5 minute read

RACZMAŃSKA

Next Article
NATURE

NATURE

ANNA Zwłoki zgasłego ojca, starca Zosimy, przygotowano do pogrzebania wedle ustalonego obrządku. Jak wiadomo, nie obmywa się zwłok mnichów i pustelników. „Zaledwie jaki zakonnik do Pana odejdzie (jakpowiedziano w księdze obrzędów), wtenczas wyznaczony do tej czynności zakonnik ociera ciało jego ciepłą wodą, czyniąc przódy gąbką (to znaczy grecką gąbką) znak krzyża na czole nieboszczyka, na jego piersi, rękach, kolanach, nogach i nigdzie więcej.” Wszystko to wypełnił nad zmarłym sam ojciec Paisij. Wytarłszy zaś, ubrał wszaty mnisze i zawinął w płaszcz; zgodnie z rytuałem rozciął ów płaszcz w paru miejscach, aby móc go zawiązać w kształcie krzyża. Na głowę nieboszczyka włożono kaptur z ośmioramiennym krzyżem; kaptura nie opuszczono, obli-cze zaś przykryto czarnym pokrowcem. W ręce włożono obraz Zbawiciela. Nad ranem przełożono ciało do trumny (już dawno przygotowanej). Trumna zaś miała stać przez cały dzień w celi (w pierwszym, większym pokoju, w którym nieboszczyk przyjmował braci i gości świeckich). Ponieważ nieboszczyk miał święcenia kapłańskie, więc ojcowie mieli nad nim czytać nie psałterz, lecz Ewan-gelię. Zaraz po mszy żałobnej rozpoczął czytanie ojciec Józef; ojciec Paisij zaś, który pragnął czytać potem przez cały dzień i całą noc, chwilowo był jeszcze zajęty inadtobardzo zatroskany, podobnie jak i ojciec ihumen, albowiem z coraz większą siłą poczęło się ujawniać śród braci jako też śród pielgrzymów, wciąż napływających z miasta i z gospody monasterskiej, niesłychane i nawet „nieprzystojne” wzburzenie i niecierpliwe oczekiwanie. Ojciec ihumen i ojciec Paisij usilnie starali się uspokoić wzburzone umysły. Kiedy nastał już dzień, z miasta zaczęto przyprowadzać chorych, zwłaszcza chore dzieci —jak gdyby czekano tylko na tę chwilę, ufając w niezwłoczne cudowne uzdrowienia nad trumną nieboszczyka. I teraz dopiero okazało się, do jakiego stopnia uważano w naszym mieście starca Zosimę za niewątpliwego i wielkiego świętego. Wśród nadcho- dzących byli bynajmniej nie tylko ludzie prości. To wielkie napięte oczekiwanie wierzących, wyrażone tak pospiesznie i bez osłonek, a nawet niecierpliwie, omal z pewną natarczywością, wydało się ojcu Paisjowi wielce gorszące i choć spodziewał się tego, rzeczywistość przekroczyła jednak jego oczekiwania. Ojciec Paisij zaczął więc robić wyrzuty niektórym ze wzburzonych mnichów: „Takie natarczywe oczekiwanie czegoś wielkiego —powiadał —jest lekkomyślnością, możliwą tylko dla ludzi świeckich, ale nas niegodną.”

Nie bardzo go jednak słuchano, i ojciec Paisij z niepokojem Zdawał sobie z tego sprawę, mimo że sam (jeżeli już mówić szczerze), oburzając się na zbyt niecierpliwe oczekiwanie i uważając je za czczą lekkomyślność, potajemnie w głębi duszy spodziewał się tego samego co i tamci, przezeń potępieni. I nie mógł się do tego nie przyznać. Niemniej ze szczególną przykrością spoglądał na niektórych ludzi, budzących w nim wielkie wątpliwości. Śród tłumu, tłoczącego się w celi zmarłego starca, z wewnętrzną odrazą (którą sam sobie brał za złe) spostrzegł na przykład Rakitina jak również mnicha z obdorskiej pustelni, który wciąż jeszcze znajdował się w monasterze; obaj wydali mu się nie wiadomo czemu podejrzani, chociaż nie wyodrębniali się niczym szczególnym.

Advertisement

Na głowę nieboszczyka włożono kaptur z ośmioramiennym krzyżem; kaptura nie opuszczono, oblicze zaś przykryto czarnym pokrowcem. W ręce włożono obraz Zbawiciela. Nad ranem przełożono ciało do trumny (już dawno przygotowanej). Trumna zaś miała stać przez cały dzień w celi (w pierwszym, większym pokoju, w którym nieboszczyk przyjmował braci i gości świeckich). Ponieważ nieboszczyk miał święcenia kapłańskie, więc ojcowie mieli nad nim czytać nie psałterz, lecz Ewan-gelię. Zaraz po mszy żałobnej rozpoczął czytanie ojciec Józef; ojciec Paisij zaś, który pragnął czytać potem przez cały dzień i całą noc, chwilowo był jeszcze zajęty inadtobardzo zatroskany, podobnie jak i ojciec ihumen.

TEKSTURA/NOCĄ

Ojciec Paisij postał nad nim kilka chwil.—Dość, synu miły, dość, przyjacielu —rzekł wreszcie tkliwie —czegopłaczesz? Ciesz się, a nie płacz. Zali nie wiesz, że dzień dzisiejszy jest największym z jego dni?

Gdzież on teraz przebywa, uprzytomnij sobie tylko!Alosza spojrzał nań, odsłoniwszy twarz spuchniętą od płaczu, ale natychmiast, nie mówiąc ani słowa, odwrócił się i znowu ukrył ją w dłoniach.—A. zresztą płacz —odezwał się ojciec Paisij. —Pan Jezus ci te łzy zesłał. „Rzewne łezki twoje dadzą ci wypoczynek duchowy i radość sercu twemu miłemu” —dodał w duchu, odchodząc od Aloszy i myśląc o nim z miłością. Oddalił się zaś czym prędzej, bo poczuł, że patrząc na chłopca sam się rozpłacze. Czas mijał, odprawiano przepisane nabożeństwa. Ojciec Paisij znowu zastąpił ojca Józefa przy trumnie i znowu zaczął czytać po nim Ewangelię. Lecz nie minęła trzecia po południu, gdy zdarzyło się coś, o czym już napomknąłem na końcu poprzedniej księgi, a co nie tylko nie odpowiadało powszechnemu oczekiwaniu, ale całkowicie je zawiodło i tak wzburzyło opinię miasta, że, jak już rzekłem, wspominasię o tym żywo do dnia dzisiejszego nie tylko w mieście.

Dodam jeszcze raz, wyłącznie od siebie: przykro mi, a nawet wstrętnie opowiadać o tym błahym i gorszącym wydarzeniu, w istocie zupełnie naturalnym i bez znaczenia, i oczywiście pominąłbym je chętnie milczeniem, gdyby nie to, że miało ono wielki wpływ na głównego, chociaż przyszłego bohatera mojej powieści, Aloszę. Był to jakby przełom, przewrót, który nim wstrząsnął, ale zarazem zdecydowanie skierował jego umysł w określonym kierunku na całe życie. Powróćmy zatemdo naszego opowiadania.

Kiedy przed świtem włożono przygotowane do pogrzebu zwłoki starca do trumny i przeniesiono je do pierwszego pokoju, wśród obecnych powstała kwestia, czy należy otworzyć w pokoju okna. Pytanie to jednak, rzucone przez kogoś mimochodem, pozostało bez odpowiedzi —jeżeli nawet usłyszeli je niektórzy z obecnych, to myśleli, że niedorzecznie jest spodziewać się rozkładu, trupiego zapachu po zwłokach takiego nieboszczyka, i czuli, że tylko uśmieszkiem politowania można odpowiedzieć na podobną lekkomyślność i słabą wiarę tego, kto zadał owo pytanie. Albowiem powszechnie spodziewano się czegoś wręcz przeciwnego.

Miał lat zaledwie dwadzieścia (brat jego Iwan miał dwadzieścia trzy, a starszy, Dymitr, dwadzieścia siedem). Przede wszystkim stwierdzam, że Alosza nie był żadnym fanatykiem ani, przynajmniej według mego zdania, nie był nawet mistykiem.

Od razu wygłoszę swoje o nim mniemanie: był po prostu młodym altruistą, a wstąpił na drogę mniszą tylko dlatego, żew owym czasie ona jedna go olśniła, ona jedna objawiła mu się, rzec można, jako ideał wyzwolenia duszy, rwącej się z mroków doczesnego zła ku światłu miłości. Olśniła go zaś owa droga tylko dlatego, że spotkał na niej wówczas niezwykłą, jego zdaniem, istotę —naszego słynnego „starca” z monasteru, Zosimę, do którego przywiązał się i którego pokochał gorącą pierwszą miłością swego nieukojonego serca. Zresztą nie przeczę, że Alosza już wówczas, a nawet wcześniej, już w kołysce, był dosyć dziwny.

NIE TY, NIE TY!

Ale Iwan nie odpowiedział. Alosza stał na rogu pod latarnią, póki Iwan nie skrył się w mroku. Wówczas odwrócił się i powoli wszedł w uliczkę. Nie mieszkał razem z Iwanem. Żaden z braci nie chciał zamieszkać w tym pustym domu Fiodora Pawłowicza. Alosza wynajmował pokój umeblowany przy mieszczańskiej rodzinie, zaś Iwan Fiodorowicz mieszkał dosyć daleko i zajmował przestronne i dosyć komfortowe miesz- kanie w oficynie wcale ładnego domu, należącego do pewnej zamożnej wdowy po urzędniku.

Usługiwała mu tylko bardzo sędziwa, zupełnie głucha, zreumatyzowana staruszka, która kładła się o szóstej wieczór i wstawała o szóstej rano. Iwan Fiodorowicz przez te dwa miesiące stał się dziwnie niewymagający i bardzo polubił samotność.

Kontrowersja

Może któryś z czytelników pomyśli sobie, że bohater mój był chorobliwą;egzaltowaną, nierozgarniętąistotą, bladym marzycielem, wątłym, nerwowym człowieczkiem. Nic podobnego.

Alosza w owym czasie był rosłym, rumianolicym, tchnącym zdrowiem i pogodą dziewiętnastoletnim wyrostkiem. Był nawet bardzo piękny i zgrabny, wzrostu nieco więcej niż średniego, miał ciemnoblond włosy, regularny, chociaż nieco wydłużony owal twarzy i błyszczące, ciemnoszare, szeroko rozstawione oczy, był przeważnie zamyślony, z wyglądu bardzo spokojny. Mogą mi czytelnicy powiedzieć, że rumiane policzki nie wyłączają bynajmniej fanatycznego usposobienia ani skłonności do mistycyzmu;

MATEUSZ ROGOWSKI, LIŚCIE, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 25 CM WARSZAWA lecz mnie się zdaje, że Alosza był nawet większym niż ktokolwiek realistą. O, rozumie się, przebywając w monasterze, wierzył święcie w cuda, ale, moim zdaniem, cuda nigdy nie wprawiają realisty w zakłopotanie. Nie cuda bowiem skłaniają realistę do wiary.

Prawdziwy realista, który nie wierzy, zawsze znajdzie w sobie moc i zdolność przeczenia cudom i choćby nawet stanął przed niewątpliwym faktem, raczej nie dałby wiary własnym zmysłom, niżby miał uznać możliwość cudu. A gdyby nawet uznał, to jako fakt naturalny, który mu dotychczas był nie znany.

This article is from: