті і немає потреби замислюватися над наступним кроком. Але що, як зупинитися на мить і спробувати відчути своє місто? Побачити і почути його, як живе створіння, що дихає, відчуває і має душу… Адже що таке місто? Вулиці, будинки, сквери, маленькі провулки і великі площі. Місто - це жителі, що творять його історію, що дають йому життя. Чи має місто душу? Так. Впевнена, що має.

CIESZYŃSKI • X 2022

23
WYŻSZA BRAMA
TRAMWAJ
Скалічені душі українських міст. Моя історія повернення додому

Для мене немає нічого більш захоплюючого, ніж потрапити у незнайоме місто, знайти його серце і почути його стук. Просто сидіти у сквері чи на головній площі і слухати. За останні 20 років я відвідала десятки міст у різних країнах світу. Я можу впевнено сказати - міста мають душу. Неважливо чи це місто-мільйонник, чи лише на кілька десятків тисяч мешканців. Душа міста відчувається майже одразу. У шелесті дерев, гомоні вулиць, відблисках вітрин. Варто лише прислухатися. Я ніколи не забуду коли вперше відчула Цешин. Це сталося на оглядовій терасі Замкової гори. Це був мій третій візит до міста на границі, і тоді я ще не знала, що принесе мені життя і яким буде найближче майбутнє. Я стояла на свіжому весняному вітрі, дивилася на Ользу і слухала шепіт міста. Воно промовляло до мене шелестом новонароджених листочків, шумом води, далекими дзвонами костьолів і переспівами птахів, що раділи першому теплу. Напевно, саме у цей момент я закохалася у Цешин. Це мальовниче місто на границі Польщі та Чехії поєднало в собі два українські міста, таких важливих для мене. Те, в якому я народилася, і те, в якому подорослішала. Дивовижним чином у Цешині зійшлися два світи - старовинного Львова, з його огорнутими ароматом кави ранковими вулицями, та молодого, але амбітного Южного, чий поцілунок має

солоний присмак моря... Мої Міста. Ще пів року тому вони, як і вся країна, дихали на повні груди. Сьогодні цей подих не такий свіжий. Він несе у собі страх і смуток, очікування і надію. На відміну від інших міст України, які зазнали ракетних ударів, їх будинки ще цілі, а вулиці не розбиті… Але розбиті душі. На їх площах більше не чути веселої музики. Їх вулицями ми проводжаємо в останню путь тих, хто ще так недавно крокував ними тримаючи за руки своїх дітей. Я перетнула кордон з Польщею у перші дні березня. Жахливі, незнайомі раніше, звуки війни викликали лише інстинктивне бажання опинитися якомога далі

сирен і вибухів. І так, одного ранку, я залишила

Україні своє життя, кольорове і насичене, так дбайливо

і, здавалося, таке стабільне. Опинившись у невідомому місці, серед чужих людей, без плану на майбутнє я була змушена будувати нове життя. Так склалося, що саме тут, у Цешині. Зараз, озираючись на все що відбувалося зі мною за останні півроку, розумію, що керувалася швидше “щасливим збігом обставин”, ніж “заздалегідь продуманим планом”. Я оточувала себе людьми, огортала справами, пізнавала місто. У всьому я підсвідомо шукала тотожності з моїм світом, з моїми містами. І знайшла їх. Безліч. Наприклад, Цешин дуже схожий на Львів архітектурою кам’яниць, старовинним бруком вулиць і любов’ю до кави. Вони родом з однієї епохи. Разом з тим, за кількістю населення і ритмом життя тисячолітній Цешин практично не відрізняється від Южного, міста на півдні України, якому цього року виповниться лише 44 роки. Та попри різницю у віці, розмірах і територіальному розташуванню, виявилося, що і Цешин, і Южне, і Львів обговорюють одні й ті ж теми та вирішують однакові питання. Вирішували. Перебуваючи у Польщі я порівнювала міста такими, якими знала їх у нормальному житті. До війни. Проживши в Цешині якийсь час і багато спілкуючись із місцевим населенням, мені захотілося більше розповісти про українців, що тікали від війни, що опинилися у чужому світі і були змушені якось продовжувати жити у невизначеності. Мені вдалося знайти вихід своїм думкам, дякуючи „Tramwaj Cie szynski”. Я писала про себе і своїх земляків. Про те, яку ми відчували підтримку місцевого населення, і як нам важливо було знайти себе і влитися у навколишнє середовище. Комусь це дійсно вдалося. Але були й такі, що не витримували розлуки з домом, і поверталися. Часто у найгарячіші точки, де щодня лунали вибухи і дійсно було небезпечно. Це видавалося абсолютно нераціональнимпокинути безпечне середовище і повернутися у війну. Але все більше українок, яким я допомагала у пошуках праці, працюючи на той момент у Центрі зайнятості, раптово кидали все і їхали в Україну.

24 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA
від
в
вибудоване

Минув, ще деякий час і я зрозуміла, що у мене теж немає іншого виходу. Мушу їхати додому. Яким би чудовим не був Цешин, його мешканці і їх підтримка, але душа моя линула до рідних. До того життя, яке я залишила там, у Южному. У своїх мріях про скору зустріч, я не врахувала лише одного. Перебуваючи тут у безпеці, маючи спокійний сон і дізнаючись про події в Україні з інтернету, я не могла уявити, які разючі зміни сталися у душах українських міст, що і в день і вночі живуть під звуками сирен. Як виглядає місто у час війни? Важко дати відповідь словами. Особливо це стосується тих міст, до яких не дісталися ракети і артилерія. Де немає зруйнованих будинків і вулиць. Зовні нічого не змінилося. Змінилася душа. Львів. Багатоликий, жвавий і гостинний, став похмурим і чужим. Звісно, життя тут не зупинилося. Їздять трамваї, пахне кавою і продаються квіти. Але у храмах, де завжди панував спокій, поселилася атмосфера пригнічення. Тепер люди приходять туди не лише для розмови з Богом. Вони приходять у ці багатовікові, монументальні стіни, що вже вистояли не одну війну, аби сховатися від можливого ракетного удару… Безтурботний голос Южного, який влітку завжди звучав переливами дитячого сміху та музикою змінився на сухий чоловічий, що говорить лише дві фрази: “Увага! Громадяни! Повітряна тривога! Візьміть всі необхідні речі та пройдіть у найближче сховище!” і “Увага! Відбій повітряної тривоги! Усім повернутися до місць перебування!”. І вдень і вночі. У Южне, маленьке місто на півдні України, я вперше приїхала у 2009 році. 60 висотних будинків радянської забудови, 6 вулиць, величезний спорткомплекс на широкій площі в центрі, безкрайнє море і такі ж безкрайні степи навколо. Населення 34 тисячі осіб. До найближчого мегаполісу, Одеси, 40 кілометрів. Миколаїв трохи далі - 80 кілометрів. Після великого, гамірливого Львова, з його цікавою архітектурою, затишними вуличками, кав’ярнями і шаленою кількістю людей, життя в Южному для мене здавалося насмішкою. Всупереч родині, яка почувала себе абсолютно комфортно у цьому замкнутому просторі, я довгих 5 років намагалася переконати себе - Южне не для мене. Його просто замало. Це не моє місто. Я не хотіла чути його і не відчувала його душу. Минуло 13 років. Я ніколи не перестану бути львів’янкою. Тільки тепер я ще й “южненка”. Я полюбила золото степів у серпні, гарячий подих вітру. Навчилася розуміти мінливий настрій моря і розпізнавати кораблі на горизонті. Я знайомилася з жителями міста. Закохувалася і розчаровувалася. Покидала Южне назавжди і знову поверталася. І врешті таки відчула душу міста. Я почула, як б’ється його серце. В унісон з моїм.

Наразі Южне не торкнулася війна у сенсі руйнувань. На щастя усі його будинки цілі і неушкоджені. Чого не скажеш про його душу. Я повернулася додому у серпні. Я їхала і уявляла, як обійму рідних, побачу знову море, зустріну друзів. Мої мрії розбилися дуже швидко. На першому блокпості з озброєними військовими, потім на колючому дроті, що оповив узбережжя і першою звісткою, яку отримала по приїзді - наша громада втратила ще одного жителя. Прощання з героєм за два дні. Той сонячний день, я не забуду ніколи. Навколо було літо, десь поряд шуміло море… Ми стояли на колінах на вулиці і прощалися зі своїм земляком. Ми обіймалися і думали про те, щоб чергова повітряна тривога не завадила нам гідно провести в останню путь нашого захисника. Южне. Місто за 200 кілометрів від лінії фронту. Його душа засмучена і сповнена болю, але ціла. Маріуполь, Буча, Ірпінь, Харків, Суми, Чернігів, Херсон, Миколаїв… Що стало з їх душами й серцями? Пробувши вдома три тижні я повернулася до Цешина. Ні, не назавжди. Просто мені ще важко звикнути до сирен і спокійно спати під звуки вибухів. Я приїхала до мого “міста на границі” за спокоєм. За безтурботними розмовами у товаристві, за обіймами людей, що стали такими близькими. Щоб пройтися віковими вулицями, які вже пережили війни, і набратися сил. Неможливо до кінця - прийняти війну. Можливо лише якось призвичаїтися і жити. Робити свої звичні справи, працювати, навчатися. Не тому, що це правильно і важливо, а щоб не зійти з розуму. Бо насправді дуже мало сенсу залишилося в тих заняттях і проблемах, які були досі. Дороги, ремонти, машини, одяг, розваги. Як провести вікенд і що з’їсти на вечерю. Яке це має значення, якщо у будь-який момент у те місце, де ти стоїш, може влучити ракета? Але зрештою, доки вона ще не влучила - живемо! Так живуть мої рідні, друзі, колеги, що не покидали Южне з початку війни. І так цих три тижні жила і я. Займалася звичними справами, намагаючись не звертати увагу на нові реалії, і слідкуючи за новими алгоритмами поведінки. Вдень, коли лунала сирена, виходила з робочого кабінету на вулицю, вночі - прокидалася і вже не могла заснути. Ні, не бігла у сховище. Це дивне відчуття. Коли розумієш, що виходу особливо немає. Бо немає бомбосховищ, та й зрештою, до цього ж нам щастило. Наше місто оминали ракети. Просто лежиш, прислухаєшся до нічної тиші і з якимось фатальним приреченням чекаєш. “Увага! Громадяни! Відбій повітряної тривоги”... Українські міста живуть. Відзначають важливі дати, плачуть за загиблими, збирають дітей до школи і готуються до зими. Їхні серця б’ються і душі живі!

25 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

Miłosz Żemła

zabawY z brOnią

Gdy miałem kilka lat wymyślałem z kolegami rozmaite zabawy. W każdej z nich udawaliśmy posta ci, którymi chcielibyśmy być, np. rycerzy, policjantów czy żołnierzy. Tworzenie baz i walka z „wro giem” za pomocą sztucznych karabinów zajmowała nam całe popołudnia. Ponadto rozwijał się przemysł gamingowy, proponujący coraz lepiej opracowane graficznie gry o tematyce wojennej. Wojna w filmach i serialach wydawała się wspaniałą przygodą. Jednak z czasem, czytając o ofia rach tych konfliktów, zaczynałem rozumieć, jak wiele zła może zdziałać karabin. Dzisiaj, kiedy te mat wojny stał się codziennością, już niemal każde dziecko zna słowa Bayraktar czy HIMARS. Czy zatem tematyka militarna jest odpowiednim zainteresowaniem dla najmłodszych i dobrze na nich wpływa?

Ciężko znaleźć festyn, podczas którego nie spotkali byśmy chłopca niosącego plastikowy pistolet. Zakup takiej zabawki niejednokrotnie jest ogromnym wy zwaniem, szczególnie w kwestii wyboru jednego, spo śród mnogiego asortymentu. Dla większości rodziców

karabin na kulki to zabawka jak każda inna. Ewentualnie rozróżniają wielkość oraz oczywiście cenę, która często zwala z nóg. Czy dzieci również nie znają się na broni, zarówno tej imitowanej, jak i autentycznej? Nic bardziej mylnego – tylko jak się tego dowiedzieli?

26 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

PRAWO CZY RODZICE – KTO STAWIA GRANICE?

W epoce gier komputerowych, szczególnie tzw. strzela nek, takich jak „Battlefield”, „Counter-Strike” czy „Call of Duty”, wiele dzieci – szczególnie chłopców – już w szkole podstawowej zna wiele odmian broni palnej, włącznie z kalibrami i pojemnościami magazynków. Nazwy Famas, AK-47, Desert Eagle czy Glock są przez nich używane na bieżąco, podczas rozmów na szkolnym korytarzu. Poznali je w grach, ale są to także rzeczywi ste narzędzia bojowe. Czy to nie paradoks, że pokole nia, które odbyły zasadniczą służbę wojskową, mogłyby usłyszeć wiele nowinek o ekwipunku militarnym z ust uczniów szkoły podstawowej?

Kluczowym zagadnieniem, w przypadku gier kom puterowych, jest brak kontroli wieku użytkowników. Podczas zakupu gry na terenie Unii Europejskiej, na opakowaniu można dostrzec napis PEGI, który jest skrótem od angielskich słów Pan European Game Infor mation (ogólnoeuropejski system klasyfikacji gier) oraz cyfrę oznaczającą sugerowany minimalny wiek osoby, dla której jest ona przeznaczona. Dodatkowo umiesz czane są również piktogramy, wskazujące jakie treści mogą pojawić się w czasie rozgrywki, np. przemoc, wulgaryzmy czy narkotyki. Większość „strzelanek” jest adresowana do osób w wieku powyżej 16. i 18. roku życia, ale w istocie oznaczenia mają wyłącznie charakter informacyjny, a kasjerzy nie mogą odmówić sprzedaży gry. Nawet jeżeli pojawiłyby się prawne ograniczenia, to zakupu można dokonać również na platformach cyfro wych, na których ograniczenia wiekowe są ignorowane i łatwo omijane. W efekcie już najmłodsze dzieci oglą dają sceny przemocy, tryskającą zewsząd krew i śmierć na ekranie komputera. Można by powiedzieć, że prze cież to samo mogą zobaczyć w telewizji. Różnica pomię dzy filmami akcji a grami jest taka, że w tych drugich bierze się czynny udział, a zabicie człowieka jest ukazane jako jedna z misji do wykonania.

Anna Wąsik, psycholog i psychoterapeutka, na co dzień spotyka się z problemami dzieci i młodzieży i zwraca uwagę na wiodącą rolę dorosłych i ich więzi z dziećmi, jako kluczową w ochronie najmłodszych przed nieodpowiednimi przekazami. – Zadaniem do rosłych jest chronić dzieci przed wszelkiego rodzaju nad użyciami. Także w kwestii ekspozycji na treści brutalne i agresywne. Żadne prawo nie wyręczy w tym rodziców. Nie uważam, że trzeba zmieniać prawo. Trzeba edukować rodziców. Nie tylko w zakresie higieny technologicznej, ale także w zakresie budowania bezpiecznej więzi z dziec kiem. Uważam, że edukacja ta powinna się już odbywać na etapie szkoły rodzenia, czyli zanim dziecko pojawi się

na świecie. Jeśli rodzic ma dobrą więź ze swoim dzieckiem, jest zainteresowany tym, co w wolnym czasie robi dziecko, jakie ma zainteresowania, co przeżywa, to zauważy, je śli będzie się działo coś niepokojącego. Co więcej, dziecko samo mu o tym powie. W bezpiecznej więzi możliwe jest także adekwatne, bezprzemocowe stawianie granic. Dziec ko ma wtedy szansę zrozumieć, a przynajmniej przyjąć, że pewnych rzeczy mu robić nie wolno – wyjaśnia.

Rzeczywiście, przyglądając się funkcjonowaniu wie lu rodzin, trzeba zauważyć brak zainteresowania ze stro ny dorosłych - co tak naprawdę robią ich dzieci. Żyjemy dzisiaj w świecie, którym zawładnął nadmierny kon sumpcjonizm, a tempo działania zaczyna wypaczać życie rodzinne. Taki stan rzeczy doskonale obrazuje wspólny obiad w wielu domach – jeśli domownicy siadają już ra zem do stołu, to zazwyczaj pada podczas niego zaledwie kilka zdań, a każdy spożywa posiłek ze wzrokiem skiero wanym w ekran telefonu i żyje we własnej rzeczywisto ści. Bez rozmowy nie ma żadnej relacji, co uniemożliwia poznanie drugiego człowieka, a w szczególności dziecka i nastolatka. Najczęściej problem jest bagatelizowany i „zwalany” na trudny czas dojrzewania, który zapewne wkrótce minie. Często okazuje się, że taki stan rzeczy pozostaje na lata. Oczywiście zdarzają się sytuacje, gdy rodzice naprawdę walczą o relację z dziećmi, przez roz mowę, lecz może okazać się na to już znacznie za późno. Praca, kariera, obowiązki, znajomi czy partnerzy, czyli to wszystko, co próbuje się nam ukazać, jako tzw. samo realizację, tworzy coraz częściej całą codzienność dorosłych. Nasuwa się jednak pytanie, gdzie w tym szeregu priorytetów znajduje się dziecko, które powinno być na pierwszym miejscu. Zaniedbania w początkowych latach rozwoju sprawiają, że więź dziecko-rodzic jest nietrwała, a w tym przypadku tzw. okres buntu często w jednej chwili ją zrywa. Trzeba z całą pewnością za znaczyć, że nie zawsze wina stoi po stronie rodziców, ponieważ każdy przypadek jest inny. Jednak brak od powiedniego kontaktu wewnątrz rodziny powoduje, iż rodzic nie ma pojęcia, co robi jego dziecko, a jego głów nymi wychowawcami są technologie – Internet, telewi zja i właśnie wspomniane gry komputerowe, o których wielokrotnie dorośli nawet nie wiedzą. Nadszedł chyba ten moment, kiedy po raz pierwszy pojawia się okazja, by wykorzystać znaną sentencję „kiedyś to było, nie to, co teraz”, bo być może problem z grami i zabawami w wojnę ma swoje podłoże w postępie i nowoczesności, która nie zawsze prowadzi w dobrą stronę.

MŁODZI „WOJOWNICY” KIEDYŚ I DZIŚ

Średniowiecze i starożytność były epokami wielu wo jen i właśnie w tamtych czasach utarł się znany nam

27 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

do dzisiaj archetyp wojownika, jako człowieka odzna czającego się siłą, odwagą, asertywnością, ale przede wszystkim umiejętnością radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Szczególnie ta ostatnia zdolność jest mocno pożądana przez współczesne społeczeństwa, żyjące w cią głym pędzie i stresie, kreujące toksyczny „kult sukcesu”, który ukazuje wysoką pozycję społeczną, jako cel sam w sobie. W konsekwencji życie wielu z nas opisuje zna na piosenka: „Galop. Biegnę, padam, wstaję. Bez końca galop. Biegnę, padam, wstaję […] Bez końca gnam.”

Ludzi dawnych epok przygotowywano do służby woj skowej już od wczesnych lat – ze wskazaniem przede wszystkim na mężczyzn. Stąd nie jest przypadkiem, że to głównie ich dzieciństwu towarzyszy często zabawa w wojnę. Gry akcji pojawiły się stosunkowo niedawno, dlatego przeważająca część populacji to osoby pamię tające tego typu aktywności. Rzeczywiście okazuje się, że udawanie wojowników podczas zabawy jest znacz nie korzystniejsze dla dzieci, niż wcielanie się w nich w świecie wirtualnym, także w radzeniu sobie z trud nościami. W kontekście powszechnego „zabiegania”

i tzw. wyścigu szczurów może to być kluczowe w przy gotowaniu do dorosłego życia. – Zabawa jest formą oswajania się z trudnymi tematami. Daje możliwość eks perymentowania z różnymi rolami, stawania po różnych stronach i doświadczania siebie: tego, jaki jestem, na co mnie stać, gdzie są moje granice i ograniczenia. Zabawa jest zatem ważnym źródłem wiedzy o świecie i wiedzy o sobie. Dziecko bawiąc się wojnę doświadcza zarówno swojej słabości, jak i omnipotencji, własnego lęku i agresji. Dzieje się przy tym w świecie „na niby”, zawsze można ją przerwać, zmienić jej bieg, nie przynosi żadnych realnych konsekwencji. Zabawa w swojej funkcji rozwojowej nie może być zatem zjawiskiem negatywnym – mówi Anna Wąsik. Podkreśla również, że ważnym aspektem w za bawie jest pozostawienie jej na poziomie jak najbardziej symbolicznym. – Dzieciom do zabawy w wojnę wystar czy patyk, albo własne palce. Nie muszą mieć realistycznej broni, wydającej realistyczne dźwięki. Sprowadzenie za bawy w wojnę do realiów jest głęboko szkodliwe i, w mojej opinii, stanowi nadużycie dla rozwijającej się osobowości i tożsamości dziecka. Wpisują się w to także gry kompu terowe – zauważa. Niestety większość dzieci ma dostęp

28 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 WYŻSZA BRAMA

do zabawek, które – można powiedzieć – są idealnie odwzorowanymi atrapami prawdziwych broni. Jaki procent najmłodszych, przy dzisiejszych możliwościach, bawi się patykami?

DZIECI WOJNY

Problematyka wojenna powróciła głównie w związku z trwającą obecnie pełnoskalową inwazją Rosji na Ukra inę, która diametralnie zmieniła życie jej mieszkańców, w tym tysięcy dzieci. Znaczna ich część musiała opuścić swoje domy, uciekając przed piekłem wojny na Zachód, nie mówiąc już o dramacie wywiezionych do kraju agre sora. Ci, którzy pozostali, nie widzą wojny w grach, lecz wokół siebie. Chociaż w tym momencie najcięższe walki toczą się na południu i wschodzie Ukrainy, życie dzieci z dala od frontu wywróciło się do góry nogami. Ich rodzice bronią ojczyzny z karabinem w ręku, ale najmłodsi również nie próżnują. W mediach mogliśmy wielokrotnie zobaczyć nagrania dzieci przygotowują cych siatki maskujące czy nawet „koktajle Mołotowa”, by pomóc tak bardzo, jak tylko potrafią. – Chłopaki co raz bardziej naśladują żołnierzy. U mnie w miejscowości nawet zrobili takie przejście, gdzie sprawdzają dokumenty, żeby nie było rosyjskich dokumentów, a czasami sprawdza ją samochody, czy nikt nie ma w nich broni – mówi Lina z Ukrainy. Na jednym z nagrań można dostrzec właśnie tego typu „kontrolę” przy zbudowanym prowizorycznie „posterunku”, podczas której grupa dzieci prosi o pokazanie dokumentu i powiedzenie szyboletu, czyli słowa trudnego do wypowiedzenia dla cudzoziemców, dzięki któremu mogą oni rozpoznać wrogów. W tym wypadku jest to słowo palanyca (ukr. паляниця), czyli tradycyj ny, ukraiński chleb pszenny. Z kolei w innym filmiku, w ręku dzieci, zatrzymujących pojazdy można dostrzec atrapy karabinów. Ciśnie sie na usta pytanie, czy to jesz cze zabawa, czy realne zaangażowanie dzieci w działania wywiadowcze. Być może to rzeczywiste wsparcie dla for macji wojskowych, ale również zaspokojenie potrzeby działania, gdyż nic tak nie boli, jak bezradność w ob liczu nieszczęścia. – Zabawa w wojnę, jak każda inna zabawa, ma także funkcję autoterapeutyczną. I myślę, że w obecnych czasach ta rola ma duże znaczenie. Dotyczy to oczywiście przede wszystkim dzieci, które tej wojny bez pośrednio doświadczyły, czyli dzieci ukraińskich – zwraca uwagę Anna Wąsik.

WSZYSTKO W NASZYCH RĘKACH

dorosłych, wymieniających się opiniami na temat sytu acji na ukraińskim froncie. W wyniku tej „wojennej otoczki”, dziecko może zacząć odczuwać lęk o własne bezpieczeństwo, pomimo braku zasadnych przyczyn. Troska o najmłodszych jest szczególnie ważna w realiach społeczeństwa medialnego, które pokonuje bariery cza sowe i przestrzenne, pozwalając odczuwać te same emo cje, co ludzie będący nawet w innym kraju. Wśród do cierających do nas „newsów” są informacje o konfliktach zbrojnych, morderstwach, kataklizmach czy zamachach terrorystycznych. Nie zapominajmy również o pande mii, która bardzo negatywnie wpłynęła na kondycje psychiczną, zwłaszcza dzieci i młodzieży. To wszystko może powodować lub uzewnętrzniać problemy, któ rych wielu ludzi się wstydzi i nie chce poruszać. Należy więc ostatecznie obalić stereotypy, które powstrzymują potrzebujących przed udaniem się do specjalisty – psy choterapeuty lub psychiatry, gdyż pewnego dnia może być dla wielu z nich za późno. Najważniejsza jest jednak postawa rodziców i opiekunów, którzy mogą zauważyć wszelkie problemy we właściwym momencie i wskazać odpowiedni kierunek, w trosce o prawidłowy rozwój dziecka – również w zakresie stosunku do wojskowości. WYŻSZA BRAMA

Inna sytuacja ma miejsce w naszym kraju, gdzie dzieci czerpią informacje o wojnie głównie z mediów i rozmów 29 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

zamek Czelow, spichlerz, lata 80-te XX w.

czechowicki i dziedzicki miszmasz

W zbiorach czechowickiej Izby Regionalnej znalazłem plik pożółkłych kartek maszynopisu, naj prawdopodobniej z powojennych lat, autorstwa Karola Mazurka i Stanisława Palucha. Brak okła dek, strony tytułowej, kilku kart, stan raczej opłakany, ale jakież zapisano na nich cuda.

Uznałem, że jest to fantastyczny materiał, niemal taki jak „Kronika” biskupa krakowskiego Wincentego Ka dłubka. Przeplata się w tych zapisach świat legend, ba śni, półprawd i faktów związanych z dziejami Czecho wic-Dziedzic. Pozwoliłem sobie na dokonanie pewnego wyboru z owego pliku zapomnianych i zakurzonych kart i poniżej go prezentuję. Zachowałem oryginalny język, zwroty czy określenia.

Czechowice północne ułożone są wzdłuż rzeki Biał ki i rzeki Wisły, otaczając wielkim półkolem gminę

Dziedzice. Dziedzice od właściwych Czechowic oddziela tor kolejowy Kraków -Wiedeń, stanowią one dla siebie od rębną całość, którą jako taką osobno traktować wypada. Powierzchnia tego północno-wschodniego zakątka Śląska Cieszyńskiego jest nizinna. Część przylegająca do toru ko lei, do XIX wieku pokryta była lasem, o znacznej ilości garbów. Miejscowość, która na miejscu wyciętego lasu powstała, zwie się Grabowicami.

Wschodnią granicę Czechowic tworzy Białka, północ ną Wisła, zachodnią granicą biegnie droga Renardowska,

30 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 STARY TARG
Czechowice, Jacek Cwetler

Podkępie, Podraj, Koło, Zbijów, natomiast Górny Las, Rakówka, Świerkowice i Krzywa tworzą południową granicę.

Pomiędzy stawami szła dawniej licha, błotnista drożyna, a wzdłuż niej stały równie liche chatki, w których mieszkali ludzie, zajęci przy stawach, byli oni biedni i zmuszani do żebrania, stąd też nazwa tej miejscowości Żebracz.

Na zachód od Żebraczy powstała podobnie biedna miejscowość, bo zalewana nawet kilka razy w roku wodami Wisły. Jeden z dawniejszych posiadaczy Czechowic, hrabia Renard, nazwał ją Renardowicami. Tu, nad samą Wisłą, obok gościńca prowadzącego na Górny Śląsk stoi gospoda zwana „Starą Winiarnią”, w piwnicach której spoczywała niejedna beczka węgierskiego trunku. Obok gospody stoi 1000-letni dąb. Jego wypróchniały pień służył dawniej za kryjówkę dla celników granicznych. Obecnie pień jest na dwa metry żużlem zasypany. W latach 1926/27 zbudowano obok „Starej Winiarni” betonowy most na Wiśle. Przedtem był tu most drewniany.

W miejscu gdzie się te trzy miejscowości stykają, stał obszerny dwór, który spalił się doszczętnie w 1851 r.

W dworze tym mieszkała kiedyś zamożna szlachta, Marklowscy herbu Wieniawa z Żebraczy. Spalonego

dworu nie odbudowano, tylko zbudowano nowy nad Białką i zwie się on „Nowy Dwor”.

Okolica była słabo zaludniona i stanowiła zakątek bez wszelkiego ruchu i znaczenia. Mało kto kiedy tu zajrzał. Drewniany most na Wiśle łączył Renardowice z Goczałkowicami (Górny Śląsk) i równie drewniany most łączył Grabowice z Kaniowem (Małopolska). Ponadto przewożono łódką pasażerów przez Wisłę do Rudołtowic (Górny Śląsk).

Gęste lasy i knieje pokrywały swego czasu wielkie obszary Czechowic, tylko nad Wisłą i Białką były łąki i bagna. Na krajach lasów osiedlali się pasterze, wypasając bydłem łąki nadbrzeżne. Mieszkali najpierw pod namiotami, później budowali domy (siedlacy), które potem grodzili (zagrodnicy). Chaty o jednych drzwiach i jednym oknie, pokryte korą drzew, mieściły izbę z nalepą w środku, wokół której stały ławy... Mężczyźni zajmowali się chowem bydła, rybołówstwem i polowaniami. Kobiety uprawiały pola, gotowały i szyły odzienie. Czechowiczanie ubierali się w odzienie płócienne, które sami szyli. Włókno tkali na ręcznych krosnach z przędzy uprawianego tutaj lnu. Każdy gospodarz miał kilka zagonów lnu i chował kilkanaście owiec.

Dziedzice, Stara Winiarnia
31 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 STARY TARG
Litografia

Strój mężczyzn składał się ze spodni, z grubego płótna, koszuli i cieńszego kabatu z wełny białej, czapki baraniej. W uroczystości i święta ubierali bruclek z świecącymi gu zikami w czterech rzędach, na ramionach nosili szeroki czarny lub granatowy płaszcz sukienny z peleryną, a na głowy wsadzali wysoki filcowy kapelusz.

Kobiety nosiły spódnice szerokie, sięgające po kolana i z cieńszego płótna koszule, fartuchy. W święta zakłada ły letnik sukienny z wyhaftowanym żywotkiem, kabotek z najlepszego płótna, na głowę bez względu na porę roku chustka.

Nazwy osad powzięto od lasów, Świerkowice, Lipo wiec, Brzeziny, Brożyska, Podlasie, Grabowice, Lesisko, etc. Na Pasiekach były barcie z pszczołami i stąd ich na zwa. Pomiędzy ujściem Białki do Wisły powstały stawy Mała i Wielka Dębina.

Kiedy Śląsk Cieszyński stał się samodzielnym księ stwem, Chotowice (dawna nazwa Czechowic) należały do księcia cieszyńskiego. Chotowie byli lennikami książąt cieszyńskich. Na najwyższym pagórku wśród rozłożystych dębów i tarnin wystawił sobie książę Chot zamek drew niany. Około zamku powstały osady Górne i Dolna. Rzą dzili nimi Chotowie. Włościanie byli poddanymi Chota, bo ich jako jeńców i niewolników zabrał na wojnach, które książęta śląscy, z domu Piasta, toczyli między sobą i książętami sąsiednimi.

W spisie dziesięcin biskupa wrocławskiego Henryka z Wrbna (1302-1313) znajdujemy Chotowice Teutonicum (Chotowice Niemieckie) i Chotowice Polonicum (Chotowice Polskie). Z tego można wnioskować, że po na padzie Tatarów, za namową pana na Chotowicach Pol skich, osiedlili się na tych terenach osadnicy i rzemieślnicy niemieccy, którzy z biegiem czasu zlali się z tubylczą lud nością polską.

Tatarzy przechodząc tutędy, zrabowali i spalili zamek drewniany Chota. „... jeden rycerz z Czelów na początku XIV stulecia wybudował w ukryciu leśnym zamek z ka mienia rzecznego (dziś spichlerz), otoczył zamek murami i wałami, a naokoło poprowadził szerokie i głębokie przy kopy, by utrudnić wstęp do zamku. Pod zamkiem istnieją kilkupiętrowe piwnice, używane swego czasu jako więzie nie, a na suficie środkowej części wmurowany obraz Mat ki Boskiej, wskazuje miejsce kaplicy zamkowej”.

Wśród najstarszych właścicieli Czechowic (Chotowic) byli: Jan Schambor (lub Tschambor), najprawdopodobniej Węgier, Czelowie, z których Henryk Czelo był kanclerzem księcia cieszyńskiego Kazimierza, Achacjusz Czelo był krajowym radcą dworu księcia Wacława Adama II, a Je rzy Czelo był właścicielem Małych Kończyc...

Kościół parafialny w Czechowicach wymieniono po raz pierwszy w 1447 r., w znanym spisie świętopietrza. Nie był on nigdy w posiadaniu protestantów. „... uzasadnienie

jest w dokumencie Privilegium communitalis Czechovi ciensis z 1618 r., w którym ówczesna pani Czechowic, Anna Zborowska, hrabianka Mielżyńska, kasztelanka oświęcimska oświadcza, że zastała kościół katolicki na leżący do biskupstwa wrocławskiego, przyznaje gminom do tej parafii należącym, mianowicie, Górnym i Dolnym Czechowicom, Dziedzicom i Zabrzegowi prawo, żeby na wypadku gdyby który z następnych właścicieli dóbr cze chowickich oddany był innemu wyznaniu albo parafian usiłował do innego nakłonić, albo chciał ustanowić kapła na innego wyznania niż rzymsko-katolicki, takiego kapła na nie przyjmowały”.

W 1770 roku według „Urbarjum” było 100 pod danych hrabiego Renarda, a oprócz tego było zapew ne jeszcze kilkadziesiąt wolnych obywateli Czechowic. W 1800 roku według Kneifla było 271 domów w Czecho wicach, renardowicach i Komorowicach... W 1828 roku parafia Czechowice liczyła z Dziedzicami i Zabrzegiem 3168 katolików.

I na koniec opowieść o pierwszej czechowickiej szkole. Czasu założenia szkoły w Czechowicach nie można ści śle określić. Jednakowoż musiała już istnieć przed r. 1652 albowiem w protokole wizytatora biskupiego jest zapis „.. pole ziaka (nauczyciela) szerokości 15 zagonów rozpoczyna się od strony zwanej Tornowiec i ciągnie się do Raju. Ziak otrzymywał od każdego siedlaka 3 bochenki chleba oraz trzecią część od pogrzebu i dzwonienia”. W protoko le z 1688 r. czytamy „... ziakiem jest Mateusz Skoczycki, Polak z urodzenia, służy 4 lata. Szkoła jest dość dobra, młodzieży jednak w szkole nie ma”.

Akt „Proventus Scholae Czechoviciensis”, z datą 17 październik 1731 r., znajdujący się w księdze para fialnej probostwa Czechowice, mówi o darowiźnie pola należącego ku tej szkole za czasów hr. Karola Kotulińskie go dokonanej, który wybudował nowy kościół i zapewnie także szkołę”.

Budynek szkolny z drzewa stał frontem ku ścieżce pro wadzącej na północ od kościoła ku domu Franciszka Bar toszka....

Do tych zapisków powrócimy jeszcze, gdyż jest to ko palnia niesamowitych opowieści i faktów.

Na podstawie spisanych na maszynopisie wspo mnień Karola Mazurka i Stanisława Palucha.

Materiały powyższe znajdują się w zbiorach Izby Regionalnej w Czechowicach-Dziedzicach.

32 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 STARY TARG
DO 30 LISTOPADA ZYSKAJ NA WAKACJE: pewność � Gwarancja � Niezmienności Ceny aż do dnia wyjazd�,' ' , .. .. ' _____ ...... komfort � Multi Zmiana rezerwacja do 22 dni , przed wyjazdem ., ., / ' , , ... , .. ..... ____ _ oszczędność 15% zaliczki reszta na 22 dni , przed wyjazdem ......... .. .. ______ ... zniżki do 43% I dodatkowe 3% zniżki dla Stałych Klientów specjalne warunki rezygnacji do 22 dni pned rozpoczęciem wyjazdu ... .. ... .. ______ ... SALON FIRMOWY: GALERIA STELA TEL.: 33 813 89 47

Zbigniew Masternak

milan barOš jako wołoski kniaź

Wieczorem w cieszyńskiej świetlicy „Krytyki Politycznej” miał się odbyć pokaz filmu „Księstwo”. Przyjechaliśmy z Renatą pociągiem wcześnie rano. Było dużo czasu, więc postanowiłem się wy brać do Vsetína. Vsetín, a w zasadzie cały region – Wołoszczyzna Morawska – interesował mnie ze względu na swoją historię, bo zamieszkiwali go potomkowie Wołochów.

Renata została w hotelu – poszła spać, zmęczona po ca łonocnej podróży pociągami, z przesiadką w Warszawie i Katowicach. Rozumiałem to. Nie zawsze była w stanie wytrzymać tempo, które narzucałem. Żartowała, że je stem turystą przygranicznym – gdy tylko znalazłem się opodal granicy, starałem się ją przekroczyć i zobaczyć, co jest tuż za nią.

Przeszedłem na stronę czeską przez most nad Olzą w Cieszynie. W kasie na dworcu kolejowym w Cze skim Cieszynie kupiłem bilet przesiadkowy – nie było z tym problemu. Ale kiedy wsiadłem do pociągu i za pytałem konduktorki, czy zdążę się przesiąść na dworcu w miasteczku Frydek-Mistek, ta odrzekła wściekle, że nie musi rozumieć po polsku. Było to o tyle dziwne, że wiele miejscowości w okolicy nosiło oprócz czeskich także polskie nazwy. Był to Śląsk Zaolziański, kiedyś sporne terytorium pomiędzy Polską i Czechami. Istniała tutaj mowa bardzo podobna do polskiej – gwara śląska. Wielu tutejszych było z pochodzenia Polakami. W Cze chach funkcjonowały polskie szkoły. Tutejsi nauczyciele zarabiali dużo więcej, niż ich koledzy w Polsce. Polscy pedagodzy wsiadali na rowery albo do aut, przejeżdżali przez graniczny most i pracowali w czeskich szkołach, gdzie uczyli po polsku.

Uwielbiałem czeską kolej, słowacka była także nie zła, w końcu przez długi czas stanowiły jedność, były na takim samym poziomie. Naszym liniom regionalnym dużo do nich brakowało.

Kiedyś cały Śląsk Cieszyński i pobliska Żywiecczyzna były zamieszkane przez wołoskich pasterzy. Dopiero założenie huty w Trzyńcu doprowadziło do tego, że pasterstwo zaczęło zanikać. Rozwój tych ziem poszedł w kierunku przemysłowym, i po polskiej, i po czeskiej stronie. Po obu stronach granicy działały przez długi

czas kopalnie i huty, które w ostatnich latach mocno podupadły.

Przejechaliśmy przez Trzyniec, gdzie istniał bardzo dobry klub hokejowy Oceláři. Grał w nim Polak Aron Chmielewski. Aron początkowo słabo sobie radził, jak przeniósł się tutaj z Cracovii, ale w końcu stał się ważną postacią drużyny, z którą zdobywał medale mistrzostw Czech.

Jednak kiedyś mistrzem był Vsetín, który zban krutował. Powoli się jednak odbudowywał. Drużyna z Vsetína zdominowała czeską ekstraligę w latach 19952001, w ciągu siedmiu sezonów zdobywając sześć tytu łów mistrza kraju oraz raz przegrywając w finale.

Dotarłem do miasteczka Frydek-Mistek, gdzie mia łem pierwszą przesiadkę. Kiedyś to były dwa miasteczka, oba miały duże znaczenie historyczne. We Frydku tak że działa klub hokejowy, Chmielewski był tutaj kiedyś w drużynie farmerskiej ekstraligowego Trzyńca. W roz woju zawodnika ważne były właściwe wybory. Myśla łem o moim synu. Niedawno wygrał Bieg Solidarności w Lublinie – jako pięciolatek, w kategorii Skrzat. Rok temu był drugi – jako czterolatek, w kategorii Bobas. Zaczął grać w piłkę, jak miał półtora roku. Wiktor rósł na silnego chłopca, miał wiele spośród moich dobrych cech. Oby nie zepsuły się z wiekiem. Nie chciałem robić z niego takiego cyborga, jakim w pewnym czasie stałem się ja. Dobrze się uczyłem, nieźle grałem w piłkę. Ale w pewnym momencie wszystkiego mi się odechciało i nie robiłem niczego oprócz czytania książek. Ostatecznie, to właśnie literatura mnie uratowała przed całkowitą degrengoladą. I znajomość z Renatą. To była świetna partnerka – bardzo mi we wszystkim pomagała. Mimo że to głównie ja zajmowałem się utrzymywaniem rodzi ny, to jednak cały czas mogłem liczyć na jej pomoc, na

34 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MOST PRZYJAŹNI

przykład przepisywała nagrania wywiadów do książek. Byliśmy przyzwyczajeni do ciągłych zmian, zmiany to był dla nas pewnik. Do tego przyzwyczaił się także Wiktor. Cały czas gotowy do przemian.

Następny po Frydku był Radhošť. Wiele było ta kich nazw na terenach słowiańskich, najsłynniejsza była Radogoszcz, wymieniana również jako Radegost lub Riedigost – centrum kultu Radogosta-Swarożyca oraz główny ośrodek polityczny Związku Wieleckiego, leżą cy na terenach plemienia Redarów. Była to najważniej sza świątynia słowiańska, nie tylko na Połabiu. Bardzo powszechną nazwą na ziemiach słowiańskich była Ko przywnica. W Polsce leżała pod Sandomierzem. W Cze chach istniało miasteczko Kopřivnice. Na Słowacji Ko privnica to była wieś koło Bardjeova. Koprivnicę, małe miasteczko, można było spotkać w Chorwacji. A jak ktoś wracał z Chorwacji przez Słowenię, to mógł minąć Koprivnicę, która leżała w gminie Krško.

W końcu dojechałem do Vsetína. To był Zlínský kraj. Niedaleko stąd znajdowała się Słowacja, a tam –Żilina. Zilina, Żlin – były tutaj dobre zespoły hokejo we. Morawska Wołoszczyzna. Pasterze wołoscy z czasem wymieszali się z żywiołem słowiańskim. Zachowali jed nak swoje tradycje. Wołosi kiedyś wiele znaczyli w tym terenie.

W średniowieczu istniało Hospodarstwo Wołoskie. Teraz istniała Rumunia i Mołdawia, ale silne wpływy

Rumunów były także w Słowacji, Ukrainie, Grecji, Ma cedonii. Ten lud odcisnął znaczące piętno na całej oko licy. Kiedyś istniał projekt Wielkiej Rumunii. Podobnie, jak istnieje projekt Wielkich Węgier, ciągle przypomi nany przez Orbana. Orban promował przez piłkę nożną ideę Wielkich Węgier. Nie tylko stworzył i rozbudował świetnie funkcjonującą Akademię Puskasa. Dotował poprzez państwowe koncerny węgierskie kluby mniej szości węgierskich w różnych krajach – Słowacji, Ru munii, Serbii, Chorwacji. Te kluby zdobywały puchary, odgrywały dużą rolę.

Chodziłem po Vsetínie. Byłem swego czasu pod Nowym Sączem. Istniały tam całe wioski, gdzie ludzie mieli smagłą cerę, zgrabne sylwetki, zupełnie inne od słowiańskich rysy twarzy. Byli to potomkowie Woło chów, których osadnictwo sięgało bardzo daleko, aż po Morawy. Szukałem ich potomków wśród mieszkańców. Zrealizowała się w tym miejscu nieprawdopodobna ambicja. Klub z niewielkiego, liczącego niewiele ponad dwadzieścia tysięcy mieszkańców miasteczka zdetroni zował zespoły z Pragi, Brna, Pilzna i Ostrawy. Coś po dobnego przytrafiło się na mniejszą skalę w Polsce, kie dy rozgrywki zdominowała drużyna z Sanoka. W obu przypadkach skończyło się bankructwem i mozolnym odbudowywaniem pozycji.

Myślałem o tym. Przecież sam mierzyłem dużo wy żej, niż byłem do tego przypisany. Vsetín zaczynał od samego dołu. Z trzeciego poziomu rozgrywek udało się z czasem awansować do pierwszej ligi (drugi poziom), była realna szansa na awans do Ekstraligi.

Vsetín dzięki hokejowi wypromował swój region. Poziom hokeja w Czechach był jednym z najwyższych na świecie. Czesi mieli wielu fenomenalnych hokeistów, Jaromír Jágr był jednym z moich ulubionych. Bardzo długo był czynnym zawodnikiem. Ja także chciałem grać w piłkę nożną jak najdłużej, reprezentować dru żynę polskich pisarzy. W Czechach prawie w każdej wsi obok boiska piłkarskiego znajdowało się boisko do hokeja. Kiedyś zalewano go wodą, zamarzało i można było grać. Teraz było o to trudno, bo zimy były mało mroź ne. Podobnie było na Słowacji, to było kolejne wspólne dziedzictwo obu połączonych kiedyś w jeden organizm krajów. Czesi lubili Słowaków, ale chyba lekko gardzili Polakami, może za najazd w 1968 roku.

Lubiłem w hokeju jego tempo i nieprzewidywal ność. Kiedyś obstawiałem hokej w zakładach bukma cherskich, byłem mocno uzależniony. Potrafiłem prze grać honorarium za spotkanie autorskie. Gorzej przez to pisałem, bo skupiałem się na śledzeniu w komputerze wyników meczów zamiast na pisaniu. Cóż, każdy ma jakąś słabość. Mogłem być na przykład ćpunem albo al koholikiem, mogłem być palaczem. Byłem hazardzistą.

35 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MOST PRZYJAŹNI
Milan Baroš – 93-krotny reprezentant Czech w piłce nożnej, dla której strzelił 41 goli. W przeszłości reprezentował barwy Banika Ostrawa, Liverpoolu, Galatasaray Stambuł czy Lyonu. Urodził się w 1981 roku w Wołoskim Międzyrzeczu, jego pierwszym klubem był FK Vigantice. fot. Michał Chwieduk

Kraina była górzysta, w odróżnieniu od płaskich okolic Ostrawy. Nic dziwnego, że jedyne, co przez długi czas tutaj funkcjonowało, to hodowla owiec i kóz, było to główne zajęcie Wołochów. Określenie Vlach wywo dziło się z germańskiego słowa oznaczającego „obcego”, było używane jako określenie człowieka posługującego się obcym językiem. Po Germanach słowo odziedziczy li Słowianie. W języku polskim funkcjonowało słowo Włoch

Wszedłem do baru piwnego. Bary piwne w Cze chach miały długą tradycję, nierozerwalnie związały się z kulturą czeską. Usiadłem tyłem do kontuaru, opiera jąc się na nim łokciami jak kowboj. Zamówiłem piwo, był to Radegast.

Obstawianie dla hazardzisty jest jak pierwszy kieli szek dla alkoholika. Wcześniej czy później osoba uza leżniona traci kontrolę i wraca do grania. Jeśli człowiek przekroczy niewidzialną linię nieodpowiedzialnej gry –nigdy już nie będzie w stanie utrzymać kontroli. Nie wolno grać. Nawet jak człowieka ciągnie. Skutki zawsze są przykre. Dawna obsesja nieuchronnie powraca. Czło wiek ma wybór: wybiera drogę hazardu, czyli ryzykuje stopniową rozpierduchę swojego życia lub zaprzestaje grania i wraca na lepszą ścieżkę życia. Żeby wyleczyć się z najbardziej zdradliwego i trudnego do pozbycia się na łogu, musiałem w to włożyć solidny wysiłek.

Kelnerka miała na imię Karolina, była smagłolica, szczupła. Opowiadała o swoich ziomkach, Wołochach.

Wielu Czechów posiada ciemną karnację. I o ile moż na by myśleć, że to potomkowie Cyganów, których tu taj także dużo, to raczej są to potomkowie Wołochów. Milan Baroš, świetny czeski piłkarz o ciemnej karnacji, urodził się w Valašském Meziříči. Może jego korzenie były właśnie wołoskie, a nie cygańskie?

Do Wołoszczyzny Morawskiej zalicza się dziś w przybliżeniu tereny powiatu Vsetín i części powiatu Zlín z miastem Valašské Klobouky. Granice regionu nie są jednoznacznie określone, ponieważ zależą od przy jętego wyznacznika. Dziś jest nim najczęściej poczucie tożsamości regionalnej mieszkańców, dawniej określano je na podstawie języka lub głównego zajęcia.

Słabo nadające się do rolnictwa górskie tereny pół nocno-wschodnich Moraw były rzadko zasiedlone. Do piero w XVI wieku w toku kolonizacji wołoskiej w ca łych północno-wschodnich Morawach powstała gęsta sieć osad pasterskich lokowanych na prawie wołoskim.

Moja fascynacja Czechami zaczęła się od wizyty w Karlowych Warach. Czechy okazały się tylko pozor nie prostym krajem, z którego można drwić w niewy brednych dowcipach. Społeczeństwo było dość złożone – odcisnęły się na nim wpływy niemieckie, węgierskie, radzieckie. Każdy z okupantów/zaborców coś po sobie zostawił, zwłaszcza w mentalności tubylców.

Od tej pory jeździliśmy do Czech zawsze, kiedy tylko mogliśmy. Wykorzystywałem każdą szansę, żeby tylko przekroczyć granicę – jak tylko miałem spotkania

36 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MOST PRZYJAŹNI
Źródło: naludowo.pl

w okolicy Kudowy-Zdroju, Cieszyna, Lubawki, Nowej Rudy, zawsze przekraczałem granicę.

Skład etniczny ludności osiadłej na Wołoszczyźnie Morawskiej jest sporny. Obecnie przyjmuje się, że two rzyli go przede wszystkim Słowianie, a tylko w części Wołosi. Było to skutkiem tego, że Wołoszczyzna Mo rawska została zasiedlona w końcowej fazie kolonizacji wołoskiej, gdy ta sięgnęła głęboko w ziemie słowiańskie, pociągnąwszy za sobą licznych Słowian z podnóży Kar pat.

Z początku Wołosi zachowywali odrębność prawną i etniczną, lecz w stosunkowo krótkim czasie doszło do zlania się ich z miejscową ludnością morawską. Śladem odrębności pozostała kultura ludowa regionu i specy ficzny dialekt.

W Rožnovie pod Radhoštěm znajdował się skansen Valašské muzeum v přírodě prezentujący ludową kultu rę materialną regionu. I tam się udałem na koniec mojej wyprawy, bo musiałem wracać do Cieszyna na wieczor ny pokaz „Księstwa”.

Po drodze ciągle rozmyślałem o Wołochach. Silnie zasymilowane ludy wołoskie do dziś zamieszkują Tesalię (gdzie podczas II wojny światowej próbowano utworzyć arumuńskie państwo – Księstwo Pindosu), Epir i Macedonię. Asymilacja wynikła z braku własnego państwa i z intensywnego ograniczania kultury wołoskiej przez powstające od XIX wieku mocno nacjonalistyczne pań stwa.

W XIX wieku z połączenia księstw wołoskiego i mołdawskiego powstało pierwsze nowożytne państwo wołoskie – Rumunia, do której przyłączono później za siedlone również przez Rumunów Dobrudżę, Siedmio gród i Banat.

Najczęściej utożsamiano Wołochów z Mołdawią, ale na folklor i tradycję składały się także elementy ru muńskie, albańskie, serbskie i bułgarskie. Na tutejszych stokach gór znaleźli doskonałe warunki do wypasu stad. W końcu część Wołochów porzuciła pasterstwo i zaczę ła zajmować się rolnictwem. Połacie lasów poddawa no karczunkowi, powstawały nowe wsie, zakładane na tak zwanym surowym korzeniu. Rychło w organizacji osad zaczęło dominować proste i jasne prawo, zwane wołoskim. Na czele wsi stał kniaź (odpowiednik soł tysa) sprawujący nad osadnikami władzę sądowniczą oraz ściągający daniny i czynsze (w postaci dziesięciny z owiec i sera). Czasami kilka wsi tworzyło krainę. Na czele każdej z nich stał krajnik, zwany wojewodą woło skim.

Wołosi byli na ogół wyznania prawosławnego. Charakterystyczną cechą jest upodobanie do świętego Dymitra. Przy lokacji wsi na ogół była też budowana cerkiew wraz z uposażeniem, zwykle w centrum osady. Cerkiew była zależna od kniazia, który dysponował jej dobrami i osadzał popów.

Długi czas te tereny żyły własnym życiem, rozwi jały się głównie dzięki wycince drewna oraz pasterskiej

37 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MOST PRZYJAŹNI
Źródło: bywajtu.pl

hodowli bydła i owiec. Wołosi posiadali również swoje elity, piśmiennictwo – w XVIII wieku wydawane były gazety w języku wołoskim - kulturę, politykę. Dotarłem do skansenu, który tworzyły cztery czę ści: Drewniane miasteczko, Wołoska wieś, Młyńska dolina i obszar Pustevny na grzebieniu Beskidów, około dwa dzieścia kilometrów od Rožnova pod Radhoštěm.

Najstarsza część, czyli Drewniane miasteczko, znaj dowała się w zamkniętej przestrzeni niegdysiejszego uzdrowiska. Drewniane miasteczko reprezentowało styl miast wołoskich sprzed 100 – 200 lat. Najstarszą bu dowlą jest ratusz z XVIII wieku, który został tam prze niesiony z rożnowskiego rynku razem z kamienicą Billa. Można tu było znaleźć również gospodę u Vaška, dom sołtysa z miejscowości Velkie Karlovice oraz kopię póź nogotyckiego kościoła św. Anny z Větřkovic z połowy XVII wieku.

Obszar budynków wodnych  Młyńska dolina roz pościera się na łące wokół napędu wodnego. Maszyny sprawne po dziś dzień potrzebują bowiem wody, by pracować. Mogłem zobaczyć, jak przed stu laty i więcej mielono mąkę, wytłaczano olej, tkano sukno, jak pracował węglarz i wielu innych rzemieślników.

Z Młyńskiej doliny przeszedłem do  Wołoskiej wsi, która rozrasta się na Karlowym wzgórzu od 1962 roku. Był to kompleks około 30 chałup pochodzących przeważnie z Morawskiej Wołoszczyzny. Po wsi kręcił się mężczyzna po trzydziestce, przebrany w strój wo łoskiego kniazia. Wyglądał jak czeski piłkarz Milan Baroš.

W niewielkim sklepiku kupiłem lokalny przysmak, jakim był frgal. Był to okrągły placek z orzechami, owo cami i dżemem. Miał to być prezent dla Renaty. Zapła ciłem w koronach, w odróżnieniu od Słowacji Czechy nie weszły do strefy euro.

Patrzyłem na wioskowe zabudowania. Były zupeł nie inne niż te zgromadzone w Tokarni pod Kielcami, zabudowania z mojej rodzinnej ziemi świętokrzyskiej. Moją wieś w filmie „Księstwo” odtwarzały Psary-Podła zy, spod Bodzentyna.

Oprócz majątków gospodarczych można było uj rzeć młyn wietrzny, kuźnię, dzwonnicę, ogródki, pasące się owce, bydło i drób. W górnej części wsi nie stała Jurkovičova wieża widokowa, wzniesiona na podstawie stuletnich oryginalnych planów autorstwa słowackiego architekta Dušana Sámo Jurkoviča. Została zbudowana ze stuletnich świerków.

Kiedy wychodziłem ze wsi, drogę zastąpił mi woło ski kniaź, który wyglądał jak Milan Baroš. - Zapomniał pan frgala! – wręczył mi torebkę z ciastem. Podziękowałem i poszedłem do pociągu. Milan Baroš w wołoskim stroju odprowadził mnie wzrokiem.

ZBIGNIEW MASTERNAK (ur. 1978)  prozaik, autor scenariu szy filmowych, reportażysta, piłkarz. W 2009 roku ukończył scenariopisar stwo w Krakowskiej Szkole Filmu i Komu nikacji Audiowizualnej. Jako prozaik debiutował na łamach „Twórczości” w 2000 r. Pracuje nad autobiograficznym cyklem powieściowym „Księstwo”, w latach 2006-2008 ukazały się trzy księgi „Chmurołap”, „Niech żyje wolność” i „Scyzoryk”, na podstawie których reżyser Andrzej Barański nakręcił film „Księstwo” (2011). W 2014 roku ukazała się księga czwarta pt. „Nędzole”, którą zamierza sfilmować Krzysztof Zanussi. W 2021 roku wyszła księga piąta zatytułowana „Książę bez ziemi”. Wcześniej powstały filmy krótkometrażowe „Wią zanka” (2003) oraz „Stacja Mirsk” (2005). Bohater filmu do kumentalnego „Zbigniew Masternak - Skazany na książki” (2014). Autor noweli filmowej „Jezus na prezydenta!” (2010), współautor scenariusza filmowego Transfer (wydanie książko we 2020). W 2016 roku ukazała się adaptacja komiksowa po wieści „Nędzole”. Autor książek o tematyce sportowej – „Błoto dla zuchwałych” (2016), „Ciągle na spalonym” (2018), „Nie mylcie mnie z Maradoną”. „Marginesy futbolu” (2021), szki ców filmowych „Master shot. Kino jako autoportret” (2019) oraz esejów o literaturze „Rebelianci i komedianci” (2021). W 2021 wyszły dwie książki biograficzne o gangsterze Miś ku z Nadarzyna „Jednoosobowa mafia” oraz „N jak Niebez pieczny”, które spisał Zbigniew Masternak. Stypendysta „Ho mines Urbani” w Willi Decjusza w Krakowie (2007). Laureat Świętokrzyskiej Nagrody Kultury (2011). W 2012 roku został uhonorowany Nagrodą im. Władysława Orkana za wybitną twórczość literacką. W 2021 roku otrzymał stypendium twór cze Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W 2014 r. zo stał nominowany do tytułu Człowiek 25-lecia w województwie świętokrzyskim. Jego książki i opowiadania tłumaczono na ję zyk arabski, niemiecki, włoski, serbski, bułgarski, białoruski, ukraiński, macedoński i wietnamski. Jest 4-krotnym Mistrzem Polski w piłce błotnej (2011, 2012, 2016, 2018), 5-krotnym zdobywcą Pucharu Polski w piłce błotnej (2012, 2014, 2016, 2017, 2018), brązowym medalistą Błotnej Ligi Mistrzów (2015). 4-krotny Król strzelców Mistrzostw Polski w piłce błotnej (2011, 2012, 2013, 2014). 3-krotny Król strzelców Pucharu Polski w piłce błotnej (2013, 2014, 2018). Kapitan Reprezentacji Polskich Pisarzy w Piłce Nożnej - w jej barwach wystąpił w 129 meczach, w których zdobył 132 gole. Piłkarska Osobowość Lubelszczyzny (2015).

W tym numerze „Tramwaju Cieszyńskiego” publikujemy frag menty przygotowywanej przez autora kolejnej księgi cyklu „Księstwo”.

38 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 MOST PRZYJAŹNI
zupa 4,90 zł zupa + drugie danie + kompot lub herbata 15,50 zł dla pozostałych Gości 17,50 zł Dla Seniorów Jesień z „Bistro Stacja SCI” Fundacja ADONAI, ul. Hajduka 10, 43-400 Cieszyn, tel. 516 388 379 Zapraszamy na pyszne i niedrogie obiady! 39 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 Centrum Ogrodnicze crocus@crocus.pl crocus.pl CrocusCieszyn tel. 662 076 382 Zakładamy ogrody!
40 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

OpOwiadaĆ O TYm, cO nam najbliższe

Staramy się myśleć o repertuarze jak najszerszej. To znaczy pragniemy przedstawić widzowi jak najbogatsze spektrum dramaturgiczne, od klasyki po literaturę współczesną, od dramatu po ko medię, wodewil, farsę czy teatr muzyczny – mówi Bogdan Kokotek, kierownik artystyczny Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego.

przed Sceną polską teatru cieszyńskiego premiera „krzywego kościoła” w reżyserii radovana lipusa, scenicznej adaptacji jednej z najgłośniejszych w republice czeskiej powieści ostatnich lat. to dla kierowanej przez pana Sceny najważniejsze wydarzenie sezonu 2022/23?

Tak, jest to dla nas jeden z najważniejszych tytułów w sezonie ze względu na to, że podejmuje tematykę regionalną. Uważam, że Scena Polska powinna sta rać się opowiadać o tym, co nam najbliższe możliwie często i ze zdwojoną pieczołowitością. Stąd pojawiły się już w naszym repertuarze takie tytuły jak: „Siedem zegarków Joachima Rybki” Gustawa Morcinka, „Raj ska Jabłonka” Andrzeja Niedoby, cały tryptyk zega dłowiczowski, „Ondraszek – Pan Łysej Góry” i sza lenie popularne „Cieszyńskie Niebo”, przygotowane przez tych samych twórców co wspomniany „Krzywy kościół”, czyli Renatę Putzlacher i Radoslava Lipusa. Wcześniej „Most nad Łucyną” W. A. Bergera, „Czar na Julka” Morcinka i „Przednówek” Pawła Kubisza. Na pewno można by jeszcze wymienić kilka tytułów sztuk, powstałych z pewnego rodzaju wewnętrznego ciśnienia, którego źródłem jest pragnienie określenia się w naszej małej ojczyźnie.

Scena polska jest bardzo aktywna, przygotowując po kilka premier w sezonie. a zatem na co jeszcze, poza „krzywym kościołem”, mogą liczyć widzowie w nowym sezonie?

Sezon otworzyliśmy kameralną sztuką „Szklana menażeria” Tennessee Williamsa, w planach oprócz „Krzywego kościoła” mamy doskonałą propozycję na karnawał, czyli jeden z najpopularniejszych pol skich wodewili – „Żołnierza Królowej Madagaskaru”

w reżyserii Adama Sroki, z żywą muzyką świetnego kwartetu Tomasza Pali znanego już naszej publiczności z kilku wcześniejszych sztuk muzycznych. W nowym sezonie sięgniemy również po najwyższą półkę dramaturgiczną, czyli Williama Szekspira i jego rzadko graną, ale niezmiernie aktualną gorzką komedię „Miarka za miarkę” w mojej reżyserii.

Nie zamykamy się na klasykę dramatu współcze snego, w tym sezonie publiczność będzie miała okazję Makbet, fot. Karin Dziadek

41 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

zobaczyć niezwykle w Polsce popularną sztukę Petra Ze lenki – „Opowieści o zwyczajnym szaleństwie” w reży serii Katarzyny Deszcz.

jesteście jedynym teatrem repertuarowym w mieście, który musi mierzyć się z wieloma oczekiwaniami wi dzów. jak powstaje jego program na cały sezon arty styczny?

Wspólnie z kierowniczką literacką Joanną Wanią stara my się myśleć o repertuarze jak najszerszej. To znaczy pragniemy przedstawić widzowi jak najbogatsze spek trum dramaturgiczne, od klasyki po literaturę współcze sną, od dramatu po komedię, wodewil, farsę czy teatr muzyczny. Nie stronimy od zaprezentowania od czasu do czasu klasycznej bajki, chociaż mamy scenę teatru lalek Bajka, która kieruje swoje przedstawienia do naszego najmłodszego widza.

To jednocześnie wada ale i zaleta jedynego teatru w mieście – nie jesteśmy przecież w Warszawie, gdzie teatry mogą profilować swój repertuar i wiadomo, że czegoś innego oczekujemy, odwiedzając teatr Kwadrat czy Syrenę, a czego innego np. Teatr Powszechny. I cho dzi nie tylko o repertuar, ale również konwencję i język teatralny.

W naszym teatrze musimy i chcemy prezentować nie tylko szeroki wachlarz repertuarowy, ale również różnorodne sposoby wypowiedzi artystycznej.

W cieszyńskim teatrze pełni pan rolę kierownika ar tystycznego Sceny polskiej, reżyseruje a także wciela się w sceniczne role. od czasu do czasu podejmuje pan również gościnne wyzwania poza swoją sceną. jak cenne to doświadczenie?

Myślę, że te wszystkie aktywności z siebie wynika ją i wzajemnie się wspierają. Cenię sobie to, że raz na jakiś czas, choć wraz z wiekiem te moje wycieczki są coraz rzadsze, mogę reżyserować w innym teatrze niż ten, w którym pracuję od lat. Człowiek wówczas zdo bywa nowe doświadczenia nie tylko w pracy z nowym zespołem, ale również poznaje, jak funkcjonują teatry w innych miastach. Wówczas można nie tylko porów nywać, lecz także czerpać z doświadczeń innych, korzy stać z dobrych rozwiązań i przenosić je do siebie. Po nadto praca poza własnym teatrem czasami pozwala na ugruntowanie się w przekonaniu, że macierzysty zespół nie musi mieć kompleksów w konfrontacji z porówny walnymi zespołami teatralnymi, i to zarówno w Polsce jak Czechach.

Rozmawiał: Marcin Mońka
42 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA f
Makbet, fot. Karin Dziadek

Kornel Filipowicz NIEWOLA

W państwie totalitarnym Wolność Nie będzie nam odebrana Nagle Z dnia na dzień Z wtorku na środę Będą nam jej skąpić powoli Zabierać po kawałku (Czasem nawet oddawać Ale zawsze mniej, niż zabrano) Codziennie po trochę W ilościach niezauważalnych Aż pewnego dnia Po kilku lub kilkunastu latach Zbudzimy się w niewoli Ale nie będziemy o tym wiedzieli Będziemy przekonani Że tak być powinno Bo tak było zawsze.

ZAWCZEŚNIE

Dlaczego wojny muszą zaczynać się o piątej A nawet o czwartej nad ranem? O tej porze Na pół przytomny Wstaję tylko aby pójść na ryby Albo na grzyby Czy dlatego że armiami dowodzą marszałkowie I generałowie przeważnie po sześćdziesiątce Cierpiący na bezsenność Albo budzący się o świcie bez przykrości? Wojny powinny zaczynać się o dziesiątej Albo o jedenastej przed południem A jeszcze lepiej o piątej Czy nawet szóstej po południu Można by dłużej pospać I dłużej pożyć.

f43 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

W SPOMNIENIE

O KORNELU F ILIPOWICZU

W październiku tego roku mija 109 rocznica urodzin Kornela Filipowicza.

Ten znakomity, a współcześnie niestety trochę zapo mniany pisarz, poeta i scenarzysta filmowy urodził się 27 października 1913 roku w Tarnopolu. Zmarł 28 lutego 1990 roku w Krakowie, do którego wyjechał na studia po maturze i w którym mieszkał później do końca życia. Jego rodzice pochodzili z Kresów, lecz wy buch pierwszej wojny światowej skazał tę rodzinę na kilkuletnią tułaczkę, która zakończyła się w Cieszynie w 1923 roku. Z tego powodu cieszynianom Filipowi cza przedstawiać nie trzeba – spędził tu przecież swoje dziecięco-młodzieńcze, jak sam mówił – najlepsze, lata. Upamiętnia go m.in. tablica na kamienicy, w której mieszkał i księgarnio-kawiarnia, w której pełno jest pamiątek po nim, wśród nich jedno z biurek i maszyna do pisania przekazane przez rodzinę. Filipowicza kojarzy się jako wieloletniego partnera Wisławy Szymborskiej, jednak jego książki spoczywają nierzadko przykurzone w magazynach bibliotecznych, o czym miałam okazję się przekonać. A szkoda, bo te utwory nie straciły na aktualności – jeśli ktoś jest uważnym i inteligentnym obserwatorem rzeczywistości, a Filipowicz był, to jego twórczość zawsze będzie na czasie. Twórczość Filipo wicza (w szczególności jego krótkie, ale mistrzowskie opowiadania), jest jak obraz lub fotografia, na której utrwalono fragment rzeczywistości, takiej, jaka ona jest, bez upiększeń i zafałszowań. Jego utwory, często z wątkami autobiograficznymi, skłaniają do refleksji nad tym, kim jesteśmy jako ludzie. Na przykład do cze go jesteśmy zdolni w obliczu strachu – do bohaterstwa czy podłości? Czy uzasadniamy zło, które wyrządzamy drugiemu, oskarżając ofiarę, że to ona jest zła? Dlacze go wszystkie wojny muszą zaczynać się o czwartej lub piątej rano? Filipowicz pyta, a my, chcąc szczerze od powiedzieć, stajemy oko w oko z (czasem niewygodną) prawdą o nas samych. A co możemy powiedzieć o Kornelu Filipowiczu? Z wyglądu był wysokim i niebieskookim blondynem, który miał powodzenie u płci przeciwnej. Niestety po byt w obozie koncentracyjnym (1944 – Gross-Rosen i Sachsenhausen-Oranienburg) zniszczył mu zdrowie do końca życia. Miał wiele zainteresowań, w tym:

• malarstwo pierwsze, jeszcze szkolne hobby Kor nela od czasów gimnazjum. Gdy wyjechał na studia do Krakowa, zapoznał się ze środowiskiem tamtejszych artystów i studentów malarstwa i wśród nich poznał pierwszą żonę Marię Jaremę; • wyprawy na ryby organizował je przez całe ży cie od wczesnej młodości. Wyjeżdżał zwykle z grupą przyjaciół. Obowiązywał zestaw: kajak, namiot i węd ka. We wczesnych wyprawach brał udział m.in. Julian Przyboś, pierwsza żona Maria Jarema i pierwszy syn Al (który jako dziesięciolatek pisał kronikę okrętową). W późniejszym okresie jeździła (przynajmniej na kilka dni) m.in. Szymborska; • kolekcjonowanie pocztówek sprzed drugiej wojny światowej. W tym celu odwiedzał liczne antykwariaty i targi staroci, także w Cieszynie; • kot a właściwie kotka Kizia, z którą pisarz dzielił mieszkanie, biurko i złowione ryby. To ją miała na myśli Szymborska, pisząc słynny wiersz Kot w pustym miesz kaniu. Filipowicz opiekował się także wolnożyjącymi kotami ze swojego podwórka – zachował się cudowny list Szymborskiej do Mręgatego – podwórkowego, dość nieporadnego kocurka. Szymborska martwi się o jego przyszłość, mimo pomocy pana Kornela, z powodu jego ciapowatości. List ten można odnaleźć w wyda niu wspólnej korespondencji Filipowicza i Szymbor skiej pod tytułem: Najlepiej w życiu ma twój kot: li sty (Znak, 2016 ). Jeden z zbiorów swoich opowiadań Filipowicz zatytułował Kot w mokrej trawie (Wydaw nictwo Literackie, 1977). W tytułowym opowiadaniu wygłodniały stary kocur wybiera się na polowanie. Jest bardzo doświadczonym myśliwym, który już wiele w życiu przeżył. Kot jest narratorem pierwszoosobo wym i widzimy świat jego oczami. Finał opowiadania jest wstrząsający; • oglądanie seriali wspólnie z Szymborską Filipo wicz lubił oglądać seriale telewizyjne (tzw. tasiemce), które emitowano w drugiej połowie lat osiemdziesiątych tj. Niewolnica Isaura, Dynastia. Przy tej okazji dodajmy, że oboje mieli ogromne poczucie humoru i łatwo dostrzegali wszelkie absurdy rzeczywistości.

44 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

Oglądanie seriali było doskonałą okazją do ich wyłapy wania i obśmiewania.

• gra w ogona kra karciana, w którą lubił grać podczas wypraw na ryby i spotkań z przyjaciółmi; Kornel Filipowicz był bardzo towarzyski i lubiany. Wśród jego bliskich przyjaciół byli m.in.: • Julian Przyboś poznali się w gimnazjum w Cie szynie, gdy Przyboś był nauczycielem Kornela. Przyjaźń trwała całe życie do śmierci Przybosia w 1970 roku. Łączyło ich między innymi wspólne grono artystów, głównie awangardowych malarzy. Przyboś bardzo ce nił opowiadania Filipowicza, co, znając jego krytyczny stosunek do twórczości wielu innych pisarzy, było wy różnieniem ze strony Przybosia; • Mieczysław Szczerski (1912-1975) towarzysz wspólnych zabaw i wypraw na ryby z lat szkolnych w Cieszynie. Późniejszy lekarz. Ta przyjaźń także trwa ła do śmierci Szczerskiego. Przetrwała ich obszerna ko respondencja z lat 1956-1968 przechowywana w Dziale Rękopisów Biblioteki Jagiellońskiej. Poza tym: Adam Włodek, Ewa Lipska, Stanisław i Ta deusz Różewiczowie, Jerzy Pilch, a także inni pisarze, malarze, tłumacze i bardzo wielu innych ludzi. Z przy jaciółmi regularnie spotykał się, korespondował, często

gościł u siebie w domu, i oczywi ście wyjeżdżał na ryby. Do koń ca życia utrzymywał kontakty z wieloma osobami z lat szkolnych z Cieszyna. Bardzo lubił biesiadować, a podczas spotkań częstował kornelówką – słynną wśród przyjaciół i znajomych wódką z dodatkiem cytryny, którą osobiście przez wiele lat sporządzał na użytek domowy. Ulubione danie – oczywiście smażona ryba. W późniejszym okresie życia, jako znany i szano wany pisarz, często przyjmował u siebie w domu młodych ludzi, którym marzył się debiut literac ki. Był dla nich autorytetem: „być u Kornela” – to znaczyło wiele! Do końca życia Filipowicz zachował sentyment do Cieszyna i utożsamiał się z tym miastem. To Cieszyn ukształtował jego osobowość, był czasem naby wania kluczowych doświadczeń życiowych i źródłem inspiracji twórczej. Moja kochana, dumna prowincja – pisał. Przyjeżdżał re gularnie, m.in. na grób ojca i babci, pochowanych na tutejszym cmentarzu miejskim. Przy okazji rocznicy jego urodzin odwiedźmy pobli ską bibliotekę i poczytajmy, co miał do powiedzenia ten utalentowany, inteligentny i przenikliwy, a przede wszystkim wrażliwy i dobry człowiek.

Bibliografia

Byliśmy u Kornela. Rzecz o Kornelu Filipowiczu , red. Krzysztof Lisowski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010.

Kornel Filipowicz, Moja kochana, dumna prowincja: opowiadania , wyb. Justyna Sobolewska, Społeczny In stytut Wydawniczy Znak, Kraków 2017.

Wojciech Lipowski, Niezwykła codzienność. O pisarstwie Kornela Filipowicza, „Śląsk” Wydawnictwo Naukowe, Katowice 2020.

Justyna Sobolewska, Miron, Ilia, Kornel. Opowieść bio graficzna o Kornelu Filipowiczu, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2020.

Wisława Szymborska, Kornel Filipowicz, Najlepiej w życiu ma twój kot: listy, Społeczny Instytut Wydaw niczy Znak, Kraków 2016.

45 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA
Kornel Filipowicz, Kraków, 1980, fot. Wojciech Plewiński/Forum

Jeden tenor to już prawdziwa gratka dla zmysłów, trzech tenorów przenosi nas na niezwykłą ścieżkę, wibrujących w ciele dźwięków, a dziesięciu tenorów na jednej scenie, w idealnie zgranych kompozycjach muzycznych, współpracujących, a nie rywalizujących ze sobą to musi być spektakl poruszający każdym najmniejszym fragmentem ciała i duszy.

Koncert 10 tenorów jest projektem, który powstał we współpracy polskich miłośników muzyki z Agencji Brussa oraz ukraińskich artystów z Teatru Operetki Kijowskiej. To ponad 10-krotnie więcej talentu na scenie, niż podczas klasycznego koncertu operowego. Występują tenorzy z Polski i Ukrainy, łącząc głosy, kultury i temperamenty w jeden wyjątkowy pokaz, będący egzotyczną fuzją, powstałą z opery i operetki, folkowego dorobku muzycznego, musicalowej muzyki i szlagierów pop. Zainteresowanie Polaków sztuką wokalną artystów nie tylko z naszego kraju jest coraz większe. Stąd też pomysł na wyjątkowy koncert 10 tenorów, oferujący unikalną symfonię muzycznych smaków. Na scenie w Teatrze im. Mickiewicza wystąpią: Anatolij Pogrebnoj, Badri Adamia, Bartosz Kuczyk, Dymitro Foszczanka, Mirosław Niewiadomski, Mariusz Adam Ruta, Mykhailo Gumennyi, Volodymir Holkin, Petro Cheliali oraz Ivan Korenivsky.

46 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA
28.11.2022 r. godz. 19:00 Teatr im. A.Mickiewicza w Cieszynie, Plac Teatralny 1
do nabycia: Kasa Teatru tel. (33) 857 75 90;
Dziesięciu tenorów na cieszyńskiej scenie
Bilety
online: www.kupbilecik.pl, www.ebilet.pl, www.biletyna.pl

25 listopada 2022 r. godz. 18:00

Teatr im. A.Mickiewicza w Cieszynie

Plac Teatralny 1 Bilety do nabycia: Kasa Teatru tel. (33) 857 75 90; online: www.kupbilecik.pl, www.ebilet.pl, www.biletyna.pl,

Słynne dzieło Johanna Straussa

„Baron cygański” jest jednym z najpopularniejszych i naj bardziej lubianych dzieł Johanna Straussa, w którym cy gański żywioł przeplata się z wiedeńską elegancją, a wiel kie sceny zbiorowe z nastrojowymi ariami i duetami. To klasyczna operetka w pięknych kostiumach, barwnej sce nografii ziemi węgierskiej i Wiednia, urzekająca muzyką, popisami wokalnymi i wspaniałymi scenami baletowymi. To arcydzieło gatunku o wyjątkowym uroku i porywają cej sceniczności.

Akcja libretta opartego na noweli węgierskiego pisarza Maurycego Jókaia pt. „Saffi” rozgrywa się na pograniczu węgiersko-tureckim w połowie XVIII wieku i znajduje swój finał w Wiedniu. Pozwoliło to połączyć w jedną ca łość intrygujące wątki romansowe, a przede wszystkim stworzyć dzieło o niebywałej inwencji melodycznej, sta piającej – jak pisze Stromerger – „płynność wiedeńskiego walca z brzękiem ostrogi w czardaszu, cygańską balladę z chórem malowniczych wioślarzy. Sceny liryczne, ryt my marszowe, duety komiczne, żwawe finały uzupełniają piękną operetkę”, która gości stale także na operowych scenach.

„Baron Cygański” utrzymuje się w repertuarze Opery Śląskiej nieprzerwanie od 1979 roku. I wciąż jest oczeki wany przez publiczność... Jak wszędzie na świecie.

„Řezaný świaT” TO książka wYjąTkOwa

Dotychczas wydawało się, że twór czość Adama Miklasza zdomino wana jest gatunkowo przez opasłe, na wskroś klasyczne powieści. Okazuje się jednak, że autor doskonale odnajduje się również w zupełnie innym literackim mikroświecie. „Řezaný świat” jest bowiem gawę dziarską wędrówką po przeróżnych, osobliwych zakątkach Śląska Cie szyńskiego – osobliwego miejsca na świecie, o którym sam świat

wie, według autora, niedostatecznie dużo. Słowo „przewodnik”, zasto sowane w podtytule tej pozycji, jest prawdopodobnie subtelnym mrugnięciem w kierunku przewodnika. Książka stroi się w formę klasycz nego przewodnika, jakich setki na półkach polskich księgarni, prze wodnikiem jednak nie jest. To zbiór opowiadań, quasi reportaży i esejów, będących włóczęgą po wspomnia nym miejscu. Włóczęga nie ma ani

F ragmen T wsT ępu

Na tej wysokości i szerokości geograficznej każde po jedyncze słowo ma swoją ogromną wagę, więc z tak skomplikowaną materią należy obchodzić się wyjątkowo ostrożnie.

Z czego to wynika? Jakie są tego przyczyny? Nie wiem - jest to prawdopodobnie najuczciwsza odpo wiedź, ale z pewnością nie satysfakcjonuje nikogo. Nie po to czytelnik otworzył tę książkę, aby już w pierw szych jej zdaniach zderzać się z ignorancją autora - spró buję więc podywagować.

Szukając po omacku rozwiązania tej zagadki, są dziłem początkowo, że Cieszyn to przecież miasto druku, więc okoliczni mieszkańcy obcowali ze słowem pisanym już od stuleci i nabrali do niego nabożnego szacunku. Przyznacie – zgrabna teoria, nawet całkiem chwytliwa, prawda? Wydaje mi się jednak zbyt banal na, zbyt niepełna. A może w grę wchodzi nadmierne przywiązanie do słowa, które wynika z konkretnej spuścizny historycznej? Przecież nawet mój rodzinny Kraków uznawany jest przez resztę Polski za miasto, w którym urzędy, bumagi, wnioski, pozwy, papiero logia i biurokracja miały podobno odgrywać nadmier ną rolę. Jest to rzekomo dziedzictwo poaustriackie, a Cieszyn wraz z przyległościami należał do państwa

ograniczeń geograficznych (autor chętnie odwiedza inne zakątki świa ta), ani czasowych (podczas lektury kilkakrotnie przeżywamy prawdzi wą podróż w czasie). A wszystko to zakropione charakterystyczną dla tego pisarza gawędziarską swadą i autentyczną miłością do opisywa nego obiektu. Jeżeli chcecie zrozu mieć i pokochać Śląsk Cieszyński, musicie koniecznie sięgnąć po „Ře zaný świat”!

Habsburgów znacznie dłużej niż galicyjski Kraków. Czuję, że w moich rozważaniach jestem nieco bliżej rozwiązania. Czyżby wpływ na wspomniany szacunek do słowa, szczególnie słowa pisanego, wynikał z poau striackiego dziedzictwa? Tak, ale jest coś jeszcze. Śląsk Cieszyński przypomina przecież fastrygę i zszyty jest z wielobarwnych materiałów o przeróżnej fakturze. Pod tym samym niebem żyli tu reprezentanci różnych grup etnicznych, różnych wyznań, różnych światopo glądów – a stara i schorowana babcia Austria pozwalała im psocić. Oczywiście – jak napisałby pewnie Jarosław Haszek – umiarkowanie, postępowo, ale i w granicach prawa. Rosły więc, jak grzyby po deszczu, przeróżne organizacje, zrzeszenia, zbory, macierze i sokoły, a miej scowi uwierzyli, że ewentualne spory i waśnie można rozstrzygać w sposób cywilizowany – umiarkowanie, postępowo, ale w granicach prawa. W gospodzie przy piwie, w polemice prasowej, ostatecznie sądowo. Na tej wysokości i szerokości geograficznej częściej walczono właśnie petycjami, apelami, słowem, niż widłami, bro ną i piłą tarczową. Słowo bywa ostrą amunicją i dziś. Czasami obosieczną.

Z tym pisaniem uważaj, przecież mieszkasz tu tyl ko trzy lata – ostrzegał dawno, dawno temu kumpel, doskonały znawca miejscowych realiów. – Wystarczy jedno fałszywe słowo i będziesz miał przechlapane. U kogo? Obojętne. U kogoś zawsze.

48 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

Kumpel ostrzegał, bo żyjąc tu faktycznie ledwie trzy lata i mając status rasowego werbusa, popełniłem ogromną nieostrożność, przyjmując propozycję pisania cyklicznych felietonów w lokalnym medium. Po kilku nieśmiałych próbach zreflektowałem się, że zadanie mnie przerasta. Niczym Józef K. błądziłem po mrocznym labiryncie słów, zdań, pojęć, terminów. Wystarczył jeden fałszywy krok, aby uruchomić zapadnię. Popełniałem błędy, które obecnie sam, jako osoba nieco bardziej doświadczona, obśmiewam u nowicjuszy (wciąż jednak popełniając kolejne).

Za najlepszy przykład niech posłuży zdanie, które każdej osobie z zewnętrz wyda się absolutnie neutralne, a w rzeczywistości stanowi śmiertelną pułapkę, z której nie ma już ucieczki.

Byłem na czeskiej stronie Cieszyna.

Jakiej czeskiej? – obrazi się polski patriota, szufladkując mnie jako proczeską, ewentualnie hiperlewacką opcję napływową.

Dobrze, wobec tego napiszę inaczej.

Byłem w zachodnim Cieszynie.

Lepiej? Nie bardzo, bo przecież tym określeniem łatwo zrazić do siebie Czechów, a i lewicowi znajomi szybko odkryją we mnie polskiego imperialistę i nacjonalistę. Oprócz tego, swoje trzy grosze może wrzucić autonomista lokalny, który obecność polskiej i czeskiej administracji na tych terenach uznaje za okupację, a wynik konferencji w SPA jest dla niego największą

pomyłką historii. Jaki polski Cieszyn? Jaki czeski Cieszyn? Jest tylko jeden Cieszyn, zapamiętaj to sobie! –wyjaśni mi i z pewnością będzie miał rację. Tak samo, jak i poprzedni krytycy. Ponieważ jestem elementem napływowym, to przydzielam sobie przywilej bezpiecznej perspektywy obserwatora, z której każdy rozmówca ma prawo mieć rację.

Adam Miklasz – prozaik, dziennikarz, scenarzysta. Autor powieści „Polska szkoła boksu”, „Ostatni mecz”, „Wszyscy jesteśmy foliarzami”, „Řezaný świat”, współautor antologii „Bękarty Wołgi”. Współautor scenariuszy do widowisk teatralnych, realizowanych przez Teatr Łaźnia Nowa oraz stowarzyszenie De-Novo. Publikował, między innymi, w „Nowej Europie Wschodniej”, „Akcencie”, „Tekstualiach”, czasopiśmie „Ha!Art”, na portalu „Ciekawostki historyczne”.

Miłośnik kultury środkowej Europy i Bałkanów, jugosłowiańskiej muzyki lat osiemdziesiątych i piłki nożnej. Kibic Hutnika Kraków. Pochodzi z Nowej Huty, mieszka w Cieszynie. Lubi się szlajać.

recenzja

Adam Miklasz należy do pisarzy, którzy piszą tak, jak mówią, a mówią tak, że chce się słuchać. „Řezaný świat”. Czym jest ta książka?

To powieść drogi po Śląsku Cieszyńskim. Pieszo, pociągiem, ikarusem i wyobraźnią autor przenosi się z miejsca na miejsce, odwiedza zamierzchłą przeszłość, belle époque i współczesność. Porusza się po mieście i poza miastem, po lesie (tematów). Podczas tej wyprawy, niejako na marginesie, udziela odpowiedzi na pytania, które nam, czytelnikom, od dawna chodziły po głowie, lecz baliśmy się je zadać. Na przykład:

W Cieszynie zjeść u Kurda, Turka czy u Asi?

Kim, do licha, jest szkopyrtok, a kim werbus, kuferkorz i percok?

Co widzą Czesi, patrząc na Polskę?

Jaka, do kroćset katów, jest różnica między centrum, prowincją a peryferiami?

Wspomniałem o lesie. Skoro „las” to silva, a skoro silva to sylwiczność – sylwiczność jest kluczem do gatunkowej różnorodności tej książki, która mieści w sobie cechy przewodnika, poradnika, reportażu, scenki rodzajowej, opowiadania. Wysokie łączy się tu z niskim. Z Wieży Piastowskiej, gdzie rezyduje koturnowa przeszłość, narrator daje nura w ludyczne rewiry kultury popularnej – Beata Kozidrak okazuje się przewodniczką po zaświatach. (A zaświatów, dodam nawiasowo, jest w „Řezaným świecie”

49 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

więcej niż u Hulki-Laskowskiego, Morcinka, Przybosia, Kronholda, Macheja i Filipowicza razem wziętych).

Autor raz wróży z trupów, ekshumuje dawno pogrzebane historie, wręcz posuwa się do nekromancji, aby oprowadzić po zaolziańskiej Atlantydzie, to znów wraca do drugiej dekady XXI wieku, przedstawia ziemię niczyją, czyli rozciągający się między Olzą a torami pas eksterytorialny, który należy do ekspatów, apatrydów i hipsterów. Odwiedza bary, kopalnie, kamienice, górnicze M-3, uczestniczy w think-tankowym spotkaniu wielkomiejskiej dziuni z miejscowymi strażnikami pieczęci.

Sztuka opowieści, fabularyzowana eseistyka – w tym według mnie jest najlepszy. Nie mogłem oderwać się od lektury, kiedy roztaczał przede mną dzieje członków Międzynarodowej Komisji Plebiscytowej, którzy w styczniu 1920 roku zameldowali się w recepcji Hotelu pod Brunatnym Jeleniem, kiedy przedstawiał przygody

Japończyka Saburo yamady, ministra szkolnictwa Śląska Cieszyńskiego, gdy naświetlał słowackie przypadki knajpianego Szymona Słupnika, barwnie opisywał podróż kolejową Hucułów z Jasiny do Pragi czy anegdotycznie relacjonował spotkanie Australijczyka „Marchewy” z podstarzałą córą Cieszyna, która…

No właśnie. „Řezaný świat” to też książka miłosna: o miłości i z miłością napisana.

Ale, ma się rozumieć, nie bez zdrowego rozsądku i rzeczowych argumentów! Lucian Boia niedoścignioną kwintesencję Europy Środkowej widział w Rumunii, László Végel w Wojwodinie, Olga Tokarczuk w Kotlinie Kłodzkiej… Autor zdaje sobie sprawę, że każda pliszka swój ogonek chwali. Ze spokojem słucha innych, ale wie swoje. Poza emocjami dysponuje bowiem niezbitym dowodem na to, że serce serca bije na Śląsku Cieszyńskim, a dokładnie w Zebrzydowicach. Dlaczego akurat tam? Nie powiem. Przeczytajcie „Řezaný świat”!

Wier owany p ewodnik po echach

Maciek Froński

karloWa Studanka

Karlowa jest Studanka Leciutka niby pianka Na wyśmienitej kawie, Aż się unosi prawie.

To aby nie rozpusta Ciut w niej umoczyć usta? „Ach, biada mojej duszy!” Łka jeden z kuracjuszy.

TRAMWAJ

50
CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA
51 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 Zebrzydowice, ul. Słowackiego 2a tel. +48 506 054 489 www.beskidenergy.pl FIRMA LOKALNA FOTOWOLTAIKA MAGAZYNY ENERGII ENERGIA DLA TWOJEJ FIRMY

Stanis

Malinowsk

OgrOdY liTeraTurY pOd sOwą

Cieszyn i Puck to od dwudziestu lat miasta partnerskie. Mają więc cieszyniacy nad Bałtykiem obok innych flag, zatkniętą własną, z barwami Księstwa Cieszyńskiego. Nie przypominam sobie, gdzie u nas wyeksponowano flagę naszych partnerów. Puck niedawno gościł w Cieszynie i plenerową wystawą oswajał Cieszyn nadmorskim pejzażem. To szalenie ciekawe spojrzenie, bo zdjęcia były autorstwa cieszyńskich artystów. Czuło się w nich wiatr znad zatoki.

Nie zdążyłem jeszcze przeczytać „Wiatru od morza” Że romskiego, kiedy zaproponowano mi udział w Ogro dach Literatury. Ogród w centrum miasteczka to najbar dziej urocze miejsce na spotkanie czytelnika z pisarzem, z bardem, z poetką. Zaintrygował mnie dopisek na pla kacie – „wydarzeniu towarzyszyć będzie kiermasz książ ki przeczytanej”. Pamiętam w Cieszynie kiermasz na Rynku w ramach Dni Oświaty Książki i Prasy. W Pucku książka czekała i kusiła w starej lodówce tuż obok gma chu biblioteki. Kiedy sięgnąłem po egzemplarz, był nim tomik poezji. Jakbym był skazanym na lirykę, na łaszące się nieustannie poezje. Podobno w Pucku była kiedyś budka telefoniczna wypełniona uwolnionymi książka mi. Chyba zawitałem na Kaszuby za późno. Przyjecha łem do Pucka aby powiedzieć, że w Cieszynie wiersze piszą nie od dziś, aby powiedzieć o naszej tęsknocie za morzem. W czasie naszych prezentacji w Ogrodzie Literatury powiewał sierpniowy wietrzyk, a co chwilę, jak by w dialogu z nami, odzywały się mewy. Sporadycznie widać je nad Olzą i wówczas przypominają nam dalekie plaże, szerokie i piaszczyste. Wędrując między portami, jachtowym i rybackim, natknąłem się na postać Ma riusza Zaruskiego (1867-1941). Twórca nowoczesnej marynistyki był też malarzem, prozaikiem, poetą. Jego książki to między innymi „Na bezdrożach tatrzańskich”, „Na skrzydłach jachtów”. Będę musiał sprawdzić, czy nasza Biblioteka Miejska będzie w stanie wypożyczyć mi tą zaległą lekturę. A może natrafię gdzieś i na poezję Zaruskiego? W Ogrodach Literatury nie natknąłem się na jego ślad. Ale zachwyciły mnie dwujęzyczne, świetnie wydane „Opowieści Dominika” Augustyna Dominika (1915-1987). Język kaszubski wydaje się zanurzony gdzieś głęboko w historię. Słysząc język kaszubski my ślę sobie, że jest on dowodem na to, jak ważnym były zaślubiny Polski z morzem. Miłość mieszkańców do

Małej Ojczyzny, ma sens we wszystkich przedsięwzię ciach. Nie dziwi więc, że ludzie sami od siebie jednoczą swe siły, aby prężnie i efektywnie działać. Stowarzy szenie „Pod Sową” powstało we wrześniu 2021 roku z inicjatywy pracowników Biblioteki Publicznej imienia Zaślubin Polski z Morzem w Pucku. Była to inicjaty wa Małgorzaty Kolendowskiej, Moniki Mróz i Anety Radziejewskiej. Wpisuje się to w piękny patronat nad rozwojem czytelnictwa i dziedzictwa kulturalnego re gionu. Stowarzyszenie „Pod Sową” realizuje zadania pu bliczne przy współudziale Gminy Miasta Puck. Dzięki pozyskanym środkom finansowym realizuje się projekty takie jak Rodzinne Gry Miejskie, Uniwersytet Trzeciego Wieku i Ogrody Literatury. W Ogrodach owocami są książki, autorzy, literatura. Bohaterów z plakatu zapraszającego do udziału w tym wydarzeniu kulturalnym, usiłowałem poznać już wcześniej. Pani Dyrektor Biblio teki gościła w tym roku w Cieszynie. Ale nie znałem państwa Aleksandry i Mariusza Majkowskich. To oni są inicjatorami akcji „Czytaj dzieciom po kaszubsku”. Poprzez język reanimują świadomość przynależności do Kaszub. Chociaż autorzy prezentacji nastawieni byli na młodego widza, w swym profesjonalnym przekazie za uroczyli dorosłą publiczność. Mieliśmy okazję uczestni czyć w nauce języka. Otrzymaliśmy kolorowo wydaną książeczkę „Werónka w przedszkólu” z tekstem polskim i kaszubskim. Autorzy książeczki przekonująco i dow cipnie zainscenizowali aktorsko przygody Werónki. O swoim debiucie książkowym opowiadała nam w Ogrodach Literatury Marlena Sychowska. Z wy kształcenia jest dziennikarką. Najlepiej czuje się w kla sycznej fantastyce. Stąd nowy gatunek literatury – retel ling. Czyli baśnie, legendy, mity opowiedziane na nowo. Nazwa gatunku, retelling, nie ma jeszcze polskiego odpowiednika. Retelling, czyli dzieciństwo w nowej

52 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA
ław
i

dojrzałej odsłonie z baśniowym klimatem. Nabyłem książkę „Szept lasu”, bo kojarzy mi się z niedawno kupionym tomikiem poezji Mirki Szychowiak „Kup mi las”. „Szept lasu”, to coś, co być może, pomoże mi być młodym, a jednocześnie jakby na nowo dorosłym.

Anita Scharmach, ogłoszona przez swych czytelników „Królową wzruszeń”, w Ogrodach Literatury potwierdziła tę opinię. Ekonomistka z wykształcenia, pisarka z wyboru, debiut w 2016 roku. Na okładce książki „Co dwie głowy to nie jedna” czytam – „czy powinniśmy wyznaczać granice uczuć?”. Autorka z Gdyni uważa, że warto swoje miasto nazywać miejscem szczęśliwców i obdarza wszystkich uśmiechem. Bo warto zaskarbiać sobie serca ludzi, cieszyć świat, rodzinę i koty niepoprawnym optymizmem.

Biblioteka Miejska w Cieszynie będąca w partnerstwie z Biblioteką w Pucku, dała nam możliwość prezentowania naszego miasta nad morzem. Opowiedzieliśmy wierszami o sobie, swoich inspiracjach i poetyckim, małżeńskim dwugłosie. Wystarczającym powodem powinna być antologia wierszy „A w Cieszynie”, która w założeniu promuje nasze miasto i wielu twórców z regionu oraz nasze zaangażowanie w Salonik Cieszyński. Poezja jest częścią literatury, stanowi jej bardziej kameralną część. Z uczuciem swoje wiersze przeczytała Elżbieta Holeksa – Malinowska. Zauważyli to słuchający nas z uwagą ludzie, którzy są rodowitymi Kaszubami. Prezentując swoje wiersze zaznaczyłem, że do Ogrodów Literatury powinni też byli przyjechać inni cieszyńscy twórcy, czyli Jerzy Kronhold i Zbigniew Machej. Poetę, a potem i dyplomatę Jerzego Kronholda pamiętam jeszcze jako świetnego felietonistę piszącego do „Głosu Ziemi Cieszyńskiej”. Cieszyn jest pięknie ujęty w jego tomiku „Długie spacery nad Olzą”. Niemałą rolę w literaturze ma też Zbigniew Machej, aktualny laureat nagrody Orfeusza. Jego najnowsza książka „2020” oprócz wierszy hybrydowych

jest zapisem czasu pandemii. Wcześniej wydał „Pieśni duchowe” i „Antidotum noctis”.

Do Ogrodów Literatury dotarł z koncertem na finał Andrzej Marczyński. Świetny gitarzysta, tekściarz, kompozytor. Ma za sobą wiele festiwali. Bardzo skromny człowiek, który zachwyca pogodą ducha. Najpierw zaśpiewał poezję ulubionych poetów, aby na finał zauroczyć zebranych własną pieśnią.

Na pożegnanie Pucka ofiarowałem Bibliotece tomik wierszy „Prace domowe”. Te wiersze mówią, że każdy z nas ma wiele do zrobienia, do napisania, do przeczytania. Do Pucka, jak udowodniła nam krajowa kolej, z Cieszyna jest dalej, aż 12 godzin. To jeden z wariantów podróży. Przez Katowice, Wrocław, Poznań Bydgoszcz, Gdańsk. W pociągu usłyszałem o najnowszej książce, pulsującej rytmem natury, pod tytułem „Gdzie śpiewają raki”. Z Gdyni do Bielska wracaliśmy o pięć godzin krócej. Tym razem obeszło się bez krajoznawczego szlaku. Pociągiem Intercity przez Warszawę i w kierunku Sosnowca gnało miejscami 120 kilometrów na godzinę. Starsza pani siedząca obok pochłonięta była lekturą, bardzo modną w świecie czytelniczym. Delia Owens, to ona jest autorką książki „Gdzie śpiewają raki”. Nie wiem, gdzie śpiewają, nie wiem gdzie zimują. Bo mam jeszcze w głowie rozmowy mew, odgłosy morza w grzywiastej fali, smak świeżych ryb w ustach, ogrody, literaturę i patronacką „Sowę”. Czuję jeszcze ziarenka piasku na ciele, którymi poniewierał wiatr, którymi dotykało nas lato i koniec wakacji w Pucku.

53 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

Jego rock’n’rollowy wizerunek, śmiałość i dystans kon trastuje z pozostałymi polskimi piosenkarzami. Nie bez przyczyny przez wielu uważany jest za polskie wcielenie Justina Timberlake’a… i może to właśnie dlatego tak ochoczo sięgamy po jego muzykę, bo wśród dominują cych na scenie, tych smutniejszych wokalistów, Mrozu kipi optymizmem, stając się nad wyraz błyszczącym elementem polskiej sceny.

Z miłości do krążka

wszystko było po coś…

„Daję słowo, wszystko było po coś, to co traci kolor, zamie nimy w złoto, reszta jest historią” – śpiewa Mrozu w utworze „Złoto”, którego refren może stać się hasłem przewodnim je sieni, czyli czasu melancholii i wspomnień. Dzięki albumo wi „Złote bloki” sentymentalny powrót do przeszłości stanie się ciepły i przyjemny, a przywoływane pamięcią zdarzenia zabarwią się słoneczną paletą barw.

Mimo że moją ulubioną porą roku jest lato, to bez dyskusyjnie uwodzą mnie złociste, październikowe dni. Krajobraz żółto-brązowych liści w akompaniamen cie słonecznych promieni gra mi w duszy, a poza tym bardzo sprzyja refleksjom. Staje się on również czasem tęsknoty do letnich dni i ciepłych wieczorów. Ten stan definiuje i wypełnia swoim dźwiękiem nowy album Mroza, zatytułowany „Złote bloki”, który choć wydany był w marcu tego roku, to najbardziej przemawia do mnie właśnie teraz, jesienną porą. Brzmienie tej płyty sprzyja zarówno popołudniowym spacerom, jak i coraz dłuższym wieczorom. Krążek jest przyjemny w odbio rze, napawa optymizmem, dlatego z pewnością może stać się również towarzyszem na całe ponure dnie, które przed nami...

Mrozu to polski wokalista, który regularnie przypo mina o sobie słuchaczom, nagrywając coraz to nowsze przeboje, w trymiga trafiające na wszystkie listy prze bojów. W swoim dorobku ma wiele radiowych hitów takich jak „Nic do stracenia” czy „Jak nie my to kto”.

„Złote bloki” to bez wątpienia taki album, który po może rozwiać smutki i zaszczepić w odbiorcy pozytyw ne myślenie. Utwory na płycie są utrzymane w stylistyce funkowej, której przed premierą tego krążka bardzo bra kowało w polskim mainstreamie. Wszystkie aranżacje są energetyczne i wesoło nastrajające, dlatego z łatwością mogą stać się lekarstwem w dobie trudnej rzeczywisto ści. Czas spędzony w towarzystwie płyty pozwala na odrobinę szaleństwa, a także ucieczkę od codzienności. Dlatego tym bardziej uważam za niezwykle trafne sło wa rozpoczynające krążek – „Ten to nigdy nie dorośnie, tak się tu martwili o mnie, pełny plecak pusty portfel, nie ma nic na horyzoncie, ciągle pod tym szarym blokiem (…) daję słowo, wszystko było po coś”. Ten singlowy utwór, zatytułowany „Złoto”, tekstowo jest wspomnieniem lat 90. w realiach polskiego blokowiska, a i melodycznie również zaaranżowany jest w sposób nawiązujący do przebojów z tamtych lat. Sprzyja on tym samym roz myślaniom o przeszłości. Podobnie singiel „Galácticos” opowiada o życiu na osiedlu w sposób bardzo ciepły i ra dosny. Połączenie sentymentalnych tekstów wraz z we sołymi melodiami wychodzi Mrozowi idealnie. Tworzy się mieszanka, w wyniku której chce się zarówno tań czyć, jak i wspominać czasy młodości i dzieciństwa.

Oprócz beztroskiego czasu, często wspominamy także ludzi, którzy odeszli z naszego życia. Mrozu podjął ten temat w piosence „Palę w oknie”, w której pro wadzi monolog stojąc przy tytułowym oknie. Rozmy śla on wówczas na temat swojej niespełnionej miłości sprzed laty. Mimo że przesłanie tekstu jest gorzkie, to utwór z powolnej, sentymentalnej ballady przekształca się w funkowy, melodyczny, wesoły i skoczny utwór. Po raz kolejny Mrozu zaskakuje odbiorcę niecodziennym eklektyzmem. Zabieg zastosowany przez artystę powo duje karuzelę emocji i mimo, że w oczach rodzą się łzy, to na pozytywne melodie reagujemy z uśmiechem – tro chę jak w życiu, musimy mierzyć się zarówno z gorzkimi przeżyciami, jak i chwilami szczęścia – „Zapomniałem Cię, nim wyschły Twoje łzy, Piosenki o nas grają osiedla z wielkich płyt, Ty miałaś mnie za kogoś, kim nie chciałem być – Palę w oknie, Muszę patrzeć, jak mokniesz, Mogłem być parasolem, Ty wolałaś deszcz, Oddycham chmurami wspomnień, Mam czyste niebo nad domem, Ty wolałaś deszcz”. Ważny przekaz niesie także utwór „Betonowy

Roch Czerwiński
54 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

las”, przypominający o tym, że teraźniejszość jest nieuchwytna i trzeba doceniać to, co się ma, bo bardzo łatwo można wszystko stracić. Należy więc przeżywać każdy dzień i czerpać z niego tyle, ile się da, by w przyszłości wspominać go ze szczerym uśmiechem, bez poczucia niedosytu...

Album Mroza, oprócz tego że sprzyja rozmyślaniom na temat przeszłości, pomaga także rozmarzyć się i pobujać w obłokach. Wokalista w utworze „Nogi na stół” przypomina, że w codziennej pogoni warto też znaleźć czas na odpoczynek i zrobić coś dobrego dla siebie, podobnie jak w przebojowym utworze „Za daleko”, nagranym razem z Vito Bambino, który w czasie wakacji

zdominował radiowe rozgłośnie. Nie bez przyczyny… Refrenowa melodia zapada w pamięć i naprawdę ciężko jest się od niej uwolnić:

„Lecimy za wysoko, ciągle za daleko, ale kiedy spadam, spadam z tobą, to lądujemy miękko!”

Oprócz wymienionych przeze mnie piosenek, płyta zawiera jeszcze wiele innych kompozycji, które tworzą spójną całość, w ogólnym przesłaniu bardzo pozytywną. Mimo że na co dzień jestem zwolennikiem piosenek o raczej smutnym wydźwięku, to album Mroza pomógł mi pomalować szary, jesienny świat na „Złoto” i jeszcze wyraźniej dostrzegać piękno otaczającego świata. Jestem przekonany, że podobnie będzie z wami… Polecam „Złote bloki”, ponieważ uważam, że mogą stać się antidotum na smutki w czasach niepewnej przyszłości. Pomagają także spojrzeć na minione lata z uśmiechem i myślą przewodnią, że „wszystko było po coś”, niosąc przesłanie, że to co stanęło na naszej drodze w przeszłości, miało nas czegoś nauczyć i doprowadzić do tego momentu naszego życia, w którym jesteśmy teraz.

55 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

nadciąga pOeTYcki elekTrOTriphOp

Nie jestem tekściarzem, więc nigdy nie piszę tekstów pod muzykę ani z myślą o niej – mówi poeta Wojciech Brzoska, który 5 listopada wraz ze swoją formacją Piksele wystąpi w cieszyńskim klubie Anielski Młyn.

piksele to twoje kolejne muzyczne wcielenie. Skąd ta niestałość w dźwiękowych sympatiach, albo nieustanna potrzeba zmian w muzycznych konfiguracjach?

Niestałość wynika z artystycznej ciekawości, ale tej, jak to też określiłeś „potrzeby zmian” nie mógłbym reali zować bez konkretnych, napotykanych na swojej dro dze muzyków. Arbuza Arbuzińskiego poznałem akurat w więzieniu, moim 20-letnim miejscu pracy, gdzie or ganizowałem osadzonym życie kulturalne. Arbuz z dru gą połową duetu Menippe zagrał koncert w katowickim areszcie, a kilka tygodni później, wiedząc, że sam łączę wiersze z muzyką zaproponował współpracę. Zaprosze nie do trio mojego przyjaciela, trębacza Marcina „Coze ra” Markiewicza też, z tego co pamiętam, było sugestią i pomysłem Arbuzińskiego.

piksele w swojej warstwie muzycznej ekspresji przypominają w pewnym stopniu twoje pierw sze doświadczenia, zwłaszcza te mocno związane

z brzmieniem electro i współpracą m.in. z dominikiem gawrońskim. Muzyka elektroniczna to zatem dla ciebie taki mit wiecznego powrotu?

Faktycznie, muzyka elektroniczna to również chyba pierwszy gatunek, którego w miarę świadomie słu chałem jako nastolatek, ale nie przypisywałbym temu jakiegoś większego znaczenia. To raczej przypadek za decydował o tym, że po raz drugi, a właściwie trzeci wli czając duet Brzoska&Mosquito, współpracuję muzycz nie z „elektronikiem”. Może to też po prostu kwestia praktyczna - kiedy jedna osoba tworzy w miarę gotowy szkielet aranżacyjny utworu, a druga ma gotowy tekst jest już dużo bliżej do gotowego „kawałka”, niż gdy byśmy zaczynali obaj od zera. Muzycy elektroniczni to przecież w dzisiejszych czasach przede wszystkim świet ni kompozytorzy i producenci. na płycie „Martwe” wszyscy ze sobą świetnie dia logujecie – ty, trębacz Marcin Markiewicz i produ cent arbuz arbuziński. a przecież to raczej trudna,

56 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA
fot. Radosław Kobierski

przynajmniej w warstwie werbalnej rozmowa – płyta powstała w roku 2020 i słychać w niej echa tego trudnego dla wszystkich pandemicznego czasu. rozumiem, że piksele nie boją się trudnych rozmów i dojmujących tematów?

Oczywiście, że nie!!! Jesteśmy tam gdzie one, brniemy w środek postpandemicznej „zamieci”: samotności, miejskiego flaneryzmu, śmierci... Ale i miłości - stara my się być blisko życia i jego zmienności, po prostu. Poprzez teksty i muzykę, w tym swego rodzaju poetyc kim elektrotriphopie staramy się oddawać nasze emocje, dzielić się nimi ze słuchaczami. Zresztą - nasza muzyka raczej wymyka się gatunkowym klasyfikacjom, skoro za graliśmy także koncert na festiwalu „Jazz&Literatura”…

Sam chętnie o projekcie piksele mówiłeś, że bardzo dobrze artykułuje ci się ze sceny swoje „melogada ne” wiersze. W jaki sposób decydujesz o tym, który z wierszy stanie się kanwą dla muzycznego utworu? Zdarza ci się już pisać wiersz z perspektywy scenicz nej, tzn. z przekonaniem, że przeobrazi się wkrótce w piosenkę bądź pieśń?

Rzeczywiście, lubię koncertować z Pikselami, to wciąż świeże, nowe doświadczenia... Podczas występów dosta ję też czasami wsparcie wokalne od Arbuza, co fajnie podbija słowny przekaz i powoduje większą transowość brzmienia. A w jaki sposób decyduję o tym, co z wier szy nadaje się do muzyki? Przede wszystkim intuicja i potencjalność oraz szansa zawarcia trwałego związku słowno-muzycznego przez mój konkretny wiersz z kon kretnym aranżem. Czasem używam też metafory domu

albo ubrania - jeśli dany tekst dobrze czuje się wchodząc w muzyczny strój, jeśli jest mu wygodnie w muzycznym mieszkaniu - wtedy zaczyna to mieć sens. Nie jestem tekściarzem, więc nigdy nie piszę tekstów pod muzykę ani z myślą o niej. Co nie znaczy, że już na tym etapie obce są moim wierszom takie pojęcia jak brzmienie czy melodia...

Wojciech Brzoska (ur. 1978) autor dziesięciu książek poetyckich, współautor kilku płyt z zespołami Brzoska i Gawroński, Brzoska/Marciniak/Markiewicz (obecnie Brzoska Kolektyw) oraz Piksele. Publikował w najważ niejszych polskich czasopismach literackich oraz w licz nych antologiach. Jego wiersze były tłumaczone na: an gielski, niemiecki, czeski, słowacki, słoweński, serbski, hiszpański oraz ukraiński. Jesienią tego roku w wydaw nictwie Convivo ukaże się kolejna książka poetycka au tora pt. „Senny ofsajd” oraz w Wydawnictwie Biblioteki Śląskiej antologia poświęcona jego twórczości „Poetyka ucha”. Strona autorska: www.wojciechbrzoska.pl piksele – Zespół założony przez poetę Wojciecha Brzo skę, producenta Arbuza Arbuzińskiego oraz trębacza Marcina Markiewicza. Na koncertach formacja prezen tuje utwory z albumu „Martwe”, opartej na elektronicz nych brzmieniach, lirycznej trąbce i mocno niepokoją cych wierszach. To poetycki, pandemiczny „trip-hop” – o samotności, utracie i przemijaniu. Chwilami nieco psychodeliczna, miejska podróż w „seledynowy jazz” – w poszukiwaniu akceptacji i równoprawnej miłości. Transowe, „melogadane” wiersze o tęsknocie za minionym, o potrzebie bliskości, o lęku przed nieuchronnym zerwaniem pomiędzy światem żywych i umarłych.

57 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK KULTURA

Produkty do nabycia w placówkach poniżej i sklepie internetowym. Na hasło „DYNIOWY TRAMWAJ CIESZYŃSKI” rabat w wysokości 6%

Sklep CIESZYN 43-400 ul. Wyższa Brama 10 tel. +48 694 695 336

Sklep SKOCZÓW 43-430 ul. A. Mickiewicza 16 tel. +48 728 110 132

Sklep i pijalnia soków JASTRZĘBIE-ZDRÓJ 44-330 ul. Słoneczna 2 tel. +48 668 570 980

Sklep internetowy planetabio24.pl

Pomysł na własną granolę tak naprawdę ogranicza tylko nasza wyobraźnia. Wystarczy do pełnoziarnistych płatków owsianych dorzucić ulubione orzechy, suszone owoce, następnie dodać do nich płynny słodzik i zapiec. Dziś przepis na jesienną granolę z wykorzystaniem dyni.

DOMOWA GRANOLA Dy NIOWA

SKŁADNIKI:

2 ½ szklanki płatków owsianych górskich 1 szklanka orzechów nerkowca ½ szklanki pestek z dyni około 7 – 9 łyżek średnio gęstego puree z dyni 1/3 szklanki syropu klonowego lub syropu z agawy 2 łyżeczki cynamonu 1 łyżeczka imbiru ½ łyżeczki kardamonu szczypta gałki muszkatołowej ½ szklanki rodzynek

PRZyGOTOWANIE:

Nagrzej piekarnik do 180 stopni. Blachę wyłóż papie rem do pieczenia.

Płatki owsiane przesyp do dużej miski. Posiekaj orzechy nerkowca i przełóż do płatków. Dodaj pestki z dyni, przyprawy i wymieszaj. Następnie połącz puree z dyni z syropem klonowym i wymieszaj z pozostały mi suchymi składnikami do połączenia. Przygotowaną masę przełóż na blachę do pieczenia i równomiernie rozprowadź. Piecz 30 minut. W trakcie pieczenia prze mieszaj dwa razy, aby granola nabrała złotego koloru ze wszystkich stron. Odstaw do przestudzenia, wymieszaj z ulubionymi suszonymi owocami.

Na zdrowie!

IMBIR - jest rośliną, u której doceniane są nie tylko wła ściwości lecznicze, ale i walory smakowe. Jest popularną przyprawą w kuchni azjatyckiej. Korzeń imbiru stosuje się w terapii przeziębienia, nudności, zaburzeń trawien nych, chorób o podłożu zapalnym. Posiada on właściwo ści przeciwbólowe. Związki aktywne imbiru poprawiają procesy trawienia, między innymi poprzez stymulowa nie wydzielania soków trawiennych. Ponadto działają przeciwwymiotnie i łagodzą uczucie nudności. Dzięki silnej aktywności przeciwbakteryjnej olejku, może być wykorzystywany w leczeniu biegunek. Ze względu na swoje działanie przeciwbólowe i przeciwzapalne, imbir stosuje się w fitoterapii schorzeń reumatycznych, w bó lach mięśniowych, zapaleniu stawów, bólach pourazo wych. Łagodzi nudności, bóle głowy oraz zaburzenia równowagi pojawiające się podczas choroby lokomocyj nej. Poprzez stymulowanie wydzielania soków trawien nych, wspomaga proces trawienia, szczególnie u osób z niedokwaśnością żołądka i niestrawnością.

59 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

Śmierć jest częścią życia. Niby o tym wiemy, ale świat wokół nas unika tematu umierania. Żałoba jest tematem tabu. Trzeba ją przeżyć. Ale jak sobie w tym pomóc, jak to zrobić świadomie? Nie ma jednej ścieżki. Wiele jest sztu ką wyboru. Tylko potrzeba w tym dużo uważności i świa domości. Oraz ruchu.

Jakiego wyboru? Po prostu decydujemy, czy pielęgnu jemy kogoś, kogo NIE MA, czy oswajamy nową formę obecności. Nie jest to łatwe. Na początku każdy odruch zadzwonienia, podzielenia się myślą, informacją, wy nikiem sportowym, boli fizycznie. Trudno jest patrzeć na listę połączeń i przyjąć do wiadomości, że ta osoba już nie zadzwoni, że już nigdy nie usłyszymy jej głosu. Takich strzałów przez kolejne tygodnie i miesiące jest więcej. Atakujące wspomnienia. Trudy pierwszych świąt

z pustym miejscem przy stole, czy potrzeba „spotkania” na cmentarzu. Można podążać za tym, czego się od tej osoby nauczyliśmy, do czego inspirowała, co sama w swojej codzienności praktykowała. W moim przypad ku było i wciąż jest podążanie za impulsem. Pozwolenie sobie na korzystanie z możliwości podróżowania, do kształcania się, robienia tego, co mnie wzmacnia. Tego nauczył mnie Tata. I w takich momentach czuję, jak jest blisko.

Żałoba wymaga czasu. Ma swoje fale, inni mówią, że etapy. Ja bym powiedziała, że to droga, która ma swoje odcinki specjalne. Nie ma jednej ścieżki. Nie jest zna ny czas dotarcia do mety. Jedno jest pewne, wszystko co się wydarza, wszystkie emocje, które się pojawiają –od smutku, żalu, po złość, bezsilność, trzeba przeżyć. Nie wypierać, nie zagłuszać, nie uciekać w nadmierne aktywności, w sen, jedzenie, seriale. Powtórzę, trzeba je przeżyć. By pojawiło się miejsce na nowe. Bo choć świat zewnętrzny wygląda tak samo, słońce niezmiennie wschodzi i zachodzi, to zmieniło się wszystko. Trzeba się na to zgodzić i na nowo się z tym ułożyć, nauczyć się na nowo żyć. Łatwo się mówi. Z jednej strony to nasze osobiste doświadczenie, ścieżka, którą musimy przebyć w samotności, ale jednocześnie wsparcie i obecność

wYTańczając żaŁObę
60 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

innych są równie ważne. To także otworzenie się na mówienie o swoich emocjach, lękach, tęsknotach. Moc wypowiadanego na głos słowa. To też forma oswajania nowej rzeczywistości. Tak jak potrzebna jest odwaga i gotowość do nazywania, tak też odpowiedni człowiek do wysłuchania. Może przyjaciel, może ktoś z rodziny, a może terapeuta.

Naturalnym odruchem po śmierci bliskiej osoby jest wycofanie się. Można zwyczajnie nie mieć siły. Inten sywność przeżyć i miks odczuć może wyczerpać. Bez ruch też jest formą ruchu – dopóki oddychamy, każdy wdech i wydech, to ruch wewnątrz naszego ciała. Na początek to bardzo dużo. Nie trzeba zmuszać się do niczego więcej. Przychodzi moment, że nas ktoś do słownie pociągnie, otwiera się wówczas przestrzeń na wyjście do świata. To może być po prostu spotkanie na kawę w ulubionej kawiarni, ale może być wieczorne spa cerowanie. Ja spałam po powrocie z pracy 2-3 godziny, wychodziłam z sąsiadką na siedmio- bądź dziewięcioki lometrowy spacer w tempie i znów kładłam się spać. Ale ruch pomagał. I tu znów nie ma jednej recepty. Można wędrować, można jeździć na rowerze, chodzić na basen, ważne, by była to aktywność w zgodzie z nami, z potrzebami ciała. Ma nas wspierać, dodawać energii. Może właśnie wtedy ktoś wyłączy Netflixa na rzecz medytacji, a może właśnie poczuje potrzebę nadrobienia zaległości w czytaniu. Ale pomiędzy aktywnościami niech pojawi się ruch. Wyjście z psem na spacer, zakupy w pobliskim sklepie, spacer po osiedlu lub lesie.

A co w sytuacji, gdy nie ma się siły na ruch? Jako trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem po wiem, że warto dać sobie czas i prowadzić dialog z cia łem. I znów podzielę się moim osobistym doświad czeniem, bo choć nie jest to gotowa recepta, ale może okaże się inspirująca. Waż na jest przestrzeń, stworze nie miejsca bezpiecznego dosłownie, żeby mając za mknięte oczy móc się swobodnie ruszać, ale także da jącego poczucie intymności. Ważna jest muzyka. Na początek znana, lubiana, wzmacniająca. Ale może nas wezwać też nostalgiczna. Każda, która powoduje, że ciało zaczyna się ruszać. Może na początku tylko koły sać. Można stworzyć kilka playlist – na dni smutne ale i dźwięki pobudzające, bardziej energetyczne. Wyłącza jąc ocenę, wychodząc z natłoku myśli, ruszać się z mu zyką. Można zacząć na różne sposoby. Ten oczywisty,

stojąc, delikatnie się kołysząc, może z czasem unosząc troszkę stopy, może rozszerzający ruch dłoni. A może w mniej oczywisty sposób kładąc się na podłodze i sprawdzając jakie stwarza możliwości. Można nazwać stan, w którym danego dnia jesteśmy i obserwować, jak się wtedy ruszamy. A co się zmienia, gdy jesteśmy w innym nastroju, gdy dominują inne emocje. To także oswajanie zmienności. Tak jak mamy różną dyspozycję dnia pod względem energii i sił witalnych, tak różnie możemy się ruszać w zależności od emocji. Trzeba być w tym obecnym. Być tym ruszającym się ciałem. Tylko wtedy jest szansa poczuć i zobaczyć, jak się transformu ją emocje, jak się zmieniają odczucia, jak się pojawiają nowe spojrzenia i perspektywy. Tak się adaptujemy do nowego życia. Warto dać sobie czas. Na początek kilka minut, może jeden utwór, z czasem coraz więcej, dłużej. Może zaczniesz w smutku, by na koniec spotkać się ze spokojem. Nie blokuj radości. Każda emocja jest ważna. Taniec i żałoba? Jakie masz pierwsze skojarzenia? Najpewniej, że nie wypada. Że to czas umartwiania się, smutku i łez. A gdzie jest powiedziane, że nie można zatańczyć ze swoim żalem, bólem, bezradnością? Odrzucając stereotypy oddajmy prowadzenie ciału. Ono zawsze ma rację. To może uruchomić konkretne zmia ny w codziennym funkcjonowaniu. W myśl zdania, że myślą myśli nie zmienimy, ale zmieniając krok można zmienić cały taniec.

Żałoba to czas przejścia. To zamykanie przestrze ni, by otworzyć nowe. Nie odcinać się od przeszłości, ale też nie siedzieć w niej za dużo. Spotkanie z nową perspektywą. Życie jest tu i teraz. Naprawdę jest tylko dzień dzisiejszy. Taniec to działanie. To ruch kojący, ale i pozwalający wytrząsnąć z ciała złość, frustrację, to energetyczne podskoki, to kontakt ze stopami, a tym samym czucie siebie na ziemi, świadome stawiania kro ków, przemieszczanie się i zatrzymanie. Także zgoda na cofanie się. To podróż zarówno po pokoju/sali, ale i po między podłogą a przestrzenią. To ruch minimalny, tyl ko opuszkami palców, ramionami, głową, stopami albo także uruchomienie całego ciała. Spróbuj. Pozwól sobie. Bez oceny, bez oczekiwań. Szukając ukojenia.

Kasia Koczwara - trenerka języka ruchu i świadomej pracy z ciałem, wykorzystuje narzędzia Laban/Barte nieff, psychodietetyk pomagający zbudować prawidło wą relacją z jedzeniem, piszący socjolog, obserwatorka codzienności, interesuje się człowiekiem, pracą z emo cjami. Miłośniczka biodanzy. Prowadzi profil na FB Cia łoczułość - Kasia Koczwara

61 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

Iwona Włodarczyk

Dobry wzrok sprawia, że człowiek pełnymi garściami może czerpać z życia to, co naj lepsze. Nie wszystkim jednak dane jest się cieszyć dobrym wzrokiem. Każdego dnia przybywa osób, u których pojawia się pro blem z prawidłowym widzeniem.

w zrOk i inne zm YsŁY

Osobie widzącej trudno jest wyobrazić sobie, jak bez użycia wzroku można wykonywać różne czynności, nawet te najprostsze. Widząc, nie mamy problemu z przeczytaniem książki czy dokumentów, zlokalizowaniem zgubionego przedmiotu, szybkim odnalezieniem interesującego nas produktu na półce sklepowej itd. Bezwzrokowe wykonywanie wszelkich zadań jest z pewnością trudne, jednak nie jest niemożliwe i dzięki wsparciu, między innymi przez nowe technologie odna lezienie się w świecie widzących jest łatwiejsze.

Warto zaznaczyć, że człowiek tracąc wzrok, nie traci zdolności logicznego myślenia. Wprost przeciwnie, jego koncentracja na otaczających go sprawach wzrasta, na dal sam decyduje o wszystkim, co dotyczy jego samego, a wyobraźnia pozwala unikać czyhających nań niebez pieczeństw oraz przeszkód.

Tak jak czerń ma wiele odcieni, tak i codzienność osób z dysfunkcją wzroku różni się od siebie. Jednym do popra wy widzenia wystarczą noszone przez nich okulary lub soczewki, inni przechodzą zabiegi czy operacje, jeszcze inni zmuszeni są do zakrapiania oczu bądź stosowania innych form leczenia. Bywa jednak i tak, że żadne lecze nie nie pomaga i człowiek nieodwracalnie traci wzrok. Poza wzrokiem każdy z nas posiada jeszcze inne zmy sły, które po części przejmują rolę oczu, z powodzeniem prowadząc niewidomych i ociemniałych przez życie.

WĘCH, SMAK, DOTYK ORAZ SŁuCH…

Węch staje się przewodnikiem bezwzrokowych wędrówek, i to nie jest żart. Gdy idziemy chodnikiem, docierają do nas różne zapachy, np. charakterystyczny zapach świeżo pieczonego chleba czy innych wypieków można poczuć, mijając piekarnię, aromat świeżo parzonej kawy czy herbaty owionie nas w pobliżu kawiarni, warzywa i owoce swoimi zapachami zaprowadzą nas do stoiska czy sklepu, w którym będziemy mogli je kupić. Tak też jest ze sklepami oferującymi takie produkty jak kosmetyki, chemia, buty czy wędliny. Mając dobry wzrok, mało kto zwraca uwagę na takie szczegóły, gdy jednak wzrok zaczyna szwankować, pozostałe zmysły się wyostrzają, a raczej można powiedzieć, że to osoby tracące wzrok, same świadomie zaczynają w większej mierze z nich korzystać.

Kuchnia jest miejscem, gdzie królują zapachy oraz smaki i w błędzie jest ten, kto twierdzi, że do przyrządzania wyśmienitych potraw niezbędny jest wzrok. Dotyk sprawia, że z jego pomocą można rozpoznać produkty, które mają zróżnicowaną konsystencję, kształt oraz zapach. Niejasności co do danego produktu można również rozwiać za pomocą smaku, który ułatwi odróżnienie soli od cukru, koperku od pietruszki, kwasku cytrynowego od proszku do pieczenia czy sody.

Czytanie i pisanie, rozpoznawanie przedmiotów oraz materiałów, z których zostały one wykonane, samodzielny wybór ubrań, zaparzenie herbaty czy kawy lub przygotowanie posiłku to tylko kilka z czynności, do których wykonania niezbędny jest dotyk. Bywa, że jedynym sposobem na „zobaczenie” przez niewidomego swoich bliskich jest ich tzw. obrajlowanie, czyli oglądanie poprzez dotyk.

Słuch w połączeniu z innymi zmysłami tworzy całość i dzięki niemu możliwe staje się rozpoznanie po głosie mijanych znajomych. Charakterystyczne dźwięki, takie jak jadące auta, zegar wybijający godzinę na wieży ratuszowej lub szum fontanny czy wody w rzece ułatwiają niewidomym lokalizację własnego położenia. Do czego potrzebny jest słuch np. w kuchni? Otóż wyobraźmy sobie, że kładziemy na patelni kotlet, który w zetknięciu z rozgrzanym tłuszczem intensywnie skwierczy, lecz im bliżej do końca smażenia, skwierczenie stopniowo cichnie. Kolejnym przykładem może być gotowanie wody na makaron czy zwykłej zupy - wsłuchując się w odgłosy z naczynia, wychwycimy moment, kiedy płyn zaczyna się gotować, uderzając o ścianki naczynia.

Wszystkim niewidomym, ociemniałym oraz słabowidzącym zespół redakcyjny życzy pomocnych dłoni, prostych dróg za każdym zakrętem lub przeszkodą, znajdowania tylko przyjemnych niespodzianek oraz spełnienia marzeń.

Wszystkie zmysły, które człowiek posiada, są równie ważne, i umiejętne ich wykorzystywanie w różnych sytuacjach staje się pomocne. Wiedzą o tym zwłaszcza ci niewidomi, którzy wyruszają na samodzielne wędrówki z białą laską jako przedłużeniem własnej ręki, opukując nią mury domów, słupy ogłoszeniowe, krawężniki, kałuże oraz inne przeszkody - skoncentrowani na bezpiecznym dotarciu do celu. Dzięki dotykowi laski o podłoże można odnaleźć się w terenie; biała laska jest również międzynarodowym symbolem osób niewidomych. Październik dla osób z dysfunkcją wzroku jest wyjątkowym miesiącem, ponieważ 15. dnia tego miesiąca obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Białej Laski, która pomimo swojej prostoty już od wielu lat służy niewidomym na całym świecie.

63 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

pOżegnanie z ligą misTrzów

Trzynieccy Stalownicy w październiku pożegnali się z tegorocznymi rozgrywkami Champions Hockey League. I choć grupowi rywale ze Szwecji i Szwajcarii okazali się w ostatecznym rozra chunku lepsi, to jednak zespół spod Jaworowego godnie pożegnał się z rozgrywkami, wygrywa jąc z mocnym rywalem z Davos.

Stalownicy wciąż nie mogą nawiązać do swoich naj lepszych lat w europejskich pucharach, czyli sezonu 2017/18, gdy odpadali dopiero w półfinale tych roz grywek po zaciętych pojedynkach z fińskim zespołem JyP Jyväskylä, a wcześniej w pokonanym polu pozo stawili m.in. aż trzy zespoły ze Szwecji: HV71, Malmö oraz Brynäs. I choć wciąż należą do elitarnego grona zespołów, które w CHL występują niemal w każdym kolejnym roczniku, to jednak wszystkie ostatnie wystę py kończyły się niestety na fazie grupowej, gdy za silni

okazali się rywale ze Szwecji, Szwajcarii czy Finlandii. Przed startem każdych kolejnych rozgrywek szefowie klubu zapewniają, że zespół pragnie jak najlepiej wy paść w rozgrywkach i osiągnąć dobre wyniki. Podobne deklaracje padły przed startem CHL 2022/23, jednak od rozlosowania grup było wiadomo, że przed Stalownikami trudne zadanie. Gracze śląskiego klubu znaleźli się w grupie H z mocnymi ekipami ze Szwajcarii oraz Szwecji, czyli odpowiednio HC Davos oraz Skellefteå AIK. Stawkę zespołów w grupie uzupełnił mistrz

64 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

Wielkiej Brytanii – Belfast Giants. I to właśnie od spotkania z tym ostatnim zespołem Oceláři rozpoczęli udział w CHL, odnosząc przekonujące zwycięstwo 4:0. Później niestety rozpoczęły się przysłowiowe „schody”. Choć Stalownicy rozgrywali bardzo dobre spotkanie w Szwecji, to jednak ulegli swojemu rywalowi po do grywce. Nieco gorzej wypadły mecze rewanżowe z tymi rywalami – najpierw minimalnie lepszy w Werk Arenie okazał się zespół Skellefteå AIK, a później Stalownicy wyprawili się do Belfastu, gdzie ulegli „Gigantom” po rzutach karnych. Przed spotkaniami z ostatnim grupo wym rywalem - HC Davos, sprawa wydawała się jasna. Aby wyjść z grupy i awansować do fazy play-off Sta lownicy oba pojedynki ze Szwajcarami musieliby wy grać. Jednak już w pierwszym meczu, rozgrywanym w alpejskim kurorcie to gospodarze zagrali lepiej i za służenie wygrali 4:0. Zatem ostatni mecz grupowy dla Stalowników nie miał już większego ciężaru gatunkowe go. I może dlatego, grając bez dodatkowych obciążeń, trzyńczanie zagrali bardzo dobre spotkanie i wygrali ten mecz 4:3. To spotkanie było wyjątkowe dla kilku młodszych graczy śląskiej drużyny, którzy otrzymali szansę debiutu w tych rozgrywkach w Stalowniczych barwach. Wyjątkowy był również dla napastnika Alana Łyszczar czyka, który w ostatnim meczu grupowym CHL zdobył swojego debiutanckiego gola w tych rozgrywkach.

Ostatecznie Stalownicy zajęli w swojej grupie 3 miejsce z dorobkiem 8 punktów. To wynik lepszy niż przed rokiem, gdy w grupie udało się jedynie pokonać dwukrot nie zespół Slovana Bratysława. Z „trzynieckiej” grupy do dalszej fazy rozgrywek awansowały zespoły Skellefteå AIK oraz HC Davos. - Mecze, które rozegraliśmy w tego rocznej edycji CHL miały swoją jakość, z której mogliśmy się wiele nauczyć. Myślę, że będziemy czerpać z doświad czenia zdobytego w tym roku w tych rozgrywkach – przy znał po ostatnim rozegranym meczu Zdeněk Moták, trener Stalowników.

Teraz Oceláři mogą się skupić wyłącznie na rozgryw kach ligowych, w których nie zanotowali najlepszego początku.

65 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022

Aron Chmielewski

Silna mentalność w czasie kryzysu, czyli jak radzić sobie z porażką

Sport ma to do siebie, że nie zawsze wszystkie początki są udane, czy to w dyscyplinach indy widualnych czy drużynowych. Zwłaszcza w grach zespołowych wiele zależy od tego, jak zostaną poukładane wszystkie kluczowe elementy w jedną całość, która powinna funkcjonować jak jeden organizm. W hokeju mamy przecież bramkarza, obrońców, skrzydłowych i środkowych napastni ków. Każdy w zespole pełni inną rolę, poczynając od trenera a kończąc na napastnikach. I wszystko musi działać w jak najlepszym zegarku.

Po zakończeniu sezonu w naszej drużynie wiele się pozmieniało – odeszło kilku graczy, zmiany dotknęły również sztab szkoleniowy. I na początku sezonu nie wszystko funkcjonowało tak, jak tego wszyscy sobie życzyliśmy. Jednak sięgając pamięcią do przeszłości dostrzegam, że to nie pierwszy sezon, w którym Oce láři Trzyniec słabiej rozpoczęli rozgrywki. Kilkakrotnie uczestniczyłem już jako zawodnik w tzw. trudnych początkach, które niestety nie zawsze kończyły się happy endem. Teraz jednak mam poczucie, że jesteśmy na tyle doświadczoną drużyną, że każdy z nas wie, co trzeba zrobić, aby wybrnąć z tej sytuacji. Zresztą już mecze na początku października pokazały, że drzemie w nas ogromny potencjał, i tak naprawdę wszystko jest w na szych ciałach i umysłach. Dużą rolę odgrywa w tym wszystkim mentalność. W sytuacjach, gdy nie idzie, ab solutnie nie można zwieszać głowy. Wprost przeciwnie – trzeba nieustannie przekładać myślenie na właściwe tory i dostrzegać pozytywy. Każdy z nas indywidualnie musi wierzyć w siebie, w swoje umiejętności i możliwo ści, musi mieć wewnętrzne przekonanie, że jest lepszy od rywala, którego właśnie widzi na lodzie. Tylko ta kie detale, jak wewnętrzna siła każdego z nas, może nas przybliżyć do zwycięstw drużyny. Mam oczywiście świadomość, że hokej jest dyscy pliną drużynową, a każdą drużynę tworzy zbiór indy widualności. I każdy z nas w drużynie inaczej odbie ra i przeżywa porażkę, każdy z nas inaczej boryka się z przegranym meczem, w inny sposób odreagowuje i radzi sobie ze stresem, który wywołują przegrane za wody. Jedni sportowcy w takich sytuacjach korzystają z pomocy psychologów i terapeutów, inni znów potrze bują dużo samotności, jeszcze innym wystarczy powrót do domu i czas spędzany z rodziną. Dla mnie najlepszym rozwiązaniem na taki trudny okres jest kontakt

z najbliższymi – czyli rodziną, a ponieważ jestem czło wiekiem wierzącym, pomocna jest również modlitwa, w której zawierzam wiele swoich spraw Bogu. To sposoby, dzięki którym jesteśmy w stanie uwalniać się od złych myśli, zwątpienia czy utraty wiary we wła sne możliwości. Wielu z nas to potrafi – w zespole mamy graczy, którzy po przegranej potrafią przyjść następnego dnia na trening z oczyszczoną głową i z pozytywnym nastawieniem, chęcią do pracy i przekonaniem, że je steśmy coś w stanie zmienić na lepsze. Właściwie wiele z naszych wysiłków zmierza do tego, aby przełamać złą passę. Wiem przecież, że wszyscy potrafimy dobrze grać w hokej, w sporcie jednak porażki są częścią losu spor towca. Ważne jest, aby porażki, które odnosisz, sprawia ły, że stajesz się jeszcze silniejszym.

Ważny jest również dystans do tego, co robisz na co dzień. Hokej jest moją pracą. Gdyby jednak przez całe życie stawiać ją na pierwszym miejscu, człowiek mógł by zwariować. Bo przecież w pracy zawsze mam tak, że chcę działać na 100 procent i wykonywać wszystko jak najlepiej, jednak bardzo ważne jest, aby głowę nieco wyłączać, „wychodzić z pracy” – jak często się o takich sytuacjach mówi. Znając swoje ciało i umysł wiem, że tak jak większość sportowców potrzebuję odprężenia i oderwania od myślenia o obowiązkach.

Trenerzy w każdej drużynie sportu zespołowego nie mają łatwego zadania – muszą nie tylko poukładać za wodników w zespole podczas gry, ale również stworzyć relacje wewnątrz drużyny. To czasami trudne zadanie, zawłaszcza tam, gdzie są zawodnicy o tzw. trudnych charakterach, choć są typami zwycięzców i wciąż chcą wygrywać. Sam należę do tej grupy, która nie znosi przegrywać, jednak od dawna staram się uczyć, że rów nież porażka ma jakiś sens – to znaczy jest źródłem wie dzy, z której można wyciągać wnioski na przyszłość.

66 TRAMWAJ CIESZYŃSKI • X 2022 KIERUNEK SPORT
felieton
Manicure / Pedicure / Pielęgnacja twarzy i ciała tel. +48 518 198 018, ul. Bielska 184, Cieszyn www.nowoczesneSPA.pl na pierwsze dwa zabiegi -10% na piąty zabieg -50% dziesiąty zabieg za 1 zł

Dealer MINI Sikora ul. Warszawska 56 Bielsko-Biała www.mini-sikora.pl

Dealer MINI Sikora ul. Wrocławska 143 Opole

MINI Countryman Hybryda Plug-In: zużycie paliwa (cykl mieszany): (WLTP Combined): 1,9 - 1,7 l/100 km. Zużycie energii (cykl mieszany): (WLTP Combined): 14,8 - 15,5 kWh/100km. Emisja CO2 (cykl mieszany): (WLTP Combined): 44 - 39 g/km.

Turn static files into dynamic content formats.

Create a flipbook
Issuu converts static files into: digital portfolios, online yearbooks, online catalogs, digital photo albums and more. Sign up and create your flipbook.