4 minute read

Deepspot nocą

Next Article
Listy kontrolne

Listy kontrolne

Poruszając się dalej, mijamy tory i pokonując restrykcję, możemy odwiedzić najdalszą, ale zarazem największą komorę w całej kopalni. Pomieszczenie jest masywne i sprawia wprost oszałamiające wrażenie! Po powrocie do głównej sali przypomniałem sobie, że poprzednim razem, podczas mojej eksploracji prowadzonej na sucho, widzieliśmy jeszcze jedną komorę prowadzącą do wody. Jednak teraz, po wynurzeniu się, nic nie wygląda tak, jak wcześniej. Sporo materiału skalnego spadło od tego czasu, zmieniając oblicze tego miejsca. Porzucamy nasz pierwotny plan i postanawiamy przerwać dalszą eksplorację.

Przemyślenia

Wychodząc z wody, jestem pełen sprzecznych emocji. Z jednej strony to było niesamowite nurkowanie, absolutnie oszałamiające i jak z bajki, przez co myślami wybiegam już w stronę dalszej eksploracji tego miejsca i chęci sprawdzenia ostatniego syfonu, ale z drugiej strony widzę na własne oczy fatalny stan kopalni i zdaję sobie sprawę, czym to grozi. Podsumowując – ponowne nurkowanie w tym miejscu jest bardzo niebezpieczne. Z bólem serca przekazuję zdjęcia właścicielowi, który podjął jedyną słuszną decyzję i zamknął kopalnię. Niestety już na zawsze.

c o widać pod wodą , gdy gas N ą światła ?

Michał Antoniuk

Od pewnego czasu jestem po prostu zauroczony najnowszym obiektem nurkowym w Polsce.

Mowa tu oczywiście o basenie Deepspot. Ciepła, zjawiskowo błękitna woda, sporo zakamarków oraz przestrzeń, która zachęca do eksploracji, poznawania i odkrywania.

Po mojej pierwszej wizycie wiedziałem już, że będę tu często zaglądał. Dlatego chyba nie muszę tłumaczyć, że gdy tylko nadarzyła się okazja, aby dołączyć do zespołu instruktorskiego, to nie zastanawiałem się nawet przez chwilę.

Nie ma też co ukrywać, że gdy trafiłem w sieci się ogłoszenie, wciąż byłem pod ogromnym wrażeniem Deepspotu. To było tuż po pierwszych odwiedzinach, więc magia obiektu wciąż trzymała mnie mocno. Przygotowałem maila, załączyłem CV, kliknąłem „wyślij” i już chwilę później byłem deepspotowym freelancerem, czyli w luźnym tłumaczeniu „wolnym strzelcem”. Aparat fotograficzny towarzyszy mi teraz podczas każdej wizyty i tylko czeka na okazję w staffroomie, bo od kilkunastu miesięcy po prostu się z nim nie rozstaję.

Deepspot okazał się fotograficznym eldorado. Bez limitu czasu i gazu. Sesja dla Santi, syreny, pamiątkowe fotki z pierwszego nurkowania i treningi freediverów – ilość pojawiającego się materiału szybko zapełniała dysk. Co więcej, kolejne noce spędzone przed komputerem na obróbce, nie są w stanie rozładować kolejki zdjęć, ale uczą mnie bardziej efektywnej pracy. Nowy, wspaniały obiekt zaaferował wszystkich fotografów. Zarówno profesjonalistów, jak i amatorów, takich jak ja, którzy wciąż dopracowują swój warsztat. Od momentu udostępnienia basenu dla pierwszych nurków, przez kilka kolejnych miesięcy zdjęcia z Deepspotu zalewały internet i pojawiały się na każdym kroku. Nic więc dziwnego, że zaczęło pojawiać się uczucie przesytu. W końcu ile razy można oglądać to samo zdjęcie, tej samej ryby? To trochę deprymowało przed wykonaniem kolejnej publikacji, ale też motywowało do poszukiwań i niekonwencjonalnych działań.

Wielokrotnie nocowałem w podwodnym deepspotowym hotelu, ale światła nad basenem zawsze pozostawały zapalone. Dopiero gdy trafiłem

na nocne nurkowanie, zobaczyłem, jak wygląda basen, gdy gasną lampy nad taflą wody. A musicie wiedzieć, że wygląda wprost magicznie! Gra świateł powodowana przez kilkunastu nurków operujących ręcznymi latarkami, ukazała mi znany już na pamięć obiekt zupełnie na nowo. Niecka basenu stała się bardziej kontrastowa, zyskała na głębi, a do tego pojawił się ekscytujący klimat mroku, który pobudzał wyobraźnię. Nowy pomysł na zdjęcia zakwitł w mojej głowie niczym kwiat paproci w noc świętojańską. Z tą różnicą, że nie znikł wraz z nadejściem świtu, ale stał się płaszczyzną, którą postanowiłem odkryć.

Kilka dni później, pod koniec zmiany zgasiłem wszystkie lampy, a następnie wskoczyłem do wody i rozpocząłem eksperymenty z latarkami. Dwa większe światła fotovideo i dziesięć małych latareczek pokazały potencjał tej sceny. Wrak znajdujący się na głębokości 20 metrów mistycznie wyłaniał się z mroku. Wyglądał wręcz, jakby płynął po powierzchni kafelek. Pierwsze udostępnione przeze mnie zdjęcia zebrały dobre opinie, ale wiedziałem, że to jeszcze nie to.

„Pięknie! A jakby umieścić tam jeszcze kolorową syrenę?” – komentarz przez Grześka zamieszczony pod zdjęciem, stanowił kamyczek, który pociągnął za sobą lawinę. Lawinę myśli i pomysłów, która przetoczyła się przez moją głowę. Rozwiały się wszelkie wątpliwości. To wręcz banalnie proste!

Czynnik ludzki jest nieodzowny, aby złapać odpowiednią perspektywę. Sprawia on jednak, że jeśli chodzi o poziom trudności wykonania takich zdjęć, poprzeczka jest zawieszona znacznie wyżej. Na tamtą chwilę chyba wyparłem tę wiedzę z głowy, bo nie byłem pewny, czy sobie z tym poradzę. Wrak jest statyczny, z kolei freediverzy zwykle poruszają się dość szybko, co w połączeniu z półmrokiem mogło skutkować rozmazanymi zdjęciami. Doskonale zdawałem sobie również sprawę z tego, że nie mogę od nich wymagać, aby pozostali ze mną nieruchomo na dłużej. W końcu wszystko działo się pod wodą na głębokości 20 metrów. Szybko okazało się jednak, że umiejętności najlepszych freediverów w Polsce, wykraczają daleko poza moje wyobrażenia.

Na kolejną próbę przygotowałem się lepiej. Dzięki uprzejmości Jacka Chojnickiego w moje ręce wpadły dodatkowe latarki. Z kolei ustawienia aparatu przetestowałem wcześniej w deepspotowej jaskini. Pozostawał tylko aspekt modeli. W środę odbywała się duża sesja freedivingowa. Zespół instruktorski, a w szczególności Piotr Błaszczak, szybko podchwycili pomysł. Ustaliliśmy szczegóły, choć nie będę ukrywał, że większość elementów pozostawała w sferze improwizacji.

O godzinie 23.00 zgasiliśmy wszystkie światła, a ja obładowany całym tym szpejem poszybowałem w mrok. Po dziesięciu minutach dałem Piotrowi znak zielonym laserem, że jestem już gotów.

Pierwsze zejście, kilka pozycji i każda wydaje się strzałem w dziesiątkę! Jestem pod wielkim wrażeniem, kiedy na ekranie aparatu przeglądam uchwycone kadry. Mam na to dłuższą chwilę, bo

This article is from: