4 minute read
MICHALAK
by Grafika WIT
Natalia
Piotr Ilicz Pierchotin, którego zostawiliśmy dobijającego się z furią do zamkniętej na cztery spusty bramy domu Morozowej, naturalnie dostukał się w końcu. Wściekły łomot śmiertelnie przeraził Fienię, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć z poprzedniego przestrachu. Wzburzona, nie mogąc się opędzić złym myślom, nie zmrużyła oka. Usłyszawszy stuk, pomyślała, że to wrócił Dymitr Fiodorowicz, chociaż sama widziała, jak odjeżdżał (bo nikt inny nie dobijałby się tak „zuchwale”).
Advertisement
Pobiegła do stróża, który się już obudził i szedł do bramy, i zaczęła go błagać, aby nie otwierał. Stróż jednak zapytał, kto stuka i w jakiej sprawie. Dowiedziawszy się, że to nie Dymitr Fiodorowicz i że „w ważnej sprawie” do Fiedosji Markowny, zdecydował się w końcu wpuścić późnego gościa. Fiedosja Markowna zaprowadziła Piotra Ilicza do kuchni. Uprosiła Piotra Ilicza, by pozwolił, że dla „pewności” będzie asystował im stróż. Piotr Ilicz wziął ją na spytki i od razu dowiedział się o najważniejszej rzeczy: że Dymitr Fiodorowicz na odchodnym zabrał mosiężny tłu-czek,wrócił zaś bez tłuczka, z zakrwawionymi rękami. „I krew jeszcze kapała, kap, kap, bez ustanku!” —opowiadała Fienia, która widocznie uroiła sobie ten straszliwy szczegół w swojej rozstrojonej wyobraźni. Lecz Piotr Ilicz również widział zakrwawione ręce —co prawdakrew z nich nie kapała —sam zresztą pomógł zmyć tę krew, i nie o to chodziło, czy krew prędko zaschła, leczoto, dokąd pobiegł Dymitr Fiodorowicz z tłuczkiem, to znaczy, czy na pewno udał się do Fiodora Pawłowiczaico nasuwa to przypuszczenie.
Piotr Ilicz w tym kierunku badał Fienię i chociaż nic się nie dowiedział, nabrał przeświadczenia, że Dymitr Fiodorowicz mógł się udać tylko do swego ojca i że zatem coś musiało tam zajść. ,,A kiedy wrócił —dodała wzburzonym głosem Fienia —i kiedy mujuż wszystko wyznałam, zaczęłam go pytać: co to za krew, Dymitrze Fiodorowiczu? a on mi od razu odpowiedział: że krew ludzka i że zabił człowieka —wyznał od razu i pokajał się przede mną i naraz wybiegł jak oszalały. Usiadłam i myślę sobie: dokądże on teraz jak szalony pobiegł? Pojedzie do Mokrego, myślę, i panią zabije. Wybiegłam, chciałam go błagać, aby mojej pani nie zabijał, biegłam do jego mieszkania, a tu patrzę, przed sklepem Płotnikowów siedzi na wozie i na rękach już nie ma krwi (Fienia zauważyła to i zapamiętała sobie).” Stara kucharka, babcia Fieni, potwierdziła zeznania wnuczki. Zapytawszy jeszcze o jakieś szczegóły, Piotr Ilicz wyszedł wreszcie na ulicę, bardziej zdenerwowany i niespokojny niż poprzednio. Zdawałoby się, że najprościej i najbliżej byłoby pójść teraz wprost do domu Fiodora Pawłowicza, zapytać, czy się co nie zdarzyło, a jeżeli tak, to co mianowicie, i dopiero potem w razie potrzeby iść do sprawnika.
Tak też sobie Piotr Ilicz uplanował. Ale noc była ciemna, brama domu Fiodora Pawłowicza mocna, znowu trzeba będzie się dobijać, poza tym Piotr Ilicz ledwo znał Fio-dora Pawłowicza, i cóż —dostuka się wreszcie, otworzą mu i nagle okaże się, że nic się nie zdarzyło; nazajutrz zaś Fiodor Pawłowicz, kpiarz zawołany, będzie rozpowiadał po mieście, jak to o północy dobijał się do niego nieznajomy urzędnik Pierchotin, aby dowiedzieć się, czy go kto nie zabił. Skandal! A skandalu Piotr Ilicz lękał się najbardziej w świecie.
Jednak uczucie, które pchnęło go na drogę poszukiwań, było tak silne, że tupnąwszy ze złością i zwymyślawszy sam siebie, pobiegł dalej, co prawda nie do Fiodora Pawłowicza, lecz do pani Chochłakow. Jeżeli na pytanie, czy dała o takiej a takiej godzinie trzy tysiące Dymitrowi Fiodorowiczowi, odpowieprzecząco, to on, Piotr Ilicz, niezwłocznie pobiegnie do sprawnika; w przeciwnym razie odłoży wszystko do jutra i wróci do domu. Właściwie mówiąc, idąc prawieojedenastej w nocy do nieznajomej damy, aby zadać dziwne pytanie, narażał się na grubszy skandal, niż gdyby był po prostu poszedł do Fiodora Pawłowicza. Lecz zdarza się tak czasem, zwłaszcza w podobnych wypadkach, i to z najbardziej solidnymi i flegmatycznymi ludźmi.
NATALIA MICHALAK, ŚWIATŁO I CIEŃ, 2022, LINORYT 17,5 X 35 CM WARSZAWA
Wiat O I Cie
Piotr Ilicz Pierchotin, którego zostawiliśmy dobijającego się z furią do zamkniętej na cztery spusty bramy domu Morozowej, naturalnie dostukał się w końcu. Wściekły łomot śmiertelnie przeraził Fienię, która jeszcze nie zdążyła ochłonąć z poprzedniego przestrachu. Wzburzona, nie mogąc się opędzić złym myślom, nie zmrużyła oka.
Usłyszawszy stuk, pomyślała, że to wrócił Dymitr Fiodorowicz, chociaż sama widziała, jak odjeżdżał (bo nikt inny nie dobijałby się tak „zuchwale”). Pobiegła do stróża, który się już obudził i szedł do bramy, i zaczęła go błagać, aby nie otwierał. Stróż jednak zapytał, kto stuka i w jakiej sprawie. Dowiedziawszy się, że to nie Dymitr Fiodorowicz i że „w ważnej spra- wie” do Fiedosji Markowny, zdecydował się w końcu wpuścić późnego gościa. Fiedosja Markowna zaprowadziła Piotra Ilicza do kuchni. Uprosiła Piotra Ilicza, by pozwolił, że dla „pewności” będzie asystował im stróż. Piotr Ilicz wziął ją na spytki i od razu dowiedział się o najważniejszej rzeczy: że Dymitr Fiodorowicz na odchodnym zabrał mosiężny tłu-czek,wrócił zaś bez tłuczka, z zakrwawionymi rękami. „I krew jeszcze kapała, kap, kap, bez ustanku!” —opowiadała Fienia, która widocznie uroiła sobie ten straszliwy szczegół w swojej rozstrojonej wyobraźni.
Przeczytawszy „dokument”, Iwan wstał, najzupełniej przekonany. A więc zabił brat, nie Smierdiakow. Nie Smierdiakow, a więc i nie on, Iwan. List ten nabrał w jego oczach niezwykłej wagi. Nie było żadnych wątpliwości co do winy Miti. Nawiasem mówiąc, o tym, że Mitia mógł zabić do spółki ze Smierdiakowem, Iwan nigdy nawet nie pomyślał, bo i zresztą fakty temu przeczyły. Był więc zupełnie uspokojony.
Nazajutrz z pogardą wspominał Smierdiakowa i jego szyderstwa. Po kilku dniach dziwił się nawet, jak mógł się tak przejąć jego podejrzeniami. Postanowił zlekceważyć go i zapomnieć. Tak minął miesiąc. Z nikim już o nim nie mówił, ale słyszał przelotnie ze dwa razy, że Smierdiakow jest bardzo chory i nienormalny. „Skończy obłędem” —orzekł młody lekarz, doktor Warwiński, i Iwan zakarbowałto sobie w pamięci. W ostatnim tygodniu tego miesiąca Iwan sam poczuł się bardzo źle. Był nawet u znakomitego lekarza z Moskwy, którego sprowadziła Katarzyna Iwanowna. I właśnie wtedy jego stosunki z Katarzyną Iwanownązaostrzyły się ostatecznie. Byli jakby dwaj zakochani w sobie wrogowie.
Nawroty uczucia Katarzyny Iwanowny do Miti, bardzo krótkie, ale gwałtowne, doprowadzały Iwana do wściekłości. Rzecz dziwna, aż do tej ostatniej, opisanej już sceny, która odbyła się w obecności Aloszy, Iwan przez cały miesiąc nie słyszał, aby Katarzyna Iwanowna wyraziła jakąś wątpliwość co do winy Dymitra. Nie zdarzyło się to nawet w momentach jej „nawrotów”, których Iwan tak nienawidził.
Godne uwagi jest jeszcze to, że Iwan, z każdym dniem coraz mocniej nienawidząc Miti, zdawał sobie jednocześnie sprawę, że nienawidzi go nie za owe „nawroty” Katarzyny Iwanowny, ale właśnie zato, że on zabił ojca! Czuł i uświadamiał to sobie dokładnie. Mimo to na dziesięć dni przed rozprawą odwiedził Mitię i zaproponował mu ucieczkę,podał nawet plan, widocznie od dawna już obmyślony. Oprócz głównej przyczyny pobudziło go do tego draśnięcie, zadane mu przez Smierdiakowa, że niby jemu,
NATALIA MICHALAK, KWIAT, 2022, SUCHA IGŁA 17,5 X 35 CM WARSZAWA
Iwanowi, wygodniej, że oskarżono brata, bo przez to on i Alosza odziedziczą zamiast po czterdzieści tysięcy, po sześćdziesiąt. Zdecydował się zaofiarować ze swojej części trzydzieści tysięcy, aby umożliwić ucieczkę Miti. Wracając wtedy z więzienia był smutny i niepewny: poczuł nagle, że życzy sobie ucieczki nie dlatego, że chce ofiarować trzydzieści tysięcy i zaleczyć owo draśnięcie, ale z jakiegoś innego powodu. „Czy dlatego, że moralnie i ja też jestem zabójcą?” —zapytał siebie.