12 minute read

Humbaki

0 1 m

Frapujące datowanie przynagliło do jak najszybszego powrotu nad jezioro Lubanowo, jeszcze przed okresem wiosennym, by wykonać dokumentację obiektu w wodzie o lepszej przejrzystości. Pod koniec lutego 2021 roku ekspedycja Wydziału Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego, kierowana przez autora, przeprowadziła szereg nurkowań. Wprawdzie był to okres cieplejszego wahnięcia pogodowego, ale lód nie zdążył stopnieć. Był przy tym na tyle niepewny, że wchodzenie nań w celu wykucia przerębli wiązało się z nadmiernym ryzykiem. W związku z tym nurkowania rozpoczynały się z brzegu, gdzie łatwo można było odkuć lód, a podczas nurkowania stosowano zasady bezpieczeństwa, stosowane podczas nurkowań podlodowych.

W czasie nurkowań dłubanka została oczyszczona z osadu. Usunięto również folię, którą zabezpieczono obiekt w 2020 roku. W dalszej kolejności wykonano podwodną dokumentację fotograficzną, wykorzystując m.in. szereg zdjęć wykonanych dwiema kamerami Go Pro. Umożliwiło to sporządzenie fotomozaiki, czyli realistycznego obrazu, na który składały się bardzo liczne, szczegółowe fo-

Fotomozaika. Autor: Piotr Prejs

tografie. Odłamany fragment dziobu wydobyto na krótki czas na powierzchnię, aby zadokumentować go fotograficznie i przygotować wizerunek fotogrametryczny. Po zakończeniu dokumentacji ów element konstrukcyjny umieszczono z powrotem w pierwotnym miejscu zalegania, po czym całość zabezpieczono folią i piaskiem.

Na podstawie wykonanej dokumentacji przygotowano rekonstrukcję jednostki. Jednodrewka nie jest długa, mierzy bowiem niewiele więcej niż 3 m. Burty są zdumiewająco niskie, nawet dopuszczając ewentualność częściowego „obniżenia” w wyniku rozkładu. Dłubanki są znane z chybotliwości, ale nie musiało to dotyczyć lubanowskiego egzemplarza, gdyż dno zostało tu wyraźnie spłaszczone. Wypłaszczenie jest widoczne także w części dziobowej. Dziób został wyprofilowany za pomocą bocznych podcięć „w szpic”. Najprawdopodobniej szkutnik chciał zaakcentować spiczastość dziobu, nadając mu cechy pyska zwierzęcego lub ptasiego dzioba. Podobna staranność jest niezwykle rzadko widywana w przypadku analogicznych jednostek. Figury dziobowe spotyka się w bardzo różnych kręgach kulturowych i okresach. Dekoracje zoo-

Rekonstrukcja łodzi. Autor Tomasz Budziszewski, oprac. Bartosz Kontny, Piotr Prejs

morficzne spotkać można np. w północnej Europie w epoce brązu (tzw. kulturowy krąg nordyjski). Warto także przypomnieć fenickie hippoi z galionami w kształcie łbów końskich, wizerunki oczu umieszczane na starożytnych okrętach, zakończenia stew dziobowych wikińskich drakkarów/ snekkarów, figury dziobowe na galeonach czy liniowcach, wreszcie malowane dekoracje dziobów jednostek metalowych. Wyjątkowo rzadko podobne rozwiązania spotykano w przypadku dłubanek, choć można wskazać przykłady dziobów zwierzęcego kształtu wśród znalezisk z okresu protohistorycznego ze Szkocji.

W obrębie „szpicu” lubanowskiej łodzi znajduje się prostokątne wycięcie, wewnątrz którego wykonano kolejny otwór, tym razem kolisty, którego funkcja nie jest jasna. Badacze sugerują różne interpretacje: mogło to być ucho cumownicze, miejsce dla tyczki do kotwiczenia w mule, mocowanie pochodni użytecznej podczas nocnych połowów czy przytwierdzenia odsadni/pływaka lub masztu. Teoretycznie rozważać można także miejsce łączenia większej liczby dłubanek, służące budowie katamaranu lub tratwy. Podobnie mocowane są tratwy stosowane na Dunajcu przez pienińskich flisaków. Wydaje się także prawdopodobne, że otwory użyto do osadzenia figury dziobowej w otworze. Na tę chwilę, przesądzenie tej sprawy nie jest możliwe.

Osobliwością lubanowskiego czółna jest pawęż, wykonana z innego fragmentu drewna niż kadłub. Na ziemiach Polski jest to unikat, choć w Europie podobne przykłady występują już od środkowej epoki kamienia.

Nagromadzenie wyjątkowych cech (kształt dziobu i otwór tamże, pawęż, materiał, staranność wykonania, datowanie) sprawia, że znalezisko uznać należy za jedno z najcenniejszych odkryć na stanowisku. Należy przy tym liczyć na dalsze odkrycia w jeziorze Lubanowo, które pomogą odkryć dokładniejszy kontekst kulturowy tego wyjątkowego zabytku. Może już w tym roku?

Małgorzata Sobońska-Szylińska

foto: Bartosz Sykus Feelactive i Małgorzata Sobońska-Szylińska

Jest rok 2012. Wschodnie wybrzeże RPA na południe od Durbanu. Przylecieliśmy tu na obserwację największego podwodnego spektaklu natury – migracji sardynek.

Jednak, jak wiadomo, z trafieniem w idealny termin jest jak z grą na loterii – uda się albo nie. Każdego ranka z nadzieją wypływamy ultraszybkim pontonem w morze i wsłuchujemy się w komunikaty brzęczące w krótkofalówce. Pilot latający nad nami motolotnią obserwuje ocean, szukając wielkich kul sardynek.

Czujny sternik pontonu wyposażonego w silnik o ogromnej mocy co chwila zmienia kurs, a my, w suchych skafandrach podskakujemy na falach, opadając na napompowane do granic możliwości burty.

Ostrzymy wzrok, wypatrując stad ptaków nurkujących prostopadle w powierzchnię wody. Ptaki robią tak, gdy zauważą skupisko ryb. O! Tam! – ktoś krzyczy i na pontonie rośnie poruszenie. Sięgamy po sprzęt i błyskawicznie zakładamy jackety z przypiętymi butlami. Po chwili w maskach i w sprzęcie podrygujemy na burtach gotowi do przewrotki do tyłu. Ponton hamuje prawie „z piskiem opon”, pada komenda i po kolei wskakujemy do wody. Schodzimy na głębokość 10 metrów i pędzimy, mieszając wielki błękit sztywnymi płetwami. Pojawiają się pojedyncze sardynki, może nawet z toni wyłaniają się ich całe grupy, ale z pewnością nie są to ławice, na które polujemy ze swoimi wielkimi aparatami i kamerami. Alarm znów okazuje się fałszywy… Gramolimy się więc z powrotem na ponton i powtarzamy rytuał związany z pośpiesznym wskakiwaniem do wody jeszcze co najmniej kilka razy. Za którymś razem narasta w nas rozczarowanie. Gdzie są te sardynki?

Mija kilka godzin szarpaniny, po której podejmujemy decyzję – wracamy na brzeg. Rozbieramy się ze sprzętu i grzecznie usadawiamy się na burtach. I wtedy ktoś krzyczy – Look, there’s a whale!

- Gdzie? – w zrezygnowane ciała wraca energia i podekscytowanie. – Wow! – niedaleko prawej burty wielkie cielsko wyskakuje z wody i opada, trzaskając o jej powierzchnię. W miejscu wyskoku jeszcze przez kilka sekund unosi się rozbryzg miliona kropel. – Tu, patrzcie, z drugiej strony! – patrzymy za wyciągniętą ręką kogoś, kto zauważył następnego walenia wyskakującego w górę. – To humbak!

Po chwili nie wiemy, w którą stronę patrzeć, ogromne cielska wyskakują w wielu miejscach naraz. Nasz ponton pędzi, jak oszalały po grzbietach fal, a po obu jego stronach, dzieje się coś niesamowitego. Jesteśmy świadkami spektakularnego lekceważenia praw fizyki przez 30–40 tonowe, 15-metrowe olbrzymy, które wyskakują z wody z taką lekkością, jakby były napędzane jakimś niewidzialnym silnikiem odrzutowym. Niektóre wynurzają się z wody całkowicie, unosząc się nad jej powierzchnię na wysokość 1–2 metrów, po czym opadają w nią bezwładnie z wielkim pluskiem. To wprawia nas w prawdziwy zachwyt. Czasem pluskowi towarzyszą dźwięki przypominające śpiew złożony z niskich dźwięków, które wibrują nam pomiędzy żebrami uwięzionymi w suchych skafandrach. Nikt już nie pamięta o sardynkach, które znów zrobiły nam psikusa i nie przypłynęły… Południowe wybrzeże Afryki jest ulubionym miejscem humbaków. Jeśli ktoś chce zobaczyć ich cyrkowe popisy – to powinien przybyć właśnie tu. Innym popularnym miejscem ich obserwacji jest Tonga, niewielki archipelag wysp rozrzuconych w samym środku Oceanu Spokojnego na północ od Nowej Zelandii. Mniejsze grupy spotkaliśmy później także w wodach okalających Hawaje i północno-wschodnią Australię. Mimo że światowa populacja tych zwierząt szacowana jest zaledwie na 80.000 osobników, humbaki opanowały w istocie całą kulę ziemską od Antarktydy po daleką Północ. Żeglarze natykają się na nie nawet w Morzu Śródziemnym. Duże skupiska humbaków można spotkać także u wybrzeży Alaski. Jednak ich ulubionym placem zabaw wyraźnie stały się wody opływające południowy kraniec kontynentu afrykańskiego, co prawdopodobnie ma

związek z trasami, jakie dla swej legendarnej migracji upodobały sobie sardynki. Ryby te są tak małe, że humbaki za nimi wprost przepadają. Każdego lata przypływają tu więc na wielką ucztę. A muszą wchłonąć ogromną ilość pokarmu, na który oprócz małych ryb składa się również kryl, gdyż zimą nie myślą już o jedzeniu, czerpiąc energię z odłożonych latem rezerw tłuszczu. Rodzaj pokarmu, jaki mogą przyjmować humbaki, związany jest ściśle z budową ich szczęk, w których znajduje się specjalny grzebień, który przechodzi następnie w wiele równoległych gęsto ułożonych płyt fiszbinowych wrastających w głąb jamy gębowej. Ich długość dochodzi do 4 metrów. Stanowią one swoisty system, za pomocą którego zwierzę filtruje wodę, pobierając z niej drobny pokarm. O tym, jak wielkie znaczenie ma system filtracyjny u humbaka, niech świadczy fakt, iż u dorosłego osobnika jego waga może osiągać nawet 1,5 tony! Wyposażone w fiszbiny wieloryby nie posiadają zębów.

Zima u humbaków przeznaczona jest na zupełnie inne aktywności niż filtrowanie pokarmu – to czas godów i wydawania na świat potomstwa. Wytworzona latem gruba warstwa tłuszczu stanowi wielki magazyn energii, który pozwala im na pokonanie tras sięgających niekiedy nawet 25 tys. km. To więcej niż połowa obwodu Ziemi! Czegóż się nie robi, aby znaleźć najlepsze miejsce do randkowania i wyboru właściwego partnera. Prawdziwym cudem jest to, że cały czas można jeszcze podziwiać te piękne zwierzęta. W poprzednich wiekach gatunek ten został niemal doszczętnie wytrzebiony przez wielorybników. W wyniku regularnych polowań jego populacja zmniejszyła się o blisko 90%. Masowe polowania zostały zatrzymane dopiero w połowie XX wieku, kiedy to zaczęły działać organizacje nadzorujące skalę wielorybnictwa, które zaczęto poddawać ograniczeniom mającym na celu ochronę poszczególnych gatunków waleni.

Humbaka można rozpoznać po długich płetwach piersiowych, które przypominają skrzydła. Kto wie, może spektakularne wyskoki z wody są formą ich tęsknoty za lataniem? Zresztą, to właśnie niezwykle długim płetwom piersiowym humbaki zawdzięczają swoją polską nazwę – długopłetwców oceanicznych. Tak długie płetwy okazują się niesłychanie pomocne podczas ich dalekich podróży. Dzięki nim humbaki kontrolują temperaturę ciała, przemieszczając się pomiędzy wodami, które raz są ciepłe, ale potrafią być też zimne. W pamięci obserwatorów, którzy mieli szczęście podziwiać je z pokładów rozmaitych jednostek pływających, z pewnością zapisał się również charakterystyczny wygląd ich ogona w kształcie serca rozpostartego na szerokość sięgającą 3 metrów. Gdy humbak decyduje się zanurkować w toń – nad powierzchnią wody można zobaczyć jego piękny ogon, wolno opuszczający się pod powierzchnię wody. Płetwa ogonowa jest pokryta oryginalnym, niepowtarzalnym wzorem, który jest czymś w rodzaju linii papilarnych. Można za jego pomocą zidentyfikować konkretnego osobnika, skatalogować go, a także prowadzić trwające latami obserwacje dostarczające niesamowitych informacji. Niektórym humbakom nadane zostały imiona, a historie ich życia zostały bardzo dobrze udokumentowane.

Jednym ze słynnych humbaków jest samiec o imieniu Migaloo (w jęz. aborygeńskim „biały gość”), który aż do roku 2006 był jedynym znanym przedstawicielem tego gatunku o całkowicie białym ubarwieniu. Wówczas naukowcy napotkali kolejnego albinotycznego osobnika. Był nim młody humbak żyjący wraz z matką u wybrzeży Australii. Ponieważ była to okolica, w której widywany był również Migaloo, istnieją poważne podejrzenia, że mały wieloryb jest potomkiem sławnego ojca.

Humbaki widywane były także w naszym rodzimym Bałtyku, a ponieważ były to rzadkie wydarzenia, każdy z napotkanych osobników od razu dostawał swoje własne imię. Najsłynniejszy bałtycki humbak miał na imię Buckie. 29 lipca 2008 roku Buckiego widziano w okolicach Darłówka, a kilka dni później zawitał on w okolice Kuźnicy na Półwyspie Helskim. Drugą znamienną cechą w wyglądzie humbaków są podłużne bruzdy, które ciągną się od pyska aż do podbrzusza. Gdy zwierzę obraca się w wodzie, można podziwiać jego brzuch, na którym widoczne są regularne paski. Ponadto na skórze humbaka często można znaleźć całe kolonie charakterystycznych pąkli. Upodobały sobie one grubą skórę tych ssaków, a zwłaszcza okolice głowy i płetw piersiowych do tego stopnia, że ich łączna masa zgromadzona na ciele pojedynczego wieloryba może osiągać nawet 500 kg!

Humbaki prowadzą raczej samotny tryb życia. Rzadko gromadzą się w niewielkie i najczęściej tylko chwilowe grupy. Odskocznią od samotności są z pewnością gody, które angażują do zalotów całkiem duże grupy konkurentów. O względy jednej samicy potrafi starać się nawet 40 samców. Ponieważ konkurencja jest ogromna, samica bywa wybredna i potrafi być agresywna wobec niechcianych adoratorów. Na głowach samców często

można znaleźć głębokie blizny po ranach zadanych im przez samice podczas godowych bijatyk. Ponieważ dorosłe osobniki nie mają zębów, za rany odpowiedzialne są ostre pąkle na płetwach piersiowych, którymi samica okłada nazbyt napraszającego się samca.

Samice osiągają dojrzałość płciową w wieku ok. 5 lat, samce nieco później – w wieku 6–7 lat. Po udanej kopulacji z wybranym samcem ciąża u samicy trwa ok. 11,5 miesiąca. Po jej zakończeniu na świat przychodzi jedno młode, które tuż po przyjściu na świat trudno nazwać maluchem, bo mierzy blisko 6 metrów i waży 2 tony. Zaraz po narodzinach, które odbywają się w wodzie, młode staje się oczkiem w głowie matki. Od razu eskortuje je ona do powierzchni wody, żeby niemowlę mogło zaczerpnąć swój pierwszy haust powietrza, jako mały ssak oddycha wszakże płucami. Przez następne 12 miesięcy matka i mały wieloryb są nierozłączni, przy czym, przez pierwsze pół roku mały odżywia się mlekiem matki, a przez kolejne pół uczy się od niej podstaw przetrwania. Dlatego tak często podczas nurkowań czy snorkelingu spotyka się matkę z młodym. Nawet po upływie roku wzmożonej matczynej opieki młody humbak nie jest w pełni samodzielny, dlatego pływa w jej pobliżu jeszcze przez kolejne, czasem nawet 3 lata ucząc się zdobywać pożywienie za pomocą pęcherzyków powietrza, a także korzysta z jej ochrony na wypadek ataku złośliwych orek, które dla zabawy potrafią uszkodzić dolną szczękę młodego wieloryba, co jest równoznaczne ze skazaniem go na śmierć głodową.

W wieku 4 lat humbak jest już prawie dorosły, w każdym razie na tyle duży, że może już bez strachu w samotności przemierzać głębiny, filtru-

jąc umiejętnie pokarm tak, jak nauczyła go tego matka. Jeśli młody humbak okaże się samcem, z pewnością będzie lepszym mistrzem w nuceniu wielorybich melodii. Do dziś nie ustalono dokładnego celu, w jakim wieloryby wydają z siebie dźwięki układające się niekiedy w hipnotyzujące pieśni ciągnące się długimi godzinami. Być może jest to forma komunikacji pomagającej im dezorientować ryby służące im za pokarm albo też są sygnałami służącymi do ustalania hierarchii wśród samców walczących o względy samicy. Ich źródłem nie są bynajmniej struny głosowe, gdyż humbaki ich nie posiadają. Wielorybi śpiew jest skutkiem intensywnego wydychania powietrza przez nozdrza. Powietrze bywa wydychane niekiedy z tak ogromną siłą, że towarzyszy temu kilkumetrowy słup pary wodnej wyrzucony w górę połączony z głośnym westchnieniem. Do dziś nierozwiązaną zagadką jest także zdolność tych zwierząt do generowania swoistych pieśni bez wydmuchiwania powietrza. Jedna z hipotez mówi o tym, że powietrze jest sprężane w ich głowie, gdzie wprawia w drgania tkanki kostne, które stają się źródłem dźwięków. Jedno nie ulega wątpliwości – nie ma bardziej mistycznej muzyki, której źródłem byłaby natura. Dlatego tak często, utrwalone nagrania wielorybich pieśni wykorzystywane są przez ludzi dla wspomagania medytacji.

Warto zatem polecieć na drugi koniec świata, by zamiast sardynek, które zdecydują się migrować w inną niż zwykle stronę, spotkać humbaki, bo te nie tylko wprawią nas w zachwyt, wyskakując na kilka metrów z wody, ale jeszcze przy tym zaczarują nas hipnotyzującą pieśnią.

JUŻ W SPRZEDAŻY!

Najnowsza książka Kariny Kowalskiej

Kustoszki Muzeum Nurkowania

Sklep DIVERS24 to nie tylko magazyn!

W naszej ofercie posiadamy jedną z największych kolekcji książek nurkowych dostępnych od ręki, w której każda miłośnikcza i każdy miłośnik podwodnej lektury znajdzie coś dla siebie!

This article is from: