12 minute read

Lampedusa - ekspedycja badawcza

tekst: Marc Langleur, zdjęcia: Marc Langleur, Bruno Gaidan, Rocco Canella

Każdego roku na całym świecie odkrywanych jest wiele nowych wraków. Techniki poszukiwania, badania i dokumentowania stale się rozwijają, a urządzenia takie jak sonar czy GPS stały się niezbędnym wyposażeniem każdej łodzi używanej do poszukiwań. Czy przez to same poszukiwania są dziś łatwiejsze? Ciężko to jednoznacznie powiedzieć... A gdzie się udać, aby odkryć nowe podwodne terytoria? Kilka spotkań, pojawia się okazja i zapada decyzja – ruszamy na Lampedusę! Cóż za zabawny kierunek! Jednak jakież odkrycia! Pomijając aspekt geopolityczny, pozbyliśmy się uprzedzeń i daliśmy się ponieść nowej przygodzie!

Lampedusa to mała włoska wyspa o powierzchni 20 km2, usytuowana na Morzu Śródziemnym na południe od Sycylii i nieopodal libijskiego (290 km) i tunezyjskiego (ok. 100 km) wybrzeża. Poza sezonem ten skrawek ziemi zamieszkuje zaledwie 7 tys. osób, natomiast w sezonie liczba do urasta do niebotycznych rozmiarów i od maja do listopada przewija się tu ok. 200-300 tys. turystów! Badania archeologiczne prowadzone na wyspie wykazały ślady osadnictwa greckiego, rzymskiego i muzułmańskiego, a co ciekawe, wyspa pozostawała prawie niezamieszkana aż do 1843 roku. Wówczas król Ferdynand II Burbon wysłał tam kapitana fregaty i oddział wojskowy. W 1872 roku Lampedusa stała się wyspą-więzieniem, a następnie podczas II wojny światowej została przekształcona w twierdzę wojskową. Jest to szczegół, który będzie nas interesował nieco bardziej w niedalekiej przyszłości. To właśnie w czasie wspomnianego konfliktu wyspa była mocno bombardowana przez aliantów, kiedy prowadzili oni akcję lądowania na Sycylii (operacja Husky). Wraz z końcem lat 80. XX wieku wyspa stała się popularnym ośrodkiem turystycznym słynącym z plaż i luźnego stylu życia.

Kiedy wysiadamy z promu, nasz gospodarz Rocco czeka na nas z wielkim uśmiechem, a samo powitanie jest bardzo jowialne „benvenuto”! Następnie zabiera nas bezpośrednio do centrum nurkowego, gdzie możemy wyładować cały nasz sprzęt. Szybko ustalamy „plan ataku”, a następnie przygotowujemy cały sprzęt potrzebny do naszego jutrzejszego nurkowania.

Rocco ma 36 lat i jest lokalnym instruktorem nurkowania, który jest bardzo świadomy potrzeby ochrony obszarów morskich. Centrum nurkowe Pelagos 2.0 Diving Center Lampedusa zostało założone w 1998 roku przez Simone d'Ippolito. Z kolei Rocco dołączył do zespołu i został partnerem Simone w 2015 roku. Jego intencją było wprowadzenie nowości i powiewu życia. W tym celu przygotował zbilansowaną ofertę nurkową, w której oprócz nurkowań rekreacyjnych pojawiły się nurkowania techniczne oraz na obiegu zamkniętym.

Naszym pierwszym celem jest już zbadany i udokumentowany wrak Marin Sanudo, który spoczywa na morskim dnie oddalony o 23 mile od brzegu. Choć wyruszamy bardzo wcześnie, to słońce jest już dobrze rozgrzane i dzień zapowiada się bardzo pięknie. Humory nam dopisują i trudno się dziwić! W końcu wybieramy się nurkować na wraku z czasów II wojny światowej, na którym nadal znajduje się cały sprzęt wojskowy. W końcu docieramy na miejsce. Boja rzucona z pokładu naszej łodzi wesoło kołysze się na wodzie, a około 75 metrów niżej znajduje się cel naszego nurkowania. Morze jest bardzo spokojne i jak okiem sięgnąć na jego powierzchni nie można dostrzec nawet jednej zmarszczki.

Budowę Marin Sanudo rozpoczęto w czerwcu 1925 roku, w stoczni Triestino di Monfalcone, a ukończono i jednostkę oddano do użytku w 1926 roku. Po kryzysie z 1929 roku, w 1937 roku statek zostanie przejęty przez Lloyd Triestino. Marin Sanudo mierzył 120 metrów długości i 17 metrów szerokości, a napędzany był 6-cylindrowym silnikiem Diesla B&W o mocy 2500 KM. Ciekawym detalem było to, że statek posiadał trzynaście wciągarek ładunkowych o dużej wydajności.

Pod koniec dnia, 4 marca 1942 roku, Marin Sanudo wyszedł z portu w Trapani i rozpoczął rejs do Trypolisu, eskortowany przez torpedowce Cigno i Racione. Na pokładzie znajdowało się łącznie 220 członków załogi oraz żołnierze zmierzający do Libii, a także ładunek zaopatrzenia dla sił niemieckich operujących w Afryce Północnej: części zamienne i silniki lotnicze, pojazdy opancerzone, ciężarówki, działa przeciwpancerne, motocykle, buty, hełmy oraz według niektórych źródeł dwumiesięczny żołd dla 44 tysięcy żołnierzy Afrika Korps...

Rankiem następnego dnia konwój został dostrzeżony przez brytyjski okręt podwodny P 31 (HMS Uproar), który wykonywał misję obserwacyjną u wybrzeży Lampedusy. Po zidentyfikowaniu celu brytyjski dowódca podjął decyzję o zaatakowaniu frachtowca salwą czterech torped. Trzy trafiły w cel, dosięgając lewą burtę Marin Sanudo. Eksplozje wzbiły w niebo ogromne kolumny wody, a statek zaczął gwałtownie tonąć. Okręty eskortujące konwój rozpoczęły pościg za P 31. Chociaż zrzucono ładunki głębinowe, to jednak przeciwnik został ledwie draśnięty. Po nieudanej pogoni oba torpedowce zebrały rozbitków z Marin Sanudo, a cała akcja ratunkowa trwała około dwóch godzin. Ostatecznie udało się uratować 165 osób.

Wrak SS Marin Sanudo został zlokalizowany w marcu 2002 roku przez zespół brytyjskich i maltańskich nurków. Następnie w 2005 roku przeprowadzono kolejną ekspedycję, tym razem włoską, w celu dokładnego udokumentowania i sfotografowania wraku. Brak jakichkolwiek informacji na ten temat i wydaje się, że od tego czasu nikt więcej nie nurkował na tym wraku. Dlatego uznaliśmy, że nadszedł właściwy czas, aby zobaczyć tego giganta na własne oczy!

Chlup! Po okolicy rozległ się charakterystyczny plusk towarzyszący wejściu nurka do wody z łodzi. Nie tracimy czasu i zanurzamy się jak najszybciej w kierunku tej jaskini Ali-Baby. Pierwsza obraz, jaki pojawia się po dotarciu na miejsce, to ogromna skrzynia, której zawartość została wysypana. Wszystko znajduje się do góry nogami. Blachy są poskręcane i poszarpane. Wyraźnie widać gwałtowność i wielką moc, jaka towarzyszyła zatonięciu. Rufa jest wciąż na swoim miejscu razem z wielką śrubą napędową. Z kolei ładownie nadal wypełnione są przeróżnymi materiałami. Wyraźnie widać ślady po przewróconym czołgu i muszę przyznać, że taki widok naprawdę robi wrażenie. Koła ciężarówek są porozrzucane po dnie. Gdzieś w pobliżu na pewno są również pozostałości samej ciężarówki, której kierownicę doskonale widać nieopodal. Skrzynki po amunicji, pociski... wszędzie, gdzie się tylko nie spojrzy, zalega mnóstwo przedmiotów, które nie zawsze są możliwe do zidentyfikowania. Jednak jedno jest pewne – moglibyśmy siedzieć tutaj godzinami! Wrak Marin Sanudo jest długi (120 m) i podczas eksploracji nieocenione okazały się skutery DPV, które pozwalają nam zaoszczędzić sporo czasu przy badaniu tak dużego obiektu. Robimy przejście w kierunku śruby napędowej. Widok jest doprawdy majestatyczny. W końcu przychodzi pora na ostatnie okrążenie nad główną ładownią, najlepiej zachowaną ze wszystkich. Wracamy na powierzchnię, zabierając ze sobą niezliczoną ilość obrazów, które wyryły się w naszych głowach podczas tego nurkowania. W drodze powrotnej pojawia się również refleksja o marynarzach, którzy stracili życie 5 marca 1942 roku.

W poszukiwaniu samolotu

Jako kolejny etap naszego pobytu na Lampedusie Rocco proponuje udanie się na poszukiwania samolotu zestrzelonego podczas II wojny światowej. Jest to Bristol Beaufighter, który miałby spoczywać na głębokości około 65-70 metrów, w pobliżu małej wysepki Linosa. Korzystając z małego RIB-ax w około godzinę docieramy do miejsca znanego jako Secchitella. Po wejściu do wody od razu kierujemy się na dno do miejsca, gdzie powinien na nas czekać wraku... Tymczasem nasze komputery pokazują 68 m, a dookoła tylko piasek jak okiem sięgnąć. Widoczność jest raczej dobra, ale po ponad 12 minutach poszukiwań nadal nie znaleźliśmy wraku ani nawet najmniejszego kawałka złomu. Patrzymy chwilę na siebie i podejmujemy decyzję o powrocie na powierzchnię. Wybieramy lekko krajoznawczą trasę i na głębokości ok. 60 m trafiamy na starożytną kotwicę. Cóż, nie jest to wrak samolotu, ale przynajmniej dokonujemy jakiegoś odkrycia! Dzień nie będzie stracony! Stopniowo wynurzamy się, opływając cały teren. Okolica jest dosyć okazała i malownicza. Są tu skalne kaniony, którymi podążamy, odnajdując bogatą i wszechobecną faunę i florę. Są groupery, ślimaki i wiele innych morskich stworzeń, prawdziwy festiwal barw i kształtów. Po dotarciu na wysepkę robimy przerwę na lunch, podczas której Rocco udał się do miejscowych rybaków, aby zasięgnąć języka co do lokalizacji wraku samolotu. Później wróci tu po naszym wyjeździe i w końcu znajdzie nieuchwytny dla nas wrak!

Kolejne nurkowanie prowadzi nas w zupełnie nieznany punkt. Kierujemy się zgodnie ze wskazówkami lokalnych rybaków, którzy regularnie zaczepiają w tym miejscu o coś swoje sieci, a czasem nawet wyławiają kawałki metalu. Czeka nas kolejne głębokie nurkowanie, ponieważ dno w tym miejscu opada na głębokość 75 metrów. Obraz z sonaru jest dobrze widoczny i trzeba przyznać, że wrak wygląda imponująco. Kończymy przygotowania do zanurzenia i Rocco oraz Fred wchodzą do wody jako pierwsi, a Bruno i ja zaraz po nich. Wejście do wody odbywa się bez problemów, a po przeprowadzeniu tradycyjnego wzajemnego sprawdzenia sprzętu, kierujemy się w stronę naszych towarzyszy. Na dnie nie wierzymy własnym oczom. Wielki wrak, który leży na burcie, ze śrubą napędową sterczącą w toni – to pierwszy widok, jaki dociera do naszych oczu. Bez dwóch zdań jest to frachtowiec. Żurawiki są na miejscu, ale już bez łodzi ratunkowych. Ewidentny znak, że załoga, a przynajmniej jej część, zdołała uciec przed nadciągającą katastrofą. Kontynuujemy nurkowanie wzdłuż wraku, a po drodze natrafiamy na kilka grouperów.

Wielkie ładownie są do połowy zgniecione. Zapewne zapadły się pod ciężarem kadłuba, bo nigdzie nie ma śladu po uderzeniu torpedy. Może to był atak lotniczy? Bruno zakrada się do jednej z ładowni w poszukiwaniu wskazówek, ale jest ona wypełniona błotem i dalsza eksploracja jest trudna, a wręcz niebezpieczna. Dlatego odpuszczamy i kierujemy się teraz w stronę rufy, która wpadła nam w oko od razu po zejściu na wrak. Nie wiem czemu, ale widok ogromnego steru i śruby napędowej zawsze robi wrażenie. Wspaniała maszyneria, która już nigdy nie będzie w stanie napędzać tej ogromnej masy metalu. Ten widok przywodzi mi na myśl ranne lub umierające dzikie zwierzę. Chociaż jego czas dobiegł końca, to zachwyca swoim pięknem do ostatnich chwil. Cały wrak pokryty jest gąbkami i otoczony mnóstwem ryb. Zauważamy, że Rocco i Fred zaczynają się wynurzać i wiemy, że to najwyższa pora, aby do nich dołączyć. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie w dół, gdzie powoli znika sylwetka tego kolosa. Naprawdę imponujący widok! Uczucia towarzyszące takiemu nurkowaniu są wyjątkowe. Właśnie odkryliśmy zupełnie nowy wrak i jesteśmy pierwszymi nurkami, którzy go eksplorowali. To magiczny moment, który wspólnie celebrujemy.

Stało się. Przyszedł czas na ostatnie nurkowanie w ramach naszego pobytu. Podobnie jak w przypadku poprzednich wypadów, dotarcie łodzią na miejsce zajmuje prawie dwie godziny. Mamy mnóstwo czasu na sprawdzenie sprzętu i skontrolowanie wszystkiego, na dyskusje, na drzemkę oraz na marzenia o niezwykłych odkryciach, które czekają na nas pod powierzchnią wody. Obroty silnika spadają, łódź zwalnia, zbliżamy się. Simone, kapitan sprawdza echosondę i gps, a następnie wyłącza silnik. Jesteśmy na miejscu. Prosiak leci do wody, a lina opustowa mknie na pełnej prędkości przez dobrą chwilę, zanim w końcu zatrzymuje się na dnie. Nareszcie pora wejść do wody, bo niecierpliwość stała się już wyczuwalna. Tym razem morze jest nieco bardziej wzburzone niż w poprzednich dniach. Dzień wcześniej mocno wiało i Rocco nawet wahał się co do tego wypadu oraz ostrzegał nas, że będzie nami nieco szarpało pod wodą. Nieważne, jesteśmy tutaj i nic nas nie zatrzyma! Po wejściu do wody okazuje się, że jednak nie ma prądu, a po kilku metrach widoczność jest doskonała. Dopiero w głębszych partiach nieco się pogorszy. Tu i ówdzie pojawia się cień, upiorny, nierealny. Piękny wrak łodzi dobrze osadzony na stępce odnajdujemy na głębokości 75 m. Frachtowiec a priori, z masztami ładunkowymi znajdującymi się wciąż na swoim miejscu. Nasze zaskoczenie jest znaczne. Mostek jest doskonale widoczny. Podniecenie sięga zenitu, ponieważ doskonale wiemy, że po raz kolejny jesteśmy pierwszymi, którzy eksplorują ten nieznany wrak. Statek jest skromnych rozmiarów, gdyż mierzy około 70 m długości, ale widok jest doprawdy wspaniały, ponieważ całość jest fantastycznie zachowana. Eksplorujemy go przez 35 minut. Jest to „rozsądny” czas, jaki sobie zaplanowaliśmy. Podnoszę głowę i… to niesamowite, dostrzegam blask słońca docierający z powierzchni! Ryby z gatunku Anthias opanowały statek ze wszystkich stron. Nurkując po zakamarkach wraku razem z Bruno, mówię sobie, że mamy cholerną szansę zakończyć pobyt na takim odkryciu. Niestety w pewnym momencie Bruno daje mi znać, że ma problem ze skuterem DPV. Kiepsko się składa, ponieważ jesteśmy po przeciwnym końcu wraku! Cóż, po wynurzeniu powrót na łódź będzie nieco bardziej akrobatyczny niż zwykle. Na powierzchni Frederic zachwyca się wrakiem – „wygląda jak obraz!” Wszyscy są zachwyceni tym, co udało nam się zobaczyć.

Podczas naszej ekspedycji doświadczyliśmy nadzwyczajnego przyjęcia i organizacji, jak również wyjątkowych warunków pogodowych, czystej i ciepłej wody: 22°C na dnie! To, co było jednak całkowicie wyjątkowe, to nurkowanie na mało znanych i dziewiczych wrakach. Bycie pierwszym nurkiem na wraku dostarcza rzadkich i ciężkich do opisania emocji. Jest to przywilej, który zna dziś niewielu nurków. Osobiście jestem nieco sfrustrowany. Jest to jednak pozytywny rodzaj frustracji, który przeobraża się w siłę napędową. Oczywiście chodzi o to, że nie mogłem spędzić więcej czasu na każdym z wraków. Gdybym miał wybrać najmilsze wspomnienie z całej wyprawy, to byłby to z pewnością ten wrak, który spoczywał na burcie, z przewróconym pojazdem pancernym w ładowni.

Bez wątpienia wody wokół Lampedusy to kolejny cel z ogromnym potencjałem do przyszłych odkryć. Nie mniej niż 40 wraków nadal czeka na swoje odkrycie i udokumentowanie. Wśród nich jest nawet wrak okrętu podwodnego, niestety znajduje się trochę za blisko libijskiego wybrzeża...

Podziękowania dla: Rocco Canella, Simone d'Ippolito i całego zespołu Pelagos Diving Center Lampedusa. Frederic Swierczynski, Bruno Gaidan, BigBlue Dive Lights.

This article is from: