7 minute read

El Naranjito - wrak SS Isla de la Gomera

tekst: Joanna Kruk, zdjęcia Pedro Alonso Molina Garcia

We wtorek trzynastego, nie wchodź na pokład, nie oddalaj się od domu i nie zawieraj związku małżeń-skiego – tak, w prawie dosłownym tłumaczeniu, brzmi popularne hiszpańskie przysłowie. Niektórzy uwa-żają, że wywodzi się ono z mitologii greckiej, według której Mars (po hiszpańsku Marte, a wtorek to Mar-tes) reprezentuje boga wojny. Z kolei według innych, tego dnia nastąpiło pomieszanie języków podczas budowy Wieży Babel. Niezależnie od tego, kto ma racje, przysłowie to odnosi się do najbardziej pecho-wego dnia, odpowiednika naszego piątku trzynastego.

We wtorkową noc, 13 kwietnia 1943 roku, jedną milę od portu Cabo de Palos zatonął statek SS Isla de la Gomera. Jednak dziś wrak znany jest bardziej pod nazwą El Naranjito. Ta niewielka jednostka przewoziła ładunek pomarańczy, a po hiszpańsku ten pyszny owoc to naranja i właśnie stąd wzięła się jego potoczna nazwa.

Fot. Pedro Alonso Molina Garcia

Statek został zbudowany w 1918 roku przez stocznię Echevarrieta i Larrinaga z Kadyksu i był drugą kon-strukcją z serii statków towarowych o nazwie „IR” (Gadir, Nadir, Amir, Ophir, Menhir i Agadir). SS Nadir miał historię zbliżoną do trajektorii Gadira, a jego budowę rozpoczęto bez kupca.

Pierwotnym zamierzeniem pochodzącego z Kraju Basków budowniczego Horacio Echevarrieta, było sprzedanie go firmie żeglugowej z Kadyksu – Martínez Pinillos. Jednak z uwagi na wysokie wymagania finansowe transakcja nie doszła ostatecznie do skutku. Zarówno kontrahentowi z Kadyksu, jak i pewnej katalońskiej firmie, z którą budowniczy negocjował w tym samym czasie, tysiąc pięćset peset za tonę ła-dunku wydawało się przesadą. Oznaczało to bowiem, że łączna cena wyniesie blisko 1 mln peset. Ponie-waż jednostki nie udało się sprzedać, to Echevarrietta postanowił wykorzystać statek do przewozu mate-riałów potrzebnych mu do budowy statków, które sprowadzał z Wielkiej Brytanii.

Tak jak wspomniałam wcześniej, El Nadir był niedużym statkiem i mierzył niespełna 52 metry długości oraz niecałe 8 metrów szerokości. Jednostka mogła przewozić ładunek o łącznej sumie do 665 ton. W 1926 roku statek został sprzedany firmie Maskor S.A., która zmieniła jego nazwę na SS Magurio, co w ję-zyku Basków oznacza smacznego ślimaka, a dokładnie jedną z jego odmian (z łac. Littorina Littorea). Firma Maskor należała do niedawno utworzonego monopolu naftowego CAMPSA, tak więc statek, wraz z pozo-stałymi jednostkami z serii „IR” zaczął być używany jako tankowiec. Nastęnie w 1935 roku kupił go Juan Padrón Saavedra, budowniczy statków z Wysp Kanaryjskich, który przemianował jednostkę na SS Isla de la Gomera, od nazwy jednej z wysp tego archipelagu, z przeznaczeniem do transportu kabotażowego.

13 kwietnia parowiec wyruszył z portu w Kartagenie z ładunkiem 15 skrzyń pomarańczy i zmierzał w kie-runku Barcelony. Kiedy zbliżał się do Cabo de Palos, warunki pogodowe uległy znacznemu pogorszeniu. Załoga zmagała się z silnym wiatrem ze wschodu, a wysokie fale destabilizowały ładunek i poważnie utrudniały żeglugę. W pewnym momencie od strony sterburty na pokład wdarła się ogromna ilość wody. Dokładnie nie wiadomo, czy powodem była fala, zderzenie z jakimś dużym obiektem czy przemieszczenie się ładunku, który uderzył i zniszczył kadłub. Pewne jest jednak to, że w efekcie statek bardzo szybko zatonął, pozostawiając na wodzie tylko resztki drewnianego mostka i skrzynie z pomarańczami.

Fot. Pedro Alonso Molina Garcia

Tymczasem w miejscowości Cabo de Palos nikt nie był świadomy rozgrywającej się na morzu tragedii. Był to rok 1943, w całej Europie trwała II wojna światowa, a wszystko wydarzyło się wczesnym rankiem. Ist-niało też duże prawdopodobieństwo, że statek przemieszczał się bez oświetlenia, aby nie pozostać nie-zauważonym.

Piętnastu członków załogi i trzech pasażerów usiłowało utrzymać się na powierzchni, łapiąc się pływają-cych przedmiotów. Wśród rozbitków znajdowała się również jedna kobieta, żona szefa mechaników Ma-nuela Espinosy i jej brat. Oboje znaleźli się na statku bez wiedzy kapitana. Podobno kobieta chciała zoba-czyć Barcelonę. Pomimo złej pogody jednemu z marynarzy udało się dopłynąć do brzegu i zawiadomić ludzi o tragedii. Natychmiast z Cabo de Palos wyruszyła pomoc, ale były to zwykłe łodzie z wiosłami. Lu-dzie walczący o życie na morzu, łapiąc się czegokolwiek, co unosiłoby się na powierzchni, rozproszyli się, co znacznie utrudniło ich poszukiwania. Czas upływał i rozbitków zaczęła dopadać hipotermia. W jej na-stępstwie kobieta oraz jej brat zginęli. Więcej szczęścia mieli pozostali rozbitkowie, którym w Cabo de Palos udzielono pierwszej pomocy i następnie przewieziono do Kartageny w celu złożenia zeznań.

Kapitan SS Isla de la Gomera zrelacjonował wydarzenia, jakie miały miejsce w noc zatonięcia:

„Okręt wykonał nagły przechył i natychmiast zaczął tonąć od strony dziobu, a gdy znalazłem się na mostku ze sternikiem Valentínem L.G., miałem już tylko czas na złapanie kamizelki ratunkowej. Wskoczy-łem do wody, gdy statek zanurzył się już od mostka do dziobu. Zniknął w niecałą minutę. Zostałem w wodzie, łapiąc się pływających skrzyń z pomarańczami. Słyszałem głosy kilku członków załogi, którzy unosili się w pobliżu, trzymając się kolejnych pudeł. Dryfowaliśmy aż do rana, kiedy zabrał nas kuter ry-backi i zawiózł do Cabo de Palos, gdzie byliśmy leczeni i wspomagani przez władze wybrzeża”.

Fot. Pedro Alonso Molina Garcia

W przeciągu kolejnych dni po tragedii, plaże i zatoki Cabo de Palos wypełniały się pomarańczami, przypo-minając o niedawnej tragedii i jej ofiarach.

Wrak El Naranjito to z pewnością jedno z najlepszych miejsc nurkowych w Cabo de Palos. Znajduje się niedaleko od portu i spoczywa na piaszczystym dnie, w pozycji nawigacyjnej, lekko przechylony na prawą burtę, w kierunku ze wschodu na zachód. Dziób znajduje się na głębokości 27 metrów, a rufa wraz ze śru-bą do połowy zakopana w dnie, opada na głębokość 44 metrów.

Zejście odbywa się z wykorzystaniem opustówki, która jest umocowana do dziobu wraku i właśnie w tym miejscu rozpoczynamy nurkowanie. Przy dobrej widoczności już sama droga w dół jest doświadczeniem zapierającym dech w piersiach. Zanurzając się mamy bowiem możliwość podziwiania El Naranjito w całej jego okazałości. Jest to niesamowity widok, który za każdym razem wprowadza mnie w cudowny nastrój i powoduje szybsze bicie serca. Nurkowanie można kontynuować po obu stronach wraku, docierając do głębszego obszaru w pobliżu rufy i śruby, który został skolonizowany przez gorgonie.

Po obejrzeniu rufy i pozrywanych przez lokalnych rybaków sieci możemy na chwilę zatrzymać się, aby podziwiać wnętrze wraku. Penetrując maszynownię, znajdziemy kocioł, silniki, uchwyty i rury. Swobodnie przepłyniemy również przez ładownię dziobową i rufową, gdyż obie są puste. Wynurzając się na pokład i kierując dalej w stronę najpłycej zanurzonej części wraku, możemy cieszyć się widokiem rozpraszającego się światła. Docierające promienie słoneczne oświetlają szkielet konstrukcji, wokół którego rozpościera się tylko niesamowity błękit Morza Śródziemnego, tu i ówdzie przecinany przez masę przeróżnych gatun-ków ryb zamieszkujących okolice wraku.

Fot. Pedro Alonso Molina Garcia

Przy dobrej widoczności i braku prądów morskich, zachęcam wszystkich do odpłynięcia na kilka metrów od dziobu statku. Widok, który ukaże się naszym oczom, jest po prostu fantastyczny, a oddalając się jesz-cze bardziej, możemy podziwiać, jak cały wrak znika niczym we mgle, stając się prawdziwym statkiem-widmo.

Oprócz spektakularnego widoku, jaki stanowi sam wrak, uwagę przyciąga ogromna ilość morskich stwo-rzeń, które zamieszkują jego wnętrze oraz najbliższą okolicę. Dziś El Naranjito jest przepiękną sztuczną rafą, która daje schronienie dużym ilościom graników, dentexów, ławicom leszczy, licznym ślimakom na-goskrzelnym, ogromnych rozmiarów murenom i kongerom, a nawet homarom. Wokół krążą też ławice małych ryb, które z kolei przyciągają liczne drapieżniki, takie jak np. barakudy. W pobliżu często widuje się również samogłowy, z którymi spotkanie, z uwagi na ich rozmiar, należy do niezapomnianych przeżyć. Nachylenie wraku sprawia, że część dziobu jest oderwana od dna i służy jako idealne schronienie dla gra-ników i innych dużych ryb, takich jak na przykład groupery.

El Naranjito jest najczęściej odwiedzanym wrakiem w Cabo de Palos. Częste prądy, termokliny, głębo-kość, a czasem słaba widoczność sprawiają jednak, że nurkowanie tu jest nieodpowiednie dla początkują-cych lub nieprzeszkolonych nurków. Z kolei wrak jest wprost idealnym miejscem do nurkowań i szkoleń technicznych. Miejscowe bazy nurkowe zabierają tu również płetwonurków rekreacyjnych, ale wymo-giem jest posiadanie uprawnień co najmniej na poziomie Advanced Open Water Diver. Często też ko-nieczne jest poprzedzające nurkowanie na mniejszej głębokości w celu weryfikacji umiejętności płetwo-nurka.

W Cabo de Palos jest kilka baz nurkowych, które bez problemu zabiorą Was na ten wyjątkowy wrak. Z własnego doświadczenia, z całego serca polecam Islas Hormigas Club De Buceo.

Nota od autora:

Niektóre źródła podają rok zatonięcia 1946. Artykuł ten opiera się na datach zawartych w publikacji Jorge Bañón Verdú „Naufragios de Cabo de Palos”.

This article is from: