12 minute read

Ida Nowak: Martwa planeta jest pełna życia

Martwa planeta jest pełna życia

Nasze przetrwanie to pewnie wystarczający argument w dyskusji nad koniecznością natychmiastowego zaprzestania degradacji środowiska naturalnego. To jednak motywacja antropocentryczna i samolubna. Czy gdybyśmy mogli uznać jakieś organizmy za całkowicie dla nas nieprzydatne, w porządku byłoby skazanie ich na śmierć?

Advertisement

Zofia Borysiewicz Ida Nowak

11 listopada szykowałam z osobami z Obozu dla Klimatu transparenty na antyfaszystowską manifestację. Mówiliśmy, że idziemy w niej „za ży ciem – naszym, waszym, wspólnym”. Zanim ruszyłyśmy na plac Unii Lubelskiej, zdążyłyśmy jeszcze pomóc osobie z Extinction Rebellion wnieść do domku na Jazdowie czarną trumnę znapisem „Polska”. Nieco ponad miesiąc wcześniej, gdy podczas wielogodzinnej blokady ronda de Gaulle’a wściekali się na nas kierowcy stojących w korku samochodów, krzyczeliśmy: „Przepraszamy, ale wymieramy!”.

Dyskurs utożsamiający walkę zkryzysem klimatycznym z walką o życie jest w ruchach ją prowadzących wszechobecny. Podczas festiwalu filmowego wGdyni czworo aktywistów iaktywistek Extinction Rebellion stanęło na bryłach lodu pod szubienicą, wszyscy z pętlami na szyjach. Było gorąco, więc lód szybko topniał. Wróżnych miastach wielokrotnie pojawiały się nekrologi, ana nich zawiadomienia o śmierci „Życia na Ziemi”, „Ludzkości”, „Przyszłości” i innych. Popularną formą klimatycznego protestu są tak zwane „Die-in’y” – kładziemy się wtedy na chodniku i przez kilka minut udajemy martwych, bo czasem tak się chyba właśnie czujemy. Martwe imartwi za życia, bez perspektyw na bezpieczną przyszłość.

Kryzys klimatyczny to niewątpliwie sprawa życia i śmierci. Już dzisiaj tysiące osób doświadczają dramatycznych kataklizmów, susz, powodzi, pożarów, huraganów, które związane są ściśle z destabilizacją klimatu. Jako ludzkość stoimy na krawędzi katastrofy, nie zadbaliśmy wporę obezpieczeństwo energetyczne iżywnościowe, nie zadbaliśmy o wspierające, równościowe społeczności. Nie zadbaliśmy wreszcie o złamanie antropocentrycznego mitu, wedle którego człowiek jest bytem oddzielnym od przyrody, wyalienowaną spośród wszystkich zwierząt istotą, mającą prawo czynić całej reszcie organizmów bardziej lub mniej zamierzoną krzywdę.

Katastrofa klimatyczna, największe wyzwanie i dominanta naszych czasów, stawia przed nami wiele pytań. Dotyczą naszej tożsamości, modelu społeczeństwa, polityki, działania. Poza pytaniami onas zproblematyki klimatycznej wyłaniają się też te związane zrelacją ludzi do reszty organizmów żywych, do ekosystemów, do wody i do planety, wskrócie: do całej przyrody. I może jest to dobry pretekst, by zastanowić się nad tym, co w ogóle mogłaby oznaczać ochrona życia wkontekście pozaludzkim.

Nieśmiertelne życie W 1982 roku Jack Sepkoski i David M. Raup opublikowali artykuł, w którym wyróżnili w historii życia na Ziemi pięć masowych wymierań, czyli →

Życie na Ziemi przetrwa prawdopodobnie każdą katastrofę, jaką tylko bylibyśmy w stanie na nie sprowadzić.

epizodów, podczas których raptownie znikała większość gatunków wielokomórkowych zwierząt. Ostatnie, czyli wymieranie kredowe, miało miejsce około 66 milionów lat temu. To właśnie wtedy wyginęły dinozaury, a z nimi 75 procent wszystkich gatunków – prawdopodobnie przez uderzenie w Ziemię asteroidy. Wcześniejsze wymierania powodowane były różnymi czynnikami, takimi jak wulkanizm, zmiany klimatu, być może także wydarzenia kosmiczne, takie jak wybuch bliskiej supernowej. Pięć wielkich wymierań to jednak tylko umowny podział. Pomiędzy nimi, atakże w trakcie ich trwania, można wyróżnić i krótsze epizody.

Dzisiaj mamy do czynienia z szóstym wymieraniem. Powodujemy je my i nasze polowania, zanieczyszczenia, przeludnienie, trwałe przekształcanie krajobrazu i w końcu zmiany klimatu. W debatach wokół kryzysu klimatycznego przewija się często hasło „śmierci planety”. Całe życie na Ziemi znalazło się przez nas na krawędzi przetrwania – twierdzą niektórzy – kryzys klimatyczny to kwestia śmierci totalnej, śmierci całego życia, na martwej planecie nie będzie niczego. Tymczasem warto pamiętać o tym, że chociaż masowe wymierania charakteryzują się zniknięciem zpowierzchni Ziemi co najmniej 75 procent gatunków, dotychczas zawsze wiązały się także zewolucyjną szansą dla pozostałych. Na przykład wspomniane już wymieranie kredowe sprawiło, że na Ziemi „rozkwitły” ssaki.

Największym zatruciem w historii Ziemi było z kolei zatrucie… tlenem, które miało miejsce około 2,5 miliarda lat temu. Nagła zmiana składu atmosfery ziemskiej spowodowała wtedy wymarcie większości ówczesnego życia – czyli organizmów beztlenowych, dla których ten pierwiastek był śmiertelną trucizną. Życie poradziło sobie z tym wyzwaniem doskonale, przy stosowując się do nowych warunków i ewoluując ku organizmom tlenowym – którymi jesteśmy także my.

By przetrwać mógł ktoś Biorąc pod uwagę historię życia na Ziemi, można więc założyć, że przetrwa ono każdą katastrofę, jaką tylko bylibyśmy wstanie na nie sprowadzić. Może wtakim razie z punktu widzenia ekologii nie potrzebujemy chronić życia jako takiego? Skoro rządzą nim procesy przebiegające w skali wielokrotnie wolniejszej niż ta obejmowalna istnieniem ludzkości, nie mamy przecież środków, by je kontrolować.

To prawda – życie na Ziemi nie potrzebuje naszej ochrony. Nie chodzi jednak o to, co ono może przetrwać, a o to, wjakich warunkach będzie coraz trudniej przetrwać nam. Atak się składa, że dewastacja środowiska naturalnego czy utrata

bioróżnorodności stanowią dla gatunku Homo sapiens ogromne zagrożenie. Kiedy mówimy o wymieraniu owadów, mówimy de facto o naszym bezpieczeństwie żywnościowym. Kiedy obserwujemy wycinanie lasów, obserwujemy odbieranie sobie możliwości naturalnego oczyszczania powietrza, produkowania tlenu ipochłaniania CO2. Kiedy martwimy się rosnącym stężeniem dwutlenku węgla w atmosferze, zakwaszaniem oceanów czy mikroplastikiem w wodzie, martwimy się o naszą przyszłość, wktórej lawinowe reakcje łańcuchowe związane zutratą bioróżnorodności ikumulacją klęsk żywiołowych uniemożliwią nam zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych. Gdy mówimy o martwej planecie, tak naprawdę mówimy przecież o miejscu, wktórym nie może przeżyć człowiek. Wizja, wktórej miliony lat po wymarciu ludzi Ziemia pulsuje żywiącym się plastikiem iropą, zmutowanym od radioaktywności, odrodzonym po kolejnym masowym wymieraniu życiem, jak na obrazach Alexisa Rockmana, jest intrygująca, może idla niektórych pocieszająca, ale na pewno niepożądana dla większości przedstawicieli naszego gatunku.

Ochrona przed zębami Nasze przetrwanie to pewnie wystarczający argument dla natychmiastowego zaprzestania degradacji środowiska naturalnego. Taka motywacja pozostaje jednak skrajnie antropocentryczna i zwyczajnie samolubna. Czy gdybyśmy mogli z całą pewnością uznać jakieś organizmy za całkowicie dla nas nieprzydatne, w porządku byłoby skazanie ich na śmierć? Nasze przetrwanie nie jest chyba jedyną godną namysłu sprawą, jeśli chodzi oochronę życia pozaludzkiego. Weźmy pod lupę drugi po masowym wymieraniu najważniejszy problem związany z zabijaniem przez nas zwierząt, czyli ich przemysłową hodowlę. Dla lepszego kontekstu zarysuję realia, wjakich się ona dzisiaj odbywa, chociaż skalauprzedmiotowienia iokrucieństwa wobec zwierząt hodowlanych nie mieści się wżadnych ramach możliwych do ujęcia słowem. Miliardy świń, krów, kur, ryb i innych stworzeń produkowane są rok za rokiem wciemności, smrodzie, ścisku ibólu tylko po to, by można było ich mięso, mleko lub jajka pozyskać i sprzedać. Ich życie liczone jest w zyskach i stratach; ich ciała mają być jak najbardziej wydajne. Warunki ich życia to zaprzeczenie humanitaryzmu w jakimkolwiek rozumieniu – upchnięte wklatkach, ciasnych boksach lub hangarach nie widzą słońca, nie mają dostępu do powietrza; poranione, taplające się we własnych odchodach lub depczące z konieczności po zwłokach innych zwierząt; transportowane tysiące kilometrów w duchocie, →

bez wody i pożywienia; zabierane od matek na chwilę po urodzeniu; zabijane często jeszcze przy pełnej świadomości, bo przy ekspresowym tempie ogłuszania zawsze coś pójdzie nie tak.

Nawet jeśli zgodzimy się co do tego, że takie warunki chowu nie powinny mieć miejsca, wciąż pozostaje pytanie: czy samo życie tych zwierząt nie zasługu je na ochronę? Dlaczego w ogóle je zabijamy, skoro nie musimy tego robić? Odpowiednio zbilansowana dieta we gańska jest wkońcu bezpieczna dla ludzi na każdym etapie życia. Za współczesny wyzysk zwierząt odpowiada mnóstwo czynników, od historycznych, przez ekonomiczne, polityczne, aż po indywidualne wybory konsumenckie. Wpewnym sensie musimy więc jeść cierpiące zwierzęta i ich wydzieliny, ponieważ kapitalizm troszczy się oto, byśmy nie mieli za dużo czasu, energii ipieniędzy na szukanie alternatyw. To jednak nie jedyny powód. Jemy je, bo wiemy, jak przyrządzić je tak, by smakowały dobrze. Jemy je, bo do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Jemy je również dlatego, że do tego właśnie są przez nas stworzone. Jemy je, bo to zwierzęta. Człowiekocentryzm W gruncie rzeczy nasz stosunek do zwierząt wyraża się już w samej ich nazwie. Ignorując zasady logiki, przez „zwierzęta” wciąż rozumiemy „wszystkie zwierzęta poza człowiekiem”*. Bo człowiek jest dla nas bytem radykalnie innym, należącym do zupełnie osobnego porządku. Na czym polega ta odmienność? Tu zdania są podzielone: jedni powiedzą, że to nieśmiertelna dusza, inni – że samoświadomość, jeszcze inni – że język czy kultura. Wszystkie te definicje są jednak arbitralne. Z argumentem z nieśmiertelnej duszy trudno dyskutować, chociaż nie jest to niemożliwe, co na polskim gruncie udowadniał ostatnio choćby Szymon Hołownia w książce „Boskie zwierzęta”. Pozostałe wciąż ulegać muszą przekształceniom, gdyż im lepiej poznajemy inne niż ludzie gatunki zwierząt, tym wyraźniej widzimy, że wszystkie cechy, które uważaliśmy za wyjątkowe u nas, występują również gdzie indziej w przyrodzie. A jednak to prawda – jesteśmy wyjątkowi. Ostatecznie żadnemu z innych gatunków nie udało się stać siłą geologiczną, to znaczy przekształcić klimatu, atmosfery, gleby iwód całej planety na skalę osobnej ery whistorii Ziemi. Zawsze pozostaniemy też wyjątkowi dla nas samych – bo tylko z ludzkiej perspektywy możemy patrzeć na świat. Podobnie zresztą jak każdy inny organizm. Dlatego nie warto oburzać się tym, że ludzie patrzą imyślą zludzkiej perspektywy izniej próbują rozumieć jak najwięcej z otaczającej rzeczywistości. Nie mamy wkońcu innego wyjścia. Naszym problemem jest jednak to, że wszystkie zwierzęta równamy do nas samych, wdodatku oceniając ich umiejętności naszymi subiektywnymi zmysłami iwymyślonymi przez nas eksperymentami. Nie tylko zresztą zwierzęta, a całą przyrodę. Ostatnio furorę na rynku wydawniczym robią pozycje, których autorzy i autorki szukają odpowiedzi na pytania takie jak: czy pozaludzkie zwierzęta mają język?; czy rośliny czują ból?; czy bakterie potrafią się komunikować?; czy grzyby są inteligentne? Nad tymi kwestiami łamią sobie zresztą głowę również szeregi naukowców inaukowczyń z całego świata. Tymczasem

pytania zadane w ten sposób ujawniają swój dogmatyczny wręcz antropocentryzm. Wjaki sposób inni są podobni do nas? Czy jest trochę człowieka w małży?; w pszenicy?; w grzybni? Co więcej, poszukujemy w tych innych czegoś, co wnas samych trudno nam uchwycić. Nie mamy spójnej definicji inteligencji, świadomości, umysłu czy kultury – a jednak udowadniamy sobie naiwnie, że czymkolwiek te rzeczy są, inne od nas byty na pewno ich nie mają (lub mają – wzależności od światopoglądu).

Czy bezjęzyczni inni mogą przemówić? W animal studies wyczerpująco opisała ten problem Kari Weil w klasycznym już tekście „AReport on the Animal

Turn”, zwracając uwagę, jak wykluczające jest przyznawanie zwierzętom „praw” na podstawie podobieństwa do ludzi, a konkretnie – arbitralnie ocenianych – zdolności poznawczych. Podobnie jak ma to miejsce w każdej formie dyskryminacji, problemem jest już narzucenie perspektywy. Jeśli całe społeczeństwo ma dorastać do norm wymyślonych i reprezentowanych przez białych mężczyzn z bogatej globalnej Północy, nigdy nie uda się zburzyć krzywdzących stereotypów – problemem jest sam punkt odniesienia, oparty na relacji władzy. Powszechnie praktykowaną i zgodną z lewicowymi ideałami metodą emancypacji jest oddawanie głosu, zwiększanie reprezentacji, tworzenie przestrzeni dla osób wykluczonych. Wprzypadku zwierząt metoda ta nie może być jednak zprozaicznych przyczyn zastosowana. Kari Weil pisze: „To prawda, że przez lata pozaludzkie zwierzęta zamknięte były wreprezentacjach tworzonych przez ludzi, reprezentacjach, które ponadto legity mizowały ich wykorzystywanie i wyzyskiwanie. Jednak w przeciwieństwie do obiektów studiów feministycznych czy etnicznych obiekty badań nad zwierzętami nie mogą mówić za siebie, awkażdym razie nie za pomocą języka, który akademia uznaje za konieczny dla samoreprezentacji. Czy są więc na zawsze skazane wyłącznie na status obiektów?” (tłum. IN). Jeden zczęsto przeze mnie wspominanych filmów to brytyjski mockument →

Gdy mówimy o martwej planecie, mamy tak naprawdę na myśli miejsce, w którym nie może przeżyć człowiek.

pod tytułem „Carnage: Swallowing the Past” – jego akcja rozgrywa się w roku 2067, widzimy wnim „historię” weganizacji świata. Wypowiedzi aktywistek, historyków, młodzieży, fragmenty udające materiały archiwalne – wponadgodzinnym filmie przedstawiona zostaje wizja społeczeństwa, które odeszło od eksploatacji zwierząt. Co ciekawe, wśród wydarzeń mających doprowadzić do jej końca w Wielkiej Brytanii, naprawdę przełomowe okazuje się wynalezienie narzędzia służącego do odczytywania myśli iuczuć zwierząt. Owca Lucy jako pierwsza przemawia głosem słynnej aktorki: „Czemu mnie golicie? Jest mi zimno”, po niej odzywają się kolejne zwierzęta, które dzięki wyposażeniu wtranslatory myśli mają szansę powiedzieć: „Nie jestem fabryką sera, jestem kozą”, „Czemu ciągle wkładacie swoje ręce w mój tyłek?” (krowa), „Czemu ciągle chcecie, żebym ejakulował?” (rozpłodowy byk). Jak opowiada narrator „Carnage…”: „Teraz każdy mógł usłyszeć, że inne zwierzęta tak samo jak my mają uczucia”.

To jednak wizja głęboko smutna. Czy rzeczywiście potrzebujemy translatora myśli, by uznać cierpienie i krzywdę zwierząt? Przecież mamy już wystar czające dowody na wysoką doznaniowość zwierząt chronicznie przez nas krzywdzonych, a jednak wciąż niewiele to zmienia wnaszym do nich stosunku. Dlaczego ciągle szukamy więc potwierdzenia podobieństwa, zamiast poszukać w sobie pokory i troski wobec nieogarnialnej wręcz odmienności?

Życie poza definicją Dzisiejsze studia nad przyrodą pozaludzką coraz dobitniej pokazują, że tworzone przez nas kategorie nie mają zastosowania dla wielu aspektów rzeczywistości, chociaż przyzwyczailiśmy się do oświeceniowego paradygmatu, wedle którego nauka miała być obiektywna. Jednocześnie używane przez nią pojęcia, takie jak zmysły, umysł, myślenie, komunikacja i inteligencja okazują się jedynie prowizoryczne.

Nawet pojęcie „życia” staje się coraz bardziej problematyczne. Po pierwsze, by mówić o życiu, musimy zdefiniować, kto lub co żyje. Tymczasem współczesna biologia łamie sobie głowę nad pytaniem o to, jak wogóle zdefiniować pojedynczy organizm. Czy rój pszczół, które z genetycznego punktu widzenia są klonami i działają wspólnie dla swojej kolonii, jest jednym organizmem, czy też jest nim każda pojedyncza pszczoła? Czy ameba Dictyostelium discoideum, która składa się zwielu jednokomórkowych ameb, mogących żyć także pojedynczo, jest osobnym bytem, czy też tylko zlepkiem odrębnych istnień? O nas – znaszą niebywałą florą jelitową – także można mówić jako o „holobiontach”, czyli jednostkach ekologicznych tworzonych przez zespół organizmów działających wsymbiozie. A może rację miał James Lovelock, brytyjski biolog, który wlatach 70. sformułował tak zwaną Hipotezę Gai? Wedle tej koncepcji wszystkie żyjące organizmy na Ziemi miałyby być jednością, awłaściwie sama Ziemia byłaby jednym wielkim organizmem, dbającym ooptymalne dla siebie warunki życia. Hipoteza Gai wciąż jest dyskutowana i ostro krytykowana jako zbyt metaforyczna, nienaukowa, teleologiczna i sprzeczna z zasadami ewolucji. Pozostaje jednak

punktem odniesienia dla dyskusji na temat współdziałania i współistnienia różnych form ziemskiego życia, które ciągle tak trudno nam ująć w jakiekolwiek ramy.

Słynny duet Lynn Margulis i Dorion Sagan w książce „What Is Life?” wydanej na przełomie wieków pisze, że „życie przekracza samo siebie, wymyka się każdej definicji”. Kilkusetstronicowe rozważania nad tym, jakimi cechami można by opisać i skategoryzować życie, badacze podsumowują wyrażeniem nadziei, że dalsze rozwiązywanie tej zagadki nie ustanie. Stają winspirującej niewiedzy.

* Im więcej dowiadujemy się oświecie pozaludzkiej przyrody, tym bardziej zdajemy sobie sprawę zwłasnych ograniczeń. Wie otym doskonale Jane Goodall, która w swojej książce „Przez dziurkę od klucza. 30 lat obserwacji szympansów nad potokiem Gombe” pisze: „Istnieje wiele okien, przez które możemy spoglądać na świat w poszukiwaniu zrozumienia. […] Większość ludzi, zastanawiając się nad misterium naszej egzystencji, spogląda na świat tylko przez jedno z tych okien. Ale nawet ono jest często zmatowiałe z powodu naszego ograniczonego człowieczeństwa”.

Nie bądźmy więc pochopni. Nie bądźmy przekonani o swoich osądach, zwłaszcza jeśli dotyczą czegoś, o czym nie możemy mieć pojęcia. Nie próbujmy za wszelką cenę ogarnąć tego, czego ogarnąć się nie da. Nie zarządzajmy procesami, w których sami jesteśmy tylko trybikiem – może trybikiem na ważnej osi, ale wciąż tylko trybikiem. Nauczmy się współistnieć ze sobą i z resztą świata. Nabierzmy pokory. Amoże wtedy nie wyginiemy.

* * Wjęzyku zaczyna funkcjonować określenie „zwierzęta pozaludzkie”, jednak jego stosowanie nie jest powszechne. Chociaż osobiście lubię używać tej konstrukcji, wtym tekście ostatecznie z niej zrezygnowałam zpowodu tak wygody, jak i lęku przed stygmatyzacją za używanie „zbyt biocentrycznego” dyskursu.

Ida Nowak jest studentką na Wydziale „Artes Liberales” UW. Pisze poezję i piosenki pod pseudonimem Ida Dzik. Zaangażowana aktywistycznie przeciwko hodowli przemysłowej i kryzysowi klimatycznemu. Członkini redakcji Magazynu Kontakt.

Zofia Borysiewicz zofiajaninaborysiewicz.tumblr.com

This article is from: